15897
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 15897 |
Rozszerzenie: |
15897 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 15897 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 15897 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
15897 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
OPOWIADANIA O ZWIERZĘTACH
JADWIGA WERNEROWA
OPOWIADANIA O ZWIERZĘTACH
ILUSTROWAŁ STANISŁAW ROZWADOWSKI
NASZA KSIĘGARNIA WARSZAWA 1985
© Copyright bv \r\stytut NNydawmczY „Nasza Ks\ęo,am'\a", Warszawa ?985
BOJOWNIK
Ten tytuł nie został specjalnie wymyślony, jak w wielu innych opowiadaniach. To po prostu nazwa ptaka, który w zupełności na nią zasłużył. Samiec bowiem w okresie godowym staje się ogromnie wojowniczy i szuka przeciwnika, z którym mógłby się zmierzyć. Nie jest to jednak prawdziwa walka, raczej nieszkodliwe potyczki, gdyż ptaki nie zadają sobie ran, nawet pierze się nie sypie, jak to bywa u innych gatunków, na przykład domowych kogutów, które potrafią tak zajadle tłuc się dziobami, że aż z mięsistych grzebieni kapie krew.
Pełna nazwa naszego bohatera brzmi: bojownik batalion. Jest to ptak nieduży, samiec ma 30 cm długości lub niewiele więcej, a więc tyle co synogarlica turecka. A synogarlicę, nazywaną również sierpówką, na pewno dobrze znacie. Chociaż pochodzi z dalekich krajów — na co wskazuje jej nazwa — tak bardzo się u nas rozpowszechniła, że można ją spotkać w każdym osiedlu. Bojownik batalkm natomiast jest obecnie rzadszy niż przed laty. Wprawdzie człowiek nigdy go nie prześladował, lecz osuszając torfowiska i mokradła, stale zmniejszał obszary, na których bojownik zwykł przebywać i zakładać gniazda.
Pożywienie bojowników jest niewyszukane, składają się na nie rozmaite zwierzęta bezkręgowe: dżdżownice, owady, ślimaki — przeważnie nagie, oraz inny drobiazg. Pokarm roślinny to świeże, soczyste liście, na przykład koniczyny, które od czasu do czasu skubią.
W czasie toków samice tworzą odrębne stadka, samce zaś biegają po używanych przez siebie od lat „boiskach" i poszukują rywali, z którymi mogłyby się bić. Zwykle nie mają z tym kłopotu, skoro na tej samej, stosunkowo niewielkiej przestrzeni znajduje się ich sporo, i to w rzucającym się w oczy barwnym, wiosen-
5
nym upierzeniu. Zapewne wiecie, że u większości ptaków samce mm oktes\e godowym sta'\ą s\ą bardz\e\ kolorowe \ub p\ąkme'\ śpiewają. U bojowników szata godowa każdego osobnika ma jakąś szczególną własną cechę wyróżniającą go spośród pozostałych. Specjaliści zajmujący się ptakami — nazywamy ich ornitologami — zauważyli tę właściwość już bardzo dawno i zbierali okazy bojowników łudząc się, że znajdą choć dwa identyczne. Ale dotychczas nikomu jeszcze się to nie udało. W wielkiej kolekcji samców batalionów w Muzeum w Białowieży też nie ma dwóch takich samych ptaków.
Ta różnorodność nie jest bynajmniej zjawiskiem szczególnym, wyjątkowym. Spróbujcie znaleźć dwóch identycznych ludzi. Nie, nie próbujcie! Na pewno okaże się to bezcelowe.
Wróćmy jednak na tokowisko. Każdy z walczących samców usiłuje dziobnąć rywala w oko, ale grożący dziób ześlizguje się po kryzie gładkich piór, tak więc dziobnięcia są zupełnie nieszkodliwe. Po pewnym czasie pojedynek ustaje i ptaki rozbiegają się, by poszukać następnego przeciwnika. Takie pojedynki trwają przez maj i połowę czerwca i odbywają się w całkowitym milczeniu. To również należy do charakterystycznych cech bojownika. W tym też czasie bojowniki łączą się pary.
Po okresie godowym batalion przechodzi okres pierzenia. Przede wszystkim wypadają pióra z jego pięknej, ozdobnej kryzy, maleją i bledną skórne brodawki około dzioba, a gdy wyrosną nowe piórka, całkowicie je przesłonią. Samiec staje się bardzo podobny do samicy. Poznać można go po tym, że jest od niej większy, co widać wyraźnie, gdy osobniki obu płci znajdą się w pobliżu siebie.
Samica sama buduje gniazdo i znosi cztery jaja. Bywają one szarawe, zielonkawe lub brązowe. Wysiaduje je też sama, gdyż ojciec zupełnie nie interesuje się rodziną. Wysiadywanie trwa długo, bo aż trzy tygodnie. Wykluwające się pisklęta są silne i mogą wkrótce chodzić z matką i wspólnie z nią żerować. Młode bojowniki bataliony odlatują do ciepłych krajów pod koniec lipca, starsze zaś o pół miesiąca wcześniej. Zimowiska batalionów znajdują się na południu Azji i w Afryce.
6
Bojownik batalion
???? — KTÓŻ ?? ???I?
Nie chcę męczyć czytelnika zgadywaniem, o jakie zwierzę chodzi, powiem od razu, że to pancernik długoogonowy, ssak mierzący 40 cm i ważący około 6 kg, mieszkaniec Ameryki Południowej.
Może się wydać dziwne, że jeszcze żyje na wolności, gdyż ludzie nie zostawiają go w spokoju. Polują nań dla jadalnego mięsa, a jeszcze chętniej dla skóry, używanej do wyrobu pięknych, niezmiernie trwałych koszyków. Skóra peby pokryta jest na grzbiecie płytkami, które w części środkowej są ruchome, dzięki czemu peba może wyginać tułów, a nawet zwijać się w kłębek, chowając w ten sposób głowę, przód i tył tułowia, a także ogon, również opancerzony. Miękki brzuch, porośnięty skąpym żółtobrązowym futerkiem, zostaje wówczas doskonale zabezpieczony przed atakiem głodnego drapieżcy. Może on turlać opancerzoną kulę, ale nie jest w stanie zaatakować peby zębami.
Peba rodzi raz na rok 2-4 młode, i to tej samej płci. A więc albo córki, albo synów. Zamieszkuje duże nory, które wykopuje silnymi łapami (przednie są cztero-, tylne pięciopalczaste), uzbrojonymi w mocne pazury. Nory kopie w bliskim sąsiedztwie mrowisk i termitier, gdyż żywi się przeważnie mrówkami i termitami, choć jada też inne owady i nieduże kręgowce, a wśród nich również węże, nie wyłączając jadowitych.
8
/
Peba
CYJON
Nikt, kto widział tego ssaka na zdjęciu lub obrazku, nie będzie miał wątpliwości, że podobnie jak wilk czy lis on również należy do rodziny psowatych. Nazywa się cyjon. Zamieszkuje rozległe obszary Azji, od lasów Syberii, czyli tajgi, aż po Indie. Żyje więc w rozmaitych klimatach: podobnym do naszego, z wyraźnymi czterema porami roku, oraz podzwrotnikowym, gdzie zawsze jest gorąco, a przynajmniej bardzo ciepło. Łatwo się domyślić, że szczególnie gęste i puszyste futro mają mieszkańcy z północy, natomiast u ich współbraci z południowych terenów futro jest znacznie skromniejsze, a zwłaszcza mniej obfity jest włos puchowy.
Cyjon nie należy do samotników, żyje w gromadach liczących od kilku do kilkudziesięciu osobników, podobnie jak hieny, wilki, szakale. Taki tryb życia ma wiele zalet. Wśród stada istnieje podział pracy: część udaje się na polowanie, inna, mniej liczna grupa opiekuje się bezbronnymi szczeniętami. Zwierzęta polujące przynoszą zdobycz w żołądku i wypluwanymi kawałkami mięsa sprawiedliwie obdzielają wszystkie dzieci. Gdy żywności jest sporo, opiekunowie też się pożywią. I tak właśnie na ogół bywa, bo cyjony polują na grubą zwierzynę: jelenie, dzikie kozy, piżmowce, antylopy, owce, bawoły. Jasne więc, że jest czym nakarmić wszystkich głodnych.
Sfora tych psów to groźny przeciwnik innych drapieżników: tygrysów, panter czy niedźwiedzi, które nie odważają się zaczepić stada cyjonów. Cyjony polują w dzień, na noc zaś wyszukują sobie kryjówki w gęstych krzewach, w skalnych szczelinach, pod wykrotami.
10
??/on
Ponieważ, jak już była mowa, zamieszkują bardzo rozległe tereny, mnożą się w rozmaitych porach roku. Cyjony z północy rodzą szczenięta raz na rok w lecie, te zaś z ciepłego klimatu prawdopodobnie dwa razy, pierwszy raz w styczniu lub w lutym. Nie można jednak stwierdzić tego z całą pewnością, gdyż hordy cyjonów wędrują po wielkich obszarach, co bardzo utrudnia obserwację.
W epoce lodowej, gdy w zimnym klimacie żyły na ogół inne zwierzęta niż obecnie, pradawni przodkowie cyjonów zamieszkiwali całą Europę.
WĄSACZ
Badzie tu mowa o naszym rodzimym ptaku, o którym bardzo rzadko się wspomina. Nie występuje ani w baśniach, ani w opowiadaniach, ani w wierszach. Nie sądźcie jednak, że to jakaś niepozorna, drobna ptaszyna, którą trudno zauważyć. Ten mało znany ptak jest bardzo efektowny i duży. Jeżeli chodzi o rozmiary, to wśród naszych dziko żyjących ptaków zajmuje drugie miejsce. Tylko łabędź jest odeń większy. Ale nasz bohater to „lądowiec", podobny bardziej do strusia niż do jakiegokolwiek innego ptaka.
Ale najwyższy już czas wymienić nazwę naszego bohatera — jest to drop pospolity. Dawni myśliwi nazywali go brodaczem lub wąsaczem, ponieważ u nasady dzioba zwisa mu z każdej strony pęczek piór. Powtarzam: dawni myśliwi, bo obecnie drop jest w Polsce pod ochroną. Zresztą nie wyłącznie u nas, również w kilkunastu jeszcze krajach, na przykład w Czechosłowacji, na Węgrzech, w Rumunii. U nas żyje niewiele więcej niż sto tych pięknych, wielkich ptaków na terenie województwa poznańskiego, szczecińskiego i zielonogórskiego.
Dorosły, w pełni wyrośnięty samiec waży od 10 do 16 kg, a niekiedy, choć wyjątkowo, bywają nawet osobniki jeszcze cięższe. Samice są mniejsze i znacznie lżejsze, rzadko ich waga przekracza 6 kg.
Ubarwienie dropi — grzbiet brązowy jak rdza na żelazie, głowa i szyja popielate, podbrzusze białe, nogi i dziób ciemnoszare — sprawia, że w swym środowisku nie rzucają się w oczy. Dopiero gdy dropie poderwą się w powietrze, skrzydła błyskają trzema kontrastowymi barwami: czarną, białą i brązową.
13
Drop jest ptakiem niezwykle czujnym i ostrożnym, trudnym do podejścia. Ma świetny wzrok i mimo pokaźnej wagi szybko zrywa się do lotu, szczególnie z wiatrem, a w spokojnym powietrzu z rozbiegu. Jednak —jak4 to często bywa —dropiom, ptakom stepowym, stawała na przeszkodzie gospodarka człowieka. Nie dlatego zresztą, że coraz większe tereny rolnik zabierał na pola, lecz na skutek coraz gęstszej zabudowy, coraz bardziej rozgałęzionej sieci hałaśliwych dróg i mechanizacji rolnictwa. Na polach drop może się doskonale wyżywić, gdyż podstawą jego jadłospisu są rośliny, zarówno nasiona, jak też zielone źdźbła, liście, pąki i bulwy. Ewentualne szkody w roślinach wynagradza zjadając m. in. owady, myszy i polniki, a ponieważ dla tak dużego ptaka są to dość skromne kąski, musi więc zjadać ich mnóstwo. Dropie jedzą też dżdżownice, żaby i jaszczurki. Obecnie, przy nikłej w Polsce liczbie tych ptaków, o wyrządzaniu przez nie szkód w ogóle nie może być mowy, problemem jest natomiast utrzymanie tego gatunku. Tereny, na których dropie mogą żyć, kurczą się coraz bardziej i gatunkowi temu grozi u nas całkowita zagłada.
Drop jako ptak stepowy jest mieszkańcem obsza/ów stosunkowo suchych. Nie cierpi jednak z tego powodu. Wystarcza mu woda zawarta w pożywieniu oraz krople rosy, nie musi więc szukać wodopoju.
Pióra dropia są nie tylko obfite, ale też odporne na wiatr, deszcz i silne nasłonecznienie. Na srogą zimę dropie przelatują na tereny o łagodniejszym klimacie, a gdy zima jest lekka, pozostają w tej samej okolicy.
Wczesną wiosną dorosłe samce zaczynają tokować. W czasie toków charakterystyczne jest wydymanie sporego worka, znajdującego się pod skórą szyi, który mogą napełniać powietrzem. Stroszą też pióra, ukazując olśniewający, śnieżyście biały puch, co w sumie sprawia, że wyglądają szczególnie okazale. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że drop wydaje przy tym specjalny głos, jak na przykład indor, paw czy kogut. Drop tokuje w milczeniu. Ale nie myślcie, że jest niemy, może wydawać krótkie, chrapliwe dźwięki, a przestraszony fiuka.
14
/
Drop
P'\sk\ęta, gdy \e coś zaniepokoi, wzywają matkę piskieml Skoro mówimy o pisklętach, to warto wspomnieć o gnieździe.) Nikomu ono nie zaimponuje. Jest to płytkie zagłębienie wygrzebane na polu, pośród roślin uprawnych, skąpo wysłane źdźbłami. Samica składa w nim 2-3 jasnobrązowe, czarno nakrapiane jaja. Wysiaduje je troskliwie przez z górą trzy tygodnie. Pisklęta wykluwają się już porośnięte gęstym, delikatnym,) piaskowej barwy puchem. Są jednak dość niedołężne. Przez pierwszych parę dni troskliwa matka nie tylko dostarcza im odpowiedniej ilości pożywienia, lecz wkłada je małym do dzioba. W jesieni i w zimie stare i młode ptaki łączą się w niewielkie stadka i żerują razem.
A WIĘC SZKODNIK CZY NIE?
Bohaterem tego opowiadania jest tchórz, nieduży ssak długości 40-60 cm, nie licząc puszystego ogona, mierzącego 15-20 cm. Zamieszkuje on całą Europę oprócz najbardziej na północ wysuniętych obszarów oraz część Azji. Żyje zarówno w górach, jak i na nizinach, na rozległych, bezdrzewnych stepach i wśród gęstych puszcz,- na łąkach, w polu, w parkach i przy domostwach ludzkich. Jest więc ssakiem pospolitym i osiedla się właściwie wszędzie. Ale ponieważ pędzi nocny tryb życia, ludzie często nie wiedzą, że osiedlił się gdzieś w najbliższym sąsiedztwie.
Legowiska zakłada w różnych miejscach. Widywano je w stogach siana lub stertach zbóż, pod korzeniami drzew, pod kupami chrustu w lesie, a na Pogórzu pod zwałami kamieni. Równie często urządza kryjówkę w nisko położonych dziuplach drzew, jak i opuszczonych norach lisich, króliczych czy jakichkolwiek innych. Gniazda tchórzy znajdowano też na strychach budynków mieszkalnych, w wieżach, w piwnicach, przy czym nieraz w dużych miastach, i to nie tylko na przedmieściach, gdzie rzadko rozsiane małe domki w ogródkach zapewniają im spokój, ale nawet w najruchliwszych, nowoczesnych dzielnicach.
Być może niejednemu z was wyda się niewiarygodne, że tchórze mogą żyć na przykład w Warszawie: „Taki hałas, tramwaje, samochody, zatrzęsienie ludzi! Toż każdy dziki zwierz umarłby ze strachu I" Otóż musicie wiedzieć, że zwierzęta stosunkowo szybko przyzwyczajają się do najniezwyklejszych nawet zjawisk, jeśli ciągle się z nimi stykają. Jeżeli tchórz, który zabłąkał się do miasta, ciągle i ciągle, dzień w dzień słyszy.
2 Opowiadania
17
jak dudni i dzwoni tramwaj, jak ludzie chodzą, a samochody jeżdżą, to po jakimś czasie całkowicie przestaje zwracać uwagę na te hałasy.
Tchórz jest zwierzęciem nocnym. Dzień przesypia w kryjówce, a 'na łowy wyrusza o zmroku. Słuch ma doskonały, węch również, wzrok natomiast słabszy, co zresztą nie odgrywa istotniejszej roli u zwierzęcia prowadzącego nocny tryb życia. Biega szybko drobnymi kroczkami na swych miękkich, krótkich łapkach i węszy, i nasłuchuje. Myszkuje w krzakach, zbożach, włazi do króliczych nor, łowi gnieżdżące się na ziemi ptaki bądź wypija ich jajka, pożera myszy, szczury, norniki, chomiki, żaby, ślimaki, chrabąszcze, gąsienice...
Ale poza tym ten mięsożerny ssak jada też, i to bardzo chętnie, słodkie owoce, jak poziomki, maliny, jagody, czasem grzyby, a nawet od czasu do czasu jakiś młody listek czy pączek.
Mógłby ktoś zapytać, skąd wiadomo, czym tchórz się żywi, skoro tak trudno go wytropić. Ustalili to uczeni na podstawie resztek znajdowanych w norach i dzięki starannym badaniom zawartości żołądków upolowanych zwierząt. Oczywiście, tchórze jedzą przede wszystkim to, czego na danym terenie jest dużo. W starych książkach można natrafić na wiadomości, że tchórze żywią się drobiem, i to tylko wyjadają mózg i wypijają krew, tak że każdy tchórz dusi co noc kilka kur czy gęsi. Jest to, rzecz jasna, nieprawda.
W kryjówce tchórz zwykle gromadzi zapasy na „czarną godzinę". Są to głównie żaby z nadgryzionymi łapami, żeby nie mogły uciec, a także nieżywe szczury i myszy. Swą spiżarnię i pozostałą część nory utrzymuje w czystości, załatwia się w pewnej odległości od swego mieszkania.
Tak jak niektóre inne ssaki, na przykład amerykański skunks zwany pospolicie śmierdzielem, wytryskuje na napastnika specjalną cuchnącą wydzielinę, dzięki czemu nieraz udaje mu się zyskać czas na ucieczkę i umknąć przed zębami wroga.
Okres godów przypada u tchórzy na marzec, a po mniej więcej sześciu tygodniach rodzą się młode. Bywa ich od 3 do 7,
18
są ślepe i prawie białe. Opiekuje się nimi tylko majka; już po kilku tygodniach zaczyna dożywiać je mięsem.
Wróćmy jednak do tytułowego pytania: czy tchórz jest szkodnikiem, czy też nie.
Otóż prawda, jak to się mówi, leży pośrodku. W przyrodzie nie ma zwierząt całkowicie szkodliwych lub też bezwzględnie pożytecznych, zależy to od ich ilości na danym terenie. Gdyby na przykład szczurów było dwieście w całej Polsce, nie wyrządzałyby właściwie żadnych szkód. Kto wie, może nawet trzeba by je było wziąć pod ochronę jako rzadkie zwierzęta. Z drugiej strony, gdyby poczciwe sarny rozmnożyły się w tysiączne stada i ogałacały pola z zasiewów, wówczas wszyscy uznaliby je za niebezpieczne szkodniki. Podobnie trzeba spojrzeć na tchórze. Obecnie ilość ich nie zagraża naszej gospodarce, raczej przeciwnie, zjadają one tyle gryzoni, ślimaków i owadów, że przynoszą pożytek.
Ale tak to już jest: bardziej pamięta się tchórzowi, że upoluje czasem zająca, bażanta czy kuropatwę lub zakradnie się do kurnika, niż to, że pożera setki groźnych szkodników.
PRODUCENCI JEDWABIU
Coraz więcej powstaje rozmaitych tworzyw sztucznych, na przykład tkaniny bywają wełnopodobne lub jedwabiopodobne, podobne, ale nie identyczne z wytworami przyrody. Naturalna wełna to sierść owiec, kóz, lam, wielbłądów i innych jeszcze ssaków, zapewniająca tym zwierzętom ochronę przed chłodem i zmianami temperatury. Toteż człowiek dla osłonięcia własnego ciała od wieków korzysta z ich futra.
A jedwab? Czy są zwierzęta okrywające ciało tą substancją? Nie ma co szukać, nie znajdziemy takich organizmów. Jedwab służy ich wytwórcom do całkiem innych celów. Pająkom na przykład do sporządzania sieci łownych albo długich pasemek, zwanych „babim latem", na których przenoszą się z wiatrem nawet na duże odległości. Gąsienicom zaś wielu gatunków motyli do sporządzania kokonu.
Owadami od tysiącleci wykorzystywanymi przez człowieka są jedwabniki, a wśród nich pierwsze miejsce przyznać należy jedwabnikowi morwowemu, który stał się zwierzęciem hodowlanym. Ba, nawet udomowionym, gdyż w stanie dzikim już nie występuje. Jego gąsienice żywią się wyłącznie liśćmi morwy, można więc zakładać ich hodowlę wszędzie tam, gdzie rosną te drzewa. Po sześciu tygodniach od wyklucia się z jaja gąsienica jedwabnika — ma wówczas 7 cm długości — przestaje jeść, szuka sobie wygodnego miejsca i zaczyna snuć jedwabną nić. Powstaje ona z płynnego jedwabiu wytwarzanego przez specjalne gruczoły przędne, których zakończenia znajdują się na dolnej wardze gąsienicy. Wypływająca z nich równomiernym strumyczkiem ciecz szybko krzepnie na powietrzu, tworząc delikatną, równą, cieniutką nić. Jest ona tak mocna, jak stalowy
20
drucik tej samej grubości. Długość zaś wysnutej nici miewa od 1000 do 1500 m.
Z tego właśnie tworzywa w ciągu dwóch-trzech dni gąsienica sporządza kokon i w nim zamienia się w poczwarkę. W jej ciele zachodzą skomplikowane przemiany, w wyniku których po dwóch tygodniach powstaje motyl. Trudno byłoby nazwać go pięknym: jest żółtawobiały, niezgrabny, z grubym, ciężkim odwłokiem. Lata niemrawo, żyje zaledwie dwa-trzy dni i przez ten czas nic nie je. Zapłodniona samica składa 300-500 jaj.
W hodowli nie można jednak pozwolić, by motyle wyszły z kokonów, bo poprzerywałyby przy tym jedwabną nić, a krótkie nitki nie stanowią dla ludzi prawie żadnej wartości. Zabija się więc poczwarki parą lub gorącym powietrzem o temperaturze ponad 60°. Cieniutkie jedwabne niteczki są bardzo lekkie, kilogram nitek uzyskuje się z 6000-12 000 kokonów, zależnie od ich grubości. Nic więc dziwnego, że tkaniny z naturalnego jedwabiu są bardzo drogie.
A jak powstaje piękna, trwała pajęczyna produkowana przez pająki? W końcowej części odwłoka pająków mieszczą się tysiące gruczołów wydzielających swoistą ciecz, szybko krzepnącą w cieniutkie niteczki, które zlepiają się w grubszą nić. Z niej właśnie powstaje pajęcza sieć. Z innych gruczołów wypływa płyn krzepnący bardzo wolno, dzięki czemu nici długo pozostają lepkie. Jeszcze inne gruczoły (mają je tylko samice) produkują specjalną substancję do wytwarzania kokonu. Ta, oczywiście, nie jest lepka.
Sieci łowne bywają rozmaite, zależnie od gatunku zwierzęcia, a więc i od warunków, w jakich pędzi życie. Wśród naszych rodzimych pająków najokazalsze, a także najpiękniejsze są sieci krzyżaka. Bardzo ważnym szczegółem tej konstrukcji jest nić sygnalizacyjna przeciągnięta od sieci łownej do kryjówki, w której chroni się pająk. Jej drgania informują go o zaplątaniu się zdobyczy oraz o jej sile. Zaalarmowany drapieżnik zsuwa się szybko po nici sygnalizacyjnej, unieruchamia ofiarę splotami pajęczyny, następnie zabija i wysysa pożywną zawartość, resztki zaś wyrzuca. Gdy jest syty, zdobycz zostawia
21
na później. Pajęcza nić jest bardzo mocna, sieć więc po naprawieniu ewentualnych uszkodzeń może służyć bardzo długo. Pająki przenoszące się z jednego miejsca na inne na pajęczynie, znanej jako „babie lato", zdane na łaskę wiatru, odbywają na tym delikatnym tworzywie dalekie podróże. Stwierdzono kiedyś, że na wysokości około 2000 m odbyły podróż z Ameryki Północnej do Europy.
Zdawać by się mogło, że skoro przędza pająka jest taka mocna i trwała, powinno by się ją tkać. Otóż trudność polega na tym, że część nici jest lepka. Jasne, że nie takie przeszkody potrafi zwalczyć technika, ale czy warto? Znany jest co prawda przypadek utkania z pajęczyny pięknej tkaniny na ślubną suknię, lecz było to zdarzenie wyjątkowe. Ponadto pająk jako zwierzę hodowlane ma wielką wadę, tę mianowicie, że żywi się owadami. Dostarczanie mu paszy — much czy innych owadów — byłoby bardzo pracochłonne, a więc ogromnie kosztowne.
DLACZEGO DOMOWA?
Określenia „domowe" używamy zwykle wtedy, gdy mówimy o zwierzęciu, które tak dalece zżyło się z człowiekiem, że wymaga jego opieki lub wręcz nie może się już bez niej obyć. W tym opowiadaniu będzie mowa o kunie kamionce, czyli kunie domowej, ale tutaj nazwa „domowa" nie oznacza bynajmniej zwierzęcia oswojonego. To ssak dziko żyjący w środkowej i południowej Europie oraz w Azji po Himalaje i Chiny.
Kuna kamionka osiąga długość pół metra, oczywiście nie wliczając ogona, jest smukła, dość niska i ubarwiona jednolicie szarobrązowo. Na podgardlu ma rozwidloną białą plamę sięgającą aż na pierś. Stopy są skąpo owłosione i na przykład na śniegu lub na mokrej ziemi zostawiają wyraźny ślad.
Kamionka łatwo przyzwyczaja się do obecności ludzi, toteż nawet i w dzień wypuszcza się na łowy. Jako ssak drapieżny poluje na rozmaite zwierzęta, główną jej zdobycz stanowią gryzonie, które osiedlają się w ludzkich zabudowaniach*. Ale do najbardziej upragnionych przysmaków należą ptasie jaja i owoce, po które wyprawia się do sadów i ogrodów. Owoców pożera dużo, toteż w jej odchodach widuje się sporo nie strawionych pestek.
Chociaż kuna ma wiele korzyści z sąsiedztwa ludzi, to i bez nich radzi sobie doskonale, podobnie jak jej bliska krewniaczka, kuna leśna.
Kuna kamionka podlega u nas całkowitej ochronie, podczas gdy leśna, zwana też tumakiem, objęta jest tylko czasem ochronnym dla zwierząt łownych.
Takie zwierzęta, które żyją w bliskości siedlisk człowieka, nazywane są synantropami.
23
Wielokrotnie zaobserwowano, że kamionka chętnie osiedla się w bezpośredniej bliskości ludzi nawet w dużych miastach Kiedyś moi przyjaciele, mieszkający niedaleko od Warszawy, usłyszeli wyraźne szuranie dochodzące ze strychu ich jednopiętrowego domu. Najwidoczniej gospodarował tam jakiś zwierzak. Przypuszczali, że to kot sąsiadów poluje na myszy, byli więc nawet radzi, że je pozjada. Któregoś wieczoru, gdy ktoś z nich wyszedł na balkon, dostrzegł wysmukłe, zwinne zwierzę wysuwające się spod dachówki. Ledwie mignęło, skacząc na pnącza otaczające dom, i znikło jak cień. Bez wątpienia nie był to kot. Ten gość miał krótkie łapy, długi tułów, spłasz-j czoną głowę i spory puszysty ogon. Nie był to kot, ale w takim: razie co to było?
Następnego dnia szukano na strychu jakichś śladów, które by pomogły rozwiązać zagadkę, ale prócz odchodów, w których było pełno pestek śliwy, niczego nie zauważono. Czyżby tajemniczy gość był roślinożercą? Więc czego szukał na strychu, i to tyle razy? Dlaczego wyginęły myszy, z którymi dotychczas walczono z miernym rezultatem? Nikt z domowników nie miał pojęcia.
Ale do czego służą książki i atlasy? Wzięli się do szukania w krajowych ssakach. Okazało się, że drapieżnikiem o takim rysopisie może być tylko kuna i że w Polsce żyją dwa gatunki: kuna leśna, czyli tumak, która unika zetknięcia z człowiekiem, i kuna kamionka, inaczej domowa, która trzyma się terenów zaludnionych.
Po przeczytaniu tych informacji nie wątpili już, że to kamionka odwiedza ich strych. A że prócz myszy nie było tam innej zdobyczy, więc mieszkańcy domu raczej z zadowoleniem słuchali tupania na górze.
Nie prześladowany i nie płoszony drapieżnik przyzwyczaił się nie tylko do tego terenu, ale także do ludzi i panujących tam warunków. Wałęsał się w pobliżu domu i nie uciekał, gdy spotkał kogoś z domowników.
Czas, jak wiadomo, płynie szybko. Skończyło się lato i wczesna jesień. Myszy wywędrowały z pól i ogrodów do
24
zabudowań. Na strychu pozostającym pod opieką kuny zle im się wiodło, większość padła jej ofiarą. Przyszła w końcu zima, wyjątkowo mroźna i śnieżna. Mieszkańcy domu, jak co roku, dożywiali ptaki, dla sikor wieszali nad werandą kawałki słoniny włożone do siatki, w jakiej sprzedaje się warzywa lub owoce.
Kuna pozazdrościła ptakom. Zobaczywszy smakołyk, usiłowała podskoczyć tak wysoko, by go zerwać. Sądząc po śniegu ubitym pod siatką na lodową skorupę, zwierzak musiał wytrwale i długo skakać. Wszystko na próżno. Słonina czekała na ptaszki.
Następnej nocy kuna ponowiła próby i tym razem jej się udało. Nikt chyba nie przypuszcza, że rozwiązała siatkę. Ale gdy zahaczyła ją zębami, siatka pękła i upragniona zawartość wypadła, stając się łupem zwinnego drapieżcy. Po tej nauczce wieszano jedzenie dla sikor znacznie wyżej. Kuna cieszyła się jednak taką sympatią mieszkańców, że kładli na werandzie rozmaite resztki tylko dla niej.
NAJSŁYNNIEJSZY Z MYSZOJADÓW
Łatwo zgadnąć, że chodzi tu o kota, ale nie wszyscy znająl innych jeszcze sławnych łowców myszy. Warto wiedzieć, że łasica też jest ich pogromcą, a co ważniejsze, łowi je w ich własnych norach, do których może się wśliznąć dzięki wysmukłemu ciału. Łasica obecnie żyje wyłącznie dziko, jak inni łowcy tych utrapionych gryzoni, na przykład krogulec, myszołów czy lis, natomiast w starożytności i w średniowieczu była ! ssakiem udomowionym, trzymanym do walki z myszami trapiącymi człowieka.
Ale wróćmy do kota. Nocny tryb życia kota, elektryzowanie się oraz iskrzenie sierści przy głaskaniu wydawały się wielu ludziom co najmniej niejasne. O podejrzanym trybie życia tego zwierzęcia są wzmianki jeszcze w literaturze XVII w. Trudno również było wybaczyć kotu jego niezależność, brak serdeczności dla właściciela, jaką okazywał pies, udomowiony o wiele wieków wcześniej. Toteż zanim kot stał się naszym ulubieńcem — „kiciusiem" czy „mruczusiem" — nie miał w Europie łatwego życia. Prześladowano go jako sprzymierzeńca szatana i poddawano bezlitosnym torturom.
W Egipcie kot czczony był jako bóstwo, za rozmyślne zabicie kota karano śmiercią. Udomowiono go stosunkowo późno, bo dopiero w czasach historycznych, w drugim tysiącleciu przed naszą erą. Kot w Egipcie był potomkiem dzikiego pół-nocnoafrykańskiego kota libijskiego. W poszukiwaniu myszy ten dziki kot zapędzał się aż do ludzkich domostw, gdzie — jak łatwo pojąć — był mile widziany. A po latach stał się bóstwem Egipcjan.
Również azjatyckiego kota stepowego oswojono w podobnych okolicznościach.
26
Trzecim wreszcie przodkiem domowego kota jest europejski żbik, po dziś dzień żyjący w lasach północnej Europy, także w Polsce. U nas występuje już bardzo rzadko, tylko w lasach karpackich. Objęty został ochroną gatunkową. Podobieństwo żbika do pospolitego pręgowanego kota domowego jest wręcz uderzające, przy czym dziki kot jest znacznie większy: samiec waży do 18 kg, samica do 10 kg. Najlepszy dowód pokrewieństwa żbika z domowymi kotami stanowi fakt, że mieszana para daje płodne potomstwo. Żbik to typowy samotnik. Poza okresem godowym, przypadającym na luty, samiec przebywa w pojedynkę, samice zaś po odchowaniu i usamodzielnieniu się młodych również prowadzą samotny tryb życia.
Kot domowy, podobnie jak jego dzicy krewniacy, na przykład żbik czy ryś, jest bardzo schludny, utrzymuje swe futro w idealnej czystości, poświęcając na to mnóstwo czasu. Jego mięsisty język pokrywają zrogowaciałe drobne wyrostki, skierowane wierzchołkiem ku tyłowi, działające przy wylizywaniu sierści niby szczotka. Ekskrementów nie pozostawia na powierzchni, lecz starannie zagrzebuje. Nadal jest „myszojadem", poluje też na szczur/, chociaż to duże i silne ssaki. Trudno mu jednak wybaczyć, że penetrując swe łowieckie tereny, pożera różne drobne ptaki.
Od dawna twierdzono, że kot odznacza się zadziwiającą zdolnością znajdowania powrotnej drogi do poprzedniego miejsca pobytu, nawet dość odległego od miejscowości, do której go przewieziono. Wyciągnięto stąd błędny wniosek, że nie przywiązuje się do człowieka, lecz do miejsca. W ostatnich latach szwedzcy uczeni zbadali doświadczalnie, że koty rzeczywiście mają niewiarygodną umiejętność powracania na bardzo nawet odległe rodzinne tereny. Potrafią przejść sto kilkadziesiąt kilometrów, co jest nie lada wyczynem dla tak słabego piechura jak kot. Zoopsychologowie mają w tej sprawie jeszcze wiele do powiedzenia.
Z ras dekoracyjnych, o delikatnej długiej sierści, najbardziej znana jest angorska. Obecnie stosunkowo rzadko u nas hodowane są koty rasy syjamskiej, sprowadzone do Europy
27
z Azji w 1884 roku. Te koty o charakterystycznym oryginalnym ubarwieniu wcale nie są trudniejsze do hodowania niż pospolite. Sprawdziłam to osobiście wielokrotnie. Kiedyś wzięłam pod opiekę zaledwie sześciotygodniowe kociątko tej rasy, jeszcze białe, z czarnym noskiem i niebieskimi oczami. Wkrótce białość futerka zaczęła się zmieniać, przede wszystkim pociemniała głowa i pyszczek wyglądał jak umorusany. Pewnego dnia ktoś z domowników spojrzał na zwierzątko i zawołał: „To dopiero murza*!" Ta nazwa jako imię została do końca życia tej kotki. Murza rodziła kocięta dwa razy w roku. Jej potomstwo chowało się zdrowo, wielu więc było chętnych, którzy chcieli wziąć małego kotka. Tylko raz się zdarzyło, że z czwórki kociaków jeden był słabszy i mniejszy, toteż gdy jego rodzeństwo dawno zostało rozdane, on ciągle jeszcze był przy matce. Nazwaliśmy go Tumankiem.
Pewnego razu siedzieliśmy przy podwieczorku, gdy do pokoju wkroczył Tumanek. Już nie pamiętam, kto zaproponował, żeby dać mu coś smacznego do zjedzenia, bo dotąd wciąż tylko pił mleczko i mleczko. Położyliśmy więc na podłodze kawałek surowego mięsa. Kotek się zatrzymał, obwąchał je, ugryzł, chwycił zębami jeszcze bardzo niewprawnie i zjeżywszy nagle sierść na grzbiecie, ponurym głosem oznajmił, że jest tu władcą i ostrzega, by jego zdobyczy nikt nie śmiał tknąć, bo w przeciwnym razie on już da intruzowi nauczkę. Obszedł „zdobycz" dookoła, szurał łapkami pozorując zagrzebywanie w ziemi. Po co o tym piszę? Warto zwrócić uwagę na ten fakt, bo wskazuje on, jak przejawia się instynktowne zachowanie pewnych ssaków. Na dobrą sprawę zachowanie takie można zaobserwować u większości kotów, a także u wielu innych drapieżników.
" Murza (czytaj: mur-za) —umorusany, uczemiony, ubrudzony.
ROGI NA NOSIE
Łatwo się domyślić, że chodzi o nosorożce, bo to one właśnie zależnie od gatunku mają na nosie jeden lub dwa rogi. Żyje na świecie jeszcze pięć gatunków tych ogromnych ssaków. Powtarzam: jeszcze, bo nie wszystkie człowiek zdążył wytępić. Z tych ocalałych trzy gatunki w znikomych ilościach żyją w południowej Azji, pozostałe dwa —czarny i biały—to mieszkańcy Afryki. Charakterystyczną cechą tych ostatnich jest występowanie dwu rogów, jednego na kościach nosowych, drugiego — na czole. Rogi te wytwarza naskórek. Po odpadnięciu, na przykład na skutek jakiegoś wypadku, róg odrasta w dawnej okazałości. Nosorożec czarny i jego biały krewniak, który wbrew nazwie jest szary, używają rogów do obrony bądź ataku. Nosorożec czarny, zamieszkujący zarówno otwarte przestrzenie, jak i gęste, trudno dostępne dla innych zwierząt lasy, toruje sobie rogami drogę do żerowisk, wodopoju lub gdy poszukuje zacisznego miejsca na spoczynek. Niekiedy nawet ryje nimi darń. Nosorożec biały żyje na otwartych przestrzeniach i żywi się głównie trawą. Nosorożce zostawiają odchody w określonych miejscach, dookoła swego terenu. Stanowią one rodzaj słupków granicznych. Co pewien czas nosorożec je okopuje.
Nosorożce, trójpalczaste, roślinożerne ssaki kopytne, odznaczają się potężnymi rozmiarami. Bohater tego opowiadania, nosorożec czarny — wcale nie największy z tej piątki olbrzymów—ma wysokość 1,6 m, ciężar około 1700 kg. Lubi tereny wilgotne z bajorkami i płytkimi sadzawkami, w których chętnie spędza" najgorętsze godziny dnia. Żeruje
29
wieczorem i wczesnym rankiem. Jada ulistnione gałązki I kolczastych krzewów i przeróżne rośliny, których inne roślino- I żerce nie tykają, a także trawy.
Nosorożec nie ma wrogów, nie napastuje go lew ani stadne' drapieżniki, jak na przykład likaony, dopóki więc człowiek nie wypowiedział mu wojny, był prawdziwym władcą afrykańskiego buszu. Ludzie polują na nosorożce nie tylko dla zdobycia : mięsa i skóry, ale także z powodu zabobonów związanych i z tymi zwierzętami. Ciągle bowiem utrzymuje się wiara, że \ spożycie choćby minima(a\(ct\ v\S&& \^W &R&& odżywczo v\fc %\Vł V ?????????i? człowieka. Istnieje przekonanie, jakoby również inne części ciała tych zwierząt posiadały właściwość/ lecznicze. A przecież rozsądny człowiek nie powinien sądzić, że substancja rogowa może mieć jakieś niezwykłe działanie.
By nie dopuścić do wyginięcia nosorożców, objęto je ochroną gatunkową, lecz mimo to nadal są zabijane.
Nosorożec ma opinię zwierzęcia głupiego, reagującego gwałtownie na każdą zmianę w otoczeniu, na przykład na nieoczekiwany krzyk. A ponieważ siła tego kolosa jest niebagatelna, często więc dochodzi do starcia niewinnego „napastnika" z poirytowanym olbrzymem.
Od wielu lat aż po dzień dzisiejszy powtarza się radę, by w razie ataku nosorożca stać spokojnie, aż ten się zbliży na kilka metrów, i szybko uskoczyć. Gdy potężny gruboskórca minie człowieka w pędzie i zatrzyma się dopiero w pewnej odległości, człowiek ma szansę ocalenia. Oczywiście, nie wolno natychmiast rzucać się do ucieczki, bo nosorożec usłyszy i może ponownie zaatakować. Zoolog, który o tym pisze, twierdzi, że wiele razy udało mu się w taki sposób uniknąć napaści tego olbrzymiego ssaka.
Nosorożec jest krótkowzroczny, widzi dokładnie nie dalej niż na odległość pięciu metrów. Ponieważ oczy ma umieszczone z boków głowy, podobnie jak koń, przekazują one zwierzęciu dwa rozmaite obrazy. Wzrok nie odgrywa zatem większej roli w jego życiu. Ilustruje to doskonale opowieść murzyńska, którą tu przytaczam.
??
'
Nosorożec indyjski
Przed wiekami, gdy Bog stworzył ssaki, nie wyposażył ich ani w skórę, ani w sierść. Trudno sobie wyobrazić, jak cierpiały od bąków, kleszczy i innych pasożytów. Toteż udały się do Boga prosząc o naprawienie krzywdy. Bóg stworzył więc mnóstwo przeróżnych skór, każdemu zwierzęciu wręczył igłę i kazał, by samo wybrało sobie skórę i uszyło ją na własną miarę. Spryciarz lampart bez namysłu przyodział się w najpiękniejsze futro, pozostałe ssaki też nieźle sobie poradziły, z wyjątkiem nosorożca. Nieszczęsny krótkowidz upuścił igłę w gęste krzaki. Szukał jej i szukał, ale na próżno. Wreszcie z jakiejś kolczastej rośliny ułamał cierń i z jego pomocą jakoś ześcibolił sobie szatę, bardzo niezgrabną, z luźnych kawałków. Widać to wyraźnie u jego potomków.
Z odszukania igły jednak nie zrezygnował ani on sam, ani jego potomkowie. Po dziś dzień, jak twierdzi legenda, nosorożce najchętniej żerują w gęstych, kolczastych zaroślach łudząc się, że wreszcie któryś z nich natrafi na igłę.
Na tym kończy się poetycka opowieść murzyńskich bajarzy. Przytacza ją francuski zoolog i podróżnik J. P. Hallet, który nie tylko obserwował te wielkie gruboskórce na swobodzie w rozmaitych okolicznościach, ale nawet oswoił młodego nosorożca, ba, można powiedzieć, że się z nim zaprzyjaźnił. Kosztowało to mnóstwo czasu, wysiłków, cierpliwości i rozmaitych zabiegów, ale w końcu nawet dosiadał tego olbrzymiego ssaka. Od przeciętnego człowieka trudno jednak wymagać podobnych wyczynów.
Krótkowzroczność nosorożca równoważy w pewnym stopniu wyjątkowo dobry słuch i węch. Toteż dopóki człowiek nie zagrażał jego istnieniu, nie obawiał się nikogo. Niestety, liczba nosorożców — nawet w parkach ochrony przyrody — maleje zastraszająco. Ostatni spis wykazał, że w Afryce nosorożców czarnych jest zaledwie 13-14 tysięcy, białych zaś wielokrotnie mniej. Jeszcze gorszy jest los ich azjatyckich krewniaków: indyjskich doliczono się 500, jawajskich 20-30, sumatrzań-skich około 150 osobników.
32
BORSUCZA JAMA
Każdy chyba słyszał, że borsuk jest przysięgłym samotnikiem. Tak mówią o nim myśliwi* drwale, leśnicy. Borsuk, jak i mnóstwo innych zwierząt — od owadów aż do ssaków — rozpoczyna czynne życie dopiero o zmroku, a na spoczynek udaje się o świcie. Ale czasem, choć bardzo rzadko, można nieoczekiwanie spotkać go i w jasny dzień. Przeczytajcie teraz, jak wiele czasu i trudu wymaga poznawanie życia ssaka w naturalnym środowisku. Właśnie na przykładzie borsuka.
Pewien angielski nauczyciel interesował się bardzo borsukami i postanowił obserwować je w naturalnym środowisku. Kiedy udało mu się wytropić borsuczą norę, a ściślej mówiąc, wejście do niej, zasiadał już wczesnym wieczorem w pobliżu, tak zamaskowany, aby borsuk opuszczając swe schronienie nie mógł go dostrzec. Wiele wieczorów spędził w ten sposób, lecz niestety borsuk ani razu się nie pokazał. Dopiero gdy kiedyś zasiedział się dłużej w swym obserwatorium, cierpliwość jego została wreszcie nagrodzona. Oto tuż nad ranem z nory wysunął się czarno-biały łeb, a po chwili ukazał się cały zwierzak. Podreptał wydeptaną ścieżką i nagle znikł, jakby się pod ziemię zapadł. Czyżby miał dwie nory? Tej nocy borsuk już się nie pokazał, a nasz przyrodnik uznał, że nie ma na co czekać, i wrócił do domu.
W lipcu i sierpniu nauczyciel swobodnie mógł dysponować czasem, toteż wytrwale kontynuował obserwacje.
Teraz przychodził do lasu przed świtem i lokował się w pobliżu nory. Po paru dniach znów zobaczył swego zwierzaka. Borsuk wysunął się na powierzchnię, parę razy odetchnął głębiej obracając głowę w różne strony i nie zwęszywszy
34
widocznie żadnego niebezpieczeństwa, podreptał do drugiej nory. Dość szybko z niej wyszedł, a w ślad za nim ukazał się drugi dorosły borsuk i małe borsuczęta. Była to zapewne matka z dziećmi. Czwórka malców zaczęła ganiać się w kółko, najszybszy czy najzwinniejszy coraz to chwytał któreś z rodzeństwa zębami za skórę na grzbiecie. Tak się kotłowały, że obserwator nie mógł się połapać, który jest goniony, a który goni.
Dorosłe zaś myszkowały w pobliżu, znajdując to ślimaka, to gąsienicę, to chrząszcza. W pewnej chwili samica odwróciła spory kamień i znalazła pod nim dżdżownice i jakieś owady. Nie omijały też jagód. W końcu cała gromadka powędrowała dalej i po chwili zasłoniły ją krzewy. Obserwator bał się poruszyć w swej kryjówce, żeby nie spłoszyć żerującej rodziny. Dopiero po dłuższym czasie, gdy już zaczęły odzywać się ptaki i owady, gdy las wypełnił się różnymi głosami, wycofał się i odszedł.
Po tym pierwszym sukcesie dokonał jeszcze szeregu innych obserwacji. Odkrył więc kilkanaście ścieżek, wydeptanych od jednej nory do drugiej, do wodopoju, do sporych kamieni dość łatwo dających się odwracać, do grzybowych czy jagodowych zakątków.
Jasne, że nauczyciel nie mógł sam wszystkiego zaobserwować, wszystkiego zbadać. Zaprosił więc do pomocy paru swoich uczniów, którzy interesowali się przyrodą. Wybrali wspólnie kilka miejsc do obserwacji i skrupulatnie notowali swe spostrzeżenia. Dobrze zorganizowali swoje badania, a trwały one... wątpię, czy ktoś z was zgadnie... Aż trzy lata!
Okazało się, że borsuki to wesołe i towarzyskie ssaki. Samce i samice żyją zgodnie całe życie, a więc około 15-20 lat. Cała rodzina, wypasiona jesienią, lokuje się z nastaniem chłodów na grubym, ciepłym legowisku, sporządzonym w norze z liści i traw, i wspólnie zapada w zimowy sen.
Zdarza się, że borsuk w swej długiej, rozgałęzionej na kilka odnóg norze ma nieproszonego lokatora. To lis korzysta z okazji, aby samemu nie kopać jamy, a jej właściciel dobrodusznie się
35
na to godzi. Między bajki trzeba włożyć opowieść o lisie, który jakoby ma zanieczyszczać odchodami norę borsuka, zmuszając tego porządnickiego do wyprowadzki.
Prawdą jest natomiast że borsuk jest zwierzęciem bardzo czystym. Nie opodal swej kryjówki wygrzebuje specjalne dołki ustępowe. Przyzwyczaja również dzieci, by z nich korzystały. Nie ma też w jego norze żadnych resztek żywności. Co pewien czas sprząta norę, a jesienią — zanim zacznie gromadzić ściółkę na zimowy barłóg, robi to szczególnie starannie.
Zdarza się, że kilka rodzin wspólnie spędza zimę we wzorowej zgodzie. Parę razy w ciągu zimy borsuki budzą się i nawet wychodzą z nory. Przetrwanie bez jedzenia tak długiego okresu umożliwia im, podobnie jak innym ssakom zasypiającym jesienią, podskórny zapas tłuszczu. Organizm zużywa go stopniowo, i przez zimę oczywiście borsuki chudną.
Borsuk ma niezbyt dobry wzrok i słuch, za to węch znakomity. Bardzo to ważna cecha dla stworzenia prowadzącego nocny tryb życia.
? ?? KTO?
Często słysząc jakąś nazwę od razu wiemy, o co chodzi, bywa jednak i tak, że trudno pojąć, o czym mowa. Czy na przykład arlekin to roślina o fantastycznych kwiatach, czy małpa wyczyniająca karkołomne sztuki, czy też jeszcze całkiem co innego?
W opowiadaniu tym znajdziecie jedenaście zwierząt o nieznanych na ogół, a niekiedy mylących nazwach.
Bazyliszek
W bajkach lub fantastycznych opowieściach często występował okrutny potwór, który zabijał złym spojrzeniem lub jadowitym oddechem. Nazwę tę zapożyczono dla jaszczurki o dziwacznych kształtach, z hełmem na głowie oraz grzebieniastym utworem na grzbiecie i przedniej części ogona. Grzebień ten może się składać bądź jeżyć dzięki wyrostkom kręgów. Ogon, bardzo długi, stanowiący dwie trzecie długości ciała, jest tak elastyczny i sprężysty, że bazyliszek może nim oplatać gałązki i podpierać ciało niby piątą kończyną. Samica jest mniejsza niż samiec, nie tak jaskrawo zielona i pozbawiona czarnych pręg na tułowiu. Bazyliszki trzymają się parami, samice składają jaja w jamkach w ziemi, ale rodzice opiekują się potomstwem.
Ojczyzną tych dużych gadów o fantastycznym wyglądzie są Panama i Kolumbia.
37
Żaboryby
Staroświeckie powiedzenie, że „dzieci i ryby głosu nie mają", straciło sens. Obecnie dzieci miewają zwykle wiele do powiedzenia, ryby zaś — co prawda nie wszystkie gatunki — wydają głośne ryki, odstraszające wrogów, amatorów ikry bądź narybku. Podczas drugiej wojny światowej okazało się na przykład, że odbierane przez hydrofony donośne dźwięki to nie wroga flota, lecz samce żaboryb, w okresie godowym ogłaszające swą obecność na tych wodach. Najważniejszym ich narządem głosowym jest pęcherz pławny. To właśnie skurcze jego mięśni powodują szybkie drgania znajdujących się w nim gazów. Inne gatunki wydają głos zgrzytając zębami lub pocierając twardymi promieniami płetw. Te rozmaite dźwięki służą odstraszaniu wrogów, mogą też być nawoływaniem, mogą wyrażać niepokój bądź inny stan emocjonalny. Jak widać, stare porzekadło straciło swój pierwotny sens.
Lotokot
Lotokot jest ssakiem żyjącym w Południowej Azji, dokładniej mówiąc, w nizinnych lasach Indochin, Półwyspu Malajskiego, a także wysp: Filipin, Sumatry, Jawy, Borneo i innych mniejszych. Jego środowisko to korony drzew. Z szeregu nazw, bo prócz wymienionej w tytule ma ich kilka: kolugo, kaguan, latoperz, najtrafniej charakteryzuje go właśnie nazwa lotokot. Zwierzę jest bowiem wie/kości niedużego kota domowego, waży podobnie jak kot około półtora kilograma. Prawdę mówiąc nie lata, ale szybuje na znaczne odległości, nawet do stu metrów.
Gdy rozstawi szeroko przednie i tylne łapki, między nim/ i tułowiem, a także ogonem rozciąga się skóra tworząca sporą
płaszczyznę nośną. ___
Wyobraźmy sobie dwie jednakowe kartki - jedną rozprostowaną, drugą zgniecioną w kulkę - puszczone wolno z tej samej wysokości. Spadną niejednocześnie: ta rozpostarta dosc
38
długo kołysać się będzie w powietrzu. Na podobnej zasadzie szybuje lotokot.
Lotokot wspina się możliwie najwyżej na drzewo rosnące w pewnej odległości od miejsca, w którym chciałby się znaleźć, i skacze. Rozłożone szeroko łapki i rozprostowana skóra od szyi do koniuszka ogona przeciwdziałają zbyt prędkiemu opadaniu. Toteż zawsze, no, prawie zawsze, zwierzątko ląduje na upatrzonej gałęzi.
A co się stanie, jeśli lotokot przypadkowo wyląduje na ziemi? No cóż, mozolnie czołga się do najbliższego drzewa, ale po pniu wspina się do korony po mistrzowsku. Żeruje w nocy, dni przesypia w jakimś zacisznym zakamarku, na przykład w dziupli. Jako roślinożerca bez trudu znajduje w rodzimej dżungli obfitość pożywienia.
Samica rodzi jedno młode. Ponieważ nie ma żadnego stałego legowiska, gdzie mogłaby je zostawiać, musi więc nosić z sobą swego jedynaka. Trzyma się on mocno pyszczkiem jej sutek lub sierści na brzuchu.
Diabeł błotny
Diabeł błotny ani n/e jest diabłem, ani nie mieszka w błocie. To pokaźny, bo mierzący 68 cm płaz ogoniasty, żyjący na południowo-wschodnich terenach Ameryki Północnej. Zamieszkuje wody o szybkim prądzie, bogate w tlen. Jasną porę doby spędza w kryjówce, dopiero w nocy wyłazi spod kamieni, korzeni drzew, by polować na nieduże zwierzęta wodne, jak ślimaki, płazy, raki, ryby. Zjada też ikrę. Jest bardzo żarłoczny, zdarza się, że nawet kijanki własnego gatunku stają się pożywieniem diabłów błotnych.
Samica w jednym sezonie rozrodczym składa 300-450 jaj o średnicy około 10 mm, zlepionych w długi sznur, który przykleja do kamieni. Po 2-4 miesiącach rozwoju wykluwa się kijanka długości 3 cm, z oczami i płetwą grzbietową. Całkowite przeobrażenie następuje po okresie mniej więcej półtora roku.
39
Arlekin
Wbrew nazwie arlekin nie jest zabawny. To jadowity wąż metrowej długości. Rzuca się w oczy dzięki jaskrawemu ubarwieniu: ostrą czerwień przecinają szerokie czarne pasy żółto obramowane, jakby w ten sposób ostrzegał: „Nie dotykać mnie, nie drażnić, nawet się nie zbliżać".
Jego jad działa silnie i bardzo szybko. Jeżeli ukąszony człowiek nie otrzyma natychmiastowej pomocy, umiera w ciągu doby. Szczęśliwie się składa, że arlekin żeruje głównie w nocy i nie jest agresywny, rzadko więc atakuje ludzi. Dni przesypia w gęstwinie krzewów. Jada drobne zwierzęta: żaby, jaszczurki, małe węże, pisklęta owady.
Jego ojczyzną są zalesione południowe stany Ameryki Północnej i Meksyk.
Perewiaska
Tę dość dziwaczną nazwę nosi bliska krewniaczka kuny, którą tak przypomina wyglądem, że gdyby nie jasna w ciemne plamy sierść na grzbiecie, można by się łatwo pomylić i wziąć perewiaskę za kunę domową. Zwyczaje również ma podobne: w nocy poluje na gryzonie, ptaki, jaszczurki, dzień przesypia w norach, które sama wygrzebuje mocnymi pazurami. Utrzymuje swe schronienie we wzorowej czystości, toteż wrogowi nie tak łatwo ją wywęs