OPOWIADANIA O ZWIERZĘTACH JADWIGA WERNEROWA OPOWIADANIA O ZWIERZĘTACH ILUSTROWAŁ STANISŁAW ROZWADOWSKI NASZA KSIĘGARNIA WARSZAWA 1985 © Copyright bv \r\stytut NNydawmczY „Nasza Ks\ęo,am'\a", Warszawa ?985 BOJOWNIK Ten tytuł nie został specjalnie wymyślony, jak w wielu innych opowiadaniach. To po prostu nazwa ptaka, który w zupełności na nią zasłużył. Samiec bowiem w okresie godowym staje się ogromnie wojowniczy i szuka przeciwnika, z którym mógłby się zmierzyć. Nie jest to jednak prawdziwa walka, raczej nieszkodliwe potyczki, gdyż ptaki nie zadają sobie ran, nawet pierze się nie sypie, jak to bywa u innych gatunków, na przykład domowych kogutów, które potrafią tak zajadle tłuc się dziobami, że aż z mięsistych grzebieni kapie krew. Pełna nazwa naszego bohatera brzmi: bojownik batalion. Jest to ptak nieduży, samiec ma 30 cm długości lub niewiele więcej, a więc tyle co synogarlica turecka. A synogarlicę, nazywaną również sierpówką, na pewno dobrze znacie. Chociaż pochodzi z dalekich krajów — na co wskazuje jej nazwa — tak bardzo się u nas rozpowszechniła, że można ją spotkać w każdym osiedlu. Bojownik batalkm natomiast jest obecnie rzadszy niż przed laty. Wprawdzie człowiek nigdy go nie prześladował, lecz osuszając torfowiska i mokradła, stale zmniejszał obszary, na których bojownik zwykł przebywać i zakładać gniazda. Pożywienie bojowników jest niewyszukane, składają się na nie rozmaite zwierzęta bezkręgowe: dżdżownice, owady, ślimaki — przeważnie nagie, oraz inny drobiazg. Pokarm roślinny to świeże, soczyste liście, na przykład koniczyny, które od czasu do czasu skubią. W czasie toków samice tworzą odrębne stadka, samce zaś biegają po używanych przez siebie od lat „boiskach" i poszukują rywali, z którymi mogłyby się bić. Zwykle nie mają z tym kłopotu, skoro na tej samej, stosunkowo niewielkiej przestrzeni znajduje się ich sporo, i to w rzucającym się w oczy barwnym, wiosen- 5 nym upierzeniu. Zapewne wiecie, że u większości ptaków samce mm oktes\e godowym sta'\ą s\ą bardz\e\ kolorowe \ub p\ąkme'\ śpiewają. U bojowników szata godowa każdego osobnika ma jakąś szczególną własną cechę wyróżniającą go spośród pozostałych. Specjaliści zajmujący się ptakami — nazywamy ich ornitologami — zauważyli tę właściwość już bardzo dawno i zbierali okazy bojowników łudząc się, że znajdą choć dwa identyczne. Ale dotychczas nikomu jeszcze się to nie udało. W wielkiej kolekcji samców batalionów w Muzeum w Białowieży też nie ma dwóch takich samych ptaków. Ta różnorodność nie jest bynajmniej zjawiskiem szczególnym, wyjątkowym. Spróbujcie znaleźć dwóch identycznych ludzi. Nie, nie próbujcie! Na pewno okaże się to bezcelowe. Wróćmy jednak na tokowisko. Każdy z walczących samców usiłuje dziobnąć rywala w oko, ale grożący dziób ześlizguje się po kryzie gładkich piór, tak więc dziobnięcia są zupełnie nieszkodliwe. Po pewnym czasie pojedynek ustaje i ptaki rozbiegają się, by poszukać następnego przeciwnika. Takie pojedynki trwają przez maj i połowę czerwca i odbywają się w całkowitym milczeniu. To również należy do charakterystycznych cech bojownika. W tym też czasie bojowniki łączą się pary. Po okresie godowym batalion przechodzi okres pierzenia. Przede wszystkim wypadają pióra z jego pięknej, ozdobnej kryzy, maleją i bledną skórne brodawki około dzioba, a gdy wyrosną nowe piórka, całkowicie je przesłonią. Samiec staje się bardzo podobny do samicy. Poznać można go po tym, że jest od niej większy, co widać wyraźnie, gdy osobniki obu płci znajdą się w pobliżu siebie. Samica sama buduje gniazdo i znosi cztery jaja. Bywają one szarawe, zielonkawe lub brązowe. Wysiaduje je też sama, gdyż ojciec zupełnie nie interesuje się rodziną. Wysiadywanie trwa długo, bo aż trzy tygodnie. Wykluwające się pisklęta są silne i mogą wkrótce chodzić z matką i wspólnie z nią żerować. Młode bojowniki bataliony odlatują do ciepłych krajów pod koniec lipca, starsze zaś o pół miesiąca wcześniej. Zimowiska batalionów znajdują się na południu Azji i w Afryce. 6 Bojownik batalion ???? — KTÓŻ ?? ???I? Nie chcę męczyć czytelnika zgadywaniem, o jakie zwierzę chodzi, powiem od razu, że to pancernik długoogonowy, ssak mierzący 40 cm i ważący około 6 kg, mieszkaniec Ameryki Południowej. Może się wydać dziwne, że jeszcze żyje na wolności, gdyż ludzie nie zostawiają go w spokoju. Polują nań dla jadalnego mięsa, a jeszcze chętniej dla skóry, używanej do wyrobu pięknych, niezmiernie trwałych koszyków. Skóra peby pokryta jest na grzbiecie płytkami, które w części środkowej są ruchome, dzięki czemu peba może wyginać tułów, a nawet zwijać się w kłębek, chowając w ten sposób głowę, przód i tył tułowia, a także ogon, również opancerzony. Miękki brzuch, porośnięty skąpym żółtobrązowym futerkiem, zostaje wówczas doskonale zabezpieczony przed atakiem głodnego drapieżcy. Może on turlać opancerzoną kulę, ale nie jest w stanie zaatakować peby zębami. Peba rodzi raz na rok 2-4 młode, i to tej samej płci. A więc albo córki, albo synów. Zamieszkuje duże nory, które wykopuje silnymi łapami (przednie są cztero-, tylne pięciopalczaste), uzbrojonymi w mocne pazury. Nory kopie w bliskim sąsiedztwie mrowisk i termitier, gdyż żywi się przeważnie mrówkami i termitami, choć jada też inne owady i nieduże kręgowce, a wśród nich również węże, nie wyłączając jadowitych. 8 / Peba CYJON Nikt, kto widział tego ssaka na zdjęciu lub obrazku, nie będzie miał wątpliwości, że podobnie jak wilk czy lis on również należy do rodziny psowatych. Nazywa się cyjon. Zamieszkuje rozległe obszary Azji, od lasów Syberii, czyli tajgi, aż po Indie. Żyje więc w rozmaitych klimatach: podobnym do naszego, z wyraźnymi czterema porami roku, oraz podzwrotnikowym, gdzie zawsze jest gorąco, a przynajmniej bardzo ciepło. Łatwo się domyślić, że szczególnie gęste i puszyste futro mają mieszkańcy z północy, natomiast u ich współbraci z południowych terenów futro jest znacznie skromniejsze, a zwłaszcza mniej obfity jest włos puchowy. Cyjon nie należy do samotników, żyje w gromadach liczących od kilku do kilkudziesięciu osobników, podobnie jak hieny, wilki, szakale. Taki tryb życia ma wiele zalet. Wśród stada istnieje podział pracy: część udaje się na polowanie, inna, mniej liczna grupa opiekuje się bezbronnymi szczeniętami. Zwierzęta polujące przynoszą zdobycz w żołądku i wypluwanymi kawałkami mięsa sprawiedliwie obdzielają wszystkie dzieci. Gdy żywności jest sporo, opiekunowie też się pożywią. I tak właśnie na ogół bywa, bo cyjony polują na grubą zwierzynę: jelenie, dzikie kozy, piżmowce, antylopy, owce, bawoły. Jasne więc, że jest czym nakarmić wszystkich głodnych. Sfora tych psów to groźny przeciwnik innych drapieżników: tygrysów, panter czy niedźwiedzi, które nie odważają się zaczepić stada cyjonów. Cyjony polują w dzień, na noc zaś wyszukują sobie kryjówki w gęstych krzewach, w skalnych szczelinach, pod wykrotami. 10 ??/on Ponieważ, jak już była mowa, zamieszkują bardzo rozległe tereny, mnożą się w rozmaitych porach roku. Cyjony z północy rodzą szczenięta raz na rok w lecie, te zaś z ciepłego klimatu prawdopodobnie dwa razy, pierwszy raz w styczniu lub w lutym. Nie można jednak stwierdzić tego z całą pewnością, gdyż hordy cyjonów wędrują po wielkich obszarach, co bardzo utrudnia obserwację. W epoce lodowej, gdy w zimnym klimacie żyły na ogół inne zwierzęta niż obecnie, pradawni przodkowie cyjonów zamieszkiwali całą Europę. WĄSACZ Badzie tu mowa o naszym rodzimym ptaku, o którym bardzo rzadko się wspomina. Nie występuje ani w baśniach, ani w opowiadaniach, ani w wierszach. Nie sądźcie jednak, że to jakaś niepozorna, drobna ptaszyna, którą trudno zauważyć. Ten mało znany ptak jest bardzo efektowny i duży. Jeżeli chodzi o rozmiary, to wśród naszych dziko żyjących ptaków zajmuje drugie miejsce. Tylko łabędź jest odeń większy. Ale nasz bohater to „lądowiec", podobny bardziej do strusia niż do jakiegokolwiek innego ptaka. Ale najwyższy już czas wymienić nazwę naszego bohatera — jest to drop pospolity. Dawni myśliwi nazywali go brodaczem lub wąsaczem, ponieważ u nasady dzioba zwisa mu z każdej strony pęczek piór. Powtarzam: dawni myśliwi, bo obecnie drop jest w Polsce pod ochroną. Zresztą nie wyłącznie u nas, również w kilkunastu jeszcze krajach, na przykład w Czechosłowacji, na Węgrzech, w Rumunii. U nas żyje niewiele więcej niż sto tych pięknych, wielkich ptaków na terenie województwa poznańskiego, szczecińskiego i zielonogórskiego. Dorosły, w pełni wyrośnięty samiec waży od 10 do 16 kg, a niekiedy, choć wyjątkowo, bywają nawet osobniki jeszcze cięższe. Samice są mniejsze i znacznie lżejsze, rzadko ich waga przekracza 6 kg. Ubarwienie dropi — grzbiet brązowy jak rdza na żelazie, głowa i szyja popielate, podbrzusze białe, nogi i dziób ciemnoszare — sprawia, że w swym środowisku nie rzucają się w oczy. Dopiero gdy dropie poderwą się w powietrze, skrzydła błyskają trzema kontrastowymi barwami: czarną, białą i brązową. 13 Drop jest ptakiem niezwykle czujnym i ostrożnym, trudnym do podejścia. Ma świetny wzrok i mimo pokaźnej wagi szybko zrywa się do lotu, szczególnie z wiatrem, a w spokojnym powietrzu z rozbiegu. Jednak —jak4 to często bywa —dropiom, ptakom stepowym, stawała na przeszkodzie gospodarka człowieka. Nie dlatego zresztą, że coraz większe tereny rolnik zabierał na pola, lecz na skutek coraz gęstszej zabudowy, coraz bardziej rozgałęzionej sieci hałaśliwych dróg i mechanizacji rolnictwa. Na polach drop może się doskonale wyżywić, gdyż podstawą jego jadłospisu są rośliny, zarówno nasiona, jak też zielone źdźbła, liście, pąki i bulwy. Ewentualne szkody w roślinach wynagradza zjadając m. in. owady, myszy i polniki, a ponieważ dla tak dużego ptaka są to dość skromne kąski, musi więc zjadać ich mnóstwo. Dropie jedzą też dżdżownice, żaby i jaszczurki. Obecnie, przy nikłej w Polsce liczbie tych ptaków, o wyrządzaniu przez nie szkód w ogóle nie może być mowy, problemem jest natomiast utrzymanie tego gatunku. Tereny, na których dropie mogą żyć, kurczą się coraz bardziej i gatunkowi temu grozi u nas całkowita zagłada. Drop jako ptak stepowy jest mieszkańcem obsza/ów stosunkowo suchych. Nie cierpi jednak z tego powodu. Wystarcza mu woda zawarta w pożywieniu oraz krople rosy, nie musi więc szukać wodopoju. Pióra dropia są nie tylko obfite, ale też odporne na wiatr, deszcz i silne nasłonecznienie. Na srogą zimę dropie przelatują na tereny o łagodniejszym klimacie, a gdy zima jest lekka, pozostają w tej samej okolicy. Wczesną wiosną dorosłe samce zaczynają tokować. W czasie toków charakterystyczne jest wydymanie sporego worka, znajdującego się pod skórą szyi, który mogą napełniać powietrzem. Stroszą też pióra, ukazując olśniewający, śnieżyście biały puch, co w sumie sprawia, że wyglądają szczególnie okazale. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że drop wydaje przy tym specjalny głos, jak na przykład indor, paw czy kogut. Drop tokuje w milczeniu. Ale nie myślcie, że jest niemy, może wydawać krótkie, chrapliwe dźwięki, a przestraszony fiuka. 14 / Drop P'\sk\ęta, gdy \e coś zaniepokoi, wzywają matkę piskieml Skoro mówimy o pisklętach, to warto wspomnieć o gnieździe.) Nikomu ono nie zaimponuje. Jest to płytkie zagłębienie wygrzebane na polu, pośród roślin uprawnych, skąpo wysłane źdźbłami. Samica składa w nim 2-3 jasnobrązowe, czarno nakrapiane jaja. Wysiaduje je troskliwie przez z górą trzy tygodnie. Pisklęta wykluwają się już porośnięte gęstym, delikatnym,) piaskowej barwy puchem. Są jednak dość niedołężne. Przez pierwszych parę dni troskliwa matka nie tylko dostarcza im odpowiedniej ilości pożywienia, lecz wkłada je małym do dzioba. W jesieni i w zimie stare i młode ptaki łączą się w niewielkie stadka i żerują razem. A WIĘC SZKODNIK CZY NIE? Bohaterem tego opowiadania jest tchórz, nieduży ssak długości 40-60 cm, nie licząc puszystego ogona, mierzącego 15-20 cm. Zamieszkuje on całą Europę oprócz najbardziej na północ wysuniętych obszarów oraz część Azji. Żyje zarówno w górach, jak i na nizinach, na rozległych, bezdrzewnych stepach i wśród gęstych puszcz,- na łąkach, w polu, w parkach i przy domostwach ludzkich. Jest więc ssakiem pospolitym i osiedla się właściwie wszędzie. Ale ponieważ pędzi nocny tryb życia, ludzie często nie wiedzą, że osiedlił się gdzieś w najbliższym sąsiedztwie. Legowiska zakłada w różnych miejscach. Widywano je w stogach siana lub stertach zbóż, pod korzeniami drzew, pod kupami chrustu w lesie, a na Pogórzu pod zwałami kamieni. Równie często urządza kryjówkę w nisko położonych dziuplach drzew, jak i opuszczonych norach lisich, króliczych czy jakichkolwiek innych. Gniazda tchórzy znajdowano też na strychach budynków mieszkalnych, w wieżach, w piwnicach, przy czym nieraz w dużych miastach, i to nie tylko na przedmieściach, gdzie rzadko rozsiane małe domki w ogródkach zapewniają im spokój, ale nawet w najruchliwszych, nowoczesnych dzielnicach. Być może niejednemu z was wyda się niewiarygodne, że tchórze mogą żyć na przykład w Warszawie: „Taki hałas, tramwaje, samochody, zatrzęsienie ludzi! Toż każdy dziki zwierz umarłby ze strachu I" Otóż musicie wiedzieć, że zwierzęta stosunkowo szybko przyzwyczajają się do najniezwyklejszych nawet zjawisk, jeśli ciągle się z nimi stykają. Jeżeli tchórz, który zabłąkał się do miasta, ciągle i ciągle, dzień w dzień słyszy. 2 Opowiadania 17 jak dudni i dzwoni tramwaj, jak ludzie chodzą, a samochody jeżdżą, to po jakimś czasie całkowicie przestaje zwracać uwagę na te hałasy. Tchórz jest zwierzęciem nocnym. Dzień przesypia w kryjówce, a 'na łowy wyrusza o zmroku. Słuch ma doskonały, węch również, wzrok natomiast słabszy, co zresztą nie odgrywa istotniejszej roli u zwierzęcia prowadzącego nocny tryb życia. Biega szybko drobnymi kroczkami na swych miękkich, krótkich łapkach i węszy, i nasłuchuje. Myszkuje w krzakach, zbożach, włazi do króliczych nor, łowi gnieżdżące się na ziemi ptaki bądź wypija ich jajka, pożera myszy, szczury, norniki, chomiki, żaby, ślimaki, chrabąszcze, gąsienice... Ale poza tym ten mięsożerny ssak jada też, i to bardzo chętnie, słodkie owoce, jak poziomki, maliny, jagody, czasem grzyby, a nawet od czasu do czasu jakiś młody listek czy pączek. Mógłby ktoś zapytać, skąd wiadomo, czym tchórz się żywi, skoro tak trudno go wytropić. Ustalili to uczeni na podstawie resztek znajdowanych w norach i dzięki starannym badaniom zawartości żołądków upolowanych zwierząt. Oczywiście, tchórze jedzą przede wszystkim to, czego na danym terenie jest dużo. W starych książkach można natrafić na wiadomości, że tchórze żywią się drobiem, i to tylko wyjadają mózg i wypijają krew, tak że każdy tchórz dusi co noc kilka kur czy gęsi. Jest to, rzecz jasna, nieprawda. W kryjówce tchórz zwykle gromadzi zapasy na „czarną godzinę". Są to głównie żaby z nadgryzionymi łapami, żeby nie mogły uciec, a także nieżywe szczury i myszy. Swą spiżarnię i pozostałą część nory utrzymuje w czystości, załatwia się w pewnej odległości od swego mieszkania. Tak jak niektóre inne ssaki, na przykład amerykański skunks zwany pospolicie śmierdzielem, wytryskuje na napastnika specjalną cuchnącą wydzielinę, dzięki czemu nieraz udaje mu się zyskać czas na ucieczkę i umknąć przed zębami wroga. Okres godów przypada u tchórzy na marzec, a po mniej więcej sześciu tygodniach rodzą się młode. Bywa ich od 3 do 7, 18 są ślepe i prawie białe. Opiekuje się nimi tylko majka; już po kilku tygodniach zaczyna dożywiać je mięsem. Wróćmy jednak do tytułowego pytania: czy tchórz jest szkodnikiem, czy też nie. Otóż prawda, jak to się mówi, leży pośrodku. W przyrodzie nie ma zwierząt całkowicie szkodliwych lub też bezwzględnie pożytecznych, zależy to od ich ilości na danym terenie. Gdyby na przykład szczurów było dwieście w całej Polsce, nie wyrządzałyby właściwie żadnych szkód. Kto wie, może nawet trzeba by je było wziąć pod ochronę jako rzadkie zwierzęta. Z drugiej strony, gdyby poczciwe sarny rozmnożyły się w tysiączne stada i ogałacały pola z zasiewów, wówczas wszyscy uznaliby je za niebezpieczne szkodniki. Podobnie trzeba spojrzeć na tchórze. Obecnie ilość ich nie zagraża naszej gospodarce, raczej przeciwnie, zjadają one tyle gryzoni, ślimaków i owadów, że przynoszą pożytek. Ale tak to już jest: bardziej pamięta się tchórzowi, że upoluje czasem zająca, bażanta czy kuropatwę lub zakradnie się do kurnika, niż to, że pożera setki groźnych szkodników. PRODUCENCI JEDWABIU Coraz więcej powstaje rozmaitych tworzyw sztucznych, na przykład tkaniny bywają wełnopodobne lub jedwabiopodobne, podobne, ale nie identyczne z wytworami przyrody. Naturalna wełna to sierść owiec, kóz, lam, wielbłądów i innych jeszcze ssaków, zapewniająca tym zwierzętom ochronę przed chłodem i zmianami temperatury. Toteż człowiek dla osłonięcia własnego ciała od wieków korzysta z ich futra. A jedwab? Czy są zwierzęta okrywające ciało tą substancją? Nie ma co szukać, nie znajdziemy takich organizmów. Jedwab służy ich wytwórcom do całkiem innych celów. Pająkom na przykład do sporządzania sieci łownych albo długich pasemek, zwanych „babim latem", na których przenoszą się z wiatrem nawet na duże odległości. Gąsienicom zaś wielu gatunków motyli do sporządzania kokonu. Owadami od tysiącleci wykorzystywanymi przez człowieka są jedwabniki, a wśród nich pierwsze miejsce przyznać należy jedwabnikowi morwowemu, który stał się zwierzęciem hodowlanym. Ba, nawet udomowionym, gdyż w stanie dzikim już nie występuje. Jego gąsienice żywią się wyłącznie liśćmi morwy, można więc zakładać ich hodowlę wszędzie tam, gdzie rosną te drzewa. Po sześciu tygodniach od wyklucia się z jaja gąsienica jedwabnika — ma wówczas 7 cm długości — przestaje jeść, szuka sobie wygodnego miejsca i zaczyna snuć jedwabną nić. Powstaje ona z płynnego jedwabiu wytwarzanego przez specjalne gruczoły przędne, których zakończenia znajdują się na dolnej wardze gąsienicy. Wypływająca z nich równomiernym strumyczkiem ciecz szybko krzepnie na powietrzu, tworząc delikatną, równą, cieniutką nić. Jest ona tak mocna, jak stalowy 20 drucik tej samej grubości. Długość zaś wysnutej nici miewa od 1000 do 1500 m. Z tego właśnie tworzywa w ciągu dwóch-trzech dni gąsienica sporządza kokon i w nim zamienia się w poczwarkę. W jej ciele zachodzą skomplikowane przemiany, w wyniku których po dwóch tygodniach powstaje motyl. Trudno byłoby nazwać go pięknym: jest żółtawobiały, niezgrabny, z grubym, ciężkim odwłokiem. Lata niemrawo, żyje zaledwie dwa-trzy dni i przez ten czas nic nie je. Zapłodniona samica składa 300-500 jaj. W hodowli nie można jednak pozwolić, by motyle wyszły z kokonów, bo poprzerywałyby przy tym jedwabną nić, a krótkie nitki nie stanowią dla ludzi prawie żadnej wartości. Zabija się więc poczwarki parą lub gorącym powietrzem o temperaturze ponad 60°. Cieniutkie jedwabne niteczki są bardzo lekkie, kilogram nitek uzyskuje się z 6000-12 000 kokonów, zależnie od ich grubości. Nic więc dziwnego, że tkaniny z naturalnego jedwabiu są bardzo drogie. A jak powstaje piękna, trwała pajęczyna produkowana przez pająki? W końcowej części odwłoka pająków mieszczą się tysiące gruczołów wydzielających swoistą ciecz, szybko krzepnącą w cieniutkie niteczki, które zlepiają się w grubszą nić. Z niej właśnie powstaje pajęcza sieć. Z innych gruczołów wypływa płyn krzepnący bardzo wolno, dzięki czemu nici długo pozostają lepkie. Jeszcze inne gruczoły (mają je tylko samice) produkują specjalną substancję do wytwarzania kokonu. Ta, oczywiście, nie jest lepka. Sieci łowne bywają rozmaite, zależnie od gatunku zwierzęcia, a więc i od warunków, w jakich pędzi życie. Wśród naszych rodzimych pająków najokazalsze, a także najpiękniejsze są sieci krzyżaka. Bardzo ważnym szczegółem tej konstrukcji jest nić sygnalizacyjna przeciągnięta od sieci łownej do kryjówki, w której chroni się pająk. Jej drgania informują go o zaplątaniu się zdobyczy oraz o jej sile. Zaalarmowany drapieżnik zsuwa się szybko po nici sygnalizacyjnej, unieruchamia ofiarę splotami pajęczyny, następnie zabija i wysysa pożywną zawartość, resztki zaś wyrzuca. Gdy jest syty, zdobycz zostawia 21 na później. Pajęcza nić jest bardzo mocna, sieć więc po naprawieniu ewentualnych uszkodzeń może służyć bardzo długo. Pająki przenoszące się z jednego miejsca na inne na pajęczynie, znanej jako „babie lato", zdane na łaskę wiatru, odbywają na tym delikatnym tworzywie dalekie podróże. Stwierdzono kiedyś, że na wysokości około 2000 m odbyły podróż z Ameryki Północnej do Europy. Zdawać by się mogło, że skoro przędza pająka jest taka mocna i trwała, powinno by się ją tkać. Otóż trudność polega na tym, że część nici jest lepka. Jasne, że nie takie przeszkody potrafi zwalczyć technika, ale czy warto? Znany jest co prawda przypadek utkania z pajęczyny pięknej tkaniny na ślubną suknię, lecz było to zdarzenie wyjątkowe. Ponadto pająk jako zwierzę hodowlane ma wielką wadę, tę mianowicie, że żywi się owadami. Dostarczanie mu paszy — much czy innych owadów — byłoby bardzo pracochłonne, a więc ogromnie kosztowne. DLACZEGO DOMOWA? Określenia „domowe" używamy zwykle wtedy, gdy mówimy o zwierzęciu, które tak dalece zżyło się z człowiekiem, że wymaga jego opieki lub wręcz nie może się już bez niej obyć. W tym opowiadaniu będzie mowa o kunie kamionce, czyli kunie domowej, ale tutaj nazwa „domowa" nie oznacza bynajmniej zwierzęcia oswojonego. To ssak dziko żyjący w środkowej i południowej Europie oraz w Azji po Himalaje i Chiny. Kuna kamionka osiąga długość pół metra, oczywiście nie wliczając ogona, jest smukła, dość niska i ubarwiona jednolicie szarobrązowo. Na podgardlu ma rozwidloną białą plamę sięgającą aż na pierś. Stopy są skąpo owłosione i na przykład na śniegu lub na mokrej ziemi zostawiają wyraźny ślad. Kamionka łatwo przyzwyczaja się do obecności ludzi, toteż nawet i w dzień wypuszcza się na łowy. Jako ssak drapieżny poluje na rozmaite zwierzęta, główną jej zdobycz stanowią gryzonie, które osiedlają się w ludzkich zabudowaniach*. Ale do najbardziej upragnionych przysmaków należą ptasie jaja i owoce, po które wyprawia się do sadów i ogrodów. Owoców pożera dużo, toteż w jej odchodach widuje się sporo nie strawionych pestek. Chociaż kuna ma wiele korzyści z sąsiedztwa ludzi, to i bez nich radzi sobie doskonale, podobnie jak jej bliska krewniaczka, kuna leśna. Kuna kamionka podlega u nas całkowitej ochronie, podczas gdy leśna, zwana też tumakiem, objęta jest tylko czasem ochronnym dla zwierząt łownych. Takie zwierzęta, które żyją w bliskości siedlisk człowieka, nazywane są synantropami. 23 Wielokrotnie zaobserwowano, że kamionka chętnie osiedla się w bezpośredniej bliskości ludzi nawet w dużych miastach Kiedyś moi przyjaciele, mieszkający niedaleko od Warszawy, usłyszeli wyraźne szuranie dochodzące ze strychu ich jednopiętrowego domu. Najwidoczniej gospodarował tam jakiś zwierzak. Przypuszczali, że to kot sąsiadów poluje na myszy, byli więc nawet radzi, że je pozjada. Któregoś wieczoru, gdy ktoś z nich wyszedł na balkon, dostrzegł wysmukłe, zwinne zwierzę wysuwające się spod dachówki. Ledwie mignęło, skacząc na pnącza otaczające dom, i znikło jak cień. Bez wątpienia nie był to kot. Ten gość miał krótkie łapy, długi tułów, spłasz-j czoną głowę i spory puszysty ogon. Nie był to kot, ale w takim: razie co to było? Następnego dnia szukano na strychu jakichś śladów, które by pomogły rozwiązać zagadkę, ale prócz odchodów, w których było pełno pestek śliwy, niczego nie zauważono. Czyżby tajemniczy gość był roślinożercą? Więc czego szukał na strychu, i to tyle razy? Dlaczego wyginęły myszy, z którymi dotychczas walczono z miernym rezultatem? Nikt z domowników nie miał pojęcia. Ale do czego służą książki i atlasy? Wzięli się do szukania w krajowych ssakach. Okazało się, że drapieżnikiem o takim rysopisie może być tylko kuna i że w Polsce żyją dwa gatunki: kuna leśna, czyli tumak, która unika zetknięcia z człowiekiem, i kuna kamionka, inaczej domowa, która trzyma się terenów zaludnionych. Po przeczytaniu tych informacji nie wątpili już, że to kamionka odwiedza ich strych. A że prócz myszy nie było tam innej zdobyczy, więc mieszkańcy domu raczej z zadowoleniem słuchali tupania na górze. Nie prześladowany i nie płoszony drapieżnik przyzwyczaił się nie tylko do tego terenu, ale także do ludzi i panujących tam warunków. Wałęsał się w pobliżu domu i nie uciekał, gdy spotkał kogoś z domowników. Czas, jak wiadomo, płynie szybko. Skończyło się lato i wczesna jesień. Myszy wywędrowały z pól i ogrodów do 24 zabudowań. Na strychu pozostającym pod opieką kuny zle im się wiodło, większość padła jej ofiarą. Przyszła w końcu zima, wyjątkowo mroźna i śnieżna. Mieszkańcy domu, jak co roku, dożywiali ptaki, dla sikor wieszali nad werandą kawałki słoniny włożone do siatki, w jakiej sprzedaje się warzywa lub owoce. Kuna pozazdrościła ptakom. Zobaczywszy smakołyk, usiłowała podskoczyć tak wysoko, by go zerwać. Sądząc po śniegu ubitym pod siatką na lodową skorupę, zwierzak musiał wytrwale i długo skakać. Wszystko na próżno. Słonina czekała na ptaszki. Następnej nocy kuna ponowiła próby i tym razem jej się udało. Nikt chyba nie przypuszcza, że rozwiązała siatkę. Ale gdy zahaczyła ją zębami, siatka pękła i upragniona zawartość wypadła, stając się łupem zwinnego drapieżcy. Po tej nauczce wieszano jedzenie dla sikor znacznie wyżej. Kuna cieszyła się jednak taką sympatią mieszkańców, że kładli na werandzie rozmaite resztki tylko dla niej. NAJSŁYNNIEJSZY Z MYSZOJADÓW Łatwo zgadnąć, że chodzi tu o kota, ale nie wszyscy znająl innych jeszcze sławnych łowców myszy. Warto wiedzieć, że łasica też jest ich pogromcą, a co ważniejsze, łowi je w ich własnych norach, do których może się wśliznąć dzięki wysmukłemu ciału. Łasica obecnie żyje wyłącznie dziko, jak inni łowcy tych utrapionych gryzoni, na przykład krogulec, myszołów czy lis, natomiast w starożytności i w średniowieczu była ! ssakiem udomowionym, trzymanym do walki z myszami trapiącymi człowieka. Ale wróćmy do kota. Nocny tryb życia kota, elektryzowanie się oraz iskrzenie sierści przy głaskaniu wydawały się wielu ludziom co najmniej niejasne. O podejrzanym trybie życia tego zwierzęcia są wzmianki jeszcze w literaturze XVII w. Trudno również było wybaczyć kotu jego niezależność, brak serdeczności dla właściciela, jaką okazywał pies, udomowiony o wiele wieków wcześniej. Toteż zanim kot stał się naszym ulubieńcem — „kiciusiem" czy „mruczusiem" — nie miał w Europie łatwego życia. Prześladowano go jako sprzymierzeńca szatana i poddawano bezlitosnym torturom. W Egipcie kot czczony był jako bóstwo, za rozmyślne zabicie kota karano śmiercią. Udomowiono go stosunkowo późno, bo dopiero w czasach historycznych, w drugim tysiącleciu przed naszą erą. Kot w Egipcie był potomkiem dzikiego pół-nocnoafrykańskiego kota libijskiego. W poszukiwaniu myszy ten dziki kot zapędzał się aż do ludzkich domostw, gdzie — jak łatwo pojąć — był mile widziany. A po latach stał się bóstwem Egipcjan. Również azjatyckiego kota stepowego oswojono w podobnych okolicznościach. 26 Trzecim wreszcie przodkiem domowego kota jest europejski żbik, po dziś dzień żyjący w lasach północnej Europy, także w Polsce. U nas występuje już bardzo rzadko, tylko w lasach karpackich. Objęty został ochroną gatunkową. Podobieństwo żbika do pospolitego pręgowanego kota domowego jest wręcz uderzające, przy czym dziki kot jest znacznie większy: samiec waży do 18 kg, samica do 10 kg. Najlepszy dowód pokrewieństwa żbika z domowymi kotami stanowi fakt, że mieszana para daje płodne potomstwo. Żbik to typowy samotnik. Poza okresem godowym, przypadającym na luty, samiec przebywa w pojedynkę, samice zaś po odchowaniu i usamodzielnieniu się młodych również prowadzą samotny tryb życia. Kot domowy, podobnie jak jego dzicy krewniacy, na przykład żbik czy ryś, jest bardzo schludny, utrzymuje swe futro w idealnej czystości, poświęcając na to mnóstwo czasu. Jego mięsisty język pokrywają zrogowaciałe drobne wyrostki, skierowane wierzchołkiem ku tyłowi, działające przy wylizywaniu sierści niby szczotka. Ekskrementów nie pozostawia na powierzchni, lecz starannie zagrzebuje. Nadal jest „myszojadem", poluje też na szczur/, chociaż to duże i silne ssaki. Trudno mu jednak wybaczyć, że penetrując swe łowieckie tereny, pożera różne drobne ptaki. Od dawna twierdzono, że kot odznacza się zadziwiającą zdolnością znajdowania powrotnej drogi do poprzedniego miejsca pobytu, nawet dość odległego od miejscowości, do której go przewieziono. Wyciągnięto stąd błędny wniosek, że nie przywiązuje się do człowieka, lecz do miejsca. W ostatnich latach szwedzcy uczeni zbadali doświadczalnie, że koty rzeczywiście mają niewiarygodną umiejętność powracania na bardzo nawet odległe rodzinne tereny. Potrafią przejść sto kilkadziesiąt kilometrów, co jest nie lada wyczynem dla tak słabego piechura jak kot. Zoopsychologowie mają w tej sprawie jeszcze wiele do powiedzenia. Z ras dekoracyjnych, o delikatnej długiej sierści, najbardziej znana jest angorska. Obecnie stosunkowo rzadko u nas hodowane są koty rasy syjamskiej, sprowadzone do Europy 27 z Azji w 1884 roku. Te koty o charakterystycznym oryginalnym ubarwieniu wcale nie są trudniejsze do hodowania niż pospolite. Sprawdziłam to osobiście wielokrotnie. Kiedyś wzięłam pod opiekę zaledwie sześciotygodniowe kociątko tej rasy, jeszcze białe, z czarnym noskiem i niebieskimi oczami. Wkrótce białość futerka zaczęła się zmieniać, przede wszystkim pociemniała głowa i pyszczek wyglądał jak umorusany. Pewnego dnia ktoś z domowników spojrzał na zwierzątko i zawołał: „To dopiero murza*!" Ta nazwa jako imię została do końca życia tej kotki. Murza rodziła kocięta dwa razy w roku. Jej potomstwo chowało się zdrowo, wielu więc było chętnych, którzy chcieli wziąć małego kotka. Tylko raz się zdarzyło, że z czwórki kociaków jeden był słabszy i mniejszy, toteż gdy jego rodzeństwo dawno zostało rozdane, on ciągle jeszcze był przy matce. Nazwaliśmy go Tumankiem. Pewnego razu siedzieliśmy przy podwieczorku, gdy do pokoju wkroczył Tumanek. Już nie pamiętam, kto zaproponował, żeby dać mu coś smacznego do zjedzenia, bo dotąd wciąż tylko pił mleczko i mleczko. Położyliśmy więc na podłodze kawałek surowego mięsa. Kotek się zatrzymał, obwąchał je, ugryzł, chwycił zębami jeszcze bardzo niewprawnie i zjeżywszy nagle sierść na grzbiecie, ponurym głosem oznajmił, że jest tu władcą i ostrzega, by jego zdobyczy nikt nie śmiał tknąć, bo w przeciwnym razie on już da intruzowi nauczkę. Obszedł „zdobycz" dookoła, szurał łapkami pozorując zagrzebywanie w ziemi. Po co o tym piszę? Warto zwrócić uwagę na ten fakt, bo wskazuje on, jak przejawia się instynktowne zachowanie pewnych ssaków. Na dobrą sprawę zachowanie takie można zaobserwować u większości kotów, a także u wielu innych drapieżników. " Murza (czytaj: mur-za) —umorusany, uczemiony, ubrudzony. ROGI NA NOSIE Łatwo się domyślić, że chodzi o nosorożce, bo to one właśnie zależnie od gatunku mają na nosie jeden lub dwa rogi. Żyje na świecie jeszcze pięć gatunków tych ogromnych ssaków. Powtarzam: jeszcze, bo nie wszystkie człowiek zdążył wytępić. Z tych ocalałych trzy gatunki w znikomych ilościach żyją w południowej Azji, pozostałe dwa —czarny i biały—to mieszkańcy Afryki. Charakterystyczną cechą tych ostatnich jest występowanie dwu rogów, jednego na kościach nosowych, drugiego — na czole. Rogi te wytwarza naskórek. Po odpadnięciu, na przykład na skutek jakiegoś wypadku, róg odrasta w dawnej okazałości. Nosorożec czarny i jego biały krewniak, który wbrew nazwie jest szary, używają rogów do obrony bądź ataku. Nosorożec czarny, zamieszkujący zarówno otwarte przestrzenie, jak i gęste, trudno dostępne dla innych zwierząt lasy, toruje sobie rogami drogę do żerowisk, wodopoju lub gdy poszukuje zacisznego miejsca na spoczynek. Niekiedy nawet ryje nimi darń. Nosorożec biały żyje na otwartych przestrzeniach i żywi się głównie trawą. Nosorożce zostawiają odchody w określonych miejscach, dookoła swego terenu. Stanowią one rodzaj słupków granicznych. Co pewien czas nosorożec je okopuje. Nosorożce, trójpalczaste, roślinożerne ssaki kopytne, odznaczają się potężnymi rozmiarami. Bohater tego opowiadania, nosorożec czarny — wcale nie największy z tej piątki olbrzymów—ma wysokość 1,6 m, ciężar około 1700 kg. Lubi tereny wilgotne z bajorkami i płytkimi sadzawkami, w których chętnie spędza" najgorętsze godziny dnia. Żeruje 29 wieczorem i wczesnym rankiem. Jada ulistnione gałązki I kolczastych krzewów i przeróżne rośliny, których inne roślino- I żerce nie tykają, a także trawy. Nosorożec nie ma wrogów, nie napastuje go lew ani stadne' drapieżniki, jak na przykład likaony, dopóki więc człowiek nie wypowiedział mu wojny, był prawdziwym władcą afrykańskiego buszu. Ludzie polują na nosorożce nie tylko dla zdobycia : mięsa i skóry, ale także z powodu zabobonów związanych i z tymi zwierzętami. Ciągle bowiem utrzymuje się wiara, że \ spożycie choćby minima(a\(ct\ v\S&& \^W &R&& odżywczo v\fc %\Vł V ?????????i? człowieka. Istnieje przekonanie, jakoby również inne części ciała tych zwierząt posiadały właściwość/ lecznicze. A przecież rozsądny człowiek nie powinien sądzić, że substancja rogowa może mieć jakieś niezwykłe działanie. By nie dopuścić do wyginięcia nosorożców, objęto je ochroną gatunkową, lecz mimo to nadal są zabijane. Nosorożec ma opinię zwierzęcia głupiego, reagującego gwałtownie na każdą zmianę w otoczeniu, na przykład na nieoczekiwany krzyk. A ponieważ siła tego kolosa jest niebagatelna, często więc dochodzi do starcia niewinnego „napastnika" z poirytowanym olbrzymem. Od wielu lat aż po dzień dzisiejszy powtarza się radę, by w razie ataku nosorożca stać spokojnie, aż ten się zbliży na kilka metrów, i szybko uskoczyć. Gdy potężny gruboskórca minie człowieka w pędzie i zatrzyma się dopiero w pewnej odległości, człowiek ma szansę ocalenia. Oczywiście, nie wolno natychmiast rzucać się do ucieczki, bo nosorożec usłyszy i może ponownie zaatakować. Zoolog, który o tym pisze, twierdzi, że wiele razy udało mu się w taki sposób uniknąć napaści tego olbrzymiego ssaka. Nosorożec jest krótkowzroczny, widzi dokładnie nie dalej niż na odległość pięciu metrów. Ponieważ oczy ma umieszczone z boków głowy, podobnie jak koń, przekazują one zwierzęciu dwa rozmaite obrazy. Wzrok nie odgrywa zatem większej roli w jego życiu. Ilustruje to doskonale opowieść murzyńska, którą tu przytaczam. ?? ' Nosorożec indyjski Przed wiekami, gdy Bog stworzył ssaki, nie wyposażył ich ani w skórę, ani w sierść. Trudno sobie wyobrazić, jak cierpiały od bąków, kleszczy i innych pasożytów. Toteż udały się do Boga prosząc o naprawienie krzywdy. Bóg stworzył więc mnóstwo przeróżnych skór, każdemu zwierzęciu wręczył igłę i kazał, by samo wybrało sobie skórę i uszyło ją na własną miarę. Spryciarz lampart bez namysłu przyodział się w najpiękniejsze futro, pozostałe ssaki też nieźle sobie poradziły, z wyjątkiem nosorożca. Nieszczęsny krótkowidz upuścił igłę w gęste krzaki. Szukał jej i szukał, ale na próżno. Wreszcie z jakiejś kolczastej rośliny ułamał cierń i z jego pomocą jakoś ześcibolił sobie szatę, bardzo niezgrabną, z luźnych kawałków. Widać to wyraźnie u jego potomków. Z odszukania igły jednak nie zrezygnował ani on sam, ani jego potomkowie. Po dziś dzień, jak twierdzi legenda, nosorożce najchętniej żerują w gęstych, kolczastych zaroślach łudząc się, że wreszcie któryś z nich natrafi na igłę. Na tym kończy się poetycka opowieść murzyńskich bajarzy. Przytacza ją francuski zoolog i podróżnik J. P. Hallet, który nie tylko obserwował te wielkie gruboskórce na swobodzie w rozmaitych okolicznościach, ale nawet oswoił młodego nosorożca, ba, można powiedzieć, że się z nim zaprzyjaźnił. Kosztowało to mnóstwo czasu, wysiłków, cierpliwości i rozmaitych zabiegów, ale w końcu nawet dosiadał tego olbrzymiego ssaka. Od przeciętnego człowieka trudno jednak wymagać podobnych wyczynów. Krótkowzroczność nosorożca równoważy w pewnym stopniu wyjątkowo dobry słuch i węch. Toteż dopóki człowiek nie zagrażał jego istnieniu, nie obawiał się nikogo. Niestety, liczba nosorożców — nawet w parkach ochrony przyrody — maleje zastraszająco. Ostatni spis wykazał, że w Afryce nosorożców czarnych jest zaledwie 13-14 tysięcy, białych zaś wielokrotnie mniej. Jeszcze gorszy jest los ich azjatyckich krewniaków: indyjskich doliczono się 500, jawajskich 20-30, sumatrzań-skich około 150 osobników. 32 BORSUCZA JAMA Każdy chyba słyszał, że borsuk jest przysięgłym samotnikiem. Tak mówią o nim myśliwi* drwale, leśnicy. Borsuk, jak i mnóstwo innych zwierząt — od owadów aż do ssaków — rozpoczyna czynne życie dopiero o zmroku, a na spoczynek udaje się o świcie. Ale czasem, choć bardzo rzadko, można nieoczekiwanie spotkać go i w jasny dzień. Przeczytajcie teraz, jak wiele czasu i trudu wymaga poznawanie życia ssaka w naturalnym środowisku. Właśnie na przykładzie borsuka. Pewien angielski nauczyciel interesował się bardzo borsukami i postanowił obserwować je w naturalnym środowisku. Kiedy udało mu się wytropić borsuczą norę, a ściślej mówiąc, wejście do niej, zasiadał już wczesnym wieczorem w pobliżu, tak zamaskowany, aby borsuk opuszczając swe schronienie nie mógł go dostrzec. Wiele wieczorów spędził w ten sposób, lecz niestety borsuk ani razu się nie pokazał. Dopiero gdy kiedyś zasiedział się dłużej w swym obserwatorium, cierpliwość jego została wreszcie nagrodzona. Oto tuż nad ranem z nory wysunął się czarno-biały łeb, a po chwili ukazał się cały zwierzak. Podreptał wydeptaną ścieżką i nagle znikł, jakby się pod ziemię zapadł. Czyżby miał dwie nory? Tej nocy borsuk już się nie pokazał, a nasz przyrodnik uznał, że nie ma na co czekać, i wrócił do domu. W lipcu i sierpniu nauczyciel swobodnie mógł dysponować czasem, toteż wytrwale kontynuował obserwacje. Teraz przychodził do lasu przed świtem i lokował się w pobliżu nory. Po paru dniach znów zobaczył swego zwierzaka. Borsuk wysunął się na powierzchnię, parę razy odetchnął głębiej obracając głowę w różne strony i nie zwęszywszy 34 widocznie żadnego niebezpieczeństwa, podreptał do drugiej nory. Dość szybko z niej wyszedł, a w ślad za nim ukazał się drugi dorosły borsuk i małe borsuczęta. Była to zapewne matka z dziećmi. Czwórka malców zaczęła ganiać się w kółko, najszybszy czy najzwinniejszy coraz to chwytał któreś z rodzeństwa zębami za skórę na grzbiecie. Tak się kotłowały, że obserwator nie mógł się połapać, który jest goniony, a który goni. Dorosłe zaś myszkowały w pobliżu, znajdując to ślimaka, to gąsienicę, to chrząszcza. W pewnej chwili samica odwróciła spory kamień i znalazła pod nim dżdżownice i jakieś owady. Nie omijały też jagód. W końcu cała gromadka powędrowała dalej i po chwili zasłoniły ją krzewy. Obserwator bał się poruszyć w swej kryjówce, żeby nie spłoszyć żerującej rodziny. Dopiero po dłuższym czasie, gdy już zaczęły odzywać się ptaki i owady, gdy las wypełnił się różnymi głosami, wycofał się i odszedł. Po tym pierwszym sukcesie dokonał jeszcze szeregu innych obserwacji. Odkrył więc kilkanaście ścieżek, wydeptanych od jednej nory do drugiej, do wodopoju, do sporych kamieni dość łatwo dających się odwracać, do grzybowych czy jagodowych zakątków. Jasne, że nauczyciel nie mógł sam wszystkiego zaobserwować, wszystkiego zbadać. Zaprosił więc do pomocy paru swoich uczniów, którzy interesowali się przyrodą. Wybrali wspólnie kilka miejsc do obserwacji i skrupulatnie notowali swe spostrzeżenia. Dobrze zorganizowali swoje badania, a trwały one... wątpię, czy ktoś z was zgadnie... Aż trzy lata! Okazało się, że borsuki to wesołe i towarzyskie ssaki. Samce i samice żyją zgodnie całe życie, a więc około 15-20 lat. Cała rodzina, wypasiona jesienią, lokuje się z nastaniem chłodów na grubym, ciepłym legowisku, sporządzonym w norze z liści i traw, i wspólnie zapada w zimowy sen. Zdarza się, że borsuk w swej długiej, rozgałęzionej na kilka odnóg norze ma nieproszonego lokatora. To lis korzysta z okazji, aby samemu nie kopać jamy, a jej właściciel dobrodusznie się 35 na to godzi. Między bajki trzeba włożyć opowieść o lisie, który jakoby ma zanieczyszczać odchodami norę borsuka, zmuszając tego porządnickiego do wyprowadzki. Prawdą jest natomiast że borsuk jest zwierzęciem bardzo czystym. Nie opodal swej kryjówki wygrzebuje specjalne dołki ustępowe. Przyzwyczaja również dzieci, by z nich korzystały. Nie ma też w jego norze żadnych resztek żywności. Co pewien czas sprząta norę, a jesienią — zanim zacznie gromadzić ściółkę na zimowy barłóg, robi to szczególnie starannie. Zdarza się, że kilka rodzin wspólnie spędza zimę we wzorowej zgodzie. Parę razy w ciągu zimy borsuki budzą się i nawet wychodzą z nory. Przetrwanie bez jedzenia tak długiego okresu umożliwia im, podobnie jak innym ssakom zasypiającym jesienią, podskórny zapas tłuszczu. Organizm zużywa go stopniowo, i przez zimę oczywiście borsuki chudną. Borsuk ma niezbyt dobry wzrok i słuch, za to węch znakomity. Bardzo to ważna cecha dla stworzenia prowadzącego nocny tryb życia. ? ?? KTO? Często słysząc jakąś nazwę od razu wiemy, o co chodzi, bywa jednak i tak, że trudno pojąć, o czym mowa. Czy na przykład arlekin to roślina o fantastycznych kwiatach, czy małpa wyczyniająca karkołomne sztuki, czy też jeszcze całkiem co innego? W opowiadaniu tym znajdziecie jedenaście zwierząt o nieznanych na ogół, a niekiedy mylących nazwach. Bazyliszek W bajkach lub fantastycznych opowieściach często występował okrutny potwór, który zabijał złym spojrzeniem lub jadowitym oddechem. Nazwę tę zapożyczono dla jaszczurki o dziwacznych kształtach, z hełmem na głowie oraz grzebieniastym utworem na grzbiecie i przedniej części ogona. Grzebień ten może się składać bądź jeżyć dzięki wyrostkom kręgów. Ogon, bardzo długi, stanowiący dwie trzecie długości ciała, jest tak elastyczny i sprężysty, że bazyliszek może nim oplatać gałązki i podpierać ciało niby piątą kończyną. Samica jest mniejsza niż samiec, nie tak jaskrawo zielona i pozbawiona czarnych pręg na tułowiu. Bazyliszki trzymają się parami, samice składają jaja w jamkach w ziemi, ale rodzice opiekują się potomstwem. Ojczyzną tych dużych gadów o fantastycznym wyglądzie są Panama i Kolumbia. 37 Żaboryby Staroświeckie powiedzenie, że „dzieci i ryby głosu nie mają", straciło sens. Obecnie dzieci miewają zwykle wiele do powiedzenia, ryby zaś — co prawda nie wszystkie gatunki — wydają głośne ryki, odstraszające wrogów, amatorów ikry bądź narybku. Podczas drugiej wojny światowej okazało się na przykład, że odbierane przez hydrofony donośne dźwięki to nie wroga flota, lecz samce żaboryb, w okresie godowym ogłaszające swą obecność na tych wodach. Najważniejszym ich narządem głosowym jest pęcherz pławny. To właśnie skurcze jego mięśni powodują szybkie drgania znajdujących się w nim gazów. Inne gatunki wydają głos zgrzytając zębami lub pocierając twardymi promieniami płetw. Te rozmaite dźwięki służą odstraszaniu wrogów, mogą też być nawoływaniem, mogą wyrażać niepokój bądź inny stan emocjonalny. Jak widać, stare porzekadło straciło swój pierwotny sens. Lotokot Lotokot jest ssakiem żyjącym w Południowej Azji, dokładniej mówiąc, w nizinnych lasach Indochin, Półwyspu Malajskiego, a także wysp: Filipin, Sumatry, Jawy, Borneo i innych mniejszych. Jego środowisko to korony drzew. Z szeregu nazw, bo prócz wymienionej w tytule ma ich kilka: kolugo, kaguan, latoperz, najtrafniej charakteryzuje go właśnie nazwa lotokot. Zwierzę jest bowiem wie/kości niedużego kota domowego, waży podobnie jak kot około półtora kilograma. Prawdę mówiąc nie lata, ale szybuje na znaczne odległości, nawet do stu metrów. Gdy rozstawi szeroko przednie i tylne łapki, między nim/ i tułowiem, a także ogonem rozciąga się skóra tworząca sporą płaszczyznę nośną. ___ Wyobraźmy sobie dwie jednakowe kartki - jedną rozprostowaną, drugą zgniecioną w kulkę - puszczone wolno z tej samej wysokości. Spadną niejednocześnie: ta rozpostarta dosc 38 długo kołysać się będzie w powietrzu. Na podobnej zasadzie szybuje lotokot. Lotokot wspina się możliwie najwyżej na drzewo rosnące w pewnej odległości od miejsca, w którym chciałby się znaleźć, i skacze. Rozłożone szeroko łapki i rozprostowana skóra od szyi do koniuszka ogona przeciwdziałają zbyt prędkiemu opadaniu. Toteż zawsze, no, prawie zawsze, zwierzątko ląduje na upatrzonej gałęzi. A co się stanie, jeśli lotokot przypadkowo wyląduje na ziemi? No cóż, mozolnie czołga się do najbliższego drzewa, ale po pniu wspina się do korony po mistrzowsku. Żeruje w nocy, dni przesypia w jakimś zacisznym zakamarku, na przykład w dziupli. Jako roślinożerca bez trudu znajduje w rodzimej dżungli obfitość pożywienia. Samica rodzi jedno młode. Ponieważ nie ma żadnego stałego legowiska, gdzie mogłaby je zostawiać, musi więc nosić z sobą swego jedynaka. Trzyma się on mocno pyszczkiem jej sutek lub sierści na brzuchu. Diabeł błotny Diabeł błotny ani n/e jest diabłem, ani nie mieszka w błocie. To pokaźny, bo mierzący 68 cm płaz ogoniasty, żyjący na południowo-wschodnich terenach Ameryki Północnej. Zamieszkuje wody o szybkim prądzie, bogate w tlen. Jasną porę doby spędza w kryjówce, dopiero w nocy wyłazi spod kamieni, korzeni drzew, by polować na nieduże zwierzęta wodne, jak ślimaki, płazy, raki, ryby. Zjada też ikrę. Jest bardzo żarłoczny, zdarza się, że nawet kijanki własnego gatunku stają się pożywieniem diabłów błotnych. Samica w jednym sezonie rozrodczym składa 300-450 jaj o średnicy około 10 mm, zlepionych w długi sznur, który przykleja do kamieni. Po 2-4 miesiącach rozwoju wykluwa się kijanka długości 3 cm, z oczami i płetwą grzbietową. Całkowite przeobrażenie następuje po okresie mniej więcej półtora roku. 39 Arlekin Wbrew nazwie arlekin nie jest zabawny. To jadowity wąż metrowej długości. Rzuca się w oczy dzięki jaskrawemu ubarwieniu: ostrą czerwień przecinają szerokie czarne pasy żółto obramowane, jakby w ten sposób ostrzegał: „Nie dotykać mnie, nie drażnić, nawet się nie zbliżać". Jego jad działa silnie i bardzo szybko. Jeżeli ukąszony człowiek nie otrzyma natychmiastowej pomocy, umiera w ciągu doby. Szczęśliwie się składa, że arlekin żeruje głównie w nocy i nie jest agresywny, rzadko więc atakuje ludzi. Dni przesypia w gęstwinie krzewów. Jada drobne zwierzęta: żaby, jaszczurki, małe węże, pisklęta owady. Jego ojczyzną są zalesione południowe stany Ameryki Północnej i Meksyk. Perewiaska Tę dość dziwaczną nazwę nosi bliska krewniaczka kuny, którą tak przypomina wyglądem, że gdyby nie jasna w ciemne plamy sierść na grzbiecie, można by się łatwo pomylić i wziąć perewiaskę za kunę domową. Zwyczaje również ma podobne: w nocy poluje na gryzonie, ptaki, jaszczurki, dzień przesypia w norach, które sama wygrzebuje mocnymi pazurami. Utrzymuje swe schronienie we wzorowej czystości, toteż wrogowi nie tak łatwo ją wywęszyć. Napadnięta wytryskuje na napastnika odrażająco cuchnącą ciecz z gruczołów zapachowych. Perewiaska jest mieszkanką południowo-wschodniej Europy i Azji. Arapaima W dorzeczu Amazonki żyje arapaima, jedna z największych ryb słodkowodnych, osiągająca aż 5 m długości i 200 kg wagi. Charakterystyczne dla niej są bardzo grube, twarde łuski 40 Perewiaska i daleko z tyłu osadzona płetwa grzbietowa. Gdy podpływa do powierzchni, by zaczerpnąć powietrza atmosferycznego, donośnie mlaska. Ta olbrzymia ryba żywi się rybami, nie połyka ich jednak w całości, jak to robi wiele innych ryb, lecz rozciera drobnymi ząbkami znajdującymi się na kościach podniebiennych i kości językowej. Dawniej przypuszczano, że samiec arapaimy nosi swe potomstwo w gębie, dopóki rybki nie podrosną. W rzeczywistości młode przebywają dość długo pod opieką ojca, ale po prostu pływając przy nim. Miejscowa ludność w dorzeczu Amazonki nazwała tę rybę piraruku, to znaczy czerwona, gdyż krawędzie jej łusek mają czerwony kolor. Ta okazała, piękna ryba poszukiwana jest przez wędkarzy, gdyż ten, kto złowi taką olbrzymkę, ma się czym pochwalić. Gołyszek Tak się nazywa ssak owadożerny, największy z żyjących współcześnie przedstawicieli rodziny jeżowatych. Waży ponad kilogram, długość jego ciała od czubka nosa do nasady ogona wynosi około 44 cm, a nagi ogon około 22 cm. Nie ma kolców, tylko rzadkie szczeciniaste futerko — ciemne z wyjątkiem głowy i szyi, które są białe z ciemnymi plamami. Dwa gruczoły wonne, znajdujące się w okolicy odbytu, wydzielają odrażająco cuchnącą substancję, przypominającą zapachem gnijącą cebulę. Gołyszek to ssak nocny, dzień przesypia w przypadkowych kryjówkach pod korzeniami, w szczelinach skał, w spróchniałych pniach. Żyje na trudno dostępnych terenach bagnistych, jego głównym pożywieniem są termity oraz inne owady, jada też żaby, ryby, również owoce. Młode rodzą się kilka razy w roku i zwykle jest ich dwoje. Zajmuje się nimi wyłącznie samica, samiec zaś przebywa osobno. Ojczyzną gołyszka są Indochiny, Birma, Półwysep Malajski i Borneo. 42 Gofyszek Czy kapryśnik? Gdy ktoś przyzwyczai się do jakichś potraw, a inne jada niechętnie, mówi się, że kaprysi. Kiedy jednak tego ulubionego jedzenia brak, na przykład na wycieczce, wcina wszystko i nawet chwali, że smaczne. Ale w Afryce środkowej i południowej żyje dość pospolity wąż, Dasypeltis scaber, który jada wyłącznie jaja ptaków. Paszczę, jak wszystkie węże, ma tak rozciągliwą, że przesuwa się przez nią nie stłuczone spore jajo. Dopiero w przełyku, gdy już nie ma obawy, że przy pęknięciu skorupy zawartość się rozleje, zgniata cenny przysmak przyciskając głowę do ziemi i owijając przód ciała skrętami tułowia. Miażdży jajo kostnymi wyrostkami pierwszych dwóch tuzinów kręgów. Białko i żółtko spływają do żołądka, a pokruszona skorupa, uformowana w wałeczek, zostaje wypluta. Ten specjalista ja-jożer dorasta do 80 cm długości, toteż zjada wiele jaj ptactwa gnieżdżącego się na ziemi. Uakari Małpy amerykańskie — czy to maleńka lwiątka, czy uistiti, czy duży wyjec, bądź czepiak — mają długie ogony. Jedynie uakari, zaledwie półmetrowa małpka, ma ogon tak krótki, że nie widać go w długiei sierści. Małpa ta tylko wyjątkowo schodzi na ziemię, żyje nielicznymi stadkami w koronach drzew, na gałęziach, po których zwinnie się porusza. Ma tu wszystko, co niezbędne jest jej do życia: owoce, nasiona, liście, a także owady i drobne kręgowce, którymi uzupełnia roślinne pożywienie. Żyje w dorzeczu Amazonki, wschodnim Peru i zachodniej Brazylii i jest zwierzęciem dość rzadkim. Obecnie, gdy przez tereny nad Amazonką, od ujścia aż do źródeł, buduje się wielką trasę komunikacyjną, wielu zwierzętom grozi wytępienie, a nieliczne uakari z pewnością całkowicie wyginą. 44 tryb ? drzew, pod watę, Meks] Na ?? osadr Potem ni trwał' po dz ? Kotofretka Kotofretka Kotofretki, wbrew nazwie, nie łączy bliskie pokrewieństwo ani z fretką, ani z kotem, ale tak jak one jest znakomitym łowcą myszy. Kotofretka to niewielkie zwierzę drapieżne należące do szopowatych. Waży zaledwie około kilograma przy długości głowy i tułowia wynoszącej trzydzieści kilka centymetrów. Jej puszyste futro, na grzbiecie ciemnobrązowe, na brzuchu jest bardzo jasne lub białe. Kotofretka świetnie się porusza w gęstych koronach drzew, wspina się na nie z łatwością dzięki półwciągalnym pazurom. Żywi się drobnymi zwierzętami: owadami, pisklętami, małymi ssakami, jada też rośliny. Młode przychodzą na świat w maju i czerwcu, a wczesną jesienią są prawie tak duże jak dorosłe. Kotofretki pędzą nocny tryb życia, w dzień śpią w kryjówkach, na przykład w dziuplach drzew, pod wykrotami, korzeniami. Ich ojczyzna to pagórkowate, skaliste tereny Ameryki Północnej aż po południowy Meksyk. Na zaletach kotofretki jako myszojada poznali się szybko osadnicy z Europy, którzy trzymali ją w domach zamiast kota. Potem przyszła kolej na wykorzystanie pięknego, choć dość nietrwałego futerka, zwanego norką kalifornijską. Z tego względu po dziś dzień prowadzi się hodowle kotofretki. ANI ŚWINKA, ANI MORSKA Świnka morska to nieduży gryzoń wielkości szczura, charakteryzujący się brakiem ogona oraz zanikiem pierwszego i piątego palca u tylnych nóg. Dzikie świnki są jednostajnie szarobrązowe w ciemniejsze cętki. Ich ojczyzną jest Południowa Ameryka. Żyją tam w rozmaitych środowiskach, na przykład na krzewiastych, półpustynnych równinach Patagonii, gdzie radzą sobie zupełnie dobrze bez wody. Chętnie osiedlają się we wsiach i tak łatwo oswajają, że nie reagują na obecność ludzi. Głos świnki morskiej przypomina chrząkanie i stąd zapewne jej nazwa. Również niewybredność w jedzeniu mogła się przyczynić do nadania jej tej nazwy. Jada rośliny od korzeni do liści, a szczególnie łasa jest na ziarno. Pod tym względem przypomina królika. Chodzi podskakując, siedzi na czterech nogach, przyciśnięta płasko do podłoża. Chętnie biega, w niewoli zwykle tą samą drogą, tuż przy ściankach klatki, co łatwo poznać po wydeptanej ścieżce. Świnki morskie są zwierzętami przyjacielskimi, bardzo chętnie przebywają w gromadzie, jedynie w okresie godowym zdarzają się wśród samców walki o samice. Ciąża trwa około dziewięciu tygodni. Młode rodzą się w pełni rozwinięte, pokryte sierścią, z otwartymi oczami. W miocie bywa ich zwykle 2-3. Już od drugiego dnia życia zaczynają jeść to, co dorosłe, a o trzytygodniowe matka przestaje się troszczyć. Ojciec jest obojętny wobec potomstwa lub nawet wrogi. Pełny wzrost osiągają po ośmiu lub dziewięciu miesiącach. Żyć mogą 6-8 lat. Świnka morska po dziś dzień żyje dziko w Peru, Paragwaju, Brazylii. Bardzo dawno, bo już za czasów Inków, udomowiono ją. W Ameryce Południowej dostarczała mięsa, o które nie było 48 tam łatwo, gdyż na kontynencie tym nie znano bydła. Dopiero gdy biali dotarli do Ameryki Południowej i zaczęli ją kolonizować, sprowadzili swe zwierzęta domowe, a więc również i bydło. Obecnie na kontynencie południowoamerykańskim nadal hoduje się świnkę morską dla mięsa, uważanego również przez Europejczyków za smaczne. Do Europy, ściślej do Hiszpanii i Portugalii, przywieziono ją w 1550 roku. Z Półwyspu Pirenejskiego rozprzestrzeniła się na inne kraje zachodniej Europy jako ciekawostka i zwierzę rozrywkowe. Łatwość jej hodowania, dość wysoka płodność —trzy mioty rocznie — brak przykrej woni, łagodne usposobienie, łatwość wyżywienia spowodowały, że stała się również zwierzęciem laboratoryjnym. Świnka morska wiele czasu poświęca na utrzymanie w czystości skóry i sierści, co jest szczególnie ważne u odmiany długowłosej (angorskiej). Para tych gryzoni, przebywająca we wspólnym pomieszczeniu, wzajemnie się czyści, wylizuje, układa futerko z wielkim zapałem. Jak w ogóle gryzonie, nie jest zbyt inteligentna, można ją jednak nauczyć paru nieskomplikowanych sztuczek. Poznaje również swego opiekuna i przy każdej okazji okazuje mu -swe przywiązanie. Domowe świnki morskie, które w Ameryce Południowej zastali europejscy przybysze, różniły się wyglądem od dzikich: były znacznie większe i miały łaciate futerko. Korzystanie z mięsa świnki morskiej sięga bardzo dawnych czasów. Przed kilkunastu laty pewien uczony znalazł w jaskini zamieszkiwanej przez ludzi około 7000 lat temu wiele szczątków świnki morskiej. Można stąd wnosić, że mieszkańcy Andów z tamtej epoki polowali na tego niedużego ssaka. 4 Opowiadania PAPUŻKA FALISTA Hoduje się rozmaite ptaki dla przyjemności: jedne ze względu na barwne upierzenie, inne dla wdzięcznego głosu. Do kolorowych piękności należą papugi. Obecnie u nas rzadko się je trzyma w mieszkaniach, bo nie tylko trzeba przeznaczyć dla nich sporo miejsca, ale trudno z nimi współżyć, gdyż są niestety wrzaskliwe. Przy tym dość często chorują na papuzią grypę, zaraźliwą i niebezpieczną dla ludzi. Ale oczywiście osobniki przez długi czas cieszące się dobrym zdrowiem i nie stykające się z innymi papugami można bez obawy trzymać w mieszkaniu. Wyjątkowo często hodowany w klatkach gatunek to papużka falista — nieduży ptak o smukłej budowie, dość długich skrzydłach, długim ogonie i cienkich nogach. Górną część jej dzioba jest zaokrąglona, prostopadle zgięta i zakończona szpicem. Upierzenie, delikatne i miękkie, charakteryzuje się niezwykle urozmaiconym rysunkiem, w barwach przeważa siarkowożółta, niebieska i zielona. Dodać przy tym należy, że samiczka różni się nieco wyglądem od samca, a młode ptaki od starych. Papużka falista czuje się w niewoli wprost znakomicie, sprawia wrażenie niemal udomowionej. Papużki faliste hodowane są w Europie od prawie stu pięćdziesięciu lat. W 1840 roku przywieziono z Australii do Europy wiele par tych urodziwych ptaszków. Bardzo prędko, bo już po dwudziestu latach, rozmnażały się tu bez mała tak jak na wolności w ojczyźnie. Po pewnym czasie hodowcy zaobserwowali zmiany w ubarwieniu niektórych osobników. Nie były to jednak—jak stwierdzono — zupełnie nowe kolory, gdyż takie same zdarzały się u żyjących na wolności w rodzinnej Australii. Jak u większości gatunków, tak i u papużek falistych przychodzą na świat 50 Papużka falista osobniki o pewnych nowych cechach, a więc bywają papużki o ubarwieniu izabelowatym i rubinowych oczach, dwubarwne, trójbarwne, srokate i inne. Cechy takie nie są jednak dziedziczne. Papużki faliste to ptaki żyjące gromadnie, toteż w niewoli czują się najlepiej, gdy hoduje się je w większej liczbie w wolierze. W małych mieszkaniach zadowolić się musimy parką w klatce. Stwierdzono, że ptak chowany samotnie lub osierocony przez partnera uznaje swego opiekuna za papużkę falistą i stara się o pozyskanie jego względów, usiłując karmić go żywnością zwracaną z wola, a także iskać. Zrozumiałe, że nie zaspokaja to w pełni potrzeb uczuciowych ptaszyny, powinno się więc poświęcać samotnej papużce możliwie wiele czasu, mówić do niej łagodnym głosem, podawać ulubione przez nią kąski. Ale najlepiej dobrać drugą do pary. Należy przy tym pamiętać, że o wyborze partnera decyduje u tych ptaków samiczka, toteż kandydat może jej nie odpowiadać, a wówczas nie ma mowy o skojarzeniu pary. Papużki faliste to ziarnojady, podstawą ich pożywienia są nasiona traw porastających równiny środkowej Australii. Żyją tam ogromne chmary tych barwnych ptaków, rozbite na stosunkowo nieliczne stadka, liczące kilkadziesiąt do stu osobników. Wspólnie żerują i wspólnie gaszą pragnienie w niewielkich zbiornikach wody, niezbyt obficie występujących w tej części Australii. Picie odbywa się przeważnie dwukrotnie: wkrótce po wschodzie słońca i przed jego zachodem. Upalny czas południa spędzają w cieniu liści na drzewach eukaliptusowych. Zdarza się, że gdy upał zbytnio im dokucza, korzystają z wodopoju także w innej porze. Często czepiają się wtedy gałęzi zwisających tuż nad jeziorkiem czy kałużą i ugasiwszy pragnienie wracają na wyższe konary. Papużki faliste poruszają się w powietrzu z lekkością i chy-żością jaskółki lub sokoła. W koronach drzew też radzą sobie doskonale, po mistrzowsku wspinając się po gałęziach. Gdy widzi się w klatkach oswojone papużki, trudno uwierzyć, że są to zmyślne, bystre, żwawe, ruchliwe, przedsiębiorcze ptaki. 52 W okresie lęgowym papużki faliste również skupiają się w gromady. Gniazda zakładają w dziuplach i w szczelinach pni drzew kauczukowych. Uważny obserwator łatwo może dostrzec w takiej gromadzie razem trzymające się pary. Na początku grudnia — w Australii jest wówczas lato — samica znosi 4-6 białych, kulistych jajek. Wysiadywanie zaczyna z chwilą zniesienia pierwszego jajka, toteż i pisklęta wykluwają się kolejno, nie wszystkie razem. Przy końcu grudnia młode już latają tworząc „młodzieżowe" stada. Kich kiedy łączą się z nimi samotne osobniki, którym nie udało4nr\ znaleźć pary. Rodzice zaś przystępują do drugiego, potem do trzeciego lęgu. Gdy ostatnie młode już dorosną, przychodzi pora odlotu na północ. W okresie kiedy w południowej części zamieszkiwanego przez nie obszaru trawy dopiero odrastają i kwitną, papużki przebywają na „zimowisku". Do swych stron rodzinnych powracają w pełni lata, gdy dojrzewają nasiona stepowych traw, stanowiące ich podstawową paszę. AMATOR OSTÓW stg z upodobaniem zjada tę kolczastą roślinę. Bohater tego ".ywjwiadania to ptak, szczygieł, który żywi się owocami ostu. Szczygieł rozpowszechniony jest w całej Polsce, choć występuje u nas niezbyt licznie. Nie narzuca on ludziom swego towarzystwa, jak na przykład wróbel, gawron czy kawka. Uważny obserwator może jednak zauważyć jego obecność w parkach i zadrzewionych alejach nawet dużych miast. Szczygieł to ptak niewielki, mniejszy od wróbla, wysmukły, o efektownych barwach: przednia część upierzenia jest czerwona, policzki, środek piersi i brzuch — białe, grzbiet, boki tułowia i dwie plamy na piersi — brązowe, skrzydła przepasuje szeroka, żółta pręga. Szczygły śpiewają najpiękniej ze wszystkich ziarnojadów. Nie należy się dziwić, że emigranci wyjeżdżając na stałe z Europy do Ameryki Północnej zabierali z sobą te kolorowe ptaszki. Wypuszczone na swobodę w pobliżu Nowego Jorku rozmnożyły się i czują się tam nie gorzej niż w rodzinnej Europie. Szczygły żyją na ogromnych obszarach. A więc prócz prawie całej Europy zamieszkują również Afrykę Północną, a także Azję, ale tylko część o klimacie umiarkowanym. Na wiosnę szczygły łączą się w pary i właśnie wtedy słychać ich wabiące głosy. Szukają odpowiedniego miejsca na gniazdo, przy czym odległość od ziemi nie gra większej roli. Może ono być bardzo wysoko w koronie drzewa lub dosyć nisko. Niezbędny warunek to na tyle cienka gałązka, by nie mógł utrzymać się na niej amator jaj czy piskląt, na przykład kot czy kuna. Miejsce musi być tak osłonięte, żeby nie było widoczne ani z góry, ani z dołu. Gniazdo wije wyłącznie samica, samiec jej 54 tylko towarzyszy i śpiewa. Ten śpiew jest bardzo ważny. Oznajmia innym szczygłom, że dany teren jest zajęty, nie powinny więc się tu pokazywać. Warto pamiętać, że różne inne ptaki, jak na przykład słowiki, też ośpiewują swoje terytorium. Gniazdo szczygła to półkolista plecionka z cienkich źdźbeł mchu, porostów, pasemek kory brzozowej, połączonych pajęczyną, nitkami oprzędów gąsienic i wełną. Dopiero taki dość głęboki koszyczek samica wyścieła delikatnym włosiem i puchem roślinnym. Na tej ściółce znosi 4-6 bladoniebieskich jajeczek w rudawe plamki i kreseczki. Wygrzewa je ciepłem swego ciała, czyli — jak to się mówi — wysiaduje. Przez ten czas żywi ją samiec. A gdy wylęgną się nagie, słabiutkie pisklęta, rodzice przez cały długi letni dzień mają — chciałoby się powiedzieć — „pełne ręce roboty", gdyż maleństwa są bardzo żarłoczne. Każde pisklę zjada dziennie ogromną ilość rozmaitych gąsienic, motyli, chrząszczyków, mszyc i innych owadów. Stopniowo pisklęta przechodzą na pokarm roślinny — dostają nasiona rozmiękczone w wolach rodziców, odrobiny jakiegoś owocu, kawałek listka. A co jada dorosły szczygieł? Ziarna, owady, owoce, pączki roślin, koniuszki liści. Jego jadłospis zależy od pory roku. Gdy dojrzewa mniszek (powszechnie zwany mleczem), szczygły z apetytem zjadają jego maleńkie ziarenka. Pod koniec lata i jesienią żerują na ostach, łopianach i innych roślinach. Potrafią przy tym zwisać, niby cyrkowi akrobaci, z gałązki czy łodygi głową w dół. W zimie wyjadają nasiona z szyszek olchy i brzozy oraz inne ziarenka, jakie przetrwały aż do tej pory. Warto dodać, że gdy pierwsze potomstwo staje się samodzielne, rodzice zaczynają budować nowe gniazdo dla drugiego lęgu. Jesienią, kiedy młode już się usamodzielnią, dorosłe, wolne od obowiązków rodzicielskich, łączą się w stada i wałęsają z miejsca na miejsce w poszukiwaniu pokarmu. Gdy na północy jesienne chłody dadzą im się we znaki, licznie zjawiają się w Środkowej Europie, gdzie jeszcze mają się czym pożywić. Możemy wówczas i u nas zobaczyć spore stadka tych barwnych, zwinnych ptaszków. 55 ZAGRANICZNY GOŚĆ Historia chomika syryjskiego jest dość niezwykła. Lat temu pół setki pewien przyrodnik znalazł w długim korytarzu ziemnym w Syrii rodzinę chomików złożoną z matki i tuzina młodych i przywiózł je wszystkie do pracowni naukowej w Jerozolimie. Wyobraźcie sobie, że już nigdy nie znaleziono na swobodzie gryzoni tego gatunku! Natomiast te, które dostały się w ręce zoologów, zdobyły światową sławę. Po upływie roku ów przyrodnik przesłał do pewnej naukowej pracowni w Europie dwie samice i jednego samca. Żyły tam pomyślnie, wydając liczne, zdrowe potomstwo. Wszystkie chomiki syryjskie — i te laboratoryjne, i te amatorskiego chowu w Europie oraz w Ameryce, dokąd rychło przewieziono te małe ssaki — pochodzą od tej trójki z Syrii. Długość ciała chomika syryjskiego wynosi 10-12 cm, ciężar 100-120 dkg. Ogonek jest krótki, prawie niewart wspomnienia. Uszy nieduże, zaokrąglone, oczy ciemne, wyraziste. W sierści na stronie grzbietowej przeważa barwa złocista, natomiast brzuch, pierś i podbródek są białe. W hodowlach prowadzonych w celu otrzymania nowych odmian barwnych dobiera się do chowu bardzo starannie osobniki wyłącznie pożądanego koloru. Obecnie bywają już chomiki syryjskie białe, kremowe, płowe i złociste. Chomik jest zwierzątkiem wyjątkowo schludnym. Gdy w swoim pomieszczeniu zaczyna się urządzać, wybiera najlepsze miejsce na legowisko, a na WC przeznacza najdalszy kącik i stale z niego korzysta. Dobrze się czuje, gdy ma gdzie się schować. Doskonale nadaje się do tego doniczka o wyszczerbionym z jednej strony brzegu. Chyba nie ma potrzeby przypominać, że doniczka powinna być czysta i na tyle obszerna, 56 by chomik swobodnie mógł się w niej poruszać, a szczerba dostatecznie duża, by mógł wchodzić do środka, nawet gdy torby policzkowe ma wypełnione. Bo chomik, gdy już uzna, że to odpowiednie dla niego pomieszczenie, zaczyna ściągać ściółkę i jedzenie. Korzysta z dostarczanych mu miękkich materiałów, na przykład papieru, gałganków, woliny. Pod ściółką ukrywa na „czarną godzinę" żywność lub też jakiś przysmak. To robienie zapasów, od którego pochodzi określenie „chomikowanie", jest bardzo ważne dla dobrego samopoczucia zwierzątka. Jeżeli przez kilka kolejnych dni otrzymuje ściśle wymierzone porcje, czuje się fatalnie, choruje. Wystarczy wtedy dodać mu trochę jedzenia, by złe samopoczucie minęło. Zwyczaj chomikowania nakłada na jego opiekuna konieczność robienia co jakiś czas gruntownych porządków. Jedzenie bowiem żywności na przykład zapleśniałej lub skwaśniałej szkodzi zdrowiu zwierzęcia. Sprawa czystości jest szczególnie ważna, gdy człowiek zabiera zwierzę z normalnego środowiska, w którym samo może troszczyć się o schludność. Dbać również należy i o inne potrzeby zwierzęcia umieszczonego w sztucznych warunkach. 0 to na przykład, by miało dość ruchu. Toteż prawdziwy miłośnik chomika syryjskiego, gdy ten już zaznajomił się z domownikami, wypuszcza go z klatki i pozwala swobodnie poruszać się po mieszkaniu. Co prawda można się łudzić, że nie napsoci, lepiej jednak mieć go na oku. Widziałam kiedyś, jak chomik przydreptał do przedpokoju, gdy właśnie żegnano się z wychodzącymi gośćmi. Trwało to kilka minut, ale chomik zdążył wygryźć dziurę w torbie z owocami położonej tam przez któregoś z gości. Jasne, że tym razem nie wyrządził poważnej szkody, lecz trudno przewidzieć, na co może mu przyjść ochota. PO PROSTU PIES Niepotrzebny jest efektowny tytuł, by zachęcić czytelnika do zaznajomienia się z bohaterem tego opowiadania. Przecież pies to zwierzę cieszące się sympatią każdego, no, powiedzmy — prawie każdego człowieka. Zasłużył sobie na to w ciągu długich wieków współżycia z ludźmi. Trudno dokładnie stwierdzić, kiedy i jak pojawiła się początkowo pobłażliwość, a później sympatia dla tego drapieżnika. Może szczenię zabrane samicy szakala i przyniesione przez pierwotnego człowieka do jaskini dla dziecka oswoiło się tak, że stało się jakby współtowarzyszem gromady dwunożnych istot? A później, po roku lub półtora, ów oswojony szakal przyprowadził młodą dziką samicę. Nie wiemy, czy łatwo jej to przyszło, ale pogodziła się z losem. Zresztą korzystała z tego związku z człowiekiem tak jak samiec. W wyrzucanych przez człowieka odpadkach wiele jeszcze było ochłapów, które nadawały się do jedzenia. Wśród pierwotnych jaskiniowych ludzi zdarzali się zapewne i tacy, którzy celowo rzucali jakieś ochłapy swym czworonożnym towarzyszom. Jaskinia chroniła psa przed dokuczliwą pogodą, korzystał z ciepła płynącego od ogniska. Wszystko to zacieśniało przyjazne kontakty między człowiekiem i psem. Dziki przodek psa żył w stadkach, polował razem z innymi, korzystał ze wspólnie złowionej zdobyczy. Gdy się pojawił wróg, jakiś większy i silniejszy drapieżca, wraz ze wszystkimi brał udział w walce z napastnikiem. W hordach dzikich przodków psów — szakali lub wilków — są osobniki mniej lub bardziej ważne. Najsilniejszy jest przewodnikiem i zajmuje pierwsze miejsce w stadzie. Nikt nie śmie mu się przeciwstawić. Ostatni musi ustępować każdemu. Jeżeli przewodnikowi zdarzy się 58 Saluki wypadek (na przykład wbił mu się cierń w łapę, więc kuleje) i nie nadąża za innym/, wtedy o jego miejsce w stadzie walczą pozostałe. Zmienia się wówczas kolejność ważności. Pies żyjąc przy jaskini człowieka jego właśnie uważał za istotę najważniejszą i bez sprzeciwu go słuchał. Gdy jego pan wyruszał na łowy, zapewne mu towarzyszył. Wiadomo, że węch psa jest znacznie lepszy niż węch człowieka, toteż pies pierwszy potrafił wytropić zwierzynę. Sygnalizował to swoim zachowaniem, z czego korzystał człowiek. Reagował też, gdy wyczuł groźnego drapieżcę, który był niebezpieczny dla niego, a najczęściej również i dla jego pana. Jako zwierzę i dzienne, i nocne, mógł służyć człowiekowi, zależnie od okoliczności, w różnych porach doby. Z upływem lat tych obustronnych korzyści, wynikających z przyjaźni człowieka i psa, ciągle przybywało. Pies do dziś zachował jedną z charakterystycznych cech swoich przodków, mianowicie zwyczaj oznaczania granic swego terenu. Oto wychodząc z domu już zaraz za progiem oddaje trochę moczu. To samo robi po przejściu kilku metrów. ^Zabieg ten powtarza kilkakrotnie, aż wyjdzie poza teren, który uważa za własny. W ten sposób o granicach swego terytorium zawiadamia inne psy, które mogłyby się tam znaleźć. Obecnie niczemu to już nie służy, ale przed wiekami, gdy przodkowie psów żyli dziko, takie granice zapachowe ich łowieckiego obszaru spełniały ważną rolę. Czynią to również hieny, szakale, cyjony oraz inni krewniacy psa. Również pradawnym zwyczajem psy zakopują swe odchody wyrzucając tylnymi łapami ziemię za siebie. Niejeden się dziwi, że gdy psu gorąco, to dyszy z wywieszonym ozorem, z którego często-kapie ślina. Człowiek podczas upału poci się, a na wyparowanie potu, czyli —jak się to mówi potocznie — na wyschnięcie, zużywa sporo ciepła swego ciała. Pies nie ma gruczołów potowych, ale się ochładza dzięki parowaniu śliny z pyska, głównie z języka. Obecnie bardzo trudno jest z całą pewnością odtworzyć rodowód psa. Wszak od przygarnięcia przez pierwotnego czło- 60 wieka protoplasty tego ssaka — szakala albo wilka — upłynęły tysiące lat. W tym czasie ludzie odbywali przeróżne wędrówki, nawet z kontynentu na kontynent, na przykład z Eurazji do Ameryki Północnej, a w wędrówkach tych towarzyszył im pies. Stwarzało to okazję do krzyżówek z przygodnie napotykanymi dzikimi krewniakami, jak wspomniane szakal i wilk, a może i inni przedstawiciele rodziny psowatych. Z tych krzyżówek powstawać mogły wciąż nowe, płodne mieszańce, dając początek nowym rasom. Do powstawania nowych ras przyczyniały się również warunki terenowe — niziny czy góry, a także klimatyczne — klimat surowy, umiarkowany lub ciepły. Różnorodność rozmiarów, barw, kształtów, pewnych specjalnych uzdolnień u ras psa domowego powstała jednak przede wszystkim dzięki zabiegom hodowlanym. Oto na przykład na podstawie wykopalisk spod Jerycha, liczących około 3000 lat, stwierdzono, że hodowaną wówczas na Bliskim Wschodzie rasą były psy przypominające wyglądem współczesnego nam saluki. Po dziś dzień pies ten jest jeszcze dość pospolity w Iranie. Jak świadczą zachowane do czasów obecnych malowidła, w starożytnym Egipcie hodowano psy podobne do chartów. Obecnie istnieje wielka rozmaitość psich ras o różnych uzdolnieniach. Mamy więc na przykład psy ratownicze: wodołazy wyciągające ludzi z topieli, bernardy odkopujące ze śniegu, psy pasterskie, myśliwskie, obronne, policyjne, stróżujące, psy pełniące rolę przewodników niewidomych, eskimoskie psy pociągowe i wiele innych. Pewne naturalne właściwości fizyczne i psychiczne psa stały się podstawą umożliwiającą bliskie współżycie tych tak różnych gatunków — jak człowiek i pies. NAZWY PODOBNE, A ZWIERZĘTA RÓŻNE W nazewnictwie przyrodniczym spotyka się wiele podobnie brzmiących nazw rozmaitych zwierząt, co często wynika stąd, że podobnie się odżywiają. I tak mamy na przykład mrówko-jady, mrowkożery i mrowniki. Wszystkie one żywią się mrówkami lub termitami. Zajmiemy się teraz wyłącznie mrównikiem, zamieszkującym w Afryce tereny położone na południe od Sahary. Tubylcy nazywają go prosięciem ziemnym, gdyż jego wydłużony pysk przypomina ryj, a wydłużona głowa przechodzi w krótką szyję. Ale jest to jedyne podobieństwo do świni. Uszy mrównik ma duże, sterczące, nozdrza otoczone jasnym/, szczeciniastymi włosami. Zależnie od płci i wieku waży od 50 do 70 kg, a więc sporo, tyle co dorosły człowiek. To dość ciężkie ciało wspiera się nie wyłącznie na nogach, lecz dodatkowo na grubym, mięsistym ogonie. Palce uzbrojone są w potężne pazury, co sprawiło, że Arabowie nadali mu nazwę „ojciec pazurów". Mrównik żywi się nie tylko mrówkami, lecz także termitami i szarańczakami, nie gardzi też innymi owadami. Mocnymi, ostrymi pazurami potrafi rozdrapać każdą termitierę. Owady chwyta na robakowaty język pokryty lepką śliną. Żeruje w nocy, włócząc się od termitiery do termitiery, od mrowiska do mrowiska. Jeżeli spotka polującego również o tej porze jakiegoś drapieżnika, na przykład któregoś z mniejszych kotów, karakala czy serwala, ten zwykle się wycofuje. Gdy poczuje niebezpieczeństwo, potrafi wprost błyskawicznie zagrzebać się w ziemi i znika przed oszołomionym drapieżcą. W dzień ukrywa się w głębokich norach, często kilkumetrowej długości. Na końcu nory znajduje się obszerna komora, 62 "??^ "^?*? ^Jdfifcfc.^ * gm % 1 ? ^ i ^ I ?/^? ^*^1 «? ¦L» i? *???" ??^' j ^ ¦ 1 1 : ?I ?: Uf ~'"*J ?równik w której mrównik przesypia jasną część doby. Wieczorem wychodzi na powierzchnię i rozpoczyna czynne życie. W październiku lub listopadzie, kiedy u nas nastaje jesień, w ojczyźnie mrównika jest wiosna. Samica w tej porze rodzi jedno lub dwa młode, nie przybywa więc tych ssaków zbyt wiele, tym bardziej że giną z rąk człowieka — swego najgroźniejszego wroga. Mięso mrównika jest bowiem jadalne, w smaku podobne do wieprzowiny, a skóra nadaje się na rozmaite wyroby. Mrównik dobrze znosi niewolę, żyć w niej może nawet dziesięć lat. Nie jest jednak zbyt atrakcyjny dla widzów w ZOO, bo sypia w dzień, kiedy właśnie do ZOO przychodzi publiczność. SŁYNNY ŚPIEWAK Tym razem będzie mowa o zamorskim przybyszu — kanarku. Zrobił on zadziwiającą karierę nie we własnej ojczyźnie, lecz w dalekich, obcych krajach. Pochodzi z Wysp Kanaryjskich, Wysp Azprskich i Madery. Miejscowa ludność nie poświęcała mu większej uwagi niż my naszym wróblom, gdyż jest on tam równie pospolity jak u nas wróble. Kanarek żywi się ziarnami trawy zwanej kanarem, a także owocami figowca i morwy, w których słodkim miąższu jest mnóstwo drobnych twardych nasion. W skład jego pożywienia wchodzą też zielone listki, kwiaty i pączki. Poza okresem lęgowym, gdy łączą się w bardzo zgodne pary, kanarki żyją gromadnie, podobnie jak nasze wróble. Ich chóralny śpiew — oczywiście śpiewają tylko samce — rozbrzmiewa prawie stale. Milkną tylko raz w roku, gdy zmieniają upierzenie. W czasie karmienia piskląt również koncertują, ale mniej, gdyż zbieranie owadów, a potem miękkich, niedojrzałych nasion dla dzieci jest zajęciem dość absorbującym. Kanarki w ciągu roku — od połowy marca do lipca — wychowują trzy lęgi. Nim pisklęta z pierwszego lęgu opuszczą gniazdo, już samica buduje nowe, dla następnych. Jasne, że wszystko to odnosi się do dzikiego kanarka, natomiast my mamy do czynienia z potomkami ptaków już od wieków oswojonych. Warto jednak pamiętać, że rozmaite cechy żywych istot są wrodzone, przekazywane dziedzicznie, i występują u osobników oswojonych tak samo jak u dzikich. Toteż zaspokajanie podstawowych potrzeb naturalnych zwierząt żyjących w niewoli konieczne jest dla ich dobrego samopoczucia. 5 Opowiadania 65 Kanarkowi najtrudniej zastąpić życie w gromadzie, przeważnie bowiem w mieszkaniach trzyma się pojedyncze osobniki, dla pięknego śpiewu tego ptaka. Toteż właściciel takiego jedynaka powinien w miarę możności trzymać go w pokoju, w którym sam najczęściej przebywa, odzywać się do niego, a także wypuszczać z klatki, by sobie polatał. Zanim się na tyle oswoi i zaprzyjaźni z opiekunem, że na wezwanie wraca do klatki, nie należy go gonić i usiłować chwytać. Gwałtowne ruchy, gniewny głos drażnią i nieraz niweczą osiągnięte już porozumienie między ptakiem i człowiekiem. Kanarek jako ptak dzienny nie widzi o zmierzchu, gdy się więc ściemni, łatwo go wziąć do ręki i przenieść do klatki. W pokoju, w którym bywa wypuszczany, szybko się orientuje i wybiera sobie pewne miejsca do śpiewania. Zdarza się, że upodoba sobie jakąś roślinę doniczkową, na której lubi siedzieć, a nawet skubać jej liście. Wróćmy do zadziwiającej kariery naszego pierzastego bohatera. Miejscowa ludność jego ojczyzny mogła słuchać do woli śpiewu kanarków w naturze, toteż nikt ich nie łowił i nie więził w klatkach. Dopiero gdy Hiszpanie podbili Wyspy Kanaryjskie, zwrócili uwagę, że melodyjny śpiew tych niepozornych ptaszków rozlega się przez cały rok, i uznali, że warto hodować je w domu. Pierwsze dzikie kanarki sprowadzono do Europy w XV wieku. Jedynie Hiszpanie mieli wtedy prawo handlować tymi ptakami. Ale kiedyś się zdarzyło, że statek, na którym przewożono pokaźny transport tych upierzonych śpiewaków, rozbił się na Morzu Śródziemnym w pobliżu wyspy Elby i sporo kanarków — którym udało się uratować — schroniło się na niej po katastrofie. Po jakimś czasie zaczęli je tam masowo łowić w celach handlowych Włosi. Przez sto lat mieli oni nawet wyłączne prawo łowienia kanarków na Elbie. W XVIII wieku głównym ośrodkiem hodowli żółtych śpiewaków stał się Tyrol, a od XIX wieku góry Harz. W wyniku specjalnych zabiegów hodowlanych otrzymano kanarki słomkowożółte, ogniste, złocistożółte, seledynowe, ba, 66 nawet pomarańczowe i pstrokate, a także różnej wielkości, z czubkiem, z kędzierzawym upierzeniem na piersi. Znane są też czerwonookie albinosy. Drugą cechą, nad której doskonaleniem pracują hodowcy, jest śpiew, gdyż głównie dla śpiewu kupuje się i chowa kanarki. Istnieje kilka podstawowych warunków, aby upierzony śpiewak czuł się dobrze. A więc klatka musi być umieszczona w miejscu nasłonecznionym, przy południowym oknie, zasłanianym jednak podczas silnych upałów. Nie wolno narażać ptaka na przeciągi i gwałtowne zmiany temperatury, przy wietrzeniu pokoju zimą klatkę przenosić należy dalej od okna. Na ogół kanarki dobrze znoszą chłody, trzeba jednak uważać, żeby na nie nie wiało. Ptak powinien mieć bezwzględnie czyste, świeże powietrze, nie zanieczyszczone trującym dymem tytoniowym czy innymi wyziewami. Bardzo wrażliwy jest na czystość klatki, należy więc utrzymywać ją we wzorowym porządku, usuwać zanieczyszczenia z żerdek, uważając, by nie naruszyć ich gładkiej powierzchni, kostropata żerdka bywa bowiem przyczyną bolesnych podrażnień skóry na łapkach. Oczywiście ogromnie ważne jest właściwe żywienie. Podstawowa pasza to mieszanka nasion: rzepiku jarego, kanaru, siemienia lnianego, konopi, maku, płatków owsianych. Można nabyć ją gotową, hodowca jednak powinien się orientować w oddziaływaniu poszczególnych składników na organizm ptaka, by w razie potrzeby niektóre usunąć czy, przeciwnie, ilość ich zwiększyć. Na przykład siemię lniane i płatki owsiane działają rozwalniająco, a nasiona maku — hamują biegunkę. CZY TAKI CZYŚCIOCH? Na ogół uważa się, że nazwa zwierzęcia wskazuje jakąś istotną jego cechę. I rzeczywiście tak bywa, czego przykładem jest bohater tego opowiadania — szop pracz, który ma zwyczaj opłukiwania pokarmu, zanim zacznie jeść. Jednak znaczną część pożywienia zdobywa w wodzie i wtedy opłukiwanie nie miałoby sensu. Rozmaite zaś nasiona i owoce znalezione z dala od wody, spożywa tam, gdzie na nie natrafił. Trudno go posądzać, że będzie dreptał spiesznie z lasu do wody z każdym jadalnym kąskiem, na przykład z zerwanym z drzewa orzechem. Lecz mimo to sporo pożywienia obmywa. Toteż w ogrodach zoologicznych czy na fermach zwierząt futerkowych, gdzie hoduje się szopy, w klatkach stoją spore naczynia z czystą, często zmienianą wodą. Szop pracz to dość duże zwierzę, a sprawia wrażenie jeszcze większego dzięki obfitej, puszystej sierści. Na ogonie pierście-niowato ułożony wzór z żółtoszarych i na zmianę czarno-brązowych włosów wygląda bardzo efektownie. Szop waży mniej, m'ż mogłoby się na oko wydawać, bo zaledwie około 2 kg. Silne pięciopalczaste nogi uzbrojone są w spore, mocne pazury. Ułatwiają one temu ruchliwemu ssakowi wspinanie się na drzewa i nawet niezawodne skoki po gałęziach. Szop pracz to zwierzę nocne, dzień przesypia w jakiejś kryjówce, natomiast od wieczora do rana poluje. Większą część roku — z wyjątkiem okresu rozmnażania — ssaki te żyją samotnie. Samica rodzi kilka młodych, które po 68 dziesięciu tygodniach są na tyle zaradne, że towarzyszą już matce w łowach. Ojczyzna szopa pracza to Ameryka: południowe tereny Kanady, Stany Zjednoczone i Ameryka Środkowa. Nie jest teraz tak pospolity jak dawniej, ale go nie wytępiono, bo na szczęście, jak się okazało, hodowane na fermach szopy mają cenniejsze futro niż dziko żyjące. DUŻY KREWNIAK MAŁEJ ŁASICY Spośród rodziny kunowatych, do której należą między innymi kuna, tchórz czy łasica, stosunkowo mało znany jest rosomak, największy przedstawiciel tej rodziny. Długość jego ciała wynosi około 1 m, a w tym na ogon przypada około 15 cm. Rosomak waży przeciętnie 25 kg. Nawet nasze kuny, nie mówiąc już o łasicy, wyglądają jak krasnoludki przy tym swoim dużym krewniaku. Sierść — na głowie i pysku krótka, na tułowiu i łapach długa, obfita, bardzo puszysta — barwę ma brązowoczarną z białożółtą smugą między oczami oraz na bokach tułowia. Ojczyzna rosomaka to północna część Europy, północna Azja i Ameryka Północna. Rosomak jest ssakiem wyłącznie leśnym, żyje przeważnie samotnie. Dzieci przychodzą na świat w lutym bądź w marcu, w dziupli lub w wygrzebanej przez matkę norze. Bywa ich najczęściej dwoje do czterech, zaledwie stugramowych, ślepych, niedołężnych. Zaczynają widzieć po czterech tygodniach, ssą jednak aż do dziesiątego tygodnia i wtedy ważą już 2 kg. Oczywiście matka pod koniec tego okresu dodaje im co nieco z normalnego jadłospisu dorosłych. Wkrótce malcom wyrastają zęby mleczne, coraz łatwiej więc mogą jeść to, co jadają dorosłe rosomaki. W tym okresie matka wychodzi z nory już w towarzystwie swych pociech. Z nimi wędruje, z nimi poluje, a więc uczy je życia. Dopiero po dwu latach stają się na tyle samodzielne, że matka może je opuścić. Rosomak jest zwierzęciem wytrwałym i silnym. Uciekając na przykład przed jakimś niebezpieczeństwem może przebiec bez odpoczynku około 40 kilometrów. Nie boi się nawet tak 70 Rosomak groźnych drapieżników jak wilki. W potrzebie broni się zajadle, atakującego psa pokonuje z łatwością. Potrafi upolować nawet tak dużego ssaka jak jeleń. Zręcznie wspina się na drzewa i wysokie skały. Z wyjątkiem Szwecji, gdzie od 1968 roku rosomak objęty został ochroną, we wszystkich pozostałych krajach jest on zwierzyną łowną, zabijaną dla pozyskania ciepłego, cennego futra. Futro to ma pewną charakterystyczną cechę, nie wchłania mianowicie pary wodnej, toteż ludy żyjące na północy obszywają kaptury futrem rosomaka, gdyż nie pokrywa się ono szronem. Rosomak nie jest wyłącznie łowcą, zadowala się padliną większych ssaków i rozmaitym żywym drobiazgiem, który znajdzie się na jego drodze, chętnie też spożywa rozmaite owoce rosnące w runie leśnym. Jak widać, jego jadłospis nie różni się od jadłospisu kuny, tchórza czy łasicy. KREWNIACZKA WIELBŁĄDA Wydawać by się mogło, że ssak spokrewniony z wielbłądem musi być pozbawiony wdzięku, mieć szczudłowate nogi i garb na grzbiecie. Ale wcale tak nie jest. Znamy wielbłądy jedno-garbne i dwugarbne, lecz ich krewniacy nie mają garbu. Są to ssaki południowoamerykańskie: guanako, lama, alpaka i wigoń, najmniejszy przedstawiciel rodziny wielbłądowatych. Guanako i wigonie żyją jeszcze na wolności w małych stadkach rodzinnych, których przewodnikiem jest samiec. Miejscowa ludność co pewien czas łowi wigonie, strzyże osobniki o obfitej sierści, a potem całe stadko wypuszcza na swobodę. Zdobytą wełnę ludzie przędą i robią z niej piękne, ogromnie kosztowne tkaniny. Chyba łatwo zrozumieć, dlaczego są one takie drogie. Lamy, zwierzęta udomowione mniej więcej przed tysiącem lat, również dostarczają wełny. Głównie jednak służą jako zwierzęta juczne. Nigdy nie były one zwierzętami pociągowymi, gdyż w górskim terenie, pełnym stromych ścian, urwisk i przepaści, żadne wozy czy wózki nie mogą mieć zastosowania. Lama po ostro wznoszących się i opadających wąskich ścieżkach stąpa lekko, objuczona nawet 50-kilogramowym ładunkiem, pokonując dziennie, odległość około 15 km. Zresztą i ludzie z takiej karawany nie zdołaliby przejść dłuższej trasy w ciągu jednego dnia. Długość ciała lamy dochodzi do 120 cm. Ciężar dorosłego zwierzęcia wynosi 140 kg. Wysokość w kłębie — to znaczy od końca łopatek do ziemi — 120 cm. Jak widać z tych danych, lama to dość duży ssak. Zresztą prawie każde z was może to stwierdzić, gdyż lamy często trzymane są w naszych ogrodach zoologicznych. 73 Lama Lama wydaje się okazała dzięki bujnej sierści. Jej długie miękkie, delikatne futro miewa różne ubarwienie: brązowo-czarne, czarnozłociste, białe. Latem, które na południowej półkuli trwa od grudnia do lutego następnego roku, rodzą się młode. Lamy, jak wiadomo, porozumiewają się głosem, co szczególnie łatwo można zaobserwować, kiedy rodzą się młode. Matka tuż przed urodzeniem zaczyna wydawać porozumiewawcze dźwięki podobne do mlaskania i nowo narodzone potomstwo najpierw uczy się poznawać ją po głosie. Dopiero w trzecim czy w czwartym dniu życia młode zaczynają wodzić oczami za poruszającymi się obiektami i węszyć. Młode odzywają się głosem podobnym do głosu matki, najczęściej tuż przed ssaniem czy podczas ssania, a także przy gwałtownym odłączaniu od wymienia. Matka utrzymuje w czystości mięciutkie, puszyste futerko źrebięcia, wylizując każde zanieczyszczenie, co zapobiega kołtunieniu się sierści. Miejscowa ludność Ameryki Południowej od wieków strzygła lamy, przędła wełnę i wyrabiała z niej piękne tkaniny. Indianie bardzo cenili również skóry tych zwierząt. Na mięso przeznaczano tylko w szczególnie uroczyste święta kilka zaledwie lam. PIĘKNY NIEMOWA Bohaterem tego opowiadania jest ogromny ptak, łabędź niemy. Jego długość od końca dzioba do końca ogona wynosi ponad 1,8 m, rozpiętość skrzydeł ponad 2 m, waga zaś od 10 do 23 kg. Rodzinne tereny łabędzia niemego są bardzo rozległe. Gnieździ się on dokoła Bałtyku i szerokim pasem daleko na wschód — przez środek Azji aż do Korei. U nas łabędź niemy jest pod ochroną, toteż nie unika człowieka, chętnie osiedla się w jego sąsiedztwie, nawet na stawach, w parkach i ogrodach miejskich. Oczywiście koniecznym warunkiem jest staw o niskich brzegach, zarośnięty tatarakiem, sitowiem, z bogatą roślinnością wodną, na przykład moczarką kanadyjską. Tu zwykle żyje mnóstwo ślimaków, owadów dorosłych i ich larw, pijawek, kijanek oraz innego drobiazgu. To wszystko składa się na jadłospis łabędzia. Na lądzie — bo od czasu do czasu wychodzi na brzeg — zjada rozmaite rośliny. W okresie srogich zim łabędź odlatuje na tereny śródziemnomorskie, podczas łagodnych w ogóle nie ma potrzeby odlatywać, bo nie wszystkie wody zamarzają. Tam gdzie gospodarka człowieka sprawia, że wody nie pokrywają się skorupą lodową, łabędzie przebywają cały rok. W niektórych wielkomiejskich parkach specjalnie oczyszcza się stawy z lodu, stawia budki, w których te piękne ptaki mogą się schronić, i regularnie się je karmi. Odkąd w Polsce łabędzie są pod ochroną, rozprzestrzeniają się po całym kraju. Są na Pomorzu, w Poznańskiem, Zielono-górskiem, Kieleckiem, w Słowińskim Parku Narodowym. W rezerwacie Łukniany na Mazurach żyje kilka setek tych wspaniałych ptaków. 76 Łabędź, jak już była mowa, spędza większą część, dnia na wodzie. Choć czasami nie wysila się specjalnie na wiosłowanie, płynie szybko, bo gdy nastawi skrzydła, wiatr dmie w nie jak w żagle. Ale stroszy pióra nie tylko w tym celu, stroszy je także wtedy, gdy jest podniecony, kiedy na przykład pisklętom grozi jakieś niebezpieczeństwo. Płynący łabędź niemy wygina szyję niemal w kształcie litery S, jest to cecha charakterystyczna tego gatunku. W okresie lęgowym samiec prawie stale przybiera tę właśnie pozę. I tak najczęściej przedstawiają go malarze. Tę grożącą postawę przybiera płynąc wzdłuż granicy swego obszaru, nawet jeżeli w sąsiedztwie nie ma innego łabędzia. W parku, gdy ktoś się ośmieli wkroczyć na trawnik przy stawie, na przykład dziecko po piłkę, która mu uciekła, łabędź syczy ostrzegawczo i szykuje się do rozprawy z natrętem. Nie należy podchodzić zbyt blisko w takich razach, bo to silny ptak i może boleśnie poszczypać i poturbować. Skoro już mowa o syczeniu, trzeba powiedzieć, że łabędź nie jest niemy, jak to sugeruje nazwa, a raczej milkliwy. W okresie lęgowym wykrzykuje dość głośną pieśń ni to triumfalną, ni to bojową. Natomiast gdy się przestraszy, składa skrzydła i milcząc umyka. W czasie jesiennych odlotów łabędzie trzymają się w sporych gromadkach, natomiast na wiosnę,. gdy wracają z zimowiska do ojczyzny, lecą oddzielnie parami. Po powrocie na swoje tereny łabędzie zajmują dawne gniazdo. Poprawiają je tylko, porządkują, dodają budulca. Oba ptaki wspólnie łamią i odkładają nadające się do budowy suche gałązki, rozmaite badyle, liście, natomiast zgromadzony materiał przynosi samiec, a samica układa go jak należy, na koniec moszcząc wgłębienie piórami i puchem. Gdy wiosna jest wczesna i ciepła, samica składa jaja już w kwietniu, przy chłodnej pogodzie dopiero w maju. Liczba jaj waha się od 5 do 7. Tak bywa w naturalnych warunkach na wolności. W parkach natomiast, gdzie łabędzie mają obfitość jedzenia, bywa 9 do 12 jaj. Wysiadują oboje rodzice, matka jednak częściej i dłużej niż ojciec, który pilnuje rodziny i z furią 77 rzuca się na każdego, kto ośmieli się pojawić w pobliżu. Lis czy wałęsający się pies dostanie taką odprawę od samca, a w razie potrzeby od obojga rodziców, że powinien być rad, gdy mu się uda cało wyjść z opresji. Wysiadywanie trwa przeszło miesiąc. Pisklęta wykluwają się pokryte gęstym puchem. Wkrótce pod czujną opieką rodziców przebywają uciążliwą dla nich pieszą drogę do jeziora. Wiosłowanie natomiast przychodzi im bez trudu. Gdy się zmęczą pływaniem, gramolą się na plecy matki. Stroszy ona pióra w skrzydłach, żeby pisklęta łatwiej i pewniej mogły się usadowić. U rozmaitych ptaków widuje się młode podążające za matką dość bezładną gromadką. Łabędzie nieme natomiast tworzą zawsze orszak z matką na przodzie i ojcem na końcu. Młode rosną szybko i coraz lepiej sobie radzą. Przy końcu września wyrastają im pióra, mogą więc już udać się w powietrzną podróż na zimowisko. SPIS TREŚCI BOJOWNIK................ 5 PEBA —KTÓŻ TO TAKI?.......... 8 CYJON................. 10 WĄSACZ................. 13 A WIĘC SZKODNIK CZY NIE?........ 17 PRODUCENCI JEDWABIU......... 20 DLACZEGO DOMOWA?.......... 23 NAJSŁYNNIEJSZY" Z MYSZOJADOW..... 26 ROGI NA NOSIE............. 29 BORSUCZA JAMA............. 34 A TO KTO?............... 37 Bazyliszek................ 37 Żaboryby................. 38 Lotokot................. 38 Diabeł błotny............... 39 Arlekin.................. 40 Perewiaska................ 40 Arapaima ................. 40 Gołyszek................. 42 Czy kapryśnik?.............. 44 Uakari.................. 44 Kotofretka.............. 47 ANI ŚWINKA, ANI MORSKA ........ 48 PAPUŻKA FALISTA............ 50 AMATOR OSTÓW............. 54 ZAGRANICZNY GOŚĆ........... 56 PO PROSTU PIES............. 58 NAZWY PODOBNE, A ZWIERZĘTA RÓŻNE . . 62 SŁYNNY ŚPIEWAK............. 65 CZY TAKI CZYŚCIOCH?.......... 68 DUŻY KREWNIAK MAŁEJ ŁASICY....... 70 KREWNIACZKA WIELBŁĄDA........ 73 PIĘKNY NIEMOWA............ 76 Redaktor Wiesława Skład Redaktor techniczny Jolanta Niemczyk Korektor Grażyna Majewska ISBN 83-10-08509-5 PRINTED IN POLAND Instytut Wydawniczy „Nasza Księgarnia , Warszawa 1985 r. Wydanie pierwsze. Nakład 29 700 i 300 egzemplarzy. Ark. wyd. 4.1. Ark. druk. A1 6,65. Oddano do składania w lutym 1983 roku. Podpisano do druku w październiku 1984 roku. Zakłady Graficzne im. M. Kasprzaka w Poznaniu Zam. nr 70301 84 A-9 963