15804
Szczegóły |
Tytuł |
15804 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15804 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15804 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15804 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
EWA NOWAK
Prawie czarodziejki
lara i Beata po raz kolejny wymieniły znaczące spojrzenia. Musiały się pogodzić
z tym, co zobaczyły. Niestety, to była jednak prawda. Z lewej strony śmietnika
(porośniętego młodymi jaskrawozielonymi pnączami dzikiego wina), wśród
zwyczajnych śmieci: puszek, butelek i papierów, leżał mały niebieski pajac.
Pajac, którego po wielu naradach, wątpliwościach, pytaniach i rozterkach ich
przyjaciółka Emila dała Tomkowi na mikołajki. Od tego czasu Emila i Tomek byli
jakby parą. Tak przynajmniej wszyscy sądzili. A teraz ten pajac... Jeśli ci
naprawdę na kimś zależy, nie wyrzucasz pajaca, którego dostałeś na mikołajki.
Nie tylko go nie wyrzucasz, ale traktujesz jak świętość, jak relikwię. Emila
traktowała tak białe nieforemne stworzonko z napisem „Dobry Duszek", które
dostała od Tomka. U niej duszek stał zawsze na honorowym miejscu i nikomu nie
wolno było nawet go dotknąć. A niebieski pajacyk - brudny, z naderwaną nogą -
leżał teraz przy śmietniku, bo...
- Tomek go wyrzucił... - cicho powiedziała Beata. -Patrz, jeszcze naderwał mu
nogę. Psychopatyczny sadysta.
U
5
- Oj, już przestań - fuknęła Klara. - Hay Lin na pewno nie była taka złośliwa.
Jesienią zeszłego roku odkryły czasopismo „Czarodziejki W.I.T.C.H.". Przygody
pięciu Czarodziejek pochłonęły je bez reszty. Dlatego, nie zastanawiając się
długo, założyły Klub Wielbicielek W.I.T.C.H. W klubie każda z dziewczyn
odgrywała rolę innej Czarodziejki. Beata była Hay Lin, a Klara... Klara była
oczywiście Will*. Ale nigdy nie zadzierała z tego powodu nosa. Teraz też,
patrząc na sponiewieranego pajaca, zwyczajnie zapytała:
- To co robimy? Mówimy jej czy nie?
- Nie wiem. Ja od początku wiedziałam, że ten cały Tomuś...
- Czemu go tak nie lubisz?
- Nie o to chodzi. Zawsze wydawał mi się taki... taki śliski! - szczerze
oburzyła się Beata. -1 jak widać, miałam rację. Padalec jeden. A ona tak mu
ufa...
Klara jednak ciągle miała wątpliwości.
- Aż mi się nie chce wierzyć, że Tomek mógłby zrobić cos takiego.
- To przetrzyj oczy, księżniczko. Nie widzisz, co tam leży na śmietniku?! - w
Beacie aż się wszystko gotowało. - Musimy coś wymyślić, bo...
- Za późno - szepnęła Klara. I dziewczyny zobaczyły zbliżającą się od strony
osiedla Emilę, którą ciągnął
* W świecie W.I.T.C.H. najważniejsza z Czarodziejek, strażniczka Serca
Kondrakaru.
6
wielki wyżeł. Beata poczuła, że natychmiast musi coś zrobić.
- Zasłońcie mnie! - warknęła do dziewczyn i jednym zdecydowanym ruchem wrzuciła
pajaca do plecaka.
- Cześć! -jak zawsze cicho przywitała się Emila. - Kobalt, stój! Siad! Co to za
ponure miny? - zapytała czerwona z wysiłku, bo pies jak zawsze szarpał
niemiłosiernie.
- A... nic... - odpowiedziała nieco zmieszana Klara.
- Rozsypałam śmieci, a dziewczyny pomagają mi posprzątać ten bałagan...
- Już skończyłyśmy... - Beata udała, że otrzepuje ręce. - A wiecie co... -
szepnęła tajemniczo. - Zgadnijcie, co widziałam wczoraj wieczorem, jak
wracałyśmy z mamą od babci!
- Nie mam pojęcia. Gadaj! - zniecierpliwiła się Klara.
- Widziałam... - Beata zawiesiła głos - ...psa, który nie miał cienia.
- No coś ty!
- Nie żartuję. Był taki mniej więcej jak Kobalt i... nie miał cienia.
Wyobrażacie to sobie?
- Przywidziało ci się - spokojnie skwitowała Klara.
- Wiem, co widziałam - zdenerwowała się Beata.
- Dziewczyny, nie kłóćcie się! - odezwała się Emila.
- Lepiej powiedzcie, co robimy z Anką.
- Nic mi nie przychodzi do głowy. I prawdę mówiąc, wolałabym pogadać o tym
jutro - ponuro oświadczyła Beata.
7
- ??. ?? do jutra! - rzuciła trochę rozczarowana Emila i dała się pociągnąć
dalej Kobaltowi.
Dziewczyny spojrzały po sobie, a potem pożegnały się i w smętnych nastrojach
rozeszły do swoich domów.
Tymczasem niebieski pajacyk leżał sobie w najlepsze w plecaku Beaty i niczym się
nie przejmował.
?? v?* ??
Klara podniosła malutki kamyczek. Chwilę celowała, żeby nie trafić przypadkiem w
okno pokoju Bartka, brata Moniki, a potem rzuciła. Okno się otworzyło i pojawiła
się w nim twarz przyjaciółki - prawie niewidoczna pod czupryną krótkich
kręconych loczków.
- Moment! - krzyknęła, a po chwili była już w ogródku przed swoim domem.
Tam, w sporej altance, stałym miejscu zebrań ich klubu, rozpoczęły naradę. Zimą
próbowały spotykać się w swoich mieszkaniach. Nie było to łatwe. Rodzice mieli
pretensje, że zamiast się uczyć, wciąż siedzą z nosami w tych samych komiksach.
Teraz, gdy zrobiło się ciepło i wnętrze altany zasłoniły już młode liście
winorośli, przyjaciółki znów miały swoje tajne miejsce, do którego nie zaglądał
nikt poza nimi.
- Patrzcie, żołnierze Fobosa - szepnęła Beata. Dziewczyny rozchyliły liście, by
zobaczyć, co się dzieje. Obok ogrodu Moniki przechodziła właśnie hałaśliwa
grupka czterech chłopców. Rzucali w siebie plecakami,
8
wrzeszcząc, jakby ich kto obdzierał ze skóry. Mieli potargane włosy, błyszczące
od potu twarze, rozpięte bluzy i byle jak założone kurtki. Robili niezbyt
sympatyczne wrażenie.
- Zachowują się idiotycznie - szepnęła Beata.
- Oni o nas myślą to samo - również szeptem odparła Klara.
- Bronisz ich?
- Nie, ale...
- Zobaczcie, jest ten osiołek Grzesiek - przerwała im Monika.
- Kiedyś uważałaś, że jest podobny do Caleba -przypomniała jej Klara.
- Ja? To Anka tak uważała! Ja nigdy bym...
- Cicho, bo nas zauważą - jak zawsze łagodziła konflikt Emila. - A poza tym po
coś tu się spotkałyśmy, nie?
Dziś dziewczyny miały się zastanowić, jak pomóc Ance. Musiały jakoś uświadomić
Piotrkowi, że powinien zakochać się w tej wspaniałej dziewczynie.
- A więc tak... - zaczęła Monika. - Anka cierpi, bo jest beznadziejnie
zakochana - najwyraźniej bez wzajemności.
- I zupełnie nie daje sobie wybić z głowy tego Piotrusia - przerwała jej ponuro
Beata.
- No właśnie - ciągnęła Monika. - A może by zamknąć ich gdzieś razem, żeby
koleś się przekonał, jaka Anka jest świetna.
10
'
- Gdzie ich zamkniesz i jak? - Beata wzruszyła ramionami. - Ja tam wolę jasne
sytuacje. Pójdę do Piotrka i w trzech słowach wytłumaczę mu, że Anka go kocha i
że on też musi się zakochać.
- Anka na pewno będzie zachwycona - wtrąciła ironicznie Emila. - Dziewczyny, a
może w przyszłym roku wybrać ich oboje do samorządu. Wtedy...
- W przyszłym roku? Chyba żartujesz?! Wiesz, jak ona cierpi? Sama masz swojego
Tomeczka i świata poza nim nie widzisz. Ale uważaj, bo życie potrafi sprawiać
niespodzianki! - wybuchła Beata.
Emila, zazwyczaj niezwykle cicha i spokojna, podniosła się gwałtownie z miejsca.
Kobalt, nagle rozbudzony, też się zerwał i szczeknął kilka razy na znak, że
gotów jest bronić swojej pani.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Emila spojrzała Beacie prosto w oczy.
- Nie, nic. Tak jej się wyrwało. - Klara lekko szturchnęła Beatę. Przecież
miały nic nie mówić Emili, dopóki czegoś nie postanowią.
- A tak, rzeczywiście - zagalopowałam się! - trochę za szybko i za głośno
potwierdziła Beata.
W altance zapadła niezręczna cisza.
- Czytałam dziś, jak Cornelia przedostała się do Me-ridianu w poszukiwaniu
Elyon - odezwała się w końcu Monika.
- Znowu?
11
- Tak, znowu. Wiecie, że to mój ukochany wątek.
- Tak, ukochany, bo tam występuje Cornelia. - Beata nie mogła pohamować
uśmiechu.
- A żebyś wiedziała! I mimo twoich złośliwości uważam, że świetnie nadaję się
na Cornelię. - Monika podrapała się po okrągłym brzuchu, po czym nerwowo zaczęła
szarpać swoje niesforne, poskręcane w sprężynki włosy.
- Emi, co cię tak zamurowało? Przejmujesz się gadaniem Beaty? - zmieniła temat
Klara.
- E, nic - cicho odpowiedziała Emila i chcąc ukryć twarz, pochyliła się nad
swoim psem. Kobalt przyjaźnie zamerdał ogonem.
- Aha, już wiem, co cię gryzie... Uważasz, że nie powinnyśmy się spotykać bez
Anki, prawda?
- Mnie byłoby przykro, gdybyście rozmawiały o mnie za moimi plecami.
Klara i Beata spojrzały na siebie znacząco.
- Robimy to przecież dla jej dobra! - powiedziała szybko Beata, ale Emila nie
wydawała się przekonana...
- Dziewczyny, mam pewien pomysł... - tajemniczo szepnęła Klara.
Przyjaciółki nachyliły się w jej stronę i zaczęły uważnie słuchać.
Monika odprowadziła Beatę do skrzyżowania. Gdy tylko Emila z Klarą znikły im z
oczu, Beata zaczęła:
12
- Zauważyłaś? Znów to samo.
- Co?
- Klara wiedziała, o czym myśli Emila. Poza tym mam wrażenie, że umie
przewidywać przyszłość.
Monika wzruszyła ramionami, ale Beata ciągnęła dalej:
- Pamiętasz, jak w grudniu chciałam dłużej u niej zostać? Powiedziała, żebym
lepiej wróciła do domu, bo ojciec może dzwonić. I rzeczywiście zadzwonił. Boże,
co to by było, gdyby mnie nie zastał? Uratowała mi życie. Ale skąd ona to
wiedziała? Niesamowite, nie?
- Po prostu jest przewidująca. Nie rób z niej czarownicy.
Monikę najwyraźniej rozpierała dziś energia. Wzięła rozbieg i podskoczyła,
dosięgając najniższych gałęzi bezlistnego jeszcze jesionu. Potem roześmiała się
głośno.
- Dobry dowcip mi się przypomniał! Znasz? Ten o trzech samolotach...
Beata była najwyraźniej zdegustowana zachowaniem przyjaciółki.
- Znam i nie wiem, co jest w nim śmiesznego - skwitowała krótko. - A poza tym,
jak ty chcesz być Cornelia? Ona jest dostojna i elegancka. I w żadnym z komiksów
nie zaczepiała biednych drzew.
- OK. Może masz rację. - Monika od razu się uspokoiła. Zwolniła kroku,
przygładziła niesforne loczki i wyprostowała się.
- Teraz lepiej?
13
Przez chwilę szły w milczeniu. Kiedy rozstały się na skrzyżowaniu, Monika się
obejrzała. Gdy uznała, że przyjaciółka już jej nie obserwuje, schyliła się po
grudę ziemi i rzuciła ją w stronę latarni.
- Jest, jest!
Podskoczyła kilka razy, klasnęła w dłonie, a potem wytarła ręce o dżinsy.
- Nie, to beznadziejny przypadek... - Beata pokręciła głową i ruszyła do domu.
Szybko przestała myśleć o Monice. Wszystkie jej myśli skupiły się wokół biednej,
oszukiwanej Emili i podartego, zabłoconego pajaca.
W w
Emila z Klarą mieszkały na tym samym osiedlu, dlatego wracały razem. Przez
chwilę szły w milczeniu.
- Czy twoim zdaniem Monika może być Cornelią? To idiotyczne, prawda? - odezwała
się wreszcie Klara.
- Nie. To dobry pomysł. Kobalt, noga!
- Dobry? Przecież ona wcale nie jest do niej podobna! Wcale! Cornelią musi być
damą, a Monika...
- A czy ty jesteś podobna do Will? Albo ja do Irmy?
- Uważasz, że nie jestem podobna, tak?
Nie skończyły jednak tej rozmowy, bo na końcu ulicy pokazała się sylwetka Tomka.
Emila szybko spuściła Kobalta ze smyczy. Pies wyczuł zapach lubianej osoby i
rzucił się pędem, żeby powitać chłopaka.
14
Klara bez słowa obserwowała Tomka. Ten beztrosko rzucił im: „cześć" i zaczął jak
najęty gadać o jakiejś grze i o poziomach, które bez trudu pokonuje. Emila
słuchała jak zaczarowana, a i Tomek w zasadzie mówił tylko do niej, nie
zwracając uwagi na Klarę. Klarze w głowie się nie mieściło, że ten uroczy,
wesoły chłopak tak nikczemnie pozbył się niebieskiego pajacyka.
„Jacy faceci są obłudni! - pomyślała, ale zaraz skarciła się w duchu. - Nie
wolno nikogo pochopnie osądzać".
Ale... czy podarty niebieski pajacyk nie był wystarczającym dowodem?
- O, cześć! - Beata wpadła na chwilę do Emili. Na widok Tomka skrzywiła się,
jakby zobaczyła wielką, obrzydliwą ropuchę, a nie miłego, uśmiechniętego
chłopaka. - A ty co tu robisz?
- Siedzę. Cześć.
- Niczego czasem nie zgubiłeś?
- Nie, a co?
- Nic. A gdybyś chciał zerwać z dziewczyną, to jak byś to zrobił?
W pokoju zaległa nieprzyjemna cisza.
- Co ty wyprawiasz, Beata? - cicho odezwała się Emila. - O co ci chodzi?
Beata poczuła, że zaraz wybuchnie. Bez słowa odwróciła się i wyszła. Emila
zamknęła za nią drzwi wejściowe.
15
Gdy wróciła do pokoju, Tomek wpisywał wiadomość do swojego telefonu. Na widok
Emili szybko schował aparat do kieszeni.
- Nie wiem, co jej się stało. Może miała jakieś przykrości z ojcem? Wiesz, jak
jest u niej w domu. Bardzo cię za nią przepraszam...
- Nic się nie stało. Po prostu mnie nie lubi.
- Ale dlaczego? - zapytała Emila, bardziej siebie niż Tomka.
Sobotnie wiosenne przedpołudnie przyjaciółki spędziły oddzielnie, każda w swoim
domu.
Ulubioną Czarodziejką Anki była Taranee. Dlatego, chcąc się do niej jak
najbardziej upodobnić, każdego dnia wplatała w warkoczyk niezliczone ilości
koralików. Anka miała trzy wielkie obsesje: W.I.T.C.H., Piotrka i chomiki. Teraz
snuła się po domu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Bez entuzjazmu zaczęła
przeglądać pismo, które zawsze kupowała jej mama. Wzięła do ręki miesięcznik dla
hodowców domowych gryzoni. Przed paroma dniami zainteresował ją opis
anatomicznej budowy chomika i poprosiła mamę, żeby skserowała tę stronę. Ale
widocznie mamie coś się pokręciło, bo zamiast tego przyniosła aż pięć kartek z
kuponami konkursowymi na najfajniejsze imię dla chomika. Anka nie przepadała za
konkursami, ale zainteresował ją tekst o tym, jak ważne
16
jest nadanie chomikowi odpowiedniego imienia. Wrzuciła skserowane kartki do
szuflady i sięgnęła ręką do terrarium z chomikiem. Wygrzebała z trocin rudy kłę-
buszek i uważnie mu się przyjrzała.
- Wiesz co? Nie pasuje do ciebie imię Pimpek. Od dziś będziesz się nazywał
Peter. Cieszysz się?
Chomik nie zaprotestował. Nie otwierając oczu, ziewnął najszerzej, jak umiał, po
czym wtulił się w kolana swojej pani i zasnął. Anka sięgnęła po swoją ulubioną
powieść Prawdziwy płomień, ale czytanie jej nie szło. Myśli wciąż krążyły wokół
Piotrka - genialnego chłopaka, w którym była tak beznadziejne zakochana.
Emila (w ich klubie Irma) była śliczną dziewczyną z największymi na świecie
oczami i urodą śpiącej królewny. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze i
wróciła do biurka. Miała zacząć odrabiać lekcje, ale zamiast po zeszyt sięgnęła
po Dobrego Duszka. Przytuliła go do policzka i wyszeptała:
- Będziesz się nami opiekował - mną i Tomkiem... prawda?
Potem rozłożyła na biurku swoje skarby: wisiorek w kształcie serca Kondrakaru,
bransoletki z maleńkich koralików, groźnego, płaskiego smoka na rzemyku, notesik
z Czą*ed%iejkami W.I.T.C.H. na okładce, i całe mnósty^innychireeczy Potem wyjęła
zeszyt, który
17
wczoraj z taką uwagą oglądał dziwny, niemówiący ani słowa mały brat Klary. To
był jej Katalog Skarbów z listą prezentów, które były dołączane do czasopisma
„Czarodziejki W.I.T.C.H.". Niektórzy uważali, że to strata czasu. A Emila?... Po
prostu lubiła raz na tydzień rozłożyć swoje skarby i sprawdzała, czy wszystko
zgadza się z jej zapisem w katalogu. Zawsze się zgadzało.
Beata nie mogła znaleźć sobie miejsca. Sprawdziła w domowym kalendarzu, kiedy
wraca ojciec. Szybko doprowadziła swój pokój do porządku -jakby ojciec miał
wrócić jutro, a nie za dwa tygodnie. Na koniec podlała kwiaty, kilka razy
przejrzała się w lustrze i ściągnęła kucyki na tył głowy, tak jak nosiła je Hay
Lin. Następnie zabrała się do niebieskiego pajaca. Uprała go, wysuszyła suszarką,
zszyła mu nogę i wygładziła tak, że prawie nie było widać, po jakich strasznych
jest przejściach.
- Chłopcy to straszne kanalie - uświadomiła pajacy-ka - więc ty będziesz
dziewczynką. Na razie tu siedź i czekaj.
Pajac nic nie odpowiedział - milcząco wyraził zgodę.
Monika powinna się solidnie pouczyć, ale zamiast tego odbyła rutynową sprzeczkę
z Bartkiem, swoim starszym bratem. Jak zwykle poszło o to, kto ma wyrzucić
śmieci.
18
Szybko przekonała go, że to jego kolej, i oddała się swojemu ukochanemu zajęciu.
Z dużej korkowej tablicy odpięła wszystkie rysunki z Cornelią. Rozłożyła je na
podłodze, czule pogłaskała, a potem zmieniając nieco kompozycję, przypięła je do
tablicy. Cofnęła się i z zachwytem spojrzała na swoje dzieło. Następnie sięgnęła
po stertę drugich komiksów (drugich, to znaczy tych, z których wycinała;
pierwsze komiksy, nietknięte nożyczkami, leżały zamknięte w szufladzie biurka).
Wycięła informację o zlocie fanów W.I.T.C.H. i wsadziła ją za okładkę zeszytu do
matematyki (jako pocieszacz w trudnych chwilach). Potem zaczęła szukać
odpowiedniego rysunku.
- Mam - szepnęła do siebie. Starannie wycięła zdjęcie Fobosa i taśmą klejącą
przykleiła je do okrągłej tablicy na drzwiach. Wzięła rzutki, odeszła aż pod
samo okno i zaczęła celować. - Jeśli trafię w oko, dziewczyny zgodzą się, żebym
była Cornelią. A jeśli trafię w nos, czoło, włosy, w ogóle w coś... -
zastanowiła się chwilę -...dziewczyny zgodzą się, żebym była Cornelią.
W ?? ??
Klara prasowała, ukradkiem obserwując swojego młodszego brata. Siedział koło
mamy, która właśnie przygotowywała się do sesji egzaminacyjnej. Wtulony w nią,
najwyraźniej bawił się czymś w wyobraźni, bo poruszał palcami, jakby przekładał
coś z ręki do ręki. Jak zawsze milczał.
19
Mama nagle podniosła głowę znad notatek i zapytała Klarę:
- Co cię martwi?
- Nic.
- No, powiedz. Może coś poradzę?
- Mamy problem z Anką. Zakochała się w jednym koledze z równoległej klasy. Nie
wiemy, jak jej pomóc.
- I ty, Czarodziejka Will, zastanawiasz się nad tym? Długo rozmawiały, aż w
końcu Klara rzuciła się mamie na szyję.
- Dzięki, mamo! Kocham cię, wiesz?
- A myślisz, że ja ciebie nie? - Mama zwichrzyła jej włosy i zwróciła się do
Maćka: - Co będziesz teraz robił? Mamusia musi się jeszcze pouczyć.
Maciek wyciągnął wskazujący palec, dotknął swojej głowy, potem kolan mamy i
ziewnął.
- Pośpisz na kolanach mamusi, tak?
Chłopiec kiwnął głową. Po kilku minutach zasnął, więc mama ostrożnie przeniosła
go na tapczan i wróciła do notatek. Na wierzchu leżała kartka, której dziś
jeszcze nie widziała. Zmarszczyła brwi. Dziwne... zupełnie zapomniała o tej
części materiału. Jak to się mogło stać? Nie zastanawiając się dłużej, zaczęła
się uczyć.
?02?2?? 2
nka zjawiła się w szkole pierwsza. Stała koło szatni i ukradkiem obserwowała
Piotrka. Był zwyczajnym, niczym nie wyróżniającym się chłopakiem. No, może tylko
jego szare oczy były zupełnie nieprzeciętne. Właśnie te oczy doprowadzały Ankę
do szaleństwa. Westchnęła głęboko.
Piotrek, nachylony nad zeszytem, porównywał wyniki zadań z matematyki. Niestety,
konsultował je z Kingą - piekielnie zdolną, a do tego piekielnie ładną,
długonogą blondynką. Anka przez chwilę zastanawiała się, czy powinna umrzeć już
teraz, czy dopiero po południu, w bardziej romantycznej scenerii niż szkolny
korytarz.
W takim stanie zastały ją przyjaciółki.
- Marnie wyglądasz - przywitała ją Klara.
- A mówią, że miłość to znakomity kosmetyk -zgryźliwie zauważyła Beata.
- Chciałabym umrzeć - jęknęła Anka i ukryła twarz w dłoniach, bo Piotrek za
bardzo uśmiechał się do Kingi. - Dajcie mi coś ostrego.
A
21
- Może być ostry język Beaty? - zażartowała Monika, robiąc swoją
najśmieszniejszą minę.
Niestety, Anka nie dała się rozbroić.
- Weź się w garść, mamy pewien plan...
- Na pewno się nie
f powiedzie.
F\x , _ Powiedzie się. Klara go
wymyśliła - cicho wtrąciła Emila. Nagle odwróciła się i mrugnęła do
przechodzącego obok nich Tomka.
- Błazen - warknęła Beata. - Oszust jeden! I jeszcze się uśmiecha.
- Oszust? Dlaczego ty go tak nie lubisz?
- Ja? Nie mam żadnego powodu - z naciskiem powiedziała Beata i posłała Tomkowi
spojrzenie pełne niechęci. - A jak wam się ostatnio układa? Odwiedzałaś go
ostatnio?
- Nie, mają remont - spokojnie odparła Emila. „Jasne, remont! Bardzo sprytnie
to wymyśliłeś, To-
meczku! Dzięki temu Emila nie wie, że nie masz już niebieskiego pajaca". Beata
była wściekła, ale właśnie dzwonek ogłosił koniec przerwy.
22
- Pamiętajcie, dziewczyny, o piątej w altance - szepnęła na pożegnanie Klara i
wszystkie weszły do klasy.
Lekcja biologii ciągnęła się niemiłosiernie jak rozgotowane spaghetti.
Nauczycielka monotonnym głosem czytała im jakiś artykuł, a klasa drzemała. Beata
czytała pod ławką bardzo zniszczony już egzemplarz Okrutnej władczyni. Gdy
doszła do najbardziej pasjonującego momentu, nagle poczuła, że książka ucieka
jej z rąk.
- Zabieraj łapy - warknęła cicho i podniosła głowę. Nad nią stała nauczycielka.
- Czym ty się zajmujesz? Co to jest? - Biologica obejrzała kolorową okładkę, na
której była narysowana roześmiana Hay Lin.
- Książka - odpowiedziała Beata.
- Widzę. Co to za zwyczaje?! Żeby na lekcji czytać takie bzdury. No, twój
ojciec na pewno się ucieszy. Poproszę dzienniczek.
Dopiero te słowa uświadomiły Beacie cały ogrom nieszczęścia. Nauczycielka wpisze
jej uwagę. Trzeba będzie tę uwagę pokazać tacie, a on na pewno strasznie się
zdenerwuje. A gdy się zdenerwuje, znów zabroni jej wychodzić z domu przez
tydzień i nie będzie mogła spotykać się z dziewczynami.
- Proszę pani... - zaczęła błagalnym głosem - ...ja bardzo przepraszam, ja
tylko tak z wierzchu... oglądałam... troszeczkę.
23
- Z wierzchu... - Nauczycielka pokiwała głową i otworzyła książkę na chybił
trafił. Przez chwilę czytała. Nagle raptownie podniosła głowę i zapytała: - No i
co będzie z tą mamą Liu?
- Hay Lin jej pomogła, bo przywołała wiatr - bez wahania odparła Beata. I nagle
zrozumiała - to był podstęp! Gwałtownie zakryła usta dłonią.
- Jeśli o tym wiesz, to znaczy, że doczytałaś aż do strony 58. Poproszę twój
dzienniczek. I coś do pisania!
Mariola, która siedziała w drugiej ławce, szybko zerwała się i podała jej
długopis.
Gdy zadzwonił dzwonek, przyjaciółki otoczyły Beatę.
- Głowa do góry! - pocieszała ją Klara. - Nie zostawimy cię w nieszczęściu. A
biologica na pewno odda książkę na zebraniu rodziców.
- Nie rozumiem, jak można czytać te bzdury. To dziecinne. Ja przeczytałam
ostatnio całego Pana Tadeusza. - Obok nich stanęła Mariola.
- No... to wracaj do swej lektury i odczep się od nas! - wybuchła Anka.
- A już najgorsze te komiksy, takie nudne... - niestrudzenie ciągnęła Mariola.
- Tylko wątek z Elyon jest znośny. A ci wszyscy chłopcy z komiksu... - prychnęła
pogardliwie - ...co za dziecinada. Dobre dla takich grzecznych dziewczynek jak
wy.
- Wiesz co? Spływaj... - już spokojnie powiedziała Anka.
24
- Jasne, przecież musicie odbyć tajną naradę waszego klubu. A może umiecie też
czarować, co?
_ Mariola zaśmiała się nieprzyjemnie.
- Jasne, że umiemy - odparła Anka. - Idź sobie, bo zamienimy cię w... pająka.
- Albo w ropuchę, którą naprawdę jesteś - dodała Beata.
Na Marioli groźby nie zrobiły najmniejszego wrażenia.
- Dajcie spokój. Nic mi nie możecie zrobić. A może to ja umiem czarować? -
Zrobiła bardzo chytrą minę. - Wkrótce się przekonamy. I wtedy poprosicie, abym
się przyłączyła do tego waszego klubu.
- O to bądź spokojna. Nigdy byśmy cię nie przyjęły.
- I bardzo dobrze! - Mariola wzruszyła ramionami i odeszła.
- Wstrętna jędza - fuknęła Monika.
- O co jej chodziło z tym czarowaniem?
- O nic. Tak tylko gadała.
25
Klara splotła ręce i ciężko westchnęła.
- Czuję, że ona coś knuje.
- Zostaw ją, mamy teraz ważniejsze sprawy... - odezwała się Beata.
Niestety, dzwonek na lekcję przerwał im rozmowę. Szybko wbiegły do klasy i
wyjęły piórniki. Zaczynał się sprawdzian z gramatyki...
###
Beacie dość szybko udało się skończyć pracę. Rzuciła jeszcze raz okiem na swoje
odpowiedzi, oddała kartkę i wyszła na korytarz.
Od razu zobaczyła Tomka. Stał tyłem do niej i nachylony nad jakąś dziewczyną coś
jej tłumaczył. Raptem obejrzał się i szepnął parę słów do dziewczyny, która
natychmiast odeszła. Teraz, jak na każdej przerwie, czekał już spokojnie na
Emilę. Beata w jednej chwili zapomniała o swoich problemach.
- Łajza, łajza...
- A ty znowu o biologiczce? - Obok niej stanęły przyjaciółki.
Beata jednak nie widziała nic poza tym, że Emila częstuje Tomka rzodkiewką, a
ten bezczelnie ją zjada.
- O rany, ale jesteś wściekła. Boisz się ojca?
- Jakiego ojca? A, ojca... Tak, oczywiście^ strasznie boję się ojca - z
roztargnieniem przytaknęła Beata i pomyślała, że strata książki i uwaga w
dzienniczku jakoś
26
mało ją obchodzą. Jednak przyjaciółki wiedziały, jak surowy potrafi być ojciec
Beaty, i naprawdę przejmowały się całą sprawą.
- Musisz coś zrobić, inaczej znów mu podpadniesz. A jak zabroni ci się z nami
przyjaźnić? - W głosie Moniki brzmiało szczere przerażenie.
- To możliwe - cicho powiedziała Emila.
- Po prostu sama mu się do wszystkiego przyznaj i kropka - podsumowała Klara.
- Kropka. Łatwo ci powiedzieć, bo twoja mama do niczego się nie wtrąca. Wiesz,
co ja przeżyłam po tej uwadze na początku roku?
- Przez tydzień nie wolno ci było wyjść z domu.
- A pamiętacie, jak poszedł do dyrcia i sam zaproponował, żeby Beata za karę
jeszcze raz napisała sprawdzian z inną klasą? - przypomniała Emila.
- Teraz zapowiedział, że zabroni mi kupować „W.I.T.C.H.", jeśli znów coś
nabroję.
- O kurczę! - Monika aż złapała się za głowę.
- No, same widzicie, że życie trochę różni się od komiksu - stwierdziła Beata z
goryczą. - Hay Lin ma taką fajną rodzinę. A ja mam potwora, a nie ojca.
- Nieprawda. On po prostu chce cię porządnie wychować - powiedziała Klara.
- Dziękuję ci za słowa otuchy - naprawdę godne Will - prychnęła Beata. - Wiecie
co, skończmy lepiej ten temat. Zgłodniałam...
27
Przyjaciółki sięgnęły do swoich torebek z drugim śniadaniem. Tylko Anka jak
zahipnotyzowana patrzyła w najdalszy kąt korytarza, gdzie uśmiechnięty Piotrek
nachylał się nad Kingą.
- A ty nie jesz? - zagadnęła ją Klara.
- Nie. Idę się zabić - powiedziała spokojnie Anka i poszła w kierunku toalety.
?? ??" ^?
O piątej przyjaciółki zebrały się w altance obok domu Moniki. Popołudnie było
ciepłe, a niebo bezchmurne. Przez chwilę siedziały w milczeniu.
- To był koszmarny dzień - westchnęła Monika. -Koszmarny. Nawet na informatyce
czepiają się człowieka.
- Bo zamiast słuchać Entera, siedziałaś w Internecie na stronie Kobalt Blue -
wtrąciła swoje trzy grosze Beata. - Wiesz, że ciało pedagogiczne nie lubi, gdy
się je lekceważy.
- Szkoda, że nie pamiętałaś o tym na biologii. Najpierw ty, potem Monika -
mruknęła Emila.
- No właśnie. Chcesz oblać z informatyki? - ostro zapytała Monikę Klara.
- Wiesz, już mi wszystko jedno, z czego nie zdam.
- Nie żartuj sobie. Enter wziął cię na celownik. Masz tyły z tylu przedmiotów i
jeszcze dokładasz informatykę?
- Przestańcie na mnie najeżdżać. Lepiej patrzcie...
28
Monika jednym zdecydowanym ruchem rozpięła kurtkę, demonstrując ciemnoturkusowy
top na ramiącz-kach i króciutki różowy sweterek.
- I co wy na to?
- Ale na co?
- Mama przywiozła mi to z Holandii. Nie poznajecie? Naprawdę nie poznajecie?
- Nie - odparły wszystkie zgodnym chórem.
- To przecież strój Cornelii. Była tak ubrana w komiksie z numeru 35. Nie
pamiętacie?
Monika wyciągnęła z torby paczkę rodzynek w czekoladzie, rozerwała folię i
wsypała sobie do ust całą ich garść. Potem sięgnęła po 35. numer komiksu i
szybko odnalazła rysunek, na którym Cornelia stała objęta przez Taranee i
rzeczywiście miała na sobie ciemnoturkusowy top i różowy rozpinany sweterek.
- Wiecie co? Niech ona już będzie tą Cornelia, bo ja zaczynam mieć dość -
powiedziała Anka.
Pozostałe dziewczyny pokiwały głowami, że się zgadzają.
- Hurra! Hurra! Niech żyje...! No, nie wiem kto! Niech żyje każdy...! Oprócz
Entera, Mariolki i Weszpiń-skiej! Zobaczcie! Drzewo do mnie macha. Widziałyście?!
- Gorzej jej. Jak chcesz być Cornelia, musisz się bardziej kontrolować.
- No, fakt - przytaknęła Monika i obciągnęła różowy sweterek.
29
- Poza tym Cornelia dobrze się uczy - mruknęła Emila.
- Nieprawda! - oburzyła się Monika. - Wskaż mi choć jeden numer, w którym jest
mowa o tym, że Cornelia dobrze się uczy! No, słucham!
- Dziewczyny, dajcie spokój, zaczynamy - przywołała je do porządku Klara.
- Ja od razu mówię, że w to nie wierzę - powiedziała Anka nerwowo, gryząc
paznokieć.
- A ja wierzę - odparła z przekonaniem Beata. - Zobaczycie, że to zadziała.
- Na pewno! Czuję w sobie magiczną moc. - Kilka liści na ścianie altanki nagle
zafalowało. - Widzicie? -szepnęła Monika. - To moja moc.
- Macie wszystko? - zapytała Klara. Dziewczyny jak na komendę sięgnęły do toreb,
które
z sobą przyniosły. Na drewnianym stole znalazły się: chleb, masło, żółty ser,
tarka do jarzyn, sałata, mały kawałek kiełbasy, nóż, deska do krojenia, maleńka
srebrna łyżeczka, magnetofon, torebka z suszonym lubczykiem oraz stary zeszyt do
polskiego.
Emila włączyła magnetofon i po chwili altanę wypełniły dźwięki tęsknej
celtyckiej pieśni śpiewanej przez Enyię. Przyjaciółki stały z zamkniętymi oczami,
trzymając się za ręce, a potem przystąpiły do dzieła.
Klara wyjęła pożółkłą, z jednej strony lekko nadpaloną kartkę. Kartka pokryta
była pochyłym, bardzo nie-
30
wyraźnym, jakby gotyckim pismem. Od razu było widać, że ma pewnie ponad sto lat.
Klara trzymała ją w dłoniach bardzo ostrożnie, jakby się bała, że kartka może
się rozpaść.
_ Dziewczyny, oto przepis na miłosne kanapki - powiedziała z powagą.
- To jeszcze raz, gdzie znalazłaś ten przepis? - poprosiła Monika.
- Księga zaklęć dla zagubionych i zrozpaczonych -wyszeptała Klara. - Stała na
półce u mojej ciotki... wiecie której?
- Tej, co stawia tarota? - Ance rozbłysły oczy.
- Tak, tej. Nie wiem, skąd się u niej wzięła. Nawet nie zapytałam, czy mogę ją
wziąć. - Dziewczyny pokiwały głowami. Takich rzeczy nie pożycza się nikomu.
- Na szczęście ta kartka była luzem. Wzięłam tylko ją, żeby ciotka się nie
zorientowała. No, dobra... Uwaga, zapalcie świece, zaczynam czytać.
- Z chleba odkroić najszerszą pajdę, położyć na stole, dotknąć wszystkimi
palcami i wymówić trzy razy imię ukochanego.
- Jeśli masz brudne ręce, to biedak dostanie żółtaczki - burknęła Beata, ale
Klara zgromiła ją wzrokiem.
- Teraz obróć kromkę i jeszcze raz powtórz, czego pragniesz.
- Żeby on się we mnie zakochał, żeby on się we mnie zakochał... - szeptała
bardzo przejęta Anka, a potem
31
dokładnie według przepisu Klary zrobiła wielką, kolorową kanapkę.
- Teraz dotknij serca lewą dłonią i sięgnij po lub-\ czyk. Nabierz półtorej
szczypty.
- Ile to jest półtorej szczypty?
- Nie wiem ile. Weź szczyptę i pół szczypty.
- Wiecie co? Może ja na wszelki wypadek wezmę dwie szczypty?
- Nie. Musisz wziąć półtorej szczypty.
Anka ciężko westchnęła i sięgnęła po pierwszą szczyptę. Krusząc lubczyk między
palcami, obsypała nim kanapkę. Potem niepewnie spojrzała na Klarę.
- Pół szczypty. Po prostu weź mniej.
- Boję się.
- Czego? To tylko głupi przepis! - fuknęła Monika. Anka zdecydowanym ruchem
sięgnęła do torebki
i po chwili kanapka była gotowa.
Dziewczyny znów wzięły się za ręce i wsłuchując się w cudowną muzykę, starały
się przekazać magicznej kanapce jak najwięcej pozytywnej energii. Najgorsze było
to, że nie wiedziały, co robić dalej. Nagle do altanki zbliżył się brat Moniki
Bartek.
Wszedł bez pardonu i oznajmił: - Cześć! Siostra, nagrałem ci reklamę tego
twojego zlotu fanów W.I.T.C.H. Masz ustawione na...
Nie zdążył dokończyć, bo dziewczyny zapiały ze szczęścia i z radosnym śmiechem
rzuciły się w stronę domu.
32
Bartek został w altanie sam. Spojrzał na apetyczną leanapkę leżącą na talerzu.
Powąchał. Potem wziął nóż j odkroi! sobie spory kawałek. Ugryzł. Odkroił
następny.
- Dobre... - mruknął.
Wziął resztę kanapki do ręki i skierował się w stronę furtki. Obok przebiegał
akurat znajomy bezpański kundel. Stanął przed furtką i radośnie zamachał ogonem.
Bartek spojrzał na mały kawałek kanapki z apetycznie wyglądającą kiełbasą. Nie
wahał się długo.
- Masz! - Rzucił kundlowi kiełbasę. Resztę kanapki zjadł sam.
%02?2?? 3
?1 ?? łam się, Anka. Spróbujemy jeszcze raz. Jw Beata położyła rękę na jej
ramieniu. Jednak tej słowa sprawiły, że Anka wpadła w prawdziwą panikę.
- Nigdy! Czy wy wiecie, co ja przeżywam?
- No... skoro ten przepis zadziałał, to może zrobimy! coś podobnego, by pomóc
Monice. Jak tak dalej pójdzie,) nasza przyjaciółka nie zda - odezwała się Emila.
- Klaro, a nie było tam jakiegoś zaklęcia na dobrą naukę?
- Nie wiem, sprawdzę. Nagle Anka jęknęła:
- No nie! Znowu!
Dziewczyny jak na komendę odwróciły głowy. Z bu-; kiecikiem szafirków szedł w
ich stronę Bartek.
- O rany! Ma taką minę jak mój Peter, gdy jest głodny - jęknęła Anka.
- Jaki znów Peter? Twój brat?
- Nie, mój chomik - odparła zirytowana Anka.
- Cześć! - powiedział Bartek rozanielonym głosem i zrobił się czerwony jak
zachodzące latem słońce. - To dla ciebie. - Wyciągnął kwiatki w stronę Anki.
34
_ Nie, nie. Ja już nie mogę. - Anka złapała swoją torbę i szybko wybiegła.
Przyjaciółki spojrzały z politowaniem na Bartka i ruszyły za Anką. Tylko Monika
została na miejscu.
_ Ty baranie! - wybuchła. - Przestań się ośmieszać! Nie rozumiesz, że nie masz u
niej żadnych szans?!
Ale Bartek jakby tego nie usłyszał. Zrobił krok w stronę siostry i szeptem
zapytał:
- Rozmawiałaś z nią o mnie ostatnio?
Monika miała szczerą ochotę walnąć go w brzuch, ale przypomniała sobie, że jest
przecież Cornelią. Skrzyżowała ręce, podniosła wzrok na brata i spokojnie
odpowiedziała:
- Nie. Skąd masz te szafirki?
- Ukradłem z ogródka sąsiadki - odparł bez zastanowienia.
- Nie dość, że jesteś głupkiem, to jeszcze złodziejem, tak?
- Tak - skinął głową Bartek.
- Co się z tobą dzieje?
- Naprawdę nie wiem. - W głosie brata słychać było smutek i bezradność. - Sam
jestem tym zdziwiony. Jakoś tak nagle mnie wzięło.
Monika wyrwała mu bukiecik z ręki i pobiegła do przyjaciółek.
35
- ...ale jakby tego było mało, od kilku nocy jakiś pies wyje mi pod oknem.
Ojciec próbował go przepłoszyć! a ten ciągle wraca. Jestem wykończona. Kiedy
wycho-j dzę z domu, ten kundel łasi się do mnie. Boję się, że ma wściekliznę, bo
zachowuje się, jakby był chory albo zal kochany.
Anka miała .podkrążone oczy i wyglądała na jeszcze! szczuplejszą niż zwykle.
- Zakochany pies... - Beata wzruszyła ramionami. A Naprawdę jesteś
przewrażliwiona.
- Dziewczyny, patrzcie! - Emila wskazała brodą na drugi koniec szkolnego
korytarza.
Stali tam, rozmawiając, Bartek i Piotrek.
- Dlaczego, dlaczego, dlaczego? - jęczała Anka. 4 Dlaczego mnie się nigdy nic
nie udaje? Dlaczego to chon lerstwo musiało zadziałać? Dlaczego akurat Bartek?
Ja to mam pecha!
Do końca przerwy rozmawiały o tym samym: jak toj możliwe, że wszystkie były aż
tak lekkomyślne, i jak toj możliwe, że ten przepis jednak działa.
- Jednak zaklęcia działają nawet w XXI wieku! H wykrzyknęła Monika.
- To niesamowite - zawtórowała jej Klara. - Prawdę mówiąc, do końca nie
wierzyłam, że to coś da.
- No, ja też - przyznała się Beata.
A jednak przepis działał. Widać to było na każdym] kroku.
36
podszedł do nich Bartek. Nie mówiąc ani słowa, zaczyniał się przed Anką. Stał
chwilę, wpatrując się w nią wytrzeszczonymi oczami. Obok jego lewego oka widać
było duży czarny wykrzyknik. Nagle Bartek zamknął oczy. Na jego prawej powiece
widniał napis „kocham", a na lewej „cię".
Anka jęknęła i uciekła do łazienki. Na korytarzu zrobiło się nagle bardzo cicho,
bo nie co dzień ogląda się w szkole coś takiego. Zza okna dobiegło żałosne wycie
psa.
?? ??* ??
Klara cicho zamknęła za mamą drzwi. Lubiła zostawać z bratem sama, bo Maciek nie
był zwyczajnym bratem. Na przykład teraz: podszedł do Klary i pokazał palcem na
najwyższą szufladę.
- Chcesz nóż? Chłopczyk skinął głową.
Klara otworzyła szufladę i wyjęła spory nóż do chleba. Maciek wziął go do ręki,
ale po chwili pokręcił główką i oddał.
- Chcesz większy? Mały przytaknął.
Klara zawahała się. Co prawda jej braciszek jeszcze nigdy nawet się nie
zadrasnął, ale...
- Po co ci ten nóż?
Maciek oczywiście nic nie odpowiedział. Zrobił obrażoną minę. Podszedł do dużego
balkonowego okna
37
i rozpłaszczył twarz na szybie. Klara jęknęła. Dobrza znała to zachowanie. Gdy
był zły albo obrażony, potral fił stać w tej samej pozycji nawet kilka godzin.
No tak] był zupełnie niepodobny do innych dzieci.
- Dobrze, już dobrze, ale jak tylko usłyszysz mamęj zaraz go odłóż.
Maciek rozpromienił się. Usiadł przy stole kuchennym i ogromnym nożem do mięsa
zaczął dłubać w suro-j wym ziemniaku.
Po ponad godzinie zadzwoniła mama. Była tak podJ niecona i szczęśliwa, że Klara
z trudem domyśliła siej o co chodzi.
- Zdałam...! Teraz... jako jedyna... wiesz, na tej kartce, co ją znalazłam... i
miałam pytanie o nieszczęH śliwy wypadek... to cud! Kocham was!
- My ciebie też! Uważaj na siebie.
Klara odłożyła słuchawkę i zabrała się do pracy. ObJ rała ziemniaki i wstawiła
naczynia do zmywarki, a potem wzięła się do lekcji.
Kiedy wreszcie spojrzała na Maćka, trzymał w rączce dokładną ziemniaczaną kopię
serca Kondrakaru.
Tym razem przyjaciółki spotkały się u Anki. Najpierw długo siedziały w
Internecie, przeglądając kolejne strony o W.I.T.C.H. i jak zawsze dopisując się
do strony Kobalt Blue. Potem zjadły obiad i spokojnie odpowiedziały
38
na wszystkie pytania rodziców Anki (jak tam w szkole i co planują na wakacje
oraz jak każda z nich się przebiera na zlot fanów W.I.T.C.H.). Gdy wreszcie
mogły wstać od stołu, szybko wzięły się do roboty. Przygotowały dla Moniki pastę
z makreli, która zawiera mnóstwo fosforu niezbędnego do przyswajania wiedzy.
Monika zjadła aż cztery kanapki z pastą, po czym zrobiło jej się niedobrze i
musiała się położyć na dywanie. Gdy trochę jej przeszło, zajęły się innymi
sprawami swojego klubu.
- Ja zaczynam - powiedziała cicho Emila. Odzywała się tak rzadko, że pozostałe
dziewczyny natychmiast zamilkły. - Do mojej grupy teatralnej doszedł jeden nowy
chłopak...
- I co? Zakochałaś się? - nie wytrzymała Klara.
- A co z Tomkiem? Zrywasz z nim? - W głosie Beaty była raczej pewność niż
pytanie. - I bardzo dobrze! On nie był ciebie wart! Poczekajcie chwilę, bo ja
muszę do łazienki. - Wybiegła z pokoju.
- I on... - spokojnie dokończyła Emila. - ...jest uderzająco podobny do Caleba.
- Serio? To super! Powiększymy naszą kolekcję -ucieszyła się Monika. - Ja dziś
wpisałam Bartka do grupy żołnierzy Fobosa.
- I słusznie! - fuknęła Anka, która dziś rano w szatni znalazła nad swoim
wieszakiem wymalowany farbami napis: „Tu wiesza się najładniejsza dziewczyna w
szkole".
39
Prowadziły te zapiski od kilku tygodni. To Klard pierwsza wpadła na pomysł
szukania sobowtórów z „W.I.T.C.H." i założyła ich księgę. Umieszczały w niej
rysunki, wpisy, a nawet zdjęcia. Dotąd udało im się zna-1 leźć aż osiem
sobowtórów różnych postaci.
- Pamiętacie, jak znalazłyśmy babcię Hay Lin? -| rozmarzyła się Anka, bo to ona
dostrzegła podobieńJ stwo w dozorczyni ze swojego bloku. - Czy ten twój Ca-J leb
też jest aż tak podobny?
- Tak, bardzo.
- A jak ma imię?
- Paweł.
- Zrobisz mu zdjęcie?
- Postaram się.
W tym momencie wróciła Beata.
- O czym gadacie? Co z tym sobowtórem, bo ja też mam jednego! Znalazłam Caleba.
Był u mnie na pływalni.
- A to dziwne, bo Emila też spotkała akurat Caleba. Może to ten sam?
- Jak twój ma na imię? - Beata zmrużyła oczy, jak zawsze, gdy była zła.
- Paweł.
- To nie ten sam. Mój ma imię Damian. Jest dokładnie w naszym wieku. A twój?
- Nie wiem. Ale mój jest bardzo podobny do Caleba.
- Mój jest dosłownie wykapany. Nawet włosy tak mu sterczą nad czołem. I golf
miał podobny...
40
Mój jest identyczny - powiedziała z naciskiem Emila, patrząc gdzieś pod nogi.
Nagle w pokoju Anki zrobiła się dziwna atmosfera, jyliędzy dziewczynami czasem
wybuchały konflikty, ale Beata i Emila...? To prawie niemożliwe. Beata zawsze
opiekowała się Emila... Teraz jednak patrzyły na siebie wrogo.
- Najlepiej będzie, jak zrobicie im zdjęcia albo... obejrzymy sobie obu
kolesiów! - zarządziła Klara.
- A ja chciałam wam coś opowiedzieć - wtrąciła Monika. - Wiecie, co mi się
przytrafiło wczoraj wieczorem...? - Zawiesiła głos, żeby wzmóc zainteresowanie
przyjaciółek. - Poszłam pobiegać na tym bezludziu za działkami. No, co się
patrzycie! Byłam zmęczona, więc postanowiłam dotlenić mózg przed nauką.
- I co? Lepiej ci się uczyło? - zainteresowała się Emila.
- Nie - skrzywiła się Monika. - Nawet nie otworzyłam książki. Wróciłam tak
padnięta, że zaraz poszłam spać. No więc człapałam do domu, dosłownie ledwie
żywa, gdy nagle wypadł na mnie potwór. Najpierw zobaczyłam ogromną paszczę i
masę kłów. Sierść na łbie jeżyła mu się tak, jak gdyby miał grzywę. Podbiegł do
mnie i stanął, jakby się zastanawiał, z której strony zacząć mnie pożerać, gdy...
- Nagle jak spod ziemi wyrósł jakiś chłopak i zasłonił cię własnym ciałem -
dokończyła Emila.
41
- A ty skąd to wiesz?
- Bo dokładnie tę samą historię opowiadała dzid w szatni Mariola.
- A skąd...?! Pewnie podsłuchała, jak mówiład o tym Bartkowi.
- Nie. Ona mówiła, że to ją spotkało - łagodnie wyja-j śniła Emila.
- Chyba jej nie wierzysz? To na mnie rzuciła się taj bestia!
- A gdzie to było? - zapytała Klara.
- Za ogródkami działkowymi, przy tym nowym domu z granatowym dachem.
- Mariola też tam spotkała bestię i swego wybawiJ cielą - spokojnie powiedziała
Emila.
- Jak sobie chcecie! - Monika obraziła się i zapominając, że ma być damą, z
całej siły kopnęła łóżko Anki.
- Przestań dewastować mój pokój i lepiej zajmij siej swoim bratem. Mam go już
po dziurki w nosie! - ostro zareagowała Anka.
W ten sposób rozpętała się nowa burza.
- A co ja mam zrobić? To nie moja wina!
- Ale to twój brat!
- A te znów to samo... - Beata zdawała się nie słyszeć kłótni. Spokojnie
sięgnęła po swój plecak i wyciągnęła dzienniczek.
- Dziewczyny, kiedy jest zebranie? - zapytała. - Może mój ojciec jeszcze nie
wró...
42
Nagle urwała w pół słowa i zbladła jak ściana. Co się stało? - zaniepokoiła się
Klara.
Beata w milczeniu pokazała dziewczynom otwarty dzienniczek.
_ No co? Nic tu nie widzę... - niecierpliwiła się Anka.
_ Właśnie! Tu była uwaga. Tu. Dokładnie na tej stronie. A teraz jej nie ma.
Przyjaciółki pochyliły się nad dzienniczkiem.
Uwaga Beaty znikła.
- Co ja teraz zrobię? - biadoliła Beata. - Weszpińska na zebraniu powie mojemu
ojcu, że wpisała mi uwagę, a ja jej nie mam. Ojciec mnie zabije! Pomyśli, że
wyrwałam stronę z dzienniczka.
- Uspokój się i przestań histeryzować. - Anka chciała ją poklepać po ramieniu,
ale Beata się odsunęła.
- Łatwo ci mówić.
- Wcale nie...
Zaczęły się kłócić. Klara odciągnęła Emilę nieco na bok.
- Rozumiesz coś z tego? - szepnęła.
- Nic. Ale wiesz...
- Wiem. Coraz więcej niesamowitych rzeczy nam się przytrafia.
- I coraz częściej zaczynamy się kłócić o byle co... -cichutko potwierdziła
Emila. - Myślisz, że komuś na tym zależy? A może to jakiś zły czar?
43
- Mam nadzieję, że już niedługo wszystko się wyjaśJ ni. I nawet jeśli to jakiś
rodzaj magii, to jej się nie damyl Na pewno się nie damy... - jakoś smutno
zakończyło Klara.
*#*
A jednak się myliły. Jeżeli ktoś źle życzył dziewczyJ nom, nie zamierzał
skończyć ze swoimi intrygami] A było to tak.
Pismo „W.I.T.C.H." w ich miasteczku ukazuje się zaJ wsze w sobotę. Tylko Emila
je prenumeruje. Ance kupuje pismo mama, bo w sobotę bardzo wcześnie idzie dra
pracy. Reszta dziewczyn wyskakuje z łóżek skoro świt i leci od razu do kiosku,
żeby zdobyć kolejny wyczekany^ numer. Tej soboty jednak wszystko odbyło się
inaczej.
Klara obudziła się z silnym bólem głowy. Zerknęła! na zegarek.
- O rany, już po jedenastej! - jęknęła. Czując gulę w gardle, zwlokła się z
łóżka. Na stole w kuchni leżał list od mamy:
Kochanie, spałaś tak twardo, że żal mi było cię budzić. Pojechałam z Maćkiem do
zoo. Wracamy ną obiad. Całuję! Mama.
Klara przetarła oczy i przeciągnęła się. Ale od razu tego pożałowała, czując
silny pulsujący ból głowy. Czyżby była chora? Musi się położyć. O wyjściu na
dwór nie było mowy.
44
Zadzwoniła do Anki i poprosiła, żeby ta szybko kupiła jej nowy numer
„W.I.T.C.H.".
Anka natychmiast pognała do kiosku. Niemal w locie złapała numer „W.I.T.C.H.",
wywołując uśmiech sympatycznej kioskarki. Po powrocie do domu zadzwoniła do
Klary. Razem doszły do wniosku, że nie ma sensu, by Anka przynosiła pismo Klarze,
bo może się zarazić. Zamiast tego Anka, strona po stronie, przeczytała
przyjaciółce cały numer. Przetestowała ją („Co ty wiesz o czarodziejach?"),
przeczytała jej listy, horoskop i „Co prawdziwa Czarodziejka mieć powinna". Ale
najważniejszy był komiks. Anka opowiadała ze szczegółami niemal każdy rysunek.
- .. .w białej tajemniczej komnacie stoją jakby kolumny z poskręcanych sopli.
Chmury tak się kłębią, że zasłaniają nogi Cornelii i Caleba. Caleb, o kurczę,
ale ma mięśnie, jest tylko w brązowych spodniach, takich jakby tureckich
szerokich szarawarach. Oboje trzymają się za ręce... A teraz uważaj! Dobrze
siedzisz? Słuchaj! Na samym dole strony po prawej... całują się! O kurczę! Jak
Monika to zobaczy, zwariuje. Co? Jasne, że oboje mają zamknięte oczy, przecież
ci mówię, że się całują. I Caleb mówi albo oboje mówią: „Razem jesteśmy potężni".
Ale on ma mięśnie... Jak sobie pomyślę o Emili i Tomku... myślisz, że oni już
się całują? Czekaj, ktoś dzwoni.
W drzwiach pojawiła się mama Anki. Spojrzała na córkę z gazetą w dłoni i wesoło
powiedziała:
45
- Jak dobrze, że kupiłaś sobie ten numer! Rano zapomniałam o tym na śmierć, a
teraz już go nie było.
Te słowa usłyszała Klara. Mocniej przycisnęła słuchawkę do ucha. Ogarnęła ją
fala gorąca. Czy to znaczy! że nie będzie miała swojego ukochanego pisma? Prze-j
cięż teraz nie dostanie go już nigdzie. Jak zachowa sid Anka? Chyba nie będzie
się z nią kłócić o gazetę? A mo-3 że to...
- Nie wiem, kim jesteś i jakich używasz czarów... Ale widzę, że o mnie też nie
zapomniałeś - wyszeptała z przekąsem i w tym samym momencie firanka w jej
zamkniętym oknie gwałtownie zatańczyła.
Klarze przebiegł po plecach zimny, nieprzyjemny dreszcz.
?? ?? ??
Monika z niechęcią spojrzała na brata. Leżał przed telewizorem, pożerał setną
paczkę chipsów i gapił się na olbrzymów w obcisłych spodenkach podnoszących
ciężary.
„Takiemu to dobrze - nie ma większych zmartwień" - pomyślała i powlokła się do
swojego pokoju.
Przed chwilą wyszły od niej Beata i Emila. Przeczytały gdzieś, że naukę trzeba
zacząć od oczyszczenia swojego otoczenia z brudu i śmieci. Razem wysprzątały
cały pokój, zaglądając do każdego kąta.
Monika usiadła przy biurku i zapaliła lampkę. Rozejrzała się. Istotnie, czuła
się dobrze w tym wypucowa-
46
vm wnętrzu. Sięgnęła po zeszyt do geometrii. Zadanie było dość łatwe, ale musi
znaleźć kątomierz. Nie było 0 jednak w szufladzie, nie było też w plecaku. W
ogóle nigdzie go nie było. Monika z furią złapała zeszyt i cisnęła go do plecaka.
- Jak ja mam się uczyć, skoro niczego nie mogę znaleźć! - warknęła.
Zgasiła lampkę i wskoczyła do łóżka. Po kilku minutach już spała.
?02?2?? 4
?? ochanie!
W%r Klara z trudem pokonała senność i otworzyła jed-l no oko. Nad nią stała mama
ze słuchawką w dłoni.
- Obudź się, córeńko. Monika błagała mni