EWA NOWAK Prawie czarodziejki lara i Beata po raz kolejny wymieniły znaczące spojrzenia. Musiały się pogodzić z tym, co zobaczyły. Niestety, to była jednak prawda. Z lewej strony śmietnika (porośniętego młodymi jaskrawozielonymi pnączami dzikiego wina), wśród zwyczajnych śmieci: puszek, butelek i papierów, leżał mały niebieski pajac. Pajac, którego po wielu naradach, wątpliwościach, pytaniach i rozterkach ich przyjaciółka Emila dała Tomkowi na mikołajki. Od tego czasu Emila i Tomek byli jakby parą. Tak przynajmniej wszyscy sądzili. A teraz ten pajac... Jeśli ci naprawdę na kimś zależy, nie wyrzucasz pajaca, którego dostałeś na mikołajki. Nie tylko go nie wyrzucasz, ale traktujesz jak świętość, jak relikwię. Emila traktowała tak białe nieforemne stworzonko z napisem „Dobry Duszek", które dostała od Tomka. U niej duszek stał zawsze na honorowym miejscu i nikomu nie wolno było nawet go dotknąć. A niebieski pajacyk - brudny, z naderwaną nogą - leżał teraz przy śmietniku, bo... - Tomek go wyrzucił... - cicho powiedziała Beata. -Patrz, jeszcze naderwał mu nogę. Psychopatyczny sadysta. U 5 - Oj, już przestań - fuknęła Klara. - Hay Lin na pewno nie była taka złośliwa. Jesienią zeszłego roku odkryły czasopismo „Czarodziejki W.I.T.C.H.". Przygody pięciu Czarodziejek pochłonęły je bez reszty. Dlatego, nie zastanawiając się długo, założyły Klub Wielbicielek W.I.T.C.H. W klubie każda z dziewczyn odgrywała rolę innej Czarodziejki. Beata była Hay Lin, a Klara... Klara była oczywiście Will*. Ale nigdy nie zadzierała z tego powodu nosa. Teraz też, patrząc na sponiewieranego pajaca, zwyczajnie zapytała: - To co robimy? Mówimy jej czy nie? - Nie wiem. Ja od początku wiedziałam, że ten cały Tomuś... - Czemu go tak nie lubisz? - Nie o to chodzi. Zawsze wydawał mi się taki... taki śliski! - szczerze oburzyła się Beata. -1 jak widać, miałam rację. Padalec jeden. A ona tak mu ufa... Klara jednak ciągle miała wątpliwości. - Aż mi się nie chce wierzyć, że Tomek mógłby zrobić cos takiego. - To przetrzyj oczy, księżniczko. Nie widzisz, co tam leży na śmietniku?! - w Beacie aż się wszystko gotowało. - Musimy coś wymyślić, bo... - Za późno - szepnęła Klara. I dziewczyny zobaczyły zbliżającą się od strony osiedla Emilę, którą ciągnął * W świecie W.I.T.C.H. najważniejsza z Czarodziejek, strażniczka Serca Kondrakaru. 6 wielki wyżeł. Beata poczuła, że natychmiast musi coś zrobić. - Zasłońcie mnie! - warknęła do dziewczyn i jednym zdecydowanym ruchem wrzuciła pajaca do plecaka. - Cześć! -jak zawsze cicho przywitała się Emila. - Kobalt, stój! Siad! Co to za ponure miny? - zapytała czerwona z wysiłku, bo pies jak zawsze szarpał niemiłosiernie. - A... nic... - odpowiedziała nieco zmieszana Klara. - Rozsypałam śmieci, a dziewczyny pomagają mi posprzątać ten bałagan... - Już skończyłyśmy... - Beata udała, że otrzepuje ręce. - A wiecie co... - szepnęła tajemniczo. - Zgadnijcie, co widziałam wczoraj wieczorem, jak wracałyśmy z mamą od babci! - Nie mam pojęcia. Gadaj! - zniecierpliwiła się Klara. - Widziałam... - Beata zawiesiła głos - ...psa, który nie miał cienia. - No coś ty! - Nie żartuję. Był taki mniej więcej jak Kobalt i... nie miał cienia. Wyobrażacie to sobie? - Przywidziało ci się - spokojnie skwitowała Klara. - Wiem, co widziałam - zdenerwowała się Beata. - Dziewczyny, nie kłóćcie się! - odezwała się Emila. - Lepiej powiedzcie, co robimy z Anką. - Nic mi nie przychodzi do głowy. I prawdę mówiąc, wolałabym pogadać o tym jutro - ponuro oświadczyła Beata. 7 - ??. ?? do jutra! - rzuciła trochę rozczarowana Emila i dała się pociągnąć dalej Kobaltowi. Dziewczyny spojrzały po sobie, a potem pożegnały się i w smętnych nastrojach rozeszły do swoich domów. Tymczasem niebieski pajacyk leżał sobie w najlepsze w plecaku Beaty i niczym się nie przejmował. ?? v?* ?? Klara podniosła malutki kamyczek. Chwilę celowała, żeby nie trafić przypadkiem w okno pokoju Bartka, brata Moniki, a potem rzuciła. Okno się otworzyło i pojawiła się w nim twarz przyjaciółki - prawie niewidoczna pod czupryną krótkich kręconych loczków. - Moment! - krzyknęła, a po chwili była już w ogródku przed swoim domem. Tam, w sporej altance, stałym miejscu zebrań ich klubu, rozpoczęły naradę. Zimą próbowały spotykać się w swoich mieszkaniach. Nie było to łatwe. Rodzice mieli pretensje, że zamiast się uczyć, wciąż siedzą z nosami w tych samych komiksach. Teraz, gdy zrobiło się ciepło i wnętrze altany zasłoniły już młode liście winorośli, przyjaciółki znów miały swoje tajne miejsce, do którego nie zaglądał nikt poza nimi. - Patrzcie, żołnierze Fobosa - szepnęła Beata. Dziewczyny rozchyliły liście, by zobaczyć, co się dzieje. Obok ogrodu Moniki przechodziła właśnie hałaśliwa grupka czterech chłopców. Rzucali w siebie plecakami, 8 wrzeszcząc, jakby ich kto obdzierał ze skóry. Mieli potargane włosy, błyszczące od potu twarze, rozpięte bluzy i byle jak założone kurtki. Robili niezbyt sympatyczne wrażenie. - Zachowują się idiotycznie - szepnęła Beata. - Oni o nas myślą to samo - również szeptem odparła Klara. - Bronisz ich? - Nie, ale... - Zobaczcie, jest ten osiołek Grzesiek - przerwała im Monika. - Kiedyś uważałaś, że jest podobny do Caleba -przypomniała jej Klara. - Ja? To Anka tak uważała! Ja nigdy bym... - Cicho, bo nas zauważą - jak zawsze łagodziła konflikt Emila. - A poza tym po coś tu się spotkałyśmy, nie? Dziś dziewczyny miały się zastanowić, jak pomóc Ance. Musiały jakoś uświadomić Piotrkowi, że powinien zakochać się w tej wspaniałej dziewczynie. - A więc tak... - zaczęła Monika. - Anka cierpi, bo jest beznadziejnie zakochana - najwyraźniej bez wzajemności. - I zupełnie nie daje sobie wybić z głowy tego Piotrusia - przerwała jej ponuro Beata. - No właśnie - ciągnęła Monika. - A może by zamknąć ich gdzieś razem, żeby koleś się przekonał, jaka Anka jest świetna. 10 ' - Gdzie ich zamkniesz i jak? - Beata wzruszyła ramionami. - Ja tam wolę jasne sytuacje. Pójdę do Piotrka i w trzech słowach wytłumaczę mu, że Anka go kocha i że on też musi się zakochać. - Anka na pewno będzie zachwycona - wtrąciła ironicznie Emila. - Dziewczyny, a może w przyszłym roku wybrać ich oboje do samorządu. Wtedy... - W przyszłym roku? Chyba żartujesz?! Wiesz, jak ona cierpi? Sama masz swojego Tomeczka i świata poza nim nie widzisz. Ale uważaj, bo życie potrafi sprawiać niespodzianki! - wybuchła Beata. Emila, zazwyczaj niezwykle cicha i spokojna, podniosła się gwałtownie z miejsca. Kobalt, nagle rozbudzony, też się zerwał i szczeknął kilka razy na znak, że gotów jest bronić swojej pani. - Co chcesz przez to powiedzieć? - Emila spojrzała Beacie prosto w oczy. - Nie, nic. Tak jej się wyrwało. - Klara lekko szturchnęła Beatę. Przecież miały nic nie mówić Emili, dopóki czegoś nie postanowią. - A tak, rzeczywiście - zagalopowałam się! - trochę za szybko i za głośno potwierdziła Beata. W altance zapadła niezręczna cisza. - Czytałam dziś, jak Cornelia przedostała się do Me-ridianu w poszukiwaniu Elyon - odezwała się w końcu Monika. - Znowu? 11 - Tak, znowu. Wiecie, że to mój ukochany wątek. - Tak, ukochany, bo tam występuje Cornelia. - Beata nie mogła pohamować uśmiechu. - A żebyś wiedziała! I mimo twoich złośliwości uważam, że świetnie nadaję się na Cornelię. - Monika podrapała się po okrągłym brzuchu, po czym nerwowo zaczęła szarpać swoje niesforne, poskręcane w sprężynki włosy. - Emi, co cię tak zamurowało? Przejmujesz się gadaniem Beaty? - zmieniła temat Klara. - E, nic - cicho odpowiedziała Emila i chcąc ukryć twarz, pochyliła się nad swoim psem. Kobalt przyjaźnie zamerdał ogonem. - Aha, już wiem, co cię gryzie... Uważasz, że nie powinnyśmy się spotykać bez Anki, prawda? - Mnie byłoby przykro, gdybyście rozmawiały o mnie za moimi plecami. Klara i Beata spojrzały na siebie znacząco. - Robimy to przecież dla jej dobra! - powiedziała szybko Beata, ale Emila nie wydawała się przekonana... - Dziewczyny, mam pewien pomysł... - tajemniczo szepnęła Klara. Przyjaciółki nachyliły się w jej stronę i zaczęły uważnie słuchać. Monika odprowadziła Beatę do skrzyżowania. Gdy tylko Emila z Klarą znikły im z oczu, Beata zaczęła: 12 - Zauważyłaś? Znów to samo. - Co? - Klara wiedziała, o czym myśli Emila. Poza tym mam wrażenie, że umie przewidywać przyszłość. Monika wzruszyła ramionami, ale Beata ciągnęła dalej: - Pamiętasz, jak w grudniu chciałam dłużej u niej zostać? Powiedziała, żebym lepiej wróciła do domu, bo ojciec może dzwonić. I rzeczywiście zadzwonił. Boże, co to by było, gdyby mnie nie zastał? Uratowała mi życie. Ale skąd ona to wiedziała? Niesamowite, nie? - Po prostu jest przewidująca. Nie rób z niej czarownicy. Monikę najwyraźniej rozpierała dziś energia. Wzięła rozbieg i podskoczyła, dosięgając najniższych gałęzi bezlistnego jeszcze jesionu. Potem roześmiała się głośno. - Dobry dowcip mi się przypomniał! Znasz? Ten o trzech samolotach... Beata była najwyraźniej zdegustowana zachowaniem przyjaciółki. - Znam i nie wiem, co jest w nim śmiesznego - skwitowała krótko. - A poza tym, jak ty chcesz być Cornelia? Ona jest dostojna i elegancka. I w żadnym z komiksów nie zaczepiała biednych drzew. - OK. Może masz rację. - Monika od razu się uspokoiła. Zwolniła kroku, przygładziła niesforne loczki i wyprostowała się. - Teraz lepiej? 13 Przez chwilę szły w milczeniu. Kiedy rozstały się na skrzyżowaniu, Monika się obejrzała. Gdy uznała, że przyjaciółka już jej nie obserwuje, schyliła się po grudę ziemi i rzuciła ją w stronę latarni. - Jest, jest! Podskoczyła kilka razy, klasnęła w dłonie, a potem wytarła ręce o dżinsy. - Nie, to beznadziejny przypadek... - Beata pokręciła głową i ruszyła do domu. Szybko przestała myśleć o Monice. Wszystkie jej myśli skupiły się wokół biednej, oszukiwanej Emili i podartego, zabłoconego pajaca. W w Emila z Klarą mieszkały na tym samym osiedlu, dlatego wracały razem. Przez chwilę szły w milczeniu. - Czy twoim zdaniem Monika może być Cornelią? To idiotyczne, prawda? - odezwała się wreszcie Klara. - Nie. To dobry pomysł. Kobalt, noga! - Dobry? Przecież ona wcale nie jest do niej podobna! Wcale! Cornelią musi być damą, a Monika... - A czy ty jesteś podobna do Will? Albo ja do Irmy? - Uważasz, że nie jestem podobna, tak? Nie skończyły jednak tej rozmowy, bo na końcu ulicy pokazała się sylwetka Tomka. Emila szybko spuściła Kobalta ze smyczy. Pies wyczuł zapach lubianej osoby i rzucił się pędem, żeby powitać chłopaka. 14 Klara bez słowa obserwowała Tomka. Ten beztrosko rzucił im: „cześć" i zaczął jak najęty gadać o jakiejś grze i o poziomach, które bez trudu pokonuje. Emila słuchała jak zaczarowana, a i Tomek w zasadzie mówił tylko do niej, nie zwracając uwagi na Klarę. Klarze w głowie się nie mieściło, że ten uroczy, wesoły chłopak tak nikczemnie pozbył się niebieskiego pajacyka. „Jacy faceci są obłudni! - pomyślała, ale zaraz skarciła się w duchu. - Nie wolno nikogo pochopnie osądzać". Ale... czy podarty niebieski pajacyk nie był wystarczającym dowodem? - O, cześć! - Beata wpadła na chwilę do Emili. Na widok Tomka skrzywiła się, jakby zobaczyła wielką, obrzydliwą ropuchę, a nie miłego, uśmiechniętego chłopaka. - A ty co tu robisz? - Siedzę. Cześć. - Niczego czasem nie zgubiłeś? - Nie, a co? - Nic. A gdybyś chciał zerwać z dziewczyną, to jak byś to zrobił? W pokoju zaległa nieprzyjemna cisza. - Co ty wyprawiasz, Beata? - cicho odezwała się Emila. - O co ci chodzi? Beata poczuła, że zaraz wybuchnie. Bez słowa odwróciła się i wyszła. Emila zamknęła za nią drzwi wejściowe. 15 Gdy wróciła do pokoju, Tomek wpisywał wiadomość do swojego telefonu. Na widok Emili szybko schował aparat do kieszeni. - Nie wiem, co jej się stało. Może miała jakieś przykrości z ojcem? Wiesz, jak jest u niej w domu. Bardzo cię za nią przepraszam... - Nic się nie stało. Po prostu mnie nie lubi. - Ale dlaczego? - zapytała Emila, bardziej siebie niż Tomka. Sobotnie wiosenne przedpołudnie przyjaciółki spędziły oddzielnie, każda w swoim domu. Ulubioną Czarodziejką Anki była Taranee. Dlatego, chcąc się do niej jak najbardziej upodobnić, każdego dnia wplatała w warkoczyk niezliczone ilości koralików. Anka miała trzy wielkie obsesje: W.I.T.C.H., Piotrka i chomiki. Teraz snuła się po domu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Bez entuzjazmu zaczęła przeglądać pismo, które zawsze kupowała jej mama. Wzięła do ręki miesięcznik dla hodowców domowych gryzoni. Przed paroma dniami zainteresował ją opis anatomicznej budowy chomika i poprosiła mamę, żeby skserowała tę stronę. Ale widocznie mamie coś się pokręciło, bo zamiast tego przyniosła aż pięć kartek z kuponami konkursowymi na najfajniejsze imię dla chomika. Anka nie przepadała za konkursami, ale zainteresował ją tekst o tym, jak ważne 16 jest nadanie chomikowi odpowiedniego imienia. Wrzuciła skserowane kartki do szuflady i sięgnęła ręką do terrarium z chomikiem. Wygrzebała z trocin rudy kłę- buszek i uważnie mu się przyjrzała. - Wiesz co? Nie pasuje do ciebie imię Pimpek. Od dziś będziesz się nazywał Peter. Cieszysz się? Chomik nie zaprotestował. Nie otwierając oczu, ziewnął najszerzej, jak umiał, po czym wtulił się w kolana swojej pani i zasnął. Anka sięgnęła po swoją ulubioną powieść Prawdziwy płomień, ale czytanie jej nie szło. Myśli wciąż krążyły wokół Piotrka - genialnego chłopaka, w którym była tak beznadziejne zakochana. Emila (w ich klubie Irma) była śliczną dziewczyną z największymi na świecie oczami i urodą śpiącej królewny. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze i wróciła do biurka. Miała zacząć odrabiać lekcje, ale zamiast po zeszyt sięgnęła po Dobrego Duszka. Przytuliła go do policzka i wyszeptała: - Będziesz się nami opiekował - mną i Tomkiem... prawda? Potem rozłożyła na biurku swoje skarby: wisiorek w kształcie serca Kondrakaru, bransoletki z maleńkich koralików, groźnego, płaskiego smoka na rzemyku, notesik z Czą*ed%iejkami W.I.T.C.H. na okładce, i całe mnósty^innychireeczy Potem wyjęła zeszyt, który 17 wczoraj z taką uwagą oglądał dziwny, niemówiący ani słowa mały brat Klary. To był jej Katalog Skarbów z listą prezentów, które były dołączane do czasopisma „Czarodziejki W.I.T.C.H.". Niektórzy uważali, że to strata czasu. A Emila?... Po prostu lubiła raz na tydzień rozłożyć swoje skarby i sprawdzała, czy wszystko zgadza się z jej zapisem w katalogu. Zawsze się zgadzało. Beata nie mogła znaleźć sobie miejsca. Sprawdziła w domowym kalendarzu, kiedy wraca ojciec. Szybko doprowadziła swój pokój do porządku -jakby ojciec miał wrócić jutro, a nie za dwa tygodnie. Na koniec podlała kwiaty, kilka razy przejrzała się w lustrze i ściągnęła kucyki na tył głowy, tak jak nosiła je Hay Lin. Następnie zabrała się do niebieskiego pajaca. Uprała go, wysuszyła suszarką, zszyła mu nogę i wygładziła tak, że prawie nie było widać, po jakich strasznych jest przejściach. - Chłopcy to straszne kanalie - uświadomiła pajacy-ka - więc ty będziesz dziewczynką. Na razie tu siedź i czekaj. Pajac nic nie odpowiedział - milcząco wyraził zgodę. Monika powinna się solidnie pouczyć, ale zamiast tego odbyła rutynową sprzeczkę z Bartkiem, swoim starszym bratem. Jak zwykle poszło o to, kto ma wyrzucić śmieci. 18 Szybko przekonała go, że to jego kolej, i oddała się swojemu ukochanemu zajęciu. Z dużej korkowej tablicy odpięła wszystkie rysunki z Cornelią. Rozłożyła je na podłodze, czule pogłaskała, a potem zmieniając nieco kompozycję, przypięła je do tablicy. Cofnęła się i z zachwytem spojrzała na swoje dzieło. Następnie sięgnęła po stertę drugich komiksów (drugich, to znaczy tych, z których wycinała; pierwsze komiksy, nietknięte nożyczkami, leżały zamknięte w szufladzie biurka). Wycięła informację o zlocie fanów W.I.T.C.H. i wsadziła ją za okładkę zeszytu do matematyki (jako pocieszacz w trudnych chwilach). Potem zaczęła szukać odpowiedniego rysunku. - Mam - szepnęła do siebie. Starannie wycięła zdjęcie Fobosa i taśmą klejącą przykleiła je do okrągłej tablicy na drzwiach. Wzięła rzutki, odeszła aż pod samo okno i zaczęła celować. - Jeśli trafię w oko, dziewczyny zgodzą się, żebym była Cornelią. A jeśli trafię w nos, czoło, włosy, w ogóle w coś... - zastanowiła się chwilę -...dziewczyny zgodzą się, żebym była Cornelią. W ?? ?? Klara prasowała, ukradkiem obserwując swojego młodszego brata. Siedział koło mamy, która właśnie przygotowywała się do sesji egzaminacyjnej. Wtulony w nią, najwyraźniej bawił się czymś w wyobraźni, bo poruszał palcami, jakby przekładał coś z ręki do ręki. Jak zawsze milczał. 19 Mama nagle podniosła głowę znad notatek i zapytała Klarę: - Co cię martwi? - Nic. - No, powiedz. Może coś poradzę? - Mamy problem z Anką. Zakochała się w jednym koledze z równoległej klasy. Nie wiemy, jak jej pomóc. - I ty, Czarodziejka Will, zastanawiasz się nad tym? Długo rozmawiały, aż w końcu Klara rzuciła się mamie na szyję. - Dzięki, mamo! Kocham cię, wiesz? - A myślisz, że ja ciebie nie? - Mama zwichrzyła jej włosy i zwróciła się do Maćka: - Co będziesz teraz robił? Mamusia musi się jeszcze pouczyć. Maciek wyciągnął wskazujący palec, dotknął swojej głowy, potem kolan mamy i ziewnął. - Pośpisz na kolanach mamusi, tak? Chłopiec kiwnął głową. Po kilku minutach zasnął, więc mama ostrożnie przeniosła go na tapczan i wróciła do notatek. Na wierzchu leżała kartka, której dziś jeszcze nie widziała. Zmarszczyła brwi. Dziwne... zupełnie zapomniała o tej części materiału. Jak to się mogło stać? Nie zastanawiając się dłużej, zaczęła się uczyć. ?02?2?? 2 nka zjawiła się w szkole pierwsza. Stała koło szatni i ukradkiem obserwowała Piotrka. Był zwyczajnym, niczym nie wyróżniającym się chłopakiem. No, może tylko jego szare oczy były zupełnie nieprzeciętne. Właśnie te oczy doprowadzały Ankę do szaleństwa. Westchnęła głęboko. Piotrek, nachylony nad zeszytem, porównywał wyniki zadań z matematyki. Niestety, konsultował je z Kingą - piekielnie zdolną, a do tego piekielnie ładną, długonogą blondynką. Anka przez chwilę zastanawiała się, czy powinna umrzeć już teraz, czy dopiero po południu, w bardziej romantycznej scenerii niż szkolny korytarz. W takim stanie zastały ją przyjaciółki. - Marnie wyglądasz - przywitała ją Klara. - A mówią, że miłość to znakomity kosmetyk -zgryźliwie zauważyła Beata. - Chciałabym umrzeć - jęknęła Anka i ukryła twarz w dłoniach, bo Piotrek za bardzo uśmiechał się do Kingi. - Dajcie mi coś ostrego. A 21 - Może być ostry język Beaty? - zażartowała Monika, robiąc swoją najśmieszniejszą minę. Niestety, Anka nie dała się rozbroić. - Weź się w garść, mamy pewien plan... - Na pewno się nie f powiedzie. F\x , _ Powiedzie się. Klara go wymyśliła - cicho wtrąciła Emila. Nagle odwróciła się i mrugnęła do przechodzącego obok nich Tomka. - Błazen - warknęła Beata. - Oszust jeden! I jeszcze się uśmiecha. - Oszust? Dlaczego ty go tak nie lubisz? - Ja? Nie mam żadnego powodu - z naciskiem powiedziała Beata i posłała Tomkowi spojrzenie pełne niechęci. - A jak wam się ostatnio układa? Odwiedzałaś go ostatnio? - Nie, mają remont - spokojnie odparła Emila. „Jasne, remont! Bardzo sprytnie to wymyśliłeś, To- meczku! Dzięki temu Emila nie wie, że nie masz już niebieskiego pajaca". Beata była wściekła, ale właśnie dzwonek ogłosił koniec przerwy. 22 - Pamiętajcie, dziewczyny, o piątej w altance - szepnęła na pożegnanie Klara i wszystkie weszły do klasy. Lekcja biologii ciągnęła się niemiłosiernie jak rozgotowane spaghetti. Nauczycielka monotonnym głosem czytała im jakiś artykuł, a klasa drzemała. Beata czytała pod ławką bardzo zniszczony już egzemplarz Okrutnej władczyni. Gdy doszła do najbardziej pasjonującego momentu, nagle poczuła, że książka ucieka jej z rąk. - Zabieraj łapy - warknęła cicho i podniosła głowę. Nad nią stała nauczycielka. - Czym ty się zajmujesz? Co to jest? - Biologica obejrzała kolorową okładkę, na której była narysowana roześmiana Hay Lin. - Książka - odpowiedziała Beata. - Widzę. Co to za zwyczaje?! Żeby na lekcji czytać takie bzdury. No, twój ojciec na pewno się ucieszy. Poproszę dzienniczek. Dopiero te słowa uświadomiły Beacie cały ogrom nieszczęścia. Nauczycielka wpisze jej uwagę. Trzeba będzie tę uwagę pokazać tacie, a on na pewno strasznie się zdenerwuje. A gdy się zdenerwuje, znów zabroni jej wychodzić z domu przez tydzień i nie będzie mogła spotykać się z dziewczynami. - Proszę pani... - zaczęła błagalnym głosem - ...ja bardzo przepraszam, ja tylko tak z wierzchu... oglądałam... troszeczkę. 23 - Z wierzchu... - Nauczycielka pokiwała głową i otworzyła książkę na chybił trafił. Przez chwilę czytała. Nagle raptownie podniosła głowę i zapytała: - No i co będzie z tą mamą Liu? - Hay Lin jej pomogła, bo przywołała wiatr - bez wahania odparła Beata. I nagle zrozumiała - to był podstęp! Gwałtownie zakryła usta dłonią. - Jeśli o tym wiesz, to znaczy, że doczytałaś aż do strony 58. Poproszę twój dzienniczek. I coś do pisania! Mariola, która siedziała w drugiej ławce, szybko zerwała się i podała jej długopis. Gdy zadzwonił dzwonek, przyjaciółki otoczyły Beatę. - Głowa do góry! - pocieszała ją Klara. - Nie zostawimy cię w nieszczęściu. A biologica na pewno odda książkę na zebraniu rodziców. - Nie rozumiem, jak można czytać te bzdury. To dziecinne. Ja przeczytałam ostatnio całego Pana Tadeusza. - Obok nich stanęła Mariola. - No... to wracaj do swej lektury i odczep się od nas! - wybuchła Anka. - A już najgorsze te komiksy, takie nudne... - niestrudzenie ciągnęła Mariola. - Tylko wątek z Elyon jest znośny. A ci wszyscy chłopcy z komiksu... - prychnęła pogardliwie - ...co za dziecinada. Dobre dla takich grzecznych dziewczynek jak wy. - Wiesz co? Spływaj... - już spokojnie powiedziała Anka. 24 - Jasne, przecież musicie odbyć tajną naradę waszego klubu. A może umiecie też czarować, co? _ Mariola zaśmiała się nieprzyjemnie. - Jasne, że umiemy - odparła Anka. - Idź sobie, bo zamienimy cię w... pająka. - Albo w ropuchę, którą naprawdę jesteś - dodała Beata. Na Marioli groźby nie zrobiły najmniejszego wrażenia. - Dajcie spokój. Nic mi nie możecie zrobić. A może to ja umiem czarować? - Zrobiła bardzo chytrą minę. - Wkrótce się przekonamy. I wtedy poprosicie, abym się przyłączyła do tego waszego klubu. - O to bądź spokojna. Nigdy byśmy cię nie przyjęły. - I bardzo dobrze! - Mariola wzruszyła ramionami i odeszła. - Wstrętna jędza - fuknęła Monika. - O co jej chodziło z tym czarowaniem? - O nic. Tak tylko gadała. 25 Klara splotła ręce i ciężko westchnęła. - Czuję, że ona coś knuje. - Zostaw ją, mamy teraz ważniejsze sprawy... - odezwała się Beata. Niestety, dzwonek na lekcję przerwał im rozmowę. Szybko wbiegły do klasy i wyjęły piórniki. Zaczynał się sprawdzian z gramatyki... ### Beacie dość szybko udało się skończyć pracę. Rzuciła jeszcze raz okiem na swoje odpowiedzi, oddała kartkę i wyszła na korytarz. Od razu zobaczyła Tomka. Stał tyłem do niej i nachylony nad jakąś dziewczyną coś jej tłumaczył. Raptem obejrzał się i szepnął parę słów do dziewczyny, która natychmiast odeszła. Teraz, jak na każdej przerwie, czekał już spokojnie na Emilę. Beata w jednej chwili zapomniała o swoich problemach. - Łajza, łajza... - A ty znowu o biologiczce? - Obok niej stanęły przyjaciółki. Beata jednak nie widziała nic poza tym, że Emila częstuje Tomka rzodkiewką, a ten bezczelnie ją zjada. - O rany, ale jesteś wściekła. Boisz się ojca? - Jakiego ojca? A, ojca... Tak, oczywiście^ strasznie boję się ojca - z roztargnieniem przytaknęła Beata i pomyślała, że strata książki i uwaga w dzienniczku jakoś 26 mało ją obchodzą. Jednak przyjaciółki wiedziały, jak surowy potrafi być ojciec Beaty, i naprawdę przejmowały się całą sprawą. - Musisz coś zrobić, inaczej znów mu podpadniesz. A jak zabroni ci się z nami przyjaźnić? - W głosie Moniki brzmiało szczere przerażenie. - To możliwe - cicho powiedziała Emila. - Po prostu sama mu się do wszystkiego przyznaj i kropka - podsumowała Klara. - Kropka. Łatwo ci powiedzieć, bo twoja mama do niczego się nie wtrąca. Wiesz, co ja przeżyłam po tej uwadze na początku roku? - Przez tydzień nie wolno ci było wyjść z domu. - A pamiętacie, jak poszedł do dyrcia i sam zaproponował, żeby Beata za karę jeszcze raz napisała sprawdzian z inną klasą? - przypomniała Emila. - Teraz zapowiedział, że zabroni mi kupować „W.I.T.C.H.", jeśli znów coś nabroję. - O kurczę! - Monika aż złapała się za głowę. - No, same widzicie, że życie trochę różni się od komiksu - stwierdziła Beata z goryczą. - Hay Lin ma taką fajną rodzinę. A ja mam potwora, a nie ojca. - Nieprawda. On po prostu chce cię porządnie wychować - powiedziała Klara. - Dziękuję ci za słowa otuchy - naprawdę godne Will - prychnęła Beata. - Wiecie co, skończmy lepiej ten temat. Zgłodniałam... 27 Przyjaciółki sięgnęły do swoich torebek z drugim śniadaniem. Tylko Anka jak zahipnotyzowana patrzyła w najdalszy kąt korytarza, gdzie uśmiechnięty Piotrek nachylał się nad Kingą. - A ty nie jesz? - zagadnęła ją Klara. - Nie. Idę się zabić - powiedziała spokojnie Anka i poszła w kierunku toalety. ?? ??" ^? O piątej przyjaciółki zebrały się w altance obok domu Moniki. Popołudnie było ciepłe, a niebo bezchmurne. Przez chwilę siedziały w milczeniu. - To był koszmarny dzień - westchnęła Monika. -Koszmarny. Nawet na informatyce czepiają się człowieka. - Bo zamiast słuchać Entera, siedziałaś w Internecie na stronie Kobalt Blue - wtrąciła swoje trzy grosze Beata. - Wiesz, że ciało pedagogiczne nie lubi, gdy się je lekceważy. - Szkoda, że nie pamiętałaś o tym na biologii. Najpierw ty, potem Monika - mruknęła Emila. - No właśnie. Chcesz oblać z informatyki? - ostro zapytała Monikę Klara. - Wiesz, już mi wszystko jedno, z czego nie zdam. - Nie żartuj sobie. Enter wziął cię na celownik. Masz tyły z tylu przedmiotów i jeszcze dokładasz informatykę? - Przestańcie na mnie najeżdżać. Lepiej patrzcie... 28 Monika jednym zdecydowanym ruchem rozpięła kurtkę, demonstrując ciemnoturkusowy top na ramiącz-kach i króciutki różowy sweterek. - I co wy na to? - Ale na co? - Mama przywiozła mi to z Holandii. Nie poznajecie? Naprawdę nie poznajecie? - Nie - odparły wszystkie zgodnym chórem. - To przecież strój Cornelii. Była tak ubrana w komiksie z numeru 35. Nie pamiętacie? Monika wyciągnęła z torby paczkę rodzynek w czekoladzie, rozerwała folię i wsypała sobie do ust całą ich garść. Potem sięgnęła po 35. numer komiksu i szybko odnalazła rysunek, na którym Cornelia stała objęta przez Taranee i rzeczywiście miała na sobie ciemnoturkusowy top i różowy rozpinany sweterek. - Wiecie co? Niech ona już będzie tą Cornelia, bo ja zaczynam mieć dość - powiedziała Anka. Pozostałe dziewczyny pokiwały głowami, że się zgadzają. - Hurra! Hurra! Niech żyje...! No, nie wiem kto! Niech żyje każdy...! Oprócz Entera, Mariolki i Weszpiń-skiej! Zobaczcie! Drzewo do mnie macha. Widziałyście?! - Gorzej jej. Jak chcesz być Cornelia, musisz się bardziej kontrolować. - No, fakt - przytaknęła Monika i obciągnęła różowy sweterek. 29 - Poza tym Cornelia dobrze się uczy - mruknęła Emila. - Nieprawda! - oburzyła się Monika. - Wskaż mi choć jeden numer, w którym jest mowa o tym, że Cornelia dobrze się uczy! No, słucham! - Dziewczyny, dajcie spokój, zaczynamy - przywołała je do porządku Klara. - Ja od razu mówię, że w to nie wierzę - powiedziała Anka nerwowo, gryząc paznokieć. - A ja wierzę - odparła z przekonaniem Beata. - Zobaczycie, że to zadziała. - Na pewno! Czuję w sobie magiczną moc. - Kilka liści na ścianie altanki nagle zafalowało. - Widzicie? -szepnęła Monika. - To moja moc. - Macie wszystko? - zapytała Klara. Dziewczyny jak na komendę sięgnęły do toreb, które z sobą przyniosły. Na drewnianym stole znalazły się: chleb, masło, żółty ser, tarka do jarzyn, sałata, mały kawałek kiełbasy, nóż, deska do krojenia, maleńka srebrna łyżeczka, magnetofon, torebka z suszonym lubczykiem oraz stary zeszyt do polskiego. Emila włączyła magnetofon i po chwili altanę wypełniły dźwięki tęsknej celtyckiej pieśni śpiewanej przez Enyię. Przyjaciółki stały z zamkniętymi oczami, trzymając się za ręce, a potem przystąpiły do dzieła. Klara wyjęła pożółkłą, z jednej strony lekko nadpaloną kartkę. Kartka pokryta była pochyłym, bardzo nie- 30 wyraźnym, jakby gotyckim pismem. Od razu było widać, że ma pewnie ponad sto lat. Klara trzymała ją w dłoniach bardzo ostrożnie, jakby się bała, że kartka może się rozpaść. _ Dziewczyny, oto przepis na miłosne kanapki - powiedziała z powagą. - To jeszcze raz, gdzie znalazłaś ten przepis? - poprosiła Monika. - Księga zaklęć dla zagubionych i zrozpaczonych -wyszeptała Klara. - Stała na półce u mojej ciotki... wiecie której? - Tej, co stawia tarota? - Ance rozbłysły oczy. - Tak, tej. Nie wiem, skąd się u niej wzięła. Nawet nie zapytałam, czy mogę ją wziąć. - Dziewczyny pokiwały głowami. Takich rzeczy nie pożycza się nikomu. - Na szczęście ta kartka była luzem. Wzięłam tylko ją, żeby ciotka się nie zorientowała. No, dobra... Uwaga, zapalcie świece, zaczynam czytać. - Z chleba odkroić najszerszą pajdę, położyć na stole, dotknąć wszystkimi palcami i wymówić trzy razy imię ukochanego. - Jeśli masz brudne ręce, to biedak dostanie żółtaczki - burknęła Beata, ale Klara zgromiła ją wzrokiem. - Teraz obróć kromkę i jeszcze raz powtórz, czego pragniesz. - Żeby on się we mnie zakochał, żeby on się we mnie zakochał... - szeptała bardzo przejęta Anka, a potem 31 dokładnie według przepisu Klary zrobiła wielką, kolorową kanapkę. - Teraz dotknij serca lewą dłonią i sięgnij po lub-\ czyk. Nabierz półtorej szczypty. - Ile to jest półtorej szczypty? - Nie wiem ile. Weź szczyptę i pół szczypty. - Wiecie co? Może ja na wszelki wypadek wezmę dwie szczypty? - Nie. Musisz wziąć półtorej szczypty. Anka ciężko westchnęła i sięgnęła po pierwszą szczyptę. Krusząc lubczyk między palcami, obsypała nim kanapkę. Potem niepewnie spojrzała na Klarę. - Pół szczypty. Po prostu weź mniej. - Boję się. - Czego? To tylko głupi przepis! - fuknęła Monika. Anka zdecydowanym ruchem sięgnęła do torebki i po chwili kanapka była gotowa. Dziewczyny znów wzięły się za ręce i wsłuchując się w cudowną muzykę, starały się przekazać magicznej kanapce jak najwięcej pozytywnej energii. Najgorsze było to, że nie wiedziały, co robić dalej. Nagle do altanki zbliżył się brat Moniki Bartek. Wszedł bez pardonu i oznajmił: - Cześć! Siostra, nagrałem ci reklamę tego twojego zlotu fanów W.I.T.C.H. Masz ustawione na... Nie zdążył dokończyć, bo dziewczyny zapiały ze szczęścia i z radosnym śmiechem rzuciły się w stronę domu. 32 Bartek został w altanie sam. Spojrzał na apetyczną leanapkę leżącą na talerzu. Powąchał. Potem wziął nóż j odkroi! sobie spory kawałek. Ugryzł. Odkroił następny. - Dobre... - mruknął. Wziął resztę kanapki do ręki i skierował się w stronę furtki. Obok przebiegał akurat znajomy bezpański kundel. Stanął przed furtką i radośnie zamachał ogonem. Bartek spojrzał na mały kawałek kanapki z apetycznie wyglądającą kiełbasą. Nie wahał się długo. - Masz! - Rzucił kundlowi kiełbasę. Resztę kanapki zjadł sam. %02?2?? 3 ?1 ?? łam się, Anka. Spróbujemy jeszcze raz. Jw Beata położyła rękę na jej ramieniu. Jednak tej słowa sprawiły, że Anka wpadła w prawdziwą panikę. - Nigdy! Czy wy wiecie, co ja przeżywam? - No... skoro ten przepis zadziałał, to może zrobimy! coś podobnego, by pomóc Monice. Jak tak dalej pójdzie,) nasza przyjaciółka nie zda - odezwała się Emila. - Klaro, a nie było tam jakiegoś zaklęcia na dobrą naukę? - Nie wiem, sprawdzę. Nagle Anka jęknęła: - No nie! Znowu! Dziewczyny jak na komendę odwróciły głowy. Z bu-; kiecikiem szafirków szedł w ich stronę Bartek. - O rany! Ma taką minę jak mój Peter, gdy jest głodny - jęknęła Anka. - Jaki znów Peter? Twój brat? - Nie, mój chomik - odparła zirytowana Anka. - Cześć! - powiedział Bartek rozanielonym głosem i zrobił się czerwony jak zachodzące latem słońce. - To dla ciebie. - Wyciągnął kwiatki w stronę Anki. 34 _ Nie, nie. Ja już nie mogę. - Anka złapała swoją torbę i szybko wybiegła. Przyjaciółki spojrzały z politowaniem na Bartka i ruszyły za Anką. Tylko Monika została na miejscu. _ Ty baranie! - wybuchła. - Przestań się ośmieszać! Nie rozumiesz, że nie masz u niej żadnych szans?! Ale Bartek jakby tego nie usłyszał. Zrobił krok w stronę siostry i szeptem zapytał: - Rozmawiałaś z nią o mnie ostatnio? Monika miała szczerą ochotę walnąć go w brzuch, ale przypomniała sobie, że jest przecież Cornelią. Skrzyżowała ręce, podniosła wzrok na brata i spokojnie odpowiedziała: - Nie. Skąd masz te szafirki? - Ukradłem z ogródka sąsiadki - odparł bez zastanowienia. - Nie dość, że jesteś głupkiem, to jeszcze złodziejem, tak? - Tak - skinął głową Bartek. - Co się z tobą dzieje? - Naprawdę nie wiem. - W głosie brata słychać było smutek i bezradność. - Sam jestem tym zdziwiony. Jakoś tak nagle mnie wzięło. Monika wyrwała mu bukiecik z ręki i pobiegła do przyjaciółek. 35 - ...ale jakby tego było mało, od kilku nocy jakiś pies wyje mi pod oknem. Ojciec próbował go przepłoszyć! a ten ciągle wraca. Jestem wykończona. Kiedy wycho-j dzę z domu, ten kundel łasi się do mnie. Boję się, że ma wściekliznę, bo zachowuje się, jakby był chory albo zal kochany. Anka miała .podkrążone oczy i wyglądała na jeszcze! szczuplejszą niż zwykle. - Zakochany pies... - Beata wzruszyła ramionami. A Naprawdę jesteś przewrażliwiona. - Dziewczyny, patrzcie! - Emila wskazała brodą na drugi koniec szkolnego korytarza. Stali tam, rozmawiając, Bartek i Piotrek. - Dlaczego, dlaczego, dlaczego? - jęczała Anka. 4 Dlaczego mnie się nigdy nic nie udaje? Dlaczego to chon lerstwo musiało zadziałać? Dlaczego akurat Bartek? Ja to mam pecha! Do końca przerwy rozmawiały o tym samym: jak toj możliwe, że wszystkie były aż tak lekkomyślne, i jak toj możliwe, że ten przepis jednak działa. - Jednak zaklęcia działają nawet w XXI wieku! H wykrzyknęła Monika. - To niesamowite - zawtórowała jej Klara. - Prawdę mówiąc, do końca nie wierzyłam, że to coś da. - No, ja też - przyznała się Beata. A jednak przepis działał. Widać to było na każdym] kroku. 36 podszedł do nich Bartek. Nie mówiąc ani słowa, zaczyniał się przed Anką. Stał chwilę, wpatrując się w nią wytrzeszczonymi oczami. Obok jego lewego oka widać było duży czarny wykrzyknik. Nagle Bartek zamknął oczy. Na jego prawej powiece widniał napis „kocham", a na lewej „cię". Anka jęknęła i uciekła do łazienki. Na korytarzu zrobiło się nagle bardzo cicho, bo nie co dzień ogląda się w szkole coś takiego. Zza okna dobiegło żałosne wycie psa. ?? ??* ?? Klara cicho zamknęła za mamą drzwi. Lubiła zostawać z bratem sama, bo Maciek nie był zwyczajnym bratem. Na przykład teraz: podszedł do Klary i pokazał palcem na najwyższą szufladę. - Chcesz nóż? Chłopczyk skinął głową. Klara otworzyła szufladę i wyjęła spory nóż do chleba. Maciek wziął go do ręki, ale po chwili pokręcił główką i oddał. - Chcesz większy? Mały przytaknął. Klara zawahała się. Co prawda jej braciszek jeszcze nigdy nawet się nie zadrasnął, ale... - Po co ci ten nóż? Maciek oczywiście nic nie odpowiedział. Zrobił obrażoną minę. Podszedł do dużego balkonowego okna 37 i rozpłaszczył twarz na szybie. Klara jęknęła. Dobrza znała to zachowanie. Gdy był zły albo obrażony, potral fił stać w tej samej pozycji nawet kilka godzin. No tak] był zupełnie niepodobny do innych dzieci. - Dobrze, już dobrze, ale jak tylko usłyszysz mamęj zaraz go odłóż. Maciek rozpromienił się. Usiadł przy stole kuchennym i ogromnym nożem do mięsa zaczął dłubać w suro-j wym ziemniaku. Po ponad godzinie zadzwoniła mama. Była tak podJ niecona i szczęśliwa, że Klara z trudem domyśliła siej o co chodzi. - Zdałam...! Teraz... jako jedyna... wiesz, na tej kartce, co ją znalazłam... i miałam pytanie o nieszczęH śliwy wypadek... to cud! Kocham was! - My ciebie też! Uważaj na siebie. Klara odłożyła słuchawkę i zabrała się do pracy. ObJ rała ziemniaki i wstawiła naczynia do zmywarki, a potem wzięła się do lekcji. Kiedy wreszcie spojrzała na Maćka, trzymał w rączce dokładną ziemniaczaną kopię serca Kondrakaru. Tym razem przyjaciółki spotkały się u Anki. Najpierw długo siedziały w Internecie, przeglądając kolejne strony o W.I.T.C.H. i jak zawsze dopisując się do strony Kobalt Blue. Potem zjadły obiad i spokojnie odpowiedziały 38 na wszystkie pytania rodziców Anki (jak tam w szkole i co planują na wakacje oraz jak każda z nich się przebiera na zlot fanów W.I.T.C.H.). Gdy wreszcie mogły wstać od stołu, szybko wzięły się do roboty. Przygotowały dla Moniki pastę z makreli, która zawiera mnóstwo fosforu niezbędnego do przyswajania wiedzy. Monika zjadła aż cztery kanapki z pastą, po czym zrobiło jej się niedobrze i musiała się położyć na dywanie. Gdy trochę jej przeszło, zajęły się innymi sprawami swojego klubu. - Ja zaczynam - powiedziała cicho Emila. Odzywała się tak rzadko, że pozostałe dziewczyny natychmiast zamilkły. - Do mojej grupy teatralnej doszedł jeden nowy chłopak... - I co? Zakochałaś się? - nie wytrzymała Klara. - A co z Tomkiem? Zrywasz z nim? - W głosie Beaty była raczej pewność niż pytanie. - I bardzo dobrze! On nie był ciebie wart! Poczekajcie chwilę, bo ja muszę do łazienki. - Wybiegła z pokoju. - I on... - spokojnie dokończyła Emila. - ...jest uderzająco podobny do Caleba. - Serio? To super! Powiększymy naszą kolekcję -ucieszyła się Monika. - Ja dziś wpisałam Bartka do grupy żołnierzy Fobosa. - I słusznie! - fuknęła Anka, która dziś rano w szatni znalazła nad swoim wieszakiem wymalowany farbami napis: „Tu wiesza się najładniejsza dziewczyna w szkole". 39 Prowadziły te zapiski od kilku tygodni. To Klard pierwsza wpadła na pomysł szukania sobowtórów z „W.I.T.C.H." i założyła ich księgę. Umieszczały w niej rysunki, wpisy, a nawet zdjęcia. Dotąd udało im się zna-1 leźć aż osiem sobowtórów różnych postaci. - Pamiętacie, jak znalazłyśmy babcię Hay Lin? -| rozmarzyła się Anka, bo to ona dostrzegła podobieńJ stwo w dozorczyni ze swojego bloku. - Czy ten twój Ca-J leb też jest aż tak podobny? - Tak, bardzo. - A jak ma imię? - Paweł. - Zrobisz mu zdjęcie? - Postaram się. W tym momencie wróciła Beata. - O czym gadacie? Co z tym sobowtórem, bo ja też mam jednego! Znalazłam Caleba. Był u mnie na pływalni. - A to dziwne, bo Emila też spotkała akurat Caleba. Może to ten sam? - Jak twój ma na imię? - Beata zmrużyła oczy, jak zawsze, gdy była zła. - Paweł. - To nie ten sam. Mój ma imię Damian. Jest dokładnie w naszym wieku. A twój? - Nie wiem. Ale mój jest bardzo podobny do Caleba. - Mój jest dosłownie wykapany. Nawet włosy tak mu sterczą nad czołem. I golf miał podobny... 40 Mój jest identyczny - powiedziała z naciskiem Emila, patrząc gdzieś pod nogi. Nagle w pokoju Anki zrobiła się dziwna atmosfera, jyliędzy dziewczynami czasem wybuchały konflikty, ale Beata i Emila...? To prawie niemożliwe. Beata zawsze opiekowała się Emila... Teraz jednak patrzyły na siebie wrogo. - Najlepiej będzie, jak zrobicie im zdjęcia albo... obejrzymy sobie obu kolesiów! - zarządziła Klara. - A ja chciałam wam coś opowiedzieć - wtrąciła Monika. - Wiecie, co mi się przytrafiło wczoraj wieczorem...? - Zawiesiła głos, żeby wzmóc zainteresowanie przyjaciółek. - Poszłam pobiegać na tym bezludziu za działkami. No, co się patrzycie! Byłam zmęczona, więc postanowiłam dotlenić mózg przed nauką. - I co? Lepiej ci się uczyło? - zainteresowała się Emila. - Nie - skrzywiła się Monika. - Nawet nie otworzyłam książki. Wróciłam tak padnięta, że zaraz poszłam spać. No więc człapałam do domu, dosłownie ledwie żywa, gdy nagle wypadł na mnie potwór. Najpierw zobaczyłam ogromną paszczę i masę kłów. Sierść na łbie jeżyła mu się tak, jak gdyby miał grzywę. Podbiegł do mnie i stanął, jakby się zastanawiał, z której strony zacząć mnie pożerać, gdy... - Nagle jak spod ziemi wyrósł jakiś chłopak i zasłonił cię własnym ciałem - dokończyła Emila. 41 - A ty skąd to wiesz? - Bo dokładnie tę samą historię opowiadała dzid w szatni Mariola. - A skąd...?! Pewnie podsłuchała, jak mówiład o tym Bartkowi. - Nie. Ona mówiła, że to ją spotkało - łagodnie wyja-j śniła Emila. - Chyba jej nie wierzysz? To na mnie rzuciła się taj bestia! - A gdzie to było? - zapytała Klara. - Za ogródkami działkowymi, przy tym nowym domu z granatowym dachem. - Mariola też tam spotkała bestię i swego wybawiJ cielą - spokojnie powiedziała Emila. - Jak sobie chcecie! - Monika obraziła się i zapominając, że ma być damą, z całej siły kopnęła łóżko Anki. - Przestań dewastować mój pokój i lepiej zajmij siej swoim bratem. Mam go już po dziurki w nosie! - ostro zareagowała Anka. W ten sposób rozpętała się nowa burza. - A co ja mam zrobić? To nie moja wina! - Ale to twój brat! - A te znów to samo... - Beata zdawała się nie słyszeć kłótni. Spokojnie sięgnęła po swój plecak i wyciągnęła dzienniczek. - Dziewczyny, kiedy jest zebranie? - zapytała. - Może mój ojciec jeszcze nie wró... 42 Nagle urwała w pół słowa i zbladła jak ściana. Co się stało? - zaniepokoiła się Klara. Beata w milczeniu pokazała dziewczynom otwarty dzienniczek. _ No co? Nic tu nie widzę... - niecierpliwiła się Anka. _ Właśnie! Tu była uwaga. Tu. Dokładnie na tej stronie. A teraz jej nie ma. Przyjaciółki pochyliły się nad dzienniczkiem. Uwaga Beaty znikła. - Co ja teraz zrobię? - biadoliła Beata. - Weszpińska na zebraniu powie mojemu ojcu, że wpisała mi uwagę, a ja jej nie mam. Ojciec mnie zabije! Pomyśli, że wyrwałam stronę z dzienniczka. - Uspokój się i przestań histeryzować. - Anka chciała ją poklepać po ramieniu, ale Beata się odsunęła. - Łatwo ci mówić. - Wcale nie... Zaczęły się kłócić. Klara odciągnęła Emilę nieco na bok. - Rozumiesz coś z tego? - szepnęła. - Nic. Ale wiesz... - Wiem. Coraz więcej niesamowitych rzeczy nam się przytrafia. - I coraz częściej zaczynamy się kłócić o byle co... -cichutko potwierdziła Emila. - Myślisz, że komuś na tym zależy? A może to jakiś zły czar? 43 - Mam nadzieję, że już niedługo wszystko się wyjaśJ ni. I nawet jeśli to jakiś rodzaj magii, to jej się nie damyl Na pewno się nie damy... - jakoś smutno zakończyło Klara. *#* A jednak się myliły. Jeżeli ktoś źle życzył dziewczyJ nom, nie zamierzał skończyć ze swoimi intrygami] A było to tak. Pismo „W.I.T.C.H." w ich miasteczku ukazuje się zaJ wsze w sobotę. Tylko Emila je prenumeruje. Ance kupuje pismo mama, bo w sobotę bardzo wcześnie idzie dra pracy. Reszta dziewczyn wyskakuje z łóżek skoro świt i leci od razu do kiosku, żeby zdobyć kolejny wyczekany^ numer. Tej soboty jednak wszystko odbyło się inaczej. Klara obudziła się z silnym bólem głowy. Zerknęła! na zegarek. - O rany, już po jedenastej! - jęknęła. Czując gulę w gardle, zwlokła się z łóżka. Na stole w kuchni leżał list od mamy: Kochanie, spałaś tak twardo, że żal mi było cię budzić. Pojechałam z Maćkiem do zoo. Wracamy ną obiad. Całuję! Mama. Klara przetarła oczy i przeciągnęła się. Ale od razu tego pożałowała, czując silny pulsujący ból głowy. Czyżby była chora? Musi się położyć. O wyjściu na dwór nie było mowy. 44 Zadzwoniła do Anki i poprosiła, żeby ta szybko kupiła jej nowy numer „W.I.T.C.H.". Anka natychmiast pognała do kiosku. Niemal w locie złapała numer „W.I.T.C.H.", wywołując uśmiech sympatycznej kioskarki. Po powrocie do domu zadzwoniła do Klary. Razem doszły do wniosku, że nie ma sensu, by Anka przynosiła pismo Klarze, bo może się zarazić. Zamiast tego Anka, strona po stronie, przeczytała przyjaciółce cały numer. Przetestowała ją („Co ty wiesz o czarodziejach?"), przeczytała jej listy, horoskop i „Co prawdziwa Czarodziejka mieć powinna". Ale najważniejszy był komiks. Anka opowiadała ze szczegółami niemal każdy rysunek. - .. .w białej tajemniczej komnacie stoją jakby kolumny z poskręcanych sopli. Chmury tak się kłębią, że zasłaniają nogi Cornelii i Caleba. Caleb, o kurczę, ale ma mięśnie, jest tylko w brązowych spodniach, takich jakby tureckich szerokich szarawarach. Oboje trzymają się za ręce... A teraz uważaj! Dobrze siedzisz? Słuchaj! Na samym dole strony po prawej... całują się! O kurczę! Jak Monika to zobaczy, zwariuje. Co? Jasne, że oboje mają zamknięte oczy, przecież ci mówię, że się całują. I Caleb mówi albo oboje mówią: „Razem jesteśmy potężni". Ale on ma mięśnie... Jak sobie pomyślę o Emili i Tomku... myślisz, że oni już się całują? Czekaj, ktoś dzwoni. W drzwiach pojawiła się mama Anki. Spojrzała na córkę z gazetą w dłoni i wesoło powiedziała: 45 - Jak dobrze, że kupiłaś sobie ten numer! Rano zapomniałam o tym na śmierć, a teraz już go nie było. Te słowa usłyszała Klara. Mocniej przycisnęła słuchawkę do ucha. Ogarnęła ją fala gorąca. Czy to znaczy! że nie będzie miała swojego ukochanego pisma? Prze-j cięż teraz nie dostanie go już nigdzie. Jak zachowa sid Anka? Chyba nie będzie się z nią kłócić o gazetę? A mo-3 że to... - Nie wiem, kim jesteś i jakich używasz czarów... Ale widzę, że o mnie też nie zapomniałeś - wyszeptała z przekąsem i w tym samym momencie firanka w jej zamkniętym oknie gwałtownie zatańczyła. Klarze przebiegł po plecach zimny, nieprzyjemny dreszcz. ?? ?? ?? Monika z niechęcią spojrzała na brata. Leżał przed telewizorem, pożerał setną paczkę chipsów i gapił się na olbrzymów w obcisłych spodenkach podnoszących ciężary. „Takiemu to dobrze - nie ma większych zmartwień" - pomyślała i powlokła się do swojego pokoju. Przed chwilą wyszły od niej Beata i Emila. Przeczytały gdzieś, że naukę trzeba zacząć od oczyszczenia swojego otoczenia z brudu i śmieci. Razem wysprzątały cały pokój, zaglądając do każdego kąta. Monika usiadła przy biurku i zapaliła lampkę. Rozejrzała się. Istotnie, czuła się dobrze w tym wypucowa- 46 vm wnętrzu. Sięgnęła po zeszyt do geometrii. Zadanie było dość łatwe, ale musi znaleźć kątomierz. Nie było 0 jednak w szufladzie, nie było też w plecaku. W ogóle nigdzie go nie było. Monika z furią złapała zeszyt i cisnęła go do plecaka. - Jak ja mam się uczyć, skoro niczego nie mogę znaleźć! - warknęła. Zgasiła lampkę i wskoczyła do łóżka. Po kilku minutach już spała. ?02?2?? 4 ?? ochanie! W%r Klara z trudem pokonała senność i otworzyła jed-l no oko. Nad nią stała mama ze słuchawką w dłoni. - Obudź się, córeńko. Monika błagała mnie, żebym cię zbudziła. Podobno to sprawa życia i śmierci - spo-J kojnie powiedziała mama. Podała córce słuchawkę i zaraz wyszła. - Halo? - zaspanym głosem odezwała się Klara. - Słuchaj, stała się rzecz straszna, straszna, rozuJ miesz? Ja tego nie przeżyję! On ma jechać z nami. RoA zumiesz! Anka mi tego nie daruje. Zepsuli mi całą] frajdę! Nie masz jakiegoś przepisu, żeby pozbyć siej brata? - Co??? Spokojnie, bo ja nic nie rozumiem. I przypominam ci, że Cornelia... - Daj mi spokój z Cornelia. Cornelia nigdy nie była w tak strasznej sytuacji! Moja mama wczoraj rozmawiała z ojcem i razem ustalili, że puszczą mnie na zlot, W.I.T.C.H. tylko z Bartkiem. Rozumiesz? Bartek jedzie z nami na zlot! 48 _ O, psiakość! - Klara wyskoczyła z łóżka. - Anka już wie? - No, ja jej tego na pewno nie powiem. Ale wiesz co? Chyba mam pomysł, jak rozwiązać ten problem! _ No, jak? - Klara była już całkiem przytomna. - Otrujmy go! - zaproponowała Monika. #** Tydzień zaczął się fatalnie. Rano, jeszcze przed lekcjami, Monika powiedziała dziewczynom o decyzji rodziców: Bartek jedzie z nimi na zlot albo rodzice nie puszczą Moniki. Anka od razu oświadczyła, że w takim razie ona nie jedzie. Niestety, nie był to koniec złych wiadomości. Beata od kilku dni wyglądała na bardzo zmęczoną. Teraz po rewelacjach Moniki nagle oświadczyła: - Nie wiem, co się dzieje, ale zaczynam się bać. - Czego? - spokojnie zapytała Emila. - Nie wiem, ale czuję coś złego w powietrzu. Miałam dziś dziwny sen... - Śniła ci się Nerissa? - Gorzej! Śniło mi się, że patrzę na swoją dłoń. Przyglądałam jej się bardzo długo i nagle... każdy mój palec odszedł w inną stronę. - Była krew? Jak była krew, to dobrze. Krew we śnie to zawsze dobra wróżba - ucieszyła się Monika. 49 - No właśnie nie było krwi. Każdy palec zamknął się tak jak parówka i poszedł sobie. Na takich maleńkicW nóżkach. To był straszny widok. Jak myślisz, Emi, co to! znaczy? Przyjaciółka nie zdążyła jej odpowiedzieć, bo koło nich nagle zjawiła się Mariola. - I co tam słychać? Widzę, że czymś się martwicie -I zatroszczyła się jakoś nieszczerze. - Może wam pomoce - Dziękujemy. Nie mamy żadnych kłopotów - zdecydowanie oświadczyła Beata. - Nie to nie! - Mariola obrażona odwróciła się na pięcie i zniknęła w drzwiach klasy. Przyjaciółki długo patrzyły w ślad za nią. - Aha i jeszcze to... Moja uwaga w dzienniczku -j przypomniała sobie Beata. - Słuchajcie, mam pomysł. Trzeba sfałszować t uwagę. Wpiszmy ją jeszcze raz i z głowy - zaproponó wała Monika. - No, jak ty już coś wymyślisz...! - fuknęła Anka. Dziewczyny zaczęły się kłócić. Tylko Klara stała przez chwilę zamyślona. - Chyba wiem, jak to się stało - odezwała się w końcu. - To mów, mów. - Poczekajcie. Niech minie biologia. Beata, pamiętaj: Czarodziejki nigdy nie tchórzą! - Po co mi to mówisz? 50 _ Nie wiem. Musiałam to powiedzieć, i to koniecznie przed biologią. ##* Biologiczka była wyraźnie nie w sosie. Otworzyła dziennik na stronie, gdzie nauczyciele wpisują tematy lekcji, i długo się w nią wpatrywała. - Dziwne, bardzo dziwne... mogłabym przysiąc... Klara szybko spytała: - A co się stało, proszę pani? - Sama nie wiem. Nie wpisałam tematu ostatniej lekcji - przyznała się nauczycielka. - Jak to? Ja widziałem, jak pani pisała - odezwał się Bartek lizus. - I ja też! I ja! - posypały się głosy uczniów z pierwszych ławek. - No trudno, wpiszę go jeszcze raz. Co chciałaś, Beatko? - Nauczycielka wreszcie spostrzegła sztywno wyciągniętą do góry rękę Beaty. Dziewczyna wstała, odruchowo ściągając sobie kucyki na tył głowy. - Chciałam panią prosić, żeby mi pani jeszcze razf wpisała uwagę, bo ona... znikła. W klasie zrobiło się cicho. - Pokaż dzienniczek. Nauczycielka wzięła dzienniczek i przekartkowała go szybko. - Kiedy ci ją wstawiałam? Na ostatniej lekcji, prawda? - Tak, proszę pani. Ale ja jej nie wyrwałam. Ona znikła. Biologiczka znów zaczęła się wpatrywać w dziennik i puste miejsce po tematach lekcji. - Mariola, wstań! - powiedziała nagle. - Poproszą o wyjaśnienia. Mariola zerwała się z ławki blada i przestraszona. Mimo licznych pytań nauczycielki nie mogła z siebid wydusić słowa. Biologica w końcu postanowiła wezwaa jej rodziców. - A tobie, Beatko, za to, że miałaś odwagę się przyj znać, nie wpiszę nic. - Oj, dziękuję, dziękuję! - Beata aż podskoczyła z radości. Natomiast Mariola stała obok z ponurą miną. - Daję ci jeszcze jedną szansę. Bierz przykład z Beatki. Przyznaj się, że podsunęłaś mi długopis z sympa tycznym atramentem. Tak było? Mariola w końcu wykrztusiła: - Tak było, ale ja tego nie zrobiłam. To moja kropi? astralna. 52 Wszystkich w klasie zamurowało. Wszystkich poza pięcioma dziewczynami. „Pewnie słyszała, jak rozmawiałyśmy. Za dużo wie o W.I.T.C.H. Musimy się bardziej pilnować!" - naba-zgrała na kartce Anka i posłała list do koleżanek. Tak, ona zdecydowanie za dużo wie o W.I.T.C.H. Podsłuchuje je, to pewne. Inaczej, skąd by aż tyle wiedziała? ?? ?? ?? Na przerwie przyjaciółki otoczyły Beatę. Ściskały ją i obejmowały, szczęśliwe, że tak dobrze wszystko się ułożyło. A potem Monika wyciągnęła ostatni numer „W.I.T.C.H.". - Patrzcie teraz. Oto ostateczny argument, że mogę być Cornelią. Zobaczcie, tu jest zdjęcie dziewczyn z jakiegoś klubu W.I.T.C.H. z Białegostoku. Czy waszym zdaniem któraś z nich wygląda jak Czarodziejka? Wszystkie pochyliły się nad zdjęciem. - No, nie wiem, może trochę ta z lewej... - zaczęła Emila. - Żadna z nich, żadna - stanowczo oświadczyła Monika. - I co? Wciąż uważacie, że nie nadaję się na Cor-nelię? A która z nich się nadaje? Znów zaczęły wpatrywać się w zdjęcie. - Ta jakby troszkę przypomina mojego Nigela - roześmiała się Anka i wskazała na ładną szatynkę. 53 - Jakiego znów Nigela? - szczerze zdziwiła się Beata.' - No, mojego chomika. Teraz nazywa się Nigel, bo to imię bardziej do niego pasuje. Co się tak gapicie? - Bez przerwy zmieniasz mu imiona. A jesteś pewna, czy to w dalszym ciągu jest chomik? - Jeśli ludzie mogą zmieniać nazwiska, to chyba mo-1 gę swojemu chomikowi zmienić imię. - Jasne, jasne. Dajcie jej spokój. To fajnie, że ma tyj le pomysłów - stanęła w obronie Anki Klara. - Nigel to świetne imię dla twojego chomika. Pasuje do niego. Aha, Aniu, czy masz dla mnie ostatni numer? - Nie mam dla ciebie ostatniego numeru - szybko odparła Anka. - Zapomniałaś? - spytała Klara, ale w jej głosie za-| brzmiał niepokój. - Nie, nie zapomniałam. Po prostu nie mam dla cie-1 bie tego numeru. Moja mama zapomniała mi kupić i mam tylko jeden. - Ale przecież kupiłaś go dla mnie? Czytałaś mi przez telefon! - Tak, ale zostawiłam ten numer sobie. Postaram się go jeszcze poszukać w jakimś kiosku. - Dobrze wiesz, że już go nie będzie! - syknęła Kia-1 ra, zaciskając zęby. - O co chodzi? - cicho spytała Emila. Klara z Anką, przekrzykując się nawzajem, w skro- I cie opowiedziały o całej sprawie. 54 _ Powinnaś oddać numer Klarze - rozstrzygnęła Emila. Anka zrobiła się czerwona ze złości. - Jeszcze czego! Mam jej oddać, a sama nie będę go miała, tak? - A ja uważam, że Anka powinna zatrzymać gazetę -stwierdziła Beata. - Trudno, tak wyszło. Ale Anka ma pierwszeństwo. Klara nie wytrzymała: - Nie masz racji! - krzyknęła. - Właśnie, że mam! Przez kilka sekund krzyczały wszystkie naraz. W końcu Anka złapała torbę i wściekła pobiegła w kierunku schodów. - Zaczekaj! - zawołała Beata i pobiegła za nią. - Wiecie co? Ja muszę do toalety - powiedziała Monika i nie mówiąc, po czyjej jest stronie, zaraz znikła. Klara z Emila zostały same. Pierwsza odezwała się Emila: - Nie martw się. Czasem tak się zdarza. - Wiem. Pewnie chcesz mi powiedzieć, że zawsze mogło być gorzej, prawda? - mruknęła Klara i poczłapała w kierunku pracowni fizycznej. W pewnym momencie gwałtownie się obejrzała. Wydawało jej się, że tuż za swoimi plecami usłyszała złośliwy chichot. Odruchowo popatrzyła na swoją dłoń, jakby sprawdzając, czy jej palce, jak w tym okropnym 55 śnie Beaty, nie rozbiegły się na boki. Na szczęście były na swoim miejscu. Do Emili, która została sama, podszedł Tomek. - Czy coś się stało? - Myślisz, że Nerissa mogłaby się wtrącać w nasze sprawy? - Co? - Tomek zrobił zdziwioną minę, ale zaraz się rozpogodził. - To ktoś z tych waszych komiksów? Emila kiwnęła głową, a w jej oczach pojawiły się łzy. Właśnie te łzy zauważyła Beata. „A więc jednak zerwał z nią, łobuz jeden! Teraz n pewno wciska jej jakieś mętne wykręty, że niby tak bę dzie dla niej lepiej" - myślała. Od razu wiedziała, że jest nic niewart. Ich klub się rozpada, a jeszcze na dodatek... biedna Emi. Już, już chciała podbiec i pocieszyć przyjaciółkę, gdy zobaczyła, że Emila ociera oczy chusteczką Tomka i przez łzy uśmiecha się do niego. - Pamiętaj, że na mnie zawsze możesz liczyć - powiedział. Emila nagle pomyślała sobie, że prawie każdy spotkany człowiek przypomina jej jakąś postać W.I.T.C.H. Tylko Tomek nie był podobny absolutnie do nikogo. ?02?2?? 5 M#lara szła smutna i przygnębiona. Nic jej nie cie-W%f szyło. Ani przepiękny słoneczny dzień, ani widok świeżo pomalowanych bloków na ich osiedlu, ani nawet rozkoszny zapach świeżych rogalików z miejscowej piekarni. Szła, nic nie widząc i nie czując, zatopiona w swoich niewesołych myślach. Ilekroć między dziewczynami wybuchała jakaś kłótnia, zawsze umiała znaleźć sposób, żeby je pogodzić. A teraz? Sama posprzeczała się z Anką i nie potrafiła znaleźć wyjścia z sytuacji. Przecież Anka powinna zachować się honorowo i oddać jej ostatni numer „W.I.T.C.H.". Chyba że... Klara po raz kolejny analizowała wszystkie wydarzenia. Najbardziej bolało ją to, że Anka przez telefon wyraźnie jej powiedziała: „Mam ten numer dla ciebie". Dla ciebie! - tak powiedziała. A teraz nie chce go oddać. Sama nie wiedząc jak, nagle znalazła się w pobliżu ogródków działkowych. Przez moment patrzyła na koronę rozłożystej, starej lipy. Potem oparła czoło o chropowatą korę. Zamknęła oczy i natychmiast poczuła przypływ ożywczej energii, a w jej głowie zatań- 58 czyła myśl: „Przecież wiesz, że nie jesteś zw^ dziewczyną". I po chwili już wiedziała, co ma robić. Ogromu . . ki kamień leżący przy drodze wydał jej się kanu ^eniem, który spadł jej z serca. Radośnie zaczęła wywija, z pachnącym pieczywem. Przechodziła właśnie ^ . wo wybudowanego domu z granatowym dache. , to nasze krople astralne. Zaczęły biec przed siebie, podskakiwać, krzyczeć i śmiać się jak szalone. - Wiesz co? - Klara nagle się zatrzymała. - Muszę ci koniecznie opowiedzieć o pewnym psie... Klara długo i ze szczegółami opowiadała o swojej przygodzie, a Anka słuchała, nie mogąc się nadziwić, że przytrafiło jej się to samo co Monice. Nagle klepnęła się w czoło. - Słuchaj... - Więc zorganizujemy naszą tajną wyprawę. Pójdziemy tam i osobiście zbadamy, o co chodzi z tym psem. - A&~ ka wprowadziła przyjaciółki w swój plan. 75 - No, nie wiem, czy to dobry pomysł... - mruknęła Monika. - Nie widziałyście tej bestii. Drugi raz wolałabym jej nie oglądać. - To będzie dzień naszej próby. Wiecie przecież, że Beata, to znaczy Hay Lin, miała sen. W tym śnie pięć palców z jej ręki rozeszło się, każdy w swoją stronę. I to śni jej się ciągle. Musimy zrobić coś, co nas zjednoczy... - A poza tym będziemy miały co opowiadać na zlocie - cicho wtrąciła Emila. - Ale dziewczyny - tajemnica absolutna. Rozumiecie? To będzie sprawdzian, czy umiemy dochować tajemnicy jak prawdziwe Czarodziejki. Dziewczyny znalazły zaciszne miejsce pośród zazielenionych krzewów i szptem kolejno przysięgły, że nikomu pod żadnym pozorem nie wyjawią, dokąd wybierają się w sobotę za tydzień. To była naprawdę podniosła i ważna chwila. Omówiły szczegóły dotyczące wyprawy, po czym w milczeniu rozeszły się do domów. Potem, już w domu, | Klara nagle się zdener-I wowała. Emila z Beatą )§jf pogodziły się, ona i Anka też. Emila przekazała część swoich chęci N do nauki Monice, Anka rozmawiała z Piotrkiem 76 sam na sam. Mają kolejnego sobowtóra, a nawet dwóch w swojej księdze, mają wielkie plany tajemnej wyprawy. Pozornie wszystko układało się wspaniale. A jednak Klara czuła się dziwnie niespokojna. Podeszła do okna i sprawdziła, czy na pewno jest zamknięte, bo nagle na ramionach poczuła gęsią skórkę. Usnęła szybko, ale miała ciężki sen. Najpierw stała nad przepaścią i ze wszystkich stron słyszała głosy wypowiadające składaną dziś przysięgę. Słowa były wyraźne, ale nie mogła zobaczyć, kto je wypowiada. Nagle coś kazało jej spojrzeć na swoją rękę. Zobaczyła własne palce, które jak pięć paróweczek, na krótkich nóżkach, rozbiegły się we wszystkie strony. Obudziła się zlana potem. Było już późno w nocy, gdy Monika skończyła oglądać film. Wszyscy w domu spali. Monika włączyła sobie cichutką muzykę. Były to koncerty fortepianowe Mozarta, przy których zawsze uczyła się Emila. Otworzyła książkę do gramatyki, żeby zacząć od ćwiczeń. Od razu pomyślała o Emili. „No tak, ale ona ma same szóstki i cokolwiek zrobi, nauczyciele zaraz ją chwalą. A ja? Nawet jeśli zrobię te ćwiczenia, to i tak nic mi nie pomoże". Policzyła, ile ćwiczeń ma do zrobienia. Osiem. Masa pracy, a przecież jest już tak późno. 77 Zamknęła podręcznik i napisała e-maila do Emili. Prawie natychmiast dostała odpowiedź. Emila bardzo się ucieszyła, że może pomóc przyjaciółce. Zeskanowa-ła swoją pracę domową i przesłała Monice, a ta wydrukowała sobie wszystkie osiem ćwiczeń i już, już brała do ręki długopis, żeby je przepisać, gdy nagle ją olśniło. Po co przepisywać? Przecież polonistka zawsze każe tylko czytać ćwiczenia, nigdy nie zaglądając do zeszytów. Po co się więc wysilać? Zadowolona ze swojego genialnego pomysłu wkleiła kartkę do zeszytu. Wysłała do Emili e-maila z wylewnymi podziękowaniami i szybko się umyła. Zasypiając, myślała o tym, że nareszcie przyjaciółki znalazły dobry sposób, żeby jej pomóc w nauce. %02?2?? 6 aciek, brat Klary, siedział w kuchni. W prawej rączce trzymał ogromny nóż do mięsa. Wodził językiem po wargach, wpatrując się w swoje dzieło. Przed nim leżało wyrzeźbione z pietruszki maleńkie owalne pudełeczko. Nie otwierało się, co prawda, ale Klara aż przetarła oczy, bo jego kształt, proporcje i napis na wierzchu były uderzająco podobne do... Klarę olśniło. Rzuciła się do swojego pokoju i wyjęła z szuflady biurka Katalog Skarbów Emili. Nerwowo zaczęła przerzucać strony. Bez trudu znalazła pudełeczko. Emila wpisała je pod numerem 25. Był to błyszczyk do ust. Klara miała taki. Spojrzała na poprzednią stronę -sekretnik. Oczywiście. Maciek zrobił go z chleba kilka dni temu. Na wierzchu wyrył w maśle sylwetki Czarodziejek, a potem na oczach Klary zjadł. Jeszcze wcześniej, pod numerem 23, była delikatna, posrebrzana bransoletka z doczepionymi wisiorkami, symbolizującymi pięć żywiołów. Klara z trudem przełknęła ślinę -jej brat zrobił to z długiej, suchej łodyżki czosnku, a wisiorki z żywiołami wyciął ze skórki sera. M 79 Klarze aż pociemniało w oczach. Nie dość, że jej brat miał tak niespotykane zdolności, to jeszcze na dodatek znał dokładnie cały Katalog Skarbów Emili. Ale jak to możliwe? Kiedy...? Aha! - Klara klepnęła się w czoło. Raz, jeden jedyny raz była z Maćkiem u Emili. Zaczęło straszliwie lać i uwięzieni spędzili u niej ponad dwie godziny. Wtedy właśnie strona po stronie oglądały katalog i wspominały całą kolekcję przedmiotów dołączonych do ich ukochanego pisma. A Maciek? Co wtedy robił Maciek? Klara zamknęła oczy, usiłując sobie przypomnieć. Po chwili już wiedziała - zobaczyła to w swojej wyobraźni. Maciek stał tyłem do nich. W milczeniu patrzył w okno. Klara myślała, że obserwuje deszcz, że zachwyca się tańczącymi za oknem błyskawicami, ale nie... W szybie odbijał się cały pokój. Maciek, odwrócony plecami, oglądał katalog razem z nimi. „To niesamowite!" - pomyślała. Wróciła do kuchni. Brat nieruchomo siedział nad swoją pracą i nawet nie mrugał powiekami. Tylko palcem wskazującym prawej rączki rysował w powietrzu szereg równiutkich kółek. „On jest genialny... - po raz pierwszy przyszło Klarze do głowy. - Raz zobaczył i od razu zapamiętał nie tylko dokładne kształty, szczegóły, napisy, ale też kolejność przedmiotów w katalogu". 80 Klara nie mogła oderwać od niego oczu. Dopiero sygnał, że dostała SMS-a, wyrwał ją z odrętwienia. To Anka przysłała wiadomość, że spotykają się dziś przed biblioteką o osiemnastej dwanaście. *## - Wiecie, co nam się przed chwilą przydarzyło? Nigdy nie uwierzycie! Zupełnie jak w powieści. Kiedy wracałyśmy ze szkoły, zobaczyłyśmy Cygankę. Bardzo ładną. Miała proste włosy, całkiem proste, pięknie proste jak Cornelia - rozmarzyła się Monika. - I ona na naszych oczach się potknęła. Z torby wypadły jej warzywa. No, takie normalne: marchew, pietruszka, buraki. Pomogłyśmy jej pozbierać. I teraz uważajcie! Ona nam opowiedziała, jak Cyganie umieją czarować! - Monika ściszyła głos, jakby wyjawiała wielką tajemnicę. - No, niezupełnie tak było. Zaczęłyśmy ją pytać, czy te wszystkie historie o Cyganach są prawdziwe. I... Monika zadała jej ze sto pytań naraz - sprostowała Beata. - Wcale nie! - A właśnie, że tak. I tak ją męczyła, że ta Cyganka w końcu się przyznała... - Nie miała innego wyjścia, znając twoje możliwości - mruknęła Klara. - ...że Cyganie umieją rzucać klątwy dobre i złe. - I za naszą pomoc ona rzuci dobrą klątwę. Na kogo chcemy! - z triumfem powiedziała Beata. 82 - Mam nadzieję, że poprosiłyście ją, żeby ta dobra klątwa dotyczyła Moniki, by nasza przyjaciółka zaczęła się porządnie uczyć. Po tym numerze z wklejoną stroną polonistka już ci nie odpuści - mruknęła Klara do Moniki. - No, taką egoistką to Monika nie jest - oburzyła się Beata - żeby tak ważną i niepowtarzalną okazję wykorzystywać tylko dla siebie. Poprosiłyśmy ją o rzucenie klątwy na chłopaka, który jest wart Anki, żeby on ją kochał aż do śmierci. - A o kim myślałyście? - spokojnie zapytała Klara, domyślając się, jaką usłyszy odpowiedź. - Ja myślałam o swoim bracie. Bo on mi się ostatnio zwierzał i czytał swoje wiersze, naprawdę ładne. Prawie mi się chciało płakać. Jestem po jego stronie. Okropnie mi go żal - szybko odpowiedziała Monika, bardzo zaaferowana całą przygodą. - A ja nie! - oburzyła się Beata. - Nie obraź się, Mo-ni, ale twój brat jest, wiesz... żołnierzem Fobosa i ja bym tego Ance nie zrobiła. Ja myślałam o tym jej Piotrku. Wtedy nam nie wyszło, ale zawsze warto próbować... - Czyli mówiąc te słowa, każda z was miała na myśli innego chłopaka? - Czuję, że znów będą kłopoty - jęknęła Emila. - E, zaraz kłopoty... - Monika potrząsnęła głową. -Może po pro... 83 Ale zanim zdążyła dokończyć, na ulicy pojawiła się Anka. Do uszu przyjaciółek dobiegł jej drżący, kokieteryjny śmiech. - No, nie wiem, który z was powinien mnie odprowadzić. Może rzucicie monetą? Przyjaciółki nie mogły uwierzyć własnym uszom i oczom. Osłupiałe wpatrywały się w Ankę i dwóch chłopców. Cała trójka zaśmiewała się z czegoś do rozpuku. - Wiecie co? My faktycznie jesteśmy Czarodziejkami. - No, prawie, bo z nauką Moniki wciąż nam nie wychodzi - przypomniała Klara. - Ty to zawsze wszystko popsujesz, droga Will... - Wiem, droga prawie-Cornelio. 4*4 w ?? *F - Dziewczyny, słuchajcie. Zaczynamy zebranie - oficjalnym tonem rozpoczęła Klara. - Mamy na dziś następujące tematy: nauka Moniki, powrót ojca Beaty z delegacji... niestety, wraca już jutro i kto wie, co może wymyślić... - Nic dobrego. Mama mi mówiła, że pytał ją przez telefon, czy nadal mam głupoty w głowie. - Miał na myśli W.I.T.C.H., tak? - Tak. - A ja chcę poruszyć sprawę wyjazdu Bartka na zlot. - Beata zerknęła na Ankę, która wzruszyła ramionami i odparła: - Mnie to nie przeszkadza. 84 Cztery przyjaciółki wymieniły spojrzenia, które znaczyły: dobra klątwa działa. Nagle Beata złapała Emilę za ramiona i pociągnęła ku sobie tak mocno, że ta o mało się nie przewróciła. - Co ty robisz? Kobalt, spokój! Co się stało? - E... tego... nie wiem... - Beata roześmiała się nerwowo i nagle zrobiła się bardzo czerwona. Klara jednak zauważyła, dokąd wciąż wędrował jej wzrok. Ujrzała Tomka. Nie był sam. Koło niego szła jakaś nieznajoma dziewczyna. Beata nie chciała, żeby Emila zobaczyła swojego chłopaka z inną, i dlatego odwróciła jej uwagę. Tylko czy Beata dobrze robiła? Czy nie powinna ostrzec Emili? Klara szybko wróciła do tematu zebrania. - O czym mówiłyśmy? - Anka się cieszy, że mój brat jedzie. I bardzo dobrze, bo mój brat jest w porządku - oświadczyła Monika. - On się przebierze na zlot. Wiecie za co? - Droga Cornelio, nie zmieniaj tematu. Teraz rozmawiamy o twojej nauce. - Racja. Jak tak dalej pójdzie, to ojciec nie puści Beaty, bo nienawidzi W.I.T.C.H., a ciebie nie puszczą rodzice, bo będziesz miała same jedynki. Zapomniałaś, że zebranie jest w tym tygodniu? - Ja o niczym nie zapomniałam. A jak tam, Aniu, twój chomik? - Monika za wszelką cenę chciała sprawić, by przyjaciółki zostawiły sprawę jej ocen. 85 - Fobos? - Jaki znów Fobos? - No, mój chomik. - Przecież ostatnio zmieniłaś mu imię na Mat. - Ale teraz używa imienia Fobos - zdecydowanie odparła Anka. - Dlaczego dałaś mu imię takiej ohydnej postaci? - Bo wczoraj ugryzł mnie w palec. Zobaczcie, jak mnie ukąsił. Myślałam, że jest chory, i chciałam go pogłaskać, a on mnie cap! Wstrętny Fobos. - Można zwariować od tego wiecznego zmieniania imion. - A mnie się podoba, że Anka... - zaczęła Monika, ale Klara uciszyła ją i dalej na zebraniu zajmowały się już tylko jednym punktem: Moniką. *F *F ?? „Ratunku, umieram!". Emila odebrała takiego SMS-a od Moniki i zaraz do niej zadzwoniła. Jednak usłyszała w słuchawce głos Klary. - To ty? Myślałam, że dzwonię do Moniki - zdziwiła się Emila. - Tak, to telefon Moniki. Uczymy się. Monika teraz nie może rozmawiać - A, to już wszystko rozumiem. 86 Emila usłyszała w tle błagalne jęki Moniki, żeby dać jej przynajmniej potrzymać słuchawkę, a potem warknięcie Klary: - Nic z tego! Emila, kończę, bo przed nami jeszcze ponad dwadzieścia zadań. - Ratuuu... - Emila usłyszała, jak Monika rozpaczliwie jęczy. - Jak słyszałaś - zakończyła Klara - nasza Cornelia jest jak zawsze zdyscyplinowana i poważna. - Słyszałam... Emila uśmiechnęła się do siebie. Jutro ona bierze się do biologii... a raczej do Moniki. Kiedy Klara wróciła od Moniki, zadzwoniła do niej Beata. Długo gadały. Po skończonej rozmowie zmęczona całym dniem Klara siedziała ze słuchawką telefonu w dłoni i rozmyślała, jak to możliwe, żeby taki spokojny, pogodny chłopak jak Tomek był tak fałszywy. Na dodatek Emila miała pretensję, że dziewczyny są złośliwe w stosunku do jej chłopaka. Co ma robić? Powiedzieć Emili o niebieskim pajacyku? 87 Klara sama nie wiedziała, czy należy Emili mówić o zdradzie Tomka. Postanowiła zapytać mamę o radę, tylko że... od czasu złożenia tej przysięgi milczenia jakoś unikała rozmów z mamą. Było jej głupio, że coś przed mamą zataja. Odłożyła słuchawkę i poszła do kuchni. Maciek siedział przy stole i wywijał nożem do mięsa. Inne dziecko z pewnością zrobiłoby sobie krzywdę, ale Maciek, bez najmniejszej szkody dla siebie, w wielkim skupieniu rzeźbił. Klara podeszła do niego i zaczęła się przyglądać. To był pierścionek. Dość spory. Maciek wykonał go z kapuścianego głąba i pierścionek już w kilku miejscach sczerniał. Klara nigdy takiego nie widziała. Jeśli Maciek rzeźbił kolejne przedmioty z Katalogu Skarbów, to tym razem się pomylił albo... W pierwszej chwili ta myśl wydała się jej nieprawdopodobna i absurdalna... - Ty widzisz przyszłość, tak? Maciek skinął głową, a Klara poczuła, że robi jej się gorąco. - Udowodnij mi - powiedziała prawie tak cicho jak Emila. Maciek odłożył nóż, wstał i drobnymi kroczkami poszedł do przedpokoju. Wskazał paluszkiem na drzwi szafy, gdzie Klara włożyła spakowany na sobotnią tajną wyprawę plecak, i po dziecięcemu pogroził Klarze palcem. - To ty wiesz? - Jej zdziwienie nie miało granic. Maciek stał bez ruchu, nawet nie mrugając powiekami. - 88 Czy stanie się coś złego? - zapytała brata, ale zanim odpowiedział, w głowie usłyszała już własne myśli. Maciek kiwnął głową. Klara zaczęła pocierać skronie. Czuła, że za chwilę zwariuje. Tyle serca i wysiłku włożyły w zorganizowanie tej eskapady. A teraz co? Ma powiedzieć dziewczynom, że muszą z tego zrezygnować, bo jej autystyczny brat, który do nikogo jeszcze się nie odezwał, twierdzi, że stanie się coś złego? To może zniszczyć ich klub! Ich wszystkie nadzieje! - Co mam zrobić? - zapytała rozpaczliwie. Maciek wyciągnął przed siebie rączkę i wskazał na pokój mamy. Stał tak przez chwilę, nie opuszczając ręki. - Dobrze. - Klara zrozumiała, o co mu chodzi. - Zrobię tak, jak mi radzisz. Maciek wrócił do kuchni, do swojej pracy. Klara weszła do pokoju, gdzie mama przygotowywała się do egzaminów. Chciała potem zadać bratu jeszcze kilka pytań, ale on już spał. Na stole w kuchni zastała wycinankę. Przez długie chwile wpatrywała się w nią, nie mogąc złapać tchu. - Więc ty wszystko wiesz! Wszystko! -jęknęła. - Nawet to, co mi się śni. Ale Maciuś wiedział dużo więcej. ?02?21? 7 ^Ł ziewczyny, nic z tego nie rozumiem, ale mój oj-??? ciec wrócił wczoraj z wywiadówki w bardzo dobrym humorze i powiedział, że mogę jechać na zlot i nas odwiezie - oznajmiła Beata. - Odwiezie nas! On nas odwiezie! Myślałam, że zemdleję. - Może to nie był on, tylko jego kropla astralna? - zaśmiała się Klara. - Nie żartuj sobie. - Odwiezie nas? No to genialnie! Rozwiązał się nam kolejny problem. - Ale co mu się stało? - Beata była tak podniecona, że kręciła się, jakby ją gryzły mrówki. - Przecież zawsze był przeciwny. Na słowo „komiks" dostawał wysypki i mówił, że jak rysunek, to na pewno bzdury. Tak się bałam. Tak się trzęsłam... - Uspokój się. Ja wszystko wiem - oświadczyła Klara. - Ja też. Kobalt, leżeć! - powiedziała Emila. - Szczypta, spokój - powiedziała Anka. - No to mówcie, bo zwariuję - gorączkowała się Beata. - Siadaj! 90 - Nie mogę. - Dobrze, to stój i słuchaj - rzekła Klara. - Moja mama wszystko mi opowiedziała. Weszpińska zaczęła od tego, że ty nie uważasz na lekcjach, że nie słuchasz i że zamiast notować i przepisywać z tablicy, czytasz pod ławką jakieś bzdury. Potem wyciągnęła to, co ci zabrała, odkąd twój ojciec pojechał w delegację: cztery komiksy, dwie powieści i zapiśnik. To wszystko oddała mu z obrażoną miną. - I co? I co? - I nic. Zebranie potoczyło się dalej. Weszpińska szczegółowo opowiadała o sprawach związanych z zieloną szkołą, bo to przecież już niedługo. Potem omawiała punktację ocen z zachowania i podała lektury, które powinniśmy przeczytać w czasie wakacji. - A mój ojciec? - No właśnie... Zebranie już się kończyło, a twój ojciec jakby się ocknął ze snu i, wyobraź sobie, zaczął pytać, czy znane są już szczegóły dotyczące zielonej szkoły. Weszpińska podobno poczerwieniała, bo właśnie przed kilkoma sekundami skończyła o tym mówić. Moja mama siedziała blisko i słyszała, jak biologica mruknęła: „Niedaleko pada jabłko od jabłoni". Rozumiesz? - Nic a nic... - Beata wyglądała na zupełnie zdezorientowaną. - No co ty! On, postrach całej okolicy, pyta o to, o czym dosłownie kilka chwil wcześniej była mowa. Nie 91 uważał! Rozumiesz? Twój ojciec, zamiast słuchać, zaczął pod ławką czytać dwudziesty ósmy numer - ten, który ci zabrała. Rozumiesz? - O kurczę! I co na to Weszpińska? - Nic! Wiesz przecież, jak ona boi się twojego ojca. I teraz najlepsze, uważaj: twój ojciec podwoził do domu moją mamę. I wiesz, o czym gadali? - Nie mam pojęcia, ale jak będziesz tak przedłużać, to cię uduszę. - Wtedy nigdy się nie dowiesz - mruknęła Emila. - O tym, jak to dobrze, że ich córeczki, czyli my, mamy takie poważne i wartościowe zainteresowania. -Klara niemal krzyczała do ucha koleżanki. - Teraz wszystko rozumiem! - Beata mocno klepnęła się w czoło. - Kiedy wrócił z zebrania, był zupełnie inny. Wszedł do mojego pokoju i długo gapił się na półki. Pomyślałam, że szuka czegoś... A jak poszłam się kąpać... - Ty się czasem myjesz... - z niewinną minką zauważyła Monika. - To nie było godne Cornelii - rzuciła Klara, a Monika zaraz wyszeptała bezgłośne „przepraszam". - ...a potem wydawało mi się, że ktoś grzebał w moich komiksach - dokończyła Beata. - Twój ojciec był ciekawy, jak skończy się ta przygoda... - Chyba tak... A dziś rano powiedział... - Beata zaczęła udawać basowy głos ojca. - „Aha, przemyślałem 92 sprawę tego zlotu. Zawiozę was wszystkie. Wtedy akurat jestem w domu". - No widzisz, widzisz! - Nic nie widzę. Ciemno mi przed oczami. Beata, zachwycona niespodziewanym obrotem sprawy, kazała sobie jeszcze sześć razy opowiadać przebieg zebrania. T TT - Dziewczyny, muszę wam coś powiedzieć. - Anka wyjęła z torby ostatni numer miesięcznika dla hodowców domowych gryzoni. - Patrzcie! Wskazała palcem na stronę, gdzie wielki czerwony napis informował: Laureaci konkursu na najbardziej oryginalne imię dla chomika. Beata wyjęła jej z ręki pismo i zaczęła głośno czytać: - „Wyróżnienia w naszym konkursie otrzymują następujące osoby: Genowefa Kowalska za imię Peter, Jan Nowak za imię Caleb, Janina Kowalska za imię Fobos, Adam Kwiatkowski za imię Mat...". Dziwi mnie tylko, że wszyscy mają takie podejrzanie popularne nazwiska. - Beata, czytaj dalej - ponagliła Anka. - Czytaj o nagrodach. - „Wyróżnione osoby otrzymują pięciokilogramowe opakowania karmy dla domowych gryzoni...". Nic z tego nie rozumiem. Dlaczego nam to pokazujesz? 93 Anka zrobiła tajemniczą minę. - No, ewentualnie mogę wam zdradzić kilka moich tajemnic. Mama, zamiast skserować stronę, o którą mi chodziło, skserowała formularze zgłoszeń na ten konkurs. No i wypełniłam je wszystkie. - Zaraz, czy ja dobrze rozumiem? - Klara zmrużyła powieki. - Wygrałaś dwadzieścia pięć kilogramów karmy dla gryzoni? - Tak, tak, tak! - Anka z radości podskakiwała i klaskała w dłonie. - I co z nią zrobisz? Przecież tego twój Pimpek, przepraszam, Peter, Mat, Caleb, Fobos, nie zje do końca życia. A Szczypta? Może on to lubi? - Jaka Szczypta? Chodzi ci o mojego psa? Zmieniłam mu imię. Teraz nazywa się Kundel Peter Barti. Co się tak gapicie? A zresztą, myślcie sobie, co chcecie. Tara-nee na pewno by się nie przejęła waszymi minami. Ale macie rację... Co ja zrobię z taką furą żarcia? - Anka posmutniała, ale błyskawicznie odzyskała humor. - Może chcecie trochę? Bardzo smaczne. - Mariola ma świnkę morską - zauważyła Emila. - Super! Dostanie ode mnie pięć kilogramów. A co z resztą? - Oddaj do zoo, na pewno przyjmą - zaproponowała Emila. - Ja też muszę wam coś do powiedzieć. Wyciągnęła z torby aparat cyfrowy. - Zobaczcie, jakie fajne zdjęcia zrobiliśmy wczoraj z Tomkiem. Przyjaciółki zetknęły się głowami i z ciekawością wpatrywały się w ekran cyfrowego aparatu. - E, na żadnym się nie całujecie. Nudy. - Monika wzruszyła ramionami. - Jak nie chcesz oglądać, to nie... - obraziła się Emila, ale Klara nie wypuściła aparatu z ręki. Długo oglądała zdjęcia, aż w końcu jedno podsunęła Beacie pod same oczy. - Kiedy robiliście te zdjęcia? 95 - Wczoraj... Klara cicho spytała Beatę: - Masz u siebie tego pajaca? Beata kiwnęła głową, bo nie była w stanie wydusić słowa. Zdjęcie, które podsunęła jej Klara, przedstawiało Tomka usiłującego bezskutecznie stanąć na głowie. Było zrobione w jego pokoju. Tuż koło jego lewej łydki siedział rozparty na półce niebieski pajacyk. Beata wzięła do ręki aparat i powiększyła ten fragment zdjęcia. To był identyczny pajac jak ten, którego Beata przechowywała u siebie. - Czemu się tak przyglądasz? - Emila zajrzała jej przez ramię, a Beata nagle się zmieszała. Mrugała tylko powiekami i nie wiedząc, co powiedzieć, patrzyła na przyjaciółkę. - Nic takiego. Pokazywałam tylko Beacie, jak fajnie można powiększyć fragment tego zdjęcia - spokojnie wyjaśniła Klara. - Jak mogłam być tak głupia?! Myślałam, że on jest wredny, że ją oszukuje... Nienawidziłam go. A to był po prostu inny pajac. Fakty świadczyły przeciwko niemu! - A ja sądzę, że Hay Lin by to przewidziała - rzekła Klara z naciskiem. 96 - Masz rację. Za rzadko biorę z niej przykład. To cześć! Na razie! Pomachały sobie i każda poszła w stronę swojego domu. Gdy po chwili Klara odwróciła się, zobaczyła, że Beata idzie, podskakując i zginając szczupłe, patykowate nogi zupełnie jak Hay Lin. Wychodząc z domu, Klara wzięła ze sobą pierścionek wyrzeźbiony przez Maćka w głąbie kapusty. Cały już sczerniał, ale Klarze to nie przeszkadzało. Ściskała go w dłoni, gdy podeszła do kiosku. Było sobotnie przedpołudnie i Klara była pewna, że bez problemu dostanie kolejny numer „W.I.T.C.H.". Zanim podeszła do okienka, spojrzała na kapuściany pierścionek. Po chwili trzymała już w ręku nowy numer komiksu. Nabrała głęboko powietrza i odważyła się spojrzeć. Do numeru dołączony był prawie taki sam pierścionek. Prawie, bo nie z kapuścianego głąba, ale z metalu, i mniejszy. No tak... Maciuś na kilka dni wcześniej wiedział, co będzie w piśmie. Klarze zaszumiało w głowie. Nie miała pojęcia, co o tym wszystkim sądzić. Z zamyślenia wyrwała ją dopiero mama Anki, która wyszła z kiosku, też z numerem „W.I.T.C.H.". ^F ?? ?? 97 Dom z granatową dachówką stał na swoim miejscu. Od czasu gdy bestia napadła na Klarę, okolica znacznie się zazieleniła. Przyjaciółki stanęły kilkanaście metrów od budynku. Po paru minutach zbliżyły się do ogrodzenia, ale nic specjalnego się nie wydarzyło. W końcu Anka nacisnęła klamkę i furtka się otworzyła. Ostrożnie weszły na teren cudzego ogrodu. W końcu Beata się odezwała: - No, dziewczyny, nie ma żadnej bestii. Czyżby dosięgła was zbiorowa halucynacja? Nagle krzak jaśminu niespodziewanie się poruszył i ukazała się wielka włochata bestia. Stanęła i potoczyła przekrwionymi ślepiami po przyjaciółkach. - O, zaczęło się - wyszeptała Monika. - Jest już ten potwór. - I co teraz? - spytała szeptem blada jak papier Emila. - Nic. Stój spokojnie. Zaraz pojawi się ten chłopak. Przyjaciółki stały nieruchomo. W powietrzu czuć było ogromne napięcie. Potwór głośno powarkiwał. - No i gdzie ten koleś? Jakoś go nie widzę... - dopytywała się Emila. Kolejne minuty w niczym nie zmieniły sytuacji. Przyjaciółki zbiły się w stadko - nie śmiały ruszyć się z miejsca. - I co teraz? Mówiłyście, że wyjdzie jakiś chłopak. - Chyba wyjechał... - wykrztusiła Klara. - Wszystkie okna są zamknięte... 98 - Niedobrze mi - jęknęła Anka. Pies zrobił krok w ich kierunku. - Wyjechał, a my zginiemy tu marnie. Pożre nas ta bestia. Ich szepty były ledwie słyszalne, ale pies najwyraźniej zrozumiał, że się boją, i zbliżył się jeszcze bardziej. To przestało być śmieszne, a nawet nie wyglądało na przygodę. Dziewczyny poczuły paraliżujący strach. - Mam plan - szepnęła Klara. - Widzicie to drzewo? Łatwo na nie wejść... - Na oczach tego potwora? Odgryzie nam cztery litery, zanim zaczniemy się wspinać. - Nie. Ja rzucę mu moją kanapkę. Jeśli za nią pobiegnie, wszystkie włazimy na drzewo. - Czy ja dam radę? - Jakbyś nie dawała, to wyobraź sobie własne zwłoki poszarpane przez tego potwora. - Na pewno dam radę - zmieniła zdanie Anka. Klara powoli, spokojnie sięgnęła do plecaka po kanapkę. Wyjmowanie jej trwało kilka koszmarnie długich minut, ale pies najwyraźniej wyczuł smakowity kąsek, bo zamknął paszczę i zaczął węszyć. Niestety, po chwili znów warknął i już żadna z nich nie miała wątpliwości, że zginą tu teraz rozszarpane na strzępy, ale w trawie nagle coś mignęło. - Kundel... - szepnęła z płaczem Anka. Kundel stanął na dwóch łapach i zaczął szczekać. 99 Bestia odwróciła łeb i zjeżyła sierść na grzbiecie. Jej warczenie przypominało odgłos silnika samochodu. Kundel zatańczył wokół swojego ogona i rzucił się w krzaki. Bestia za nim. - Teraz! - krzyknęła Klara i jedna przez drugą rzuciły się na drzewo. Z oddali słychać było skomlenie kundla i te dźwięki jakby dodawały im sił. Ostatnia gramoliła się Klara, gdy zza krzaków wypadła bestia. Klara poczuła, jak na jej bucie zaciskają się ogromne szczęki. - Pomocy! - wrzasnęła i poczuła, jak osiem rąk ciągnie ją w górę. Była bezpieczna. Bestia kilka razy podskoczyła na drzewo, ale nie mogła dosięgnąć dziewczyn. Klara zobaczyła, że pies szarpie jej but zębami, rozrywając go na strzępy. Wdrapały się najwyżej, jak tylko mogły. - I co teraz? - Może ktoś przyjedzie? - Na pewno zaraz wrócą i nas uwolnią. - Tak, na pewno zaraz... - Jest sobota, odludzie, prawie nikt tu nie chodzi... - Poza tobą i Mariolą. - Mariola wyjechała. - O kurczę! To co my teraz zrobimy? Przecież nikt nie wie, gdzie jesteśmy. Ta przeklęta obietnica... 100 - Kilka razy mnie kusiło, żeby powiedzieć Tomkowi... - zaczęła Emila. - I co? Powiedziałaś? - z nadzieją w głosie zapytały jednocześnie Anka i Beata. - Niestety... - smętnie odparła Emila. - Dotrzymałem tej głupiej obietnicy. Zamilkły. Była szesnasta dwadzieścia. Wiosenne słońce rozjaśniało okolicę. Jedynymi żywymi istotami były dziewczyny, ptaki, Kundel i warcząca bestia. ### Około osiemnastej zaczęło być już naprawdę nieprzyjemnie. Monika cały czas płakała. Anka odwróciła wzrok i mamrotała w kółko tabliczkę mnożenia. Klara udawała, że jakoś się trzyma, ale żadnej z nich nie było wesoło. - Wszystko przez tę głupią przysięgę. Gdybym powiedziała tacie, przyszedłby i nas ocalił - rozmarzyła się Beata. - A tak to pewnie się wścieka, że mnie w domu nie ma. Jeśli kiedykolwiek ktoś nas uwolni... Emila milczała. Klara przez chwilę uważnie się jej przyglądała. - Ja też o tym myślę - odezwała się. - Ale o czym? - chciały wiedzieć pozostałe dziewczyny. - Przyszło mi do głowy, że to, co nas teraz spotyka, to kara. 101 - Kara? Za co? - Za to, że Mariola zrzekła się swojej karmy na rzecz zoo, że zdobyła dwa egzemplarze tego ostatniego numeru, którego brakowało Klarze i Ance, a my nadal nie chciałyśmy jej przyjąć do klubu. Też o tym myślisz, prawda, Emi? Emila kiwnęła głową. - Dajcie spokój tym smętom. Możemy przyrzec, że jak się uwolnimy, przyjmiemy Mariolę do naszego klubu. - A kim będzie? - zapytała Monika. - Mnie się wydaje, że najbardziej pasuje na Cornelię - odparła Anka. Monika posłała jej takie spojrzenie, że Anka czym prędzej powiedziała: - No, żartuję przecież. - Jak z tego wyjdziemy, to ona może być nawet Irmą. Zgadzam się na wszystko - oświadczyła Emila. Maciuś uważnie obserwował swoją mamę. Chodziła w tę i z powrotem po mieszkaniu, najwyraźniej zaniepokojona. Co kilka sekund patrzyła na zegarek. - Co robić? Co mam robić? - zapytała nie wiadomo kogo. Maciuś poszedł do przedpokoju i przyniósł jej buty. Mama spojrzała na niego zdziwiona. - Czyli mam iść? 102 Maciuś kiwnął główką. - Ale czy na pewno już powinnam? Maciuś znów kiwnął główką. Gdy mama wyszła, Maciek wziął do ręki wycinankę, którą ostatnio zrobił. Przez chwilę ją oglądał. Potem zgarnął kawałki papieru i wszystko wyrzucił do kosza. Następnie zrobił nową pracę. Poszedł do pokoju siostry i na jej biurku położył taki rysunek: W zupełnych już ciemnościach zabrzmiał znajomy głos: - Halo, jesteście tam? Z radości zaczęły krzyczeć jak oszalałe. Po chwili po drugiej stronie ogrodzenia zamajaczyło światło latarki. Potem pokazała się mama Klary. - Co się stało, dlaczego nie wra... Nagle dostrzegła przed sobą parę wielkich, przekrwionych ślepiów. Zrozumiała wszystko. Wyciągnęła 103 telefon komórkowy i zadzwoniła do rodziców każdej z dziewczyn, po czym bezradnie znieruchomiała. Wtedy na drodze rozbłysły światła samochodu. Po chwili wielkie czarne auto stanęło na podjeździe. Wysiadły z niego dwie dorosłe osoby i chłopiec, którego mimo ciemności Klara i Monika bez trudu rozpoznały. Chłopiec dał psu znak ręką i bestia nagle, w okamgnieniu, zaczęła machać przyjaźnie ogonem i łasić się do swojego pana. Długo trwało tłumaczenie, skąd na drzewie w ogrodzie znalazło się pięć panienek. A gdy już sprawa się wyjaśniła, chłopak, cały czas gładząc wielki łeb bernardyna, wyznał ze skruchą: - No, nie wiem, dlaczego on taki jest... - Chłopiec raz po raz zerkał na swojego ojca. Obaj wyglądali na zmieszanych. - Zaraz, zaraz... - Mama chłopca podrapała się w głowę. - Przecież my się tak poznaliśmy, prawda, kochanie? - Racja - przyznał ojciec chłopca. - Napadł mnie jakiś straszny pies i ty mnie obroniłeś, pamiętasz? - Tak było. - Co za dziwny zbieg okoli... - Mama chłopca nagle urwała i surowo spojrzała na syna. - Znałeś tę opowieść, prawda? - Tak. 104 Słychać było, jak chłopiec płacze. Zęby ukryć łzy, wtulił twarz w gęstą sierść pięknego, teraz zupełnie łagodnego bernardyna. - To ja już wszystko rozumiem. - A ja nic nie rozumiem, ale nie czas teraz o tym rozmawiać - rzekła mama Klary. - Wszystko dobrze się skończyło. Jedziemy do domu. Już powiadomiłam waszych rodziców, że dziś nocujecie u nas. To był czwartek. Okropny dzień. Trudno dociec, która z nich nagle postawiła sprawę Klary. Klary zdrajczyni. Klary, która złamała ich przysięgę- Na domiar złego nagle wydało się, że Klara, dzięki której w ich klubie tak dużo się działo, sama wszystko wymyślała. Beata odkryła u niej w pokoju wydruki tajnego przepisu na miłosne kanapki z lubczykiem. Kilka dni dyskutowały między sobą o tym, co się stało, a teraz zebrały się, żeby zdecydować, czy jadą na zlot fanów razem z Klarą. Pogoda wtórowała ich ponurym rozmyślaniom, bo po niebie żeglowały ciężkie, ołowiane chmury. - Bardzo mi przykro, Klaro, ale złamałaś przysięgę. - Głos Beaty był bardzo poważny. - W obecności nas wszystkich złożyłaś uroczyste ślubowanie, że nikomu 105 nie zdradzisz, dokąd się wybieramy. To była tylko nasza tajemnica. Uważam, że musimy wykluczyć cię z klubu. Klara spuściła głowę. - Ja, mimo że wtedy z wami tam nie byłam, myślę... Beata uciszyła Mariolę dłonią. - Porozmawiamy o tym na osobności. - Uważam, że... - wyrwała się Monika. - Już o tym rozmawiałyśmy. - Dobrze się stało - wtrąciła Anka. - Sama żałowałam, że nie powiedziałam o naszej wyprawie swojej mamie. Kiedy siedziałam tam na drzewie, modliłam się, by ktoś nas znalazł. - Pamiętacie, jak Klara powiedziała nam, że ten przepis na magiczną kanapkę znalazła w starej księdze u swojej ciotki? A jak to było naprawdę? Czy masz odwagę się przyznać? - Tak - spokojnie odparła Klara. - Ten przepis sama wymyśliłam. Wydrukowała mi go ciocia, która jest grafikiem i ma w komputerze kilka tysięcy różnych czcionek. A potem specjalnie pobrudziłam i opaliłam kartkę, żeby wyglądała na starą. - O rany! A nas to zawsze pouczasz... Niestety, teraz musisz wyjść na chwilę, a my zdecydujemy, czy chcemy cię nadal mieć w swoim klubie. Od tego zależy jakie miejsce zajmie w nim Mariola. Klara spokojnie wstała i wyszła z altanki. Słyszała, jak przyjaciółki kłócą się i przekrzykują nawzajem. 106 Dziewczyna wierzyła swojemu młodszemu bratu. Domyśliła się, co chciał jej przekazać za pomocą rysunku pozostawionego na jej biurku. On nie może się mylić. Nie był przecież zwyczajnym młodszym bratem. Był prawie czarodziejem. Za dwa dni zlot. Klara miała już gotowy strój: fioletową bluzkę i turkusową spódniczkę. Mama obiecała, że pozwoli jej na ten dzień ufarbować włosy zmywalną farbą. Ale czy to miało teraz znaczenie? Czy stroje w ogóle były ważne? Spojrzała w stronę altany. Zobaczyła Emilę, a zaraz za nią Mariolę. Z ich twarzy nic nie można było wyczytać. Emila powiedziała cicho: - Już zdecydowałyśmy. Chodź tutaj, Will. www Mama Klary siedziała nad książkami. Za dwa tygodnie zaczynała się sesja. Maciek natomiast nic nie robił. Stał przy oknie i patrzył przed siebie. Z jego buzi nie wydobywał się żaden dźwięk. Czekał, aż mama skończy się uczyć. Zaplanował sobie, że zanim jego siostra rozradowana wpadnie do domu, on podejdzie do mamy i coś powie. Milczał przez pięć lat, ale teraz już zdecydowanie chciało mu się mówić. W główce ułożył sobie zdanie: „Kocham cię, mamusiu. Przepraszam, że tak długo nic nie mówiłem". Powtórzył je kilka razy szeptem, a potem 107 skierował się do łazienki po spore pudło chusteczek higienicznych. Czuł, że bardzo się mamie przydadzą. ### Chomik Anki Eryk pochłonął sporą porcję kukurydzy z puszki i teraz mocno spał. Kundel, czyli Peter Barti, z nową obrożą, najedzony i zadowolony drzemał na swoim nowym posłaniu. Jednak co kilka sekund podnosił powiekę i zerkał na drzwi, przez które, miał nadzieję, lada chwila wejdzie jego ukochana, najdroższa na świecie pani, którą kochał wierną psią miłością. łeb wielkiego bernardyna i marzył, że on też, tak jak jego ojciec, obroni jakąś śliczną dziewczynę przed kłami psiego potwora, a potem się z nią ożeni. Innej szansy na zdobycie żony nie widział. A starym kawalerem też nie chciał zostać. Właśnie w tym momencie zobaczył, że do jego ogrodzenia zbliża się dziewczyna. Nie czekając długo, wypuścił psa i schował się w krzakach jaśminu. Miał zamiar próbować aż do skutku. ### Mama Marioli uśmiechała się pod nosem, ciesząc się, że jej córka nareszcie zdobyła serca koleżanek, że jest teraz z nimi i nie będzie już każdego wieczoru w samotności płakać w poduszkę. W pokoju Emili siedział niebieski pajac i szklanymi oczami lustrował swoje nowe miejsce zamieszkania. Beata postanowiła w końcu przyznać się Emili do swych podejrzeń i dać jej znalezionego pajaca, żeby oboje z Tomkiem mieli takie same. Tym samym Beata wytłumaczyła, dlaczego była aż tak złośliwa wobec Tomka. Na schodach domu z granatowym dachem siedział chłopak. Gładził 108 PRAWDZIWYCH CZARODZIEJEK Sekrety matę i duże Pierwszy z serii poradników dfa młodych czarodziejek. Bohaterki najpopufarniejszego w Pofsce magicznego komiksu dfa dziewcząt wprowadzają czytelniczki w świat magii. Odkrywają sekrety W.I.T.C.H., dają magiczne rady, opisują własne przeżycia. Przyjaciele na dobre i na zie Tym razem Bohaterkipopufarnego, szczegófnie wśród dziewcząt komiksu, pomagają zrozumieć magie przyjaźni. Opowiadają, co w przyjaźni jest najważniejsze, i radzą, jak być dobrym przyjaciefem. « ?\? ! 'ł **p W grupie raźniej Jak znafeźćgrupęfajnych znajomych czy dobrych przyjaciół? Jakpoznać, czy do siebie pasujecie? Znajdziecie tu jragmenty pamiętników młodych Czarodziejek, sekrety W.I.T.C.H. i magiczne rady, a także testy i zabawy, którepozwofą fepiej siepoznać. Czarodziejska szkoła Jak pokonać szkofną tremę i radzić sobie ze szkofną nudą, a także, co robić, gdy popada się w konflikty z kofegami i nauczyciefami? Znajdziecie w tym poradniku Jragmenty pamiętników Czarodziejek, sekrety W.I.T.C.H. i wiek magicznych rad. rURADY I PRZEŻYCIA PRAWDZIWYCH CZARODZIEJEK Rodzice - jak ich zrozumieć? Jakporozumieć się z własnymi rodzicami? Znajdziecie w tym poradniku wskazówki, jak uzyskać zgodę rodziców i jak przetrwać, gdy narozrabiacie... W końcu nie ma ani ideafnych rodziców, ani ideafnych dzieci. Chłopcy - jak ich polubić? Czarodziejki podpowiedzą Ci, jak poradzić sobie z kofegami,przyjaciółmi i... braćmi, którzy z czasem także mogą stać sięjajnymi kumpfami. Niech żyją wakacje Nie tak łatwo pogodzić własnepfany z wymaganiami ' rodziny, wybrać cef wyjazdu odpowiadający wszystkim i dobrze przygotować wakacyjny ekwipunek. Jeśfi wybierasz się na wakacje, najpierw koniecznie przeczytaj ten poradnik. Najfepsze wakacje to wakacje z W.I.T.C.H.! Uwierz w siebie Jak uwierzyć w siebie, nauczyć się mówić „nie" i poradzić sobie z wybuchami złości? Kofejny poradnik W.I.T.C.H. to zbiór czarodziejskich porad na codzienne kłopoty ze sobą. Każda nastofatka na pewno znajdzie tu wiefepomysłów na zaakceptowanie siebie i na radzenie sobie z własnymi słabościami. PRAWDZIWYCH CZARODZIEJEK Miłość - czy to /uż? „Miłość tojńękny stan, chociaż czasami zdarza się, że w jednej ckwiłi jesteś w siódmym niebie, a w następnej yrzeżywasz załamanie". Jak zwrócić na siebie uwagę Jajnego chłopaka, co zrobić, by waszeyierwsze spotkanie wypadło naprawdę super ijakjjoradzić sobie z zazdrością, W koiejnymyoradniku W.I.T.C.H. znajdziecie odpowiedzi na te i wiek innych nurtujących każdą nastofatkejtytań. Spotkania, imprezy i przyjęcia Co sprawia, że impreza jest super? Jak zorąanizować mzyjecie urodzinowe, a jak superimyrezę, którą wszuscu długo będą wspominać? Czarodziejki WI T.C H wiedzą o tym wszystkol W nowym-poradniku podziełą się z Wami swymi imyrezowymi doświadczeniami Oprócz odpowiedzi na Wasze pytania książka zawiera tez zabawne testy i mnóstwo magicznych rad Rodzeństwo - jak z nim wytrzymać? Kolejny, magicznyjtoradnik dła nastofatek. Tym razem ?. Czaro^zigkifoayowiedzą Wam, jak poradzić sobie z rodzeństwem: jak rozwiązywać konfłikty, porozumiewać się w codziennych sprawach czy wreszcie - zaprzyjaźnić się z bratem łub siostrą, W książce znajdziecie testy, opowieści z życia Czarodziejek W1T.C.H. i wiek magicznych rad. Miej swój styl Czy odnałazłaśjuż własny, nieyowtarzałnu stuł? ^ekomecznieyrzeczytaj tenyoradnik. Czarodziejki W.I.T.C.H.podpow,edzą Ci, na czymyołega sztuka J dobrego makyazujak dobrać strój do okazji i doskonałe \-^2W mm ZayreZmtTaL W bilżce znajZiecie także p "tt&odziejskich yorad. J ..... *