15705

Szczegóły
Tytuł 15705
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15705 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15705 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15705 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ben Bova Tytan (Titan) Pami�ci mojego przyjaciela, poszukiwacza prawdy, Davida Brudnoya. Ze specjalnymi podzi�kowaniami dla Dwighta Babcocka, kt�ry wymy�li� nazw� �Leniwe H� dla jednego z m�rz Tytana. �ycie jest mo�liwe tylko dzi�ki temu, �e co godzin� podejmujemy jakie� ryzyko. A cz�sto tylko nasza wiara w niepewny efekt sprawia, �e co� da si� osi�gn��. William James 24 GRUDNIA 2095: NA BRZEGU METANOWEGO MORZA Na Tytanie by� ju� prawie �wit. G�sty, oboj�tny wiatr �lizga� si� jak oleista bestia, powoli budz�ca si� z niespokojnego snu, j�cz�ca, pe�zaj�ca po zamarzni�tym gruncie. Niebo mia�o barw� szarawopomara�czow�, by�o ci�kie od powolnych chmur; dalekie S�o�ce wygl�da�o zadewie jak s�abo �arz�cy si� w�gielek, �wiec�cy przy�mionym, czerwonym �wiat�em, tl�cym si� nad horyzontem. Na przydymionym niebie nie by�o wida� �adnych gwiazd, a ciemno�ci nie rozrywa�y �adne b�yskawice; tylko delikatna po�wiata zdradza�a, gdzie, wysoko w g�rze, znajduje si� planeta Saturn. Pokryte lodem morze by�o tak�e ciemne, z po�yskliw�, sp�kan� pow�ok� czarnej, w�glowodorowej brei, kt�ra wdziera�a si� gwa�townie na niskie cyple, rozcinaj�c je. Cyple by�y wystrz�pione u podstawy, pokazuj�c miejsca, gdzie niepewny przyp�yw wznosi� si� i opada�; naciera� i cofa� si�, w niezwyci�onym rytmie, kt�ry trwa� ca�e eony. Gdzie� daleko po morzu maszerowa�a wolno metanowa burza, rozrzucaj�c kryszta�ki tholin�w, jak p�aszcz z kropli atramentu. Lodowy wzg�rek nagle za�ama� si� pod niezmordowanym naporem morza i opad� w czarne fale z rykiem; nie s�ysza�o tego �adne ucho ani nie widzia�o �adne oko. Tafle zamarzni�tej wody zsun�y si� do morza, roztrzaskuj�c cienk� warstw� poczernia�ego lodu na powierzchni, przez kilka chwil bulgocze i podskakuj�c na falach, zanim woda w szczelinie ponownie zacz�a zamarza�. Po chwili by�o zn�w cicho i spokojnie, tylko wiej�cy wolno wiatr j�cza� cicho, niezmordowanie sun�c p0 falach, jakby wzg�rek lodu nigdy tu nie istnia�. Tytan toczy� si� wolno po swojej majestatycznej orbicie, dooko�a otoczonego pier�cieniami Saturna, jak to robi� od miliard�w �at, ciemny, mroczny pod ca�unem czerwonawych, kasztanowych chmur, jak �lepy �ebrak przemierzaj�cy p0 omacku sw�j szlak przez zimny, bezlitosny kosmos. Ten wolno wstaj�cy �wit by� jednak inny. Po pokrytym lodem morzu przetoczy� si� grzmot, tak nag�y i pot�ny, �e lodowe ig�y od�ama�y si� od zamarzni�tych cypli i z chlupotem opad�y na mroczn� skorup� rozpo�cieraj�c� si� poni�ej. B�ysk �wiat�a przedar� si� przez chmury, rzucaj�c upiorny, pomara�czowy blask na brzeg morza. Przez chmury opad�o co� zupe�nie obcego, pot�ny, pod�u�ny obiekt ko�ysz�cy si� lekko pod wzd�t� czasz�. Opada� wolno na zaokr�glone wzg�rza, kt�re otacza�y ciemne, m�tne morze. Gdy zbli�y� si� do lodowej powierzchni, pod jego spodem pojawi� si� kolejny b�ysk jaskrawego, przeszywaj�cego �wiat�a, a ryk odbi� si� od lodowych pag�rk�w i przetoczy� po falach nieprzeniknionego morza. Potem opad� wolno na nier�wn� powierzchni� jednego z pag�rk�w, przysiadaj�c ci�ko na czterech grubych g�sienicach, a czasza spadochronu opada�a, cz�ciowo na jego brzeg, a cz�ciowo na czarne, zaskorupia�e morze. Stworzenia �yj�ce na powierzchni zagrzeba�y si� g��biej, by uciec przed obcym potworem. Nie mia�y oczu ani uszu, ale by�y wra�liwe na zmiany ci�nienia i temperatury. Obcy by� go - racy, �miertelnie gor�cy, i tak ci�ki, �e zag��bi� si� w b�otnist� powierzchni�, a� le��cy g��biej l�d p�k� i skruszy� si� pod jego ci�arem. Lodowe istoty porusza�y si� bardzo wolno: te, kt�re znalaz�y si� bezpo�rednio pod obcym potworem nie by�y na tyle szybkie, by unikn�� zmia�d�enia i ugotowania wydzielanym przez niego ciep�em. Inne zag��bi�y si� w lodzie, tak szybko, jak tylko zdo�a�y, na �lepo szukaj�c dr�g ucieczki. By prze�y�, by �y�. I wtedy czarna tholinowa burza dotar�a do klif�w i zawirowa�a wok� czarnego potwora. Na brzeg mro�nego morza na Tytanie powr�ci�a cisza. DZIENNIK PROFESORA WILMOTA Dzi� Urbain i jego kumple - naukowcy wysy�aj� sond� na Tytana. Zacznie si� prawdziwa praca w habitacie. Dziesi�� tysi�cy m�czyzn i kobiet zamkni�tych w orbituj�cym cylindrze. W ci�gu dw�ch lat, bo tyle zaj�� nam lot na Saturna, mia�o miejsce jedno morderstwo, jedna egzekucja i jeden akt policyjnej brutalno�ci. Mieli�my wybory, a przynajmniej co� w tym stylu, i powo�ali�my rz�d. A przynajmniej co� w tym stylu. Naukowcy s� zadowoleni. Badaj� pier�cienie Saturna, a nawet dokonali paru spektakularnych odkry�. A teraz wysy�aj� ten sw�j niezgrabny pojazd na powierzchni� Tytana. Cholerny potw�r b�dzie si� tam toczy�, sterowany z habitatu. Oczywi�cie pozbawiono mnie w�adzy. Tak jest lepiej. Gdyby Eberly nie zmusi� mnie, sam bym si� usun��. Paskudny szanta�, nic przyjemnego. Tak czy inaczej, moim zadaniem jest obserwowanie tych ludzi i okre�lenie, jakie ma by� ostatecznie spo�ecze�stwo, kt�re stworz�. Marzenie ka�dego antropologa: obserwowanie, jak powstaje nowe spo�ecze�stwo. Dziesi�� tysi�cy ludzi. Oczywi�cie �adnych dzieci. Nie wolno. Jeszcze nie teraz. Wi�kszo�� naszej populacji to wygna�cy. Polityczni dysydenci, niedowiarki, kt�rzy popadli w konflikt z religijn� w�adz� na Ziemi. Zamkni�ci w sztucznym �wiecie, w zbudowanym przez ludzi habitacie. Z fizycznego punktu widzenia jest to do�� przyjemne. Jest im tu lepiej ni� na Ziemi. Zastanawia mnie jedno: wi�kszo�� z nich zostanie tu na zawsze; nie b�dzie im wolno wr�ci� na Ziemi�. Dziesi�� tysi�cy niespokojnych duch�w i nonkonformist�w. Fizycznie s� doro�li, ale cz�sto zachowuj� si� jak nastolatki. Niewielu z nich ma jakie� obowi�zki: �yj�, by si� bawi�, nie pracowa�. Oczywi�cie z wyj�tkiem naukowc�w. I zapewne in�ynier�w. W istocie ich m�odzie�cze podej�cie nie powinno nikogo dziwi�. Dzi�ki obecnej przewidywanej d�ugo�ci �ycia i terapiom odm�adzaj�cym, ich �ycie b�dzie trwa�o setki lat, wi�c c� dziwnego w tym, �e czterdziesto - i pi��dziesi�ciolatkowie zachowuj� si� jak nastolatki? Martwi mnie to jednak. Wystarczy kilku takich wyro�ni�tych nastolatk�w, �eby spowodowa� olbrzymie k�opoty. Niezadowolenie i bunt mog� si� rozprzestrzeni� na ca�� populacj� jak nfekcja wirusowa. Kilku malkontent�w mo�e doprowadzi� do zniszczenia habitatu. Zaledwie garstka. Mo�e nawet jeden. Jak mo�na si� obroni� przed wybuchem takiej epidemii? Obserwowanie tego, co si� stanie, b�dzie bardzo ciekawe. 24 GRUDNIA 2095: HABITAT GODDARD - Tytan Alfa wyl�dowa�! - wrzasn�� kontroler misji. - Wyl�dowa� bezpiecznie! Z okrzykiem triumfu wyszarpn�� z ucha s�uchawk� i podrzuci� j� pod pokryty stalowymi belkami sufit zat�oczonego centrum kontroli lot�w. Przez ostatnie sze�� dni sterowany zdalnie Tytan Alfa lecia� spiralnym kursem przez sk�pan� promieniowaniem pr�ni� mi�dzy pot�nym habitatem Goddard a gigantycznym ksi�ycem Saturna, Tytanem, ostro�nie okr��aj�c ksi�yc tuzin razy przed wej�ciem w jego g�st�, zadymion� atmosfer�. Teraz wyl�dowa� bezpiecznie i mo�na by�o zacz�� �wi�towanie. Edouard Urbain poczu�, �e musi szybko uda� si� do toalety. U�wiadomi� sobie, �e stoi przed g��wn� konsol� w centrum kontroli lot�w od ponad sze�ciu godzin, a kiedy kontrolerzy zacz�li wiwatowa� i poklepywa� si� po plecach, poczu�, �e zn�w oddycha. A p�cherz daje zna� o sobie. Niestety, nic z tego. Jeszcze nie. Obok niego sta�a Jacqueline Wexler, prezes Mi�dzynarodowego Konsorcjum Uniwersytet�w, od kt�rej zale�a�y fundusze, promocja i presti�. W chwilach triumfu, jak teraz, doktor Wexler by�a ca�a w u�miechach i pe�na uznania. - Uda�o ci si�, Edouardzie! - wyrazi�a sw�j zachwyt, przekrzykuj�c paplanin� rozradowanych naukowc�w i in�ynier�w. - Pi�kne l�dowanie. Nadchodz�ce �wi�ta b�d� naprawd� radosne. Urbain us�ysza� strzelaj�ce korki od szampana, �miechy i ha�a�liwe harce, jakie zawsze wyprawiaj� ludzie, kiedy nagle opadnie napi�cie. Cho� odczuwa� tak� sam� rado�� i satysfakcj�, nie czu� potrzeby �wi�towania ani wyg�up�w. W tej chwili tak naprawd� chcia� tylko uda� si� do toalety. Wexler nie by�a jednak skora do wypuszczenia go. Chwyci�a go za rami� pozbawionymi cia�a palcami przypominaj�cymi szpony, na tyle mocno, �e a� zamruga�, i zacz�a go przedstawia� innym Wa�nym Osobisto�ciom, kt�re na t� okazj� przylecia�y a� na Saturna. Nie mia�a szczeg�lnie imponuj�cej postury. Dr Wexler by�a zasuszon�, kruch� kobiet�: niska, ko�cista, z wyrazist� ptasi� twarz� i prostymi, ostrzy�onymi kr�tko w�osami, w dopasowanej bluzie i ciemnoniebieskich spodniach, kt�re raczej mia�y ukrywa� jej szkieletowat� figur�, ni� �wiadczy� o jej znajomo�ci mody. Jednak to ona mia�a w�adz� i by�a na tyle bezwzgl�dna, �e umia�a j� dzier�y�. Na Ziemi cz�sto zwano j� �S�odkim Attyl��. Oczywi�cie nie w jej obecno�ci. Sam Urbain by� ubrany do�� elegancko. Przygotowuj�c si� do dzisiejszego wydarzenia po�wi�ci� rankiem swojej garderobie nieco uwagi i przy pomocy �ony oraz za jej aprobat� wybra� zgrabny, formalny szary garnitur z mi�kkim jedwabnym krawatem w orientalnym b��kicie. Wiedzia�, �e Jean-Marie jest gdzie� w t�umie widz�w. Rozejrza� si� i wreszcie j� dojrza�; patrzy�a na niego, promieniej�c dum�. Jest pi�kna, pomy�la� Urbain. W ko�cu jest szcz�liwa. Trzydziestu siedmiu VTP-�w z uniwersytetowi medi�w przylecia�o szybkim statkiem z nap�dem fuzyjnym do habitatu, dzi�ki uprzejmo�ci Pancho Lane i Astro Corporation. W normalnych warunkach wszyscy, kt�rzy rz�dzili Mi�dzynarodowym Konsorcjum Uniwersytet�w, woleli zosta� na Ziemi i wydawa� pieni�dze na badania albo dzia�alno�� dydaktyczn�. W normalnych warunkach szefowie sieci informacyjnych wysy�ali reporter�w, a sami siedzieli w swoich bogato urz�dzonych gabinetach. Ale tym razem Pancho Lane sama lecia�a do habitatu Goddard i zaprosi�a MKU i media, by wys�ali z ni� ekip�, i tak oto si� tu znale�li. Urbain musia� �cierpie� nieko�cz�c� si� rund� przedstawiania go. Wexler przedstawi�a go nawet profesorowi Wilmotowi, kt�ry by� przecie� na pok�adzie habitatu od samego pocz�tku - mieszka� i pracowa� blisko Urbaina od prawie trzech lat. - Dobra robota, Edouardzie - rzek� jowialnie Wilmot, gdy u�cisn�li sobie d�onie, a Wexler pokiwa�a g�ow� z aprobat�. - Mam nadziej�, �e jutro wszystko p�jdzie r�wnie dobrze. Jutro, pomy�la� Urbain. Bo�e Narodzenie. Kiedy w��cz� czujniki Tytana Alfa i zaczn� eksploracj� powierzchni Tytana. - Wypij troch� szampana, Edouardzie - Wilmot wyci�gn�� do niego w�asny, nietkni�ty plastykowy kubek. - Zas�u�y�e� sobie. - Hm, chyba jeszcze nie, dzi�kuj� - odpar� Urbain. - Musz� jeszcze co� zrobi�. 23 GRUDNIA 2095: DZIE� WCZE�NIEJ Zako�czone powodzeniem l�dowanie Tytana Alfa na zakrytej chmurami powierzchni najwi�kszego ksi�yca Saturna nie by�o jedynym sensacyjnym wydarzeniem, jakie mia�o miejsce na pok�adzie habitatu Goddard. Dzie� wcze�niej Pancho Lane zapewni�a mieszka�com inne przedstawienie. Cho� oficjalnie zrezygnowa�a ju� ze sprawowania funkcji dyrektora zarz�dzaj�cego Astro Corporation, Pancho nadal mia�a wystarczaj�ce wp�ywy, by zarekwirowa� szybki statek z nap�dem fuzyjnym Starpower III na sze�� tygodni i polecie� na dalekiego Saturna. I zabra� ze sob� ca�� band� grubych ryb z MKU i medi�w, oraz oczywi�cie osobistego ochroniarza i kochanka. Pancho kroczy�a centralnym korytarzem Starpower III w stron� mostka, by obejrze� cumowanie na Goddardzie przez znajduj�cy si� tam bulaj ze szk�ostali. Jako �e sama kiedy� by�a astronautk�, nie mia�a ochoty siedzie� cierpliwie w kajucie i ogl�da� wszystkiego na ekranie. Nie by�a te� w nastroju, by spotyka� si� z pozosta�ymi pasa�erami w g��wnym salonie: przewa�nie by�y to l�dowe szczury, d�d�ownice, kt�re nigdy nie polecia�y dalej, ni� do wygodnych miast na Ksi�ycu, a w g��boki kosmos podr�owa�y luksusowo i bezpiecznie przestronnym, szybkim statkiem. Je�li kapitan czy cz�onkowie za�ogi czuli si� niezr�cznie w obecno�ci emerytowanej szefowej korporacji, w�sz�cej po mostku, robili co mogli, �eby to ukry�. Pancho usiad�a na pustym miejscu przy konsoli system�w podtrzymywania �ycia, sk�d mog�a patrze� przez wielkie bulaje z przyciemnianej szk�ostali jak Starpower III zbli�a si� do g��wnego doku Goddarda. Odwr�cenie wzroku od Saturna wymaga�o sporego wysi�ku. Planeta wisia�a nad nimi pot�na i gro�na, prawie dziesi�� razy wi�ksza od Ziemi, z cienkimi, br�zowymi paskami chmur przemieszczaj�cymi si� z pr�dko�ciami huraganu. Biegun otacza�y bia�e chmury. A mo�e to zorza polarna, zastanawia�a si� Pancho. Na po�udniowej p�kuli jest lato, pomy�la�a. Temperatury pewnie si�gaj� stu pi��dziesi�ciu stopni poni�ej zera. To musz� by� chmury, lodowe formacje. Pier�cienie mia�y tak wyra�nie odgraniczone brzegi, �e Pancho widzia�a je wszystkie, ca�� ich b�yszcz�c� z�o�ono��, l�nienie, �wiecenie, rozja�nione szerokie pasy po�yskliwych bry� lodowych wisz�cych w pustce, zdumiewaj�ce pier�cienie o �rednicy wielu tysi�cy kilometr�w, ale tak cienkie, �e prze�witywa�y przez nie gwiazdy. B�d�c tak blisko Pancho widzia�a, �e pier�cienie przeplata�y si� razem jak w bogatym, okr�g�ym gobelinie z b�yszcz�cych diament�w. Niekt�rzy z naukowc�w twierdzili, �e na cz�steczkach lodu s� �ywe istoty, ekstremofile zdolne prze�y� w temperaturach poni�ej zera. W por�wnaniu ze strojnym Saturnem i b�yszcz�cymi pier�cieniami, zbudowany przez ludzi Goddard nie przedstawia� jakiego� szczeg�lnie imponuj�cego widoku, pomy�la�a Pancho, przygl�daj�c si� rosn�cemu w bulaju habitatowi. By� to gruby, niezgrabny cylinder o d�ugo�ci dwudziestu kilometr�w i �rednicy czterech, obracaj�cy si� wolno w celu stworzenia sztucznej grawitacji dla dziesi�ciu tysi�cy mieszkaj�cych w nim kobiet i m�czyzn. Przypomina� Pancho zako�czony t�po kawa�ek grubej rynny, unosz�cy si� w pustce, cho� gdy zbli�yli si�, mo�na by�o dostrzec, �e jego powierzchnia jest upstrzona b�blami obserwacyjnymi, dokami, antenami i innymi wypustkami stercz�cymi z krzywizny cylindra. Gdzie� w dw�ch trzecich d�ugo�ci znajdowa� si� pier�cie� luster s�onecznych, stercz�cych jakkorona p�atk�w kwiatu, spijaj�cych �wiat�o s�oneczne dla farm habitatu i system�w podtrzymywania �ycia. Susie tam jest, pomy�la�a Pancho, i przypomnia�a sobie: nie wolno mi ju� nazywa� jej Susie. Zmieni�a imi� na Holly. I to jej o ma�o nie zabi�o. Mimo najlepszych intencji Pancho nie mog�a opanowa� niech�ci, gdy my�la�a o siostrze. Susie by�a zaledwie trzy lata m�odsza od Pancho, przynajmniej je�li chodzi o wiek kalendarzowy. Kiedy jednak w�osy Pancho posiwia�y, a ona sama poddawa�a si� zabiegom odm�adzaj�cym, by odsun�� nadci�gaj�c� staro��, Susan fizycznie nie mia�a wi�cej ni� trzydzie�ci lat. A mentalnie, emocjonalnie... Pancho skrzywi�a si� na sam� my�l. Susan zmar�a, kiedy by�a jeszcze nastolatk�. Pancho sama poda�a jej �miertelny zastrzyk, gdy lekarze z �alem poinformowali j�, �e nie ma ju� nadziei, �eby ocali� dziewczyn� przed rakiem, wywo�anym przez narkotyki. Pancho przytkn�a wi�c strzykawk� do wychudzonego ramienia siostry i patrzy�a, jak jej siostra umiera. Gdy tylko uznano j� za zmar��, lekarze umie�cili jej cia�o w ci�kim sarkofagu z nierdzewnej stali, naczyniu Dewara o rozmiarach trumny, wype�nionym ciek�ym azotem, z kt�rego unosi�y si� zimne, bia�e, �miertelne opary. Przez ponad dwadzie�cia lat Pancho sta�a na stra�y zachowanego w ciek�ym azocie cia�a Susie, gdy tymczasem sama pi�a si� po szczeblach korporacyjnej drabiny w�adzy, od zawadiackiej astronautki po dyrektora zarz�dzaj�cego i prezesa zarz�du Astro Corporation. Pancho kierowa�a Astro podczas Drugiej Wojny o Asteroidy, a kiedy ta tragiczna epoka zako�czy�a si� wielkim rozlewem krwi, formalnie odesz�a z Astro, by zacz�� nowe �ycie - w�a�nie, jakie? Cz�sto zadawa�a sobie to pytanie. Co ja tu w�a�ciwie robi�? Tak daleko, w drodze na Saturna? Co chc� zrobi� z reszt� mojego �ycia? Zna�a swoje najbli�sze plany. Chcia�a zobaczy� siostr�, po raz pierwszy od trzech lat. Sp�dzi� wakacje z jedynym cz�onkiem rodziny, jaki jej zosta�. Ju� sama my�l sprawia�a, �e zaczyna�a dr�e� z niecierpliwo�ci. Gdy Susan obudzono z kriogenicznego snu i terapeutyczne nanomaszyny usun�y z jej cia�a raka, by�a jak nowo narodzone dziecko z cia�em doros�ego cz�owieka. Lata sp�dzone w ciek�ym azocie zachowa�y jej cia�o, ale zniszczy�y wi�kszo�� synaps w korze m�zgowej. Jej m�zg praktycznie nie wykazywa� wy�szych funkcji. Pancho musia�a j� karmi�, uczy� m�wi� i chodzi�, nawet korzystania z toalety. Powoli Susan zmienia�a si� w dojrza��, doros�� osob�, a cho� psychologowie beztrosko twierdzili, �e jej nauka zako�czy�a si� ca�kowity sukcesem, Pancho by�a zaniepokojona. To nie by�a ta sama Susie. Pancho rozumia�a, �e to niemo�liwe, ale r�nica niepokoi�a j�. Siostra wygl�da�a jak Susie, m�wi�a i �mia�a si� jak Susie, ale istnia�a jaka� subtelna r�nica. Gdy Pancho patrzy�a jej w oczy, by� tam kto� inny. Prawie taki sam. Prawie. Pierwsz� rzecz�, kt�r� Susie zrobi�a, gdy w pe�ni wr�ci�a do zdrowia, by�a zmiana imienia i zaci�gni�cie si� na szale�cz� misj� badawcz� do Saturna i jego ksi�yc�w, czyli lot habitatem kosmicznym Goddard. Spakowa�a si� i zostawi�a Pancho, z u�miechem, cmokni�ciem w policzek i zdawkowym �Dzi�ki za wszystko, Panch�. Uciek�a z tym oble�nym skurwielem, Malcolmem Eberlym. Dlatego w�a�nie Pancho nie by�a w szczeg�lnie radosnym nastroju, gdy Starpower III dokowa� i pasa�erowie zacz�li wysiada�. Poczu�a nagl� niech�� i gniew, jej zdaniem - ca�kowicie uzasadnione. Martwi�a si�, jak Susie j� przyjmie. Jak zareaguje na to, �e jej starsza siostra wpad�a w odwiedziny, kiedy ju� przelecia�a prawie miliard kilometr�w, �eby by� jak najdalej od niej? Weso�ych �wi�t, wracaj do domu: Pancho ba�a si�, �e w�a�nie tak przywita j� siostra. Czuj�c kipi�ce w niej emocje, Pancho pod��y�a g��wnym korytarzem statku do g��wnego doku, gdy tylko kapitan og�osi� koniec manewru cumowania. Banda nad�tych naukowc�w i dziennikarzy t�oczy�a si� w poczekalni portu, gadaj�c i plotkuj�c z niecierpliwo�ci�. Szybko wy�owi�a z t�umu Jakea Wanamakera; g�rowa� nad pozosta�ymi. Na jego twarzy o wyrazistych rysach pojawi� si� u�miech, gdy zobaczy� Pancho, a ta odruchowo odpowiedzia�a u�miechem. - Witaj, marynarzu - odezwa�a si�, gdy uda�o jej si� przedrze� przez g�stniej�cy t�um i stan�� przy nim. - Nowy w mie�cie? - Tak, prosz� pani - odpar� Wanamaker, podejmuj�c gr�. - Mo�e pani mi doradzi, co tu jest do zwiedzenia. Roze�miali si� i Pancho od razu poczu�a si� lepiej. Przynajmniej do chwili, gdy wkroczyli do �luzy i obszaru recepcyjnego Goddarda. T�um ustawia� si� w rozga��ziaj�c� si� kolejk�, a personel habitatu sprawdza� ich nazwiska i przydziela� im kwatery mieszkalne. I wtedy Pancho dostrzeg�a Susie, wysok� i smuk�� jak ona sama. Dobrze wygl�da, pomy�la�a Pancho, czuj�c, jak mocno bije jej serce. Wygl�da nie�le. - Panch! - wrzasn�a Suz i przepchn�a si� przez rz�d notabli w stron� siostry. Nie wolno mi m�wi� do niej �Susan�, przypomnia�a sobie Pancho. To teraz Holly. Siostra zarzuci�a jej r�ce na szyj� i Pancho wiedzia�a, �e wszystko si� jako� u�o�y. Bez wzgl�du na to, co si� stanie, b�dzie dobrze. Przedstawi�a Holly Jakebwi, kt�ry uj�� jej d�o� w swoje wielkie �apsko i przywita� si� z ni� uroczy�cie; Pancho u�miecha�a si� promiennie. - Jazda, idziemy do mnie - rzek�a Holly. - Znajdziecie swoje apartamenty p�niej, jak ju� t�um si� rozejdzie. Pancho z rado�ci� posz�a za siostr� do w�azu, kt�ry prowadzi� do korytarza poza obszar recepcyjny. Sta� tam, przystojny, m�ody cz�owiek, o w�osach koloru s�omy, ufryzowanych w fale; mia� wystaj�ce ko�ci policzkowe, cienki, prosty nos, grubo ciosan� szcz�k� i przeszywaj�ce b��kitne oczy. Jego 23 GRUDNIA 2095: OBSZAR RECEPCYJNY HABITATU GODDARD Na sekund� wszyscy zamarli. Nikt si� nie odezwa�. Eberly potrz�sn�� g�ow�, po czym usiad�, kiwaj�c si� i pocieraj�c twarz d�oni�. Holly przerwa�a milczenie. - Pancho! Na lito�� bosk�! - To nie by�a moja wina - rzek� Eberly, prawie j�cz�c. - Ja pr�bowa�em ich powstrzyma�. Pancho prychn�a i przesz�a obok niego, t�umi�c w sobie ch��, by go kopn�� tam, gdzie zabola�oby go najbardziej. Dw�ch m�czyzn w czarnych kombinezonach z bia�ymi opaskami z napisem OCHRONA ruszy�o w jej stron�. Obaj mieli na biodrach paralizatory. Wanamaker zas�oni� Pancho w�asn� piersi�. - Nic si� nie sta�o - zwr�ci� si� Eberly do ochroniarzy, wstaj�c powoli. - Nic mi nie jest. - Szkoda - mrukn�a Pancho i przesz�a przez otwarty w�az, nie ogl�daj�c si� za siebie. Holiy przyspieszy�a kroku i zr�wna�a si� z siostr�. - Pancho, jego wybrano przyw�dc� ca�ego cholernego habitatu! - Sta� i patrzy�, jak pieprzeni dranie z Nowej Moralno�ci o ma�o ci� nie zabili - prychn�a Pancho, maszeruj�c dziarsko kr�tkim korytarzem z Wanamakerem u boku. - To ju� sko�czone - rzek�a Holly. -1 oni nie byli z Nowej Moralno�ci, tylko ze �wi�tych Aposto��w. - Wszystko jedno. - Ludzie, kt�rzy byli za to odpowiedzialni, zostali odes�ani na Ziemi�. A jeden zosta� zabity, wykonano na nim wyrok, na lito�� bosk�. Pancho przesz�a przez w�az po drugiej stronie wy�o�onego stalowymi p�ytami korytarza. - Dalej, zbierajmy si� st�d, zanim ta dziennikarska zgraja przypomni sobie, �e ma tu co� do zrobienia i zacznie za mn� w�szy�. Gdzie my jeste�my, u licha? Czyja dobrze id�? Holly poczu�a, �e ju� nie jest w�ciek�a na siostr�; u�miechn�a si� do niej krzywo. - Tak, dobrze idziemy. Chod�, oprowadz� ci�. Wystuka�a kod na klawiaturze obok w�azu. Pancho obejrza�a si� przez rami�. Eberly sta�, dw�ch ochroniarzy obok niego, kilku wizytuj�cych VIP-�w patrzy�o z zainteresowaniem w stron� Pancho. Ani Eberly, ani �aden z go�ci nie opu�ci� dot�d obszaru recepcyjnego. W�az otworzy� si� do wewn�trz i Pancho poczu�a uderzenie ciep�ego powietrza na twarzy. Nadal si� u�miechaj�c, Holly uk�oni�a si� lekko i wykona�a zapraszaj�cy gest: - Witamy w habitacie Goddard. Pancho przesz�a przez w�az, Wanamaker tu� za ni�. Cho� wiedzia�a, czego si� spodziewa�, a� otworzy�a usta z zachwytu i westchn�a ze zdumienia. - O, rany - prychn�a. - To wygl�da jak ca�y �wiat. Stali na szczycie niewielkiego pag�rka, maj�c dokona�y widok na wn�trze habitatu. Ze wszystkich stron otacza�a ich o�wietlona odbitym �wiat�em s�onecznym ziele�. Pi�kne, trawiaste wzg�rza, k�py drzew, gdzie� w mglistej oddali ma�e, wij�ce si� strumienie. Pancho poczu�a, �e brak jej tchu. Tyle zieleni! Nigdzie poza Ziemi� nie mo�na by�o niczego takiego zobaczy�, to przecie�... raj! Sztuczny rajski ogr�d. Wiatr ni�s� ze sob� delikatny zapach kwiat�w. Krzewy hibiskusa uginaj�ce si� od czerwonych kwiat�w, lawenda i d�akarandy ros�y po obu stronach wij�cej si� �cie�ki, kt�ra prowadzi�a do wioski sk�adaj�cej si� z niskich budynk�w, bia�ych i b�yszcz�cych w �wietle wlewaj�cym si� przez okna s�oneczne otaczaj�ce pier�cieniem wielki cylinder jak rz�d ma�ych s�oneczek. Przypomina ma�e miasteczko na wybrze�u Morza �r�dziemnego, pomy�la�a Pancho. Widoczna w oddali wioska by�a po�o�ona na �agodnym trawiastym wzg�rzu, z widokiem na l�ni�ce, b��kitne jezioro. Jak wybrze�e Amalfi we W�oszech. Jak obrazek z katalogu biura podr�y. Tak w�a�nie mia�a wygl�da� doskona�a �r�dziemnomorska wie�. Dalej Pancho dostrzeg�a ziemi� uprawn�, ma�e, kwadratowe pola jaskrawej zieleni, a na kolejnych zielonych wzg�rzach dalsze wioski z bia�ego kamienia. Nie by�o horyzontu. Teren zakrzywia� si� lekko, wzg�rza, trawa i drzewa, ma�e wioski z wij�cymi si� �cie�kami i po�yskuj�ce strumienie by�y coraz wy�ej, a� trzeba by�o zadrze� g�ow� do g�ry, �eby je zobaczy�, nad g�ow�, gdzie tak�e rozpo�ciera� si� pi�kny, starannie zaprojektowany krajobraz. - To jest o wiele �adniejsze ni� habitaty Lagrange a - zwr�ci�a si� do siostry Pancho. - To jest pi�kne. - Musi by� - oznajmi� rzeczowo Wanamaker. - Ludzie tu mieszkaj� na sta�e. Pancho potrz�sn�a g�ow� w zachwycie i wyda�a z siebie tylko j�k. - Och. Holly u�miechn�a si� do nich rado�nie. - A ja odpowiadam za ca�y dzia� zasob�w ludzkich. - Serio? - zdziwi�a si� Pancho. - Serio, Panch. Wys�a�y Wanamakera, by znalaz� kwatery przeznaczone dla niego i dla Pancho, za� Holly zaprowadzi�a siostr� do swojego mieszkania. - Nie ma jak w domu - og�osi�a Holly, wprowadzaj�c Pancho do salonu. - Przyjemnie - rzek�a Pancho, przygl�daj�c si� nielicznym meblom i skromnym dekoracjom. Mieszkanie wygl�da�o na schludne i wydziela�o cytrynow�, prawie aseptyczn� wo� niedawnego sprz�tania. Wysprz�ta�a specjalnie na moj� wizyt�, pomy�la�a Pancho, i spyta�a: - Czy to s� te inteligentne �ciany? - Oczywi�cie. Mo�na je dowolnie zaprogramowa�. Holly podesz�a do biurka w rogu i wzi�a pilota. Na ca�ej �cianie pokoju pojawi� si� nagle obraz Saturna i jego wspania�ych pier�cieni, wy�wietlany w czasie rzeczywistym. - O, rany! - j�kn�a Pancho. - To prawie jak wyj�cie na zewn�trz. - Siadaj - Holly wskaza�a ma�� sof�. - Przynios� co� zimnego do picia. Pancho usiad�a na wy�cie�anym fotelu, a jej siostra posz�a do kuchni. C�, denerwuje si�, �e wpad�am na kontrol�, ale pr�buje tego nie okazywa�. Chyba naprawd� si� cieszy, �e mnie widzi. Mam nadziej�, �e nie wpakowa�am jej w jak�� k�opotliw� sytuacj�, przywalaj�c temu szmaciarzowi. - Te �ciany nie maj� obwod�w rozpoznawania mowy? - spyta�a. - Wy��czy�am je - odpar�a Holly z kuchni. - S� zbyt wra�liwe. Nie mo�na rozmawia�, bo �ciana ca�y czas my�li, �e do niej m�wisz. Pancho zachichota�a, wyobra�aj�c sobie �cian�, na kt�rej co sekunda pojawia si� inny obraz, w miar�, jak ludzie o czym� plotkuj�. Holly wynurzy�a si� zza �cianki oddzielaj�cej kuchni�, nios�c dwie oszronione szklanki na tacy; odstawi�a tac� na niski stolik, po czym usiad�a obok siostry. - Wygl�dasz naprawd� dobrze, ma�a - rzek�a Pancho z promiennym u�miechem. - Serio. - Ty te� - odpar�a ostro�nie Holly. Ka�dy przygl�daj�cy si� im z boku bardzo szybko odkry�by, �e s� siostrami. Obie by�y wysokie i smuk�e: d�ugonogie i szczup�e. Ich sk�ra mia�a barw� nieco ciemniejsz� od sk�ry opalonych os�b rasy bia�ej. Obie mia�y ostre rysy, z wystaj�cym ko��mi policzkowymi i kwadratowymi, mocno zarysowanymi policzkami. Mia�y takie same ciemne oczy, b�yszcz�ce dowcipem i inteligencj�. W�osy Pancho by�y prawie ca�kiem bia�e - przycina�a je kr�tko. Holly mia�a ciemne w�osy, ostrzy�one zgodnie z najnowsz� mod�. - Czy ten Eberly naprawd� jest g��wnym administratorem ca�ego habitatu? - spyta�a Pancho, si�gaj�c po jedn� ze szklanek. - Ca�ych dziesi�ciu tysi�cy - odpar�a Holly. - Wygra� demokratyczne wybory. - Przecie� on mia� kontakty z tymi fanatykami, kt�rzy pr�bowali ci� zabi�. Jak ty mo�esz...? - To min�o, Panch. A on pr�bowa� ich powstrzyma�, wiesz. Mo�e troch� nieskutecznie, ale pr�bowa�. - Chyba nie powinnam by�a wali� go po pysku - rzek�a Pancho, nieco nie�mia�ym tonem. Holly zachichota�a. - Ale mia� min�! Pancho odwzajemni�a u�miech i poci�gn�a �yk drinka. Sok owocowy. Dobry. Susie nie stroni�a od alkoholu i narkotyk�w. Pancho mia�a nadziej�, �e z Holly by�o inaczej. - Panch, dlaczego w�a�ciwie tu przylecia�a�? - Pancho zauwa�y�a napi�cie w g�osie Holly, nag�� sztywno�� jej cia�a. - �eby sp�dzi� z tob� wakacje, rzecz jasna - odpowiedzia�a Pancho, staraj�c si�, by jej g�os brzmia� ciep�o i naturalnie. - Jeste� moj� ca�� rodzin�. Holly usi�owa�a si� rozlu�ni�. - To znaczy, co zamierzasz tutaj robi�? Habitat to nie kurort. U�miech Pancho nieco zblad�. - Siostrzyczko, pos�uchaj. Jestem bogat� kobiet�. Multimilionerk� na emeryturze. Mam fajnego faceta i mog� sobie �ata�, gdzie chc�, po ca�ym Uk�adzie S�onecznym. Przysz�o mi do g�owy, �e przylec� i zobacz�, co u ciebie. - Wszystko gra. - Nie chrza�, ma�a. Nie przyjecha�am tu, �eby wtr�ca� si� do twojego �ycia albo m�wi� ci, co masz robi�. Jeste� du�� dziewczynk�, Suz, i nigdy bym... - Ju� nie mam na imi� Susan - warkn�a Holly. - Od lat. Pancho skrzywi�a si�. - Tak, wiem. Przepraszam. Wypsn�o mi si�. - I nadal martwisz si� o mnie i Malcolma Eberlyego? To mo�esz przesta�. Bo to ju� sko�czone. A w�a�ciwie to nigdy si� nie zacz�o. - Mam nadziej�, po tym wszystkim, co ci zrobi�. - Nie on. Jego przyjaciele. Pr�bowali przej�� kontrol� nad habitatem. Przez chwil� by�o ci�ko. - Ale to ju� sko�czone? - Jego przyjaciele zostali odes�ani na Ziemi�. Malcolm jest g��wnym administratorem w rz�dzie habitatu. Pancho unios�a brwi. - My�la�am, �e profesor Wilmot. - Ju� nie. Stworzyli�my w�asn� konstytucj� i rz�d, jak tylko dotarli�my na orbit� Saturna. - I Eberly wygra� wybory? - Yhm, - Ciekawe, czy zrobi jak�� afer� z tego powodu, �e ode mnie oberwa�. Holly zastanowi�a si� przez sekund�, po czym potrz�sn�a g�ow�. - Gdyby chcia�, ochroniarze przymkn�liby ci� od razu, na miejscu. - Tak s�dzisz? - Tak - na twarzy Holly zn�w pojawi� si� u�miech. - Wie, �e na to zas�u�y�. Pancho odwzajemni�a u�miech. - Znasz to stare powiedzonko o W�grach? - Jakie? - Je�li spotkasz W�gra na ulicy, kopnij go. On ju� b�dzie wiedzia� dlaczego. Siostry roze�mia�y si�, g�o�no i swobodnie. Potem jednak Holly zn�w spyta�a: - Jak d�ugo chcesz zosta�? - Jezu, ma�a, dopiero przylecia�am! Daj mi troch� czasu na rozpakowanie si�, dobrze? Holly zmarszczy�a czo�o. - Nie chcia�am, �eby to tak zabrzmia�o, Panch. Tylko... ja ju� nie potrzebuj� matkowania. Od trzech lat radz� sobie sama. Pancho u�miechn�a si� do niej krzywo. -1 nie chcesz, �eby twoja niezno�na starsza siostra patrzy�a ci przez rami�, co? Nie mog� mie� do ciebie o to pretensji. Zmieniaj�c nieco taktyk�, Holly spyta�a: - Kim jest ten facet, kt�rego przywioz�a�? - Jake Wanamaker? - u�miech Pancho sta� si� nieco figlarny. - By�y admira� marynarki Stan�w Zjednoczonych. Dowodzi� operacjami wojskowymi dla Astro podczas walk w Pasie. - Wi�c �yjesz z marynarzem? - To m�j ochroniarz. Holly patrzy�a na siostr� przez d�ug� chwil�, po czym obie zn�w rykn�y �miechem. - Zjesz z nami dzi� kolacj�? - spyta�a Pancho. - Kosmicznie! I te� kogo� przyprowadz�. - Wspaniale! - odpar�a Pancho ze szczerym entuzjazmem. Mo�e uda�o mi si� troch� prze�ama� lody, pomy�la�a. Mo�e wszystko jeszcze b�dzie dobrze mi�dzy mn� a Suz. I skarci�a si�: nie nazywaj jej tak. Ona nie ma ju� na imi� Susan. To Holly. Patrz�c w ciemne oczy siostry Pancho nada� jednak widzia�a tam bezradne dziecko, kt�re wychowywa�a po �mierci rodzic�w. I pami�ta�a �miertelny zastrzyk, kt�ry zabi� Susan, kiedy lekarze tego odm�wili. Musia�am ci� zabi�, Susie, rzek�a Pancho w duchu. �eby� mog�a si� zn�w narodzi�. I jeste� tu, �ywa i zdrowa, doros�a, i tak podejrzliwa wobec swojej starszej siostry. BAZA DANYCH: O Tytanie, najwi�kszym ksi�ycu Saturna i drugim pod wzgl�dem wielko�ci ksi�ycu w Uk�adzie S�onecznym, nie wiadomo zbyt wiele. Tytan ma �rednic� 5150 km i jest wi�kszy od Merkurego, a tylko troch� mniejszy od najwi�kszego satelity Jowisza, Ganimedesa. Tytan jest jedynym ksi�ycem w Uk�adzie S�onecznym, kt�ry posiada atmosfer� inn� ni� szcz�tkowa. W rzeczywisto�ci atmosfera Tytana jest o 50% g�stsza ni� atmosfera ziemska na powierzchni. Atmosfera sk�ada si� g��wnie z azotu, przesyconego w�glowodorami: metanem, etanem i propanem, plus zwi�zki azotowow�glowe jak cyjanowod�r, dwucyjan i cyjanoacetylen. Promienie s�oneczne padaj�ce na tak� atmosfer� dadz� taki sam efekt, jak w Los Angeles, Tokio czy Mexico City: smog fotochemiczny, powstaj�cy pod wp�ywem promieniowania ultrafioletowego. Tytan to �wiat pokryty smogiem. Jego dominuj�ca barwa, pomara�cz, bierze si� w�a�nie ze smogu, otulaj�cego Tytana i powoduj�cego, �e obserwacje trzeba prowadzi� w podczerwieni, przebijaj�cej si� przez smog, a nie w �wietle widzialnym, kt�remu si� to nie udaje. Ultrafiolet s�oneczny wraz z wysokoenergetycznymi elektronami z pot�nej magnetosfery pobliskiego Saturna, wywo�uj� z�o�one reakcje chemiczne w g�stej atmosferze Tytana. Powstaj� polimery organiczne zwane tholinami, przedostaj� si� do dolnych warstw atmosfery i w ko�cu opadaj� na powierzchni� ksi�yca: czarny �nieg. Eksperymenty w ziemskich laboratoriach wykaza�y, �e tholiny, rozpuszczane w wodzie, daj� aminokwasy - podstawowe elementy budulcowe bia�ek, na kt�rych oparte jest �ycie. Tytan orbituje ponad milion kilometr�w od Saturna, kt�ry z kolei le�y dwukrotnie dalej od S�o�ca ni� Jowisz i dziesi�ciokrotnie dalej ni� Ziemia. �rednia temperatura powierzchni Tytana wynosi -183�C. Tytan jest zimny, za zimny, by znalaz�a si� tam woda w stanie p�ynnym - z wyj�tkiem region�w, gdzie mog�a zosta� chwilowo podgrzana przez wybuch wulkanu lub upadek meteorytu. Lub gdyby zmiesza� j� z jakim� �rodkiem zapobiegaj�cym zamarzaniu, jak amoniak lub pochodne etanu. G�sto�� Tytana nie dor�wnuje dwukrotnej g�sto�ci wody, co oznacza, �e musi si� on sk�ada� g��wnie z lodu - zamarzni�tej wody lub metanu, by� mo�e ma te� niewielkie skaliste j�dro pod grubym lodowym p�aszczem. Mimo niskiej temperatury Tytana, w atmosferze mog� si� tworzy� ma�e kropelki etanu, kt�re nast�pnie opadaj� w postaci deszczu na zamarzni�t� powierzchni� i zbieraj� si�, tworz�c jeziora czy nawet morza. S� tam ca�e strumienie etanu (lub etanu zmieszanego z wod�), ��obi�ce kana�y w lodowym gruncie. Na powierzchni ksi�yca znajduje si� kilka wi�kszych m�rz z pokrytego w�glowodorami ciek�ego metanu. Tytan obraca si� wok� w�asnej osi w okresie nieco kr�tszym od szesnastu dni ziemskich, kt�ry to okres jest r�wny czasowi jednego obiegu wok� Saturna. Tytan jest wi�c �zablokowany� podczas obrotu i zawsze jest zwr�cony do planety t� sam� stron�, podobnie jak ziemski Ksi�yc. Mimo tej �blokady� Tytan ko�ysze si� lekko na orbicie, a jego obroty s� nieznacznie zak��cane przez najbli�szych s�siad�w o wi�kszych rozmiarach, ksi�yce Rhea i Hyperion, z kt�rych ka�dy ma �rednic� rz�du 1500 km. Tytan ko�ysze si� lekko do przodu i do ty�u, orbituj�c wok� Saturna, i to niezgrabne ko�ysanie powoduje dziwne p�ywy w�glowodorowych m�rz. �wiat bogaty w w�giel, wod�r i azot. �wiat, gdzie z pokrytego smogiem nieba spadaj� krople etanu i przypominaj�ce sadz� p�atki tholin�w. �wiat z rzekami i strumieniami z etanu i wymieszanej z etanem wody. I morzami z metanu. Cho� to bardzo zimny �wiat, najwcze�niejsze sondy z dalekiej Ziemi znalaz�y na powierzchni Tytana prymitywne formy zimnolubnych mikroorganizm�w. Czy mo�e tam istnie� bardziej z�o�ona biosfera, mo�e pod powierzchni� gruntu? Du�e fragmenty powierzchni Tytana pokrywa jaka� ciemna materia. Wczesne sondy wykaza�y, �e to substancja bogata w zwi�zki w�gla. Pola zamarzni�tej ropy naftowej? P�aty zestalonych w�glowodor�w? Mokrad�a czarnych, tholinowych zasp na gruncie tak zimnym, �e nie mog� stopnie�? Czy co� zupe�nie innego? 24 GRUDNIA 2095: PRZYJ�CIE WIGILIJNE Edoaurd Urbain u�miechn�� si� niepewnie wymieniaj�c u�ciski d�oni ze wszystkimi cz�onkami zespo�u naukowego i in�ynierskiego. Gdy tylko wkroczy� do audytorium, ustawili si� w kolejk�, jak poddani, kt�rzy z kapeluszami w d�oniach czekali na bo�onarodzeniowe b�ogos�awie�stwo swojego pana i w�adcy. Jean-Marie, stoj�ca obok niego, u�miecha�a si� wdzi�cznie i wymienia�a kilka s��w z ka�dym, kogo jej przedstawiono. Cudowna jest, pomy�la� Urbain, �ciskaj�c kolejne d�onie. Jest jedyna w swoim rodzaju, urocza, ciep�a i kochaj�ca. By�bym bez niej niczym. Mia� wra�enie, �e kolejka nigdy si� nie sko�czy i usilnie pr�bowa� znale�� co� sensownego do powiedzenia, co� innego ni� �Weso�ych �wi�t�. Wreszcie by�o po wszystkim. Urbain potar� �cierpni�t� d�o� i rozejrza� si� wok�. Dwie�cie os�b, pomy�la�. A dok�adniej, sto dziewi��dziesi�t cztery. Niby niewiele os�b potrzeba do prowadzenia bada� na Saturnie, do badania jego pier�cieni, ale kiedy trzeba si� przywita� z ka�dym z nich indywidualnie, nagle odnosi si� wra�enie, �e to wielka liczba. Nadia Wunderly by�a jedn� z ostatnich os�b, z kt�rymi musia� przywita� si� Urbain. Wunderly by�a zawsze autsajderem w�r�d naukowc�w i Urbain traktowa� j� z mieszanin� niepokoju i - w�a�nie tak - zazdro�ci. Odm�wi�a wykonania jego polecenia i do��czenia do zespo�u badaj�cego Tytana. Skupita si� wy��cznie na pier�cieniach Saturna. I odkry�a �ywe organizmy w bry�kach lodu. Wielkie odkrycie, je�li tylko uda sieje potwierdzi�. Wexler i jej pacho�kowie z MKU najwyra�niej mieli jakie� w�tpliwo�ci. A teraz Wunderly opu�ci�a kolejk� i podesz�a na prowizorycznego baru, kt�ry ustawiono wzd�u� sceny w audytorium. By�a m�od� kobiet�, nie mia�a jeszcze trzydziestu lat, i mia�a �adn� twarz w kszta�cie serca. Urbain pomy�la�, �e by�aby jeszcze �adniejsza, gdyby przesta�a farbowa� w�osy na czerwono i pozwoli�a im troch� odrosn��, zamiast wycina� sobie jakie� dziwaczne kosmyki; jej fryzura wygl�da�a jak nabijana gwo�dziami �redniowieczna maczuga. Mia�a na sobie, jak zwykle, ciemn� bluz� i spodnie, i ca�e szcz�cie: by�a bowiem za pulchna, jak na jego gust. Mia�a obfite kszta�ty, ale te� by�a ci�ko zbudowana, pot�na w pasie, z umi�nionymi r�kami i nogami. Odruchowo por�wna� j� z �on�. Jean-Marie by�a szczup�a i elegancka i pr�dzej pope�ni�aby samob�jstwo, ni� osi�gn�a tak� nadwag�. Wunderly tak�e przygl�da�a si� Jean-Marie Urbain. Smuk�a jak trzcina, pomy�la�a. Jedna z tych szcz�ciar, kt�re spala�y kalorie szybciej ni� je �yka�y. Pewnie nigdy w �yciu nie musia�a stosowa� diety. Mo�e nosi� te wszystkie sukienki z falbankami i wygl�da w nich �wietnie. Ja bym w czym� takim wygl�da�a jak hipopotam w sp�dniczce baletnicy. Ale wszystko si� zmienia, powiedzia�a sobie Wunderly. Zrzuci�am pi�� kilo przez ostatnie dwa tygodnie, a zrzuc� jeszcze ze trzy przed sylwestrem. To prawdziwa pr�ba. Jeden z m�czyzn za barem podsun�� jej kubek z ponczem. Wunderly ju� po niego si�ga�a, ale cofn�a r�k� i poprosi�a o wod� mineraln�. Facet - jeden z technik�w, kt�rzy pracowali z in�ynierami przy Tytanie Alfa - u�miechn�� si� do niej. - Jedna szklanka prawdziwej wody z odzysku, dzi�ki uprzejmo�ci naszego dzia�u odzyskiwania odpad�w. Wunderly odwzajemni�a u�miech. - Nie boj� si�. Zn�w si� u�miechn��. - Ho, ho, to wszystkiego najlepszego, Nadio. - Nawzajem - odpar�a i odesz�a od baru, prosto w kot�uj�cy si� t�um. Z g�o�nik�w s�czy�y si� s�odkie �wi�teczne melodyjki. Wunderly zrobi�o si� smutno. Weso�ych �wi�t. Jasne. Miliard kilometr�w od domu. C�, przynajmniej mog� wr�ci� do domu, kiedy sko�cz� tu prac�. Wi�kszo�� tych leni w habitacie nie. I wtedy go zobaczy�a: sta� samotnie w rogu, gdzie scena ��czy�a si� z boczn� �cian� audytorium. Usztywni�a ramiona jak �o�nierz w bitwie, przepchn�a si� przez t�um ci�gn�cy do baru i ruszy�a w stron� celu. Da�ud Habib by� szefem grupy programist�w. Nie przypomina� innych komputerowych dziwak�w, niechlujnych i wymi�tych. Mia� na sobie �wie�o wyprasowan� czerwon� sportow� koszul� wy�o�on� na spodnie. Sanda�y na bosych stopach. Jest nawet przystojny, pomy�la�a Wunderly. Mia� ma��, ciemn� br�dk�, kt�r� starannie przystrzyga� tu� przy szcz�ce i ciemne, g��bokie, br�zowe oczy. By� jednak typem milcz�cego samotnika. Wiedzia�a, �e jest arabskiego pochodzenia; sprawdzi�a w jego aktach. Urodzi� si� i wychowa� w Vancouver, w muzu�ma�skim �rodowisku, ale by� raczej Kanadyjczykiem. Tak� przynajmniej mia�a nadziej�. - Cze�� - odezwa�a si�, podchodz�c blisko. Zrobi� zdumion� min�. - Cze��. - Jestem Nadia Wunderly. - Wiem. To ty znalaz�a� te ma�e stworzonka. Nadia zaprezentowa�a sw�j najpi�kniejszy u�miech. - Tak, ja. Nazywaj� mnie w�adc� pier�cieni. Odwzajemni� u�miech niepewnie. - Chyba powinno by� �w�adczyni��. - Licentia poetka. - Ach. Rozumiem. - Czy mog� �yczy� ci Weso�ych �wi�t? - Oczywi�cie. Nie jestem antychrze�cija�ski. Zawsze lubi�em Bo�e Narodzenie. Zakupy, muzyka, te rzeczy. Wunderly poci�gn�a �yk wody. Habib pi� co� z b�belkami. Pewnie jaki� nap�j bezalkoholowy. - Ty jeste� Da�ud Habib, nie? - Och, przepraszam, powinienem by� si� przedstawi�. - Nie ma sprawy. Jeste� szefem grupy programist�w, nie? - W�adca �wir�w, tak. Roze�mia�a si� g�o�no, a on razem z ni�. - Jutro wielki dzie� - rzek�a, pr�buj�c nakierowa� rozmow� na po��dane tory. Habib zn�w skin�� g�ow�. - Prezent Urbaina dla samego siebie. Wzi�a oddech, jakby skaka�a na g��bok� wod�. - Za tydzie� przyj�cie sylwestrowe. - Tak? Aha, pewnie tak. - Idziesz? Wygl�da�, jakby go wystraszy�a tym pytaniem. Cofn�� si� o krok. - Ja? Nie zastanawia�em si� nad tym. Wunderly s�ysza�a, jak puls bije jej w skroniach. Podesz�a bli�ej. - A mo�e chcia�by� i�� ze mn�? Jeszcze si� z nikim nie um�wi�am i pomy�la�am, �e mo�e poszliby�my razem. Uni�s� brwi, a Nadia wstrzyma�a oddech. - Razem? Taka my�l by�a dla niego najwyra�niej czym� nowym, czym�, o czym sam by nie pomy�la�. Prosz�, nie zmuszaj mnie, �ebym b�aga�a, j�kn�a w duchu. Chyba zrozumia� albo dostrzeg� co� w jej oczach. - Czemu nie? Pewnie tak. Nie planowa�em wyj�cia... - rozja�ni� si� wreszcie i zn�w u�miechn��, tym razem szeroko. - Czemu nie? Ch�tnie si� z tob� wybior�. Wunderly o ma�o nie roze�mia�a si� ze szcz�cia, ale powstrzyma�a si� i rzek�a tylko: - �wietnie! Zatem jeste�my um�wieni. 25 GRUDNIA 2095: CENTRUM KONTROLI MISJI By� �wi�teczny poranek, ale nikt z pracownik�w naukowych nie mia� wolnego dnia. Centrum kontroli lot�w nigdy nie by�o przeznaczone dla tylu os�b, rozmy�la� z rozdra�nieniem Urbain, wt�oczony mi�dzy Wexler a Wilmota. Poranna zmiana technik�w musia�a przepycha� si� przez t�um, �eby dosta� si� do swoich konsol. Upchani za ostatnim rz�dem stanowisk, uniwersyteccy notable i wa�ni dziennikarze stali rami� w rami�, a w pomieszczeniu by�o duszno i gor�co. Przyciszone rozmowy przypomina�y brz�czenie stada owad�w w letni dzie�, a� Urbainowi przychodzi�o na my�l dzieci�stwo w Quebecu. By� zdenerwowany jak rozdygotany kr�lik, zw�aszcza, gdy stan�a przy nim Wexler i trzy tuziny innych go�ci. Nawet szacowna Pancho Lane, s�ynna kobieta biznesu, kt�ra w�a�nie przesz�a na emerytur�, przylecia�a na Saturna, by by� �wiadkiem tego wa�nego wydarzenia. Jedyne �wiat�o w okr�g�ej komorze pochodzi�o z ekran�w personelu kontroli. Urbain odwr�ci� wzrok od ich migocz�cych odbi� na pociemnia�ym ekranie �ciennym i ujrza� obok siebie u�miechni�tego profesora Wilmota. - Pierwsze dane z sondy powierzchniowej - rzek�a rozpromieniona Wexler. - To bardzo wa�ne �wi�ta dla nauki, Edouardzie. Urbain skin�� kr�tko g�ow�. By� niskim, kr�pym m�czyzn�, tacy jak on nigdy nie musieli martwi� si� tym, co jedz�, bo wszystko przerabiali na nerwow� energi�. Ciemne w�osy zaczesywa� do ty�u z wysokiego czo�a i starannie przycina� brod�. Podobnie jak i wczoraj, na t� okazj� w�o�y� najlepszy garnitur; w ko�cu po�owa ludzi t�ocz�cych si� w pomieszczeniu to dziennikarze. Szacowne i pot�ne Mi�dzynarodowe Konsorcjum Uniwersytet�w nie zawsze zachwyca�o si� Edouradem Urbainem. Kiedy rozpocz�a si� ekspedycja na Saturna, trzy lata temu, Urbaina uwa�ano za naukowca drugiej klasy, kompetentnego pracownika, ale bynajmniej nie gwiazd�. Wybrano go na szefa kadry naukowej, kt�ra polecia�a na pok�adzie olbrzymiego habitatu na Saturna; gdzie Goddard mia� wej�� na orbit� biegunow� wok� otoczonej pier�cieniami planety, a w czasie lotu Urbain i jego ludzie mieli po prostu robi� za dozorc�w, przeprowadzaj�cych rutynowe obserwacje i pilnowa� sprz�tu do do�wiadcze� podczas powolnego, trwaj�cego dwa lata, przelotu na Saturna. Kiedy ju� habitat znalaz� si� na orbicie, najlepsi planetolodzy �wiata mieli przylecie� szybkim statkiem, by przej�� zadania: badanie Saturna, oraz - co wa�niejsze - jego gigantycznego ksi�yca, Tytana. Jak dla Urbaina, te dziesi�� tysi�cy ludzi, tworz�cych samowystarczaln� za�og� Goddarda, istnia�o tylko po to, �eby s�u�y� garstce naukowc�w i in�ynier�w, kt�rymi kierowa�. Przez prawie dwa lata Urbain zajmowa� si� zarz�dzaniem kadr� in�ynieryjn� buduj�c� Tytana Alfa - jego marzenie, dziecko jego umys�u, wytw�r nadziei ca�ego �ycia. Po cz�ci statek kosmiczny, a po cz�ci opancerzony traktor, Tytan Alfa mia� przewie�� najbardziej zaawansowane technicznie czujniki i komputery na powierzchni� Tytana, i u�y� ich do badania tego zimnego, otulonego smogiem �wiata, sterowany przez naukowc�w z Goddarda w czasie rzeczywistym. Buduj�c pot�ny pojazd badawczy Urbain g��boko w duszy zdawa� sobie spraw� z tego, �e b�d� nim kierowa� inni, bardziej znani naukowcy. To oni mieli poprowadzi� go po lodowej powierzchni Tytana, zdoby� s�aw� i uznanie dzi�ki jego mozo�owi i ci�kiej pracy. Wszystko zmieni� przypadek, jeden z tych przypadk�w, kt�re zostaj� zapisane w anna�ach bada� naukowych. Nadia Wunderly, jedna ze skromnych asystentek Urbaina, uparta kobieta, wola�a bada� pier�cienie Saturna. Reszta naukowc�w skupi�a si� wy��cznie na Tytanie, pot�nym ksi�ycu, na kt�rym podobno istnia�o �ycie, mikroskopijne organizmy �yj�ce w petrochemicznej zupie pokrywaj�cej cz�� powierzchni lodowej Tytana. Wunderly odkry�a co�, co mog�o by� now� form� �ycia, zamieszkuj�c� pier�cienie Saturna. Jako jej prze�o�ony, Urbain zgarn�� wi�kszo�� uznania za jej zas�ugi. I, jak na ironi�, zdoby� prawo do prowadzenia ekspedycji Tytana Alfa na powierzchni gigantycznego ksi�yca. A teraz p�awi� si� w zainteresowaniu najwa�niejszych dziennikarzy w Uk�adzie S�onecznym, kt�rzy przybyli ogl�da� jego tw�r, jego dziecko, jego ziszczone marzenie - Tytana Alfa. Urbain wstrzyma� oddech. W zat�oczonym centrum kontroli misji zapad�a cisza. Na ekranie �ciennym pojawi�y si� s�owa: AKTYWACJA SYSTEM�W. G��boko pod pot�nym pancerzem Tytana Alfa, centralny komputer zacz�� odbieranie sygna��w z anteny odbiorczej. Polecenie: aktywacja system�w. POTWIERDZONO ��CZNO�� ODBIORCZ�. KOD PRZYJ�TY. INICJALIZACJA PROCEDURY AKTYWACJI SYSTEM�W. W��CZONO ZASILANIE G��WNE. ZASILANIE ZAPASOWE W GOTOWO�CI. SAMOKONTROLA CENTRALNEGO KOMPUTERA. ZAKO�CZONO PROCEDUR� SAMOKONTROLI. CENTRALNY KOMPUTER SPRAWNY. Polecenie: kontrola integralno�ci konstrukcji. INICJALIZACJA KONTROLI INTEGRALNO�CI KONSTRUKCJI. PANCERZ ZEWN�TRZNY NIENARUSZONY. ELEMENTY STRUKTURALNE NIENARUSZONE. BRAK ODKSZTA�CE� POZA DOPUSZCZALNYMI LIMITAMI. KOMORY WEWN�TRZNE NIENARUSZONE I POD CI�NIENIEM. Polecenie: test uk�adu nap�dowego. INICJALIZACJA TESTU UK�ADU NAP�DOWEGO. REAKTOR W GRANICACH NORMY. G��WNY SILNIK W GRANICACH NORMY. KO�A NAP�DU SPRAWNE, NIEPOD��CZONE. SEGMENTY CZTERY-CZTERNA�CIE DO CZTERY- DWADZIE�CIA DWA LEWEJ PRZEDNIEJ G�SIENICY LEKKO ODKSZTA�CONE, ALE W GRANICACH OPERACYJNYCH. Polecenie: wci�gn�� czasz� spadochronu. CZASZA SPADOCHRONU WCI�GNI�TA. Polecenie: schowa� modu� rakiety hamuj�cej. MODU� RAKIETY HAMUJ�CEJ SCHOWANY. Polecenie: uruchomi� czujniki. CZUJNIKI URUCHOMIONE. Polecenie: rozpocz�� transmisj� danych z czujnik�w. ROZPOCZ�� TRANSMISJ� DANYCH Z CZUJNIK�W. Na ekranie centrum kontroli misji nie pojawi�o si� nic poza tymi jaskrawo��tymi literami. Sekundy mija�y. Urbain czu�, jak pot zbiera mu si� na czole. Wexler, prezes MKU, poruszy�a si� niespokojnie. Za plecami Urbaina da�o si� s�ysze� pomruki. Kto� zarechota� szyderczo. Min�a minuta. - Powinni�my ju� otrzymywa� dane - rzek� Urbain grobowym szeptem. Wexler milcza�a. - Czy to dzia�a? - spyta�a jaka� kobieta. To Pancho Lane, pomy�la� Urbain. PRZERWANO TRANSMISJ� DANYCH. Urbain wpatrzy� si� w te s�owa, jaskrawe i wyra�ne na ciemnoniebieskim de ekranu �ciennego. To m�j wyrok �mierci, powiedzia� sobie w duchu. Lepiej by�oby, gdyby kto� wzi�� pistolet i strzeli� mi w g�ow�. 25 GRUDNIA 2095: KOLACJA BO�ONARODZENIOWA - Chcesz powiedzie�, �e nic nie przysz�o? - spyta�a Kris Cardenas. - Nic. Zupe�nie nic - odpar�a Pancho. - Sonda zamilk�a, jak tylko zosta�o wydane polecenie transmisji danych. �wi�teczna kolacja w ma�ej, cichej restauracji bistro mia�a by� spotkaniem po latach. Pancho nie widzia�a Cardenas od lat pi�ciu. Holly przyprowadzi�a przyjaciela, milcz�cego m�odzie�ca o ponurym wygl�dzie, nazwiskiem Raoul Tavalera. Mia� poci�g��, ko�sk� twarz i nieufne, br�zowe oczy; przypomina� Pancho K�apouchego z film�w o Kubusiu Puchatku. Tavalera rzadko si� odzywa�; siedzia� obok Holly ze smutn�, zatroskan� min�. To Bo�e Narodzenie, skarci�a go Pancho w duchu. Rozchmurz si�, na lito�� bosk�. Ale Holly wygl�da�a na ca�kiem zadowolon�. O gustach si� nie dyskutuje, pomy�la�a Pancho. Mo�e jest dobry w ��ku. Wanamaker siedzia� obok Pancho, a Cardenas przyprowadzi�a kr�pego faceta w wyp�owia�ych d�insach i siatkowej koszulce, przez kt�r� wida� by�o jego musku�y. Przedstawi�a go jako Manuela Gaet�. - Kaskader? - spyta�a Pancho, rozpoznaj�c jego pobru�-d�one rysy twarzy. - Ju� na emeryturze - odpar� Gaeta z mi�ym u�miechem. - Przelecia� pan przez pier�cienie Saturna - rzek� Wanamaker ponurym, g��bokim g�osem. - Bez statku kosmicznego. - Mia�em na sobie skafander. Do�� szczeg�lny. - Lodowe stworzenia, kt�re zamieszkuj� pier�cienie Saturna, o ma�o Mannyego nie zabi�y - wyja�ni�a Cardenas. - W pewnej chwili by� ca�kiem pokryty lodem. - A wi�c to pan odkry� te stworzenia - rzek�a Pancho, si�gaj�c po kieliszek z winem. - Jak to si� sta�o, �e przypisano wszystkie zas�ugi tej kobiecie? - To ona jest naukowcem - odpar� lekkim tonem. - Ja tylko wykonuj� kaskaders