Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15556 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
ona
oni
<
Dedykuję Rodzicom autor
Andrzej Grabowski
ona
oni
Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie
lllllllllllllll
10003^036^, IN ROCK
1000390386
GB
803432
Copyright © Andrzej Grabowski Copyright for this edition © In Rock Musie Press
Wydawca: Włodzimierz Wieczorek
Redakcja: Jan Skaradziński
Zdjęcie na okładce: Marek Kotnowski/DABOLOTIKET KUNSZT
Zdjęcia czarno-białe: J. Awakumowski: 29, 156, 164; S. Belina: 68; D. Kawka: 119,
184; B. Klonowski: 111; M. Kołyga: 118, 126; D. Majewski: 122, 154;
G. Michałowski: 59; R. Nowak: 99, 104, 105, 108, 113, 114, 117; K. Skiba: 47, 48, 58,
62, 73, 106, 128, 150, 185; A. Szarliński: 117; T. Tomaszewski: 28; T. Radzikowski: 89;
R Waniorek: 93, 118 oraz z archiwum A. Chylińskiej, G. Skawińskiego, W. Tkaczyka,
Z. Kraszewskiego, W. Hornego, Sony Musie Polska, A. Cholewicz, M. Orwata, A.
Ziętek, M. Rzeźnickiej, P. Wiznerowicza, A. Grabowskiego
Zdjęcia kolorowe: Sony Musie Polska; archiwum Z. Kraszewskiego: XII; K. Skiba: la i b, II, IV-V, VIIIa, b, XIb, XIII oraz reprodukcje części okładek płyt.
In Rock
ul. Zakręt 5
60-351 Poznań
tel./fax (061) 8686795
e-mail:
[email protected]
www.inrock.com.pl
ISBN 83-86365-29-3
Druk i oprawa: Prasowe Zakłady Graficzne w Bydgoszczy
buw-eo- OA iWl' X
&
spis treści
ona...................................................6
oni.................................................18
o.n.a..............................................52
agnieszka Chylińska....................128
grzegorz skawiński.....................140
waldemar tkaczyk.......................154
zbigniew kraszewski...................162
wojciech horny...........................172
firma o.n.a...................................180
fani..............................................186
od autora.....................................199
dyskografia.................................203
teksty piosenek...........................233
ona
SANDRA PRZED MATMĄ, WRZODY OD RACHUNKÓW I FLANELA ŁUKASZA
Styczeń 1994, Liceum Ogólnokształcące w Gdańsku.
Zbiegowisko przed salą matematyki. Na długiej przerwie uczniowie klasy z rozszerzonym językiem francuskim otoczyli długowłosą szatynkę w wyciągniętym swetrze.
- Fm bad, I'm bad... uhm... uhm... - charakterystyczne westchnienie i parodiowany krok Michaela Jacksona wywołują salwy śmiechu.
- Cool! Chylińska, zaśpiewaj coś Sandry! - koledzy dopingują dziewczynę, która momentalnie zmienia się w romantyczną wokalistkę.
- O... Maria Magdalena... - na korytarzu robi się coraz większe zamieszanie. Uczniowie „ryją" z podróbki Sandry. Większość z nich zapomniała o odpytywaniu z matematyki. Agnieszka się rozkręca... Naśladując seksowną wokalistkę składa ręce na piersiach i zmysłowym spojrzeniem prowokuje chłopaków. Kilku z nich bije brawo. Dzyńńńń! Dzwonek brutalnie kończy zabawę. Najbardziej gorliwi sięgają po zeszyty i przypominają sobie ostatnie tematy. Nauczyciel szybko zjawia się przy wejściu do klasy i nie daje zgłębić notatek. Matematyk jest młodym i ambitnym belfrem, który przyszedł do liceum zaraz po studiach. Krótko ostrzyżony okularnik wygląda bardziej na studenta niż nauczyciela. Uczniowie z ociąganiem wchodzą do klasy. Prawie nikt nie rozmawia, czuć „napiętą" atmosferę. Zapowiadana powtórka z ostatniego miesiąca nie wróży nic dobrego. Nauczyciel nie daje szans najbardziej naiwnym, którzy liczą na cud odwołania sprawdzianu, i szybko otwiera dziennik. Jego wzrok pada na jedno z pierwszych nazwisk, obok którego w rubryce „oceny" stoją dwie jedynki.
-Numerpiąty... Chylińska do odpowiedzi! - stanowczy głos przerywa złowieszczą ciszę. Z ostatnich ławek słychać westchnienie ulgi. „Upolowana" ofiara nie ma powodu do zadowolenia, zrezygnowana wstaje i powoli idzie na środek klasy. Zapytana o trygonometrię i istotę silni unika wzroku nauczyciela. Kątem oka dostrzega Dollores, która próbuje podpowiadać. Przyjaciółka żywo gestykuluje i bezgłośnie wymawia nieszczęsne twierdzenie. Agnieszka nie podejmuje walki. Materiału jest zbyt dużo, żeby nie „wyłożyć" się na następnym zadaniu. W dzienniku ląduje trzecia jedynka. Belfer mówi coś o lekceważeniu nauki, o nie przykładaniu się do matematyki, o przymykaniu oka na braki wiedzy w poprzednich latach...
Głębokie spojrzenie i tajemniczy uśmiech osiemnastolatki
Agnieszka wraca do ławki. Patrząc w okno nie może przestać myśleć o znienawidzonej matmie. Do kiepskich ocen zdążyła się przyzwyczaić. Już w pierwszej klasie zameldowała nauczycielowi: Z matematyki jestem głąb i nic na to nie poradzę. Brak zdolności do przedmiotów ścisłych odziedziczyła po rodzicach. Mama - nauczycielka wychowania fizycznego - nie miała talentu do rachunków. Również ojciec, pracujący jako dziennikarz, niewiele mógł pomóc córce w rozwiązywaniu zadań. Z matematyką radziła sobie dzięki przyjaciółce. Na lekcjach Agnieszka „rżnęła głupa" i udawała, że wszystko rozumie, a kartkówki pisała za nią Dollores.
Nie chciała się denerwować, ale wyrzuty sumienia znowu zaczynały ją męczyć. Wzmagający się ból brzucha przypominał o wrzodach żołądka. Te pieprzone równania, ułamki, sinusy i cosinusy... - kołatało się w głowie Agnieszki. Patrząc w okno przypomniała sobie przeczytaną niedawno biografię Jima Morrisona. Zazdrościła mu wolności. Wokalista The Doors żył jak chciał. Mógł pisać o frustracjach, śpiewać o ludzkich dramatach i nie musiał wkuwać nieprzydatnych w życiu regułek...
Dzwonek!!! Kolejne westchnienie ulgi - dla zagrożonych uczniów wyczekiwany sygnał oznacza koniec męki. Nauczyciel kończy dyktować zadanie domowe i daje znak do wyjścia. Uczniom nie trzeba tego powtarzać. Wszyscy podrywają się z ławek i pośpiesznie wychodzą z dusznej klasy. Agnieszka zrezygnowana idzie na końcu. W drzwiach łapie ją gospodyni klasy.
- Nie martw się Aga - Zocha przyjaźnie klepie ją po plecach. - Przed lekcją nie zdążyłam ci tego powiedzieć, ale zostałaś wytypowana przez samorząd klasy do udziału w Festiwalu Piosenki Francuskiej. Impreza ma się odbyć za dwa miesiące w Starogardzie Gdańskim.
8
Agnieszka w jednej chwili zapomniała o matmie, chemii, biologii i... wrzodach. Od dziecka marzyła o występach i śpiewaniu. Jako mała dziewczynka chciała zostać ba-letnicą, ale kiedy stwierdziła, że nie będzie z niej primabalerinny, postanowiła że znajdzie się w encyklopedii muzycznej. Chciała być sławna i już! Nareszcie nadarzała się okazja, żeby pokazać swój talent. Zocha wspomniała jeszcze o „plusach" u nauczycieli... Takiej propozycji „zdolna, ale leniwa" uczennica nie mogła zmarnować. Zadanie wydawało się proste - miała przygotować na konkurs dwie piosenki i zaśpiewać je po francusku. Przez chwilę zastanawiała się jak „ugryźć" ten temat... Olśnienie przyszło po kilku sekundach. Tylko jedna osoba mogła jej pomóc. Łukasz Borkowski dołączył do ich klasy na początku roku szkolnego. „Nowy" odstawa! od reszty. Jego flanelowe koszule i szerokie spodnie prowokowały złośliwe komentarze klasowych kujonów, którzy nie widzieli świata poza książkami. Moda na ubrania w stylu hard core nie była jeszcze znana i Łukasza okrzyknięto dziwakiem. „Nowy" szybko zgadał się z Agnieszką. Chłopak słuchał „zakręconej muzy". To on zaraził ją Ragę Against The Machinę, Biohazard i NOMEANSNO. Miał mnóstwo płyt, które chętnie pożyczał koleżance. Agnieszka jeszcze bardziej polubiła nowego kolegę, kiedy okazało się, że Łukasz gra na gitarze. Wspólne zainteresowania zbliżyły ich do siebie. Godzinami mogli rozmawiać o muzyce, modzie i deskorolce...
Jeszcze na tej samej przerwie Agnieszka zaraziła Łukasza entuzjazmem. Na następnej lekcji nie mogła się skupić na nauce i niecierpliwie spoglądała na zegar. Nie przestawała myśleć o konkursie. Po dwóch latach w liceum nareszcie nadarzała się okazja, żeby się wykazać. Nie martwiła się o znajomość francuskiego. Wychowawczyni, która była nauczycielką tego języka, często powtarzała: Chylińska ma niezły akcent. Agnieszka w „ogólniaku" dużo lepiej radziła sobie z językami niż z przedmiotami ścisłymi. Już w podstawówce rodzice zauważyli jej humanistyczne predyspozycje i namówili na naukę w liceum z rozszerzonym programem języka francuskiego. Wzorowa uczennica była „dobrym materiałem" na tłumacza. Marzyło im się, że córeczka po ogólniaku i studiach ro-manistycznych znajdzie ciepłą posadkę na zagranicznym kontrakcie. Nie żałowali pieniędzy na prywatne lekcje, więc córka nie miała problemów z językiem Jeana-Paula Sar-tre'a. Podobnie było z językiem polskim, który Agnieszka darzyła sentymentem ze względu na... nauczycielkę. Polonistka starała się podawać swój przedmiot w przystępnej formie, nie trzymając się sztywno programu. Zamiast wtłaczania wiedzy na zasadzie drobiazgowego egzekwowania treści lektur i definicji gramatyczno-ortograficznych, prowokowała na lekcjach dyskusje, namawiając uczniów do wyrażania poglądów. Urządzała krótkie inscenizacje wybranych fragmentów narodowych dramatów. Nawet największym nygu-som te lekcje dawały mgliste pojęcie, co to „Dziady" i „Przedwiośnie". Dzięki zapałowi nauczycielki lekcje „polaka" nie były syzyfowymi pracami. To od niej wyszedł pomysł założenia kółka teatralnego. Agnieszka z talentem do wygłupów została jego podporą. Wymyślała scenariusze, reżyserowała i grała główne role w szkolnych przedstawieniach.
JEZUS Z PAPIEROSEM, STARY REP I DWUCZĘŚCIOWY ROZBITEK
Agnieszkę i Łukasza pochłonęły przygotowania do Konkursu Piosenki Francuskiej. Wiedząc, że są „kryci" przez dyrektora, olewali większość lekcji. Na pytania nauczycieli o nieobecności mieli gotową wymówkę: Będziemy reprezentować nasze liceum
9
na konkursie... W domu udawali, że sumiennie chodzą do szkoły. Wieczorami przygotowywali zeszyty i książki na następny dzień, a nazajutrz, tuż przed ósmą, spotykali się w szatni i chyłkiem przemykali do auli. Zamiast poznawać wzory chemiczne i łamać głowę nad rachunkami - oddawali się muzyce. Na początek wzięli na warsztat Jazdę obowiązkową". Pierwszą piosenką przygotowywaną na konkurs była ballada „Je viens vers toi" Elsy, a po niej wałkowali „Une belle historie" Michela Fugana. Oba nagrania Agnieszka znalazła na jednej z kaset ojca. Śpiewanie w narzeczu żabojadów szybko im się znudziło, więc przerzucili się na utwory The Doors i Ragę Against The Machinę. Łukasz nie oszczędzał potencjometrów starego wzmacniacza Peavey i „wyciskał" z niego ile dała fabryka. Agnieszka wydzierała się do zdezelowanego mikrofonu, który często szwankował. Zdarzało się, że naprawiała go metodą wstrząsową, waląc sitkiem o podłogę. Granie w auli sprawiało im wielką frajdę. Agnieszka miała przeczucie, że chce robić to w życiu i... zdzierała struny głosowe bez opamiętania. Gdy przecholowała, słychać ją było w całej szkole. Wśród uczniów poszła fama, że w auli Chylińska z Borkowskim... grają rocka. Na przerwach zaczęli do nich zaglądać najbardziej ciekawscy uczniowie. To wtedy Agnieszka poznała pierwszy smak popularności. Czuła się dumna słysząc za plecami: To ta Chylińska, co nieźle śpiewa! Razem z Łukaszem stała się szkolną sensacją. Z dnia na dzień w auli przybywało słuchaczy, którzy mogli się tam czuć swobodnie. Palacze nie musieli na przerwach latać na szluga do ubikacji lub za szkołę. Najbardziej obrotni potrafili zorganizować piwo. Sielankę przerwał dopiero dyrektor, który zajrzał do nich na jednej z przerw. Wyluzowane towarzystwo szybko musiało sobie przypomnieć, że jest w szkole. Spanikowani uczniowie pośpiesznie wyrzucali pety i chowali butelki po piwie. Sprawczyni zamieszania wzięła na siebie tłumaczenie: Ja jestem Agnieszka Chylińska... z Łukaszem Borkowskim... konkurs Piosenki Francuskiej... próby... Dyrektor przyjął nerwowe wyjaśnienia, ale przegonił publiczność. Obeszło się bez restrykcji, jednak szkolni amatorzy muzyki i używek musieli zrezygnować z ustronnego miejsca. Już bez słuchaczy duet trzecioklasistów zaczął rozbudowywać swój repertuar. Próbowali grać standardy The Beatles, Metalliki i Boba Dylana.
Agnieszce spodobał się nowy styl życia - muzyka i totalny luz... Rozsmakowała się w wagarach, zdarzało się, że nie było jej na lekcjach po trzy, cztery dni. Na zajęciach pojawiła się dopiero wtedy, gdy w szkole rozpoczynały się... warsztaty teatralne. Agnieszka jako siła napędowa kółka aktorskiego nie mogła przepuścić okazji. Za sobą miała już kilka szkolnych przedstawień. Przed świętami Bożego Narodzenia polonistka chciała urządzić okolicznościowy spektakl i jej najbardziej obrotna podopieczna szybko wymyśliła scenariusz. Wcieliła się w postać Jezusa, który w swoje urodziny przychodził do rodziny i siadał na miejscu przygotowanym dla niespodziewanego gościa. Niewidoczny przybysz przyglądał się przygotowaniom do Wigilii. Widział choinkę kupioną przez kobietę, której mąż zrobił awanturę, gdy się dowiedział ile kosztowała. Obserwował jak głowa rodziny gumą do żucia stara się zabić zapach alkoholu, patrzył na synka, który o ojcu myślał „stary rep". Za chwilę wszyscy łamiąc się opłatkiem udawali wzruszenie. Po porcji nieszczerych uprzejmości rodzina siadała do stołu i jadła karpia. Jezus obserwując świąteczną kolację zastanawiał się, gdzie podziała się podniosła atmosfera Bożego Narodzenia, gdzie jest miłość małżonków i szacunek dziecka do rodziców... Przedstawienie uznano za kontrowersyjne. Bezpośrednie i krytyczne teksty w ustach Jezusa były szokujące dla niektórych nauczycieli. Oliwy do ognia dolał papieros w ustach Agnieszki, która chciała, żeby kreowana przez nią postać wyglądała współcześnie. Jednak młodzież uznała spek-
10
taki za kultowy, a matematyk nawet pochwalił zdolną dziewczynę: Chylińska, ja nie wiedziałem, że jesteś taka aktorka! Również dyrektor szkoły docenił artystyczną działalność w szkole. Reakcja na przedstawienie dała Agnieszce impuls do myślenia o kolejnym spektaklu. Nadarzał się pretekst do zaprezentowania twórczej inwencji - Walentynki. Polonistka wymyśliła, że czternastego lutego trzeba zrobić okazjonalny happening poświęcony różnym przejawom miłości. Jednocześnie w kilku miejscach w szkole miały się odbyć krótkie inscenizacje przygotowane przez dwuosobowe zespoły. Wcześniej rozwieszone plakaty informowały: Czternastego lutego w szkole wydarzy się coś niecodziennego!!! Godzinę „W" zaplanowano na długą przerwę. Kółko teatralne nie stanęło jednak na wysokości zadania i przed wyznaczonym terminem z zabawy wycofała się większość jego członków, tłumacząc się brakiem pomysłu. Agnieszka i Dollores nie „spękały". Chcąc wywołać jak największe zamieszanie, postanowiły pokazać mini-spektakl na wprost pokoju nauczycielskiego. Zaraz po dzwonku na długą przerwę ustawiły na korytarzu dwa krzesła. Szybko zrobiło się zbiegowisko. Kiedy gapie utworzyli zwarte koło, dziewczyny ożywiły się i zaczęły rozmawiać.
- Słuchaj stara, poznałam kolesia, fajny jest, ma długie włosy, jest super i jest mój... spałam z nim - Agnieszka wyrzucała słowa z szybkością karabinu maszynowego.
- Ale ja z nim chodzę... On jest cudownym i kulturalnym chłopakiem - Dollores zmroziła przyjaciółkę spojrzeniem.
- Ty nie możesz z nim chodzić! Nie umiesz się lizać, jesteś gruba i brzydka... — Agnieszka nie pozwalała koleżance dojść do głosu i z dobrze udawanym lekceważeniem opisywała intymne przeżycia. -Ja jestem genialna, palę papierosy, przeleciało mnie dziesięciu facetów i mam doświadczenie...
- Jesteś zwykła szmatą - Dollores ucięła potok słów. - Myślisz, że mi imponuje, że waliło cię pół szkoły? Ten facet jest mój!
Po krótkiej inscenizacji publiczność nie żałowała braw. Belfrowie przyglądający się zbiegowisku znowu byli zniesmaczeni. Autorka szkolnego skandaliku jednak nie przejmowała się tymi opiniami. Jej głowę coraz bardziej zaprzątała myśl o zbliżającym się Festiwalu Piosenki Francuskiej. Razem z Łukaszem codziennie szlifowali konkursowe kawałki, próby w auli często kończyły się późnymi wieczorami, dlatego nie mieli czasu i sił myśleć o lekcjach.
Gdyby przed dziewiętnastym marca 1994 roku Agnieszka zajrzała do swojego horoskopu, najprawdopodobniej przeczytałaby tam, że ten dzień będzie dla niej bardzo ważnym wydarzeniem, które rozpocznie szczęśliwą passę. Pamiętnego dnia „francuska" klasa z gdańskiego ogólniaka pojechała do Starogardu Gdańskiego autobusem, a artystów zawiózł na konkurs samochodem ojciec Łukasza. Agnieszka miała na sobie własnoręcznie wykonaną dwuczęściową sukienkę. Nie była to wymyślna kreacja, tylko zszyte postrzępione części materiału szumnie nazwane „Rozbitek". W Starogardzkim Centrum Kultury uczestników konkursu witały hasła o przyjaźni polsko-francuskiej. Na korytarzach „Esceku" pełna gala - sztywni panowie w garniturach dostojnie przechadzali się z kąta w kąt, a dziewczyny w granatowych spódniczkach ze starannie uczesanymi włosami nerwowo przestępowały z nogi na nogę, uważając żeby się nie wywrócić w eleganckich szpileczkach. Duet z Gdańska odstawał wyglądem od reszty towarzystwa. Podekscytowana wychowawczyni dawała uczennicy ostatnie wskazówki: Pamiętaj, piosenka francuska to duża ekspresja i ładunek emocjonalny, musisz to zagrać aktorsko!
11
Agnieszka z Łukaszem długo czekali na swoją kolej. Występowali pod koniec więc mieli dużo czasu, żeby przyjrzeć się swoim konkurentom. Grzeczna i ułożona młodzież z namaszczeniem wykonywała wyuczone piosenki przy akompaniamencie fletów i syntezatorów. Na zakończenie obowiązkowo deklamowali podziękowania dla nauczycieli, którzy przygotowali ich do konkursu. Kiedy Agnieszka z Łukaszem wyszli na środek sali, już samym wyglądem wywołali poruszenie wśród jury. Na pierwszy ogień poszedł spokojniejszy „Je viens vers toi", dopiero w „Une belle histoire" młoda wokalistka pokazała, że potrafi być bardzo ekspresyjna. Po skończonej prezentacji klasa zgotowała im żywiołową owacje. Na wyniki musieli poczekać godzinę i po przesłuchaniach poszli do pobliskiej kawiarni. Czas umilali sobie winem „Cassis". Po paru łykach humory zaczęły dopisywać. Nie przejmowali Agnieszka opija trzecie miejsce na się werdyktem, bo zdawali sobie Festiwalu Piosenki Francuskiej sprawę, że bardzo różnili się od konkurentów. Kiedy na lekkim rauszu zjawili się na ogłoszeniu wyników, bardzo się zdziwili, gdy usłyszeli: Trzecie miejsce: Agnieszka Chylińska i Łukasz Borkowski z gdańskiego liceum! W nagrodę dostali dyplomy i aparat fotograficzny. Koleżanki i koledzy szczerze gratulowali im sukcesu. Nikt nie słuchał wychowawczyni, która mruczała pod nosem, że trzecie miejsce to wynik nie proporcjonalny do trzech miesięcy przygotowań. Laureaci na tarczy wracali do Gdańska.
ADRENALINA W SEKRETARIACIE, OBRZYGANA BIELIZNA I PIJANY MATURZYSTA
Po konkursowej euforii emocje szybko opadły i trzeba było zmierzyć się ze szkolną rzeczywistością. A ta nie wyglądała różowo. Na lekcji wychowawczej bohaterowie ostatnich dni usłyszeli: Tylko część opuszczonych lekcji będzie usprawiedliwiona! Agnieszka z Łukaszem ostro wzięli się do roboty. Do zakończenia roku zostały niecałe trzy miesiące, więc była jeszcze szansa na wyjście z kłopotów. Sumiennie zjawiali się na wszystkich lekcjach, ale samą obecnością trudno było nadrobić zaległości z kilku miesięcy. Agnieszka zaczęła tracić wiarę, że się uda. Co chwilę wpadała w „psychiczny dół", nie mogła się
12
0mM
ki™
skupić nad książkami, setny raz przypominała sobie występ na konkursie. Jej marazm przerwał telefon. Na lekcji języka francuskiego została wezwana do sekretariatu. Pełna najgorszych odczuć wyszła z klasy. W słuchawce usłyszała głos młodego człowieka.
- Cześć, jestem Bobi, gram w zespole Second Face. Widzieliśmy cię na Konkursie Piosenki Francuskiej w Starogardzie Gdańskim i chcemy, żebyś została naszą wokalistką... -Agnieszce momentalnie podniósł się poziom adrenaliny. Dostała propozycję śpiewania w zespole! Ten telefon podziałał na nią jak grom z jasnego nieba. Od razu inaczej popatrzyła na świat. Poczuła, że znowu ma szansę na zmianę swojego życia. Oczami wyobraźni widziała siebie na scenie, obok długowłosych muzyków, przed sceną wiwatujący tłum...
Spotkanie z zespołem Second Face odbyło się w sopockiej kawiarni „Teatralna". Agnieszka od razu zwróciła uwagę, że wszyscy muzycy mają imiona zaczynające się na literę M. Było dwóch Marcinów, Mariusz i Michał. Szybko się dogadali, że Agnieszka dołączy do nich jako wokalistka. Na pytanie Co grają?, świeżo upieczona frontwomen usłyszała: Rocka przemieszanego z czadem. Po pół godzinie ustalili termin pierwszej próby i przybili sobie piątki. Chwilę po spotkaniu Agnieszkę zaczęły swędzieć policzki, co mogło znaczyć, że ją obgadują. I rzeczywiście tak było. Chłopaki zastanawiali się, czy dziewczyna... zmieniła kolor włosów, bo wydawało im się, że na konkursie w Starogardzie Gdańskim była brunetką.
Agnieszka zaczęła jeździć dwa razy w tygodniu na próby do Starogardu Gdańskiego. Początkowo korzystała z usług PKS-u, ale kiedy rodzice przestali jej dawać pieniądze na bilety, zaczęła zatrzymywać samochody „na stopa". Próby bardzo ją „kręciły", nie mogła się ich doczekać. Był jeszcze jeden powód tej niecierpliwości - Marcin, gitarzysta zespołu, został jej chłopakiem. Z czasem w Starogardzie Gdańskim Agnieszka czuła się lepiej niż w Sopocie. Tam urządziła swoją osiemnastkę. Imprezę zorganizował gitarzysta Second Face w mieszkaniu swojego brata. Jubilatka przyjechała na balangę razem z Dol-lores, która specjalnie na ten wieczór zafundowała sobie nową fryzurę i ścięła włosy na krótko. Dziewczyny przywiozły na imprezę wódkę „Jazz", wstydliwe chowaną za pa-
13
Second Face grał „rocka przemieszanego z czadem"
Second Face - pierwsza sesja zdjęciowa
zucha. Po drodze jakiś żulik zauważył flaszkę i z głupim uśmieszkiem wychrypiał przepitym głosem: Zaraz się paniusi butelka wymsknie! Agnieszka myślała, że spali się ze wstydu.
Na „osiemnastce" prawie dorosła dziewczyna piła ostrożnie. Jej limitem były wtedy cztery kieliszki wódki. Po przekroczeniu tej granicy upijała się „na smutno" i płakała albo... wymiotowała. Tym razem kłopoty żołądkowe miała Dollores, która mieszankę alkoholu i ciasta musiała zwrócić przez okno. Po chwili do imprezowiczów zaczął dobijać się lokator z niższego piętra. Rozwścieczony sąsiad krzyczał: Jakiś facet obrzygał mi bieliznę!!!
Agnieszka zapamiętała swoją osiemnastkę jako bardzo udaną imprezę, która przeciągnęła się do bladego świtu. Po raz pierwszy miała okazję poczuć się „luzacko" w paczce kolegów, jakich brakowało jej w Sopocie. Zdawała sobie sprawę, że podobnej imprezy nie mogłaby zorganizować w domu. Rodzice uważali ją za grzeczną dziewczynkę, która nie pije i nie pali...
Po kilkunastu próbach Second Face zaczął pokazywać się na lokalnych przeglądach i konkursach. Zespół grał tam bluesowe kawałki, zapuszczał się w rockowe klimaty a'la Janis Joplin zahaczając nawet o hard core. Zaczęto ich zapraszać na koncerty, gdzie występowali jako jedyny zespół. Zdarzało się, że organizatorzy płacili im za występy. Czasami było to nawet 10 złotych na głowę. Za zarobione pieniądze kupowali wino i imprezowali. Im bardziej Agnieszkę rajcowały próby i koncerty, tym bardziej odpuszczała szkołę. Na lekcjach bywała sporadycznie.
Zbliżał się koniec roku szkolnego. Trzecioklasistka zaabsorbowana karierą rockowej wokalistki zaczęła przeczuwać, że nie zda do następnej klasy. Podobnie jak w jej liceum, tak i we wszystkich ogólniakach czwartoklasiści gorączkowo przygotowywali się do egzaminu dojrzałości. Przed opuszczeniem szkoły przez najstarszych uczniów miał się
14
odbyć pożegnalny apel. Polonistka chciała szkolną akademię typu gadka - ukłon - brawa - goździk urozmaicić krótką inscenizacja. Jej przygotowanie znowu zaproponowała Agnieszce, a ta nie odmówiła. Pomysłowa uczennica jeszcze raz „ugryzła" temat w niekonwencjonalny sposób. W mini - przedstawieniu zagrała maturzystę, który skacowany przychodził na egzamin i nie bardzo „kumał" co się wokół niego działo. Scenki rodzajowe Łukasz urozmaicał muzycznymi motywami. Jak zwykle po występie był aplauz. Najgłośniej klaskali maturzyści, którzy na chwilę zapomnieli o nerwowych przygotowaniach do egzaminów na studia.
Niepostrzeżenie przyszedł czerwiec - najgorętszy miesiąc w szkole. Agnieszka była niemal pewna, że nie zda. Zawaliła zbyt dużo lekcji, żeby nauczyciele przepuścili ją do następnej klasy. Po cichu liczyła, że docenią jej trzecie miejsce na Konkursie Piosenki Francuskiej i aktywność w kółku teatralnym. Postanowiła walczyć i pokazać, że nie lekceważy nauki. Zaczęła „kuć" bez opamiętania. Po tygodniu „stukania" nie mogła patrzeć na chemiczne wzory i matematyczne twierdzenia. Pocieszała się, że może uda się wybła-gać u belfrów promocje i żeby nie drażnić ich swoim widokiem przeniesie się do innej szkoły. Szybko się rozczarowała. Na matematyce nauczyciel stwierdził, że nie będzie jej pytał, bo ma za dużo nieobecności. Agnieszka nie mogła powstrzymać łez... Wybiegła z klasy i zapłakana wpadła na nauczycielkę języka rosyjskiego. ...Oblał mnie... kurwa... oblał mnie... - szlochała jej w rękaw. Rusycystkę uważano w szkolę za „równą babkę" i nauczycielka znowu udowodniła, że nie była to opinia na wyrost. Obiecała wstawić się za Agnieszką u matematyka i... dotrzymała słowa. Pod koniec lekcji zagrożona uczennica dowiedziała się, że dostanie jeszcze jedną szansę. Agnieszka znowu zanurkowała w książki. Kilkanaście godzin bez przerwy uczyła się najbardziej znienawidzonych przedmiotów -matmy, chemii i biologii.
Poniedziałek miał być rozstrzygającym dniem szkolnej kariery Agnieszki w trzeciej klasie. Lekcje zaczęły się od chemii. Nauczycielka o głosie Smerfa Ważniaka zakomunikowała: Absencja Chylińskiej na lekcjach jest za duża i nie mogę jej wystawić pozytywnej oceny na półrocze. Agnieszka nie poddawała się i zgłosiła się do odpytywania... Chemica zaczęła wertować dziennik i oglądać oceny z innych przedmiotów, które też nie wyglądały najlepiej... Agnieszka nie ustępowała i chciała być pytana. Chylińska, jak będziesz mieć z matematyki i biologii pozytywne oceny, to wtedy przymknę oko z chemii -wyskrzeczała nauczycielka. To była szansa! Na matematyce belfer nie dał się jednak przekonać do jej wiedzy. Agnieszka nie traciła nadziei i na biologii walczyła o promocję. Nauczycielka znowu asekurowała się innymi przedmiotami i obiecała, że jeśli z matematyki i chemi będzie miała pozytywne oceny, to z biologii powinna się wygrzebać. Zaraz po dzwonku Agnieszka wybiegła z klasy i zaczaiła się na matematyka. Kiedy nauczyciel pojawił się na korytarzu, zdesperowana dopadła go na schodach i zaczęła prosić o jeszcze jedną szansę. Całe zajście obserwowała biologica, która wtrąciła swoje „trzy grosze": Jak Ty, Chylińska, w taki sposób przekonujesz profesora do postawienia miernej oceny, to ja wycofuje się z tego co powiedziałam... Koniec i kropka. Agnieszka poczuła, jak bezsilność odbiera jej chęć do walki, nie mogła powstrzymać łez. W tym samym momencie postanowiła olać szkołę... Razem ze łzami wypływała złość na belfrów. Nie widziała sensu w siedzeniu na lekcjach. Zabrała książki i zrezygnowana wyszła ze szkoły. Jadąc kolejką zastanawiała się, jak „nowinę" sprzeda w domu. Nie miała odwagi spojrzeć rodzicom w oczy. Cieszyła się, że ojciec wyjechał służbowo na mistrzostwa świata w piłce nożnej do Stanów Zjednoczonych. Ze strachem otwierała drzwi do mieszkania... Na szczęście mama
15
jeszcze nie wróciła z pracy. Agnieszka szybko napisała list. Mamo, nie zdałam. To trochę moja wina, trochę nauczycieli. Nie dali mi szansy. Proszę Cię zrozum mnie! Kartkę zostawiła na stole i poszła na długi spacer nad morze.
NACHALNY PERKUSISTA, KAWAŁEK BRZUCHA I ŁYSA ŚPIEWACZKA
Zespół Second Face coraz częściej koncertował i wśród małolatów ze Starogardu Gdańskiego zaczął być popularny. Po pierwszych sukcesach grupa postarała się nawet o menagera. Sprawami młodych muzków zajął się Jankes. To dzięki jego operatywności zaczęli jeździć do Trójmiasta, gdzie występowali w klubach studenckich. Menago zacierał ręce z zadowolenia, kiedy udało mu się wcisnąć kapelę na imprezę pod nazwą Dni Kociewia. Dwunastego czerwca w Starogardzie Gdańskim mieli zagrać jako lokalna atrakcja obok Ludowego Zespołu Pieśni i Tańca oraz grupy Skawalker. Muzycy z Second Face cieszyli się, że wreszcie będą mogli się pokazać w rodzinnym mieście i zagrać nie tylko dla młodzieży. Agnieszka na ten koncert wyciągnęła z szafy mamy jedwabne bermudy w plamy, do których dopasowała część od „Rozbitka". Pierwszy sceniczny ubiór dopełniały lśniące rajstopy i martensy. Second Face występował w połowie imprezy. Wśród publiczności byli prawie sami znajomi, którzy reagowali entuzjastycznie. W połowie występu Agnieszka kątem oka zauważyła, jak przyjechał samochód z „gwiazdami". Nie zrobili na niej żadnego wrażenia... Frajerzy z Kombi - pomyślała widząc twarze znane z telewizji. Zauważyła, że jeden z nich, taki niedogolony dryblas, przyglądał się jej zza sceny. Kiedy po występie schodziła na zaplecze, zaczepił ją w przejściu.
- Cześć, jestem Zbyszek. Nieźle sobie radzisz z wokalem - facet zaczął od pochwały.
- Dzięki stary, ale muszę lecieć - Agnieszka nie miała ochoty z nim gadać i próbowała go wyminąć.
- Znasz zespól TSA Evolution? - dryblas nie dawał za wygraną.
- Coś tam słyszałam...
- Szukamy kogoś na wokal. Nie chciałabyś spróbować?
- Stary, ja mam swój zespół! - Agnieszka nie chciała być bezczelna, ale gość stawał się namolny. - O czym ten człowiek gada? Chce mnie wyjąć z kultowej kapeli do swojego zespołu. Niech spada na drzewo! - przemknęło jej przez głowę. Nie miała zamiaru z nim dłużej gadać. Spławiała go, kiedy prosił o numer telefonu. Razem z kolegami nabijała się później z jego lśniących bębnów, które techniczni starannie czyścili szmatkami.
Następnym koncertem, jaki Jankes załatwił Second Face, była impreza na pożegnanie roku szkolnego w... „ogólniaku" Agnieszki. Mieli tam wystąpić jako suport grupy Illusion. Koncert zaplanowano w przeddzień rozdania świadectw. Agnieszka uznała to za dobrą okazję do pożegnania się z „budą". Swój występ rozpoczęła od krótkiej przemowy:
- Chciałam powiedzieć, że zrywam z tą szkołą i dlatego dziękuję nauczycielom, którzy byli dla mnie szczególnie sympatyczni — uczniowie nie mieli wątpliwości, do których belfrów skierowany jest ten tekst. - Dziękuję im za to, że liczyły się dla nich tylko ich własne przedmioty, że nie dali mi szansy! - Agnieszka miała satysfakcję, że wyrzuciła z siebie żal, który zalegał jej na żołądku.
16
Zaczęły się wakacje - dwa miesiące luzu. Agnieszka mogła zapomnieć o szkole. Całymi dniami przesiadywała w Starogardzie. Second Face sporadycznie występował. Koledzy z zespołu często przyjeżdżali do Sopotu i całą paczką spotykali się na „Moncia-ku". Lipiec i sierpień szybko zleciały na beztroskiej labie. Pod koniec wakacji Agnieszka miała dość marudzenia rodziców i rozejrzała się za nową szkołą. Zdecydowała się na Społeczne Liceum Ogólnokształcące w Sopocie. W nowej budzie nie było nerwowej presji, nauczyciele nie traktowali uczniów jak numery w dzienniku. Mimo lepszych warunków nauki nowa uczennica nie mogła się skupić na lekcjach, bowiem coraz bardziej absorbował ją zespół.
Jankes zaskakiwał ich nowymi pomysłami. W tajemnicy wysłał demo do firmy MJM, która organizowała w Warszawie Mokotowską Jesień Muzyczną. Po kilkunastu dniach przyszła odpowiedź, że Second Face zakwalifikował się na ogólnopolski przegląd. Dopiero wtedy menager im o tym powiedział. Przed wyjazdem do stolicy zaczęli ostro „szlifować numery". Zdawali sobie sprawę, że ich warsztatowe niedociągnięcia wymagają wielu prób. Braki nadrabiali entuzjazmem i liczyli, że to pozwoli im zabłysnąć w stolicy. Grali ze sobą już sporo czasu i poza zdobyciem lokalnej popularności nie mogli przeskoczyć kolejnego szczebla kariery. Zastój nie najlepiej wpływał na morale. Trochę ich wkurzało, że się nie rozwijają i mieli nadzieję, że Mokotowska Jesień Muzyczna coś zmieni. Dwa tygodnie przed wyjazdem do Warszawy Agnieszka odebrała telefon od faceta, który nagabywał ją w Starogardzie Gdańskim proponując śpiewanie w TSA Evolution. Tym razem zapraszał na próbę zespołu Skawalker. Aga zdziwiła się, skąd wziął jej numer telefonu i znowu bezczelnie go zbywała. Gość był jednak uparty i w końcu dała za wygraną zgadzając się przyjść do gdańskiego klubu „Żak".
Na spotkanie ze Skawalkerem zjawiła się kilka minut przed osiemnastą, ale dyplomatycznie wolała się spóźnić. Z tą wizytą nie wiązała żadnych planów, ale idąc po schodach traciła odwagę i pewność siebie. Zaczęła się zastanawiać, czy jej nie wyśmieją, kiedy usłysząjaka z niej amatorka. Z góry dochodziły dźwięki, które poprowadziły ją pod drzwi kanciapy. Przed wejściem próbowała zatuszować swoje zdenerwowanie. Twarz schowała w długich włosach i lekko przygarbiona weszła do środka. Prawie w tym samym momencie umilkły instrumenty.
- Cześć, jestem Agnieszka — przedstawiła się nienaturalnym głosem. Oni nie pozostali dłużni. Miała wrażenie, że podając ręce przyglądali się jej uważnie. Grzegorz zaproponował na rozgrzewkę improwizowanego bluesa. Dziewczyna przytaknęła. Potem zagrali jeszcze kilka standardów. Agnieszka miała wrażenie, że faceci w środku pękają ze śmiechu z jej wokalnych poczynań. Zdziwiła się, kiedy na koniec próby zaprosili ją na następne spotkanie.
Po powrocie do domu długo myślała o wydarzeniach ostatnich godzin. Zdecydowała się nic nie mówić chłopakom z Second Face. Postanowiła, żeby los zadecydował za nią. Rozstrzygnięcie miała przynieść Mokotowska Jesień Muzyczna. Z kolegami ustaliła, że jeżeli wygrają konkurs, to wtedy poświecą się zespołowi, a jeżeli się nie uda, to sobie podziękują. Z takim ustaleniami jechali do stolicy.
Na warszawski konkurs przyszło aż trzysta czterdzieści zgłoszeń. Second Face został wybrany razem z siedemdziesięcioma siedmioma innymi kapelami. Do występu przed jury zakwalifikowało się tylko trzynaście kapel, w tym również zespół ze Starogardu Gdańskiego. Przesłuchania odbywały się w klubie Remont. Na przeglądzie zagrali ze strachem. Czuli tremę przed jurorami, którymi byli między innymi: Tytus z Acid Drin-
kers, Krzysztof Jaryczewski - były wokalista Oddziału Zamkniętego i Anja Orthodox z Closterkeller. To ona zwróciła uwagę na Agnieszkę. Kilkanaście dni później „Brumie" ukazał się tekst o imprezie. Było kilka śpiewających dziewczyn co mnie cieszy(...). Second Face - miał wspaniałą wokalistkę, powinna dostać jakieś indywidualne wyróżnienie, to była moja faworytka - stwierdziła na łamach miesięcznika Anja Orthodox. Niestety, zespół Second Face nie wygrał imprezy, choć na pocieszenie znalazł się w dziesiątce wyróżnionych. Główna nagroda imprezy, kontrakt fonograficzny z firmą MJM, przypadł grupie Myslovitz.
Po Mokotowskiej Jesieni Muzycznej atmosfera w Second Face pogorszyła się. Wokalistka czuła, że z tym zespołem nie będzie mogła się zrealizować. To byli fajni kumple, fajna atmosfera, ale muzycznie przestaliśmy się rozwijać - Agnieszka coraz częściej myślała o Skawalkerze. Grając z zawodowcami miałabym okazję przeskoczyć etap kilkuletniego grania po piwnicach i występowania za piwo. Podobne rozważania nie pozwalały jej zasnąć. Nie była przekonana do nowego zespołu. Przerażała ją myśl, że muzycy Skawalkera są dużo starsi. Pamiętała, że jako mała dziewczynka dostała od ojca kasetę Kombi z koncertem z okazji 10-lecie zespołu, na której Grzegorz wyśpiewywał „Słodkiego, miłego życia" i inne hity znanego zespołu. Nie przepadała za tą muzyką. Pamiętała, że później wpadła w jej ręce układanka ze zdjęciem Kombi. Nie miała większe- Chciałam zmienić swoje życie...
go problemu z ułożeniem puzzla, tylko przez kilka minut się denerwowała, nie mogąc znaleźć kawałka z brzuchem Grzegorza.
Po pięciu próbach z muzykami Skawalkera postanowiła zaryzykować i zdecydowała się przejść do nowego zespołu. Chciała zmienić swoje życie i w piątek, trzynastego stycznia 1994 roku, poszła z koleżanką do fryzjera. Monika płakała, widząc jak fryzjerka obcina jej długie włosy.
- Stara, spoko! Możesz je zabrać na pamiątkę. Rozpoczynam nowe życie - Agnieszka pocieszała koleżankę. Następnego dnia prawie łysa zjawiła się w klubie „Żak"...
18
¦
FABRYKA BUTÓW, NIEDOJRZAŁY BIMBER I NOWIUSIEŃKI DEBIL
01.09.1969, Liceum Ogólnokształcące imienia Stanisława Wyspiańskiego w Mławie.
Dyrektor „ogólniaka" wita pierwszoklasistów. Długa przemowa na apelu rozpoczynającym rok szkolny nie interesuje kędzierzawego blondyna, który przygląda się rówieśnikom. Jego spojrzenie na dłużej zatrzymuje się na niewysokim, lekko przygarbionym brunecie, którego twarz wydaje się znajoma. Waldek grzebie w pamięci. Widział go kilka miesięcy temu jak śpiewał z gitarą przy ognisku. Nawet nieźle mu wychodziło ~ przemknęło Waldkowi przez głowę. Przypomniał sobie siostrę, która mówiła, że młodszy brat Zbyszka Skawińskiego umie grać na gitarze i ma zdawać do liceum... Apel się skończył. Waldek od razu podszedł do znanego z widzenia chłopaka. Kolega miał na imię Grzegorz. Chwilę potem siedzieli na parapecie i wymieniali swoje fascynacje muzyczne. Niektóre nazwy się powtarzały - obaj słuchali Hendrixa i grupy Cream. Pierwszoklasiści szybko się dogadali i przybili piątkę z postanowieniem: Zakładamy kapelę!
Pod koniec lat sześćdziesiątych centrum kulturalnym w Mławie był klub działający przy Fabryce Obuwia. Największy zakład dwudziestotysięcznej miejscowości miał pieniądze na finansowanie kółka modelarzy, sekcji szachowej i filatelistycznej. To tam organizowano popularne wśród młodzieży „potupaje". Na „fajfach" zespół grał prawie zawsze dla nadkompletu publiczności. Skład grupy często się zmieniał, bo młodzi muzycy nie mogli pogodzić występów z nauką. We wrześniu 1969 roku zespół przeżywał kolejny kryzys kadrowy. „Na gwałt" potrzebny był wokalista. Kierownik klubu dowiedział się „pocztą pantoflową" o licealiście co nieźle śpiewa i gra na gitarze rytmicznej. Tym uczniem był Grzesiek Skawiński, który w klubie zjawił się z Waldkiem. Napaleni na granie młokosi bez problemu dogadali się z kierownikiem i dostali pozwolenie na korzystanie z sali prób i sprzętu. Szybko znaleźli wspólne tematy z trzema chłopakami, którzy już tam grali. Po burzy mózgów postanowili, że będą się nazywać Kameleon. Ta nazwa ciążyła nad nimi jak fatum, bo skład istotnie zmieniał się co kilka tygodni. Najpoważniejsze przetasowanie nastąpiło po odejściu basisty, któremu na granie nie pozwalały problemy rodzinne. Nie udało się znaleźć jego następcy, więc Waldek przerzucił się na gitarę z czterema strunami. Dopiero wtedy wykrystalizował się skład kapeli. Był „świeżo upieczony" basista, Grzegorz pełnił funkcję wokalisty i gitarzysty, na bębnach grał Waldek
Karpińsk Grześkov wtedy ni przyzwo ment. Je domyślił by zamiei narady st szawie. W żył na lac nazwał ją
Kii
gramem, grać kawt dzili, że r marki Gn ma. Przys sze nagrai swoje wp; senek. KidJ ty. PodczE potańcówl Budowlan no do don
Pierwszy ko zdjęcia/ w
20
Iszewski obsługiwał organy. \^^^^HHniając instrument pokazał vek na solówce, a sam zaczął ^|H tajniki gry na basie. Grał gitarze Alko, która w tamtych c/asach uważana była za całkiem szcze przed występami Grzegorz postlHic o profesjonalny instru-astanawiali się, jaki prezent sprawićHBwi pod choinkę. Szybko larzy początkujący muzyk, który odHHia przebąkiwał, że chciał-ra instrument podłączany do wzmacrHMi. Podczas konspiracyjnej Skawińskich ustaliła, że grający IH kupią synkowi w War-jdnia senior zabrał juniora do stolicyBBklepie muzycznym wyłożą którą kupił polską gitarę marki || Grzesio pieszczotliwie
agacony o lśniące instrumenty za rafiły piosenki Klanu i Breakout
3le, Uriah Heep i Led Zeppelin. lić na taśmie swoje „wypociny"
Waldek wciskał czerwony przyc ie serca, drżące ręce zdradzały zi: iami na twarzy kilkanaście razy s OTych nagraniach okazało się, że i
koncertowy został przygotowar kameleona ludzie nie uciekali, był ich sukces. Pierwszy raz zag rz przejęty występem zapomniał awił się po północy, mama na pc
Stódniówka /pisownia orygina przy mikrofonie Grzegorz,
jwać nad pro-¦ próbowali też
godnie stwier-il magnetofon czuli co to tre-:>yly ich pierw-ly komentując
większość pio-Jawać koncer-jak na innych
w Technikum
że wróci póź-
Chłopcy malowani
szmatą. Udobruchał ją widok Grześka z naręczem pączków, które małoletni muzyk dostał od pań z Komitetu Rodzicielskiego jako wynagrodzenie za występ. Uspokojeni rodzice zadzwonili na milicję, która już rozpoczęła poszukiwania ich syna.
Grupa Waldka i Grześka zaczęła regularnie grać na szkolnych zabawach. Zdarzały się również występy w remizach strażackich. Muzycy Kameleona nie wyróżniali się wyglądem, bo jako licealiści nie mogli sobie pozwolić na ekstrawagancje. Po kilku występach do szkoły „poszedł cynk", że Tkaczyk i Skawiński grają na imprezach. Belfrowie wzięli ich „pod lupę" i nieraz zdarzały się złośliwe komentarze typu: Wieczorki taneczne to nie najlepsze miejsca dla młodzieży. Starszemu pokoleniu zabawy kojarzyły się z siedliskiem zła. Nie było w tym wielkiej przesady, bo młodzież bez skrępowania paliła na nich papierosy i piła tanie wina. Często zdarzały się zadymy. Wśród małolatów szukających mocniejszych wrażeń panowała moda na wąchanie „Tri". Charakterystyczna woń środka odurzającego unosiła się w dusznych salach. Ale muzycy Kameleona grali na trzeźwo - nie byli jeszcze dobrymi instrumentalistami i nie chcieli używać „rozweselaczy". Na imprezach byli trzeźwi, lecz poza tym zdarzało im się kosztować alkoholu. Razem z kolegą i koleżanką wybraliśmy się do znajomej - wspomina Grzegorz. Dziewczyna akurat miała wolną chatę. Jej rodzice byli zaradnymi ludźmi i na wszelki wypadek trzymali w spiżarce baniak z „dojrzewającym " bimbrem. Za komuny prawie każdy smakosz alkoholu przechowywał w ukryciu miksturę pędzoną z drożdży, wody i cukru. Chłopaki od razu „wyniuchali" pękaty baniak. Gospodyni nie mogła im odmówić poczęstunku. Koleżanka zaskoczona naszą wizytą nie miała nic na zagrychę. W lodówce stała tylko... musztarda, znalazło się też pół bochenka chleba. Goście nie wybrzydzali. Chłopaki chcieli się poczuć dorośli i nie wylewali za kołnierz. Dziewczyny piły symbolicznie. „Niedorobioną" wódkę zagryzali chlebem z musztardą. Po godzinie Grzegorz z kumplem byli już nieźle wsta-
21
wieni i koleżanka dała im do zrozumienia, że powinni się przewietrzyć. Chłopaki na chwiejnych nogach, ale z dobrymi humorami wybrali na się spacer. Chodniki na całej szerokości należały do nich. Na obrzeżach miasta Grzegorz poczuł, że żołądek podchodzi mu do gardła. Po chwili „puszczał pawia". Przez trzy dni nie mógł dojść do siebie. Po niefortunnej inicjacji nie ciągnęło go już do alkoholu.
TRZASKI BEZPIEKI, JEDNODNIOWI HARCERZE I PODARTE ŚWIADECTWO
Muzycy Kameleona byli samoukami. Grając rocka nie musieli znać nut, ale chcieli poznać teorię muzyki. W Mławie brakowało ogniska i szkoły muzycznej, więc pojechali do oddalonego o trzydzieści kilometrów Ciechanowa. Mieli nadzieję zaczepić się w tamtejszym Ognisku Muzycznym. Na powitanie usłyszeli: Na naukę jesteście za... starzy. Zresztą nie ma miejsc. Ewentualnie możecie się zapisać na trąbkę. Szesnastolatkowie grzecznie podziękowali i wybrali inny sposób muzycznej edukacji. Zaczęli namiętnie słuchać radia. Włączali pierwszy program, gdzie królowały nagrania Urszuli Sipińskiej, Jacka Lecha, Jerzego Połomskiego, Trubadurów i No To Co. Początkujący muzycy swoich faworytów szukali więc na zakazanej fali Radia Wolna Europa. Jakość dźwięku pozostawiała wiele do życzenia. Służby bezpieczeństwa skutecznie zagłuszały zachodnią rozgłośnię w imię ochrony młodzieży przed „imperialistyczną zarazą". Nastoletni fani muzyki uprawiali polityczny „sabotaż" i z głowami przy głośnikach, mimo trzasków i zgrzytów, słuchali zakazanych piosenek. Raz udało im się nawet złapać transmisję obszernych fragmentów festiwalu w Woodstock! Innym sposobem dotarcia do nagrań zachodnich wykonawców były pocztówki dźwiękowe, które sprzedawano w kioskach. Namiętnie kolekcjonowano wtedy kiepskiej jakości plastikowe płyty, które można było odtwarzać na popularnych gramofonach Bambino. To z nich młodzież poznawała piosenki The Beatles i The Rolling Stones. Fascynaci muzyki spragnieni ambitnych dźwięków przegrywali przemycane z Zachodu płyty „Ceppelinów" na szpulowe magnetofony i słuchali nagrań aż do zerwania taśmy.
Instrumenty, struny, magnetofony, płyty, szpule kosztowały niemałe pieniądze, więc Grzesiek i Waldek wszystkie oszczędności przeznaczali na muzyczne hobby i nieraz brakowało im kasy na drobne wydatki. Dlatego dla podreperowania swoich budżetów zaczęli grać na weselach. Repertuar rozszerzyli o popularne melodie i ludowe przyśpiewki. W tym czasie z Kameleona odszedł klawiszowiec i z zespołu zrobiło się klasyczne gitarowe trio.
Grupa Grześka i Waldka wyróżniała się wśród kilku mławskich zespołów. Kierownik Klubu Kultury Fabryki Obuwia uznał, że chłopaki nie przyniosą mu wstydu i zaczął ich wysyłać na przeglądy i konkursy. Kameleon zwykle wracał do rodzinnego miasta z dyplomami i nagrodami. Muzyczne talenty Skawińskiego i Tkaczyka doceniono również w szkole. Jako pierwszy poznał się na nich Eugeniusz Łaciak - nauczyciel historii, który w ramach zajęć pozalekcyjnych prowadził chór, a wszystkie zastępstwa wykorzystywał na naukę śpiewania pieśni narodowych i patriotycznych: To on wpadł na pomysł, żeby przeplatać występ chóru piosenkami w wykonaniu gitarzystów Kameleona. Chłopaki włączyli do szkolnego repertuaru piosenkę Boba Dylana „Blowin' In The Wind" przerobioną przez Marylę Rodowicz.
22
Artystyczna aktywność Grześka i Waldka sprawiła, że w trzeciej klasie zostali wytypowani na konkurs Piosenki Harcerskiej w Siedlcach. Szkolna drużyna szybko załatwiła im mundury. Dwudniowa impreza miała się odbyć w weekend. Wyjazd pokrzyżował plany Grześka i Waldka - w niedzielę mieli zagrać w Mławie koncert z Kameleonem. Z opiekunem ustalili, że zaraz po sobotnim występie wrócą do rodzinnego miasta. Harcmistrz nie widział problemu. Na festiwalowy występ w Siedlacach Grzegorz z Waldkiem włożyli nowiusieńkie mundury. W brązowych uniformach czuli się nieswojo, ale to nie przeszkodziło w dobrym wykonaniu „Blowin' In The Wind". Ten utwór różnił się od harcerskich piosenek prezentowanych przez innych uczestników konkursu. Po przesłuchaniach chcieli przypomnieć wychowawcy, że zgodnie z umową wracają do Mławy. Ich opiekun zaszył się w jednym z pokoi i przy flaszce łamał prawo harcerskie... Kiedy go znaleźli i przypomnieli o ustaleniach, wstawiony nauczyciel zaczął „udawać Greka" i nie zezwolił na wyjazd. „Podrobieni" harcerze nie starali się być honorowi i w niedzielę rano wrócili do Mławy, gdzie wieczorem zagrali koncert.
W poniedziałek na szkolnym apelu wymieniono nazwiska uczniów, którzy mieli się stawić u dyrektora. „Podpadziochami" byli oczywiście Skawiński i Tkaczyk. W gabinecie dyrektora czekał na nich festiwalowy opiekun. Facet krzyczał o lekceważeniu nauczyciela, złym reprezentowaniu szkoły... Nie pomagały tłumaczenia. Zostali ukarani obniżeniem oceny ze sprawowania i konfiskatą nagrody. Co się okazało? Występ Grześka i Waldka spodobał się jury i mławianie... zajęli pierwsze miejsce. Ich nieobecności nikt by nie zauważył, gdyby nie koncert laureatów. Kiedy zwycięzcy nie zgłosili się po nagrodę, zrobił się skandal.
Chłopaki nie przejmowali się gadką dyrektora. Trochę żałowa