15550
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 15550 |
Rozszerzenie: |
15550 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 15550 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 15550 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
15550 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Wiera Iwanowna Krzyżanowska
Pięcioksiąg ezotoryczny
dziewięciotomowy
Prawodawcy Tom III
wydane przez
POWRÓT DO NATURY
Katolickie publikacje
80-345 Gdańsk-Oliwa ul. Pomorska 86/d
tel/fax. (058) 556-33-32
Spis rozdziałów
Rys biograficzny str. 2
Rozdział I str - 8
Rozdział II str - 15
Rozdział III str - 23
Rozdział VI str - 32
Epilog str - 42
Zakończenie str. - 45
TOM III
Rys krytyczno-biograficzny
WIERY KRYŻANOWSKIEJ (ROCHESTER)
Tyś - król; żyj sam. Idź drogą wolną.
Dokąd pociąga cię twój wolny rozum.
Puszkin
Kiedy zachodzi potrzeba napisania o szerokiej i różnorodnej twórczości wielkiego
pisarza, wówczas
mimowoli napotykamy na trudności i niemożność oddania w tak ograniczonym rysie
całej pełni wrażeń,
płynących z gatorii portretów jego bohaterów, z obrazów historycznych i wziętych
z życia oraz drama-
tycznych sytuacji, które tak bogato obfitują, na przykład, utwory WIERY (córki
Jana) KRZYŻANOW-
SKIEJ. Jej osobliwy a twórczy talent literacki wymaga osobnej i nader
szczegółowej oceny krytycznej.
W ramach naszej krótkiej wzmianki mamy tylko możność zwrócenia uwagi miłośników
wytwornej litera-
tury na szczególnie wyróżniające się dzieła i ze smutkiem musimy pominąć
milczeniem bardzo liczne
utwory, przez nią pozostawione, oraz ciekawe i pełne artystycznego piękna opisy
i obrazy.
WIERA KRYŻANOWSKAJA pochodzi ze starego szlacheckiego rodu z Tambowskiej
gubernii, lecz
urodziła się w Warszawie, gdzie ojciec jej podówczas był dowódcą brygady
artylerii. Po śmierci ojca od-
dano ją do Instytutu Katarzyny w St. Petersburgu, lecz z powodu wątłego zdrowia
nie mogła ukończyć
całego kursu Instytutu i dalsze kształcenie zmuszona była prowadzić w domu.
Kto wie, czy nie na korzyść wyszło jej to przedwczesne opuszczenie "państwowego"
zakładu? Są-
dząc z otrzymanych rezultatów, należy przypuszczać, że domowe otoczenie
intelignetnej rodziny daleko
korzystniej oddziaływało na kształtujący się w niej talent poetycki.
Wiera wyszła za mąż za szambelana Siemianowa, lecz w literaturze zachowała swoje
panieńskie
nazwisko KRYŻANOWSKAJA i pseudonim W.l. ROCHESTER.
Nieżyjący książę Roczester, jako duchowy opiekun jej, za grobu drogą
wewnętrznego słyszenia,
przekazywał jej całą prawie jej spuściznę literacką w poznawaniu okultystycznym
rzeczy historycznych
stworzonych a nie wyjaśnionych przez naukę.
Ograniczymy się zatem tą krótką wzmianką, odnoszącą się do biografii pisarki i
przejdziemy do
przeglądu jej dzieł.
Ożywiając w pamięci tę wielką ilość wydanych i nie wydanych prac W.
Kryżanowskiej jesteśmy
przekonani, że prawie nieomylnie możemy ocenić ogólne literackie wartości jej
utworów, a mianowicie:
stałe zaciekawianie treścią, subtelna psychologiczna analiza charakterów
działających osób, artystycz-
2
na prawdziwość sytuacji, a co najważniejsze - pełna czaru harmonijność
filozoficznego światopoglądu.
Celem ułatwienia ogólnego poglądu, w związku z rozmiarami naszego artykułu,
wypada nam wszystkie
utwory W. Kryżanowskiej podzielić na grupy i mówić, o czym już wspominaliśmy
wyżej, jedynie o najbar-
dziej wyróżniających się.
Do pierwszej grupy włączymy powieści WSPÓŁCZESNE, z życia społeczeństwa
rosyjskiego, lub
obcego; z utworów zaś, przedstawiających obrazy z życia rosyjskiego, zasługuje
na największą uwagę,
zdaniem naszym, powieść "SIEĆ PAJĘCZA". Ubiegłe tak jeszcze niedawno wypadki
zerwały osłonę ze
zgnilizny i rozkładu rosyjskiego społeczeństwa; oczywistym jest, iż wrażliwy
talent W.K. nie mógł nie za-
trwożyć się objawami duchowej niemocy ojczyzny i natychmiast stworzył oddźwięk w
obrazie, który
z przygniatającą jasnością wykazuje zaczynający się podówszas rozłam Rosji
państwowy i społeczny,
wyrażający się z jednej strony - Czuszimą, a z drugiej - politycznym szaleństwem
1904 - 1905 r.
Będąc oczywiście SPIRYTUALISTKĄ i przepowiadając zawsze zwycięsto ducha W.K. nie
mogła
inaczej, jak tylko ze sprzeciwem odnieść się do tego rodzaju psychicznej choroby.
Po tym względem au-
torka nasza wykazała głęboką znajomość psychologii i niezrównany artyzm w
powieściach: "ZEMSTA
ŻYDA" (La vengeance du juif) i "REKENSZTEJNOWIE".
Następny i wyższy już stopień w sferze twórczości W.K. zajmują powieści
HISTORYCZNE, którte
już przed innymi utworami przyniosły jej zaszczytny rozgłos.
W.P. Burenin, mówiąc o historycznych powieściach Szachowskiej i Mereżkowskiego,
w związku
z powieścią W.K. pt. "KRÓLOWA HATASU" ("La reine Hatasou"), między innymi,
powiedział co nastę-
puje :"... pani Kryżanowskaja jeszcze bardziej czuje się u siebie w domu w
Egipcie, niż pani Szachow-
ska w Rzymie; znane jej jest życie starożytnych Egipcjan tak samo, jak Ebersowi,
a być może nawet i le-
piej".
Taż sama mianowicie cecha wyróżniająca powieści W.K. podkreślana przez sędziego
i ustalentowa-
nego krytyka i znawcę literatury: owo żywe i jasne odtworzenie bytu i samego
ducha opisywanej epoki -
została potwierdzona następnie przez Francuską Akademię, która ozdobiła laurami
powieść "ŻELAZNY
KANCLERZ STAROŻYTNEGO EGIPTU" (La chancelier de fer de I antique Egypte") i
zaszczyciła autor-
kę tytułem "Officier d^Academie". I nie jest to bynajmniej dziwne, jeżeli się
zważy, że W.K. włada dosko-
nale obcymi językami, szczególnie francuskim, który znany jej jest omal nie
lepiej od rosyjskiego, dlate-
go też jej pierwsze utwory należą jdenakowo do obu literatur - francuskiej i
rosyjskiej - ponieważ wiele
z nich było wydawanych we Francji. Wypada dodać, że i Rosyjska Akademia Nauk,
aby prawdopodob-
nie, nie pozostać w tyle za swoją znakomitą towarzyszką francuską, na dowód
uznania i oceny arty-
stycznej twórczości, chociaż zmarszczyła czoło, to jednak nie mogła nie dać jej
zaszczytnej pochwały za
inną powieść pt. "POCHODNIE CZECHOW" - z epoki przebudzenia narodowej i
religijnej świadomości
czeskiego narodu w końcu XIV i w początkach XV wieku.
Powieści historyczne w. Kryżanowskiej poświęcone są przeważnie trzem epokom:
egipskiej, rzym-
skiej i średniowiecznej. Z licznych tego rodzaju utworów, odnoszących się do
pierwszej z tych epok,
oprócz wymienionej przez nas wyżej "Żelazny Kanclerz Starożytnego Egiptu",
dającej niezwykle cieka-
wy i żywy obraz życia Józefa, wskażemy jeszcze powieść "Faraon Mernefta" - w
której przedstawiona
jest znakomita postać wielkiego proroka Izraelskiego narodu.
Spośród powieści z epoki rzymskiej, na pierwszym miejscu należy postawić powieść
*W tym znaku
Zwycięższysz" ("in hoc singo vinces") z czasów prześladowania chrześcijan za
Dioklecjana. Będąc
znawcą strażotnych nauk w ogóle, a filozofii w szczególności, autorka odtworzyła
najciekawszy obraz
zamierzchłej starożytności, w którym zestawiła dwa światy: ginące pogaństwo, w
osobie starożytnego
Rzymu i powstające młode Chrześcijaństwo, które swoją siłą etyczną i tryumfującą
wiarą miało zastąpić
ów zamierający świat. Osobliwie zajmującą jest potężna postać maga Oriona,
skupiającego w sobie naj-
lepsze i trwałe wartości filozofii i nauk ludów starożytnych. Osobliwość ta jest
jakby prototypem pociąga-
jących magicznych obrazów, zawartych w cyklu wybitnie OKULTYSTYCZNYCH utworów w
porządku
chronologicznym.
Z prac W.K., odnoszących się do epoki średniowiecznej, oprócz wymienionej wyżej:
"Pochodnie
Czechów", pozostaje jeszcze kilka poważnych utworów z których zasługuje na uwagę
powieść "Na Ru-
bieży", malująca obraz dwóch światów: staroruskiego i germańskiego, które
zetknęły się na Inflantach,
czyli na rubieży państwa Moskiewskiego. Drugim z kolei, bardziej godnym uwagi
dziełem, jest powieść
3
z XIII-go stulecia pt. "BENEDYKTYŃSKIE OPACTWO", opisująca osobliwe, burzliwe,
lecz ponure życie
średniowiecznego społeczeństwa i duchowieństwa.
Powieść ta, w formie spowiedzi trzech osób, kreślona jest po mistrzowsku, bez
powtarzań, czego
najtrudniej uniknąć, opisując jedne i te same zdarzenia. Poza tym, nie mniej
osobliwą cechą tego utwo-
ru jest okoliczność, że opowiadania bohaterów nie kończą się wraz z ich śmiercią,
lecz trwają za gro-
bem, dając groźny obraz nieubłaganej KARMY, jako następstwa przebytych
egzystencji.
Dzieło to tworzy jakby przejście do trzeciej grupy powieści: SPIRYTUALISTYCZNYCH
I EZOTE-
RYCZNYCH.
Nie wiemy, czy wszystkim znana jest ta ciernista droga, jaką do ostatniej chwili
postępował u nas
Spirytualizm w śisłym tego słowa znaczeniu, nie mówiąc już o okultyzmie; pomimo
tego, że cały szereg
znakomitych uczonych, u nas i za granicą, potwierdził rzeczywistość zjawisk
spirytystycznych, które być
może, burzą utarte poglądy na właściwości materii, lecz rodzą nowe pojęcia o
różnorodności stopni
i form bytu.
Nie mówiąc już o świadomym przeliczaniu zjawisk, pseudo-uczeni "liberalni*",
"postępowcy" i "ma-
terialiści" z radością gotowi byliby - według opinii znakomitego Pilnera -
dokonać tego, co ogniś doko-
nywał katolicyzm: "To, co trzysta lat temu" - mówi on - działo się NA CHWAŁĘ
BOŻA, dzieje się obec-
nie NA CHWAŁĘ NAUKI.
Aktorzy - pozostają zawsze ci sami, zmieniła się tylko dekoracjaę. Przy podobnym
ustosunkowaniu
się "nauki" i "krytyki", owianych duchem materializmu i trzymających przy tym w
rękach swoich taki
straszny bicz, jak drukowane słowo - dużo doprawdy cywilnej odwagi musiał mieć
autor, do tego jesz-
cze z wielkim literackim tytułem, ażeby zdecydować się rozwinąć śmiało sztandar
EZOTERYZMU i sta-
nąć otwarcie w szeregu jego obrońców i kaznodziei, bez tych błazeńskich
wykrzywiań i grmasów, z jaki-
mi czynią to niektórzy "pisarze", grzeszący raz do roku haftowaniem swoich
"wigilijnych" opowieści ze
"świata tajemnic", byleby tylko zarobić niezbędny grosz "na rybkę".
Lecz wrogi stosunek i rzekoma siła materialistycznego obozu bynajmniej nie
przestraszyła W.K. od-
ważnie też głosiła ona drogi jej światopogląd spirytualistyczny tej nielicznej
może, lecz najbardziej wraż-
liwej i myślącej części społeczeństwa, która pragnie zbadać zjawiska duchowego
zakresu człowieka
i skryte dotąd jeszcze siły przyrody, a mówiąc w ogóle - zjawiska świata, choć
niewidzialnego, lecz jed-
nakże istniejącego realnie. A droga zaś takiego pisarza - pioniera, niewątpliwie,
jest drogą nad wyraz
ciernistą, sądząc z własnych słów W.K., wypowiedzianych w przedmiowie do
powieści "ELIKSIR ŻY-
CIA":"... oglądając się na przebytą drogę, mogę powiedzieć sobie: PER ASPERA"!...
Na drodze swojej
nie spotykałam łatwych postępów, życzliwości, przyjaźni i wsparcia; przeciwnie,
nie mówiąc już o eks-
ploatowaniu mnie i wrogiej nieżyczliwości, nierzadko niskie drwiny, lub też
złośliwe przemilczanie -
uczyniły wszystko, ażeby zgłuszyć moje prace".
Zawdzięczając świetnemu tanelnowi literackiemu autorki, ten rodzaj utworów W.K.
jest szczególnie
cennym w dziale popularyzacji okultystycznych nauk, wprawdzie teoretycznych,
lecz dlatego też najbar-
dziej dostępnych możliwie szerokiemu ogółowi czytelników. Utwory te są niejako
SYNTEZĄ nauki ezo-
terycznej i stanowią po prostu REWELACJE, zmuszającą człowieka do zastanowienia
się nad celem ży-
cia. Mimowoli przychodzą na myśl słowa Fichtego: "Starożytne przysłowie MEMENTO
MORI!"
- Mówi on - zamienia się na nowe, bardziej poważne MEMENTO VIVERE, to znaczy,
"pamiętaj że
będziesz z pewnością żył, lecz twój przyszły stan po prostu określa się ogólnym
rezultatem teraźniejsze-
go życia, jakiekolwiekby ono było dla ciebie, zarówno radosne, jak i smutne".
To, widocznie, było też i celem autorki, jeżeli sądzić ze słów wspomnianej wyżej
przedmowy: "Cho-
ciaż dla POWAŻNYCH badaczy okultyzm możnaby było wyłożyć te prawa i teorie w
formie suchych, na-
ukowo - filozoficznych traktatów, ale czy wielu znajdzie się czytelników,
poświęcających się poważnym
studiom okultyzmu i czy będą oni mieli możność, ze względu na warunki życia,
czasu i miejsca, prowa-
dzić, systematycznie zajęcia praktyczne z dziedziny wiedzy tajemnej? Wszak nie
każdy może być leka-
rzem, a jednak nawet najbardziej ogólne pojęcie o anatomii i fizjologii okazuje
się w życiu rzeczą bardzo
pożytecznąę.
Mówiąc tedy o olbrzymim znaczeniu moralnym tych utworów, niemożliwym jest nawet
ocenić całego
ogromu zawartego w nich światła i dobra. Niechaj nam wybaczy czcigodna autorka,
jeżeli pozwolimy so-
bie użyć cokolwiek prostackiego porównania, upodabiając jej dzieła - z punktu
widzenia odradzającego
U
oddziaływania na czytelnika - do odświeżającego deszczu, który zmywa z człowieka
życiowy pył i brud
przyrosły do niego.
Autorka wykazuje tak dokładną znajomość tajemnego świata z jego prawami, że może
jej pozazdro-
ścić niejeden prawdziwy okultysta; oprócz tego w dziełach jej wyjaśnione są
liczne pojęcia naukowe,
dość mglisto podawane nawet w europejskiej literaturze, odnoszącej się do tego
przedmiotu. Należy
przy tym dodać, że ta bezsprzeczna znajomość świata tajemnego, wzbogacona jest
jeszcze niezwykły-
mi zdolnościami okultystycznymi W.K., które tym samym w jej ujęciu przedstawiają
INNE, nadzwyczajne
źródła poznania świata oraz metody badania i zdobywania wiedzy. Jeżeli dla
profana te tak wysokopo-
etyczne a jednocześnie głęboko naukowe dzieła W.K. okażą się poprostu dziwną,
czerowną bajką, to
z okultysta będzie wręcz odwrotnie; im głębsza będzie wiedza czytelnika, i im
uważniej zacznie on stu-
diować (a nie tylko czytać) te dzieła, tym szerzej otwierał się mu będzie
widnokrąg świata niewidzialne-
go i jego wielkie prawa.
Spośród utworów okultystycznych W.K., na pierwszym miejscu należy postawić
wydaną w nowym
tysiącleciu serię powieści: "ELIKSIR ŻYCIA", "MAGOWIE", "GNIEW BOŻY", "ŚMIERĆ
PLANETY"
i "PRAWODAWCY" - przedstawiające znany cykl WTAJEMNICZENIA w naukę hermetyczną.
Bohate-
rem powieści jest jak wiemy lekarz - materialista, który po raz pierwszy zetknął
się z tajemnym światem
i zajrzał za zasłonę, skrywającą przed nami niewidzialne sfery. Z pomiędzy wielu,
najciekawsze są opisy
życia i bytu bractwa Nieśmiertelnych ("Eliksir Życia"). Poza tym, obrazowo i
głęboko przemyślany jest
opis wtajemniczenia bohatera, tak w sensie spotniowego rozwoju utajonych w
czowieku sił psychicz-
nych, jak również w sensie zapoznania się ze światem astralnym ("Magowie").
Nie mniej pouczające i niezmiernie ciekawe są obrazy życia w ciągu 300 lat,
przedstawione w po-
wieści "Gniew Boży". W każdym bądź razie nie można zaprzeczyć proroczym, może
zbyt śmiałym, lecz
bezwarunkowo możliwym, a poza tym skończenie logicznym i głęboko rozumnym
przypuszczeniom au-
torki, opartym jednakże na wyraźnie objawiających się już znakach duchowo-
morlanego rozprzężenia
i upadku współczesnego ludzkości.
Artykuł pisany był w r.1910
Na szczególną uwagę tych osób, które zajmują się, lub po prostu interesują się
nauką hermetyczną,
zasługuje powieść "W INNYM ŚWIECIE". Była ona napisana wprawdzie już dawno, lecz
nie chcąc,
prawdopodobnie, podporządkowywać się względom i wymaganiom tego czy innego
wydawnictwa, au-
torka postanowiła wydać ją samodzielnie, w oddzielnym wydaniu, za co możemy jej
tylko być wdzięczni,
ponieważ najlepszym sędzią będzie czytająca publiczność. Dzieło to, niezawodnie,
będzie szczególnie
drogie dla każdego zdecydowanego okultysty, jako IDEAŁ państwowego, naukowego,
religijnego, rodzi-
mego i społeznego ustroju - zdrowo myślącej ludzkości, która poznała swoje
przeznaczenie, wyjaśniła
sobie cel życia i stosownie do tego urządziła swoją egzystencję, - a więc
ludzkości świadomie i nieza-
chwianie dążącej do doskonałości.
Wyższość takiej, bezsprzecznie wielkiej kultury, szczególnie zaznacza się w
porównaniu z potrzeba-
mi miejscowych kolonii Ziemian, które zamieszkują przesiedlone na wyższą planetę
duchy z ziemi, przy-
noszące ze sobą i ziemskie reminiscencje: nędzę duchową, egoizm i bezmyślny upór.
Jeżeli EZOTERY-
ZMOWI sądzonym jest zająć kiedykolwiek miejsce fundamentu w światopoglądzie
ludzkości, a na grun-
cie tej okulistycznej teozofii wyrośnie następnie państwowość, to takiego
rodzaju jednostka polityczna
będzie niewątpliwie idendtyczną, lub przynajmniej bardzo podobną do form, jakie
przedstawia W.K.
Nieprzygotowany czytelnik bynajmniej nie powinien zrażać się tym, że akcja
powieści rozgrywa się
na planecie Wenerze. "Urzędowa" nauka nie rozporządza dotychczas bezspornymi
danymi, ażeby móc
kategorycznie i do tego nieomylnie odrzucić możliwość życia na innych planetach
w ogóle, a na Wene-
rze - w szczególności; mówiąc zaś poważnie, zabawnym byłoby wyludnić zupełnie
wszechświat i za-
chować przywilej egzystencji ludzkiego rodzaju tylko dla naszej Ziemi - tego
planetarnego mikrobu, pły-
wającego w bezgranicznej niebieskiej przestrzeni, pośród milionów słońc i planet.
Uwagę taką czynimy
dla ludzi nie zaznajomionych z tradycjami i danymi nauki hermetycznej, ponieważ
na nich opiera się wi-
docznie W.K.
Należy tu wspomnieć że na Ziemi żyją obecnie tysiące ludzi, którzy mają swe
korzenie na innych
planetach, w obecnych gwiazdozbiorach i galaktykach. Nie przybyli oni do nas
pojazdami kosmicznymi,
ale się tu urodzili. Pojawili się w okresie przełomowym w dziejach Ziemi, aby
uczestniczyć w przemia-
5
nach pomagać, nauczać. Część z nich jak nas informują, żyła już na Ziemi w swych
poprzednich wciele-
niach - takim łatwiej jest przystosować się do ziemskiej egzystencji, aniżeli
tym, którzy przybyli tu po raz
pierwszy. Rozsiani są wszędzie, po całej planecie, w różnym wieku, w rozmaitych
warstwach społecz-
nych, wśród przedstawicieli różnych zawodów.
Wielu już odkryło swe pochodzenie, ale jest też dużo takich, którzy nie zdają
sobie sprawy z tego,
gdzie tkwią ich korzenie. Łączy ich jedno: bardziej lub mniej uświadomiona
tęsknota za domem - ota-
czające ich rzeczy są im obce i nieprzyjazne.
Jako dzieci czuli się samotni i nierozumiani. Mają w sobie jednak zawsze
wewnętrzny urok - promie-
niują dobrem - co sprawia, że są lubiani. Są pełni Miłości i sami też szukają
uczucia. Niektórym wydaje
się, że są świadomi swej misji - dla innych rola ich jest narazie niejasna i
niezdefiniowana.
Określenie „gwiezdne istoty", „gwiezdni ludzie", przylgnęło do nich, jako że
innego wyłumaczenia nie
mogli znaleźć dwaj autorzy książki z roku 1980 „The Star Peopleę. Brad i France
Steiger. Steigerowie
nawiązali kontakt z wieloma ludźmi podającymi się za istoty gwiezdnego
pochodzenia.
A oto ustalone przez nich niektóre fakty:
Prawie połowa twierdzi, że faworyzowano ich jako dzieci, ale aż 92% badanych ma
wrażenie, że oj-
ciec i matka nie są ich prawdziwymi rodzicami. Co ciekawe i charakterystyczne,
że prawie wszyscy
utrzymują, iż odczuwają nieustannie tęsknotę za miejscem, które nazywają
„prawdziwym domemę i któ-
re nie znajduje się na Ziemi. Aż 86% przyznaje, że ma niewidzialnych przyjaciół
- lub też, że miało ich
w dzieciństwie.
Wielu z nich, a szczególnie bioenergoterapeuci, twierdzi, że są przekaźnikami
uzdrawiających ener-
gii, którą przez swoje ciała przekazują. Energie, które pobierają od swoich
kosmicznych rodaków.
Wspomagani są oni energetycznie, także kontaktem myślokształtów, jak i
wizualnymi obrazami
astralnymi, które to odbierają telepatycznie lub poprzez czakram trzeciego oka.
Dusza nieśmiertelna,
została wcielona w ziemskie ciało, a przebłyski podświadomości, które są bankiem
pamięci i informacji
oraz niezbyt szczelną zasłoną pomiędzy podświadomością i świadomością, pozwala
im czerpać infor-
macje z poprzednich wcieleń. Każda cywilizacja pozaziemska przesyła swoim
„Ziemskim Dzieciom" in-
nego rodzaju odczucia telepatycznie, wspomagając ich w ten sposób i podnosząc
ich na wyższy stopień
rozwoju duchowego, oraz psychicznego.
Cel i zamiary Boga w stosunku do tych ludzi-kosmitów.
„Jesteście wybranym plemieniem obdarzeni królewskim kapłaństwem, narodem świętym,
ludem, Bogu na
własność przeznaczonym. (1 P. 2,9).
Po osiągnięciu wyższej doskonałości duchowej, poznania nauki Miłości Jezusa
Chrystusa, ludzie-
kosmici, powrócą do swych planet, przy pomocy biolokacji, aby być uczniami
Jezusa Chrystusa, podno-
sić wyżej swych współziomków do „Doskonałości Boga Ojca", oraz Budowania
Królestwa Bożego na
tych planetach.
Ziemia z tego tytułu jest niesamowicie uhonorowana, gdyż właśnie na niej,
urodził się Bóg-człowiek
i został ukrzyżowany, by spełniła się wola Boga Ojca odkupienia „Świata Całego",
tzn. potężnej elipso-
idy, której rola kosmiczna wynosi ponad 72 min lat świetlnych.
Czasy teraźniejsze, w których dominuje ZŁO, kończą się. Ludzie-kosmici, po
odłączeniu zła w mają-
cej nastąpić Apokalipsie, osiągną wyższą inteligencję, po przejściu tzw. „Chrztu
Ognia" przed drugim
przyjściem Chrystusa na Ziemię, gdyż wraz z Nim przyjdzie na Ziemię „Królestwo
Boże", o które modli-
my się w naszych codziennych Ojcze Nasz. Nastąpi to z całą pewnością krótko po
roku 2000, gdyż do
tego czasu szatan ma czas, na swoje krecie działanie.
A że będzie taki chrzest z ognia, wspomina o tym Ewangelia św. Łukasza (3:15-16,
21-22) ... „Ja
was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien
rozwiązać rzemyka
u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem"
Opętanie narodów, które tak charakterystycznie opisała prawie sto lat temu W. K.
Narody skazane na zagładę odznaczają się tym, że zatracają wszelkie prawa,
religijne uczucia,
w związku z tym obniża się ich moralność, ponieważ duszą ludzi nie kierują już
boskie prawa.
Wiadomym jest, że człowiek składa się z duszy i ciała. Ciało jest mieszkaniem
ducha, który z kolei
dzieli się na złego ducha i ducha świętego. Skoro w duszy takich ludzi mieszka
zły duch, wiadomo kto
takim człowiekiem kieruje.
e
Powoli następuje zwyrodnienie mózgu i wszystkie zdolności takiego narodu
koncentrują się w jed-
nym określonym kierunku, a mianowicie w kierunku materialnych interesów. Umysły
ich pracują wyłącz-
nie w sferze twórczości przemysłowej, przejawiają zadziwiające postępy w
mechanice, chemii, handlu,
stwarzają warunki rozkosznego życia itd.; natomiast odczuwanie pierwiastków
boskich zaciera się, usta-
ją emanacje, wywoływane silną wiarą, a sztuka przyjmuje pseudorealny zgubny
kierunek.
Pod pozorem rzekomej „artystycznej prawdy", muzyka staje się jazgotliwa,
hałaśliwa, chaotyczna
i działająca w sposób szczególny na nerwy; malarstwo i rzeźba podnosi kult
brzydoty, literatura ulega
skażeniu, idealizując występki i rozluźnienie obyczajów.
Przez długi okres czasu nikt nawet nie spostrzega, że pod kwitnącą i wysoko
„kulturalnąę zewnętrz-
nością, stopniowo dokonywuje się moralne i fizyczne zwyrodnienie.
Społeczeństwo oddaje się zwierzęcym namiętnościom, niesłychana pycha opanowuje
umysły mas,
a jej dzikie okrucieństwo staje się taką samą potrzebą, jak głód i pragnienie i
czeka tylko okazji, aby się
przejawić w formie niebezpiecznego szaleństwa.
Przed wystraszonym wzrokiem całego cywilizowanego świata, nagle ukazuje się
naród, który pod
zewnętrzną, błyszczącą powłoką, zżerany jest przez żądze swego poprzednio
dzikiego stanu; zatracił
szacunek, poczucie godności, moralności, obowiązku i miłosierdzia, poszanowania
Boga i bliźniego.
I takie właśnie narody, które zeszły do poziomu pierwotnych hord, przedstawiają
niebezpieczeństwo
dla wszystkiego, co je otacza; i niebezpieczeństwo to jest tym większe, że
narody te są straszne przez
swoje bogactwo, ordynarną dyscyplinę, przez wyższość techniki, stan dzikości i
okrucieństwa umysło-
wego.
W chwilach takich, nieomylne przeznaczenie wydaje na światło ducha zniszczenia.
Okoliczności
nieuchronnie prowadzą do samozniszczenia. Prowadząc wojny, mimo swej przewagi
technicznej, nigdy
ich nie wygrywają. Podjudzani są przez niebezpiecznych mącicieli powszechnego
spokoju, którzy czę-
sto w rękawiczkach doprowadzają do takiego stanu, mając na uwadze korzyści
materialne i bogacenie
się na krzywdzie drugich. Wśród powszechnego strachu, wywołanego ich zwierzęcym
okrucieństwem
nad bliźnimi, wskrzeszającym z głębin przeszłości obrazy pierwotnych czasów, są
ujarzmiani i karani.
Niechby taki naród, który został rozproszony po świecie, został zupełnie
izolowany i pozostawiony sa-
memu sobie, to wstręt do piękna i występki przeciw naturze cofnęłyby go do stanu
zwierzęcego, wymor-
dowałby się nawzajem.
W nadchodzącej Apokalipsie zniszczone zostaną jedynie tylko ciała, które stały
się niebezpiecznymi
i szkodliwymi i dlatego muszą zginąć. Dodam jeszcze, że to samo podstawowe prawo
działa także we
wszystkich niższych światach, tylko nie zawsze używa się do wyniszczenia sił
kosmicznych, jak w tym
wypadku lecz tępi ich przeważnie wojna. Zdarza się także niekiedy, w ciągu
wieków, że i kulturalne na-
rody wpadają w stan atawizmu i skutkiem tego stają się niebezpiecznymi dla
innych, sąsiadujących z ni-
mi narodów - wówczas i do nich stosuje się wspomniane przeze mnie prawo.
Przykładem niech będzie
komunistyczna Rosja, która na podłożu milionów istnień wybudowała pod
przywództwem Żydów ustrój
bez Boga.
Podobne wypadki zdarzały się zwykle w takich czasach, kiedy cywilizacja upada,
na skutek swego
przeżycia lub nawet z powodu nieodpowiedniego jej rozrostu, czego jesteśmy
świadkami obecnie.
Przykładem niech będzie potęga babilońska, państwo egipskie, rzymskie, które
poprzez kult bożków
zaczęło staczać się poprzez uprawianie szatańskich praktyk, wykorzystując
szatańskie siły astralne do
swych praktyk.
Odwrócenie ołtarzy przez sobór watykański niech będzie tego przykładem u nas.
Balans energe-
tyczny pomiędzy złem, a dobrem został zachwiany. Zło wzięło górę nad dobrem i
pięknem.
Tylko modlitwa, egzorcyzmy, święcona woda i czyste powietrze mogą oczyścić
podobne „akwariu-
m", w którym wszystko: ściany i przedmioty przepełnione są astralnym kałem,
jakim wyrasta, rozmnaża
się, żywiąc się emancjami mieszkańców i zarażonym powietrzem; przy tym
fluidyczni mieszkańcy mogą
zamienić się w istoty wampiryczne, szodliwe i tak dalece niebezpieczne, że
niekiedy dla ich odpędzenia
trzeba używać ognia. Gdyby człowiek miał możność ujrzenia tych tysięcy diabłów,
które przyciągane
przekleństwami, tworzą i bez tego - gęstą powłokę na skutek jego gniewnych
emanacji - wzdrygnąłby
się z przerażenia. Lecz ludzie nie widzą nic i najspokojniej oddychają zarażonym
bakcylami powietrzem,
a potem jeszcze żalą się na nagłe i niewyjaśnione bóle w ciele, choroby, zawroty
głowy i bezsenność.
7
Na zakończenie naszych uwag pozwolimy sobie tylko wypowiedzieć stanowcze
przekonanie, że po-
śród artystów słowa, którzy poświęcali swoje talenty możliwie szerokiemu
zaznajamianiu czytającej pu-
bliczności ze zjawiskami i prawami "tajemnego" świata, na pierwszym miejscu -jak
u nas, tak i za grani-
cą - stoi bezsprzecznie WIERA KRYŻANOWSKA.
Wiera Kryżanowskaja - Rochester ostatnie lata swojego niezwykle owocnego życia
spędziła w wiel-
kiej nędzy materialnej i w sędziwym wieku zmarła w Rewlu 1924 r.
Ktokolwiek z naszych czytelników był w posiadaniu starych wydań W.
Krzyżanowskiej, prosilibyśmy
o inforrmacje, gdyż do wydania pełnego zestawu, brakuje nam kilka pozycji tej
niezwykłej pisarki.
tom III
Rozdział pierwszy
Nadszedł wreszcie dzień odjazdu, w którym miało się odbyć wtajemniczenie
Abrasaka i zarazem je-
go ślub.
Prowadzony przez dwu hierofantów, wszedł Abrasak do głównej świątyni miasta
magów, gdzie ze-
brani już byli wszyscy jego mieszkańcy, a po skończonym nabożeństwie i
odśpiewaniu przez obecnych
hymnów i modlitw, ci sami hierofanci wprowadzili go do Sanktuarium. Tam został
dokonany nad nim ma-
giczny obrzęd wtajemniczenia, wkładający nań ciężki i odpowiedzialny obowiązek
króla.
Z Sankturarium Abrasak wyszedł z wyrazem głębokiego skupienia i najwidoczniej
bardzo wzruszo-
ny. Ubrany był w nowe, białe szaty, obszyte purpurą; na głowie lśniła mu się
szeroka, wysadzana drogo-
cennymi kamieniami królewska korona, na szyi wisiał długi, o kilku rzędach
naszyjnik, zaś piersi zdobił
złoty znak maga.
W tym czasie dwaj młodzi adepci ustawili pośrodku świątyni przenośny ołtarz, na
którym w kryszta-
łowej o ozdobnych kształtach wazie, uwieńczonej krzyżem, zapłonął jasny ogień.
Kiedy nowy król znajdował się jeszcze w Sankturaium, Nara z Urżanią
przyprowadziły Avani. Ubra-
na była w skromną śnieżno-białą tunikę, przepasaną złotym pasem i jakby obłokiem,
okryta długim sre-
brzystym welonem.
Czarująco piękne oblicze Avani w chwili tej nosiło wyraz powagi i skupienia,
wskazującego na to, że
młoda kobieta pogrążona była w gorącej modlitwie.
Abrasak wziął ją za rękę i oboje weszli na stopnie ołtarza. Oczekiwał ich tam
już jeden z wielkich
hierofantów, który złączył na płomieniem ręce obojga narzeczonych,a nstępnie
odczytał formuły, mające
zjednoczyć ich fluidycznym węzłem. Podczas tej ceremonii ogień zgasł, a wazę
napełnił purpurowy płyn,
wydzielający jasny opar. Płynu tego, hierofanta dał się napić nowożeńcom, poczem
włożył im na palce
pierścienie, ponownie złączył ręce ich i trzy razy oprowadził wokół ołtarza,
przemawiając uroczyście ty-
mi słowy:
- Podobnie jak Wszechświat obraca się wokół tajemnego centrum, w którym przebywa
Niewypowie-
dziany, tak i wy - cząsteczki Bóstwa - wędrujecie po orbicie swego przeznaczenia.
Niechże droga wa-
szego życia, którą w chwili tej rozpoczynacie wspólnie, będzie zawsze
opromieniona czystym światłem
dobra i niechaj wprowadzi was na wyżyny stopień drabiny doskonałości.
Po zakończeniu ceremonii Avani zeszła ze stopni, zaś Abrasak pozostał jeszcze
przy ołtarzu. Jed-
nocześnie jeden z adeptów zabrał naczynie z tajemnym płynem, kładąc na tym
miejscu ciężką i dużych
rozmiarów księgę praw w masywnej, złotej oprawie.
Abrasak położył rękę na owej księdze i donośnym, dochodzącym aż do ostatnich
rzędów głosem,
wypowiedział przysięgę, w której przyrzekał, że zarówno w prywatnym, jak i w
publicznym życiu, w mia-
8
rę sił swoich, będzie jak najdokładniej wypełniał boskie przekazania, wskazane
mu przez nauczycieli
i surowo karać będzie tych, którzy by przestąpili ustanowione prawa, względnie
wykorzystali w złym ce-
lu swoją wiedzę lub władzę; zobowiązał się też nie rozpoczynać żadnej sprawy bez
uprzedniego błogo-
sławieństwa niebios i współdziałania władców czterech żywiołów, przyrzekając
czcić ich i wznosić na ich
cześć świątynie, w których niższe narody, nie będące jeszcze w stanie uświadomić
sobie istnienia Jedy-
nego, Niepojętego Stwórcy, mogłyby składać ofiary i oddawać pokłon
Wszechmogącemu, w Jego wi-
dzialnych przejawach i atrybutach twórczej potęgi Jego.
Uroczystość zakończono ucztę. Wszyscy odjeżdżający zebrali się na pożegnalnym
braterskim obie-
dzie i zasiedli przy długich stołach, rozstawionych na wielkich pałacowych
dziedzińcach. Po skończo-
nym obiedzie Abrasak ukląkł i w gorących słowach podziękował Nauczycielom za
wszystkie otrzymane
od nich dobrodziejstwa i łaski. Potem nastąpiło pożegnanie. Wszyscy obecni po
bratersku ucałowali
Abrasaka i jego żonę, nie wyłączając Urzani, co młodego króla napełniło
szczególną radością i wdzięcz-
nością.
Podróżni umieścili się na kilku okrętach powietrznych i flotylla wzniosła się w
przestworza, kierując
lot swój ku krainie przyszłej działalności.
- Oto "marnotrawny syn", który zaledwie powrócił do rodzinnego ogniska i już
odlatuje, aby założyć
naród i państwo, mające odegrać szczególną rolę w przyszłości.
A czy po upływie długich wieków domyśli się ktokolwiek, że przed potopem
przybyli tam z nieznane-
go świata inni zupełnie ludzie, osiedlili się i założyli podstwową cywilzację? -
zauważył Ebramar, który
pozostał z Supramatim na tarasie.
Wsparty o balistradę Supramati w zadumie spoglądał na znikającą w oddali
powietrzną flotyllę. Na
głos Nauczyciela odwrócił się i rzekł z westchnieniem:
- O, tak, ludzkości wirują niczym ciała niebieskie. Lecz powiedz mi, proszę,
Ebramarze, czy nie
uczuwasz czasami czegoś przygniatającego ucisku i nie doznajesz zawrotu głowy z
powodu bezgra-
niczności tego wszechświatowego kołowrotu? Ja przeżywam nieraz takie chwile.
Wydaje mi się wtedy,
że im wyżej wstępujemy na drabinę wiedzy, tym bardziej stajemy się mechanikami
strasznych sił prze-
strzeni; i w miarę jak się zmienia materia naszego ciała, tak i my stopniowo
zatracamy swoją osobo-
wość. I czymże ja jestem bez pragnień, bez namiętności, bez ambicji?
Zwykłym robotnikiem w arsenale wiedzy, przedstawicielem niewzruszonych prac,
koniec którego
będzie taki, że rozproszy się, być może, w promienistej materii.
Ebramar uśmiechnął się i pokręcił głową.
- Długą jeszcze jest droga, dzieląca cię od doskonałej wiedzy. Pozwól jednak, że
udzielę ci rady: ni-
gdy nie staraj się zbadać samego tylko źródła, stanowiącego punkt wyjścia i
ostatecznego celu twojej
duszy. I jedno i drugie zakryte jest przed nami. Tymczasem ciesz się ze zdobytej
wiedzy i bądź przygo-
towany na ogromne trudy, jakie jeszcze na ciebie czekają; a kiedy już dojrzejemy,
aby móc objąć
wszystko, wówczas niewątpliwie będziemy zdolni pojąć także i to. Jesteśmy
podobni do mrówki, która
chciałaby wszystko wiedzieć i zawczasu niepokoi się tym, co będzie robiła, jak
zostanie człowiekiem.
- Porównanie twoje, Nauczycielu, świetnie ochładza moją ambicję - odpowiedział
dobrodusznie Su-
pramati, spoglądając z wyrazem wdzięczności w bezdennie głębokie oczy wielkiego
maga, odbijające
całą harmonię jego duszy.
Spływające z osoby Nauczyciela czyste emanacje, podobne do fal muzykalnych
wibracji, prawie na-
tychmiast rozwiały chwilową tęsknotę, jaka zakradła się do serca Supramatiego, a
jakiej doświadczali
niekiedy nawet i wyżsi adepci.
- Otóż i wyleczyłem się - dodał po chwili. - Dziękuję ci, drogi nauczycielu i
przyjacielu. Powiedz mi
tylko proszę, z jakiej przepaści wychodzi ten cień, który nagle opanowuje i
przygniata duszę? Nie powi-
nien on jednak panować nade mną, ponieważ droga do wiedzy i doskonalenia się
jest już dla mnie zu-
pełnie jasna.
- Źródło jego - to zetknięcie się z ludzką, materialną zasadą, właściwą niższym
istotom; to zaraźliwy
wpływ strachu, napeniającego duszę, ślepego ludzkiego stada, które boi się
wszystkiego, a osobliwie -
jego niewiedza; następnie - zjawiska przyrody, śmierć i wszelkie, mogące
zagrażać mu niebezpieczeń-
stwa.
Czy sądzisz, że i ci wszyscy, którzy odjechali przed chwilą, nie uczuwają obawy?
Oni nie śmieli tyl-
9
ko wypowiedzieć tego. Nawet Abrasak - dusza mężna i oczyszczona - wątpi w swoje
siły i obawia się,
że nie będzie w stanie wypełnić zakreślonego mu programu. Wszyscy podlegamy
takim chwilowym sła-
bostkom i to bynajmniej nie powinno cię trwożyć, Supramati. Posiadamy swój
program i przede wszyst-
kim, musimy myśleć o wypełnieniu go. Założyć fundamenty kultury - to sprawa w
ogóle nie łatwa...
A pomimo to pragnąłbym przecież być dumnym z naszych uczniów.
- Sądzę, że przyjdzie czas, kiedy wszystko, co zostało założone i utrwalone
przez nas, pochłonie ja-
kiś przewrót geologiczny i świat pogrąży się znów w stan barbarzyństwa -
zauważył Supramati.
- Bez wątpienia. Jak wszystko, co istnieje, tak też i nasze dzieło przejdzie
swój kwaterner*):
powstanie, wyrośnie, osiągnie najwyższy rozkwit, a potem nastanie jego upadek i
- śmierć... jednak nie
pochłonie ona wszystkiego.
*) Poczwórny cykl (przy.tłum.)
Założone przez nas kolegia wtajemniczonych, dzięki swej wiedzy, potrafią uniknąć
powszechnego
kataklizmu i w niedostępnych dla tłumu świątyniach przechowują w całości naszą
naukę, poczem mago-
wie oświecą znów stopniowo nowe narody.
Z tego też względu nadzwyczaj ważny jest trafny wybór wyższych wtajemniczonych,
którzy pójdą
naszymi śla
darni. Nadejdzie bowiem czas, kiedy wszyscy opuścimy tę ziemię, aby kierować
jakąś inną planetą lub
też przejdziemy do wyższego systemu.
Co nasi następcy z pewnością utrzymają się na poziomie lecz wśród niższych
wtajemniczonych po-
wstaną nie uniknione nadużycia, które wywołają właśnie katastrofę, o jakiej
mówiłeś.
Jednak ta odległa przyszłość bynajmniej nie zwalnia nas od bezustannej pracy w
teraźniejszości.
Ciężka to sprawa, stosować prawdę odpowiednio do umysłowego rozwoju, ponieważ
wiedza w rękach
zarozumiałego ślepca -jest śmiercionośnym narzędziem. Wszak żądany i drapieżny
tłum handluje
wszystkim i uważa siebie także za wielkiego, mocnego i doskonałego do tego
stopnia, że nie potrzebuje
już ani nauczyciela, ani nawet Boga.
- To, co powiedziałeś, nauczycielu, przypomina mi wypadki, jakie zachodziły na
zmałej Ziemi
w ostatnich wiekach jej życia, a osobliwie niektóre zdarzenia i sceny z tych
czasów, kiedy byłem jeszcze
Ralfem Marganem.
Już wtedy zaczęto odsłaniać tłumowi tajemne siły z dziedziny nauk
okultystycznych, jak na przykład
hipnotyzm, którego tak bardzo nadużywano.
Najzabawniejsi zaś byli pseudo - "magowie", wyrastający wszędzie, jak grzyby po
deszczu; niemal
w każdym kraju pełno było najrozmaitszych fakirów, rzekomych "radża-jogów" i
"hierofantow". Wszyscy
ci panowie, nie przechodzący bynajmniej żadnego wtajemniczenia, nie poddający
się próbom samotno-
ści i zupełnego milczenia, w celu oczyszczenia swojej aury, ośmielili się
zuchwale mniemać, że mogą
naśladować Chrystusa, dokonywać cudownych udzrowień i wojować z piekłem lub
wypędzać demony;
a jednocześnie, wskutek swej głębokiej niewiedzy, nierzadko przesiedlali
demoniczną istotę z jednego
chorego w drugiego lub też sami stawali się wreszcie ofiarą tych demonów.
A jakże chełpili się między sobą ze "strasznych tajemnic", znanych rzekomo tylko
im! Dobrze, jeśli to
zwyczajni głopcy, a nie oszuści lub też przestępcy, nadużywający okruchów wiedzy
w celu szkodzenia
ludziom.
- O, tak. Potrzeba dużo cierpliwości, miłości i delikatności, aby móc kierować
tymi pigmejami - zło-
śliwymi, upartymi i nadętymi zarozumiałością. Lecz jeżeli Ojciec Przedwieczny
jest cierpliwy i bezgra-
nicznie miłosierny, to nie nam - zbyt niedoskonałym - sądzić naszych niższych
braci.
Zresztą i w naszym życiu bywają także radosne chwile. W tym nadętym pychą,
złośliwym i leniwym
tłumie znajdują się czasami zazdrosne, szlachetne i kochające dusze, wdzięczne
swoim nauczycielom.
I jakąż wielką radość uczuwa nauczyciel, widząc że boska iskra walczy z
namiętnościami, bez szemra-
niawytrzymuje wszystkie próby, bohatersko zmaga się w więzach swego ciała, a
wreszcie, łamie zapory
i podnosi się ku światłu.
- Szczególnie wówczas, kiedy się ma szczęście być kierowanym przez ciebie,
Ebramarze. Okropna
myśl, że opuścisz nas kiedyś i ja zostanę pozbawiony twoich rad - budzi we mnie
rozpacz.
- Jeśli to nie jest tajemnicą i nie uznasz prośby mej za natrętną, powiedz mi,
proszę, dokąd udasz
40
się, opuszczając tę ziemię? - spytał Supramati z wyrazem niezdecydowania.
- Phi! Piękny owoc wydało moje wychowanie, nie ma co mówić! Mag, prawie w
przeddzień otrzyma-
nia czwartego promienia, wpada w rozpacz, ponieważ przestaną wieść go za rączkę,
jak uczące się
chodzić dziecko. Przede wszystkm, łączność między nami nie zerwie się nigdy.
Gdziekolwiek będę i jakiekolwiek będę wypełniał zadanie - nie przestanę
troszczyć się o tych, któ-
rych kocham, a w razie koniecznym znajdę ku nim drogę, aby pomocą i radą zawsze
im służyć.
I Ebramar serdecznie uścisnął dłoń Suprametiego.
Pewnego wieczoru, po upływie paru miesięcy od opisanej wyżej rozmowy, w pracowni
Ebramara
zebrało się kilku jego przyjaciół i uczniów, w oczekiwaniu na Narajanę i Udeę,
którzy dnia tego powrócili
z ważnej podróży.
Wkrótce obaj przybyli. Narajana był wesoły i ożywiony, a Udea, jak zawsze,
poważny i zamyślony.
- A więc, ukończyliśmy pracę, którą zadałeś nam nauczycielu - przemówił Narajana
z wyrazem za-
dowolenia.
- Oznaczony przez ciebie obszar podzieliliśmy przy pomocy naszych mierniczych na
dwa państwa:
jedno dla Udei - drugie dla mnie.
Okazało się, że ludność była tam o wiele liczniejsza, niż spodziewaliśmy się;
przekonałem się także,
iż poprzednicy nasi, posyłani do niej w swoim czasie w celach cywilizacyjnych,
dobrze pracowali. Ludy
te, należące do trzech ras i zamieszkujące olbrzymi kontynent, są obecnie już
dostatecznie rozwinięte
dla przyjęcia wyższej cywilizacji.
- Pomiędzy nimi znajdują się także resztki ludności z dwóch ostatnich, częściowo
zatopionych lą-
dów i choć zmieszali się oni z nowymi rasami, to jednak pożytecznym byłoby, zda
się, zupełnie wygubić
tę pierwotną rasę i przeszkodzić dalszej asymilacji, która szkodliwie odbija się
na wyższych plemionach
- wtrącił Udea.
- Masz słuszność i rozważymy to zagadnienie - odrzekł Ebramar.
- Tak, warto byłoby wyrwać z korzeniami te porosty ludzkie, których daleko
więcej posiada kraj
Udei, niż mój. Muszę bowiem przyznać się ze wstydem, że wybrałem sobie
najpiękniejszy i najlepszy
"kąsek" - podkreślał Narajana.
- "Altruizm" taki czyni ci wielki zaszczyt - powiedział z uśmiechem Supramati.
- Ha, trudna rada! Jeszcze ostatecznie nie pokonałem w sobie tego śmiertelnego
grzechu, który
zwie się egoizmem, a przy tym i Udea nie sprzeciwał się, mówiąc, że jest
zadowolony z wyboru. Być
może, iż lubi on równiny, których jest tam wiele i wspanialłe rzeki,
nawadniające owe posiadłości - od-
powiedział dobrodusznie Narajana. - Ja zaś wolę morze i góry. A otóż i plany! -
dodał.
Kiedy magowie obejrzeli już plan państwa Narajany, wówczas wskazał im punkt,
oznaczony czer-
wonym ołówkiem i rzekł:
- Spójrz, Ebramarze, oto tutaj założę swoją stolicę. Jest to przepiękna
miejscowość. Nad samym
brzegiem morza wznosi się pochyło, pokryte lasem wzgórze, sięgające blisko
pięćset metrów; dalej cią-
gnie się łańcuch górski i rozpościera wielkie jezioro, mogące zaopatrywać w wodę
całe miasto; w górach
zaś można będzie wykuć świątynie i podziemne groty celem urządzenia w nich
archwiwów itd.
Z wyżyny tej rozciąga się wspaniały widok i tam właśnie zbuduję sobie pałac. O!
mam nadzieję, że
kiedy uczynicie mi zaszczyt i przyjedziecie zwiedzić moje państwo, wówczas
stolica jego - Urżana -
niezawodnie spodoba się wam bardzo.
- Cokolwiek zrobisz - przewiduję, że urządzisz się znakomicie - z odcieniem
ledwie dostrzegalnej
ironii zauważył, śmiejąc się, Ebramar.
- Nie śmiej się, drogi nauczycielu. Posiadam w sobie wrodzone zamiłowanie do
sztuki i piękna i za
skłonności moje w tym kierunku nigdy przedtem nie ganiłeś mnie przecież. Właśnie
w sprawie tej mam
prośbę do ciebie i nauczycieli.
Kiedyś, gdy już wszystko będzie przygotowane, obiecaliście obejrzeć wszystkie
królestwa, aby oce-
nić trudy nasze i pobłogosławić rządy. Chciałem więc prosić was, byście
przyjechali poświęcić założoną
przeze mnie stolicę i pierwszą świątynię, którą zamierzam zbudować na cześć sił
przyrody, jako widocz-
//
nych przejawów twórczości Najwyższej Istoty. Pragnąłbym usłyszeć o tym zdanie
twoje, Ebramarze?
- Przedłożę twą prośbę najwyższym hierofantom i zakomunikuję ci odpowiedź ich. A
ty Udeo, czy
także podzielasz życzenia Narajany?
- Ja, osobiście, nie mam żadnych specjalnych życzeń i całkowicie zdaję się na
wolę nauczycieli; bę-
dę szczęśliwy, mogąc widzieć ich u siebie, jeżeli oczywiście okażą mi tę łaskę i
odwiedzą kraj mój także
- odpowiedział Udea.
- Spójrzcie, proszę, na tego rozczarowanego dyplomatę. No, jeżeli ty,
przyjacielu, będziesz szczepił
w swoich poddanych podobną obojętność i bezinteresowność, to uczynisz z nich
najnudniejszy naród
na całej planecie - zawołał Narajana z właściwą sobie żartobliwą emfazą.
- Miejmy nadzieję, że przyswoją sobie tylko moje dobre przymioty, a złe postaram
się ukryć przed
nimi - odrzekł spokojnie Udea.
Nazajutrz Ebramar zakomunikował Narajanie, że nauczyciele przychylili się do
jego prośby i jeden
z wyższych hierofantow osobiście uda się tam w celu poświęcenia kamienia
węgielnego pod budowę
miasta, oraz dokona związanych z tym magicznych obrzędów.
Pozwolili mu także zabrać ze sobą pewną liczbę artystów, wyszkolonych przezeń
spośród ziemian.
Narajana odjechał wcześniej, ponieważ należało pobudować tymczasowe
pomieszczenia dla ma-
gów i hierofantow, a także i dla przesiedleńców; kiedy zaś wszystko zostanie już
odpowiednio przygoto-
wane - miał zawiadomić o tym Ebramara.
Rozmawiając wieczorem z Ebramarem, Supramati zapytał go, dlaczego założenie
stolicy przez Na-
rajanę miało być poprzedzone tak wielką uroczystością, podczas gdy państwa Udei
i Abrasaka będą
musiały jeszcze bardzo długo czekać na magiczne poświęcenie.
- Miasto to ma przeznaczoną wyjątkowo długą egzystencję, zaś naród, którego
będzie stolicą, ode-
gra poważną rolę w życiu kontynentu. Nauczyciele wystudiowali astralne klisze
Sunazefa, któremu pole-
cono wykonać tę osobliwą pracę, opowiedział mi w związku z tym wiele bardzo
ciekawych rzeczy.
A więc - naród, rządzony przez Narajanę, rozwinie olbrzymią cywilizację, wprost
zdawiającą na tle
tych pierwotnych czasów; potem zejdzie jednak z prawdziwej drogi, popadnie w
błędy i głęboka jego
wiedza stanie się nawet elementem rozkładu, który spowoduje wreszcie katastrofę,
a następnie - ląd
zniknie w wodach oceanu. Ze względu więc na takie świetne lecz burzliwe losy,
nauczyciele zgodzili się
udzielić magicznej ochrony tej kolebce przyszłego wielkiego narodu.
Miejsce, które obrał Narajana na stolicę, było rzeczywiście wyjątkowo piękne. Po
upływie więc kilku
tygodni, od czasu opisanej wyżej rozmowy, u stóp wysokiego wgórza, gdzie miało
stanąć miasto -
w zielonej dolinie zebrały się wielkie tłumy ludzi.
Jak tylko mogło sięgnąć oko, cisnęła się miejscowa ludność, tworząc olbrzymie
półkole. Był to typ lu-
dzi piękny, wzrostu wysokiego, o smagłym, z lekka czerwonawym odcieniu twarzy i
dużych, rozumnych
oczach. W środku owego półkola zgromadzili się znów ludzie odmiennego typu.
Na czele ich znajdował się najwyższy hierofanta, ubrany w śnieżno białe szaty,
usiane jakby brylan-
towym pyłem; twarz miał zakrytą lekką zasłoną, a na głowie lśniła wysoka,
spiczasta tiara, mieniąc się
barwami tęczy.
Wokół i za nim postępowała świta: magowie, maginie i adepci różnych stopni
wtajemniczenia; wszy-
scy śpiewali hymn magiczny w takt dźwięków kryształowych harf.
Za procesją wtajemniczonych szli ziemianie: najpierw nauczyciele sztuk i
rzemiosł, a dalej tłum zwy-
kłych pracowników. Wijąc się równo, jak olbrzymia wstęga, ten nieskończony,
zdawało się, pochód
wstępował powoli na wzorze i wyszedłszy wreszcie na rozległy plac niedaleko
szczytu - zatrzymał się.
Stąd otwierał się rzeczywiście przepiękny widok. U podnóża stromych skał,
okalających dolinę, roz-
pościerało się morze błękitne, jak szafir i gładkie, jak lustro; tylko
grzebienie fal, od czasu do czasu roz-
bijających się o nadbrzeżne kamienie, pokrywały się biał�