15313
Szczegóły |
Tytuł |
15313 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15313 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15313 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15313 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JENNY DALE
Przekład Joanna gorczak
Ilustracje Mick Reid
EGMONT
Tytuł oryginału: Puppy Patrol - The Sea Dog
Copyright (c) 1998 Working Partners Ilustrations copyright (c) 1998 Mick Reid First published 1998 by Macmillan Children's Books, London
(c) for the Polish edition by Egmont Polska, Warszawa 1999
Redakcja: Małgorzata Borczak Korekta: Bożenna Jakowiecka
Wydanie drugie
Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2001
ul. Srebrna 16, 00-810 Warszawa, tel. 625 50 05
Druk i oprawa: Ł.Z.Graf. Łódź ISBN 83-237-0287-?
t' >
Rozdział pierwszy
~(tm)'?!,. ????:.
T
ej nocy Nil Parker spał bardzo niespokojnie. Czyż mogło być inaczej? Pierwszy raz w życiu leżał w nie swoim łóżku, przykryty ciężką kołdrą, z głową na twardej poduszce. Co rusz budzicie i przekręcał z boku na bok. W pewnej chwili wydało mu się, że słyszy głośne skomlenie - smętną psią skargę.
- Co się dzieje - wymamrotał na wpół przebudzony. - Czego chcesz?
Po chwili chłopiec otrząsnął się ze snu, jednak wciąż był zdezorientowany. Gdzie się znajdował? Ciemne chmury za oknem odsłoniły księżyc i pokój wypełnił się srebrnym blaskiem. Nil przetarł oczy. Oczywiście! To przecież nie jest jego dom w Compton pod Manchesterem, w którym Parkę -rowie prowadzą "Przytulisko" - centrum hodowli, tresury i pomocy weterynaryjnej dla psów. Są
5
wakacje, z całą rodziną przyjechał na tydzień do Kornwalii. W tym czasie psiarnią przy King Street opiekują się wujek Edmund i Kasia - pielęgniarka czworonogów.
Nil uniósł głowę i wytężył słuch. Tam naprawdę słychać psi skowyt; wcale mu się nie śni. Usiadł i spojrzał na siostrę, która spała na łóżku pod ścianą. Przy King Street miał własny pokój. Ten letni domek był na tyle mały, że Nil musiał dzielić sypialnię z dziewięcioletnią Emilką. Druga siostra, licząca pięć lat Sara, spała w pokoju rodziców.
- Emilka - szepnął. - Śpisz? Nie było odpowiedzi.
- Emilka!
Na dworze znów dało się słyszeć żałosne psie zawodzenie.
Nie mógł to być głos jego biało-czarnego owczarka collie. Nawet gdyby Drops utknął gdzieś w tę zimną noc, na pewno nie zawyłby w taki sposób!
Chłopiec wyślizgnął się spod kołdry. Cichutko, na palcach, zszedł po schodach i otworzył drzwi prowadzące do niewielkiego, przytulnego saloniku, w którym stała rozłożysta kanapa i miękkie fotele. W półmroku ledwie mógł odróżnić niski sufit i podpierające go belki.
Na ścianach pokoju wisiały stare obrazy i duże
6
zdjęcia łodzi. Na kominku stał statek w butelce oraz różne drobiazgi, które - jak Nil się domyślał - pochodziły z prawdziwych statków.
Wszystko w porządku. Zwinięty w kłębek Drops wciąż leżał tam, gdzie Nil go zostawił, na starym kocu obok kominka, w którym dopalały się ostatnie węgielki.
Wyczuwając obecność chłopca, pies poderwał się i podbiegł do niego.
Ucieszył się, że nawet o tak dziwnej porze może ujrzeć swego pana. Od razu skory był do figlowania. Border collie nie potrafią, podobnie jak inne psy pasterskie, żyć statecznie. Zawsze gotowe są do wesołych, szalonych zabaw i długich wędrówek.
- Spokojnie, piesku,^gpokojnie - szepnął Nil,
drapiąc przyjaźnie Dropsa za uchem i nasłu
chując zarazem.
Collie spojrzał na chłopca z nadzieją, że za chwilę wydarzy się coś miłego.
- Nie, nie wychodzimy na spacer - powiedział
Nil. - Chciałem tylko sprawdzić, czy wszystko
z tobą w porządku.
Nagle Nil znów usłyszał wycie, tym razem głośniejsze. Brzmiało jak wołanie o pomoc. Podskoczył do okna.
- Znowu ten głos... Jak myślisz, Drops, co to
może być?
7
Pies lekko przechylił łepek, jakby zastanawiał się nad tym pytaniem, a potem cichutko zaskomlał.
Nil westchnął. Za skarby świata nie zaśnie ze świadomością, że w pobliżu jakaś psina cierpi niedolę.
- Leżeć, Drops! - rozkazał. - Wyjdę tylko na
chwilę. Muszę się rozejrzeć.
Cichaczem wrócił do sypialni. Wciągnął spodnie i bluzę, włożył tenisówki.
-Wychodzę szukać psa. Zaraz wracam! -szepnął do śpiącej Emilki, ale dziewczynka nic nie odpowiedziała.
Gdy Nil zszedł na dół, stało się jasne, że Drops nie przepuści okazji do spaceru. Chłopiec nie zdążył jeszcze przejść przez pokój, a pies już czekał przy wyjściu kuchennym.
- Nie, Drops, nie mogę pozwolić, żebyś zmarzł
na dworze. Musisz siedzieć tutaj i kurować się.
Potrzebujesz dużo spokoju.
Na King Street, gdzie mieszkali, Drops prowadził dość burzliwe życie, ostatnio nawet zbyt burzliwe. Niedawno jego psia narzeczona - Delicja - urodziła szczenięta. Jedno z nich, gdy trochę podrośnie, zamieszka z rodziną Nila. Poza tym Drops jeszcze do niedawna chorował. Okazało sic, że ma nawet szmery w sercu. Ku radości Parkęr<)w doszedł w końcu do siebie, ale wciąż
8
musiał się oszczędzać i unikać niepotrzebnych emocji.
Drops wydał z siebie przymilne szczeknięcie.
- Ciiiii! Nie chcę nikogo zbudzić - szepnął chłopiec. Delikatnie odsunął psa od drzwi. Od-ryglował je i nacisnął klamkę, aby wydostać się na dwór. - To nie potrwa długo. Chcę tylko zobaczyć, co się dzieje - zapewnił Dropsa.
Domek letniskowy, w którym Parkerowie spędzali wakacje, nazywał się "Bryza". Stał wysoko na klifowym wybrzeżu rybackiej wioski Tregarth. Naprzeciw domku ciągnęła się długa, kamienista alejka, dookoła której rosły gęste krzewy i powyginane od wiatru drzewa. Idąc nią prosto, a następnie skręcając w prawo,*można było dojść do wsi i niewielkiej przystani. Lewym rozwidleniem docierało się w dół, na nadmorskie urwisko.
Nil stanął przed drzwiami. Zaczerpnął orzeźwiającego nocnego powietrza. Czekał, aż skowyt się powtórzy. Chciał się zorientować, w którym kierunku pójść.
Księżyc schował się za chmury. Zupełne ciemności sprawiały, że na wyciągnięcie ręki nic nie było widać. Gałęzie drzew, kołysząc się na wietrze, groźnie skrzypiały. Aż dreszcze przebiegły chłopcu po plecach.
Zacierał ręce z zimna i bacznie nasłuchiwał.
9
Miał cichą nadzieję, że tajemniczy pies już nie zawyje. Bardzo chciał wrócić do ciepłego łóżka.
Jednakże raz jeszcze, gdzieś nieopodal, skowyt powtórzył się - przeciągły i ponury. Nil odetchnął głęboko i ruszył opustoszałą alejką.
Choć księżyc wciąż krył się za chmurami, oczy chłopca wkrótce przyzwyczaiły się do ciemności. Nil żałował, że Drops nie może być z nim w tej chwili; psie zmysły są o wiele bardziej wyostrzone. Drops zapewne znalazłby nieszczęsnego psa w ułamku sekundy.
Nil wytężył wzrok, chcąc dojrzeć cokolwiek. Wszystko dookoła wydawało mu się dziwne i nowe. Zupełnie inne niż za dnia.
- Gdzie jesteś? - krzyknął w pustą, mroczną przestrzeń. Tym razem usłyszał skowyt z bardzo bliska.
Tata Nila, który wiedział o psach prawie wszystko, co wiedzieć można, powiedział mu kiedyś, że wycie to psi wyraz samotności. W ten sposób samotne zwierzę nawołuje inne psy, aby przyłączyły się do niego.
- Co z tobą? - zapytał Nil głośno, mając nadzieję, że zwierzę go usłyszy. - Czy jesteś samotny? Gdzie jesteś?
W tej samej chwili księżyc wynurzył się zza chmur i oświetlił aleję.
Nil zamarł.
?
Pośrodku drogi siedział pies. Był to szorstkowłosy jamnik. Jego sierść jakby zaiskrzyła, kiedy księżyc oświetlił ziemię srebrzystą poświatą. W tym księżycowym blasku zwierzę wyglądało niemal jak zjawa.
-A więc tu jesteś! - powiedział Nil, przyglądając się uważnie samotnej psinie.
Starał się mówić spokojnym tonem, aby nie niepokoić psa.
- Co się stało, piesku?
Jamnik spojrzał na chłopca. Miał miły wygląd. Był malutki i krępy. Jego piwne oczka patrzyły żałośnie i smutno. Uniósł głowę i znowu
smutno zaskomlał. Echo jego lamentu rozniosło się po okolicy.
- Skaleczyłeś się, malutki? Zadra weszła ci
w łapkę? - pytał Nil, starając się powoli zbliżyć
do psa, tak aby go nie spłoszyć. - Zaraz znajdzie
my na to sposób.
Jednak zwierzę poderwało się i odbiegło kawałek drogi. Nie kulało ani nie wyglądało na skaleczone.
- A więc to nie zadra. Wróć piesku! Nie mogę
ci pomóc, jeśli uciekasz.
Jamnik zatrzymał się i spojrzał ponownie na Nila, po czym znów odbiegł.
Chłopiec rozumiał psie zachowanie na tyle dobrze, by w lot pojąć, że zwierzę chce, aby za nim iść. Tak też uczynił.
Szli dość szybko, aż znaleźli się na pierwszym rozwidleniu alei. Nie zatrzymując się, jamnik skręcił w lewo, w stronę przeciwną do wioski.
-To ścieżka na klif - mruknął Nil. - Cóż chcesz mi tam pokazać w środku nocy?
Pies znów zerknął na chłopca, przysiadł i zawył - głośno, przenikliwie. Nil poddał się temu ponagleniu. Niechętnie, ale poszedł dalej ścieżką w dół.
- Mam nadzieję, że cel wart będzie tej wypra
wy. Gdziekolwiek mnie prowadzisz, musi to być
dla ciebie bardzo ważne - mruczał pod nosem.
12
Na stromym klifie wiał bardzo zimny wiatr. Daleko pod nimi słychać było fale bijące o skały. Nil czuł smak rozpylonej w powietrzu soli. Gdy wolno torował sobie drogę na wąskiej, błotnistej ścieżce, przestraszył się. Żadna ochronna bariera nie dzieliła go od szalejącego w dole morza. Pomyślał, że jeśli poślizgnie się, to runie w dół. Pochłonie go woda i koniec. Nikt więcej go już nie ujrzy! Nie poddawał się jednak złowróżbnym myślom i wciąż szedł za psem.
Chwilami jamnik był tuż-tuż. Nigdy jednak nie dreptał na tyle blisko, żeby można go było dotknąć. Złapać się też nie dawał, bo nie miał na sobie obroży.
Rosnące wzdłuż skalnej ścieżki trawy i zarośla były wilgotne od rosjt Kiedy piesek ocierał się o nie, krople wody spadały na jego sierść, sprawiając, że w świetle księżyca lśniła i połyskiwała jeszcze bardziej. Nil miał przedziwne uczucie, że gdy uda mu się dotknąć jamnika, poczuje jedynie powietrze, a zwierzę zniknie niczym nocna mara.
Nagle Nil spostrzegł, że tuż przed nim ścieżkę spowija gęsta mgła. Odwrócił się, lecz z tyłu także widać było jedynie morskie opary. Zatrzymał się, poważnie przestraszony, bo miał wrażenie, że znajduje się w chmurach. Wystarczy jeden fałszywy ruch...
13
Pies znów zawył.
- Będziesz musiał poczekać, aż mgła opadnie
- zawołał chłopiec. - Nie dam ani kroku dalej,
dopóki ona nie zniknie.
W chwilę potem mgła rozwiała się równie szybko, jak się pojawiła. Droga znów była widoczna. I zupełnie... pusta. Pies zniknął.
- Hej! - krzyknął Nil, rozglądając się dookoła.
- Gdzie się podziałeś?
Tym razem nie usłyszał odpowiedzi.
Ścieżka przed nim była dość prosta. Zarośla nie były na tyle duże, aby mógł się w nich schować pies, nawet tak niewielki jak jamnik... Zniknął po nim wszelki ślad. Wydawać by się mogło, że to mgła uniosła gdzieś małego czworonoga - jakby za sprawą czarów.
- Gdzie zniknąłeś? - głośno zapytał ota
czającą go pustkę. - Przecież musisz gdzieś być.
Chłopiec stał przez chwilę w bezruchu, bijąc się z myślami.
Taki pies jak ten - hałaśliwy i zwinny - nie mógłby tak po prostu spaść ze skały, jak kamień, bez najmniejszego szczeknięcia. Poza tym była to z pewnością miejscowa psina, która przemierza te tereny każdego dnia i zna je jak własne cztery łapy.
Nil zawrócił i zaczął iść po swoich śladach, omijając kałuże. Nasłuchiwał, czy aby pies znów
14
nie zawyje, lecz jedyne, co słyszał, to dźwięk rozbijających się o skały fal. Gdy przeszedł już kamienistą dróżkę, zaczął iść aleją prowadzącą do domku i zastanawiał się, co też mogło stać się z jamnikiem. Był trochę na siebie zły, że zawrócił, ale czuł przenikliwe zimno. Koniuszki palców całkiem mu zlodowaciały.
Do domku wszedł po cichutku. Równie cicho
wdrapał się po schodach na górę. Niestety,
zabłocił cały dywan, bo o zdjęciu butów przypo
mniał sobie dopiero w sypialni. Nie był tym
zachwycony, ale uznał, że środek nocy nie jest
najlepszą porą na gruntowne porządki, więc
szybko się rozebrał, wskoczył do łóżka i przykrył
po uszy kołdrą. Bluzy nie zdjął, bo ciągle trząsł
się z zimna. +*
"Co za dziwna historia - pomyślał, gdy się już wygodnie ułożył - pies, który najpierw pół nocy skowyczy, a potem rozpływa się w powietrzu".
Jeszcze jedna rzecz go zdziwiła.
Tuż przed zaśnięciem uzmysłowił sobie, co to było. Gdy wracał po swoich śladach błotnistą ścieżką, widział wyraźnie odciski tenisówek, ale nie dostrzegł żadnych śladów psich łap.
Rozdział drugi
N
azajutrz celnym rzutem poduszką obudziła Nila Emilka. - Wstawaj, leniuchu! - zawołała. - Już po ósmej. Jesteśmy na wakacjach!
Chłopiec jęknął. Zazwyczaj nie spał do późna, ale również nie wędrował nigdy w środku nocy w poszukiwaniu wyjących psów.
- Mamy dużo do roboty! - stwierdziła Emilka. - Musimy zwiedzić okolicę.
Kiedy do pokoju wkradły się promienie słońca i padły na łóżko chłopca, Nil przeciągnął sie i ziewnął, zastanawiając się nad nadcho-dzącytn tygodniem. Miejsce, w które przyjechali, rzeczywiście było świetne do wędrówek. Na p^wno odkryją nadmorskie groty, a może nawet znajdą jakieś wraki dawno zatopionych statków.
16
-Miałam dziś bardzo dziwny sen... - powiedziała Emilka. - Śniło mi się, że wstałeś w nocy z łóżka, aby szukać jakiegoś psa. I jeszcze, że...
Nil nagle usiadł.
-Tak było - przerwał siostrze w pół zdania. - Szedłem skalną ścieżką! - Wskazał na zabłocone tenisówki i zachlapane dżinsy. - Patrz! Mam nawet dowód.
- Co się stało? - zapytała Emilka, podnosząc
się na łóżku i przyglądając się bratu z niedowie
rzaniem. Czy był tam pies? Czy go znalazłeś?
Nil wzruszył ramionami.
- Tak... Sam zresztą nie wiem. To był jamnik, ale nie udało mi się go złapać. Wciąż skomlał i uciekał. Szedłem za nim, lecz nie trafiłem do miejsca, które chciał mi pokazać.
- I co się stało?
- Po prostu rozpłynął się w powietrzu, a właściwie we mgle - wyjaśnił, zamyślony.
Oczy Emilki rozbłysły.
- To brzmi bardzo interesująco - powiedziała I przejęciem. - Podoba mi się historia z tajemni-( zym psem, który nagle znika we mgle!
- Może moglibyśmy zabrać Dropsa i trochę I )owęszyć po okolicy - zaproponował Nil.
Dziewczynka w mgnieniu oka wyskoczyła /. łóżka.
- Idę wziąć szybki prysznic!
17
- Hej, Era! - zawołał Nil, gdy zniknęła z ręczni
kiem za drzwiami łazienki. - Tylko nie mów nic
rodzicom o mojej nocnej wyprawie, dobrze?
-Jasne, że nie powiem! - zapewniła. - Następnym razem chcę iść z tobą. Gdybym im powiedziała, to na pewno nie byłoby żadnego następnego razu.
- Dobrze spaliście? - zapytała mama, stawiając na kuchennym stole talerz z grzankami.
- Świetnie - odparł błyskawicznie Nil, dla niepoznaki przybierając entuzjastyczny ton.
- A ja spałam jak psiak! - wtrąciła mała Sara. Wyjęła gumę do żucia i włożyła do buzi grzankę.
Bob Parker, który siedział obok córeczki, zaśmiał się na te słowa. Był potężnym, zwalistym mężczyzną o ciemnych włosach. Niedawno zapuścił brodę.
- Myślałem, że mówi się "spałem jak suseł", ale w przypadku naszej rodziny może rzeczywiście lepiej powiedzieć "psiak".
- Zobaczycie, że morskie powietrze wszystkim nam dobrze zrobi - z przekonaniem powiedziała mama.
- Powietrze i ta cudowna cisza dookoła... -rozmarzył się tata. - Gdy zasypiałem, miałem wrażenie, że czegoś mi brakuje, ale nie mogłem dojść, co by to mogło być. Teraz wiem! Brako-
18
wało ml szczekaniny psów o zmierzchu w naszym "Przytulisku"!
- Nie słyszałeś w nocy wycia psa? - zapytała
Emilka.
Tata pokręcił przecząco głową i zmarszczył brwi.
- Wycia psa? O której godzinie? - Był taki jak
Nil. Wystarczyło wspomnieć o jakiejś zagubionej
psinie, a już cały zamieniał się w słuch.
Nil szturchnął pod stołem siostrę i rzucił jej wymowne spojrzenie.
- Hmm, sama nie wiem - powiedziała Emilka.
- Chyba około północy. Chociaż może tylko mi
się zdawało...
Bob Parker zaniósł swój talerz do zlewu.
- Muszę gdzieś zadzwonić - oznajmił.
- O!? - powiedziała mama, uśmiechając się. - Niech no zgadnę...
- Do psiarni przy King Street! - zawołała Sara.
Cała trójka zaczęła się śmiać. Tata tak bardzo kochał swoje psy, że wszyscy zdziwili się, że zgodził się na wyjazd bez nich. Postanowił jednak codziennie być w telefonicznym kontakcie z "Przytuliskiem".
Pół godziny później Nil i Emilka udali się na poszukiwanie pozostawionych ubiegłej nocy śladów.
Gdy stali razem z Dropsem obok domu, w zarośniętym ogródku, chłopiec zastanawiał się, co powiedziałaby mama, wiedząc, że jej syn chodził nocą po stromym klifie.
- Nie powinniśmy przemęczać Dropsa - doszedł do wniosku Nil, kiedy przyklęknął, aby podrapać psa za uchem. - On potrzebuje normalnych spacerów, a nie maratonów.
- Więc nie odejdziemy zbyt daleko. Drops jest teraz najważniejszy - oświadczyła Emilka.
Poszli aleją prowadzącą do wioski i, tak jak uczynił to Nil ubiegłej nocy, na rozwidleniu dróg skręcili w lewo. Chwilę później zatrzymali się przy furtce wiodącej do ogrodu, w którym stał
20
domek ze słomianym dachem. Zeszłej nocy Nil nie zauważył go. W ogródku wysoka kobieta o siwych, splecionych w warkocz włosach przycinała róże. Obok niej, w koszyku, siedział mały, tłuściutki piesek.
- O, patrz! Czy to nie twoja nocna zguba? - za
pytała Emilka z lekkim rozczarowaniem, że ich
poszukiwania tak szybko dobiegają końca.
Nil przyjrzał się uważnie.
- Nie, to przecież yorkshire terrier. A ja jestem
pewien, że widziałem szorstkowłosego jamnika.
Możemy zapytać tę panią, czy nie zna w okolicy
żadnych podobnych do niego psów.
Na widok kosmatego teriera Drops wsunął nos za ogrodzenie i zaszczekał, chętny do zawarcia znajomości. Psinka w koszyku uniosła pyszczek. Spojrzała na Dropsa, lekceważąco mrużąc małe oczka, i ułożyła się do snu. Na jej głowie zawiązana była śmieszna różowa kokardka.
- Przepraszam - powiedział Nil do kobiety
pracującej w ogrodzie. - Czy ktoś w tej okolicy
ma szorstkowłosego jamnika?
Kobieta miała na sobie oprócz sukienki kilka różnobarwnych swetrów i kamizelek, a do tego jeszcze ciemnoróżowy szal w białe kropki. Emilka pomyślała, że wygląda niczym chodzący stragan ze starzyzną.
Kobieta odwróciła się i na widok Nila zam; irła.
21
- Przepraszam - powiedział chłopiec. - Czy przestraszyliśmy panią? My tylko zastanawialiśmy się, czy...
- Nie o to chodzi - odparła właścicielka teriera, marszcząc groźnie brwi. - Wyglądasz strasznie, jak... - Wytarła dłonie o długą kwiecistą sukienkę.
Nil poczuł się trochę zakłopotany spojrzeniem i uwagą tej obcej osoby.
- Nazywam się Nil Parker, a to moja siostra Emilia. Przyjechaliśmy na wakacje do "Bryzy" -wyjaśnił.
- Rozumiem... Więc nie byliście tu nigdy przedtem? - zapytała podejrzliwie.
Emilka pokręciła przecząco głową.
- Nigdy. Nasz tata pracuje z synem pana Tur
nera, do którego należy ten letni domek. Tata
jest weterynarzem.
Nieznajoma wciąż wrogo patrzyła na chłopca.
- Zastanawialiśmy się, czy nie ma tu żadnych innych psów w pobliżu - dodała Emilka.
- Bo widzi pani, słyszałem w nocy wycie psa -tłumaczył Nil. - Szedłem za nim nawet kawałek tą dróżką.
- To z pewnością nie była moja Prunella - powiedziała nieznajoma, wskazując na tłuściutką psinkę w koszyku.
Nil pokręcił głową.
22
- Nie, to był jamnik.
- Tu w okolicy nie ma żadnych jamników -oświadczyła z naciskiem kobieta.
Nil i Emilka wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Czemu ta pani była tak źle do nich nastawiona?
- No dobrze - powiedział z pewną rezygnacją w głosie Nil i zagwizdał na Dropsa. - W każdym razie dziękujemy. Do zobaczenia.
- Do widzenia - dodała Emilka, grzecznie się uśmiechając.
Szli dalej w stronę stromego klifu.
- Była dość zabawna, choć niezbyt miła dla ciebie - zauważyła dziewczynka, gdy znaleźli się poza zasięgiem słuchu nieznajomej.
- Racja - przytaknął NiJL-1 mimo że sama ma suczkę, to nie wydaje mi się, żeby lubiła psy.
- A już na pewno nie lubi jamników! - orzekła Emilka.
- Prawda. Zachowywała się bardzo dziwnie, gdy o nich wspomniałem.
-Jeśli o mnie chodzi, to uważam, że jest zbzikowana - powiedziała Emilka z chichotem. - Chodź, będziemy szukać dalej.
W końcu dotarli do najwyższej części klifu.
- Ojejku! - zawołała dziewczynka, patrząc na
horyzont. - Nic, tylko woda. Kilometr za kilome
trem. Wszystko, co widać, to morze i mewy!
23
Nil sprawdził, czy Drops stoi bezpiecznie obok jego nogi, i zmierzył wzrokiem stromą krawędź klifu.
- Tylko nie patrz w dół! - ostrzegł siostrę.
Emilka oczywiście zerknęła.
- Spójrz tylko na te wielkie skały! Czy potrafisz wyobrazić sobie upadek?
- Wolałbym sobie tego nie wyobrażać - odparł chłopiec.
Na brzegu morza, między okrągłymi głazami, leżał pokryty rdzą kadłub łodzi, w połowie przysypany piaskiem.
- Myślisz, że coś zostało na pokładzie? -
z nadzieją w głosie zapytała Emilka.
Nil potarł nos.
- Nie sądzę! Z samej łodzi niewiele zostało.
Dziewczynka popatrzyła na ścieżkę ciągnącą
się wzdłuż skały.
- Jak daleko udało ci się zejść wczoraj
w nocy?
Nil zerknął na ziemię i przeszedł kawałek.
- Dokładnie do miejsca, gdzie klif jest najbar
dziej wysunięty w morze - powiedział. - O ile
wiem, to miejsce nazywa się Cyplem Topielców.
Nagle coś poruszyło się na ścieżce. Był to jamnik.
- Tam! - zawołał chłopiec, wskazując na kęp
kę traw. - Tam jest ten pies!
24
- Widzę go! - krzyknęła Emilka.
Jamnik siedział nieopodal. Zdawało się, że czeka, aż podejdą. Jego sierść połyskiwała w promieniach słońca.
- Idziemy! - rozkazał Nil. - Do nogi, Drops! -
zawołał. - Trzymaj się blisko mnie. Nie mam za
miaru bawić się w ratownika.
Chłopiec, Emilka i Drops ruszyli wąską skalną ścieżką, lecz kiedy zbliżyli się do jamnika, ten potruchtał dalej.
Dzieci szły za nim. Co jakiś czas pies odwracał się, aby mieć pewność, że rodzeństwo jest o kilka kroków od niego.
- Jak myślisz, czego on może chcieć? - zapy
tała cicho Emilka.
Jej brat wzruszył ??????????,
- Zdaje mi się, że ma coś dla nas. Coś, co chce nam pokazać.
- Drops w ogóle nie jest zainteresowany tym jamnikiem, prawda? - zauważyła Emilka.
Rzeczywiście, Drops spokojnie dreptał obok dzieci i w ogóle nie zwracał na jamnika uwagi, choć zwykle interesowały go inne psy.
Nil zerknął na swego pupila.
-Wcale mnie to nie dziwi. Ma tu tyle nowych rzeczy: huczące fale, morską trawę i ry-bitwy. Tak więc Drops nie może zajmować się wszystkim naraz.
25
Gdy chłopiec znów spojrzał na ścieżkę, znieruchomiał ze zdziwienia.
- Ej! A gdzie się podział jamnik?
Emilka też gapiła się na Dropsa, więc nie zauważyła, co się stało z obcym psem. Dziewczynka rozejrzała się.
- On zniknął - szepnęła zdumiona.
Nil przeczesał ręką potargane wiatrem włosy.
- Prawie w tym samym miejscu zniknął poprzednio - powiedział zbity z tropu.
- Lepiej chodźmy dalej. Zobaczymy, czy zostawił jakiś ślad.
Ścieżka skończyła się i cała trójka znowu znalazła się na Cyplu Topielców. Rozglądali się dookoła, podziwiając bezmiar oceanu, który wydawał się otaczać ich ze wszystkich stron.
- Gdzie ten pies mógł pójść, jak myślisz,
Drops? - zapytał Nil.
Drops usiadł, patrząc na swego pana. Dyszał.
- Nie mógł uciec w tę stronę - stwierdziła Emilka. - Tu nie można pójść dalej.
- Nie mógł także zawrócić.
- A już na pewno nie udałoby mu się zejść na dół - zaczęła znów dziewczynka, po czym poderwała się z miejsca z piskiem.
- Patrz! Jest na dole! Tam, stoi na piasku!
Dzieci ze zdumieniem patrzyły na malutką
sylwetkę jamnika stojącego na plaży.
26
- W jaki sposób dostał się tam w tak krótkim
czasie? - zdziwił się Nil. - Jest zbyt stromo i nie
ma ścieżki.
Psina spojrzała na rodzeństwo i głośno zaskomlała.
- Tak samo wył zeszłej nocy - powiedział ze współczuciem chłopiec. - Teraz już wiesz, co wyciągnęło mnie z łóżka.
- Może jest jakaś droga na dół - zastanawiała się Emilka, starając się patrzeć za krawędź skały tak, aby się zbytnio nie wychylić.
Nil na czworakach przyczołgał się na skraj zbocza.
- Nie - powiedział, patrząc w przepaść. - Ani śladu ścieżki. Od razu zaczyna się urwisko.
- Więc jak on tam dotąd? Nie podoba ml się to - szepnęła mocno przestraszona Emilka. - Dopiero co czytałam książkę o wściekłym psie, który sprowadzał na ludzi śmierć!
- Nie bądź głupia! - fuknął Nil. - To nie żaden wściekły pies. To tylko biedny, samotny jamniczek szukający przyjaciela.
- Obyś miał rację! Bo to, co się tu dzieje, zaczyna być trochę podejrzane.
Rozdział trzeci
D
om tej dziwacznej kobiety jest zaraz za następnym zakrętem - powiedziała Emilka do brata, kiedy powoli schodzili z Cypla Topielców.
Przeszukali każdy zakamarek na klifie, ale niczego nie znaleźli. Albo jamnik potrafił latać, albo znał jakąś ukrytą ścieżkę.
W którąkolwiek stronę patrzyli, nie znajdowali drogi, która pozwoliłaby im dalej wędrować za jamnikiem, postanowili więc zawrócić w stronę wioski.
- Miejmy nadzieję, że inni mieszkańcy wsi są milsi od tej dziwaczki - odezwał się Nil. - Jej suczka również nie miała ochoty się z nami zaprzyjaźnić! Nawet nie spojrzała na Dropsa. Zbyt się leniła, żeby choć podnieść pyszczek! Emilka zaśmiała się.
28
- Prunella! - powiedziała ironicznym tonem.
- Kto by tak nazwał swego psa?
- To po prostu wstyd - odparł Nil z pewną pretensją w głosie. - Yorki są zazwyczaj wesołymi i przyjaznymi pieskami.
- Pozwoliła jej zmienić się w takiego tłuścio-cha - zauważyła Emilka. - To okropne!
- Szkoda - wyznał chłopiec. - Gdybyśmy tu mieszkali, moglibyśmy zabierać tę poczciwą psinę na spacery. Szybko powróciłaby do formy.
Emilka nagle przystanęła.
- A czemu nie mielibyśmy zrobić tego teraz?
I tak będziemy codziennie wychodzić z Dropsem.
Moglibyśmy więc zabierać ze sobą także madame
Prunellę.
Nil skrzywił się. ^
- Dobry pomysł, ale jej pani nigdy nam na to nie pozwoli.
- No, chodź. Warto chociaż spróbować - zachęcała brata Emilka.
Nil wzruszył ramionami i zagwizdał na Dropsa.
- OK, zgoda.
Po chwili znaleźli się przed furtką prowadzącą do ogrodu nieznajomej. Tym razem kobieta przycinała pnące róże rosnące wzdłuż ścieżki.
-Przepraszam - zaczęła grzecznie Emilkn.
- Zastanawialiśmy się, czy nie pozwoliłaby nam
29
pani... yyy... od czasu do czasu zabrać na spacer psa... yyy... to znaczy Prunellę.
Kobieta odłożyła na bok nożyce i popatrzyła na nich, stojąc w bezruchu.
- Bo widzi pani, my będziemy codziennie wychodzić z naszym psem - dodał Nil, wskazując na Dropsa - i bardzo chętnie wzięlibyśmy ją do towarzystwa.
- Prunella nie lubi spacerów - odparła wyniośle kobieta.
Nil nie mógł oprzeć się pokusie, aby nie wyrazić na ten temat swojej opinii.
- Na pewno pani wie, że psy są o wiele zdro
wsze i żyją znacznie dłużej, jeśli mają dostatecz
nie dużo ruchu.
Nieznajoma spojrzała na chłopca surowo. -A ty, młody człowieku, jesteś pewnie psim ekspertem, tak?
- Nasi rodzice prowadzą ośrodek dla psów -powiedział, niby to mimochodem, Nil.
- Tata udziela psom lekcji tresury - dodała z dumą Emilka.
- Mamy centrum ratowania psów. Naszego Dropsa, kiedy był szczeniakiem, ktoś porzucił, a my go przygarnęliśmy. Kochamy psy, absolutnie bez wyjątku.
Drops wydał z siebie radosne szczeknięcie, jakby zrozumiał, że o nim mowa.
30
- Nasi znajomi nazywają nas Psim Patrolem! -
powiedziała Emilka.
Właścicielka Prunelli zawahała się. Wyraz jej twarzy jakby trochę złagodniał.
- Naprawdę nigdy wcześniej nie byliście w tej wiosce? - zapytała, zerkając w stronę Nila. - Mówicie prawdę?
- Pierwszy raz jesteśmy w Kornwalii - przytaknął Nil.
-Więc nic nie łączy was z tutejszą rodziną Penrose'ów?
Nil wyglądał na zdezorientowanego.
- Penrose? Nic mi nie mówi to nazwisko.
Twarz kobiety znów przybrała surowy wyraz.
Właścicielka suczki zwróciła głowę w stronę pobliskiego wzgórza, na którego szczycie, między wysokimi i rozłożystymi drzewami stał ponury szary dom.
-To jest dom rodziny Penroseów! - powiedziała. - Nieźli z nich hultaje!
Zapadło długie milczenie. Zarówno Emilka, jak i jej brat nie wiedzieli, co powiedzieć. Nawet Drops gapił się na nieznajomą, także nieco zakłopotany.
- Czy w takim razie możemy wziąć Prunellę
na krótką przechadzkę w stronę wsi? - spytała
dziewczynka, szturchając brata, aby się w końcu
ruszył.
31
Kobieta zgodziła się z pewnym ociąganiem.
- Tylko nie pozwólcie, żeby się przemęczyła -
przestrzegła. - I pamiętajcie, Prunella musi
przyjść na obiad, na swoje czekoladowe mleczko
i ciasteczka. A poza tym na dworze jest dość
chłodno i wilgotno, musi więc włożyć kubraczek
od deszczu.
Piętnaście minut później, po licznych ceremoniach związanych z wyjściem suczki na spacer, Nil i Emilka szli już w kierunku wsi.
Prunella dreptała w połyskującej obroży i nieprzemakalnym ubranku. Wydawała się zadowolona z przechadzki.
- No cóż - westchnęła Emilka - zgubiliśmy jednego psa, ale znaleźliśmy drugiego.
- Nie przypuszczałem, że pani Zbzikowana pozwoli nam ją zabrać - powiedział Nil.
- Co miało znaczyć to całe gadanie o jakiejś rodzinie Penrose'ów? - spytała Emilka.
- Kto to wie? - rzekł w zamyśleniu Nil. - Ale masz ochotę rozwiązać tę zagadkę, prawda? -Spojrzał na suczkę, po czym przyklęknął, aby zdjąć z niej wdzianko. - Nie mam nic przeciwko świecącej obroży, bo i tak jej nie widać spod sierści, ale płaszczyk z cekinami to już za wiele!
Emilka pokiwała przytakująco głową. Zdjęła także różową kokardę zdobiącą łepek suczki, co
32
sprawiło, że jej fryzura nie wyglądała już tak sztucznie jak na początku spaceru.
- Nic dziwnego, że Drops nie chce mieć z nią
nic wspólnego. *w
Drops biegł przodem. Węszył w trawie i tropił psie zapachy. Zupełnie ignorował tłustą psinkę.
- Jeśli będziemy wyprowadzać ją codziennie -powiedział Nil, wpychając do kieszeni psie ubranko - to myślę, że wkrótce znacznie zyska na urodzie.
- Powinniśmy poprosić tatę, aby z tą panią Zbzikowaną zamienił parę słów na temat diety -dodała Emilka.
- Czekoladowe mleczko i kruche ciastka na obiad! - burknął Nil. - Nic dziwnego, że z niej taki spaślak!
33
Kiedy dzieci doszły już do wybrukowanej kostką alei, która prowadziła do wioski, Prunella najwyraźniej poczuła zmęczenie. Przysiadła, ciężko dysząc, a w końcu rozpłaszczyła na ziemi pękaty brzuszek. Było całkiem jasne, że nie ma zamiaru iść dalej.
Emilka spojrzała na psa i pokiwała głową.
- Założę się, psinko, że od bardzo dawna nie byłaś choćby na jednym przyzwoitym spacerze!
- Lepiej jej nie przemęczajmy od razu pierwszego dnia - powiedział Nil i wziął suczkę na ręce. - Poniesiemy cię przez resztę drogi - zwrócił się do Prunelli - ale nawet nie myśl, że będziemy to robić stale. Z powrotem idziesz sama!
Prunella ułożyła się wygodnie w ramionach chłopca, bardzo zadowolona. To było coś, do czego ją przyzwyczajono!
Gdy skręcili, ich oczom ukazały się szczyty błyszczących dachów wiejskich chat.
Stało tam może ze sto domów, w większości zbudowanych z miejscowego szarego łupka, kilka małych sklepików, porozrzucanych dookoła, dwa stare puby i mały, wyglądający dość nowocześnie, kościółek. Długa przystań w kształcie litery "U" dodawała wiosce szczególnego uroku, co sprawiało, że tutejszy krajobraz wyglądał niczym pocztówkowe zdjęcie.
- Ciekawa jestem, czy ktoś w wiosce wie coś
34
o naszym tajemniczym jamniku? - zastanawiała się Emilka.
Ścieżka zataczała krąg wokół obrzeży wioski Tregarth.
- Ktoś przecież musiał go widzieć - myślał
głośno Nil.
Rodzeństwo znalazło się niedaleko przystani. Akurat był odpływ. Mnóstwo kutrów rybackich osiadło na mieliźnie i oczekiwało na powrót wody. Drops zaciągnął się słonym powietrzem, ale gdy wyczuł zapach zdechłej ryby, przeszła mu ochota na dalsze węszenie po okolicy.
- Chodźmy do sklepu - zaproponowała Emil
ka. - Obiecałam kupić Kasi w prezencie kolorowe
cukierki.
Kiedy zawrócili, aby iść do^ sklepu, Nil dostrzegł dużą mosiężną tablicę, przytwierdzoną do głazu, który leżał u wejścia do portu.
- Czekaj! Spójrz tylko na to.
- Co to jest?
- Coś o historii tej wioski. - Chłopiec przeczytał napis:
Ku czci i pamięci tych mieszkańców Tregarth,
którzy stracili życie w Czarną Sobotę:
Ivy'ego Treuelyana
Barnaby'ego Dawsona
Jamesa Polzarda
Dauida Tredinnicka
Robina Pearcea
35
Emilka wskazała na datę wypisaną na tablicy.
- To prawie sto lat temu. Ciekawa jestem, co się wtedy zdarzyło?
- Nie mam pojęcia. To musiało być coś tragicznego. Wyrażenie "Czarna Sobota" nie brzmi zabawnie, prawda?
Zaczęli iść wzdłuż rzędu staromodnie wyglądających sklepików. Nagle Nil przebiegł na drugą stronę uliczki.
- Hej! Czy widzisz, co jest napisane na drzwiach tej biblioteki?
- "Muzeum wsi Tregarth" - przeczytała Emilka na zniszczonej tabliczce.
- To jest to, czego nam trzeba! - zawołał Nil. - Tu musi być ktoś, kto wytłumaczy nam, co to była ta Czarna Sobota.
Przed wejściem do muzeum Nil oddał Prunellę Emilce i założył Dropsowi smycz. Uchylił drzwi prowadzące do środka małego białego budynku i wszedł. Emilka z Prunellą na rękach i Dropsem na smyczy podążyła za bratem.
W środku panował półmrok i kompletna cisza.
- Myślisz, że jest otwarte? - wyszeptała niedo
wierzająco dziewczynka.
- Hop, hop! - zawołał Nil. - Czy jest tu ktoś?
Nagle nad ich głowami zapaliło się światło,
ukazując pokój pełen szklanych gablot, pokry-
36
Łych rdzą kotwic i modeli starych drewnianych galeonów, zamocowanych na ścianach.
-Ahoj! - gruby, donośny głos dobiegł z jakiegoś zakamarka.
- Dzień dobry! - zawołały dzieci na widok nis
kiego mężczyzny, wyłaniającego się z drugiego
końca sali.
Mężczyzna wyglądał na starca. Miał pomarszczoną twarz i przenikliwe niebieskie oczy. W czerwonej wełnianej czapce, zsuniętej na bok głowy, podobny był do krasnala.
- Dzień dobry - powiedziała nerwowo Emilka. - Czy dziś otwarte?
- Czy możemy się rozejrzeć? - spytał Nil.
- Skąd się tu wzięliście? - zdziwił się mały człowieczek. ^"
Nil wyszedł z cienia drzwi.
- Zastanawialiśmy się, czy mógłby pan...
Nagle zaniemówił, bo na jego widok przerażony starzec upuścił trzymaną w rękach książkę i ciężko klapnął na stojące obok krzesło.
- Na kości starego Jeremiasza! - wymamrotał, gapiąc się nieprzytomnie na Nila.
- O co znowu chodzi? - nieśmiało szepnął zaskoczony chłopiec.
- Skąd się tu wziąłeś, mój chłopcze? Z piekła?
zapytał stary człowiek, wskazując trzęsący ni
palcem na Nila.
37
Nil z trudem przełknął ślinę przez ściśnięte gardło.
- Nie, z Compton koło Manchesteru. Na imię mam Nil, a to moja siostra Emilka. Jesteśmy tu na wakacjach z mamą i tatą.
- Niech mnie kule biją! - wykrzyknął krasnal, który okazał się kustoszem muzeum. - Nicholas Penrose, jak żywy!
Nil był zbyt zaskoczony zdarzeniem, żeby cokolwiek powiedzieć. Za to Emilka dość szybko odparła:
- Przykro nam, ale nie wiemy, kim jest Nicholas Penrose. Nie mamy z nim nic wspólnego. I nigdy wcześniej - dodała dla lepszego wyjaśnienia - nie byliśmy w tych stronach.
- Przyjechaliśmy tu tylko na tydzień - powiedział nerwowo Nil.
Mężczyzna pokiwał głową.
- Niewiarygodne!
Dzieci powoli zaczynały podejrzewać, że starzec jest z lekka pomylony.
Wstał i skinął ręką, aby poszły za nim. Wprowadził je do mrocznego pomieszczenia, które bynajmniej nie przypominało muzealnej sali.
Gdy zapalił lampę nad drzwiami, ujrzeli zakurzone i leżące w nieładzie stare eksponaty. Zajmowały sporą część podłogi. Całe sterty rupieci leżały też na stołach i na starych krzesłach.
38
Mężczyzna wskazał na olejny portret, wiszący na przeciwległej ścianie, częściowo zasłonięty białą tkaniną. Stary kustosz jednym ruchem ręki ściągnął materiał, wzbijając przy tym tuman kurzu.
- Nicholas Penrose we własnej osobie! - zako
munikował. - Sami oceńcie podobieństwo.
Nil i Emilka spojrzeli z niedowierzaniem na portret przedstawiający chłopca z psem.
- To ty! - zawołała Emilka. - On jest dokład
nie taki jak ty, Nil!
Chłopiec z portretu, pomimo staromodnego ubioru, był sobowtórem Nila.
Pod portretem widniał mały napis:
Nicholas Penrose - na pamiątkę i ku prze
strodze <*•"
Obok maleńkimi cyferkami upamiętniono datę.
- Ma nawet takie same sterczące z przodu
włosy! - wyszeptała jednym tchem Emilka.
-Ale... ale to nie ja, prawda? - wyjąkał Nil drżącym głosem. - Jak to możliwe?
-1 ten pies! Nil, spójrz na psa! Jest taki sam jak nasz tajemniczy jamnik, prawda? - zauważyła dziewczynka.
Chłopiec z przerażeniem stwierdził, że pies siedzący obok Nicholasa Penrose'a to rzeczywiście szorstkowłosy jamnik, kropka w kropkę po-
39
dobny do tego, który obudził go minionej nocy. Pokręcił głową z niedowierzaniem. Dziwne rzeczy działy się w tej kornwalijskiej wiosce i wcale mu się to nie podobało.
- O rety, to zostało namalowane prawie sto lat
temu - powiedział, patrząc na datę pod napisem.
Starzec zachichotał histerycznie.
- Nicholas Penrose odrodzony! Kto by pomyś
lał! - Spojrzał na Nila i zapytał: - Powiedz, chłop
cze, czy inni ludzie w tej wiosce nie patrzyli na
ciebie w dziwny sposób?
Nil wzruszył ramionami.
40
- Przyjechaliśmy dopiero wczoraj wieczorem.
- Właścicielka Prunelli zachowywała się dość dziwnie na twój widok i wspomniała nazwisko Penrose - przypomniała Emilka.
- Rzeczywiście, wydarzyło się kilka dziwnych rzeczy - przyznał chłopiec.
- Przyszliśmy tu, aby je wyjaśnić.
- Możecie je wyjaśnić, ale poznana prawda niekoniecznie musi się wam spodobać - zagadkowo odpowiedział starzec.
- Więc kim był Nicholas Penrose? - spytał Nil, cedząc słowa.
Kustosz wskazał kościstą dłonią na biurowe pomieszczenie, z którego poprzednio wyszedł.
- Chodźcie, porozmawiamy.
Emilka i Nil wymienili Porozumiewawcze spojrzenia. Drops, czując, że jego pan jest przestraszony, wydał z siebie głośne warknięcie.
- Myślisz, że powinniśmy ciągnąć tę historię? - szepnęła Emilka do brata, gdy stary gnom zniknął za drzwiami pokoju.
- Myślę, że tak - upierał się Nil, odrywając spojrzenie od tajemniczego malowidła. - Nie zro-biliśmy przecież nic złego. Musimy się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi...
lilii
?????? ""'li llP
t? Rozdział czwarty
j|. |||:,
S
tarzec wskazał na dwa stojące w dyżurce stołki i dał znak, aby dzieci usiadły. Nil postawił Prunellę na podłodze, a Drops stanął obok suczki niczym strażnik.
Przez chwilę starszy pan nic nie mówił, tylko przyglądał się Nilowi z nieustającym zdziwieniem. Pokiwał głową. Po dłuższej chwili chłopiec powtórzył postawione wcześniej pytanie:
- Kim był Nicholas Penrose?
- Czy zrobił coś strasznego? - wtrąciła szybko Emilka.
Mężczyzna wziął głęboki oddech i zaczął opowiadać:
- Było to prawie sto lat temu. Nicholas Penro
se mieszkał tu, w Tregarth. Pewnego dnia, gdy
miał jedenaście lat, uciekł stąd jak podły tchórz...
Nil wydał okrzyk zdumienia.
42
-Więc musiał urodzić się dokładnie sto lal przede mną, bo ja mam teraz jedenaście lat!
- Ooo! - zawołała Emilka.
Starzec pokiwał głową.
- Co było, to będzie - mruknął w zamyśleniu.
Dzieci spojrzały na siebie, nie mając najmniejszego pojęcia, co mogą znaczyć te słowa. Po chwili Nil chrząknął znacząco, aby dać znać mężczyźnie, że chcą dalej słuchać jego opowieści.
- Penrose'owie byli wspaniałą arystokratyczną rodziną - ciągnął starzec - dopóki Nicholas nie zniszczył ich reputacji.
- Czy ktoś z tej rodziny jeszcze tu mieszka? -spytała Emilka. - Widzieliśmy ich posiadłość na skalnym cyplu.
- Wiktor Penrose wciąi mieszka w tym domu - odpowiedział staruszek - lecz najlepsze lata jego życia dawno już przeminęły. Był krewnym Nicholasa.
-1 co się stało z tym chłopcem? - niecierpliwiła się Emilka, czując, że jeśli zaraz się nie dowie, to zwariuje z ciekawości.
-Wszystko w swoim czasie - zapowiedział mężczyzna i głęboko westchnął. - Młody Nicholas Penrose miał wszystko, czego dusza zapragnie: bogactwo, dobrą edukację i stadninę koni. To jednak mu nie wystarczało. Kiedy skończył jedenaście lat, uciekł i zszedł na złą drogę.
43
- Co pan ma na myśli? - dopytywał się Nil.
- Pokłócił się z ojcem i postanowił żyć po swojemu. Uciekł i przystał do piratów.
- O rany! - wykrzyknął Nil. - Nie mogę wyobrazić sobie bardziej ekscytującej historii.
-To nie było takie malownicze, jak sobie to wyobrażasz, młody człowieku - sprostował kustosz. - Owi ludzie w niczym nie przypominali wesołych żeglarzy, którzy dla hecy kradną jabłka z ogrodów. Chociaż możliwe, że z początku Nicholas tak myślał o tych zbójach. Nie znalazłbyś w tej bandzie choćby jednego w miarę przyzwoitego człowieka. Była to wataha okrutnych złoczyńców. W ich towarzystwie Nicholas także stał się złym człowiekiem.
-Ale przecież... on miał zaledwie jedenaście lat! - zauważyła przejęta Emilka. - Czy mama i tata nie starali się namówić syna, by wrócił do domu?
- Ależ starali się - z naciskiem powiedział ku
stosz - jednak on nie chciał ich znać. Gdy opu
ścił dom, nie wziął nic prócz swojego psa.
Nil nagle poczuł, że ciarki przechodzą mu po plecach.
- Szorstkowłosy jamnik... - wymamrotał.
- Identyczny jak ten na obrazie. Widzieliśmy go nad brzegiem morza, na klifie! - wyszeptała ze zgrozą Emilka.
44
Staruszek zdawał się nie słyszeć jej słów.
- Jeremiasz Kostka, tak nazywał się pies Nicholasa - opowiadał dalej. - Chłopak dostał go jeszcze jako szczeniaka. Od tamtej pory byli nierozłączni.
- Jeremiasz Kostka - powtórzył Nil.
Może więc pies, którego widzieli, był potomkiem Jeremiasza? Chłopiec odruchowo przytulił Dropsa i delikatnie pogłaskał mordkę spoczywającą na swych kolanach.
- Czy pies Nicholasa też pływał razem z pira
tami? - spytała zaciekawiona Emilka.
Kustosz skinął głową.
- Przez wiele miesięcy przebywali razem na pokładzie pirackiego statku. Zwano go "Świst Gromu". Był przycumowajay tu niedaleko, w małej zatoczce ukrytej między dwoma skałami. W nocy piraci wypływali z ukrycia i okradali okoliczne łodzie. Czasami zwabiali statki obcych przybyszów prosto na skały, po czym plądrowali je w poszukiwaniu cennych przedmiotów. Władze wsi były wobec piratów zupełnie bezsilne. W końcu którejś sierpniowej soboty, prawie sto lat temu...
- Czy to była ta Czarna Sobota? - przerwał kustoszowi Nil.
- Owszem - przytaknął stary człowiek - była to najstraszniejsza noc w historii tej wioski! Otóż
45
w Czarną Sobotę piraci, znudzeni okradaniem statków, postanowili napaść na wioskę. Przyczyniła się do tego pogłoska, że policja znalazła kryjówkę, w której się chronili, i zamierza ostatecznie się z nimi rozprawić. Piraci wtargnęli do wsi pod osłoną ciemności. Rabowali wszystko, co im wpadło w ręce.
Starzec wziął głęboki oddech, a jego oczy zalśniły gniewem.
- Rozbijali szyby w oknach i podkładali ogień
pod strzechy. Maltretowali starców i dzieci, męż
czyzn i kobiety. Pięć osób zginęło tej nocy, w tym
i mój dziadek, David Tredinnick, który na nie
szczęście znalazł się na linii ognia między policją
a tymi opryszkami. Mój ojciec miał wówczas
dziesięć lat. Od tamtego koszmarnego przeżycia
aż do czasu, gdy zmarł trzydzieści lat temu, drę
czyły go senne koszmary.
Nil i Emilka spojrzeli na siebie z przejęciem.
- Widzieliśmy to nazwisko na pamiątkowej ta
blicy - powiedziała cicho dziewczynka.
Staruszek kontynuował opowieść.
- Piraci ze "Świstu Gromu" nie tylko mordowali. Ukradli także z kościoła złoto i srebro, a potem zakopali je w w jakiejś kryjówce.
- A czy... Nicholas był w to wszystko zamieszany? - zapytał drżącym głosem Nil.
- A jakże! Był sto razy gorszy od piratów, bo
46
obrócił się przeciwko własnej wiosce. Najprawdopodobniej wyjawił piratom, w których miejscach można znaleźć najcenniejsze rzeczy, gdyż dokładnie wiedzieli, gdzie i czego szukać.
-1 co się z nim w końcu stało? - spytała Emilka.
Kustosz zamilkł na chwilę, po czym odpowiedział na pytanie dziewczynki:
- Od Czarnej Soboty nikt go już nigdy na oczy nie widział. Piratów też. Odpłynęli do innego portu. Niektórzy mówili, że za granicę, ale to już nie miało znaczenia. Nasza wioska została niemal całkowicie zrównana z ziemią.
- A czy piesek, czyli Jeremiasz Kostka, odpłynął razem z nimi? - zaciekawił się Nil.
Starzec pokręcił przecząco głową.
- Jeremiasz został i przez wiele lat po tym wy
darzeniu siadał na klifie, rozpaczliwie skomląc
za swoim panem.
Nil podrapał się w głowę. Był przygnębiony.
- Nie mogę uwierzyć, że Nicholas nie zabrał ze
sobą psa. Przecież mówił pan, że nigdy się nie
rozstawali.
- To fakt, byli nierozłączni.
-Więc dlaczego...?
- Wygląda na to, że chłopak stracił resztki
przyzwoitości nawet w stosunku do swego psa -
powiedział kustosz. - Zostawił jamnika, który
47
¦
z tęsknoty za nim do końca życia skomlał dzień w dzień. Jeremiasz Kostka zamieszkał na przybrzeżnych skałach, myśląc, że jego pan kiedyś powróci. W końcu jednak zdechł ze starości i został pochowany na terenie posiadłości rodziny Penrose'ów.
Emilka z szeroko otwartymi oczami odwróciła się do brata.
-Ale pies, którego widzieliśmy... Chyba nie myślisz, że to...
Nil stał oszołomiony. W końcu przemówił:
- Czy ktoś w okolicy ma jamnika?
- Nikt, kogo znam. Jamniki nie są zbyt popularne w tym rejonie.
- Widzisz? - zawołała Emilka. - Wiem, że to okropne, ale wydarzyło się to przecież dawno temu. Dokładnie sto lat temu!
- My, wnukowie ofiar, wciąż tu mieszkamy, moja panno - powiedział twardym głosem starzec. Powoli wstał zza biurka i ze spuszczoną głową pokuśtykał w stronę drzwi. - Historie takie jak ta przekazywane są z pokolenia na pokolenie. Mój ojciec znał osobiście Nicholasa Penrose'a i zwykł spluwać przez lewe ramię, gdy tylko ktoś wspomniał jego imię. - Zatrzymawszy się, jeszcze raz spojrzał na Nila. W chwilę potem opuścił pokój, mówiąc: - Radzę ci tylko, uważaj tu na Siebie, chłopcze...
48
- Nie mogę tego tak zostawić - powiedział Nil,
gdy wychodzili z wioski. - To niesamowity zbieg
okoliczności! - Dlaczego Nicholas Penrose wy
gląda tak samo jak ja, i w dodatku urodził się
dokładnie sto lat przede mną?
Emilka pokiwała głową.
- To dziwne. - Zatrzymała się, pociągając Pru-nellę za smycz. Mała tłuściutka psinka leżała plackiem na trawie, na skraju ścieżki. - Znów ma dosyć chodzenia. Będziemy musieli ją nieść przez resztę drogi.
- W porządku - odparł Nil. -1 tak radziła sobie całkiem nieźle, biorąc pod uwagę fakt, że dźwiga na łapach dwa razy tyle ciała, niż powinna. - Nachylił się, aby wziąć na ręce małą suczkę, po czym rozejrzał się bacznie ^olookoła. - Miałem nadzieję, że w drodze powrotnej zobaczymy tego jamnika.
- Jeremiasza Kostkę? - dopytywała się Emilka.
- Raczej jego potomka - odpowiedział chłopiec. Potarł ręką nos i dodał: - Emi, nie jestem taki pewien co do Nicholasa.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Myślę, że nie był taki zły, jak o nim mówią.
- Oczywiście, że był! Przecież to on sprowadził piratów do wioski, nie wierzysz w to?
- A ty wierzysz?
Emilka wzruszyła ramionami.
49
- Przecież cała wioska tak uważa.
- Wydaje mi się, że kryje się za tym coś więcej.
- Mówisz tak, bo wyglądasz zupełnie jak on i nie chcesz mieć żadnych związków z kimś, kto był przestępcą!
- Nie tylko o to chodzi - ciągnął Nil. - Myślę, że nikt, kto opiekuje się psem od szczeniaka...
- ...nie może być zły? - dokończyła Emilka.
-Tak mi się wydaje. A poza tym... on nie
mógłby po prostu odejść i zostawić go - powiedział z przejęciem. Spojrzał na Dropsa tarzającego się w wysokiej trawie obok wylegującej się Prunelli. Przywołał psa i pogłaskał go po łaciatym łepku. - Nie wyobrażam sobie, żebym mógł zostawić Dropsa. Gdziekolwiek. Z jakiegokolwiek powodu. Mam przeczucie, że jest coś, co trzeba jeszcze rozwikłać. Może ten jamnik, którego widzieliśmy, stara się pomóc nam odkryć tajemnicę.
Emilka