JENNY DALE Przekład Joanna gorczak Ilustracje Mick Reid EGMONT Tytuł oryginału: Puppy Patrol - The Sea Dog Copyright (c) 1998 Working Partners Ilustrations copyright (c) 1998 Mick Reid First published 1998 by Macmillan Children's Books, London (c) for the Polish edition by Egmont Polska, Warszawa 1999 Redakcja: Małgorzata Borczak Korekta: Bożenna Jakowiecka Wydanie drugie Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2001 ul. Srebrna 16, 00-810 Warszawa, tel. 625 50 05 Druk i oprawa: Ł.Z.Graf. Łódź ISBN 83-237-0287-? t' > Rozdział pierwszy ~(tm)'?!,. ????:. T ej nocy Nil Parker spał bardzo niespokojnie. Czyż mogło być inaczej? Pierwszy raz w życiu leżał w nie swoim łóżku, przykryty ciężką kołdrą, z głową na twardej poduszce. Co rusz budzicie i przekręcał z boku na bok. W pewnej chwili wydało mu się, że słyszy głośne skomlenie - smętną psią skargę. - Co się dzieje - wymamrotał na wpół przebudzony. - Czego chcesz? Po chwili chłopiec otrząsnął się ze snu, jednak wciąż był zdezorientowany. Gdzie się znajdował? Ciemne chmury za oknem odsłoniły księżyc i pokój wypełnił się srebrnym blaskiem. Nil przetarł oczy. Oczywiście! To przecież nie jest jego dom w Compton pod Manchesterem, w którym Parkę -rowie prowadzą "Przytulisko" - centrum hodowli, tresury i pomocy weterynaryjnej dla psów. Są 5 wakacje, z całą rodziną przyjechał na tydzień do Kornwalii. W tym czasie psiarnią przy King Street opiekują się wujek Edmund i Kasia - pielęgniarka czworonogów. Nil uniósł głowę i wytężył słuch. Tam naprawdę słychać psi skowyt; wcale mu się nie śni. Usiadł i spojrzał na siostrę, która spała na łóżku pod ścianą. Przy King Street miał własny pokój. Ten letni domek był na tyle mały, że Nil musiał dzielić sypialnię z dziewięcioletnią Emilką. Druga siostra, licząca pięć lat Sara, spała w pokoju rodziców. - Emilka - szepnął. - Śpisz? Nie było odpowiedzi. - Emilka! Na dworze znów dało się słyszeć żałosne psie zawodzenie. Nie mógł to być głos jego biało-czarnego owczarka collie. Nawet gdyby Drops utknął gdzieś w tę zimną noc, na pewno nie zawyłby w taki sposób! Chłopiec wyślizgnął się spod kołdry. Cichutko, na palcach, zszedł po schodach i otworzył drzwi prowadzące do niewielkiego, przytulnego saloniku, w którym stała rozłożysta kanapa i miękkie fotele. W półmroku ledwie mógł odróżnić niski sufit i podpierające go belki. Na ścianach pokoju wisiały stare obrazy i duże 6 zdjęcia łodzi. Na kominku stał statek w butelce oraz różne drobiazgi, które - jak Nil się domyślał - pochodziły z prawdziwych statków. Wszystko w porządku. Zwinięty w kłębek Drops wciąż leżał tam, gdzie Nil go zostawił, na starym kocu obok kominka, w którym dopalały się ostatnie węgielki. Wyczuwając obecność chłopca, pies poderwał się i podbiegł do niego. Ucieszył się, że nawet o tak dziwnej porze może ujrzeć swego pana. Od razu skory był do figlowania. Border collie nie potrafią, podobnie jak inne psy pasterskie, żyć statecznie. Zawsze gotowe są do wesołych, szalonych zabaw i długich wędrówek. - Spokojnie, piesku,^gpokojnie - szepnął Nil, drapiąc przyjaźnie Dropsa za uchem i nasłu chując zarazem. Collie spojrzał na chłopca z nadzieją, że za chwilę wydarzy się coś miłego. - Nie, nie wychodzimy na spacer - powiedział Nil. - Chciałem tylko sprawdzić, czy wszystko z tobą w porządku. Nagle Nil znów usłyszał wycie, tym razem głośniejsze. Brzmiało jak wołanie o pomoc. Podskoczył do okna. - Znowu ten głos... Jak myślisz, Drops, co to może być? 7 Pies lekko przechylił łepek, jakby zastanawiał się nad tym pytaniem, a potem cichutko zaskomlał. Nil westchnął. Za skarby świata nie zaśnie ze świadomością, że w pobliżu jakaś psina cierpi niedolę. - Leżeć, Drops! - rozkazał. - Wyjdę tylko na chwilę. Muszę się rozejrzeć. Cichaczem wrócił do sypialni. Wciągnął spodnie i bluzę, włożył tenisówki. -Wychodzę szukać psa. Zaraz wracam! -szepnął do śpiącej Emilki, ale dziewczynka nic nie odpowiedziała. Gdy Nil zszedł na dół, stało się jasne, że Drops nie przepuści okazji do spaceru. Chłopiec nie zdążył jeszcze przejść przez pokój, a pies już czekał przy wyjściu kuchennym. - Nie, Drops, nie mogę pozwolić, żebyś zmarzł na dworze. Musisz siedzieć tutaj i kurować się. Potrzebujesz dużo spokoju. Na King Street, gdzie mieszkali, Drops prowadził dość burzliwe życie, ostatnio nawet zbyt burzliwe. Niedawno jego psia narzeczona - Delicja - urodziła szczenięta. Jedno z nich, gdy trochę podrośnie, zamieszka z rodziną Nila. Poza tym Drops jeszcze do niedawna chorował. Okazało sic, że ma nawet szmery w sercu. Ku radości Parkęr<)w doszedł w końcu do siebie, ale wciąż 8 musiał się oszczędzać i unikać niepotrzebnych emocji. Drops wydał z siebie przymilne szczeknięcie. - Ciiiii! Nie chcę nikogo zbudzić - szepnął chłopiec. Delikatnie odsunął psa od drzwi. Od-ryglował je i nacisnął klamkę, aby wydostać się na dwór. - To nie potrwa długo. Chcę tylko zobaczyć, co się dzieje - zapewnił Dropsa. Domek letniskowy, w którym Parkerowie spędzali wakacje, nazywał się "Bryza". Stał wysoko na klifowym wybrzeżu rybackiej wioski Tregarth. Naprzeciw domku ciągnęła się długa, kamienista alejka, dookoła której rosły gęste krzewy i powyginane od wiatru drzewa. Idąc nią prosto, a następnie skręcając w prawo,*można było dojść do wsi i niewielkiej przystani. Lewym rozwidleniem docierało się w dół, na nadmorskie urwisko. Nil stanął przed drzwiami. Zaczerpnął orzeźwiającego nocnego powietrza. Czekał, aż skowyt się powtórzy. Chciał się zorientować, w którym kierunku pójść. Księżyc schował się za chmury. Zupełne ciemności sprawiały, że na wyciągnięcie ręki nic nie było widać. Gałęzie drzew, kołysząc się na wietrze, groźnie skrzypiały. Aż dreszcze przebiegły chłopcu po plecach. Zacierał ręce z zimna i bacznie nasłuchiwał. 9 Miał cichą nadzieję, że tajemniczy pies już nie zawyje. Bardzo chciał wrócić do ciepłego łóżka. Jednakże raz jeszcze, gdzieś nieopodal, skowyt powtórzył się - przeciągły i ponury. Nil odetchnął głęboko i ruszył opustoszałą alejką. Choć księżyc wciąż krył się za chmurami, oczy chłopca wkrótce przyzwyczaiły się do ciemności. Nil żałował, że Drops nie może być z nim w tej chwili; psie zmysły są o wiele bardziej wyostrzone. Drops zapewne znalazłby nieszczęsnego psa w ułamku sekundy. Nil wytężył wzrok, chcąc dojrzeć cokolwiek. Wszystko dookoła wydawało mu się dziwne i nowe. Zupełnie inne niż za dnia. - Gdzie jesteś? - krzyknął w pustą, mroczną przestrzeń. Tym razem usłyszał skowyt z bardzo bliska. Tata Nila, który wiedział o psach prawie wszystko, co wiedzieć można, powiedział mu kiedyś, że wycie to psi wyraz samotności. W ten sposób samotne zwierzę nawołuje inne psy, aby przyłączyły się do niego. - Co z tobą? - zapytał Nil głośno, mając nadzieję, że zwierzę go usłyszy. - Czy jesteś samotny? Gdzie jesteś? W tej samej chwili księżyc wynurzył się zza chmur i oświetlił aleję. Nil zamarł. ? Pośrodku drogi siedział pies. Był to szorstkowłosy jamnik. Jego sierść jakby zaiskrzyła, kiedy księżyc oświetlił ziemię srebrzystą poświatą. W tym księżycowym blasku zwierzę wyglądało niemal jak zjawa. -A więc tu jesteś! - powiedział Nil, przyglądając się uważnie samotnej psinie. Starał się mówić spokojnym tonem, aby nie niepokoić psa. - Co się stało, piesku? Jamnik spojrzał na chłopca. Miał miły wygląd. Był malutki i krępy. Jego piwne oczka patrzyły żałośnie i smutno. Uniósł głowę i znowu smutno zaskomlał. Echo jego lamentu rozniosło się po okolicy. - Skaleczyłeś się, malutki? Zadra weszła ci w łapkę? - pytał Nil, starając się powoli zbliżyć do psa, tak aby go nie spłoszyć. - Zaraz znajdzie my na to sposób. Jednak zwierzę poderwało się i odbiegło kawałek drogi. Nie kulało ani nie wyglądało na skaleczone. - A więc to nie zadra. Wróć piesku! Nie mogę ci pomóc, jeśli uciekasz. Jamnik zatrzymał się i spojrzał ponownie na Nila, po czym znów odbiegł. Chłopiec rozumiał psie zachowanie na tyle dobrze, by w lot pojąć, że zwierzę chce, aby za nim iść. Tak też uczynił. Szli dość szybko, aż znaleźli się na pierwszym rozwidleniu alei. Nie zatrzymując się, jamnik skręcił w lewo, w stronę przeciwną do wioski. -To ścieżka na klif - mruknął Nil. - Cóż chcesz mi tam pokazać w środku nocy? Pies znów zerknął na chłopca, przysiadł i zawył - głośno, przenikliwie. Nil poddał się temu ponagleniu. Niechętnie, ale poszedł dalej ścieżką w dół. - Mam nadzieję, że cel wart będzie tej wypra wy. Gdziekolwiek mnie prowadzisz, musi to być dla ciebie bardzo ważne - mruczał pod nosem. 12 Na stromym klifie wiał bardzo zimny wiatr. Daleko pod nimi słychać było fale bijące o skały. Nil czuł smak rozpylonej w powietrzu soli. Gdy wolno torował sobie drogę na wąskiej, błotnistej ścieżce, przestraszył się. Żadna ochronna bariera nie dzieliła go od szalejącego w dole morza. Pomyślał, że jeśli poślizgnie się, to runie w dół. Pochłonie go woda i koniec. Nikt więcej go już nie ujrzy! Nie poddawał się jednak złowróżbnym myślom i wciąż szedł za psem. Chwilami jamnik był tuż-tuż. Nigdy jednak nie dreptał na tyle blisko, żeby można go było dotknąć. Złapać się też nie dawał, bo nie miał na sobie obroży. Rosnące wzdłuż skalnej ścieżki trawy i zarośla były wilgotne od rosjt Kiedy piesek ocierał się o nie, krople wody spadały na jego sierść, sprawiając, że w świetle księżyca lśniła i połyskiwała jeszcze bardziej. Nil miał przedziwne uczucie, że gdy uda mu się dotknąć jamnika, poczuje jedynie powietrze, a zwierzę zniknie niczym nocna mara. Nagle Nil spostrzegł, że tuż przed nim ścieżkę spowija gęsta mgła. Odwrócił się, lecz z tyłu także widać było jedynie morskie opary. Zatrzymał się, poważnie przestraszony, bo miał wrażenie, że znajduje się w chmurach. Wystarczy jeden fałszywy ruch... 13 Pies znów zawył. - Będziesz musiał poczekać, aż mgła opadnie - zawołał chłopiec. - Nie dam ani kroku dalej, dopóki ona nie zniknie. W chwilę potem mgła rozwiała się równie szybko, jak się pojawiła. Droga znów była widoczna. I zupełnie... pusta. Pies zniknął. - Hej! - krzyknął Nil, rozglądając się dookoła. - Gdzie się podziałeś? Tym razem nie usłyszał odpowiedzi. Ścieżka przed nim była dość prosta. Zarośla nie były na tyle duże, aby mógł się w nich schować pies, nawet tak niewielki jak jamnik... Zniknął po nim wszelki ślad. Wydawać by się mogło, że to mgła uniosła gdzieś małego czworonoga - jakby za sprawą czarów. - Gdzie zniknąłeś? - głośno zapytał ota czającą go pustkę. - Przecież musisz gdzieś być. Chłopiec stał przez chwilę w bezruchu, bijąc się z myślami. Taki pies jak ten - hałaśliwy i zwinny - nie mógłby tak po prostu spaść ze skały, jak kamień, bez najmniejszego szczeknięcia. Poza tym była to z pewnością miejscowa psina, która przemierza te tereny każdego dnia i zna je jak własne cztery łapy. Nil zawrócił i zaczął iść po swoich śladach, omijając kałuże. Nasłuchiwał, czy aby pies znów 14 nie zawyje, lecz jedyne, co słyszał, to dźwięk rozbijających się o skały fal. Gdy przeszedł już kamienistą dróżkę, zaczął iść aleją prowadzącą do domku i zastanawiał się, co też mogło stać się z jamnikiem. Był trochę na siebie zły, że zawrócił, ale czuł przenikliwe zimno. Koniuszki palców całkiem mu zlodowaciały. Do domku wszedł po cichutku. Równie cicho wdrapał się po schodach na górę. Niestety, zabłocił cały dywan, bo o zdjęciu butów przypo mniał sobie dopiero w sypialni. Nie był tym zachwycony, ale uznał, że środek nocy nie jest najlepszą porą na gruntowne porządki, więc szybko się rozebrał, wskoczył do łóżka i przykrył po uszy kołdrą. Bluzy nie zdjął, bo ciągle trząsł się z zimna. +* "Co za dziwna historia - pomyślał, gdy się już wygodnie ułożył - pies, który najpierw pół nocy skowyczy, a potem rozpływa się w powietrzu". Jeszcze jedna rzecz go zdziwiła. Tuż przed zaśnięciem uzmysłowił sobie, co to było. Gdy wracał po swoich śladach błotnistą ścieżką, widział wyraźnie odciski tenisówek, ale nie dostrzegł żadnych śladów psich łap. Rozdział drugi N azajutrz celnym rzutem poduszką obudziła Nila Emilka. - Wstawaj, leniuchu! - zawołała. - Już po ósmej. Jesteśmy na wakacjach! Chłopiec jęknął. Zazwyczaj nie spał do późna, ale również nie wędrował nigdy w środku nocy w poszukiwaniu wyjących psów. - Mamy dużo do roboty! - stwierdziła Emilka. - Musimy zwiedzić okolicę. Kiedy do pokoju wkradły się promienie słońca i padły na łóżko chłopca, Nil przeciągnął sie i ziewnął, zastanawiając się nad nadcho-dzącytn tygodniem. Miejsce, w które przyjechali, rzeczywiście było świetne do wędrówek. Na p^wno odkryją nadmorskie groty, a może nawet znajdą jakieś wraki dawno zatopionych statków. 16 -Miałam dziś bardzo dziwny sen... - powiedziała Emilka. - Śniło mi się, że wstałeś w nocy z łóżka, aby szukać jakiegoś psa. I jeszcze, że... Nil nagle usiadł. -Tak było - przerwał siostrze w pół zdania. - Szedłem skalną ścieżką! - Wskazał na zabłocone tenisówki i zachlapane dżinsy. - Patrz! Mam nawet dowód. - Co się stało? - zapytała Emilka, podnosząc się na łóżku i przyglądając się bratu z niedowie rzaniem. Czy był tam pies? Czy go znalazłeś? Nil wzruszył ramionami. - Tak... Sam zresztą nie wiem. To był jamnik, ale nie udało mi się go złapać. Wciąż skomlał i uciekał. Szedłem za nim, lecz nie trafiłem do miejsca, które chciał mi pokazać. - I co się stało? - Po prostu rozpłynął się w powietrzu, a właściwie we mgle - wyjaśnił, zamyślony. Oczy Emilki rozbłysły. - To brzmi bardzo interesująco - powiedziała I przejęciem. - Podoba mi się historia z tajemni-( zym psem, który nagle znika we mgle! - Może moglibyśmy zabrać Dropsa i trochę I )owęszyć po okolicy - zaproponował Nil. Dziewczynka w mgnieniu oka wyskoczyła /. łóżka. - Idę wziąć szybki prysznic! 17 - Hej, Era! - zawołał Nil, gdy zniknęła z ręczni kiem za drzwiami łazienki. - Tylko nie mów nic rodzicom o mojej nocnej wyprawie, dobrze? -Jasne, że nie powiem! - zapewniła. - Następnym razem chcę iść z tobą. Gdybym im powiedziała, to na pewno nie byłoby żadnego następnego razu. - Dobrze spaliście? - zapytała mama, stawiając na kuchennym stole talerz z grzankami. - Świetnie - odparł błyskawicznie Nil, dla niepoznaki przybierając entuzjastyczny ton. - A ja spałam jak psiak! - wtrąciła mała Sara. Wyjęła gumę do żucia i włożyła do buzi grzankę. Bob Parker, który siedział obok córeczki, zaśmiał się na te słowa. Był potężnym, zwalistym mężczyzną o ciemnych włosach. Niedawno zapuścił brodę. - Myślałem, że mówi się "spałem jak suseł", ale w przypadku naszej rodziny może rzeczywiście lepiej powiedzieć "psiak". - Zobaczycie, że morskie powietrze wszystkim nam dobrze zrobi - z przekonaniem powiedziała mama. - Powietrze i ta cudowna cisza dookoła... -rozmarzył się tata. - Gdy zasypiałem, miałem wrażenie, że czegoś mi brakuje, ale nie mogłem dojść, co by to mogło być. Teraz wiem! Brako- 18 wało ml szczekaniny psów o zmierzchu w naszym "Przytulisku"! - Nie słyszałeś w nocy wycia psa? - zapytała Emilka. Tata pokręcił przecząco głową i zmarszczył brwi. - Wycia psa? O której godzinie? - Był taki jak Nil. Wystarczyło wspomnieć o jakiejś zagubionej psinie, a już cały zamieniał się w słuch. Nil szturchnął pod stołem siostrę i rzucił jej wymowne spojrzenie. - Hmm, sama nie wiem - powiedziała Emilka. - Chyba około północy. Chociaż może tylko mi się zdawało... Bob Parker zaniósł swój talerz do zlewu. - Muszę gdzieś zadzwonić - oznajmił. - O!? - powiedziała mama, uśmiechając się. - Niech no zgadnę... - Do psiarni przy King Street! - zawołała Sara. Cała trójka zaczęła się śmiać. Tata tak bardzo kochał swoje psy, że wszyscy zdziwili się, że zgodził się na wyjazd bez nich. Postanowił jednak codziennie być w telefonicznym kontakcie z "Przytuliskiem". Pół godziny później Nil i Emilka udali się na poszukiwanie pozostawionych ubiegłej nocy śladów. Gdy stali razem z Dropsem obok domu, w zarośniętym ogródku, chłopiec zastanawiał się, co powiedziałaby mama, wiedząc, że jej syn chodził nocą po stromym klifie. - Nie powinniśmy przemęczać Dropsa - doszedł do wniosku Nil, kiedy przyklęknął, aby podrapać psa za uchem. - On potrzebuje normalnych spacerów, a nie maratonów. - Więc nie odejdziemy zbyt daleko. Drops jest teraz najważniejszy - oświadczyła Emilka. Poszli aleją prowadzącą do wioski i, tak jak uczynił to Nil ubiegłej nocy, na rozwidleniu dróg skręcili w lewo. Chwilę później zatrzymali się przy furtce wiodącej do ogrodu, w którym stał 20 domek ze słomianym dachem. Zeszłej nocy Nil nie zauważył go. W ogródku wysoka kobieta o siwych, splecionych w warkocz włosach przycinała róże. Obok niej, w koszyku, siedział mały, tłuściutki piesek. - O, patrz! Czy to nie twoja nocna zguba? - za pytała Emilka z lekkim rozczarowaniem, że ich poszukiwania tak szybko dobiegają końca. Nil przyjrzał się uważnie. - Nie, to przecież yorkshire terrier. A ja jestem pewien, że widziałem szorstkowłosego jamnika. Możemy zapytać tę panią, czy nie zna w okolicy żadnych podobnych do niego psów. Na widok kosmatego teriera Drops wsunął nos za ogrodzenie i zaszczekał, chętny do zawarcia znajomości. Psinka w koszyku uniosła pyszczek. Spojrzała na Dropsa, lekceważąco mrużąc małe oczka, i ułożyła się do snu. Na jej głowie zawiązana była śmieszna różowa kokardka. - Przepraszam - powiedział Nil do kobiety pracującej w ogrodzie. - Czy ktoś w tej okolicy ma szorstkowłosego jamnika? Kobieta miała na sobie oprócz sukienki kilka różnobarwnych swetrów i kamizelek, a do tego jeszcze ciemnoróżowy szal w białe kropki. Emilka pomyślała, że wygląda niczym chodzący stragan ze starzyzną. Kobieta odwróciła się i na widok Nila zam; irła. 21 - Przepraszam - powiedział chłopiec. - Czy przestraszyliśmy panią? My tylko zastanawialiśmy się, czy... - Nie o to chodzi - odparła właścicielka teriera, marszcząc groźnie brwi. - Wyglądasz strasznie, jak... - Wytarła dłonie o długą kwiecistą sukienkę. Nil poczuł się trochę zakłopotany spojrzeniem i uwagą tej obcej osoby. - Nazywam się Nil Parker, a to moja siostra Emilia. Przyjechaliśmy na wakacje do "Bryzy" -wyjaśnił. - Rozumiem... Więc nie byliście tu nigdy przedtem? - zapytała podejrzliwie. Emilka pokręciła przecząco głową. - Nigdy. Nasz tata pracuje z synem pana Tur nera, do którego należy ten letni domek. Tata jest weterynarzem. Nieznajoma wciąż wrogo patrzyła na chłopca. - Zastanawialiśmy się, czy nie ma tu żadnych innych psów w pobliżu - dodała Emilka. - Bo widzi pani, słyszałem w nocy wycie psa -tłumaczył Nil. - Szedłem za nim nawet kawałek tą dróżką. - To z pewnością nie była moja Prunella - powiedziała nieznajoma, wskazując na tłuściutką psinkę w koszyku. Nil pokręcił głową. 22 - Nie, to był jamnik. - Tu w okolicy nie ma żadnych jamników -oświadczyła z naciskiem kobieta. Nil i Emilka wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Czemu ta pani była tak źle do nich nastawiona? - No dobrze - powiedział z pewną rezygnacją w głosie Nil i zagwizdał na Dropsa. - W każdym razie dziękujemy. Do zobaczenia. - Do widzenia - dodała Emilka, grzecznie się uśmiechając. Szli dalej w stronę stromego klifu. - Była dość zabawna, choć niezbyt miła dla ciebie - zauważyła dziewczynka, gdy znaleźli się poza zasięgiem słuchu nieznajomej. - Racja - przytaknął NiJL-1 mimo że sama ma suczkę, to nie wydaje mi się, żeby lubiła psy. - A już na pewno nie lubi jamników! - orzekła Emilka. - Prawda. Zachowywała się bardzo dziwnie, gdy o nich wspomniałem. -Jeśli o mnie chodzi, to uważam, że jest zbzikowana - powiedziała Emilka z chichotem. - Chodź, będziemy szukać dalej. W końcu dotarli do najwyższej części klifu. - Ojejku! - zawołała dziewczynka, patrząc na horyzont. - Nic, tylko woda. Kilometr za kilome trem. Wszystko, co widać, to morze i mewy! 23 Nil sprawdził, czy Drops stoi bezpiecznie obok jego nogi, i zmierzył wzrokiem stromą krawędź klifu. - Tylko nie patrz w dół! - ostrzegł siostrę. Emilka oczywiście zerknęła. - Spójrz tylko na te wielkie skały! Czy potrafisz wyobrazić sobie upadek? - Wolałbym sobie tego nie wyobrażać - odparł chłopiec. Na brzegu morza, między okrągłymi głazami, leżał pokryty rdzą kadłub łodzi, w połowie przysypany piaskiem. - Myślisz, że coś zostało na pokładzie? - z nadzieją w głosie zapytała Emilka. Nil potarł nos. - Nie sądzę! Z samej łodzi niewiele zostało. Dziewczynka popatrzyła na ścieżkę ciągnącą się wzdłuż skały. - Jak daleko udało ci się zejść wczoraj w nocy? Nil zerknął na ziemię i przeszedł kawałek. - Dokładnie do miejsca, gdzie klif jest najbar dziej wysunięty w morze - powiedział. - O ile wiem, to miejsce nazywa się Cyplem Topielców. Nagle coś poruszyło się na ścieżce. Był to jamnik. - Tam! - zawołał chłopiec, wskazując na kęp kę traw. - Tam jest ten pies! 24 - Widzę go! - krzyknęła Emilka. Jamnik siedział nieopodal. Zdawało się, że czeka, aż podejdą. Jego sierść połyskiwała w promieniach słońca. - Idziemy! - rozkazał Nil. - Do nogi, Drops! - zawołał. - Trzymaj się blisko mnie. Nie mam za miaru bawić się w ratownika. Chłopiec, Emilka i Drops ruszyli wąską skalną ścieżką, lecz kiedy zbliżyli się do jamnika, ten potruchtał dalej. Dzieci szły za nim. Co jakiś czas pies odwracał się, aby mieć pewność, że rodzeństwo jest o kilka kroków od niego. - Jak myślisz, czego on może chcieć? - zapy tała cicho Emilka. Jej brat wzruszył ??????????, - Zdaje mi się, że ma coś dla nas. Coś, co chce nam pokazać. - Drops w ogóle nie jest zainteresowany tym jamnikiem, prawda? - zauważyła Emilka. Rzeczywiście, Drops spokojnie dreptał obok dzieci i w ogóle nie zwracał na jamnika uwagi, choć zwykle interesowały go inne psy. Nil zerknął na swego pupila. -Wcale mnie to nie dziwi. Ma tu tyle nowych rzeczy: huczące fale, morską trawę i ry-bitwy. Tak więc Drops nie może zajmować się wszystkim naraz. 25 Gdy chłopiec znów spojrzał na ścieżkę, znieruchomiał ze zdziwienia. - Ej! A gdzie się podział jamnik? Emilka też gapiła się na Dropsa, więc nie zauważyła, co się stało z obcym psem. Dziewczynka rozejrzała się. - On zniknął - szepnęła zdumiona. Nil przeczesał ręką potargane wiatrem włosy. - Prawie w tym samym miejscu zniknął poprzednio - powiedział zbity z tropu. - Lepiej chodźmy dalej. Zobaczymy, czy zostawił jakiś ślad. Ścieżka skończyła się i cała trójka znowu znalazła się na Cyplu Topielców. Rozglądali się dookoła, podziwiając bezmiar oceanu, który wydawał się otaczać ich ze wszystkich stron. - Gdzie ten pies mógł pójść, jak myślisz, Drops? - zapytał Nil. Drops usiadł, patrząc na swego pana. Dyszał. - Nie mógł uciec w tę stronę - stwierdziła Emilka. - Tu nie można pójść dalej. - Nie mógł także zawrócić. - A już na pewno nie udałoby mu się zejść na dół - zaczęła znów dziewczynka, po czym poderwała się z miejsca z piskiem. - Patrz! Jest na dole! Tam, stoi na piasku! Dzieci ze zdumieniem patrzyły na malutką sylwetkę jamnika stojącego na plaży. 26 - W jaki sposób dostał się tam w tak krótkim czasie? - zdziwił się Nil. - Jest zbyt stromo i nie ma ścieżki. Psina spojrzała na rodzeństwo i głośno zaskomlała. - Tak samo wył zeszłej nocy - powiedział ze współczuciem chłopiec. - Teraz już wiesz, co wyciągnęło mnie z łóżka. - Może jest jakaś droga na dół - zastanawiała się Emilka, starając się patrzeć za krawędź skały tak, aby się zbytnio nie wychylić. Nil na czworakach przyczołgał się na skraj zbocza. - Nie - powiedział, patrząc w przepaść. - Ani śladu ścieżki. Od razu zaczyna się urwisko. - Więc jak on tam dotąd? Nie podoba ml się to - szepnęła mocno przestraszona Emilka. - Dopiero co czytałam książkę o wściekłym psie, który sprowadzał na ludzi śmierć! - Nie bądź głupia! - fuknął Nil. - To nie żaden wściekły pies. To tylko biedny, samotny jamniczek szukający przyjaciela. - Obyś miał rację! Bo to, co się tu dzieje, zaczyna być trochę podejrzane. Rozdział trzeci D om tej dziwacznej kobiety jest zaraz za następnym zakrętem - powiedziała Emilka do brata, kiedy powoli schodzili z Cypla Topielców. Przeszukali każdy zakamarek na klifie, ale niczego nie znaleźli. Albo jamnik potrafił latać, albo znał jakąś ukrytą ścieżkę. W którąkolwiek stronę patrzyli, nie znajdowali drogi, która pozwoliłaby im dalej wędrować za jamnikiem, postanowili więc zawrócić w stronę wioski. - Miejmy nadzieję, że inni mieszkańcy wsi są milsi od tej dziwaczki - odezwał się Nil. - Jej suczka również nie miała ochoty się z nami zaprzyjaźnić! Nawet nie spojrzała na Dropsa. Zbyt się leniła, żeby choć podnieść pyszczek! Emilka zaśmiała się. 28 - Prunella! - powiedziała ironicznym tonem. - Kto by tak nazwał swego psa? - To po prostu wstyd - odparł Nil z pewną pretensją w głosie. - Yorki są zazwyczaj wesołymi i przyjaznymi pieskami. - Pozwoliła jej zmienić się w takiego tłuścio-cha - zauważyła Emilka. - To okropne! - Szkoda - wyznał chłopiec. - Gdybyśmy tu mieszkali, moglibyśmy zabierać tę poczciwą psinę na spacery. Szybko powróciłaby do formy. Emilka nagle przystanęła. - A czemu nie mielibyśmy zrobić tego teraz? I tak będziemy codziennie wychodzić z Dropsem. Moglibyśmy więc zabierać ze sobą także madame Prunellę. Nil skrzywił się. ^ - Dobry pomysł, ale jej pani nigdy nam na to nie pozwoli. - No, chodź. Warto chociaż spróbować - zachęcała brata Emilka. Nil wzruszył ramionami i zagwizdał na Dropsa. - OK, zgoda. Po chwili znaleźli się przed furtką prowadzącą do ogrodu nieznajomej. Tym razem kobieta przycinała pnące róże rosnące wzdłuż ścieżki. -Przepraszam - zaczęła grzecznie Emilkn. - Zastanawialiśmy się, czy nie pozwoliłaby nam 29 pani... yyy... od czasu do czasu zabrać na spacer psa... yyy... to znaczy Prunellę. Kobieta odłożyła na bok nożyce i popatrzyła na nich, stojąc w bezruchu. - Bo widzi pani, my będziemy codziennie wychodzić z naszym psem - dodał Nil, wskazując na Dropsa - i bardzo chętnie wzięlibyśmy ją do towarzystwa. - Prunella nie lubi spacerów - odparła wyniośle kobieta. Nil nie mógł oprzeć się pokusie, aby nie wyrazić na ten temat swojej opinii. - Na pewno pani wie, że psy są o wiele zdro wsze i żyją znacznie dłużej, jeśli mają dostatecz nie dużo ruchu. Nieznajoma spojrzała na chłopca surowo. -A ty, młody człowieku, jesteś pewnie psim ekspertem, tak? - Nasi rodzice prowadzą ośrodek dla psów -powiedział, niby to mimochodem, Nil. - Tata udziela psom lekcji tresury - dodała z dumą Emilka. - Mamy centrum ratowania psów. Naszego Dropsa, kiedy był szczeniakiem, ktoś porzucił, a my go przygarnęliśmy. Kochamy psy, absolutnie bez wyjątku. Drops wydał z siebie radosne szczeknięcie, jakby zrozumiał, że o nim mowa. 30 - Nasi znajomi nazywają nas Psim Patrolem! - powiedziała Emilka. Właścicielka Prunelli zawahała się. Wyraz jej twarzy jakby trochę złagodniał. - Naprawdę nigdy wcześniej nie byliście w tej wiosce? - zapytała, zerkając w stronę Nila. - Mówicie prawdę? - Pierwszy raz jesteśmy w Kornwalii - przytaknął Nil. -Więc nic nie łączy was z tutejszą rodziną Penrose'ów? Nil wyglądał na zdezorientowanego. - Penrose? Nic mi nie mówi to nazwisko. Twarz kobiety znów przybrała surowy wyraz. Właścicielka suczki zwróciła głowę w stronę pobliskiego wzgórza, na którego szczycie, między wysokimi i rozłożystymi drzewami stał ponury szary dom. -To jest dom rodziny Penroseów! - powiedziała. - Nieźli z nich hultaje! Zapadło długie milczenie. Zarówno Emilka, jak i jej brat nie wiedzieli, co powiedzieć. Nawet Drops gapił się na nieznajomą, także nieco zakłopotany. - Czy w takim razie możemy wziąć Prunellę na krótką przechadzkę w stronę wsi? - spytała dziewczynka, szturchając brata, aby się w końcu ruszył. 31 Kobieta zgodziła się z pewnym ociąganiem. - Tylko nie pozwólcie, żeby się przemęczyła - przestrzegła. - I pamiętajcie, Prunella musi przyjść na obiad, na swoje czekoladowe mleczko i ciasteczka. A poza tym na dworze jest dość chłodno i wilgotno, musi więc włożyć kubraczek od deszczu. Piętnaście minut później, po licznych ceremoniach związanych z wyjściem suczki na spacer, Nil i Emilka szli już w kierunku wsi. Prunella dreptała w połyskującej obroży i nieprzemakalnym ubranku. Wydawała się zadowolona z przechadzki. - No cóż - westchnęła Emilka - zgubiliśmy jednego psa, ale znaleźliśmy drugiego. - Nie przypuszczałem, że pani Zbzikowana pozwoli nam ją zabrać - powiedział Nil. - Co miało znaczyć to całe gadanie o jakiejś rodzinie Penrose'ów? - spytała Emilka. - Kto to wie? - rzekł w zamyśleniu Nil. - Ale masz ochotę rozwiązać tę zagadkę, prawda? -Spojrzał na suczkę, po czym przyklęknął, aby zdjąć z niej wdzianko. - Nie mam nic przeciwko świecącej obroży, bo i tak jej nie widać spod sierści, ale płaszczyk z cekinami to już za wiele! Emilka pokiwała przytakująco głową. Zdjęła także różową kokardę zdobiącą łepek suczki, co 32 sprawiło, że jej fryzura nie wyglądała już tak sztucznie jak na początku spaceru. - Nic dziwnego, że Drops nie chce mieć z nią nic wspólnego. *w Drops biegł przodem. Węszył w trawie i tropił psie zapachy. Zupełnie ignorował tłustą psinkę. - Jeśli będziemy wyprowadzać ją codziennie -powiedział Nil, wpychając do kieszeni psie ubranko - to myślę, że wkrótce znacznie zyska na urodzie. - Powinniśmy poprosić tatę, aby z tą panią Zbzikowaną zamienił parę słów na temat diety -dodała Emilka. - Czekoladowe mleczko i kruche ciastka na obiad! - burknął Nil. - Nic dziwnego, że z niej taki spaślak! 33 Kiedy dzieci doszły już do wybrukowanej kostką alei, która prowadziła do wioski, Prunella najwyraźniej poczuła zmęczenie. Przysiadła, ciężko dysząc, a w końcu rozpłaszczyła na ziemi pękaty brzuszek. Było całkiem jasne, że nie ma zamiaru iść dalej. Emilka spojrzała na psa i pokiwała głową. - Założę się, psinko, że od bardzo dawna nie byłaś choćby na jednym przyzwoitym spacerze! - Lepiej jej nie przemęczajmy od razu pierwszego dnia - powiedział Nil i wziął suczkę na ręce. - Poniesiemy cię przez resztę drogi - zwrócił się do Prunelli - ale nawet nie myśl, że będziemy to robić stale. Z powrotem idziesz sama! Prunella ułożyła się wygodnie w ramionach chłopca, bardzo zadowolona. To było coś, do czego ją przyzwyczajono! Gdy skręcili, ich oczom ukazały się szczyty błyszczących dachów wiejskich chat. Stało tam może ze sto domów, w większości zbudowanych z miejscowego szarego łupka, kilka małych sklepików, porozrzucanych dookoła, dwa stare puby i mały, wyglądający dość nowocześnie, kościółek. Długa przystań w kształcie litery "U" dodawała wiosce szczególnego uroku, co sprawiało, że tutejszy krajobraz wyglądał niczym pocztówkowe zdjęcie. - Ciekawa jestem, czy ktoś w wiosce wie coś 34 o naszym tajemniczym jamniku? - zastanawiała się Emilka. Ścieżka zataczała krąg wokół obrzeży wioski Tregarth. - Ktoś przecież musiał go widzieć - myślał głośno Nil. Rodzeństwo znalazło się niedaleko przystani. Akurat był odpływ. Mnóstwo kutrów rybackich osiadło na mieliźnie i oczekiwało na powrót wody. Drops zaciągnął się słonym powietrzem, ale gdy wyczuł zapach zdechłej ryby, przeszła mu ochota na dalsze węszenie po okolicy. - Chodźmy do sklepu - zaproponowała Emil ka. - Obiecałam kupić Kasi w prezencie kolorowe cukierki. Kiedy zawrócili, aby iść do^ sklepu, Nil dostrzegł dużą mosiężną tablicę, przytwierdzoną do głazu, który leżał u wejścia do portu. - Czekaj! Spójrz tylko na to. - Co to jest? - Coś o historii tej wioski. - Chłopiec przeczytał napis: Ku czci i pamięci tych mieszkańców Tregarth, którzy stracili życie w Czarną Sobotę: Ivy'ego Treuelyana Barnaby'ego Dawsona Jamesa Polzarda Dauida Tredinnicka Robina Pearcea 35 Emilka wskazała na datę wypisaną na tablicy. - To prawie sto lat temu. Ciekawa jestem, co się wtedy zdarzyło? - Nie mam pojęcia. To musiało być coś tragicznego. Wyrażenie "Czarna Sobota" nie brzmi zabawnie, prawda? Zaczęli iść wzdłuż rzędu staromodnie wyglądających sklepików. Nagle Nil przebiegł na drugą stronę uliczki. - Hej! Czy widzisz, co jest napisane na drzwiach tej biblioteki? - "Muzeum wsi Tregarth" - przeczytała Emilka na zniszczonej tabliczce. - To jest to, czego nam trzeba! - zawołał Nil. - Tu musi być ktoś, kto wytłumaczy nam, co to była ta Czarna Sobota. Przed wejściem do muzeum Nil oddał Prunellę Emilce i założył Dropsowi smycz. Uchylił drzwi prowadzące do środka małego białego budynku i wszedł. Emilka z Prunellą na rękach i Dropsem na smyczy podążyła za bratem. W środku panował półmrok i kompletna cisza. - Myślisz, że jest otwarte? - wyszeptała niedo wierzająco dziewczynka. - Hop, hop! - zawołał Nil. - Czy jest tu ktoś? Nagle nad ich głowami zapaliło się światło, ukazując pokój pełen szklanych gablot, pokry- 36 Łych rdzą kotwic i modeli starych drewnianych galeonów, zamocowanych na ścianach. -Ahoj! - gruby, donośny głos dobiegł z jakiegoś zakamarka. - Dzień dobry! - zawołały dzieci na widok nis kiego mężczyzny, wyłaniającego się z drugiego końca sali. Mężczyzna wyglądał na starca. Miał pomarszczoną twarz i przenikliwe niebieskie oczy. W czerwonej wełnianej czapce, zsuniętej na bok głowy, podobny był do krasnala. - Dzień dobry - powiedziała nerwowo Emilka. - Czy dziś otwarte? - Czy możemy się rozejrzeć? - spytał Nil. - Skąd się tu wzięliście? - zdziwił się mały człowieczek. ^" Nil wyszedł z cienia drzwi. - Zastanawialiśmy się, czy mógłby pan... Nagle zaniemówił, bo na jego widok przerażony starzec upuścił trzymaną w rękach książkę i ciężko klapnął na stojące obok krzesło. - Na kości starego Jeremiasza! - wymamrotał, gapiąc się nieprzytomnie na Nila. - O co znowu chodzi? - nieśmiało szepnął zaskoczony chłopiec. - Skąd się tu wziąłeś, mój chłopcze? Z piekła? zapytał stary człowiek, wskazując trzęsący ni palcem na Nila. 37 Nil z trudem przełknął ślinę przez ściśnięte gardło. - Nie, z Compton koło Manchesteru. Na imię mam Nil, a to moja siostra Emilka. Jesteśmy tu na wakacjach z mamą i tatą. - Niech mnie kule biją! - wykrzyknął krasnal, który okazał się kustoszem muzeum. - Nicholas Penrose, jak żywy! Nil był zbyt zaskoczony zdarzeniem, żeby cokolwiek powiedzieć. Za to Emilka dość szybko odparła: - Przykro nam, ale nie wiemy, kim jest Nicholas Penrose. Nie mamy z nim nic wspólnego. I nigdy wcześniej - dodała dla lepszego wyjaśnienia - nie byliśmy w tych stronach. - Przyjechaliśmy tu tylko na tydzień - powiedział nerwowo Nil. Mężczyzna pokiwał głową. - Niewiarygodne! Dzieci powoli zaczynały podejrzewać, że starzec jest z lekka pomylony. Wstał i skinął ręką, aby poszły za nim. Wprowadził je do mrocznego pomieszczenia, które bynajmniej nie przypominało muzealnej sali. Gdy zapalił lampę nad drzwiami, ujrzeli zakurzone i leżące w nieładzie stare eksponaty. Zajmowały sporą część podłogi. Całe sterty rupieci leżały też na stołach i na starych krzesłach. 38 Mężczyzna wskazał na olejny portret, wiszący na przeciwległej ścianie, częściowo zasłonięty białą tkaniną. Stary kustosz jednym ruchem ręki ściągnął materiał, wzbijając przy tym tuman kurzu. - Nicholas Penrose we własnej osobie! - zako munikował. - Sami oceńcie podobieństwo. Nil i Emilka spojrzeli z niedowierzaniem na portret przedstawiający chłopca z psem. - To ty! - zawołała Emilka. - On jest dokład nie taki jak ty, Nil! Chłopiec z portretu, pomimo staromodnego ubioru, był sobowtórem Nila. Pod portretem widniał mały napis: Nicholas Penrose - na pamiątkę i ku prze strodze <*•" Obok maleńkimi cyferkami upamiętniono datę. - Ma nawet takie same sterczące z przodu włosy! - wyszeptała jednym tchem Emilka. -Ale... ale to nie ja, prawda? - wyjąkał Nil drżącym głosem. - Jak to możliwe? -1 ten pies! Nil, spójrz na psa! Jest taki sam jak nasz tajemniczy jamnik, prawda? - zauważyła dziewczynka. Chłopiec z przerażeniem stwierdził, że pies siedzący obok Nicholasa Penrose'a to rzeczywiście szorstkowłosy jamnik, kropka w kropkę po- 39 dobny do tego, który obudził go minionej nocy. Pokręcił głową z niedowierzaniem. Dziwne rzeczy działy się w tej kornwalijskiej wiosce i wcale mu się to nie podobało. - O rety, to zostało namalowane prawie sto lat temu - powiedział, patrząc na datę pod napisem. Starzec zachichotał histerycznie. - Nicholas Penrose odrodzony! Kto by pomyś lał! - Spojrzał na Nila i zapytał: - Powiedz, chłop cze, czy inni ludzie w tej wiosce nie patrzyli na ciebie w dziwny sposób? Nil wzruszył ramionami. 40 - Przyjechaliśmy dopiero wczoraj wieczorem. - Właścicielka Prunelli zachowywała się dość dziwnie na twój widok i wspomniała nazwisko Penrose - przypomniała Emilka. - Rzeczywiście, wydarzyło się kilka dziwnych rzeczy - przyznał chłopiec. - Przyszliśmy tu, aby je wyjaśnić. - Możecie je wyjaśnić, ale poznana prawda niekoniecznie musi się wam spodobać - zagadkowo odpowiedział starzec. - Więc kim był Nicholas Penrose? - spytał Nil, cedząc słowa. Kustosz wskazał kościstą dłonią na biurowe pomieszczenie, z którego poprzednio wyszedł. - Chodźcie, porozmawiamy. Emilka i Nil wymienili Porozumiewawcze spojrzenia. Drops, czując, że jego pan jest przestraszony, wydał z siebie głośne warknięcie. - Myślisz, że powinniśmy ciągnąć tę historię? - szepnęła Emilka do brata, gdy stary gnom zniknął za drzwiami pokoju. - Myślę, że tak - upierał się Nil, odrywając spojrzenie od tajemniczego malowidła. - Nie zro-biliśmy przecież nic złego. Musimy się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi... lilii ?????? ""'li llP t? Rozdział czwarty j|. |||:, S tarzec wskazał na dwa stojące w dyżurce stołki i dał znak, aby dzieci usiadły. Nil postawił Prunellę na podłodze, a Drops stanął obok suczki niczym strażnik. Przez chwilę starszy pan nic nie mówił, tylko przyglądał się Nilowi z nieustającym zdziwieniem. Pokiwał głową. Po dłuższej chwili chłopiec powtórzył postawione wcześniej pytanie: - Kim był Nicholas Penrose? - Czy zrobił coś strasznego? - wtrąciła szybko Emilka. Mężczyzna wziął głęboki oddech i zaczął opowiadać: - Było to prawie sto lat temu. Nicholas Penro se mieszkał tu, w Tregarth. Pewnego dnia, gdy miał jedenaście lat, uciekł stąd jak podły tchórz... Nil wydał okrzyk zdumienia. 42 -Więc musiał urodzić się dokładnie sto lal przede mną, bo ja mam teraz jedenaście lat! - Ooo! - zawołała Emilka. Starzec pokiwał głową. - Co było, to będzie - mruknął w zamyśleniu. Dzieci spojrzały na siebie, nie mając najmniejszego pojęcia, co mogą znaczyć te słowa. Po chwili Nil chrząknął znacząco, aby dać znać mężczyźnie, że chcą dalej słuchać jego opowieści. - Penrose'owie byli wspaniałą arystokratyczną rodziną - ciągnął starzec - dopóki Nicholas nie zniszczył ich reputacji. - Czy ktoś z tej rodziny jeszcze tu mieszka? -spytała Emilka. - Widzieliśmy ich posiadłość na skalnym cyplu. - Wiktor Penrose wciąi mieszka w tym domu - odpowiedział staruszek - lecz najlepsze lata jego życia dawno już przeminęły. Był krewnym Nicholasa. -1 co się stało z tym chłopcem? - niecierpliwiła się Emilka, czując, że jeśli zaraz się nie dowie, to zwariuje z ciekawości. -Wszystko w swoim czasie - zapowiedział mężczyzna i głęboko westchnął. - Młody Nicholas Penrose miał wszystko, czego dusza zapragnie: bogactwo, dobrą edukację i stadninę koni. To jednak mu nie wystarczało. Kiedy skończył jedenaście lat, uciekł i zszedł na złą drogę. 43 - Co pan ma na myśli? - dopytywał się Nil. - Pokłócił się z ojcem i postanowił żyć po swojemu. Uciekł i przystał do piratów. - O rany! - wykrzyknął Nil. - Nie mogę wyobrazić sobie bardziej ekscytującej historii. -To nie było takie malownicze, jak sobie to wyobrażasz, młody człowieku - sprostował kustosz. - Owi ludzie w niczym nie przypominali wesołych żeglarzy, którzy dla hecy kradną jabłka z ogrodów. Chociaż możliwe, że z początku Nicholas tak myślał o tych zbójach. Nie znalazłbyś w tej bandzie choćby jednego w miarę przyzwoitego człowieka. Była to wataha okrutnych złoczyńców. W ich towarzystwie Nicholas także stał się złym człowiekiem. -Ale przecież... on miał zaledwie jedenaście lat! - zauważyła przejęta Emilka. - Czy mama i tata nie starali się namówić syna, by wrócił do domu? - Ależ starali się - z naciskiem powiedział ku stosz - jednak on nie chciał ich znać. Gdy opu ścił dom, nie wziął nic prócz swojego psa. Nil nagle poczuł, że ciarki przechodzą mu po plecach. - Szorstkowłosy jamnik... - wymamrotał. - Identyczny jak ten na obrazie. Widzieliśmy go nad brzegiem morza, na klifie! - wyszeptała ze zgrozą Emilka. 44 Staruszek zdawał się nie słyszeć jej słów. - Jeremiasz Kostka, tak nazywał się pies Nicholasa - opowiadał dalej. - Chłopak dostał go jeszcze jako szczeniaka. Od tamtej pory byli nierozłączni. - Jeremiasz Kostka - powtórzył Nil. Może więc pies, którego widzieli, był potomkiem Jeremiasza? Chłopiec odruchowo przytulił Dropsa i delikatnie pogłaskał mordkę spoczywającą na swych kolanach. - Czy pies Nicholasa też pływał razem z pira tami? - spytała zaciekawiona Emilka. Kustosz skinął głową. - Przez wiele miesięcy przebywali razem na pokładzie pirackiego statku. Zwano go "Świst Gromu". Był przycumowajay tu niedaleko, w małej zatoczce ukrytej między dwoma skałami. W nocy piraci wypływali z ukrycia i okradali okoliczne łodzie. Czasami zwabiali statki obcych przybyszów prosto na skały, po czym plądrowali je w poszukiwaniu cennych przedmiotów. Władze wsi były wobec piratów zupełnie bezsilne. W końcu którejś sierpniowej soboty, prawie sto lat temu... - Czy to była ta Czarna Sobota? - przerwał kustoszowi Nil. - Owszem - przytaknął stary człowiek - była to najstraszniejsza noc w historii tej wioski! Otóż 45 w Czarną Sobotę piraci, znudzeni okradaniem statków, postanowili napaść na wioskę. Przyczyniła się do tego pogłoska, że policja znalazła kryjówkę, w której się chronili, i zamierza ostatecznie się z nimi rozprawić. Piraci wtargnęli do wsi pod osłoną ciemności. Rabowali wszystko, co im wpadło w ręce. Starzec wziął głęboki oddech, a jego oczy zalśniły gniewem. - Rozbijali szyby w oknach i podkładali ogień pod strzechy. Maltretowali starców i dzieci, męż czyzn i kobiety. Pięć osób zginęło tej nocy, w tym i mój dziadek, David Tredinnick, który na nie szczęście znalazł się na linii ognia między policją a tymi opryszkami. Mój ojciec miał wówczas dziesięć lat. Od tamtego koszmarnego przeżycia aż do czasu, gdy zmarł trzydzieści lat temu, drę czyły go senne koszmary. Nil i Emilka spojrzeli na siebie z przejęciem. - Widzieliśmy to nazwisko na pamiątkowej ta blicy - powiedziała cicho dziewczynka. Staruszek kontynuował opowieść. - Piraci ze "Świstu Gromu" nie tylko mordowali. Ukradli także z kościoła złoto i srebro, a potem zakopali je w w jakiejś kryjówce. - A czy... Nicholas był w to wszystko zamieszany? - zapytał drżącym głosem Nil. - A jakże! Był sto razy gorszy od piratów, bo 46 obrócił się przeciwko własnej wiosce. Najprawdopodobniej wyjawił piratom, w których miejscach można znaleźć najcenniejsze rzeczy, gdyż dokładnie wiedzieli, gdzie i czego szukać. -1 co się z nim w końcu stało? - spytała Emilka. Kustosz zamilkł na chwilę, po czym odpowiedział na pytanie dziewczynki: - Od Czarnej Soboty nikt go już nigdy na oczy nie widział. Piratów też. Odpłynęli do innego portu. Niektórzy mówili, że za granicę, ale to już nie miało znaczenia. Nasza wioska została niemal całkowicie zrównana z ziemią. - A czy piesek, czyli Jeremiasz Kostka, odpłynął razem z nimi? - zaciekawił się Nil. Starzec pokręcił przecząco głową. - Jeremiasz został i przez wiele lat po tym wy darzeniu siadał na klifie, rozpaczliwie skomląc za swoim panem. Nil podrapał się w głowę. Był przygnębiony. - Nie mogę uwierzyć, że Nicholas nie zabrał ze sobą psa. Przecież mówił pan, że nigdy się nie rozstawali. - To fakt, byli nierozłączni. -Więc dlaczego...? - Wygląda na to, że chłopak stracił resztki przyzwoitości nawet w stosunku do swego psa - powiedział kustosz. - Zostawił jamnika, który 47 ¦ z tęsknoty za nim do końca życia skomlał dzień w dzień. Jeremiasz Kostka zamieszkał na przybrzeżnych skałach, myśląc, że jego pan kiedyś powróci. W końcu jednak zdechł ze starości i został pochowany na terenie posiadłości rodziny Penrose'ów. Emilka z szeroko otwartymi oczami odwróciła się do brata. -Ale pies, którego widzieliśmy... Chyba nie myślisz, że to... Nil stał oszołomiony. W końcu przemówił: - Czy ktoś w okolicy ma jamnika? - Nikt, kogo znam. Jamniki nie są zbyt popularne w tym rejonie. - Widzisz? - zawołała Emilka. - Wiem, że to okropne, ale wydarzyło się to przecież dawno temu. Dokładnie sto lat temu! - My, wnukowie ofiar, wciąż tu mieszkamy, moja panno - powiedział twardym głosem starzec. Powoli wstał zza biurka i ze spuszczoną głową pokuśtykał w stronę drzwi. - Historie takie jak ta przekazywane są z pokolenia na pokolenie. Mój ojciec znał osobiście Nicholasa Penrose'a i zwykł spluwać przez lewe ramię, gdy tylko ktoś wspomniał jego imię. - Zatrzymawszy się, jeszcze raz spojrzał na Nila. W chwilę potem opuścił pokój, mówiąc: - Radzę ci tylko, uważaj tu na Siebie, chłopcze... 48 - Nie mogę tego tak zostawić - powiedział Nil, gdy wychodzili z wioski. - To niesamowity zbieg okoliczności! - Dlaczego Nicholas Penrose wy gląda tak samo jak ja, i w dodatku urodził się dokładnie sto lat przede mną? Emilka pokiwała głową. - To dziwne. - Zatrzymała się, pociągając Pru-nellę za smycz. Mała tłuściutka psinka leżała plackiem na trawie, na skraju ścieżki. - Znów ma dosyć chodzenia. Będziemy musieli ją nieść przez resztę drogi. - W porządku - odparł Nil. -1 tak radziła sobie całkiem nieźle, biorąc pod uwagę fakt, że dźwiga na łapach dwa razy tyle ciała, niż powinna. - Nachylił się, aby wziąć na ręce małą suczkę, po czym rozejrzał się bacznie ^olookoła. - Miałem nadzieję, że w drodze powrotnej zobaczymy tego jamnika. - Jeremiasza Kostkę? - dopytywała się Emilka. - Raczej jego potomka - odpowiedział chłopiec. Potarł ręką nos i dodał: - Emi, nie jestem taki pewien co do Nicholasa. - Co chcesz przez to powiedzieć? - Myślę, że nie był taki zły, jak o nim mówią. - Oczywiście, że był! Przecież to on sprowadził piratów do wioski, nie wierzysz w to? - A ty wierzysz? Emilka wzruszyła ramionami. 49 - Przecież cała wioska tak uważa. - Wydaje mi się, że kryje się za tym coś więcej. - Mówisz tak, bo wyglądasz zupełnie jak on i nie chcesz mieć żadnych związków z kimś, kto był przestępcą! - Nie tylko o to chodzi - ciągnął Nil. - Myślę, że nikt, kto opiekuje się psem od szczeniaka... - ...nie może być zły? - dokończyła Emilka. -Tak mi się wydaje. A poza tym... on nie mógłby po prostu odejść i zostawić go - powiedział z przejęciem. Spojrzał na Dropsa tarzającego się w wysokiej trawie obok wylegującej się Prunelli. Przywołał psa i pogłaskał go po łaciatym łepku. - Nie wyobrażam sobie, żebym mógł zostawić Dropsa. Gdziekolwiek. Z jakiegokolwiek powodu. Mam przeczucie, że jest coś, co trzeba jeszcze rozwikłać. Może ten jamnik, którego widzieliśmy, stara się pomóc nam odkryć tajemnicę. Emilka roześmiała się. - Nie bądź głupi! Nicholas Penrose na pewno był winny... Ale mimo wszystko jestem gotowa rozwiązać tę zagadkę! - Świetnie! - zawołał Nil. - To może być nasz wakacyjny plan: dowiedzieć się, co naprawdę stało się z Nicholasem Penrose'em! - I odkryć tajemnicę znikającego psa - dodała Emilka. 50 Kiedy zbliżali się do domu Prunelli, Nil przypomniał sobie coś. - Chwileczkę! - zawołał, wyjmując z kieszeni zawiniątko. - Ubranko Prunelli! - I kokarda! - zauważyła Emilka. Zanim zdecydowali się zapukać do drzwi, szybko założyli suczce pretensjonalne wdzianko, zawiązali kokardą kosmyk sierści nad czołem i otrzepali tłuste zwierzątko z kurzu. Drops był bardzo zaciekawiony całym tym zamieszaniem wokół Prunelli. Dumna właścicielka suczki powitała swoją podopieczną z taką radością, jakby nie widziała jej od miesiąca. - Gorąca czekoladka dla mojego maleństwa! Słodziutkie, pyszne ciasteczka! świergotała pie szczotliwie. Nil i Emilka poczuli się jak pokonani wojownicy. Powiedzieli jednak grzecznie "do widzenia" i ze śmiechem pobiegli w stronę "Bryzy". Nil przycisnął mocno słuchawkę telefonu do ucha i wydał głośny okrzyk. - Słyszę go! Słyszę, jak szczeka. Tata roześmiał się. - Nie wiem, jak dałem się w to wciągnąć - po wiedział. Nil namówił go bowiem, aby zadzwonił aa starą farmę, gdzie był Dżek, szczeniak Dropsa 51 i Delicji. Chłopiec chciał się dowiedzieć, jakie malec robi postępy. - Dobrze, że Sara jest już w łóżku - powie działa mama do Emilki. - Gdyby dowiedziała się o zachciance Nila, na pewno pragnęłaby zadzwo nić do swego chomika! -Jak myślisz, tato, kiedy dostanę Dżeka? -spytał Nil po odłożeniu słuchawki. - Kiedy będzie miał szesnaście tygodni. Zdaje mi się, że to wypadnie tuż przed Gwiazdką! - ob liczył Bob Parker. -Jak dotąd, sporo się nauczył - cieszył się Nil. - Najwięcej ze wszystkich szczeniąt. Tak powiedziała Jane Hammond! Chłopiec wtulił głowę w sierść Dropsa. 52 - Słyszałeś Drops? - Kiedy wrócimy, zobaczysz, jak szczeniak się zmienił - powiedział z przekonaniem tata. - Ciekawy jestem, czy będzie podobny do Dropsa, gdy dorośnie? - głośno zastanawiał się Nil. - Czy Drops będzie wiedział, że Dżek jest jego synem? - To jest coś, czego pewnie nigdy się nie dowiemy - stwierdził pan Parker, odkładając gazetę, którą czytał. - Więc gdzie mieszka ten tłusty york, o którym mówiliście? -W domku zaraz za rozwidleniem ścieżki -odpowiedział Nil. -W tym domu z przepięknym ogrodem -wtrąciła mama. - Tato, chcielibyśmy, abyś posjaedł tam z nami któregoś razu i zamienił parę zdań z panią Zbzi-kowaną na temat diety Prunelli - poprosiła Emilka. - Uważam, że nie powinniście mówić na nią "Zbzikowana" - powiedziała pani Parker z udawaną surowością - nawet jeśli rzeczywiście jest Irochę niesamowita. Czy wiecie chociaż, jak ona nazywa się naprawdę? Emilka zmarszczyła czoło. - Nie jestem pewna. Na furtce wisiała jakaś stara tabliczka z napisem "Smok". Mama pogroziła palcem. 53 - W każdym razie uważam, że wasz ojciec nie może wtrącać się w sprawy wychowania cudzego psa dopóty, dopóki sam nie zostanie o to poproszony. - Nie musisz się wtrącać, tatusiu - doradzał Nil. - Wystarczy tylko kilka aluzji do pani... Smok na temat tego, jak czekolada szkodzi psim zębom. - Jeśli będzie ku temu sprzyjająca okazja, to zobaczę, co da się zrobić - obiecał tata. Emilka wstała i przeciągnęła się. - Idę spać - postanowiła. - Jutro mamy pracowity dzień. - Pewnie kolejna pogoń za przygodą, co dzieciaki? - zagadnął tata. - Prowadzicie dochodzenie? - spytała mama z uśmiechem. Nil i Emilka zdążyli już opowiedzieć rodzicom o zdarzeniu w muzeum, o Nicholasie, o Jeremiaszu Kostce i Czarnej Sobocie. - Zamierzamy dowiedzieć się, czy nie mają w tutejszej bibliotece starych dokumentów, które opisują tamto wydarzenie - zwierzyła się Emilka. - I musimy dowiedzieć się, kto jest właścicielem znikającego jamnika! - dodał Nil. - Jeżeli on ma właściciela - tajemniczo szepnęła dziewczynka. - Bo może to... pies-duch. 54 - Nie wygłupiaj się - powiedział stanowczym tonem Bob Parker. - Lepiej dowiedzcie się czegoś sensownego i nie mieszajcie w to duchów. Emilka wydała z siebie odgłos, który miał przypominać wycie ducha, a Drops starał się do niej przyłączyć. Nil ukrył twarz w dłoniach i jęknął, bo zachowywali się okropnie. Rozdział piąty e ęsta mgła, spowijająca stromą krawędź klifu, sprawiła, że Nil nie mógł wyraźnie zobaczyć stojącej naprzeciwko, zamazanej, ciemnej postaci. Postać ta posunęła się o Jeden krok do przodu i wówczas chłopiec ujrzał przed sobą Nicholasa Penrosea. Wyglądał tak samo Jak na muzealnym portrecie. - Musisz mi pomóc - błagał, wyciągając dłoń w stronę Nila. Nil poczuł przebiegające wzdłuż pleców ciarki., - Nie wiem, czy potrafię ci pomóc. Nie wiem, Jak to zrobić. - Jesteś tym, na którego tak długo czekałem. Tylko ty możesz przywrócić moje dobre imię. -Nie mam z tym nic wspólnego! - zawołał przestraszony Nil. 56 - Możesz pomóc w ten sposób mojej rodzinie! Chcę odpoczywać w spokoju. Dopóki nazwisko mego rodu nie zostanie oczyszczone z zarzutów, nie będzie wytchnienia ani dla mnie, ani dla... Jeremiasza. - To co mam robić? - spytał Nil. - Jesteśmy tu tylko przez tydzień. Nie mogę... - Musisz iść za moim psem. Idź, gdzie cię poprowadzi! - rozkazał Nicholas. W chwilę potem jego sylwetka stalą się bledsza i mniej wyraźna. - Zaczekaj! - prosił Nil. - Jak niby mam iść za twoim psem, przecież... Nie odchodź jeszcze. Mu sisz mi powiedzieć, co mam robić... Niestety, postać Nicholasa zaczynała rozpły wać się w przerzedzonej już mgle i po chwili całkiem zniknęła. *" - Wróć! - raz jeszcze zawołał Nil. - Hej! - we śnie Nil usłyszał nagle głos Emilki. - Przestań gadać przez sen. Obudziłeś mnie stanowczo za wcześnie. Nil otworzył oczy. Spojrzał na sufit, gdzie migotały już pierwsze promyki słońca. "To tylko sen" - pomyślał. Ale Nicholas był taki prawdziwy i mówił tak przejmująco. - Śnił mi się Nicholas Penrose - powiedział do siostry. - Mówił, że musimy mu pomóc. Mamy iść za jego psem. 57 - Pójdziemy później - odparła sennym głosem Emilka. - Jest dopiero siódma i są wakacje. Le piej śpij! Jednak Nil nie mógł już zasnąć. Leżał w łóżku i zastanawiał się nad wszystkim, co powiedział mu Nicholas. Może naprawdę mógłby pomóc. Nie wierzył w duchy, a tym bardziej w psy-duchy, ale sen wydał mu się na tyle rzeczywisty, że postanowił za wszelką cenę dowiedzieć się wszystkiego o Nicholasie. Zaraz po śniadaniu mama wręczyła dzieciom listę potrzebnych sprawunków. - Chciałabym, żebyście poszli do wsi. Jest tam piekarnia, gdzie zawsze sprzedają świeżutki chleb i pyszne paszteciki. Bob Parker zaśmiał się. - Wrócicie do domu tłuści jak prosięta - powiedział, po czym spojrzał na telefon, zastanawiając się, czy aby nie za wcześnie na rozmowę z "Przytuliskiem". - Czy potrzebujesz tych rzeczy bardzo szybko, mamusiu? - upewniał się Nil, gdy razem z Emilką byli już gotowi do wyjścia. - Bo mamy jeszcze we wsi parę bardzo ważnych spraw do załatwienia. - Obyście tylko zdążyli, zanim sprzedadzą wszystkie paszteciki! - odparła mama. 58 Po drodze do wioski dzieci znów poszły po Prunellę. - Tej nocy spała wyśmienicie - zaszczebiotała pani Smok, która tym razem prócz wielu warstw swetrów i kamizelek miała na sobie jeszcze ja-skrawoczerwony szal. - Myślę, że spacerki dobrze jej robią! - No właśnie, przyszliśmy zapytać, czy Pru-nella nie miałaby ochoty na jeszcze jedną przechadzkę - odezwał się uprzejmie Nil, szturchając porozumiewawczo siostrę w ramię. Pani Smok przyprowadziła swoją pupilkę. Sierść Prunelli była tak wyszczotkowana, że aż lśniła. Nad czołem suczka miała zawiązaną nową kokardkę. Kobieta przystanęła, z przyjemnością wpatrując się w Prunellę. ^ - Chyba nie muszę wam przypominać, że... - Wiemy - przerwała Emilka - trzeba ją przyprowadzić na gorącą czekoladę i świeże, chrupiące ciasteczka! - W rzeczy samej - odparła zadowolona pani Smok. Tym razem Prunelli udało się przebyć samodzielnie dłuższą drogę. Dopiero na żwirowej ścieżce tuż przed wsią załamała się na dobre. Gdy Emilka schyliła się, aby wziąć psinkę na ręce, Drops podniósł łeb i warknął tak, jakby chciał wyrazić swoją pogardę. 59 - Nie mogłaby być psem pasterskim, co Drops? - powiedział Nil i poklepał przyjaciela po grzbiecie. -Ale dzisiaj poszło jej zdecydowanie lepiej. Robi postępy. - To dlatego, że opiekuje się nią Psi Patrol -stwierdziła Emilka. Nil uśmiechnął się ironicznie i pieszczotliwie poczochrał kosmyki włosów nad czołem Prunelli. Potem wszedł do piekarni, zostawiając psy przed wejściem, pod czujnym okiem siostry. Kupił paszteciki i duży, chrupiący bochen chleba. Kiedy wyszedł, Drops tak entuzjastycznie rzucił się do obwąchiwania papierowych toreb, że Nil musiał wrócić do sklepu po plastykową reklamówkę. Następnym miejscem, do którego udały się dzieci, była biblioteka. - Nie wiemy dokładnie, czego właściwie szukamy - zaczął tłumaczyć chłopiec pani bibliotekarce. Zająknął się jednak, gdy ujrzał zdziwienie malujące się na twarzy młodej kobiety, która patrzyła na niego zza biurka. - Przepraszam - powiedziała bibliotekarka - wiem, że nie jesteś miejscowy, ale twoja twarz wydaje mi się znajoma. Gdzie ja cię już wcześniej mogłam widzieć? Nil westchnął, zakłopotany. - To mój brat, ma na imię Nil - odezwała się Emilka. - Dowiedzieliśmy się, że jakimś cudem jest podobny do niejakiego Nicholasa Penrose'a. - No właśnie! - przytaknęła bibliotekarka. - Nie jesteśmy spokrewnieni z Penrose'ami -wyjaśniła Emilka. - Tak, nie jesteśmy - powtórzył Nil, wyobrażając sobie, że niedługo przed każdym wyjściem Z domu będzie zmuszony zakładać sztuczny nos i doklejać sobie wąsy. - Jesteśmy tu tylko na wakacjach - dodał -ale... ze względu na to niesamowite podobieństwo do Nicholasa Penrosea chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej o nim i Czarnej Sobocie. Pomoże nam pani? - Może ma pani jakieś stare gazety lub inne 61 źródła dotyczące tamtych czasów? - zapytała Emilka. Bibliotekarka rozejrzała się po półkach i doradziła dzieciom: - Najlepiej będzie, jeśli skorzystacie z czytelni. - Czy psy mogą iść z nami? - spytał nieśmiało Nil, patrząc na Dropsa stojącego grzecznie obok biurka. - No dobrze, przecież są wakacje - z uśmiechem zgodziła się kobieta. - Sama mam pudelka i uważam, że dobrze wychowanym psom powinno się pozwalać chodzić tam, gdzie mają ochotę. Tylko nie mówcie mojemu szefowi, że wyraziłam na to zgodę! Zaprowadziła dzieci do czytelni i wskazała na regały z książkami. - Tu znajdziecie ciekawe informacje - powie działa. - Co prawda nie pochodzę z Tregarth, tyl ko z Londynu, i niewielkie mam pojęcie o historii związanej z Czarną Sobotą, ale wiem, że miejsco wi są bardzo przeczuleni na tym punkcie. - Tym razem wskazała na stertę książek pod oknem. - To wszystko na temat lokalnej historii. A w tej szafce znajdziecie mapy i kilka rękopisów z owych czasów. Na mikrofilmie - poinformowała - są kopie regionalnych dokumentów. Będziecie wiedzieli, jak obsługiwać ten sprzęt? Nil przytaknął skinieniem głowy. 62 -Zatem zostawiam was tutaj. Dajcie znać, gdy czegoś jeszcze będziecie potrzebowali. - Przykucnęła, aby pogłaskać oba pieski, po czym spojrzała na Nila z zaciekawieniem. - Zabawne, ale ty doprawdy wyglądasz tak jak on! - Do licha! - fuknął Nil, gdy kobieta opuściła salę. - Czy czułaś się kiedyś jak w cyrku?! - Tak samo muszą się czuć sławni ludzie - powiedziała Emilka. - Cieszę się, że spotkało to ciebie, a nie mnie! Nil usadowił Dropsa pod stołem, na krześle zaś położył Prunellę, która od razu usnęła. Wyjął z kieszeni długopisy i ołówki. - OK! Najpierw poszukajmy czegoś o Czarnej Sobocie - powiedział. - Potem możemy postar-ee się dowiedzieć czegoś o tym psie - dodała Emilka i przygryzła koniuszek ołówka. - A jeśli on nie ma z tym nic wspólnego? Może to tylko czysty przypadek, że jest podobny do Jeremiasza, który należał do Nicholasa! - Wydaje mi się jednak, że pies ma z tym coś spólnego - ocenił Nil, pamiętając swój sen. Emilka zachichotała. - To trochę naciągana historia. - Mówisz, że naciągana?! - zdziwił się chło piec, nieświadomie ułamując kawałek chru piącego pasztecika. - Cała sprawa jest raczej 63 niesamowicie dziwna. I tyle! - Podszedł do aparatu z mikrofilmami. - Zacznę przeszukiwać wszystkie stare gazety, a ty zerknij do książek historycznych. Emilka z ochotą zgodziła się na taki podział zadań. -1 zapisujmy każdą ciekawostkę, jaką znajdziemy - zaproponowała. Nil szybko połapał się, jak należy obsługiwać aparat do mikrofilmów i zaczął szukać wiadomości dotyczących sierpnia sprzed stu lat. Szybko przekręcał gałkę aparatu. - Hej! - zawołał nagle do siostry. - Mam! Słuchaj: "Nikczemni piraci atakują wioskę" - przeczytał nagłówek artykułu. Emilka podeszła i z zaciekawieniem zajrzała bratu przez ramię. - "Penrose'owie ze wstydu zwieszają głowy" - dziewczynka wyrecytowała kolejny akapit. Dzieci spojrzały na siebie z uczuciem triumfu. - Tu wszystko jest! - cieszył się Nil, zjadając kolejny kęs pasztecika. - Musimy tylko złożyć to w całość. - No dobrze, co my tu mamy? - mówił Nil godzinę później. - Mamy tu całą historię Czarnej Soboty! - odparła przejęta Emilka. - Wiemy już, które domy 64 zostały zniszczone i kogo zabili piraci. Jest także kilka wzmianek o rodzinie Nicholasa. Nil pokiwał głową. - Tak, wiemy, że miał dwóch młodszych braci i że jego rodzina zamierzała wyprowadzić się stąd po tym strasznym wydarzeniu. Tylko że nikt nie chciał kupić ich pięknego domu. Mówiono, że jest przeklęty. - Mamy także to - powiedziała Emilka, wygładzając rękawem kilka fotokopii artykułów z pierwszych stron gazet. "Rozjuszeni chłopi szturmują posiadłość rodziny Penrose'ów" - głosił jeden z nagłówków gazet. "Wieś żąda zemsty!" - przeczytali inny. -To niesprawiedliwe - uznała Emilka. - Postępowanie Nicholasa rzeeaywiście było okropne, ale w końcu to przecież nie on kradł i mordował, prawda? Nil przytakująco kiwnął głową. - Z tych opisów wynika, że nie było nikogo, kto by go widział tamtej nocy. - A poza tym co to miało wspólnego z jego rodziną? Dlaczego ludzie się na niej mścili? - Sądzę, że ludzie nie mieli przeciw komu obrócić swej złości, gdy piraci i Nicholas odpłynęli -powiedział Nil. - Wciąż jednak nie umiem zrozumieć, jak Nicholas mógł zostawić swojego psa. Jak mógł odpłynąć i opuścić Jeremiasza? 65 Przyklęknął i pogłaskał siedzącego pod stołem Dropsa. -Jeśli był tak nikczemny i okrutny, jak mówią... - A jeśli nie? - No dobrze, może i nie był - powiedziała spokojnie Emilka. - Ale jak zamierzasz dowiedzieć się prawdy? ~ Nie wiem - odparł Nil, wzruszając ramionami. - Obudźmy Prunellę i zbierajmy się powoli. Emilka westchnęła. - Czekaj! Jest jeszcze coś! - zawołała nagle. - Coś naprawdę poważnego! - Co takiego? - zapytał zaniepokojony Nil. - Zjadłeś dwa paszteciki, które miały być do obiadu - skarciła brata. - Co na to powie mama? -Tam! - zawołał głośno Nil, wskazując na j ścieżkę przed sobą. - Co? - spytała Emilka, rozglądając się dookoła. Zdążyli już wrócić do piekarni po dodatkowe paszteciki i rozruszać rozleniwioną Prunellę. | Teraz kierowali się w stronę domu. - Jeremiasz Kostka! - odpowiedział chłopiec z przejęciem. - Siedzi tam i czeka na nas. Emilka spojrzała na drogę i szepnęła z entu- : zjazmem: - Tak, teraz go widzę! 66 - Patrz, Drops! - powiedział Nil. - Miły piesek. Chce się z tobą zaprzyjaźnić. Idź do niego! - roz kazał owczarkowi. Drops spojrzał na swego pana, zdziwiony. - Tam, pies przed nami! Drops zerknął we wskazywanym przez chłopca kierunku, a następnie znów zwrócił wzrok na Nila. - On go nie widzi - stwierdziła Emilka - albo po prostu nie jest nim zainteresowany. - Spójrz! Odchodzi! - zaniepokoił się Nil. - Nie traćmy go z oczu. Musimy za nim iść. Tak jak poprzednio, jamnik dreptał ścieżką w kierunku klifu. 67 Nil biegł za nim jak szalony. Emilka ciągnęła smycz Dropsa. Ledwo nadążała. - Czy musimy tak się spieszyć? - wołała, dysząc. I wtedy, gdy już prawie wspięli się na Cypel Topielców, po raz kolejny pojawiła się gęsta mgła, w której tajemniczy pies jakby się rozpłynął. Nil stanął i zaczął się złościć: -A niech to! Znów przepadł! Przecież nie spuszczałem z niego wzroku. Jeszcze chwilę temu biegł po tej ścieżce, a teraz już go nie ma. Nagle Emilka wskazała na plażę tuż pod skałą. - To bez sensu! - zawołała, śmiejąc się. - Znowu jest! - Przecież to niemożliwe! - powiedział zaskoczony Nil, patrząc za krawędź klifu. - On po prostu nie mógł dostać się na dół tak szybko. A jednak był tam. Dzieci patrzyły w osłupieniu na sylwetkę psa stojącego na plaży. - Wiem, że to głupie, ale widzę tylko jedno wy jaśnienie - rzekła Emilka. - Pewnie są dwa takie same psy. Bliźniaki. Jeden gdzieś szybko się cho wa, a drugi pokazuje się na plaży. Ktoś robi nam kawały. Nil pokręcił głową. - Jest jeszcze jedno wyjaśnienie, ale nie mogę 68 w nie uwierzyć - wyjąkał. - Może to naprawdę jest duch Jeremiasza Kostki. Duchy mogą swobodnie przemieszczać się z miejsca na miejsce i przechodzić przez ściany, więc na pewno taki duch bez trudu dostałby się z tej skały na plażę w mgnieniu oka. Patrzyli, oszołomieni, w dół. - On nie wygląda jak duch - oceniła Emilka. - Wiem - potwierdził Nil. - A ja właściwie nie wierzę w duchy. - Więc jak myślisz, co powinniśmy zrobić? - Musimy spróbować dostać się na plażę - cicho oświadczył chłopiec. Przypomniał sobie swój sen i dodał w zamyśleniu: - Musimy iść za psem... -Teraz nie możemy -^oznajmiła Emilka. - Trzeba wracać na obiad. Mama pewnie umiera ze zdenerwowania. Jest prawie druga. Nil westchnął i ze złością kopnął wystający z ziemi kamień. Ten znikający pies doprowadzał go do szału. - Następnym razem musimy zejść na dół - po wiedział stanowczo. - Koniecznie. ?* Rozdział szósty A więc to jest ta słynna Prunella! - powiedział tata z ironicznym uśmieszkiem. Wziął suczkę na ręce i zważył ją w dłoniach. - Żywe usposobienie, ale zdecydowanie za tłusta. Bob Parker obejrzał ślepka i zęby Prunelli. - Z oczami w porządku, ale zęby i dziąsła pozostawiają wiele do życzenia. - To przez ciasteczka i czekoladki. Przydałoby się jej trochę prawdziwego psiego jedzenia - zauważył Nil. Następnego ranka, po wykonaniu kilku telefonów do schroniska przy King Street, tata uznał, że całej rodzinie przyda się orzeźwiający spacer wzdłuż klifowego wybrzeża. Emilka i Nil poszli po Prunellę. Parę chwil później spotkali się z resztą rodziny na dobrze znanej ścieżce. 70 - Czy myślisz, że to coś pomoże, jeśli będzie my wyprowadzać ją przez ten tydzień? - spytał Nil taty, wskazując na Prunellę. Bob Parker zmierzył suczkę wzrokiem. - Owszem, pomoże, ale tylko wtedy, gdy jej opiekunka przekona się do tych spacerów, jeżeli zechce regularnie ćwiczyć swoją pupilkę i dawać jej zdrowe jedzenie. - Czy mógłbyś powiedzieć to pani Smok? - zapytała Emilka. - Na pewno cię wysłucha, przecież jesteś ekspertem od psów. Tata zmarszczył czoło. - Teraz nie jestem żadnym ekspertem, mam wakacje! Rodzina podążała ścieżką w kierunku Cypla Topielców. Drops biegł na czele, a dzieci bacznie rozglądały się za tajemniczym jamnikiem. Kiedy doszli do cypla, Bob Parker wskazał zatokę, wokół której wznosił się stromy klif. -To najprawdopodobniej tutaj była Zatoka Przemytników i tu piraci z waszej historii mieli kryjówkę. - Co? - wykrzyknął Nil podnieconym głosem. - Czytaliśmy o tym wczoraj, ale nie mogliśmy ustalić, gdzie to jest. Kto ci o tym powiedział? - Pewien stary wilk morski, którego ja i twoja mama spotkaliśmy wczoraj na drodze. Znał wiele dawnych opowieści. 71 - Gadający wilk? - zapiszczała mała Sara. - Nie spotkaliśmy wcale gadającego wilka. - Wilk morski - wyjaśniła mama - to znaczy stary żeglarz. - Mówił, że za tymi wyszczerbionymi skalnymi załomami jest mała zatoczka - ciągnął tata. - Najwidoczniej tam właśnie ukrywali się piraci. Wpływali między te skały łodzią i cumowali ją tak, że oko ludzkie nie mogło ich dojrzeć. W jed nej ze skał znajdowała się jaskinia, która służyła im za kryjówkę. - Prawdopodobnie tam przechowywali swój łup - dodała mama. - Czy ciągle tam jest? - spytał Nil. - Mam na myśli jaskinię, nie łup. Tata wzruszył ramionami. - Może. Stary żeglarz nie zaglądał do zatoki od lat. Mówił, że pod wpływem sztormów wybrzeże cały czas się zmieniało. Przetaczały się przez nie głazy, odpadały całe ściany klifu, piasek był wciąż wypłukiwany i wywiewany. W takich warunkach jaskinie często stają się niedostępne. - Czy on przypadkiem nie wspominał, jak można się tam dostać, gdy nie ma przypływu? -zastanawiała się mama. - Tak, coś o tym mówił - odparł tata. - Podobno wtedy można próbować dostać się tam na piechotę. - Wciąż patrzył na Prunellę, jakby bardziej 72 zainteresowany jej zdrowiem niż myśleniem o pirackich jaskiniach. -Widzę starą, zardzewiałą łódź na piasku -powiedziała Sara rozczarowanym głosikiem - ale żadnych piratów... - Teraz już ich nie ma - oznajmiła mama. - To było całe wieki temu. - Dokładnie sto lat temu - uściślił Nil. Nagle dostrzegł, że w dole, na piasku, coś się poruszyło. Złapał Emilkę za ramię. - Patrz! - zawołał, wskazując palcem. Przywołał też rodziców, którzy zdążyli już kawałek odejść. - Tam! Spójrzcie na plażę! To pies, o którym wam mówiliśmy. Państwo Parkerowie przymrużyli oczy. - Nie widzę żadnego psa - powiedział tata. - Ja też nie - przyznałi^się mama. - A ty? - spytał Nil małą Sarę. Sara spojrzała na miejsce, które wskazywał jej brat. - Zdaje mi się, że widzę - powiedziała po chwi li. - Po drugiej stronie tamtego wraku. Zaraz obok tej ciemnej skały! Cała rodzina razem z psami wpatrywała się we wskazany zakątek plaży. - Czemu tam nie zejdziecie? - zasugerował tata. - Teraz jest odpływ. - Chyba nie ma tu żadnej ścieżki w dół powątpiewała Emilka. - Dwa razy szukaliśmy. 73 - Głupstwa! - powiedział tata. - Musi być jakieś zejście. - Pan Parker poszedł w kierunku skalnej krawędzi i zaczął odgarniać rosnące na niej kolczaste zarośla i kępy wysokiej trawy. -Anie mówiłem? Hmmm. Co prawda jest bardzo wąska, ale wygląda na bezpieczną - powiedział z przekonaniem, badając dokładnie wzrokiem całą dróżkę. - To dziwne - zamruczał pod nosem Nil. - Wczoraj jej nie widziałem. - Jest po prostu świetnie ukryta, to wszystko - stwierdził tata. Nil zwrócił się do mamy z nadzieją w głosie: - Zejdziemy na dół? - Nie, dziękuję - odparła krótko mama. - Nawet jeśli uda nam się bezpiecznie zejść, to nie wyobrażam sobie wdrapywania się z powrotem po tym stromym stoku. W każdym razie ja się na to nie piszę. - Ja pójdę z tobą, Nil - powiedziała Emilka. -Jesteś pewien, że nic im nie grozi, Bob? - spytała z przejęciem mama. - Z całą pewnością - uspokoił ją tata. - Oczywiście, jeśli będą bardzo ostrożni. Idźcie, kochani, my przejdziemy się jeszcze kawałek i wrócimy po was. - Super! - zawołali prawie jednocześnie Nil i Emilka. 74 Chłopiec pochylił się nad Dropsem i pogłaskał go czule. - Zostań tutaj, kolego. To może być dla ciebie zbyt wyczerpujące. Szybko wrócimy! Tato, mógł byś ponieść za mnie Prunellę? Nil zaczął schodzić pierwszy, powoli stawiając nogę za nogą na stromej ścieżce prowadzącej do plaży. - Dlaczego wczoraj jej nie zauważyliśmy? - zastanawiał się głośno. - Nie wiem - odpowiedziała dziewczynka. - Może nie rozglądaliśmy się zbyt uważnie. - Jestem pewien, że uważnie - upierał się Nil. - Nie mogę rozmawiać - oznajmiła Emilka ze wzrokiem wbitym w stromą dróżkę. - Muszę myśleć o tym, gdzie stawiać nogi. Wolno i ostrożnie schodzili coraz niżej. - Czy myślisz, że jamnik szedł wczoraj właś nie tędy? - spytała dziewczynka, gdy w końcu stanęli na piasku. Nil pokręcił przecząco głową i popatrzył na zegarek. - Zajęło nam to dwanaście minut. Nie zdążyłby tędy zejść, nawet gdyby szybko biegł. Emilka pomachała Sarze, która obserwowała ich z góry. - I gdzie znowu podział się ten pies? - spytała brata. 75 - Tam! - wykrzyknął Nil, wskazując na przeciwległe skały. - Chodźmy! Zdawało się, że jamnik na nich czeka. Gdy zbliżyli się do wraku łodzi, zatrzymali się, aby ją uważnie obejrzeć. Niestety, niewiele z niej pozostało. - Nie wygląda wcale tak niesamowicie jak z góry, prawda? - powiedziała Emilka, ostrożnie dotykając zardzewiałego kadłuba. Kawałek metalu, który lekko przycisnęła, rozsypał się w proch. Nagle o kilka kroków od miejsca, w którym stali, usłyszeli żałosny skowyt. - Lepiej chodźmy - postanowił Nil - nasz jam nik zaczyna się niecierpliwić. Zaczęli powoli przedzierać się przez skały okalające morski brzeg. Emilka poślizgnęła się na mokrym kamieniu i wpadła nogą prosto w powstałe między głazami bajoro. Zatrzymała się więc, aby wylać z buta wodę. - Jak myślisz, daleko musimy jeszcze iść? -zaniepokoiła się, patrząc na rozpościerające się przed nimi morze. - Pies tędy przeszedł, prawda? Dopiero przed sekundą zniknął mi z oczu. - Myślę, że przeszedł po tych skałach - powiedział Nil. - Z całą pewnością, chyba że popłynął. Nagle usłyszeli przeciągły gwizd taty i spojrzeli w górę, aby pomachać rodzicom. 76 - Tata chyba chce, żebyśmy wracali - powiedziała Emilka. - Pewnie z miejsca, gdzie stoi, widać, że zaczyna się przypływ. Podczas pszypływu te skały prawdopodobnie są całkiem zalane - przypuszczał Nil. Gdzieś poza zasięgiem ich wzroku jamnik znów zawył. Dzieci spojrzały na siebie. Nil nie chciał dać za wygraną. - Dojdziemy tylko do tamtych wystających skał i zobaczymy, co jest dalej - powiedział. Wspięli się trochę wyżej i kiedy udało im się dotrzeć do wielkiej, pochyłej skalnej półki, położyli się na niej i spojrzeli w dół. - To tu! - wykrzyknął z radością Nil. - Znaleź liśmy Zatokę Przemytników. 77 Po drugiej stronie skalnego bloku rzeczywiście była zatoczka, wcinająca się w zbocze klifu. Przejście między dwoma rzędami skał wiodło do małego portu, naturalnie ukształtowanego przez erozję. Tuż za portem znajdowało się czarne, puste wyżłobienie, do którego drogę odcinała podnosząca się woda. - Patrz! - Nil wkazał na dziurę w skale. - Założę się, że to wejście do jaskini. - Naprawdę tak myślisz? - zawołała z entuzjazmem Emilka. - No pewnie! - odpowiedział. - Jeśli jesteśmy w Zatoce Przemytników, to tutaj musi być ich jaskinia! - Serce Nila zaczęło mocno bić. - Tędy wpływali łodzią w nocy i wyładowywali łupy. Wnosili wszystko do jaskini, gdy woda była na odpowiednio niskim poziomie. Wyobraź sobie, jak siedzą w jaskini dookoła ogniska, piją rum i dzielą się zdobyczą. Emilce spodobała się opowieść brata. - Ale jak się tam dostaniemy? - zastanawiała się na głos. Nil w zamyśleniu zmarszczył czoło. - Obawiam się, że jest to niemożliwe. Tak jak mówił tata, cały układ morskiego wybrzeża zmie niał się latami. Nie wiadomo, czy morze w ogóle odpływa teraz wystarczająco daleko, aby tam dało się bezpiecznie wejść. 78 Pogrążeni w zadumie, patrzyli na rozpościerający się przed nimi krajobraz. -A gdzie jest jamnik? - zainteresowała się Emilka. Nil rozłożył ręce. - Jeremiaszu, gdzie jesteś? - zawołał. W odpowiedzi usłyszeli kolejny skowyt. Spojrzeli na siebie zaskoczeni. Wycie zdawało się dobiegać z jaskini. - To było tylko echo, prawda? - upewniła się dziewczynka. - Nie mam pojęcia - odpowiedział Nil. - Ale wiem, że musimy się stąd wydostać, bo za chwilę woda uniemożliwi nam powrót. Chodź! Nil był teraz więcej niż pewny, że w tym psie jest coś dziwnego i nadnaturalnego. - Zaczynałam się niepokoić - powiedziała mama pół godziny później, gdy dzieciom udało się wrócić na górę. - Jesteście w samą porę. Już miałem zawiadomić straż przybrzeżną - dodał pólżartem tata. - Było świetnie! Niepotrzebnie się martwiłeś -zapewnił go Nil - cały czas obserwowałem poziom wody. Mama zmarszczyła brwi. - Imponująca ostrożność - powiedziała kar cącym tonem, gdy odeszli już od krawędzi klifu. 79 Prunella w ramionach pani Parker wydała z siebie piskliwe szczeknięcie. Wprost uwielbiała, gdy ją noszono, i uważała, że wszyscy powinni o tym wiedzieć. - Gdybyś przeszedł się ze mną do Zbzikowa- nej - zaproponował ojcu Nil - to mógłbyś zrobić jej parę cennych uwag o psiej diecie. Na twarzy Boba Parkera zagościł drwiący uśmieszek. - Droga do piekła wybrukowana jest dobrymi chęciami - powiedział filozoficznie. Kiedy zbliżali się do domku Prunelli, mama, Emilka i Sara zwolniły trochę, aby taka duża gromada nie spłoszyła pani Smok. Ona sama jak zwykle stała w ogródku i wyczekiwała na swoją małą ulubienicę. Nil wręczył jej Prunellę, po czym przedstawił swego tatę. - A! To pani jest właścicielką tego ślicznego pieska! - Bob Parker udał zaskoczenie i przywitał się z nieznajomą serdecznie. - Proszę mi mówić Mildred - zaproponowała rozpromieniona kobieta. - Wspaniałą ma pani suczkę! - dodał tata. Gdy pani Smok rozpływała się w zachwytach, tata Nila dorzucił taktownie kilka celnych słów o psiej diecie i tresurze. - Chociaż jestem pewien, że wie pani wszyst- 80 ko na temat psów - zakończył. - Z pewnością do skonale zdaje pani sobie sprawę, jak ważne są regularne spacery. -O... tak, oczywiście! - zapewniła pani Mil dred Smok. Nil chrząknął. - Co prawda ostatnio nie miałam zbyt wiele czasu na spacerowanie z psem. Było tyle pracy w ogrodzie. - Zrozumiałe - odparł Bob Parker. - Jestem jednak pewien, że od dziś będzie pani podtrzymywać tradycję codziennych spacerów. - Z całą pewnością - powiedziała z naciskiem właścicielka Prunelli. - Przed pożegnaniem Nil obiecał, że następnego dnia zabierze Prunellę na przechadzkę. Kiedy Nil i jego tata przyspieszyli kroku, aby dogonić pozostałą trójkę, chłopiec spostrzegł szary kształt za drzewami. Był to dom rodziny Penrose'ów. Nilowi nagle zrobiło się smutno. Mimo że udało im się znaleźć piracką kryjówkę, nie zbliżyli się nawet o krok do rozwiązania zagadki. Do kogo należy znikający pies i czy Nicholas jest rzeczywiście winny tragedii sprzed stu lat, tak jak podaje miejscowa legenda? Rozdział siódmy N ie, nie nazywam się Penrose - tłumaczył cierpliwie Nil. - Jesteśmy tu tylko na wakacjach - dodała Emilka. Dzieci stały właśnie pjzed ladą staroświeckiego sklepu ze słodyczami w Tregarth. Dwoje sprzedawców, kobieta i mężczyzna w zielonych fartuchach, doznało na widok Nila takiego samego szoku jak inni mieszkańcy wioski. Wciąż stali w osłupieniu. - Czy mogę prosić o te cukierki skręcone w laseczkę? To na prezent - nalegał Nil. Sprzedawcy nie wypowiedzieli ani słowa. W milczeniu włożyli słodycze do torebki i przyjęli pieniądze. Nil i Emilka mieli właśnie zamiar opuścić sklep, gdy przy drzwiach odezwał się dzwonek. 83 Do środka wkroczył wysoki mężczyzna w długim płaszczu przeciwdeszczowym. Podszedł prosto do lady, nie rozglądając się na boki. Poprosił o coś, ale zrobił to tak cicho, że Nil nie mógł dosłyszeć, o co mu chodziło. Sprzedawczyni obsłużyła go błyskawicznie, jakby chciała mieć tę transakcję jak najszybciej za sobą. Mężczyzna podziękował ściszonym głosem. - I ja dziękuję, panie Penrose - odpowiedziała chłodno sprzedawczyni. Nil i Emilka spojrzeli na siebie znacząco i czym prędzej wyszli ze sklepu, żeby się naradzić. - To był pan Penrose! - powiedział Nil z entuzjazmem. - Wiktor Penrose! - We własnej osobie! - dodała Emilka. - Dlaczego ci sprzedawcy byli dla niego tacy niegrzeczni? - oburzył się Nil. Drops podszedł do chłopca i zaczął się do niego łasić. - Dobry piesek, czekał na pana - powiedział Nil w zamyśleniu, drapiąc owczarka za uchem. Starał się jeszcze zajrzeć przez okno do cukierni. - I co robimy? - Z czym? - Śledzimy Penrose'a? - Powinniśmy spróbować z nim pomówić - zaproponowała Emilka. 84 W tym samym momencie, gdy dzieci rozmyślały nad dalszym planem działania, Wiktor Pen-rose wyszedł ze sklepu. Spojrzał na Dropsa i uśmiechnął się. Chwilę potem, gdy zauważył Nila, zamarł z wrażenia. - Spokojnie, proszę pana - powiedział szybko Nil - wiem, że wyglądam jak ktoś z pana rodziny. Starszy człowiek wyraźnie pobladł. - Nicholas... - wyszeptał drżącym głosem. - Przepraszam, że pana przestraszyłem. Nazywam się Nil Parker, a to moja siostra Emilka. - Mieszkamy w "Bryzie" - dodała dziewczynka i uśmiechnęła się. - A to nasz pies Drops - powiedział Nil, starając się jak najdłużej podtrzymać konwersację. Wiktor Penrose wyciągnął dłoń, aby pogłaskać psa. Drops obwąchał ją i najwyraźniej zaakceptował. Gdy z ufnością przybliżył się do mężczyzny, Nil poczuł się spokojniejszy. - Czy ma pan psa? - zagadnęła Emilka. - Owszem, mam. Nilowi serce podskoczyło do gardła. Emilka szturchnęła go. Chłopiec wiedział, że myślą w tej chwili dokładnie o tym samym. Postanowił iść za ciosem. - Czy jest to może jamnik? - zapytał śmiało. Mężczyzna znów pobladł i spojrzał na chłop ca, wyraźnie zaskoczony. 85 - Czemu tak sądzisz? - No bo... ehmm... - Nil nie wiedział, co dalej mówić. Nie mógł przecież ni z tego, ni z owego wspomnieć obcemu człowiekowi o tajemniczym, znikającym psie. Starszy pan spojrzał na niego przyjaźnie. - Mam bardzo sędziwego owczarka niemiec kiego - wyjaśnił. - Prawie tak starego jak ja. Nazywa się Hilary i jest moim wiernym towarzy szem od czternastu lat. Emilka uśmiechnęła się. - Owczarki są wspaniałe, prawda? Bardzo inteligentne i łatwe do szkolenia. Nasi rodzice prowadzą lecznicę weterynaryjną. Często obser wujemy tam owczarki niemieckie. Wiktor Penrose odwzajemnił uśmiech i uchylił kapelusza w geście pożegnania. - Cieszymy się, że udało nam się pana poznać - powiedział szybko Nil. - Czy moglibyśmy pójść z panem kawałek? Bardzo lubimy rozmawiać. Zanim dotarli na szczyt wzgórza, gdzie stał dom z szarego kamienia należący do rodziny Penrose'ów, dzieci zdążyły opowiedzieć starszemu mężczyźnie wszystko o swoich wakacjach. Nil szczegółowo opisał nocną przygodę na klifie i małe dochodzenie w sprawie osławionej Czarnej Soboty. 86 - Czy kiedykolwiek widział pan tego jamnik - spytał Nil poważnym tonem. Pan Penrose pokręcił przecząco głową. W< I wyglądał na trochę zdezorientowanego, jakby nie mógł uwierzyć we wszystko, co słyszy. -Nigdy nie widziałem go, ale... słyszałem -odpowiedział z wolna. - Nie wiedzieliście, że mój dom jest nawiedzany przez ducha Jeremiasza? - Naprawdę? - Nil ze zdumienia szeroko otworzył usta. - Hmm - zaczął pan Penrose. - Ludzie mówią, że duch Jeremiasza wciąż wędruje po wybrzeżu. Nie widziano go co prawda od lat, ale moja stara ciotka opowiadała, że pokazywał się często na cyplu. Czekał na powrót "Świstu Gromu". Spotykała go też czasem ???? domu. Włóczył się po całym ogrodzie i wydawało się, że szuka niezmiennie Nicholasa. - Pies-duch! - powiedziała drżącym głosem Emilka. - To naprawdę ponura historia - cicho stwierdził Nil. Drops podbiegł do chłopca i wsunął pysk między jego dłonie, jakby chciał go pocieszyć. - Czasami w burzliwe noce zdaje mi się, że słyszę skomlenie Jeremiasza - wyznał Wiktor Penrose. - Tak jakby wolał o pomoc... jakby czegoś chciał. 87 Gdy doszli do bramy dworu Penirose'ow, Nil spojrzał na mężczyznę i powiedział: - Wiem, że to może głupio zabrzrmi, ale czuję z Nicholasem... braterstwo. I mam nawet dziwne przeczucie, że pana przodek wcale inie był taki zły, jak o nim mówią. Oczy pana Penrosea przybrały smiutny wyraz. - Często się nad tym zastanawiam. Przecież był tylko małym chłopcem, który w przypływie buntu uciekł z domu. Jestem pewien, że chciał wrócić. Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności natknął się na bosmana ze "Świstu Gromu", któ ry poszukiwał chłopca okrętowego. Bosmanowi udało się namówić Nicholasa, by zaciągnął się na statek. Nil w zdziwieniu uniósł brwi. - To trochę inna wersja niż ta, którą opowiedział nam kustosz muzeum. - Wcale się nie dziwię, że inna - odparł pan Penrose. Spojrzał z uznaniem na Dropsa siedzącego grzecznie przy nodze Nila. - Masz doprawdy wspaniałego psa. - Jest najwspanialszy! - odpowiedział z dumą chłopiec, ale zaraz zmienił temat. - Wie pan -zaczął - my zostajemy tu tylko do soboty. Czy moglibyśmy odwiedzić pana i obejrzeć dom? Nie wiem, czy coś pomożemy w tej sprawie, ale może wpadniemy na jakiś pomysł. 88 - Będziecie mile widziani - odparł ciepło męż czyzna. - Choć nie wiem, czy po tylu latach cokol wiek oczyści mój ród z zarzutów. - Nigdy nic nie wiadomo - powiedział Nil. -A może wasz tata mógłby przyjść z wami? Wyświadczyłby ml wielką przysługę. - A co się stało? - spytał Nil. - Trzeba obciąć pazury Hilaremu, a najbliższy weterynarz jest w sąsiedniej wiosce. Ja, niestety, nie prowadzę już samochodu, więc mam kłopot z dotarciem do niego. - Dobrze, poproszę tatę - obiecał Nil. - A czy będzie miał potrzebne narzędzia? - Zawsze podróżuje z odpowiednim zestawem - wyjaśniła Emilka. - Na wypadek, gdyby ktoś poprosił go o pomoc. w Pan Penrose poklepał przyjaźnie Dropsa i pożegnał się z dziećmi. - Jestem wam niezwykle wdzięczny - dodał. Nil uśmiechnął się. - Przecież jeszcze nic nie zrobiliśmy. - Sama rozmowa z kimś serdecznym bardzo mnie pokrzepiła - wyznał starszy mężczyzna. - Czuję się dziś lepiej niż przez ostatnie kilka lat. Gdy już odchodzili, Emilce ścisnęło się gardło. - Biedny ten stary pan - powiedziała ze współczuciem. - Jak ci wszyscy ludzie we wsi mogą być dla niego tacy okropni? 89 - Nie rozumiem tego - odparł Nil, ale zanim zdążył powiedzieć coś więcej, z plaży znowu do biegł ponury psi skowyt. Nil zerknął na siostrę. - Zrobię wszystko, aby mu pomóc! - powie dział z determinacją. - Nie wiem jeszcze co, ale coś muszę zrobić! Rozdział ósmy C óż za piękny dom! - westchnęła Karolina Parker, gdy całą rodziną szli żwirową dróżką do posiadłości Wiktora Penrose'a. - Wyobraźcie sobie ten dwór w dawnych czasach - rozmarzyła się. - Przed wejściem stoją konne powozy. Kobiety w pięknych długich sukniach oczekują na schodach na gości! Zamiast tego ujrzeli Wiktora Penrose'a stojącego przed wielkimi dębowymi drzwiami. U nóg swego pana siedział Hilary. Rzeczywiście wyglądał na sędziwego psa, choć wciąż miał bystre spojrzenie. Sprawiał wrażenie stworzenia bardzo towarzyskiego. Najwidoczniej cieszyła ?? obecność gości, zwłaszcza tych na czterech łapach. Hilary wybiegł Dropsowi na powitanie. ()b;i psy popatrzyły na siebie z uwagą i dokładnie 91 obwąchały. Wydawało się, że przypadły sobie do gustu, bo usiadły razem na schodach. Kiedy Wiktor Penrose dostrzegł zbliżających się gości, na jego twarzy zagościł przyjazny uśmiech. -Witam w moim domu - powiedział uprzejmie, po czym uścisnął dłonie państwa Parkerów. Cała gromadka udała się do kuchni, gdzie gospodarz zwykł spędzać najwięcej czasu. - Teraz ten dom jest dla mnie zbyt duży - objaśnił, wprowadzając gości do obszernego hallu, na którego ścianach wisiały rodzinne portrety i zabytkowa kolekcja broni. - Pomyślcie, aż sześć sypialni tylko dla takie-gp samotnika jak ja! 92 - Czy ma pan rodzinę? - spytała pani Parkę i. -Dwie siostry i wielu krewnych. Wszyscy uznali życie w tych stronach za zbyt trudne i wyjechali - drżącym ze wzruszenia głosem powiedział pan Parker. - Miejscowi wciąż pamiętają. - Czy Nicholas był pana kuzynem? - zagadnęła Emilka. - Byłby moim wujem - wyjaśnił Wiktor Penro-se. - Jego młodszy brat Edward ożenił się z dziewczyną z innej miejscowości, lecz zamieszkali tutaj. Owocem tego związku byłem ja oraz pięcioro mego rodzeństwa. Oni jednak wyprowadzili się stąd najszybciej, jak mogli. Weszli do dużej, przestronnej kuchni. Przeszli do następnego, nieco mniejszego pomieszczenia, które pan Penrose nazyw^al pomywalnią. - No chodź, piesku, niech cię obejrzę - powie dział Bob Parker do Hilarego spokojnym głosem. Ułożył psa blisko umywalki i pogłaskał. - Możesz przytrzymać jego łapę, Nil? Chłopiec wielokrotnie pomagał tacie w zabiegach, dokładnie więc wiedział, co trzeba robić. Pan Parker wyjął specjalne nożyce i zanim Hilary zdążył zorientować się, co się dzieje, obciął mu długie, twarde pazury, uniemożliwiające swobodne bieganie. Trzeba przyznać, że owczarek zniósł zabieg bardzo dzielnie. Nie bez znaczenia dla całej operacji była obecność Dropsa, 93 wobec którego Hilary chciał zapewne wypasc jak najlepiej. Gdy operacja była już zakończona, Parkerowie zostali zaproszeni do obejrzenia domu. Na ten moment Emilka i Nil czekali z niecierpliwością. - Teraz już wiem, co miałeś na myśli! - powie działa do syna Karolina Parker, patrząc w osłu pieniu na wiszący na ścianie portret. W marmurowym hallu mama, Nil, Emilka i Sara natknęli się na kolejny portret młodego Nicholasa Penrosea. Chłopiec siedział w skórzanym fotelu w domowej bibliotece. Obok niego namalowany był Jeremiasz Kostka. Patrzył na chłopca z oddaniem. Dłoń Nicholasa spoczywała czule na psim łepku. - Podobieństwo między tobą a Nicholasem jest doprawdy zdumiewające - przyznała zaskoczona pani Parker. - Nic dziwnego, że ludzie są zszokowani, gdy cię widzą. - Drops! Spójrz na Nila! - powiedziała Sara, starając się zwrócić uwagę owczarka na portret. Słysząc imię swego pana, pies zerknął na prawdziwego Nila. - Nie! Nie na tego. Na tego z obrazka! - pouczyła go Sara i wskazała palcem płótno wiszące na ścianie. - To jest pies, którego spotkaliśmy - szepnęła 94 Emilka do mamy, kierując spojrzenie na szoret kowłosego jamnika. - Jaki wspaniały dom - westchnęła pani Par ker, zmieniając temat. Jej wzrok zatrzymał się i u I ślimaku klatki schodowej. - Ale kompletnie za niedbany - dodała ściszonym głosem. Emilka odwróciła się od portretu i pociągnęła brata za rękaw. - Czego właściwie szukamy? - zapytała zniecierpliwiona. - Jakiegoś znaku - odparł Nil. Jak dotąd jednak nie udało się dzieciom znaleźć niczego niezwykłego. Pan Penrose pokazał im także wyższe piętra. Na jednym z nich była sypialnia Nicholasa. Pokój ten wyglądał tak, jakby nikt niczego tu nie dotyka^od chwili, gdy wyszedł stąd Nicholas. Niestety, i tu dzieci doznały rozczarowania. W innych pokojach stały stare, zajmujące dużo miejsca drewniane meble, z których większość przykryto białymi pokrowcami. Kiedy zaglądało się do poszczególnych pomieszczeń, za każdym otwarciem drzwi nie ścierany od lat kurz wzbijał się w powietrze. Smutny był ten dom i jakiś nierealny. Gdy wracali na dół, Nil przystanął na schodkach, u których podstawy znajdowała się rozległa weranda. Rozmyślał o Nicholasie. Czy on 95 też stał tutaj, przy tym właśnie oknie, i patrzył stąd na szumiące, bezkresne morze? Jaki był ten chłopiec? Czy uciekł tylko dla przygody? Czy przez przypadek wpadł w złe towarzystwo? A może mieszkańcy wioski mają rację: był nikczemny, nie obchodziło go nic prócz czynienia i zła? Nie, Nil w ogóle nie dopuszczał do siebie takiej myśli... Obok przystanęła mama i pokiwała w zadumie głową. - Cała ta historia, ten dom... wszystko to jest takie przygnębiające. Tylko Wiktor Penrose wy gląda na miłego staruszka. Nil westchnął. - Chciałbym się dowiedzieć, co naprawdę stało się z Nicholasem. To niesprawiedliwe, co o nim mówią. Mama położyła mu rękę na ramieniu. - Wiem, kochanie, ale jedyne, co możemy zro- i bić, to okazać sympatię panu Penrose'owi. Jest rzeczywiście bardzo samotnym człowiekiem. Drops, który krążył dotychczas po pokoju ł węszył w poszukiwaniu myszy, nagle warknął. - Co się dzieje, Drops? - zaciekawił się Nil. - Coś wyczuł - odezwała się Emilka. Dzieci razem podeszły do okna, przy którym węszył owczarek. - To Jeremiasz! - wykrzyknął Nil. 96 - Chodź, Emi, trzeba zobaczyć, czego onclu < ' Nil podskoczył do drzwi prowadzących na we randę. Były zamknięte na zasuwkę. - Szybko! Zanim znowu zniknie nam z ??/?? ponaglała Emilka. - Spokojnie, dzieciaki! - zwróciła im uwagę mama. Chłopcu udało się w końcu odryglować drzwi. Razem z Emilką i Dropsem wybiegli na werandę, a z niej prosto do ogrodu. Emilka zatrzymała się. - Gdzie on się podział? - Może jest za tymi krzewami? - zasugerował Nil i ruszył w ich stronę. Kilka metrów od domu, na samym środku trawnika, rósł mały zagaj nik^łożony z gęstych krzewów i niewielkich drzew. Niektóre były intensywnie zielone, inne przybrały lekko złociste, jesienne już barwy. Kiedy Drops pobiegł obwąchiwać kamienne figurki, Nil i Emilka poszli w stronę zagajnika. Wchodząc między drzewa, chłopiec dostrzegł na trawie cień psa. Gałęzie poruszyły się, jakby ktoś właśnie tędy przeszedł. -Tam! - wskazał. - Widziałem coś... ale nie wiem, co to było. Emilka stała pośrodku zagajnika jak sparaliżowana. 97 - Wiesz, co tutaj jest? - powiedziała do brata zniżonym głosem. - To cmentarzysko zwierząt. Po plecach chłopca przeszły ciarki. Spostrzegł nagle, że przy wszystkich krzewach stoją małe nagrobki. -Spójrz tylko. Pink 1848-1862. Ukochany pies Wiktorii Penrose. Doskonały łowca myszy -przeczytała Emilka. Na następnej tablicy był wyryty napis: Rufus 1860-1872. Towarzyszył rodzinie Penroseow w wielu polowaniach. Najlepszy z łowców. - Bastion 1901-1905. Tak krótko z nami byłeś - wyraźnie wzruszony Nil przeczytał kolejny napis prawie szeptem. - Ojej - pochlipywała Emilka. Zbierało się jej na płacz. Nerwowo szperała w kieszeniach, poszukując chusteczki. Nagle Nil złapał siostrę za ramię. Wskazał wzrokiem miejsce, gdzie poruszyły się gałązki. -Tam! Podeszli do zarośli o lekko rdzawych liściach. Tuż przed nimi stała, wrośnięta w ziemię ze starości, mała nagrobna tablica. -Poczciwy Jeremiasz Kostka 1892-1908. Wierny nawet po śmierci. Wciqż czeka na powrót swego pana - przeczytał Nil. - On nas tu przyprowadził! - szepnęła Emilka. -Ale dlaczego...? 98 Oboje patrzyli z przejęciem na wyryty w kamieniu napis. - Może chciał nam dać de zrozumienia, że je steśmy na dobrym tropie - przypuszczał Nil. Emilka myślała tak samo. - Więc pies, którego widzieliśmy, jest duchem - wyszeptał Nil. - Duch Jeremiasza Kostki! - przeraziła się Emilka. -Ale co mamy dla niego zrobić? - zapytał chłopiec i ciężko westchnął. - Przecież jesteśmy tu zaledwie do soboty. - Niestety - z rezygnacją powiedziała dziew czynka. - W dodatku już jest piątek. - Ani o krok nie zbliżyliśmy się do rozwiązani! 99 zagadki! Czy wierzysz mi teraz, że Nicholas Pen-rose nie był taki zły, jak o nim mówią? Emilka zastanawiała się przez chwilę. - Chyba będę musiała ci uwierzyć - odpowiedziała. - Wydaje mi się, że istnieje jakiś powód, dla którego Jeremiasz wciąż powraca. - "Wierny nawet po śmierci" - powtórzył Nil. - Jak sądzisz, czy to znaczy, że był wierny po śmierci Nicholasa, czy po... własnej śmierci? - Co chcesz przez to powiedzieć? - spytała Emilka, starając się zrozumieć tę trudną myśl. -To znaczy, czy Jeremiasz był tak wierny swemu panu, że nawet po swojej śmierci wrócił, by mu pomóc? Emilka zmarszczyła czoło. - Nie wiem - odparła. Nagle usłyszeli głośny gwizd, dobiegający od strony domu. Spojrzeli w tym kierunku. Na schodach werandy stał Bob Parker z Wiktorem i Hilarym. - Chodźcie tu do nas! - zawołał tata. - W kuch ni czeka herbata. Drops pierwszy odpowiedział na znajome gwizdnięcie. Merdając ogonem, natychmiast pognał przez trawnik. Dzieci natomiast niechętnie opuszczały tajemniczy cmentarz dla zwierząt, zwłaszcza że znowu nie udało im się rozwiązać zagadki. 100 -I jak się czuje Hilary? - zagadnął N11, i zbliżyli się do domu. - Dość żwawo się rusza jak na takiego sl;u 11 szka - odparł tata. -To tak jak ja! - zażartował Wiktor Penrose, a Nil zauważył, że pan domu wygląda o wiele pogodniej niż wówczas, gdy poznali się przed miejscową cukiernią. Bob Parker poklepał przyjaźnie Hilarego. - Teraz będzie mu znacznie łatwiej biegać po okolicy. Drops usadowił się przy tacie bliżej niż Hilary. Bob Parker zaśmiał się. - Zna swoje miejsce - powiedział. - Znaleźliśmy cmentarz dla zwierząt - poinformował wszystkich Mil i spojrzał badawczo na pana Penrose'a, kiedy wchodzili do domu. -A, tak... - szepnął gospodarz i uśmiechnął się smutno. - Pochowano tam wiele bardzo kochanych czworonogów. Nasza rodzina zawsze lubiła zwierzęta. -Widzieliśmy też grób Jeremiasza - dodała Emilka. - Wydawało nam się, że jego samego także wi dzieliśmy! - dokończył Nil. Tata poklepał syna po ramieniu. - Nie czas teraz na te twoje tajemnicze his torie. Pan Penrose przyrządził nam tradycyjną 101 kornwalijską herbatę ze śmietanką. Musimy jej spróbować! -Tylko jeden dzień... - powiedział do siebie cicho Nil i westchnął. - Mam jeszcze tylko jeden dzień, aby odkryć tajemnicę Nicholasa. ^Rozdział dziewiąty 1 U słyszawszy skowyt za oknem, N11 obudził się. "To pewnie znowu Jeremiasz Kostka" -pomyślał. Leżał kilka chwil w ciemności, słuchając smutnego wycia i zastanawiał się, czy będzie to trwało całą noc.jLo mógł zrobić? Czego chciał jamnik? Psi płacz nie ustawał. "Jeremiaszu, czy nigdy się nie poddasz?" - pomyślał Nil. Po chwili coś zaświtało mu w głowie. Przeniknął go zimny dreszcz, choć leżał pod grubym kocem. Usiadł, wydostał spod łóżka latarkę i włączył ją. - Co się dzieje? - wymamrotała rozbudzona Emilka, przekręcając się z boku na bok. - Muszę coś sprawdzić - szepnął Nil, szukając czegoś na podłodze. Obok łóżka leżała sterta fotokopii dokumentów, które znaleźli w miejscowej bibliotece. Artykuły ze starych gazet i fragmenty książek za- 103 wierały opisy szczegółów Czarnej Soboty. Nil w pośpiechu przerzucał papiery. - Jest! - wykrzyknął szybciej, niż przypomniał sobie, że powinien zachowywać się cicho. - Emil ka! - szepnął. - Emi, zbud;ź się! - Chłopiec wstał z łóżka i szturchnął śpiącą siostrę. - Zgadnij, co odkryłem! - Cooo? - zaspanym gk>sem zapytała Emilka. - Która godzina? Jest środek nocy? - Dziś jest ten dzień! Czarna Sobota! - Co ty pleciesz? - Dziś jest sobota, 20 sierpnia! Dokładnie sto lat temu na Tregarth napali piraci. Emilka podparła się na łokciu. - Naprawdę? - zapytała- - Z tego musi coś wy nikać, prawda? -Też tak myślę, zwłaszcza że przed chwilą znowu słychać było wycie Jeremiasza. Dziewczynka odgarnęła włosy z czoła i znacząco pokiwała głową. - On na nas czeka, E^lko! Musimy za nim pójść. Dziewczynka bez entuzjazmu podniosła się z ciepłego łóżka. - Czy musimy iść włeśnie teraz? - zapytała błagalnie. - Na dworze je't tak zimno. - Oczywiście, że musiriy - powiedział stanowczo Nil. - To nasza wielki szansa! 101 -Jeśli tak uważasz... - Dziewczynka ściągnęła powoli pidżamę i przygotowała się do wyjścia. Kwadrans później Nil, Emilka i Drops szli ścieżką wzdłuż klifu, podążając za jamnikiem. Od morza wiał przenikliwy wiatr. Choć dzieci miały na sobie prawie wszystkie swetry, jakie zabrały na wakacje, czuły dotkliwe zimno. Drops biegł przed nimi. Co jakiś czas wracał do swego pana, bardzo podekscytowany niespodziewanym nocnym spacerem. - Dobrze, że wziąłem latarkę - powiedział Nil. Mimo że była pełnia, księżyc co jakiś czas chował się za chmury, co sprawiało, że droga tonęła w ciemnościach, (c)etrożnie stąpali po spadzistej ścieżce, zerkając od czasu do czasu na fale połyskujące w świetle księżyca. Kiedy doszli do Cypla Topielców, tak jak poprzednio, wydawało im się, że pies zniknął. - Tylko mi nie mów, że znowu będziemy musieli zejść tą wąską dróżką -jęknęła Emilka. - Obawiam się, że musimy. Chyba domyślasz się, gdzie prowadzi nas Jeremiasz. - Do Zatoki Przemytników, prawda? - powiedziała Emilka. - Dokładnie! Wiem, że to niebezpieczne, ale przecież byliśmy tu już w dzień. Jeśli chmury 105 znowu nie zasłonią księżyca, powinniśmy debrze widzieć drogę. Dzięki światłu latarki Nilowi ucało się odnaleźć dróżkę, którą kilka dni temu zeszli na plażę. - Będzie dobrze - uspokajał Emilkę. - Dostaniemy się tam raz-dwa. - A co z Dropsem? On też z nani pójdzie? - Nie możemy go tutaj zostaw.ć - odpowiedział Nil i zawołał psa. - Jeżeli będziemy szli powoli i ostrożnie, dojdzie z nami tez trudu, jest przecież bardzo zwinny. Na plaży rozległ się kolejny skowyt. W ciemności zamajaczyła sylwetka jamnika. Stał na plaży w tym samym miejscu, co zwykle. Emilka głęboko odetchnęła. - Czy mam iść pierwsza? - zapytała niepew nym głosem. Kiedy ruszyli z miejsca, księżyc wyszedlł zza chmur, oświetlając cały klif. Świetło odbijające się od wody ułatwiało dzieciom stąpaniie po wąskiej kamienistej ścieżce. - To było dziecinnie łatwe - oceiił Nil, getiy ze szli na plażę. - Mogliśmy tędy zejśi z zawiązany mi oczami. Kiedy Drops skakał dookoła, lopał w piiasku i węszył w poszukiwaniu znajomych zapacchów, Nil patrzył na morze. - Mamy odpływ. Woda jest o kika mil sttąd. 106 -Tak, ale pamiętaj, co mówił tata. To zmienia się bardzo szybko - przypomniała bratu Emilka. - Pamiętam, więc lepiej chodźmy dalej. Jeremiasz Kostka, jakby słysząc słowa Nila, pojawił się nagle na skalnej półce, o kilkanaście metrów od miejsca, w którym stali. - Chodźmy, Emi. Teraz albo nigdy! Minęli wrak i doszli tam, gdzie piaszczysta plaża zamieniała się w kamienistą. Zaczęli wspinać się po śliskiej skale. Jeremiasz wciąż był kilka metrów przed nimi. Nilowi zdawało się, że pies nie wygląda na zniecierpliwionego. Kiedy tylko zatrzymywali się na chwilę, aby odpocząć, jamnik spokojnie czekał, aż znowu ruszą. - Zachowuje się jak^ś inaczej - zauważył chłopiec. - Jakby wiedział, że wszystko rozstrzygnie się tej nocy. - Miejmy nadzieję, że się nie mylisz. Wolę nic myśleć, że przyszliśmy tutaj po nic. Doszli w końcu do granitowej półki, z której wcześniej, w dzień, obserwowali Zatokę Przemył ników. Jeremiasz Kostka minął już to miejsce i donośnym szczeknięciem dał znać, aby po dążyli za nim. - Jak tam doj ść? - zapytała bezradnie Emilka Nil zamyślił się. -Będę musiał stanąć na głazie wyst;i|;|< ? ni 107 z wody i wciągnąć tam Dropsa. Potem podam ci rękę, żebyś mogła przeskoczyć. - Na wszelki wypadek chłopiec schował latarkę pod sweter. - Chodź, ruszamy - zdecydował. Jakimś cudem udało im się przedostać na sąsiedni wielki kamień. W tym miejscu morze było bliżej brzegu. Fale rozbijały się o skały wyrzeźbionego przez naturę portu, a ich szum powtarzało echo odbijające się od ścian klifu. Księżyc rozświetlał bezchmurne już niebo i rzucał na wodę srebrną poświatę. Drops, szczekając radośnie, biegł prosto do morza. Był na tyle daleko, że Nil musiał zagwizdać na niego, aby wracał. Pies posłuchał się niechętnie. Patrzył na morze tęsknym wzrokiem, jakby miał wielką ochotę na nocną kąpiel. - Nie spodobałoby ci się to pływanie, Drops - zawołał Nil, drapiąc psa za uchem. - Woda jest bardzo zimna. Nagle Emilka przysłoniła dłonią usta i przeciągle jęknęła. - Wyobraź sobie, Nil, co powiedzieliby rodzice, gdyby obudzili się i spostrzegli, że nas nie ma. Powinniśmy im chociaż zostawić kartkę. -1 co byśmy na niej napisali... - zaczął chłopiec. - "Poszliśmy do Zatoki Przemytników. Niebawem wrócimy"... - ... "z psem-duchem jako przewodnikiem" - 108 dokończyła Emilka. - OK. To bez sensu. Chyba masz rację. Nil upewnił się, że Jeremiasz nie zniknął. W chwilę później zauważył coś, co go zdumiało. - Hej, spójrz na jaskinię! - zawołał do siostry. W miejscu, gdzie wcześniej woda wpływała do jaskini, widać było tylko suchą skałę i piasek. - Jeżeli będziemy ostrożni, może uda nam się tam dostać - powiedziała Emilka. - Tak - zgodził się Nil. - Wtedy wejdziemy do środka. 109 Emilka zadrżała. - Czy to bezpieczne? A kiedy już będziemy w środku, to jak dowiemy się, że woda nie odcina nam powrotu? - Hmm... - zastanowił się Nil. - Na razie woda jest nisko, ale rzeczywiście nie wiemy, kiedy się podniesie. Jedyne, co nam pozostaje, to zaufać Jeremiaszowi. - Ufać psu, który nie istnieje? - Nic nam się nie stanie - powiedział chłopiec pewnym głosem, przypominając sobie Nicholasa Penrose'a ze swojego snu. - My po prostu musimy mu zaufać. Gdy weszli do jaskini, Nil przekonał się o przydatności latarki. Przywołał do siebie Dropsa, nie chciał bowiem, aby pies sam biegał po zakamarkach groty. Emilka obejrzała się za siebie. - Szkoda, że nie mamy żadnego sznurka. Oznaczylibyśmy drogę, którą idziemy. Chciała bym mieć pewność, że trafimy z powrotem. -Wrócimy po naszych śladach - powiedział Nil, spoglądając pod nogi. Piasek pod ich stopami był wilgotny. Zostawiali po sobie wyraźne ślady dwóch par tenisówek i odciski łap jednego psa. Emilka stanęła jak wryta. - Widać, że idą tędy dwie osoby, ale tylko je den pies! 110 i 4fe - Zdaje się, że duchy nie zostawiają śladów - przypomniał jej Nil. Emilka wciąż stała jak oniemiała. - Przecież nikt nam nie uwierzy, Nil! Pomyślą, że zwariowaliśmy! Jeśli opowiemy o naszej przy godzie w szkole, to nas wyśmieją. Nagle w jaskini rozległo się krótkie szczeknięcie. Nil oświetlił latarką drogę. - Idę pierwszy. A ty i Drops za mną. Gdy tak szli w głąb mrocznej czeluści, Nil wyczuł nieprzyjemną woń. - Morska woda, ryby i wodorosty. Niezbyt miły zapach, prawda? Tuż przed nimi jamnik znów zaszczekał. Odpowiedziało mu głośne^cho, co przyprawiło Emilkę o dreszcz strachu. - Pies-duch to jeszcze nic wielkiego. Gorzej, jeśli natkniemy się na zjawy piratów - powie działa coraz bardziej przerażona dziewczynka. Nil oświetlał latarką ociekające wodą czarne ściany. Nagle, kiedy kolejne szczeknięcie rozległo sic tuż obok, dzieci podskoczyły przestraszone. Nil poświecił przed siebie latarką i ze zdziwieniem spostrzegł, że doszli prawie do samego końca skalnej jaskini. - I co teraz? - spytał. - Dalej już nic nic mi 111 -Ale przecież nic nie znaleźliśmy! No i gdzie jest Jeremiasz? Skalny sufit był na tyle nisko, że prawie stykał się z podłogą. Miejsce to wyglądało jak wnęka wielkiego pokoju. - Założę się, że piraci tu właśnie się spotykali - powiedziała Emilka, bacznie się rozglądając. - I na pewno tutaj dzielili się skarbami. - Być może - odparł krótko Nil, zastanawiając się, co robić dalej. Wtedy jamnik zaszczekał jeszcze raz, a Drops niepokojąco zaskomlał. Nil dał kilka kroków tam, skąd słychać było Jeremiasza. Zauważył, że pies wychodzi z cienia i opiera się łapkami o ścianę, jakby wskazywał na wpół widoczną szczelinę. Chłopiec podszedł tam i dotknął skały, ale zamiast wilgotnego kamienia poczuł w dłoni coś zupełnie innego. Ostrożnie wyciągnął ów przedmiot. - Co to jest? - zawołała podekscytowana Emilka. - Coś jakby... zawiniątko - powiedział Nil, obracając tajemniczy przedmiot w dłoni. - Daj zobaczyć! - poprosiła Emilka. - Czy to skarb? -Nie. To jakaś torebka zrobiona z czegoś... śliskiego. Wygląda na wodoszczelną. Myślę, że w środku coś jest. Widzę jakieś napisy... - Nil 112 otworzył zawiniątko i oświetlił je latarką. - Nicholas Penrose! - wykrzyknął po chwili. Emilka ze zdziwienia otworzyła szeroko usta. Nagle usłyszeli bardzo głośny plusk. To pierwsza fala dosięgnęła skrajife.jaskini. Drops zaszczekał ostrzegawczo. - Szybko! - zawołał Nil. - Poziom wody się podnosi, musimy stąd wiać! - Czy tam coś jeszcze jest? - zapytała pośpiesznie Emilka. Nil raz jeszcze włożył rękę w skalną szczelinę. - Zupełnie nic! -A gdzie Jeremiasz Kostka? - zdziwiła się Emilka, rozglądając się wokół. - Rozpłynął się! - stwierdził z niedowierza niem Nil. Gdy kolejna fala podmyła wejście do jaskini 113 z głośniejszym niż poprzednio pluskiem, Nil błyskawicznie schował zawiniątko pod sweter. - Szybko! - rozkazał, łapiąc siostrę za rękę. - Prowadź, Drops! Cała trójka wybiegła z jaskini najszybciej, jal to było możliwe. Rozdział dziesiąty K iedy Nil i Emilka znaleźli się już w domu, byli zbyt przejęci, aby utrzymać swoją nocną przygodę w tajemnicy. Czym prę dzej obudzili rodziców i opowiedzieli im całą historię. ?? -Tylko nogi mamy mokre - usprawiedliwiał się Nil. - Zmokliśmy, wybiegając z jaskini. - Potem wspinaliśmy się po skałach... - No i wróciliśmy do domu! - dokończył opowieść Nil, mówiąc z takim spokojem, jakby opowiadał o wyprawie na zakupy. - To nic takiego. Nie było żadnego niebezpieczeństwa. A Jeremiasz już całkiem zniknął. Gdy pierwsze promienie słońca zaczynały budzić małą angielską wioskę ze snu, a Sara sp<> kojnie spała na górze, Emilka, Nil, mama i tali siedzieli jeszcze przy kuchennym stole. Popijają* 115 gorące kakao, dzieci wciąż opowiadały o wyprawie do Zatoki Przemytników. - Już sama nie wiem, co wam powiedzieć - zaczęła mówić mama, kiwając groźnie palcem. - Wasze zachowanie było doprawdy głupie! Jak mogliście wyjść, ot, tak sobie, w środku nocy! - W dodatku nie zostawiliście nawet kartki! -dorzucił tata. - No i co za niesamowita historia! Pies-duch, też coś! - Pokiwał głową. - Zupełnie nie rozumiem, co tu się właściwie dzieje! - Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym rano nie zastała was w łóżkach! - powiedziała z wyrzutem mama. - Nigdy więcej tak nie róbcie! - Chodzi ci o nocne wędrówki do jaskini piratów w towarzystwie psa-ducha? - zapytał ze śmiechem Nil. - Mogę ci obiecać, że u nas, w Compton, na pewno to się nie zdarzy! -A pomyśleliście o Dropsie? - zapytał tata, głaskając siedzącego pod stołem psa. - Skąd przyszło wam do głowy, że ten biedak ma ochotę na wędrówkę po skałach w środku nocy? Drops pacnął ogonem o ziemię na dźwięk swego imienia. Każdy wiedział, że tak naprawdę bardzo podobała mu się nocna wyprawa, włącznie z małą kąpielą w słonej wodzie. - No, chodź już, Nil! - niecierpliwie namawiała brata Emilka. - Trzeba przyjrzeć się naszemu znalezisku. 116 - Tak, tak, trzeba zobaczyć, po co ryzykowali ście życie - mruknął tata. Nil przyniósł małe zawiniątko. Zamknął oczy i wstrzymał oddech, jakby wyrażał w myślach życzenie, żeby była tam jakaś cenna wiadomość. Od tego zależało teraz wszystko. Gdyby po tych zmaganiach i wysiłku, jaki włożyli w poszukiwania, okazało się, że znaleźli nic nie znaczącą kartkę papieru, to chybaby się załamał. Powolutku otworzył małą torebkę i wyjął z niej pergaminowy zwitek. - U góry jest napisane: Nicholas Penrose - Moje wyznanie - powiedział. - Obok jest data - dodał. Podszedł bliżej światła, aby lepiej widzieć. - Wygląda to dziwnie ^twierdził. - Cała kart ka jest w kleksach i plamach, ale myślę, że da się ją rozszyfrować. Ręce chłopca drżały z podniecenia. Zaczął czytać: Ja, Nicholas Penrose, świadom jestem, że są to moje ostatnie słowa. Nie piszę tego listu, aby usprawiedliwiać swoje postępowanie, ale po to. aby moi potomkowie wiedzieli, że nie byłem całkiem zly. Wraz z moim wiernym psem Jeremiaszem zaciągnąłem się na piracki statek, nie mąj(\i' poję cia, do czego może to doprowadzić. Początkowo 117 nie wiedziałem, że marynarze ze "Świstu Gromu" to źli ludzie. Miałem ich za wesołą bandę. Zaczynałem Jako chłopiec okrętowy. Ze względu na znajomość ludzi z naszej sfery udzielałem piratom wielu informacji, które pomagały im w grabieżach. Czuję wielki wstyd, że nie rozumiałem, Jak wielką krzywdę wyrządzam mojej rodzinie. Już po kilku tygodniach pływania zrozumiałem, Jacy to są łotrzy. Dziś w nocy, 20 sierp nia, wyjawili mi swe prawdziwe zamiary. Postanowili splądrować i okraść moją rodzinną wioskę Tregarth. Błagałem ich, aby tego nie czynili, błagałem, aby puścili mnie wolno. Nie posłuchali Jednak. Zrozumiałem, że robiono ze 118 mnie głupca, posługiwano się mną Jak narzędziem, które ma ułatwić dostęp do sekretów wsi. Teraz siedzę przykuty do skały, tu, w Jaskini. Gdy piraci powrócą, będą mnie torturować tak długo, aż wyjawię im, gdzie mieszkają najbogatsi. Później zostanę zabity. Państwo Parkerowie słuchali z zapartym tchem. Nil czytał dalej: Aby ostrzec mieszkańców Tregarth, napisałem list. Posłałem go do wsi przez oddanego Jeremiasza. Modlę się, żeby ludzie nie przegonili go, ale przeczytali, co napisałem, i przygotowali odsiecz. Niech Bóg Wszechmogący ma mnie w opiece i pozwoli mojej rodzinie dowiedzieć się, że cierpiałem z powodu wstydu, Jaki Jej przyniosłem. Pragnę Ją powiadomić, ża*uczyniłem wszystko, co w mej mocy, aby powstrzymać piratów. Niech ktoś zatroszczy się o mego przyjaciela Jeremiasza, dopóki los nie połączy go w zaświatach z kochającym panem, NicholasemPenroseem. Nil patrzył w oszołomieniu na kawałek pergaminu, który trzymał w dłoni. Zapadła cisza. Wszyscy pogrążyli się w zadumie. Po chwili mama smutno pokiwała głową. - Biedny chłopiec - powiedziała wzruszona. -Tak - przyznał cicho Nil, głaskając Dropsa, który drzemał pod stołem. - Biedny Nicholai i biedny Jeremiasz Kostka. 119 Bob Parker głośno wytarł nos. - Nie wiem, synu, jak udało ci się zdobyć ten list, ale skoro go mamy... Musimy czym prędzej, zaraz po śniadaniu, iść do pana Wiktora! Nil i Emilka odetchnęli z ulgą, a na ich twarzach pojawił się uśmiech. Było tuż po dziesiątej, kiedy cała rodzina Par-kerów wyruszyła do posiadłości Penrose'ów. Gdy mijali domek pani Smok, właścicielka Prunelli wyszła na ganek wraz ze swą tłuściutką podopieczną. Zauważyła Boba Parkera i zawołała wesołym, piskliwym głosem: - Właśnie wybierałyśmy się w stronę wioski. Prunella miała ochotę na spacerek... - Cóż za piękny ranek na przechadzkę -stwierdził tata i przyklęknął, aby pogłaskać radośnie merdającą ogonem Prunellę. - Dawała jej pani te ciastka dla psów, które poleciłem? -Ależ oczywiście - odparła rozpromieniona pani Smok. - Zawsze słucham ekspertów. Nil przyjrzał się uważnie małej suczce. Choć wciąż nosiła śmieszne ubranko, zauważył pewną zmianę w jej zachowaniu. Wyglądała znacznie zdrowiej. Jej oczka błyszczały, poruszała się szybciej. Poza tym miał wrażenie, że psina jakby troszkę schudła. - Cześć, Prunello! - zawołał. - Pójdziesz z nami 120 na ostatni spacer? Zobaczymy się z panem Penrose'em? Twarz pani Smok spochmurniała. - Naprawdę tam idziecie? - Wiktor Penrose jest bardzo miłym człowiekiem, proszę pani! - odpowiedział tata uprzejmie, ale stanowczo. - A zła reputacja jego rodziny jest mocno przesadzona. - Co ma pan na myśli? - Moje dzieci właśnie coś odkryły... Znalazły wyznanie Nicholasa związane z historią Czarnej Soboty. - Nic nie rozumiem - powiedziała zdziwiona pani Smok. - Co znaleźli? Jak im się udało? - Bardzo przepraszam, ale najpierw chcielibyśmy powiadomić pana Eenrosea - wtrącił Nil. - Jestem przekonana, że jeszcze dziś wieczorem usłyszy o tym cała wioska - dodała pośpiesznie mama. - To jest doprawdy nadzwyczajna nowina. - Cóż! - tylko tyle wydusiła z siebie bardzo zdumiona pani Smok. - Później do pani przyjdziemy i wszystko opowiemy! -jednym tchem powiedziała Emilka. Zrobiło jej się trochę żal właścicielki Prunelli, że nie zdołała natychmiast zaspokoić swojej niepohamowanej ciekawości. 121 - Biedny, biedny Nicholas - drżącym głosem wyszeptał Wiktor Penrose, kiedy Nil zakończył opowieść, przerywaną licznymi uwagami Emilki. - Pomyśleć tylko, że tamtej nocy nasz mały chłopiec zginął z rąk tych barbarzyńców. Wcale z nimi nie uciekł. - To bardzo smutna historia - powiedziała cicho pani Parker. - Był jeszcze taki młody. - Mieszkańcy Tregarth myśleli, że zdradził swoją wioskę. - Po tych słowach Wiktor Penrose jak szalony poderwał się od stołu, przy którym wszyscy razem siedzieli. - Oczywiście! No pewnie! - wykrzyknął nagle na całe gardło ku zdumieniu Parkerów. - List! List, który miał dostarczyć Jeremiasz! - Co z listem? - dopytywał się Nil. - Słyszał pan o nim wcześniej? - chciała wiedzieć Emilka. - Nie, to znaczy niezupełnie - tłumaczył niezręcznie pan Penrose. Po chwili podszedł do drzwi i skinął, żeby poszli za nim do biblioteki. - Koniecznie muszę wam coś pokazać. Poprowadził rodzinę Parkerów przez cały dom. Drops i Hilary też uczestniczyli w tym wydarzeniu, głośno poszczekując. W końcu pan Penrose uchylił duże dębowe drzwi prowadzące do biblioteki. - Mówiłem wam już o duchu Jeremiasza, ale 122 przypomniałem sobie coś jeszcze. - Podszedł do jednej z bibliotecznych półek. Zdjął z niej oprawny w czerwoną skórę gruby tom. - Między stronami tej książki jest coś, co leżało tu przez długie lata, ale nikt z rodziny nie domyślił się nigdy, co to właściwie było. Otworzył książkę i wyjął niewielki kawałek papieru - bardzo zniszczony, o pożółkłych rogach. - Ciotka powiedziała mi, że w Czarną Sobotę widziano Jeremiasza niedaleko wybrzeża. Ktoś poinformował ją później, że pies chciał się dostać do wioski, ale chłopi, wiedząc, kto jest jego panem, kazali mu się wynosić. Ktoś nawet rzucił w niego kamieniem! - To okropne - szepnął wstrząśnięty Nil. -W Czarną Sobotę Jeremiasz wielokrotnie próbował zbliżyć się do-"4*idzi, ale nikt nie chciał mieć z nim do czynienia. Parę dni po tym strasznym wydarzeniu przyszedł tu, do ogrodu, i ktoś z mojej rodziny znalazł tę kartkę za jego obrożą. Była tak mokra, że nikt nie mógł jej rozczytać. - Czy możemy ją zobaczyć? - poprosił Nil. Starszy pan podał chłopcu skrawek papieru. - To ten sam charakter pisma! To na pewno Nicholas! -Jedyne, co potrafię tu odczytać, to słowa "niebezpieczeństwo" i "obronić" - powiedziała mama, zerkając synowi przez ramię. - Nic poza tym! Tekst jest zamazany. 123 - A więc chociaż wszyscy wierzyli w zdradę Nicholasa, to tak naprawdę robił on wszystko, aby ocalić wioskę! - powiedział pan Penrose i głośno westchnął. - A na tym skrawku papieru jest ta wiadomość, o której wspomina w znalezionym przez was liście. - Co teraz powinniśmy zrobić? - Pomyśleliśmy, że może chciałby pan zanieść oba listy do muzeum - powiedziała Emilka. -Tak też uczynię - obiecał staruszek. - Najpierw jednak zadzwonię do redakcji lokalnej gazety i ściągnę tutaj dziennikarzy, żeby wysłuchali całej opowieści, od początku do końca. 124 - Ale fajnie! - ucieszyła się mała Sara. - Czy będą robić nam zdjęcia? - Jestem o tym przekonany - upewnił dziewczynkę miłym głosem starszy pan. A potem dodał: - Nazwisko naszej rodziny wielokrotnie widniało w nagłówkach gazet, ale zawsze przedstawiano nas w nie najlepszym świetle. Teraz wreszcie będę mógł wyjawić całą prawdę. -Uśmiechnął się do Nila i Emilki. - Oddaliście mi wspaniałą przysługę. Jestem wam dozgonnie wdzięczny. - Nie ma sprawy - powiedział wesoło Nil. - Dobrze się przy tym bawiliśmy. A poza tym to przede wszystkim zasługa Jeremiasza. - Nil przywołał Dropsa i zanurzył palce w jego miękkiej sierści. - Psy są cudowne, prawiła? - Oczywiście! - przytaknął pan Penrose, patrząc na Hilarego. - A najcudowniejszy jest poczciwy Jeremiasz Kostka. Nagle Sara, która biegała po hallu, wpadła do biblioteki, wołając: - Jakiś pies jest w ogrodzie! -Jaki pies, słoneczko? - Zainteresowała się mama. - Prunella? - Nie. To pies Jeremiasz - powiedziała Sara. - Stoi za drzewami. Nil i Emilka pierwsi wybiegli z pokoju. Puścili się pędem w stronę wyjścia z werandy. 125 - Tam jest! - wskazała Emilka, a potem szeptem dodała: - Przy cmentarzu dla zwierząt. - Stoi obok swego nagrobka - zauważył Nil. -Wyglądajakoś... inaczej. - Jest szczęśliwy! - oceniła mała Sara. - Ona ma rację! - krzyknął Nil. - Jeremiasz macha ogonem! - Odchodzi! - powiedziała Emilka z lekką tęsknotą w głosie. - Patrz, Nil. Wchodzi w zarośla! Nil w milczeniu obserwował, jak jamnik znika za krzewami. Kiedy państwo Parkerowie i pan Penrose doszli do werandy, psa już nie było. - Nie widzę go - powiedział Bob Parker, rozglądając się po ogrodzie. - Ja też nie - przyznała mama. - Bo jego już nie ma - szepnął Nil. - Jeremiasz Kostka odszedł. - Na zawsze - dodała Emilka. - Należy mu się wreszcie odpoczynek. -Tak, Emi, masz rację. Jeremiasz do końca służył Nicholasowi, ale teraz jego misja już się skończyła - powiedział chłopiec. - Cieszę się, że pomogliśmy mu połączyć się z jego panem w zaświatach. Bob Parker głośno zakasłał. - Chodźcie, dzieciaki. Czas wracać do domu. Do naszej psiarni w Compton. 126 Mil i Emilka powoli wracali z cmentarza dla zwierząt. Emilka westchnęła i szepnęła: - Dziękujemy, Jeremiaszu, że pozwoliłeś, abyśmy ci pomogli. ???^ 'L v*<Ł" _^ ? W SERII UKAZAŁY SIĘ: ..'j WKRÓTCE: SZUKAJ W KSIĘGARNIACH! Ach, te psiaki! Duże i małe, z rodowodem i bez, w ciapki łatki gładkowłose i kudłate - Nil Parker od dziecka wychowywał się w towarzystwie psów. Gdy z całą rodziną wyjechał na tydzień nad morze, szybko znalazł tam nowego czworonożnego przyjaciela. Tajemniczy, wyjący po nocach pies pragnie skłonić Nila do rozwiązania krwawej zagadki przeszłości. Czy chłopcu uda się poznać prawdę, strzeżoną przez psiego ducha, nim na zawsze przykryje ją kurz zapomnienia"?