15083
Szczegóły |
Tytuł |
15083 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15083 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15083 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15083 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MARGIT SANDEMO
FATALNA MI�O��
Z norweskiego prze�o�y�a
MAGDALENA KWIATEK - S�OBODA
POL - NORDICA
Otwock 1998
ROZDZIA� I
- Kt�rego� dnia strac� cierpliwo��! Daj� s�owo, �e ona �le sko�czy!
Dogasaj�cy p�omyczek �wieczki dr�a� nerwowo, a kropelki wosku sp�ywa�y leniwie
po jej w�skim trzonie. Silny podmuch jesiennego wiatru, przypominaj�cy pomrukiwanie
nied�wiedzia, porwa� kolejn� porcj� spadaj�cych igie�, ciskaj�c je nam prosto w oczy.
- Piekielne babsko! Ja jej jeszcze poka��!
Czternastoletni Erik nie kry� z�o�ci. W blasku w�t�ego �wiate�ka wida� by�o jego
wykrzywion� twarz.
- Nie wyg�upiaj si�, po co si� tak w�cieka�? Ona nie jest warta twoich nerw�w -
odezwa�a si� spokojnie Inger.
Inger imponowa�a mi pod ka�dym wzgl�dem. Mia�a pi�tna�cie lat, lecz sprawia�a
wra�enie du�o starszej. Zawsze �agodna, rozwa�na, uczynna. Tak bardzo chcia�am by� do niej
podobna, a tymczasem tyle nas dzieli�o! Wprawdzie niedawno obchodzi�am dopiero trzynaste
urodziny i mia�am jeszcze do�� czasu na dorastanie, ale to wcale mnie nie pociesza�o.
Odnosi�am wra�enie, �e przepa�� mi�dzy nami jest nie do pokonania.
- C� ona znowu takiego wymy�li�a? - zapyta� �ami�cym si�, ni to ch�opi�cym, ni to
m�skim g�osem Arnstein.
Erik nie odpowiedzia�, zacisn�� jedynie usta.
- Ju� nied�ugo! - odezwa�a si� gniewnie Grethe, siostra Erika. - Nie ujdzie jej to na
sucho! Inger, dawaj co� s�odkiego! Nie pami�tam, kiedy ostatni raz jad�am ciasto. Zw�aszcza
odk�d ona si� u nas pojawi�a. Wiecznie mnie strofuje: �e ba�agani�, �e unikam prac
domowych. A najgorsze jest to, �e ci�gle mi dokucza z powodu mojej figury. Sama uwa�a si�
za Sofi� Loren, a mnie, wyobra�cie sobie, wytyka nadwag�! M�wi do mnie: �Grethe,
powinna� stanowczo ograniczy� pieczywo, w przeciwnym razie staniesz si� grubasem�.
Przecie� to nie do zniesienia! Czy ja naprawd� jestem a� taka pulchna?
Czym pr�dzej zaprzeczyli�my. By�a wysok�, postawn� dziewczyn� o troch� zbyt
ci�kim chodzie, jednak z pewno�ci� nie nale�a�a do os�b z nadwag�.
Tymczasem Inger wci�� nie mog�a poradzi� sobie z wst��k�, kt�r� przewi�zane by�o
pude�ko z ciastem.
- Wielkie nieba! Sk�d masz te wspania�e wypieki? - zapyta�a Grethe.
Inger wzruszy�a od niechcenia ramionami.
- Od mamy. Ale musia�am jej obieca�, �e jutro oddam pieni�dze. Mam nadziej�, �e si�
dorzucicie? Razem siedem koron, akurat po koronie na ka�dego.
Do stoj�cej na �rodku glinianej miseczki wpad�y tylko trzy monety, pobrz�kuj�c
d�wi�cznie jedna o drug�.
- Zjawi� si� jutro na moment - powiedzia�am w zamy�leniu.
- W porz�dku, Kari.
- Ja te� - doda�a Grethe. - Zap�ac� za siebie i Erika. Ma si� rozumie�, je�li stary nie
posk�pi grosza.
- Pozdr�w go ode mnie, to na pewno nie po�a�uje - podsumowa�a Inger.
Arnstein, Inger i Grethe chodzili do jednej klasy. Pozosta�a czw�rka uwa�a�a ich za
najwa�niejszych w grupie. M�odsi nie od razu do��czyli do paczki. Najpierw musieli si�
czym� wykaza�. Terje na przyk�ad zosta� w��czony jako brat Arnsteina, je�li o mnie chodzi,
wystarczy�o bliskie s�siedztwo - mieszka�am niedaleko od nich.
Najm�odszy spo�r�d nas, drobny i niewysoki Terje, podzieli� ciasto na porcje.
Swojemu bratu podsun�� placek na sam koniec, na co ten od razu si� obruszy�.
- Spok�j, ch�opaki - rzek�a Grethe. - Pami�tajcie, ze teraz musimy trzyma� si� razem.
Inaczej na pewno jej nie pokonamy.
Jedli�my w milczeniu, ze zwieszonymi g�owami. Wsp�czuli�my Erikowi i Grethe z
powodu nieszcz�cia, jakie na nich spad�o: tym nieszcz�ciem okaza�a si� ich nowa
opiekunka, panna Lilly Bakkelund.
Na sam� my�l o tej niesympatycznej kobiecie dostawa�am g�siej sk�rki. Mia�am przed
oczyma jej skrzywion� w sztucznym u�miechu twarz, przypominaj�c� urod� lalk� Barbie.
G�ow� panny Lilly zdobi�a burza jasnoblond w�os�w, skr�conych w pi�kne, grube loki. Wielu
uwa�a�o, �e by�a bardzo �adna, ale nam przypomina�a kr�low� �niegu o zimnym jak l�d sercu.
Wiedzia�am, �e moi przyjaciele �ywi� wobec niej tylko nienawi�� i ch�� zemsty.
Pos�ysza�am szelest papieru i, nie podnosz�c wzroku, domy�li�am si�, �e Grethe
si�gn�a po torebk� z toffi. By�y to jej ulubione cukierki. Pociesza�a si� nimi, gdy nie
dopisywa� jej humor, gdy czu�a si� osamotniona, niezrozumiana. Wprawdzie rzadko sk�onna
by�a nas pocz�stowa�, ale jako� nie mieli�my jej tego za z�e, mo�e dlatego, �e w og�le by�a
troch� dziwna.
Bez trudu za to porozumiewali�my si� z Inger Nilsen. Wszyscy, jak jeden m��, byli
zdania, �e to �wietna dziewczyna. Nawet sporo od nas starsi koledzy, z kt�rymi Inger si�
przyja�ni�a, mawiali, �e mo�na z ni� konie kra��. Inger z �atwo�ci� nawi�zywa�a znajomo�ci,
a to dla nas, dorastaj�cych nastolatk�w, mia�o wielkie znaczenie.
Przysiedli�my zamy�leni na starych we�nianych kocach, kt�rym przyda�oby si�
solidne pranie. Grethe by�a wyra�nie przygn�biona, Erik podziela� jej odczucia, na co
wskazywa�a jego ponura mina. Ten szczup�y ch�opak o delikatnych, nieomal dziewcz�cych
rysach, niedu�ych, �agodnie zarysowanych ustach i kszta�tnej brodzie, by� nerwowy,
niezdecydowany i cz�sto popada� w skrajne humory. Obok niego przycupn�� Arnstein ze
swoim m�odszym bratem Terjem, synowie dyrektora tutejszej szko�y. Arnsteina, m�drego i
rozwa�nego ch�opaka, mieszka�cy miasteczka zwykle stawiali swoim rozbrykanym
pociechom za wz�r. Nie wynosi� si� i ch�tnie przychodzi� innym z pomoc�. W
przeciwie�stwie do starszego brata, Terje by� wyj�tkowo �ywy i energiczny, typowy
zawadiaka. Obaj ch�opcy mieli czarne czupryny i ciemn� karnacj�. Obok braci zaj�a miejsce
Inger Nilsen. Traktowali�my j� szczeg�lnie ciep�o. Nie bez znaczenia by� pewnie fakt, �e jej
mama prowadzi�a kawiarenk� o zach�caj�co brzmi�cej nazwie �S�odki Przystanek�, w kt�rej
nie raz pa�aszowali�my darmowe desery. Ja mia�am na imi� Kari i by�am bardzo dumna, �e
zosta�am przyj�ta do tej sympatycznej paczki.
Ostatni z cz�onk�w grupy, Grim, rozsiad� si� wygodnie przed wej�ciem, oparty
plecami o uchylone drzwiczki, tam bowiem pe�ni� stra�. Jego masywna sylwetka odznacza�a
si� wyra�nie na tle turkusowoniebieskiego nieba.
Nasza baza le�a�a na skraju ci�gn�cych si� a� po las bagien, pe�nych kryj�wek i
zakamark�w, kt�re o zmroku sprawia�y jeszcze bardziej ponure wra�enie ni� za dnia. Sta�o tu
mn�stwo starych, dziurawych sza�as�w, skleconych z grubych ga��zi, poprzetykanych darni�.
Wybrali�my wyj�tkowo przygn�biaj�ce miejsce na nasz� kryj�wk� w nadziei, �e nikt z
doros�ych nie odwa�y si� tu zapu�ci�. Wprowadzili�my si� do najmniej zniszczonego sza�asu,
kt�ry dodatkowo uszczelnili�my mchem oraz ga��ziami �wierku i sosny. Postanowi�am
przerwa� d�ugie milczenie.
- No, co tam u was, Grethe? - spyta�am.
Grethe wyprostowa�a si�, odrzucaj�c w ty� jasne w�osy.
- Nieweso�o... - zacz�a niepewnie. - Wczoraj ojciec zawo�a� nas do siebie i
uroczystym tonem oznajmi�, �e zamierza si� ponownie o�eni�.
Inger nie wytrzyma�a i krzykn�a:
- Chyba nie m�wisz powa�nie? Z Lilly?
- Tylko nie ona! - dorzuci�am z trosk� w g�osie.
- A w�a�nie, �e ona - potwierdzi� rozgoryczony Erik.
Byli�my wstrz��ni�ci.
- Nie, to niemo�liwe! - j�kn�li jednocze�nie Arnstein i Terje. - To nies�ychane!
- Bo�e! - warkn�� Erik. - Sami powiedzcie, jak my to mamy wytrzyma�! Nie mog�
�cierpie� tej j�dzy!
Silny podmuch wiatru ze �wistem wdar� si� do wn�trza sza�asu. W jednej chwili
ledwie tl�cy si� p�omyczek �wieczki zgas� i wok� zapanowa�y egipskie ciemno�ci.
Kt�ry� z ch�opc�w odnalaz� po omacku pude�ko z zapa�kami i po chwili w naszej
kryj�wce rozb�ys�o nowe �wiate�ko.
- Jak to si� sta�o, �e tw�j ojciec chce si� z ni� �eni�? - zapyta�am zdumiona.
- Nie wiesz, jacy s� m�czy�ni? - wypali�a Grethe. - Ca�kiem �lepi, daj� si� omota� w
okamgnieniu. A nasz ojciec nale�y do szczeg�lnie �atwowiernych. W og�le nie zna si� na
ludziach!
Tak uwa�a�a pi�tnastoletnia Grethe.
Na moment zapad�o grobowe milczenie. Usi�owali�my wyobrazi� sobie, jaki los czeka
teraz rodze�stwo Moe.
Ich ojciec, kapitan Werner Moe, owdowia� wiele lat temu. Erik i Grethe nie pami�tali
swojej matki. Przed rokiem kapitan dosta� nagle zawa�u i znalaz� si� w szpitalu. Szczeg�lnie
serdecznie zaopiekowa�a si� nim jedna z piel�gniarek, kt�r� nast�pnie kapitan poprosi� o
dalsz� opiek� prywatnie, ju� w domu. Tak si� bowiem z�o�y�o, �e owej piel�gniarce ko�czy�a
si� w�a�nie umowa o prac�. Nie mogli�my si� nadziwi� temu nadzwyczajnemu zbiegowi
okoliczno�ci.
Piel�gniark� okaza�a si� panna Lilly Bakkelund. Panna Lilly wkr�tce przywyk�a do
nowych obowi�zk�w, a kapitan wr�cz uzna�, �e jest ona w domu niezast�piona.
Niepostrze�enie zaradna opiekunka przej�a zarz�dzanie du�ym gospodarstwem. W tej
drobnej os�bce kry�a si� wielka si�a. Tylko my w jej oczach niezmiennie dostrzegali�my
ch��d. Odnosi�a si� do nas poprawnie, jednak wyczuwali�my wyra�nie, �e nowa gospodyni
nie lubi dzieci.
Ale ludzie w miasteczku nie mogli powiedzie� o niej z�ego s�owa. Taka urocza, taka
uprzejma! A jak si� po�wi�ca dla schorowanego kapitana i jego rozpuszczonych dzieciak�w!
Tylko my podejrzewali�my, �e prawda o pannie Lilly jest inna.
- Wi�c jednak dopi�a swego! Szczerze m�wi�c, podejrzewa�em j� o niecne zamiary,
ale nie s�dzi�em, �e posunie si� a� tak daleko. Przypomnijcie sobie dzie�, w kt�rym
sprowadzi�a tu swoj� rodzin�, niby na odpoczynek. Ju� wtedy zacz��em przeczuwa�, �e co�
jest nie tak...
- Masz na my�li klan Olsen�w? - wykrztusi� Terje.
Panna Bakkelund od samego pocz�tku nie zdo�a�a zaskarbi� sobie sympatii dzieci
kapitana. Na domiar z�ego wkr�tce potem w domu kapitana zamieszka�a jej siostra wraz z
m�em i ich aroganckim synem, Oskarem. Nie wr�y�o to niczego dobrego. Grethe i Erik
zacz�li podejrzewa�, �e nowa opiekunka ma chrapk� na maj�tek swojego chlebodawcy.
Dziwili si� tylko, �e ojciec niczego niestosownego w tej przed�u�aj�cej si� ponad wszelk�
miar� wizycie rodziny Olsen�w nie zauwa�y�.
- Musimy co� zrobi� - rzek�a zdecydowanym g�osem Inger.
- Te� tak uwa�am - zgodzi� si� z ni� Terje. - Trzeba si� jej st�d pozby�, zanim nie
b�dzie za p�no. Przedtem mieli�my tu istny raj, a co b�dzie, je�li ona zostanie? Nie da nam
pogra� w tenisa ani pobuszowa� po strychu, pewnie nawet nie zechce w og�le nas widzie�!
- Musimy to dok�adnie przemy�le� - stwierdzi� Arnstein, wyci�gaj�c z torby ma�y
notesik i d�ugopis. - Najpierw zastan�wmy si�, w jaki spos�b mo�na j� st�d wykurzy�, a
potem...
- Poczekaj! - wtr�ci� si� Erik. - Chcia�bym wam co� zaproponowa�, tylko potraktujcie
m�j pomys� serio. Przede wszystkim musimy przyrzec sobie wierno�� i solidarno��. Odt�d
nikt z nas nie mo�e si� wy�ama�, nawet je�li co� p�jdzie nie tak.
Pomrukiwanie wyra�aj�ce aprobat� upewni�o Erika, �e nie mamy co do tego
zastrze�e�.
- No tak, i jeszcze musimy wymy�li� dla siebie jak�� odpowiedni� nazw� - zauwa�y�
rezolutnie Terje.
- Proponuj� �Lig� dr�czycieli panny Bakkelund� - rzuci�am bez namys�u.
�wieczka dopali�a si� zupe�nie i zosta�a zast�piona now�. Dwie ostatnie ukryli�my w
zakamarku pod �cian�.
Na kocu, nie wiadomo sk�d, pojawi�a si� paczka papieros�w.
- Cz�stujcie si� z czystym sumieniem. To jej buchn�am te fajki.
Si�gn�am po papierosa i odwr�ci�am si� do siedz�cego przy drzwiach Grima.
- Chcesz? - spyta�am.
U�miechn�� si� lekko i kiwn�� g�ow� z zadowoleniem. Grim by� z nami wy��cznie
dzi�ki moim staraniom, ale wci�� jeszcze czu� si� w�r�d nas nieswojo. Cho� jaki� czas temu
uko�czy� osiemna�cie lat i przed kilkoma miesi�cami zosta� naszym najbli�szym s�siadem,
nadal trzyma� si� na uboczu. By�o mi go szkoda, bo nikogo w okolicy przecie� nie zna�, a
nawi�zywanie nowych znajomo�ci nie przychodzi�o mu �atwo.
Grim robi� wprawdzie du�e wra�enie dzi�ki postawnej sylwetce i muskularnej
budowie, lecz urody Pan B�g wyra�nie mu posk�pi�. Gdy spotka�am go pierwszy raz, z
przera�enia odwr�ci�am wzrok. Grim mia� wyj�tkowo jasn� karnacj�, a jego sk�ra nie
tolerowa�a promieni s�onecznych. Tymczasem pracowa� zwykle na �wie�ym powietrzu, co
zdecydowanie nie s�u�y�o jego wra�liwej cerze. Oba policzki oraz cz�� szyi wiecznie
pokrywa�y r�owawe p�cherze, kt�re albo zakleja� plastrem, albo te� smarowa� bia�� ma�ci�.
Twarz ch�opca by�a przewa�nie opuchni�ta i przez to zdeformowana. �adna ze stosowanych
kuracji nie przynosi�a wyra�nej poprawy. Mog�am si� tylko domy�la�, jak bardzo cierpi przez
chorob�, a tak�e z powodu swego wygl�du. Dlatego zdecydowa�am si� nam�wi� przyjaci�,
�eby zgodzili si� przyj�� go do paczki. Grim okaza� si� �wietnym kumplem. Najwi�ksz� jego
zalet� by� zdrowy rozs�dek, kt�rego nam na og� brakowa�o.
Nie potrafi� powiedzie�, jak ocenia� nas Grim, jak odbiera� nasze zwariowane,
dziecinne pomys�y. Nigdy jednak nie opuszcza� wsp�lnych spotka� i bez sprzeciwu wyr�cza�
nas we wszystkich ci�szych czynno�ciach. Podziwiali�my jego si��, a jemu wyra�nie
sprawia�o to przyjemno��.
W sza�asie co chwila kto� podsuwa� kolejn� gro�nie brzmi�c� propozycj� nazwy dla
naszej grupy. Jako� szybko mnie to znudzi�o. Wygramoli�am si� na zewn�trz i siad�am obok
Grima. Przez chwil� milczeli�my, wpatruj�c si� w ponury las. Powoli zapada� zmrok.
- Przera�a mnie ten las - powiedzia�am. - Za nic nie da�abym si� nam�wi� na spacer w
pojedynk�.
- A wiesz, �e ja te� nie lubi� lasu. Zaraz si� w nim gubi� i trac� orientacj�. Czasami a�
serce podchodzi mi do gard�a i mam ochot� krzycze� ze strachu. Tam, sk�d pochodz�, okolica
wygl�da zupe�nie inaczej. Uwielbiam bezkresne przestrzenie, ci�gn�ce si� kilometrami.
Powinna� wybra� si� kiedy� ze mn� do Finmarku. Tamtejsza przyroda na pewno zrobi�aby na
tobie wra�enie.
- Do Finmarku... - powt�rzy�am w rozmarzeniu. - To mog�oby by� ciekawe. T�sknisz
za rodzinnymi stronami?
- I tak, i nie. Jasne, �e troch� mi brak tamtego domu, ale za to tutaj zyska�em
przyjaci�.
Ostatnie zdanie wypowiedzia� przyciszonym g�osem. Przedtem nigdy nie przyznawa�
si� do samotno�ci. By�am szcz�liwa, �e obdarzy� mnie takim zaufaniem. Zreszt� z
wzajemno�ci�.
Nigdy bym si� nie zdecydowa�a przesiadywa� godzinami na tym pustkowiu do p�na
w noc gdyby nie Grim. To jego obecno�� wszystko zmienia�a: by� dla mnie podpor�, przy nim
nie ba�am si� niczego. Gdy znajdowa� si� w pobli�u, czu�am si� bezpieczna i spokojna.
Lubi�am go, mieli�my podobne zainteresowania i zbli�one pogl�dy na wiele spraw.
Teraz jednak wci�� powraca�a troska o los przyjaci�. Co b�dzie z nami wszystkimi,
gdy w domu kapitana pojawi si� znienawidzona macocha? Wiedzia�am, �e to w�a�nie Grim
bardziej ni� inni odczu� nieprzychylno�� i k��liwy j�zyk Lilly Bakkelund. Erik opowiada�
nam, jak kiedy� w ich domu zjawi� si� Grim, przynosz�c �wie�e warzywa. Ch�opca przys�a�
jego ojciec, kt�ry dzier�awi� ziemi� kapitana Moe. W tym czasie panna Bakkelund
przygotowywa�a w kuchni posi�ek. Gdy dostrzeg�a Grima, gwa�townie wyrwa�a mu paczk� z
r�k i sykn�a z w�ciek�o�ci�: �Powiedz swojemu ojcu, �eby na przysz�o�� przysy�a� do nas
kogo� innego! Jak ty wygl�dasz! Kto to widzia�, �eby tak si� ludziom pokazywa� na oczy!�
Od tej pory Grim ani my�la� przekracza� progu domu kapitana.
- Ty te� jej nie lubisz, co? - zapyta�am ostro�nie.
Od razu wiedzia�, kogo mam na my�li.
- Jasne, �e nie lubi�!
- A co wed�ug ciebie powinni�my zrobi�?
- Nic. To zupe�nie nie ma sensu. Takie osoby zawsze b�d� g�r�, zawsze sobie poradz�.
Westchn�am zmartwiona, po czym wr�ci�am do wn�trza sza�asu.
- Ju� si� zdecydowali�my - powiedzia� Erik.
- Tak szybko? I co wymy�lili�cie?
- �M�ciciele�.
Pozostali z aprobat� pokiwali g�owami.
Arnstein wyci�gn�� z kieszeni notatnik, po czym przetar� okulary.
- A teraz cisza! - rzek� z powag�. - S�ucham waszych propozycji. Na pocz�tek Terje!
- Wrzu�my j� do wrz�cego oleju - zaproponowa� zaskoczony nag�ym pytaniem
ch�opiec.
- Nie wyg�upiaj si�! Nast�pny. Erik, co ty o tym s�dzisz?
- Najch�tniej zakneblowa�bym j� i zakopa� po szyj� w piachu - odpar� w zamy�leniu
zapytany. - Zasypywa�bym bab� powolutku, a� po sam czubek g�owy.
Arnstein notowa� skrupulatnie. Teraz przysz�a kolej na mnie.
- Nie jestem a� tak ��dna krwi, jak wy. Uwa�am, �e nale�y jej si� co�
kompromituj�cego. Gdyby na przyk�ad na oczach ludzi przed niedzieln� msz� zsun�a jej si�
sp�dnica?
- Brawo, Kari! To mi si� podoba! - krzykn�a rozbawiona Inger.
- A ty, Arnstein, co by� zrobi�? - zapyta�am pewnie, dumna z pochwa�y kole�anki.
Arnstein odczeka� chwil�.
- Trucizna! - odpar� zdecydowanie. - Trucizna o wyd�u�onym czasie dzia�ania,
wywo�uj�ca m�czarnie. My�l�, �e to �wietny pomys�. Niech ma za swoje!
- Ch�opaki, chyba ca�kiem postradali�cie rozum! - rzuci�a z dezaprobat� Inger. -
Wszyscy wiedz�, �e �le jej �yczycie, ale �eby co� podobnego chodzi�o wam po g�owach?
Takiej j�dzy mo�na chyba inaczej utrze� nosa!
- Jak na przyk�ad? - zapyta� dotkni�ty do �ywego Arnstein.
Inger wyprostowa�a si�.
- Wiemy, �e ma chrapk� na pieni�dze kapitana. Proponuj�, �eby j� uprzedzi�.
- Zwariowa�a�? Jak to zrobisz? - wykrzykn�� Erik.
- Nie s�dzisz, �e mnie by si� powiod�o? Przecie� wiem dobrze, jak tw�j ojciec mnie
lubi.
- No... no tak, ale ty masz dopiero pi�tna�cie lat!
Inger wci�� si� u�miecha�a, zerkaj�c kokieteryjnie spod p�przymkni�tych powiek.
- Ju� prawie szesna�cie. A poza tym mog� poczeka�.
- Ale ja nie mog�! Musz� szybko co� z ni� zrobi�! - upiera� si� Erik.
Nagle Terje uderzy� pi�ci� w w�t�� �cian�. Za moim ko�nierzem wyl�dowa�a k�pka
suchego igliwia.
- Mam! - wykrzykn�� uradowany. - �e te� wcze�niej na to nie wpad�em! Alrauna!
Zdob�dziemy alraun� i z jej pomoc� rzucimy na pann� Bakkelund z�y urok!
Arnstein wzruszy� pogardliwie ramionami.
- To mo�e nam jeszcze powiesz, gdzie znale�� owo czarodziejskie ziele? - zapyta�.
Terje pochyli� si� do przodu w obawie, �e mo�e go us�ysze� kto� niepowo�any.
- Na Wzg�rzu Szubienic - wyszepta� z rozpalonymi z emocji policzkami. - W
czwartkow� noc, przy pe�ni ksi�yca. Wyobra�cie sobie, �e alrauna podobno krzyczy, gdy
wyrywa si� j� z ziemi!
- Tak, na pewno - westchn�� Arnstein. - Zapisz� ten pomys� przy twoim imieniu, bo
niczego m�drzejszego si� od ciebie nie spodziewam. Grim, a ty?
- Moja propozycja jest niestety nie do zrealizowania - odpar� osiemnastolatek. - Ale w
ko�cu mog� si� z wami podzieli� pomys�em. W ka�dym razie �yczy�bym jej tego z ca�ego
serca. Chcia�bym, �eby cierpia�a - powiedzia�. - Przywi�za�bym j� do drzewa albo do ska�y,
jak Prometeusza. Niech s�o�ce pali jej sk�r� dot�d, a� nikt nie rozpozna ju� dawnych rys�w.
W chatce zapad�a grobowa cisza. Byli�my poruszeni do �ywego. Dopiero teraz
poj�li�my, jak wielk� nienawi�� Grim �ywi� do panny Bakkelund.
Wreszcie Grethe przerwa�a milczenie.
- Mam powy�ej uszu waszych dziecinnych pomys��w. Ja wola�abym st�d uciec.
Gdyby tak zapa�� si� pod ziemi�...
- Wygl�da na to, �e mog� ju� zamkn�� list�. Teraz przyst�pujemy do g�osowania -
powiedzia� rezolutnie Arnstein, nie zwracaj�c uwagi na kiepski nastr�j panuj�cy w�r�d
zebranych.
Nagle Grim podni�s� si� ze swojego miejsca i znikn�� w ciemno�ci. Po chwili zza
�ciany da� si� s�ysze� jego rozz�oszczony g�os: �A, tu ci� mam, �obuzie�, po czym we wn�trzu
sza�asu pojawi� si� wepchni�ty do �rodka zaskoczony Oskar.
- Ach, wi�c tutaj zbieraj� si� przedszkolaki! Przypuszczam, �e znowu omawiali�cie
problem mojej ukochanej cioteczki?
Rozsiad� si� wygodnie na pod�odze i przygl�da� si� nam z wy�szo�ci�.
- Jak d�ugo pods�uchiwa�e�? - zapyta� ostro Erik.
- Hm... powiedzmy, �e s�ysza�em... - Oskar zerkn�� w stron� Arnsteina ze z�o�liwym
u�mieszkiem na ustach - o pewnej li�cie. Daj popatrze�!
I b�yskawicznie si�gn�� po notatnik, kt�ry zaskoczony Arnstein wci�� trzyma� w d�oni.
Jednak jeszcze szybszy okaza� si� Terje. W ostatniej chwili uda�o mu si� wyrwa� z
notatnika kartk� z makabrycznymi propozycjami unicestwienia panny Lilly. Jak przysta�o na
prawdziwego mi�o�nika krymina��w, w okamgnieniu wepchn�� zwitek do ust i, cho� nie bez
trudno�ci, po�kn�� go. Zapanowa�o ponure milczenie. Odnosili�my wra�enie, �e wr�g z obozu
przeciwnika ograbi� nas z g��boko skrywanej tajemnicy.
Nigdy nie lubi�am Oskara. Mia� siedemna�cie lat, by� niezwykle przystojny i potrafi�
to znakomicie wykorzysta�. Drwi� z nas na ka�dym kroku. Chyba tylko Inger imponowa�a
jego nonszalancja i wynios�y spos�b bycia, ale nie dawa�a tego po sobie pozna�. Jedynie od
czasu do czasu, ukradkiem, rzuca�a ch�opakowi kokieteryjne spojrzenia.
Oskar wybuchn�� gromkim �miechem.
- Ale was zatka�o! No, czas na mnie. �egnajcie, ma�olaty, sp�ywam. Niedobry Oskar
zaraz wszystko wypapla znienawidzonej przez was ciotuni!
Oddali� si� bez s�owa po�egnania z naszej strony. W ko�cu Erik podni�s� si� z trudem,
zesztywnia�y po d�ugim siedzeniu w tej samej pozycji, po czym rzuci� kr�tko:
- Zemsta!
- Zemsta - powt�rzyli�my jak jeden m��.
Arnstein bez trudu odtworzy� wszystkie dotychczasowe propozycje, po czym poda�
kolejn� zapisan� kartk� ka�demu z nas do przejrzenia.
Wszystkie propozycje przyprawia�y mnie o ciarki na plecach.
1. Zwi�za�, zakopa� po szyj� w piachu i powolutku ca�kiem zasypa� (Erik).
2. Wystawi� na po�miewisko na oczach mieszka�c�w (Kari).
3. Poda� trucizn�, kt�ra wywo�uje d�ugie cierpienie (Arnstein).
4. Poderwa� kapitana Moe (Inger).
5. Rzuci� urok - alrauna (Terje. Kompletny idiotyzm!).
6. Wystawi� na d�ugotrwa�e dzia�anie s�o�ca (Grim).
7. Da� sobie spok�j i zapa�� si� pod ziemi� (Grethe).
Propozycja Grethe zamyka�a list�.
- Nast�pnym razem jeszcze nad tym popracujemy - podsumowa� Arnstein. - Teraz
chyba czas wraca�, bo w domu jeszcze gotowi zg�osi� nasze zagini�cie na policj�. Zrobi�o si�
bardzo p�no.
Ukry� list� w k�cie, g��boko w ziemi, przysypa� igliwiem i przy�o�y� kamieniem.
Ale nast�pnego razu ju� nie by�o. Rozpocz�� si� rok szkolny, kilkoro z nas wyjecha�o
do miasta w poszukiwaniu pracy, inni zaj�li si� nauk�. Dziecinne spotkania przesta�y nam
imponowa�.
Lista z propozycjami pozbycia si� panny Bakkelund, zapomniana przez wszystkich,
przele�a�a w ukryciu blisko siedem lat. Ale pewnego dnia, zupe�nie niespodziewanie, zacz�y
dzia� si� rzeczy, kt�re a� nazbyt przypomina�y, to, co przed wieloma laty zaplanowa�a grupka
zwariowanych nastolatk�w. Dopiero wtedy nasze niem�dre pomys�y objawi�y si� w ca�ej
swej grozie.
- Pani nazwisko?
M�g�by si� cho� raz odwr�ci�! Co za profil! Chyba nigdy przedtem nie widzia�am
m�czyzny o tak regularnych rysach! Delikatne, a jednocze�nie bardzo m�skie. G�ste,
miedzianobr�zowe w�osy uk�ada�y si� w grzywk�, opadaj�c swawolnie na wysokie czo�o.
Zapragn�am zobaczy� jego twarz z bliska, ale on wida� nie czyta� w moich my�lach, bo
nadal w skupieniu wertowa� stert� list�w. Gdyby cho� zerkn�� w moj� stron� przez moment,
prosi�am w duchu.
- Prosz� pani, jak si� pani nazywa? - powt�rzy� zniecierpliwiony urz�dnik.
Dopiero teraz zorientowa�am si�, �e to do mnie kto� si� zwraca.
- Kari - odpar�am w roztargnieniu, nie spuszczaj�c oczu z przystojnego m�czyzny
stoj�cego przy okienku nadawczym.
Tym razem jednak pracownik biura rzeczy znalezionych straci� cierpliwo�� i zapyta�
rozdra�nionym tonem:
- Kari, i to wszystko?
Wtedy wreszcie m�ody cz�owiek odwr�ci� si� w moj� stron�, zdumiony i rozbawiony
sytuacj�, kt�ra wytworzy�a si� przy moim okienku. W jednej chwili zaczerwieni�am si� po
uszy i czym pr�dzej skierowa�am wzrok na wypytuj�cego mnie pana.
- Przepraszam. Nazywam si� Kari Land.
- W porz�dku, wszystko si� zgadza. Oto pani zguba. I prosz� na przysz�o�� lepiej
pilnowa� swoich rzeczy. Nie ma pani poj�cia, co ludzie zostawiaj� w poci�gach.
- Bardzo panu dzi�kuj�.
Schwyci�am swoj� torb� i jak wicher wypad�am z budynku stacji. Co za wstyd! Taki
przystojniak, �e wprost nie mog�am oderwa� od niego oczu. Nigdy wcze�niej nic podobnego
mi si� nie zdarzy�o. Czy�by to jakie� zrz�dzenie losu? Czy jeszcze kiedy� spotkam tego
poci�gaj�cego faceta?
Nied�ugo jednak trapi�am si� t� spraw�. Wiosenne s�o�ce przyjemnie przygrzewa�o, a
ja spr�ystym krokiem przemierza�am znajome ulice. Wraca�am do domu po siedmiu d�ugich,
wype�nionych prac� i nauk� latach. Ogromnie t�skni�am za domem i rodzin�, tote� z rado�ci�
wita�am swoje ukochane strony.
Min�am budynki stacyjne i znalaz�am si� na otwartej przestrzeni. Dopiero teraz, gdy
zabudowania si� sko�czy�y, poczu�am przejmuj�cy wiatr. By� pocz�tek kwietnia i panowa�a
typowa dla tego miesi�ca aura. Walizki zacz�y mi ci��y�, a palce sztywnia�y z zimna. Droga
wiod�a teraz wzd�u� podn�y wzniesienia poro�ni�tego wysokimi sosnami, przys�aniaj�cymi
okoliczne bagniska. W najwy�szym punkcie miasteczka zza drzew wy�ania� si� budynek
szpitala, w kt�rego oknach rozb�yskiwa�y dziesi�tki male�kich �wiate�ek. Poni�ej znajdowa�
si� ko�ci� z wysok� wie��, a dalej, na przestrzeni kilkunastu hektar�w, ci�gn�o si�
gospodarstwo kapitana Moe. Dwa domy dalej znajdowa�a si� nasza posesja.
Przyspieszy�am kroku, gdy� jak najszybciej zapragn�am spotka� si� z rodzicami.
Wprawdzie nie uprzedzi�am ani mamy, ani ojca o swoim przyje�dzie, ale wiedzia�am, �e s� w
domu i z pewno�ci� uciesz� si� z tak niespodziewanego go�cia.
Jak ju� wspomnia�am, w stolicy sp�dzi�am blisko siedem lat. Przez pierwsze trzy lata
pracowa�am, a potem rozpocz�am studia. Nie by�am jednak zachwycona wybranym
kierunkiem, przenios�am si� na inny wydzia�, kt�ry te� nie bardzo mi odpowiada�. W ko�cu
zdecydowa�am si� porzuci� nauk�, nigdy bowiem nie nale�a�am do najpilniejszych uczennic,
a ponadto nieustannie t�skni�am za domem.
W tym czasie zerwa�am kontakt z wi�kszo�ci� przyjaci� z paczki. Wprawdzie
kilkakrotnie przyje�d�a�am w odwiedziny i spotyka�am si� z Erikiem lub z Grimem, ale
pozosta�� czw�rk� straci�am zupe�nie z oczu.
Nied�ugo po naszym ostatnim spotkaniu w sza�asie odby� si� �lub kapitana Moe i
panny Lilly Bakkelund. Na uroczysto�ci zabrak�o Grethe, kt�ra zdecydowanie odm�wi�a
uczestnictwa w tej rodzinnej imprezie. Grethe pozosta�a w domu jeszcze tylko przez rok.
Potem jej gro�by o znikni�ciu nieoczekiwanie si� spe�ni�y. Po jednej z karczemnych awantur
dziewczyna po prostu uciek�a. Na pocz�tku pisywa�a do mnie i nawet spotka�y�my si� kilka
razy w stolicy. Grethe zatrudni�a si� jako sekretarka w biurze, potem jaki� czas pracowa�a
jako salowa w szpitalu, nast�pnie jako opiekunka do dzieci, ale nigdzie nie potrafi�a zagrza�
miejsca. Pisywa�a do mnie rzadko, donosz�c o sprzeczkach z macoch�, w jakie wdawa� si�
Erik. Potem s�uch o Grethe zagin��. Jej brat Erik twierdzi�, �e wyjecha�a do Sztokholmu, ale
okaza�o si� wkr�tce, �e to tylko jego domys�y.
Inger zosta�a ekspedientk� w sklepie w s�siedniej miejscowo�ci, gdy� bardzo chcia�a
si� usamodzielni�. Cz�sto widywano j� w towarzystwie ch�opc�w i mawiano, �e zmienia
narzeczonych jak r�kawiczki. Arnstein zda� matur� z doskona�ymi ocenami, w
przeciwie�stwie do m�odszego brata, Terjego. Jemu z pewnymi perturbacjami w ko�cu tak�e
uda�o si� prze�lizgn�� przez cztery lata szko�y �redniej. Obaj podobno dostali si� na studia,
ale nie mia�am poj�cia, jakie kierunki wybrali.
Erik nie wyjecha� z miasteczka. Poniewa� zawsze narzeka� na s�abe zdrowie, nie
podj�� �adnej pracy. R�wnie� Grim pozosta� razem z ojcem na gospodarce. Obaj ch�opcy
bardzo si� ze sob� z�yli. Erik niemal ca�e dnie, zw�aszcza zim�, sp�dza� w domu Grima, bo
tam, jak mawia�, �ycie toczy�o si� normalnie i by�o pe�ne harmonii. Matka Grima, mi�a i
prostolinijna Finka, darzy�a Erika szczeg�ln� sympati�. Nazywa�a go swoim m�odszym
synem i nie sk�pi�a serdeczno�ci i ciep�a. Gdy odwiedza�am rodzic�w, spotykali�my si�
najcz�ciej we tr�jk�, o ile oczywi�cie Grim nie by� zaj�ty w gospodarstwie. Cz�sto
chodzili�my na pla�� lub do kina. Pisywa�am do nich r�wnie� z Oslo. Erik rzadko
odpowiada�, cho� na samym pocz�tku dostawa�am od niego dwa lub trzy listy tygodniowo.
Jednak z czasem widocznie go to znudzi�o i tylko sporadycznie przysy�a� mi kartki.
Z przyjemno�ci� korespondowa�am z Grimem. Ja wysy�a�am do niego d�ugie relacje o
tym, co dzieje si� w stolicy, czym si� w danej chwili zajmuj�, czego ucz�, opisywa�am z
entuzjazmem swoje przysz�e plany, ale te� potrafi�am �ali� si� z powodu ogarniaj�cej mnie
nudy. Listy Grima by�y kr�tkie, ale tre�ciwe. Opowiada� o zmianach w gospodarstwie, swoich
ukochanych zwierz�tach i niezmiennie, niezale�nie od nastroju mego listu, ko�czy�
stwierdzeniem: �Je�li nie podoba ci si� w mie�cie, wracaj�.
Ostatecznie to kartka od Erika sk�oni�a mnie do podj�cia decyzji o powrocie. Erik
napisa� po prostu: �Kari, b�agam, przyjed�!�
W�a�nie uko�czy�am dwadzie�cia lat.
Korony sosen rzuca�y na ziemi� cienie, kt�re miesza�y si� z promykami s�o�ca,
tworz�c pi�kn� mozaik� na brunatnej, pokrytej igliwiem i poszarza�ymi resztkami �niegu
drodze. Z mrowiska leniwie wype�z�o kilka mr�wek, tak jakby my�la�y, �e ju� nadchodzi
wiosna.
- Jeszcze nie czas - u�miechn�am si�. - Zmykajcie z powrotem i zakryjcie si� dobrze
pierzynk� z igie�ek.
Za plecami us�ysza�am pisk hamulc�w, po czym obok zatrzyma� si� samoch�d
dostawczy. Siedz�cy w nim m�ody m�czyzna otworzy� drzwi i zawo�a� weso�o:
- Halo! Zapraszam do �rodka!
G�os wyda� mi si� znajomy. Wielkie nieba! Przecie� to Grim we w�asnej osobie. Ale
jak on si� zmieni�! Z sympatycznej i szczerej twarzy patrzy�y na mnie sko�ne, ciemnoszare
oczy. G�adkie, opalone policzki nosi�y ledwie dostrzegalne blizny po dawnych ranach.
- Grim, to ty? - ucieszy�am si�.
- Czy�by� mnie nie pozna�a? - za�mia� si�, ruszaj�c.
- No, nie bardzo. Pami�taj, �e widzia�am ci� zawsze oblepionego plastrami i czym�
wysmarowanego.
- Na szcz�cie nauka idzie do przodu. Od tamtej pory wynale�li kilka nowych ma�ci
na moje dolegliwo�ci i teraz mo�esz si� przekona�, czy s� skuteczne.
- Grim, wygl�dasz rewelacyjnie! Tak si� ciesz� - powiedzia�am ciep�o. - Przystojniak
z ciebie. Dopiero teraz dostrzegam w twojej twarzy fi�skie rysy i wyra�ne podobie�stwo do
mamy. Od razu wida�, �e z ciebie prawdziwy cz�owiek P�nocy.
- No, m�j tata pochodzi z samego po�udnia Norwegii.
- Wci�� nie mog� si� nadziwi�, �e to ty. Otaczaj� ci� teraz pewnie t�umy wielbicielek?
Grim si� u�miechn��.
- No, nie przesadzaj z tymi komplementami, Kari. Dobrze wiem, ze moje rzadko
nadawane imi� doskonale do mnie pasuje .
Nie wytrzyma�am:
- Zgoda, jeste� brzydki jak troll. Teraz zadowolony?
Mrugn�� do mnie zaczepnie.
- Nie. M�w mi, prosz�, ci�gle, jaki ze mnie przystojny go��. W ko�cu mo�e w to
uwierz�.
Roze�mia�am si�. Dobrze mi by�o w jego towarzystwie. Zda�am sobie spraw�, �e
przez minione lata naprawd� brakowa�o mi jego humoru, serdeczno�ci, ciep�a. Szybko
dostrzeg�am jednak, �e Grim zmieni� si� nie tylko z wygl�du. Sta� si� du�o pewniejszy,
swobodniejszy, ale jednocze�nie wyczuwa�am mi�dzy nami jaki� niewidzialny mur. Nie
wiedzia�am, jak sobie z tym poradzi�.
Skr�cili�my w dr�k� prowadz�c� do naszego domu.
- A co s�ycha� u was? - zapyta�am.
- Nie najlepiej - odpar� niech�tnie.
- Jak to, co ty m�wisz?
- Nie denerwuj si�. U mnie w porz�dku. Mam na my�li rodzin� Moe.
- Ostatnio dosta�am od Erika kartk�. Wyda�a mi si� niepokoj�ca, dlatego tu jestem.
Ale chyba nie sta�o si� nic z�ego?
Grim zerkn�� na mnie ukradkiem.
- Z Erikiem nie, ale... - Grim przerwa� na chwil�, po czym rzek� z powag�: - Jutro jest
pogrzeb kapitana.
- Kapitan nie �yje? Co si� sta�o?
- Podobno zmar� na zawa� - wyja�ni� kr�tko.
Umilk�am. Ta tragiczna wiadomo�� spad�a na mnie jak grom z jasnego nieba.
Tymczasem dojechali�my na miejsce i Grim zatrzyma� w�z na podje�dzie.
- No, Kari, jeste� w domu.
- Dzi�kuj�. Spotkamy si� p�niej? Chcia�abym z tob� porozmawia�.
- Jak d�ugo zostaniesz z nami?
U�miechn�am si� z zadowoleniem.
- Nie zamierzam wyje�d�a�. Zostaj� na dobre, Grim.
Odwr�ci� si� nagle i szybko wsiad� do samochodu. Bez s�owa skin�� mi na po�egnanie
g�ow� i zatrzasn�� drzwi, po czym wycofa� samoch�d i odjecha�.
U�miech zastyg� mi na ustach. Nie mog�am oprze� si� wra�eniu, �e mojego
najlepszego kolegi tym razem nie ucieszy� m�j powr�t do domu.
ROZDZIA� II
Tego dnia nic mi si� nie uk�ada�o, cho� mia� to by� dzie� naprawd� szcz�liwy.
Najpierw najad�am si� wstydu na stacji, a potem Grim tak niegrzecznie mnie potraktowa�.
Postanowi�am jednak otrz�sn�� si� z przygn�bienia. Poprawi�am w�osy, rozejrza�am
si� dooko�a i z lubo�ci� wci�gn�am rze�kie kwietniowe powietrze. Ze wszystkich miejsc na
ziemi najbardziej kocha�am moje rodzinne miasteczko, ?smoen. Wok� rozpo�ciera� si�
malowniczy krajobraz, kt�rego widok zwykle dodawa� mi si�.
Po gor�cym przyj�ciu, jakie zgotowali mi w domu rodzice, zapomnia�am o troskach.
Wkr�tce w pokoju go�cinnym mama nakry�a do sto�u. Promienie s�oneczne jakby
mimochodem zagl�da�y do okien, rzucaj�c na obrus b��kitnor�owe cienie. Rodzice, cho� nie
byli zachwyceni tym, �e przerwa�am studia, nie robili mi z tego powodu wyrzut�w. Mama
ubolewa�a, �e schud�am, ale chwali�a mnie za elegancki ubi�r. Tata by� po prostu w si�dmym
niebie, cieszy� si�, �e wreszcie jestem w domu.
Wypytywali mnie o najdrobniejsze szczeg�y, a ja ch�tnie o wszystkim opowiada�am.
Na koniec zapyta�am:
- Czy to prawda, co m�wi� Grim, �e kapitan Moe nie �yje?
Mama spu�ci�a ze smutkiem wzrok.
- Wi�c i ty ju� wiesz. Pan Moe zmar� w poniedzia�ek. Nie chcia�am ci� denerwowa�.
- Opowiedz, co si� sta�o?
Mama zwleka�a z odpowiedzi�.
- W�a�ciwie nie bardzo jest co opowiada�. Rodzina znalaz�a go martwego nad ranem
w ��ku. Lekarz potwierdzi�, �e to zawa�. Chocia�...
- Chocia� co? - spyta�am zaciekawiona.
- No, nie wiem. Sta�o si� to tak nagle i akurat w takim momencie...
- Anno! - ostrzeg� �on� pan Land.
Reakcja rodzic�w zaskoczy�a mnie, ale poniewa� nic wi�cej nie chcieli mi na ten
temat powiedzie�, da�am za wygran�.
- Czy Erik bardzo prze�ywa �mier� ojca?
Tata westchn��.
- Tak mi si� wydaje - rzek�, po czym zaraz doda�: - Szkoda mi ch�opca, b�dzie si�
teraz sam z nimi m�czy�.
- A wi�c Olsenowie nadal u nich mieszkaj�?
- A i owszem - odpar� ojciec z gorycz�. - Mieszkaj�, mieszkaj� i wcale nie maj�
zamiaru si� wyprowadza�.
- A pan Olsen gdzie� pracuje?
- Hm - tata podrapa� si� po g�owie. - M�wi�, �e jest dyrektorem zak�adu, nale��cego
do kapitana Moe. Produkuj� tam cz�ci do maszyn i urz�dze�. Ale jaki tam z niego dyrektor!
Nic, tylko krzyczy i wydaje dyspozycje. Mam wra�enie, �e Moe nie m�g� wybra� sobie
gorszego zast�pcy. Olsenowi przewr�ci�o si� w g�owie, tyle zarabia w tym zak�adzie.
- A Oskar?
- Z niego te� niez�y gagatek - westchn�� ojciec.
Mog�am si� tego spodziewa�. Oskar zawsze robi� na mnie wra�enie spryciarza i
lawiranta, dlatego nigdy go nie lubi�am.
- Terje tak�e zjawi� si� w domu - powiedzia�a mama. - Odbywa teraz praktyk� w
biurze prokuratora pod bacznym okiem swojego wuja.
- Studiuje prawo. W�a�nie przyucza si� do zawodu - roze�mia� si� ojciec. - Ostatnio
widzia�em, jak wywija szczotk�, zamiataj�c pod�og�, poza tym od czasu do czasu biega do
sklepu po zakupy.
- A Arnstein?
- Arnstein to ju� zupe�nie doros�y m�czyzna. Od jesieni ma rozpocz�� prac� w
szkole. B�dzie uczy� matematyki i chyba jest bardzo przej�ty swoj� now� rol�. Podobno
studia uko�czy� z bardzo dobrymi wynikami.
- Wygl�da wi�c, �e tym razem wszyscy s� w domu! Powiedzcie mi jeszcze, co u
Inger. Czy nadal pracuje w sklepie?
- No, nie... Chyba po prostu pomaga mamie - odpar�a z wahaniem matka, po czym
szybko zmieni�a temat: - Kari, mo�e jeszcze kawy?
- Nie, mamo, dzi�kuj�. Opowiem wam teraz, co mi si� dzisiaj przytrafi�o na dworcu.
Wyobra�cie sobie, �e wpad� mi w oko pewien m�ody, wyj�tkowo przystojny m�czyzna.
Pierwszy raz go tu widz�, mo�e wy wiecie, kto to taki?
- Kari, dziecinko! My�lisz, �e znamy ka�dego, kto si� kr�ci w miasteczku? - spyta�
ojciec, u�miechaj�c si� pod nosem. - To pewnie jaki� turysta.
- Raczej nie s�dz�. Jest wysoki, ma miedzianobr�zowe kr�cone w�osy i ciemne oczy -
odpar�am z rozmarzeniem.
- Miedzianobr�zowe w�osy? - mama zastanawia�a si� chwil�. - Nie, chyba nikogo
takiego tutaj nie spotka�am. Nic innego nie zwr�ci�o twojej uwagi?
- Owszem, odbiera� z poczty pot�n� stert� korespondencji.
W tym momencie twarz mamy rozja�ni�a si� w u�miechu:
- A, je�li tak, to pewnie kto� ze szpitala. Tam ci�gle przyjmuj� do pracy nowych ludzi.
Mo�e jaki� lekarz.
Lekarz? Ca�kiem mo�liwe. I ju� zacz�am wyobra�a� sobie nieznajomego w bia�ym
kitlu. Usi�owa�am sobie przypomnie�, czy co� mi czasem nie dolega, ale jak na z�o�� by�am
zdrowa jak ryba. Pobyt w szpitalu z pewno�ci� mi nie grozi�.
- No trudno. Niech sobie b�dzie, kim chce. Wiecie, jak to jest ze mn�: nowa twarz
zawsze wpadnie mi w oko.
- W�a�nie, c�reczko - powiedzia� ojciec. - Naprawd� masz �wietny wzrok - doda�
nieco ironicznie.
Pogrozi�am mu palcem. Ojciec zawsze lubi� �artowa� i dlatego u nas w domu zwykle
panowa� weso�y nastr�j. Ojciec budzi� zaufanie ludzi; od razu by�o po nim wida�, �e to
pogodny i �yczliwy m�czyzna. Mama, skryta, cichutka i skromna, stanowi�a jego ca�kowite
przeciwie�stwo. By�a drobn�, lecz pe�n� uroku kobiet� o regularnych rysach. Do dzi�
zachowa�a urod�, cho� dawno przekroczy�a czterdziestk�. Tata twierdzi�, �e przed laty o
wzgl�dy mamy ubiegali si� niemal wszyscy ch�opcy z okolicznych miasteczek. Zawsze
�udzi�am si�, �e odziedzicz� po niej delikatne rysy. Niestety, cho� moi przyjaciele cz�sto
chwalili mnie za r�ne zdolno�ci, to nigdy nie us�ysza�am, �e jestem �adna. Taki ju�, wida�,
m�j los.
Po popo�udniu zadzwoni�am do Erika. Bardzo ucieszy� si� na wie��, �e ju� jestem w
domu.
- Kari, jak to dobrze, �e przyjecha�a�!
Gdy z�o�y�am mu kondolencje z powodu �mierci ojca, us�ysza�am, �e zacz�� mu dr�e�
g�os.
- Jeste� nareszcie! Brakowa�o mi ciebie. Potrzebuj� kogo�, kto si� wreszcie za mn�
ujmie! Kari, chyba mog� na ciebie liczy�? Ju� d�u�ej nie znios� tej atmosfery. Dot�d
my�la�em, �e wszystko jest na dobrej drodze, �e si� jako� u�o�y, a tu nagle takie nieszcz�cie!
Zosta�em zupe�nie sam, Kari! Co ja mam...
Nagle przerwa�, po czym radykalnie zmieni� ton g�osu, teraz m�wi� zupe�nie
normalnie. Domy�li�am si�, �e kto� niespodziewanie wszed� do pokoju, z kt�rego
telefonowa�.
- Ach, tak? Kari, to �wietnie. Czy zostaniesz tym razem na d�u�ej?
- Zostaj� na sta�e. Chcia�abym si� dowiedzie�, czy uda�o si� wam odszuka� Grethe?
- Nie. Pytali�my wsz�dzie, ale ona jakby zapad�a si� pod ziemi�. Wczoraj nadali�my
nawet komunikat w radiu, wi�c mo�e gdzie� go us�yszy. Kari, przyjdziesz jutro na pogrzeb?
- Tak, naturalnie. Na pewno si� spotkamy.
- No to do zobaczenia. Fajnie, �e zadzwoni�a�.
I na tym rozmowa si� sko�czy�a.
Erik wyra�nie ukrywa� przed kim� swoje problemy. W jego g�osie wyczuwa�o si�
niepok�j. Wprawdzie nie raz popada� w z�y nastr�j, cz�sto miewa� chandr�, ale teraz
naprawd� sprawia� wra�enie bardzo przygn�bionego.
Po po�udniu wybra�am si� na spacer. Powiedzia�am rodzicom, �e musz� zaczerpn��
�wie�ego powietrza, ale swoje kroki od razu skierowa�am w stron� szpitala. Sz�o si� do niego
stromo pod g�r�, gdy� po�o�ony by� w najwy�szym w okolicy miejscu.
Raz po raz mija�am ogromne wyrwy, z kt�rych wielkie koparki wydoby�y wcze�niej
piasek. W oddali widzia�am wznosz�ce si� ku niebu d�wigi, kt�re wygl�da�y jak zapa�ki na
tle ��tawych �cian piaskowni. Zatrzyma�am si� na chwil� na skraju lasku, sk�d dochodzi�o
nastrojowe, melancholijne szemranie li�ci w koronach drzew. Z daleka us�ysza�am gwizd
oddalaj�cego si� poci�gu. Powoli nad okolic� zapada� zmrok. Przysiad�am na powalonym
przez wiosenn� wichur� pniu i poczu�am ogarniaj�cy mnie b�ogi spok�j.
Gdybym zachorowa�a na jak�� powa�n� chorob�, na przyk�ad na zapalenie p�uc, by�
mo�e mia�abym okazj� spotka� m�czyzn� o miedzianych w�osach. Szybko jednak
porzuci�am t� my�l. Przesiadywanie na zimnym, gdzieniegdzie pokrytym lodem drzewie
pr�dzej zap�dzi mnie z katarem do ��ka ni� do szpitala.
Zrobi�o si� p�no i czas by�o wraca� do domu. Nie czu�am si� zbyt pewnie w
ogarni�tych ciemno�ciami odludnych miejscach. Postanowi�am, �e nast�pnego dnia przyjd� tu
wcze�niej i rozejrz� si� po okolicy. Mo�e m�j idea� mieszka gdzie� w pobli�u? A mo�e
odwiedz� w szpitalu kogo� znajomego?
Nagle do moich uszu dolecia�y urywki czyjej� rozmowy.
Nieopodal, kilkana�cie metr�w od miejsca, gdzie przysiad�am, sz�o dwoje ludzi. By�o
ju� prawie ciemno, wi�c dostrzeg�am jedynie zarysy ich sylwetek. Jeden z g�os�w nale�a� do
kobiety, kt�ra m�wi�a szybko i z wyra�nym zaanga�owaniem. Nie wiedzia�am, czy druga
osoba to m�czyzna czy kobieta. Chcia�am powr�ci� do moich romantycznych roje�, gdy
nieoczekiwanie us�ysza�am znajome nazwisko - �Moe�, a w chwil� p�niej moje w�asne imi�.
Nadstawi�am uszu.
Co do pierwszego s�owa, by� mo�e przes�ysza�am si�, ale nie mia�am w�tpliwo�ci, �e
m�wiono o jakiej� Kari. Mo�e tych dwoje zauwa�y�o mnie w mroku. W�a�nie zamierza�am
si� podnie�� i wyj�� im naprzeciw, kiedy naraz skr�cili w drug� stron�.
Usi�owa�am wychwyci� sens rozmowy. Nie by�o to jednak proste, gdy� oboje
rozmawiali p�g�osem. Jednak po chwili us�ysza�am wyra�nie jedno z wypowiadanych przez
kobiet� zda�:
- Ale� ja by�am g�upia! Jak mog�am podejrzewa� ci� o co� takiego? Czy mo�esz mi to
wybaczy�?
Druga osoba odrzek�a co� niewyra�nie. Pomy�la�am, �e to pewnie para narzeczonych,
kt�rzy pok��cili si� ze sob�, a teraz chc� si� pogodzi�.
Naraz kobieta jeszcze bardziej zni�y�a g�os, a ja us�ysza�am jedynie kilka nie
zwi�zanych ze sob� s��w. Najpierw chyba �korytarz�, potem... o ile mnie s�uch nie zawi�d� -
�gospodarstwo�. Po raz drugi w rozmowie pojawi�o si� te� imi� Kari.
Ciekawi�o mnie, czy to o mnie sam� chodzi, cho� wydawa�o mi si� to ma�o
prawdopodobne. Przecie� wiele kobiet nosi to imi�. Poza tym mia�am wra�enie, �e g�os
kobiety jest mi sk�d� znany.
Para kontynuowa�a konwersacj�. Drugi rozm�wca sprawia� wra�enie obcokrajowca,
gdy� m�wi� wyra�nie z obcym akcentem. Ton jego g�osu by� nieprzyjemny, jakby
opryskliwy. Na koniec us�ysza�am jeszcze kilka urwanych zda� i nazw� jakiego� rosyjskiego
miasta. Wreszcie para ca�kiem si� oddali�a.
Przypadkiem pods�uchana rozmowa rozbudzi�a moj� ciekawo��. Mia�am ochot�
pobiec za nimi i zapyta�, czy to o mnie m�wili.
Dopiero teraz poczu�am przejmuj�ce zimno i zdecydowa�am, �e czas najwy�szy na
powr�t do domu.
Grim nie m�g� si� mnie widocznie doczeka�, bo gdy zjawi�am si� w domu, ju�
siedzia� rozparty w fotelu i �ywo dyskutowa� z moim tat�. I tym razem uderzy� mnie jego
nienaganny wygl�d: umyte i starannie przyczesane w�osy, elegancka koszula i idealnie
wyprasowane spodnie. Nigdy przedtem nie widzia�am go tak zadbanego. Tym razem zrobi�
na mnie ogromne wra�enie.
- D�ugo czeka�e�? - zapyta�am.
- Nie, przyszed�em dos�ownie przed paroma minutami.
Do pokoju wkroczy�a mama z tac� pe�n� ciasteczek oraz herbat�. Gdy wypili�my
herbat�, Grim zapyta�:
- Masz ochot� obejrze� zwierz�ta?
- Pewnie.
Od czasu gdy rozpocz�am studia w stolicy, tradycj� sta�y si� odwiedziny u Grima w
czasie moich kr�tkich pobyt�w w domu. Za ka�dym razem dokonywa�am �inspekcji� jego
gospodarstwa, a zw�aszcza zwierz�t.
W�o�y�am p�aszcz i oboje wyszli�my.
W drodze zapyta�am Grima ostro�nie:
- Mo�esz mi powiedzie�, co takiego dzieje si� u rodziny Moe?
- Co masz na my�li? - Grim by� wyra�nie zaskoczony.
- Ani ojciec, ani mama nie chc� mi nic powiedzie�, podejrzewam, �e co� przede mn�
ukrywaj�. Powiedz, o co chodzi? Nie chcesz chyba, �ebym s�ucha�a tutejszych plotek?
Grim nie odzywa� si� przez d�u�sz� chwil�, tak jakby zastanawia� si�, o czym
powinien mi opowiedzie�. Byli�my ju� przy jego oborze, gdy wi�c otworzy� szerokie wrota,
uderzy�o nas gor�ce, duszne powietrze. Skrzypni�cie zawias�w w starych drzwiach wzruszy�o
mnie, gdy� wywo�a�o mn�stwo ciep�ych wspomnie�. �ar�wki nie mia�y kloszy i �wieci�y
jaskrawym �wiat�em prosto w oczy.
Wreszcie Grim odezwa� si�:
- Pami�tasz nasze ostatnie spotkanie w sza�asie? Od tamtej pory min�o ju� chyba z
sze��, siedem lat.
- Owszem. Uk�adali�my wtedy plan zemsty na pannie Lilly.
- Zgadza si�. Przypominasz sobie, jaki by� pomys� Inger?
- Jasne. Chcia�a uwie�� kapitana Moe.
- No w�a�nie. I to jej si� uda�o.
- Co? Co ty m�wisz, to niemo�liwe!
- A jednak. Kapitan Moe postanowi� rozwie�� si� z �on� i o�eni� z Inger Nilsen.
By�am zaszokowana t� wiadomo�ci�.
- Ale... przecie� on jest... by� chyba ze dwa razy starszy od niej? Jak ona sobie to
wyobra�a�a?
Grim spojrza� na mnie takim wzrokiem, �e ciarki przesz�y mi po plecach. Teraz
rzeczywi�cie przypomina� nieprzyjaznego trolla.
- Nie wiem, Kari. Ale my�l�, �e nie traktowa�a tego zwi�zku zbyt powa�nie. Chcia�a
przede wszystkim odegra� si� na Lilly, kt�ra nigdy nie kry�a niech�ci do Inger. Cz�sto by�a
dla niej nieprzyjemna, przygadywa�a jej, wytyka�a lekkomy�lno�� i z�y charakter.
- No tak, ale... Czy to znaczy, �e dwoje z nas potraktowa�o te dziecinne pomys�y
powa�nie? Najpierw Grethe, kt�ra zapad�a si� pod ziemi�, a teraz znowu Inger. Wiesz,
dopiero teraz rozumiem, co mia�a na my�li moja mama - doda�am cicho.
Grim spojrza� na mnie pytaj�cym wzrokiem, wi�c wyja�ni�am:
- Mam� zdziwi�a tak niespodziewana �mier� kapitana Moe. A tymczasem jest ona
w�a�ciwie na r�k� domownikom.
- Masz racj�. To dziwny zbieg okoliczno�ci - powiedzia�, a w jego ciemnoszarych
oczach pojawi� si� ponury cie�.
Co za zimnica! W tak� pogod� w og�le nie ma po co wychodzi� z domu, pomy�la�am
i otuli�am si� szczelniej p�aszczem. Przenikliwy kwietniowy wiatr dokuczliwie rozwiewa�
po�y mojego okrycia i z minuty na minut� coraz bardziej dawa� mi si� we znaki.
Mimo tej niesprzyjaj�cej pogody dostrzega�am ca�e pi�kno moich rodzinnych stron.
�nieg wci�� cz�ciowo zalega� na rozleg�ych polach, tworz�c bia�e plamy. Strzeliste topole i
r�wnie smuk�a wie�a miejscowego ko�ci�ka rysowa�y si� wyra�nie na tle
granatowofioletowego nieba. R�wnie� wiecznie zielone, porastaj�ce zbocza �wierki i sosny
pi�knie komponowa�y si� z przer�nymi odcieniami b��kitu i granatu. Przytulone do muru
cmentarnego korony d�b�w szele�ci�y �agodnie wiosenn� ko�ysank�.
Tu� na przeciwko mnie, nad grobem kapitana Moe, w ciasnej grupce zebra�a si�
najbli�sza rodzina zmar�ego. Wdowa, wsparta na ramieniu swojego szwagra Andreasa,
szczelnie ukry�a twarz za czarn� woalk�. Obok sta�a ko�cista Molly Olsen, kt�r� troskliwie
obejmowa� Oskar. Ch�opak jak zwykle prezentowa� si� doskonale, cho� na jego twarzy
malowa�a si� powaga. Na ko�cu, zupe�nie osamotniony i przygn�biony, sta� Erik. Brakowa�o
jedynie siostry Erika, Grethe.
Uroczysto�� pogrzebow� zaplanowano z najdrobniejszymi szczeg�ami. W ostatniej
drodze kapitanowi towarzyszy�o bardzo wielu ludzi. W�r�d zgromadzonych dostrzeg�am
wielu oficer�w w eleganckich mundurach, by�a te� delegacja pracownik�w z zak�adu
kapitana Moe oraz kilku bogatych gospodarzy.
Orkiestra wojskowa w�a�nie zako�czy�a kolejn� pie�� i pastor rozpocz�� mow�
pogrzebow�. Szuka�am wzrokiem znajomych twarzy.
Wkr�tce zauwa�y�am dyrektora ze szko�y wraz z �on� - rodzic�w Arnsteina i Terjego.
Obok nich... czy�by? Czy ten m�ody m�czyzna to naprawd� Arnstein? Tak! To on, ale jaki
zmieniony! W pami�ci pozosta� mi wysoki chudzielec o du�ych stopach i w ma�ych
okularkach, a tymczasem mia�am przed sob� postawnego, pe�nego powagi m�czyzn�!
Dawna niepewno�� znikn�a zupe�nie z jego twarzy, ust�puj�c miejsca pe�nemu
zdecydowania spojrzeniu.
Stoj�cy obok Terje du�o bardziej przypomina� siebie sprzed kilku lat. By� �redniego
wzrostu, ale sprawia� wra�enie wysportowanego. Wprost bi�a od niego energia i rado�� �ycia,
cho� uroczysto��, w kt�rej uczestniczy�, do tego nie nastraja�a.
Po lewej r�ce Arnsteina sta�a wyj�tkowo powa�na Inger, kt�ra dzi� przywdzia�a
czarny str�j. W tej samej chwili r�wnie� i ona mnie dostrzeg�a i skin�a g�ow� na przywitanie.
Dalej sta�a jej matka uczesana w kunsztowny kok. Inger odziedziczy�a wspaniale w�osy
w�a�nie po mamie i ku jej wielkiej rado�ci nie mia�a ochoty ich �cina�, cho� poza tym
wszystko zawsze robi�a na opak.
Ze zdumie