14949
Szczegóły |
Tytuł |
14949 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14949 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14949 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14949 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Thomas S. Kuhn
Struktura rewo ucj naukowych
Przełożyła Helena Ostromęcka Posłowie przełożyła Justyna Nowotniak
Podstawa przekładu:
The Structure ofScientific Revolutions
Third Edition
The University of Chicago Press
Chicago and London 1996
Licensed by the Univeristy of Chicago Press,
Chicago, Illinois, U.S.A. © 1962, 1966, 1970 by The Univeristy of Chicago.
Ali rights reserved © Copyright for the Polish translation
by Helena Ostromęcka and Justyna Nowotniak,
Warszawa 2001 © Copyright for the Polish edition
by Fundacja Aletheia, Warszawa 2001
Tytuł dotowany przez Ministerstwo Edukacji Narodowej
ISBN 83-87045-75-6
PRZEDMOWA
Niniejsza rozprawa jest pierwszą pełną publikacją zdającą sprawę z poglądów, do których doszedłem niemal piętnaście lat temu. Byłem wówczas dyplomantem wydziału fizyki teoretycznej i żywiłem nadzieję na szybką dysertację. Szczęśliwy pomysł poprowadzenia eksperymentalnego wykładu fizyki przeznaczonego dla osób nie zajmujących się naukami przyrodniczymi zrodził moje zainteresowania historią nauki. Ku memu zdziwieniu zapoznanie się z dawnymi teoriami i praktyką nauki radykalnie podważyło moje zasadnicze poglądy na jej istotę i przyczyny jej szczególnych sukcesów.
Poglądy te ukształtowane zostały zarówno przez moje wcześniejsze studia, jak przez uboczne zainteresowania filozofią nauki. Niezależnie od tych czy innych walorów pedagogicznych i abstrakcyjnej wiarygodności, nie pasowały one zupełnie do tego obrazu, który odsłoniły przede mną studia historyczne. Wobec tego jednak, że były one i są nadal podstawą niejednej dyskusji o nauce, wydawało mi się, że warto dokładniej prześledzić przyczyny, dla których przestały być adekwatne. W rezultacie moje plany zawodowe uległy zasad-
Struktura rewolucji naukowych
niczej zmianie. Moje zainteresowania przeniosły się z fizyki na historię nauki, by następnie od stosunkowo prostych problemów historycznych przesunąć się ku kwestiom bardziej filozoficznym, które uprzednio popchnęły mnie właśnie ku problematyce historycznej. Niniejsza rozprawa, jeśli nie liczyć kilku artykułów, jest moją pierwszą ogłoszoną drukiem pracą opartą na tych wczesnych koncepcjach. Jest ona w pewnej mierze próbą wyjaśnienia sobie samemu i moim przyjaciołom, jak to się stało, że odszedłem od nauki jako takiej, skupiając się na jej dziejach.
Pierwszą okazją do pogłębienia niektórych z poglądów, jakie niżej przedstawię, był trzyletni staż w charakterze Junior Fellow w Harvard Unive-rsity. Bez tego okresu swobody w układzie moich zajęć przerzucenie się do nowej dziedziny badań byłoby bez porównania trudniejsze, a może nawet nierealne. Część swego czasu w tych latach poświęciłem bezpośrednio historii nauki. W szczególności prowadziłem studia nad pismami Alexand-re'a Koyre oraz po raz pierwszy zetknąłem się z pismami Emile'a Meyersona, Helenę Metzger i Anneliese Maier1. Jaśniej niż większość współ-
1 Szczególny wpływ na rozwój moich poglądów wywarły prace: Alexandre Koyre, Etudes Galileennes, Paris 1939; Emile Meyerson, Identite et realite, Paris 1900; Helenę Metzger, Les doctrines chimiąues en France du debut du XVII" a la fin du XVIF siecle, Paris 1923; Helenę Metzger, Newton, Stahl, Boerhaave et la doctrine chimiąue, Paris 1930; Anneliese Maier, Die
Przedmowa
czesnych uczonych wykazali oni, na czym polegał naukowy sposób myślenia w okresie, w którym kanony myśli naukowej były zupełnie inne niż dzisiaj. Chociaż niektóre z ich historycznych interpretacji budzą we mnie coraz większe wątpliwości, to jednak gdy chodzi o kształtowanie się mych poglądów na to, czym może być historia nauki, te właśnie prace — łącznie z książką Wielki łańcuch bytu A.O. Lovejoya2 — zajęły miejsce czołowe, tuż za podstawowymi materiałami źródłowymi.
Równocześnie poświęcałem w owych latach wiele czasu zagadnieniom, które — pozornie nie związane z historią nauki — nasuwają jednak współczesnym badaczom problemy analogiczne do tych, jakie ongiś w niej właśnie dojrzałem. Przypadkowo napotkany odnośnik zwrócił moją uwagę na doświadczenia Jeana Piageta ukazujące różne wyobrażenia o świecie kształtujące się z wiekiem u dzieci oraz przechodzenie od jednego z nich do drugiego3. Jeden z kolegów namówił mnie do zapoznania się z pracami z dziedziny psychologii
Vorlaufer Galileis im 14. Jahrhundert. Studien zur Naturphilosophie der Spatscholastik, Rome 1949.
2 Arthur O. Lovejoy, Wielki łańcuch bytu, przeł.
A. Przybysławski, Warszawa 1999.
3 Szczególnie ważne wydały mi się dwa kierunki
przeprowadzonych przez Piageta doświadczeń, gdyż
ukazywały one pojęcia i procesy wynikające również
bezpośrednio z historii nauki. Zob. Jean Piaget, La
notion de causalite chez l'enfant, Paris 1923; tenże, Les
notions de mouvement et de vitesse chez l'enfant, Paris
1946.
Struktura rewolucji naukowych
percepcji, w szczególności psychologii postaci; inny wskazał mi spekulatywne rozważania B.L. Who-rfa nad wpływem języka na pogląd na świat; W.V.O. Quine wprowadził mnie w filozoficzne łamigłówki związane z rozróżnianiem twierdzeń analitycznych i syntetycznych4. Society of Fellows umożliwia prowadzenie takich właśnie nieuporządkowanych poszukiwań; tylko dzięki nim natknąć się mogłem na prawie nie znaną monografię Ludwika Flecka Entstehung und Entwicklung einer wissens-chaftlichen Tatsache (Bazylea 1935)5, antycypującą wiele moich własnych idei. Praca Flecka, tudzież uwagi Francisa X. Suttona (również stażysty na Harvardzie) uzmysłowiły mi, że idee te powinny zostać spożytkowane w socjologii społeczności naukowej. Chociaż czytelnik napotka w tekście odsyłacze do tych prac oraz do wspomnianych kontaktów osobistych, pragnę już tu podkreślić, że nie potrafię obecnie w pełni odtworzyć i należycie docenić, jak bardzo były one dla mnie inspirujące.
4 Od tego czasu prace Whorfa zostały zebrane przez
Johna G. Carrolla i wydane pt. Language, Thought, and
Reality. Selected Writings of Benjamin Lee Whorf, New
York 1956. Zob. Język, myśl i rzeczywistość, przeł.
T. Hołówka, Warszawa 1982. Willard V.O. Quine wy
łożył swoje poglądy w pracy Dwa dogmaty empiryzmu,
w: W.V.O. Quine, Z punktu widzenia logiki. Dziewięć
esejów logiczno-fdozoficznych, przeł. B. Stanosz, War
szawa 2000.
5 Zob. Ludwig Fleck, Powstanie i rozwój faktu nauko
wego. Wprowadzenie do nauki o stylu myślowym i kolek
tywie myślowym, przeł. M. Tuszkiewicz, Lublin 1986.
Przedmowa
W ostatnim roku mego stażu jako Junior Fellow zaproszono mnie do wygłoszenia wykładów w Lo-well Institute w Bostonie. Dało mi to pierwszą sposobność przedstawienia moich wciąż rozwijających się poglądów na naukę. Wynikiem było osiem publicznych wykładów pod tytułem The Quest for Physical Theory {W poszukiwaniu teorii fizycznej) wygłoszonych w marcu 1951 roku. W następnym roku zacząłem już wykładać historię nauki i przez prawie dziesięć lat problemy związane z nauczaniem tej dyscypliny, której nigdy nie studiowałem systematycznie, pozostawiały mi mało czasu na jasne sformułowanie pomysłów, od których zaczęło się moje nią zainteresowanie. Na szczęście, pomysły te zrodziły z czasem określone stanowiska i stały się zasadniczym kośćcem późniejszych wykładów. Winienem przeto podziękować studentom za to, że pozwolili mi wystawić na próbę moje poglądy i szukać odpowiedniego dla nich wyrazu. Miało to dla mnie nieocenione znaczenie. Te same problemy i to samo podejście łączą ze sobą pozornie odrębne prace, głównie o problematyce historycznej, które opublikowałem po moim stażu. Jedne dotyczą integralnej roli, jaką w twórczych badaniach naukowych odegrały poszczególne systemy metafizyczne, w innych zajmuję się tym, w jaki sposób doświadczalne podstawy nowej teorii są kumulowane i przyswajane przez ludzi wiernych nie dającej się z nią pogodzić teorii dawniejszej. Przy okazji ilustrują one ten typ rozwoju, który później nazwałem „wyłanianiem się" [emergence] nowej teorii lub odkrycia. Istnieją też inne tego rodzaju związki.
Struktura rewolucji naukowych
Ostatnie stadium opracowywania niniejszej monografii przypadło na lata 1958—1959, kiedy zaproszono mnie na rok do Center for Advanced Studies in the Behavioral Sciences. Raz jeszcze mogłem poświęcić się wyłącznie zagadnieniom,
0 których niżej mowa. Co ważniejsze, rok spędzo
ny w środowisku złożonym głównie ze specjalis
tów od nauk społecznych uświadomił mi różnice
między tą zbiorowością a środowiskiem przyrod
ników, w którym wcześniej przebywałem. Uderzy
ła mnie zwłaszcza wielość i zakres występujących
tu kontrowersyjnych opinii na temat naukowo upra
wnionych problemów i metod. Zarówno historia,
jak i obserwacje wynikające z osobistych znajomo
ści nasuwały mi wątpliwość, czy rzeczywiście od
powiedzi udzielane na tego typu pytania przez
przyrodników odznaczają się większą pewnością
1 trwałością. Jednak bądź co bądź praktyka w dzie
dzinie astronomii, fizyki, chemii czy biologii nie
wywołuje na ogół tylu polemik dotyczących kwes
tii podstawowych, jakie nagminnie występują
wśród psychologów czy socjologów. Wysiłki zmie
rzające do odszukania źródła tych różnic doprowa
dziły mnie do odkrycia roli pewnych istotnych dla
badań naukowych czynników, które od tej pory
nazwałem paradygmatami. Nazywam w ten sposób
mianowicie powszechnie uznawane osiągnięcia
naukowe, które w pewnym czasie dostarczają spo
łeczności uczonych modelowych problemów i roz
wiązań. Z chwilą kiedy ten fragment mojej łami
główki trafił na właściwe miejsce, szybko powstał
szkic niniejszej pracy.
10
Przedmowa
Nie ma potrzeby odtwarzać dalszej historii tego szkicu, należy jednak poświęcić parę słów jego formie, którą zachował po wielu redakcjach. Nim pierwsza wersja została ukończona i bardzo dokładnie skorygowana, zakładałem, że tekst zostanie wydrukowany wyłącznie jako tom Encyclopedia of Unified Science. Wydawcy tej pionierskiej pracy najpierw prosili mnie o to, później wciągnęli mnie do ścisłej współpracy, wreszcie z nadzwyczajnym taktem i cierpliwością oczekiwali na wynik moich poczynań. Wiele im zawdzięczam, a zwłaszcza Charlesowi Morrisowi, który dodawał mi otuchy i udzielał rad dotyczących gotowego już rękopisu. Ograniczone ramy Encyklopedii zmuszały jednak do wysławiania się w formie nadzwyczaj skondensowanej, schematycznej. Aczkolwiek dalsze wydarzenia rozluźniły nieco te restrykcje i umożliwiły jednoczesne niezależne publikacje, niniejsza praca pozostała raczej esejem niż pełną monografią, jakiej właściwie wymaga mój temat.
Ponieważ zależało mi przede wszystkim na tym, by zainicjować zmianę sposobu widzenia i oceniania dobrze znanych faktów, schematyczny charakter tej pierwszej próby nie musi być wadą. Przeciwnie, ci czytelnicy, których własne badania przygotowały do tego rodzaju reorientacji poglądów, jakiej tu bronię, mogą uznać, że forma eseju jest i bardziej przekonywająca, i łatwiej zrozumiała. Ma ona jednak i swoje złe strony. Dlatego właśnie od samego początku staram się wskazać kierunek, w jakim pragnąłbym rozszerzyć i pogłębić moje rozważania, nadając im pełniejszy
11
Struktura rewolucji naukowych
kształt. Rozporządzam znacznie większą ilością historycznych danych niż ta, jaką, ze względu na brak miejsca, mogłem tu wykorzystać. Co więcej, dane te zaczerpnąłem zarówno z historii nauk biologicznych, jak i fizycznych. Moja decyzja wykorzystania tutaj wyłącznie tych ostatnich wynikła po części z chęci nadania tej pracy większej spójności, po części zaś z aktualnych moich kompetencji. Ponadto pogląd na naukę, jaki zamierzam tu przedstawić, odsłania potencjalne możliwości badań nowego typu, zarówno historycznych, jak socjologicznych. Na przykład dokładnego zbadania wymaga sposób, w jaki odchylenia od przewidywań teoretycznych lub ich pogwałcenie przyciągają uwagę społeczności uczonych, oraz związek, jaki zachodzi między nieudanymi próbami pogodzenia tych anomalii z istniejącymi teoriami a kryzysami w nauce. Dalej, jeśli mam rację, że każda rewolucja naukowa zmienia historyczną perspektywę społeczności, która ją przeżywa, to zmiana tej perspektywy powinna wpływać z kolei na strukturę podręczników i prac badawczych okresu porewolucyj-nego. Jednym z takich wartych przeanalizowania wskaźników dokonywania się rewolucji może być zmiana częstości, z jaką poszczególne prace cytowane są w odnośnikach nowych publikacji badawczych.
Konieczność skrajnej zwięzłości wywodów zmusiła mnie również do zdawkowego potraktowania niektórych istotnych problemów. Na przykład moje odróżnienie okresów przed- i postparadyg-matycznych jest stanowczo zbyt schematyczne.
17
Przedmowa
Każda ze szkół, których współzawodnictwo stanowi charakterystyczną cechę okresów przed-rewolucyjnych, kieruje się czymś bardzo zbliżonym do paradygmatu. W niektórych okolicznościach — sądzę jednak, że rzadko — zdarza się, że w okresach późniejszych dwa paradygmaty mogą ze sobą pokojowo współistnieć. Samo występowanie paradygmatu nie jest jeszcze dostatecznym kryterium ewolucyjnego przeobrażenia omawianego w rozdziale drugim. Co ważniejsze, poza przygodnymi wzmiankami nie omawiałem roli, jaką w rozwoju nauki odgrywa postęp techniczny oraz zewnętrzne warunki społeczne, ekonomiczne i intelektualne. Wystarczy jednak przypomnieć chociażby Kopernika i sprawę układania kalendarza, aby zobaczyć, że warunki zewnętrzne mogą się przyczynić do przekształcenia zwykłej anomalii w źródło ostrego kryzysu. Ten sam przykład wyjaśniłby, w jaki sposób czynniki pozanaukowe wyznaczać mogą zakres alternatywnych rozwiązań dostępnych temu, kto usiłuje przezwyciężyć kryzys za pomocą takiej lub innej rewolucyjnej reformy6. Przypusz-
6 Czynniki te omówiłem w pracy Przewrót koper-nikański. Astronomia planetarna w dziejach myśli, przeł. S. Amsterdamski, Warszawa 1966, s. 177-190, 391-392. Inne efekty wpływu zewnętrznych warunków, intelektualnych i ekonomicznych, na zasadniczy postęp nauki przedstawiłem w pracach: Zasada zachowania energii jako przykład odkrycia jednoczesnego, w: Thomas S. Kuhn, Dwa bieguny. Tradycja i nowatorstwo w bada-
13
Struktura rewolucji naukowych
czam, że dokładne rozpatrzenie tych kwestii nie zmieniłoby głównych tez niniejszej rozprawy, ale w istotnym wymiarze pogłębiłoby analizę i rozumienie postępu naukowego.
Wreszcie, co być może najważniejsze, w książce zabrakło miejsca na należyte omówienie filozoficznych implikacji przedstawianej tu historycznie zorientowanej wizji nauki. Oczywiście, takie implikacje istnieją; próbowałem wskazać i udokumentować te najistotniejsze. Czyniąc to, wstrzymywałem się jednak zwykle od szczegółowego omawiania różnych stanowisk, jakie w poszczególnych kwestiach zajmują współcześni filozofowie. Jeśli przejawiałem niekiedy sceptycyzm, to częściej w stosunku do postawy filozoficznej niż do jakiegoś określonego stanowiska będącego jej wyrazem. W rezultacie ci, którzy znają lub akceptują któryś z tych poglądów, sądzić by mogli, że nie uchwyciłem ich punktu widzenia. Przypuszczam, że się mylą, ale praca ta nie ma na celu przekonania ich o tym. Wymagałoby to napisania zupełnie innej, o wiele dłuższej książki.
niach naukowych, przeł. i posłowiem opatrzył S. Ams-terdamski, Warszawa 1985, s. 113—161; Engineering Precedent for the Work of Sadi Carnot, „Archives internationales cfhistoire des sciences", 1960, t. XIII, s. 247—251; Sadi Carnot and the Cagnard Engine, „Isis", 1961, t. LII, s. 567—574. Tak więc rolę czynników zewnętrznych uważam za mniej istotną tylko w odniesieniu do zagadnień poruszanych w niniejszej rozprawie.
14
Przedmowa
Otwierające niniejszą przedmowę uwagi autobiograficzne miały wskazać na te prace uczonych i te instytucje, którym zawdzięczam najwięcej, jeśli chodzi o kształtowanie się mojej myśli. Resztę tego długu postaram się spłacić poprzez odpowiednie odnośniki w tekście. Cokolwiek bym jednak powiedział, będzie to co najwyżej odnotowanie ilości i rodzaju moich osobistych zobowiązań w stosunku do wielu osób, których wskazówki i krytyka przy różnych okazjach podtrzymywały mój rozwój intelektualny i nadawały mu kierunek. Zbyt wiele upłynęło już czasu od chwili, kiedy zaczęły się kształtować myśli zawarte w niniejszej rozprawie. Lista osób, które mogłyby doszukać się na jej kartach śladu swego wpływu, pokrywałaby się niemal z listą moich znajomych i przyjaciół. Muszę więc ograniczyć się do wymienienia tych, którzy wywarli wpływ tak istotny, że nawet zawodność pamięci nie zdołała zatrzeć jego śladów.
Mam tu na myśli Jamesa B. Conanta, rektora Harvard University, który pierwszy zapoznał mnie z historią nauki, inicjując w ten sposób zmianę moich poglądów na istotę postępu naukowego. Od samego początku hojnie obdarowywał mnie swymi pomysłami, uwagami krytycznymi i czasem, m.in. czytając rękopis i sugerując wprowadzenie ważnych zmian. Leonard K. Nash, wraz z którym przez pięć lat prowadziłem historycznie zorientowane wykłady zainicjowane przez Conanta, był moim bliskim współpracownikiem w okresie, kiedy moje pomysły zaczęły nabierać kształtu, i bardzo mi go brakowało w późniejszym stadium ich rozwoju. Na
15
Struktura rewolucji naukowych
szczęście, kiedy opuściłem Cambridge, zastąpił go mój kolega z Berkeley Stanley Cavell, inspirując mnie w dalszych poczynaniach. To, iż Cavell, filozof interesujący się głównie etyką i estetyką, dochodził do wniosków tak zbieżnych z moimi, było dla mnie źródłem ciągłej inspiracji i zachęty. Co więcej, był jedynym człowiekiem, z którym rozumiałem się w pół słowa, kiedy dyskutowaliśmy na temat moich poglądów. To właśnie tego typu porozumienie sprawiło, że pomógł mi on pokonać lub ominąć wiele przeszkód, jakie napotkałem, przygotowując pierwszą wersję tekstu.
Kiedy wersja ta już powstała, wielu innych przyjaciół pomogło mi ją redagować. Myślę, że wybaczą mi, jeśli wspomnę tylko nazwiska tych, których udział był największy i decydujący. Są to: Paul K. Feyerabend z Berkeley University, Ernest Nagel z Columbia University, H. Pierre Noyes z Lawrence Radiation Laboratory oraz mój student John L. Heilbron, który ściśle ze mną współpracował przy przygotowywaniu do druku ostatniej wersji. Uważam, że wszystkie ich zastrzeżenia i sugestie nadzwyczaj mi pomogły, ale nie mam podstaw, by sądzić (a mam pewne podstawy, by wątpić), że aprobowaliby oni wynikły stąd tekst w całej jego rozciągłości.
Ostatnie słowa podziękowań kieruję do moich rodziców, żony i dzieci. Muszą one być oczywiście innego rodzaju. Każde z nich miało intelektualny udział w tej pracy, który mi samemu najtrudniej ocenić. Uczynili poza tym, w różnym stopniu, coś jeszcze ważniejszego: aprobowali moją pracę
Przedmowa
i podtrzymywali mój zapał. Tylko ktoś, kto zmagał się z takimi projektami jak mój, orientuje się, ile to ich musiało niekiedy kosztować. Nie wiem, jak mam wyrazić im wdzięczność.
T.S.K. Berkeley, Kalifornia, luty 1962
1
WSTĘP: O ROLĘ DLA HISTORII
Wiedza historyczna, jeśli nie traktować jej wyłącznie jako składnicy chronologicznie uporządkowanych anegdot, zmienić może w zasadniczy sposób obraz nauki, jaki zawładnął naszym myśleniem. Został on niegdyś ukształtowany, zresztą przy udziale samych uczonych, głównie na podstawie analizy gotowych osiągnięć nauki, w tej postaci, w jakiej przedstawia się je czy to w dziełach klasycznych, czy też — w nowszych czasach — w podręcznikach, na których kształci się każde nowe pokolenie uczonych. Dzieła takie mają wszakże przede wszystkim cele informacyjne i pedagogiczne. Oparty na nich pogląd na istotę nauki daje takie mniej więcej wyobrażenie o rzeczywisto-•ści, jak obraz kultury narodowej wysnuty z przewodników turystycznych czy też z tekstów do nauki języka. W rozprawie tej zamierzam wykazać, że w sposób zupełnie zasadniczy wprowadzały nas one w błąd. Chcę naszkicować zupełnie inną koncepcję nauki, jaka wyłonić się może z historycznych źródeł dotyczących samej działalności naukowej.
19
Struktura rewolucji naukowych
Jednak nawet ta wyprowadzona z historii nowa koncepcja nie wniesie nic nowego, o ile dane historyczne będą nadal dobierane i rozpatrywane głównie ze względu na stereotypowo ahistoryczne pytania zaczerpnięte z tekstów naukowych. Często na przykład teksty te sugerują, jakoby na treść nauki składały się wyłącznie obserwacje, prawa i teorie omawiane na ich kartach. Niemal równie często prace te odczytywano jako ilustrację poglądu, że metody naukowe to nic innego jak po prostu techniki doświadczalne stosowane przy gromadzeniu podręcznikowych danych oraz operacje logiczne, za pomocą których wiąże się je z wyłożonymi w podręcznikach uogólnieniami teoretycznymi. W rezultacie uzyskiwano obraz nauki implikujący daleko idące wnioski co do jej istoty i rozwoju.
Skoro zgodnie z tym poglądem nauka jest zbiorem faktów, teorii i metod przedstawianych w aktualnych podręcznikach, to działalność uczonych polegałaby na tym, że starają się oni — z większym lub mniejszym powodzeniem — dorzucić do tego zbioru ten lub inny szczegół. Tak więc postęp naukowy polegałby na stopniowym dokładaniu tych elementów — pojedynczo lub po kilka — do wciąż rosnącego zasobu technik i wiedzy naukowej. Historia nauki zaś stałaby się kroniką rejestrującą kolejne zdobycze oraz przeszkody w ich kumulacji. Historykowi postępu naukowego pozostawałyby wówczas dwa główne zadania. Przede wszystkim miałby dochodzić, przez kogo i kiedy zostały odkryte znane współcześnie fakty
Wstęp: O rolę dla historii
naukowe, prawa czy teorie. Po drugie, miałby opisywać i wyjaśniać, jakie błędy, mity i przesądy hamowały szybsze narastanie dorobku współczesnej nauki. Takie były rzeczywiście, i często są nadal, cele wielu badań w tej dziedzinie.
Wszelako w ostatnich latach okazało się, że niektórym historykom nauki coraz trudniej jest się wywiązać z tych obowiązków, jakie nakłada na nich koncepcja rozwoju nauki drogą kumulacji. Doszli oni do wniosku, że dodatkowe drobiazgowe badania nie ułatwiają, lecz przeciwnie — utrudniają kronikarzom tego procesu znalezienie odpowiedzi na pytania tego rodzaju jak: „Kiedy odkryto tlen?", „Kto pierwszy wpadł na pomysł sformułowania zasady zachowania energii?". Stopniowo niektórzy z nich zaczęli przypuszczać, że są to po prostu źle postawione pytania. Być może nauka nie rozwija się poprzez kumulację indywidualnych odkryć i wynalazków. Równocześnie współcześni historycy stanęli wobec rosnących trudności związanych z odróżnieniem „naukowej" komponenty dawnych obserwacji i twierdzeń od poglądów, które ich poprzednicy pochopnie opatrywali etykietką „błąd" czy „przesąd". Im dokładniej studiowano dynamikę Arystotelesa, chemię flogistonową czy teorię cieplika, tym bardziej utwierdzano się w przekonaniu, że owe niegdyś powszechne poglądy na świat ani nie były w sumie mniej naukowe, ani nie wynikały bardziej niż współczesne z jakichś specjalnych ludzkich uprzedzeń. Gdyby te przestarzałe poglądy miały być mitami, znaczyłoby to, że mit może być tworzony
21
Struktura rewolucji naukowych
Iza pomocą tego samego rodzaju metod i utrzymy-I wać się na mocy tego samego rodzaju racji, jakie * współcześnie prowadzą do wiedzy naukowej. Jeśli natomiast poglądy te zaliczyć mamy do nauki, to będzie ona zawierała zespoły przekonań absolutnie niezgodnych z tymi, którym hołdujemy obecnie. Historyk postawiony wobec takiej alternatywy musi wybrać drugą ewentualność. Nieaktualne teorie nie są z zasady nienaukowe tylko dlatego, że je ! odrzucono. Taka decyzja utrudnia jednak potraktowanie rozwoju nauki jako procesu kumulacji. Te same historyczne badania, które wskazują na kłopoty związane z wyodrębnieniem indywidualnych pomysłów i odkryć, nasuwają również poważne wątpliwości co do kumulatywnego charakteru procesu, jaki wedle rozpowszechnionego mniemania miał włączać do nauki indywidualne osiągnięcia. Wynikiem tych wątpliwości i trudności jest historiograflczna rewolucja w badaniach nad rozwojem nauki, rewolucja, która dopiero się zaczyna. Stopniowo, często nawet nie zdając sobie z tego sprawy, historycy nauki zaczęli formułować pytania innego rodzaju i wytyczać naukom inne, często mniej kumulatywne linie rozwoju. Zamiast dążyć do odtworzenia ciągłej linii rozwoju w minionych epokach — rozwoju, który doprowadzić miał do stanu obecnego — próbują wykryć historyczną integralność nauki w poszczególnych okresach. Nie pytają na przykład, jaki zachodzi związek między nauką Galileusza i wiedzą współczesną, lecz raczej o to, jak się miały poglądy Galileusza do poglądów jego grupy naukowej, tj. jego mistrzów, rówieś-
Wstęp: O rolę dla historii
ników i bezpośrednich kontynuatorów. Co więcej, kładą szczególny nacisk na to, aby poglądy tej grupy i innych jej podobnych badać z takiego punktu widzenia — zwykle odbiegającego znacznie od stanowiska współczesnej nauki — który nada im maksymalną spoistość wewnętrzną i możliwie największą zgodność z przyrodą. Nauka, jaką przedstawiają prace wynikające z takiego podejścia — najlepszym chyba przykładem są tu prace Ale-xandre'a Koyre — wydaje się czymś całkiem innym niż ta opisywana przez historyków hołdujących starej tradycji historiograficznej. Tak więc tego rodzaju studia historyczne sugerują przynajmniej możliwość stworzenia nowego obrazu nauki. Celem tej rozprawy jest właśnie próba jego zarysowania poprzez wyraźne przedstawienie niektórych implikacji tej nowej historiografii.
Jakie aspekty nauki wysuwają się przy tym podejściu na plan pierwszy? Po pierwsze — by wymienić je w tej kolejności, w jakiej się nimi zajmiemy — okazuje się, że same tylko dyrektywy metodologiczne nie pozwalają sformułować wiążących wniosków w wypadku wielu problemów naukowych. Ktoś, kto zabierze się do badania zjawisk elektrycznych lub chemicznych, nie mając żadnej wiedzy w tych dziedzinach, ale wiedząc, na czym polega metoda naukowa, dojść może z równym powodzeniem do jednego z wielu sprzecznych ze sobą wniosków. To zaś, do którego spośród wszystkich tych zasadnych wniosków dojdzie, zdeterminowane będzie zapewne przez doświadczenie, które zdobył poprzednio w innych dziedzinach,
23
Struktura rewolucji naukowych
przez przypadki towarzyszące badaniom naukowym i przez jego własną, indywidualną postawę. Jakie na przykład poglądy na gwiazdy wnosi on do swych badań z dziedziny chemii i elektryczności? Które z właściwych nowej dziedzinie doświadczeń postanowi wykonać najpierw? Jakie aspekty złożonego zjawiska, będącego wynikiem tych doświadczeń, wydadzą mu się szczególnie doniosłe dla zrozumienia istoty reakcji chemicznej lub powinowactwa elektrycznego? Co najmniej w wypadku jednostek, a niekiedy również i grup uczonych, odpowiedzi na tego rodzaju pytania są, jak się zdaje, zasadniczymi determinantami rozwoju nauki. W rozdziale drugim ujrzymy na przykład, że w wielu naukach wczesne fazy rozwoju charakteryzowała stała rywalizacja między różnymi poglądami na świat, z których każdy częściowo wywodził się, z postulatów naukowej obserwacji i metody, a wszystkie były z grubsza zgodne z nimi. Tym, co różniło te rozmaite szkoły, były nie takie czy inne braki metody — w tym sensie wszystkie one były „naukowe" — lecz to, co nazywać będziemy nie-współmiernością sposobów widzenia świata i uprawiania w nim nauki. Obserwacje i doświadczenia mogą i muszą ostro ograniczać zakres dopuszczalnych w nauce poglądów, w przeciwnym razie nauka w ogóle by nie istniała. Nie mogą one jednak same wyznaczać poszczególnych zespołów przekonań. Arbitralne czynniki, na które składają się przygodne okoliczności osobiste i historyczne, zawsze wywierają wpływ na poglądy wyznawane przez daną społeczność uczonych w określonym czasie.
24
A Wstęp: O rolę dla historii
Element dowolności nie znaczy jednak, że jakakolwiek grupa naukowa prowadzić może badania, nie przejmując pewnego zespołu przeświadczeń od swoich poprzedników. Nie pomniejsza on również znaczenia tego szczególnego układu, w który dana społeczność naukowa jest aktualnie uwikłana. Owocne prace badawcze rzadko kiedy dochodzą do skutku, nim wspólnota naukowa uzna, że osiągnęła już zdecydowaną odpowiedź na takie pytania jak: „Z jakich podstawowych składników zbudowany jest wszechświat?", „W jaki sposób oddziałują one jedne na drugie oraz na nasze zmysły?", „Jakie dotyczące ich pytania można zasadnie formułować i jakich technik używać, poszukując na nie odpowiedzi?". Przynajmniej w naukach dojrzałych odpowiedzi (lub ich substytuty) na tego rodzaju pytania przekazywane są przyszłym badaczom w trakcie ich zawodowego kształcenia. Wobec tego zaś, że kształcenie to jest i rygorystyczne, i surowe, przekazywane odpowiedzi wywierają głęboki wpływ na umysłowość przyszłego badacza. Ich wpływ tłumaczy w znacznej mierze zarówno szczególną efektywność normalnej pracy badawczej, jak i właściwe jej w każdym okresie ukierunkowanie. Kiedy w rozdziale trzecim, czwartym i piątym przystąpimy do rozważań nad nauką normalną1,
1 W ten sposób oddajemy określenie „normal scien-ce", tłumaczone w pierwszym polskim wydaniu Struktury... jako „nauka instytucjonalna". Idziemy tu za (trafniejszym naszym zdaniem) przekładem Stefana Amster-damskiego (por. Dwa bieguny..., dz. cyt.) (przyp. red.).
25
Struktura rewolucji naukowych
będziemy starali się przedstawić takie badania jako zawzięte, uparte próby wtłoczenia przyrody w pojęciowe szufladki uformowane przez zawodowe wykształcenie. Jednocześnie wątpić można, czy prace badawcze byłyby w ogóle możliwe bez tych szufladek, niezależnie od arbitralnych czynników, jakie historycznie mogły brać udział w ich powstaniu i niekiedy w dalszym rozwoju.
Jednakże ten element dowolności rzeczywiście istnieje i również wywiera poważny wpływ na rozwój nauki. Mówić o tym będziemy w rozdziale szóstym, siódmym i ósmym. Nauka normalna, tj. działalność, której większość uczonych w nieunikniony sposób poświęca prawie cały swój czas, opiera się na założeniu, że społeczność uczonych wie, jaki jest świat. Wiele sukcesów tej działalności wynika z gotowości do obrony tego mniemania, w razie potrzeby nawet dużym kosztem. Nauka normalna często na przykład tłumi zasadnicze innowacje, gdyż podważają one fundamentalne dla niej przeświadczenia. Mimo to w tej mierze, w jakiej przeświadczenia te zachowują element arbit-ralności, sama natura badań normalnych gwarantuje, że innowacji nie będzie się tłumić zbyt długo. Niekiedy jakiś zupełnie prosty problem nadający się do rozwiązania za pomocą utartych zasad i metod opiera się ponawianym atakom najzdolniejszych przedstawicieli kompetentnego w tej sprawie środowiska. Kiedy indziej znów jakiś szczegół wyposażenia zaprojektowanego i wykonanego dla celów normalnych badań funkcjonuje zupełnie inaczej, niż można się było tego spodziewać, i ujawnia
Wstęp: O rolę dla historii
taką anomalię, która mimo ponawianych wysiłków nie daje się uzgodnić z przewidywaniami. Tym samym nauka normalna raz po raz trafia w ślepy zaułek. A kiedy to się dzieje, to znaczy gdy grupa specjalistów nie potrafi już unikać anomalii burzących obowiązującą tradycję praktyki naukowej, rozpoczynają się nadzwyczajne badania, w wyniku których zostaje w końcu wypracowany nowy zespół założeń, dostarczający podstawy nowej praktyki badawczej. Właśnie takie nadzwyczajne zdarzenia, polegające na zasadniczym zwrocie w zawodowych przekonaniach, nazywam w niniejszej rozprawie rewolucjami naukowymi. Ponieważ rozbijają one tradycję, są dopełnieniem przywiązanej do tradycji nauki normalnej.
Najbardziej oczywistymi przykładami rewolucji naukowych są słynne wydarzenia w rozwoju nauki, które dotąd zwykło się określać tym mianem. Dlatego w rozdziałach dziewiątym i dziesiątym, kiedy przejdziemy bezpośrednio do omówienia istoty rewolucji naukowych, wielokrotnie będzie mowa o zasadniczych dla rozwoju nauki punktach zwrotnych, związanych z nazwiskami Kopernika, Newtona, Lavoisiera czy Einsteina. Jaśniej niż większość innych wydarzeń tego typu w historii
— przynajmniej jeśli chodzi o nauki fizyczne
— ukazują one, na czym polega rewolucja nauko
wa. Każde z nich pociągało za sobą konieczność
odrzucenia przez całą grupę uczonych jakiejś wy
soko cenionej dotąd teorii naukowej na rzecz innej,
sprzecznej z nią. Każde powodowało przesunięcia
w problematyce badań naukowych i zmianę wzo-
27
r
Struktura rewolucji naukowych
rców, według których specjaliści określali, co uznać można za uprawnione pytanie i za zasadną odpowiedź. Każde z nich przekształcało wyobraźnię naukową w taki sposób, że ostatecznie powinniśmy ująć te zmiany jako przeobrażenia świata, w którym uprawiano działalność naukową. Takie przemiany, łącznie z niemal zawsze towarzyszącymi im kontrowersjami, są definicyjnymi cechami rewolucji naukowych.
Cechy te występują szczególnie wyraźnie w wypadku, dajmy na to, rewolucji newtonowskiej czy rewolucji chemicznej. Jedna z podstawowych tez niniejszej rozprawy głosi jednak, że można je spotkać również i w wielu innych wypadkach, nie tak wyraźnie rewolucyjnych. Równania Maxwella były dla zainteresowanej nimi wąskiej grupy specjalistów równie rewolucyjne jak prawa Einsteina i wskutek tego spotkały się z równie silnym sprzeciwem. Odkrycia innych nowych teorii z zasady napotykają taki sam opór niektórych specjalistów, w których domenę badań wkraczają. Dla tych ludzi nowa teoria oznacza dokonanie zmian w regułach, które rządziły dotychczasową praktyką nauki normalnej. To zaś nieuchronnie stawia w niekorzystnym świetle znaczną część ich dotychczasowej pracy naukowej. Właśnie dlatego rzadko kiedy, a może nawet nigdy nie zdarza się, aby nowa teoria — bez względu na to, jak wąski byłby zakres jej zastosowania — po prostu zwiększała zasób dawnych informacji. Jej asymilacja wymaga rekonstrukcji dawnych teorii i przewartościowania uprzednio znanych faktów. Jest to proces rewolu-
Wstęp: O rolę dla historii
cyjny, którego nie może zazwyczaj dokonać jeden człowiek i który na pewno nie zachodzi z dnia na dzień. Nic więc dziwnego, że historycy muszą się bardzo nabiedzić, aby ściśle określić datę takiego długotrwałego procesu, który przyjęta terminologia każe im traktować jako indywidualne zdarzenie.
Odkrycia nowych teorii nie są jedynymi zdarzeniami w nauce wywierającymi rewolucyjny wpływ na specjalistów z dziedziny, w której zostały dokonane. Założenia, na których opiera się nauka normalna, określają nie tylko, z jakiego rodzaju bytów składa się świat, lecz również z jakich się nie składa. Wynika stąd—choć wymaga to dokładniejszego omówienia — że takie osiągnięcia jak odkrycie tlenu czy promieni X nie polegają tak po prostu na wprowadzeniu do świata uczonego nowego rodzaju bytu. To jest dopiero efekt końcowy. Dochodzi do tego dopiero wówczas, kiedy społeczność zawodowa dokona przewartościowania tradycyjnych procedur doświadczalnych, kiedy zmieni bliskie jej dotychczas poglądy na budowę świata i w końcu przekształci siatkę teoretyczną, za pomocą której ujmuje świat. Fakt naukowy i teoria nie dadzą się ściśle od siebie oddzielić, chyba że w obrębie pojedynczej tradycji normalnej praktyki naukowej. Dlatego właśnie niespodziewane odkrycie ma znaczenie nie tylko faktyczne; świat uczonego przekształca się jakościowo i wzbogaca ilościowo zarówno w wyniku odkryć zasadniczo nowych faktów, jak i formułowania nowatorskich teorii.
Taka właśnie poszerzona koncepcja istoty rewolucji naukowej przedstawiona będzie niżej. Nie-
29
Struktura rewolucji naukowych
wątpliwie rozszerzenie to przekształca jej zwyczajowe rozumienie. Mimo to również odkrycia nazywał będę zjawiskami rewolucyjnymi, bo właśnie możliwość porównania ich struktury ze strukturą na przykład rewolucji kopernikańskiej sprawia, że ta rozszerzona koncepcja wydaje mi się tak ważna. Dotychczasowe rozważania wskazują, w jakim kierunku komplementarne pojęcia nauki normalnej i rewolucji naukowych zostaną rozwinięte w następnych dziewięciu rozdziałach. Ostatnie rozdziały dotyczą trzech innych istotnych zagadnień. W rozdziale jedenastym, omawiając tradycje podręcznikowe, zastanawiam się, dlaczego dawniej tak trudno było dostrzec rolę rewolucji naukowych. W rozdziale dwunastym zostało przedstawione rewolucyjne współzawodnictwo pomiędzy zwolennikami starej tradycji nauki normalnej i zwolennikami nowej. Tak więc rozpatruje się w nim proces, który mógłby w teorii badań naukowych zastąpić znane nam z tradycyjnego obrazu nauki procedury konfirmacji lub falsyfikacji. Jedynym historycznym procesem, który rzeczywiście doprowadza do zarzucenia poprzednio akceptowanej teorii i do przyjęcia nowej, jest współzawodnictwo między poszczególnymi odłamami środowiska naukowego. Wreszcie w rozdziale trzynastym stawiam pytanie, w jaki sposób pogodzić rozwój drogą rewolucji z postępem, z którym najwyraźniej mamy do czynienia w nauce. Na to pytanie jednak rozprawa niniejsza przynosi tylko zarys odpowiedzi, odwołującej się do charakterystyki społeczności uczonych, a ta kwestia wymaga wielu dodatkowych badań i studiów.
f
jt Wstęp: O rolę dla historii
Z pewnością niejeden czytelnik zadał już sobie pytanie, czy badania historyczne mogą doprowadzić do takiego przeobrażenia poglądów, jakie zostało tu zamierzone. Za pomocą całego arsenału dychotomii można próbować wykazać, iż jest to niemożliwe. Historia, jak to zbyt często podkreślamy, jest dyscypliną czysto opisową. Wysuwane wyżej tezy mają natomiast często charakter interpretacyjny, a niekiedy i normatywny. Co więcej, wiele moich uogólnień dotyczy socjologii lub psychologii społecznej świata uczonych. Wreszcie niektóre moje wnioski zalicza się tradycyjnie do logiki lub epistemologii. Mogłoby się nawet wydawać, że w powyższych wywodach naruszyłem bardzo istotne współcześnie rozróżnienie pomiędzy „kontekstem odkrycia" i „kontekstem uzasadnienia". Czy takie pomieszanie różnych dziedzin i podejść może doprowadzić do czegoś innego niż do głębokiego zamętu?
Dorastałem intelektualnie, karmiąc się tymi i podobnymi odróżnieniami, i choćby dlatego daleki jestem od pomniejszania ich znaczenia i wagi. Przez długie lata uważałem, że dotyczą one natury wiedzy w ogóle, i nadal przypuszczam, że właściwie przeformułowane mogą nam one powiedzieć coś istotnego. Jednakże wysiłki, jakie podejmowałem, chcąc zastosować te odróżnienia, choćby gros-so modo, do obecnych warunków zdobywania, akceptowania i asymilowania wiedzy, sprawiły, iż wydają mi się one niesłychanie problematyczne. Nie są to podstawowe logiczne czy metodologiczne rozróżnienia, które jako takie wyprzedzałyby anali-
31
Struktura rewolucji naukowych
zę wiedzy naukowej; teraz wydają mi się one raczej integralnymi częściami tradycyjnego zestawu odpowiedzi na te właśnie pytania, do których dystynkcje te stosowano. To błędne koło bynajmniej nie pozbawia ich wszelkiego znaczenia. Sprawia jednak, że okazują się one częścią teorii, a wobec tego zmusza do poddania ich normalnej procedurze badawczej, jaką stosuje się do teorii w innych dziedzinach. Jeśli treść ich nie ma sprowadzać się do czystej abstrakcji, to wykrywać ją trzeba, stosując je do danych, do których wyjaśnienia są powołane. Dlaczego nie mielibyśmy domagać się, aby teoria wiedzy stosowała się do zjawisk ujawnianych przez historię nauki?
2 DROGA DO NAUKI NORMALNEJ
Termin „nauka normalna" oznacza w niniejszych rozważaniach badania wyrastające z jednego lub wielu takich osiągnięć naukowych przeszłości, które dana społeczność uczonych aktualnie akceptuje i traktuje jako fundament swej dalszej praktyki. Z tych podstawowych osiągnięć — wprawdzie rzadko w ich formie oryginalnej — zdają dzisiaj sprawę podręczniki, zarówno elementarne, jak akademickie. Przedstawiają one zespół uznawanych teorii, omawiają wiele lub wszystkie ich udane zastosowania, konfrontując je z przykładowymi obserwacjami i eksperymentami. Nim w początkach XIX stulecia (a nawet jeszcze później, jeżeli chodzi o nowo powstałe dziedziny wiedzy) książki takie zostały spopularyzowane, zbliżoną funkcję pełniły prace wielu klasyków nauki. Fizyka Arystotelesa, Almagest Ptolemeusza, Principia i Optyka Newtona, Elektryczność Franklina, Chemia Lavoi-siera czy Geologia Lyella — te i liczne inne dzieła wyznaczały w swoim czasie uprawnione problemy i metody badawcze w danej dziedzinie dla kolej-
33
\
Struktura rewolucji naukowych
nych pokoleń uczonych. Nadawały się do tego celu, gdyż miały dwie istotne wspólne cechy. Reprezentowany w nich dorobek był dostatecznie oryginalny i atrakcyjny, aby odwrócić uwagę stałej grupy zwolenników danej teorii od konkurencyjnych sposobów uprawiania nauki. Jednocześnie dorobek ten był na tyle otwarty, że pozostawiał nowej szkole najrozmaitsze problemy do rozwiązania.
Osiągnięcia odznaczające się wskazanymi cechami będę odtąd nazywał paradygmatami. Termin ten pozostaje w ścisłym związku z pojęciem nauki normalnej. Ma on wskazywać na to, że pewne akceptowane wzory faktycznej praktyki naukowej — wzory obejmujące równocześnie prawa, teorie, zastosowania i wyposażenie techniczne — tworzą model, z którego wyłania się jakaś szczególna, zwarta tradycja badań naukowych. Z takimi tradycjami mamy na przykład do czynienia, kiedy historycy mówią o astronomii ptolemeuszowej (lub kopernikańskiej), dynamice arystotelesowskiej (czy newtonowskiej), optyce korpuskularnej (albo falowej) itd. Właśnie studiowanie paradygmatów, często o wiele bardziej wyspecjalizowanych niż te, które przykładowo wymieniłem, przygotowuje studenta do przyszłego uczestnictwa w pracach danej wspólnoty naukowej. Ponieważ w ten sposób przyłącza się on do grupy, która uczyła się podstaw swej dyscypliny na tych samych konkretnych modelach, jego przyszła działalność rzadko kiedy doprowadzi go do wniosków zasadniczo sprzecznych z tym modelem w kwestiach podstawowych. Uczeni, których badania oparte są na wspólnych
1,4-
Droga do nauki normalnej
paradygmatach, podlegają w swej praktyce naukowej tym samym regułom i standardom. Takie współuczestnictwo i wynikająca z niego jednomyślność są niezbędnymi warunkami nauki normalnej, tzn. ukształtowania się i trwania określonej tradycji badawczej.
Ponieważ pojęcie paradygmatu będzie w tych rozważaniach często zastępowało wiele dobrze znanych pojęć, musimy szerzej wyjaśnić przyczyny jego wprowadzenia. Dlaczego tym pierwotnym czynnikiem kształtującym zawodową wspólnotę ma być konkretne osiągnięcie naukowe, a nie rozmaite pojęcia, prawa, teorie i punkty widzenia, które mogą być z niego wyabstrahowane? W jakim sensie wspólny paradygmat jest podstawową jednostką dla badacza rozwoju nauki, i to jednostką, której nie sposób w pełni zredukować do jej logicznie składowych części, które mogłyby przejąć jej funkcje? W rozdziale piątym zobaczymy, że odpowiedź na te i inne podobne pytania jest niezbędna do zrozumienia nauki normalnej i związanego z nią pojęcia paradygmatów. Ta bardziej abstrakcyjna analiza będzie jednak wymagała uprzedniego przytoczenia przykładów paradygmatów i funkcjonowania nauki normalnej. Obydwa omawiane pojęcia staną się jaśniejsze, kiedy zrozumiemy, że pewien rodzaj badań naukowych może się obyć bez paradygmatów, a przynajmniej bez tak wiążących i jednoznacznych jak wymienione wyżej. Ukształtowanie się paradygmatu i bardziej wyspecjalizowanych badań, na jakie on pozwala, jest oznaką dojrzałości danej dyscypliny naukowej.
35
Struktura rewolucji naukowych
Gdyby historyk nauki chciał prześledzić rozwój wiedzy o jakiejś wybranej grupie pokrewnych zjawisk, natknąłby się na pewne szczególne przypadki ogólnego schematu, który zilustrować tu można na przykładzie optyki fizycznej. Dzisiejsze podręczniki fizyki powiadają, że światło to strumień fotonów, tj. obiektów kwantowych przejawiających zarówno właściwości falowe, jak korpuskularne. To przekonanie właśnie, a ściślej —jego rozbudowane, oparte na matematyce ujęcie, z którego wywodzi się te słowne charakterystyki, wytycza dziś kierunek badań naukowych. Ale taka charakterystyka światła liczy sobie niedużo więcej niż pół wieku. Nim na początku tego stulecia wprowadzona została przez Plancka, Einsteina i innych, podręczniki fizyki twierdziły, że światło ma charakter ruchu fal poprzecznych. Koncepcja ta była zakorzeniona w paradygmacie opartym na pracach z optyki Younga i Fresnela (początek XIX wieku). Ale również teoria falowa nie była pierwszą w historii koncepcją uznaną przez wszystkich niemal uczonych zajmujących się optyką. W wieku XVIII paradygmatu dla tej dziedziny dostarczała Optyka Newtona, głosząca, że światło to materialne korpuskuły. W owym czasie fizycy poszukiwali świadectw, o które później nie kłopotali się pierwsi twórcy teorii falowej, i na rzecz tezy, iż korpuskuły światła wywierają] ciśnienie, uderzając w ciała stałe1.
1 Joseph Priestley, The History and Present State oj Discoveries Relating to Vision, Light, and Colours, London 1772, s. 385-390.
Droga do nauki normalnej
Te przeobrażenia paradygmatów optyki fizycznej są rewolucjami naukowymi, a kolejne rewolucyjne przejścia od jednego do drugiego paradygmatu wyznaczają normalny schemat rozwoju dojrzałej nauki. Nie był to jednak schemat charakterystyczny dla nauki przed Newtonem i ta właśnie różnica jest tu dla nas interesująca. Od zamierzchłej starożytno-ści aż do końca XVII wieku nie było okresu, w którym panowałby jeden ogólnie przyjęty pogląd na istotę światła. Odwrotnie, zawsze istniało wiele współzawodniczących szkół i szkółek, z których każda broniła takiego czy innego wariantu teorii Epikura, Arystotelesa lub Platona. Jedni uważali, że światło to cząstki emanujące z ciał materialnych, inni sądzili, że jest ono jakimś rodzajem ośrodka przewodzącego między ciałem a okiem; jeszcze inni usiłowali znaleźć wyjaśnienie w oddziaływaniu między ośrodkiem przewodzącym a emanacją płynącą z oka. Istniały również rozmaite kombinacje i modyfikacje tych poglądów. Każda ze szkół znajdowała oparcie w jakiejś metafizyce i każda kładła nacisk na ten szczególny zespół zjawisk optycznych — swój zespół obserwacji paradygma-tycznych — które jej teoria potrafiła najlepiej wyjaśnić. Inne zjawiska tłumaczono za pomocą jakichś założeń ad hoc lub też pozostawały otwartym problemem dla przyszłych prac badawczych2.
Na przestrzeni wieków szkoły te wnosiły poważny wkład do zespołu koncepcji, zjawisk i tech-
2 Vasco Ronchi, Histoire de la lumiere, przeł. J. Ta-ton, Paris 1956, rozdz. I-IV.
37
Struktura rewolucji naukowych
nik, z którego Newton wyprowadził pierwszy niemal powszechnie przyjęty paradygmat optyki fizycznej. Każda definicja uczonego, która nie obejmuje przynajmniej bardziej twórczych przedstawicieli tych różnych szkół, wyklucza zarazem ze swego zakresu ich nowożytnych następców. Ludzie ci byli niewątpliwie uczonymi. Wszelako zapoznanie się z optyką fizyczną epoki przed Newtonem może nas doprowadzić do wniosku, że chociaż badacze tej dziedziny zjawisk byli uczonymi, to jednak ostatecznego rezultatu ich działalności nie można w pełni nazwać nauką. Nie mogąc uznać żadnego z funkcjonujących zespołów przekonań za dostatecznie uzasadniony, każdy, kto pisał na temat optyki fizycznej, czuł się zmuszony do budowania swej teorii od podstaw. Korzystał przy tym ze względnej swobody doboru najbardziej odpowiadających mu obserwacji i doświadczeń, brak było bowiem jakiegokolwiek modelu wyznaczającego, z jakich metod każdy musi korzystać i jakie zjawiska musi umieć wyjaśnić. W tych okolicznościach wywody przedstawiane w rozprawach zwracały się w równej mierze do przedstawicieli innych szkół, co do samej przyrody