14943
Szczegóły |
Tytuł |
14943 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14943 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14943 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14943 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
OD TŁUMACZA
Trudności, jakie tekst Krytyki czystego rozumu sprawia tłumaczowi, są dwojakiego rodzaju: czysto rzeczowe i językowe. Pierwsze wypływają przede wszystkim stąd, że sprawy i zarysowujące się na ich tle zagadnienia, które Kant rozważa, są same skomplikowane, trudne do wy analizowania i pojęciowego opanowania. Po wtóre, dociekania przeprowadzone nad nimi w Krytyce stanowią początkową fazę rozważań nad nową, przez Kanta wytoczoną problematyką epistemo-logiczną. Toteż Kant musiał przy pisaniu swego dzieła sam walczyć z wielu nie wyjaśnionymi dla siebie dostatecznie sytuacjami teoretycznymi, z nie dość jasnym uświadomieniem sobie specyficznego charakteru swej problematyki tudzież z nieprzejrzystą nieraz wielością możliwych rozwiązań stawianych sobie zagadnień. Przy tym do tej teoretycznie stosunkowo jeszcze nie dojrzałej sytuacji Kant stosował kunsztowne logiczne argumentacje i zawiłe nieraz, a zarazem dość sztywne konstrukcje pojęciowe, zakrywające swymi schematami stany rzeczy, które należało wpierw skrupulatnie wy-analizować, zanim się te schematy utrwaliło i poczęło nimi operować. Fakty te potwierdza okoliczność, że Kant już w kilka lat po ogłoszeniu swego dzieła, gdy
przystępował do opracowania drugiego wydania Krytyki, musiał sam uznać pewne części pierwszego wydania za niedojrzałe lub za rozwiązujące nietrafnie — z jego punktu widzenia — pewne podstawowe zagadnienia. Na miejsce tych części wstawił nowe opracowania, lepsze, jak sądził, od pierwotnych, ale w rzeczywistości nieraz zmieniające jego dawniejsze stanowisko. Dalsze losy Krytyki czystego rozumu w okresie tych stu kilkudziesięciu lat od jej ukazania się potwierdzają również fakt, iż podstawy jej głównej problematyki nie były przez Kanta dostatecznie wyjaśnione. Z różnych stron bowiem próbowano opracowywać sprawy, które Kant omawia, i uzyskiwano nieraz wyniki znacznie dokładniej przeanalizowane, niż to w Krytyce zachodzi, tak iż istotnie pod tym względem badania niewątpliwie posunęły się naprzód. W świetle tych późniejszych dociekań niejedno rozważanie Kanta w Krytyce czystego rozumu nabiera charakteru pewnego początkowego stadium badania. Niestety jednak uzyskiwano przy tym wielokrotnie twierdzenia, które nie tylko odbiegały od Krytyki czystego rozumu, a nawet były z nią niezgodne (o tyle więc w stosunku do badań Kanta chybiały celu), lecz nadto były w tym sensie niezgodne między sobą, iż różni interpretatoro-wie Kanta mówili nieraz o tej samej sprawie coś wręcz przeciwnego. Tak w ciągu XIX stulecia powstał szereg znacznie różniących się między sobą kierunków „kantyzmu", a każdy z nich powoływał się na słowa Krytyki, starając się uzasadnić wyłączną trafność swojej interpretacji poglądów Kanta, i to powoływał się częściowo nie bez podstaw. Lecz ten fakt rozbieżnych
interpretacji jest związany nie tylko z trudnością samych zagadnień i z brakami w ich opracowaniu, lecz także z oporami, jakie dla właściwego zrozumienia stawia czytelnikowi czysto językowe sformułowanie twierdzeń Kanta w Krytyce czystego rozumu. Trudność tego dzieła polega bowiem w znacznej mierze na tym, iż jest ono pisane językiem wielce niedoskonałym.
Różne są tego objawy i różne też, zdaje się, powody. Istnieje opowieść (którą dziś trudno sprawdzić), powtarzana przez wielu historyków filozofii, jakoby Kant przez jedenaście lat * pracował nad zagadnieniami, którym poświęcona jest Krytyka, a potem, przynaglany przez przyjaciół i władze uniwersyteckie, „napisał" w ciągu trzech miesięcy swe ogromne dzieło. Jeżeli opowieść ta byłaby prawdziwa, to pośpiech, w jakim Kant pisał swoje dzieło (musiałby wszak pisać dziennie bez przerwy około 9 stron druku), tłumaczyłby niedoskonałość językowego opracowania tekstu. Wykluczone byłoby również, iżby mógł był spokojnie przeczytać gotową całość, co pozwoliłoby mu usunąć te braki. Czytelnik jednak, zwracając uwagę na sposób, w jaki Krytyka jest napisana, odnosi wrażenie, że sprawa miała się chyba inaczej, niż głosi owa opowieść. Prawdopodobnie Kant przez owe jedenaście lat pisał dla siebie szereg studiów przygotowawczych, wprawdzie
* To znaczy od r. 1770, daty wydania tzw. „dysertacji" Kanta pt. De mundi sensibilis atgue intelligibilis forma et princi-piis, aż do r. 1781, w którym ukazała się Krytyka. Dysertacja zawiera, jak wiadomo, przedstawienie poglądów Kanta na czas i przestrzeń, stanowiących później treść Estetyki transcendentalnej w Krytyce czystego rozumu.
XII
Od tłumacza
wedle pewnego planu, ale mimo to w sposób dość nieuporządkowany. Miały one, być może, charakter tymczasowego notowania myśli, by — że się tak wyrażę — ,,nie uciekły", a tylko częściowo może były pisane w zamiarze publikacji i doprowadzone do dojrzałej postaci. Gdy zażądano odeń ogłoszenia dzieła, Kant w ciągu owych trzech miesięcy, zdaje się, po prostu w sposób dość mechaniczny połączył z sobą teksty już przygotowane, tu i ówdzie poprawiając czy uzupełniając luki, a nie mając już czasu na to, by sporządzić zupełnie nową, pod względem literackim zadowalającą redakcję. Brak ostatecznego literackiego opracowania Krytyki uderza zwłaszcza wtedy, gdy porównujemy co do stylu literackiego Krytykę z tzw. „przedkrytycznymi" dziełami Kanta, które odznaczają się nawet pewnymi zaletami językowego ujęcia i starannym opracowaniem. Nie należy jednak pomijać faktu, że w ciągu owych jedenastu lat, a zwłaszcza w ciągu dalszych sześciu lat między pierwszym a drugim wydaniem Krytyki, Kant powoli zaczynał się starzeć i wpadał coraz to bardziej w ów słynny „Kantowski" styl olbrzymich, skomplikowanych okresów, w których budowie syntaktycznej sam się nieraz jakby gubił. Zwłaszcza wielokrotne przeplatanie jednych zdań pobocznych innymi zdaniami bardziej podrzędnymi,
nieumiejętne odnoszenie jednych części zdania do innych, wadliwe posługiwanie się zaimkami, nie wiadomo nieraz do czego się odnoszącymi, liczne omyłki przy stosowaniu zaimków nieodpowiednich rodzajów, a zwłaszcza coraz silniej wzmagająca się tendencja, by niejako wszystko powiedzieć na raz, by opatrzyć
każde nie
mai twierdzenie, i to w trakcie jego rozwijania,
wszystkimi zastrzeżeniami, warunkami, uzupełnieniami itd. — pojawia sic_ z biegiem lat coraz częściej w tych późnych tekstach Kanta *.
Wydaje się wreszcie, jakby Kantowi niewiele
zależało na literackiej stronie dzieła, a nawet na stronie czysto wydawniczej **. Czyżby był inaczej przeoczył tak
* Czytając Krytykę można po stylu rozpoznać, które części
* pochodzą z pierwszego, a które z drugiego wydania. Zmiana sposobu pisania uderza szczególnie jaskrawo np. przy porównaniu przedmowy do wydania drugiego z przedmową do pierwszego wydania. Ale i w obrębie wydania pierwszego występują pod tym względem zastanawiające różnice. Początkowe części dzieła, zwłaszcza Estetyka transcendentalna, która wszak jest tylko nową
* redakcją poglądów znacznie wcześniej powstałych, są pisane w sposób dość przejrzysty, krótkimi, jasno sformułowanymi zdaniami. Tak samo początkowe paragrafy dalszych większych części (jak np. Analityka, Dialektyka itp.) są pisane raczej łatwo i prosto. Im dalej natomiast posuwamy się w lekturze danej części, tym styl staje się cięższy, zdania dłuższe i coraz bardziej skomplikowane. To właśnie nasuwa myśl, że poszczególne części były przynajmniej zaczynane w różnych okresach, nieraz może były pisane równolegle, nie było zaś tak, by Kant pisał Krytykę jednym ciągiem, część po części.
** Kant pisze sam, że „z powodu braku czasu"(!) czytał tylko niespełna połowę arkuszy pierwszej korekty i że znalazł przy tym aż jeden(!) błąd drukarski zmieniający sens
oryginału. Przy drugim wydaniu, którego opracowaniu musiał wszak poświęcić dłuższy okres czasu, znów nie położył nacisku na stronę wydawniczą i językową swego dzieła. Zakończenie Przedmowy do drugiego wydania świadczy, że uświadomił sobie zarówno literackie, jak i pewne rzeczowe braki w sposobie przedstawiania swych myśli. Uważał je jednak za brak „wymaganej elegancji" (dery^oH^^hen Eleganz), które jego następcy usuną
XIV
Od tłumacza
wiele niewątpliwych błędów drukarskich, stylistycznych, a nawet gramatycznych? Odnosi się wrażenie, że Kant w ogóle nie czytał uważnie swego gotowego dzieła przed oddaniem go do druku, jak gdyby pisał tylko dla siebie, dla wyjaśnienia sobie w trakcie pisania dręczących go zagadnień. Gdy sam je sobie rozwiązał, nie mógł już widać zdobyć się na uważne przeczytanie gotowego tekstu, który go jakby nudził *.
Ale sprawa nie jest może tak prosta. Kant, co najmniej w swym odczuciu, istotnie nie miał czasu i pochłaniały go sprawy ważniejsze. W chwili, gdy po raz pierwszy zarysował mu się przełom w jego dotychczasowym stanowisku, miał już lat 46. Gdy skończył Krytykę czystego rozumu, miał łat 57, gdy przygotowywał drugie jej wydanie — lat około 63. Sam o tym pisze. 'Przy tym, choć lepiej niż ktokolwiek ze współczesnych
bez trudności. Nie odczuwał jakby, że te na pozór zewnętrzne wady utrudnią właściwe zrozumienie jego koncepcji i że sięgną aż w sam miąższ zagadnień i aparatury pojęciowej. — O późniejsze wydania już wcale się nie troszczył: nie kazał uwzględnić w nich uwag i poprawek, które sam zrobił w swym egzemplarzu autorskim.
* Nie mając możności dotarcia do źródeł ani nie natrafiwszy na odpowiednią informację nie zdołałem odpowiedzieć sobie na pytanie, z jakiego tekstu drukowano Krytykę — z autografu Kantowskiego, czy też z jakiegoś odpisu nie skontrolowanego przez autora. Z pewnych uwag komentatorów przy proponowaniu niektórych zmian w późniejszych wydaniach można by wnosić, że raczej składano z odpisu. Wówczas wiele błędów dałoby się wyjaśnić faktem, że to po prostu przepisywacz jest za nie odpowiedzialny. Ale i wtedy trudno zrozumieć, dlaczego autor błędów nie usunąłmu filozofów uświadamiał sobie przełomowość Krytyki, uważał ją przecież tylko za wstęp, za „propedeutykę" do swego właściwego systemu filozoficznego. Nie widział w Krytyce czystego rozumu ani swego głównego dzieła, ani też nie uważał jej za dzieło jedynie zamykające pewną drogę filozofowania, jak sądzą ci, którzy główną i jedyną zasługę Krytyki widzą w zwalczaniu przez nią „metafizyki". Przeciwnie — jak świadczy o tym choćby sam tytuł dziełka'"", które miało być uproszczoną rekonstrukcją Krytyki, a nie wstępem do niej, jak błędnie sądzą niektórzy — sama Krytyka czystego rozumu miała dopiero otworzyć drogę do nowej filozofii, do nowej „metafizyki", metafizyki „naukowej", odpowiedzialnej, opartej na właściwych podstawach poznawczych, wolnej od błędów tej metafizyki, którą Krytyka istotnie zwalczała **. Ale ten
* Brzmi on, jak wiadomo: ProlegomenaMetaphysik, die als Wissenschaft wird auftreten kónnen!
** Kant mógł się mylić co do możliwości i właściwego sensu tej nowej metafizyki, ale istotne jest to, że faktycznie żywił takie przekonanie. Świadczą o tym różne miejsca Krytyki (por. np. I 47—48: „Przeciwnie, krytyka jest niezbędnym przygotowaniem do krzewienia gruntownej metafizyki jako nauki, która winna być z koniecznością opracowywana dogmatycznie i systematycznie wedle najściślejszych wymogów..." „W wykonaniu więc planu, który wykreśla krytyka, tj. w przyszłym systemie metafizyki, będziemy musieli kiedyś postępować według ścisłej metody słynnego Wolfa..."), ale świadczą także i dalsze dzieje filozofii niemieckiej: nagły wybuch metafizyki idealizmu niemieckiego, który byłby niezrozumiały u ludzi, którzy znali wszak osobiście Kanta i byli mu myślą bliscy, gdyby stanowisko Kanta było istotnie takie, jakie mu przypisywali przedstawiciele pozy-
XVI
Od tłumacza
nowy system filozofii, którego zarysy Kant przewidywał w czasie pisania Krytyki, należało dopiero stworzyć. I Kant czuł się do tego powołany. Wydawał mu się on też znacznie łatwiejszy i bliższy do zrealizowania, niż to pokazały dzieje filozofii po r. 1781. Należało tylko — tak mu się zdawało — wykorzystać lata, które jeszcze widział przed sobą. Nie miał więc w swym odczuciu istotnie czasu na zajęcie się szczegółami językowego opracowania i pojęciowej aparatury; uważał je za sprawę „elegancji", a nie uświadamiał sobie, jak wiele od tych szczegółów będzie w przyszłości zależało. Następstwem tego wszystkiego było, że już za życia Kanta zaczęto „oczyszczać" tekst Krytyki i wprowadzać wiele poprawek językowych. W wieku XIX przybrało to dość znaczne rozmiary przy przygotowywaniu coraz to nowych wydań czy to samej Krytyki, czy też zbioro wych dzieł Kanta. Posuwano się przy tym nieraz może zbyt daleko, ale stwierdzić trzeba, że wszystkie miejsca, które starano się poprawić, są istotnie obarczone jakimiś wadami. Zbiorowe wydanie dzieł Kanta dokonane przez Akademię Pruską * usunęło znaczną ilość tych poprawek, ale dopiero wydanie R. Schmidta ** przy-
tywizmu w. XIX, a i niejeden „kantysta" tego czasu. Hegel pod tym względem lepiej rozumiał mistrza, choć w treści swych poglądów w tak istotnych punktach odbiegał od jego myśli.
* Kanls Gesammelte Schriften. Tom III (Berlin 1904 i 1905) zawiera wydanie Krytyki z r. 1787, oznaczane dziś zwykle jako wydanie B, tom IV — wydanie z r. 1781, oznaczane dziś jako wydanie A.
** Immanuel Kant, Kritik der reinen Dernunft, nach der er-sten und zweiten Original-Auflage neu herausgegeben von Ray-
wróciło w sposób radykalny pierwotny tekst obu wydań oryginalnych, opatrując zarazem tekst notami podającymi wszystkie zmiany lub propozycje zmian dokonanych w ciągu lat przez różnych wydawców. To wydanie stanowi też podstawę mego tłumaczenia. Jest ono bardzo instruktywne, pozwala bowiem wmyśleć się w trudności, jakie niejasnością swą sprawia czytelnikowi oryginalny tekst Krytyki. Ich przemyślenie nasuwa niektóre przynajmniej możliwości zrozumienia, co właściwie Kant chciał powiedzieć. W wątpliwych wypadkach posługiwałem się nadto innymi wydaniami, m. i. egzemplarzem wydania B z r. 1787, z całym zrozumieniem użyczonym mi na długi czas przez Bibliotekę Jagiellońską *, tudzież szeregiem innych wydań. Przy interpretacji miejsc trudno zrozumiałych radziłem się znanych komentarzy Vaihingera i Vleeschauwera **. Nadto posługiwałem się wszystkimi dostępnymi mi tłumaczeniami Krytyki na inne języki, a to jednym na język
mund Schmidt, Philosophische Bibliothek, Bd 73 a, Meiner, Leip-zig 1926 (II wydanie 1930).
* Oryginał wydania A był mi niedostępny. Kilka spraw wątpliwych zbadała prof. I. Dąmbska przy pomocy egzemplarza znajdującego się w Bibliotece Miejskiej w Gdańsku, za co składam tu p. Dąmbskiej serdeczne podziękowanie. M. i. okazało się, że obydwa wydania oryginalne nie posługują się drukiem rozstrzelonym, stosowanym w wydaniach późniejszych, a nie uwzględnionym w niniejszym przekładzie.
** Por. Kommentar zu Kants Kritik der reinen TJernunft von Dr H. Vaihinger, 2 tomy, II wyd. 1922 r.; H. J. de Vleescha-uwer, La deduction transcendentale dans 1'oeiwre de Kant, 3 tomy, 1935—1937. Inne komentarze, jakie mogłem znaleźć w Krakowie, nie przyniosły mi wiele pożytku.
Krytyka T. I II
XVIII
Od tłumacza
polski (P. Chmielowskiego), trzema na język francuski (J. Tissota, J. Barni'ego tudzież A. Tremesayguesa — B. Pacauda), nadto jednym na język angielski (Nor-mana Kemp Smitha). Wielce pomocny był mi wreszcie słownik języka niemieckiego J. Chr. Adelunga, podający słownictwo języka niemieckiegOido końca ]w. XVIII. Literatura historyczna i krytyczna do Kanta i do Krytyki czystego rozumu jest tak olbrzymia, że mogłem z niej obecnie korzystać tylko w dość ograniczonych rozmiarach *.
Już samo porównanie różnych tłumaczeń wskazuje wyraźnie na te miejsca oryginału Krytyki, które sprawiają szczególne trudności przy próbach właściwego przełożenia tekstu. W tłumaczeniach bowiem w miejscach tych występują bardzo nieraz odmienne sformułowania, przy czym najczęściej każde z tych tłumaczeń ma pewną podstawę w oryginale, który jest na tyle wieloznaczny czy niejasny, iż można go rozumieć na różne sposoby. Natomiast tam, gdzie oryginał jest niejasny, ale zarazem jednoznaczny, tłumaczenia są zazwyczaj zgodne i oddają tekst dosłownie. Autorowie ich obawiają się bowiem podać jakąś własną interpretację tekstu w gruncie rzeczy niezrozumiałego. W miejscach tego rodzaju trzymałem się w moim tłumaczeniu tej samej zasady, uważając, że czytelnik winien mieć w przekładzie do czynienia z taką samą sytuacją, w jakiej go
* Literatura po r. 1939 była mi właściwie w ogóle niedostępna. Z dawniejszej literatury Kantowskiej, zwłaszcza ogłoszonej po r. 1914, tylko stosunkowo bardzo niewiele można znaleźć w naszych bibliotekach.
Od tłumacza XIX
stawia oryginał, i że zadaniem czytelnika jest przeprowadzić badania nad tekstem dzieła, które by mu pozwoliły na dokonanie odpowiedniej interpretacji, bez takich czy innych sugestii ze strony tłumacza. Tam zaś, gdzie tekst oryginału jest wieloznaczny i nasuwa wyraźnie rozmaite możliwości rozumienia, wybieram w tłumaczeniu interpretację, która wydaje mi się naj-prawdopodobniejsza, a pod tekstem — o ile sprawa jest ze względów rzeczowych ważna — wyłuszczam wieloznaczność i podaję jej źródło, cytując często tekst oryginalny, a nadto przytaczam czasem inne sposoby tłumaczenia wybrane z przekładów, którymi się posługiwałem.
W wielu wypadkach pomocne mi było tłumaczenie P. Chmielowskiego, który dzięki swemu talentowi pisarskiemu umiał niejednokrotnie wybrnąć szczęśliwie z trudności, jakie nastręcza oryginał przy tłumaczeniu na język polski. Mimo to nie mogłem się zdecydować na to, by się ograniczyć po prostu do przerobienia tego tłumaczenia. Doświadczenia, jakie zdobyłem przy przerabianiu tłumaczenia Kantowskiego Uzasadnienia metafizyki moralności, które niegdyś dał M. Warten-berg, pouczyły mię, iż wynikiem takich przeróbek jest twór niejednolity, a jego urzeczywistnienie zadaje nieraz więcej trudów i kłopotów teoretycznych niż sporządzenie nowego przekładu. Zresztą od czasu ukazania się tłumaczenia Chmielowskiego upłynęło lat pięćdziesiąt, a zmiany w poglądach na filozofię Kanta tudzież zmiany zarówno w potocznym, jak w filozoficznym języku polskim, dokonane w ciągu tego półwiecza, są tak znaczne, iż było raczej wskazane dokonać
n»
XX - Od tłumacza.
nowego przekładu. Także terminologia zastosowana przez Chmielowskiego nie zawsze wydaje się dziś właściwa. Prawdą jednak jest, że powstały wielkie trudności przy próbach zastosowania terminologii odmiennej. Nakazywało to wielką ostrożność w dokonywaniu zmian pod tym względem, zwłaszcza że należy się liczyć w granicach możliwości z pewną tradycją, jaka się wyrobiła w filozoficznym języku polskim co do używania pewnych słów jako odpowiedników podstawowych terminów Kaniowskich. Względy te, a z drugiej strony konieczność zmiany sposobu oddawania niektórych terminów, doprowadziły ostatecznie do pewnych kompromisów, które, choć zgodziłem się na nie z ciężkim sercem, były nieuniknione; nie chciałem bowiem wprowadzić sztucznych neologizmów, które jedynie wyjątkowo udaje się szczęśliwie utworzyć.
Będąc przeświadczony, że pewna ilość niejasności i wieloznaczności oryginału płynie z przypadkowych wad językowego sformułowania twierdzeń Krytyki czystego rozumu, nie zaś z właściwości Kan-towskiego sposobu myślenia i z czysto rzeczowych trudności samej problematyki, starałem się w miejscach szczególnie zawile napisanych dokonać pewnych zmian ujęcia językowego, by przez to tekst stał się dla czytelnika polskiego do pewnego stopnia bardziej czytelny niż oryginał *. Jednak tylko do pewnego stopnia.
* Staram się te zmiany zawsze pod tekstem odnotować. Kemp Smith, którego tłumaczenie wydaje mi się bardzo dobre, idzie w tym kierunku znacznie dalej, niż ja się zdecydowałem to zrobić.
Od tłumacza XXI
Kto by bowiem chciał dziś uczynić Krytykę w pełni czytelną, musiałby ją chyba w znacznej części na nowo napisać. Nie byłby to już wówczas Kant, którego — jeżeli już nie zawsze sposób pisania — to w każdym razie sposób myślenia i formułowania myśli należało tu zachować. Doprowadziło to również do pewnego kompromisu, tym razem z postulatem wierności tłumaczenia. Czy kompromis ten wypadł szczęśliwie, osądzą czytelnicy. W każdym razie zasadą mą było, że wszędzie tam, gdzie chodzi o wierne zachowanie m y-ś 1 i oryginału, trzeba — choćby sposób sformułowania językowego nie wydawał się szczęśliwy — zrezygnować z postulatu „uczytelnienia" i literackiego „wygładzenia" tekstu, by pokazać nie tylko jasną, ale czasem i niejasną myśl oryginału i odsłonić w ten sposób zmaganie się Kanta z rzeczowymi trudnościami, na jakie musiał natrafić pisząc swoje dzieło. Taka była rzeczywistość historyczna w swej myślowej zawartości i tę rzeczywistość należy w tłumaczeniu przekazać czytelnikowi. Tam zaś, gdzie niejasność jest wyraźnie związana z czysto literackimi wadami oryginału, dającymi się usunąć bez większego naruszania myślowej zawartości tekstu, zdecydowałem się na pewne literackie odchylenia od oryginału, np. na rozbijanie długich i nieprzejrzyście zbudowanych zdań lub na pewne przekształcenia ich budowy, o ile można było przez to uzyskać uwypuklenie lub większą przejrzystość właściwego sensu wywodów Krytyki. Ale nie da się zaprzeczyć, że właściwie każda zmiana konstrukcji zdania pociąga za sobą pewne przesunięcia jego sensu i narusza swoistą dynamikę rozwoju tego sensu w zdaniu. Toteż
XXII • Od tłumacza
w wielu miejscach trzeba było pozostać przy sformułowaniach Kantowskich, choć mogą onę razić czytelnika, są bowiem w języku polskim może bardziej dotkliwe niż w niemieckim.
I jeszcze jedna sprawa. Wspomniałem o wielości istniejących interpretacji Krytyki i o wielu różnych „kan-tyzmach." Przy dokonywaniu przekładu nasuwało się w związku z tym zagadnienie, czy należy dzieło to tłumaczyć w duchu którejś ze znanych interpretacji, a jeżeli tak, to której z nich. Otóż doszedłem do przekonania, że nie należy krępować się żadną z nich, albowiem każda stara się dzieło Kanta ujednoznacznić i ukon-sekwentnić na swój sposób, podstawiając nieraz pod terminy Kantowskie swoje własne pojęcia, co zresztą tylko do pewnych granic się udaje. Jeżeli jednak tak wiele interpretacji i kierunków powstało, to źródło tego tkwi nie tylko w różnicach zachodzących między rozmaitymi czytelnikami i odmiennymi atmosferami filozoficznymi, w jakich Krytyka przez te sto kilkadziesiąt lat bywała czytana, ale także w niej samej: jej niejasności, wieloznaczności, niekonsekwencje, tudzież fatalna pod tym względem okoliczność, że Kant ogłosił dwie różniące się między sobą redakcje swego dzieła, przyczyniły się do tego. Ale te właśnie różne szczegóły stanowią jej własne rysy i pozwalają zrozumieć niektóre przypadłości roli, jaką Krytyka czystego rozumu odegrała w filozofii w. XIX i XX. „Niektóre przypadłości", albowiem gdyby chcieć zrozumieć w pełni jej rolę, trzeba by sięgnąć do jej myślowej zawartości, do swoistych rysów problematyki, jaką wysunęła, do specyficznych sposobów rozwiązywania zagadnień itd.
Od tłumacza XXIII
— to zaś wdymagałoby napisania osobnego obszernego studium. Próby przeprowadzenia takiego studium były niejednokrotnie podejmowane i można by z nich utworzyć dość pokaźną biblioteczkę.
Postulat zachowania właściwości dzieła Kantowskie-go wydał mi się tym ważniejszy, że tłumaczenie to może być w pewnej mierze pomocne przy nauczaniu filozofii, a będzie musiało zastąpić oryginał tym wszystkim, którzy nie znają języka niemieckiego. Tekst dany do ręki polskiemu czytelnikowi nie powinien zacierać wymienionych właściwości oryginału, gdyż ma właśnie niejednemu czytelnikowi umożliwić zetknięcie się (choćby w przybliżeniu tylko) z faktyczną zawartością myślową tego dzieła, przez zwrócenie zaś uwagi czytelnika w notach pod tekstem na zarysowujące się w oryginale wieloznaczności lub niejasności ma jedynie obudzić jego czujność i pobudzić go do przemyślenia odnośnych miejsc.
Nie czuję się upoważniony do tego, by wypowiedzieć tu jakąkolwiek opinię moją o prawdziwości lub fałszy-wości poszczególnych twierdzeń lub całokształtu poglądów zawartych w Krytyce czystego rozumu. Ale to może wolno mi stwierdzić, że pojawienie się jej i jej istnienie w nowożytnej filozofii europejskiej stało się na tyle ważnym faktem historycznym, iż bezpośrednie zetknięcie się i przetrawienie poglądów zawartych w Krytyce jest niezbędne dla każdego, kto chce owocnie i odpowiedzialnie pracować nad zagadnieniami współczesnej teorii poznania i teorii świata, nie mówiąc już o historykach filozofii. Cieszyć się będę, jeżeli tłumaczenie moje będzie mogło być pomocne choćby przy
r
XXIV Od tłumacza
wstępnym studium nad filozofią Kanta. Bo żeby ją móc naprawdę i do gruntu poznać, trzeba będzie sięgnąć do oryginału.
Na zakończenie pragnę podziękować dr Jerzemu Ga-łeckiemu za przeprowadzenie skrupulatnej kontroli mego tłumaczenia. Zwrócił mi on uwagę na niejedną pomyłkę lub opuszczenie, a także nasunął niejedną pozytywną propozycję, którą mogłem przyjąć. Również wszystkim innym osobom, które przyczyniły się do ulepszenia mego tłumaczenia, w szczególności p. Irenie Krońskiej i p. Stefanowi Dańcewiczowi, wyrażam moje podziękowanie *.
Kraków, we wrześniu 1954 r.
Roman Ingarden
"' W niniejszym przekładzie paginacja boczna oznacza pierwsze i drugie wydanie oryginału, a mianowicie A — wydanie pierwsze, B — wydanie drugie. Noty pod tekstem opatrzone asteryskiem pochodzą od Kanta, noty opatrzone liczbą porządkową pochodzą od tłumacza. Tekst podstawowy według wydania B, z tym, że odnośne ustępy wydania A podane są pod tekstem, o ile zmiany są nieznaczne; jeżeli natomiast obszerniejsze części wydania A zostały zastąpione w wydaniu B nową redakcją, redakcja A poprzedza w tekście głównym redakcję B. Drobne zmiany redakcyjne, mające znaczenie tylko w języku niemieckim, zostały w Ogóle pominięte, a tekst jest w tych wypadkach tłumaczony wedle wydania B. Czytelnik interesujący się tymi zmianami zechce zajrzeć do któregokolwiek krytycznego wydania niemieckiego.
KRYTYKA CZYSTEGO ROZUMU
grtttf
fcer
reftren iBernunfc
3 m m a n u e f 56 a n
in
Karta tytułowa I wydania • Krytyki
r i t i f
fc e t
rctoen Sernunff
3 tn m a n u c i S« n t,
v'. >; * i i i; r : r. S t n i ii ? b f r g, '.V; i i -3 I i t t,
-,v
t . 11 c .: 111 c t r :i i; f i .' 3 r.
3i i n a ; fc c .* j:; a u r. ,$ 11 J : r uh Sj >> r! i u; A
> s r
Karta tytułowa II wydania • Krytyki'
B II BACO DE VERULAMIO
Instauratio magna. Praefatio
De nobis ipsis silemus: De re autem, quae agitur, petimus: ut homines eam non Opinionem, sed Opus esse cogitent; ac pro certo habeant, non Sectae nos alicuius, aut Placiti, sed utilitatis et amplitudinis humanae fundamenta moliri. Deinde ut suis com-modis aequi... in commune consulant... et ipsi in partem veniant. Praeterea, ut bene sperent, neque Instaurationem nostram ut quid-dam infinitum et ultra mortale fingant, et animo concipiant; quum revera sit infiniti erroris finis et terminus legitimus. 1
BACON Z VERULAMU Instauratio magna. Przedmowa
O sobie nie będziemy mówili; co do sprawy zaś, o którą chodzi, to chcemy, by ludzie nie sądzili, że idzie tu o jakiś pogląd, lecz o dzieło, i by mieli za rzecz pewną, że nie zakładamy fundamentów jakiejś szkoły czy doktryny, lecz fundamenty ludzkiego dobra i wielkości. Następnie, aby mając na względzie własne korzyści... razem radzili... [i] sami również wzięli udział. Ponadto, aby byli dobrej myśli i tej naszej Odnowy nie przedstawiali i nie wyobrażali sobie jako czegoś nieskończonego i przekraczającego możliwości istot śmiertelnych, ponieważ w istocie stanowi ona właściwe zakończenie i kres nieskończonego błędu. 2
1 Motto łacińskie zostało dodane w wydaniu B. Miejsca wy
punktowane oznaczają skróty dokonane przez Kanta w tekście
Bacona.
2 Novum Organum, przełożył Jan Wikarjak, przekład przejrzał,
wstępem i przypisami opatrzył Kazimierz Ajdukiewicz. Biblioteka
Klasyków Filozofii, PWN Warszawa 1955, str. 23—24.
Jego Ekscelencji
Królewskiemu Ministrowi Stanu
Baronowi von Zedlitz
B III
Miłościwy Panie! BV
Dopomagać ze swej strony do wzrostu nauk, to pracować w dziedzinie własnych zainteresowań "Waszej Ekscelencji. Jest on bowiem z nimi jak najściślej związany nie tylko przez wysokie stanowisko opiekuna, lecz także przez znacznie bardziej zażyły stosunek miłośnika i oświeconego znawcy. Dlatego też posługuję się tym jedynym środkiem, jaki do pewnego stopnia jest w mojej mocy, by okazać mą wdzięczność za łaskawe zaufanie, którym mnie zaszczyca Wasza Ekscelencja, jak gdybym mógł się czymś przyczynić do tego zadania.
|+ Kogo zadowala życie spekulatywne, dla tego, przy umiarkowanych jego życzeniach, uznanie oświeconego i sprawiedliwego sędziego stanowi silną zachętę do podejmowania usiłowań, których pożytek jest wielki, choć odległy i dlatego jest całkowicie niedoceniony przez ludzi prostych.
Dedykacja
Takiemu to Człowiekowi i Jego łaskawej uwadze poświęcam to oto dzieło, a Jego opiece + |1 — wszelkie inne sprawy mego literackiego powołania, i pozostaję z najgłębszą czcią
Waszej Ekscelencji
uniżenie najposłuszniejszym sługą
Immanuel Kant
Królewiec, 29 marca 1781 r.
1 Zamiast słów ujętych w I + + I Kant wstawił w wydaniu B B VI słowa następujące: „Tej samej łaskawej uwadze, którą Wasza Ekscelencja zaszczycił pierwsze wydanie tego dzieła, poświęcam obecnie także to drugie wydanie, a przez to zarazem..."
PRZEDMOWA
A VII
Rozum ludzki spotyka się w pewnym rodzaju swych poznań ze szczególnym losem: dręczą go pytania, których nie może uchylić, albowiem zadaje mu je własna jego natura, ale na które nie może również odpowiedzieć, albowiem przewyższają one wszelką jego możność.
Popada w ten kłopot bez własnej winy. Rozpoczyna bowiem od zasad, których używanie w toku doświadczenia jest nieuniknione, a zarazem przez nie dostatecznie wypróbowane. Przy ich pomocy (jak to także jego natura2 ze sobą przynosi) wznosi się wciąż wyżej, do coraz bardziej odległych warunków. Ponieważ jed- A VIII nak uprzytamnia sobie, że jego praca musiałaby w ten sposób zostać zawsze nie dokończona, gdyż pytania nigdy nie przestają się pojawiać, więc czuje się zmuszony uciec się do zasad, które wykraczają poza wszelkie możliwe posługiwanie się doświadczeniem, a mimo to wy-
1 Przedmowa ta do wydania A z r. 1781 została opuszczona
w wydaniu B z r. 1787.
2 W oryginale „ihre Natur"; może zachodzić wątpliwość, do
czego odnosi się to „ihre", czy do „Vernunft" (= rozum), czy do
„Grundsatze" (= zasady). Pierwsza ewentualność wydaje się praw
dopodobniej sza, dlatego tłumaczę w tym duchu.
Przedmowa do pierwszego wydania
glądają tak niepodejrzanie, że i prosty rozum ludzki na nie się zgadza. Przez to jednak stacza się w mrok i sprzeczności, po których może wprawdzie wnosić, że gdzieś u podłoża muszą kryć się błędy, ale ich nie może odkryć, ponieważ zasady przezeń używane, wychodząc poza granice wszelkiego doświadczenia, nie uznają już żadnego probierza doświadczenia. Otóż pole bitwy tych nie kończących się nigdy sporów nazywa się metafizyką.
Był czas, gdy nazywano ją królową nauk, i jeżeli wolę bierze się za czyn, zasługiwałaby ona rzeczywiście na to zaszczytne miano z uwagi na znamienitą ważność jej przedmiotu. Głos mody epoki każe dziś okazywać jej zupełną pogardę, a ta matrona, odepchnięta i opuszczona, skarży się jak Hekuba: modo maxima A ix rerum, tot generis natisąue potens — nunc trahor exul, inops 1 (Owidiusz, Metamorfozy).
Początkowo, pod rządami dogmatyków, panowanie jej było despotyczne. Ale ponieważ prawodawstwo nosiło na sobie jeszcze ślady dawnego barbarzyństwa, więc panowanie jej 2 wskutek wojen domowych wy-rodziło się powoli w zupełną anarchię, sceptycy zaś —
1 To znaczy: „niedawno jeszcze najpotężniejszą w państwie,
silną tylu zięciami i synami, teraz wloką mnie, bezsilną, na tułacz
kę i nędzę".
2 W oryginale „sie", co odnosi się prawdopodobnie do pod
miotu poprzedniego zdania, a więc do panowania metafizyki, ale
może się także odnosić do samej metafizyki albo do „Gesetzge-
bung", czyli do prawodawstwa. Pierwsze rozumienie wydaje się
prawdopodobniejsze. Dla ujednoznacznienia wstawiam za Kemp
Smithem słowo „panowanie".
Przedmowa do pierwszego wydania
niby koczownicy czujący wstręt do stałej uprawy roli — rozrywali od czasu do czasu związki społeczne.
Na szczęście jednak byli nieliczni. Nie mogli więc temu przeszkodzić, żeby dogmatycy nie starali się tych związków odbudowywać wciąż na nowo, choć bez żadnego między sobą uzgodnionego planu. W nowszych czasach wydawało się wprawdzie w pewnej chwili, że wszystkim tym sporom położy kres pewnego rodzaju fizjologia umysłu ludzkiego (stworzona przez słynnego Locke'a) i że rozstrzygnie całkowicie uprawnienie owych roszczeń. Pokazało się jednak, że choć pochodzenie owej królowej wywiedziono z nizin pospolitego doświadczenia i choć jej uroszczenia musiały się przez to słusznie stać podejrzane, to przecież wobec tego, że w rzeczywistości fałszywie przypisano jej tę genealogię, zachowała ona nadal swoje roszczę- AX nia. Dzięki temu znów wszystko popadło w przestarzały, robaczywy dogmatyzm, a stąd w lekceważenie, z którego chciano naukę wydobyć. Teraz zaś, gdy — jak się mniema — próbowano wszystkich dróg nadaremno, panuje w naukach przesyt i zupełny indyferen-tyzm, ojciec chaosu i nocy, ale zarazem przecież i początek, a przynajmniej zapowiedź zbliżającego się ich przekształcenia i ujaśnienia, gdy wskutek ile zastosowanej pilności stały się ciemne, zagmatwane i nieużyteczne.
Na próżno mianowicie chce się sztucznie wywołać obojętność dla takich dociekań, których przedmiot nie może być obojętny dla natury ludzkiej. Także i owi rzekomi indyferentyści, choć przez zmianę gwary szkolnej tak bardzo starają się zamaskować się tonem popular-
10 Przedmowa do pierwszego wydania
nym, popadają z powrotem — o ile w ogóle coś myślą — nieuchronnie w twierdzenia metafizyczne, dla których wszak udawali tak wielką pogardę. Tymczasem owa obojętność, pojawiająca się w chwili rozkwitu wszelkich nauk i dotycząca tych właśnie [nauk], których wiadomości, o ile by je można mieć,, najtrudniej ze wszy-AXI stkich byłoby nam się wyrzec, stanowi zjawisko godne uwagi i zastanowienia. Jest ona oczywiście skutkiem nie lekkomyślności, lecz zdolności do dojrzałego sądu *, cechującej epokę, która nie daje się dłużej uwodzić pozorną wiedzą; jest ona wezwaniem skierowanym do
* Słyszy się od czasu do czasu skargi na płytkość sposobu myślenia naszej epoki i na zupełny upadek gruntownej nauki. Nie widzę jednak, żeby te nauki, których podwaliny są dobrze założone, jak matematyka, przyrodoznawstwo itd., zasługiwały choćby w najmniejszym stopniu na ten zarzut; przeciwnie, zachowują one swą dawną sławę gruntowności, a w tej ostatniej nawet ją w niej przewyższają *. Tenże sam duch okazałby się sprawny i w innych rodzajach poznania, gdyby się tylko najpierw postarano o poprawienie ich zasad naczelnych (Prinzipien). Wobec ich braku obojętność, wątpienie, a w końcu surowa krytyka, stanowią raczej dowody gruntownego sposobu myślenia. Wiek nasz jest właściwym wiekiem krytyki, której wszystko musi się poddać. Religia •— przez swą świętość, prawodawstwo — przez swój majestat, chcą jej zazwyczaj uniknąć. Lecz budzą wtedy uzasadnione podejrzenia przeciw sobie i nie mogą domagać się nieuda-wanego uszanowania, które rozum przyznaje tylko temu, co zdołało wytrzymać jego wolną i publiczną próbę.
1 W oryginale: „in der letzteren aber sogar iibertreffen". Zwrot ten nie jest jasny, toteż bywa rozmaicie tłumaczony. Kemp Smith tłumaczy „in der letzteren" przez „in the case of physics" (w wypadku nauk przyrodniczych), Tremesaygues uzupełnia „in der letzteren" słowem „Zeit" i tłumaczy „dans ces derniers temps".
Przedmowa do pierwszego wydania
11
rozumu, żeby się na nowo podjął najuciążliwszego z wszelkich swych zadań, a mianowicie poznania samego siebie, i żeby ustanowił trybunał, który by go umocnił w jego sprawiedliwych wymaganiach, a natomiast mógł odrzucić wszelkie bezpodstawne uroszczenia i to A xii nie za pomocą dowolnych rozstrzygnięć, lecz na podstawie wiecznych i niezmiennych praw; a trybunałem takim jest tylko sama krytyka czystego rozumu.
Rozumiem zaś przez to nie krytykę książek i systemów, lecz krytykę samej władzy rozumu w ogóle w odniesieniu do wszelkich poznań, do których by rozum mógł dążyć niezależnie od wszelkiego doświadczenia, a więc rozstrzygnięcie możliwości lub niemożliwości metafizyki w ogóle i określenie zarówno jej źródeł, jak i jej zakresu i granic, wszystko to jednak na podstawie zasad naczelnych.
I oto wszedłem na tę drogę, jedyną, jaka pozostawała, i pochlebiam sobie, że znalazłem na niej uchylenie wszelkich błądzeń, jakie dotychczas rozdwajały rozum w postępowaniu nie posługującym się doświadczeniem; nie unikałem jego pytań zasłaniając się np. niemocą rozumu ludzkiego, lecz wyszczególniłem je w zupełności na podstawie naczelnych zasad, a odkrywszy punkt, w którym rozum dochodzi do nieporozumienia z samym sobą, rozwiązałem je ku jego zupełnemu zadowoleniu. Wprawdzie odpowiedź na te pytania nie A XIII wypadła tak, jak tego mogła oczekiwać żądza wiedzy snująca w sposób dogmatyczny rojenia, ją bowiem mogłyby zaspokoić sztuczki czarodziejskie, na których ja się nie rozumiem. Ale to też chyba nie było zamiarem naturalnego powołania naszego rozumu, a obowiązkiem
12
Przedmowa do pierwszego wydania
filozofii było usunąć mamidło powstałe z mylnego zrozumienia sprawy, choćby przy tym w nicość się obróciło nie wiadomo ile sławionych i ulubionych rojeń. Starałem się bardzo o wyczerpujące omówienie tej sprawy i śmiem twierdzić, że nie może istnieć ani jedno zadanie metafizyczne, które tu nie zostało rozwiązane lub do którego rozwiązania nie dostarczono przynajmniej klucza. Istotnie też czysty rozum stanowi tak doskonałą jedność, że gdyby jego zasada naczelna była niewystarczająca do [rozwiązania] choćby tylko jednego z wszystkich pytań, jakie zadaje mu jego własna natura, to w każdym razie można by ją odrzucić, ponieważ wtedy z całą pewnością nie dorosłaby także do żadnego z pozostałych pytań.
Mówiąc to odnoszę wrażenie, że spostrzegam na twa-AXIV rzy czytelnika zmieszane z pogardą oburzenie na tak na pozór samochwalcze i nieskromne uroszczenia; a przecież są one bez porównania bardziej umiarkowane niż u któregokolwiek autora najpospolitszego programu, w którym np. udaje, że potrafi w nim udowodnić prostą naturę duszy lub konieczność pierwszego początku świata. Podejmuje się on bowiem rozszerzyć poznanie ludzkie poza wszelkie granice możliwego doświadczenia, co do czego ja pokornie wyznaję, że przekracza to zupełnie moją możność; zamiast tego zajmuję się tylko samym rozumem i jego czystym myśleniem, a wyczerpującej ich znajomości nie muszę szukać daleko dokoła siebie, ponieważ znajduję je w samym sobie, a już zwykła logika dostarcza mi przykładu na to, że wszystkie jego proste czynności można wyliczyć w sposób zupełny i systematyczny; tylko że ja stawiam
Przedmowa do pierwszego wydania
13
tu jeszcze pytanie, ile mogę się spodziewać osiągnąć przy jego pomocy, jeżeli mi zostanie odebrany wszelki materiał i pomoc doświadczenia.
Tyle o zupełności w osiągnięciu każdego celu z osobna i o dokładności w osiągnięciu wszystkich celów razem, które wytycza nam nie dowolny jakiś zamiar, lecz natura samego poznania jako przedmiotu naszego krytycznego badania.
Prócz tego należy pewność i wyraźność — dwie spra- A XV wy dotyczące formy badania — uważać za istotne wymagania, które można słusznie postawić autorowi odważającemu się na tak śliskie przedsięwzięcie.
Co się więc tyczy pewności, to sam sobie nakazałem, że w tego rodzaju rozważaniach nie wolno wcale zadowalać się samym tylko mniemaniem i że wszystko, co tylko w nich jest podobne do hipotezy, jest towarem zakazanym, którego nie można wystawiać na sprzedaż nawet po najniższej cenie, lecz winno się go skonfiskować, gdy tylko się go wykryje. Albowiem każde poznanie, które ma a priori być niezachwiane, samo głosi, że chce, by je uważać za bezwzględnie konieczne, a określenie wszelkich czystych poznań a priori wymaga jeszcze czegoś więcej, a mianowicie, żeby ono było miarą, a więc i samym przykładem wszelkiej apodyktycznej (filozoficznej) pewności. Otóż, czy pod tym względem spełniłem to, czego^jśC^pojyałem, pozostawiam w zupełności ocenie cjfyteln^^^ąpfoważ autorowi przystoi jedynie przedflpżyć rjkj.e, nJeĄzaś sądzić o ich działaniu na jego i44zi4w.^JŻ«J>y» jednakże nic w sposób nie zawiniony bre .spow^owdio/* osłabienia A XVI
14 Przedmowa do pierwszego wydania
czyć te miejsca, które mogłyby dać powód do pewnej nieufności, jakkolwiek dotyczą tylko celów ubocznych, a to, żeby zawczasu nie dopuścić do wpływu, jaki nawet najlżejsze wątpliwości czytelnika w tym punkcie mogłyby mieć na jego sąd w odniesieniu do głównego celu.
Nie znam badań, które by były donioślejsze dla zgłębienia władzy, którą nazywamy intelektem 1, a za-
1 W oryginale: „Verstand". Kant posługuje się tym terminem w dwu znaczeniach: a) w potocznym, w którym można po niemiecku używać tego słowa zamiennie z potocznym „Vernunft" a w którym można go oddać po polsku słowem „rozum", „umysł" itp. w potocznym rozumieniu, b) w specjalnym, specjalnie przez siebie ukutym znaczeniu, w którym przeciwstawia go terminowi „Vernunft". W tym drugim znaczeniu „Verstand" oznacza szczególną czysto poznawczą władzę umysłu ludzkiego, którą Kant na swój sposób pojmuje (definicja znajduje się w tekście na str. 139). Chmielowski tłumaczy słowo ,,Verstand" w tym specjalnym znaczeniu przez „rozsądek". Słowo to jednak nie nadaje się na tłumaczenie Kantowskiego „Verstand" w znaczeniu (b). Znaczenie jego bowiem nosi wybitnie charakter 1. pewnej władzy stosowanej przez człowieka przy rozstrzygnięciach natury praktycznej (w działaniu), 2. zawiera w sobie moment dodatniej oceny tejże władzy. Rozsądek stanowi pewną z a-letę człowieka umiejącego właściwie kierować swym działaniem, wybierać to, które unikając ewentualnych niebezpieczeństw, nieostrożności czy innych wad postępowania, doprowadza do Wyniku korzystnego dla osoby działającej lub dla sytuacji, która ma być rozwiązana. Obydwa te momenty są zupełnie obce dla „Verstand" w znaczeniu specjalnym Krytyki czystego rozumu „Rozsądek" to raczej tyle, co „praktische Vernunft" u Kanta. Powstała stąd trudność, jak oddać po polsku „Yerstand" w znaczeniu (b). Nie można bowiem było zachować sposobu tłumaczenia zastosowanego przez Chmielowskiego. Trudno zaś było zna-
Przedmowa do pierwszego wydania 15
razem dla określenia prawideł i granic jego używania, nad te, które przeprowadziłem w drugim dziale Analityki transcendentalnej, pod tytułem Dedukcji czystych pojęć intelektu; kosztowały mnie one też najwięcej trudu, lecz, jak się spodziewam, nie daremnego. To rozważanie zaś, którego fundamenty są dość głęboko założone, ma dwie strony. Jedna odnosi się do przedmiotów czystego intelektu i ma wykazać oraz wytłumaczyć obiektywną ważność jego pojęć a priori; właśnie dlatego też należy w sposób istotny do moich celów. Druga zamierza badać sam czysty intelekt co do jego możliwości i sił poznawczych, na których on sam polega, a więc rozważyć go pod względem subiektyw- A xvii nym, a jakkolwiek badanie to ma wielkie znaczenie dla mego głównego celu, to jednak nie należy doń w sposób istotny. Albowiem głównym pozostaje zawsze
leźć inne słowo polskie, które by się dobrze nadawało dla oddania pojęcia Kantowskiego. Najwłaściwiej byłoby oddać „Ver-stand" przez „rozum", zaś „Vernunft" przez „intelekt" (ewent. z dodatkiem „spekulatywny"). Trzeba by w takim razie zmienić dotychczas używany tytuł Krytyki czystego rozumu. Na to zaś nie chciał się zgodzić Komitet Redakcyjny BKF. Nie pozostawało więc nic innego, jak tylko dla „Vernunft" zachować słowo „rozum", zaś „Verstand" oddać przez „intelekt", co m. i.
0 tyle się zgadza, że Kant sam (nota bene w okresie przedkry-
tycznym) posługiwał się w swej łacińskiej Dysserlacji z r. 1770
słowem „intellectus". Nie jest to jednak rozwiązanie zadowala
jące. W każdym razie jednak jest lepsze niż zachowanie terminu
„rozsądek". Trzeba oczywiście słowo „intelekt" brać nie w potocz
nym znaczeniu, używanym w języku polskim, lecz nadać mu
znaczenie, jakim Kant obdarza termin „Verstand" w swej Krytyce.
1 on odbiega od potocznego znaczenia tego wyrazu.
0
16
Przedmowa do pierwszego wydania
pytanie: co i jak wiele może poznać intelekt i rozum niezależnie od wszelkiego' doświadczenia, nie zaś: jak jest możliwa sama władza myślenia? Że zaś ta druga sprawa jest niejako wyszukiwaniem przyczyny do danego skutku i o tyle ma w sobie coś podobnego do hipotezy (choć, jak to przy innej sposobności wykażę, sprawa ta nie ma się tak w rzeczywistości), więc wydaje się, jakby tu zachodził przypadek, w którym pozwalam sobie zadowalać się tylko mniemaniem i w którym przeto także czytelnikowi musiałoby być wolno mniemać inaczej. Z tego względu muszę uprzedzić czytelnika, zaznaczając, że gdyby dedukcja subiektywna nie wywołała w nim pełnego przekonania, jak tego oczekuję, to jednak dedukcja obiektywna, o którą mi tu szczególnie chodzi, uzyskuje całą swą moc, do czego w każdym razie może wystarczyć samo to, co powiem na stronie 92 i 93 *.
Co się wreszcie tyczy wyraźności, to czytelnik ma prawo się domagać przede wszystkim dyskursywnej (logicznej) wyraźności [uzyskiwanej] przez pojęcia, po-A XVIII tem zaś również intuitywnej (estetycznej) wyraźności przez unaocznienie (Anschauungen), to jest przy pomocy przykładów i innych objaśnień in concreto. O pierwszą postarałem się w sposób wystarczający. Dotyczyło to istoty mego zamierzenia, było jednak też przypadkową przyczyną tego, że nie mogłem dostatecznie spełnić drugiego, wprawdzie nie tak bezwzględnego, lecz przecież słusznego wymagania. W toku mej pra-
1 W wydaniu A; w wydaniu B str. 124—130, § 14; w naszym wydaniu t. I str. 193—197.
'Przedmowa do pierwszego wydania 17
cy byłem prawie stale niezdecydowany, czego mam się w tej sprawie trzymać. Przykłady i objaśnienia wydawały mi się zawsze potrzebne i napływały dlatego też rzeczywiście w pierwszym opracowaniu na swoje miejsce w sposób należyty. Zrozumiałem jednakże wnet wielkość mego zadania i mnogość przedmiotów, z którymi miałbym do czynienia, a ponieważ spostrzegłem, że one już same przez się nadałyby dość znaczne rozmiary [mojemu] dziełu, nawet przy suchym, czysto szkolnym wykładzie, więc doszedłem do przekonania, iż nie jest wskazane, żeby nabrzmiało jeszcze bardziej przykładami i objaśnieniami, które są niezbędne tylko [wtedy], gdy chodzi o uzyskanie przystępności, tym bardziej że ta praca wcale by się nie mogła nadawać do popularnego użytku, a właściwi znawcy nie potrzebują tak bardzo tego ułatwienia, bo chociaż jest ono zawsze przyjemne, tutaj wszakże mogłoby pociągnąć za sobą coś niezgodnego z celem. Opat Terrasson powiada wprawdzie: jeżeli rozmiary książki mierzy się A xix nie liczbą kartek, lecz czasem potrzebnym do jej zrozumienia, to można by o niejednej ksią�