1455
Szczegóły |
Tytuł |
1455 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1455 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1455 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1455 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Autor: Nancy Etchemendy
Tytul: �wi�tynia nad rzek�
(The River Temple)
Z "NF" 7/92
Przyjacielu, okaza�e� mi �yczliwo��, cho� jestem tu obcy,
ja, schorowany podr�ny przybywaj�cy z miejsca, kt�rego
nazwa niewiele m�wi ludziom z tych stron. Cho� znam ci�
zaledwie od godziny, wierz�, �e dobry z ciebie cz�owiek i
mocny, jakim i ja sam niegdy� by�em. Je�eli przez czas jaki�
zdo�asz znie�� m�j widok, usi�d� i pos�uchaj. Oby moje s�owa
by�a jak ziarno, co na przyjazn� padnie gleb�, bo Podr�
Ksi�gi nie mo�e zako�czy� si� tutaj.
Powiadaj�, �e matka moja straci�a wiele dzieci, zanim
urodzi�a moje siostry, Arain i Mer�. Jak�e cudowne musia�y
si� jej wyda�, bo przecie� jedno zdrowe dziecko to ju�
skarb, a dwa naraz to prawdziwy cud. Moje siostry wysz�y z
�ona razem, podobne do siebie jak dwa �d�b�a z�otej
pszenicy, co z jednego wykie�kowa�y ziarna. Od dnia narodzin
w�osy ich by�y bia�e i l�ni�ce, oczy fioletowe jak mg�y
rzeczne o zmierzchu, a sk�ra niby ko�� s�oniowa bez skazy. W
mie�cie Handred powiadano, �e sam Feder je zes�a�, a ich
pi�kno�� daje �wiadectwo pot�dze boga.
Moje siostry mia�y zaledwie osiem lat, ja za� by�em
dwuletnim dzieckiem, kiedy rodzic�w naszych zamordowali
naje�d�cy z Nupasku. Sami pochowali�my matk� i ojca, czyni�c
ofiar� ca�opaln� z ich w�os�w, by Feder u�miechn�� si� do
miasta Handred i obdarowa� nasze kobiety wieloma dzie�mi.
Nie nale�eli�my do szlachetnie urodzonych, mog�o si� wi�c
zdarzy�, �e reszt� dzieci�stwa sp�dziliby�my w�r�d ulicznych
�obuz�w. Sta�oby si� tak, gdyby nie pobo�ni ludzie z miasta.
Pobo�ni spogl�dali �askawym okiem na Arain i Mer�, bo ich
pi�kno�� by�a oznak� bo�ej �aski, a i na mnie patrzyli
�askawie, poniewa� by�em ich bratem. Nigdy nie brak�o nam
po�ywienia czy ciep�ego schroniska.
Pewnego wiosennego wieczoru przysz�a do nas wysoka, blada
kobieta ze �wi�tyni. D�ugo rozmawia�a z Arain i Mer�.
Powiedzia�y mi p�niej, �e na imi� ma Jana i �e jest
Najwy�szym Pu�kownikiem S�u�by. S�ysza�em ju� przedtem o
Najwy�szym Pu�kowniku. Wiedzia�em, jaka jest wa�na. I
nieskalan� m�dro�ci� dziecka wyczu�em, �e jej wizyta wniesie
wielkie zmiany w nasze �ycie.
Rzeczywi�cie, wnios�a. W nied�ugi czas potem Arain i Mera
wst�pi�y do Wielkiej Szko�y i widywa�em je teraz o wiele
rzadziej. Wtedy dopiero zacz��em zdawa� sobie spraw�, jak
r�nimy si� od siebie. Ja by�em zwyczajny. Przynale�a�em do
gromady ulicznych dzieciak�w i by�em przez nie akceptowany
tak, jak nigdy moje siostry. I wiedzia�em, �e Najwy�szy
Pu�kownik nie przysz�aby po mnie.
Zamiast tego zjawi� si� stary Mathias garncarz. Widz�c,
�e jestem o wiele za m�ody, �eby biega� samopas, wzi�� mnie
na ucznia. Mam wobec Mathiasa ogromny d�ug. Gdyby nie on,
nigdy bym pewnie nie pozna� tej wielkiej rado�ci, jak� mo�e
da� cz�owiekowi odpowiednio dobrane szkliwo na delikatnej
glince, tej satysfakcji z wytoczenia pi�knej formy na dobrze
znanym kole, przyjemnego ciep�a warsztatu, ogrzanego piecem
do wypalania gliny. Lecz dawno ju� min�� czas, kiedy mo�na
by�o posp�aca� d�ugi, a moje �ale pozosta�y we mnie jak
wyszczerbione skorupy.
Przyjacielu, okaza�e� mi �yczliwo��, cho� jestem tu obcy.
Imi� moje Kirth, a urodzi�em si� na p�nocy, w mie�cie
Handred, nad pot�n� rzek� Umbya. W dole rzeki, o dziesi��
mil od miasta, stoi ogromna budowla, �wi�tynia Handredu. Na
Federa, wolej nigdy by jej nie zbudowano, bo sta�a si�
przyczyn� wielkiego smutku.
Ten oto n�dzny tobo�ek, ten przekl�ty artefakt ze
�wi�tyni, jest powodem, dla kt�rego podj��em swoj� podr�.
Jest to ksi�ga pomniejszego b�stwa Makny, kt�ry znany by�
staro�ytnym jako McKenna. Poprzysi�g�em, �e oddam j� w r�ce
Najwy�szego Pu�kownika Pardoxu, ziemi le��cej nieco na
po�udnie st�d, a zwanej Uth, je�eli kto� jeszcze pozosta�
przy �yciu w tym nieszcz�snym miejscu. Lecz nie uda�o mi
si�. Jestem cz�owiekiem, kt�ry ujrza� grzechy bog�w i
g�upot� ludzi, jestem w rozpaczy i boj� si� umrze�.
Chocia� by�em ich bratem i chocia� je uwielbia�em, Arain i
Mer� ��czy�a wi�, kt�rej nie dane mi by�o dost�pi�. By�y
nieomal jedn� osob�. Potrafi�y rozmawia� ze sob� oczyma.
Ka�da z nich mog�a doko�czy� na wp� wyra�on� my�l drugiej.
Nie tylko wygl�da�y podobnie; my�li ich bieg�y t� sam�
drog�, po krainach, kt�re reszcie z nas wydawa�y si�
bezdro�ne. Mimo to wszyscy troje nale�eli�my do siebie jak
do nikogo innego, bo w �y�ach naszych p�yn�a jedna krew.
Moje serce zaczyna�o bi� szybciej, kiedy w po�udnie
spotykali�my si� na ulicy i wymieniali�my serdeczne s�owa
powitania, a inni spogl�dali na nas, pe�ni podziwu.
Nocami Arain i Mera wykrada�y si� cz�sto ze szko�y i
przez ciemne ulice bieg�y do drzwi warsztatu Mathiasa, gdzie
ja i drugi jego ucze�, Taud, pilnowali�my przez ca�� noc
ognia, �pi�c na siennikach przy starym piecu do wypalania
gliny.
Arain przynosi�a s�odkie ciasteczka, wykradane ze szkolnej
kuchni, Mera za� przynosi�a wino. Wci�� jeszcze pami�tam te
czasy radosnych zabaw w weso�ym towarzystwie, ciep�y blask
p�omieni na palenisku i m�odzie�cze twarze Arain i Mery.
Taud i ja byli�my ��dni wiedzy. Moje siostry czasem
przynosi�y ze sob� ksi��ki i w ten spos�b nauczyli�my si�
czyta�. Ksi��ki pobudza�y nasz� ciekawo�� i sprawi�y, �e
zacz�li�my zastanawia� si� nad sprawami, kt�re zdawa�y si�
nam dziwne; tajemniczymi i zagadkowymi sprawami �wi�tyni,
bog�w i Handred. M�wienie o nich poci�ga�o mnie, ale i
przera�a�o, poniewa� czu�em mgli�cie, �e je�li kto� nas
us�yszy, zostaniemy ukarani. Mo�e ba�em si� zemsty Makny. A
powinienem by� raczej obawia� si� Radny.
Siostry moje urodzi�y si� w dobrym zdrowiu i wielk�
znajdowa�y rado�� we wszystkim, co cielesne. Uwielbia�y
dobre jedzenie i cudowne zamroczenie od nadmiaru wina;
celowa�y w sportach, polowaniu, grach wojennych i
�wiczeniach na wytrzyma�o��. Wyda�o mi si� wi�c zupe�nie
naturalne, �e, wr�ciwszy wcze�niej pewnego wieczoru z
glinianki, zasta�em je wyci�gni�te przy ogniu z Taudem,
kt�ry by� o kilka lat starszy ode mnie. Dorasta�em w�a�nie
i czu�em ju� pop�dy, kt�re przyprawia�y mnie o wielkie
pomieszanie, zazdro�ci�em wi�c Taudowi. Lecz �e nie przystoi
bratu m�wi� o takich pragnieniach, usuwa�em si� na bok,
�eby im rzecz u�atwi�.
Pewnej nocy siostry moje przyby�y do drzwi warsztatu z
ksi��kami i winem. Od jakiego� ju� czasu rozpoczyna�em nasze
wieczory wyj�ciem po drewno na opa�. Zwleka�em zwykle,
r�bi�c znacznie wi�cej drewna ni� by�o potrzeba, by mia�y
czas sam na sam z Taudem. Lecz tej nocy by�o bardzo zimno, a
ja nie wzi��em okrycia, sko�czy�em wi�c pr�dzej ni� zwykle.
Otwieraj�c drzwi zaskoczy�em ich.
Moje siostry sta�y przy ogniu, twarzami zwr�cone ku
sobie, Mera na wp� rozebrana, Arain za� tylko obuta. Taud
sta� w k�cie przy swoim sienniku, nagi do pasa i
zarumieniony.
- Chc� go jeszcze raz - powiedzia�a Arain cichym i
przera�aj�cym g�osem. - To niesprawiedliwie. Tobie da�
nasienie dwa razy.
- Uspok�j si�, Arain - powiedzia�a Mera mi�kko,
spogl�daj�c w moim kierunku. - Kirth ju� wr�ci�. To bez
znaczenia.
Ale Arain dalej sta�a z r�kami wspartymi o boki i cia�em
napi�tym jak ci�ciwa �uku. Widzia�em, �e z trudem
powstrzymuje si�, by nie uderzy� Mery.
- Ale ja chc�... chc�... - krzykn�a Arain g�osem tak
pe�nym b�lu, �e zdawa� si� nie nale�e� do niej.
- Ale ty chcesz dziecka, Arain? Ty i ja jeste�my
bezp�odne - odrzek�a cicho Mera.
Nie s�dz�, �eby gniew Arain skierowany by� przeciw Merze;
raczej przeciw temu, o czym m�wi�a Mera. Arain za�lepi�a
nami�tno��, kt�rej nigdy nie zrozumiem do ko�ca. Podnios�a
r�k�, lecz Mera przytrzyma�a j� za przegub. By�y godnymi
siebie przeciwniczkami.
- Tak! Chc� dziecka. Jak mo�esz m�wi�, �e to bez
znaczenia? Jak mog� �y� ze �wiadomo�ci�, �e �aden m�czyzna
nie mo�e da� mi dziecka? - Po czym gniew j� opu�ci�, a gdy
opad�a kolanami na klepisko pod�ogi, po jej policzkach
p�yn�y �zy.
�ka�a cicho, a Mera obejmowa�a j� d�ugo, g�aszcz�c
pi�kne, bia�e w�osy. Jej policzki tak�e b�yszcza�y od �ez.
By�em zbyt m�ody, by wiele zrozumie� z tego, co ujrza�em.
Wiedzia�em, �e �ywe i zdrowe niemowl�ta s� skarbem i
b�ogos�awie�stwem od bog�w. Lecz nie rozumia�em �alu Arain.
A poniewa� tak wiele z naszych kobiet by�o bezp�odnych, nie
wiedzia�em r�wnie�, �e bezp�odno�� jest nienaturalna, co
czyni�o rzecz ca�� jeszcze bardziej przera�aj�c�.
Przyjacielu, opowiem ci o tej obcej i dalekiej ziemi, gdzie
sta�em si� m�czyzn�. Lud m�j zamieszkiwa� nad brzegami
Umbyi od przesz�o tysi�ca lat. Mieszkali�my tam, zanim
jeszcze zacz�a si� Wojna Czterech Miast, w kt�rej Makna
wzi�� nasz� stron� i, wstrz�sn�wszy g�rami, spowodowa�, �e
rzeka zmieni�a sw�j bieg, p�yn�c bli�ej jego �wi�tyni. Od
tego czasu rzeka powy�ej �wi�tyni by�a szeroka i b��kitna, a
jej rozlewiska bujne i urodzajne. Lecz poni�ej �wi�tyni
rzeka ta nosi nazw� Dred. U zlewu Dredu i Seneku sta�y
niegdy� trzy pot�ne miasta. Dawno ju� obr�ci�y si� w ruin�,
jako �e przodkowie nasi, kt�rzy �yli w nich przedtem,
zbiegli w g�r� Seneku, do Nupasku. Gdy� od czasu Wojny
Czterech Miast Dred sta� si� rzek� trucizny, a jego brzegi i
rozlewiska - pustyni�. Nic nie jest w stanie przetrwa� tam
d�u�ej.
Nadszed� taki dzie�, kiedy kopi�c w gliniance, kt�r�
przetrz�sali�my w poszukiwaniu odpowiedniej gliny,
podnios�em wzrok i ujrza�em, �e stoi nade mn� Mera. Wtedy
w�a�nie po raz pierwszy zobaczy�em jedn� z moich si�str bez
drugiej.
- Kirth, mo�esz p�j�� ze mn� na chwil�? Musimy si�
przej�� - powiedzia�a.
Kiedy spojrza�em na ni�, strach odar� mnie z si�.
Glinianka le�y kilka mil za miastem, a Mera nie mia�a na
sobie kapelusza; nic nie chroni�o jej przed po�udniowym
s�o�cem. W�osy jej potargane by�y od wiatru; pewnie nawet
bieg�a. Jej twarz i r�ce spiek�y si� na ognisty r�, a blade
oczy nabieg�y krwi�.
Wsta�em dr��c z obawy. Jaki� obcy i wrogi wyda� mi si�
wtedy �wiat.
- Gdzie jest Arain? - spyta�em.
Mera skrzywi�a si� lekko, jakby j� co� zabola�o.
- Arain odchodzi. Pomy�la�am, �e chcia�by� si� z ni�
po�egna�.
- Odchodzi?
- Dzisiaj przyby�a Jana. Arain wst�puje do �wi�tyni. -
Mera wzi�a mnie za r�k�. - Nie powinni�my si� oci�ga�, bo
mo�emy nie zd��y�.
Zacz�li�my wspina� si� po jednej z drewnianych drabin,
kt�re sta�y wzd�u� kraw�dzi wykopu. Mera sz�a przodem, po
omacku wyszukuj�c kolejne szczeble i cz�sto si� ze�lizguj�c.
Tak d�ugo przebywa�a na otwartym s�o�cu, �e niemal o�lep�a.
- Co si� sta�o z twoim kapeluszem? - zapyta�em.
- Gdzie� go zgubi�am - odrzek�a.
W�tpi�em w prawdziwo�� jej s��w. Pewien by�em, �e
zapomnia�a go w�o�y�. W sercu uczu�em �miertelny ch��d,
g��boki jak zimowe �niegi. Mera tak�e go czu�a; czu�a go tak
mocno, �e odwr�ci� jej my�l od przyzwyczajenia, kt�remu by�a
pos�uszna przez ca�e swoje �ycie - od kapelusza, niezb�dnego
do przetrwania dla kogo� o tak bezbarwnej sk�rze. Nasza
siostra Arain zostanie wyniesiona. Ludzie w Handred b�d�
k�ania� si� jej nisko na ulicach. Ale kiedy ju� ich minie,
b�d� szepta� przes�oniwszy usta d�oni�. Gdy� s�u�ba Federowi
zawsze przynosi�a przedwczesn� �mier�. Arain nie wolno i��
do �wi�tyni. Samo s�o�ce wykrzycza�o to ze spokojnego,
b��kitnego nieba.
- Dlaczego tam idzie? I na jak d�ugo? - zapyta�em, kiedy
doszli�my do szczytu. Ruszyli�my drog�, a Mera wspiera�a si�
na moim ramieniu.
- To zaszczyt, Kirth. Arain ��dna jest wiedzy, ��dna
sekret�w �wi�tyni. I to w�a�nie obieca�a jej Jana.
- Ale... to nie w porz�dku. Nie powinny�cie si�
rozdziela�. - Uchwyci�em si� tej my�li jak ton�ce stworzenie
od�amanej ga��zi.
- Nie jeste�my jedn� osob�. Chcemy czego innego -
powiedzia�a Mera, lecz g�os jej dr�a� i nie patrzy�a na
mnie.
- Ale ona umrze! - wykrzykn��em.
- Uspok�j si�, Kirth. Dlaczego m�wisz takie rzeczy? -
szepn�a. Lecz mimo �e mnie upomina�a, r�ka na moim
ramieniu zacisn�a si� mocniej.
- Boj� si� - odpar�em.
- Tak. Ja chyba te� - rzek�a Mera.
Przyjacielu m�j, cho� Handred by� dziwnym miejscem, na sw�j
spos�b nie r�nili�my si� zbytnio od innych lud�w. Zim�,
kiedy wia� ostry wiatr, zbierali�my si� wok� ognia tak jak
maj� to w zwyczaju inni. Przy ogniu opowiadano wiele ba�ni.
M�wiono, �e �wi�tynia w Handred by�a dzie�em r�k
Makny. Powiadano, �e wzni�s� j� u mglistych pocz�tk�w
�wiata, przed Wielk� Susz�, jako pomnik dla Jedynego Boga
Federa, a tak�e jako wi�zienie dla swego �miertelnego wroga,
Radny. �wi�tyni tej nie m�g�by wznie�� �aden �miertelnik.
�ciany jej z�o�one zosta�y z wielkich p�yt g�adkiego
kamienia, kt�re pochodz� z nieznanych nam kamienio�om�w. A
pod jej wierzchni� konstrukcj� wykopano podziemia o
niepoj�tym wprost ogromie.
Zanim odnale�li�my Ksi�g�, wierzy�em w te ba�nie tak jak
wszyscy inni. Lecz tak naprawd� �wi�tyni nie zbudowano na
wi�zienie. Wielu spraw tego �wiata nie pojmuj�, ale wiem, co
to znaczy s�u�y�. Czasem my�l� sobie, �e Wielki Makna by� w
rzeczywisto�ci s�ug� Radny, �e zbudowa� �wi�tyni�, poniewa�
za��da� tego Radna.
Mera chorowa�a wiele tygodni po tym, jak Arain odesz�a do
�wi�tyni. Pozwolili mi si� z ni� widywa� tylko dlatego, �e
cz�sto mnie wzywa�a. Stary Mathias okaza� mi du�o
zrozumienia, kiedy pozostawia�em nie doko�czon� prac�.
Twarz Mery i wierzchy jej d�oni by�y okrutnie poparzone i
pokryte b�blami. Przez d�ugi czas obawiano si�, �e straci
wzrok. Chwyci�a j� pot�na gor�czka i nie mog�a je��. Lecz o
wiele gorsza choroba gnie�dzi�a si� w jej sercu, cho� nie
wspomnia�a o niej ani s�owem. Nie wzywa�a Arain, dop�ki nie
opad�y jej majaki. Wtedy, nieprzytomna, wci�� wykrzykiwa�a
imi� swej siostry. Ba�em si�, �e umrze. Cierpia�em widz�c,
jak trac� najbli�sze mi istoty. Tak wi�c po jakim� czasie
zebra�em si� na odwag� i poszed�em do �wi�tyni Handredu,
�eby odszuka� Arain.
Z powodu letniego gor�ca szed�em bardzo d�ugo. Mimo �e
droga wiod�a wzd�u� zielonych brzeg�w Umbyi, by�em zm�czony
i mokry od potu, kiedy stan��em w ko�cu przed ciemnymi,
drewnianymi wrotami �wi�tyni. Nigdy wcze�niej nie by�em
tutaj i nie mia�em poj�cia, w jaki spos�b mog� dosta� si� do
�rodka. By�o to przera�aj�ce miejsce, martwe miejsce,
niesamowite i obce. Nie ros�y tu drzewa ani trawa; tylko
naga ziemia i czarne ska�y, po�r�d kt�rych wznosi�y si�
pos�pne, pozbawione okien budowle, jak pradawne, szare
potwory.
Nie mog�em znale�� ko�atki ani �a�cucha od dzwonka, a
moje pi�ci dawa�y odg�os cichy jak �my t�uk�ce si� o grube
drewno wr�t. Lecz by�em m�ody i nie sprawi�o mi wielkiego
k�opotu wspi�cie si� na ceglany mur i opuszczenie do �rodka,
na rozleg�y dziedziniec. Dok�adnie naprzeciw mnie sta�
g�adki, szary budynek, o p�askim dachu i strzelistych
drzwiach z zielonej, porowatej miedzi. Na drzwiach wyryty
by� jaki� napis, lecz nie potrafi�em go odczyta�. Nie
rozumia�em sensu tych znak�w, cho� wydawa�y mi si� dzwnie
znajome. Znajdowa�y si� tu d�u�ej ni� �mia�bym zgadywa�. By�
mo�e wyci�� je sam Makna.
I znowu nie znalaz�em ko�atki, lecz tym razem zupe�nie nie
wiedzia�em, co mam teraz robi�. Dziedziniec by� pusty.
Niespodziewanie zza plec�w dobieg� mnie czyj� g�os.
- Czego chcesz, ch�opcze?
Zaskoczony obejrza�em si� i ujrza�em wymizerowanego,
bladego m�czyzn�. Mia� rzadkie i potargane w�osy, a jego
ciemne oczy pokrywa�a mleczna b�ona jak ochronna powieka u
jastrz�bia. Omal nie krzykn��em z przestrachu.
- Musz� zobaczy� si� z Arain - odpar�em, kiedy wzi��em
si� w gar��.
- Jeste� jej bratem, co? - powiedzia� obcy.
- Sk�d wiesz?
- �atwo si� domy�li�, ch�opcze. Troch� mi o sobie
opowiada�a. I o tobie te�. Kirth, prawda? - U�miechn�� si�
szeroko. W jego krwawi�cych i opuchni�tych dzi�s�ach tkwi�y
odbarwione z�by jak nagrobki.
By� tak odra�aj�cy, �e nagle opanowa� mnie nieuzasadniony
l�k o Arain.
- Co jej zrobi�e�? Chc� j� zobaczy�! - krzykn��em.
- Taki sam jak ona, prawda? - wymamrota� spluwaj�c w kurz
czerwonaw� �lin�. - Ty si� nic nie martw. Przyprowadz� ci
j�. - Pod��y� schodami w g�r�, pchn�� drzwi i znikn�� za
nimi, mamrocz�c nieprzerwanie.
Nigdy jeszcze minuty nie bieg�y mi tak wolno jak wtedy,
gdy sta�em w letnim s�o�cu i czeka�em, a� drzwi do �wi�tyni
Handredu na powr�t si� otworz�. Gdybym nie by� cz�owiekiem,
a zwierz�ciem, bez w�tpienia, pos�uszny instynktom,
opu�ci�bym to miejsce od razu, tak jak to zrobi�y ptaki. A
tak trz�s�em si� tylko i si�� zmusza�em do pozostania.
Na koniec drzwi otwar�y si� i z ciemno�ci wysz�a Arain.
Odziana by�a w d�ug�, czarn� sutann� S�u�by, na kt�rej tle
jej twarz, w�osy i r�ce �wieci�y jak ksi�yc.
- Kirth, po co tu przyszed�e�? - zapyta�a od razu.
Otwar�em usta, by co� powiedzie�, lecz nie potrafi�em
znale�� s��w. Ulga, �e widz� j� ca�� i zdrow� w tym okropnym
miejscu, uczyni�a ze mnie kompletnego g�upca, sta�em wi�c
oniemia�y, usi�uj�c wydoby� z siebie jaki� d�wi�k.
- Sta�o si� co�, Kirth? Dr�ysz ca�y - powiedzia�a Arain i
zwinnie zbieg�a po schodach, by ogarn�� mnie ramionami w
znanym ge�cie, w kt�rym zawsze odnajdowa�em ogromn�
pociech�. Przytuli�em policzek do szorstkiej, ciep�ej
materii jej sutanny, moje uszy wype�ni�o mocne i pewne bicie
jej serca i znowu poczu�em odwag�.
- Kim jest ten cz�owiek? - zapyta�em.
- Przestraszy� ci�? To tylko biedny Geoff, szaleniec. Nie
chcia� ci zrobi� nic z�ego. Ale powiedz, po co przyszed�e�.
- Mera... Mera ci� wzywa.
Z pocz�tku Arain nie odpowiedzia�a. Spojrza�a tylko w
ziemi�, a ja nie mog�em dojrze� jej twarzy. Kiedy
przem�wi�a, s�owa jej pop�yn�y wolno.
- Mera wie, �e nie mog� przyj��. To... to nie w porz�dku,
�e przyczynia nam smutku.
- Ale� ona jest chora. Nie wie nawet, �e wymawia twoje
imi�. Nie przys�a�a mnie. Przyszed�em, bo sam chcia�em.
Poczu�em, jak pod czarn� tunik� jej serce zaczyna bi�
szybciej. Jak�e okropne musia�y by� dla niej moje s�owa;
Arain i Mera zawsze dzieli�y ka�d� przyjemno�� i ka�dy b�l.
Ju� samo to, �e potrzeba by�o pos�a�ca w sprawie takiej
wagi, by�o okrutnym dowodem na to, jak bardzo si� od siebie
oddali�y.
- Zachorowa�a od s�o�ca. Kiedy przysz�a po mnie... �ebym
si� z tob� po�egna�. Zapomnia�a kapelusza. O�lep�a i czasem
mnie nie rozpoznaje. Boj� si� - m�wi�em dalej.
Kiedy s�ucha�a, niewielkie bruzdki na jej twarzy stawa�y
si� coraz g��bsze. Chwyci�a mnie za ramiona i spojrza�a w
oczy b�agalnie.
- Kirth, musisz zrobi� tak, jak ci powiem. Nowicjuszkom
nie wolno opuszcza� terenu �wi�tyni. Zatrzymaj� mnie, je�li
tylko dowiedz� si�, �e chc� wyj��. Ale je�eli poczekam do
nocy, mog� przemkn�� si� w cieniu i nikt nie b�dzie
wiedzia�. Musimy spotka� si� gdzie� po zmroku.
- Ale gdzie? A co, je�li ci� z�api�?
- Jana nie jest �yczliw� kobiet�. Gdybym by�a kt�r�� z
innych nowicjuszek, zes�ano by mnie w podziemia bez kom�y.
Ale ja jestem silniejsza ni� Jana, a moje dobro interesuje
wielu. Nie boj� si� jej.
Nawet w tej chwili jej s�owa nape�niaj� mnie mi�o�ci� i
podziwem. Wiedzia�a dobrze, czym ryzykuje dla Mery. I ja
wiedzia�em. Cia�a tych, kt�rych zes�ano w podziemia bez
ochrony, przywi�zywano cz�sto do pala i obwo�ono po Handred.
Ci nieszcz�nicy, kt�rzy stan�� musieli przed Radn� bez
kom�y, ukazywali si� nam sztywni i powykr�cani jakby spazmem
niezno�nego przera�enia, wysmarowani w�asnymi ekskrementami.
Nie by�o �mierci bardziej przera�aj�cej.
- Musisz szybko st�d odej�� i zrobi� to, co ci ka�� -
powiedzia�a Arain. - Id� z powrotem w kierunku Handred.
Kiedy nad rzek� zn�w ujrzysz wysokie drzewa i trawy,
zatrzymaj si�, wyk�p i upierz swoje rzeczy.
- Dlaczego?
- Obiecaj, �e tak zrobisz. Potem ukryj si� w wierzbach
przy drodze i czekaj na mnie. Przyjd�. Daj� ci na to moje
s�owo. Teraz biegnij. Biegnij tak szybko, jak potrafisz.
Strach przed �wi�tyni� i rado�� z wydostania si� spod jej
w�adzy sprawi�y, �e nogi moje sta�y si� zwinne i szybkie.
Czu�em si� szcz�liwy, uciekaj�c z gor�cymi podmuchami
wiatru na twarzy. Kiedy tylko dotar�em do miejsca, gdzie
brzegi Umbyi stawa�y si� zielone i ci�kie od wierzb,
rozebra�em si� i p�ywa�em w zimnej wodzie, potem
przep�uka�em swoje postrz�pione ubranie i porozk�ada�em je
na p�askich ska�ach, by wysch�o, rozpami�tuj�c przy tym owe
dziwne polecenia. D�ugo po zmroku, kiedy do �piewu pot�nej
rzeki do��czy�y �aby i �wierszcze, od strony �wi�tyni
nadesz�a Arain.
Tej nocy, gdy szli�my drog� do Handred, zada�em jej wiele
pyta�. Nie dba�em o kamienie pod stopami ani o d�ug� drog�.
Tylko o odpowiedzi Arain, kt�re wiod�y mnie jedynie do
kolejnych pyta�.
Zapyta�em j�, dlaczego kaza�a mi obmy� si� w rzece.
- Ziemia wok� �wi�tyni jest zatruta tak jak Dred -
odpar�a. - Uwa�a si�, �e t� trucizn� mo�na zmy�.
- Czy ty te� obmy�a� si� w rzece dzi� w nocy? - spyta�em.
- Cz�sto myj� si� w miejscu, gdzie Zimny Potok sp�ywa ze
wzg�rz. Nie martw si�, braciszku.
Ale ja si� martwi�em. Je�li �wi�tynia jest tak plugawym i
zatrutym miejscem, jakim si� wydaje, pyta�em j�, to dlaczego
wst�pi�a do S�u�by? Jaki zaszczyt wart by� tak straszliwej
ceny?
- Przy blasku wieczonego ognia m�wili�my o pewnych
zagadkach. Dla dobra nas wszystkich chc� znale�� odpowiedzi.
- G�os jej przycich� i szli�my dalej przy �wietle gwiazd.
- Zagadka Makny i �wi�tyni? - zapyta�em.
- Zagadki na temat pocz�tku rzeczy. Na temat obecnego
stanu rzeczy. Mera i ja wierzymy, �e �wiat nie jest taki,
jak zamierzy� Feder. Co� z�ego dzieje si� na naszej ziemi.
Czu�em wielkie pomieszanie. - Dlaczego my�lisz, �e dzieje
si� co� z�ego?
- Przypominasz sobie mo�e histori� o tym, jak dawno temu,
kiedy Mera i ja by�y�my ma�e, pods�uchiwali�my pijanego
podr�nego w gospodzie. Przyby� z jakiej� odleg�ej krainy.
Nigdy przedtem nie by� w Handred. Zada� pytanie. Czy
pami�tasz jakie?
U�miecha�a si�, kiedy to m�wi�a. �wiat�o gwiazd zrobi�o
co� z jej oczyma, odmieni�o je z bladej lawendy w tward�
platyn�. Stwardnia�y i och�od�y, a ja zadr�a�em, kolejny ju�
raz tego dnia. Co pomy�la�by obcy o mojej siostrze? Czy
stwierdzi�by, �e jest pi�kna, czy tak�e by zadr�a�?
- Zapyta� czym�e to obrazili bog�w ludzie z Handred -
odrzek�em jak kto�, kto recytuje wyuczon� lekcj�.
M�wi�c dalej Arain spogl�da�a w d�, na drog�. - Tak.
Powiedzia�, �e nigdy jeszcze nie widzia� miejsca, gdzie
panowa�oby tyle chor�b. Nigdy nie s�ysza� o �adnym innym
miejscu, gdzie rzeka p�yn�aby trucizn� jak Dred. Nigdy nie
widzia� miasta, w kt�rym by�oby tak ma�o dzieci. A kiedy
wypatrzy� w k�cie mnie i Mer�, powiedzia�, �e nigdy jeszcze
nie widzia� tylu potwor�w.
- Ale� nigdy mi o tym nie m�wi�a�! - wykrzykn��em, cho� w
�rodku przytai�em wielk� pustk� poczucia winy. Pokry�em j�
oburzeniem. - Jak m�g� powiedzie� co� takiego? Jeste�cie
pi�kne! By�y�cie podarkiem od Federa!
Arain za�mia�a si� bez rado�ci. - Mo�e dla ciebie i
innych bywalc�w gospody. Pobili nieszcz�snego cz�owieka i
wyrzucili go na ulic�. Niemniej s�owa jego nios�y w sobie
prawd�.
- Ale ty i Mera nie jeste�cie potworami!
- R�nimy si� od innych. W ten spos�b rzeczywi�cie
jeste�my potworami. Za bardzo jeste� przyzwyczajony do
naszego wygl�du, Kirth. A poza tym obcy mia� racj�. Kobiety
w Handred rodz� stworzenia, kt�rych nie spos�b prawie nazwa�
istotami ludzkimi. Zbyt wiele takich stworze�. Ka�dy podr�ny to
zauwa�a.
- Ale jakie to ma znaczenie?
- Zastanawiam si�. Chcemy wiedzie�, jakie to ma
znaczenie. Chcemy wiedzie�, co zatru�o rzek�. Chcemy
wiedzie�, co zabi�o tamte trzy miasta, co jest ukryte pod
nasz� �wi�tyni�, czego w�a�ciwie Makna kaza� nam strzec po
wsze czasy. Wierzymy, �e odpowied� na jedno najwa�niejsze
pytanie rozja�ni nam i wszystkie inne. Chcemy wiedzie�, czym
jest Radna, Kirth. Tylko tajemna wiedza w S�u�bie Federa
mo�e dostarczy� nam odpowiedzi. Jedna z nas musia�a i��.
Rzecz nie by�a tak prosta, jak j� przedstawi�a Mera. Nie
by�y dwiema osobami, kt�re pragn� czego innego. Nigdy nie
mia�em si� dowiedzie�, w jaki spos�b zadecydowa�y: ci�gn�c
s�omki, czy wr�c z li�cia, czy mo�e w jakiej� grze
wojennej, w kt�rej ka�da z nich walczy�a o �ycie drugiej.
Kto tu odr�ni zwyci�zc� od pokonanego?
Potem zdawa�o mi si�, �e wielkie ko�o �wiata za�ama�o si�
w �rodku. Gwiazdy nad moj� g�ow� ta�czy�y w chaosie, cho�
b�aga�em je o porz�dek, i zn�w przesun�o si� nade mn�
mroczne przeczucie. W uszach dzwoni�o mi od krwi bij�cej z
rozgor�czkowanego serca, bo teraz ju� wiedzia�em, tak jak
moje siostry, �e je�eli nie nast�pi jaki� cud, Arain umrze
podczas poszukiwa�. �adna z istot ludzkich nie mia�a do��
si�y, by si�gn�� w g��b sekret�w Radny i nie postrada� przy
tym �ycia. Wiedzia�y o tym nawet ma�e dzieci z Handred.
P�niej, kiedy siedzieli�my ju� przy blasku �wiecy u
��ka Mery, patrzy�em, jak Arain tuli j� do siebie, a
jedwabiste w�osy mieszaj� si� z jedwabistymi w�osami, blada
sk�ra przytula do bladej sk�ry, jak gdyby te dwie kobiety
by�y jedn�. I przysz�o mi do g�owy, �e je�li
kt�ra� z moich si�str umrze, druga p�jdzie niebawem w jej
�lady. Wyobraziwszy sobie pustk� �wiata bez nich, zwar�em
si� w sobie. Poprzysi�g�em, �e umr� wraz z nimi, je�eliby
sprawy mia�y zaj�� a� tak daleko.
Przyjacielu m�j, nawet Wielki Feder nie przewidzia� Suszy i
upadku cywilizacji staro�ytnych. Makna uczyni� wszystko, by
zachowano stra� przy �wi�tyni, lecz nast�pcy staro�ytnych
byli dzikusami w krainie g�odu. Nawet moc bog�w ma swoje
granice.
Makna napisa�, �e Radna jest najwi�ksz� si��, jak�
kiedykolwiek zna� �wiat, dla kt�rej nie ma przeszk�d, kt�rej
najl�ejszy szept na r�wni zabija ludzi, zwierz�ta i
ro�linno��, kt�rej dotkni�cia przenosi wiatr i deszcz, a od
kt�rej nie ma ucieczki.
Po tym, jak Arain siedzia�a przy niej owej nocy, Mera szybko
przysz�a do siebie. Wkr�tce te� wyst�pi�a o przyznanie jej
wy�szej rangi i zosta�a oficerem armii Handredu. Stary
wr�g, s�o�ce, mog�o uniemo�liwi� jej sukcesy w tym zawodzie.
Lecz zaprojektowa�em dla niej i zrobi�em z kolorowego szk�a
przyrz�d do ochrony oczu. Oboje sporz�dzili�my te� w
tajemnicy ma��, mieszaj�c ze sob� bia�� glink� i t�uszcz z
we�ny owczej. Tym w�a�nie smarowa�a twarz i r�ce, by chroni�
je przed wra�ym �wiat�em dnia. Tak wprawny by� z niej
wojownik i przedstawia�a sob� na polu bitwy obraz tak
przera�aj�cy, �e z wielk� szybko�ci� zalicza�a kolejne
stopnie, a� wkr�tce zosta�a genera�em armii Handredu. Tak
bardzo kochali j� �o�nierze i tak �wietnie walczyli u jej
boku, �e w kr�tkim czasie Nupaskanie zmuszeni zostali do
powrotu na swoje w�asne ziemie. Mera nigdy nie zapomnia�a,
�e to Nupaskanie uczynili z niej sierot�.
Arain d��y�a do swego celu w spos�b mniej g�o�ny, lecz z
r�wnym powodzeniem. Mia�a racj�, kiedy m�wi�a o Janie. Jana
nie by�a nigdy w stanie ukara� jej nale�ycie za przer�ne
wybryki, a Arain zyska�a przyjaci� w�r�d innych cz�onk�w
S�u�by. Kiedy Jana zmar�a na d�ug�, powoln� chorob�, kt�ra w
ko�cu zawsze zabiera�a Najwy�szych Pu�kownik�w, Arain
zosta�a Najwy�szym Pu�kownikiem S�u�by Federowi. By�o to w
sze�� lat po wst�pieniu do �wi�tyni.
W nied�ugi czas po tym opu�ci�em warsztat Mathiasa i
otworzy�em sw�j w�asny. Mathias zaszczepi� mi tak wielkie
umi�owanie dla tego rzemios�a, tak dobrze wyuczy� mnie magii
gliny i ognia, �e wkr�tce zosta�em najlepiej prosperuj�cym
garncarzem w Handred. Bogaci, pobo�ni i ci o wielkich
nazwiskach sk�adali u mnie specjalne zam�wienia na pi�kne
wyroby. Wkr�tce niekt�re glinki i glazury zacz�to zwa� od
mojego imienia, gdy� tylko ja zna�em ich sekret. Do�� pr�dko
przyj��em w�asnych uczni�w.
Kiedy tylko uda�o nam si� znale�� kilka wolnych godzin,
moje siostry i ja zbierali�my si� wok� ognia, tak jak
zwykli�my czyni� dawniej, by czerpa� rado�� z wina, dobrego
jedzenia i swobodnych rozm�w. Cz�sto spotykali�my si� w
o�wietlonej blaskiem p�omieni komnacie w ogromnej kwaterze
Mery lub te� w moim warsztacie, tak jak niegdy� w starym.
Lecz teraz ju� tylko Mera uwodzi�a czeladnik�w. Arain
wychodzi�a wtedy ze mn� po drewno na opa�. Raz zapyta�em j�
o pow�d, gdy� ta i kilka innych zmian przyprawia�y mnie o
niepok�j.
Podczas gdy ja uk�ada�em na jej r�kach stos por�banego
drewna, ona odpowiedzia�a: - Ju� nie mam na to ochoty.
- Zastanawiam si�, czy z tob� wszystko w porz�dku -
powiedzia�em. Jej sk�ra zawsze by�a bardzo bia�a, lecz teraz
znikn�y i rumie�ce na policzkach, a oczy zasz�y mg��,
podobnie jak oczy starego psa. �atwo si� m�czy�a, cz�sto te�
k�ad�a si� i zasypia�a, podczas gdy ja i Mera ci�gle jeszcze
rozmawiali�my i �miali�my si�.
- Czuj� si� do�� dobrze - odrzek�a.
- Czy nadal k�piesz si� cz�sto w wodzie z Ch�odnego
Potoku? - spyta�em.
U�miechn�a si� tylko i powiedzia�a: - Nic si� nie martw,
braciszku.
Kt�rego� popo�udnia, kiedy Arain i ja przybyli�my do
kwatery Mery, ob�adowani serem, s�odkim winem i chlebem,
znale�li�my j� siedz�c� samotnie w kuchni przed dogasaj�cym
ogniem. Nigdzie nie wida� by�o jej zwyk�ej �wity pos�ugaczy
i ulubionych oficer�w. Mera zapad�a si� w twarde krzes�o,
buty mia�a zdj�te, po�y koszuli wyci�gni�te na wierzch, w
r�ce pust� butelk� po winie; puchar le�a� obok na pod�odze.
Nie powita�a nas, kiedy sk�adali�my na ziemi nasze
pakunki. By�a p�na jesie� i pok�j wych��d� tak, �e nasze
oddechy bia�ymi pi�ropuszami zawisa�y w powietrzu. Mera
zdawa�a si� tego nie zauwa�a�. Od razu wzi��em si� do
rozpalania ognia.
Z bia�ej ma�ci na twarzy Mery mo�na by�o wyczyta� ca��
histori�. Nosi�a �lady zapylonej drogi, potu i �ez. Lecz nie
s�yszeli�my, by owego dnia mia�y miejsce jakie� napady czy
walki, nie dostrzegali�my te�, by odnios�a jakie� rany.
- Przynie�li�cie jeszcze wina - powiedzia�a. - Otworzymy
butelk�? - G�os jej brzmia� trze�wo. Kto� obcy z
trudem domy�li�by si�, �e jest ju� bardzo pijana.
Arain otworzy�a jedn� z butelek. Po chwili trzaska� ju�
ogie� i wszyscy troje trzymali�my nape�nione puchary.
Potem Arain zapyta�a: - Co si� sta�o, Mero?
Mera za�mia�a si� g�o�no. Szorstki, gorzki ton jej g�osu
przywi�d� mi na my�l padlino�erne ptaki i przestraszy�em
si�.
- Miesi�c temu pos�a�am mego przyjaciela, Halda, na czele
niewielkiego patrolu w d� rzeki Dred. To by�o bardzo
samolubne z mojej strony. Nie powinnam by�a tego robi�. Ale
on m�wi�, �e chce p�j��. - Zn�w si� za�mia�a �miechem, kt�ry
balansuje na kraw�dzi p�aczu, i doda�a: - Oni zawsze chc�
i��.
Poci�gn�a wielki �yk wina. - Kr��y�a plotka, �e
Nupaskanie odkryli spos�b, �eby uchroni� si� przed trucizn�.
Podejrzewa�am, �e banda naje�d�c�w obozuje nad Dredem
poni�ej �wi�tyni i �e planuj� napa�� na ni� z zaskoczenia.
Pochyli�a si� w prz�d, zaciskaj�c r�ce na por�czach
krzes�a.
- Hald wr�ci� dzi� z raportem. Siedzia�am przy nim, kiedy
umiera�, trzy godziny temu. Pojecha� a� do Trzech Miast i z
powrotem w poszukiwaniu Nupaskan, kt�rzy istnieli tylko w
mojej wyobra�ni.
Z pocz�tku Arain i ja nie odezwali�my si�. Nawet starcy
przy ogniu nie opowiadali jeszcze o nikim, kto wyruszy�by do
Trzech Miast i powr�ci� �ywy.
- Przykro mi - powiedzia�a Arain.
- Ale przecie� musia� wiedzie�, co si� stanie - rzek�em.
- Dlaczego pojecha� o tyle dalej ni� musia�?
Mera u�miechn�a si� gorzko.
- My�la�, �e znalaz� spos�b, �eby ochroni� siebie i
swoich ludzi. Taki jego tajny wynalazek. Rodzaj ubioru.
Jak kom�a Arain. Powinien by� pos�ucha� mojej rady i
porozmawia� najpierw z tob�.
Ale Arain potrz�sn�a g�ow�.
- Jeste� zbyt surowa dla siebie. Je�eli chcia� podj�� to
ryzyko, dlaczego ktokolwiek mia�by go zatrzymywa�? Poza tym
potrzebujemy wiedzy o miastach. Powiedz mi, czy znalaz� co�?
- Oczy Arain b�ysn�y po��dliwie w czerwonym blasku
p�omieni, a m�j strach rozrasta� si� na kszta�t ognia. Cichy
g�os w �rodku zapyta�, kim mo�e by� ta kobieta pozbawiona
uczu�. Z pewno�ci� nie t�, kt�ra ryzykowa�a �yciem, �eby
przyby� do �o�a chorej siostry.
Mera patrzy�a na ni� w milczeniu bardziej g��bokim i
przeszywaj�cym ni� jakiekolwiek s�owa. Potem powiedzia�a
wolno:
- Nie znalaz� nic.
Arain odwr�ci�a si� i, nie podnosz�c wzroku, powiedzia�a:
- Spr�buj wybaczy� mi moj� zach�anno��. Po��dam tej
wiedzy dla dobra nas wszystkich. To silniejsze ode mnie.
Odpowied� jest ju� tak blisko.
Mera nie odpowiedzia�a, a s�owa Arain pop�yn�y dalej
niczym wezbrana deszczem fala powodzi.
- Hald by� silny i mocny mia� charakter. Nikt nie m�g�by
go powstrzyma�. C� mog�am mu powiedzie�? Najwy�ej to, �e
kom�a Makny nie dzia�a. A jakie to mog�o mie� dla niego
znaczenie, je�eli mia� inn�, kt�r� wymy�li� sobie sam?
Gdyby Mera nie by�a tak pijana, pewien jestem, �e nie
wyrzek�aby s��w, jakie wtedy pad�y.
- Mog�y�my powiedzie� mu o Ksi�dze Makny, Arain. Nie
musia� umrze�.
Od tej chwili, wbrew w�asnej woli, sta�em si� powiernikiem
przera�aj�cych sekret�w. Gdybym tylko m�g� zetrze� je z
w�asnej pami�ci tak, jak �cieram skazy z nowo utoczonego
dzbana. Ale umys� ludzki nie do�� przypomina glin�.
M�wiono, �e maj�c na sobie kom�� Makny, mo�na by�o
powa�y� si� na spotkanie z trucizn� Radny bezkarnie.
Wiedzia�em, �e czasem Arain schodzi w podziemia, �eby
wype�ni� �wi�te i tajemne obowi�zki Najwy�szego Pu�kownika,
a czasem, by zado��uczyni� swej ��dzy wiedzy. W tych
wilgotnych korytarzach pomi�dzy ni� a �mierci� znajdowa�a
si� tylko kom�a Makny. Ale Radna by� mocny, a kom�a bardzo
stara. Teraz potwierdza�y si� moje najgorsze obawy. Arain
umiera. Ale co z t� Ksi�g�, o kt�rej m�wi�a Mera? Je�eli
mog�aby uratowa� Halda, to czy nie mog�a uratowa� i Arain?
- Ksi�ga Makny? Co to jest? - Moje s�owa wbi�y si�
g��boko w cisz�, jaka zapad�a w komnacie.
Arain sta�a przy ogniu, opu�ciwszy g�ow� i zamkn�wszy
oczy, jakby chcia�a w ten spos�b ukry� jak�� cz�� �wiata.
- Za ma�o jeszcze wiemy o Ksi�dze, by o niej m�wi�.
Lecz Mera, grubia�ska od nadmiaru alkoholu, warkn�a: -
Mylisz si�, siostro. Mylisz si�.
- Prosz� ci�, Mero. Niczego jeszcze nie jeste�my pewne.
Mera podnios�a si� z krzes�a i chwiejnie stan�a obok.
- Nie jestem bogini�, Arain. Jestem kobiet� na czele
armii �miertelnik�w, kt�rzy krwawi� i umieraj�. Nasi
wrogowie pi�ciokrotnie przewy�szaj� nas liczb�. B�dziesz
czeka�, a� Nupaskanie zetr� �wi�tyni� z powierzchni ziemi,
chc�c wyrwa� nam jak�� nie istniej�c� wiedz�? B�dziesz
czeka�, a� wypuszcz� na nasze ziemie Radn� i wszyscy ludzie
znad rzeki umr� i zgnij�?
- Dlaczeg� Nupaskanie mieliby obawia� si� opowie�ci z
jakiej� starej ksi�gi, wyjawionych im przez najwy�sz�
kap�ank� ze �wi�tynie wroga? To nie takie proste, jak
s�dzisz, Mero. Wino ci� og�upi�o - powiedzia�a ostro Arain.
W pomieszaniu przys�uchiwa�em si� tej wymianie gniewnych
s��w. Jak�� straszliw� prawd� zawiera�a Ksi�ga Makny? Wtedy
nie potrafi�em jeszcze odgadn��. Czymkolwiek by by� ten
sekret, moje siostry sta�y teraz nieruchomo po przeciwnych
jego stronach, rozdzielone przez w�asne my�li jak nigdy
dot�d.
W swym pijackim gniewie Mera jeszcze raz zacz�a dr�czy�
Arain.
- To wstyd, nieprawda�, Pu�kowniku, po tym wszystkim, co
rzuci�a� na szal�. Wstyd przekona� si�, �e Makna by� jedynie
wasalem, a staro�ytni ras� g�upc�w!
�adna strza�a nie mog�a zrani� Arain g��biej ni� gorzkie
s�owa Mery. Widzia�em, jak pi�ci jej zaciskaj� si�, a �y�y
na karku nabrzmiewaj�, ten jeden raz ow�adn�a ni� pasja.
Mera tak�e musia�a to widzie�, lecz by�a zbyt pijana, �eby
si� obroni�. Arain uderzy�a j� z ca�ej si�y w szcz�k�,
ciosem od spodu, od kt�rego g�owa Mery odskoczy�a w ty�, a
sama Mera pad�a na kamienn� �cian� i leg�a nieruchomo na
pod�odze.
Arain wspar�a si� o st�. R�ce je dr�a�y. Twarz by�a
bia�a jak wapno. Oddycha�a szybko, urywanie i rozkaszla�a
si�, zataczaj�c przy tym z b�lu. Potem, nie odezwawszy si�
ani s�owem i potykaj�c si�, opu�ci�a komnat�. Us�ysza�em
t�tent kopyt konia galopuj�cego w kierunku �wi�tyni.
Mera, kiedy ockn�a si� nast�pnego dnia rano, nie
pami�ta�a co si� wydarzy�o. Ja natomiast pe�en by�em
mieszanych uczu� w stosunku do Arain. Rozumia�em jej gniew,
wierzy�em nawet, �e by� uzasadniony. Jednak kiedy spojrza�em
na Mer�, na jej purpurow� szcz�k�, spuchni�ty j�zyk i
policzek, poczu�em gniew.
Kiedy jednak zda�em Merze spraw� z przebiegu nocnych
wydarze�, powiedzia�a, �e powinienem zapomnie� o z�o�ci, bo
je�eli kiedykolwiek potrzeba nam by�o jedno�ci, to w�a�nie
teraz. Gdy� to, co m�wi�a nam o Nupaskanach, by�o prawd�.
Wyszkolili sobie armi� o wiele liczniejsz� ni� nasza i
planowali zniszczenie �wi�tyni Handredu.
- Poniewa� kocham Arain, p�jd� na kompromis - rzek�a
Mera. - Zataj� sekret Ksi�gi przed wszystkimi opr�cz ciebie,
Kirth.
A potem, g�osem st�umionym i niewyra�nym z powodu
poniesionych obra�e�, odkry�a przede mn� opowie�� o Ksi�dze
Makny.
Arain znalaz�a j� w jednym z pomniejszych zabudowa�
przy�wi�tynnych, mi�dzy strasz�cymi tam kad�ubami prastarych
maszyn. Drzwi do tego budynku opiecz�towa� Makna, kiedy
zmieniono ju� bieg rzeki; gdyby nie �mia�o�� Arain, mog�o
tak zosta� na zawsze.
Nie jest to zwyk�a ksi��ka z papieru, gdy� inaczej ze
staro�ci rozpad�aby si� w proch. Zrobiono j� z jakiego�
zdumiewaj�cego metalu, kt�ry nie rdzewieje, wykutego
misternie w cienkie p�achty i grawerowanego nieznanym nam
rylcem. Widniej� na nich dziwne s�owa, pisane w j�zyku
staro�ytnych. Lecz dziwniejsza jeszcze jest historia, kt�r�
opowiadaj�, spl�tana i pe�na imion, kt�re nic ju� dla nas
nie znacz�.
Moje siostry nie sko�czy�y jeszcze pracy nad
rozszyfrowywaniem Ksi�gi. Przek�ad by� bardzo �mudn,
niekt�re ze stron zniszczone, a niekt�rych w og�le
brakowa�o. Lecz kilka spraw mo�na ju� by�o zrozumie�. Mera
mia�a racj�, gdyby Hald wiedzia� o Ksi�dze i jej przekazie,
�atwiej by�oby odwie�� go od p�j�cia w d� Dredu.
Owego ranka, kiedy ju� mia�em j� opu�ci�, Mera wzi�a
mnie za r�k� i powiedzia�a:
- To s� mroczne my�li, Kirth, lecz ja nie potrafi�
lekcewa�y� ich tak, jak Arain. Je�eli Handred nie b�dzie w
stanie powstrzyma� Nupaskan Radna zostanie wypuszczony na
�wiat�o dzienne; i ja i Arain umrzemy w pierwszej kolejno�ci
b�d� z r�ki Nupaskan, b�d� z r�ki Radny. Je�eli kiedykolwiek
nas kocha�e�, obiecaj mi co�.
- Co takiego? - zapyta�em.
- �e nie pozwolisz, �eby sekret Ksi�gi umar� wraz z nami.
Pomy�la�em o przysi�dze, jak� dawno temu z�o�y�em przed
samym sob�, kiedy dowiedzia�em si� o niebezpiecznej drodze,
jak� obra�y moje siostry. Poprzysi�g�em, �e je�eli umr�,
p�jd� w ich �lady. Z�o�y�em t� przysi�g� w dobrej wierze,
cho� mog�o by� w tym i troch� egoizmu, i nie potrafi�em
jeszcze si� zmusi�, by j� z�ama�. Odm�wi�em zatem pro�bie
mojej siostry. By�o to z mojej strony g�upie i okrutne.
Przyjacielu m�j, Wielki Makna rzek�, �e Radna stworzony
zosta� przez staro�ytnych w Czasach Obfito�ci, przed Wielk�
Susz�. Dobrze znali groz� tej, kt�r� tworzyli; wiedzieli, �e
nigdy nie b�dzie mo�na jej zniszczy�. Feder rozkaza�, by
wybudowano �wi�tynie. Rozkaza�, by Radn� podzielono na
mniejsze cz�ci i uwi�ziono w kawa�kach szk�a, wlano do
�wi�tych naczy� i pogrzebano g��boko, w litej skale. Lecz
kiedy nasta�a Susza, Feder odszed�, pozostawiaj�c jedynie
swego s�ug�, Makn�. Makna pom�g� nam zapami�ta�, �e po wsze
czasy strzec musimy �wi�tyni tak, by Radna nigdy nie m�g�
nas skrzywdzi�.
Pisa� Makna w j�zyku nie�miertelnych: "Bo�e, miej w
opiece nasze dzieci, je�eli urz�dzenia w Hanford i Dorzeczu
Paradox kiedykolwiek zaczn� niszcze�, bo, na ka�d� ludzk�
miar�, ten materia� do ko�ca pozostanie zab�jczy. A w tym
czasie mog� ju� nawet nie pami�ta�, co to jest".
W ci�gu miesi�cy, jakie nast�pi�y potem, rzadko widywa�em
Arain i Mer�. Arain zaj�ta by�a t�umaczeniem Ksi�gi.
Pracowa�a nad ni� jak op�tana, odk�adaj�c prac� tylko wtedy,
gdy sprawy �wi�tyni wymaga�y jej uwagi albo te� kiedy czu�a
si� tak �le, �e mog�a tylko spa�. W tym czasie Mera i ja
odwiedzali�my j� dwukrotnie w jej pos�pnej siedzibie w
�wi�tyni.
Nie zabawili�my d�ugo, gdy� Arain z ogromn� niech�ci�
porzuca�a prac�. Raz, niespodziewanie dla nas, wsta�a i
posz�a z nami do miedzianych drzwi �wi�tyni, a potem na
dziedziniec. Tam, w �wietle s�o�ca, dostrzeg�em, jak bardzo
zmieni�a si� Arain. Bez trudu mo�na ju� by�o odr�ni� od
siebie moje siostry. Pi�kna twarz Arain by�a zniszczona i
pe�na zmarszczek, oczy jej niemal ca�kiem zm�tnia�y. Sz�a
jak stara, zm�czona �yciem kobieta. Na dziedzi�cu
wyprostowa�a si� i zapyta�a, czy uczyni� jej zaszczyt,
projektuj�c dla niej pogrzebow� urn�. Wtedy Mera odwr�ci�a
si� i pochyli�a g�ow�, �eby ukry� przed nami �zy.
Mera tak�e pracowicie sp�dzi�a te kilka miesi�cy. Na
ziemiach le��cych wzd�u� starego koryta Umbyi powtarza�y
si� napady. S�yszeli�my, �e u Nupaskan doszed� do w�adzy
nowy i wojowniczy przyw�dca, kt�ry wskrzesi� dawn� pie��
zemsty i kt�ry wykrzykiwa�, �e Handred musi zosta� ukarane
za zniszczenie prawowitej w�asno�ci Nupaskan - ziem nad
brzegami Dredu. Mia�o miejsce wiele potyczek, w kt�rych
armia Handredu przegrywa�a. A potem, przy ko�cu lata,
szpiedzy Mery przynie�li wiadomo��, �e Nupaskanie
zgromadzili wszystkie si�y na drugim brzegu Umbyi,
przygotowuj�c si� do ataku na �wi�tyni�.
Nie wiem, co po tym zasz�o mi�dzy moimi siostrami. By�
mo�e Mera pr�bowa�a opowiedzie� Nupaskanom o Ksi�dze;
wiedzia�em, �e taki mia�a plan i �e zamierza�a go wykona�
nawet gdyby musia�a przeciwstawi� si� woli Arain. Lecz
ostatecznie racj� mia�a chyba Arain, bo Nupaskanie uderzyli.
W ci�gu nast�pnych dni mi�dzy armi� a miastem kursowali w
obie strony pos�a�cy, a w tym czasie mieszka�cy robili, co
mogli, by przygotowa� si� do obl�enia, zbieraj�c wszystko z
p�l, wzmacniaj�c wielki mur, kt�ry otacza� miasto,
produkuj�c strza�y i w��cznie i przygotowuj�c wielkie kadzie
z wrz�c� oliw�, kt�re mia�y by� zrzucane na napastnik�w.
Z pocz�tku pos�a�cy przybywali pe�ni rado�ci; Mera
zmusi�a Nupaskan do odwrotu. Radowali�my si� wi�c. Potem,
drugiego dnia, pos�aniec wr�ci� okrwawiony i bez tchu.
Ponie�li�my kl�sk�. Tej nocy siedzia�em na murach,
spogl�daj�c na po�udniowy wsch�d, gdzie b�yska�y pochodnie
wojsk, a nad nimi zawis� g��bok� czerwieni� ksi�yc. I
my�la�em o moich siostrach, �a�uj�c, �e pozosta�em pomi�dzy
tymi, kt�rym przysz�o broni� miasta.
Na trzeci dzie� przyby� pos�aniec z oczyma pe�nymi
zgrozy.
- Nupaskanie s� ju� w �wi�tyni! - wykrzykn��.
Na to serce zamar�o mi w piersi, pobieg�em na szczyt
mur�w, spodziewaj�c si�, �e ujrz� ob�oki kurzu wzniecone na
drodze przez nadci�gaj�c� armi� Nupaskan. Lecz zobaczy�em
tylko, jak opada kurz wzniecony w czasie bitwy. W oddali
galopowa� samotny je�dziec, p�dz�c w stron� miasta. Nad
nasz� ziemi� rozpostar�a si� z�owieszcza cisza.
Po godzinie bramy miasta rozwar�y si� i je�dziec wpad� do
Handred.
Jego ko� by� na wp� oszala�y, pysk plami�y mu piana i
krew. Cho� je�dziec nie odni�s� �adnych ran, by� ju� niemal
martwy, do siod�a przywi�zano go wielk� ilo�ci� liny; by�
mo�e zreszt� zrobi� to w�asnor�cznie. Kark konia oblepiony
by� krwawymi wymiocinami. Cz�owiek ten wi� si� i j�cza�,
kiedy zdejmowali�my go z siod�a. Do jego piersi przywi�zany
by� tobo�ek, na kt�rym wypisano moje imi�.
To by�a Ksi�ga. Na kawa�ku usmarowanej krwi� tkaniny
nagryzmolono wiadomo�� od Mery.
"Bracie nasz, s�owa te pisze przyjaciel. Arain nie �yje.
Otwarto podziemia. W imi� Federa, zabierz Ksi�g� do
Paradoxu. Ostrze� ich przed Radn�. Czy teraz ju� mo�esz to
obieca�?"
Jak�e �a�owa�em, �e nie obieca�em jej tego wcze�niej.
Jak� pociech� mog�oby to by� dla niej w ci�gu ostatnich
godzin. Tej krzywdy nie mog�em ju� naprawi�, cho� zrobi�em,
jak prosi�a, cho� uciek�em, s�pom pozostawiaj�c moje siostry
i kraj, w kt�rym si� urodzi�em. Nie zda�o si� to na nic,
gdy� teraz odchodz�, by si� z nimi po��czy�. Nie do�� pr�dko
bieg�em.
Wok� przes�ania owini�to dwa pasma b�yszcz�cych, bia�ych
w�os�w, podobnych do siebie jak promienie s�o�ca. Za�ka�em.
Czu�em tak wielk� gorycz, �e przekl��em Federa. Nie
uczyni�em ofiary z w�os�w moich si�str, bo w Handred nigdy
wi�cej nie mia�o by� dzieci.
S�dny dzie� opisz� ci, przyjacielu. Widz� go wci�� w swej
pami�ci, jak gdybym sta� w�a�nie nad brzegami Umbyi. Nie
fruwa tam �aden ptak, nawet s�p, cho� powietrze ci�kie jest
od zapachu �mierci. Zwierz�ta, kt�re �y�y w�r�d traw,
ucich�y. Drzewa stoj� przy rzece, wzd�u� dr�g, na
podw�rkach, gdzie �miali�my si� przy wt�rze muzyki fontann.
Lecz li�cie ich uwi�d�y, wysch�y na ga��ziach. Szeleszcz�
nieprzyjemnie na wietrze. W moim warsztacie stoj� dzbany,
kt�re nie poznaj� ju� �aru pieca, glina w koszach
stwardnia�a. M�czy�ni le�� martwi przy p�ugach, kobiety
przy dzieciach. Moje siostry le�� w s�o�cu, nie pochowane.
Nigdy ju� nie zasi�dziemy, radzi, przy ogniu. W wielkim
kr�gu, miesi�c drogi z jednego ko�ca do drugiego, nic nie
pozosta�o przy �yciu. �ycie zosta�o po�arte przez mroczn�
istot� Radn�, zmor� bog�w, zgub� staro�ytnych. Ale teraz to
ju� nie ma znaczenia.
Widzia�em tw�j kraj, przyjacielu. Twoi ludzie s� wysocy i
silni. Przed ka�dymi drzwiami bawi� si� dzieci, starcy
wygrzewaj� si� w s�o�cu. A teraz powiadam ci, sp�jrz na mnie
i zobacz, co mo�e si� z wami sta�. Spojrzyj na t� pokurczon�
posta�, n�dzn� i blad�, cuchn�c� od ran, �miertelnie s�ab�,
boj�c� si� stan�� przed obliczem bog�w.
We� Ksi�g�, przyjacielu. Nie mam nic lepszego, czym
m�g�bym odp�aci� ci za twoj� dobro�. Zatrzymaj j�. Nie zagub
jej. I zapami�taj moj� opowie��. Mo�e kt�rego� poranka
zapytasz o drog� do Paradoxu.
Taki zi�b dzisiaj.
Prze�o�y�a Kinga Dobrowolska
NANCY ETCHEMENDY
Po raz pierwszy prezentowali�my jej proz� na �amach
"Fantastyki" w 1989 r. drukuj�c wstrz�saj�ce opowiadanie
"Obiad w Chez Etienne". "�wi�tynia na wzg�rzu" jest r�wnie�
utworem katastroficznym, zawieraj�cym silny �adunek
emocjonalny. Jest to tak�e ciekawy przyk�ad coraz cz�ciej
stosowanego przez tw�rc�w SF po��czenia fantasy i science
fiction.
D.M.