14543
Szczegóły |
Tytuł |
14543 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14543 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14543 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14543 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANSELM GRUN OSB
Eucharystia
Przemiana i zjednoczenie
TŁUMACZENIE Grzegorz Sowinski
WYDAWNICTWO ZNAK
KRAKÓW 2004
Spis treści
Wprowadzenie
I. Sens sakramentu Eucharystii
Pamiątka
Eucharystia w ujęciu św. Łukasza
Eucharystia w ujęciu św. Jana
Eucharystia jako przemiana
Eucharystia jako ofiara
Eucharystia jako misterium
Eucharystia jako łamanie chleba
II. Forma sakramentu Eucharystii
Obrzędy wstępne
Czytania mszalne
Modlitwa powszechna i prośby wstawiennicze
Przygotowanie darów ofiarnych
Modlitwa eucharystyczna
Obrzędy komunijne
Rozesłanie
III. Żyć Eucharystią
Żyć słowami Eucharystii
Żyć Komunią świętą
Ołtarz codzienności
Liturgia eucharystyczna i powszedni posiłek
Adoracja Najświętszego Sakramentu
Mnemonika eucharystyczna
Eucharystia - święte widowisko
Literatura
Wprowadzenie
Eucharystia jest najczęściej sprawowanym sakramentem. Kapłan celebruje ją każdego dnia. Wielu katolików co niedziela uczestniczy we Mszy świętej. Ostatnimi laty frekwencja na nabożeństwach znacznie się jednak obniżyła. Można mówić o kryzysie niedzielnej liturgii eucharystycznej. Młodsi skarżą się, że Msza jest nudna, że zawsze wygląda tak samo, że nic im nie daje. Starsi często mają wrażenie, że uczestniczą w obrzędzie, który ma niewielki związek z ich codziennym życiem, że słuchają języka, który do nich nie przemawia. Niejeden ksiądz stara się nadać liturgii Eucharystii bardziej żywą i urozmaiconą formę. Ale wierni z takiej parafii czasem mają poczucie, że ulegli innowacyjnej presji, która każe im wymyślać jeszcze bardziej interesującą, jeszcze bardziej wciągającą inscenizację. Wówczas sama tajemnica Najświętszego Sakramentu coraz bardziej schodzi na drugi plan.
Zastanawiając się nad przyczynami, które spowodowały, że współcześnie Eucharystia utraciła wiele ze swego urzekającego blasku, dochodzimy do zasadniczej i fundamentalnej kwestii: w jaki sposób możemy w epoce postmodernizmu wspólnie dawać wyraz naszej wierze w Jezusa Chrystusa?
W celebracji eucharystycznej kondensują się problemy współczesnego Kościoła, ;i nawet społeczeństwa. Sakrament Eucharystii ma charakter uroczystości. Nasza epoka lubuje się w amor-ficzności: „Nadgryza wiele form uroczystego świętowania, czy wręcz rzuca mu wyzwanie" (Rootmensen, s. 70).
Eucharystia jest świętowaniem, które zakłada wspólne uczestnictwo. W naszej epoce indywidualizmu niełatwo nam o poczucie wspólnoty z innymi ludźmi. Wspólnotowa liturgia eucharystyczna podlega wszelkim prawom dynamiki grup ludzkich. Jakże często nie mamy ochoty iść do kościoła, gdyż nie chcemy się spotkać z osobami, za którymi nie przepadamy.
Innym problemem współczesnego człowieka jest problem języka. W horyzoncie „kultury gadulstwa", jak współczesną kulturę określa CA. van Peursen, niełatwo nam znaleźć język, który pozwalałby nam w poruszający sposób przekazywać i krzewić wiarę. Nie tylko język telewizyjnych talk-shows, lecz również język życia ekonomicznego czy życia kościelnego w ostatecznym rozrachunku jest „językiem bez spotkania" (tamże, s. 39).
W dzisiejszych czasach wielu ludzi żyje w przekonaniu, że wszystko musi nam coś dawać, że wszystko musi przynosić jakiś pożytek. Gdy z tym egoistycznym nastawieniem idziemy na nabożeństwo, Eucharystia wydaje się nam nudna i bezużyteczna: nic nam nie daje.
Zasadnicze pytanie brzmiałoby następująco: czy powinniśmy dostosować sprawowanie Najświętszej Ofiary do ducha współczesności, a jeśli tak, to jak mogłoby to konkretnie wyglądać? Nie ma wątpliwości, że wszelki obrzęd zawsze wymaga refleksji, a czasem również przekształceń. Nie może jednak chodzić tylko o kosmetyczne zmiany, które miałyby zapewnić Eucharystii bardziej atrakcyjną formę. Po pierwsze, musimy głębiej zrozumieć sens Najświętszego Sakramentu, aby znów był on zdolny do nas przemawiać i urzekać swym blaskiem. Po drugie, musimy pojąć, że trudności, z jakimi boryka się nasza postmodernistyczna epoka, powinny nas zachęcać do zakładania oaz w pustynnym świecie współczesności, gdzie każdy spragniony będzie się mógł napić ze źródła przed dalszą wędrówką przez pustynię.
Musimy nauczyć się mówić nowym językiem, który będzie poruszał serca i otwierał przed ludźmi nowy wymiar bytu. Musimy znaleźć nowe możliwości współistnienia, stawiając czoło dzisiejszemu indywidualizmowi. Musimy tak przekazywać biblijne opowieści, by współczesny człowiek mógł w nich odnaleźć samego siebie - by właśnie dzięki nim zaczął żyć inaczej, bardziej świadomie. Pragniemy podtrzymywać pamięć o najważniejszym wydarzeniu w naszej historii - o śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa - które przywodzi nam na myśl wszelkie cierpienia naszego świata. Wreszcie, musimy wspólnie uczestniczyć w liturgii. „Uroczyście świętując, przełamujemy ducha współczesności, dla którego jedynym punktem odniesienia są zegarki elektroniczne. Odkrywamy nowe przestrzenie życia i dostrzegamy oazy, których istnienia nawet nie przeczuwaliśmy" (tamże, s. 73). W walce z tyranią wąsko pojmowanej użyteczności dobrze będzie dysponować takimi obszarami, gdzie nie liczy się cel, gdzie ważne jest tylko, żebyśmy dawali wyraz i świadectwo naszej egzystencji - egzystencji chrześcijan, których odkupił Jezus Chrystus. W epoce, w której wszystko kręci się wokół ego, niezbędne są nam sfery, gdzie jego panowanie zostaje przełamane, gdzie nasze spojrzenie otwiera się na Boga - gdzie rozwierają się niebiosa i nasza ziemia zanurza się w nowym świetle.
Mam nadzieję, że ta niewielka książeczka okaże się inspirująca dla uczestników liturgii eucharystycznej, że pozwoli im bardziej świadomie przeżywać ten wielki obrzęd, w którym biorą udział w niedzielę czy w dzień powszedni - aby dzięki Najświętszemu Sakramentowi przemieniło się też ich codzienne bytowanie, aby nabrali nowej ochoty do życia. Nieustannie musimy sobie przypominać, jaki jest sens tego sakramentu i dlaczego właściwie chodzimy na Mszę świętą. W przeciwnym razie popadniemy w rutynę i nie będziemy potrafili przekazywać wiary swym potomkom. Schowamy się za frazesami, by ukryć własne wątpliwości i wahania. Lecz co odpowiemy naszym dzieciom, gdy nas zapytają, dlaczego w niedzielę idziemy na Mszę świętą, co nam to daje, co uroczyście świętujemy, za czym tęsknimy? Znam mnóstwo osób, które odczuwają głęboką tęsknotę za Eucharystią, ale nie potrafią dokładnie powiedzieć, co skłania je do udziału we Mszy świętej: po prostu czują, że bez uczestnictwa w niej nie mogliby być chrześcijanami. Pewna pani, z którą miałem okazję dłużej rozmawiać, za najważniejsze uważa to, że podczas nabożeństwa może zapomnieć o samej sobie, oderwać się od swych codziennych problemów; że przyjmując Komunię świętą, może się zatopić w Chrystusie, zanurzyć i zatracić w Jego miłości; że zawsze jest to dla niej chwila absolutnej wolności i miłości - chwila, gdy dotyka tajemnicy życia, najbardziej skondensowana chwila, jaką zna. Dlatego każdej niedzieli uczestniczy we Mszy świętej.
W ostatnich kilkudziesięciu latach Eucharystię na nowo odkryli chrześcijanie ewangelicy. Liturgia, którą przyjęto na kongresie w Limie, jest nie tylko strukturalnie, lecz także teologicznie bliższa niż dawniej katolickiemu pojmowaniu Najświętszego Sakramentu. Jeśli dawniej Kościół ewangelicki mówił o Wieczerzy Pańskiej, a Kościół katolicki o Mszy świętej, to współcześnie oba Kościoły używają słowa „Eucharystia". Greckie eucharistia znaczy „dziękczynienie". Sprawując sakrament Eucharystii, dziękujemy Bogu za wszystko, co uczynił dla nas przez Jezusa Chrystusa. Tę niewielką monografię adresuję zarówno do katolików, jak i do ewangelików. Współcześnie ewangelicy bez obaw uczestniczą w katolickiej Mszy świętej, a katolicy w ewangelickiej Wieczerzy Pańskiej. Coraz częściej też chrześcijanie obu wyznań wyrażają pragnienie wspólnego przyjmowania Komunii świętej, która wszystkim nam pozwoliłaby z wdzięcznością doświadczać jedności z Jezusem Chrystusem, chociaż zwierzchnictwo obu Kościołów nie doszło jeszcze do porozumienia w sprawie interkomunii. Oby i dzięki tej książeczce Eucharystia jako sakrament jedności w coraz większym stopniu stawała się zaczynem, który przeniknie i połączy wszystkich chrześcijan, bez względu na wyznanie.
Wielu z nas żyje w zeświecczonym świecie, który nie rozumie już naszej wiary - a tym bardziej naszego Najświętszego Sakramentu. Wiem z własnego doświadczenia, że wielu młodych chrześcijan z byłej NRD ma intuicyjną świadomość, iż w Eucharystii kryje się tajemnica chrześcijaństwa. Nie potrafią oni jednak wyjaśnić ani sobie, ani swym niewierzącym przyjaciołom, czego właściwie oczekują, uczestnicząc w liturgii eucharystycznej. Również z myślą o nich pisałem tę książeczkę. Tak jak Filip w Dziejach Apostolskich pyta zarządcę skarbca królowej etiopskiej czytającego Księgę Izajasza: „Czy rozumiesz, co czytasz?" (Dz 8, 30), tak ja chciałbym podążać ze wszystkimi, którzy są w drodze, pytając ich, gdy uczestniczą w sprawowaniu Eucharystii: „Czy rozumiecie, w czym uczestniczycie?". I chciałbym im - jak Filip etiopskiemu dworzaninowi - objaśnić sens tego obrzędu, by jak ten zarządca mogli podążać „z radością" (Dz 8, 39).
I. Sens sakramentu Eucharystii
Nie jest możliwe, bym w tej niewielkiej monografii pomieścił i omówił całą teologię Najświętszego Sakramentu. Przyjrzę się bliżej tylko kilku symbolom, które otwierają przed nami drzwi do tajemnicy Eucharystii. Pierwszą z dwu głównych części Mszy świętej jest liturgia słowa Bożego, które pozwala nam lepiej zrozumieć samych siebie i poznać prawdziwy sens naszego doczesnego życia; oś drugiej stanowi święty posiłek, dzięki któremu uczestnicy Mszy świętej jednoczą się ze sobą i z Jezusem Chrystusem, oddającym nam siebie pod postacią darów chleba i wina. Sam Jezus nakazał nam, byśmy w taki sposób ucztowali na Jego pamiątkę. Sw. Łukasz Ewangelista tak opisuje ostatnią wieczerzę Jezusa z uczniami: „Następnie wziął chleb, odmówiwszy dziękczynienie, połamał go i podał, mówiąc: »To jest Ciało moje, które za was będzie wydane: to czyńcie na moją pamiątkę!* Tak samo i kielich po wieczerzy, mówiąc: »Ten kielich to Nowe Przymierze we Krwi mojej, która za was będzie wylana«" (Łk 22, 19-20).
Pamiątka
Gdy Izraelici obchodzili jakieś święto, zawsze wspominali wielkie dzieła i czyny Jahwe. Jahwe był dla nich historycznym Bogiem, który działa w horyzoncie ludzkiej historii i wywiera istotny wpływ na jej kształt. Każdy z Jego cudownych czynów jest wydarzeniem historycznym. Największe święto żydowskie, Pascha, upamiętniało wyjście narodu Izraela z ziemi egipskiej. Wydarzenie to naród żydowski postrzegał jako cud Boży, któremu zawdzięczał swe przetrwanie. Jahwe wyzwolił maleńki naród spod władzy Egipcjan. Uwolnił go od zarządców, którzy zmuszali Żydów do coraz cięższej pracy. Położył kres zależności i niesamo-dzielności Izraelitów. Przeprowadził ich przez Morze Czerwone i przez pustynię, aż dotarli do ziemi obiecanej - do krainy wolności i pełni życia. Lud Izraela święcił to wspomnienie specjalną ucztą - ucztą paschalną. Jahwe nakazał swemu narodowi wybranemu, by co rok odprawiano tę ucztę zgodnie z dokładnie określonym rytuałem. „W tym dniu będziesz opowiadał synowi swemu: »Dzieje się tak ze względu na to, co uczynił Pan dla mnie w czasie wyjścia z Egiptu«" (Wj 13, 8). Podobnie Najświętszy Sakrament jest upamiętnieniem przeszłego wydarzenia - upamiętnieniem, dzięki któremu zdarzenie to rozgrywa się również teraz, na naszych oczach. Eucharystia dobywa z przeszłości akt, który był święty, zbawienny, jedyny w swym rodzaju. Powtórzenie, zwraca uwagę Alfons Kirchgassner, „konstytuuje byt w strumieniu stawania się, potwierdza wieczysty charakter, uwalnia od teleologicznego nastawienia, powraca do pełni bytu" (Kirchgassner, s. 440).
Jako chrześcijanie świecimy Eucharystię nie dla upamiętnienia Ostatniej Wieczerzy, lecz dla upamiętnienia wszystkiego, co Bóg uczynił przez Jezusa Chrystusa: przemawiał do ludzi, uzdrawiał chorych, podnosił upadłych na duchu, nawoływał grzeszników do nawrócenia, a wszystkim głosił Ewangelię. Przede wszystkim zaś wspominamy śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa, w których niejako Jego dzieło i myśl osiągnęły szczyt. Właśnie w naszej epoce, która tak ucieka przed historią i pamięcią, musimy czcić pamięć Odkupienia - aby i dziś stawało się ono rzeczywistością. Bernard Rootmensen wskazuje, że charakterystyczny dla dzisiejszych czasów brak pamięci historycznej przejawia się powierzchownością, codziennym szaleństwem, zapomnieniem, odurzeniem, traktowaniem przeszłości jako czegoś nieistotnego. Sławny rabbi Baal Szem Tow powiedział kiedyś: „Niepamięć kończy się wygnaniem, natomiast pamięć jest tajemnicą wybawienia" (cyt. za: Rootmensen, s. 147). Uczestnicząc w sakramencie Eucharystii, czcimy pamięć nie tylko wyzwalających i oświecających dziejów Jezusa, lecz w ogóle wszystkiego, co w naszej historii sprawił Pan Bóg. Stąd zawsze częścią liturgii eucharystycznej jest czytanie poruszających opowieści ze Starego i Nowego Testamentu, które są jak „oaza na pustyni, gdzie można wypocząć i zaczerpnąć tchu" (Rootmensen, s. 28). Gdybyśmy przestali powracać do biblijnych historii, świat utraciłby swą duszę.
Eucharystia w ujęciu św. Łukasza
Aby zrozumieć sens sakramentu Eucharystii, musimy się pokrótce przyjrzeć Ewangelii św. Łukasza. Ewangelista interpretuje dzieło Jezusa w horyzoncie umysłowym antycznych Greków. Ich najważniejsze doktryny filozoficzne powstały albo podczas wędrówek (tak zwani perypatetycy), albo podczas uczt (por. biesiadnicy w Platońskiej Uczcie). Św. Łukasz podejmuje oba motywy i ukazuje Jezusa jako wędrowca, który zstąpił z nieba, by wędrować z ludźmi. A w drodze Chrystus tłumaczy im i przybliża sens ludzkiego życia.
Za najpiękniejszą z tego typu historii uważam opowieść o uczniach z Emaus, która pozwala nam wyraźnie dostrzec, jak Ewangelista pojmuje Eucharystię. Dwu uczniom, którzy uciekli z Jerozolimy rozczarowani, bo nie spełniły się ich nadziej?, Zmartwychwstały objaśnia tajemnicę ich życia. Cały ten epizod uważam za wspaniały symbol naszej liturgii eucharystycznej: często przybywamy na nabożeństwo jako ludzie, którzy uciekają przed sobą, którzy chcieliby czmychnąć przed własnymi rozczarowaniami. Gdy odbywa się liturgia słowa Bożego, sam Jezus przyłącza się do nas - jak do uczniów - i pomaga nam zrozumieć historię naszego życia. W świetle Pisma Świętego powinniśmy i możemy pojąć, dlaczego wszystko wyglądało tak, jak wyglądało, jaki miało sens i dokąd wiedzie nasza droga. Aby słowa Biblii mogły rozjaśnić nasze życie, niezbędna jest interpretacja, która biblijne symbole odniesie do współczesnej rzeczywistości. Kto rozumie swe życie, potrafi się też właściwie z nim obchodzić. Gdy nie rozumiemy swego życia, wybieramy ucieczkę. W dzisiejszych czasach wielu szuka ucieczki przed sobą i przed prawdą swego życia. Jezus zachęca nas, żebyśmy podczas Mszy świętej spróbowali na nowo zrozumieć własne życie w świetle Jego słów i Jego historii - wyzwalającej i oświecającej. Eucharystia oznacza reinterpre-tację naszego życia, której podstawę stanowi wiara w Jezusa Chrystusa.
Pomocne w zrozumieniu istoty Najświętszego Sakramentu są również relacje Ewangelisty o wspólnym ucztowaniu Jezusa z napotykanymi osobami. W oczach św. Łukasza uczta eucharystyczna stanowi kontynuację posiłków, które Jezus spożywał wspólnie ze sprawiedliwymi i z niesprawiedliwymi, z grzesznikami i bezgrzesznymi. W trakcie owych posiłków Jezus pozwalał się im przekonać, jak dobry i przyjazny dla ludzi jest Bóg - obdarowywał ich Bożymi darami: miłością i miłosierdziem, bezwarunkową akceptacją, odpuszczeniem grzechów i uleczeniem chorób. Posiłki Jezusa z grzesznikami i sprawiedliwymi tchną radością i wdzięcznością za uzdrawiającą i wyzwalającą obecność Boga. Tak jak greccy filozofowie rozwijali swe nauki przede wszystkim podczas biesiad, tak również Jezus u św. Łukasza jawi się jako nauczyciel, który najważniejsze elementy swego orędzia ogłasza podczas posiłków. W swoim słowie stale przypomina nam o boskim jądrze, które nosimy w sobie. Człowiek nie jest jedynie istotą, która musi spełniać swe obowiązki i zmagać się z codziennymi trudnościami. Ma boską godność. Tkwi w nim boskie jądro. Królestwo Boże jest w nas, ludziach. My sami jesteśmy domostwem, w którym mieszka Bóg. Na tym polega nasza istota, która stanowi o naszej prawdziwej godności.
Pierwszym posiłkiem zrelacjonowanym przez Ewangelistę jest posiłek z celnikami i grzesznikami (zob. Łk 5, 27-39). Tacy, jacy jesteśmy, ze wszystkimi naszymi wadami i słabościami, zostajemy zaproszeni na ucztę miłości. Następny posiłek odbywa się w domu jednego z faryzeuszy. Podczas tego spotkania przy wspólnym stole Jezus unaocznia faryzeuszom, co jest zasadniczą treścią Jego przepowiadania: Boża miłość, którą okazuje ludziom, spożywając z nimi posiłek, i odpuszczenie grzechów, którego nam udziela (zob. Łk 7, 36-50). Podczas innego posiłku Jezus napiętnuje faryzeuszy za to, że zapomnieli o Bożej miłości (zob. Łk 11, 37-54). Piękny obraz Eucharystii zawiera przypowieść o marnotrawnym synu, za pomocą której Jezus wyjaśnia, dlaczego jada wspólnie z grzesznikami. Każdy z nas przypomina marnotrawnego syna. Każdy z nas oddalił się od samego siebie i utracił swą ojczyznę wewnętrzną. Każdy roztrwonił swój majątek. Rozminął się z własnym życiem. Teraz byle ochłapem musimy zaspokajać nasz głód. I wiedzie się nam coraz marniej. Uczestnicząc w Eucharystii, wyruszamy w drogę, aby dojść do domu naszego Ojca. Wiemy, że otrzymamy strawę, która rzeczywiście zaspokoi nasz głód. Eucharystia jest wspólną ucztą przyjaciół, którą urządza dla nas Bóg Ojciec. Również o każdym z nas mówi On: „ten syn mój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się" (Łk 15, 24). Dlatego możemy cieszyć się i jeść. Byliśmy martwi, odcięci od swych uczuć, wyłączeni z życia. Zagubiliśmy samych siebie, oddaliliśmy się od swego wewnętrznego centrum. Ale dzięki Eucharystii na powrót docieramy do siebie i ożywamy, uczestnicząc w uczcie życia. Odkrywamy, kim naprawdę jesteśmy i co jest prawdziwym fundamentem naszego życia: to, że Bóg bezwarunkowo nas miłuje, że czeka na nas, że nigdy nie jest za późno, by wyruszyć w drogę i powrócić do domu, w którym rzeczywiście możemy się czuć jak u siebie.
Ostatni z posiłków przed Wieczerzą Pańską, jaki opisuje św. Łukasz, odbył się w domu celnika Zacheusza. Przychodząc na eucharystyczne spotkanie z Jezusem, jak Zacheusz przybywamy ze swym kompleksem niższości, który usiłujemy sobie zrekompensować, gromadząc jak najwięcej pieniędzy i dóbr. Cierpimy z powodu swego poczucia niższości i chcielibyśmy, aby nas ktoś miłował bezwarunkowo. I właśnie takiej miłości możemy, jak Zacheusz, doznać dzięki Eucharystii. Podczas uczty w domu celnika Jezus dwukrotnie używa słowa „dziś": „dziś muszę się zatrzymać w twoim domu" (Łk 19, 5) i: „Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu" (Łk 19, 9). To tajemnicze „dziś" w całej Ewangelii św. Łukasza pojawia się siedem razy. Jest odpowiednikiem siedmiu sakramentów, dzięki którym dziś ponownie dokonują się przeszłe dzieła. Każda uroczystość eucharystyczna dziś uobecnia nam słowa i czyny Jezusa. Gdy uczestniczymy w nabożeństwie, Jezus jest pośród nas i spożywa z nami posiłek. Głosi nam swą Ewangelię. Uzdrawia nasze choroby. Jak Zacheusz, przychodzimy ze swymi kompleksami. Przychodzimy na Eucharystię jak trędowaci, którzy nie mogą znieść własnego widoku, którzy nie są w stanie zaakceptować samych siebie. Jesteśmy niewidomymi i chromymi, których paraliżuje lęk. Jesteśmy pogarbieni, zrezygnowani, rozczarowani życiem, przygnieceni jego ciężarem. Jezus podnosi nas i prostuje. Dotyka nas i mówi: Dziś zbawienie stało się udziałem twoim, gdyż i ty jesteś synem (córką) Abrahama, gdyż i ty masz w sobie boskie jądro (por. Łk 19, 9).
Relacjonując liczne epizody wspólnego ucztowania, Ewangelista pozwala nam lepiej pojąć sens uczty eucharystycznej. Również w jego ujęciu sakrament Eucharystii przede wszystkim upamiętnia Ostatnią Wieczerzę, podczas której Jezus nadał nowy sens łamaniu chleba i piciu z jednego kielicha. Nawiązując do obrzędu uczty paschalnej, Jezus polecił uczniom nowy obrzęd, który po Jego odejściu mamy sprawować na pamiątkę Jego miłości. "W nowy sposób interpretuje sens rytów, których zraelici dokonywali podczas święta Paschy. Łamanie chleba symbolizuje Jego bliską śmierć. Na k rzyżu da się On złamać za nas. Ale nie będzie to katastrofą, nie będzie to klęską Jego misji - lecz konsekwencją Jego oddania się za nas. Podając uczniom połamany chleb, podaje im samego siebie. Gest ten jest znakiem Jego miłości, którą Jezus umiłował nas poza próg śmierci. O miłości tej upewnia nas każda liturgia eucharystyczna. Miłość Jezusa jest fundamentem, na którym możemy budować. Miłość Jezusa jest źródłem, z którego możemy czerpać, by żyć. I Ustanawiając Eucharystię, Jezus nazywa wino swoją Krwią, która stanie się podstawą Nowego Przymierza. Krew jest symbolem miłości, która dla nas się rozlewa. Nowe Przymierze, o którym Jezus wspomina podczas Ostatniej Wieczerzy, będzie przymierzem bezwarunkowej miłości Bożej. Stare Przymierze opierało się na wzajemnym zobowiązaniu dwu stron. Jahwe zawarł przymierze z Izraelitami, stawiając warunek, że będą przestrzegali Jego przykazań. Teraz poprzez Krew Jezusa, poprzez miłość swego Syna, która stała się Ciałem, Bóg zawiera z ludźmi bezwarunkowe przymierze. Sprzymierza się z miłości. Ma ufną nadzieję, że miłość, którą wszystkim ukazało Jego oddanie się za nas, przemieni nasze serca.
Jak mamy rozumieć ten pełen znaczenia akt, którego Jezus dokonał podczas Ostatniej Wieczerzy? Niewiele nam pomoże w tej kwestii spekulacja filozoficzna, przez którą staramy się dociec, jak Jezus może nam dać siebie pod postacią chleba i wina. Istotę uczty eucharystycznej można zrozumieć tylko na gruncie doświadczenia ludzkiej miłości.
Maria Caterina Jacobelli - włoska badaczka folkloru, autorka monografii o śmiechu jako elemencie obrzędów wielkanocnych - jako kobieta i matka na tajemnicę posiłku spogląda właśnie z perspektywy ludzkiej miłości: „Która matka, która miłująca kobieta w ścisłym kontakcie z ciałem nowo narodzonego dziecka czy z ciałem swego męża nie poczuła pragnienia, by się stać pokarmem dla umiłowanej istoty? Która matka nie myślała z tęsknotą, by z powrotem wchłonąć w siebie to ciało, które wyszło z jej łona? Który miłujący (miłująca) nie odcisnął (odcisnęła) na ciele żony (męża) śladu swych zębów? »Chciałbym cię zjeść, całując«... Kto nie słyszał takich słów? Kto nie mówił takich słów? To znaczy: kto nie chciał z umiłowaną istotą połączyć się w pochłaniającej wszystko jedności, stać się pokarmem, przemienić się w życie, stać się pożywieniem dla drugiej istoty, aby żyć razem w pełnym zjednoczeniu, które jest jeszcze pełniejsze niż zjednoczenie płciowe" (Jacobelli, s. 111). Jezus pragnął wszystkim ludziom namacalnie ukazać swą miłość, dlatego ustanowił święty posiłek. Jest on testamentem Jego miłości, miejscem, gdzie wszystkimi zmysłami niezmiennie możemy doświadczać Jego miłości. Gdy pozywając chleb eucharystyczny, pożywam Jego ciało, wyobrażam sobie, że chleb ten jest pocałunkiem Jego miłości. Gdy pijąc wino z kielicha mszalnego, piję Jego Krew, którą wylał On z miłości do mnie, przypominają mi się słowa z Pieśni nad pieśniami: „o ileż słodsza jest miłość twoja od wina" (Pnp 4, 10).$
W wielu kulturach występuje obrzęd świętego posiłku. Urzeczywistnia on istotę wszelkiego posiłku, którą intuicyjnie wyczuwamy, codziennie zasiadając do stołu. Poprzez każdy posiłek uzyskujemy udział w darach Bożych, w darach Bożego stworzenia, w darach Bożej miłości. Stąd każdy posiłek pozwala nam poczuć, jak dobry i czuły jest dla nas Bóg. Uczta eucharystyczna stanowi kulminację wszelkiego posiłku i zaspokojenie tęsknot, które łączą się z tym codziennym aktem. Kto delektuje się pysznym jedzeniem i cały jest tym smakowaniem, ma jakby przedsmak zjednoczenia z Bogiem. Eucharystia uświadamia nam, czym jest wszelkie pożywanie: zjednoczeniem ze Stwórcą wszystkich darów. Ale jednocześnie jest ona świętą ucztą. Wczesny Kościół porównywał Eucharystię do świętego posiłku jako ważnego elementu kultów misteryjnych. Uczestnicy takiego posiłku (mystowie) wyobrażali sobie, że spożywając świętą strawę, spożywają samo bóstwo i jednoczą się z nim. Nie tylko wchłaniali bóstwo, lecz zarazem oddawali mu siebie. Uwalniali się od samych siebie i oddawali jedzeniu, by tym sposobem cieleśnie doświadczyć zjednoczenia z obiektem kultu. Uczta kultowa oznaczała „zaślubiny ludzkiej duszy z bóstwem" (Schubart, s. 135). Chrześcijańscy mistycy opiewają „słodycz kosztowanego Boga" (tamże). Podczas uczty eucharystycznej czasami śpiewamy: „Gustate et videte, quoniam suavis est Dominus" („Skosztujcie i zobaczcie, jak słodki jest Pan").
Komunia święta oznacza cielesne doświadczenie Bożej miłości. Najświętszy Sakrament za każdym razem przekonuje nas o tej miłości, która rozbłysła w Chrystusie - abyśmy nią żyli, abyśmy się w nią zanurzali i stawali dla innych źródłem miłości.
Eucharystia w ujęciu św. Jana
Św. Jan, mistyk w gronie ewangelistów, prezentuje własne rozumienie Eucharystii. Stara się ją przybliżyć tym ze swych współczesnych, których urzekła religia gnostycka. Gnostycyzm był prężnym ruchem, który pojawił się pod koniec I wieku naszej ery - można by go porównać do dzisiejszego ruchu New Age. Gnostycy pragnęli oświecenia i prawdziwego życia. Byli przekonani, że musi istnieć coś więcej. Odpowiadając na ich tęsknoty, Ewangelista mówi im o chlebie z nieba, który daje Bóg. Chlebem tym jest sam Jezus. „Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie" (J 6, 35). Nie możemy postrzegać Eucharystii w oderwaniu od całej egzystencji Jezusa. Jego słowa i uczynki objawiają nam prawdziwe, wieczne życie, jakim Bóg obdarza ludzi. Jezus całą swą osobą jest Chlebem, który zstąpił z nieba - i który zaspokaja nasz głód prawdziwego życia.
Ewangelista objaśnia istotę Eucharystii w nawiązaniu do wyjścia Izraelitów z Egiptu. Jahwe zesłał głodującym chleb w postaci manny z nieba, aby ich pokrzepić w drodze. żydowskiego ludu przez pustynię ot
nież naszą sytuację. Stale podążamy drogą z ziemi zależności, alienacji i rozczarowania do naszej ziemi obiecanej - do ziemi wolności, do ziemi, gdzie będziemy mogli być w pełni sobą. Ale w swej wędrówce, podobnie jak Izraelici, tęsknimy za „garnkami mięsa" (Wj 16, 3). Nasz głód ziemskiej strawy często jest większy od głodu wolności, życia i miłości. W tej drodze naszej tęsknoty za prawdziwym życiem Jezus ofiaruje nam siebie jako chleb życia: „Ja jestem chlebem życia. (...) Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki" (J 6, 48. 51). Kto przyjmuje Jezusa, doświadcza prawdziwego życia. Rzeczywiście zaspokaja swój głód życia.
W kulminacyjnym punkcie swej mowy eucharystycznej Jezus stwierdza, że chlebem, który On da, jest Jego ciało, oddane „za życie świata" (J 6, 51). Objawienie Jego miłości swą kulminację osiąga na krzyżu. Na krzyżu Jezus umiłował nas do końca. I pragnie, żebyśmy zawsze mieli udział w tym apogeum Jego miłości, uczestnicząc w sprawowaniu Najświętszego Sakramentu. Podając nam chleb eucharystyczny, podaje nam swe Ciało - podaje nam swą miłość, która stała się ciałem. Dla Żydów słowa Chrystusa były nie do przyjęcia. Także w dzisiejszych czasach wielu ludzi ma tutaj problem z wiarą. Trudno jest im połączyć ideę Najświętszego Sakramentu z takimi pojęciami, jak „ciało" i „krew". „Krew" zbyt się im kojarzy z brutalnymi scenami, w których dochodzi do rozlewu krwi. Znam osobę, która nie jest w stanie przyjąć Komunii świętej pod postacią wina, gdy kapłan podaje jej kielich ze słowami „Krew Chrystusa". Natychmiast przypomina się jej scena zabijania zwierząt w rodzinnym gospodarstwie. Wszystkim, którym dzisiaj słowa Chrystusa podobnie się kojarzą, tłumaczy On - tak samo jak ówczesnym Żydom: „Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim" (J 6, 55-56).
Język, którym mówi Jezus, nie jest językiem „ociekającym krwią", lecz językiem miłości. W języku miłości jeszcze dziś mówimy, że ktoś za kogoś przelewa „krew serdeczną". Ciało i Krew są dla Jezusa wyrazem Jego oddania na krzyżu. Naturalnie, przejawiło się ono w okolicznościach, które wyznaczyła brutalność rzymskich oprawców. Ale zgoda na krzyż jest wyrazem miłości, którą Jezus umiłował nas do końca. Ewangelista używa tu słowa telos. Znaczy ono „ceł", „punkt zwrotny", „punkt, w którym wszystko się odwraca". Na krzyżu odwraca się nasz los. Miłość definitywnie triumfuje nad nienawiścią. Telos znaczy też „wtajemniczenie". Na krzyżu Jezus wtajemnicza nas w misterium Bożej miłości. W Janowym ujęciu Eucharystia jest wtajemniczeniem w miłość Boga, która czyni nasze życie naprawdę wartym życia. Pożywając chleb (w mowie eucharystycznej Ewangelista zamiennie używa również słowa „żuć") i pijąc z kielicha, osiągamy wspólnotę z Jezusem Chrystusem - wspólnotę tak głęboką, że głębszej niepodobna sobie wyobrazić: trwamy w Nim, a On trwa w nas; stajemy się z Nim jednością, nie do odróżnienia od Niego; przepełnia nas Jego miłość. A gdy przenika nas miłość Jezusa Chrystusa, uświadamiamy sobie, na czym polega prawdziwe życie: żyć prawdziwie to być bez reszty miłowanym, to być przesiąkniętym Bożą miłością, życiem wiecznym.
Dzięki Eucharystii możemy doświadczyć, czym jest prawdziwe życie - życie, które zaspokaja naszą najgłębszą tęsknotę. Życie wieczne to nie tyle „życie po śmierci", ile zupełnie nowa jakość życia, której możemy doświadczyć już tutaj, w doczesnym świecie. Życie wieczne to nowy smak życia - smak miłości, dzięki któremu rzeczywiście warto żyć. Prawdziwego życia, którym obdarza nas Jezus Chrystus w Chlebie Eucharystycznym, śmierć nie jest w stanie unicestwić: w chwili zgonu odsłania się ono jako boskie życie, które jest nieprzemijające. Osobista więź z Jezusem, którą uświadamia nam sakrament Eucharystii, przetrwa śmierć. Miłość jest silniejsza od śmierci. Sw. Jan kilkakrotnie nawiązuje w swej Ewangelii do Pieśni nad pieśniami, gdzie możemy przeczytać: „bo jak śmierć potężna jest miłość, a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol, żar jej to żar ognia, płomień Pański. Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki" (Pnp 8, 6-7). Eucharystia pozwala nam doświadczyć prawdy tych słów wszystkimi zmysłami - również zmysłem smaku. Możemy pożywać miłość Jezusa i czuć Jego pocałunek. Możemy pić z kielicha Jego miłości, aby przenikała ona całe nasze ciało i napełniała je swym smakiem.
Tradycja ludowa łączy krew z temperamentem. Gdy ktoś mówi: „mam to we krwi", chce powiedzieć, że coś należy do jego najgłębszej istoty. Gdy ktoś mówi: „weszło mi to w krew", chce powiedzieć, że coś stało się już jego właściwością wewnętrzną. Pożywając Ciało Chrystusa, pijąc Jego Krew, mamy udział w najgłębszej istocie Jezusa - w Jego miłości, która jest potężniejsza od śmierci. Poeci zawsze łączyli ze
sobą oba te motywy. Dopiero w obliczu śmierci miłość ukazuje swą istotę i swą siłę, która jest zdolna pokonać śmierć. Jeśli - może nieco szokujący - język Janowej mowy eucharystycznej próbujemy zastąpić bardziej eufemistycznymi wyrażeniami, to swą prawdziwą moc traci również miłość, która pragnie ńas przenikać dzięki sakramentowi Eucharystii. Miłość, którą okazuje nam Jezus, nie ma nic wspólnego z czu-łostkowością, lecz jest miłością, która przezwycięża śmierć - która spełnienie osiąga właśnie na krzyżu.
Drugim z głównych symboli, którymi Ewangelista objaśnia tajemnicę Eucharystii, jest obmycie nóg. Relację o tym epizodzie św. Jan umieścił tam, gdzie pozostali Ewangeliści opowiadają o ustanowieniu Eucharystii. Obmycie nóg jest dla św. Jana kolejnym świadectwem, że Jezus okazuje uczniom swą miłość do końca, do pełni (zob. J 13, 1 i n.). Dzięki sakramentowi Eucharystii również my doświadczamy tej miłości do końca, do pełni. Odbywa się to dokładnie tak, jak pokazuje epizod obmycia. Również my przychodzimy na wieczerzę z brudnymi nogami, które pokrył kurz. W drodze przez świat splamiliśmy się grzechem i winą. Do krwi otarliśmy stopy. Stąpamy w ranach. Wielu trafiło w naszą piętę achillesową - wielu nieustannie kole nas w bolesne miejsca. Gdy uczestniczymy w liturgii eucharystycznej, Jezus pochyla się ku nam, by z miłością dotknąć naszej pięty achillesowej, by opatrzyć naszą największą ranę. I zgina plecy, aby zmyć brud z naszych nóg. Bezwarunkowo nas akceptuje, nawet gdy uważamy siebie za nie do zaakceptowania, za zbrukanych i nieczystych.
Obmycie nóg obrazuje istotę każdej celebracji eucharystycznej. Jezus również u św. Jana nakazuje uczniom, by czynili tak, jak On uczynił. Uczniowie mają sobie nawzajem obmywać nogi. Polecenie to oznacza nie tylko, że powinniśmy usługiwać jeden drugiemu. Przede wszystkim ma ono symboliczny sens, który łączy się z Eucharystią. Uczestnicząc w tym świętym posiłku, słuchając słów Jezusa i wspominając Jego uczynki, postępujemy wobec siebie wzajem tak, jak Jezus postępował wobec nas. Eucharystyczna pamiątka jest dla Ewangelisty przede wszystkim upamiętnieniem miłości Chrystusa, którą Ukrzyżowany umiłował nas do końca. Ale Eucharystia jest nie tylko pamiątką, lecz również konkretnym aktem. Podczas Mszy świętej obmywamy sobie nawzajem nogi, jeśli zaraziliśmy się Jego miłością, i nie wytykamy jeden drugiemu win, lecz bezwarunkowo siebie akceptujemy w postawie miłości, której uczy nas Jezus. Na gruncie Ewangelii św. Jana można powiedzieć, że Eucharystia jest też miejscem, gdzie powinniśmy sobie nawzajem pokazywać własne rany. Wszyscy przybywamy na nią poranieni i zbrukani - nikt nie jest wolny od winy. Nie musimy ukrywać swych ran. Możemy je pokazać innym. I razem je zanieść przed oblicze Chrystusa, który je oczyści i uleczy swą miłością.
Podczas ostatniego posiłku z uczniami Jezus wygłasza długą mowę pożegnalną. Uwidacznia ona trzeci z głównych aspektów Janowego pojmowania Eucharystii. Ewangelista przedstawia celebrację eucharystyczną jako miejsce, gdzie zmartwychwstały i wywyższony Pan staje pośrodku zgromadzonych uczniów i przemawia do nich. Scena, gdy wieczorem po zmartwychwstaniu Jezus mimo zamkniętych drzwi pojawia się przed wystraszonymi uczniami, przybliża nam zrozumienie istoty każdej liturgii eucharystycznej. Jezus, który teraz przebywa u Ojca, przychodzi do zgromadzonych na nabożeństwie i przemawia do nich słowami miłości, podobnie jak w swej mowie pożegnalnej. Są to słowa jaśniejące Jego miłością, która triumfowała nad śmiercią. Są to słowa, które przezwyciężają śmierć, słowa, które przybywają z wieczności i otwierają niebo nad nami, słowa, które łączą niebo i ziemię, znosząc granicę między śmiercią i życiem. Ewangelista za jedną z wielkich bolączek ludzkich uważa naszą niezdolność do miłości. Często przywieramy do drugiego człowieka - i nazywamy to miłością. Jezus przybył, aby nam przywrócić zdolność miłowania. Msza święta jest miejscem, gdzie słuchając słów Jezusa, możemy poczuć, czym jest Boża miłość, i dzięki temu odzyskać zdolność miłowania.
Zmartwychwstały nie tylko przemawia do uczniów, lecz również pokazuje im ręce i bok (zob. J 20, 20). Jego przebite ręce i otwarty bok są widomym śladem miłości, którą Jezus umiłował nas do końca. Pożywając połamany chleb, dotykamy ran na Jego rękach, które Jezus był gotów włożyć za nas do ognia - którymi nie przestał nam pomagać, gdy został przybity do krzyża. A pijąc z kielicha, poimy się Jego miłością, która z Jego przebitego serca wypływa dla nas. Gdy dotykamy Jego ran, przyjmując Komunię świętą, możemy z nadzieją oczekiwać cudu zagojenia się naszych ran. Przebite ręce są rękami Jezusa, który trudził się dla nas, uzdrawiał chorych, podnosił upadłych na duchu. Podczas liturgii eucharystycznej historia Jezusa staje się dla nas teraźniejszością.
Eucharystia jako przemiana
Średniowieczna teologia starała się pojąć przede wszystkim tajemnicę przemiany chleba i wina w Ciało i Krew Jezusa Chrystusa. Owocem jej wysiłków jest pojęcie transsubstancjacji. Kardynał Joseph Ratzinger następująco wyraża treść tego dość abstrakcyjnego pojęcia: „Jezus Chrystus rozciąga swą władzę na chleb i wino, niejako wznosi je ponad ich zwykły byt i wpisuje w zupełnie nowy porządek" (cyt. za: Koch, s. 211). Tym nowym porządkiem ostatecznie okazuje się porządek miłości. Chleb i wino na ołtarzu stają się najgłębszym wyrazem miłości Jezusa, znakiem Jego zgody na krzyż, który przyjmuje z miłości do nas. Stają się czymś innym, niż są w swej fizyczności: Jego Ciałem i Krwią. Współczesna teologia stara się rozmaitymi obrazami wyrazić tajemnicę tej przemiany. Gdy dla osoby, którą miłuję, szukam książki na prezent, dar ten będzie zawierał cząstkę mej miłości, odzwierciedlał moje myśli i uczucia. Gdy kogoś cenię i szanuję, nie szukam dla niego byle jakiego daru, lecz staram się znaleźć coś, co będzie mu przypominało o mnie i mojej miłości. Tak samo Jezus wybrał połamany chleb, ponieważ symbol ten najlepiej wskazuje, że Ukrzyżowany z miłości do nas dał się złamać, aby nie mógł nam złamać życia niemiłosierny świat. I podobnie wybrał wino jako symboliczne zobrazowanie słów z mowy pożegnalnej: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" (J 15, 13).
Musimy pamiętać, że przeistoczenie nie ogranicza się jedynie do chleba i wina. Przynosząc te dary, zanosimy przed oblicze Boga wszelkie stworzenie. Jako uczestnicy liturgii eucharystycznej dajemy wyraz przekonaniu, że Chrystus przeniknął cały świat do głębi, że spotykamy Go w każdej rzeczy. Kładąc chleb na ołtarzu, zarazem kładziemy tam naszą codzienność - wszystko, co każdego dnia nas wycieńcza i wykańcza, tysiące ziaren, które w naszym wnętrzu jeszcze nie stały się jednością, nasz mozół i trud. Chleb eucharystyczny jest też symbolem naszej historii. Został wypieczony z ziarna kłosów, które rosły w słońcu i deszczu, pośród wiatrów i burz. Kładąc na ołtarzu dar chleba, kładziemy też wszystko, co w nas pięknie wzrosło, i wszystko, co nie udało się tak, jak byśmy pragnęli. Już się nie koncentrujemy na swych ranach, ale też od nich nie uciekamy. Wraz z chlebem podajemy je Bogu, który również nad nasze życie ześle Ducha Świętego i powie: „To jest moje Ciało".
Wszystko, co stawiamy przed Nim, przez sakrament Eucharystii przemienia się w Ciało Jego Syna.
W kielichu niesiemy przed oblicze Boga nie tylko wino, lecz również wszelkie cierpienie i wszelką radość świata. Kielich symbolizuje nasze utrapienia, ale też naszą tęsknotę za ekstazą, za miłością, która sprawia, że jesteśmy jak oczarowani, która uwzniośla nasze ciało i naszą duszę. Biorąc do ręki kielich, podnosimy w górę całe swe życie, z jego bólem i tęsknotą, cierpieniem i radością - aby wszyscy mogli je zobaczyć. Wszystko w kielichu naszego życia jest na tyle cenne, by się znaleźć w sferze sacrum. I może się przemienić w Krew Jezusa, w miłość, która stała się ciałem, która pragnie przeniknąć każdą cząstkę naszego bytu. Miałem kiedyś sen, który uprzytomnił mi, że przemiana darów eucharystycznych oznacza przemianę całego naszego życia. Śniło mi się, że celebrowałem Mszę świętą, w której uczestniczyli bracia z naszego opactwa. Obrzędy, które sprawowaliśmy, miały swoistą postać. Przygotowując dary ofiarne, trzymaliśmy zegarki nad chlebem i winem, aby przemienił się nasz gorączkowo galopujący czas. Nasz czas, nasza praca, nasz niepokój, nasze problemy, nasze rozdarcie, nasze troski -
wszystko to kładziemy na ołtarzu, wszystko to przemienia Duch Boży, o którego zstąpienie błagamy nad darami.
Niektórzy uważają, że w sakramencie Eucharystii jako świecie Bożej miłości nie można uczestniczyć każdego dnia. W moim przekonaniu, każdego dnia możemy świecić przemianę naszego świata, naszej historii, naszych relacji, naszej pracy, naszych trudów, naszej codzienności. Dajemy w ten sposób wyraz wierze, że również w dzień powszedni nie jesteśmy pozostawieni samym sobie, że Eucharystia może nasze życie kształtować - i przemieniać - po najbardziej banalne czynności życiowe. Kto wierzy, że przemieniając chleb i wino, Bóg przemienia także jego świat, ten może z większym spokojem przystępować do pracy, z większą ufnością żywić nadzieję, że nie wszystko zostanie po staremu, że relacje z innymi ludźmi mogą się przemieniać, że zadawnione konflikty można rozwiązać, że mozół może zelżeć; i każdego dnia mogę położyć na ołtarzu przemienienia coś innego - coś, co mnie właśnie zajmuje albo gnębi, albo paraliżuje. Sakrament Eucharystii jest wyrazem nadziei, że uroczystość upamiętniająca śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa może również moje skostnienie przemienić w nowe życie.
Eucharystia jako ofiara
Kościół katolicki zawsze pojmował Najświętszy Sakrament również jako ofiarę. Reformacja odrzuciła pojęcie ofiary i traktowała Eucharystię jedynie jako ucztę - Ostatnią Wieczerzę. Dzisiaj nie mamy wątpliwości, że zwolennicy reformacji słusznie zaprotestowali przeciwko mylnemu rozumieniu ofiary. Współcześnie także wielu katolików ma problem ze słowem „ofiara". Przypominają sobie wychowawców, którzy wbijali im do głowy, że trzeba ponosić jak najwięcej ofiar, by się podobać Bogu. Albo uważają, że sam Ojciec zażądał od Syna ofiary Krzyża. W obliczu tak mylnych wyobrażeń nie sposób nie zapytać o właściwe znaczenie słowa
„ofiara".
Ofiarować coś znaczy: jakiś ziemski przedmiot umieścić w sferze sacrum, dać go Bogu, ponieważ z samej swej istoty należy on do Boga. Tak rozumiane pojęcie ofiary okazuje się niezwykle aktualne w dzisiejszych czasach. W naszej epoce wszystko służy jakiemuś celowi. Wszystko musi nam coś dawać. W sakramencie Eucharystii przekazujemy swe życie Bogu, od którego je otrzymaliśmy. Wyrywamy je z pęt celowości. Życie należy do Boga. Sakrament Eucharystii konstytuuje obszar swobody, w którym nie musimy niczego osiągać, w którym nie musimy się niczym wykazać. Umieszczamy swe życie w sferze sacrum, do której tak naprawdę należy. I z jej perspektywy dostrzegamy, kim naprawdę jesteśmy.
Po drugie, ofiara oznacza oddanie. Jeśli Nowy Testament nasuwa myśl, że śmierć Jezusa miała charakter ofiary, to jedynie w tym znaczeniu, że ukrzyżowanie było zwieńczeniem i spełnieniem Jego miłości do ludzi. Pismo Święte nigdzie nie głosi, że Ojciec zażądał od swego Syna ofiary Krzyża. Jezus przybył na ziemię po to, by głosić ludziom Radosną Nowinę o miłującym Bogu. Gdy widział, że konflikt z faryzeuszami i saduceuszami może się źle skończyć, nie uciekał, lecz w swej miłości wytrwał po śmierć. Nie uważał śmierci za swą klęskę, lecz za następstwo swego oddania. Jednoznacznie wskazuje na to mowa o Dobrym Pasterzu: „Życie moje oddaję za owce. (...) Nikt Mi go nie zabiera, lecz ja sam z siebie je oddaję" (J 10, 15.18). Śmierć Jezusa jest więc konsekwencją miłości, którą On umiłował nas bezwarunkowo i do końca - konsekwencją Jego wolności i suwerenności, z jaką oddał się za nas. Składając eucharystyczny hołd Jego śmierci i zmartwychwstaniu, poddajemy się Jego miłości, którą w jednakim stopniu miłuje On każdego z nas. A oddając cześć Jego ofierze Krzyża, mamy pewność, że miłość Chrystusa przemienia wszelkie przeciwieństwa i sprzeczności, jakie w nas występują.
Teksty liturgiczne niekiedy mówią również o ofierze Kościoła. Pojęcie „ofiara Kościoła" nie oznacza, że wypełniamy jakieś świadczenia, aby Bóg był z nas zadowolony, lecz że praktykujemy miłość Jezusa. Słowo „ofiarować" pochodzi od operari - „pracować, trudzić się, być zajętym, składać ofiarę". Ofiarować to tyle, co praktykować postawę miłości, którą swym życiem ukazał nam Jezus Chrystus. Uczestnicząc w Eucharystii, wyznajemy naszą gotowość przyjęcia postawy oddania, której uczy nas Jezus Chrystus. I dajemy wyraz swemu pragnieniu, by miłować Boga i bliźnich we wspólnocie losu z Jezusem - aby Chrystus nadał nam kształt swej miłości.
Pojmując Eucharystię także jako ofiarę, Kościół katolicki pozostaje w zgodzie z tradycją wielu innych religii, które uznają obrzęd ofiarny za kulminacyjny punkt nabożeństwa i za źródło odnowy życia. Carl Gustav Jung wyraża opinię, że traktując Mszę świętą jako ofiarę, katolicy mają tę korzyść, że mogą wierzyć w wartość swego życia - że czują, iż ich życie ma znaczenie dla świata. Praktykując miłość Jezusa Chrystusa i wspólnie z Nim składając siebie Bogu jako „ofiarę", nasycają świat Jego miłością i przyczyniają się w ten sposób do przemiany kosmosu - do jego „amoryzacji", jak Teilhard de Chardin nazywa nasycanie kosmosu miłością (łac. amor). Myślę, że współcześnie nie powinniśmy w pojmowaniu Eucharystii koncentrować się wyłącznie na pojęciu ofiary. Ale nie ma też sensu całkowicie rezygnować z tak czcigodnego pojęcia, które występuje w większości religii - którym zawsze posługiwały się też Biblia i tradycja chrześcijańska. Bez niego bowiem nasze postrzeganie Eucharystii byłoby zbyt powierzchowne i banalne. W ludzkim życiu często pojawia się posucha i pustka. Poprzez ofiarę Chrystusa - jak wierzyli starożytni chrześcijanie - nasze ziemskie bytowanie odnawia siła Jego miłości. Wówczas w naszej duszy ponownie zaczyna bić źródło miłości.
Eucharystia jako misterium
Kościoły Wschodnie pojmują Eucharystię przede wszystkim jako misterium. Misterium oznacza wprowadzenie w boskie tajemnice. Tradycyjnie dokonywało się ono przez udział w obrzędzie, który ukazywał losy czczonego bóstwa. Wczesny Kościół Wschodni ujmował Eucharystię na tle hellenistycznych kultów mi-steryjnych, których ryty służyły wtajemniczeniu mystów (osób uczestniczących w misteriach). Na przykład wyznawcy kultu Mitry podczas cyklicznych uroczystości symbolicznie brali udział w wydarzeniach z jego życia, uzyskując dzięki temu cząstkę uzdrawiającej i przeobrażającej siły bóstwa.
Podobnie interpretowali Eucharystię greccy Ojcowie Kościoła. Biorąc udział w sprawowaniu Najświętszego Sakramentu, składamy hołd losom Jezusa Chrystusa: Jego Wcieleniu, Jego cudom, Jego ukrzyżowaniu i Zmartwychwstaniu. Uczestniczymy w Jego boskim życiu, które triumfowało nad śmiercią - i które teraz jak gdyby wciąga w siebie nasz ziemski byt. Dla pierwszych chrześcijan było to źródłem pewności, że ich życie będzie udane tak samo jak życie Jezusa, choć zawiodło Go na krzyż. Nic nie jest w stanie - tak tego zawsze doświadczali podczas liturgii eucharystycznej - oddzielić nas od miłości Chrystusa. Nawet śmierć nie ma już władzy nad nami. Naszą drogą stała się droga Jezusa Chrystusa. Jego droga prowadzi także nas do prawdziwego życia, do życia, które cechuje się pełnią radości i miłości.
Chcąc przybliżyć sens słowa „misterium", które dla wielu współczesnych jest już niezrozumiałe, można by powiedzieć, że oznacza ono marzenie Stwórcy. Nie tylko ludzie mają swe marzenia. Również Bóg miał marzenie, które wiąże się z człowiekiem. Marzenie to ziściło się przez Jego Syna. W Jezusie Chrystusie