ANSELM GRUN OSB Eucharystia Przemiana i zjednoczenie TŁUMACZENIE Grzegorz Sowinski WYDAWNICTWO ZNAK KRAKÓW 2004 Spis treści Wprowadzenie I. Sens sakramentu Eucharystii Pamiątka Eucharystia w ujęciu św. Łukasza Eucharystia w ujęciu św. Jana Eucharystia jako przemiana Eucharystia jako ofiara Eucharystia jako misterium Eucharystia jako łamanie chleba II. Forma sakramentu Eucharystii Obrzędy wstępne Czytania mszalne Modlitwa powszechna i prośby wstawiennicze Przygotowanie darów ofiarnych Modlitwa eucharystyczna Obrzędy komunijne Rozesłanie III. Żyć Eucharystią Żyć słowami Eucharystii Żyć Komunią świętą Ołtarz codzienności Liturgia eucharystyczna i powszedni posiłek Adoracja Najświętszego Sakramentu Mnemonika eucharystyczna Eucharystia - święte widowisko Literatura Wprowadzenie Eucharystia jest najczęściej sprawowanym sakramentem. Kapłan celebruje ją każdego dnia. Wielu katolików co niedziela uczestniczy we Mszy świętej. Ostatnimi laty frekwencja na nabożeństwach znacznie się jednak obniżyła. Można mówić o kryzysie niedzielnej liturgii eucharystycznej. Młodsi skarżą się, że Msza jest nudna, że zawsze wygląda tak samo, że nic im nie daje. Starsi często mają wrażenie, że uczestniczą w obrzędzie, który ma niewielki związek z ich codziennym życiem, że słuchają języka, który do nich nie przemawia. Niejeden ksiądz stara się nadać liturgii Eucharystii bardziej żywą i urozmaiconą formę. Ale wierni z takiej parafii czasem mają poczucie, że ulegli innowacyjnej presji, która każe im wymyślać jeszcze bardziej interesującą, jeszcze bardziej wciągającą inscenizację. Wówczas sama tajemnica Najświętszego Sakramentu coraz bardziej schodzi na drugi plan. Zastanawiając się nad przyczynami, które spowodowały, że współcześnie Eucharystia utraciła wiele ze swego urzekającego blasku, dochodzimy do zasadniczej i fundamentalnej kwestii: w jaki sposób możemy w epoce postmodernizmu wspólnie dawać wyraz naszej wierze w Jezusa Chrystusa? W celebracji eucharystycznej kondensują się problemy współczesnego Kościoła, ;i nawet społeczeństwa. Sakrament Eucharystii ma charakter uroczystości. Nasza epoka lubuje się w amor-ficzności: „Nadgryza wiele form uroczystego świętowania, czy wręcz rzuca mu wyzwanie" (Rootmensen, s. 70). Eucharystia jest świętowaniem, które zakłada wspólne uczestnictwo. W naszej epoce indywidualizmu niełatwo nam o poczucie wspólnoty z innymi ludźmi. Wspólnotowa liturgia eucharystyczna podlega wszelkim prawom dynamiki grup ludzkich. Jakże często nie mamy ochoty iść do kościoła, gdyż nie chcemy się spotkać z osobami, za którymi nie przepadamy. Innym problemem współczesnego człowieka jest problem języka. W horyzoncie „kultury gadulstwa", jak współczesną kulturę określa CA. van Peursen, niełatwo nam znaleźć język, który pozwalałby nam w poruszający sposób przekazywać i krzewić wiarę. Nie tylko język telewizyjnych talk-shows, lecz również język życia ekonomicznego czy życia kościelnego w ostatecznym rozrachunku jest „językiem bez spotkania" (tamże, s. 39). W dzisiejszych czasach wielu ludzi żyje w przekonaniu, że wszystko musi nam coś dawać, że wszystko musi przynosić jakiś pożytek. Gdy z tym egoistycznym nastawieniem idziemy na nabożeństwo, Eucharystia wydaje się nam nudna i bezużyteczna: nic nam nie daje. Zasadnicze pytanie brzmiałoby następująco: czy powinniśmy dostosować sprawowanie Najświętszej Ofiary do ducha współczesności, a jeśli tak, to jak mogłoby to konkretnie wyglądać? Nie ma wątpliwości, że wszelki obrzęd zawsze wymaga refleksji, a czasem również przekształceń. Nie może jednak chodzić tylko o kosmetyczne zmiany, które miałyby zapewnić Eucharystii bardziej atrakcyjną formę. Po pierwsze, musimy głębiej zrozumieć sens Najświętszego Sakramentu, aby znów był on zdolny do nas przemawiać i urzekać swym blaskiem. Po drugie, musimy pojąć, że trudności, z jakimi boryka się nasza postmodernistyczna epoka, powinny nas zachęcać do zakładania oaz w pustynnym świecie współczesności, gdzie każdy spragniony będzie się mógł napić ze źródła przed dalszą wędrówką przez pustynię. Musimy nauczyć się mówić nowym językiem, który będzie poruszał serca i otwierał przed ludźmi nowy wymiar bytu. Musimy znaleźć nowe możliwości współistnienia, stawiając czoło dzisiejszemu indywidualizmowi. Musimy tak przekazywać biblijne opowieści, by współczesny człowiek mógł w nich odnaleźć samego siebie - by właśnie dzięki nim zaczął żyć inaczej, bardziej świadomie. Pragniemy podtrzymywać pamięć o najważniejszym wydarzeniu w naszej historii - o śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa - które przywodzi nam na myśl wszelkie cierpienia naszego świata. Wreszcie, musimy wspólnie uczestniczyć w liturgii. „Uroczyście świętując, przełamujemy ducha współczesności, dla którego jedynym punktem odniesienia są zegarki elektroniczne. Odkrywamy nowe przestrzenie życia i dostrzegamy oazy, których istnienia nawet nie przeczuwaliśmy" (tamże, s. 73). W walce z tyranią wąsko pojmowanej użyteczności dobrze będzie dysponować takimi obszarami, gdzie nie liczy się cel, gdzie ważne jest tylko, żebyśmy dawali wyraz i świadectwo naszej egzystencji - egzystencji chrześcijan, których odkupił Jezus Chrystus. W epoce, w której wszystko kręci się wokół ego, niezbędne są nam sfery, gdzie jego panowanie zostaje przełamane, gdzie nasze spojrzenie otwiera się na Boga - gdzie rozwierają się niebiosa i nasza ziemia zanurza się w nowym świetle. Mam nadzieję, że ta niewielka książeczka okaże się inspirująca dla uczestników liturgii eucharystycznej, że pozwoli im bardziej świadomie przeżywać ten wielki obrzęd, w którym biorą udział w niedzielę czy w dzień powszedni - aby dzięki Najświętszemu Sakramentowi przemieniło się też ich codzienne bytowanie, aby nabrali nowej ochoty do życia. Nieustannie musimy sobie przypominać, jaki jest sens tego sakramentu i dlaczego właściwie chodzimy na Mszę świętą. W przeciwnym razie popadniemy w rutynę i nie będziemy potrafili przekazywać wiary swym potomkom. Schowamy się za frazesami, by ukryć własne wątpliwości i wahania. Lecz co odpowiemy naszym dzieciom, gdy nas zapytają, dlaczego w niedzielę idziemy na Mszę świętą, co nam to daje, co uroczyście świętujemy, za czym tęsknimy? Znam mnóstwo osób, które odczuwają głęboką tęsknotę za Eucharystią, ale nie potrafią dokładnie powiedzieć, co skłania je do udziału we Mszy świętej: po prostu czują, że bez uczestnictwa w niej nie mogliby być chrześcijanami. Pewna pani, z którą miałem okazję dłużej rozmawiać, za najważniejsze uważa to, że podczas nabożeństwa może zapomnieć o samej sobie, oderwać się od swych codziennych problemów; że przyjmując Komunię świętą, może się zatopić w Chrystusie, zanurzyć i zatracić w Jego miłości; że zawsze jest to dla niej chwila absolutnej wolności i miłości - chwila, gdy dotyka tajemnicy życia, najbardziej skondensowana chwila, jaką zna. Dlatego każdej niedzieli uczestniczy we Mszy świętej. W ostatnich kilkudziesięciu latach Eucharystię na nowo odkryli chrześcijanie ewangelicy. Liturgia, którą przyjęto na kongresie w Limie, jest nie tylko strukturalnie, lecz także teologicznie bliższa niż dawniej katolickiemu pojmowaniu Najświętszego Sakramentu. Jeśli dawniej Kościół ewangelicki mówił o Wieczerzy Pańskiej, a Kościół katolicki o Mszy świętej, to współcześnie oba Kościoły używają słowa „Eucharystia". Greckie eucharistia znaczy „dziękczynienie". Sprawując sakrament Eucharystii, dziękujemy Bogu za wszystko, co uczynił dla nas przez Jezusa Chrystusa. Tę niewielką monografię adresuję zarówno do katolików, jak i do ewangelików. Współcześnie ewangelicy bez obaw uczestniczą w katolickiej Mszy świętej, a katolicy w ewangelickiej Wieczerzy Pańskiej. Coraz częściej też chrześcijanie obu wyznań wyrażają pragnienie wspólnego przyjmowania Komunii świętej, która wszystkim nam pozwoliłaby z wdzięcznością doświadczać jedności z Jezusem Chrystusem, chociaż zwierzchnictwo obu Kościołów nie doszło jeszcze do porozumienia w sprawie interkomunii. Oby i dzięki tej książeczce Eucharystia jako sakrament jedności w coraz większym stopniu stawała się zaczynem, który przeniknie i połączy wszystkich chrześcijan, bez względu na wyznanie. Wielu z nas żyje w zeświecczonym świecie, który nie rozumie już naszej wiary - a tym bardziej naszego Najświętszego Sakramentu. Wiem z własnego doświadczenia, że wielu młodych chrześcijan z byłej NRD ma intuicyjną świadomość, iż w Eucharystii kryje się tajemnica chrześcijaństwa. Nie potrafią oni jednak wyjaśnić ani sobie, ani swym niewierzącym przyjaciołom, czego właściwie oczekują, uczestnicząc w liturgii eucharystycznej. Również z myślą o nich pisałem tę książeczkę. Tak jak Filip w Dziejach Apostolskich pyta zarządcę skarbca królowej etiopskiej czytającego Księgę Izajasza: „Czy rozumiesz, co czytasz?" (Dz 8, 30), tak ja chciałbym podążać ze wszystkimi, którzy są w drodze, pytając ich, gdy uczestniczą w sprawowaniu Eucharystii: „Czy rozumiecie, w czym uczestniczycie?". I chciałbym im - jak Filip etiopskiemu dworzaninowi - objaśnić sens tego obrzędu, by jak ten zarządca mogli podążać „z radością" (Dz 8, 39). I. Sens sakramentu Eucharystii Nie jest możliwe, bym w tej niewielkiej monografii pomieścił i omówił całą teologię Najświętszego Sakramentu. Przyjrzę się bliżej tylko kilku symbolom, które otwierają przed nami drzwi do tajemnicy Eucharystii. Pierwszą z dwu głównych części Mszy świętej jest liturgia słowa Bożego, które pozwala nam lepiej zrozumieć samych siebie i poznać prawdziwy sens naszego doczesnego życia; oś drugiej stanowi święty posiłek, dzięki któremu uczestnicy Mszy świętej jednoczą się ze sobą i z Jezusem Chrystusem, oddającym nam siebie pod postacią darów chleba i wina. Sam Jezus nakazał nam, byśmy w taki sposób ucztowali na Jego pamiątkę. Sw. Łukasz Ewangelista tak opisuje ostatnią wieczerzę Jezusa z uczniami: „Następnie wziął chleb, odmówiwszy dziękczynienie, połamał go i podał, mówiąc: »To jest Ciało moje, które za was będzie wydane: to czyńcie na moją pamiątkę!* Tak samo i kielich po wieczerzy, mówiąc: »Ten kielich to Nowe Przymierze we Krwi mojej, która za was będzie wylana«" (Łk 22, 19-20). Pamiątka Gdy Izraelici obchodzili jakieś święto, zawsze wspominali wielkie dzieła i czyny Jahwe. Jahwe był dla nich historycznym Bogiem, który działa w horyzoncie ludzkiej historii i wywiera istotny wpływ na jej kształt. Każdy z Jego cudownych czynów jest wydarzeniem historycznym. Największe święto żydowskie, Pascha, upamiętniało wyjście narodu Izraela z ziemi egipskiej. Wydarzenie to naród żydowski postrzegał jako cud Boży, któremu zawdzięczał swe przetrwanie. Jahwe wyzwolił maleńki naród spod władzy Egipcjan. Uwolnił go od zarządców, którzy zmuszali Żydów do coraz cięższej pracy. Położył kres zależności i niesamo-dzielności Izraelitów. Przeprowadził ich przez Morze Czerwone i przez pustynię, aż dotarli do ziemi obiecanej - do krainy wolności i pełni życia. Lud Izraela święcił to wspomnienie specjalną ucztą - ucztą paschalną. Jahwe nakazał swemu narodowi wybranemu, by co rok odprawiano tę ucztę zgodnie z dokładnie określonym rytuałem. „W tym dniu będziesz opowiadał synowi swemu: »Dzieje się tak ze względu na to, co uczynił Pan dla mnie w czasie wyjścia z Egiptu«" (Wj 13, 8). Podobnie Najświętszy Sakrament jest upamiętnieniem przeszłego wydarzenia - upamiętnieniem, dzięki któremu zdarzenie to rozgrywa się również teraz, na naszych oczach. Eucharystia dobywa z przeszłości akt, który był święty, zbawienny, jedyny w swym rodzaju. Powtórzenie, zwraca uwagę Alfons Kirchgassner, „konstytuuje byt w strumieniu stawania się, potwierdza wieczysty charakter, uwalnia od teleologicznego nastawienia, powraca do pełni bytu" (Kirchgassner, s. 440). Jako chrześcijanie świecimy Eucharystię nie dla upamiętnienia Ostatniej Wieczerzy, lecz dla upamiętnienia wszystkiego, co Bóg uczynił przez Jezusa Chrystusa: przemawiał do ludzi, uzdrawiał chorych, podnosił upadłych na duchu, nawoływał grzeszników do nawrócenia, a wszystkim głosił Ewangelię. Przede wszystkim zaś wspominamy śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa, w których niejako Jego dzieło i myśl osiągnęły szczyt. Właśnie w naszej epoce, która tak ucieka przed historią i pamięcią, musimy czcić pamięć Odkupienia - aby i dziś stawało się ono rzeczywistością. Bernard Rootmensen wskazuje, że charakterystyczny dla dzisiejszych czasów brak pamięci historycznej przejawia się powierzchownością, codziennym szaleństwem, zapomnieniem, odurzeniem, traktowaniem przeszłości jako czegoś nieistotnego. Sławny rabbi Baal Szem Tow powiedział kiedyś: „Niepamięć kończy się wygnaniem, natomiast pamięć jest tajemnicą wybawienia" (cyt. za: Rootmensen, s. 147). Uczestnicząc w sakramencie Eucharystii, czcimy pamięć nie tylko wyzwalających i oświecających dziejów Jezusa, lecz w ogóle wszystkiego, co w naszej historii sprawił Pan Bóg. Stąd zawsze częścią liturgii eucharystycznej jest czytanie poruszających opowieści ze Starego i Nowego Testamentu, które są jak „oaza na pustyni, gdzie można wypocząć i zaczerpnąć tchu" (Rootmensen, s. 28). Gdybyśmy przestali powracać do biblijnych historii, świat utraciłby swą duszę. Eucharystia w ujęciu św. Łukasza Aby zrozumieć sens sakramentu Eucharystii, musimy się pokrótce przyjrzeć Ewangelii św. Łukasza. Ewangelista interpretuje dzieło Jezusa w horyzoncie umysłowym antycznych Greków. Ich najważniejsze doktryny filozoficzne powstały albo podczas wędrówek (tak zwani perypatetycy), albo podczas uczt (por. biesiadnicy w Platońskiej Uczcie). Św. Łukasz podejmuje oba motywy i ukazuje Jezusa jako wędrowca, który zstąpił z nieba, by wędrować z ludźmi. A w drodze Chrystus tłumaczy im i przybliża sens ludzkiego życia. Za najpiękniejszą z tego typu historii uważam opowieść o uczniach z Emaus, która pozwala nam wyraźnie dostrzec, jak Ewangelista pojmuje Eucharystię. Dwu uczniom, którzy uciekli z Jerozolimy rozczarowani, bo nie spełniły się ich nadziej?, Zmartwychwstały objaśnia tajemnicę ich życia. Cały ten epizod uważam za wspaniały symbol naszej liturgii eucharystycznej: często przybywamy na nabożeństwo jako ludzie, którzy uciekają przed sobą, którzy chcieliby czmychnąć przed własnymi rozczarowaniami. Gdy odbywa się liturgia słowa Bożego, sam Jezus przyłącza się do nas - jak do uczniów - i pomaga nam zrozumieć historię naszego życia. W świetle Pisma Świętego powinniśmy i możemy pojąć, dlaczego wszystko wyglądało tak, jak wyglądało, jaki miało sens i dokąd wiedzie nasza droga. Aby słowa Biblii mogły rozjaśnić nasze życie, niezbędna jest interpretacja, która biblijne symbole odniesie do współczesnej rzeczywistości. Kto rozumie swe życie, potrafi się też właściwie z nim obchodzić. Gdy nie rozumiemy swego życia, wybieramy ucieczkę. W dzisiejszych czasach wielu szuka ucieczki przed sobą i przed prawdą swego życia. Jezus zachęca nas, żebyśmy podczas Mszy świętej spróbowali na nowo zrozumieć własne życie w świetle Jego słów i Jego historii - wyzwalającej i oświecającej. Eucharystia oznacza reinterpre-tację naszego życia, której podstawę stanowi wiara w Jezusa Chrystusa. Pomocne w zrozumieniu istoty Najświętszego Sakramentu są również relacje Ewangelisty o wspólnym ucztowaniu Jezusa z napotykanymi osobami. W oczach św. Łukasza uczta eucharystyczna stanowi kontynuację posiłków, które Jezus spożywał wspólnie ze sprawiedliwymi i z niesprawiedliwymi, z grzesznikami i bezgrzesznymi. W trakcie owych posiłków Jezus pozwalał się im przekonać, jak dobry i przyjazny dla ludzi jest Bóg - obdarowywał ich Bożymi darami: miłością i miłosierdziem, bezwarunkową akceptacją, odpuszczeniem grzechów i uleczeniem chorób. Posiłki Jezusa z grzesznikami i sprawiedliwymi tchną radością i wdzięcznością za uzdrawiającą i wyzwalającą obecność Boga. Tak jak greccy filozofowie rozwijali swe nauki przede wszystkim podczas biesiad, tak również Jezus u św. Łukasza jawi się jako nauczyciel, który najważniejsze elementy swego orędzia ogłasza podczas posiłków. W swoim słowie stale przypomina nam o boskim jądrze, które nosimy w sobie. Człowiek nie jest jedynie istotą, która musi spełniać swe obowiązki i zmagać się z codziennymi trudnościami. Ma boską godność. Tkwi w nim boskie jądro. Królestwo Boże jest w nas, ludziach. My sami jesteśmy domostwem, w którym mieszka Bóg. Na tym polega nasza istota, która stanowi o naszej prawdziwej godności. Pierwszym posiłkiem zrelacjonowanym przez Ewangelistę jest posiłek z celnikami i grzesznikami (zob. Łk 5, 27-39). Tacy, jacy jesteśmy, ze wszystkimi naszymi wadami i słabościami, zostajemy zaproszeni na ucztę miłości. Następny posiłek odbywa się w domu jednego z faryzeuszy. Podczas tego spotkania przy wspólnym stole Jezus unaocznia faryzeuszom, co jest zasadniczą treścią Jego przepowiadania: Boża miłość, którą okazuje ludziom, spożywając z nimi posiłek, i odpuszczenie grzechów, którego nam udziela (zob. Łk 7, 36-50). Podczas innego posiłku Jezus napiętnuje faryzeuszy za to, że zapomnieli o Bożej miłości (zob. Łk 11, 37-54). Piękny obraz Eucharystii zawiera przypowieść o marnotrawnym synu, za pomocą której Jezus wyjaśnia, dlaczego jada wspólnie z grzesznikami. Każdy z nas przypomina marnotrawnego syna. Każdy z nas oddalił się od samego siebie i utracił swą ojczyznę wewnętrzną. Każdy roztrwonił swój majątek. Rozminął się z własnym życiem. Teraz byle ochłapem musimy zaspokajać nasz głód. I wiedzie się nam coraz marniej. Uczestnicząc w Eucharystii, wyruszamy w drogę, aby dojść do domu naszego Ojca. Wiemy, że otrzymamy strawę, która rzeczywiście zaspokoi nasz głód. Eucharystia jest wspólną ucztą przyjaciół, którą urządza dla nas Bóg Ojciec. Również o każdym z nas mówi On: „ten syn mój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się" (Łk 15, 24). Dlatego możemy cieszyć się i jeść. Byliśmy martwi, odcięci od swych uczuć, wyłączeni z życia. Zagubiliśmy samych siebie, oddaliliśmy się od swego wewnętrznego centrum. Ale dzięki Eucharystii na powrót docieramy do siebie i ożywamy, uczestnicząc w uczcie życia. Odkrywamy, kim naprawdę jesteśmy i co jest prawdziwym fundamentem naszego życia: to, że Bóg bezwarunkowo nas miłuje, że czeka na nas, że nigdy nie jest za późno, by wyruszyć w drogę i powrócić do domu, w którym rzeczywiście możemy się czuć jak u siebie. Ostatni z posiłków przed Wieczerzą Pańską, jaki opisuje św. Łukasz, odbył się w domu celnika Zacheusza. Przychodząc na eucharystyczne spotkanie z Jezusem, jak Zacheusz przybywamy ze swym kompleksem niższości, który usiłujemy sobie zrekompensować, gromadząc jak najwięcej pieniędzy i dóbr. Cierpimy z powodu swego poczucia niższości i chcielibyśmy, aby nas ktoś miłował bezwarunkowo. I właśnie takiej miłości możemy, jak Zacheusz, doznać dzięki Eucharystii. Podczas uczty w domu celnika Jezus dwukrotnie używa słowa „dziś": „dziś muszę się zatrzymać w twoim domu" (Łk 19, 5) i: „Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu" (Łk 19, 9). To tajemnicze „dziś" w całej Ewangelii św. Łukasza pojawia się siedem razy. Jest odpowiednikiem siedmiu sakramentów, dzięki którym dziś ponownie dokonują się przeszłe dzieła. Każda uroczystość eucharystyczna dziś uobecnia nam słowa i czyny Jezusa. Gdy uczestniczymy w nabożeństwie, Jezus jest pośród nas i spożywa z nami posiłek. Głosi nam swą Ewangelię. Uzdrawia nasze choroby. Jak Zacheusz, przychodzimy ze swymi kompleksami. Przychodzimy na Eucharystię jak trędowaci, którzy nie mogą znieść własnego widoku, którzy nie są w stanie zaakceptować samych siebie. Jesteśmy niewidomymi i chromymi, których paraliżuje lęk. Jesteśmy pogarbieni, zrezygnowani, rozczarowani życiem, przygnieceni jego ciężarem. Jezus podnosi nas i prostuje. Dotyka nas i mówi: Dziś zbawienie stało się udziałem twoim, gdyż i ty jesteś synem (córką) Abrahama, gdyż i ty masz w sobie boskie jądro (por. Łk 19, 9). Relacjonując liczne epizody wspólnego ucztowania, Ewangelista pozwala nam lepiej pojąć sens uczty eucharystycznej. Również w jego ujęciu sakrament Eucharystii przede wszystkim upamiętnia Ostatnią Wieczerzę, podczas której Jezus nadał nowy sens łamaniu chleba i piciu z jednego kielicha. Nawiązując do obrzędu uczty paschalnej, Jezus polecił uczniom nowy obrzęd, który po Jego odejściu mamy sprawować na pamiątkę Jego miłości. "W nowy sposób interpretuje sens rytów, których zraelici dokonywali podczas święta Paschy. Łamanie chleba symbolizuje Jego bliską śmierć. Na k rzyżu da się On złamać za nas. Ale nie będzie to katastrofą, nie będzie to klęską Jego misji - lecz konsekwencją Jego oddania się za nas. Podając uczniom połamany chleb, podaje im samego siebie. Gest ten jest znakiem Jego miłości, którą Jezus umiłował nas poza próg śmierci. O miłości tej upewnia nas każda liturgia eucharystyczna. Miłość Jezusa jest fundamentem, na którym możemy budować. Miłość Jezusa jest źródłem, z którego możemy czerpać, by żyć. I Ustanawiając Eucharystię, Jezus nazywa wino swoją Krwią, która stanie się podstawą Nowego Przymierza. Krew jest symbolem miłości, która dla nas się rozlewa. Nowe Przymierze, o którym Jezus wspomina podczas Ostatniej Wieczerzy, będzie przymierzem bezwarunkowej miłości Bożej. Stare Przymierze opierało się na wzajemnym zobowiązaniu dwu stron. Jahwe zawarł przymierze z Izraelitami, stawiając warunek, że będą przestrzegali Jego przykazań. Teraz poprzez Krew Jezusa, poprzez miłość swego Syna, która stała się Ciałem, Bóg zawiera z ludźmi bezwarunkowe przymierze. Sprzymierza się z miłości. Ma ufną nadzieję, że miłość, którą wszystkim ukazało Jego oddanie się za nas, przemieni nasze serca. Jak mamy rozumieć ten pełen znaczenia akt, którego Jezus dokonał podczas Ostatniej Wieczerzy? Niewiele nam pomoże w tej kwestii spekulacja filozoficzna, przez którą staramy się dociec, jak Jezus może nam dać siebie pod postacią chleba i wina. Istotę uczty eucharystycznej można zrozumieć tylko na gruncie doświadczenia ludzkiej miłości. Maria Caterina Jacobelli - włoska badaczka folkloru, autorka monografii o śmiechu jako elemencie obrzędów wielkanocnych - jako kobieta i matka na tajemnicę posiłku spogląda właśnie z perspektywy ludzkiej miłości: „Która matka, która miłująca kobieta w ścisłym kontakcie z ciałem nowo narodzonego dziecka czy z ciałem swego męża nie poczuła pragnienia, by się stać pokarmem dla umiłowanej istoty? Która matka nie myślała z tęsknotą, by z powrotem wchłonąć w siebie to ciało, które wyszło z jej łona? Który miłujący (miłująca) nie odcisnął (odcisnęła) na ciele żony (męża) śladu swych zębów? »Chciałbym cię zjeść, całując«... Kto nie słyszał takich słów? Kto nie mówił takich słów? To znaczy: kto nie chciał z umiłowaną istotą połączyć się w pochłaniającej wszystko jedności, stać się pokarmem, przemienić się w życie, stać się pożywieniem dla drugiej istoty, aby żyć razem w pełnym zjednoczeniu, które jest jeszcze pełniejsze niż zjednoczenie płciowe" (Jacobelli, s. 111). Jezus pragnął wszystkim ludziom namacalnie ukazać swą miłość, dlatego ustanowił święty posiłek. Jest on testamentem Jego miłości, miejscem, gdzie wszystkimi zmysłami niezmiennie możemy doświadczać Jego miłości. Gdy pozywając chleb eucharystyczny, pożywam Jego ciało, wyobrażam sobie, że chleb ten jest pocałunkiem Jego miłości. Gdy pijąc wino z kielicha mszalnego, piję Jego Krew, którą wylał On z miłości do mnie, przypominają mi się słowa z Pieśni nad pieśniami: „o ileż słodsza jest miłość twoja od wina" (Pnp 4, 10).$ W wielu kulturach występuje obrzęd świętego posiłku. Urzeczywistnia on istotę wszelkiego posiłku, którą intuicyjnie wyczuwamy, codziennie zasiadając do stołu. Poprzez każdy posiłek uzyskujemy udział w darach Bożych, w darach Bożego stworzenia, w darach Bożej miłości. Stąd każdy posiłek pozwala nam poczuć, jak dobry i czuły jest dla nas Bóg. Uczta eucharystyczna stanowi kulminację wszelkiego posiłku i zaspokojenie tęsknot, które łączą się z tym codziennym aktem. Kto delektuje się pysznym jedzeniem i cały jest tym smakowaniem, ma jakby przedsmak zjednoczenia z Bogiem. Eucharystia uświadamia nam, czym jest wszelkie pożywanie: zjednoczeniem ze Stwórcą wszystkich darów. Ale jednocześnie jest ona świętą ucztą. Wczesny Kościół porównywał Eucharystię do świętego posiłku jako ważnego elementu kultów misteryjnych. Uczestnicy takiego posiłku (mystowie) wyobrażali sobie, że spożywając świętą strawę, spożywają samo bóstwo i jednoczą się z nim. Nie tylko wchłaniali bóstwo, lecz zarazem oddawali mu siebie. Uwalniali się od samych siebie i oddawali jedzeniu, by tym sposobem cieleśnie doświadczyć zjednoczenia z obiektem kultu. Uczta kultowa oznaczała „zaślubiny ludzkiej duszy z bóstwem" (Schubart, s. 135). Chrześcijańscy mistycy opiewają „słodycz kosztowanego Boga" (tamże). Podczas uczty eucharystycznej czasami śpiewamy: „Gustate et videte, quoniam suavis est Dominus" („Skosztujcie i zobaczcie, jak słodki jest Pan"). Komunia święta oznacza cielesne doświadczenie Bożej miłości. Najświętszy Sakrament za każdym razem przekonuje nas o tej miłości, która rozbłysła w Chrystusie - abyśmy nią żyli, abyśmy się w nią zanurzali i stawali dla innych źródłem miłości. Eucharystia w ujęciu św. Jana Św. Jan, mistyk w gronie ewangelistów, prezentuje własne rozumienie Eucharystii. Stara się ją przybliżyć tym ze swych współczesnych, których urzekła religia gnostycka. Gnostycyzm był prężnym ruchem, który pojawił się pod koniec I wieku naszej ery - można by go porównać do dzisiejszego ruchu New Age. Gnostycy pragnęli oświecenia i prawdziwego życia. Byli przekonani, że musi istnieć coś więcej. Odpowiadając na ich tęsknoty, Ewangelista mówi im o chlebie z nieba, który daje Bóg. Chlebem tym jest sam Jezus. „Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie" (J 6, 35). Nie możemy postrzegać Eucharystii w oderwaniu od całej egzystencji Jezusa. Jego słowa i uczynki objawiają nam prawdziwe, wieczne życie, jakim Bóg obdarza ludzi. Jezus całą swą osobą jest Chlebem, który zstąpił z nieba - i który zaspokaja nasz głód prawdziwego życia. Ewangelista objaśnia istotę Eucharystii w nawiązaniu do wyjścia Izraelitów z Egiptu. Jahwe zesłał głodującym chleb w postaci manny z nieba, aby ich pokrzepić w drodze. żydowskiego ludu przez pustynię ot nież naszą sytuację. Stale podążamy drogą z ziemi zależności, alienacji i rozczarowania do naszej ziemi obiecanej - do ziemi wolności, do ziemi, gdzie będziemy mogli być w pełni sobą. Ale w swej wędrówce, podobnie jak Izraelici, tęsknimy za „garnkami mięsa" (Wj 16, 3). Nasz głód ziemskiej strawy często jest większy od głodu wolności, życia i miłości. W tej drodze naszej tęsknoty za prawdziwym życiem Jezus ofiaruje nam siebie jako chleb życia: „Ja jestem chlebem życia. (...) Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki" (J 6, 48. 51). Kto przyjmuje Jezusa, doświadcza prawdziwego życia. Rzeczywiście zaspokaja swój głód życia. W kulminacyjnym punkcie swej mowy eucharystycznej Jezus stwierdza, że chlebem, który On da, jest Jego ciało, oddane „za życie świata" (J 6, 51). Objawienie Jego miłości swą kulminację osiąga na krzyżu. Na krzyżu Jezus umiłował nas do końca. I pragnie, żebyśmy zawsze mieli udział w tym apogeum Jego miłości, uczestnicząc w sprawowaniu Najświętszego Sakramentu. Podając nam chleb eucharystyczny, podaje nam swe Ciało - podaje nam swą miłość, która stała się ciałem. Dla Żydów słowa Chrystusa były nie do przyjęcia. Także w dzisiejszych czasach wielu ludzi ma tutaj problem z wiarą. Trudno jest im połączyć ideę Najświętszego Sakramentu z takimi pojęciami, jak „ciało" i „krew". „Krew" zbyt się im kojarzy z brutalnymi scenami, w których dochodzi do rozlewu krwi. Znam osobę, która nie jest w stanie przyjąć Komunii świętej pod postacią wina, gdy kapłan podaje jej kielich ze słowami „Krew Chrystusa". Natychmiast przypomina się jej scena zabijania zwierząt w rodzinnym gospodarstwie. Wszystkim, którym dzisiaj słowa Chrystusa podobnie się kojarzą, tłumaczy On - tak samo jak ówczesnym Żydom: „Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim" (J 6, 55-56). Język, którym mówi Jezus, nie jest językiem „ociekającym krwią", lecz językiem miłości. W języku miłości jeszcze dziś mówimy, że ktoś za kogoś przelewa „krew serdeczną". Ciało i Krew są dla Jezusa wyrazem Jego oddania na krzyżu. Naturalnie, przejawiło się ono w okolicznościach, które wyznaczyła brutalność rzymskich oprawców. Ale zgoda na krzyż jest wyrazem miłości, którą Jezus umiłował nas do końca. Ewangelista używa tu słowa telos. Znaczy ono „ceł", „punkt zwrotny", „punkt, w którym wszystko się odwraca". Na krzyżu odwraca się nasz los. Miłość definitywnie triumfuje nad nienawiścią. Telos znaczy też „wtajemniczenie". Na krzyżu Jezus wtajemnicza nas w misterium Bożej miłości. W Janowym ujęciu Eucharystia jest wtajemniczeniem w miłość Boga, która czyni nasze życie naprawdę wartym życia. Pożywając chleb (w mowie eucharystycznej Ewangelista zamiennie używa również słowa „żuć") i pijąc z kielicha, osiągamy wspólnotę z Jezusem Chrystusem - wspólnotę tak głęboką, że głębszej niepodobna sobie wyobrazić: trwamy w Nim, a On trwa w nas; stajemy się z Nim jednością, nie do odróżnienia od Niego; przepełnia nas Jego miłość. A gdy przenika nas miłość Jezusa Chrystusa, uświadamiamy sobie, na czym polega prawdziwe życie: żyć prawdziwie to być bez reszty miłowanym, to być przesiąkniętym Bożą miłością, życiem wiecznym. Dzięki Eucharystii możemy doświadczyć, czym jest prawdziwe życie - życie, które zaspokaja naszą najgłębszą tęsknotę. Życie wieczne to nie tyle „życie po śmierci", ile zupełnie nowa jakość życia, której możemy doświadczyć już tutaj, w doczesnym świecie. Życie wieczne to nowy smak życia - smak miłości, dzięki któremu rzeczywiście warto żyć. Prawdziwego życia, którym obdarza nas Jezus Chrystus w Chlebie Eucharystycznym, śmierć nie jest w stanie unicestwić: w chwili zgonu odsłania się ono jako boskie życie, które jest nieprzemijające. Osobista więź z Jezusem, którą uświadamia nam sakrament Eucharystii, przetrwa śmierć. Miłość jest silniejsza od śmierci. Sw. Jan kilkakrotnie nawiązuje w swej Ewangelii do Pieśni nad pieśniami, gdzie możemy przeczytać: „bo jak śmierć potężna jest miłość, a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol, żar jej to żar ognia, płomień Pański. Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki" (Pnp 8, 6-7). Eucharystia pozwala nam doświadczyć prawdy tych słów wszystkimi zmysłami - również zmysłem smaku. Możemy pożywać miłość Jezusa i czuć Jego pocałunek. Możemy pić z kielicha Jego miłości, aby przenikała ona całe nasze ciało i napełniała je swym smakiem. Tradycja ludowa łączy krew z temperamentem. Gdy ktoś mówi: „mam to we krwi", chce powiedzieć, że coś należy do jego najgłębszej istoty. Gdy ktoś mówi: „weszło mi to w krew", chce powiedzieć, że coś stało się już jego właściwością wewnętrzną. Pożywając Ciało Chrystusa, pijąc Jego Krew, mamy udział w najgłębszej istocie Jezusa - w Jego miłości, która jest potężniejsza od śmierci. Poeci zawsze łączyli ze sobą oba te motywy. Dopiero w obliczu śmierci miłość ukazuje swą istotę i swą siłę, która jest zdolna pokonać śmierć. Jeśli - może nieco szokujący - język Janowej mowy eucharystycznej próbujemy zastąpić bardziej eufemistycznymi wyrażeniami, to swą prawdziwą moc traci również miłość, która pragnie ńas przenikać dzięki sakramentowi Eucharystii. Miłość, którą okazuje nam Jezus, nie ma nic wspólnego z czu-łostkowością, lecz jest miłością, która przezwycięża śmierć - która spełnienie osiąga właśnie na krzyżu. Drugim z głównych symboli, którymi Ewangelista objaśnia tajemnicę Eucharystii, jest obmycie nóg. Relację o tym epizodzie św. Jan umieścił tam, gdzie pozostali Ewangeliści opowiadają o ustanowieniu Eucharystii. Obmycie nóg jest dla św. Jana kolejnym świadectwem, że Jezus okazuje uczniom swą miłość do końca, do pełni (zob. J 13, 1 i n.). Dzięki sakramentowi Eucharystii również my doświadczamy tej miłości do końca, do pełni. Odbywa się to dokładnie tak, jak pokazuje epizod obmycia. Również my przychodzimy na wieczerzę z brudnymi nogami, które pokrył kurz. W drodze przez świat splamiliśmy się grzechem i winą. Do krwi otarliśmy stopy. Stąpamy w ranach. Wielu trafiło w naszą piętę achillesową - wielu nieustannie kole nas w bolesne miejsca. Gdy uczestniczymy w liturgii eucharystycznej, Jezus pochyla się ku nam, by z miłością dotknąć naszej pięty achillesowej, by opatrzyć naszą największą ranę. I zgina plecy, aby zmyć brud z naszych nóg. Bezwarunkowo nas akceptuje, nawet gdy uważamy siebie za nie do zaakceptowania, za zbrukanych i nieczystych. Obmycie nóg obrazuje istotę każdej celebracji eucharystycznej. Jezus również u św. Jana nakazuje uczniom, by czynili tak, jak On uczynił. Uczniowie mają sobie nawzajem obmywać nogi. Polecenie to oznacza nie tylko, że powinniśmy usługiwać jeden drugiemu. Przede wszystkim ma ono symboliczny sens, który łączy się z Eucharystią. Uczestnicząc w tym świętym posiłku, słuchając słów Jezusa i wspominając Jego uczynki, postępujemy wobec siebie wzajem tak, jak Jezus postępował wobec nas. Eucharystyczna pamiątka jest dla Ewangelisty przede wszystkim upamiętnieniem miłości Chrystusa, którą Ukrzyżowany umiłował nas do końca. Ale Eucharystia jest nie tylko pamiątką, lecz również konkretnym aktem. Podczas Mszy świętej obmywamy sobie nawzajem nogi, jeśli zaraziliśmy się Jego miłością, i nie wytykamy jeden drugiemu win, lecz bezwarunkowo siebie akceptujemy w postawie miłości, której uczy nas Jezus. Na gruncie Ewangelii św. Jana można powiedzieć, że Eucharystia jest też miejscem, gdzie powinniśmy sobie nawzajem pokazywać własne rany. Wszyscy przybywamy na nią poranieni i zbrukani - nikt nie jest wolny od winy. Nie musimy ukrywać swych ran. Możemy je pokazać innym. I razem je zanieść przed oblicze Chrystusa, który je oczyści i uleczy swą miłością. Podczas ostatniego posiłku z uczniami Jezus wygłasza długą mowę pożegnalną. Uwidacznia ona trzeci z głównych aspektów Janowego pojmowania Eucharystii. Ewangelista przedstawia celebrację eucharystyczną jako miejsce, gdzie zmartwychwstały i wywyższony Pan staje pośrodku zgromadzonych uczniów i przemawia do nich. Scena, gdy wieczorem po zmartwychwstaniu Jezus mimo zamkniętych drzwi pojawia się przed wystraszonymi uczniami, przybliża nam zrozumienie istoty każdej liturgii eucharystycznej. Jezus, który teraz przebywa u Ojca, przychodzi do zgromadzonych na nabożeństwie i przemawia do nich słowami miłości, podobnie jak w swej mowie pożegnalnej. Są to słowa jaśniejące Jego miłością, która triumfowała nad śmiercią. Są to słowa, które przezwyciężają śmierć, słowa, które przybywają z wieczności i otwierają niebo nad nami, słowa, które łączą niebo i ziemię, znosząc granicę między śmiercią i życiem. Ewangelista za jedną z wielkich bolączek ludzkich uważa naszą niezdolność do miłości. Często przywieramy do drugiego człowieka - i nazywamy to miłością. Jezus przybył, aby nam przywrócić zdolność miłowania. Msza święta jest miejscem, gdzie słuchając słów Jezusa, możemy poczuć, czym jest Boża miłość, i dzięki temu odzyskać zdolność miłowania. Zmartwychwstały nie tylko przemawia do uczniów, lecz również pokazuje im ręce i bok (zob. J 20, 20). Jego przebite ręce i otwarty bok są widomym śladem miłości, którą Jezus umiłował nas do końca. Pożywając połamany chleb, dotykamy ran na Jego rękach, które Jezus był gotów włożyć za nas do ognia - którymi nie przestał nam pomagać, gdy został przybity do krzyża. A pijąc z kielicha, poimy się Jego miłością, która z Jego przebitego serca wypływa dla nas. Gdy dotykamy Jego ran, przyjmując Komunię świętą, możemy z nadzieją oczekiwać cudu zagojenia się naszych ran. Przebite ręce są rękami Jezusa, który trudził się dla nas, uzdrawiał chorych, podnosił upadłych na duchu. Podczas liturgii eucharystycznej historia Jezusa staje się dla nas teraźniejszością. Eucharystia jako przemiana Średniowieczna teologia starała się pojąć przede wszystkim tajemnicę przemiany chleba i wina w Ciało i Krew Jezusa Chrystusa. Owocem jej wysiłków jest pojęcie transsubstancjacji. Kardynał Joseph Ratzinger następująco wyraża treść tego dość abstrakcyjnego pojęcia: „Jezus Chrystus rozciąga swą władzę na chleb i wino, niejako wznosi je ponad ich zwykły byt i wpisuje w zupełnie nowy porządek" (cyt. za: Koch, s. 211). Tym nowym porządkiem ostatecznie okazuje się porządek miłości. Chleb i wino na ołtarzu stają się najgłębszym wyrazem miłości Jezusa, znakiem Jego zgody na krzyż, który przyjmuje z miłości do nas. Stają się czymś innym, niż są w swej fizyczności: Jego Ciałem i Krwią. Współczesna teologia stara się rozmaitymi obrazami wyrazić tajemnicę tej przemiany. Gdy dla osoby, którą miłuję, szukam książki na prezent, dar ten będzie zawierał cząstkę mej miłości, odzwierciedlał moje myśli i uczucia. Gdy kogoś cenię i szanuję, nie szukam dla niego byle jakiego daru, lecz staram się znaleźć coś, co będzie mu przypominało o mnie i mojej miłości. Tak samo Jezus wybrał połamany chleb, ponieważ symbol ten najlepiej wskazuje, że Ukrzyżowany z miłości do nas dał się złamać, aby nie mógł nam złamać życia niemiłosierny świat. I podobnie wybrał wino jako symboliczne zobrazowanie słów z mowy pożegnalnej: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" (J 15, 13). Musimy pamiętać, że przeistoczenie nie ogranicza się jedynie do chleba i wina. Przynosząc te dary, zanosimy przed oblicze Boga wszelkie stworzenie. Jako uczestnicy liturgii eucharystycznej dajemy wyraz przekonaniu, że Chrystus przeniknął cały świat do głębi, że spotykamy Go w każdej rzeczy. Kładąc chleb na ołtarzu, zarazem kładziemy tam naszą codzienność - wszystko, co każdego dnia nas wycieńcza i wykańcza, tysiące ziaren, które w naszym wnętrzu jeszcze nie stały się jednością, nasz mozół i trud. Chleb eucharystyczny jest też symbolem naszej historii. Został wypieczony z ziarna kłosów, które rosły w słońcu i deszczu, pośród wiatrów i burz. Kładąc na ołtarzu dar chleba, kładziemy też wszystko, co w nas pięknie wzrosło, i wszystko, co nie udało się tak, jak byśmy pragnęli. Już się nie koncentrujemy na swych ranach, ale też od nich nie uciekamy. Wraz z chlebem podajemy je Bogu, który również nad nasze życie ześle Ducha Świętego i powie: „To jest moje Ciało". Wszystko, co stawiamy przed Nim, przez sakrament Eucharystii przemienia się w Ciało Jego Syna. W kielichu niesiemy przed oblicze Boga nie tylko wino, lecz również wszelkie cierpienie i wszelką radość świata. Kielich symbolizuje nasze utrapienia, ale też naszą tęsknotę za ekstazą, za miłością, która sprawia, że jesteśmy jak oczarowani, która uwzniośla nasze ciało i naszą duszę. Biorąc do ręki kielich, podnosimy w górę całe swe życie, z jego bólem i tęsknotą, cierpieniem i radością - aby wszyscy mogli je zobaczyć. Wszystko w kielichu naszego życia jest na tyle cenne, by się znaleźć w sferze sacrum. I może się przemienić w Krew Jezusa, w miłość, która stała się ciałem, która pragnie przeniknąć każdą cząstkę naszego bytu. Miałem kiedyś sen, który uprzytomnił mi, że przemiana darów eucharystycznych oznacza przemianę całego naszego życia. Śniło mi się, że celebrowałem Mszę świętą, w której uczestniczyli bracia z naszego opactwa. Obrzędy, które sprawowaliśmy, miały swoistą postać. Przygotowując dary ofiarne, trzymaliśmy zegarki nad chlebem i winem, aby przemienił się nasz gorączkowo galopujący czas. Nasz czas, nasza praca, nasz niepokój, nasze problemy, nasze rozdarcie, nasze troski - wszystko to kładziemy na ołtarzu, wszystko to przemienia Duch Boży, o którego zstąpienie błagamy nad darami. Niektórzy uważają, że w sakramencie Eucharystii jako świecie Bożej miłości nie można uczestniczyć każdego dnia. W moim przekonaniu, każdego dnia możemy świecić przemianę naszego świata, naszej historii, naszych relacji, naszej pracy, naszych trudów, naszej codzienności. Dajemy w ten sposób wyraz wierze, że również w dzień powszedni nie jesteśmy pozostawieni samym sobie, że Eucharystia może nasze życie kształtować - i przemieniać - po najbardziej banalne czynności życiowe. Kto wierzy, że przemieniając chleb i wino, Bóg przemienia także jego świat, ten może z większym spokojem przystępować do pracy, z większą ufnością żywić nadzieję, że nie wszystko zostanie po staremu, że relacje z innymi ludźmi mogą się przemieniać, że zadawnione konflikty można rozwiązać, że mozół może zelżeć; i każdego dnia mogę położyć na ołtarzu przemienienia coś innego - coś, co mnie właśnie zajmuje albo gnębi, albo paraliżuje. Sakrament Eucharystii jest wyrazem nadziei, że uroczystość upamiętniająca śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa może również moje skostnienie przemienić w nowe życie. Eucharystia jako ofiara Kościół katolicki zawsze pojmował Najświętszy Sakrament również jako ofiarę. Reformacja odrzuciła pojęcie ofiary i traktowała Eucharystię jedynie jako ucztę - Ostatnią Wieczerzę. Dzisiaj nie mamy wątpliwości, że zwolennicy reformacji słusznie zaprotestowali przeciwko mylnemu rozumieniu ofiary. Współcześnie także wielu katolików ma problem ze słowem „ofiara". Przypominają sobie wychowawców, którzy wbijali im do głowy, że trzeba ponosić jak najwięcej ofiar, by się podobać Bogu. Albo uważają, że sam Ojciec zażądał od Syna ofiary Krzyża. W obliczu tak mylnych wyobrażeń nie sposób nie zapytać o właściwe znaczenie słowa „ofiara". Ofiarować coś znaczy: jakiś ziemski przedmiot umieścić w sferze sacrum, dać go Bogu, ponieważ z samej swej istoty należy on do Boga. Tak rozumiane pojęcie ofiary okazuje się niezwykle aktualne w dzisiejszych czasach. W naszej epoce wszystko służy jakiemuś celowi. Wszystko musi nam coś dawać. W sakramencie Eucharystii przekazujemy swe życie Bogu, od którego je otrzymaliśmy. Wyrywamy je z pęt celowości. Życie należy do Boga. Sakrament Eucharystii konstytuuje obszar swobody, w którym nie musimy niczego osiągać, w którym nie musimy się niczym wykazać. Umieszczamy swe życie w sferze sacrum, do której tak naprawdę należy. I z jej perspektywy dostrzegamy, kim naprawdę jesteśmy. Po drugie, ofiara oznacza oddanie. Jeśli Nowy Testament nasuwa myśl, że śmierć Jezusa miała charakter ofiary, to jedynie w tym znaczeniu, że ukrzyżowanie było zwieńczeniem i spełnieniem Jego miłości do ludzi. Pismo Święte nigdzie nie głosi, że Ojciec zażądał od swego Syna ofiary Krzyża. Jezus przybył na ziemię po to, by głosić ludziom Radosną Nowinę o miłującym Bogu. Gdy widział, że konflikt z faryzeuszami i saduceuszami może się źle skończyć, nie uciekał, lecz w swej miłości wytrwał po śmierć. Nie uważał śmierci za swą klęskę, lecz za następstwo swego oddania. Jednoznacznie wskazuje na to mowa o Dobrym Pasterzu: „Życie moje oddaję za owce. (...) Nikt Mi go nie zabiera, lecz ja sam z siebie je oddaję" (J 10, 15.18). Śmierć Jezusa jest więc konsekwencją miłości, którą On umiłował nas bezwarunkowo i do końca - konsekwencją Jego wolności i suwerenności, z jaką oddał się za nas. Składając eucharystyczny hołd Jego śmierci i zmartwychwstaniu, poddajemy się Jego miłości, którą w jednakim stopniu miłuje On każdego z nas. A oddając cześć Jego ofierze Krzyża, mamy pewność, że miłość Chrystusa przemienia wszelkie przeciwieństwa i sprzeczności, jakie w nas występują. Teksty liturgiczne niekiedy mówią również o ofierze Kościoła. Pojęcie „ofiara Kościoła" nie oznacza, że wypełniamy jakieś świadczenia, aby Bóg był z nas zadowolony, lecz że praktykujemy miłość Jezusa. Słowo „ofiarować" pochodzi od operari - „pracować, trudzić się, być zajętym, składać ofiarę". Ofiarować to tyle, co praktykować postawę miłości, którą swym życiem ukazał nam Jezus Chrystus. Uczestnicząc w Eucharystii, wyznajemy naszą gotowość przyjęcia postawy oddania, której uczy nas Jezus Chrystus. I dajemy wyraz swemu pragnieniu, by miłować Boga i bliźnich we wspólnocie losu z Jezusem - aby Chrystus nadał nam kształt swej miłości. Pojmując Eucharystię także jako ofiarę, Kościół katolicki pozostaje w zgodzie z tradycją wielu innych religii, które uznają obrzęd ofiarny za kulminacyjny punkt nabożeństwa i za źródło odnowy życia. Carl Gustav Jung wyraża opinię, że traktując Mszę świętą jako ofiarę, katolicy mają tę korzyść, że mogą wierzyć w wartość swego życia - że czują, iż ich życie ma znaczenie dla świata. Praktykując miłość Jezusa Chrystusa i wspólnie z Nim składając siebie Bogu jako „ofiarę", nasycają świat Jego miłością i przyczyniają się w ten sposób do przemiany kosmosu - do jego „amoryzacji", jak Teilhard de Chardin nazywa nasycanie kosmosu miłością (łac. amor). Myślę, że współcześnie nie powinniśmy w pojmowaniu Eucharystii koncentrować się wyłącznie na pojęciu ofiary. Ale nie ma też sensu całkowicie rezygnować z tak czcigodnego pojęcia, które występuje w większości religii - którym zawsze posługiwały się też Biblia i tradycja chrześcijańska. Bez niego bowiem nasze postrzeganie Eucharystii byłoby zbyt powierzchowne i banalne. W ludzkim życiu często pojawia się posucha i pustka. Poprzez ofiarę Chrystusa - jak wierzyli starożytni chrześcijanie - nasze ziemskie bytowanie odnawia siła Jego miłości. Wówczas w naszej duszy ponownie zaczyna bić źródło miłości. Eucharystia jako misterium Kościoły Wschodnie pojmują Eucharystię przede wszystkim jako misterium. Misterium oznacza wprowadzenie w boskie tajemnice. Tradycyjnie dokonywało się ono przez udział w obrzędzie, który ukazywał losy czczonego bóstwa. Wczesny Kościół Wschodni ujmował Eucharystię na tle hellenistycznych kultów mi-steryjnych, których ryty służyły wtajemniczeniu mystów (osób uczestniczących w misteriach). Na przykład wyznawcy kultu Mitry podczas cyklicznych uroczystości symbolicznie brali udział w wydarzeniach z jego życia, uzyskując dzięki temu cząstkę uzdrawiającej i przeobrażającej siły bóstwa. Podobnie interpretowali Eucharystię greccy Ojcowie Kościoła. Biorąc udział w sprawowaniu Najświętszego Sakramentu, składamy hołd losom Jezusa Chrystusa: Jego Wcieleniu, Jego cudom, Jego ukrzyżowaniu i Zmartwychwstaniu. Uczestniczymy w Jego boskim życiu, które triumfowało nad śmiercią - i które teraz jak gdyby wciąga w siebie nasz ziemski byt. Dla pierwszych chrześcijan było to źródłem pewności, że ich życie będzie udane tak samo jak życie Jezusa, choć zawiodło Go na krzyż. Nic nie jest w stanie - tak tego zawsze doświadczali podczas liturgii eucharystycznej - oddzielić nas od miłości Chrystusa. Nawet śmierć nie ma już władzy nad nami. Naszą drogą stała się droga Jezusa Chrystusa. Jego droga prowadzi także nas do prawdziwego życia, do życia, które cechuje się pełnią radości i miłości. Chcąc przybliżyć sens słowa „misterium", które dla wielu współczesnych jest już niezrozumiałe, można by powiedzieć, że oznacza ono marzenie Stwórcy. Nie tylko ludzie mają swe marzenia. Również Bóg miał marzenie, które wiąże się z człowiekiem. Marzenie to ziściło się przez Jego Syna. W Jezusie Chrystusie ukazała się dobroć Boga i Jego miłość do ludzi (por. Tt 3,4). Greckie philanthropia („miłość do ludzi") na łacinę przekładano jako humanitas („człowieczeństwo, wizerunek człowieka"). Przez Chrystusa objawił się wizerunek człowieka, jaki wymarzył sobie Bóg - obraz człowieka, który jest w pełni jednością z Bogiem, przesiąknięty Bożą miłością i dobrocią. Obrzędy eucharystyczne ukazują tajemnicę Wcielenia Jezusa Chrystusa - marzenie Boga, że będziemy się z Nim jednoczyć. Właśnie ryty połączenia (wina z wodą, chleba z winem) oznaczają, że jak Jezus jednoczymy się z Bogiem. Ale podczas Eucharystii składamy hołd nie tylko Wcieleniu, lecz również ukrzyżowaniu i Zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. Wcielenie dokonało się i spełniło w śmierci. Chrystus przemienił nawet jej otchłanie. Nawet śmierć nie może nas już pozbawić jedności z Bogiem. Gdy Kościół ukazuje tajemnicę Wcielenia oraz misterium ukrzyżowania i Zmartwychwstania, autentycznie w nich uczestniczymy, zostajemy wciągnięci w tajemnicę drogi Jezusa, która również nas wiedzie do jedności z Bogiem i obdarza pewnością, że nic nas już nie może oddzielić od miłości Chrystusa, w której stajemy się jednym z Bogiem. Eucharystia jako łamanie chleba W pierwotnym Kościele określano Eucharystię jako łamanie chleba. Św. Łukasz pisze o pierwszych chrześcijanach w Jerozolimie: „Codziennie trwali jednomyślnie w świątyni, a łamiąc chleb po domach, spożywali posiłek w radości i prostocie serca" (Dz 2, 46). Łamanie chleba przypomina chrześcijanom, że Jezus połamał chleb podczas Ostatniej Wieczerzy, a później także podczas posiłku z dwoma uczniami, którzy podążali z Jerozolimy do Emaus. Gdy kapłan łamie chleb, gest ten unaocznia i obrazuje śmierć Jezusa, który z miłości do nas dał się złamać swym prześladowcom. Łamanie chleba jest symbolem apogeum miłości Jezusa, który w swym oddaniu za nas przyjął krzyż. Ale przywodzi na pamięć również Jego niezliczone spotkania, w trakcie których Jezus udzielał siebie ludziom jako uzdrowiciel i wyzwoliciel - dzielił z nimi swój czas, swe siły, swą miłość. Eucharystyczny obrzęd łamania chleba przypomina, że Jezus nigdy nie żył jedynie dla siebie, że całą egzystencją otwierał się na nas, aby udzielać nam siebie i swej miłości. Byt Jezusa jest „bytem dla", „egzystencją pro". Łamiąc chleb, dajemy wyraz naszej najgłębszej tęsknocie, że dar ten uobecnia kogoś, kto całym swym bytem istnieje dla nas, kto umiłował nas tak bardzo, że ujmował się za nami aż po śmierć. Podczas sprawowania tego obrzędu chrześcijanie wracali myślą również do ewangelicznych relacji o cudownym rozmnożeniu chleba przez Jezusa. Wydarzenia te mają identyczną strukturę jak ustanowienie Eucharystii: Jezus za każdym razem łamie chleb i wypowiada błogosławieństwo. U św. Marka czytamy: „A wziąwszy siedem chlebów, odmówił dziękczynienie, połamał i dawał uczniom, aby je podawali. I podali tłumowi" (Mk 8, 6). Łamanie chleba wymaga dzielenia się z innymi: uczniowie mają się swym chlebem podzielić z rzeszą zgromadzonych, którzy przybyli, żeby słuchać Jezusa. Dzielenie się jest istotnym aspektem liturgii eucharystycznej. Eucharystia nie tylko zachęca nas, żebyśmy się dzielili majątkiem z innymi, żebyśmy podawali chleb głodującym. Już sama w sobie jest ona uroczystością dzielenia się z innymi. Dzielimy z innymi czas i miejsce. Uczestnicząc we wspólnej uroczystości, wspólnie się modląc i śpiewając, spożywając wspólny posiłek, dzielimy się z nimi swym życiem, swymi tęsknotami i pragnieniami, swymi uczuciami i potrzebami, swymi lękami i nadziejami. Dzieląc się z innymi swym życiem, ustanawiamy przestrzeń wspólnoty i gościnności. Rodzi się więź, ciepło, troska o drugiego człowieka. „Dzielić się to leczyć się", uważa Bernard Rootmensen. Gdy dzielimy się z innymi, leczymy się ze swego rozdarcia. Chleb, który łamiemy jedni dla drugich, daje nam nadzieję, że Jezus uleczy również nasze złamane serca - że scali ułomki naszego życia. Łamanie chleba jest zarazem zachętą, żebyśmy się przełamali, żebyśmy przełamali pancerz obojętności i otworzyli swe serce na innych. II. Forma sakramentu Eucharystii Wielu wiernych wyraża opinię, że Msza święta jest nudna, bo zawsze wygląda tak samo. Chcieliby jakiejś odmiany. Ale choć podczas niektórych świąt czy przy szczególnych okazjach, takich jak nabożeństwo w małej wspólnocie, wskazana jest pewna modyfikacja części obrzędów, to jednak niezmienność należy do istoty Najświętszego Sakramentu. Nie możemy ulegać presji i ciągle wymyślać nowych form, tracąc z pola widzenia treść Eucharystii. Wielu katolików co prawda każdego dnia uczestniczy we Mszy świętej, ale nie wie, jaki właściwie jest sens poszczególnych obrzędów. Każdy z obrzędów, które składają się na sakrament Eucharystii, ma nam ukazać jakiś aspekt miłości Jezusa Chrystusa; ma nam uwidocznić, co uczynił On wobec nas i dla nas - co stale czyni wobec nas i dla nas podczas każdego sprawowania Eucharystii. Obrzędy sakramentu Eucharystii są zakorzenione w pradawnych wyobrażeniach, jakie można spotkać bodaj u wszystkich ludów. Wyraża się w nich tęsknota każdego człowieka za przemianą życia, za jego uświęceniem i uzdrowieniem. Dlatego chciałbym po kolei omówić i objaśnić główne obrzędy eucharystyczne. Spróbuję też wskazać, jak w szczególnych przypadkach można nieco zmodyfikować formę nabożeństwa. Obrzędy wstępne Wszelką uroczystość kultową zawsze otwiera obrzęd wprowadzenia. „Wprowadzenie umożliwia dostęp do zamkniętej i tajemniczej sfery sacrum" (Kirchgassner, s. 382). Jest jakby kluczem, który przed nami, przybywającymi ze świata gorączkowej bieganiny, otwiera drzwi do sfery świętej. Wkraczamy do innego świata. Jeśli rzeczywiście pragniemy się znaleźć w tej liturgicznej sferze świętej, to musimy się uwolnić od wszelkich spraw i problemów, które aktualnie nas absorbują. Dlatego liturgię św. Jana Chryzostoma rozpoczyna hymn: „Odłóżmy wszelkie troski ziemskie, aby przyjąć Władcę całego świata" (cyt. za: Kirchgassner, s. 413). Wielu wiernych uskarża się, że Msza święta ma niewiele wspólnego z ich realnym życiem. Ale kult z samej swej istoty przenosi nas do innego świata. Przybywając na Eucharystię, opuszczamy powszedni świat, który często ma nad nami władzę, i przekraczamy próg innego świata - świata, w którym możemy się dowiedzieć, kim naprawdę jesteśmy, w którym mamy prawo autentycznie doświadczać swej duszy. Świat, w którym żyjemy, często jest „bezduszny". Eucharystia niesie pomoc i ulgę naszej duszy. Na powrót wprowadza nas w kontakt z naszą duszą, abyśmy również w świecie codzienności, gdy opuścimy kościół, mogli żyć „całą duszą", świadomi naszej boskiej godności, która wznosi nas ponad świat. Jak każdy ryt religijny, celebracja eucharystyczna rozpoczyna się szeregiem obrzędów wstępnych. Początkiem całej uroczystości jest introitus - śpiew na wejście. Lud ze śpiewem wkracza w tajemnicę miłości, tajemnicę, w której podczas nabożeństwa ukaże się mu Bóg. Wcześniej kapłan w zakrystii przygotował się do sprawowania Najświętszego Sakramentu, zakładając świętą szatę. Nad każdą jej częścią odmówił modlitwę. Razem z ministrantami w milczeniu przygotował się do świętego aktu. Potem zostają otwarte drzwi przybytku. We wschodnim chrześcijaństwie kapłan modli się: „Panie, pragnę wejść do Twego domu i w świątyni Twej wielbić Cię ze świętą bojaźnią" (cyt. za: Kirchgassner, s. 392). Wraz z asystą kłania się przed ołtarzem. Całuje też ołtarz. Pocałunek zawsze jest wyrazem miłości i czułości. Oznacza najbardziej intensywny kontakt, jakim jeden człowiek może obdarzyć drugiego. Ołtarz symbolizuje Chrystusa. Całując ołtarz, kapłan dotyka Jezusa Chrystusa, aby wchłonąć w siebie Jego siłę i miłość. Swym pocałunkiem daje wyraz wierze, że celebrując sakrament Eucharystii, ma oparcie w miłości i sile Jezusa Chrystusa. „Pocałunek jest wdychaniem Bożej atmosfery, piciem ze źródła życia" (Kirchgassner, s. 498). Podczas Mszy świętej kapłan stale dotyka ołtarza, aby „móc czerpać z jego mocy" (tamże). Kluczem, który otwiera przed nami drzwi do sfery miłości, dokąd możemy wkroczyć, uczestnicząc w sakramencie Eucharystii, jest znak krzyża. Czyniąc ten znak na czole, pierwsi chrześcijanie dawali świadectwo, że nie należą do świata, lecz do Boga; że nie uznają nad sobą władzy żadnego z możnych tego świata. Krzyż był też znakiem, który ich wyróżniał. Naznaczał ich ciało miłością Jezusa Chrystusa. Wykonując znak krzyża, najpierw dotykamy czoła, potem piersi, następnie lewego i prawego ramienia. Gest ten jest wyrazem wiary, że Jezus Chrystus obdarza miłością wszystko, co mieści w sobie nasza dusza: nasze myśli, naszą witalność i płciowość, naszą nieświadomość i świadomość. Znak krzyża, którym rozpoczynamy celebrację, jest więc znakiem miłości, jednoznacznie wyrażającym istotę Eucharystii: Najświętszy Sakrament pozwala nam cieleśnie doświadczyć miłości Jezusa Chrystusa. Robiąc znak krzyża, wypowiadamy inwokację trynitarną: „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego". Dla wielu stała się ona pustym frazesem. Ale niezmiennie jest naszym wyznaniem wiary w to, że Bóg nie przebywa gdzieś daleko, zamknięty w sobie, lecz jest Bogiem, który otwiera się na nas, który pozwala nam uczestniczyć W swej miłości. Kościół syryjski używa poszerzonej formuły trynitarnej: „W imię Ojca, który wymyślił nas i stworzył, i Syna, który zstąpił w otchłań ludzkiego bytu, i Ducha Świętego, który lewe zwraca ku prawemu, który przemienia nieświadome i niewiadome w nas, aby wszystko skierowało się ku Bogu". Po wspólnym znaku krzyża kapłan pozdrawia lud i oznajmia zebranym obecność Pana, który jest pośród nich ze swym pokojem, swą łaską, swą miłością. Ryt ten unaocznia zebranym, że liturgią kieruje sam Chrystus, a nie kapłan. Następnie po krótkim wprowadzeniu do liturgii dnia - w tajemnicę święta, które przypada w danym dniu, czy w żywot świętego, którego pamięci poświęcony jest dany dzień - odbywa się akt pokutny. W dzisiejszych czasach niejeden katolik ma z nim problem: uważa, że najpierw musimy się poczuć nędznymi grzesznikami, że Kościół najpierw musi nas „umniejszać", by potem wspaniałomyślnie udzielić nam rozgrzeszenia. W rzeczywistości akt pokutny oznacza, że idąc na spotkanie z Chrystusem, bierzemy ze sobą wszystko, co mamy - swe jasne i ciemne strony, swe zwycięstwa i klęski, swe sukcesy i niepowodzenia, a także swe winy. Nie ma potrzeby, żebyśmy się umniejszali. Przeciwnie, Chrystus zachęca nas, żebyśmy pokazali Mu również te strony naszego bytu, które wolelibyśmy zostawić na zewnątrz, gdyż uważamy je za przykre. Akt pokutny ośmiela nas zatem: pozwala nam uczestniczyć w sakramencie Eucharystii jako ludziom z krwi i kości, którzy na spotkanie z Bogiem mogą zabrać nie tylko swą „pobożną cząstkę". I już na początku liturgii uświadamia nam, że Eucharystia jest doświadczeniem przebaczającej miłości Boga, który nas bezwarunkowo akceptuje. Wejście i akt pokutny są tymi częściami Mszy świętej, które można wzbogacić o bardziej indywidualne rysy, zwłaszcza gdy nabożeństwo jest sprawowane dla niewielkiej grupy. Zgromadzeni mogą rozpocząć je medytacyjnym tańcem albo przedstawieniem intencji, w jakiej ma się ono odbywać. Podczas aktu pokutnego mogą powiedzieć o uwikłaniach, jakie zagroziły poszczególnym osobom czy całemu środowisku, albo nadać obrzędowi formę inscenizacji. Uczestnicy jednego z modlitewnych spotkań zielonoświątkowych utworzyli symboliczny staw, do którego można było wejść i powiedzieć, co chciałoby się w nim pozostawić - z czego chciałoby się oczyścić. Czasami urozmaicam formę aktu pokutnego trzema gestami. Najpierw składamy dłonie tak, by tworzyły jakby czarkę czy miseczkę; towarzysząca temu modlitwa może brzmieć: „W naszych dłoniach podajemy Bogu wszystko, co ukształtowaliśmy i uformowaliśmy naszymi rękoma, co się nam powiodło i co się nam nie powiodło. Wyciągamy ku Niemu swe ręce, które podaliśmy innym lub które cofnęliśmy przed innymi. Niesiemy przed Jego oblicze wszystko, co się znalazło w naszych rękach, i prosimy, aby pobłogosławił to swymi rękoma pełnymi dobroci". Potem odwracamy dłonie ku ziemi. „Uwalniamy się od wszystkiego, do czego przylgnęliśmy. Grzebiemy wszystko, co należy do przeszłości, co jest dla nas brzemieniem, co zarzucamy sobie nawzajem. Gest ten oznacza, że nie będziemy już wracać do przeszłości, by wytaczać zarzuty przeciwko innym czy usprawiedliwiać nasz bezwład. Uwalniamy się też od naszego poczucia winy. Grzebiemy je, by przez Chrystusa powstać z grobu swych ran i cierpień". Potem chwytamy się za ręce i niesiemy przed oblicze Boga nasze relacje - wszystko, co nas łączy i co dzieli. „Podajemy Bogu nasze szczęśliwe relacje, aby je pobłogosławił. Podajemy Bogu również relacje blokowane przez nieporozumienia i negatywne emocje, aby znów popłynęła między nami Jego miłość, która ma moc uzdrawiania". W znacznym stopniu zdaję się na kreatywność wiernych, nigdy jednak nie wywierając na nich presji. Ważne jest, by to kreatywne kształtowanie współgrało z konkretnym świętem i z wymaganiami nabożeństwa dla konkretnej wspólnoty. Po akcie pokutnym następuje „Kyrie eleison" - zawołanie, którym składamy hołd Wywyższonemu. Gdy kościół rozbrzmiewa śpiewem „Panie, zmiłuj się nad nami", wiem, że wywyższony Pan jest obecny pośród nas. Opiewamy Tego, który jest między nami - i którego wizerunek nabiera teraz jeszcze większej wyrazistości. Podobnie zakochany opiewa umiłowaną, której obraz staje mu przed oczyma - i z którą czuje się głęboko związany, nucąc swą pieśń. Odprawiając nabożeństwo dla małej grupy, często zachęcam zgromadzonych, by wezwali Chrystusa słowami, które im spontanicznie przychodzą do głowy: „Chryste, nasz Bracie", „Chryste, Dobry Pasterzu", „Chryste, Przyjacielu ubogich", „Chryste, Światłości świata" itp. Gdy każdy zwraca się do Pana imieniem, które jest mu drogie, bardziej konkretnych rysów nabiera Jego wizerunek pośród nas. Powstaje intymna relacja z Tym, który przebywa między nami, zaspokajając nasze najgłębsze tęsknoty. W niedziele i święta po „Kyrie" następuje „Gloria in excelsis Deo" („Chwała na wysokości Bogu") - bożonarodzeniowy hymn, którym radośnie opiewamy tajemnicę odkupienia. Potem przychodzi kolej na orację (kolektę) - modlitwę codzienną, w której kapłan zwięźle wyraża tajemnicę danego święta. Czytania mszalne Poprzez czytania głosimy słowo Boże. Porządek czytań mszalnych, który został wprowadzony po Soborze Watykańskim II, daje nam szeroki wybór tekstów biblijnych. Słowo Boże pragnie oddziaływać na wiernych. Dlatego zebrani muszą go słuchać z uwagą i w milczeniu, aby słowa nie tylko wpadały do ucha, ale i zapadały w serce - by docierały do serca. Gdy słowo Boże gości w sercu, rzeczywiście może oddziaływać. Aby mogło zapaść w serce, lektor musi wkładać serce w akt czytania. Słuchający muszą czuć, że jest zaangażowany, że również jego porusza słowo Boże. Pismo Święte bardziej chce nam powiedzieć, kim jesteśmy, niż co powinniśmy czynić. Pozwala nam lepiej zrozumieć tajemnicę ludzkiego życia. Czytanie z Ewangelii uobecnia samego Jezusa Chrystusa, przemawiającego do nas - i wykonującego wobec nas czynność, o której opowiada wybrany fragment. Przed głoszeniem Ewangelii kapłan kreśli znak krzyża zarówno na księdze, jak i na sobie; po nim znak krzyża wykonują wierni. Gest ten oznacza, że każde słowo Ewangelii wyraża miłość, którą Jezus umiłował nas do końca, i że pragniemy Jego miłością naznaczyć nasze myśli, słowa i uczucia. Aby słowo Ewangelii jeszcze pełniej dotarło do słuchaczy, celebrans (bądź wyznaczona osoba) wygłasza homilię, w której objaśnia sens odczytanego ustępu. Homilia ma całej wspólnocie uprzystępnić i przybliżyć istotę sakramentu Eucharystii. Gdy Msza święta jest sprawowana bez homilii, wskazane jest, by kapłan przynajmniej pokrótce zwrócił uwagę wiernych na związek biblijnych słów z ich życiem. Może to uczynić na przykład we wprowadzeniu do modlitwy powszechnej. Eucharystia -święte widowisko - jest urzeczywistnieniem Ewangelii. Przyjmując Komunię świętą, poczujemy dotyk Jezusa. Jego dotyk może uleczyć nasze rany, może rozwiać nasz lęk, może nasz smutek przemienić w radość, nasze skostnienie w witalność, nasz chłód w miłość. Modlitwa powszechna i prośby wstawiennicze W niedzielę po homilii kapłan wspólnie z ludem odmawiają Credo - wyznanie wiary, tak zwany Symbol nicejsko-konstantynopolitański. Wielu uważa, że treść Symbolu jest zbyt abstrakcyjna. Niemniej każde zdanie wyznania wiary wyraża tajemnicę naszego życia, które odkupił Jezus Chrystus. Po wyznaniu wiary przychodzi czas na modlitwę powszechną, która rozciąga przestrzeń liturgii na cały świat. Lista konkretnych spraw, których dotyczy modlitwa błagalna, zależy od wrażliwości zebranych. Jeśli nie ma przeciwwskazań, zebrani mogą spontanicznie formułować prośby. Podczas nabożeństwa dla małej grupy czy w święta, których istotnym motywem jest światło (na przykład w święto Matki Boskiej Gromnicznej, święto Niepokalanego Poczęcia, w Boże Narodzenie, w dzień św. Otylii i św. Łucji itd.), kapłan może poprosić zgromadzonych, by w określonej intencji zapalili świecę i postawili ją na ołtarzu lub przed świętym obrazem. Podczas Mszy świętej dla konkretnych grup zawodowych czy organizacji przedstawiciele przybyłych mogą ich prośbę wstawienniczą połączyć z konkretnym symbolem, charakterystycznym dla ich profesji czy działalności. Podczas Mszy świętej dla mniejszej grupy czasami łączę obrzęd przygotowania darów ofiarnych z prośbami błagalnymi, przekazując patenę uczestnikom. Każdy „wkłada" do niej jakąś cząstkę samego siebie lub osoby, która jest bliska jego sercu. Może to uczynić w milczeniu. Ale może też głośno powiedzieć na przykład: „Do naczynia tego wkładam swe skostnienie, swój niepokój wewnętrzny, swój lęk, swój kompleks niższości. Do naczynia tego wkładam zatroskanie mej siostry, która martwi się o zdrowie swych dzieci" itp. Pa-tena przechodzi z rąk do rąk, by w końcu powrócić do mnie. Wówczas podnoszę ją do góry i odmawiam modlitwę. Proszę Pana Boga, by przemienił wszystko, co się na niej znalazło, gdy będzie przemieniał chleb eucharystyczny w Ciało Jezusa Chrystusa. Przygotowanie darów ofiarnych Obrzęd przygotowania darów powinna rozpoczynać procesja z darami, która w wielu kościołach należy już jednak do rzadkości. Ma ona głęboki sens: oto przed oblicze Boga zanosimy nasz świat. Gdy ministranci czy przedstawiciele ludu powoli i ostrożnie podążają w kierunku ołtarza, każdy z obecnych widzi, że na pate-nie zanoszą przed oblicze Pana rozdarcie świata, a w kielichu cierpienie i tęsknotę całej ludzkości. Sakrament Eucharystii nie jest prywatną uroczystością w gronie chrześcijan. Jego skutki dotyczą całego świata. Przemiana chleba i wina ma wyzwolić ruch przemiany świata. Tak jak Jezus Chrystus umarł za cały świat i pokrzepił cały świat swym zmartwychwstaniem, tak również Najświętszy Sakrament pragnie objąć cały kosmos. Jednym z ważniejszych symboli obrzędu przygotowania darów ofiarnych jest ich podniesienie. Gestem tym kapłan symbolicznie przenosi je z ziemskiego do boskiego świata. Wyznaje wraz z ludem, że wszystko pochodzi od Boga i należy do Boga. Dziękuje Bogu za wspaniałe dary, które co dzień otrzymujemy i które pozwalają nam namacalnie doznać Jego troskliwej dobroci. Gestem podniesienia celebrans apeluje też do Stwórcy, by nadal nas otaczał swą troską, by Jego uzdrowicielska i wyzwolicielska moc również dzisiaj oddziaływała na całe stworzenie, prowadząc do pojednania wszystkich zwaśnionych. Podnosząc dary, umieszczamy nasze życie w Bożej sferze. Tylko Bóg może uzdrowić i scalić nasze życie. Obrzęd przygotowania darów ofiarnych przewiduje niepozorną czynność rytualną, której wielu zgromadzonych może nawet nie zauważa. Kapłan wlewa wino i nieco wody do kielicha, jednocześnie wypowiadając formułę: „Przez to misterium wody i wina daj nam, Boże, udział w Bóstwie Chrystusa, który przyjął nasze człowieczeństwo". Zmieszanie wina z wodą obrazuje zatem Wcielenie Boga w Jezusie Chrystusie. Tak jak Bóg przyjął ludzką naturę, tak my dzięki uczestnictwu w sakramencie Eucharystii uzyskujemy udział w Bożej naturze. Jednoczymy się z Bogiem, tak jak teraz na naszych oczach zlały się w nierozdziełną jedność wino i woda. Podobnie nie sposób odróżnić i oddzielić w nas Bożej i ludzkiej natury. Rytualna czynność zmieszania występuje w wielu kultach religijnych. Symbolicznie oznacza ona, że nastąpiło zjednoczenie żywiołów czy elementów, że została przywrócona pierwotna, rajska jedność - że w świecie nie ma już rozdwojenia; że obok siebie żyją wilk i baranek, pantera i koźlę, lew i cielę (por. Iz 11, 6 n.). Tak jak zmieszanie wody i wina jest już nieodwołalne, tak nikt i nic nie może już zlikwidować zjednoczenia Boga i człowieka, jakie dokonało się w osobie Jezusa Chrystusa - a poprzez Niego również w nas. Sw. Ignacy Antiocheński (f 110) pisze: „Jesteśmy przemieszani z Jego ciałem i duchem". A Cyryl Aleksandryjski (f 444) powiada: „Choć co do cielesnej natury podlegamy rozkładowi, przemieszanie pozbawi nas ułomności i przemieni w tę specyficzną [naturę Chrystusa]" (oba cytaty za: Kirchgassner, s. 469). Niepozorna czynność liturgiczna zmieszania wina i wody pokazuje zatem, z jaką powagą, sprawując sakrament Eucharystii, traktujemy Wcielenie, przez które Bóg stal się człowiekiem. Zawdzięczamy jej nowe poczucie istnienia. Bo wiemy, że płynie w nas Boże życie i Boża miłość - że nikt i nic nie może nas już oddzielić od nich. A świadomość ta pozwala nam poczuć godność każdego z nas jako chrześcijanina. Modlitwa eucharystyczna Po obrzędzie przygotowania darów modlitwa eucharystyczna rozpoczyna najważniejszą część całej Mszy świętej. Wprowadzenie stanowi prefacja - pieśń dziękczynna, wysławiająca Boże dzieło odkupienia. Lud odpowiada aklamacją „Święty, Święty, Święty", którą wtóruje hymnowi pochwalnemu chóru aniołów. Zgromadzeni nie zamykają się we własnym gronie -otwierają okna przybytku na niebiosa i uczestniczą w niebiańskiej liturgii. Gdy w naszym opactwie stoimy wokół ołtarza jako koncelebransi i śpiewamy Sanctus, zawsze jest to dla mnie podniosła chwila: mam poczucie, że śpiewam wspólnie z braćmi, którzy niegdyś tu żyli i wysławiali Najwyższego - że otwierają się nad nami niebiosa, że niebo styka się z ziemią. Modlitwa eucharystyczna ma kilka wersji. W pierwszej części {postsanctus) kontynuuje pieśń pochwalną prefacji. Potem przychodzi kolej na epiklezę, w której kapłan prosi Boga, aby zesłał Ducha Świętego, który przemieni dary chleba i wina w Ciało i Krew Jezusa Chrystusa. Podczas odmawiania epiklezy kapłan wyciąga ręce nad darami. Gest ten oznacza, że życiodajny Duch Boży rozlewa się nad chlebem i winem, aby je przeistoczyć. Potem następuje opowiadanie o ustanowieniu ofiary eucharystycznej przez Jezusa, zawsze oparte na formule, jaką przekazali nam ewangeliści i św. Paweł. Później kapłan kolejno podnosi do góry hostię i kielich, aby mogli je zobaczyć wszyscy zebrani. Wszyscy uzyskują dostęp do tajemnicy obecności Chrystusa. I wszyscy na Niego spoglądają -„bo życie objawiło się. Myśmy je widzieli" (1 J 1, 2). Podczas każdej celebracji eucharystycznej te słowa z Pierwszego Listu św. Jana Apostoła znów stają się rzeczywistością. Rytualna czynność ukazywania zawsze miała umożliwiać udział w tajemnicy bóstwa. Izraelici po ukąszeniu przez jadowite węże odzyskiwali zdrowie, gdy spojrzeli na miedzianego węża, którego sporządził Mojżesz. Chrześcijanie spoglądając na hostię, oczekiwali, że zabliźnią się ich rany. Gdy celebrans ukazuje zebranym hostię, znów urzeczywistniają się słowa psalmu: „ukaż oblicze Twoje, i będziemy zbawieni" (Ps 80,4 *). Po podniesieniu kapłan przyklęka, by pokłonić się tajemnicy Bożej miłości, która przez Jezusa Chrystusa w tej chwili promienieje przed nami i dla nas. Na aklamację kapłana („Oto wielka tajemnica wiary") uczestnicy Mszy świętej odpowiadają słowami: „Głosimy śmierć Twoją, Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale". Potem przychodzi kolej na tak zwaną anamnezę - modlitwę, w której wspominamy tajemnicę odkupieńczych czynów, jakich Bóg dokonał przez Jezusa Chrystusa, w której przywołujemy na pamięć przede wszystkim śmierć, zmartwychwstanie i wniebowstąpienie. Wszystko to uobecnia się teraz wśród nas i dla nas; wobec nas i wobec całego świata Bóg przejawia swą moc, która uzdrawia i wyzwala. Po anamnezie następuje modlitwa ofiarnicza, a potem modlitwa wstawiennicza za cały Kościół - za jego żywych i zmarłych członków. Całą modlitwę eucharystyczną kończy doksologia, to znaczy formuła modlitewna, którą sławimy i wychwalamy Boga. Podczas jej wypowiadania kapłan wysoko podnosi dary chleba i wina. Gest ten symbolicznie uwidacznia, że tym, który celebruje Mszę świętą i odmawia modlitwy, jest sam Jezus Chrystus. Przez Niego zostaje udzielona Bogu wszelka cześć i chwała. Dawniej kapłan trzymał hostię nad podniesionym kielichem. Miało to głęboki sens symboliczny. Dlatego podtrzymuję ten czcigodny ryt. Swym kształtem hostia symbolizuje słońce, które w chwili zmartwychwstania po wiek wieków zatriumfowało nad ciemnością. Kielich mszalny symbolizuje otchłanie duszy, nad którymi jaśnieje słońce, i śmierć, którą przemieniło Zmartwychwstanie. Z drugiej strony, jest on symbolem matki-ziemi, z której Chrystus wzniósł się w górę jako słońce. Niepozorny obrzęd wyraża więc całą tajemnicę Zmartwychwstania. Niewiasty przybyły rankiem do pustego grobu zmartwychwstałego Jezusa, „gdy słońce wzeszło" (Mk 16, 2). Wstając z martwych, Chrystus wzeszedł jako prawdziwe Słońce. „Lud, który siedział w ciemności, ujrzał światło wielkie, i mieszkańcom cienistej krainy śmierci wzeszło światło" (Mt4,16). Słońce Chrystusa świeci nad grobami, które są domostwami wielu z nas - nad grobami naszego lęku, naszej rezygnacji, naszej depresji. W Zmartwychwstałym Bóg doznaje czci i chwały. A przez Jezusa Chrystusa i w Nim również my dostępujemy udziału w Bożej chwale. Obrzędy komunijne Obrzędy Komunii świętej rozpoczyna Modlitwa Pańska. Ojcowie Kościoła, starając się wyjaśnić, dlaczego „Ojcze nasz" jest odmawiane tuż przed obrzędem Komunii, zwracają uwagę przede wszystkim na dwie z próśb, jakie zawiera ta modlitwa: „chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj" oraz „odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom". Chleb eucharystyczny - głoszą Ojcowie Kościoła od czasów Orygenesa - jest strawą, która karmi naszą duchową naturę. Sw. Augustyn prośbę o odpuszczenie uważał za przygotowanie do przyjęcia Komunii u stóp ołtarza. W naszym opactwie nie tylko kapłani, lecz również mnisi, odmawiając „Ojcze nasz", wykonują modlitewny gest: unoszą ręce do góry bądź układają dłonie w kształt miseczki. Wielu uczestników Mszy świętej przyłącza się do nas i wykonuje podobny gest. Rzecz jasna, zachęcając wiernych do takiego czy innego gestu, musimy to robić z wielkim wyczuciem i taktem, by nie wywoływać lęku. Nikt nie może się czuć przymuszany. Nikogo nie można znienacka zaskakiwać. Wyrażanie uczuć zawsze musi wynikać z wolnej decyzji. Z drugiej strony, liturgiczne gesty, które wykonywać mogą wszyscy, nadają liturgii niebywałą głębię i gęstość. Opisany gest pozwala nam sobie wyobrazić, że przez nasze dłonie duch Jezusa wpływa w świat i przenika go Jezusową miłością. Po „Ojcze nasz" kapłan modli się o pokój na świecie i prosi zgromadzonych, by przekazali sobie znak pokoju. Również ten obrzęd wymaga od nas taktu: musimy pamiętać o zahamowaniach wewnętrznych, jakie wielu ma w kontaktach z innymi ludźmi. Zwłaszcza uczestnicy Mszy świętej dla mniejszych wspólnot czasami czują swego rodzaju presję: każdego muszę objąć, każdemu życzyć pokoju. Z drugiej strony znak pokoju podkreśla wspólnotowy charakter Eucharystii - i uzmysławia nam, że musimy się wzajemnie akceptować, jeśli chcemy przez Komunię zjednoczyć się z Chrystusem i ze zgromadzonymi. Potem następuje obrzęd łamania chleba. Lud często nawet nie zauważa tej niepozornej czynności. A jednak jest ona niezwykle ważna. Pierwsi chrześcijanie Eucharystią nazywali często sam ten obrzęd łamania chleba. Połamany chleb symbolizuje fakt, że Ukrzyżowany dał się złamać swym oprawcom za nas - abyśmy sobie nigdy nie złamali życia. Otworzył się na nas, aby uleczyć nasze złamane serce, aby na powrót scalić ułomki naszego życia. Obrzęd łamania chleba przypomina nam, że każdy z nas jest złamaną i zranioną istotą; ale też uprzytamnia nam, że nad naszymi złamaniami i ranami pochyla się Zmartwychwstały, który wszystko uzdrawia i scala. Jeden z kawałków hostii kapłan zanurza w kielichu. Dla pierwszych chrześcijan akt ten symbolizował zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Tak jak Ciało i Krew Chrystusa są symbolem Jego ofiary Krzyża, tak eucharystyczne zanurzenie chleba w winie symbolizuje przywrócenie jedności Krwi i Ciała Jezusa dzięki Zmartwychwstaniu. Ryt ten uważam za piękny symbol, który uprzytamnia nam, że nasze złamania goją się, gdy zostają zanurzone w miłości Chrystusa. Nasze życie scala się dzięki uzdrowicielskiemu działaniu Krwi Jezusa, który za nas umarł i dla nas powstał z martwych. Ojcowie Kościoła określają chleb, który celebrans zanurza w winie, jako fermentum - zaczyn. Ten niepozorny ryt postrzegają jako symbol zjednoczenia niebiańskiej i ziemskiej natury Jezusa Chrystusa. Syryjscy uczniowie Jakuba podczas odprawiania tego obrzędu odmawiali następującą modlitwę: „Panie, zmieszałeś swe bóstwo z naszym człowieczeństwem, a nasze człowieczeństwo ze swym bóstwem, swe życie z naszą śmiertelnością (...), przyjąłeś to, co było nasze, a nam do życia i zbawienia naszej duszy dałeś to, co jest Twoje" (cyt. za: Kirchgassner, s. 484). Połączenie obu postaci eucharystycznych przywodzi na myśl także zjednoczenie mężczyzny i kobiety. Carl Gustav Jung interpretuje chleb jako pierwiastek żeński, wino jako pierwiastek męski. Niepozorna czynność obrzędowa wyrażałaby więc naszą tęsknotę za zjednoczeniem, za świętymi godami, dzięki którym anima i animus już nie walczą ze sobą, lecz zapładniają się wzajemnie i łączą w jedności, dla której stworzył nas Bóg. Chleb i wino reprezentują wszystko, co stałe, i wszystko, co płynne - wszelkie przeciwieństwa. Gdy chleb zostaje zanurzony w winie, dochodzi do ich zjednoczenia. Podobnie w naszej duszy mogą się zjednoczyć elementy, między którymi często toczy się walka. Stąd liturgia św. Bazylego nazywa eucharystyczne zmieszanie chleba i wina „świętą unią". Następnie celebrans podnosi hostię do góry, wypowiadając formułę: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata". Słowami tymi Jan Chrzciciel wskazał swym uczniom na podchodzącego ku niemu Jezusa Chrystusa. Podobnie kapłan wskazuje zgromadzonym na Jezusa Chrystusa - Odkupiciela, który umiłował nas do końca. Biblijne słowa zachęcają każdego, by taki, jaki jest, podniósł oczy ku Chrystusowi i doświadczył w Nim swego uzdrowienia. Ani nasze grzechy, ani nasze poczucie winy nie mogą być dla nas przeszkodą w doświadczeniu Bożej miłości, jakim jest Komunia święta. Gdy słyszę słowa: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata", zawsze przypomina mi się też formuła, którą Jan Chrzciciel zakończył swe świadectwo o Jezusie: „Ja to ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym" (J 1, 34). Zebrani odpowiadają słowami, które Jezus usłyszał od setnika z Kafarnaum, gdy zamierzał wejść do jego domu, aby uzdrowić jego sługę: „Panie, nie jestem godzien" (Mt 8, 8). Wielu katolikom formuła ta kojarzy się z sytuacjami, gdy czuli się „umniejszani" przez rodziców czy przez Kościół. Rozumiem ich urazy i obiekcje, ale nie mógłbym z powodu takich negatywnych skojarzeń całkowicie zrezygnować z tej ewangelicznej formuły. Brałem kiedyś udział w dyskusji, która dotyczyła właśnie tych słów. Jeden z rozmówców wyraził opinię, że w całym rycie eucharystycznym Kościoła katolickiego właśnie one są najmilsze jego ewangelickiemu sercu. Formuła „Nie jestem godzien" nie ma nas umniejszać, lecz uwrażliwiać na całą tajemnicę Komunii świętej, którą przyjmujemy, aby sam Syn Boży mógł w nas zagościć. Hostia nie jest kawałkiem zwykłego chleba (który zresztą w dzisiejszych czasach wielu spożywa bez należytej uwagi). Hostia jest samym Chrystusem, który przychodzi, aby nas uzdrowić. Setnik, który mówi o sobie: „nie jestem godzien", wcale nie zamierza się poniżyć tymi słowami. Wręcz przeciwnie, emanuje pewnością siebie. Wyjaśnia Jezusowi, że ma pod sobą wielu żołnierzy: „Mówię temu: »Idź« - a idzie; drugiemu: »Przyjdź« - a przychodzi" (Mt 8, 9). Jednocześnie wyczuwa jednak, jaki to dlań honor i zaszczyt, że Jezus zamierza do niego przyjść. Wie, że nie jest godzien, aby Jezus przestąpił próg jego domostwa, i że wystarczy, by Jezus powiedział słowo, a jego sługa odzyska zdrowie (zob. Mt 8, 8). Liturgia zastąpiła słowo „sługa" sło- wem „dusza". Dusza służy życiu. Gdy dusza jest chora, negatywnie odbija się to na całym organizmie. Formuła, którą odpowiadamy na eucharystyczne zaproszenie, jest więc wyrazem szacunku dla Jezusa Chrystusa przybywającego i wstępującego w nasze progi. Z drugiej strony, wyraża nasze ufne przekonanie, że spotkanie i zjednoczenie z Jezusem Chrystusem uzdrowi i scali naszą duszę, usunie nasze rozdarcie, przemieni nasze rany. Potem kapłan udziela wiernym Komunii. Obrzęd ten powinien się stać prawdziwym spotkaniem z Chrystusem. Dlatego celebrans każdemu z przystępujących do stołu Pańskiego pokazuje hostię i mówi: „Ciało Chrystusa". Przyjmując Najświętszy Sakrament, powinniśmy sobie zdawać sprawę, że w tym kawałku chleba obecny jest sam Chrystus, który przestępuje próg naszego domostwa, aby nas uzdrowić. Sw. Cyryl Jerozolimski opisuje, jaką postawę należy przyjąć, przystępując do Komunii: „Pójdź dalej. Nie wyciągaj przytem płasko ręki i nie rozłączaj palców. Podstaw dłoń lewą pod prawą niby tron, gdyż masz przyjąć Króla. Do wklęsłej ręki przyjmij Ciało Chrystusa i powiedz: »Amen«. Uświęć też ostrożnie oczy swoje przez zetknięcie ich ze świętym Ciałem, bacząc, byś zeń nic nie uronił"*. Przyjmowanie hostii na otwartą dłoń jest gestem pełnym szacunku. Wiemy, że w IV wieku Ciałem Chrystusa dotykano również oczu. Ust zaś, które były jeszcze wilgotne od Krwi Chrystusa, ówcześni chrześcijanie dotykali dłońmi, uświęcając nią następnie oczy, czoło i wszystkie zmysły. W ten sposób Jezus dotykał również ich ślepych oczu, aby odzyskali wzrok; otwierał ich wargi i uszy, aby odzyskali mowę i słuch. Najświętszy Sakrament był zmysłowym spotkaniem z Jezusem Chrystusem. W późnym średniowieczu z powodów higienicznych odstąpiono od powszechnego udzielania Komunii pod dwiema postaciami. Ale sięgano również po mniej radykalne sposoby uniknięcia infekcji. W wielu kościołach zanurzano hostię w kielichu i dopiero po jej nasączeniu podawano wiernym. W Rzymie posługiwano się specjalną rurką. We wszystkich przypadkach, w których Kościół uważa to za wskazane - między innymi na Mszach świętych dla małych wspólnot, podczas obrzędu zaślubin, na nabożeństwie w dni powszednie, w Wielki Czwartek, w Boże Ciało - powinno się udzielać Komunii również pod postacią wina. Pijąc Krew Jezusa Chrystusa, wchłaniamy wcieloną miłość Bożą, aby przepoiła ona całe nasze ciało i napełniła nas nowym smakiem - smakiem miłości. Łatwo nam sobie wówczas wyobrazić, że uzdrawiająca moc Chrystusa obmywa wszelkie rany naszego ciała, wszelkie urazy naszej duszy. Albo przypomnieć sobie słowa Pieśni nad pieśniami: „o ileż słodsza jest miłość twa od wina" (Pnp 4, 10). Cieleśnie doświadczamy tej słodkiej miłości Chrystusa. Po dziękczynnej modlitwie ludu celebrans może dodać jakąś formułę, na przykład: „Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki" (por. J 6, 51). Sprawując obrzęd komunijny, dobrze jest jeszcze raz powtórzyć słowa Ewangelii. Mocniej uzmysławia to zgromadzonym, że czynności, które opisują ewangeliści, odbywają się również w tej chwili - wobec nas. Jeśli czytanie z Ewangelii dotyczyło któregoś z uzdrowień, można powiedzieć: „Chcę, bądź oczyszczony!" (Mt 8,3) lub: „Jezus rzekł do paralityka: Wstań, weź swoje łoże i idź do swego domu!" (Mt 9, 6). Podając kielich, można nawiązać do uzdrowienia niewiasty cierpiącej na krwotok (zob. Mk 5, 25-34), mówiąc: „Krew Chrystusa, abyś nie krwawił"; lub: „Niech Krew Chrystusa uleczy twe rany". Można też przytoczyć słowa którejś z przypowieści, co pozwoli wiernym spojrzeć na obrzęd Komunii przez pryzmat konkretnego symbolu. Dzięki takiemu wzbogaceniu sprawowanie Najświętszego Sakramentu nie będzie już monotonnym obrzędem, lecz za każdym razem pozwoli nam spotykać Chrystusa w świetle innego symbolu i doświadczać, że właśnie w tej chwili, dzisiaj, czyni On wobec nas dokładnie to samo, co niegdyś wobec chorych i grzeszników, z którymi się bezpośrednio zetknął - że przyjmując Komunię świętą, przyjmujemy Słowo, które stało się Ciałem i które w głębiach naszego serca będzie przemieniać nasze ciało i naszą duszę. Gdy obrzęd Komunii dobiega końca, przez moment powinna zapanować cisza, aby zjednoczenie z Chrystusem mogło objąć serce i dokonać się wszystkimi zmysłami. W przestrzeni ciszy może się toczyć osobista rozmowa z Chrystusem, który jest teraz w każdym, kto przyjął Jego Ciało i Krew. Cisza może też być po prostu kontynuacją Komunii: wnikaniem Ciała i Krwi Chrystusa we wszystkie członki ciała, we wszelkie otchłanie duszy i umożliwia uważne wczuwanie się w tajemnicę Komunii - w tajemnicę Boga, który zjednoczył się z nami. Wszystko, co Bóg uczynił wobec nas, musimy przenieść na swe życie. Skoro Bóg się zjednoczył ze mną, to i ja mogę dojść do porozumienia z samym sobą i swym życiem, to i ja mogę osiągnąć harmonię wewnętrzną. A skoro Chrystus jest obecny w nas wszystkich, to i ja muszę się starać być życzliwy w stosunku do wszystkich i czuć się jednością z nimi. Rozesłanie Kończąc uroczystość eucharystyczną, kapłan odmawia modlitwę nad ludem, udziela zebranym błogosławieństwa i odsyła ich słowami „Idźcie w pokoju Chrystusa". Uczestnicy mają teraz powrócić do swej codzienności, by stać się w niej źródłem błogosławieństwa i pokoju. W Najświętszym Sakramencie uczestniczyli nie tylko dla siebie. Są „posłańcami", którzy zastępując Jezusa Chrystusa, mają głosić i prosić: „pojednajcie się z Bogiem!" (2 Kor 5, 20). Zdarza się, że odprawiając Mszę świętą dla mniejszej grupy, zachęcam wiernych, by jeden drugiemu udzielili błogosławieństwa, jednocześnie kreśląc sobie nawzajem znak krzyża na dłoni. Uważa się, że linie papilarne są odzwierciedleniem naszego życia. Ten, kto umie czytać z dłoni, podobno jest w stanie poznać prawdę o nas. Wykonując znak krzyża, wszem i wobec wyznajemy wiarę w to, że Bóg wszystkie te linie obejmuje swą miłością; że wszelkie drogi życia przemienia w drogę zbawienia; że swymi rękoma, pełnymi dobroci, chroni nas i uzdrawia; że Jego dłonie zapewniają nam osłonę i bezpieczeństwo. Zakończenie Mszy świętej jest równie uroczyste jak początek. Obrzędy końcowe można by porównać do klucza, który kapłan obraca w zamku, aby zamknąć wrota sakramentu Eucharystii. Zamyka je błogosławieństwo kapłańskie, z którym lud powraca do codziennego życia. Formuła rozesłania brzmi: „Idźcie w pokoju Chrystusa". Pokój, którego zaznaliśmy podczas Najświętszego Sakramentu, ma nam teraz towarzyszyć w naszej drodze. Powracając do świata codzienności, nie idziemy bez ochrony i opieki. „Nikt, kto był wewnątrz i dostąpił udziału we wszystkich tajemnicach, nie będzie już na zewnątrz" (Kirchgassner, s. 424). Kapłan całuje ołtarz, by wziąć w drogę jego moc i z miłością jeszcze raz pożegnać się z Chrystusem. Miłość Jezusa, której oddawaliśmy cześć na ołtarzu, teraz ma wpływać na nasze poczynania i słowa, odciskać swe piętno na każdym z naszych spotkań. Zebrani żegnają się, śpiewając bądź słuchając organów. Wielu pozostaje jeszcze w domu Bożym, aby w milczeniu poddać ciało i duszę działaniu tajemnicy świętego nabożeństwa; aby wychodząc z kościoła, rzeczywiście być kimś innym niż przed Eucharystią; aby dzięki tej przemianie móc też samemu przemieniać codzienność. III. Żyć Eucharystią Dla mnie jako kapłana ma to ogromne znaczenie, że każdego dnia mogę celebrować Najświętszy Sakrament. Msza święta nigdy mi się nie znudziła. Przemiana chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa niezmiennie pozostaje dla mnie tajemnicą, podobnie jak Komunia święta, przez którą mogę się zjednoczyć z Synem Bożym. Sprawowanie sakramentu Eucharystii stało się moją potrzebą: pozwala mi spoglądać na codzienność z centrum, którym jest moja wiara. Niełatwo byłoby mi powiedzieć, co Eucharystia powoduje w moim codziennym życiu i jak je przeobraża. Ale z pewnością mogę ją porównać do oazy, gdzie każdego dnia mogę czerpać ze źródła życia. Eucharystia jest moim codziennym pokarmem, któremu zawdzięczam siłę do zadań, jakie stawia przede mną codzienność. Zyć słowami Eucharystii Każdy chrześcijanin na swój indywidualny sposób żyje sakramentem Eucharystii. Dla niektórych najważniejsze są czytania: te osoby medytują nad nimi, każdego dnia wybierają sobie jedno zdanie, które towarzyszy im od rana do wieczora. Są to więc przede wszystkim słowa, które - opuszczając dom Boży - zabieramy ze sobą, by odciskały ślad na naszym codziennym życiu. Można by je porównać do okularów, przez które patrzymy na wszystko, co się wokół nas dzieje. Oczywiście słowa, których słuchamy podczas Mszy świętej, nie są przypadkowo wybranymi fragmentami Pisma Świętego. Są słowami, które Kościół każdego dnia głosi wszędzie na świecie. Są słowami, które nabrały znaczenia dzięki Wcieleniu. I uzyskały konkretną postać przez Ciało i Krew Jezusa Chrystusa. Uczestnicząc w Eucharystii, nie tylko ich słuchaliśmy. Każdy, kto przystąpił do Najświętszego Sakramentu, również je spożył - wcielił w siebie. Zjednoczył się z nimi. Teraz, gdy opuszczamy dom Boży, słowo pragnie się wcielić w naszą codzienność, aby ją przeobrażać i przemieniać. Żyć Komunią świętą Inni żyją przede wszystkim doświadczeniem Komunii. Dla nich najważniejsza jest świadomość, że swą drogą nie idą sami, że jest z nimi Chrystus jako prawdziwe źródło życia i miłości. Ciągłe mają w pamięci, że przyjmując Komunię świętą, zjednoczyli się z Chrystusem. I widzą Go nie tylko w samych sobie, lecz również w swych braciach i siostrach. Dlatego inaczej się do nich odnoszą. Mają poczucie, że wszędzie spotykają Chrystusa. Przyjmując Najświętszy Sakrament, zjednoczyli się też ze wszystkimi ludźmi - z ludźmi, za których Chrystus przyjął śmierć na krzyżu i których teraz obejmuje swą miłością. W morzu codziennych konfliktów pamięć o Eucharystii rodzi w nich poczucie, że każdy człowiek ma w sobie coś pozytywnego, że każdy pragnie się stać podobny do Chrystusa, który mieszka w jego sercu, i że każdy cierpi na konfliktach. Wiara, że Chrystus mieszka w drugim człowieku, pomaga im wierzyć w dobro ludzi - i wywabiać je z głębin człowieczej duszy. Ołtarz codzienności Dla jeszcze innych najważniejsza jest codzienność jako ołtarz, na którym składają z siebie ofiarę. Uczestnicząc w celebracji Eucharystii, złożyli hołd Chrystusowi, który oddał swe życie również za nich. Teraz Jego oddanie sami urzeczywistniają poprzez staranność, z jaką wykonują swe codzienne obowiązki, z jaką pracują zawodowo i z jaką służą ludziom, za których są odpowiedzialni - za najbliższych, za współpracowników, za współwyznawców. Ich praca jest swego rodzaju nabożeństwem - dalszym ciągiem liturgii eucharystycznej. Wszelka działalność wymaga oddania i ofiary. Oddajemy się jakiemuś dziełu czy jakiejś posłudze. Ofiarowujemy innym swą siłę i uwagę. Codzienny trud jest kontynuacją ofiary ołtarza - jej przedłużeniem w naszym świecie. Często się zdarza, że łatwiej nam spełnić ofiarę w wysokiej katedrze wśród uroczystych śpiewów niż na ołtarzu naszej codzienności, naszych powszednich konfliktów i rozczarowań. Ludzie tacy podejmują codzienny trud, aby świat się przeobrażał i przemieniał, aby coraz bardziej przenikała go obecność Jezusa Chrystusa - aby wszyscy mogli Go dostrzec i poznać w ziemskim świecie. Słowa epiklezy, którą podczas liturgii eucharystycznej kapłan wypowiedział nad chlebem i winem: „Uświęć te dary mocą Twojego Ducha, aby stały się dla nas Ciałem i Krwią naszego Pana, Jezusa Chrystusa", wypowiadają niejako nad swoją pracą - nad swym biurkiem, nad swym warsztatem, nad swym gospodarstwem. Duch Święty, który na ołtarzu przemienił chleb i wino w Ciało i Krew Chrystusa, teraz przemienia również ich codzienność. Nad wszystkim, co biorą do ręki, mogą wypowiedzieć słowa: „To jest moje ciało. To jest moja krew". Wszędzie dostrzegają i spotykają Chrystusa jako prapodstawę wszelkiego bytu. Przemiana naszego codziennego życia, jaka dokonuje się dzięki Eucharystii, wymaga, by zmienił się również nasz stosunek do rzeczy, do ludzi, do wszelkiego stworzenia. Taki sam szacunek, z jakim przyjmowaliśmy Komunię świętą, musimy okazywać ludziom, których spotykamy w codziennym życiu. Chrystus chce wkroczyć do naszego serca również poprzez nich. Mocą tej eucharystycznej pobożności św. Benedykt domagał się od szafarza, by każdy z klasztornych sprzętów traktował tak samo jak święte wyposażenie ołtarza, by się z nimi obchodził równie uważnie, jak z Ciałem i Krwią Chrystusa podczas sprawowania Najświętszego Sakramentu. Dotykając wszelkiej rzeczy, w ostatecznym rozrachunku dotykamy miłości Chrystusa, która rozlała się na całe stworzenie. Liturgia eucharystyczna i powszedni posiłek Jeśli z powagą podchodzimy do Eucharystii, to inaczej zaczynamy traktować również powszednie posiłki. Każdy posiłek odzwierciedla cząstkę tajemnicy Eucharystii. Spożywamy wszak dary, które otrzymaliśmy od Boga i które przenika Jego duch, Jego miłość. Dlatego spożywanie musi być pełne uwagi. Każdy posiłek w ostatecznym rozrachunku jest uroczystością Bożej miłości. Bóg dba o nas i miłuje nas. Dopiero gdy powoli przeżuwamy chleb, możemy poczuć jego prawdziwy smak; a smakując go, możemy wyczuć, jak smakuje Boża miłość, która nadaje naszemu życiu zupełnie nowy smak. Spożywanie pokarmu zawsze było postrzegane jako tajemniczy akt. Stąd jego apogeum stanowi spożywanie świętego posiłku. A święty posiłek opromienia swym światłem codzienne spożywanie. Jest ono czymś więcej niż tylko zaspokajaniem głodu. Spożywamy żywność, a nie środki nasycające - żywność, która pozwala nam żyć, która pozwala nam doznać życia, jakim obdarza nas Bóg. Sw. Benedykt nadał rytualną postać również posiłkom mnichów, które przypominają agape - są kontynuacją Chrystusowej uczty miłości. Znajduje to wyraz w modlitwie przed posiłkiem i po posiłku, a także w czytaniu Pisma Świętego -tym sposobem spożywaniu darów Bożych towarzyszy słuchanie słowa Bożego, przypominającego nam, że wszystko pochodzi od Boga i jest pełne Jego ducha. Adoracja Najświętszego Sakramentu Zdarzają się wierni, dla których najważniejsza jest adoracja eucharystyczna. Cały dzień klęczą przed tabernakulum - przed Chrystusem, którego uobecnia Eucharystyczny Chleb. Rozmyślają o Jego miłości i Jego ofierze z miłości. Chleb na ołtarzu przypomina im o miłości, którą Jezus umiłował nas do końca. Zanurzają w niej swą codzienność - swe konflikty, swą agresję, swoje niezadowolenie, swoje rany i rozczarowania. Potem czują czasami, jak codzienność się przemienia, jak ich mroczne emocje nabierają jasności. W wielu kościołach adoracja eucharystyczna odbywa się w ten sposób, że celebrans pokazuje ludowi hostię w monstrancji. Spoglądamy na eucharystyczny chleb i widzimy w nim samego Chrystusa. Wyczuwamy, że nie tylko ten chleb na ołtarzu przemienia się w Ciało Chrystusa, ale że przemiana obejmuje cały świat. Jezus Chrystus stał się centrum całej rzeczywistości. Gdy spoglądam na przemieniony chleb, nowymi oczyma spoglądam również na świat. Wszędzie dostrzegam i poznaję Chrystusa jako prawdziwy fundament świata. I wiem, że wszystko przenika miłość Jezusa. Dla Teilharda de Chardin, francuskiego jezuity i przyrodoznawcy, doświadczenie to miało zasadnicze znaczenie. Chrystus, promieniując z tego kawałka chleba, przenika cały świat swoją miłością. Gdy w akcie adoracji jednoczę się z hostią, na którą spoglądam, mam niezachwiane poczucie, że Chrystus jest we mnie. I próbuję sobie wyobrazić, że w tej chwili przenika On wszystkie zakątki mej duszy - również te, w których zagnieździła się złość albo zapanował codzienny zamęt. Eucharystyczna adoracja jest liturgią serca. I dalszym ciągiem liturgii eucharystycznej. Nie ogranicza się do spoglądania na hostię. Pozwala nam uzyskać nowe spojrzenie na rzeczywistość naszego życia. Mnemonika eucharystyczna Tradycja religijna zna wiele środków mne-monicznych, które przypominają nam o tajemnicy Eucharystii. Musimy tu wymienić przede wszystkim dzwony kościelne, które zapraszają lud na jej celebrację. Przypominają o Mszy świętej wielu chrześcijanom, którzy w dni robocze nie mają czasu, by pójść do kościoła. Już samo bicie dzwonów odmienia ich codzienność. W naszym opactwie dzwony biją również podczas przemiany darów ofiarnych w Ciało i Krew Chrystusa. Wielu ludzi, słysząc głos dzwonów, przystaje na moment, aby przeistoczenie przeobraziło również ich codzienność. Wielu chrześcijanom o Eucharystii przypomina każdy kościół, koło którego wiedzie ich droga. Mój ojciec zawsze ściągał kapelusz, gdy przechodził obok kościoła. Jeszcze dziś pamiętam, że robiło to na mnie wrażenie - jako wyraz szacunku dla Najświętszego Sakramentu, który każdego dnia celebrowano w tej świątyni. Tradycja duchowa znała praktykę odnowy pamięci o Eucharystii. Gdy ktoś nie mógł fizycznie uczestniczyć we Mszy świętej, uczestniczył w niej duchowo, aby uświęcić swe życie blaskiem Najświętszego Sakramentu i razem z Chrystusem oddać się Bogu. Praktyka ta uczyła rozumieć codzienność jako Eucharystię, jako dziękczynienie i jako oddanie się Bogu. Dzięki tego rodzaju środkom mnemonicz-nym Eucharystia niejako ekspanduje poza ramy krótkiej uroczystości kościelnej i oddziałuje na całe nasze życie - przemienia wszystko w nas i wokół nas, sprawiając, że wszędzie spotykamy ową miłość, którą Chrystus umiłował nas do końca. Eucharystia - święte widowisko Najświętszy Sakrament stanowi jądro naszej wiary. Dlatego kondensują się w nim problemy i trudności, jakie mamy z naszą wiarą i z naszymi wzajemnymi relacjami. Nie może chodzić o drobne zabiegi kosmetyczne, które by zapewniły Eucharystii bardziej atrakcyjną postać zewnętrzną. Najważniejsza jest odpowiedź na pytanie: jak w dzisiejszych czasach możemy wyrażać naszą wiarę, aby każdy mógł w niej odnaleźć samego siebie i swą tęsknotę - a Jezusa Chrystusa doświadczać jako Odkupiciela i Zbawiciela, który nas wyzwolił, który ukazuje nam sens ludzkiego życia. Eucharystia jest świętym widowiskiem. Jak powinniśmy je odgrywać, aby dotrzeć do współczesnego człowieka? Z pewnością nie możemy naginać eucharystycznego obrzędu do gustów epoki. Właśnie elementy, które dzisiaj wydają się nieco dziwne czy kanciaste, bardzo wyraziście mogą przemawiać do współczesnego człowieka, jeśli tylko przedstawiamy je z należytą starannością i uwagą. Św. Łukasz - zafascynowany, jak każdy Grek, teatrem i widowiskiem - określił ukrzyżowanie, które czcimy podczas każdej Mszy świętej, mianem therorian - „widowiska". Widowisko to poruszyło serca zebranych i spowodowało ich nawrócenie: „Wszystkie też tłumy, które zbiegły się na to widowisko, gdy zobaczyły, co się działo, powracały, bijąc się w piersi" (Łk 23, 48). Zatem również i święte widowisko sakramentu Eucharystii powinno wyglądać tak, by ludzie, którzy przyszli do kościoła - często chcąc pozostać jedynie widzami przyglądającymi się sprawowaniu liturgii - wracali do domu poruszeni i odmienieni, ponieważ poczuli, kim jest Jezus Chrystus, ponieważ poczuli, że On obdarza ich prawdziwym życiem i leczy ich rany, że On ich prostuje, że On im mówi, jak można sensownie żyć na tym świecie. Nie możemy oczekiwać, że każda liturgia eucharystyczna zawsze poruszy nas do głębi. Ale każda powinna nam uzmysławiać, że czcimy tajemnicę Boga i człowieka. Wówczas - uważa św. Łukasz, Grek - uroczystość eucharystyczna naprawdę krzewi Chrystusowe zbawienie w naszym świecie, który potrzebuje zbawienia. A my powracamy do codziennego życia bardziej wyprostowani -zdolni też prostować ludzi wokół nas i należycie się obchodzić z rzeczami w naszym świecie. Literatura Jacobelli Maria Caterina, Ostergeldchter. Se-xualitdt und Lust im Raum des Heiligen, Re-gensburg 1992. Jung Carl Gustav, Das Wandłungssymbol in derMesse, w: Gesammelte Werke, tom 11, Ziirich 1963 [polskie wydanie: Carl Gustav Jung, Symbol przemiany w mszy, przeł. Robert Reszke, Warszawa 1992]. Jungmann Josef Andreas, Missarum Sollem-nia. Eine genetische Erkldrung der rómischen Messe, Freiburg 1962. Kirchgiissner Alfons, Die mdchtigen Zeichen. Ursprunge, Formen und Gesetze des Kultes, Freiburg 1959. Koch Kurt, Leben erspuren - Glauben feiern. Sakramente und Liturgie in unserer Zeit, Freiburg 1999. Rootmensen Bernard, Oasen in der Wuste. Lebensrdume fur den Glauben, Dusseldorf 1995. Schubart Walter, Religion undEros, Miinchen 1941.