14070
Szczegóły |
Tytuł |
14070 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14070 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14070 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14070 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Andre Norton
Zerowy kamie�
(The Zero Stone)
T�umaczy�a Marta Starczewska
Rozdzia� pierwszy
Ciemno�� w cuchn�cej uliczce by�a tak nieprzenikniona, �e mo�na by wyci�gn��
r�k�, �apa�
cienie i ci�ga� je tam i z powrotem, jakby by�y z sukna. Nie by�em jednak w
stanie nic poradzi�
na to, �e ta planeta nie mia�a swojego ksi�yca i jedynie gwiazdy roz�wietla�y
nocne niebo; nie
mog�em te� zmieni� faktu, �e ludzie z miasta Koonga nie umieszczali pochodni
nigdzie poza
g��wnymi ulicami tej zapad�ej dziury.
Gryz�ce zapachy stawa�y si� prawie tak samo nieprzeniknione jak mrok, a lepka
breja
pokrywaj�ca nier�wny bruk pod moimi butami stwarza�a dodatkowe ryzyko. Podczas
gdy strach
przynagla� mnie do biegu, przezorno�� nakazywa�a ostro�ne stawianie krok�w i
macanie drogi
przed sob�. Jedynym moim przewodnikiem by�a pobie�na znajomo�� miasta, w kt�rym
przebywa�em dopiero od dziesi�ciu dni, a tych nie po�wi�ci�em bynajmniej na
poznawanie
uk�adu ulic. Je�li b�d� mia� szcz�cie, bardzo du�o szcz�cia, gdzie� przede mn�
pojawi� si�
drzwi... Na tych drzwiach osadzona b�dzie g�owa bo�ka czczonego na tej planecie.
W nocy oczy
bo�ka roz�wietla�y mrok przyjaznym �wiat�em, gdy� za drzwiami znajdowa�y si�
pochodnie,
kt�re codziennie pieczo�owicie zapalano, by p�on�y przez ca�� noc. Je�eli
ktokolwiek w mie�cie
�cigany z jakiegokolwiek powodu � nawet rozlawszy krew w obecno�ci po�owy
mieszka�c�w
Koongi � po�o�y� d�o� na klamce pod p�on�cymi oczami bo�ka i poruszy� klamk�, by
wej�� do
komnaty za magicznymi drzwiami, by� bezpieczny przed �cigaj�cymi.
Wyci�gn��em d�o� w lewo i dotkn��em ohydnie o�lizg�ego kamienia, na palcach
zosta�o
uczucie lepko�ci. W prawej r�ce mia�em laser. Bro� mog�a pom�c mi uzyska� kilka
chwil, gdyby
mnie tutaj przydybali, ale z pewno�ci� nie by�by to d�u�szy czas. Stan��em
dysz�c z wysi�ku,
kt�ry przyprowadzi� mnie a� tak daleko, nadal �miertelnie zdumiony pocz�tkiem
koszmaru, nie
spowodowanego na pewno ani przeze mnie, ani przez Vondara.
Vondar... zdecydowanie wypchn��em go ze swych my�li. Nie mia� �adnych szans od
chwili,
gdy cztery Zielone Opo�cze wesz�y do piwiarni, ustawi�y sw�j ko�owrotek (wszyscy
tubylcy
zbledli lub poszarzeli patrz�c na ich ciche, pewne, spokojne ruchy) i wprawi�y
go w ruch.
�mierciono�na strza�a na kole ko�owrotka obraca�a si� z�owieszczo, by zatrzyma�
si� i wskaza�
tego, kto b�dzie najw�a�ciwsz� ofiar� dla demona, kt�rego pr�bowali sobie w ten
spos�b zjedna�.
Siedzieli�my jak sparali�owani � zgodnie z obyczajami tego przekl�tego �wiata
nie mieli�my
innego wyj�cia. Ka�dego, kto spr�bowa�by wyj��, gdy strza�a rozpocz�a ju� sw�j
z�owieszczy
taniec, spotka�aby szybka �mier� z r�ki najbli�szego s�siada. Od tej loterii nie
by�o ucieczki.
Siedzieli�my tam wi�c, ale nie czuli�my strachu, bo nie by�o w zwyczaju, by
b�stwo Zielonych
Opo�czy upatrzy�o sobie na ofiar� kogo� z innej planety. Zielone Opo�cze nie
chcia�y mie�
nieprzyjemno�ci ze strony Patrolu czy innych w�adz spoza ich �wiata; kap�ani
byli dostatecznie
sprytni, by u�wiadamia� sobie, �e pomimo wielkiej w�adzy na swej w�asnej
planecie nie s� �adn�
przeszkod� dla pi�ci niedowiarka, o ile cios tej pi�ci spadnie z gwiazd nad
nimi.
Vondar pochyli� si� nawet nieco do przodu, by przyjrze� si� twarzom wok� nas ze
sw�
zwyk�� ciekawo�ci�. Zrobi� tego dnia dobry interes, zjad� najlepsz� kolacj�,
jak� ci barbarzy�cy
potrafili przyrz�dzi�, i uzyska� dost�p do nowego �r�d�a kryszta��w laloru �
mia� wi�c wiele
powod�w do zadowolenia.
Poza tym czy� nie odkry� sztuczek Hamzara, kt�ry pr�bowa� wcisn�� nam
sze�ciokaratowy
lalor z ukryt� skaz�? Vondar zmierzy� klejnot dok�adnie i stwierdzi�, �e takiego
uszkodzenia nie
mo�na wyg�adzi� i �e kryszta�, kt�ry przyni�s�by Hamzarowi fortun�, gdyby
sprzeda� go mniej
do�wiadczonemu kupcowi, by� w rzeczywisto�ci marnym kamykiem, wartym najwy�ej
jeden
�adunek lasera.
Jeden �adunek lasera... Zacisn��em mocniej palce na broni. W tej chwili ch�tnie
wymieni�bym ca�y w�r lalor�w na jeden �adunek lasera u mego pasa. �ycie
cz�owieka zawsze
jest warte wi�cej � przynajmniej dla niego � ni� wszystkie ba�niowe Skarby
SEZAMU.
Tak wi�c Vondar przygl�da� si� krajowcom w piwiarni, a oni wpatrywali si� w
wiruj�c�
strza�� �mierci. Potem strza�a zwolni�a i zatrzyma�a si� � nie wskaza�a nikogo
dok�adnie,
mierzy�a w w�sk� przestrze� pomi�dzy ramieniem Vondara i moim, gdy� siedzieli�my
obok
siebie. Wtedy w�a�nie Vondar u�miechn�� si� i powiedzia�:
� Wydaje si�, Murdoc, �e ich demon jest cokolwiek niezdecydowany dzisiejszego
wieczora �
m�wi� w Prostym J�zyku, ale prawdopodobnie niekt�rzy z obecnych zrozumieli jego
s�owa.
Nawet wtedy Vondar nie czu� strachu ani nie si�gn�� po bro� � cho� nigdy nie
widzia�em, by nie
by� przynajmniej czujny. Nikt nie m�g�by wie�� �ycia kupca klejnot�w ani
przenosi� si�
z planety na planet�, gdyby nie mia� oczu dooko�a g�owy, gotowego do strza�u
lasera pod r�k�
i nosa, kt�ry w�szy�by wsz�dzie niebezpiecze�stwo.
Je�li nawet demon by� niezdecydowany, nie mia�o to nic wsp�lnego z zachowaniem
jego
wyznawc�w. Chcieli nas dosta�. W jednej chwili dobyli z r�kaw�w mocne powrozy,
kt�rymi
zawsze kr�powali swe ofiary, by powlec je do siedziby demona. Wzi��em na siebie
pierwszego
ze zgrai Zielonych Opo�czy i strzeli�em w poprzek sto�u, a� blat przypali� si�
od smugi lasera.
Vondar rzuci� si� do przodu, ale o u�amek sekundy za p�no. Jak m�wi� Wolni
Handlarze, jego
szcz�cie odlecia�o; facet na lewo od Vondara skoczy� na niego i rozp�aszczy� go
na �cianie,
przygwo�dziwszy mu r�k� tak, by nie m�g� si�gn�� po bro�. Teraz wszyscy go�cie
piwiarni
rzucili si� na nas, a Zielone Opo�cze sta�y sobie tylko pod �cian� � wiedzieli,
�e reszta tubylc�w
wykona za nich brudn� robot�.
Strzeli�em do drugiego faceta zamierzaj�cego si� na Vondara. Nie odwa�y�em si�
jednak
celowa� do tego, kt�ry ju� z nim walczy�, �eby przypadkiem nie trafi� r�wnie�
mojego mistrza.
Potem us�ysza�em krzyk Vondara, kt�ry w nast�pnej chwili ucich�, st�umiony
potokiem krwi
z jego ust. Zostali�my rozdzieleni w trakcie walki; posuwa�em si� wzd�u� �ciany
pr�buj�c
wycelowa� w Zielone Opo�cze, gdy nagle natkn��em si� na otwarte boczne drzwi.
Zatoczy�em
si� do ty�u i wypad�em na ulic�.
Od razu zacz��em biec, najpierw bezmy�lnie, byle do przodu, potem schowa�em si�
na
chwil� w jakiej� ciemnej bramie. S�ysza�em nadci�gaj�c� pogo�. Ci�ko by�o uciec
od tej
rozw�cieczonej zgrai, bo odci�li mnie w�a�nie od kosmodromu. Przez d�u�sz�
chwil� kuli�em si�
w bramie, nie widz�c innego wyj�cia ni� beznadziejna walka do ko�ca.
Nie wiem, jak odszuka�em w umy�le strz�pek wspomnienia. Pomy�la�em jednak wtedy
o sanktuarium, kt�re Hamzar pokazywa� nam trzy czy cztery dni wcze�niej.
Przenikn�o mi przez
my�l jego opowiadanie, cho� w tej chwili nie by�em pewien, w kt�r� stron�
powinienem
zmierza�, by dotrze� do miejsca, kt�re nios�o ze sob� nik�� szans� na
bezpiecze�stwo.
Spr�bowa�em wypchn�� panik� z moich my�li i przywo�a� z pami�ci obraz ulicy, na
kt�rej
si� znajdowa�em. Zastanowi�em si�, w kt�rej cz�ci miasta by�em i dok�d
prowadzi� ten ciemny
zau�ek. Szkolenie cz�sto ratowa�o ludzi w takich opresjach; tak�e i teraz
w�a�nie przysz�o mi ono
z pomoc�. Pami�� do szczeg��w zosta�a mi zaszczepiona w�a�nie przez surowy,
forsowny
trening. Nie darmo by�em synem i uczniem Hywela Jerna.
Stopniowo przypomina�em sobie bieg ulic i doszed�em do wniosku, �e mam pewn�
nik��
szans�, by dotrze� do zamierzonego celu. Przede wszystkim ci, kt�rzy mnie
�cigali, uwa�ali, �e
wszystkie atuty s� po ich stronie i musz� tylko ca�y czas znajdowa� si� pomi�dzy
mn�
a kosmodromem, bym sta� si� �atwym �upem � zagubiony w labiryncie obcego miasta.
Wysun��em si� z cienia bramy i zacz��em kluczy� w kierunku odwrotnym do tego,
kt�rego
mogliby spodziewa� si� moi prze�ladowcy, nastawieni na pogo� za zdesperowanym
i przera�onym nowicjuszem: oddala�em si� na p�nocny zach�d od drogi wiod�cej w
stron�
kosmodromu. W ten spos�b dotar�em do tej alejki, �lizgaj�c si� i przedzieraj�c
przez ohydne
b�oto.
Mia�em tylko dwa punkty orientacyjne, by widzie� jeden z nich, musia�em ogl�da�
si� za
siebie w stron� wie�y kosmodromu. �wiat�a wie�y kontrolnej by�y jasne i wyra�nie
odcina�y si�
od ciemnogranatowego nieba nad t� pechow� planet�. Trzymaj�c si� ca�y czas na
prawo od
wie�y traktowa�em j� jako znak nawigacyjny. By�a wyra�nie widoczna na tle
ciemnego nieba.
Drugim drogowskazem, kt�ry mog�em dojrze� jedynie od czasu do czasu, gdy
przemyka�em si�
z jednego ocienionego miejsca do drugiego, by�a wie�a stra�nicza Koongi �
strzelista, si�gaj�ca
chmur, s�u��ca systemowi wczesnego ostrzegania o barbarzy�skich morskich
opryszkach, kt�rzy
atakowali z p�nocy w chudych latach Wielkiego Ch�odu.
Uliczka ko�czy�a si� murem. Podskoczy�em, by uchwyci� si� kraw�dzi � laser
trzyma�em
w z�bach. Przycupn��em na chwil� na g�rze, rozejrza�em si� i zadecydowa�em, �e
wierzcho�ek
muru stanie si� teraz moj� �cie�k�. Mur bieg� wzd�u� budynk�w � nie oferowa� co
prawda zbyt
bezpiecznego oparcia dla st�p, pozwala� jednak na utrzymanie si� do�� wysoko nad
ziemi�.
W oknach na wy�szych pi�trach pali�y si� nik�e �wiate�ka i teraz zacz�y mi
s�u�y� za
drogowskazy.
Gdy zatrzymywa�em si� od czasu do czasu i nastawia�em uszu, s�ysza�em szepty
poluj�cych
na mnie my�liwych. Rozbiegli si� z g��wnej alei w mniejsze uliczki � czynili to
jednak ostro�nie;
przypuszcza�em, �e nie pragn�li spotka� si� znienacka w ciemno�ci ze zwierzyn�,
kt�ra mog�a
skierowa� w nich promienie lasera. Czas pracowa� na ich korzy��, bo gdybym nie
dotar� do
sanktuarium przed nastaniem brzasku, �atwo by�oby mnie odr�ni� od tubylc�w
chocia�by
z powodu odmiennego stroju. Mia�em na sobie nieco uproszczon� wersj� ubioru
za�oganta statku
kosmicznego, odpowiedni� dla kogo�, kto cz�sto przebywa� w kosmosie i
zaprojektowan� tak, by
zapewnia�a wygod� na ka�dej planecie. Na pierwszy rzut oka od prawdziwego
munduru m�j str�j
r�ni� si� tylko kolorem.
Vondar zadecydowa�, �e nasze tuniki b�d� oliwkowozielone, bez po�ysku, przy
ko�nierzu
jego stroju widnia�a oznaka mistrza gemologa. Na mojej by�a podobna, ale nosi�em
dwie belki,
oznaczaj�ce czeladnika. Nasze buty mia�y magnetyczne podeszwy dla wygody na
statku. Pod
tunikami mieli�my jednocz�ciowe kombinezony, takie same jak te, kt�re nosili
za�oganci. Na
planecie zdominowanej przez d�ugie opo�cze z fr�dzlami i kolorowe nakrycia g�owy
o fantastycznych kszta�tach natychmiast rzuca�bym si� w oczy. Mog�em wprowadzi�
tylko jedn�
ma�� zmian� do swego ubioru, i tak te� uczyni�em: balansuj�c niepewnie na
grz�dzie muru,
ponownie trzymaj�c laser w z�bach, rozpi��em sprz�czk� i �ci�gn��em z siebie
wierzchni� tunik�,
kt�ra od razu zdradzi�aby mnie widocznymi z daleka dystynkcjami. Zwin��em swoje
okrycie
w mo�liwie najmniejsz� kulk� i chwiej�c si� niebezpiecznie umie�ci�em zawini�tko
w rozga��zieniu ciernistego krzaka. Potem poczo�ga�em si� po murze wzd�u�
czterech dom�w, a�
mur urwa� si� przy nast�pnym budynku. Teraz mia�em do wyboru skoki w dw�ch
r�nych
kierunkach: do ogrodu pode mn� lub w otch�a� kolejnego zau�ku. Wybra�bym
uliczk�, gdyby nie
to, �e zamar�em przyklejony do �ciany budynku, us�ysza�em bowiem d�wi�k
dobiegaj�cy z jego
wn�trza. Co� si� tam porusza�o, ale z pewno�ci� nie byli to ludzie.
Us�ysza�em mlaskaj�ce odg�osy krok�w, st�p unoszonych z lepkiego b�ocka, przez
jedn�
okropn� chwil� wydawa�o mi si� nawet, �e dochodzi mnie sycz�cy oddech. Cokolwiek
si� tam
przemieszcza�o, nie robi�o tego tak otwarcie jak moi prze�ladowcy.
R�koma przywar�em do �cian budynku i wcisn��em palce we wszystkie mo�liwe otwory
w murze. Zbada�em �cian� dotykiem i przekona�em si�, �e natrafi�em na jeden z
geometrycznych
wzor�w zdobi�cych �ciany wa�niejszych budynk�w � niekt�re motywy wzor�w by�y
wkl�s�e,
inne wypuk�e. Gdy maca�em �cian� coraz wy�ej nad sob�, stwierdzi�em, �e
prawdopodobnie
ornament ci�gnie si� a� pod sam dach i tym samym oferuje mi trzeci� drog�
ucieczki.
Ponownie kucn��em i tym razem odpi��em ci�kie buty, potem przyczepi�em je z
ty�u do
paska. Zamar�em w bezruchu nas�uchuj�c przez moment, chwil� p�niej zacz��em
wspinaczk�.
Dziwne mlaszcz�ce d�wi�ki oddali�y si� w stron� wylotu uliczki.
Szkolenie, jakie otrzyma�em w dzieci�stwie, ponownie przysz�o mi z pomoc�, gdy
wspina�em si� po ostrych kraw�dziach prymitywnego ornamentu, wykorzystuj�c
czubki palc�w
u r�k i n�g. Dotar�em wreszcie nad grubo ciosane wyobra�enia twarzy demon�w
umieszczane na
domach, by odstraszy� wrogie si�y, i przerzuci�em cia�o przez ozdobny gzyms.
Dach, na kt�rym wyl�dowa�em, opada� ku wewn�trznemu dziedzi�cowi; dzieli�y mnie
od
niego jeszcze trzy pi�tra. Na �rodku placu znajdowa�a si� sadzawka zbieraj�ca
wod� w czasie
wiosennych burz. Dlatego w�a�nie dach zosta� wyg�adzony, by jego �lisko��
pomaga�a deszczowi
sp�ywa� w d� do zbiornika. To udogodnienie by�o mi wysoce nie na r�k�: musia�em
czo�ga� si�
wzd�u� gzymsu, przek�adaj�c r�ce z jednego ozdobnego kolca w �cianie na drugi.
Robi�em to
jednak do�� szybko, gdy� pomimo ciemno�ci widzia�em, �e jestem ju� niedaleko
celu.
Z tej wysoko�ci wida� by�o r�wnie� kosmodrom. Sta�y tam dwa statki � jeden z
nich to by�
ten towarowo-pasa�erski, na kt�rym jeszcze dzisiejszego ranka Vondar zam�wi� dla
nas miejsca.
By�a to dla mnie chwila tak odleg�a, jakby pomi�dzy ni� a obecnym momentem
mie�ci�a si�
po�owa Czarnego Smoka. Zielone Opo�cze na pewno wiedzia�y, �e wykupili�my
przejazd
i z pewno�ci� otoczy�y statek, kt�rym mieli�my odlecie�. Drugi statek stoj�cy w
kosmodromie
nale�a� do Wolnych Handlarzy. Poniewa� jednak na og� ani oni nie zadawali si� z
nikim, ani
nikt nie zawraca� im g�owy, nie mia�em �adnych podstaw, by zwr�ci� si� do nich
po pomoc.
Nawet je�li dotr� do sanktuarium, o kt�rym m�wi� Hamzar, jak� b�d� mia� nadziej�
na
przysz�o��? Odepchn��em od siebie strach i zacz��em bada� swe szanse na
przedostanie si� do
drzwi. Teraz b�d� musia� zej�� z frontonu budynku na o�wietlon� ulic�. Na
froncie budynku by�o
znacznie wi�cej dekoracji i nie w�tpi�em, �e pos�u�� mi za ca�kiem wygodn�
drabin�, je�li tylko
zejd� nie zauwa�ony. Jednak�e wszystkie osadzone na �cianie budowli pochodnie
p�on�y, a by�o
ich du�o. W por�wnaniu z ciemnymi zau�kami, kt�rymi przemyka�em si� dotychczas,
ta ulica,
by�a o�wietlona jak hala kosmodromu na bardziej cywilizowanych planetach uk�adu
wewn�trznego.
Niewiele przyzwoitych os�b mia�o dostateczne i zgodne z prawem powody, by by� o
tej
porze na ulicach miasta. Nie s�ysza�em te� nic, co �wiadczy�oby, �e po�cig za
mn� dotar� tak
daleko. Prawdopodobnie patrolowali okolic� bli�ej placu. Dotar�em tak daleko �
teraz nie mia�em
ju� drogi odwrotu. Jeszcze raz rzuci�em badawcze spojrzenie w d� i ze�lizgn��em
si� pomi�dzy
dwa ci�gi ozd�b: rozpocz��em schodzenie.
Z jednego stopnia na drugi... i wymaca� w ciemno�ci nast�pny... Musia�em zaufa�
sile swych
palc�w i nadgarstk�w, kiedy mozolnie schodzi�em w d�. Min��em w�a�nie g�rne
pi�tro, gdy
natrafi�em na okno i moje stopy ci�ko opad�y na jego wystaj�cy parapet.
Stara�em si� utrzyma�
r�wnowag�: r�ce po obu stronach szyby i twarz przyklejona do niej, wpatrzona w
ciemne
wn�trze. Nagle przeszywaj�cy krzyk ze �rodka budynku zaskoczy� mnie do tego
stopnia, �e
rozlu�ni�em chwyt.
Nie by�em �wiadom pierwszych chwil swego lotu w d�. Moment p�niej us�ysza�em
drugi
i trzeci krzyk. Ile mam jeszcze czasu, zanim domownicy czy te� przechodnie
odkryj� moj�
obecno��? Pu�ci�em ostatni wystaj�cy kamie�, kt�ry przyhamowa� nieco m�j p�d w
d�
i spad�em zwini�ty w k��bek. Nie zatrzyma�em si� nawet, by w�o�y� buty, lecz
pobieg�em tak jak
jeszcze nigdy w �yciu, nie odwracaj�c si�, by sprawdzi�, jak� w�ciek�� furi�
obudzi�em.
Gna�em wzd�u� �cian od jednego ciemnego zakamarka do drugiego. Za plecami
s�ysza�em
odg�osy po�cigu. Ten przera�liwy alarm obudzi� z pewno�ci� przynajmniej
mieszka�c�w domu,
po kt�rym zszed�em na ziemi�. Dobieg�em do rogu i... pami�� mnie nie zawiod�a!
Na drzwiach
ujrza�em p�on�ce oczy b�stwa. Bieg�em z otwartymi ustami, �apczywie wci�gaj�c
powietrze,
buty dalej obija�y mi si� o biodra, laser trzyma�em w d�oni gotowy do strza�u.
Dalej i dalej � ca�y
czas obawia�em si�, �e kto� stanie pomi�dzy mn� a twarz� bo�ka. Nikt mnie jednak
nie zatrzyma�
i ostatnim wysi�kiem rzuci�em si� na zbawcze drzwi, po omacku szukaj�c pod g�ow�
metalowego
k�ka s�u��cego za klamk�. Szarpn��em z ca�ej si�y. Przez dwie straszne sekundy
drzwi � mimo
obietnicy zawartej w s�owach Hamzara � zdawa�y si� nie ust�powa� ani o milimetr.
Potem
otwar�y si� i zatoczy�em si� w stron� wn�trza, gdzie sta�y pochodnie
roz�wietlaj�ce twarz b�stwa
w ciemno�ci.
Chwiejnie zrobi�em jeszcze kilka krok�w, by wej�� do �rodka � nie pami�ta�em
jednak, by
zamkn�� drzwi. Chcia�em tylko uciec od rosn�cego na zewn�trz z�owrogiego gwaru.
Potkn��em
si� i upad�em na kolana. Czo�ga�em si� dalej, trzymaj�c laser w pogotowiu. Drzwi
zacz�y
zamyka� si� same, oddzielaj�c mnie od przera�aj�cego widoku rozw�cieczonych
m�czyzn
biegn�cych z pob�yskuj�cymi gro�nie obna�onymi mieczami w d�oniach.
Ci�ko dysz�c patrzy�em, jak drzwi si� zamykaj�; potem przez chwil� po prostu
siedzia�em
w bezruchu. Nie zdawa�em sobie sprawy z tego, w jakim napi�ciu nerw�w toczy�a
si� ca�a moja
ucieczka � dopiero gdy znalaz�em si� w tej oazie spokoju, dotar�o to do mnie.
Jak wspaniale by�o
siedzie� na pod�odze i wiedzie�, �e nie musz� ju� nigdzie biec.
W ko�cu oprzytomnia�em na tyle, by w�o�y� buty. Opowie�� Hamzara o sanktuarium
nie
wykracza�a poza kilka podstawowych fakt�w: m�wi� tylko o twarzy na drzwiach i o
tym, �e
nigdy nie wyci�gni�to stamt�d �adnego z�oczy�cy, niezale�nie od kalibru jego
przest�pstwa. Po
takim opowiadaniu oczekiwa�em, �e trafi� do jakiej� �wi�tyni, nie znajdowa�em
si� jednak
w gmachu �adnego ko�cio�a, lecz po prostu w w�skim korytarzu bez drzwi. Ko�o
mnie sta�
kamienny stolik z dwiema nas�czonymi olejem pochodniami p�on�cymi r�wnym ogniem
� to
one zapewnia�y �wiat�o w oczach b�stwa.
Podnios�em si� i przeszed�em za barier� utworzon� przez ten prosty mebel;
czeka�em na
jak�� reakcj� kogo�, kto zapala� pochodnie. Stoj�c plecami do drzwi widzia�em
jedynie dalszy
ci�g korytarza, kt�ry ci�gn�� si� nieprzerwanie a� do miejsca, gdzie gin�� w
mroku. Ciemno��
mog�a skrywa� wszystko. Poszed�em dalej z pewn� doz� ostro�no�ci.
Wn�trze nie by�o podobne do innych �wi�ty� w Koondze � podczas mego kr�tkiego
pobytu
zd��y�em zajrze� do kilku � �ciany nie by�y pomalowane, wida� by�o, �e zbudowano
je� ��tego
kamienia wydobywanego na tej planecie, z takiego samego jak ten, kt�rym
wybrukowane by�y
szersze ulice w mie�cie. Wielkie p�yty tworz�ce pod�og� wykonane by�y z tego
samego surowca
i � o ile dobrze widzia�em � sufit tak�e.
Pod�oga nosi�a �lady up�ywu czasu: istnia�a ju� co najmniej kilka stuleci, wida�
by�o, �e
depta�y po niej tysi�ce st�p. Gdzieniegdzie wida� by�o ciemne, nieregularne
plamy. Przywodzi�y
one na my�l fakt, i� niekt�rzy z szukaj�cych tu schronienia osobnik�w odnie�li
zapewne
w trakcie swej ucieczki powa�ne rany, jak r�wnie� to, �e nikt nie zada� sobie
trudu, by �lady te
usun��.
Doszed�em do ko�ca korytarza i odkry�em, �e gwa�townie skr�ca� w prawo � nie
spos�b by�o
tego zauwa�y�, dop�ki si� tam nie dosz�o. Po lewej by�a tylko �ciana. To, co
znajdowa�o si� za
zakr�tem, nie by�o ju� o�wietlane pochodniami � by�o tam prawie tak ciemno jak w
zau�kach
miasta. Pr�bowa�em przebi� wzrokiem te egipskie ciemno�ci i �a�owa�em, �e nie
mam latarki.
W ko�cu nastawi�em laser na najni�sz� mo�liw� porcj� energii i wys�a�em
o�lepiaj�co bia�y snop
�wiat�a, kt�ry co prawda zostawi� �lady na i tak poplamionej pod�odze, ale
przynajmniej co�
zobaczy�em.
Nowo odkryty korytarz mia� jedynie ze cztery kroki d�ugo�ci. Potem znalaz�em si�
w kwadratowym pomieszczeniu i wi�zka energii z lasera dotkn�a nie zapalonej
pochodni
osadzonej w uchwycie na �cianie. Pochodnia zap�on�a, wy��czy�em wi�c laser.
Pomieszczenie
przypomina�o pok�j go�cinny w kt�rej� z ta�szych gosp�d. Pod najodleglejsz�
�cian� sta�
kamienny zbiornik na wod�, do kt�rego kapa� bez przerwy cieniutki strumyczek.
Nadmiar wody
sp�ywa� z powrotem do wy��obionego kana�u.
Sta�o tam ��ko: metalowa rama, sznurowa siatka i mata z wysuszonych li�ci o
delikatnym
zapachu. Pos�anie nie by�o zbyt wygodne, lecz wystarcza�o, by ko�ci zanadto nie
bola�y. Opr�cz
tego by�y tam dwa kamienne sto�ki po obu stronach ma�ego stolika. Meble nie
mia�y na sobie
�adnych � tak powszechnych w Koondze � ornament�w, by�y proste w formie, cho�
wyg�adzone
od d�ugiego u�ywania.
W �cianie naprzeciw ��ka widnia�a nisza: a w niej dzban z matowego metalu,
niewielki
koszyk i dzwonek. Nie by�o tam jednak �adnych drzwi do innego pomieszczenia. Nie
by�o
w og�le �adnej innej drogi wyj�cia opr�cz korytarza, kt�rym tu doszed�em. Powoli
zaczyna�em
nabiera� przekonania, �e sanktuarium, kt�rego istnieniem Hamzar tak si� che�pi�,
bardzo
przypomina�o pu�apk�, o ile �cigany nie mia� odwagi jawnie go opu�ci�.
Wyj��em pochodni� z uchwytu na �cianie i przy jej �wietle uwa�nie zbada�em
�ciany, sufit
i pod�og�, nie znalaz�em jednak nic, co sugerowa�oby mo�liwo�� opuszczenia tego
pomieszczenia inn� drog�. W ko�cu osadzi�em pochodni� z powrotem. Uwag� moj�
przyku�
teraz dzwonek stoj�cy ko�o dzbana. Podnios�em go. By� mo�e da�oby si� nim kogo�
przywo�a�.
By� mo�e d�wi�k dzwonka przywiedzie kogo�, kto b�dzie w stanie obja�ni� mi
dok�adniej moje
po�o�enie, a mo�e sprawi, �e otrzymam inny rodzaj wyja�nienia. Zadzwoni�em z
ca�ej si�y, jak�
mo�na w�o�y� w poruszenie nadgarstka. Us�ysza�em bardzo s�abiutki d�wi�k jak na
taki du�y
dzwon, cho� pr�bowa�em kilka razy, czekaj�c na jak�� odpowied�, kt�ra jednak nie
nadchodzi�a.
W ko�cu cisn��em dzwonek z powrotem do wn�ki i usiad�em na ��ku.
Odpowied� na moje wezwania nadesz�a z du�ym op�nieniem. Zaskoczy�a mnie do tego
stopnia, �e zerwa�em si� na r�wne nogi, trzymaj�c w d�oniach laser gotowy do
strza�u.
Przem�wi� do mnie jaki� g�os; wydawa� by si� mog�o, �e ten, kto si� odezwa�,
sta� zaledwie kilka
krok�w ode mnie.
� Przyszed�e� do Noskalda i w Jego Cieniu b�dziesz spoczywa�, p�ki nie wypal�
si� cztery
pochodnie.
Min�o kilka sekund, zanim zorientowa�em si�, �e g�os nie u�y� sepleni�cej mowy
mieszka�c�w Koongi, lecz Prostego J�zyka. Musieli wiedzie�, �e nie pochodzi�em z
ich planety!
� Kim jeste�? � moje s�owa ponios�y si� echem po kamiennym wn�trzu; tamten g�os
tak nie
rezonowa�. � Uka� mi si�!
Odpowiedzi� by�a cisza. Przem�wi�em znowu, najpierw obiecuj�c nagrod�, je�li
kto� opowie
o mej sytuacji w kosmodromie albo pomo�e mi si� tam dosta�. Potem zacz��em
grozi�,
malowa�em obraz nieszcz��, jakie spada�y na planet�, je�li skrzywdzono na niej
kogo� obcego �
domy�la�em si� jednak, i� byli na tyle inteligentni, �e wiedzieli, jak
bezpodstawne s� te gro�by.
Nie otrzyma�em odpowiedzi, nawet znaku, �e zosta�em wys�uchany. By� mo�e i� to,
co
us�ysza�em, by�o tylko nagraniem. Nie wiedzia�em te�, kim mogli by� stra�nicy
tego
sanktuarium... mo�e jacy� kap�ani? W takim wypadku mogli by� w jaki� spos�b
zwi�zani
z Zielonymi Opo�czami i nie mie� zamiaru czyni� mi �adnych przys�ug opr�cz tych,
kt�rych
wymaga� od nich starodawny zwyczaj.
W ko�cu skuli�em si� na ��ku i zasn��em. �ni�y mi si� bardzo �ywe, kolorowe
sny, nie
b�d�ce wytworem fantazji, lecz odbiciem wspomnie� z przesz�o�ci. M�wi�, �e
cz�owiek, kt�ry
umiera, czasem widzi sceny ze swego �ycia � ja tak�e ujrza�em niekt�re z nich,
cho� nie
prze�y�em jeszcze zbyt wielu lat.
Na moim dzieci�stwie cieniem k�ad�a si� obecno�� jednej osoby � Hywela Jerna �
kt�ry
w czasach swej m�odo�ci by� kim�, z kim liczono si� na niejednej planecie i kto
mia� autorytet
w miejscach, gdzie nawet Gwiezdny Patrol kroczy� cicho, by nie rozpocz�� czego�,
co mog�o
zaowocowa� krwawymi starciami i �mierci�.
Przesz�o�� mojego ojca by�a tak mroczna jak p�ytkie zatoczki na Hawaki po
jesiennych
sztormach. Nie s�dz�, by kto� poza nim samym zna� ca�e jego �ycie. Jeszcze przez
wiele lat po
jego �mierci ci�gle natrafia�em na aluzje, sugestie i strz�pki informacji, kt�re
w ko�cu otwiera�y
kolejne drzwi, ods�ania�y przede mn� Hywela Jerna innego ni� ten, kt�rego
zna�em. Nawet
w dzieci�stwie, gdy jaki� m�j sprytniejszy post�pek dostatecznie rozczuli� jego
serce, rozsiada�
si� wygodnie i opowiada� mi historie, kt�re prawdopodobnie oparte by�y jedynie
na jego
w�asnych przygodach, cho� zawsze bohaterem opowie�ci by�a jaka� inna osoba.
Ka�de takie
opowiadanie mia�o czego� nauczy� � przewa�nie jakiego� sposobu zawierania
transakcji lub
post�powania w kryzysowej sytuacji. Zawsze wi�cej m�wi� o rzeczach ni� o
ludziach, kt�rzy
pojawiali si� tam tylko przypadkowo � jako w�a�ciciele lub zdobywcy przedmiot�w
pi�knych lub
rzadkich.
M�j ojciec by� pierwszym doradc� Veepa Estamphy, szefa cechu w Gildii Z�odziei,
dop�ki
nie sko�czy� pi��dziesi�ciu lat planetarnych. Nigdy nie pr�bowa� ukry� tego
faktu; tak naprawd�
by� to dla niego pow�d do dumy. Poniewa� mia� wrodzony talent do oceniania
niezwyk�ych
�up�w, talent, kt�ry piel�gnowa� w sobie przez ci�g�� nauk�, by� bardzo cennym
doradc� nie
tylko dla przewodnicz�cych tego nielegalnego sprzysi�enia. Zdaje si� jednak, �e
nie mia�
�adnych ambicji pi�cia si� w g�r� albo mia� po prostu ch�� pozosta� przy �yciu i
nie sta� si�
celem chorych ambicji innych.
Pewnego razu Estampha natkn�� si� przypadkiem na bezkorzenn� ro�lin� borer,
kt�r� kto�,
kto mia� ambicj�, ukry� w swojej prywatnej kolekcji egzotycznych kwiat�w � ta
kradzie�
przes�dzi�a o jego gwa�townej �mierci. M�j ojciec natychmiast przezornie wycofa�
si� z walki
o w�adz� w cechu, jaka si� potem rozp�ta�a. Wykupi� si� z Gildii i emigrowa� na
Angkor.
Przez jaki� czas, jak s�dz�, mieszka� tam sobie spokojnie. Ju� wtedy zacz��
obserwowa�
planet� i szuka� pola dla lukratywnych interes�w. Planeta nie by�a g�sto
zaludniona, by� to jej
okres pionierski, nie by�o zbyt wielkich szans na przyci�gni�cie bogaczy ani
cz�onk�w Gildii.
By� mo�e jednak ojciec s�ysza� jakie� pog�oski o tym, co mia�o nast�pi�.
Wkr�tce po osiedleniu si� na planecie ojciec o�wiadczy� si� pewnej kobiecie,
kt�ra mieszka�a
tam od urodzenia. Jej ojciec mia� ma�y kantorek, kt�ry s�u�y� jako lombard, oraz
plac�wk�
handlow� w pobli�u jedynego na planecie kosmodromu. Jaki� czas po �lubie te��
ojca umar� na
przywleczon� z innej planety gor�czk�. Sta�o si� to wtedy, gdy zara�ony statek
rozbi� si� na
Angkor, nie zd��ywszy przedtem nikogo ostrzec. Gor�czka zdziesi�tkowa�a tak�e
w�adze
kosmodromu. Jednak�e Hywel Jern i jego �ona okazali si� odporni na zaraz� i w
tym czasie
wykonywali cz�� obowi�zk�w urz�dowych, co da�o im du�e korzy�ci. Na planecie
wszystko
powoli wraca�o do normy i ustanowiono nowego gubernatora.
Jakie� pi�� lat p�niej Kartel Fortuna wci�gn�� do mi�dzygwiezdnego handlu grup�
planet
gwiazdy Vultor i Angkor sta� si� nagle bardzo wa�nym punktem mi�dzyl�dowania.
Przedsi�wzi�cie mojego ojca kwit�o, chocia� nie mia� zamiaru powi�ksza�
kantorka.
Dzi�ki kontaktom ojca z mieszka�cami innych planet (zar�wno legalnym jak i
nielegalnym)
powodzi�o mu si� dobrze, cho� na zewn�trz wygl�da�o to na bardzo skromny
interes. Wszystkim
podr�uj�cym w kosmosie pr�dzej czy p�niej wpadaj� w r�ce jakie� kosztowno�ci
czy
ciekawostki. Gdy zna si� kupca, kt�ry nie zadaje niepotrzebnych pyta� i p�aci od
razu, to jest
w�a�nie to, czego ka�dy zm�czony kosmosem podr�nik oczekuje na planecie, na
kt�rej
wyl�dowa�, gdzie sto�y gry i inne rozrywki dostatecznie szybko pozbawi� go
pieni�dzy
otrzymanych za lot.
To ciche powodzenie w interesach trwa�o latami i wydawa�o si� dok�adnie tym,
czego ojciec
pragn��.
Rozdzia� drugi
Nawet je�li Hywel Jern zawar� ma��e�stwo z wyrachowania, by� to zwi�zek
stabilny.
Doczekali si� potomstwa: ja, Faskel i Darina. Ojciec nie interesowa� si� zanadto
swoj� c�rk�, ale
ju� do�� wcze�nie zaj�� si� wychowywaniem i kszta�ceniem Faskela i mnie, mimo �e
m�j brat nie
okazywa� zbyt wielkich post�p�w w dziedzinach, kt�re ojciec uwa�a� za
najwa�niejsze.
Mieli�my w zwyczaju zbiera� si� w wewn�trznym pokoju na wieczorny posi�ek
(mieszkali�my nad i za sklepem). Gdy wszyscy ju� zasiedli do sto�u, ojciec
wyjmowa� ze swych
przepastnych kieszeni jaki� przedmiot, kt�ry przyni�s� ze swego magazynu, kaza�
przekazywa�
go wok� sto�u i ka�dy z nas musia� go opisa�: poda� jego warto��, pochodzenie,
wiek i wygl�d.
Klejnoty by�y pasj� ojca i musieli�my si� ich uczy� tak, jak inne dzieci by�
mo�e musia�y ca�y
czas ogl�da� ta�my z ksi��kami, by zdoby� wiedz� og�ln�. Ku zadowoleniu ojca
okaza�em si�
zdolnym uczniem. Z czasem zacz�� skupia� ca�� sw� dzia�alno�� edukacyjn� na
mnie, gdy�
Faskel � przez g�upot� czy up�r � prawie za ka�dym razem robi� jaki� b��d, co
wywo�ywa�o
d�ug� chwil� zimnego milczenia ze strony ojca.
Nigdy nie widzia�em, by Hywela Jerna ponios�a w�ciek�o��, ale jego lodowate
niezadowolenie nie by�o reakcj�, jak� chcia�bym wywo�a�. Moja pilno�� nie
wynika�a jednak
z faktu, i� obawia�em si� gniewu ojca, lecz raczej z tego, �e naprawd�
fascynowa�o mnie to,
czego nas uczy�. Jeszcze gdy by�em dzieckiem, pozwolono mi ocenia� towary w
sklepie. Zawsze
gdy odwiedza� nas jaki� kupiec klejnot�w, a pojawiali si� oni do�� cz�sto,
ojciec chwali� si� mn�
jako swoim najlepszym uczniem.
Z up�ywem lat nasz dom podzieli� si� na dwa obozy: po jednej stronie sta�a
matka, Darina
i Faskel, a po drugiej ojciec i ja. Nasze � czy te� moje � kontakty z innymi
dzie�mi z okolic
kosmodromu by�y ograniczone, gdy� ojciec kaza� mi sp�dza� coraz wi�cej czasu w
sklepie, bym
dobrze opanowa� odwieczn� i trudn� sztuk� oceniania towar�w. W tym czasie przez
nasze r�ce
przesz�o wiele przedziwnych, pi�knych przedmiot�w. Niekt�re z nich sprzedawano
jawnie
i le�a�y na wystawie w sklepie, inne pozostawa�y zamkni�te na klucz w
specjalnych mocnych
skrzynkach i oferowane by�y jedynie w prywatnych, sekretnych transakcjach � nie
wszystkie
z nich widzia�em.
Przez nasz sklep przewija�y si� znaleziska ze starych ruin i nagrobk�w,
powsta�ych zanim
jeszcze nasz gatunek wyruszy� w kosmos; widzieli�my �upy zdobyte na imperiach,
kt�re znikn�y
pod ko�ami rydwanu czasu tak dawno, �e nawet planety, na kt�rych si�
rozpo�ciera�y, zosta�y ju�
pogrzebane w gwiezdnym pyle. Widzieli�my te� przedmioty pochodz�ce z warsztat�w
na
wewn�trznych planetach uk�adu, gdzie ca�a sztuka jubilerska koncentruje si� na
przyci�ganiu
wzroku wa�niak�w z wypchanymi sakiewkami.
M�j ojciec najbardziej lubi� wszelkie starocie. Czasami bra� do r�ki naszyjnik
czy
bransoletk� (zdarza�o si�, �e wygl�d takiej ozdoby wyra�nie wskazywa� na to, �e
nie wykonano
jej z my�l� o ludzkiej postaci) i zaczyna� g�o�no zastanawia� si� nad tym, kto
przedtem nosi� tak�
bi�uteri� i z jakiej pochodzi�y cywilizacji. Od tych, kt�rzy dostarczali mu
rozmaite b�yskotki,
��da� jak najdok�adniejszej historii ich odnalezienia � wszystkie opowie�ci
nagrywa� na ta�mach,
a potem dodawa� do nich wszystko, czego dowiedzia� si� sam.
My�l�, �e same tylko te ta�my mog�yby si� okaza� prawdziwym skarbcem dla
poszukiwaczy
wiedzy o rzeczach dawnych i dziwnych; zastanawia�em si� cz�sto, czy Faskel
odkry� warto��
ta�m ojca i czy je wykorzysta� do wzbogacenia si�. Prawdopodobnie tak, bo w
niekt�rych
rzeczach okazywa� si� bardziej przebieg�y ni� Hywel Jern.
Pewnego razu po kolacji ojciec pokaza� nam w�a�nie jedn� z takich ciekawostek.
Nie pu�ci�
jej wok� naszego okr�g�ego sto�u, jak by�o to w jego zwyczaju, lecz po�o�y� na
kruczoczarnym,
dobrze wypolerowanym blacie sto�u w jadalni i siedzia�, wpatruj�c si� w ten
przedmiot, jakby by�
jednym z fakir�w z pustyni, kt�rzy pr�buj� przepowiedzie� przysz�o�� jakiej�
�atwowiernej
kobiecie wpatruj�c si� w b�yszcz�cy str�k odpowiedniej ro�liny.
By� to pier�cie� � przynajmniej wygl�dem przypomina� pier�cie�. Musia� jednak
by�
wykonany dla palca o grubo�ci dw�ch palc�w ludzkich. Metal by� matowy, mia�
malutkie
dziurki, kt�re wygl�da�y tak, jakby powsta�y z up�ywem czasu.
Osadzony w pier�cieniu kamie� by� nieco wi�kszy ni� paznokie� mojego kciuka �
mia�
w�a�ciwe proporcje wobec obr�czki. Kamie� by� tak samo matowy i nieciekawy jak
metal:
bezbarwny, nie dawa� �adnego odblasku ani innego znaku �ycia. Im d�u�ej si� w
niego
wpatrywa�em, tym mocniejszego nabiera�em przekonania, �e by� to przedmiot, kt�ry
kiedy� m�g�
mie� w sobie pi�kno i �ycie, lecz od dawna by� ju� martwy. Od pierwszego
spojrzenia odczu�em
wyra�n� niech��, wr�cz odraz� do dotykania go, cho� zawsze ch�tnie ogl�da�em
wszystkie
rzeczy, kt�re ojciec przynosi�, by nam pokaza�.
� Znowu co� z grobowca? �yczy�abym sobie, �eby� nie przynosi� tu tych trupich
ozd�b i nie
uk�ada� ich na stole! � ton g�osu mojej matki by� ostrzejszy ni� zazwyczaj.
Natychmiast
zwr�ci�em uwag� na to, i� nawet ona, osoba, kt�r� uwa�a�em zawsze za odporn� na
wszelkie
igraszki wyobra�ni, tak szybko skojarzy�a pier�cie� ze �mierci�.
Ojciec nie odrywa� oczu od pier�cienia. Odezwa� si� do Faskela tonem domagaj�cym
si�
natychmiastowej odpowiedzi:
� Co o tym s�dzisz?
Faskel wyci�gn�� r�k�, chc�c chyba dotkn�� metalu, lecz zaraz cofn�� j�
gwa�townie.
� Pier�cie�... zbyt du�y, by go nosi�. Mo�e wotum dla jakiej� �wi�tyni.
Ojciec nie skomentowa� jego wypowiedzi. Zamiast tego zwr�ci� si� do Dariny:
� A co ty my�lisz?
� Jest zimny... taki zimny... � cienki g�osik mojej siostry zamar� nagle i
odepchn�a
gwa�townie swe krzes�o od sto�u. � Nie podoba mi si�.
� A ty? � ojciec zapyta� w ko�cu o moje zdanie. Mog�o to rzeczywi�cie by� wotum,
by�
mo�e by� taki du�y, bo robiono go z my�l� o jakim� bogu czy te� bogini.
Widzia�em ju�
wcze�niej, jak takie rzeczy przechodzi�y przez r�ce mego ojca. Niekt�re z nich
mia�y wok�
siebie tak� aur�, �e ciarki przechodzi�y cz�owiekowi po plecach, gdy chcia� je
dotkn��. Ale je�li
jaki� b�g nosi� ten pier�cie�... Nie, nie s�dz�, �eby wykonano go w tym celu.
Darina mia�a racj�!
Wywo�ywa� uczucie zimna i powiewu �mierci. Jednak�e im d�u�ej mu si�
przygl�da�em, tym
bardziej mnie fascynowa�. Chcia�em go dotkn��, ale ba�em si� tego. Wydawa�o mi
si�, �e moje
wra�enia �wiadcz� o tym, i� jest to co� wi�cej ni� zwyczajny pier�cie�, kt�rych
przecie�
widzia�em w �yciu ju� setki, cho� wygl�da� jak stary kawa�ek metalu z
bezbarwnym, martwym
kamieniem i z nalotem nagromadzonym przez lata.
� Nie wiem nic ponad to, �e to jest albo by� przedmiot o du�ej mocy! � by�em
przekonany, �e
mam racj�, i da�em temu wyraz podnosz�c g�os bardziej ni� chcia�em, tak, �e moje
ostatnie s�owa
ponios�y si� echem po ca�ym pokoju.
� Sk�d on pochodzi? � zapyta� Faskel pr�dko, pochylaj�c si� do przodu i
wyci�gaj�c r�k�,
jakby jednak chcia� dotkn�� kamienia i si�gn�� po pier�cie�, cho� jego palce
tylko zako�ysa�y si�
nad nim. W tej chwili przysz�o mi na my�l, �e ten, kto we�mie pier�cie� do r�ki,
post�pi zgodnie
ze starym zwyczajem handlarzy klejnotami: zaci�ni�cie szlachetnego kamienia w
r�ce oznacza�o
zaakceptowanie proponowanej transakcji. Nawet je�li tak by�o, Faskel nie odwa�y�
si� podj��
stoj�cego przed nim wyzwania i drugi raz cofn�� d�o�.
� Z kosmosu � odpowiedzia� ojciec. Rzeczywi�cie, w kosmosie czasem znajduje si�
klejnoty
� prymitywne ludy p�ac� za nie astronomiczne sumy. Do dzisiaj naukowcy nie
zdo�ali ustali�,
sk�d si� tam bior�. Powszechnie przyj�ta teoria g�osi, �e tworz� si�, gdy cz�ci
meteoru
o w�a�ciwym sk�adzie przelatuj� przez atmosfer� planety. W swoim czasie modne
by�o w�r�d
kapitan�w statk�w kosmicznych noszenie pier�cieni zrobionych z takich tektyt�w.
Widzia�em ju�
kilka takich starych jak �wiat pier�cieni, z pewno�ci� nosili je pierwsi
podr�nicy w kosmosie.
Jednak ten klejnot, je�li to rzeczywi�cie by� klejnot, w niczym nie przypomina�
tamtych, nie by�
ani ciemnozielony, ani czarny, ani br�zowy: by� to po prostu bezbarwny kryszta�,
matowy, jakby
ostry piach bardzo porysowa� jego powierzchni�.
� To nie wygl�da jak tektyt � zaryzykowa�em. Ojciec potrz�sn�� g�ow�.
� On nie powsta� w przestrzeni kosmicznej, przynajmniej tak s�dz�, zosta� tylko
tam
znaleziony. � Opar� si� wygodnie i podni�s� fili�ank� z herbat� folgarow� do
ust. Pi�
w milczeniu, nieobecny my�lami, i wpatrywa� si� w pier�cie�. � Ciekawa
historia...
� Spodziewamy si� radcy Sandsa z ma��onk� � przerwa�a gwa�townie matka, jakby
zna�a t�
opowie�� i nie chcia�a wys�uchiwa� jej po raz drugi. � Robi si� p�no. � Zebra�a
fili�anki, potem
unios�a r�ce, by zaklaska� na Staffl�, nasz� s�u��c�.
� Ciekawa historia � powt�rzy� ojciec, jakby w og�le jej nie us�ysza�. Jego
w�adza nad
domostwem by�a tak wielka, �e matka nie zawo�a�a Staffli, lecz usiad�a, wierc�c
si� niespokojnie,
najwyra�niej nieszcz�liwa.
� Na pewno jest to historia prawdziwa � ci�gn�� ojciec � tego jestem pewien. Ten
pier�cie�
przyni�s� mi dzisiaj pierwszy oficer z Astry. Mieli awari� zasilania w �rodku
lotu, musieli wi�c
wyj�� z hiperprzestrzeni, �eby j� usun��. Pech ci�gn�� si� wida� za nimi, gdy�
od�amek meteoru
wybi� im dziur� w obudowie � ojciec opowiada� kiepsko i bez polotu, nie tak jak
zawsze, gdy
snu� swoje historie, bardziej jak kto�, kto chce si� �ci�le trzyma� fakt�w, a
fakty s� sk�pe.
� Kjor w�a�nie �ata� kad�ub, gdy ujrza� co� � p�ywaka � unosz�cego si� w
przestrzeni. Oddali�
si� od statku na ca�� d�ugo�� liny zabezpieczaj�cej i przyci�gn�� to co� do
siebie � cia�o
w skafandrze kosmicznym. To nie by� � ojciec zawaha� si� � przedstawiciel
�adnego znanego
Kjorowi gatunku. Z pewno�ci� te� unosi� si� w przestworzach przez d�u�szy czas.
Mia� to �
ojciec wskaza� na pier�cie� � na r�ce, w�o�one na r�kawic� skafandra.
Na r�kawic� skafandra... to rzeczywi�cie mog�o zastanawia�. R�kawice s� do��
gi�tkie,
zreszt� musz� takie by�, je�li maj� s�u�y� ludziom podczas napraw statk�w w
przestrzeni
kosmicznej lub w trakcie badania planet, kt�re mog�y okaza� si� gro�ne dla �ycia
ludzkiego.
Dlaczego jednak kto� chcia�by nosi� jak�� ozdob� na takiej r�kawicy? Widocznie
zada�em to
pytanie na g�os, bo ojciec odpowiedzia�:
� Rzeczywi�cie, dlaczego? Z pewno�ci� nie po to, �eby si� pochwali�. Zatem:
pier�cie� by�
wa�ny, by� bardzo wa�ny dla tego, kto go nosi�. Chocia�by z tego wzgl�du
chcia�bym dowiedzie�
si� o nim czego� wi�cej.
� Mo�na przeprowadzi� badania � zauwa�y� Faskel.
� Jest to klejnot nieznany mi, o twardo�ci r�wnej dwana�cie w skali Mohsa...
� Diament ma dziesi��...
� A jawsyt jedena�cie � odpar� ojciec. � Dotychczas skala si�ga�a tylko do
jawsytu. Ten
kamie� wykracza poza zakres naszej obecnej wiedzy.
� Instytut... � zacz�a moja matka, ale ojciec wyci�gn�� r�k� i przykry� ni�
pier�cie�
chowaj�c go przed naszym wzrokiem. W�o�y� sw�j skarb do ma�ego woreczka i
wetkn�� go do
kieszeni spodniej tuniki.
� Trzyma� j�zyk za z�bami! � rozkaza� ostro. Wiedzia� dobrze, �e od tej chwili
�adne z nas
nie powie s�owa na ten temat. Dobrze nas wyszkoli�. Nie pos�a� kamienia do
Instytutu ani te� �
by�em tego pewny � nie stara� si� w �aden oficjalny spos�b zdoby� wiadomo�ci na
jego temat.
Jednak bada� i analizowa� klejnot wszystkimi znanymi sobie metodami, a tych by�o
wiele, jak ju�
zd��y�em si� przekona�.
Przyzwyczai�em si� do widoku ojca w ma�ym laboratorium, pochylonego nad
biurkiem;
pier�cie� le�a� wtedy na prostok�tnym kawa�ku czarnego materia�u, a ojciec
patrzy� na niego
uporczywie, jakby si�� woli chcia� mu wydrze� sekret. Nawet je�li klejnot w
pier�cieniu by�
kiedy� pi�kny, to czas i podr� w przestrzeni kosmicznej ca�kiem go tego pi�kna
pozbawi�y �
zosta�a tylko zagadka, ale nie by� to ju� b�yszcz�cy skarb.
Tajemnica klejnotu n�ka�a r�wnie� i mnie, dlatego od czasu do czasu ojciec
opowiada� mi
o r�nych teoriach, jakie sobie wyrobi� na ten temat. By� ca�kowicie przekonany,
�e pier�cie� nie
by� u�ywany jako ozdoba, lecz s�u�y� w�a�cicielowi do innych cel�w. I utrzymywa�
w sekrecie
fakt posiadania tak niezwyk�ego przedmiotu.
Od chwili, kiedy ojciec przej�� sklep na w�asno��, zacz�� montowa� w jego
�cianach
przer�ne skrytki. P�niej, gdy powi�ksza� pokoje, umie�ci� w nich wi�cej
schowk�w.
Wi�kszo�� z nich znana by�a ca�ej rodzinie i otworzy�yby si� pod naciskiem d�oni
ka�dego z nas.
Jednak niekt�re schowki ojciec pokaza� tylko mnie. Jeden z nich, w laboratorium,
skrywa�
pier�cie�. Ojciec zmieni� zamek i teraz skrytka otwiera�a si� tylko wtedy, gdy
on lub ja
nacisn�li�my na jej pokryw� kciukiem; kaza� mi zamyka� i otwiera� schowek kilka
razy, zanim
by� zadowolony.
Potem skinieniem r�ki poleci� mi usi��� naprzeciwko siebie.
� Jutro przyje�d�a Vondar Ustle � rozpocz�� nagle. � Przywiezie ze sob�
dokumenty
czeladnicze. Gdy b�dzie odje�d�a�, pojedziesz z nim...
Nie wierzy�em w�asnym uszom. Jako najstarszy syn powinienem by� czeladnikiem
jedynie
u w�asnego ojca i u nikogo innego. Je�li kt�ry� z nas mia�by s�u�y� innemu
mistrzowi, powinien
to by� Faskel. Jednak zanim zd��y�em zada� jakiekolwiek pytanie, ojciec
wypowiedzia� jedyne
s�owa wyja�nienia, jakie kiedykolwiek uda�o mi si� od niego us�ysze�.
� Vondar jest mistrzem gemologiem, chocia� woli podr�owa� ni� osiedli� si� na
jakiej�
planecie i tam prowadzi� interesy. Nie znajdziesz lepszego nauczyciela w ca�ej
galaktyce, jestem
tego pewien. Pos�uchaj mnie, Murdoc, ten sklep nie jest dla ciebie. Masz du�y
talent, a kto nie
pracuje nad swoim talentem, jest jak cz�owiek, kt�ry �ywi si� marnym sucharkiem,
gdy przed
nim stoi soczysty indyk, jak cz�owiek, kt�ry wybiera cyrkon, gdy o wyci�gni�cie
r�ki le�y
diament. Zostaw sklep Faskelowi...
� Ale on...
Ojciec u�miechn�� si� lekko.
� Tak, zgadza si�, on nie ma dobrego oka co do warto�ci rzeczy i ludzi, nie
widzi nic poza
grubymi portfelami i cenami wypisanymi na etykietkach. Jednak sklepikarz to jest
sklepikarz,
a ty nie zosta�e� do tego stworzony. D�ugo czeka�em na takiego cz�owieka jak
Ustle, na kogo�, na
kim mog� polega�, �e b�dzie nauczycielem, jakiego powiniene� mie�. W swoim
czasie te� by�em
mistrzem w ocenianiu r�nych rzeczy, ale wykorzystywa�em swoje umiej�tno�ci do
ciemnych
interes�w, a ty musisz by� wolny od takich spraw. Tak� swobod� zyskasz tylko
wtedy, gdy
odetniesz si� od tego wszystkiego, co mamy tu na Angkor. Poza tym... je�li masz
sta� si� tym,
kim powiniene�, musisz pozna� wi�cej ni� jeden �wiat, obejrze� inne planety.
Naukowo
udowodniono, �e pole magnetyczne danej planety mo�e wp�ywa� na zachowanie si�
cz�owieka,
jakie� wy�e i ni�e potrafi� spowodowa� nieodwracalne zmiany w m�zgu. Ostro�no��
i rozwaga
podlegaj� w�a�nie takim wp�ywom; dzi�ki zmianie planety polepsza si� pami��,
nabywa si�
nowych sposob�w my�lenia. Chc�, by� si� nauczy� od Ustle�a wszystkiego, czego
tylko zdo�asz,
w ci�gu najbli�szych pi�ciu lat planetarnych.
� Dasz mi jakie� polecenia co do kamienia z kosmosu?
Skin�� g�ow�.
� Ja sam nie mog� ju� wyruszy� w poszukiwaniu wiedzy, ale ty, kt�ry znasz moj�
pasj�, nie
zapu�ci�e� jeszcze korzeni. Zanim umr�, chc� wiedzie�, z czego sk�ada si� ten
kamie� i do czego
s�u�y� lub do czego mo�e s�u�y� temu, kto go nosi!
Ponownie wsta� z fotela, przyni�s� woreczek z pier�cieniem, wyj�� go z ukrycia i
zacz��
obraca� w palcach.
� W�r�d naszej rasy panowa� kiedy� taki przes�d � m�wi� powoli � �e zostawiamy
swoje
�lady na posiadanych przedmiotach, o ile te przedmioty by�y �ci�le zwi�zane z
naszym
przeznaczeniem. �ap! � Znienacka cisn�� pier�cie� w moj� stron�. Nie by�em na to
przygotowany, lecz z�apa�em go, prawie odruchowo, jeszcze w powietrzu. Przez
ca�y czas gdy
pier�cie� znajdowa� si� pod naszym dachem, nigdy przedtem nie trzyma�em go w
r�ce.
Metal by� ch�odny, a jego powierzchnia chropowata. Gdy trzyma�em go w d�oni,
zdawa�o mi
si�, �e stawa� si� coraz zimniejszy, a� sk�ra zacz�a mi cierpn��. Podnios�em
jednak r�k� na
wysoko�� oczu i zacz��em przygl�da� si� kamieniowi. Jego matowa powierzchnia
by�a tak samo
chropowata jak metal. Je�li kiedykolwiek kamie� ten mia� w sercu ogie�, musia�
on ju� dawno
wygasn��. Przez kr�tk� chwil� zastanawia�em si�, czy nie mo�na by by�o wyj�� go
z oprawy
i ponownie oszlifowa�, by odzyska� blask, kt�ry z pewno�ci� kiedy� w nim p�on��.
Wiedzia�em
jednak, �e m�j ojciec nigdy by czego� takiego nie zrobi�. Postanowi�em, �e ja
tak�e nie b�d� tego
pr�bowa�. Tajemnica dotyczy�a pier�cienia jako ca�o�ci. Wa�na by�a nie sama
ozdoba, lecz to, co
kry�o si� za ni�. Teraz nabiera�y sensu tak�e plany ojca co do mojej
przysz�o�ci: mia�em zaj�� si�
poszukiwaniem wyja�nienia naszej tajemnicy.
Tak to sta�em si� czeladnikiem i uczniem Ustle�a. Okaza�o si�, �e ojciec mia�
racj�: takiego
nauczyciela trudno znale�� ze �wiec�. M�j mistrz m�g�by zbi� ju� kilka fortun,
gdyby
zdecydowa� osiedli� si� na jednej z luksusowych planet i zosta� projektantem czy
kupcem.
Jednak dla Vondara poszukiwanie doskona�ych kamieni by�o o wiele wa�niejsze ni�
ich
sprzeda�. Robi� wiele projekt�w � na og� w czasie naszych podr�y zajmowa� sw�j
umys�
i palce tworz�c wzory, kt�re inni, mniej utalentowani ludzie skwapliwie
kupowali, gdy tylko
zechcia� im to zaproponowa�. Jednak jego pasj� by�o badanie tajemnic nowo
odkrytych �wiat�w,
targowanie si� z tubylcami o nieoszlifowane kamienie niedaleko miejsca, gdzie
wydobywano
z ziemi przedmioty transakcji.
�mia� si� z oszustw, jakie udawa�o mu si� odkry�: gorsze kamienie moczono w
zio�ach lub
chemikaliach, by wygl�da�y jak klejnoty, inne ogrzewano, by zmieni�y kolor.
Nauczy� mnie
przer�nych sposob�w wywierania wra�enia na krajowcach, tak by powa�ali m�dro��
kupca
i przynosili lepsze towary ch�tniej ni� gorsze. Dowiedzia�em si� od niego na
przyk�ad, �e ludzki
w�os po�o�ony na prawdziwym jadeicie nie zapali si�, nawet je�li przytkniesz do
niego zapa�k�.
Czas �ycia na planecie liczy si� w latach, jednak chwile przebyte w kosmosie
rachuje si�
trudniej. Kto�, kto cz�sto podr�uje w przestrzeni kosmicznej, nie starzeje si�
tak szybko jak ten,
kto jest przywi�zany do ziemi. Nie wiem, ile lat mia� Vondar, ale je�li mia�bym
liczy� wed�ug
wiedzy, jak� zgromadzi�, z pewno�ci� by� starszy od mego ojca. Podr�owali�my
daleko od
Angkor, lecz wr�cili�my w um�wionym czasie. Martwi�o mnie jedynie, �e nie
przywioz�em ojcu
ani cienia wiadomo�ci o tajemniczym kamieniu z kosmosu lub jego historii.
Ju� po nieca�ym dniu sp�dzonym pod dachem domu rodzinnego zorientowa�em si�, �e
nie
wszystko toczy si� tam tak, jak powinno. Faskel bardzo si� zestarza�. Gdy
spojrza�em na niego,
a potem na swoj� twarz w doskonale wypolerowanym lustrze mojej matki,
stwierdzi�em, �e
wygl�dam jak m�odszy brat mego m�odszego brata. Faskel sta� si� te� o wiele
pewniejszy siebie,
przej�� rol� doradcy mego ojca i cz�sto podejmowa� decyzje nawet w jego
obecno�ci. A Hywel
Jern nawet nie unosi� brwi, by zareagowa� na tak� bezczelno��.
Moja siostra wysz�a za m��. Ku wielkiemu zadowoleniu matki jej posag wystarczy�
na
zwabienie syna radcy. Chocia� Darina znikn�a z domu, jakby nigdy w nim nie
mieszka�a, to
�moja c�rka, ma��onka syna radcy� by�a na ustach matki tak cz�sto, �e sta�a si�
nawiedzaj�cym
dom duchem.
Nie by�em ju� cz�ci� tego domostwa. Cho� Faskel na og� ukrywa� swoje
niezadowolenie
z mego powrotu, to jednak stawa� si� coraz bardziej oficjalny w stosunku do
swych interesant�w
w mojej obecno�ci � mimo �e nigdy nie da�em mu podstaw do potwierdzenia jego
podejrze�, i�
wr�ci�em, by zaj�� jego miejsce. Niegdy� uwa�a�em ten sklep za najwa�niejszy
zak�tek
wszech�wiata, teraz jednak otwar�o si� przede mn� tyle r�nych drzwi na tylu
planetach, �e praca
w sklepie wydawa�a mi si� bardzo nudnym sposobem sp�dzania �ycia i dziwi�o mnie
to, �e ojciec
m�g� si� na ni� zdecydowa�.
Ojciec zadawa� mi du�o pyta� o moje podr�e, zatem wi�kszo�� czasu sp�dzi�em w
jego
gabinecie opowiadaj�c nie bez satysfakcji o wszystkim, czego si� nauczy�em. Od
czasu do czasu
jego trze�wy komentarz zmniejsza� moje zadowolenie z siebie i wywo�ywa�
zmieszanie � ojciec
dawa� jasno do zrozumienia, �e wi�kszo�� z tego, co m�wi�, on wie ju� od dawna.
Jednak po pierwszych wybuchach entuzjazmu coraz wyra�niej widzia�em, �e ojciec
nas�uchiwa� czego� wi�cej ni� potoku moich s��w. Mimo jego zainteresowania mymi
losami (a
zainteresowanie to z pewno�ci� by�o szczere, tu nie uda�oby mu si� mnie zwie��)
zorientowa�em
si�, �e by� zaj�ty czym� jeszcze, oczekiwa� czego�, co nie mia�o zwi�zku ze mn�
ani z moimi
odkryciami. Nie wymieni� ani razu w rozmowie pier�cienia z kosmosu, a ja tak�e
odczuwa�em
dziwn� niech�� do poruszania tego tematu. Ani razu nie wyci�gn�� te�
pier�cienia, by wpatrywa�
si� w niego, jak to robi� w przesz�o�ci.
Czwartego dnia mego pobytu w domu cie�, kt�ry wyczuwa�em nad naszym domostwem,
zbli�y� si�. Tak jak wszystkie sklepy, zamierzali�my zamkn�� nasze p