14018

Szczegóły
Tytuł 14018
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14018 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14018 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14018 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Harry Harrison Captain Bedlam KAPITA�SKIE BUJANIE � Jaki jest kosmos? Jak naprawd� wygl�daj� gwiazdy? To nie�atwe pytania. � Kapitan Jonathan Bork spojrza� po obecnych. S�uchali w napi�ciu. Opu�ci� wzrok na ogorza�e od pr�ni d�onie. � Czasem to bezdenna otch�a�. Spadasz w ni� bez ko�ca. Kiedy indziej czujesz si� jak mucha w paj�czynie wieczno�ci. Nagi i bezbronny pod gwiazdami. A one� S� takie inne. Nie mrugaj�. Nic, tylko drobne, �wietlne punkciki. W duchu przeklina� si� po raz tysi�czny. Jestem k�amc�. Ja, kapitan Bork. Jeden z tych nielicznych, kt�rym dane by�o wytkn�� nos poza Ziemi�. Pi�� razy lata� na Marsa, ale po prawdzie wci�� nie wiedzia�, jak jest tam, w g�rze. Jego cia�o wywi�zywa�o si� �wietnie z obowi�zk�w pilota, niemniej jednak sam Jonathan Bork nigdy nie wkroczy� do ster�wki. Ale o tym wola� milcze�. Zapytany o prze�ycia, recytowa� zapami�tane przewiduj�co fragmenty r�nych podr�cznik�w. Z niejakim wysi�kiem oderwa� si� od rozmy�la� i ogarn�� spojrzeniem zebranych przy stole krewnych i znajomych. Obiad wydano na jego cze��, pora zadba� o go�ci. Brandy pomog�a snu� opowie��. Opr�ni� ponad po�ow� butelki, nim uda�o mu si� przeprosi� biesiadnik�w i wyj��. Rodzinny dom by� starej daty i mia� na ty�ach niewielkie podw�rko. Kapitan opar� si� o nagrzan� jeszcze przez popo�udniowe s�o�ce �cian� i spojrza� na niebo. Gwiazdy zawirowa�y. Przymkn�� oczy. Gwiazdy. Zawsze si� w nie wpatrywa�. Od wczesnego dzieci�stwa fascynowa�y go i mobilizowa�y. Cokolwiek robi�, czyni� to wiedziony ich wo�aniem. Dla nich zosta� pilotem. Jednym z tej garstki, kt�ra obs�ugiwa�a kosmiczne po��czenia. Do akademii wst�pi� jako siedemnastolatek, bo m�odszych nie przyjmowano. Nim sko�czy� osiemna�cie lat, wiedzia� ju�, �e wszystko to jedna wielka bujda. Z pocz�tku pr�bowa� ignorowa� prawd�. Szuka� innych wyja�nie�, ale daremnie. Im wi�cej si� dowiadywa�, tym ja�niej rysowa�a mu si� wci�� jedna i ta sama konkluzja. Nieprawdopodobna wszelako i niemo�liwa do przyj�cia. Gryz� si� tak d�ugo, a� ostatecznie postanowi� stawi� problemowi czo�o. Zdarzy�o si� to na lekcji fizjologii, podczas omawiania tematu orientacji w stanie niewa�ko�ci i wp�ywu przyspiesze� na cia�o cz�owieka. Punktem wyj�cia by� teoria Paleya. Jonathan uni�s� nie�mia�o d�o�, ale bystrooki Cherniki spostrzeg� go od razu. Kaza� wsta�. Maj�c pierwszy krok za sob�, Jonathan czym pr�dzej wy�uszczy� w czym rzecz. � Profesorze Cherniki, je�li uznamy teori� Paleya, to w�wczas, w omawianym przypadku, czyli przy minimalnej pr�dko�ci ucieczki oka�e si�, �e ju� ona wystarczy do pozbawienia przytomno�ci. Orientacji te�� Odnosz� wra�enie, �e� � Co pan nam sugeruje, panie Bork? � spyta� ostro Cherniki. Jon zaryzykowa�. � Wniosek mo�e by� tylko jeden. Ktokolwiek spr�buje pilotowa� startuj�cy statek kosmiczny, zostanie pozbawiony zmys��w w stopniu wystarczaj�cym, by uniemo�liwi� mu obs�ug� urz�dze�. Sala zatrz�s�a si� od �miechu i Jon poczu�, �e si� rumieni. Zrobi�o mu si� nagle ciep�o. Nawet profesor skrzywi� si� kpi�co. � Powiedzmy. Ale gdyby� mia� racj�, to loty kosmiczne by�yby niemo�liwo�ci�. A przecie� latamy i to codziennie. W przysz�ym semestrze zajmiemy si� zmianami odporno�ci organizmu w warunkach stresu i w�wczas zrewidujesz zapewne� � Nie, sir � przerwa� mu Jonathan. � Podr�czniki nie podsuwaj� �adnego rozwi�zania tego problemu. Mam wra�enie, �e raczej starannie go omijaj�. Przeczyta�em je ju� do ko�ca, podobnie jak lektury uzupe�niaj�ce� � Czy wmawia mi pan, �e k�ami�, panie Bork? � Profesor spojrza� na Jona lodowato. Klasa umilk�a. � Je�li tak, to prosz� opu�ci� sal�. P�jdzie pan teraz do swojego pokoju i poczeka tam, a� zostanie wezwany. Jon podszed� na mi�kkich nogach do drzwi. Wszyscy wpatrywali si� we� niczym w skaza�ca podczas ostatniego spaceru. Miast uzyska� odpowied�, napyta� sobie biedy. Zostanie mu siedzie� w pokoju i rozmy�la� o mo�liwych konsekwencjach. Najbardziej ze wszystkiego pragn�� trafi� na kurs pilota�u; po to wst�pi� do akademii. Wiedzia�, �e sprawa nie jest �atwa: pilotem zostawa� jeden na setk� student�w, reszta l�dowa�a na innych posadach. Zwykle te� we flocie, do akademii bowiem przyjmowano samych najlepszych i ma�o kto zawodzi� nadzieje a� tak, �eby zosta� usuni�tym z uczelni. Oczywi�cie zdarza�y si� wyj�tki i Jon mia� niejasne wra�enie, �e oto sta� si� jednym z nich. Gdy w ko�cu interkom wezwa� go do gabinetu dyrektora, by� prawie got�w, a mimo to a� podskoczy�, us�yszawszy polecenie, �e ma zbiera� si� jak najszybciej i �apa� wind�. Sekretarka powita�a go oschle i skierowa�a wprost do admira�a. Admira� Sikelm porzuci� czynn� s�u�b� wraz z obj�ciem kierownictwa akademii, nigdy jednak nie straci� w�a�ciwego dla dow�dc�w sposobu bycia. Przemawia� zawsze tonem komendy i st�d zwany by� powszechnie �Admira�em�. Jon po raz pierwszy stan�� przed jego obliczem, i to sam na sam, przez co s�owa nie m�g� wykrztusi�. Jednak Admira� nie krzycza�, nie warcza�, tylko spokojnie zacz�� wyja�nia�. � Widzia�em si� z profesorem Chernikim. Powiedzia� mi, co zasz�o w klasie. Przes�ucha�em te� nagranie waszej rozmowy. Jon by� zdumiony: nie mia� poj�cia, �e klasy s� na pods�uchu. Admira� za� zaskakiwa� go coraz bardziej. � Gratuluj�, panie Bork. Zosta� pan przyj�ty na kurs pilota�u. Pa�ska grupa zaczyna w przysz�ym tygodniu. Oczywi�cie, o ile pragnie pan dalej si� kszta�ci�. � Jon chcia� co� powiedzie�, ale Admira� uciszy� go, unosz�c d�o�. � Zanim odpowiesz, chcia�bym �eby� mnie wys�ucha�. Jak ju� odkry�e�, loty kosmiczne nie wygl�daj� wcale tak, jak powszechnie si� s�dzi. Podczas pierwszych pr�b tracili�cie osiem na dziesi�� statk�w. Ale nie z powod�w technicznych. Czujniki monitoruj�ce stan zdrowia pilota pokaza�y jednoznacznie, gdzie tkwi przyczyna. Ludzkie cia�o nie jest przystosowane do pobytu w kosmosie. Pilota obezw�adnia�y zmiany ci��enia, zaburzenia krwiobiegu, niewa�ko��, zwi�kszona radiacja i jeszcze z tuzin innych czynnik�w, kt�re odkryli�my p�niej. Nie traci� ca�kiem przytomno�ci, ale by� na tyle oszo�omiony, �e przestawa� panowa� nad statkiem. Zabrn�li�my w �lep� uliczk�. Wyobra� sobie, masa dobrych statk�w i nikogo, kto m�g�by zasi��� za sterami. Pr�bowali�my narkotyk�w, hipnozy i czego tam jeszcze. Bez skutku. Otrzymali�my psychiczne wraki, a nie pilot�w i wychodzi�o na to samo. Dopiero doktor Moshe Kahn wpad� na rozwi�zanie. S�ysza�e� o nim? � Niewiele. Czy to nie on by� pierwszym dyrektorem Korpusu Psychologicznego? � W�a�nie. Oficjalnie to jego jedyna zas�uga, ale mo�e kiedy� oddamy mu jeszcze g�o�no sprawiedliwo��. Doktor Kahn otworzy� przed nami kosmos. Jego teoria okaza�a si� trafna. Cz�owiek, czyli homo sapiens, nie radzi sobie w przestrzeni, doktor Kahn postanowi� zatem stworzy� homo nowego typu. Cz�owieka, kt�ry b�dzie m�g� �y� i pracowa� w kosmosie. W specyficznych warunkach jednostka zdolna jest do dziwnych czyn�w. Niekt�rzy przechodz� bez szkody przez ogie�, inni staj� si� niewra�liwi na b�l. Doktor Kahn wykorzysta� olbrzymi potencja� naszych cia� i umys��w i zastosowa� metod� uwarunkowywania doros�ych osobnik�w w taki spos�b, aby reagowali na konkretne okoliczno�ci szczeg�lnym rozdwojeniem ja�ni. � Nie rozumiem, sir � wtr�ci� si� Jon. � A czy nie pro�ciej by�oby zacz�� od dzieci? Uwarunkowa� je jak trzeba od samego pocz�tku� � Oczywi�cie � odpar� Admira�. � Ale szcz�liwie prawo zabrania takich eksperyment�w. Doktor Kahn nigdy nie bra� tej mo�liwo�ci pod uwag�. Korzysta� z pomocy doros�ych m�czyzn, ochotnik�w. Niekt�rzy mieli pewne do�wiadczenie astronautyczne. Zesp� rozdwojenia osobowo�ci jest zapewne tak stary jak ludzko��, rozpoznano go w dziewi�tnastym stuleciu, ale nikt jeszcze nie pr�bowa� wywo�a� go laboratoryjnie. Kahn tego dokona�. Otrzymali�my dok�adnie to, czego szukali�my. Nowa osobowo�� znosi�a bez mrugni�cia okiem wszystkie te warunki, kt�re zwyk�ego cz�owieka wytr�ca�y kompletnie z r�wnowagi. Kto� taki m�g� prowadzi� statki mi�dzy planetami. U�pieni pasa�erowie nie wiedzieli nawet, co ich omija. Z oczywistych powod�w trzyma si� wszystko w tajemnicy. Wyobra�am sobie, jaki wrzask by si� podni�s�, gdyby P.T. Opinia Publiczna us�ysza�a o transie pilot�w. Pewnie nazwano by ich szalonymi. Poniek�d to i racja, bo ich psyche ulega rozdwojeniu, a to jest rodzaj szale�stwa, na dodatek sztucznie wywo�anego. Poza pilotami wiedz� o sprawie tylko instruktorzy i nieliczni, wysoko ustawieni politycy. Poniewa� wszyscy piloci s� ochotnikami, a wyniki maj� wy�mienite, nie narusza si� �adnych praw czy regu� etycznych. Jak sam widzia�e�, nawet nasi studenci nie maj� o niczym poj�cia. Wi�kszo�� nie pr�buje podwa�a� tre�ci podr�cznik�w i wyk�ad�w, akceptuj� zgrabnie przyrz�dzone p�prawdy i trafiaj� na inne stanowiska. Je�li jednak kto� przejrzy zas�on� dymn�, jak ty to uczyni�e�, wtedy dowiaduje si� o programie i zwykle akceptuje konieczno�� zachowania tajemnicy. Udost�pniamy takim osobom do�� danych, aby potencjalny ochotnik wiedzia�, w co si� �aduje. I to by by�o na tyle. Chyba �e masz jakie� pytania. � Tylko jedno � powiedzia� po namy�le Jon. � Chyba nie najm�drzejsze, ale� Czy trening zmienia jako� cz�owieka? To znaczy, czy po wszystkim b�d� jeszcze� � Normalny? To kwestia punktu widzenia. Twoje alter ego, Jon II, b�dzie si� budzi� jedynie w szczeg�lnych warunkach: w kabinie statku kosmicznego. Wsz�dzie indziej Pozostaniesz Jonem I. Jedynym odczuwalnym skutkiem b�d� luki w pami�ci, wybi�rcza amnezja obejmuj�ca czas lotu kosmicznego. Te osobowo�ci s� rozdzielne. Gdy jedna czuwa, druga pogr��a si� w nie�wiadomo�ci. Jon ju� si� zdecydowa�. Uczyni� to dobr� chwil� wcze�niej. � Nadal pragn� by� pilotem, Admirale. Nie s�dz�, �eby to wszystko cokolwiek zmienia�o. U�cisn�li sobie d�onie. Admira� nieco posmutnia�. Przeprowadzi� ju� wiele takich rozm�w i wiedzia�, �e rzeczywisto�� nie dorasta do oczekiwa� i wyobra�e� tych m�odych ludzi. Jon opu�ci� szko�� jeszcze tego samego popo�udnia. Nie wr�ci� nawet, �eby po�egna� si� z kolegami z klasy. Szko�a Pilota�u mie�ci�a si� na terenie tej samej bazy, niby niedaleko, ale w zasadzie by� to zupe�nie inny �wiat. Najprzyjemniejsze by�o poczucie przynale�no�ci do garstki wybra�c�w. Nie traktowano go ju� jak m�odego studenta, ale jak odpowiedzialnego za swe czyny, r�wnego kadrze ochotnika. Kursant�w by�o tylko dwunastu. Personel liczy� tysi�c pi��set os�b. Szybko okaza�o si�, �e to wcale nie tak du�o. Pierwsze kilka tygodni wype�ni�y testy sprawno�ciowe i badania. Potem dosz�y d�ugie sesje z encefalografem i seanse hipnotyczne. Z pocz�tku Jona dr�czy�y po nich koszmary senne, czu� si� dziwnie, jakby �ni� na jawie. Ale to min�o. Wst�pem do programu musia�o by� wytworzenie drugiej osobowo�ci po��czone z r�wnoczesnym wznoszeniem nieprzebytego muru mi�dzy obiema. Gdy zako�czono ten etap, Jon I straci� �wiadomo�� istnienia Jona II. Czas zacz�� p�yn�� pr�dzej, jako �e wi�kszo�� dnia po�yka�y czarne dziury niepami�ci. Program nauki obejmowa� te� takie zagadnienia, jak u�o�enie sobie �ycia z po�ow� umys�u bujaj�c� gdzie� w ob�okach. Jonathan nie spotka� si� nigdy z Jonem II, ale mia� okazj� obserwowa� innego pilota, Jenkinsa, podczas treningu. By� to ch�opak smuk�ejszy nieco i rok starszy o Jonathana. Jego alter ego radzi�o sobie w�a�nie z testami przeci��eniowymi. Widok by� niesamowity. Siedz�ca w fotelu wir�wki osoba ledwie przypomina�a t�, kt�ra na co dzie� chadza�a po korytarzach o�rodka. Twarz Jenkinsa II by�a praktycznie pozbawiona wyrazu, pos�gowa wr�cz. Ruchy nadzwyczaj szybkie i pewne. Mimo zmiennych, si�gaj�cych 3G przeci��e� kadet sprawnie reagowa� na zapalaj�ce si� przed nim �wiate�ka i wciska� odpowiednie guziki. Nie by�a to kwestia tylko wytrenowanych mi�ni, raczej nieludzkiej wprost samokontroli, szybko�ci reakcji. Ca�e cia�o ustawia�o si� momentalnie tak, aby jak naj�atwiej znie�� przeci��enie. Podobnie jak czyni� to wprawni marynarze na rozchybotanym pok�adzie okr�tu. Gdy Jon II by� ju� gotowym tworem, pewnego dnia zdarzy�o si� Jonowi I prze�y� niemi�e do�wiadczenie. Miast w gabinecie psychologa ockn�� si� w szpitalu. Mia� paskudnie rozci�t� d�o�; dwa palce by�y z�amane. � Wypadek przy treningu � wyja�ni� lekarz. � Co� si� popsu�o w klatce wir�wki. Uratowa� si� pan, �api�c za pr�t, i troch� oberwa�. Pr�t te� tu mamy. U�miechn�� si� i poda� Jonathanowi kawa�ek stali. Przyczyna skalecze� sta�a si� oczywista. P�calowy pr�t by� wygi�ty i z�amany. Jon I musia�by si� solidnie namacha� m�otkiem, by odkszta�ci� co� takiego. Tamten zrobi� to samymi palcami� Na ostatnim etapie szkolenia czas zaj�� dzielony by� p� na p� mi�dzy obu Jon�w. Jon I poznawa� obowi�zki kosmonauty, te pe�nione poza ster�wk�: opieka nad statkiem na l�dowisku, przegl�dy, naprawy, dogl�danie pasa�er�w. Ostatecznie w ich oczach Jon I by� pilotem, wierzyli w jego umiej�tno�ci i nie powinni absolutnie podejrzewa�, �e wraz z wej�ciem do ster�wki odp�ywa w nie�wiadomo��. Sam� ster�wk� pr�bowa� obejrze� wiele razy, ale nigdy mu si� to nie uda�o. Jej widok by� tym w�a�nie sygna�em, kt�ry wyzwala� now� osobowo��, i blokada �adn� miar� nie dawa�a si� obej��. Wraz z otwarciem drzwi co� przeskakiwa�o i do �rodka wchodzi� ju� Jon II. Dzie� zako�czenia szko�y by� najwa�niejszym i jednocze�nie najbardziej frustruj�cym dniem w �yciu Jonathana. Nie by�o czego� takiego jak klasa maturalna, piloci byli szkoleni wed�ug indywidualnych program�w. Gdy kt�ry� zdobywa� szlify, ceremoni� organizowano tylko dla niego. Jon wbi� si� w czarny mundur pilota i przedefilowa� przed t�umem z�o�onym w wi�kszo�ci z ponad trzydziestu tysi�cy pracownik�w bazy. Admira� przypi�� mu do uniformu platynowe skrzyde�ka, jeden z najstarszych symboli lotnik�w. To by�a pami�tna chwila. Ledwo zd��y� po�egna� si� z rodzin�, gdy wezwano go na pok�ad. Taka by�a tradycja � �wie�o mianowany pilot winien jeszcze tego samego dnia wykona� sw�j pierwszy normalny lot. Niby tylko kr�tki skok na Ksi�yc, zwyk�a dostawa zaopatrzenia, ale zawsze. Wspi�� si� po rampie, pomacha� rodzinie i wszed� do ster�wki. W nast�pnej chwili wyszed� przez �luz� na powierzchni� Ksi�yca. Nie pami�ta� lotu. Tyle tylko, �e teraz nosi� skafander i by� nieco zm�czony. Trudno o banalniejsze prze�ycie� Stoj�cy w ogrodzie kapitan Bork zerkn�� na wschodz�cy Ksi�yc. Paskudne uczucie: nie mia� czego wspomina�. Z wn�trza domu dolecia� czyj� �miech, brz�k szk�a. Przypomnia� sobie, gdzie jest. Rodzinny dom. Przyj�cie na jego cze��. Odk�ada� je, jak m�g� najd�u�ej, ale w ko�cu musia� ulec. Jak si� spodziewa�, by�o podle. �y� w zak�amaniu to jedno, ale k�ama� najbli�szym� Przygarbi� si�, strzepn�� fikcyjny py�ek z munduru i wr�ci� do sto�u. Nast�pnego ranka zg�osi� si� w bazie na czterdziestoo�miogodzinn� obserwacj� i poprzedzaj�ce start testy i �wiczenia. Lekarze zadbali, by wszed� na pok�ad w jak najlepszej formie fizycznej. Czeka� go najwa�niejszy i najd�u�szy lot. � Daleka przechadzka � powiedziano mu na odprawie. � Do Jowisza, a raczej do jego �smego satelity. Jednego z tych, kt�re kr��� w odwrotnym kierunku. Jak wiesz, mamy tam baz� i obserwatorium, dosy�amy im now� ekip� naukowc�w. Astrofizycy. Maj� zaj�� si� polem grawitacyjnym Jowisza. Jest ich dwunastu plus sprz�t. Spory �adunek. Najtrudniejsza cz�� drogi to pas asteroid�w. Jon II nie b�dzie m�g� wyj�� zbyt daleko poza p�aszczyzn� ekliptyki, przez co mo�ecie trafi� na jakie� �mieci. Ju� sobie z tym radzili�my. Przy odrobinie szcz�cia obejdzie si� bez k�opot�w. Jon przywita� si� z pasa�erami, sprawdzi� hibernatory i gdy wszystko by�o ju� gotowe, wspi�� si� do ster�wki. Dotkn�� drzwi. Wiedzia�, �e Jon II wejdzie zaraz do akcji. Nast�pny przystanek: Jowisz. Zawaha� si� sekund� i przekroczy� pr�g. Ale gdy si� ockn��, Jowisz by� jeszcze daleko. Jego cia�o przeszywa� b�l. Z pocz�tku by� �lepy i g�uchy. Nagle ot�pienie usta�o i tysi�ce bod�c�w run�y na�, zwi�kszaj�c jeszcze cierpienie. Nie do�wiadczy� nigdy a� tak dojmuj�cego b�lu. Ostatnim wysi�kiem skupi� spojrzenie na iluminatorze. Zobaczy� gwiazdy. By� w kosmosie, siedzia� w ster�wce. Na chwil� zapomnia� niemal o wszystkim innym. Gwiazdy. Po chwili b�l powr�ci�. Jon pr�bowa� poj��, sk�d si� bierze, jak go u�mierzy�. W kabinie by�o ciemno, jedyny poblask pochodzi� od �wiate�ek na pulpitach, ale ich mruganie nic nie m�wi�o Jonowi I. Krzykn�� spazmatycznie i straci� przytomno��. Przez tych kilka chwil Jon II uspokoi� si� nieco. Teraz szybko zanalizowa� sytuacj�. Straci� kontrol� nad sob�, zemdla�. To si� nie mo�e powt�rzy�. Blokady wyt�umi�y b�l, kt�ry i tak pozosta� na tyle silny, �e przeszkadza� my�le�. To musia� by� meteoryt. Tak, nic innego jak od�amek asteroidu. W przedniej grodzi widnia�a dziura wielko�ci pi�ci. Powietrze ucieka�o przez ni� z rykiem. W otworze ja�nia�a jaka� gwiazda. Widzia� j� ja�niej i wyra�niej ni� kiedykolwiek dot�d. Drobina ska�y wybi�a dziur� z przodu i potem uderzy�a w tyln� �cian� ster�wki. Musia�o doj�� do eksplozji. Pocisk wyparowa�, przedtem jednak poczyni� spore zniszczenia. Poparzy� pilota odpryskami p�ynnego metalu, uszkodzi� wmontowany w fotel system podtrzymania �ycia. By�o coraz zimniej, coraz trudniej si� oddycha�o. Skafander by� zamkni�ty w odleg�ej ledwie o dziesi�� st�p szafce. Ale pasy nie dawa�y si� odpi��. Zamek by� elektryczny i nie dzia�a� bez zasilania, a mechaniczne wyzwalacze si� zablokowa�y. Zacz�� si� szarpa� z klamrami. Nim je wy�ama�, panika wr�ci�a. Ledwo �api�c oddech, przymkn�� oczy i zemdla�. Jon I odzyska� przytomno��. B�l nie ust�powa�. Przera�ony Jonathan przymkn�� powieki i szarpn�� si� w pasach. Zaraz jednak si� wyprostowa�, oczy zal�ni�y mu dziwnie. Przez chwil� szuka� czego�, potem wbi� puste spojrzenie wprost przed siebie. Jon III kierowa� si� jedynie instynktami. By� zwierz�ciem, co wi�cej, by� przera�onym zwierz�ciem. Jego jedynym pragnieniem by�o przetrwa�. Przetrwa� i ocali� statek. W razie potrzeby m�g� skorzysta� z wiedzy Jona I i Jona II. Sam nie mia� �adnych wspomnie� pr�cz b�lu. Z cierpienia zrodzony � �wiat ca�y widzia� jako pulsuj�c� b�lem ran�. Jon III by� ostatecznym systemem obronnym. Wbudowano go w Jonathana na wszelki wypadek. O�y� mia� jedynie w ekstremalnych warunkach, gdyby wszystkie inne �rodki zawiod�y. Nie by� to system szczeg�lnie subtelny. Nastawiony by� jedynie na rozpoznawanie i za�egnywanie zagro�e�. Cudza pami�� podpowiedzia�a mu: �Za�� skafander�. Chcia� wsta�, ale co� go trzyma�o. Poci�gn�� obur�cz pas na piersi. Nie pu�ci�. Trzeba go zatem otworzy�. Narz�dzia. Nie ma narz�dzi, tylko d�onie. U�yj d�oni. Wsun�� palce pod zatrzask i podwa�y�. Palec napi�� si� i z�ama�. Jon III nie czu� �adnego b�lu, nie �ywi� te� �adnych emocji. Drugi palec wisia� po chwili na pasku sk�ry. Trzeci� Dopiero kciuk da� rad� zatrzaskowi. Reszta d�oni sp�ywa�a krwi�. Jon III z impetem zerwa� si� z fotela. Dolny pas pu�ci� przy wt�rze trzasku �amanej ko�ci goleniowej. Manewruj�c pozosta�ymi dwiema ko�czynami, pope�z� w kierunku szafki ze skafandrem. Ci�nienie powietrza spad�o niemal do zera. Musia� mruga� intensywnie oczami, by l�d nie okry� mu ich skorup�. Serce bi�o czterokrotnie szybciej ni� normalnie. Cia�o umiera�o z wolna. Jon III wiedzia� o tym wszystkim, ale nie to by�o dla� najwa�niejsze. Nie zna� innego �ycia jak w�a�nie takie. Nikt nie nauczy� go te�, �e �mier� mo�e by� ucieczk�. Mia� zadanie do wykonania i tyle. Powoli i metodycznie wyci�gn�� skafander, na�o�y� go, w��czy� dop�yw tlenu i doci�gn�� zamki. Potem przymkn�� powieki i odetchn�� z ulg�. Jon II ockn�� si� i poczu� b�l. Mniej dotkliwy tym razem, gdy� wiedzia� ju�, co robi�. I �e mo�e si� uda�. Uratuje statek. Sprawnie na�o�ona �ata powstrzyma�a ucieczk� powietrza. Zawarto�� rezerwowych zbiornik�w pozwoli�a wr�ci� do poprzedniego stanu ci�nienia w ster�wce. R�czne sterowanie dzia�a�o, podobnie jak wi�kszo�� zdublowanych obwod�w. Pozosta�o tylko je uruchomi�. Gdy ci�nienie wzros�o, Jon II zdj�� skafander i opatrzy� swoje rany. Ze zdumieniem obejrza� zmasakrowan� d�o�. Nie pojmowa�, jak to si� mog�o sta�. Nie zastanawia� si� jednak d�ugo, nie na my�liciela przecie� go szkolono. Doko�czy� banda�owania i zaj�� si� naprawami. Wiedzia� ju�, �e dotrze do portu przeznaczenia. Jon nigdy nie dowiedzia� si� o Jonie III. Jego istnienie trzymano niezmiennie w tajemnicy. Jon I pewien by�, �e to Jon II wybawi� go z opresji. Jon II nie zastanawia� si� nad podobnymi subtelno�ciami. Jego robot� by�o lata� i ju�. Jon dochodzi� z wolna do zdrowia w szpitaliku bazy na Jowiszu 8. Z pocz�tku rozmiar obra�e� przerazi� go, ale najgorsze mia� ju� za sob�. B�l d�ugo nie chcia� z�agodnie�, w ko�cu jednak ust�pi�. Ostatecznie Jonathan uzna�, �e wykpi� si� do�� tanim kosztem. Bo teraz nie b�dzie musia� ju� k�ama�. By� prawdziwym pilotem, cho� tylko przez kilka sekund. Widzia� kosmos pe�en gwiazd. Prze�o�y� Rados�aw Kot