13951

Szczegóły
Tytuł 13951
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13951 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13951 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13951 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Powie�ci Deana R. Koontza w Wydawnictwie Amber G�os nocy Grom Groza Klucz do p�nocy �zy smoka Maska Nie�miertelny r�ocne dreszcze Odwieczny wr�g Opiekunowie Pieczara Grom�w P�noc Prze��cz �mierci S�udzy ciemno�ci Szepty �ciana strachu Wizja W okowach lodu Zimny ogie� Zimowy ksi�yc Z�e miejsce Zwierciad�o zbrodni Zmrok w przygotowaniu Tik-tak ima 1 Przek�ad JACEK GRABOWSKI AMBER c-. Tytu� orygina�u HIDEAWAY Ilustracja na ok�adce STEYE CRISP Redakcja merytoryczna BARBARA WALICKA Copyright � 1992 by Nkui, Inc. For the Polish edition Copyright � 1994 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. ISBN 83-7169-336-2 Gerdzie. Na zawsze. f r CZ�SCI �ycie jest darem, kt�ry trzeba zwr�ci�, a z jego posiadania winna bra� si� rado��. Jest diabelnie kr�tkie, to fakt. Trudno si� pogodzi� z tym, �e ta ziemska procesja ku ostatecznej ciemno�ci jest podr� odbyt�, kr�giem zamkni�tym, dzie�em sztuki wyidealizowanym, melodii s�odkim rytmem, bitw� wygran�. KSI�GA ZLICZONYCH SMUTK�W ROZDZIA� PIERWSZY 1 Po drugiej stronie ciemnego wa�u g�r ca�y �wiat grzmia� i szumia�. Wok� szala�a burza, lecz Lindsey Harrison noc wydawa�a si� martwa i g�ucha. Dr��c wcisn�a si� g��biej w fotel. Zwarte rz�dy prastarych, wiecznie zielonych drzew porasta�y zbocza le��ce po obu stronach szosy, ust�puj�c czasami miejsca rzadkim skupiskom ogo�oconych z li�ci klon�w i brz�z, wyci�gaj�cych ku niebu pokr�cone, czarne konary. Jednak ani ten rozleg�y las, ani pot�ne ska�y, do kt�rych przywiera�, nie �agodzi�y pustki mro�nej, marcowej nocy. Gdy honda zje�d�a�a w d� kr�t�, niebezpieczn� drog�, drzewa i kamienne zbocza zdawa�y si� przep�ywa� obok, jakby by�y tylko urojeniami pozbawionymi rzeczywistej tre�ci. Niesiony gwa�townymi podmuchami drobny, suchy �nieg pada� uko�nie w snopy �wiate� reflektor�w. Lecz burza tak�e nie mog�a wype�ni� pr�ni. Pustka, jak� odczuwa�a Lindsey, tkwi�a wewn�trz niej. Noc, jak zawsze, wype�nia� chaos tworzenia. Jedynym martwym miejscem by�a jej dusza. Spojrza�a na Hatcha. Pochyla� si� do przodu, lekko zgarbiony nad kierownic�, patrz�c badawczo przed siebie z wyrazem twarzy, jaki dla ka�dego innego by�by nieodgadniony, lecz Lindsey po dwunastu latach ma��e�stwa z �atwo�ci� mog�a odczyta�, o czym on my�li. Hatch, �wietny kierowca, nie przestraszy� si� z�ych warunk�w na drodze. Bez w�tpienia my�la�, tak jak i Lindsey, o d�ugim weekendzie, kt�ry sp�dzili w�a�nie nad jeziorem Big Bear. Jeszcze raz pr�bowali odzyska� we wzajemnych stosunkach t� beztrosk�, kt�ra kiedy� by�a ich udzia�em. I zn�w im si� to nie uda�o. W dalszym ci�gu kr�powa� ich �a�cuch przesz�o�ci. �mier� pi�cioletniego syna spowodowa�a niewyobra�alne wr�cz obci��enie emocjonalne. My�l o dziecku napiera�a na umys�, szybko niszcz�c ka�d� chwil� pogody ducha, mia�d��c ka�dy odruch rado�ci. Jimmy nie �y� od ponad czterech i p� roku � tyle trwa�o jego �ycie � a mimo to jego �mier� by�a dla nich r�wnie wielkim ci�arem teraz, jak w dniu, gdy ponie�li t� bolesn� strat�. Hatch westchn�� lekko i spojrza� przez zachlapan� przedni� szyb�. Oblepione �niegiem wycieraczki z trudem przesuwa�y si� po szkle. Zwr�ci� wzrok na Lindsey i u�miechn�� si� blado; by� to zaledwie cie� prawdziwego u�miechu, wyprany z weso�o�ci, raczej grymas pe�en znu�enia i melancholii. Wydawa�o si�, �e chcia� co� powiedzie�, lecz wida� zmieni� zdanie i z powrotem skupi� uwag� na szosie. Trzy pasy drogi � dwa w g�r�, jeden w d� � majaczy�y za ruchom� zas�on� �niegu. Droga prowadzi�a podn�em zbocza, kr�tki odcinek prostej ko�czy� si� szerokim, zas�oni�tym zakr�tem. Nie wyjechali jeszcze z g�r San Bernardino, droga stanowa jeszcze raz opada�a stromo w d�. Gdy wjechali w zakr�t, krajobraz wok� nich si� zmieni�: zbocze po prawej stronie wznios�o si� w g�r� pod nieco ostrzejszym k�tem, po lewej stronie drogi zia� czarny w�w�z. Brzeg przepa�ci otacza�a bia�a, metalowa bariera, ledwo widoczna pod pokrywaj�cym j� �niegiem. Sekund� przed wyj�ciem z zakr�tu Lindsey ogarn�o przeczucie niebezpiecze�stwa. Powiedzia�a: � Hatch... By� mo�e Hatch r�wnie� co� wyczu�, gdy� w chwili, gdy Lindsey si� odezwa�a, nacisn�� delikatnie hamulec, zmniejszaj�c nieco pr�dko��. Tu� za zakr�tem pochy�y odcinek prostej blokowa�a stoj�ca ukosem du�a, dostawcza ci�ar�wka z piwem. Zatrzyma�a si� zaledwie pi�tna�cie do osiemnastu metr�w przed nimi, tarasuj�c dwa pasy. Lindsey przemkn�o przez my�l: �O Bo�e!", lecz nie mog�a wyda� z siebie g�osu. Kierowc� ci�ar�wki, jad�cego z dostaw� do jednego z o�rodk�w narciarskich w okolicy, najwidoczniej zaskoczy�a burza �nie�na, 10 kt�ra rozpocz�a si� p� dnia wcze�niej ni� przewidywali meteorolodzy. Opony wielkiego pojazdu, pozbawione przeciw�nie�nych �a�cuch�w, bezskutecznie kr�ci�y si� po oblodzonej nawierzchni, gdy kierowca desperacko walczy� o odzyskanie kontroli nad swym osiemnastoko�owcem. Kln�c pod nosem, ale poza tym jak zawsze opanowany, Hatch zmniejszy� nacisk na peda� hamulca. Nie odwa�y� si� wcisn�� go do oporu, nie chc�c ryzykowa� wprowadzenia hondy w �miertelny korkoci�g. Kierowca dostawczego samochodu o�lepiony blaskiem reflektor�w spojrza� przez boczn� szyb�. Przez wiruj�ce p�atki �niegu Lindsey dostrzeg�a tylko blady owal twarzy m�czyzny i dwa czarne jak w�giel otwory w miejscach, gdzie powinny by� oczy; upiorne oblicze, tak jakby za kierownic� tego pojazdu siedzia� jaki� z�o�liwy duch. Lub �mier� we w�asnej osobie. Hatch kierowa� si� ku zewn�trznemu z dw�ch wznosz�cych si� w g�r� pas�w ruchu, jedynej nie zablokowanej cz�ci szosy. Lindsey zastanawia�a si�, czy z przeciwnej strony jedzie jaki� inny pojazd, skryty przed nimi za ci�ar�wk�. Nawet przy zmniejszonej pr�dko�ci nie prze�yliby czo�owego zderzenia. Pomimo wysi�k�w Hatcha honda zacz�a si� �lizga�. Ty� zarzuci� w lewo i Lindsey stwierdzi�a, �e odwraca si� od tarasuj�cego szos� samochodu. R�wny, niekontrolowany ruch �lizgowy by� podobny do zmieniaj�cych si� w z�ym �nie obraz�w. Ogarn�y j� md�o�ci i mimo �e by�a przypi�ta pasami bezpiecze�stwa, instynktownie opar�a praw� r�k� o drzwi, a lew� o tablic� rozdzielcz�, napinaj�c mi�nie. � Trzymaj si� � powiedzia� Hatch, skr�caj�c kierownic� w t� stron�, w kt�r� znosi�o samoch�d; mia� nadziej� w ten spos�b odzyska� kontrol� nad pojazdem. Honda obr�ci�a si� o trzysta sze��dziesi�t stopni w przyprawiaj�cym o md�o�ci korkoci�gu, zupe�nie jak karuzela bez muzyki: dooko�a... dooko�a... Zn�w ukaza�a si� ci�ar�wka. Przez moment, gdy sun�li spiral� w d�, Lindsey by�a pewna, �e ich samoch�d bezpiecznie prze�lizgnie si� obok wielkiego osiemnastoko�owca. Teraz mog�a ju� spojrze� zza tego kolosa: droga poni�ej by�a wolna. W tym w�a�nie momencie Hatch zawadzi� przednim zderzakiem � ty� ci�ar�wki. Rozleg� si� przera�liwy zgrzyt metalu. 11 Hond� zatrz�s�o; zdawa�o si�, �e eksplozja odrzuci�a pojazd od miejsca zderzenia. Samoch�d trzasn�� ty�em w barier�. Z�by Lindsey uderzy�y o siebie tak mocno, �e poczu�a w szcz�kach iskry b�lu, dochodz�ce a� do skroni, a r�ka przyci�ni�ta do tablicy rozdzielczej wygi�a si� bole�nie w nadgarstku. Jednocze�nie pas bezpiecze�stwa, przeci�gni�ty na ukos przez klatk� piersiow� od prawego ramienia do lewego biodra, zaci�gn�� si� nagle tak ciasno, �e straci�a dech. Samoch�d odbi� si� od bariery z impetem nie wystarczaj�cym do ponownego zderzenia si� z ci�ar�wk�, ale zn�w wykona� pe�ny obr�t. Gdy ze�lizgiwali si� korkoci�giem obok ci�ar�wki, Hatch walczy� o odzyskanie kontroli nad samochodem, ale kierownica wyrywa�a mu si� gwa�townie z r�k. Krzykn�� czuj�c, �e zdziera mu sk�r� z d�oni. Nagle ten do�� �agodny spadek drogi wyda� si� jej stromym urwiskiem, przypomina� �lisk� oblodzon� rynn� zje�d�alni w weso�ym miasteczku. Lindsey krzykn�aby, gdyby tylko mog�a. Mimo �e pas bezpiecze�stwa nieco si� poluzowa�, linia b�lu przecina�a ukosem jej klatk� piersiow�, uniemo�liwiaj�c zaczerpni�cie powietrza. W tym momencie wstrz�sn�a ni� wizja hondy ze�lizguj�cej si� do nast�pnego zakr�tu, przebijaj�cej z trzaskiem barier�, spadaj�cej w przepa��. Ten obraz by� tak przera�aj�cy, �e odczu�a go jak uderzenie. Gdy honda wysz�a z drugiego obrotu, uderzy�a ca�ym bokiem po stronie kierowcy w barier� i zsun�li si� jakie� dziewi�� lub dwana�cie metr�w, nie trac�c z ni� kontaktu. Przy akompaniamencie skrzypienia, piszczenia, zgrzytania metalu o metal strzeli�y w g�r� fontanny ��tych iskier, unosz�c si� w�r�d p�atk�w �niegu jak roje �wietlik�w, kt�re przedosta�y si� przez p�tl� w czasie i pojawi�y si� o niew�a�ciwej porze roku. Samoch�d zatrzyma� si�, lewym przednim rogiem uniesiony w g�r�, najwidoczniej zahaczony o s�upek bariery. Przez chwil� panowa�a cisza tak g��boka, �e Lindsey poczu�a si� na po�y og�uszona. Nigdy dot�d nie dozna�a tak obezw�adniaj�cego uczucia ulgi. Wtedy honda zn�w si� poruszy�a. Zacz�a si� przechyla� na lewo. Bariera ust�powa�a, by� mo�e os�abiona rdz� lub erozj� pobocza. � Na zewn�trz! � krzykn�� Hatch, mocuj�c si� z zapi�ciem pas�w bezpiecze�stwa. Lindsey nie starczy�o nawet czasu na uwolnienie si� z w�asnych 12 pas�w b�d� chwycenie za klamk� u drzwi, gdy bariera si� rozpad�a i samoch�d zsun�� si� do w�wozu. Nawet wtedy, gdy to si� ju� naprawd� dzia�o, nie mog�a uwierzy�. Umys� potwierdza� zbli�anie si� �mierci, podczas gdy serce uparcie domaga�o si� nie�miertelno�ci. Przez prawie pi�� lat nie pogodzi�a si� ze �mierci� Jimmy'ego, z tym wi�kszym trudem przychodzi�o jej zaakceptowanie blisko�ci w�asnego ko�ca. W brz�ku odrywanych s�upk�w balustrady honda ze�lizn�a si� bokiem po zboczu pokrytym skorup� lodu, a nast�pnie, gdy skarpa sta�a si� bardziej stroma, zacz�a kozio�kowa�. Lindsey przypi�ta pasami, rzucana bole�nie z boku na bok, z trudem �apa�a oddech. Jej serce t�uk�o si� w piersi. Z nadziej� czeka�a na jakie� drzewo, g�az, cokolwiek, co powstrzyma�oby upadek, lecz skarpa wygl�da�a na zupe�nie g�adk�. Nie pami�ta�a, ile razy samoch�d przekozio�kowa� � mo�e tylko dwa razy � poniewa� poj�cia g�ra i d�, lewo i prawo straci�y jakiekolwiek znaczenie. Uderzy�a g�ow� w sufit tak mocno, �e omal nie straci�a przytomno�ci. Nie wiedzia�a, czy to ona zosta�a podrzucona w g�r�, czy te� dach zapad� si� do �rodka na jej spotkanie, wi�c spr�bowa�a g��biej wcisn�� si� w fotel boj�c si�, �e podczas nast�pnego obrotu dach mo�e wgi�� si� g��biej i zmia�d�y� jej czaszk�. Reflektory przecina�y ciemno��, w �wietle tryska�y fontanny �niegu. W tym momencie p�k�a przednia szyba, opryskuj�c Lindsey rozbitym na drobne kawa�eczki szk�em. Nagle wszystko pogr��y�o si� w zupe�nej ciemno�ci. Najwidoczniej wysiad�y zar�wno reflektory, jak i �wiat�a na tablicy rozdzielczej, odbijaj�ce si� dot�d w b�yszcz�cej od potu twarzy Hatcha. Samoch�d jeszcze raz przetoczy� si� na dach i tak ju� pozosta�. W odwr�conej pozycji ze�lizgiwa� si� dalej w bezdenn� przepa�� z og�uszaj�cym ha�asem, zupe�nie jakby tysi�c ton w�gla wsypywano do metalowej rynny. Mrok by� nieprzenikniony, g�sty, Lindsey mia�a wra�enie, �e oboje z Hatchem znajduj� si� w pozbawionym okien budynku, spadaj�cym z b�yskawiczn� szybko�ci� po torach g�rskiej kolejki. Nawet �nieg, zazwyczaj b�yszcz�cy w ciemno�ciach, sta� si� niewidoczny. Zimne p�atki k�sa�y jej twarz, gdy lodowaty wicher wciska� je przez ram� pozbawion� przedniej szyby, lecz Lindsey nie mog�a ich ujrze�, nawet gdy zmrozi�y jej rz�sy. Staraj�c si� opanowa� rosn�c� panik� zastanawia�a si�, czy nie zosta�a o�lepiona przez imploduj�ce szk�o. 13�lepota. Tego obawia�a si� najbardziej. By�a artystk�. Czerpa�a natchnienie z tego, co zaobserwowa�y oczy, a jej cudownie zr�czne r�ce przetwarza�y inspiracj� w dzie�o sztuki. C� m�g�by namalowa� niewidomy malarz? Na co mog�aby liczy�, gdyby nagle zosta�a pozbawiona zmys�u, na kt�rym najbardziej polega�a? W chwili gdy zacz�a krzycze�, samoch�d uderzy� o dno w�wozu i przewr�ci� si� z powrotem na ko�a, l�duj�c w normalnej pozycji z mniejszym wstrz�sem ni� si� spodziewa�a. Zatrzyma� si� prawie delikatnie, jakby stan�� na mi�kkiej poduszce. � Hatch? � powiedzia�a Lindsey zachrypni�tym g�osem. Po kakofonicznym ryku, towarzysz�cym ich zsuwaniu si� po �cianie w�wozu, czu�a si� na po�y og�uszona, niezbyt pewna czy panuj�ca wok� nadnaturalna cisza by�a prawdziwa, czy tylko jej si� tak wydawa�o. � Hatch? Spojrza�a na lewo, tam gdzie powinien si� znajdowa�, ale nie mog�a go dojrze� � ani czegokolwiek innego. By�a �lepa. � O Bo�e, nie. Prosz�. Poczu�a zawr�t g�owy. Mia�a wra�enie, �e samoch�d obraca si� i unosi jak latawiec w powietrzu, nurkuj�cy w pr�dach termicznych pod letnim niebem. � Hatch! Brak odpowiedzi. Kolejny zawr�t g�owy. Samoch�d ko�ysa� si� jeszcze mocniej ni� przedtem. Lindsey ogarn�� l�k, �e straci przytomno��. Je�li Hatch jest ranny, mo�e wykrwawi� si� na �mier�, gdy ona nie b�dzie w stanie mu pom�c. Si�gn�a na o�lep i dotkn�a Hatcha, zwini�tego na fotelu kierowcy. Jego g�owa by�a zwieszona na ramieniu, pochylona ku niej. Dotkn�a twarzy m�a, ale si� nie poruszy�. Co� ciep�ego i lepkiego pokrywa�o prawy policzek i skro�. Krew. Z rany na g�owie. Dr��cymi palcami dotkn�a jego ust i za�ka�a z ulg�, gdy poczu�a gor�cy oddech mi�dzy lekko rozchylonymi wargami. By� nieprzytomny, ale nie martwy. Macaj�c bez powodzenia przy mechanizmie zwalniaj�cym pasy bezpiecze�stwa Lindsey us�ysza�a d�wi�ki, kt�rych nie umia�a rozpozna�. Delikatne poklepywa- 14 nie. Po��dliwe lizanie. Dziwny, p�ynny chichot. Zamar�a na moment, skupiaj�c si�, by okre�li� �r�d�o tych obezw�adniaj�cych ha�as�w. Nagle bez ostrze�enia honda przechyli�a si� w prz�d, przez rozbit� przedni� szyb� na kolana Lindsey wpad� strumie� lodowatej wody. Gdy arktyczna k�piel zmrozi�a j� do szpiku ko�ci, zaskoczona straci�a oddech; zda�a sobie spraw�, �e wcale nie ma zawrot�w g�owy. Samoch�d si� porusza�. Unosi� si� na wodzie. Wyl�dowali w jeziorze albo w rzece. Prawdopodobnie w rzece. Powierzchnia jeziora nie falowa�aby w ten spos�b. Zimny prysznic na kr�tko j� sparali�owa� i spowodowa�, �e skrzywi�a si� z b�lu, lecz kiedy otworzy�a oczy, mog�a zn�w widzie�. Reflektory hondy rzeczywi�cie zgas�y, lecz tarcze i wska�niki na tablicy rozdzielczej wci�� jeszcze si� jarzy�y. Najwyra�niej sta�a si� ofiar� �lepoty histerycznej, a nie rzeczywistego, fizycznego uszkodzenia. Widzia�a niewiele, ale te� niewiele by�o do zobaczenia na dnie spowitego mrokiem w�wozu. Od�amki l�ni�cego szk�a obramowy-wa�y wybit� przedni� szyb�. Woda na zewn�trz szemra�a i falowa�a l�ni�c srebrzy�cie, na jej mrocznej powierzchni unosi�y si� skomplikowane naszyjniki, lodowe klejnoty. Brzegi rzeki ton�y w ciemno�ciach, tylko przypominaj�ce upiory p�aty �niegu okrywa�y nagie ska�y, ziemi� i zaro�la. Honda zdawa�a si� sun�� po rzece: woda si�ga�a do po�owy wysoko�ci maski, potem rozdziela�a si� w kszta�cie litery �V" i sp�ywa�a po obu stronach tak, jak sp�ywa�aby po dziobie statku, chlupi�c o ramy bulaj�w. P�yn�li w d� rzeki, za chwil� z pewno�ci� pr�d stanie si� bardziej gwa�towny, znosz�c ich na ska�y lub w stron� wodospadu. W mgnieniu oka Lindsey poj�a ekstremal-no�� ich sytuacji, lecz wci�� jeszcze odczuwa�a tak� ulg� z powodu cofni�cia si� �lepoty, �e by�a wdzi�czna za widok czegokolwiek. Wstrz�sana dreszczami uwolni�a si� z kr�puj�cych j� pas�w bezpiecze�stwa i ponownie dotkn�a Hatcha. W dziwnych plamach �wiat�a rzucanego przez lampki na tablicy rozdzielczej jego twarz by�a �miertelnie blada: oczy zapadni�te, sk�ra woskowa, wargi pozbawione kolor�w. Krew ciek�a (ale, dzi�ki Bogu, nie tryska�a) z rozci�cia na prawej stronie g�owy. Potrz�sn�a nim delikatnie, potem troch� mocniej, wo�aj�c jego imi�. Samoch�d znoszony by� z pr�dem w d� rzeki. Nie b�dzie im �atwo � je�eli w og�le oka�e si� to mo�liwe � wydosta� si� z tej 15 pu�apki. Zw�aszcza teraz, gdy zacz�� porusza� si� szybciej. Ale przynajmniej musz� by� przygotowani, aby wygramoli� si� na zewn�trz, gdy dop�ynie on do jakiej� ska�y lub zatrzyma si� na chwil� przy jednym z brzeg�w. Szansa ucieczki mo�e trwa� kr�tko. Hatch nie dawa� si� docuci�. Raptownie samoch�d przechyli� si� ostro do przodu. Lodowata woda zn�w chlusn�a przez roztrzaskan� przedni� szyb�; by�a tak zimna, �e podzia�a�a troch� jak wstrz�s elektryczny, parali�uj�c Lindsey na moment. Prz�d samochodu zanurzy� si� teraz g��biej. Woda ci�gle wlewa�a si� do �rodka, wznosz�c si� szybko ponad kostki Lindsey, do p� �ydki. Ton�li. � Hatch! � krzycza�a potrz�saj�c nim mocno, nie zwa�aj�c na jego rany. Rzeka wlewa�a si� do wn�trza, podnosz�c si� ju� do poziomu foteli. Piana, w kt�rej za�amywa�o si� bursztynowe �wiat�o padaj�ce z tablicy rozdzielczej, wygl�da�a jak girlandy z�otawych, bo�onarodzeniowych �wiecide�ek. Lindsey ukl�k�a na swoim fotelu i spryska�a wod� twarz Hatcha w desperackej nadziei, i� przywr�ci mu w ten spos�b przytomno��. Lecz on pogr��y� si� w g��bszych pok�adach nie�wiadomo�ci ni� podczas zwyk�ego, spowodowanego wstrz�sem omdlenia; by� mo�e w �pi�czce tak g��bokiej, jak oceaniczny r�w. Wiruj�ca woda si�ga�a teraz dolnej kraw�dzi kierownicy. Lindsey zapami�tale szarpa�a pasy bezpiecze�stwa Hatcha pr�buj�c je z niego zerwa�, niejasno rejestruj�c gor�c� fal� b�lu, kt�ry odczu�a zdzieraj�c sobie kilka paznokci. � Hatch, do diab�a! Woda si�ga�a do w po�owy kierownicy i honda prawie znieruchomia�a. By�a teraz zbyt ci�ka, by podda� si� sta�emu naciskowi znajduj�cej si� za ni� wody. Hatch mia� sto siedemdziesi�t osiem centymetr�w wzrostu i wa�y� siedemdziesi�t dwa i p� kilograma. By� przeci�tnych rozmiar�w, ale r�wnie dobrze m�g�by by� olbrzymem. Stanowi� teraz balast odporny na jej wszelkie wysi�ki, by� praktycznie nie do poruszenia. Ci�gn�c, pchaj�c, szarpi�c pasy Lindsey walczy�a, by go uwolni�. Zanim w ko�cu uda�o jej si� go wypl�ta�, woda podnios�a si� ju� powy�ej tablicy rozdzielczej, wy�ej ni� do po�owy jej klatki piersiowej. 16 Hatchowi si�ga�a jeszcze wy�ej, tu� pod brod�, poniewa� osun�� si� w fotelu. Rzeka by�a przera�liwie lodowata i Lindsey czu�a, �e ciep�o wycieka z jej cia�a jak krew tryskaj�ca z rozerwanej t�tnicy. R�wnocze�nie cia�o dr�twia�o z zimna, czu�a b�l mi�ni. Mimo wszystko z zadowoleniem przyj�a podnosz�cy si� poziom wody, kt�ry nada Hatchowi pewn� wyporno�� i tym samym u�atwi wymanewrowanie go spod kierownicy i wydostanie przez rozbit� przedni� szyb� na zewn�trz. Przynajmniej taki mia�a plan. Lecz gdy poci�gn�a Hatcha, wydawa� si� ci�szy ni� kiedykolwiek. Woda si�ga�a ju� jego warg. � Ruszaj si�, do diab�a � powiedzia�a z w�ciek�o�ci�. � Bo si� utopisz. 2 Bili Cooper, kt�remu w ko�cu uda�o si� �ci�gn�� z drogi sw�j pojazd, zacz�� wzywa� pomoc przez radio CB. Odezwa� si� jaki� kierowca, kt�ry opr�cz radia CB dysponowa� tak�e telefonem kom�rkowym i obieca� powiadomi� w�adze pobliskiego miasteczka Big Bear. Bili odwiesi� s�uchawk� aparatu, wyj�� spod siedzenia wielk� latark� na sze�� baterii, wyposa�on� w d�ugi uchwyt, i wyszed� z kabiny. Na zewn�trz szala�a burza �nie�na. Zimny wiatr przenika� przez podbit� we�n� kurtk� z denimu, lecz ostry ch��d zimowej nocy by� niczym w por�wnaniu z przera�eniem, jakie ogarn�o go na widok hondy zsuwaj�cej si� wraz z uwi�zionymi w niej pasa�erami w d� szosy, tu� przy kraw�dzi rozpadliny. �o��dek Billa przeszy� lodowaty skurcz strachu. M�czyzna przebieg� w poprzek przez �lisk� nawierzchni� i pop�dzi� skrajem szosy do wyrwy w balustradzie. Mia� nadziej�, �e ujrzy hond� poni�ej, zahaczon� o jaki� pie�. Lecz na jednego drzewa. Po poprzednich burzach poronna /'�& V* 2 � Prze��cz �mierci pokrywa �niegu, na kt�rej widnia� �lad pozostawiony przez ze�lizguj�cy si� pojazd. Billa ogarn�o obezw�adniaj�ce poczucie winy. Znowu pi�. Niedu�o. Tylko par� �yk�w z piersi�wki, kt�r� nosi� przy sobie. Wtedy, gdy rozpoczyna� jazd� pod g�r�, mia� pewno��, �e jest trze�wy. Teraz nie by� ju� tego taki pewien. Czu� si�... niewyra�nie. I nagle g�upot� wyda�o mu si� wyje�d�anie z dostaw� przy tak szybko pogarszaj�cej si� pogodzie. Otch�a� rozwieraj�ca si� pod jego stopami sprawia�a wra�enie bezdennej, i ten widok wywo�a� w Billu uczucie, �e ogl�da miejsce pot�pienia, do kt�rego sam trafi, gdy zako�czy si� jego w�asne �ycie. Sparali�owa�o go tak�e poczucie daremno�ci, kt�re czasami opanowuje nawet najlepszych z ludzi � chocia� im zazwyczaj zdarza si� to w sypialni o trzeciej nad ranem, gdy dr�czeni poczuciem samotno�ci gapi� si� na pozbawione znaczenia cienie na suficie. Wtedy rozchyli�a si� na moment zas�ona �niegu i jakie� trzydzie�ci lub czterdzie�ci metr�w poni�ej ujrza� dno w�wozu, nie tak g��boko, jak si� tego obawia�. Przeszed� przez wy�om w balustradzie, maj�c zamiar zsun�� si� w d� stromego zbocza i pom�c pozosta�ym przy �yciu. O ile tacy si� tam jeszcze znajdowali. Zawaha� si� jednak stoj�c na w�skiej p�ce na kraw�dzi stoku, poniewa� po whisky mia� zawroty g�owy, ponadto nie m�g� dojrze� miejsca, w kt�rym zatrzyma� si� samoch�d. W dole, w�r�d �niegu, wi�a si� czarna wst��ka. Tu urywa�y si� �lady pozostawione przez pojazd. Bili w zdumieniu mruga� oczami; chwil� trwa�o, nim przypomnia� sobie, �e w dole p�yn�a rzeka. Samoch�d wpad� do wody. Po niezwykle obfitych opadach �niegu kilka tygodni temu temperatura si� podnios�a, wywo�uj�c przedwcze�nie prawdziwie wiosenne roztopy. Rzeka p�yn�a nieprzerwanie, gdy� zima wr�ci�a niedawno i nie zd��y�a ponownie sku� jej lodem. Woda mia�a zaledwie kilka stopni powy�ej zera. Pasa�erowie � nawet je�liby przetrwali wypadek i unikn�li �mierci przez utoni�cie � i tak by szybko zamarzli. O Chryste, gdybym by� trze�wy, to przecie� przy takiej pogodzie bym zawr�ci�. Jestem zarozumia�ym b�aznem, pomy�la�. Zapijaczo-nym dostawc� piwa, kt�ry nie ma nawet na tyle rozs�dku, �eby przy piwie pozosta�. 18 B�azen, z powodu kt�rego umieraj� ludzie. Poczu�, �e zbiera mu si� na wymioty. Wpatrywa� si� w napi�ciu w ciemny w�w�z, a� wreszcie dojrza�' po prawej stronie tajemniczy blask, jakby pochodz�cy z innego �wiata, dryfuj�cy jak widmo z biegiem rzeki. Bursztynowe �wiat�o przygasa�o i ponownie rozja�nia�o si� w padaj�cym �niegu. Bili pomy�la�, �e musz� to by� wewn�trzne �wiat�a znoszonej w d� rzeki hondy. Skulony pod uderzeniami lodowatego wiatru, trzymaj�c si� kurczowo balustrady, by si� nie po�lizn�� i nie wypa�� poza kraw�d�, Bili przemyka� zboczem w tym samym kierunku, co unoszony z pr�dem samoch�d. Stara� si� nie straci� go z oczu. Pojazd dryfowa� pocz�tkowo szybko, potem wolniej, coraz wolniej. Wreszcie si� zatrzyma�, by� mo�e zablokowany przez wystaj�ce z dna rzeki ska�y lub jaki� wyst�p na brzegu. �wiat�o gas�o powoli, zupe�nie jakby akumulator si� wyczerpywa�. 3 Mimo �e Hatcha nie kr�powa�y ju� pasy bezpiecze�stwa, Lindsey nadal nie mog�a go poruszy�, by� mo�e dlatego, �e jego ubranie zaczepi�o si� o co�, czego nie mog�a dojrze�, lub jego stopa zaklinowa�a si� pod peda�em hamulca albo wygi�a si� do ty�u i zosta�a uwi�ziona pod fotelem. Woda si�ga�a powy�ej nosa Hatcha. Lindsey nie mog�a ju� wy�ej unie�� g�owy m�a. Teraz oddycha� rzek�. Pu�ci�a jego ci�kie, bezw�adne cia�o. Mia�a nadziej�, �e brak powietrza spowoduje, i� Hatch zacznie si� krztusi� i kaszle�, i w ko�cu odzyska przytomno��. Zreszt� nie mia�a ju� si�, by d�u�ej z nim walczy�. Intensywny ch��d zmrozi� j� do szpiku ko�ci. Z przera�aj�c� szybko�ci� traci�a czucie w ko�czynach. Samoch�d znieruchomia�. Spoczywa� na dnie rzeki ca�kowicie wype�niony i obci��ony wod�, tylko pod p�ytk� kopu�� dachu 19 znajdowa� si� b�bel powietrza. Chc�c z�apa� oddech, wcisn�a sw� twarz w t� przestrze�. Wydawa�a z siebie wywo�ane przera�eniem dziwne d�wi�ki, podobne do beczenia zwierz�cia. Pr�bowa�a si� opanowa�, ale nie by�a w stanie. Dziwaczne, przefiltrowane przez wod� �wiat�o z tablicy przyrz�d�w zacz�o blakn��, z bursztynowego stawa�o si� m�tno��te. Mroczna cz�� jej duszy chcia�a si� podda�, opu�ci� ten �wiat i przenie�� si� do lepszego. Mia�a wra�enie, �e s�yszy w�asny cichy g�osik, m�wi�cy: �Nie walcz, przecie� nie ma ju� po co �y�, Jimmy jest martwy od tak dawna, od tak bardzo dawna; teraz Hatch jest martwy lub umieraj�cy... Po prostu odpu��, poddaj si�, mo�e obudzisz si� z nimi w Niebie...". G�os by� urzekaj�cy, hipnotyczny. Przemkn�o jej przez my�l, �e powietrza mo�e starczy� najwy�ej na kilka minut, mo�e nawet kr�cej. Je�li natychmiast si� nie wydostanie, to umrze w samochodzie. �Hatch nie �yje, p�uca ma pe�ne wody, za chwil� stanie si� pokarmem dla ryb, wi�c odpu��, poddaj si�... O co ci chodzi, Hatch nie �yje..." � odezwa� si� g�osik. Zaczerpn�a powietrza, kt�re szybko nabra�o cierpkiego, metalicznego posmaku. By�a w stanie wci�ga� tylko ma�e hausty, tak jakby jej p�uca wysch�y i skurczy�y si�. Je�li w ciele Lindsey pozosta�a jeszcze odrobina ciep�a, to nie zdawa�a sobie z tego sprawy. Czu�a, �e zamarza, jej �o��dek skr�ci� si� w ataku nudno�ci, lecz nawet wymioty podchodz�ce do gard�a by�y lodowate; za ka�dym razem, gdy je w sobie d�awi�a, czu�a si� tak, jakby prze�yka�a ohydn� brej� zimnego �niegu. �Hatch nie �yje, Hatch nie �yje..." � Nie � zaprotestowa�a ze z�o�ci� chrapliwym szeptem. � Nie. Nie. Takie zaprzeczenie obudzi�o w niej gniew, podobny do gwa�townej burzy: Hatch nie mo�e by� martwy. To nie do pomy�lenia. Nie Hatch, kt�ry nigdy nie zapomnia� o urodzinach czy o rocznicy �lubu; kt�ry kupowa� jej kwiaty zupe�nie bez powodu, nigdy nie traci� panowania nad sob� i rzadko podnosi� g�os. Nie Hatch, kt�ry zawsze znajdowa� czas na wys�uchiwanie opowie�ci o cudzych problemach i umia� wyra�a� wsp�czucie; kt�ry nigdy nie zamkn�� portfela przed przyjacielem w potrzebie i kt�rego najwi�ksz� wad� 20 bv�o to, �e by� tak cholernie, nieprawdopodobnie naiwny. On nie mo�e, nie wolno mu. On nie jest martwy. Biega� codziennie osiem kilometr�w, stosowa� niskokaloryczn� diet�, jada� mn�stwo owoc�w i warzyw, unika� kofeiny. Do diab�a, czy to si� w og�le nie liczy? W lecie smarowa� si� olejkiem do opalania, nie pali�, nigdy nie pi� wi�cej ni� dwa piwa lub dwa kieliszki wina w ci�gu jednego wieczoru i bra� wszystko zbyt lekko, by mie� k�opoty z sercem spowodowane stresami. Czy� samozaparcie i samokontrola zupe�nie si� nie licz�? Czy� akt stworzenia �wiata zosta� tak dokumentnie spieprzony, �e ju� w og�le nie ma sprawiedliwo�ci? Dobrze, w porz�dku, m�wi si�, �e dobrzy ludzie umieraj� m�odo, co z pewno�ci� by�o prawd� je�li chodzi o Jimmy'ego. A Hatch, ze swoj� jeszcze nie sko�czon� czterdziestk�, wed�ug wszelkich standard�w tak�e by� m�ody. W porz�dku, zgoda. Ale m�wi si� tak�e, �e cnota jest sama sobie nagrod�. A tu, do jasnej cholery, mamy ca�e mn�stwo cn�t, ca�y g�wniany stos cn�t. To powinno co� znaczy�; chyba �e B�g wcale nie s�ucha, chyba �e Go to zupe�nie nie obchodzi, chyba �e �wiat jest jeszcze bardziej okrutny ni� Lindsey s�dzi�a. Nie chcia�a tego zaakceptowa�. Hatch. Nie. By�. Martwy. Zaczerpn�a tyle powietrza, ile tylko zdo�a�a. Zanurkowa�a w wod� w tej samej chwili, w kt�rej zgas�o ostatnie �wiat�o, ponownie pogr��y�a si� w ciemno�ciach, przecisn�a si� nad tablic� rozdzielcz� i przez brakuj�c� przedni� szyb� wydosta�a si� na mask� samochodu. Teraz by�a nie tylko �lepa, ale pozbawiona praktycznie wszystkich pi�ciu zmys��w. Nie s�ysza�a niczego poza dzikim �omotem w�asnego serca, gdy� woda skutecznie t�umi�a wszelkie d�wi�ki. Z wielkim trudem mog�a m�wi� lub rozr�nia� zapachy. Znieczulaj�ce dzia�anie lodowatej rzeki zostawi�o jej tylko resztk� zmys�u dotyku, czu�a si� wi�c tak, jakby by�a bezcielesnym duchem oczekuj�cym na ostateczny wyrok, zawieszonym w czym�, co tworzy�o atmosfer� Czy��ca. Wychodz�c z za�o�enia, �e rzeka nie mo�e by� du�o g��bsza ni� wysoko�� samochodu, i �e nie b�dzie musia�a na d�ugo wstrzymywa� oddechu przed dotarciem na powierzchni�, jeszcze raz ponowi�a pr�b� uwolnienia Hatcha. Le��c na masce, trzymaj�c si� kurczowo obramowania przedniej szyby jedn� zdr�twia�� r�k� i walcz�c z naturaln� wyporno�ci� swego cia�a, si�gn�a ponownie do wn�trza 21 i po omacku szuka�a w ciemno�ci, a� umiejscowi�a kierownic�, a potem m�a. W ko�cu ponownie zrobi�o jej si� gor�co, lecz nie by�o to �yciodajne ciep�o. To p�uca zacz�y j� pali� z braku powietrza. Chwyci�a obur�cz kurtk� Hatcha i poci�gn�a go ze wszystkich si� ku sobie � ku jej zaskoczeniu wyp�yn�� ze swego fotela; ju� nie by� nie do poruszenia, nagle p�awny i nieskr�powany. Zahaczy� o kierownic�, ale tylko na moment, po czym wyskoczy� na zewn�trz przez przedni� szyb�, gdy Lindsey prze�lizn�a si� do ty�u na masce samochodu, by mu zrobi� miejsce. Gor�cy, pulsuj�cy b�l wype�ni� jej klatk� piersiow�. Potrzeba zaczerpni�cia oddechu sta�a si� przyt�aczaj�ca, lecz si� jej opar�a. Gdy Hatch znalaz� si� na zewn�trz samochodu, Lindsey obj�a go i nogami wypchn�a na powierzchni�. Na pewno si� utopi�, a ona trzyma�a si� kurczowo zw�ok. Lecz ta makabryczna my�l wcale nie by�a odpychaj�ca. Je�li uda�oby jej si� wydosta� go na brzeg, mog�aby zastosowa� sztuczne oddychanie. Cho� szansa przywr�cenia mu przytomno�ci by�a w�t�a, jednak pozosta�a jeszcze resztka nadziei. Dop�ki si� nie wyczerpie ca�a nadzieja Lindsey, Hatch nie b�dzie naprawd� martwy, nie b�dzie trupem. Wynurzy�a si� na powierzchni�. Uderzy� j� podmuch wiatru, tak lodowatego, �e w por�wnaniu z nim �cinaj�ca szpik w ko�ciach woda wyda�a jej si� prawie ciep�a. Gdy powietrze dosta�o si� do p�on�cych p�uc, serce Lindsey zacz�o uderza� nier�wno, b�l �cisn�� klatk� piersiow�, z wielkim trudem zaczerpn�a powietrza po raz drugi. P�yn�c w pozycji pionowej i ciasno obejmuj�c Hatcha, Lindsey zach�ysn�a si�, gdy fala chlusn�a jej prosto w twarz. Kln�c wyplu�a wod�. Przyroda zdawa�a si� by� wielk�, wrog� besti�. Lindsey przy�apa�a si� na tym, �e jest w�ciek�a na rzek� i na burz�, zupe�nie tak, jakby by�y one �wiadomymi, rozmy�lnie dzia�aj�cymi przeciwko niej istotami. Pr�bowa�a ustali�, gdzie si� znajduje, lecz nie by�o to �atwe w ciemno�ciach, przy wyj�cym wietrze, bez sta�ego gruntu pod nogami. Ujrza�a brzeg rzeki, niewyra�nie �wiec�cy w �nie�nym p�aszczu i usi�owa�a tam dotrze� p�yn�c na boku i holuj�c Hatcha. Lecz pr�d okaza� si� zbyt silny, by mog�a mu si� oprze�, nawet gdyby p�yn�a u�ywaj�c obu r�k. Byli znoszeni wraz z Hatchem 22 w ^5} rzeki, raz po raz wci�gani przez podwodne wiry, po czym zn�w wyrzucani pr�dem na powierzchni�. Zderzali si� z po�amanymi ga��ziami drzew i kawa�ami lodu, kt�re tak�e ni�s� gwa�towny pr�d, spychaj�c ca�� t� mas� w kierunku gro�nego wodospadu czy te� �miertelnie niebezpiecznych bystrzyn. 4 Zacz�� pi�, gdy opu�ci�a go Myra. Nigdy nie potrafi� poradzi� sobie bez kobiet. No tak, ale czy� B�g Wszechmog�cy, gdy nadejdzie czas S�du, nie potraktuje z pogard� takiego usprawiedliwienia? Bili Cooper, wci�� trzymaj�c si� balustrady, przykucn�� niezdecydowanie na kraw�dzi zbocza i z przej�ciem patrzy� w d�, na rzek�. �wiat�a hondy znik�y za zas�on� padaj�cego �niegu. Nie �mia� oderwa� wzroku od dna w�wozu, by sprawdzi�, czy szos� nie nadje�d�a ambulans. Obawia� si�, �e gdy ponownie spojrzy na rzek�, nie b�dzie umia� odnale�� punktu, w kt�rym zgas�y �wiat�a, i wtedy wy�le ratownik�w w niew�a�ciwe miejsce na brzegu. W zamazanym, czarno-bia�ym pejza�u brak by�o wyra�nych punkt�w orientacyjnych. � Po�pieszcie si� � wyszepta�. Wiatr smaga� jego twarz, zlepia� �niegiem w�sy i sprawia�, �e �zawi�y mu oczy. Zawodzi� przy tym tak g�o�no, �e zag�uszy� syreny nadje�d�aj�cych karetek ratunkowych. Bili us�ysza� je dopiero wtedy gdy wyjecha�y zza zakr�tu, b�yskaj�c reflektorami i migaj�cymi, czerwonymi �wiat�ami ostrzegawczymi. Bili podni�s� si�, machaj�c ramionami, by zwr�ci� ich uwag�, lecz w dalszym ci�gu nie odrywa� wzroku od rzeki. Pojazdy zjecha�y na pobocze. Poniewa� jedna z syren ucich�a wcze�niej ni� druga, domy�li� si�, �e by�y tam dwa pojazdy. Prawdopodobnie ambulans pogotowia i w�z policyjny. Poczuj� od niego whisky. A mo�e w tym wietrze i zimnie nie Poczuj�. Tak, za to, co zrobi�, zas�u�y� na �mier� � ale je�li nie dane 23 mu by�o umrze�, nie s�dzi�, aby mia� by� ukarany utrat� pracy. Czasy by�y ci�kie. Recesja. Nie�atwo znale�� dobr� posad�. Odblaski rzucane przez obracaj�ce si� �wiat�a ostrzegawcze nada�y ca�ej scenie charakter obrazu obserwowanego za pomoc� stroboskopu. Wszystko wygl�da�o jak fragment nieudanego technicznie filmu. Padaj�ce z g�ry szkar�atne p�atki �niegu wygl�da�y jak rozpylona krew ciekn�ca ze zranionego nieba. 5 Rozko�ysana rzeka, szybciej ni� Lindsey s�dzi�a, zepchn�a j� i Hatcha na wyg�adzone przez wod� ska�y, kt�re jak rz�d wyszczerbionych z�b�w stercza�y po�rodku nurtu. Zaklinowali si� w szczelinie tak w�skiej, �e pr�d nie m�g� ich dalej znosi�. Wok� pieni�a si� i bulgota�a woda, lecz opieraj�c si� o ska�y, Lindsey mog�a wreszcie przesta� walczy� ze �miertelnie niebezpiecznymi wirami. Opu�ci�y j� si�y, jej mi�nie zwiotcza�y i nie reagowa�y na polecenia; Z trudem podtrzymywa�a g�ow� Hatcha, by jego twarz nie znalaz�a si� w wodzie, cho� teraz, gdy przesta�a ju� walczy� z rzek�, czynno�� taka powinna by� �atwym zadaniem. Nie by�a w stanie wypu�ci� go z obj��, jednak utrzymywanie g�owy m�a nad wod� by�o dzia�aniem zupe�nie bezsensownym. Nie mog�a si� d�u�ej oszukiwa�, �e jeszcze �yje. Z ka�d� minut� przywr�cenie mu �ycia za pomoc� sztucznego oddychania stawa�o si� coraz mniej prawdopodobne. Lecz ona si� nie podda. Nie. Sama by�a zdziwiona tym gwa�townym i nieoczekiwanym przyp�ywem nadziei, tu� przed wypadkiem my�la�a, �e ju� wszystko przepad�o. Ch��d przenikn�� Lindsey do g��bi, parali�uj�c jej cia�o i �wiadomo��. Pr�bowa�a skupi� si� na u�o�eniu planu, dzi�ki kt�remu mog�aby wydosta� si� na brzeg, jednak nie by�a w stanie zebra� my�li. Czu�a si� jak pod wp�ywem narkotyku. Wiedzia�a, �e zamarzaniu towarzyszy ospa�o��, �e za�ni�cie narazi j� na g��bokie omdlenie, a w konsekwencji spowoduje �mier�. Postanowi�a za 24 wszelk� cen� nie zasn�� i zachowa� przytomno�� � lecz w tym momencie zda�a sobie spraw�, �e w�a�nie zamkn�a powieki. Skuli�a si� ze strachu. Przera�enie napi�o jej mi�nie. Gor�czkowo mrugaj�c, przypatrywa�a si� bacznie Hatchowi i wypolerowanym przez wod� otoczakom. Jej rz�sy by�y pokryte szronem, kt�ry ju�'nie topnia� od ciep�a jej cia�a. Bezpieczny brzeg by� oddalony zaledwie o cztery i p� metra. Gdyby z�by skalne znajdowa�y si� bli�ej siebie, mog�aby przeci�gn�� cia�o Hatcha na brzeg, nie pozwalaj�c, by wpad�o w szczelin� i pop�yn�o w d� rzeki. Jej wzrok dostatecznie przystosowa� si� do ciemno�ci, wi�c zauwa�y�a, �e dzia�aj�ce przez wieki pr�dy wy��obi�y po�rodku granitowego wa�u, w kt�rym by�a zaklinowana, szerok� na p�tora metra dziur�. Znajdowa�a si� w po�owie drogi mi�dzy Lindsey a brzegiem rzeki. L�ni�c pod koronkowym szalem lodu ciemna woda przy�piesza�a, tworz�c lej skierowany ku wyrwie; bez w�tpienia po drugiej stronie bucha�a ze straszliw� si��. Lindsey zdawa�a sobie spraw�, �e jest zbyt s�aba, by przedosta� si� przez ten straszliwy wir. Wraz z Hatchem zostaliby porwani ku pewnej �mierci. W chwili, gdy wieczny sen ponownie zacz�� wydawa� si� jej bardziej kusz�cy ni� prowadzenie bezcelowej walki przeciw wrogim si�om natury, na szczycie w�wozu, kilkaset metr�w w g�r� rzeki, spostrzeg�a dziwne �wiat�a. By�a tak zdezorientowana, a jej umys� tak znieczulony przez zimno, �e przez moment pulsuj�ca, kar-mazynowa runa wydawa�a jej si� niesamowita, tajemnicza, wr�cz nadprzyrodzona. Mia�a wra�enie, �e spogl�da w g�r� na cudowny blask unosz�cej si� w powietrzu boskiej obecno�ci. Dopiero po d�u�szej chwili zda�a sobie spraw�, �e to, co widzi wysoko w g�rze, na szosie, to pulsowanie �wiate� ostrzegawczych ambulansu lub wozu policyjnego. Potem dostrzeg�a niedaleko zbli�aj�ce si� snopy �wiat�a z latarek, jak srebrne miecze przecinaj�ce ciemno��. Ratownicy zeszli po �cianie w�wozu. Znajdowali si� by� mo�e o sto metr�w od niej, w miejscu, gdzie zaton�� samoch�d. Zawo�a�a. Z jej gard�a wydoby� si� na zewn�trz tylko ochryp�y szept. Spr�bowa�a ponownie, z nieco lepszym wynikiem, lecz nie us�yszeli jej w zawodz�cym wietrze, gdy� �wiat�a latarek w dalszym Cl3gu przesuwa�y si� tam i z powrotem na tym samym odcinku nad wzburzonym nurtem. 25 Hatch zn�w wy�lizgiwa� si� z jej obj��. Jego twarz znalaz�a si� pod wod�. Raptownie przera�enie Lindsey ponownie zmieni�o si� we w�ciek�o��. By�a w�ciek�a na kierowc� ci�ar�wki za to, �e da� si� zaskoczy� w g�rach burzy �nie�nej; w�ciek�a na siebie za to, �e jest tak s�aba; w�ciek�a na Hatcha z powod�w, kt�rych nie potrafi�a okre�li�; w�ciek�a na lodowat� rzek� i na Boga za gwa�t i niesprawiedliwo�� panuj�ce w Jego wszech�wiecie. Lindsey znalaz�a wi�cej si�y w z�o�ci ni� w przera�eniu. Zgi�a swe na wp� zamarzni�te palce, chwyci�a mocniej Hatcha, ponownie wyci�gn�a jego g�ow� z wody i wyda�a krzyk, kt�ry by� g�o�niejszy ni� zwiastuj�cy �mier� ryk wiatru. W g�rze �wiat�a latarek, wszystkie jednocze�nie, zwr�ci�y si� w jej kierunku. 6 Ludzie, kt�rych odnaleziono po�rodku nurtu, wygl�dali na martwych. Ich twarze, o�wietlone latarkami, na tle ciemnej wody wygl�da�y jak widma � blade, p�prze�roczyste, nierealne. Lee Redman, zast�pca szeryfa okr�gu San Bernardino, przeszkolony w prowadzeniu akcji ratunkowych w najtrudniejszych sytuacjach, przedziera� si� przez wod� wzd�u� kamiennego wa�u, by wyci�gn�� ich na brzeg. By� przywi�zany do p�calowej, splecionej jak cuma nylonowej liny, mog�cej wytrzyma� ci�ar rz�du tysi�ca o�miuset kilogram�w, solidnie umocowanej do pnia grubej sosny. Asekurowa�o go dw�ch ratownik�w. Zrzuci� podbit� futrem kurtk�, ale nie pozby� si� munduru ani but�w. W tych gwa�townych pr�dach p�ywanie by�o i tak niemo�liwe, wi�c nie musia� si� martwi�, �e ubranie b�dzie mu kr�powa� ruchy. Nawet przemokni�ta odzie� ochroni go przed atakami lodowatych fal, zmniejszaj�c pr�dko��, z jak� b�dzie traci� ciep�ot� cia�a. Jednak�e nie min�a nawet minuta od wej�cia do rzeki i Lee by� 26 ledwie w po�owie drogi ku znajduj�cej si� w dramatycznej sytuacji arze gdy poczu� si� tak, jakby do jego krwiobiegu wstrzykni�to T^k�� substancj� ozi�biaj�c�. Nie wyobra�a� sobie, �e mog�oby by� mu jeszcze zimniej ni� teraz, gdyby nago zanurkowa� w tych lodowatych pr�dach. Oczywi�cie wola�by zaczeka� na Grup� Ratownictwa Zimowego, kt�ra ju� tu jecha�a � na ludzi do�wiadczonych w wyci�ganiu narciarzy przysypanych lawinami i ratowaniu nierozwa�nych �y�wiarzy, pod kt�rymi za�ama� si� cienki l�d. B�d� mieli ze sob� izolowane kombinezony do nurkowania i wszelki potrzebny sprz�t. Lecz sytuacja by�a zbyt rozpaczliwa, aby mo�na by�o czeka�; ludzie w rzece nie dotrwaj� do przybycia wyspecjalizowanych ratownik�w. Redman dotar� do p�torametrowej szczeliny, przez kt�r� woda p�dzi�a tak, jakby by�a zasysana przez pot�n� pomp�. Pr�d zbi� go z n�g, ale asekuruj�cy z brzegu m�czy�ni trzymali lin� mocno napi�t�, popuszczaj�c dok�adnie z tak� pr�dko�ci�, z jak� si� posuwa�, dzi�ki czemu nie zosta� wci�gni�ty w wyrw�. Wzni�s� r�ce nad wzburzon� rzek�, nabieraj�c przy tym do ust wody tak przejmuj�co zimnej, �e a� rozbola�y go z�by, lecz zdo�a� uchwyci� si� ska�y po drugiej stronie szczeliny. Minut� p�niej, �api�c z trudem oddech i dygocz�c gwa�townie, Lee dotar� do uwi�zionej w�r�d ska� pary. M�czyzna by� nieprzytomny, lecz kobieta zachowa�a �wiadomo��. Ich twarze to znika�y, to zn�w si� ukazywa�y w �wietle kierowanych z brzegu latarek. Oboje znajdowali si� w okropnym stanie. Cia�o kobiety by�o jakby wyblak�e, zupe�nie pozbawione kolor�w, tak �e naturalna fosforescencja ko�ci ja�nia�a jak wewn�trzne �wiat�o, ukazuj�c pod sk�r� zarysy jej czaszki. Wargi mia�a tak bia�e jak z�by; opr�cz zmoczonych czarnych w�os�w, jedynie jej oczy by�y ciemne, zapadni�te jak u trupa, a w spojrzeniu czai� si� przeszywaj�cy b�l. W tych warunkach nie potrafi� okre�li� jej wieku, nie umia� powiedzie� czy by�a brzydka, czy atrakcyjna, ale natychmiast zauwa�y�, �e znajdowa�a si� u kresu wytrzyma�o�ci, przy �yciu trzyma�a j� wy��cznie si�a woli. � Prosz� wzi�� najpierw mego m�a � zachrypia�a popychaj�c nieprzytomnego m�czyzn� w ramiona Lee. Jej g�os si� za�amywa�. � �zna� obra�e� g�owy i potrzebuje pomocy. Po�piesz si� pan, do diab�a! 27 Jej z�o�� nie urazi�a Lee. Wiedzia�, �e w rzeczywisto�ci nie by�a ona przeznaczona dla niego i �e da�a jej si�� do przetrwania. � Prosz� si� trzyma�, p�jdziemy wszyscy razem. � Podni�s� g�os, by przekrzycze� ryk wiatru i huk fal. � Prosz� nie opiera� si� rzece, nie �apa� si� ska� ani utrzymywa� st�p na dnie. Tym z brzegu b�dzie �atwiej nas wyci�gn��, je�li pozwolimy si� unosi� wodzie. Wygl�da�o na to, �e zrozumia�a. Lee spojrza� do ty�u, na brzeg. Gdy �wiat�o latarek skupi�o si� na jego twarzy, krzykn��: � Gotowi! Teraz! Ratownicy zacz�li ci�gn�� lin�, do kt�rej by� przywi�zany nieprzytomny m�czyzna, wyczerpana kobieta i Lee Redman. i Po wyci�gni�ciu z wody Lindsey kolejno traci�a i odzyskiwa�a przytomno��. Chwilami zdawa�o si� jej, �e ogl�da ta�m� magnetowidow�, przewijan� szybko do przodu od jednej przypadkowo wybranej sceny do innej, z szarobia�� nico�ci� mi�dzy poszczeg�lnymi sekwencjami. Gdy z trudem �api�c oddech le�a�a na ziemi, przykl�kn�� przy niej m�ody sanitariusz z oszronion� brod�. Skierowa� jej prosto w oczy �wiat�o cienkiej latarki sprawdzaj�c, czyjej �renice jednakowo si� rozszerzaj�. Zapyta�: � Czy pani mnie s�yszy? � Oczywi�cie. Gdzie jest Hatch? � Czy wie pani, jak si� pani nazywa? � Gdzie jest m�j m��? Trzeba go reanimowa�. � Zajmiemy si� nim. No wi�c, czy wie pani, jak si� pani nazywa? � Lindsey. � W porz�dku. Czy jest pani zimno? Pytanie wydawa�o si� g�upie, ale wtedy zda�a sobie spraw� z tego, 28 ze iu� nie marz�a. W rzeczywisto�ci w jej ko�czynach pojawi�o si� dosy� nieprzyjemne ciep�o. Nie by�o to ostry b�l jak przy poparzeniach. Czu�a si� tak, jakby jej ko�czyny zanurzono w �r�cej cieczy, kt�ra stopniowo rozpuszcza�a sk�r� i zostawia�a nie os�oni�te zako�czenia nerw�w. Wiedzia�a, i nikt nie musia� jej tego wyja�nia�, �e jej niezdolno�� do odczuwania uk�sze� nocnego powietrza by�a oznak� pogorszenia si� stanu fizycznego. Nie�li j� na noszach, poruszaj�c si� szybko wzd�u� brzegu. Le��c mog�a spogl�da� jedynie na m�czyzn� trzymaj�cego nosze przy jej stopach. Pokrywa �nie�na odbija�a �wiat�a latarek. W tej dziwnej po�wiacie niewyra�nie widzia�a zarysy twarzy obcego, w kt�rej niepokoj�cym blaskiem b�yszcza�y jego twarde jak stal oczy. To miejsce i chwila, przypominaj�ce rysunek w�glem, dziwnie ciche, pe�ne zjawiskowego ruchu i tajemnicy, mia�y cechy koszmaru. Lindsey czu�a, �e jej serce bije szybciej. Przygl�da�a si� m�czy�nie. Charakterystyczny dla sn�w brak logiki przyoblek� w kszta�ty jej strach, i nagle by�a pewna, �e ju� nie �yje, a tajemnicze postacie d�wigaj�ce nosze, to nie �ywi ludzie, lecz nosiciele zw�ok, kt�rzy umieszcz� jej cia�o na pok�adzie �odzi, kt�ra przewiezie j� przez Styks do krainy zmar�ych i pot�pionych. Lindsey przywi�zano do noszy i w pozycji prawie pionowej wci�gano po pokrytej �niegiem, pochy�ej �cianie w�wozu. Dwaj m�czy�ni � jeden po prawej, drugi po lewej stronie � brn�li po kolana przez zaspy, tu� obok noszy, pilnuj�c, aby nie spad�a lub nie przekr�ci�a si� twarz� do lodowatego pod�o�a. Czerwona �una �wiate� ostrzegawczych zbli�a�a si� powoli. Gdy Lindsey znalaz�a si� w karmazynowym kr�gu, us�ysza�a nad sob� szorstkie g�osy ratownik�w i trzaski radiostacji. W chwili, gdy poczu�a ostry zapach spalin wydzielanych przez pojazdy ekipy, wiedzia�a ju�, �e ocaleje. Brakowa�o zaledwie u�amka sekundy, pomy�la�a, a wszystko by si� uda�o... Cho� Lindsey majaczy�a z wyczerpania, by�a ca�kiem zdezorientowana, a wspomnienia ostatnich wydarze� gmatwa�y si� i miesza�y, zachowa�a jednak na tyle przytomno�ci umys�u, aby wyra�one w ten spos�b pod�wiadome pragnienie wyprowadzi�o j� z r�wnowagi, wakowa�o sekundy, a wszystko by si� uda�o? Jedyn� rzecz�, od kt�rej dzieli�y j� sekundy, by�a �mier�. Czy w dalszym ci�gu rozpacz 29 z powodu straty Jimmy'ego by�a tak wielka, �e nawet po pi�ciu latach jej w�asna �mier� wydawa�a si� mo�liwym do zaakceptowania sposobem uwolnienia od ci�aru w�asnego nieszcz�cia? W takim razie dlaczego nie podda�am si� pr�dowi rzeki? Dlaczego po prostu si� nie podda�am? � my�la�a Lindsey ogarni�ta zdziwieniem. Oczywi�cie, Hatch. Hatch jej potrzebowa�. Ona sama by�a gotowa opu�ci� ten pad� w nadziei, �e znajdzie si� w innym, lepszym �wiecie. Ale nie mog�a podj�� podobnej decyzji za Hatcha, a w takich okoliczno�ciach rezygnacja z walki o w�asne �ycie oznacza�aby jego �mier�. Nosze zosta�y przeci�gni�te nad kraw�dzi� w�wozu i po�o�one na szosie, tu� przy ambulansie. Czerwony �nieg wirowa�, opadaj�c na twarz Lindsey. Sanitariusz o ogorza�ej twarzy i pi�knych niebieskich oczach nachyli� si� nad ni�. � Wszystko b�dzie dobrze. � Wcale nie chcia�am umrze� � powiedzia�a. W rzeczywisto�ci nie m�wi�a tego do m�czyzny. Spiera�a si� sama ze sob�, pr�buj�c zaprzeczy� temu, �e rozpacz po stracie syna skazi�a jej uczucia do tego stopnia, i� skrycie pragn�a si� z nim po��czy� poprzez w�asn� �mier�. Jej wyobra�enie o samej sobie nie zawiera�o poj�cia �samob�jca", by�a wi�c zaskoczona, dozna�a te� uczucia odrazy odkrywaj�c, �e pod wp�ywem skrajnego stresu mog�aby rozwa�y� tak� mo�liwo��. Brakowa�o u�amka sekundy, a to by si� w�a�nie uda�o... Zapyta�a: � Chcia�am umrze�? � Pani b�dzie �y�a � zapewni� j� sanitariusz odwi�zuj�c wraz z drugim m�czyzn� liny od noszy. Przygotowywa� Lindsey do za�adowania do sanitarki. � Najgorsze ju� min�o. Najgorsze min�o. ROZDZIA� DRUGI 1 P� tuzina policyjnych i ratunkowych pojazd�w zaparkowa�o w poprzek dw�ch pas�w g�rskiej szosy. Ruch pod g�r� i w d� odbywa� si� trzecim pasem, regulowany przez umundurowanych funkcjonariuszy. Lindsey widzia�a, �e jacy� ludzie gapi� si� na ni� z przeje�d�aj�cego d�ipa, lecz po chwili pojazd skry� si� w tumanach �niegu i pi�ropuszach ci�kich spalin. W ambulansie mog�o si� zmie�ci� dw�ch pacjent�w. Lindsey umieszczono na w�zku na k�kach przymocowanym do lewej �ciany dwiema spr�ynowymi klamrami, zabezpieczaj�cymi przed przetoczeniem si� podczas ruchu. Hatcha po�o�ono na w�zku z drugiej strony. Dwaj sanitariusze wskoczyli do karetki i zatrzasn�li za sob� szerokie drzwi. Gdy si� poruszali, r�kawy i nogawki ich bia�ych, ocieplanych nylonowych kombinezon�w ociera�y si� o siebie, wydaj�c serie �wist�w, kt�re w tej zamkni�tej przestrzeni wydawa�y si� wyj�tkowo g�o�ne. W��czono syren� i ambulans ruszy�. Sanitariusze z wpraw� balansowali w rytm ko�ysania pojazdu. Pewnie trzymali si� na nogach. Stoj�c w w�skim przej�ciu mi�dzy w�zkami, obaj m�czy�ni wr�cili si� do Lindsey. Na kieszeniach kurtek wyszyte by�y ich nazwiska: David O'Malley i Jerry Epstein. Z osobliwym po��czeniem u ynowej oboj�tno�ci i uprzejmo�ci, wynikaj�cej z zaciekawienia, zyst�pili do badania, wymieniaj�c mi�dzy sob� uwagi medyczne 31 szorstkimi, pozbawionymi emocji g�osami. Gdy zwracali si� bezpo�rednio do niej, ichg�osy nabiera�y �agodnych, dodaj�cych otuchy ton�w. Ta niejednoznaczno�� ich zachowania raczej zaalarmowa�a ni� uspokoi�a Lindsey, lecz by�a zbyt s�aba i rozbita, by wyrazi� swoje zaniepokojenie. Czu�a si� ca�kiem bezsilna. Rozdygotana. Przypomnia�a sobie surrealistyczny obraz zatytu�owany �Ten �wiat i nast�pny", kt�ry namalowa�a zesz�ego roku. Centraln� postaci� by� id�cy po linie cyrkowy akrobata, trapiony niepewno�ci�. W tej chwili �wiadomo�� by�a zawieszon� wysoko lin�, kt�rej niepewnie si� czepia�a. Pr�ba przem�wienia do sanitariuszy, je�li mia�aby si� sk�ada� z wi�cej ni� jednego czy dw�ch s��w, mog�aby naruszy� jej w�t�� r�wnowag� i spowodowa� zapa��. Cho� umys� Lindsey by� zbyt przyt�piony, by mog�a zrozumie� wi�kszo�� tego, o czym m�wili sanitariusze, zorientowa�a si� jednak, �e cierpi na hipotermi�, prawdopodobnie tak�e ma odmro�enia, i �e si� o ni� martwi�. S�abo wyczuwalny, nieregularny puls. P�ytki oddech. By� mo�e owa tak �atwa ucieczka od rzeczywisto�ci wci�� jeszcze by�a mo�liwa. Je�li naprawd� tego chcia�a. By�o jej wszystko jedno. Je�li istotnie od czasu pogrzebu Jimmy'ego pod�wiadomie pragn�a �mierci, to teraz nie mia�a ju� na ni� szczeg�lnej, wyra�nej ochoty � cho� z drugiej strony ta my�l by�a w pewnej mierze poci�gaj�ca. Niech si� z ni� dzieje, co ma by�; w obecnym stanie jej uczucia by�y tak samo odr�twia�e jak wszystkie pi�� zmys��w, w�asny los by� jej do�� oboj�tny. Wych�odzenie cia�a st�umi�o instynkt przetrwania jakby narkotycznym ca�unem, podobnym do upojenia alkoholowego. W tej w�a�nie chwili zobaczy�a le��cego na w�zku Hatcha. Nag�y niepok�j o niego_wyrwa� j� z tego transu. By� blady. Ale nie bia�y-Jego twarz mia�a �w niezdrowy odcie� szaro�ci. Mia� zamkni�te oczy i lekko otwarte usta � wygl�da� tak, jakby przesun�� si� po nim j�zor ognia, nie pozostawiaj�c niczego mi�dzy sk�r� a ko��mi z wyj�tkiem popio��w strawionego cia�a. � Prosz� � powiedzia�a. � M�j m��. � Ze zdumieniem us�ysza�a w�asny g�os przypominaj�cy ciche, chropawe krakanie. � Najpierw pani � powiedzia� 0'Malley. � Nie, Hatch. Hatch... potrzebuje... pomocy. � Najpierw pani � powt�rzy� O'Malley. 32 jego stanowczo�� troch� j� uspokoi�a. Cho� Hatch tak �le glada�, to musia�o z nim by� wszystko w porz�dku, musia� idocznie jako� zareagowa� na zabiegi reanimacyjne; zapewne by� lepszym stanie ni� ona, gdy� w przeciwnym razie najpierw zaj�liby si� nim. To oczywiste. My�li Lindsey ponownie zm�tnia�y. Poczucie nag�ej potrzeby dzia�ania, kt�re j� przed chwil� ogarn�o, teraz os�ab�o. Zamkn�a oczy. 2 P�niej... W odr�twieniu, w jakim znajdowa�a si� Lindsey, g�osy sanitariuszy wydawa�y si� rytmiczne, a nawet melodyjne, przypomina�y ko�ysank�. Jednak coraz bardziej bolesne k�ucie w ko�czynach i bezceremonialne zachowanie sanitariuszy wk�adaj�cych jej pod boki ma�e, podobne do poduszek przedmioty, utrzymywa�y j� na jawie. Czymkolwiek by�y te rzeczy � przypuszcza�a, �e to jakie� elektryczne czy te� chemiczne wk�adki rozgrzewaj�ce � promieniowa�y �agodnym ciep�em, znacznie r�ni�cym si� od p�on�cego w jej r�kach i nogach ognia. � Hatch r�wnie� potrzebuje ogrzania � powiedzia�a ochryple. � On ma si� dobrze, niech si� pani o niego nie martwi � stwierdzi� Epstein. Gdy m�wi�, z jego ust wydobywa�y si� ma�e, bia�e ob�oczki. � Lecz on jest zimny. � W�a�nie taki powinien by�. Chcemy, �eby by� w�a�nie w takim s