13944

Szczegóły
Tytuł 13944
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

13944 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 13944 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 13944 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

13944 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Barbara Krzyszto� Cz�owiek w czarnym kapeluszu Krajowa Agencja Wydawnicza Projekt fotograficzny ok�adki: Jan i Waldyna Fleischmannowie Uk�ad typograficzny ok�adki i karty tytu�owej: Jan i Waldyna Fleischmannowie Typograficzny projekt serii: Teresa Cichowicz-Porada Redaktor techniczny: Urszula Wo�nicka Korekta: Zesp� CZWARTEK - 20 WRZE�NIA Autobus zatrzyma� si� na ma�ym rynku, wybrukowanym kocimi �bami. Irena wysiad�a, z ulg� wci�gaj�c w p�uca �wie�e powietrze. Niezdecydowana sta�a przez chwil� na kraw�niku i rozgl�da�a si� z pewnym zdziwieniem. �Wi�c to jest Miastko? M�j Bo�e. Rzeczywi�cie na miasteczko to troch� za ma�e, a na wie� za du�e... Po prostu Miastko" - pomy�la�a i jeszcze raz powiod�a wzrokiem dooko�a. Z trzech stron ma�ego rynku sta�y odrapane domki, przewa�nie parterowe. Jeden bok niewielkiego kwadratu zajmowa� ko�ci� otoczony murem, za kt�rym ko�ysa�y si� w jesiennym wietrze kolorowe drzewa. Dwie, nie, raczej trzy jednopi�trowe kamienice robi�y bardzo dostojne i �urz�dowe" wra�enie. Milicja. O�rodek zdrowia i co jeszcze? Tu� ko�o przystanku autobusowego mie�ci�a si� gospoda... Irena podesz�a do pierwszej napotkanej kobiety, kt�ra przygl�da�a jej si� bez najmniejszego skr�powania. - Przepraszam pani�, jak mog� dosta� si� do Bylic? - Do Bylic? - powt�rzy�a niespiesznie. - Autobusem albo piechot�. - Czy to daleko? - Nie. Bardzo blisko. Jak pani dobrze wyci�gnie nogi, za dwadzie�cia minut b�dzie pani na miejscu. A kogo pani szuka? - Dzi�kuj�... Po przestudiowaniu rozk�adu jazdy autobus�w PKS i spojrzeniu na zegarek, kt�ry wskazywa� pi�tnast� dwadzie�cia, Irena zdecydowa�a si� i�� pieszo. Na szcz�cie pogoda by�a nie najgorsza. Wrze�niowe, blade s�o�ce wy�ania�o si� co chwila spoza chmur, a wiatr osusza� ka�u�e po wczorajszym deszczu. Sz�a poboczem szosy, usi�uj�c nie uton�� w b�ocie. Puste, uprz�tni�te pola pachnia�y jesieni�. Min�a z rzadka rozsiane domki, potem niewielki zagajnik i ju� ujrza�a, po�o�on� nieco w dole, wie� ci�gn�c� si� wzd�u� szosy. Oczywi�cie, kiedy znalaz�a si� ko�o najbli�szych dom�w, okaza�o si�, �e �chocia� dobrze wyci�ga�a nogi", sz�a z Miastka czterdzie�ci pi��, a nie dwadzie�cia minut. Zaczepi�a jakiego� ch�opca taplaj�cego si� w ka�u�y: - Powiedz mi, gdzie tu mieszka pan Bargie�. Ch�opiec patrzy� na ni� z takim zdziwieniem, jakby spad�a z ksi�yca. - Bargie�? - Przecie� mieszka tutaj, w Bylicach - zacz�a si� troch� denerwowa�. Na szcz�cie jej rozmow� z wyrostkiem zainteresowa�a si� jaka� kobieta, objuczona siatk� pe�n� chleba. - Kogo pani szuka? - Pana Bargie�a. - A... chodzi pani o �Kr�likarza"? Niech pani idzie prosto a� do geesu, a potem skr�ci w prawo. Na ko�cu ulicy, troch� na osobno�ci, stoi dom �Kr�likarza". Taki stary, czarny. Na pewno pani trafi. To bardzo blisko. Rzeczywi�cie sta� �troch� na osobno�ci". Wygl�da�, jakby mia� si� za chwil� zawali�. Kiedy� m�g� to by� nu wet ca�kiem �adny dom w niewielkim zielonym ogr�dku, ale musia�o to by� bardzo dawno. Furtka w po�amanym ogrodzeniu wisia�a na jednym zawiasie i oczywi�cie w og�le nie spe�nia�a swojej funkcji. Kilka cegie� rzuconych w b�oto pozwala�o jako tako dobrn�� do drzwi. Irena wesz�a po trzech zbutwia�ych stopniach na niewielki, zarzucony jakimi� gratami ganek. Zapuka�a, szarpn�a klamk� i znowu zapuka�a, ale w domu panowa�a nieprzenikniona cisza. Zacz�a wali� pi�ci� w odrapane drzwi, potem spr�bowa�a zajrze� przez bardzo brudne okno do wn�trza. To by�a chyba sie�. Ciemna i zagracona. Bez �ladu czyjej� obecno�ci. Obesz�a dom dooko�a. Od ty�u okna by�y zabite deskami. Po podw�rzu poniewiera�y si� jakie� stare naczynia, resztki s�omy i B�g wie co jeszcze. Wr�ci�a do drzwi frontowych i znowu zacz�a si� dobija�. Wreszcie zrezy-gnowa�a. Brn�c przez b�oto, wysz�a na ulic�. W podw�rku s�siedniego domu jaka� stara kobieta miesza�a w cebrzyku otr�by z ziemniakami. Spojrza�a na Iren� niech�tnie. - Bargie�?... O, tam mieszka - wskaza�a r�k� w kierunku czarnej rudery. - Tak, wiem. Ale nikt nie otwiera drzwi. - No to chyba wyjecha�. Jego cz�sto nie ma w domu. Ale na pewno wr�ci. Jutro jest dzie� targowy w Miastku. On tam zawsze jest. - Kiedy mo�e wr�ci�? W nocy? - A kto go tam wie... Mo�e w nocy, mo�e rano. Ja go tam nie pilnuj�. - Gdzie tu mo�na przenocowa�? - Przenocowa�? A nie wiem, nie wiem. Niech si� pani popyta. Mo�e kto przyjmie na noc. - Znowu przyjrza�a si� Irenie nieufnie. - Ja przecie� nie za darmo... Zap�ac�... - Mo�e pani co� znajdzie. Ale pr�dzej w Miastku. W rynku mieszka Jajowa. Ona czasem przyjmuje �s�u�bowych" na noc. Irena podzi�kowa�a za rad� i zupe�nie zgn�biona posz�a w stron� szosy. Tym razem mia�a wi�cej szcz�cia. Gdy dochodzi�a do przystanku, w�a�nie nadjecha� zachlapany b�otem autobus. W Miastku oczywi�cie nie by�o hotelu. Kto� jej znowu poradzi� pani� Jajow�. By�a to chuda, ruchliwa staruszka, nies�ychanie gadatliwa i troskliwa. Natychmiast zagrza�a Irenie wody do mycia, przygotowa�a spanie na w�skiej kanapce w ma�ym pokoiku za�adowanym meblami, ozdobami i obrazami, od widoku kt�rych dostaje si� natychmiast g�siej sk�rki, i absolutnie nie chcia�a si� zgodzi�, �eby Irena posz�a na kolacj� do gospody. - Dop�aci mi pani kilka z�otych i zje w domu! Nie b�dzie pani chodzi�a mi�dzy pijak�w. Usma�y�a jajecznic� i postawi�a przed Iren� s�ab� herbat�. Sama usiad�a naprzeciw go�cia i pobrz�kuj�c �y�eczk� w szklance, pi�a powoli co�, co nazwa�a �herbatk�". - Pani-jest z Krakowa? - zagadn�a ostro�nie. - Tak. Z Krakowa. - Przyjecha�a pani do nas s�u�bowo? - Nie. To znaczy tak. By�am s�u�bowo w Tarnowie, a skoro ju� znalaz�am si� w tej okolicy, wst�pi�am i do Miastka, bo... obieca�am kole�ance, �e w Bylicach za�atwi� jej pewn� spraw�... ale zupe�nie prywatn�... - No i co? Za�atwi�a pani? - Niestety, nie zasta�am tej osoby. Mo�e pani go zna -o�ywi�a si� nagle - chodzi mi o pana Bargie�a. - Bargie�, Bargie�?... Ach, oczywi�cie! M�wi pani o �Kr�likarzu"?! - Dlaczego tak go wszyscy nazywaj�? - Nie wie pani? - Nie znam go. Kole�anka prosi�a, �eby mu dor�czy� list, poda�a mi jego adres... Nic o nim nie wiem. - Nie mog�a pos�a� poczt�? Dla jednego listu musi si� pani tak m�czy�? Irena wzruszy�a ramionami. - Mia� mi da� od razu odpowiedz. To moja bardzo dobra kole�anka z biura. Skoro mnie prosi�a... Nie wiem, dlaczego zale�a�o jej na tym, �eby list dor�czy� osobi�cie. Ale nie powiedzia�a mi pani, dlaczego Bargie�a nazywaj� �Kr�likarzem". - Bo on handluje kr�liczymi sk�rkami. Odk�d go pami�tam, zawsze przyje�d�a do Miastka w dzie� targowy. Zawsze stoi w tym samym miejscu i skupuje sk�rki kr�licze. - Co pani powie... - Dlaczego to pani� tak dziwi? - Nie, dlaczego... Tylko zastanawiam si�, co moja kole�anka mo�e mie� wsp�lnego z jakim� �Kr�likarzem". Pani Jajowa roze�mia�a si�. - A wie pani, �e to samo pomy�la�am o pani, kiedy pani o nim wspomnia�a? Niech si� pani nie gniewa, ale taka elegancka kobieta... - A jak on wygl�da, ten... Bargie�? - Stare, wstr�tne dziadzisko. Wysoki, raczej t�gi, troch� siwy i ma okropn� g�b�. Pijanica i tyle. Chodzi ubrany jak ostatni oberwaniec, ale ludzie r�nie o nim m�wi�. Ja w to nie wierz�, ale niekt�rzy twierdz�, �e on ma forsy jak lodu. - Dorobi� si� na tych sk�rkach? - Prosz� pani! Kto by si� na czym� takim dorobi�? Podobno tymi sk�rkami handluje tylko tak, dla niepo- znaki. Ma g�ow� do interes�w dziad cholerny. Wie pani, tu sprzeda, tam kupi. Zreszt� mo�e to tylko plotki. Ludzie B�g wie co potrafi� wymy�li�. Dola� pani troch� j wi�ni�wki do herbatki? - Mimo gor�cych protest�wj Ireny wyci�gn�a z kredensu karafk�. - Odrobink�. Do- ] brze pani zrobi. Wygl�da pani na zm�czon�. - Sobie r�w-; nie� nala�a. - Niech mi pani powie - zacz�a ostro�nie -! czy ta pani kole�anka nie nazywa si� Ala �rebko? - Nie. - A mo�e wysz�a za m�� i zmieni�a nazwisko? - Nie, ona jest niezam�na. - I nie nazywa si� Ala? - Nie. Ale dlaczego pani pyta? Kto to jest Ala �rebko? - Tak mi przysz�o do g�owy. To taka jedna dziewczyna z Bylic. Dwa lata temu wyjecha�a do Krakowa. Jedni m�wi�, �e do Krakowa, inni �e do Zielonej G�ry. Kto j� tam wie... - Czy to jest jaka� krewna �Kr�likarza"? - Nie, sk�d... Tak sobie pomy�la�am... �e to mo�e ona przypadkiem pani� przys�a�a. Pani Jajowa zabawia�a Iren� jeszcze przez godzin� rozmow� o Miastku, o sobie, o swoim m�u, kt�ry �pracowa� na kolei". To w�a�nie on zaczai jej przysy�a� na noc delegacyjnych go�ci. I tak ju� zosta�o. - Rent� po starym mam niedu�� i te kilka z�otych od czasu do czasu bardzo mi si� przydaje. Niecz�sto kto� do nas przyje�d�a. Ale dobre i to. Iren� zacz�a ogarnia� coraz wi�ksza senno��. Herbatka wzmocniona domow� wi�ni�wk� zrobi�a swoje. Na drugi dzie� obudzi�a si� o �smej rano. Pani Jajowa krz�ta�a si� po kuchni. Okaza�o si�, �e zd��y�a ju� oblecie� ca�y rynek i spenetrowa� teren. - Starego jeszcze nie ma. Mo�e pani spokojnie zje�� �niadanie. - Mo�e nie przyjedzie? - zaniepokoi�a si� Irena. - Przyjedzie. On pilnuje swojego interesu. �atwo go znajdzie. Stoi ze swoim kramem zawsze w tym umym miejscu, tu� ko�o bednarza. Z daleka zobaczy lani beczki do kiszenia kapusty. Ale niech pani je spo-:)jnie, jeszcze go nie ma. Nie by�o go r�wnie� o dwunastej w po�udnie. Irena �besz�a ju� kilkakrotnie ca�y targ, zagl�daj�c troch� _, nud�w, a troch� z ciekawo�ci do ka�dego koszyka, do |ka�dej furmanki, i znowu wr�ci�a w to samo miejsce. - Tego pana jeszcze nie ma? - zapyta�a m�czyzn�, |kt�ry �adowa� beczki na furmank�. - Jakiego pana? - No... pana Bargie�a. - Nie by�o go dzisiaj. - Nie wie pan, co si� z nim sta�o? - A sk�d ja mog� wiedzie�? Ju� trzeci raz pani o niego pyta. Czy to m�j brat albo swat? - Szuka pani �Kr�likarza"? - odezwa� si� kto� obok niej. Odwr�ci�a si� szybko. Tu� za ni� sta� m�ody ch�opak. W z�bach trzyma� papierosa i przygl�da� si� jej z bezczeln� min�. - Tak. Wie pan, gdzie on mo�e by�? - Nie. A czego pani od niego chce? - Nie rozumiem, co pana mo�e to obchodzi�! - powiedzia�a ostrym tonem i chcia�a odej��, ale chwyci� j� za rami�. - Niech pani zaczeka. Mo�emy go razem poszuka�. - Prosz� mnie zostawi� w spokoju! - Wyszarpn�a r�k� i szybko ruszy�a przed siebie, staraj�c si� zgubi� natr�ta w t�umie. 9 Na przystanku autobusowym rozgrywa�y si� dantejskie sceny. Kobiety z koszykami usi�owa�y wepchn�� si� do przepe�nionego autobusu. Irena postanowi�a drog� do Bylic przeby� jeszcze raz piechot�. Na szosie panowa� o�ywiony ruch. Co chwila mija�y j� wracaj�ce z targu furmanki, ch�opcy na rowerach ogl�dali si� za ni�, gwizdali przez z�by i wymieniali g�o�ne uwagi na jej temat. By�a tak zaj�ta swoimi my�lami, �e w pierwszej chwili nie zwr�ci�a uwagi na m�odego m�czyzn� na motorze. Zauwa�y�a go dopiero wtedy, kiedy j� wyprzedzi�, zjecha� na pobocze i zatrzyma� si�, czekaj�c, a� si� do niego zbli�y. Zauwa�y�a go w ostatniej chwili. To by� ten sam ch�opiec, kt�ry zaczepi� j� na targu. - Niech pani zaczeka - powiedzia�, kiedy chcia�a go: wymin��. - Nie mia�em zamiaru pani obrazi�. Pani mnie: �le zrozumia�a. Ja naprawd� szukam �Kr�likarza". Niech pani siada, podwioz� pani�. - Dzi�kuj�. Ale wol� i�� pieszo. - No, niech si� pani ju� nie gniewa. Przecie� nic z�ego pani nie zrobi�. Nie jeste�my na dzikim pustkowiu -roze�mia� si�. - Zawioz� pani� do Bylic. Szkoda n�g i czasu. Irena waha�a si� jeszcze. - Odda mi pani przys�ug�. By�em u tego cholernego dziada dzisiaj rano i podejrzewam, �e on siedzi w domu, tylko mi nie otworzy�, bo wiedzia�, �e to ja. Podwioz� pani� do geesu i zaczekam. Je�eli on jest w domu, to pani� pewnie wpu�ci. No, niech pani wsiada. W ci�gu kilku minut byli na miejscu. - Ja tutaj zaczekam - powiedzia�, zatrzymuj�c si� ko�o sklepu. - Prosz� pana, bardzo panu dzi�kuj� za podwiezienie, ale... ja nie chc� bra� udzia�u w �adnej awanturze. - Nie b�dzie awantury. Chc� tylko wiedzie�, czy ten 10 dziad jest w domu. - Patrzy� na ni� przez chwil� badawczo. -Niech mi pani powie, czy pani nie jest przypadkiem kole�ank� Ali? - Nie. Sk�d panu to przysz�o do g�owy? - Spotka�em na targu Jajow�. Powiedzia�a mi, �e przys�a�a pani� jaka� kole�anka. Je�eli to Ala, prosz� mi powiedzie� prawd�. - Nie, to jaka� pomy�ka. Nie znam. �adnej Ali. Sta� oparty o motor i przygl�da� si�, jak odchodzi w g��b kr�tkiej wiejskiej uliczki. Potem zapali� papierosa. Irena znowu dobija�a si� do odrapanych drzwi, puka�a w szyb�, szarpa�a klamk�, wreszcie przy�o�y�a ucho do szorstkich desek i nas�uchiwa�a, czy w �rodku co� si� nie poruszy. Ale w domu �Kr�likarza" panowa�a niczym nie zm�cona cisza. Wyrwa�a z notesu kartk� i napisa�a pospiesznie: �Przyjecha�am w bardzo wa�nej sprawie, ale nie zasta�am pana w domu. B�d� pr�bowa�a odszuka� pana w Krakowie. Gdyby�my si� min�li, prosz� si� ze mn� skontaktowa� przed rozmow� z S.K. Numer mojego telefonu do biura 21 314, do domu 34 005. Irena Tuszyk". Kartk� z�o�y�a starannie na p� i usi�owa�a wsun�� w szpar� pod drzwiami. Z daleka us�ysza�a warkot zbli�aj�cego si� motoru. Szybko zbieg�a z trzech po�amanych stopni. Ch�opiec, kt�ry j� tu przywi�z�, w�a�nie zatrzyma� si� przed domem. - Nie ma go? - zapyta� nieufnie. - Nie. Chyba naprawd� go nie ma. - Niech pani siada. Odwioz� pani� do Miastka. � Z pasj� kopn�� rozrusznik. - Dzi�kuj�, pojad� autobusem. 11 - Niech ju� pani przestanie si� certowa�. I tak jad� w tamt� stron�. Ruszyli w drog� powrotn�. Znowu mijali na szosie furmanki, ludzi id�cych pieszo, rowerzyst�w i dziarskich m�odzie�c�w na motorach. Jednak ruch by� teraz ju� o wiele mniejszy ni� w po�udnie. Zbli�ali si� w�a�nie do pierwszych zabudowa� Miastka, kiedy ch�opiec nagle zatrzyma� motor. - Musi pani na chwil� zsi��� - powiedzia� i nie patrz�c na Iren�, zacz�� majstrowa� ko�o kierownicy. - Zepsu�o si� co�? - zapyta�a, spogl�daj�c z wahaniem w stron� miasteczka. - Nie, nic takiego. Troch� si� zagrza�. - Opar� motor o pobliskie drzewo i wyci�gn�� z kieszeni papierosy. - Zapali pani? - Nie, dzi�kuj�. Spiesz� si�. Chcia�abym z�apa� autobus do Tarnowa. - Ma pani czas. Odje�d�a dopiero o szesnastej. - Musz� jeszcze wst�pi� do pani Jajowej. Bardzo panu dzi�kuj� za podwiezienie, dalej p�jd� pieszo. To ju� naprawd� niedaleko. - Niech�e pani zaczeka. Zaraz pani� odwioz� pod sam dom Jajowej. - Znowu wyci�gn�� do niej wymi�t� paczk� papieros�w. - Prosz�... Zapali�a z pewnym oci�ganiem. - Chcia�em o co� pani� zapyta�. - Tak? - Prosz� mi powiedzie�, gdzie jest Ala. - Ju� panu m�wi�am. Nie znam �adnej Ali. Przygl�da� jej si� nieufnie. - Je�eli nie chce pani powiedzie�, to trudno. - Wzruszy� ramionami. - Ona nie musi si� mnie ba�. Ja do niej nic nie mam. 12 - Nie znam jej! W og�le nie znam nikogo ani z Miastka, ani z Bylic. Nikogo z tej okolicy! - No, a �Kr�likarza"? - Jego te� nie znam. Znajoma mnie prosi�a, �eby dor�czy� mu list. Jecha�am s�u�bowo do Tarnowa, wi�c obieca�am jej, �e wpadn� do Bargie�a. Ale nie znam go. Nigdy go na oczy nie widzia�am. - A ta znajoma nie nazywa si� Ala �rebko? - Nie!!! Opar� si� o drzewo i w milczeniu dopala� papierosa. - O co w�a�ciwie chodzi? Kto to jest, ta Ala? - Taka dziewczyna... - No i co? Wyjecha�a i nie da�a panu adresu? Zdarza si�. - Nikomu nie da�a swojego adresu. Nawet w�asnej matce. Chyba �e stara k�amie. - I nikt nie wie, co si� z ni� sta�o? Znikn�a nagle i koniec? - Nie nagle, nie nagle... Wynios�a si� z Bylic j akie� dwa lata temu. - I dopiero teraz pan jej szuka? - By�em w wojsku. Niedawno wr�ci�em. Poza tym wcale jej nie szukam. Ona w og�le mnie nie obchodzi. -Cisn�� na ziemi� niedopa�ek papierosa. - A od �Kr�likarza" radz� trzyma� si� z daleka. To stary dra�. - Musz� si� z nim zobaczy�. - Czy pani wie, kto to jest? - Nie. - Niech ta pani znajoma sama za�atwia z nim swoje sprawy. To nie jest towarzystwo dla takiej dziewczyny jak pani. - M�wi pan o nim, jakby to by� jaki� z�odziej czy oszust. Co on takiego zrobi�? 13 - Za r�k� nikt go nie z�apa�. Na to on jest za sprytny. Ale to lepszy cwaniak. - A konkretnie co on robi? - Handluje sk�rkami kr�lik�w. - To jeszcze nic z�ego. A czy ma tu jakie� gospodarstwo, ziemi�, rodzin�? - Nie, on nie jest tutejszy. Przyjecha� do nas zaraz po wojnie i zacz�� ten sw�j handelek sk�rkami. Ale ludzie m�wi�, �e mo�na u niego r�ne rzeczy sprzeda� i kupi�. Ma on jednak sw�j spryt. Na niczym go nie mo�na przy�apa�. Ju� si� ko�o niego nawet milicja kr�ci�a, ale on licencj� na skup ma i niby wszystko jest w porz�dku. Zreszt� o tym jego bogactwie to mo�e tylko takie gadanie. - Na czym on m�g�by tu si� tak dorobi�? - Niekoniecznie tu. Od d�u�szego czasu jest tu tylko go�ciem. U nas zaczyna�. Prawdziwe interesy to on robi w Tarnowie, Krakowie, zreszt� diabli wiedz� gdzie. Faktem jest, �e przyje�d�aj� do niego czasem jacy� z Tarnowa albo z okolic i do p�nej nocy pij� z nim w tej jego obskurnej norze. Rano wyje�d�aj�. Widziano go te� w Tarnowie, w knajpie. U nas to on si� nie ob�owi. To nie jest bogaty teren. Przed wojn� wiele ludzi od nas wyemigrowa�o za robot� do Ameryki. Przysy�ali swoim krewniakom po kilka dolar�w w listach. To nie s� wielkie sumy i przez PKO nie warto przekazywa�, a poza tym... pani wie, ludzie niech�tnie przyznawali si�, �e im kto� z Zachodu przysy�a fors�. Dostawali te� paczki z ciuchami. Ca�ymi latami przyje�d�a�y na ka�dy targ ciuchary z Krakowa i skupowa�y te �achy. Teraz to ju� si� interes urwa�. W mie�cie mo�na dosta� w sklepie importowane bluzeczki i co kto chce. Ale kiedy� to by�a kanada dla handlarek. Kr�likarz oczywi�cie �achami si� nie interesowa�, natomiast podobno skupowa� od ch�op�w dolary. 14 < )d tego zacz��, kiedy tu przyjecha�. St�d chyba posz�a plotka, �e taki bogaty. Ale przecie� nie m�g� si� na tym tak bardzo dorobi�. Mo�liwe, �e pocz�tkowo, zanim zamieszka� tu na sta�e, w�a�nie po te drobne dolary przyje�d�a� jedynie. A potem wr�s� w t� okolic� jak Urzyb. Od starego Migonia, kt�ry przepi� ca�y sw�j dobytek, kupi� rozwalaj�cy si� dom. I zosta�. - Czy on ma jak�� rodzin�? - Mia� �on� i dziecko. �ona umar�a, a c�rk�, kiedy sko�czy�a dwana�cie lat, wywi�z� do Krakowa. Chodzi�a tam do szko�y, podobno nawet na Uniwersytet. Kto� m�wi�, �e wysz�a za m��. Ale nigdy si� tu nie pokazuje, tote� ludzie zupe�nie o niej zapomnieli. - Mieszka w Krakowie? - Nie wiem. Podobno tak. - A jak si� nazywa? - Nie mam poj�cia. - Czy kto� m�g�by mi to powiedzie�, jak pan my�li? - Chyba nikt. Nie by�o jej w Bylicach od lat. Ona musi by� o wiele starsza ode mnie. Ja jeszcze koszul� w z�bach nosi�em, kiedy ona ju� do szko�y chodzi�a. - Czy nie przysz�o panu do g�owy, �e on musi gdzie� mie� drugie mieszkanie, skoro nie bywa tu po kilka dni? Mo�e mieszka w�a�nie z c�rk�? Niech pan sobie przypomni. Mo�e jednak kiedy� s�ysza� pan jej nazwisko... - Nie. Ja mam dobr� pami��. Tutaj nikt nie wie, co si� z ni� dzieje. Ludzie by o tym co� m�wili, a tymczasem nikt prawie nie pami�ta, �e Bargie� w og�le mia� jak�� rodzin�. Jednak pani bardzo si� nim interesuje... - Ach, nie... Pytam tylko tak... z ciekawo�ci... - Nie mog� zrozumie�, co za interes mo�e mie� taka dziewczyna jak pani do takiego �obuza jak �Kr�likarz". - Ja? Ju� panu m�wi�am, �e ja do niego nic nie mam... To moja kole�anka... 15 - Niech pani nie opowiada bajek. Zreszt� to nie moja sprawa. Ale dobrze pani radz�, niech si� pani trzyma od niego z daleka. - A pan? Sam pan przecie� powiedzia�, �e go pan szuka od kilku dni. - Ja to co innego. Po prostu chc� mu da� porz�dnie po pysku. Tak, �eby si� nakry� kopytami. Jedziemy? - Tak, oczywi�cie. Wymin�li trzech podchmielonych m�czyzn, �egluj�cych �rodkiem szosy, i ruszyli w stron� Miastka. Po kilku minutach wjechali w ma�y rynek, po kt�rym wiatr przegania� jakie� papiery i resztki s�omy. Przed gospod� sta�a gromada m�odych ch�opc�w. Kt�ry� z nich zagwizda�, kiedy ko�o nich przeje�d�ali, a inni zawt�rowali mu g�o�nym �miechem. Pani Jajowa przywita�a Iren� wylewnie. W jej starych, sprytnych oczach pali�a si� nie ukrywana ciekawo��. - Je�dzi�a pani z W�adkiem do �Kr�likarza"? - Z W�adkiem? Podwi�z� mnie jaki� ch�opak do Bylic, ale nie wiem, jak on si� nazywa. - W�adek Bie�kowski. Nie zna�a go pani wcze�niej? - Nie. Zatrzyma� si� na szosie i zaproponowa�, �e mnie podrzuci. A kto to jest? - Gospodarski syn. Z Bylic. Stary �rebko chcia� za niego Al� wyda�. Upatrzy� go sobie na zi�cia i nie ma si� co dziwi�. Ch�opak kszta�cony, robi� Technikum Rolnicze w Tarnowie, bogaty. Ale z ma��e�stwa nic nie wysz�o. Aluni nie podoba�a si� wie�. Uciek�a do miasta. Jej ojciec wtedy jeszcze �y�. Wykl�� j� i zapowiedzia�, �eby jej noga wi�cej w domu nie stan�a. Wiem to od swojej siostry, kt�ra wyda�a si� za m�� w Bylicach. Stary �rebko s�dny dzie� w cha�upie urz�dzi�, ale ona na nic si� nie ogl�da�a, zabra�a swoje �achy i wyjecha�a. W�adek, jak wr�ci� z wojska, niby wcale si� ni� nie interesowa�, ale kilka dni 16 temu... Tak, to by�o chyba we wtorek... Pobi� si� z ch�opakami w gospodzie. Wszyscy si� dziwili, bo on bitnikiem ni^dy nie by�. Ho�yna m�wi�a mi, �e posz�o o Al�. Podobno kt�ry� mu przygada�. M�ody, sw�j honor ma, |M-wnie te� co� wypi�, no i pi�ci posz�y w ruch. Pani si� dziwi? No, nie... oczywi�cie... Ale co z tym wszystkim ma l/sp�lnego Bargie�? Jajowa tylko machn�a r�k�. - M�wi� niekt�rzy, �e ona za nim do miasta pojecha�a. Je czy to prawda? Musia�aby chyba rozum straci�, �eby [la takiego starego pijusa dom rzuca�. Po prostu nie tlcia�a na wsi gnoju przetrz�sa�. Ona te� si� zapisa�a do rko�y w Tarnowie. Do handl�wki. Ojciec si� w�cieka�, �e co jej to, ale matka j� broni�a. Nawet wtedy, gdy ko�y nie sko�czy�a. Nie mia�a g�owy do nauki. Przez iki� czas pracowa�a w Miastku jako ekspedientka ' sklepie. �rebko znowu wrzeszcza�, �e r�k do pracy nie na, a dziewucha za lad� kuprem kr�ci, ale matka i wtedy ni� stan�a. �Niech sobie na wypraw� zarobi" -n�wi�a. Ja jej si� przygl�da�am nieraz. Gdzie jej do Dspodarstwa! Paznokcie pomalowane, g�owa wyfioko-|mna i tylko oczami na prawo i lewo strzela�a. Irena przesta�a s�ucha� opowie�ci Jajowej. Podesz�a do |kna i zapatrzy�a si� w ma�y ryneczek, wybrukowany kocimi �bami. �Co mnie to wszystko obchodzi? - pomy-|la�a. Co mnie obchodzi jaka� Ala i jej ch�opak? I to liasteczko ma�e i brudne, w kt�rym wszystko rozgrywa lic. mi�dzy gospod�, ko�cio�em parafialnym i sklepem geesu..." � - Cz�owiek w czarnym... 17 PI�TEK - 21 WRZE�NIA Irena dojecha�a do Krakowa p�nym wieczorem. Zbli�a�a si� ju� dziesi�ta. Z dworca kolejom |u i strzeli�a drzwiami od pokoju ma�ego. wego zadzwoni�a do Stefana. Nikt nie podnosi� s�uchawki. Wykr�ci�a numer telefonu jego ciotki, ale tam r�wnie� nikt si� nie odezwa�. Nagle poczu�a, �e jest �miertelnie zm�czona. Najch�tniej usiad�aby w budce telefonicznej na pod�odze, �eby nie musie� ju� nigdzie i��. Na szcz�cie z�apa�a przed dworcem taks�wk�. Kiedy grzeba�a w torebce w poszukiwaniu drobnych, natrafi�a na jaki� papier. Obraca�a go przez chwil� w palcach, jakby nic wiedz�c, co z nim zrobi�. By� to kwit z PKO... Kwit, kt�rj wczoraj rano... Wczoraj?... Chyba wieki temu... Zanios�a ksi��eczk� mieszkaniow� do likwidacji... Nie, najpierw by� bieg do sp�dzielni... potem niebotycznie zdziwiom oczy urz�dniczki: �Czy pani jest pewna, �e pani ch zrezygnowa� z cz�onkostwa? Za rok odebra�aby p; klucze..." Wreszcie wype�nianie w p�przytomnym po; �piechu jakich� formularzy i taks�wka do PKO. Za dw^ tygodnie b�dzie mog�a podj�� trzydzie�ci tysi�cy z�otyc Spojrza�a jeszcze raz na trzymany w r�ku kawa�ek papi ru i wrzuci�a go z powrotem do torebki. W domu przywita�a j� starsza siostra, kt�ra by�a akurat w burzliwym nastroju (co jej si� zreszt� cz�sto zda r�a�o). Ma�y nie spa� i dar� si� jak op�tany. - Nareszcie raczy�a� si� pojawi�! Jaki� idiota dzwoni do ciebie i obudzi� Marcina! - Kiedy dzwoni�? - Dostatecznie p�no, �eby zerwa� dziecko z pierwszego snu! - Bo�ena, kiedy on dzwoni�? - Godzin� temu. - I co m�wi�? 18 Nic. Nie kaza� mi nic powt�rzy�? � Nie, nie raczy� wyda� �adnych polece� - powiedzia- (Jodzin� temu?... Mo�e to by� Stefan? - pomy�la�a Irena wesz�a do �swojego" pokoju, w kt�rym przed telewizo-m siedzia� Zdzis�aw, ukochany m�� Bo�enki. W drugim >U'lu drzema�a ciotka. Ani telewizor, ani wyczyny wo-ilne Marcinka nie przeszkadza�y jej specjalnie - by�a prawie g�ucha. - A, jeste� - zdziwi� si� umiarkowanie Zdzis�aw. -i 'laczego nie uprzedzi�a�, �e nie wr�cisz na noc? Przecie� m�wi�am, �e wyje�d�am. Ale nie powiedzia�a�, �e wr�cisz dopiero dzisiaj. � Idybym wiedzia�, spa�bym w twoim pokoju. Wol� chra-p:inie ciotki ni� to dzikie wycie. Nasz pierworodny ��(bkuje. Kobi to, jak s�yszysz, dosy� g�o�no. Przez ca�� we nie zmru�y�em oka. - Bo�ena twierdzi, �e obudzi� go telefon. - A to swoj� drog�. W progu stan�a Bo�ena. - Czy musicie puszcza� ten telewizor na ca�� par�? og�le zamknijcie to pud�o! Marcin nie mo�e zasn��! �- Kotku, czekam na wiadomo�ci sportowe. No to �cisz przynajmniej. Znowu strzeli�a drzwiami. W tym samym momencie >/.leg� si� dzwonek telefonu. Irena wypad�a z pokoju w mikroskopijnym przedpokoju prawie zderzy�a si� siostr�. - Czy to pani Irena Tuszyk? G�os wyda� jej si� znajomy. - Tak, s�ucham. - Czy znalaz�a go pani? - Ale kto m�wi? 19 - W�adys�aw Bie�kowski. - Pomy�ka. - Niech pani nie odk�ada s�uchawki! To nie pomy�ki Pani sobie przypomni, wozi�em pani� motorem. Dzisi w Bylicach. - Ach, to pan?... Sk�d pan dzwoni? - Z Krakowa. - Sk�d si� pan tu wzi��? - Niewa�ne. Czy znalaz�a pani tego cholerne] dziada? - Nie. - I nie wie pani, gdzie on teraz jest? - Nie wiem... Podobno mo�na go czasem spo w �Male�kiej" - przypomnia�a sobie nagle. - Co to jest? - Kawiarnia... Gdzie� na Kazimierzu...-W po�piech spojrza�a na Bo�en�, kt�ra od d�u�szej chwili sta�a za j plecami. - Bardzo przepraszam, ale nie mog� teraz z pa: nem rozmawia�. Prosz� zadzwoni� jutro. - Od�o�y�i s�uchawk�. - Dlaczego przerwa�a�? Ju� tak rozbudzili�cie dziecko,.�e teraz mo�esz ju� si� nie kr�powa�. Jak masz na t< ochot�, to mo�esz nawet �piewa� arie operowe pod moim drzwiami. - Bo�ena, proponowa�am ci, �eby przenie�� telefon d< mojego pokoju. - Oczywi�cie! Wtedy ju� nikt nie m�g�by poza tobs z niego korzysta�! - Jestem potwornie zm�czona... - To dlaczego nie k�adziesz si� spa�? Musisz siedzi� przed telewizorem do p�nocy? - Bo�ena! To jest tw�j telewizor! Wstawi�a� go cl mojego pokoju, poniewa� przeszkadza� Marcinkowi. Jj nie ogl�dam programu telewizyjnego. Mo�esz w tej chwi zabra� to pud�o do siebie! Razem z ukochanym Zdzi-111. Wtedy wreszcie b�d� mog�a si� po�o�y�. Dobra jeste�! Naprawd� dobra! - W du�ych oczach �ony zakr�ci�y si� �zy. - Nie mog� sobie da� rady dz i ockiem, wszystko mi leci z r�k, a ty... - Odwr�ci�a si� \< ko�cz�c zdania i wpad�a do ma�ej kuchenki. caa, zrezygnowana, posz�a za ni�. < )ch, nie becz... Przepraszam ci�... - Wyj�a jej z r�k ik i postawi�a na gazie. - Nie chcia�am ci zrobi� :ro�ci.,. Wiem, �e masz k�opoty z Marcinkiem, �e zapracowana, ale musisz zrozumie�, �e ja te� m bywam zm�czona... �a ju� nie mog�... Ju� drug� noc tak wrzeszczy... Przecie� on od d�u�szej chwili nie p�acze! ydwie znieruchomia�y, nas�uchuj�c, a potem cicho ilcach przesz�y przez korytarz i ostro�nie uchyli�y i do pokoju Marcinka. Ma�y le�a� rozkopany w swo-�eczku i spa� jak suse�. Nareszcie... - powiedzia�a szeptem Bo�ena. -My�la-�e to si� nigdy nie sko�czy. na zatrzyma�a si� w przedpokoju przed stolikiem, : �rym sta� aparat telefoniczny. Ju� wyci�gn�a r�k�, podnie�� s�uchawk�, ale w tym momencie spotka�a u .ra�one spojrzenie siostry. Odwr�ci�a si� niech�tnie wesz�a do kuchni. Sta�a przez chwil� w oknie, czuj�c za lob� obecno�� Bo�eny, kt�ra usiad�a na taborecie wci�-i�tym w k�cik mi�dzy piecykiem gazowym a mikrosko-)ljnym stolikiem. Za �cian� brz�cza� telewizor. Powoli >r/esz�a przez kuchni� i znowu stan�a na �rodku przed-><>koju. Potem zdecydowanym ruchem zdj�a z wieszaka �uszcz i zacz�a si� szybko ubiera�. - Gdyby kto� dzwoni� do mnie... - Wy��cz� telefon! - przerwa�a jej w p� zdania Bo�e-�iu. - Mo�esz by� spokojna, �e ju� nikt nie zadzwoni!... 20 21 Irena nie czeka�a na dalszy ci�g tyrady. Wybieg�J z domu, staraj�c si� nie trzaska� drzwiami. SOBOTA - 22 WRZE�NIA Dzie� wstawa� powoli i niech�tnii troch� zamglony, troch� wilgotny, pe�en ch�odnego zap; chu jesieni. Irena obudzi�a si� o sz�stej rano. Zdawa�o s: jej, �e dzwoni telefon, ale w domu panowa�a niczym n: zm�cona cisza. W kuchni Bo�ena gotowa�a ju� kleik d ma�ego. Nie odezwa�y si� do siebie ani s�owem. Ires wypi�a na stoj�co herbat� i wybieg�a z domu. Postan�w; �a jak najwcze�niej pojecha� na Olsz�, �eby jeszcze zasta Stefana, zanim wyjdzie do pracy. W taks�wce ogarn�a j trudna do opanowania senno��. Zbli�ali si� ju� do osie dla, kiedy kierowca nagle zahamowa�. - Co si� sta�o? - natychmiast si� ockn�a. - Jaki� wypadek. Powoli omijali zgromadzonych na skraju szosy lud: oraz stoj�ce na poboczu wozy milicyjne. Urnundurowan milicjant kierowa� ruchem, daj�c znaki, �eby przejei d�a� dalej. �Nie zatrzymywa� si�, nie zatrzymywa� sie, zdawa� si� m�wi�, przynaglaj�c niecierpliwym ruchei r�ki do po�piechu. Irena przywar�a twarz� do szyby. - Nie wida� �adnego rozbitego wozu - powied; flegmatycznie kierowca. - Prosz� si� zatrzyma�, ja wysiadam... - Do osiedla jeszcze spory kawa� drogi. - Nie szkodzi. - Ale� te baby s� ciekawe... - mrukn��, zatrzaskuj za ni� drzwiczki. Irena prawie bieg�a z powrotem. Ma�� grupk� gapi� ulicjanci trzymali w pewnej odleg�o�ci od miejsca wypadku. Ludzie m�wili o jakim� m�czy�nie le��cym w rowie. - Co to za m�czyzna? Gdzie on jest? - zapyta�a /utrzymuj�c si� obok jakiej� kobiety. - Le�y w rowie. Z jezdni prawie go nie wida�. Sz�am t�,-dy godzin� temu i niczego nie zauwa�y�am. - Co mu si� sta�o? Potr�ci� go samoch�d? - Nie wiadomo... Ale chyba nie. M�wi�, �e le�a� tu ca�� noc. Irena przepycha�a si� do przodu roztr�caj�c ludzi. - Prosz� si� cofn��! - powiedzia� m�ody milicjant, /.agradzaj�c jej drog�. - Kto to jest? - Prosz� si� cofn�� - powt�rzy� jak automat. - Ja musz� go zobaczy�. Przyjrza� jej si� z uwag�. - Czy to jest kto� z pani rodziny? - Sk�d mog� wiedzie�, skoro go nie widzia�am! - Pani mieszka gdzie� w pobli�u? - Nie! - Szuka pani kogo�? - Nie! - Prosz� si� cofn�� - powiedzia� ze zdwojon� energi�. Irena z ca�ym uporem nie rusza�a si� z miejsca. �Dlaczego ja si� tak denerwuj�" - pomy�la�a nieprzytomnie i korzystaj�c z nieuwagi milicjanta, podbieg�a kilka krok�w w stron� rowu. Zatrzyma�a si� na brzegu szosy. N ieco ni�ej grupka ludzi krz�ta�a si� ko�o le��cej postaci. Nie zobaczy�a go ca�ego... tylko po�� czarnego p�aszcza, siwe g�ste w�osy i buty... br�zowe i wyj�tkowo czyste jak na niego... Obok le�a� czarny, wymi�ty kapelusz... Kto� chwyci� j� za rami�. Jak przez wat� s�ysza�a czyj� podniesiony g�os. Cofa�a si� powoli, wreszcie odwr�ci�a 22 23 I si� i znowu rozpychaj�c ludzi, wydosta�a si� ze zbiegowiska. Sz�a w stron� osiedla nie ogl�daj�c si� za siebie. Taks�wkarz mia� racj�. To by� jeszcze spory kawa�ek drogi. Pod samym domem zacz�a biec. Wpad�a na klatk� schodow�. Winda by�a zaj�ta, wi�c przeskakuj�c po dwa stopnie, wbieg�a na pi�te pi�tro. Pod drzwiami mieszkania Stefana nie mog�a ju� z�apa� tchu. Przycisn�a dzwonek i nie zdejmowa�a z niego palca a� do chwili, kiedy w progu stan�� zaspany Stefan w rozche�stanej na piersiach pi�amie. - Irena! Czy ty musisz wpada�, jakby ci� goni�o stado wilk�w? - Stefan!... - opar�a si� o �cian� �api�c powietrze otwartymi ustami. - Stefan! On le�y... tam w rowie!... - Kto? - �Kr�likarz"! - Jaki �Kr�likarz"?! Rany boskie, o czym ty m�wisz?! - Bargie�! - Bargie�? Bargie� le�y w rowie? - rozejrza� si� po pustym korytarzu i popchn�� j� w stron� mieszkania. -Nie st�j tu... - Zamkn�� drzwi na zasuw� i wci�gn�� j� prawie si�� do pokoju. - Na Boga! Kusz si�, co si� z tob� dzieje! - On tam jest!... - Ale gdzie? - Niedaleko twojego domu... Nie �yje... - Uspok�j si�! No, uspok�j si� i przesta� si� trz���! M�wisz, �e le�y tu gdzie� niedaleko? - Tak. - To niemo�liwe. - Ale� tak!-Milicja ju� tam jest... Pe�no ludzi stoi i gapi si�! - Jeste� pewna, �e to on? 24 �- Tak... Stefan zacz�� kr�ci� si� po pokoju przek�adaj�c jakie� i /.oczy z miejsca na miejsce. ' - Co ty robisz? Czego szukasz? - zapyta�a nie spusz-i-zaj�c z niego wzroku. - Papieros�w. Wyci�gn�a z torebki klubowe. Zaci�gn�� si� �apczywie, potem usiad� na nie za�cielonym tapczanie. - Sk�d on si� tutaj wzi��? - Mnie o to pytasz? Milczeli przez chwil�. - Stefan. Gdzie by�e� wczoraj wieczorem? - O co ci chodzi? - Dzwoni�am do ciebie o dziesi�tej. Nikt nie odbiera� telefonu. - Pojecha�em do miasta po papierosy. - M�g�by� sobie wymy�li� co� m�drzejszego! Nikt nie uwierzy, �e nagle o dziesi�tej w nocy pojecha�e� taki szmat drogi po g�upie papierosy. - Po pierwsze, gdyby by�o wcze�niej, kupi�bym je na dole, w kiosku, a po drugie, nikt nie musi mi wierzy�. - Chyba nie zdajesz sobie sprawy, w jakiej jeste� �ytuacji?! Tu� ko�o twojego domu le�y trup cz�owieka, kt�remu by�e� winien kup� forsy. Czy ty tego naprawd� nie rozumiesz, czy tylko udajesz?! - Nikt nie wie, �e go w og�le zna�em. - Nikt? - Kelnerka z �Male�kiej" widzia�a mnie mo�e dwa, mo�e trzy razy, ale to nie jest kobieta, kt�ra chcia�aby mie� do czynienia z milicj�. - A ten kolega? - Jaki kolega? - Ten, kt�ry ci go poleci�. - Tadek Bilikowski? 25 - Przecie� nie znam jego nazwiska. - To by�o dwa lata temu. Prawdopodobnie naw� 0 tym nie pami�ta. Nikt nie b�dzie mnie ��czy� z jegi osob�. R�wnie dobrze mog� podejrzewa� wszystki* mieszka�c�w Olszy. - Natomiast mnie natychmiast skojarz� z jego osob�.. - Jakim cudem? - By�am wczoraj w Bylicach. Stefan zerwa� si� na r�wne nogi. - Czy� ty zwariowa�a?! Po choler� tam je�dzi�a�?! - Chcia�am... chcia�am z nim porozmawia�... Nie zasta�am go w domu i zostawi�am pod drzwiami kartki z moim numerem telefonu. Podpisa�am si� pe�nym imi� niem i nazwiskiem. - Idiotka! Co za idiotka! Przecie� oni znajd� t� kartk�! Mo�e ju� wiedz� o tobie! Po co to zrobi�a�!? - Sk�d mog�am wiedzie�... - Po co wtr�casz si� w nie swoje sprawy! - Chcia�am... - Nic mnie to nie obchodzi, co chcia�a�! Nic!!! Irena wsta�a powoli. Usta jej lekko dr�a�y, jakby mia�a si� za chwil� rozp�aka�. - W porz�dku... Nie m�wmy o tym wi�cej...-odwr�ci�a si� i wybieg�a z pokoju. - Zaczekaj! - krzykn�� za ni�. - Zaczekaj! Musimy si� zastanowi�. Sta�a z r�k� zaci�ni�t� na klamce i p�aka�a. Podszed� 1 oderwa� j� si�� od drzwi. - Dok�d lecisz, wariatko? Dok�d? Siadaj! Milicja b�dzie ci� na pewno przes�uchiwa�a. Co im powiesz? - Nie wiem... Co� wymy�l�... W ka�dym razie mo�esz by� spokojny, o. tobie nawet nie wspomn�. - Nie mo�esz zaprzeczy�, �e si� znamy. Widywano nas razem. 26 To powiem, �e zerwali�my ze sob�. - Kiedy? - Miesi�c temu. - Dlaczego? - Poniewa� zakocha�am si� w kim� innym. - W kim? - To ju� moja osobista sprawa. - Po co pojecha�a� do Bylic? - Chcia�am po�yczy� od �Kr�likarza" pieni�dzy. - Sk�d zna�a� jego adres? - Odmawiam... odmawiam odpowiedzi na to pytanie... - Kretynka... - wzruszy� gniewnie ramionami. - Rany boskie, przesta� wreszcie p�aka�! - Przepraszam ci�... Nie potrafi� si� powstrzyma�... - Musisz si� opanowa�. Musisz zachowywa� si� zupe�nie normalnie. - Stefan, co teraz b�dzie? - Sk�d ja mog� wiedzie�? W naj�mielszych snach nie przysz�oby mi do g�owy, �e zrobisz co� takiego. - Co ja zrobi�am?... O co ci chodzi? - Pojecha�a� do Bylic, ty idiotko! Musia�a� tam jecha� i zostawia� swoj� wizyt�wk�? - My�la�am... - Lepiej, �eby� nie my�la�a za du�o! - Wydaje mi si�, �e widz� ci� po raz pierwszy w �yciu... Czuj� si� tak, jakbym przez ca�y d�ugi rok mia�a do czynienia z kim� innym, z kim�, kto nagle odszed�, zostawiaj�c zamiast siebie zupe�nie obcego cz�owieka... Zatrzyma� si� na �rodku pokoju i patrzy� na ni� z ironicznym u�miechem. - �adne to, co powiedzia�a�. Domy�lam si�, �e to jest cytat z jakiego� ameryka�skiego melodramatu? Lata trzydzieste? 27 Zagryz�a lekko usta. - To nie ma sensu... - powiedzia�a po chwili. - P�jd� ju�... - Zaczekaj - przytrzyma� j� za r�k� - nie odchod� 1 jeszcze. - Usiad� ko�o niej na tapczanie. Charakterysty- i cznym ruchem potar� czo�o d�ugimi szczup�ymi palcami, i - Nie gniewaj si�... - powiedzia� mi�kko - zachowa�em ' si� jak sko�czony �obuz... By�em zdenerwowany... - Nie m�wmy ju� o tym. - Naprawd� nie wiem, jak mam ci� przeprasza�. Oczywi�cie nie opowiadaj milicji tych g�upstw o naszym zerwaniu. To nie ma najmniejszego sensu. - Ale co mam im powiedzie�? - Wszystko jedno... M�w, co chcesz... To ju� nie ma znaczenia... - Czy... czy ty to zrobi�e�? - Co ja? Chyba nie my�lisz, �e go zabi�em? - Przecie� ca�y czas tak si� zachowujesz. - Ja?! Co ty opowiadasz! - Ale� tak! - Sk�d! Po prostu nie chc�, �eby mnie ��czono z t� spraw�. Nie mam ochoty by� przes�uchiwany, wzywany, nie chc�, �eby grzebano w moich prywatnych sprawach. To chyba jasne?! - Nawet nie zapyta�e�, co si� w�a�ciwie sta�o. Przecie� to m�g� by� wypadek! On m�g� wpa�� pod samoch�d, m�g� si� potkn�� i skr�ci� kark, zreszt� mog�o si� wydarzy� cokolwiek! Ale ty w og�le nie bra�e� takiej ewentualno�ci pod uwag�. Dlaczego jeste� taki pewien, �e to by�o morderstwo?! Dlaczego?! - Ale� to ty tak powiedzia�a�. - Nie! Powiedzia�am tylko, �e on nie �yje! - O Bo�e! Uspok�j si�! Obydwoje musimy si� uspokoi�. Oczywi�cie, masz racj� - w zak�opotaniu pociera� 28 jp�o palcami. - Oczywi�cie! Niepotrzebnie wpadamy (histeri�. By� mo�e, to by� wypadek... i nikt nas o nic nie jzie pyta�. Zreszt� niech pytaj�. Ja mam alibi. Przega-I�em prawie ca�� noc ze Zdzichem Makowieckim. Spot-I�om go w barze �Europejskim". Siedzia�em z nim Fawie do pierwszej w nocy. Irena patrzy�a na niego przez d�u�sz� chwil�, potem Irzi�a ze sto�u torebk�. - Naprawd� musz� ju� i�� - powiedzia�a zrezygnowanym g�osem. - B�dziesz w bibliotece? - Nie. Wzi�am do poniedzia�ku bezp�atny urlop, icesz, �eby�my si� spotkali po po�udniu? - Nie zrozum mnie �le, ale... gdyby ci� milicja mia�a i� na oku... Chyba sama rozumiesz?... - Oczywi�cie, rozumiem. - Irena! Przecie� ten cz�owiek le�y przed moim do-lem! - znowu podni�s� g�os. - Chyba nie chcesz przypro- [Wadzi� tutaj milicji za r�k�?! - Nie denerwuj si�. Nie zrobi� tego. - Zatrzyma�a si� [ jeszcze na moment w progu. - Stefan... Wszystko si� chyba jako� u�o�y - powiedzia�a nie patrz�c na niego i wysz�a. Blisko godzin� b��dzi�a bez sensu po kr�tych uliczkach Kazimierza. Kilka razy stawa�a u wylotu w�skiego zau�ka, w g��bi kt�rego, wci�ni�ta mi�dzy stare odrapane kamieniczki, tkwi�a, skrywaj�c swoje wn�trze za wyblak�ymi firankami, kawiarnia �Male�ka". Wreszcie podesz�a do oszklonych drzwi i jeszcze raz si� zatrzyma�a, zanim zdecydowa�a si� przekroczy� pr�g. W niewielkiej salce by�o prawie pusto. Usiad�a przy pierwszym z brzegu stoliku i cierpliwie czeka�a na zam�- 29 wion� kaw�. Przez chwil� z zainteresowaniem przygl�da�a si� trzem kelnerkom rozmawiaj�cym z barmank�. - Pani Alu! Rachunek! - zawo�a� jaki� m�czyzna siedz�cy przy oknie. Teraz Irena nie mog�a ju� oderwa� wzroku od m�odej blondynki, kt�ra z pewnym oci�ganiem podesz�a do niecierpliwych klient�w. By�a �adna. Troch� pospolita i zbyt mocno wymalowana, ale �adna. Kiedy przechodzi - , �a ko�o stolika Ireny, ta wbrew w�asnej woli powiedzia�a j g�o�no: ; - Pani Alu, czy mog� pani� prosi� .na chwil�? Kelnerka spojrza�a na ni� ze zdziwieniem, jakby usi�owa�a sobie przypomnie�, gdzie j� przedtem widzia�a. - To nie m�j stolik - rzuci�a prawie przez rami� i chcia�a odej��, ale Irena by�a szybsza. - Wiem. Mam jednak do pani wa�n� spraw�. - S�ucham. - Prosz�, niech pani na chwil� usi�dzie. - Kierowniczka nie pozwala nam siada� z klientami -powiedzia�a i machinalnym ruchem przejecha�a �ciere-czk� po blacie stolika. Irena zawaha�a si�. Ale tylko na moment. - Chcia�am z pani� porozmawia� o panu Bargiele. - O kim? Nie wiem, o kogo pani chodzi. - Przecie� pani bardzo dobrze zna Bargie�a! - Znam? To mo�e za du�o powiedziane. Przychodzi i tutaj na kaw�... Ale dlaczego mia�abym z pani� o nim I rozmawia�? - Pani Alu, niech pani na chwil� usi�dzie. Prosz�. Mo�e pani o tym jeszcze nie wie, ale �Kr�likarz" nie �yje. Dziewczyna by�a wyra�nie zaskoczona. Przygl�da�a si� Irenie badawczo, potem powoli usiad�a. - Kim pani w�a�ciwie jest?... I sk�d pani wie, �eonnie �yje? 30 Niewa�ne. Pani jest z milicji? Nie. Ale by� mo�e, nie b�dzie pani musia�a zbyt i^o czeka� na milicj�. Musi mi pani pom�c. Och, je�eli pani my�li, �e ja o nim co� wiem, to si� � ni grubo myli. Pochodzimy z tej samej miejscowo�ci... i by� w naszej kawiarni cz�stym go�ciem. To wszystko, .'.robi�a gest, jakby chcia�a wsta�. i rena chwyci�a j� za r�k�. Prosz� zaczeka�. Nie mam zamiaru wtr�ca� si� do � ilzych spraw. Prosz� pani� tylko o pomoc. Da�am kl�likarzowi" zastaw. Chcia�am go odzyska�. Ale co ja mam z tym wsp�lnego? Nie wiem, czym on mi zajmowa� i jakie prowadzi� interesy. Pierwszy raz ��K sz�, �e bra� jakie� zastawy. Prosz� mi powiedzie�, u kogo on mieszka� w Krako-Mo�e mia� jak�� rodzin�? P�jd� do nich i spr�buj� kupi� ten zastaw, zanim pojawi si� tam milicja. Chc� ip�aci�... to znaczy zwr�ci� to, co by�am winna Bargie-i. - �le pani trafi�a. Ja nic o nim nie wiem. - Przecie� on chyba mia� kogo� w Krakowie? Rodzin�, rzyjaci�... Mo�e, ale ja ich nie znam. - Znowu poruszy�a si�, nkby chcia�a wsta�. Szkoda - powiedzia�a szybko Irena. - Mia�am na-I / i (� ]�, �e odzyskam ten zastaw bez pomocy milicji. Komu I" itrzebne jest to ca�e zamieszanie? Nie chcia�am nara�a� ni przykro�ci zupe�nie niewinnych ludzi. No, ale skoro inaczej si� nie da... b�d� jednak musia�a zwr�ci� si� do milicji. Niech mnie pani nie straszy milicj�! Ale� pani mnie �le zrozumia�a. Wcale pani nie Itrasz�. 31 - Ja z Bargie�em nie mam nic wsp�lnego. - Doprawdy? Ludzie w Miastku s� innego zdania. - Nie ma gorszych plotkarzy ni� w Miastku. - Wzru-;;, szy�a ramionami i wsta�a od stolika. ! - Mam nadziej�, �e pan W�adys�aw odnalaz� parn�, wreszcie w tej kawiarni? - Irena miesza�a zimn� kaw� w fili�ance. - S�ucham? - W�adys�aw Bie�kowski. Jego r�wnie� pani nie zna? - Co pani� to obchodzi? - Nic a nic. By�am po prostu ciekawa, czy nie na pr�no przyjecha� wczoraj do Krakowa. Nawiasem m�wi�c, to ja poradzi�am mu, �eby tu przyszed�. Ale c� z niego za pechowiec! Niepotrzebnie tak si� ugania� za Kr�likarzem". Akurat tej nocy, kiedy wreszcie m�g� go dopa��, �Kr�likarz" zgin��. Chyba �e go jednak spotka� przedtem, nim to si� sta�o... __ - Prosz� pani, niech mi pani da wreszcie spoko]! Nie wiem, o czym pani m�wi. Dlaczego si� pani do mnie przyczepi�a? Dlaczego pani nie idzie ze swoimi pretensjami do c�reczki Bargie�a? - Ju� pani m�wi�am. Nie wiem, gdzie ona mieszka. Nawet nie wiem, jak si� nazywa. Ala waha�a si� tylko przez chwil�. - Leokadia Bilikowska. Ma will� na B�oniach. A ulica, przy kt�rej mieszka, nazywa si�... chyba Ma�ych Sad�w. PONIEDZIA�EK-24 WRZE�NIA j Porucznik Bartkowski wszed� do pokoju swego szefa i z impetem zamkn�� drzwi. Rzuci� na stoj�cy z boku stolik jakie� papiery i usiad� w jednym z �reprezentacyjnych" foteli. .Kapitan Derko rozmawia� w�a�nie przez telefon. Po chwili od�o�y� s�uchawk� na wide�ki i na moment zatrzyma� wzrok na swoim m�odym koledze. - Jak widz�, jeste� w burzliwym nastroju... - W�a�nie. - Mo�na wiedzie�, co ci� tak wyprowadzi�o z r�wnowagi? - Czy my musimy zajmowa� si� ka�dym rozpijaczo-nym facetem, kt�remu przyjdzie do g�owy wyzion�� ducha gdzie� pod p�otem? - M�wisz o sprawie Bargie�a? - Nie chc� ci prawi� komplement�w, ale nie jest to robota dla takiego do�wiadczonego inspektora jak ty. Mogliby jakiego� ��todzioba pocz�stowa� tym pasztetem. - Wydaje mi si�, �e ten pasztet raczej ciebie w z�bki kole. - Fakt. - Przepraszam ci�, ale zapomnia�em, �e jeste� stworzony do wielkich rzeczy. Co innego ja. Nie jestem gwiazdorem i zajmuj� si� tym, czym powinienem si� zajmowa�. - Daj spok�j. Nie o to chodzi. Denerwuje mnie banalno�� sprawy. Jaki� facet spi� si� w trupa i wpad� do rowu. - Przede wszystkim nie wpad�, tylko... - Wiem. Kto� go tam wrzuci�. Nie musisz mi tego t�umaczy�. Podaruj sobie wyk�ad na temat plam opadowych i prze�amania po�miertnego. Czyta�em protok� autopsji. - No wi�c? - Prawdopodobnie pi� u kogo� na Olszy. Zwali� si� pod st�, a jego kompan nie chcia� wzywa� milicji i wik�a� si� w to wszystko, wi�c zaci�gn�� go na szos� i sturla� do rowu. - Nie zaci�gn��, nie by�o �lad�w... - Dobrze, nie zaci�gn��, tylko przyni�s� na piecach. Mo�e mu w tym nawet kto� pomaga�. Po prostu chcia� si� t pozby� trupa z mieszkania. Teraz ca�a masa ludzi b�dzie' si� krz�ta� ko�o tego, �eby si� dowiedzie�, z kim i gdzie i pi�. I - Masz racj�, w�a�nie to b�dziemy robi�. Porucznik Bartkowski wzruszy� nieznacznie ramio-; nami. ' : - Poza tym s�dz�, �e to nie odbywa�o si� na Olszy. -1 Derko zapali� papierosa. - Poprzedniego dnia pada�! deszcz, a ta dzielnica ma dosy� specyficzne b�otko. Gli-| niaste pod�o�e i py�y z blisko przecie� po�o�onej Nowej; Huty daj� niepowtarzaln� mieszank�. Bargie� nie mia� na butach ani kropli tego b�ota, wi�c nale�y domniemywa�,; �e tego dnia nie w�drowa� po ulicach Olszy. - Chyba �e podjecha� taks�wk� pod sam dom kumpla, u kt�rego odbywa�a si� libacja. � - Ma�o prawdopodobne, aby zupe�nie nie zab�oci� n�g. M�g� to zrobi� cho�by przy wysiadaniu z taks�wki. Ale oczywi�cie i t� mo�liwo�� nale�y bra� pod uwag�. - S�dzisz wi�c, �e kto� przywi�z� go samochodem z zupe�nie innej dzielnicy i wrzuci� do rowu? - Chyba tak. - No, dobrze, ale to jeszcze za ma�o, �eby spraw�, skierowa� do specjalistycznego wydzia�u. Zawarto�� al*j koholu we krwi przemawia za tym, �e denat przekroczy�! �mierteln� dawk�, po prostu zapi� si� na �mier�... Chyba �e... - Ano w�a�nie. - Doktor Lig�za dostarczy� ju� protok� sekcji? - Tak. - No i co? - Obraz sekcyjny jest nietypowy. Stopie� przekrwieni nia b�on �luzowych przewodu pokarmowego jest za niski] jak na �miertelne upojenie alkoholowe. R�wnie� zawarto�� alkoholu w moczu jest zbyt niska. Natomiast wyst�pi�o ostre przekrwienie p�at�w m�zgowych, �wiadcz�ce o szoku alkoholowym: Oczywi�cie Lig�za jest zbyt ostro�ny, �eby stawia� ostateczne wnioski. Istnieje jednak mo�liwo��, �e alkohol nie zosta� spo�yty doustnie. Ale pewno�ci �adnej nie ma... - Dlaczego pozwoli�e� mi tyle pyskowa�, zamiast od razu powiedzie�, �e masz ju� wyniki sekcji? - C�... lubisz si� wygada�, wi�c nie mog�em odm�wi� ci tej przyjemno�ci. Bartkowski parskn�� kr�tko i zerwa� si� z fotela. Nigdy nie m�g� zbyt d�ugo usiedzie� na jednym miejscu. - �lad�w iniekcji nie by�o? - Bargie� by� cukrzykiem. - A wi�c bra� insulin�? - Od kilku miesi�cy nie. Podobno czu� si� ostatnio zupe�nie dobrze. - No tak, zreszt� insulin� dostawa�by domi�niowo, a alkohol wstrzykni�ty domi�niowo w og�le nie wchodzi w rachub�. Da�by taki �lad, �e nie by�oby najmniejszych w�tpliwo�ci. - To by� chory cz�owiek. M�g� bra� jakie� inne zastrzyki do�ylne. - Wi�c by�y �lady po igle? - Niestety a� trzy. Dwa stare, sprzed kilku dni, z bardzo ma�ymi podsk�rnymi wylewami na lewej r�ce, i jeden �wie�y na prawej. - Co on bra�? - Na razie nie wiem. - Czy s�dzisz, �e chory cz�owiek - przecie� mia� cukrzyc�, a teraz leczy� si� na co�, bra� jakie� zastrzyki -pi�by tak na um�r? Jemu w og�le, jako diabetykowi, nie wolno by�o pi� alkoholu. 34 35 - Nic nie s�dz�. Zawsze ci powtarzam, �e domys�y to nie moja specjalno��; A tobie radz� zadzwoni� do izby wytrze�wie�. Powiedz� ci, ilu cukrzyk�w do nich trafia.' Pijacy nie zawsze licz� si� z przeciwwskazaniami lekarskimi. - No, tak... - Bartkowski spacerowa� po pokoju. - A ten �lad na potylicy? - Nic powa�nego. Niezbyt mocne uderzenie t�pym przedmiotem. Zupe�nie mo�liwe, �e Bargie�, upadaj�c, uderzy� g�ow� o jaki� przedmiot. Plamy na koszuli i ma-rynarce pochodzi�y z winiaku. Zreszt� - Derko zamkn�� le��c� przed nim teczk� i lekko pchn�� w stron� porucznika - przeczytaj sobie sam... - A p�aszcz? Na nim te� by�y plamy z winiaku? - Nie. P�aszcz by� czysty. - No, to jedno jest przynajmniej pewne.' Nie pi� na , stoj�co w jakiej� bramie. By� u kogo� i ten kto� na�o�y� j potem na niego p�aszcz i... chyba zawi�z� go na Olszej samochodem. - By� mo�e. - M�w, co chcesz, ale ja nie znosz� pijackich afer. - Mam nadziej�, �e wpad�e� tu jak bomba nie tylko po to, �eby mi to o�wiadczy�? - Nie. Oczywi�cie, �e nie. - Bartkowski si�gn�� p�; rzucone na st� papiery. - Tarn�w uzupe�ni� swoje informacje na temat Bargie�a. Podali troch� szczeg��w...^ W gruncie rzeczy nic istotnego. Bargie�, w Miastku i okolicy zwany �Kr�likarzem", zajmowa� si� skupem kr�liczych sk�rek dla tarnowskiej garbarni. W miejscu zamieszkania cieszy� si� nie najlepsz� opini�. Handlowa�, czym si� da�o. Niekt�rzy twierdz�, �e kupowa� od ch�op�w dolary i po�ycza� du�e sumy na procent. Nigdy go; na tym nie przy�apano, chocia� tamtejsza,milicja mia�a na niego oko. Popija� raz z tym, raz z owym... �! 36 - Co to znaczy? - Chcesz wiedzie�, z kim pi�? - W�a�nie. - Dobrze, ale musisz na to zaczeka�... Zatarg�w czy konflikt�w w�a�ciwie z nikim nie mia�. Poza tym nic nowego... Autorka kartki pozostawionej pod drzwiami nazywa si�, jak ju� wiesz, Irena Tuszyk. Ma dwadzie�cia cztery lata, jest niezam�na, pracuje w Krakowie, w bibliotece publicznej. Mieszka w Krakowie przy ulicy Bronowickiej z siostr�, jej m�em i ciotk� staruszk�. Zajmuj� niewielkie mieszkanie w sp�dzielczym bloku

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!