13846
Szczegóły |
Tytuł |
13846 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13846 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13846 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13846 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Katherine Parker
Gorzej by� nie mo�e
Prze�o�y�a Magdalena Szwarc
Tytu� orygina�u AS BAD AS IT GETS
Copyright � 2002 by Katherine Parker
Projekt graficzny ok�adki Robert Maciej
Sk�ad i �amanie ..KOLONEL"
For the Polish translation Copyright � 2003 by Wydawnictwo ELF
For the Po�ish edition Copyright � 2003 by Wydawnictwo ELF
Wydanie I ISBN 83-89278-23-5
DRUKARNIA GS Krak�w, lei. (012)65 65 902
m . Robertowi,
mojemu najwierniejszemu czytelnikowi
Rozdzia� 1
JNatasha po raz trzeci sprawdzi�a zawarto�� plecaka, odhaczaj�c kolejno wszystkie rzeczy na li�cie, kt�r� ka�dy z uczestnik�w obozu dosta� od organizatora. Potem wzi�a drug� kartk� ze spisem przedmiot�w, kt�re sama uzna�a za niezb�dne, i upewni�a si�, �e wszystko zapakowa�a.
Spokojna, �e o niczym nie zapomnia�a, chwyci�a plecak i zesz�a na d�. Ojciec ju� czeka� na ni� w samochodzie, a mama sta�a przy drzwiach z du�ym plastikowym pojemnikiem z kanapkami.
- Za du�o tego, nie zmie�ci mi si� - zaprotestowa�a Natasha, ale by�a ju� i tak troch� sp�niona, wi�c zrezygnowa�a z dyskusji z matk� i wepchn�a pojemnik do bocznej kieszeni plecaka.
Poca�owa�a mam� w oba policzki i pobieg�a do samo-
Katherine Parker
chodu - czy raczej pr�bowa�a biec, bo plecak �e nie bardzo jej na to pozwala�
** C1C�ki'
sie spotka� na dworcu Geyho^
odje�d�a� ich autobus do ALquerquI jeszcze podjecha� po jej przyjaci�k�
- Nie martw si�, b�dziecie na czas - zaoewni� i � � i dotrzyma� obietnicy. zapewni� j� ojciec
Dotar�y �a miejsce zbi�rki akurat wtedv v a Sellers, opieKun kt�rego pozna�y na spotTan 'intmacT nym, zacz�� odczytywa� nazwiska uczestnik�w T zd��y�y si� wejrze� po grupie ustawionych w t�u d cz* i ch�opc�w, Natasha us�ysza�a nazwisko Z&TcJ zmrozi� jej krew w �y�ach. g dzwick
- Clint Braddock!
u�miechn�� si� od ucha do ucha
- Co on tu robi?- szepne�a do
widzia�am go na li�cie. Nie by�o g0 nfsnn ^ ~ formacyjnym. g sPotkaniu m-
- Nie wiem - odpar�a Sandra. - Mo�e za�an.j �
niej chwili, bo kto� zrezygnowa� ? ** W �Stat"
Natasha Poc2u�a �e ca�y entuzjazm, z jakim podchodzi�a
do tego obozu, gdzie� si� ulotni� poacnodzi�a
Clint Braddock od dziesi�ciu lat, od pier
kiedy zacz�li razem chodzi� do zer�wki
�yc^I najwyra�niej Postanowi� zat,� j
Gorzej by� nie mo�e - Nie ma Rona - powierza�-., e j ucha przyjaci�ki. Z " Zu ww ' "^^ ** d� czarowanie J g ja�nie przebija�o roz-
yj�ucie J-elem Clinta i J^^
* nich, mo�na by�o i�� o zakL � drugi No ale Clint i tak ju� t'
i Sl� jeden
- Jest, jest! - zawo�a� Clint
nie odczepi? - zwr�ci�a Sandra jednak by�a tak ^Zt^ ramionami. ^gn�mona, ze wzruszy�a tylko
- Na pewno si� sp�ni - pocieszy�a iaNat^h, v sie przecie� sp�nia - doda�a alP J�JNatasha- "Zawsze d-e�, u�wJomi�a sofc ^ � ^TT' ^^ l� P�WlC-zawsze razem ze swoim mzyLlZ^T * PrZecie� miejscu zbi�rki punktX 0 I! ' " T ^ M "3 Pojawi si� w og�le R�" PrawdoPodobnie nie
i
u�o�ono alfabetycznie -sia�oby si� St
obozu ^mpsona
Katherine Parker
- No pi�knie - powiedzia�a Natasha, wzdychaj�c ci�ko. - Jedna z nas b�dzie mia�a przechlapany ob�z, dlatego �e jedzie z nami pewien g�upek, a druga dlatego �e inny nie jedzie.
- Wiesz, mimo wszystko wola�abym by� na twoim miejscu - wyzna�a Sandra.
Opiekun w�a�nie sko�czy� czyta� list�, kiedy podszed� do niego opalony blondyn.
- Przepraszam, sp�ni�em si� kilka minut - rzek�, k�ad�c plecak na ziemi.
Pan Sellers zerkn�� na zegarek i pokr�ci� g�ow�.
- Powiedzia�bym raczej, �e kilkana�cie. - Popatrzy� z przygan� na sp�nialskiego i zwr�ci� si� do uczestnik�w obozu: - Mam tylko nadziej�, �e nie b�dziecie bra� z niego przyk�adu. Na tego typu wyprawach jak ta, kt�ra nas czeka, zdyscyplinowanie jest rzecz� najwa�niejsz�.
- Oczywi�cie, podpisuj� si� pod tym bez zastrze�e� -potwierdzi� gorliwie blondyn.
- To jest Jack Snyder - przedstawi� go pan Sellers. -Jedzie z nami jako m�j pomocnik, chocia� szczerze m�wi�c, Nowy Meksyk zna o wiele lepiej ni� ja, bo stamt�d pochodzi.
Jack u�miechn�� si� do dziewcz�t i ch�opc�w, ukazuj�c pi�kne z�by, kt�re na tle opalonej twarzy wydawa�y si� wr�cz nieprawdopodobnie bia�e. Mia� nie wi�cej ni� dwadzie�cia dwa lata i by� nieprzyzwoicie przystojny.
Natasha i Sandra popatrzy�y po sobie.
- Mo�e jednak nie b�dzie tak �le - powiedzia�y jednocze�nie.
Gorzej by� nie mo�e
M
blacie ostatni� okazj�, �eby skorzysta� z dobrodziejstw cywilizacji - powiedzia� pan Sellers w holu niewielkiego hotelu na przedrniegciach Albuquerque. - Radz� wam wyspa� si� wygodnie, bo przez najbli�sze dziesi�� dni nie b�dzie takich luksus�w jak ��ko.
Natasha nie bra�a jeszcze udzia�u w takiej imprezie, co wi�cej, nigdy n^wet nie spa�a w namiocie, my�la�a wi�c z niema�ym niepokqjem o tym, co j� czeka. Bardziej jednak ni� dyskomfortu wynikaj�cego z braku zdobyczy cywilizacji obawia�a si� teg0) �e nie podo�a trudom obozu, �e wymi�k-nie. Wiedzia�a \vprawdzie, �e znajdzie oparcie w Sandrze, kt�ra mia�a ju� napraw�, bo ojciec cz�sto zabiera� j� i jej dw�ch starszych braci na biwakowe wycieczki po Minnesocie i Wiscoi)Sin. Mimo to Natasha ba�a si� kompromitacji, zw�aszcza od chwili, kiedy si� okaza�o, �e pomocnikiem pana Sel]ersa jest jeden z przystojniejszych ch�opak�w, jakich w �yciu widzia�a.
- Jutro spotyl;amy s[� o si�dmej na �niadaniu na dole! -zawo�a� Jack, pr�buj�c przekrzycze� harmider, jaki si� wywi�za� w zwiadu z przydzia�em pokoi. - Zejd�cie ju� z plecakami, bo o Wp� do �smej maj� podjecha� busy, kt�rymi pojedziemy do Acoma Pueblo.
Natasha ju� �cjska}a w r�ce klucz, zadowolona, �e b�dzie spa�a z Sandra w dwuosobowym pokoju. Nie wszyscy mieli jednak tyle szcz�cia co one, okaza�o si� bowiem, �e cz�� uczestnik�w musi by� ulokowana w trzyosobowych pok�j ach
Najwi�cej zani;eszanja robi�y dwie o rok m�odsze od nich dziewczyny, Sally i April, papu�ki nieroz��czki, kt�re za nic na �wiecje nie chcia�y by� rozdzielone na noc, i Marsha.
10
11
Katherine Parker
T� ostatni� akurat Natasha potrafi�a zrozumie�, bo sama nie mia�aby ochoty spa� w jednym pokoju z daewc�yn* kt�ra odbi�aby jej ch�opaka. A Rebecca Stevens odbi-kole�ankom ch�opak�w Powa�a jak hobby. ^ w szko le pojawia�a si� nowa para, dziewczyny robi�y zaktaay, i kiedy Rebecca wkroczy do akcji.
- Mog� poprosi� o chwil� ciszy?! - zagrznua� pan Sefes takim g�osem, ze wszyscy zamilk�, - Przygl�dam^ L. moi drodzy, i czarno widz� t� nasz� wypraw�. Skor� Thotelu, me mo�eae doj�� mi�dzy sob� ^ poro�u t0 co b�dzie, jak si� naprawd� zrobi P^ mo�ecie by� tego pewni. - Popatrzy� na *L^_ nych i ci�gn��: - Wydawa�o mi si�, �e na spotkaniu m macyjnym m�wi�em jasno i wyra�nie. Je�li macie do su** "akJ �ale i pretensje, to albo zostawiacie je w Mmneapo^ albo ie�eli nie potraficie tego zrobi�, rezygnujecie z obozu. Taka wyprawa to nie miejsce na k��tnie i "kP^^T^ jeszcze raz przesun�� wzrokiem po twarzac i ch�opc�w. - Jeste�my grup� i to, czy za idziemy mogli uzna� nasz� eskapad� za udam. uW przede wszystkim od tego, czy b�dziemy sobie pomaga i zeodnie wsp�pracowa�. Czy to jest jasne. Igodna wU-a zacz�a si� od zgodnego, podania g�owami. Trudno tylko powiedzie�, na L ^*J L gest. Natasha w ka�dym razie P^^ W porz�dku. Z jednym tylko wyj�tkiem. Nik ^ przecie� ode mnie wymaga�, �ebym wsp�pracowa�
^^ na Marsh, kt�ra po ^^ podesz�a z opuszczonymi ramionami do Reb przyjaci�ki Laury, i domy�li�a si�, ze ona rowmez
Gorzej by� nie mo�e
mie� swoje zastrze�enia. Nie wiadomo, czy to pod wp�ywem s��w opiekuna o pomaganiu sobie nawzajem, ale tkni�ta nag�ym impulsem, Natasha spojrza�a znacz�co na Sandr� i skin�a g�ow�, wskazuj�c na Marsh�.
- Mog�yby�my odda� Rebecce i Laurze nasz� dw�jk� i spa� we tr�jk� z Marsh�.
- My�lisz, �e to dobry pomys�? - spyta�a Sandra z pow�tpiewaniem. - Skoro mamy wszyscy ze sob� wsp�pracowa�, to mo�e lepiej, �eby te dwie...- Nie doko�czy�a, bo przyjaci�ka spiorunowa�a j� wzrokiem.
- Wszystko ma swoje granice - uci�a Natasha, wyj�a z kieszeni klucz i podesz�a do tr�jki dziewcz�t.
Sandrze jednak przysz�o do g�owy, �e m�wi�c o granicach, jej przyjaci�ka ma na my�li raczej siebie i Clinta, a nie
Marsh� i Rebecc�.
- Zrobi�, co tylko zechcecie - powiedzia�a uszcz�liwiona Marsha, kiedy we trzy wchodzi�y po schodach na pierwsze pi�tro. - Nie wytrzyma�abym z ni� w jednym pokoju. Uratowa�y�cie mi �ycie. Naprawd� bym tego nie znios�a. Mog� nawet z wdzi�czno�ci nosi� za was plecaki.
- Sw�j ledwie niesiesz - zauwa�y�a Sandra.
Niewysoka i bardzo drobna Marsha rzeczywi�cie ugina�a
si� pod ci�arem plecaka.
Gdy znalaz�y si� na pi�trze, us�ysza�y za sob� g�osy, a po chwili wyprzedzi�a je grupa ch�opc�w, w�r�d kt�rych Natasha zobaczy�a Clinta. Jak zwykle w takiej sytuacji, natychmiast odwr�ci�a wzrok, ale zd��y�a zauwa�y� jego u�miech
od ucha do ucha.
- S�ysza�a�, co m�wi� nasz opiekun? - zapyta�.
Wiedzia�a, �e zwraca si� do niej, ale postanowi�a udawa�, �e go nie s�yszy.
13
Katherine Parker
- Co� mi si� zdaje, �e nie �ale i pretensje w Minneapolis -
Zanim zd��y�a pomy�le�, odwr�ci�^1*1'' � strzeg�a ten jego g�upkowaty u�miecf, , g��W? ' m�W irytowa�. ' ktory zawsze
Mia�a zasad�, �eby nie reagow�; i zwykle udawa�o jej si� tego przestn, "a � ., . . , . wytrzyma�a. gac- Dzis Jednak me
- Szkoda tylko, �e niekt�rzy nie zow ... A/f. .. swojego ty�ka - rzuci�a i zacz�a otwi^ W MinneaPohs numerem 17. rac drzwi oznaczone
Kiedy wesz�a do pokoju, us�ysza�, � � , �-
zwraca si� do koleg�w: ^ jeszcze, jak Clmt
- Tak wygl�da zgodna wsp�prac;, . . , , . . dzieli F q> jak by�cie me wie-
- Dlaczego ty go w�a�ciwie tak ul .. 9 _ Marsha, kiedy wszystkie trzy zrzucik ^ plecaki. - Zawsze mi si� wydawa�o � P� !�g! patyczny ch�opak. ( �e to bardzo
- Sympatyczny? On jest po prov, , ,, . . . Natasha z sarkazmem. tu s�odkl " odPar�a
- Co� ci zrobi�? - dopytywa�a si� IV]
si� jednak odpowiedzi, wi�c spojrza�a *' "f d Natasha pod��y�a za jej wzrokie^ " *' zaczyna� wykwita� na twarzy jej przy;' ' usmi ' zamar�. Ona i Sandra jeszcze nigdy Sj
kilka razy by�y ju� tego bliskie. Pow�cl ^
Sandr� bawi�a niech�� Natashy do r2awsze by� fn sam-
pow�d tej niech�ci, a jej przyjaci�ka >ta' ! W�aSC1W1C �miertelnie powa�nie i nie tolerowa�a 'rakt?wa�a.t� sPrawJ �art�w. ^ tej kwestii �adnych
14
Gorzej by� nie mo�e
Marsha na szcz�cie wykaza�a si� wystarczaj�c� spostrzegawczo�ci�, by zorientowa� si�, �e temat jest dra�liwy, i bardzo skutecznie roz�adowa�a napi�cie.
- Nie uwa�acie, �e ten nasz Jack jest boski?
- Zab�jczy - powiedzia�a Sandra.
- Niesamowity - rzuci�a z rozmarzeniem Natasha. Kiedy godzin� p�niej, za rad� pana Sellersa, le�a�y
w ��kach, wykorzystuj�c ten luksus, kt�rego mia�y by� pozbawione przez najbli�sze dziesi�� dni, wci�� jeszcze m�wi�y o Jacku.
Natasha ju� prawie zasypia�a, kiedy us�ysza�a:
- O rany!
G�os Marshy by� tak alarmuj�cy, �e obie z Sandr� usiad�y na ��ku.
- Co si� sta�o? - spyta�y prawie jednocze�nie.
- Jeszcze nic - uspokoi�a je Marsha, jednak tylko po�owicznie. - Ale si� stanie.
- Co si� stanie? - zapyta�a Sandra, przecieraj�c d�o�mi oczy.
- Rebecca - powiedzia�a Marsha i nie musia�a ju� niczego dodawa�.
- No tak, takiemu facetowi jak Jack to ona nie przepu�ci -przyzna�a Natasha.
- I co, b�dziemy patrze� na to z za�o�onymi r�kami?
- W �yciu! - rzuci�a oburzona Sandra.
- Na pewno nie - o�wiadczy�a Natasha z przekonaniem. -Musimy po��czy� nasze si�y. Przecie� nawet pan Sellers m�wi�, �e powinni�my ze sob� wsp�pracowa� - doda�a ju� z mniejszym przekonaniem w g�osie, bo zdawa�a sobie spraw�, �e ich opiekun niezupe�nie tak� wsp�prac� mia� na my�li.
Rozdzia� 2
Nazajutrz za pi�� si�dma, przepe�nione entuzjazmem do solidarnego dzia�ania, Natasha, Sandra i Marsha, d�wigaj�c plecaki, zesz�y na parter do ma�ej hotelowej restauracji. W sali by�o jeszcze do�� pusto. Przy jednym stoliku siedzia� pan Sellers z trzema ch�opakami, a przy drugim Jack w towarzystwie... Rebecki i jej przyjaci�ki.
- No nie! - rzuci�a cicho Marsha. - Ju� po wszystkim -doda�a z rezygnacj� w g�osie.
- Nie panikuj. Jeszcze nic straconego - uspokoi�a j� Natasha. - Musimy si� po prostu bardziej stara�.
- Jak? Wstawa� godzin� wcze�niej ni� wszyscy? - spyta�a sceptycznie Sandra.
- Jak b�dzie trzeba, to w og�le nie b�dziemy spa� -posiedzia�a Marsha z determinacj�.
Jack zauwa�y� je, gdy tak sta�y w progu restauracji
16
Gorzej by� nie mo�e
i z konspiracyjnymi minami szepta�y o czym�, co wydawa�o si� niezwykle wa�ne.
- Cze��, dziewczyny! - zawo�a�, b�yskaj�c swoimi pi�knymi z�bami. - Macie z czym� problem?
My nie, ale ty mo�esz mie�, pomy�la�a Natasha, tak jak wczoraj pora�ona jego urod�. Cho� w autobusie przysiad� si� do nich na chwil�, przez przyciemniane okna nie zwr�ci�a uwagi na jego oczy. Dopiero teraz dostrzeg�a, �e s� czarne jak smo�a i maj� w sobie co� egzotycznego, zw�aszcza w zestawieniu z jasnymi w�osami, kt�re nawet je�li by�y nieco rozja�nione, to wy��cznie przez s�o�ce. Takiego p�owego odcienia blond nie mo�na osi�gn�� za spraw� �adnej farby.
Marsha chcia�a co� powiedzie�, ale zaj�kn�a si� i zamilk�a.
Jedynie Sandra okaza�a si� w miar� przytomna.
- Nie, wszystko w porz�dku - odpar�a. - A w og�le to dzie� dobry - powiedzia�a g�o�no, zwracaj�c si� do wszystkich w sali.
- Dzie� dobry - przywita� je z u�miechem pan Sellers. -Dziesi�� punkt�w za punktualno�� - doda�, zerkn�wszy na zegarek.
Natasha pomy�la�a, �e pewnie by ich tak nie chwali�, gdyby zna� prawdziwy pow�d tej punktualno�ci, kt�ra zreszt�, jak si� okaza�o, i tak by�a niewystarczaj�ca.
- Chyba dziewi�� - za�artowa�a. - Dziesi�� nale�y si� komu� innemu - doda�a, patrz�c na Rebecc�. Stara�a si�, jak mog�a, �eby w jej g�osie nie zabrzmia� sarkazm, ale chyba niezupe�nie jej si� to uda�o.
Rebecca, kt�ra siedzia�a plecami do wej�cia, odwr�ci�a si� i z triumfem w oczach popatrzy�a na trzy dziewczyny, wci�� stoj�ce przy drzwiach.
17
Katherine Parker
Gorzej by� nie mo�e
- Cze�� - rzuci�a protekcjonalnym tonem i zacz�a co� szczebiota� do Jacka.
- Siadajcie, dziewczyny, i jedzcie, bo takich bu�eczek d�ugo nie zakosztujecie - powiedzia� pan Sellers.
Podesz�y do stolika i usiad�y, ale na razie, mimo kusz�cych zapach�w �wie�ego ciasta dro�d�owego, nie jedzenie by�o im w g�owie.
- Widzia�y�cie? - szepn�a Marsha, zerkaj�c ukradkowo na Rebecc�. - Musia�a w og�le si� nie k�a��, skoro zd��y�a zrobi� sobie taki makija�.
Od dw�ch lat, to znaczy od czasu, jak zacz�y chodzi� z Rebecc� do liceum, �adna nie widzia�a jej nigdy nieuma-lowanej.
- A tak si� cieszy�am, �e wreszcie zobacz� j� bez pe�nego makija�u - powiedzia�a Marsha z �alem w g�osie.
- Naprawd� przesadzi�a - szepn�a Natasha, nie mog�c sobie odm�wi� spojrzenia w stron� sto�u, przy kt�rym siedzia� Jack i dwie u�miechaj�ce si� do niego s�odko dziewczyny.
- Przesta�cie tak szepta� - zmitygowa�a je rozs�dna jak zawsze Sandra. - My�licie, �e one nie wiedz�, �e rozmawiamy o nich? - Wyjrza�a za wychodz�ce na wsch�d okno. Cho� dochodzi�a dopiero si�dma i s�o�ce trzyma�o jeszcze sw�j potencja� w karbach, wida� by�o, �e drzemie w nim ogromna si�a, kt�ra za dwie, trzy godziny da o sobie zna�. Na twarzy Sandry pojawi� si� z�o�liwy u�mieszek. - Zapomnia�y�cie, gdzie jeste�my? Wiecie mo�e, jaka jest przeci�tna temperatura w czerwcu w Nowym Meksyku?
Natasha i Marsha popatrzy�y na ni�, nie wiedz�c, do czego zmierza.
18
�
- Pewnie jakie� dwadzie�cia pi�� stopni - odpar�a Natasha. - A dlaczego pytasz?
Sandra nie odpowiedzia�a na jej pytanie, lecz zada�a nast�pne:
- Jak my�lisz, ile stopni b�dzie w po�udnie?
- Jakie� trzydzie�ci pi��, mo�e nawet wi�... - Nie doko�czy�a. Staraj�c si� zachowa� dyskrecj�, rzuci�a okiem na Rebecc�, wdzi�cz�c� si� przed Jackiem. - Jak z niej zacznie sp�ywa� ta tapeta... - Perspektywa ujrzenia Rebecki w tym stanie by�a tak kusz�ca, �e Natashy natychmiast poprawi� si� humor i poczu�a wilczy apetyt. - To co, zabieramy si� za jedzenie?
Wsta�a i ruszy�a w kierunku d�ugiego sto�u, od kt�rego dochodzi�y n�c�ce zapachy. Sandra i Marsha pod��y�y za ni�, a kiedy przechodzi�y obok Rebecki, wszystkie trzy u�miechn�y si� do niej tak s�odko, �e patrzy�a na nie w os�upieniu, kiedy krz�ta�y si� przy bufecie, nak�adaj�c sobie jedzenie na talerze.
- Pachnie pysznie.
Natasha us�ysza�a za plecami g�os swego prze�ladowcy.
Clint z dwoma kolegami zjawi� si� w restauracji i podczas gdy tamci najpierw poszli zaj�� stolik, on ruszy� od razu do bufetu.
- Wygl�daj� naprawd� smakowicie - powiedzia�, kiedy Natasha si�gn�a po bu�eczk�.
Natychmiast cofn�a d�o� i przesz�a dwa kroki dalej, �eby wzi�� sobie co� innego.
- Nie lubisz bu�eczek cynamonowych? - zapyta� zdziwiony Clint, na�o�y� na sw�j talerz trzy, a po chwili zastanowienia dorzuci� jeszcze jedn�. - Dziwne - doda�, wzruszaj�c ramionami. - Zawsze mi si� wydawa�o, �e nie ma ludzi, kt�rzy nie lubi� bu�eczek cynamonowych.
19
Gorzej by� nie mo�e
Katherine Parker
Natasha na�o�y�a sobie jakie� dziwnie wygl�daj�ce pieczywo, mas�o i mi�d, nala�a do szklanki soku pomara�czowego i wr�ci�a do swojego stolika. Kiedy usiad�a i wypi�a �yk soku, przy stoliku obok, dok�adnie naprzeciwko me; usiad� Clint, a po chwili zjawili si� jego koledzy 2 talerzami pe�nymi jedzenia. W pierwszym odruchu chcia� sje przesi��� na miejsce obok, tak �eby siedzie� do niego bokiem, ale zreflektowa�a si�, przypominaj�c sobie swoj� zasad�: Lekcewa� go.
Przekroi�a bu�k�, co okaza�o si� wcale nie takie proste, bo by�a twarda jak kamie�. Szczerze m�wi�c, ju� jej wygl�d nie wr�y� nic dobrego.
- Pyszna - powiedzia�a Sandra z ustami pe�nymi bu�eczki cynamonowej.
Marsha ugryz�a kawa�ek swojej.
- Po prostu niebo w g�bie.
Zerkaj�c zazdro�nie na talerze kole�anek Natasha posmarowa�a swoj� bu�k� mas�em i pol^}a miodem. Jeszcze zanim odgryz�a pierwszy k�s, zorientowa�a si�, �e co� jest nie w porz�dku. Nie przepada�a z pieczywem cebulowym, ale czasami jada�a takie rzeczy. Tyle ze me z miodem. Z niesmakiem od�o�y�a bu�k�.
- Co� nie tak? - spyta�a Sandra.
Natasha podnios�a wzrok i napotka�a spojrzenie Clinta.
- Nie, dlaczego? - odpar�a z udawanym zdziwieniem i z kamienn� twarz� zjad�a ca�� cebulow� bu�k� z mas�em i miodem. Znios�a to bohatersko, ale kiedy po�kn�a ostatni k�s, poczu�a co�, co niebezpiecznie przypomina�o odruch wymiotny, wi�c natychmiast wypi�a duszkiem ca�� szklank� soku i odetchn�a z ulg�.
- Nic ci nie jest? - zapyta�a Marsha, patrz�c na ni� badawczo.
�ki nie odwa�y�a si� odezwa�. przyjaci�141' lU� J
odParia Natasha- , ., chvba wpad�a� - zapewni�a ja Marsha.- Chyba
* u�miechem b��kaj�cym si� na twarzy, wpat-i jg w swoje d�onie.
WaTp7 co�! - rzuci�a Natasha. zapyta�a
I p^owa�y�c, y^cg-%% J, id� przechod� obok ich stolika Sally. po dok�ada i Anrii id�ca jak cie� obok przy-
nosem:
my�la�a o tym Ze
ed� t restauracji
� > skosztowa� tego **} ysmaku.
?*��wl�
�wl�stwa'
1t dlac-go dzi� -�obyjy�'^j^ ^ Z zadowolon� z siebie min� .^ Qn
niego nie P^ ^ J<?^ni chc�c nie chc�c, t ^o cz�owieka to^^ c0 mia�
S Wr�ci�, zjad� trzy bu�eczk!
on �z uparae
na
siedzia�
swoim
20
Katherine Parker
- No, moi kochani, czas si� zbiera� - powiedzia� pan
Sellers, wygl�daj�c przez okno wychodz�ce na podjazd do
hotelu. - Nasze busy ju� s�.
Rozczarowana Natasha, wci�� czuj�c w ustach niesmak, z oci�ganiem wsta�a od sto�u, chwyci�a plecak i wolnym krokiem ruszy�a do holu. Rzuci�a jeszcze okiem na ogo�ocony ju� prawie z jedzenia bufet, obok kt�rego przechodzi�a, i wy�owi�a spojrzeniem cynamonow� bu�eczk�, spoczywaj�c� na dnie koszyka na pieczywo. Le�a�a tam samotnie, jakby si� prosi�a, �eby
kto� j� wzi��.
Natasha nie mog�a jej si� oprze� i ju� chcia�a po ni� si�gn��, ale natrafi�a na spojrzenie Clinta, kt�ry, jak to Marsha dobrze okre�li�a, nie spuszcza� z niej wzroku, to znaczy z Natashy, nie z bu�eczki.
Spi�a si� w sobie i energicznym krokiem opu�ci�a restauracj�, a potem, pod��aj�c za innymi uczestnikami,
wysz�a przed hotel.
Rozejrza�a si� za Sandr� i Marsh�. Marsha rozmawia�a o czym� z Sally i April, a Sandra dopiero po chwili pojawi�a si� przy hotelowym podje�dzie. Podesz�a do Natashy i zerkn�wszy na boki, wcisn�a jej co� do r�ki.
- Jedz szybko - powiedzia�a jej do ucha. - On rozmawia teraz z panem Sellersem, wi�c ci� nie zobaczy.
Natasha nie musia�a patrzy� na to, co ma w d�oni. Cho�
wci�� trzyma�a to co� w opuszczonej r�ce, poczu�a zapach
cynamonu i �linka nap�yn�a jej do ust.
- Co... jak... dlaczego...?
- Najpierw zjedz, potem b�dziesz mog�a pyta� - poradzi�a jej Sandra.
Natasha skorzysta�a z rady. Poch�on�a bu�eczk� w takim
22
Gor^zej by� nie mo�e
tempie, �e w innej sytuacji wydawa�oby jej sie to niemo�liwe i rozejrza�a si� niepewnie.
Clint w�a�nie wychodzi� z panem SelleX-sem z hoteiu. Na jego widok przetar�a palcami usta, obawiaj �c si�? ze zab��ka� si� tam okruszek, kt�ry m�g�by j� z^^zi�, i odwr�ci�a
wzrok. . , �
_ No to mo�esz ju� pyta� - powiedz� Sandra.
- Sk�d wiedzia�a�?
_ Co sk�d wiedzia�am?
_ No, to �e mam ochot� na bu�eczk� cynamOnow�.
- My�l�, �e po cebulowej bu�ce z iniodem zjad�aby� wszystko, �eby zabi� ten smak.
_ Wiedzia�a�, �e jest z cebul�? - spyta�a zdumiona
Natasha.
- Ju� jak j� bra�a� z bufetu.
_ Niei _ zawo�a�a oburzona Natashy ale w obawie, ze kto� je us�yszy, zn�w zacz�a m�wi� p�tSzeptem. _ Widzia�a� jak smaruj� cebulow� bu�k� miodem j nic mi nie powiedzia�a�? - Nie mog�a w to uwier,y�.
Uzna�am, �e skoro rezygnujesz ;, czego�, co lubisz, tylko po to, �eby komu� zrobi� na fto�� to powinna� ponie�� konsekwencje.
_ I to si� nazywa przyja��!
_ By�am pewna, �e jak si� zont^j^ Co to jest, to we�miesz sobie w ko�cu te bu�e^ cynamonowe. -Sandra u�miechn�a si�. - A swoj� drog� to by�am pe�na podziwu dla ciebie, kiedy patrzy�a^ jak si� zmagasz z tym paskudztwem.
- Jeste� okropna.
- Ja? - spyta�a Sandra z min� meMni�tka.
Zaj�te rozmow�, nie zwr�ci�y uwaS| na tO) �e uczestnicy
23
ero
ro =?
le
O
ile.
g. 5 o
g
o.
a
||
Z- *� ^ 3
w EL
O- < N n Et *� ^ �-
�t SL. S
II
f
s i.
P o"
3 �
co
1
O
Et
co
N co 13
p s. � ~
8-5' -
i 111
ft> p
CL N- N
f� ,P
�5T zr.
S� s*r po po o S- � os
�� * &
2- N
ff" "O
o ^ 1
2. c
*� Ta - 3
CM
p" ,p ~
id
* ST
I
* g-
o O
�5 m p w
I", co
o
N
' Z% '
< a
82- B p
VA o
B N
O ^ CO N,
i li?
N P
i 3
o Z2
II
3
3 g: 2
3
2f I
3"^ O P
co ^r a* �
co co o
I.
^n m^ u u r � r-1-
p 3 k; n 5>p o
�n>
�< LL
>o v; ^ g �
�H 2^
o <i
�e
a L
c< ^
co o-
B.-B
a & ^
a a
O co
>5 NB. " H *=
p: <T> ^ L-- a
g 3
S.2
L23
a* co <"s
ES
*3
a
o q
I-
13
sr M. i
IM
*3 <D 0< � 3 S"
a e
p
n>
p 3 L
ta ?
<D O PO
co N
!
C/3 O-
31
3.-8
rt ^o
p ff
&
fl >;� t� <i
N
<t
P 7?
et 3
N 8
O O
.li
p c<
CO N-
5". ^
h� CA
p g
i, ^^
S. o-
0) O
a. n
L
I *= 3
T3
*5
1 l�
i li:
5 P 3 3-
1 s 1"
O p. g.
N 3 ^ 8
O^
^ L �
p. O p o
f 1
3-to
s'
TO
,.2 3
?3 ft P
H,^
sr
& p
& O ' 2
r? Z i QS
Z 2 ^
o �
3 id
S
T3 N
to
�a 3
O O py
o
5
3
8 3-
i!
L�� o
N
(W
N T3
N
St s P
^ S P 3
*� p
3. ^
O H.
3" p
IffF^ 9�!2S.L
o- b
<; s:. c *~ k- co p n e
�' ni
3 I
1 o|
o" o Ej 5 3 o
O-
CD __;
O
B p
S2.
i
O-
o
Et
a-
11
p"
N
I O
o"
N- 2 O "*
o
<5' <*
a.
T3
II
<5 (B O 3 O C
" cw E. & 3- o. o. o gs ^ �* a-
3 o 2- _. �
c/^ o d *L n �"! N ^< --o ^* Ji n
3 9
r-t- t>
8 i
N
�*^ I 1
P N S. ^ .�^ ru <T� -*2
J-ffil?3
p
n pr ff -s. n Et^-
co. | S- 3. % N
EiPftif
n> w ^ oo o p
lii Lii
et
cl 3-o o>
p 1
i
i
s to'
Katherine Parker
Gorzej by� nie mo�e
nie by�o tu nic ciekawego do ogl�dania. Podmiejska dzielnica, przez kt�r� jechali, nie wyr�nia�a si� niczym szczeg�lnym. Dok�adnie tak samo wygl�da�y przedmie�cia Min-neapolis i setek innych ameryka�skich miast. Albuquerque nie by�o ju� tym dziewi�tnastowiecznym miasteczkiem Dzikiego Zachodu, lecz najwi�kszym miastem Nowego Meksyku, kt�re straci�o sw�j dawny charakter.
Na pr�no wypatrywa�a �lad�w hiszpa�skiej czy india�skiej architektury. Star� cz�� miasta mieli zwiedza� dopiero ostatniego dnia, a na razie mijali supermarkety, warsztaty samochodowe, magazyny, s�owem nic godnego uwagi.
Wszyscy pasa�erowie busa najwyra�niej doszli do tego samego wniosku, bo nikt nie interesowa� si� widokami. Marsha rozmawia�a z Clintem, a po jakim� czasie przy��czy�a si� do nich Sandra, kt�ra raz czy dwa pr�bowa�a wci�gn�� do konwersacji przyjaci�k�, w ko�cu jednak zrezygnowa�a, bo ta, nie odrywaj�c wzroku od okna, odpowiada�a tylko p�s��wkami.
Kiedy Albuquerque zosta�o w tyle, Natasha, kt�ra zawsze wola�a miejsca nieska�one cywilizacj�, odetchn�a z ulg�. Urodzi�a si� i wychowa�a w le��cym na r�wninie Min-neapolis, wi�c g�ry j� fascynowa�y, a po obu stronach szosy, kt�r� jechali, ci�gn�y si� skaliste nagie wzniesienia o charakterystycznych dla Nowego Meksyku kszta�tach. Strome zbocza opada�y ostro, czasami pionowo, a wierzcho�ki by�y jakby �ci�te no�em. G�ry przypomina�y swoim kszta�tem st�, st�d ich pochodz�ca z hiszpa�skiego nazwa - mesa.
Krajobraz za oknem na jaki� czas przyci�gn�� uwag� Natashy, nie na d�ugo jednak. Po kilkunastu minutach z�apa�a si� na tym, �e nas�uchuje, o czym m�wi� Sandra,
26
Marsha i Clint. P� godziny p�niej z trudem powstrzymywa�a si�, �eby si� nie odezwa�, zw�aszcza gdy zacz�li rozmawia� o koniach. Od dzieci�stwa uwielbia�a te zwierz�ta, a od p� roku, kiedy to stal� si� w�a�cicielk� - �ci�lej m�wi�c, wsp�w�a�cicielk�- m�odej klaczy Kamelii, nie by�o dla niej bardziej pasjonuj�cego tematu. Ale nawet mi�o�� do koni nie mog�a jej sk�oni� do rozmowy z Clintem. Na chwil� odwr�ci�a si� i zerkn�a znacz�co na przyjaci�k�. Sandra albo tego nie dostrzeg�a, albo zlekcewa�y�a. Z uk�uciem �alu w sercu, z poczuciem, �e zosta�a wy��czona poza nawias, i pewno�ci�, �e czekaj� j� koszmarne dni, Natasha zn�w zacz�a patrze� w okno.
Rozdzia� 3
parkingu u st�p wzniesienia,
na kt�rego P� _ dochodzi�o po�udnie.
� ^^ ^^ zamm zacz�la
i zapar�o j�*** P Przed rokiem sp�dzi�a z ro-
w miar� normalnie ^ , si przekona�,
w miar� co maca u
iei zno�ny, tu pomarz�
powiew
wiatn,
?5
ciMia. Popraw,,
28
Gorzej by� nie mo�e
p��ciennego kapelusza, rozumiej�c teraz, dlaczego na li�cie rzeczy, kt�re mia�a zabra� na t� wypraw�, przy nakryciu g�owy by� wykrzyknik.
- No, o to nam przecie� chodzi�o - powiedzia�a Marsha, wskazuj�c ruchem g�owy na Rebecc�, kt�ra w�a�nie wysiad�a z samochodu i gestem gwiazdy filmowej odrzuci�a do ty�u w�osy. - Ciekawe, jak nasza ksi�niczka zniesie taki upa�. Natasha jednak bardziej martwi�a si� o siebie, nie nale�a�a bowiem do ludzi, kt�rzy nie mog� si� doczeka�, kiedy wreszcie nadejdzie lato. Mia�a jasn�, dosy� wra�liw� cer�, kiepsko znosz�c� opalanie si�. Zazdro�ci�a dziewcz�tom, kt�re po dw�ch, trzech dniach sp�dzonych na s�o�cu maj� pi�kn� br�zow� opalenizn�; ona, je�li nie smarowa�a si� kremami z najwy�szym filtrem przeciws�onecznym, spieka�a
si� na raka.
D�ugo si� zastanawia�a, zanim zdecydowa�a si� na ten wyjazd, ale w ko�cu nie potrafi�a si� oprze� perspektywie przemierzania dzikich g�rzystych teren�w konno. Zgodnie z planem, wieczorem pojad� busami na ranczo, po�o�one w pobli�u niewielkiego miasteczka Grants, i rano ca�a grupa wyruszy w dalsz� w�dr�wk� na koniach-
G�ry i konie - to przewa�y�o szal�, kiedy podejmowa�a decyzj�, ale na razie mia�a grzej�ce niemi�osiernie s�once i Clinta, kt�ry najwyra�niej uzna�, �e skoro prawie przez ca�� drog� z Albuguer�ue rozmawia� z Marsh� i Sandr�, to mo�e si� teraz do nich przy��czy�, i stan�� ko�o tr�jki
dziewcz�t. ,
- Dlaczego w�a�ciwie nie jedziemy na gor� busami/ -
zapyta�.
Natasha swoim zwyczajem uda�a, �e go nie s�yszy.
- Bo tam nie wpuszczaj� �adnych samochod�w poza
29
Katherine Parker
Gorzej by� nie mo�e
tutejszymi autobusami - po�pieszy�a z odpowiedzi� Mar-sha. - I Bogu dzi�ki - doda�a. - Wyobra�asz sobie, co by si� dzia�o, gdyby po�owa mieszka�c�w Stan�w chcia�a tam wjecha� swoimi wozami?
Acoma Pueblo, india�ska osada, kt�ra powsta�a prawie tysi�c lat temu, nale�y do najwi�kszych atrakcji Nowego Meksyku, nic wi�c dziwnego, �e co roku �ci�gaj� tu t�umy turyst�w. Nie jest przy tym skansenem; wci�� �yj� tu rodowici mieszka�cy, wyrzekaj�c si� podstawowych zdobyczy cywilizacji, takich jak woda czy elektryczno��.
- Pan Sellers co� m�wi - zauwa�y�a Natasha i posz�a w stron� opiekuna, wok� kt�rego zebra�a si� ju� cz�� uczestnik�w obozu.
- Autobus odje�d�a dopiero za dwadzie�cia minut. Macie czas, �eby wej�� do �rodka - oznajmi�, kiedy pozostali podeszli pod niewielkie muzeum, w kt�rym, jak g�osi�y szyldy, mo�na by�o r�wnie� kupi� pami�tki.
- Wchodzisz? - zwr�ci�a si� Sandra do przyjaci�ki i nie czekaj�c na odpowied�, ruszy�a do wej�cia.
Natasha spojrza�a na dziewczyny i ch�opc�w, t�ocz�cych si� przy drzwiach niewielkiego budyneczku. Ju� wkr�tce mia�a zobaczy� kawa�ek historii w prawie nienaruszonej postaci i wola�a nie psu� sobie tego wra�enia ogl�daniem jakich� eksponat�w w gablotach, wyrwanych ze swojego pierwotnego otoczenia.
- Nie, id�cie beze mnie - rzuci�a. �eby znale�� si� w cieniu, cofn�a si� i stan�a przy �cianie zbudowanej z suszonych na s�o�cu cegie� adobe, typowych dla tradycyjnej nowomeksyka�skiej architektury
- Nie lubisz ogl�da� skorup w muzeach? - zapyta� Clint, kt�ry jako jedyny poza ni� nie wszed� do �rodka.
30
- Nie - burkn�a Natasha, �a�uj�c, �e zosta�a na zewn�trz. Odwr�ci�a si� do niego bokiem z nadziej�, �e zostawi j� w spokoju.
Clint milcza�, ale wiedzia�a, �e wci�� przy niej stoi; czu�a na sobie jego wzrok.
- S�uchaj... - odezwa� si� po chwili, lecz natychmiast zamilk�.
Co� w g�osie ch�opaka uderzy�o j� jednak na tyle, �e z�ama�a swoj� zasad� i na niego spojrza�a. I nie odwr�ci�a od razu wzroku. Clint, zawsze kiedy si� do niej zwraca�, m�wi� zaczepnym tonem, u�miechaj�c si� g�upkowato - w ka�dym razie ona uwa�a�a, �e jest to g�upawy u�miech. Teraz nie s�ysza�a w jego g�osie ani �ladu kpiny czy ironii, a twarz mia� zupe�nie powa�n�.
Na pewno co� knuje, pomy�la�a.
Przez chwil� panowa�a cisza. Dach wystawa� zaledwie kawa�ek poza �cian� muzeum i Natasha zn�w poczu�a lej�cy si� z nieba �ar. Cofn�a si� jeszcze troch�, tak �e przylgn�a plecami do budynku.
- Nie mog�aby� przynajmniej przez dziesi�� dni traktowa� mnie tak jak innych ch�opak�w na obozie?
- Inni ch�opcy mnie nie prze�laduj� - odpali�a. - Nie czepiaj� si� mnie, nie staj� co chwil� na mojej drodze, nie... - Tak j� ponios�o, �e zabrak�o jej s��w. W�ciek�a na siebie, �e straci�a panowanie nad sob�, przywo�a�a na twarz wyraz ch�odnego lekcewa�enia. - A mo�e pro�ciej by by�o, gdyby� ty zacz�� si� zachowywa� tak, jakby mnie tu nie by�o? - zaproponowa�a ju� spokojniej.
Clint d�ugo si� nad czym� zastanawia�.
- Mam inny pomys� - oznajmi� w ko�cu.
31
Katherine Parker
- Wiesz, ju� na sam� my�l o twoich pomys�ach robi mi si� s�abo.
Na jego ustach pojawi� si� u�miech, ale po kilku sekundach znikn��.
- To nie tego typu pomys� - zapewni�. - Gdyby� spr�bowa�a w czasie tego obozu traktowa� mnie tak jak innych ch�opak�w, m�g�bym ci co� obieca�.
Natasha spojrza�a na niego podejrzliwie.
- Niby co? - spyta�a.
- �e jak wr�cimy do domu, b�d�, je�li oczywi�cie b�dziesz tego chcia�a, zachowywa� si� tak, jakbym ci� nie zna�.
Trudno jej by�o to sobie wyobrazi�.
- Nie b�d� si� do ciebie odzywa� - ci�gn�� Clint. -Nawet nie b�d� ci m�wi� �cze��". Je�li ci� zobacz� z daleka, przejd� na drug� stron� ulicy. B�d� ci po prostu znika� z oczu.
- A nie m�g�by� tego zacz�� robi� od dzisiaj?
- Chyba nie by�oby �atwo. Nasza grupa nie jest a� tak du�a. Jeste�my wszyscy w pewnym sensie na siebie skazani.
Natasha musia�a mu przyzna� racj�. Skazana na Clinta i na pal�ce s�o�ce, kt�rego promienie, mimo kapelusza, czu�a na twarzy... Z przera�eniem pomy�la�a o tym, �e rano zapomnia�a si� posmarowa� kremem przeciws�onecznym. Sama ju� nie wiedzia�a, od czego trudniej b�dzie uciec, wi�c mo�e by�oby pro�ciej skupi� si� na jednym.
- Sk�d mam wiedzie�, �e dotrzymasz obietnicy? - zapyta�a podejrzliwie.
Ch�opak wzruszy� ramionami.
- Mog� ci tylko da� swoje s�owo - odpar�. Natasha zbyt d�ugo go nie znosi�a, �eby teraz mu zaufa�.
Ale perspektywa �wiata bez Clinta wydawa�a si� na tyle kusz�ca, �e mo�e warto by�o spr�bowa�.
Gorzej by� nie mo�e
- B�dziesz si� w Minneapolis zachowywa� tak, jakby� mnie w og�le nie zna�? - upewni�a si�.
- Je�li nadal b�dziesz tego chcia�a, to tak.
- Co znaczy: �Je�li nadal b�dziesz tego chcia�a"? -Nawet przez my�l jej nie przesz�o, �e mog�oby by� inaczej.
- No wi�c b�d� - rzek� Clint. - Pod warunkiem, �e ty b�dziesz si� tu, na obozie, zachowywa� tak, jakby� mnie zna�a - doda� z u�miechem, kt�ry tym razem nie wyda� si� Natashy a� tak g�upkowaty.
By�a ju� w�a�ciwie zdecydowana, jednak zwleka�a jeszcze z odpowiedzi�.
- No to jak, zgadzasz si�? - ponagli� j�-
- Dobra - rzuci�a i ju� chcia�a si� od niego odwr�ci�, w por� jednak przypomnia�a sobie, �e w�a�nie przed chwil� co� ustalili. B�dzie musia�a nad sob� troch� popracowa�, ale gra by�a warta �wieczki.
Clint tymczasem od razu wykorzysta� okazj� do nawi�zania rozmowy.
- By�a� ju� kiedy� w Nowym Meksyku?
- Nie - odpar�a Natasha i na tym chcia�a zako�czy� konwersacj�, u�wiadomi�a sobie jednak, �e normalne stosunki mi�dzy lud�mi nie polegaj� tylko na odpowiadaniu na pytania. - A ty? - doda�a po chwili.
- By�em, ale mia�em wtedy jakie� siedem lat i niewiele pami�tam.
- Kr�tk� masz pami�� - rzuci�a na poz�r oboj�tnie. - Ja dok�adnie pami�tam to, co si� dzia�o, kiedy mia�am siedem... nawet sze�� lat - doda�a zaczepnym tonem. Zw�aszcza ten pierwszy dzie� w zer�wce, pomy�la�a.
- Ja te� pami�tam niekt�re rzeczy z tego okresu - powiedzia� Clint i Natasha mog�aby przysi�c, �e przez u�amek
32
Kathe/ine
2os-
na nie doj
zy u�miech, tym razem, tak le akurat z tego wyjazdu � Z tego, co s�ysza�em od
"h�iympI�v-iW�T*es'alctu-wskaza� J tupn�o Podniebne;
r�c�a
usz�o u �.
- jeste� uCzUI�ia na s�o�Ce? _ za ta}
^ 'NraOChOty ZWl
a� twarz przed s�o�cem, co nie
nim
Gor�co yA choiera. Nie Dt.�' . I j/te� - f Siedzia�a i n T
Wten
" � Nie ma c0 zwyczaj' N
b nit/- t Cle
tu J>raw
uwag�
a to n
rz^f ^
tr> ' ZC �"a ' Clmt maJ� ze ^ ^ b�dzie do nich przy "a t0, ze sie och�odzi e
w ma Wldok�w- Zwr�ci�a� ogol� me ma drzew^
ag� n fani ogol� me ma drzew^
" N� n ma�ych n.,4;,, ,dtasha wskaza�a rachityczne zewka � ^ ^o�k�ych ii�dh
drzewka
d i
ii�dach
w
busa' spad�a
ani kropla
nowa� C)'nt
jednak d
� tego muzeum?
zapropo-
�ni
^ budynku
grupa
34
Gorzej by� nie mo�e
uczestnik�w ich obozu, a w�r�d nich Sandra i Marsha. Mi�dzy nimi szed� Jack.
Na widok przyjaci�ki, gaw�dz�cej z Clintem, Sandrze opad�a szcz�ka. Marshy, kt�ra nie by�a do ko�ca wtajemniczona w stosunki panuj�ce mi�dzy t� dw�jk�, to �e ze sob� rozmawiaj�, nie wyda�o si� a� tak zaskakuj�ce. By�a zreszt� zaj�ta zupe�nie czym innym. Z triumfuj�c� min� dawa�a Natashy jakie� znaki.
Ta na pocz�tku nie wiedzia�a, o co chodzi, dopiero kiedy zobaczy�a skrzywion� Rebecc�, domy�li�a si�, w czym rzecz.
- �a�uj, �e nie wesz�a� do �rodka - powiedzia�a Sandra po tym, jak otrz�sn�a si� z szoku. Jednym s�owem nie skomentowa�a zmiany, jaka nast�pi�a w uk�adach mi�dzy jej przyjaci�k� a Clintem.
- Uda�o si� - szepn�a Marsha, kt�ra wyra�nie pali�a si� do tego, �eby powiedzie� co� wi�cej, ale powstrzymywa�a j� przed tym obecno�� ch�opaka.
Natasha unios�a kciuk i mrugn�a do niej na znak, �e wie, po czym zwr�ci�a si� do Sandry:
- Warto by�o?
- Maj� naprawd� pi�kn� ceramik� i bi�uteri�. Szkoda, �e nie widzia�a�.
- Mo�e jak b�dziemy wraca�, to wejdziemy na chwil� -rzek� Clint, patrz�c na Natash�.
To, �e zwraca� si� do jej przyjaci�ki, a� tak bardzo nie zaskoczy�o Sandry - nie zdarzy�o si� to po raz pierwszy -ale to, �e ona mu odpowiedzia�a jak ka�demu innemu koledze, wprawi�o j� w os�upienie.
- Je�li b�dzie jeszcze otwarte i b�dzie par� wolnych minut, to zajrzymy do �rodka - powiedzia�a Natasha.
Rozdzia� 4
Kiedy wsiadali do autobusu, Natasha po raz pierwszy �d czasu wyjazdu z Minneapolis nie rozgl�da�a si� gor�czkowo w poszukiwaniu miejsca mo�liwie najbardziej oddalonego od tego, kt�re zajmie Clint. Przy okazji z ulg� stwierdzi�a, �e chocia� jeden problem ma z g�owy.
Po kilkunastominutowej je�dzie strom�, kr�t� drog� w�r�d ska� autobus zatrzyma� si� przy misji San Esteban del Rey. Przed wyjazdem z domu Natasha przeczyta�a przewodnik turystyczny po Nowym Meksyku i wiedzia�a ju� co nieco o tym miejscu.
Komu�, kto tak jak ona pochodzi z miasta licz�cego sobie nieca�e dwie�cie lat, w kt�rym zachowa�o si� niewiele dom�w wybudowanych w dziewi�tnastym wieku, budowla Wzniesiona w 1640 roku musi si� wyda� pradawna. Nic wi�c dziwnego, �e po wej�ciu do ko�cio�a Natasha, patrz�c
36
Gorzej by� nie
na klepisko pod stopami i sklepienie z pot�nych prawie namacalnie czu�a powiew historii.
I najwyra�niej nie tylko na niej to miejsce zrobi�o wra�enie. W grupie dziewcz�t i ch�opc�w, jeszcze pfZed chwil� tak ha�a�liwej, nagle zapanowa�a przejmuj�ca c'sza. Kilka minut trwa�o, zanim kto� odwa�y� si� odezwa� *zeP-tem, a przecie� Natasha zna�a swoje kole�anki i koKS�w i wiedzia�a, �e w szkole �adnemu z nauczycieli nie i'da�o si� ich sk�oni� do takiej dyscypliny ani pro�bami- ani gro�bami.
Dzi�ki grubym murom we wn�trzu �wi�tyni paiiOxva� przyjemny ch��d, Natasha zwleka�a wi�c z opuszczenie111 jej.
- Nie wychodzisz? - zwr�ci�a si� do niej Sandra.
- Za chwil�.
- Za chwil� mo�e by� za p�no - szepn�a Nlarsha, wskazuj�c na zmierzaj�c� do wyj�cia Rebecc�.
Natasha przypomnia�a sobie, �e Jack spotka� prze" ko�cio�em znajomego Indianina i nie wszed� do �rodka-
- Ja w ka�dym razie wychodz� - oznajmi�a Marsna-
- Ja te� - rzuci�a Sandra i obie, na
o powadze miejsca, prawie biegiem ruszy�y do
- Z tak� determinacj� na pewno poradzicie sobie beze mnie - powiedzia�a Natasha w�a�ciwie ju� do siebie-
- Co je tak pogoni�o? - us�ysza�a za plecami g�o^ flinta. Nie widzia�a wprawdzie, kto ju� wyszed� z ko�c*�K ale
mia�a dziwn� pewno��, �e on wci�� tu jest.
- Nie wiem, chyba chc� zapyta� o co� Jacka -
na poczekaniu, zdaj�c sobie spraw�, �e mog�a wymy^� co� bardziej inteligentnego, a pow�tpiewaj�ca mina ch�opaka tylko j� o tym przekona�a.
- P�dzi�y tak, jakby si� z kim� �ciga�y.
37
7.
Katherine Parker
Bo si� �ciga�y, pomy�la�a Natasha i z trudem powstrzyma�a u�miech.
- Ma�o nie przewr�ci�y przy drzwiach jakiej� dziewczyny, tej blondynki - doda� Clint.
Tym razem nie zapanowa�a ju� nad mimik� twarzy i u�miechn�a si�.
- Co� kombinujecie, prawda? - zapyta� po chwili ch�opak, patrz�c na ni� podejrzliwie.
Natashy ju� wcze�niej przysz�o do g�owy, �e Marsha i Sandra - a zw�aszcza ta pierwsza - troch� za gorliwie zabra�y si� za realizacj� ich celu. Je�li tak dalej p�jdzie, wkr�tce wszyscy, ��cznie z Jackiem i Rebecc�, b�d� wiedzieli, o co chodzi, a to nie u�atwi zadania. Postanowi�a porozmawia� z nimi o tym, kiedy b�d� same.
- Co mia�yby�my kombinowa�? - rzuci�a. Clint wzruszy� ramionami.
- Bo ja wiem? - Podejrzliwo�� wci�� nie znika�a z jego wzroku.
- Czemu w�a�ciwie tu jeszcze sterczysz? - spyta�a Natasha poirytowanym g�osem. - A w og�le to odczep si� ode mnie.
- Zapomnia�a� o naszej umowie.
- S�uchaj, musimy co� ustali�. Nie mo�esz...
- Wydawa�o mi si�, �e ju� ustalili�my -przerwa� jej Clint.
- Chwileczk�! Nie ustalali�my, �e b�dziesz za mn� wsz�dzie chodzi� krok w krok, a ja to b�d� tolerowa�. Mia�am ci� tak traktowa� jak wszystkich innych ch�opak�w, tylko tyle.
- No tak - przyzna�.
- A widzisz tu jakich� innych ch�opak�w? - Natasha rozejrza�a si�. W ko�ciele poza nimi nie by�o nikogo.
38
Gorzej by� nie mo�e
- No, nie.
- W�a�nie, �aden za mn� nie chodzi krok w krok.
- Ale gdyby zamiast mnie by� tu teraz Nick Kowalsky... albo Terrence Rogers, to nie powiedzia�aby� mu, �eby si� odczepi�.
Natasha musia�a przyzna� mu racj�; nigdy bez jakiego� szczeg�lnego powodu nie by�a nieuprzejma wobec koleg�w.
- A poza tym - ci�gn�� Clint - wcale za tob� nie chodz� krok w krok, jak to okre�li�a�. - Wszed�em tu razem z ch�opakami, a potem te�, o ile sobie przypominam, trzyma�em si� od ciebie z daleka.
Teraz r�wnie� nie mog�a si� z nim nie zgodzi�; w czasie zwiedzania ko�cio�a rzeczywi�cie nie narzuca� jej si� ze swoim towarzystwem.
- No dobrze - rzuci�a. - Masz racj�. Przepraszam. Przez u�amek sekundy widzia�a na twarzy ch�opca
u�miech satysfakcji.
W porz�dku pomy�la�a, jeden zero dla ciebie, ale to jeszcze nie koniec meczu.
- Widzisz te belki? - spyta� Clint, nagle zmieniaj�c temat. Spojrza�a w g�r� na sklepienie �wi�tyni.
- Podobno jak budowano ten ko�ci�, przyniesiono je tu z jakiej� g�ry, ponad trzydzie�ci kilometr�w st�d. I w czasie transportu �adna z nich ani na chwil� nie dotkn�a ziemi.
Natasha prawie z nabo�n� czci� patrzy�a na pot�ne sosnowe bale.
- Mo�esz to sobie wyobrazi�? - zapyta� Clint.
- Nie bardzo. To musia�a by� kator�nicza praca. Ch�opak pokiwa� g�ow�.
- I mog� si� za�o�y�, �e �adnemu z tych zakonnik�w,
39
Katherine Parker
kt�rzy za�o�yli misj� San Esteban, nie spad�a przy tym kropla potu. Od tego mieli przecie� Indian
Natasha spojrza�a na niego, kryj�c zdziwienie. S�ysza�a opowie�ci o tym, jakimi bezlitosnymi gn�bicielami by wali pierwsi misjonarze, kt�rzy pojawiali si� przed wiekami w tej cz�ci Ameryki, ale nigdy nie podejrzewa�aby Clinta o to, �e takie problemy zaprz�taj� jego my�li. Musia�a jednak przyzna�, �e nie podejrzewa�a, by jego my�li zaprz�ta�y jakiekolwiek problemy. I niezale�nie od ich umowy me chcia�a zmienia� swojego zdania o tym ch�opaku.
- Ja wychodz�- oznajmi�a zdecydowanym g�osem- -Oni ju� pewnie na nas czekaj�.
Gorzej by� nie mo�e
N^Prcdko Natasha mia�a okazj� porozmawia� z Sandr� i Marsh� i sk�oni� je do zmiany taktyki, a podczas zwiedzania Acoma Pueblo utwierdzi�a si� w przekonaniu, �e musi to zrobi� jak najszybciej. Jej towarzyszki tak si� zap�dzi�y w swoich zabiegach, zmierzaj�cych do niedopuszczenia Rebecki do Jacka, �e z boku wygl�da�o to po proStu �miesznie. Co chwil� wymy�la�y jakie� preteksty, �eby przy mm by�, zasypywa�y go dziesi�tkami pyta�, na kt�re on wprawdzie odpowiada� - na tym przecie� r�wnie� polega�a jego praca -po jakim� czasie jednak dostrzeg�a w nim �lady zniecierpliwienia.
Robi� z siebie idiotki, pomy�la�a, kiedy us�ysza�a kolejne s�owa Sandry. Byli w�a�nie we wn�trzu jednego z india�skich domostw i stali wok� Indianki, kt�ra na specjalnie do tego przeznaczonym wielkim kamieniu z wg��bieniem rozciera�a ziarna kukurydzy.
40
- To strasznie ci�ka praca - skomentowa�a Sandra, zwracaj�c si� do Jacka. - Czy Indianie nie jedli popcornu? Natasha z�apa�a si� obur�cz za czo�o i spu�ci�a g�ow�. Kiedy unios�a j� na chwil�, przechwyci�a zawstydzone spojrzenie przyjaci�ki. Sandra nie nale�a�a do dziewcz�t, kt�re paplaj� trzy po trzy. By�a raczej ma�om�wna, ale kiedy si� odzywa�a, to zawsze sensownie. Mia�a r�wnie� do�� wyrafinowane poczucie humoru... a� do dzi�.
Jack, kt�ry najwyra�niej nie by� pewien, czy potraktowa� jej pytanie powa�nie, czy jak �art, milcza�, co speszy�o j� jeszcze bardziej. Natasha zacz�a si� zastanawia�, jak pom�c przyjaci�ce, ale zanim zd��y�a to zrobi�, odezwa�a si� Rebecca.
- Jasne, �e jadali - rzuci�a drwi�cym g�osem. -1 popijali coca-col�, z kostkami lodu, oczywi�cie - doda�a. U�miechn�a si� s�odko do Jacka, a potem spojrza�a z triumfem w oczach na Sandr�.
Ta zaczerwieni�a si�, bez s�owa cofn�a o par� krok�w i stan�a za plecami Natashy.
- Ja si� z tego wypisuj� - szepn�a jej do ucha. - Nie jestem w stanie d�u�ej robi� z siebie kompletnej kretynki. Jej przyjaci�ka, nie pr�buj�c zaprzecza�, ze zrozumieniem pokiwa�a g�ow�.
Tymczasem Marsha, cho� zosta�a na polu walki sama, nie poddawa�a si�. Na szcz�cie jej pytania kierowane do Jacka by�y ju� bardziej sensowne i nie dawa�y Rebecce okazji do kpin.
- Jakich ona u�ywa kosmetyk�w? - India�skie domostwa nie nale�a�y do przestronnych, izba by�a niewielka i dziewcz�ta i ch�opcy stali dosy� st�oczeni, Sandra zada�a wi�c przyjaci�ce to pytanie szeptem.
Katherine Parker
Natasha wiedzia�a oczywi�cie, �e chodzi o Rebecc�, kt�ra - mimo ich nadziei - po kilku godzinach sp�dzonych w upale wygl�da�a tak, jakby w�a�nie przed chwil� zrobi�a sobie makija�.
- Sama si� nad tym zastanawiam - odszepn�a. - Ale Marsha nie daje za wygran�.
- No wiesz, jak by to mnie Rebecca odbi�a kiedy� ch�opaka, te� by�abym bardziej zdeterminowana - odpar�a Sandra. - Ja w ka�dym razie...
- Ciii... - przerwa�a jej Natasha, widz�c, �e kilka g��w odwraca si� w ich stron�.
Po paru minutach do��czy�a do nich Marsha, kt�ra chwilowo przegra�a z Rebecc� batali� o uwag� Jacka.
- Dlaczego zostawi�y�cie mnie tam sam�? - spyta�a z wyrzutem w g�osie.
Sandra wzruszy�a ramionami, a Natasha szepn�a:
- Pogadamy o tym p�niej, jak b�dziemy same, dobrze?
Marsha najwyra�niej nie mia�a ochoty odk�ada� tej rozmowy i pewnie gdyby nie podszed� do nich Clint, upar�aby si�, �eby j� kontynuowa�.
Po raz pierwszy w �yciu Natasha by�a mu wdzi�czna, �e si� przy niej pojawi�. I nie chodzi�o tylko o to, �e kto� m�g�by je pods�ucha�. By�a przecie� w jednym z najciekawszych miejsc, jakie mia�a okazj� w �yciu ogl�da�. W�a�nie znajdowa�a si� w domu, w kt�rym przed wiekami mieszkali jacy� ludzie i ich �ycie tak niewiele r�ni�o si� od tego, jakie teraz wiedli w nim jego obecni w�a�ciciele. Patrz�c na kamie� do rozdrabniania kukurydzy, zastanawia�a si�, czy by� tu ju� kilkaset lat temu i s�u�y� do tego samego celu. Przygl�daj�c si� murom domostwa, wyobra�a�a sobie, jak przed wiekami susz� si� na s�o�cu ceg�y adobe, z kt�rych zosta�o zbudowane...
42
Gorzej by� nie mo�e
Ta izba, podobnie jak ca�e Podniebne Miasto, nie by�a miejscem, w kt�rym cz�owiek powinien zawraca� sobie g�ow� jakimi� intrygami. Natasha zawsze wzdraga�a si� przed patosem, teraz jednak czu�a, �e zastanawianie si� w takim miejscu nad tym, jak da� po nosie Rebecce, jest �wi�tokradztwem. I postanowi�a trzyma� si� tego, dop�ki nie wyjad� z Acoma Pueblo.
Sandra i Natasha musia�y to wyczu�, bo ju� nie wraca�y do tematu Jacka i Rebecki. Co, wi�cej trzyma�y si� od z daleka od ch�opaka, daj�c tym samym konkurentce okazj� do zalewania go uwodzicielskimi u�miechami i s�odkim szczebiotem. Marsha tylko od czasu do czasu zerka�a w ich stron� i prycha�a pod nosem.
Rozdzia� 5
W autobusie w czasie jazdy z Acoma Pueblo na parking wci�� nie mia�y okazji porozmawia�. Wymienia�y si� -jak wszystkie dziewcz�ta i ch�opcy - wra�eniami z Podniebnego Miasta, lecz na wiadomy temat nie pad�o ani jedno s�owo.
Zanim wsiedli do bus�w, pan Sellers zebra� swoich podopiecznych, �eby im co� zakomunikowa�.
- Jeszcze kilka godzin i �egnamy si� z cywilizacj� -powiedzia� g�o�no, tak �eby go wszyscy s�yszeli. - Mo�emy to troch� odwlec, zatrzymuj�c si� gdzie� na kolacj�, albo jecha� od razu na ranczo, z kt�rego jutro wyruszamy, i tam przygotowa� sobie posi�ek w polowych warunkach. Decyzj� pozostawiam wam. - Przerwa� na chwil�, daj�c im czas do namys�u. - Hamburgery z frytkami czy puszki?! - zawo�a�.
- Hamburgery z frytkami!
- Puszki!
44
Gorzej ty� nie mo�e
Oba okrzyki wydawa�y si� r�wnie g�o�ne i trudno by�o okre�li�, kt�ry dominuje. Przez kolejne pi�� minut zwolennicy ka�dej z opcji przekrzykiwali si� nawzajem-
Natasha, nienawyk�a do biwakowania, mi"10 ze czula dreszczyk zbli�aj�cej si� przygody, nale�a�a do tych, kt�rzy wo�ali �Hamburgery!". Jej przyjaci�ka, weteranka weekendowych wypraw, do ich przeciwnik�w. Niezdecydowana Marsha, patrz�c to na Sandr�, to na Natash�, raz wo�a�a �Puszki!", a raz �Hamburgery!".
Wrzask by� tak niesamowity, �e kierowcy wszystkich trzech bus�w wychylili g�owy ze swoich pojazd�w, a ze sklepu z pami�tkami wysz�a ekspedientka, �eby sprawdzi�, co si� dzieje. ,
Natasha, w kt�rej w ko�cu duch przygody zwyci�y� l�k przed nieznanym, ju� by�a sk�onna przyst�pi� do opozycyjnego obozu, maj�c nadziej� �e w ten spos�b przeci�gnie na jego stron� niezdecydowan� Marsh� i ich dwa g�osy byc mo�e przewa�� szal� w tym pojedynku na okrzyki. Spraw� jednak rozstrzygn�� pan Sellers.
Natasha nigdy by nie uwierzy�a, �e kto� by�by w stanie przebi� si� przez ten harrnider, ale jemu si� to uda�o.
- Cicho!!! - zawo� tak dono�nie, �e wszyscy zamilkli. -Je�li zawsze w ten spos�b b�dziecie podejmowa� decyzje -zacz�� ju� troch� ciszej - nie pozostanie mi nic innego, jak robi� to za was. A na razie proponuj� g�osowanie. Kto jest za hamburgerami?
Podnios�o si� szesna�cie r�k, w tym pana Sellersa.
- Kto za puszkami? , . Tym razem w