13770
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 13770 |
Rozszerzenie: |
13770 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 13770 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 13770 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
13770 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Maria K�dziorzyna
Z PIEK�A RODEM
2 6. 08. 2005
;
Ilustrowa�a Ewa FrysztakSzemioth Wydawnictwo Literackie Krak�w
� ,. ..;;.\ publiczka
w Zabrzu
Termin ziurotu ksi��ki:
im m
zaczerpnij opracowa�
i unika�, wal* nych 1
Wiadomo, .
sprau
oaJKa
Anonii dzieci. Ba>
nieraz j>)$
nitra.
Karla termin�w ztrrot�uj
1
Ba�nie � diab�ach, umieszczone w tym zbiorze, s� oparte na w�tkach zaczerpni�tych z Dzie� Kolberga *. Nie wszystkie w�tki zosta�y wiernie opracowane, stara�am si� jednak zachowa� charakter utwor�w ludowych i unika�, o ile to mo�liwe, w�asnej inwencji tw�rczej. Traktowa�am wi�c w�tki Kolbergowskie jako wy��czne tworzywo do kompozycji poszczeg�lnych ba�ni. * v
Celem moim by�o te� wybieranie temat�w jak najbardziej polskich. Wiadomo, �e wiele ba�ni ludowych ma tematyk� mi�dzynarodow�. Jako sprawdzian pos�u�y�a mi praca prof. Juliana Krzy�anowskiego pt. Polska bajka ludowa w uk�adzie systematycznym **.
Anonimowi autorzy opowiada� fantastycznych nie przeznaczali ich dla dzieci. Bajka opowiadana, podawana z ust do ust przez ludzi prostych, przekazywa�a ich uczucia, pragnienia, wyra�one w symbolach, i ujawnia�a nieraz g��bok�, sprawiedliw� m�dro�� ludow�: we wszystkich ba�niach cz�owiek walczy ze z�em, kt�rego symbolem w poj�ciu ludu by� diabe�.
* DWOK, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, Ludowa Sp�dzielnia Wydawnicza, Polskie Wydawnictwo Muzyczne. �� Wroc�aw 1963
W opracowaniu tych w�tk�w dla m�odego czytelnika stara�am si� przede wszystkim o wydobycie z nich warto�ci wychowawczych. Ale jest to, oczywi�cie, ksi��ka nie tylko dla dzieci.
Poni�ej podaj� �rodow�d" poszczeg�lnych temat�w opracowanych w niniejszym zbiorku:
KUSTYGA � Pozna�skie, t. 14, s. 231, �Diabe� i wdowa".
CZARODZIEJSKI KOSTUR � Krakowskie, t. 8, s. 120, �Laska cza-
rowna".
O ZWIERZU, JAKIEGO NIE BY�O � Krakowskie, t. 8, s. 154, �O Ro-
zynie" i s. 157, �O strzelcu".
JAK PAWLICZEK WYSWOBODZI� SI� Z MOCY PIEKIELNEJ � �l�sk, t. 43, s. 119, �O ch�opaku, kt�ry s�u�y� w piekle".
PRZED KIM UMKN�� DIABE� KOSMA � �l�sk, t. 43, s. 132, �O m�drym owczarzu i g�upim diable", i Pozna�skie, t. 14, s. 231, �Diabe�
i wdowa".
Maria K�dziorzyna
Lucyper, w�adca pa�stwa piekielnego, siedzia� na wielkim tronie. A ten tron wygl�da� jak zardzewia�y kocio� odwr�cony dnem do g�ry.
Lucyper w jednej r�ce trzyma� ber�o, bardzo podobne do wide�. Na drugiej r�ce wspar� g�ow�, gniewnie zadumany. Marszczy� brwi i zgrzyta� z�bami, a� iskry sz�y.
Wszystkie diab�y pochowa�y si� po k�tach i zakamarkach piek�a, bo w chwilach gniewu Lucypera niebezpiecznie by�o nasuwa� mu si� na oczy.
W jednym takim zakamarku ukry�o si� czterech diab��w i co� uradzali sykliwym szeptem.
Przyku�tyka� do nich pi�ty, kulawy na jedn� nog�, i wstawi� �eb pomi�dzy ich ramiona:
� Co to gadacie?
Jeden mrukn��:
� Nie twoje sprawy. Drugi:
� Co gadamy, to gadamy. Trzeci:
� Id� szorowa� swoje kot�y.
A czwarty wreszcie odpowiedzia� jak cz�owiek:
� O tej �lebodzinie gadamy, co to taka twarda baba. �aden z naszych nie mo�e jej da� rady.
Ten kulawy stan�� na d�u�szej nodze i wyprostowa� si� dumnie:
� Ja bym da� rad�!
Kt�ry� popatrzy� na niego niewierz�co:
� Jak by� da� rad�? Co by� jej zrobi�, �eby przeklina�a?
� Zrobi�bym jej na z�o��!
� G�upi�, Ku�tyga! Byli tacy, co j� chcieli zez�o�ci�, i nic z tego. A lepsi od ciebie!
Ku�tyga opad� na kr�tsz� nog�, przygi�� si� i pokaza� z�by jak z�y pies:
� Co? Ja g�upi? A tamci lepsi? Kto ci to powiedzia�? Co? Ty� jest g�upi, �e tak gadasz! Wiesz?
Suchy, �ysiej�cy diabe� zagada�:
� No, to poka�, �e� m�dry. Sku� t� bab� do przekle�stw. Jak ci� pos�ucha, to mo�e i inni jacy� s�ucha� ci� b�d�.
Ku�tyga warkn�� na niego:
� �eby� ty mnie nie musia� kiedy� s�ucha�, chocia�e� taki stary!
Tamten spojrza� na niego i ruszy� chudym ramieniem:
� W piekle i starzy musz� s�ucha�, ale jeno samego Lucypera albo kt�rego� ksi�cia piekielnego, albo jakiego� hetmana zast�p�w diabelskich. Ale nie takiego, co kot�y szoruje.
8
i
Ku�tyga skoczy� ku niemu:
� Ty... ty... ja bym ci...
Nagle zahucza�o, zabrz�cza�o, a� si� �ciany piekielne zatrz�s�y. To Lucyper wali� ber�em w zardzewia�y Jtron. Oznacza�o to. �e wszyscy diabli maj� si� stawi� przed w�adc�.
Zaszurpota�o, zaroi�o si�, za�mierdzia�o siark� i przed tron Lucypera zacz�y p�dzi� gromady szatan�w, diab��w, czart�w, kusych. A zrobi� si� taki tupot i t�tent kopyt, jakby gna�y stada dzikich koni.
Ustawiali si�, jak nale�a�o: osobno diab�y szlacheckie, w czarnych kontuszach, z karabelami u pas�w. Tym przewodzi� s�awny Boruta, zas�u�ony w�adca kniei i ruin starych zamk�w.
Osobno stawa�y te� zastraszone gromady diab��w ch�opskich, w umorusanych p��tniankach, z rozczochranymi �bami.
Gromadzi�y si� diab�y niemieckie, w czerwonych fraczkach i kusych portaskach, chwia�y cienkimi ogonami i kr�ci�y si� niespokojnie.
Podskakiwa�y ma�e Licha le�ne, kosmate jak zwierzaki. A przewodzi� im figlarz Rokita.
Cwa�owali do tronu Lucypera stali mieszka�cy piek�a, niepodobni do niczego, tylko do diab��w rogatych i kopytnych.
Do tej gromady musia� do��czy� Ku�tyga, jako �e by� zatrudniony przy szorowaniu kot��w piekielnych.
St�oczyli si� wi�c wszyscy przed tronem Lucypera. On za� brz�k-n�� jeszcze raz ber�em i wyrzek� g�osem, co hucza� jak grzmot:
� Zwo�a�em was tu wszystkich, aby oznajmi�, �e jest zadanie wa�ne i trudne do wykonania. Kto dokona owego dzie�a, zostanie nagrodzony wedle �yczenia. Trzeba mi diab�a chytrego i wytrwa�ego. Trzeba takiego, kt�ry by mia� odwag�. Bo wiedzcie o tym, �e
9
je�li zadanie nie zostanie wykonane � lichy m�j s�uga b�dzie skazany na zag�ad�.
Sko�czy�. I nasta�a taka cisza, �e a� s�ycha� by�o gdzie� z daleka pryskanie iskier ognia piekielnego.
Lucyper spojrza� w lewo i w prawo. Kolejno na wszystkie gromady.
� Czekam! Niech stanie przede mn� najchytrzejszy, najwy-trwalszy i taki, kt�ry nie l�ka si� kary i zag�ady!
Z brudnej gromady wyskoczy� Ku�tyga:
� To ja!
� Jak mnie witasz, kocmo�uchu? � rykn�� Lucyper. Ku�tyga skurczy� si� i pok�oni� tak nisko przed w�adc� Piekie�,
a� rogiem brz�kn�� o tron. Jedn� powiek� spu�ci� w d�, a drugim okiem spogl�da� ukradkiem w oblicze Lucypera.
Lucyper za� ozwa� si�, a s�owa jego by�y jak gro�ny pomruk:
� Sta� i s�uchaj uwa�nie!
Ku�tyga wi�c stan�� i s�ucha� uwa�nie. Jeno kitka na ko�cu ogona dr�a�a mu leciutko ze strachu. Lucyper zacz�� tak:
� Zna�e� jednego ze s�ug moich, Czupidra�a?
� Zna�em, najciemniejszy panie � odpowiedzia� Ku�tyga, a stara� si� m�wi� odwa�nie.
A za� Lucyper:
� Wiesz, co si� z nim sta�o?
� Wiem, najciemniejszy panie. Zamieni�e� go w ka�u�� �mierdz�cej mazi.
� A czemu tak uczyni�em?
� Nie wiem, najciemniejszy panie.
� To si� dowiesz. A bacz pilnie, abym i tobie tak nie uczyni�.
10
i
Kitka na ko�cu ogona Ku�tygi zatrz�s�a si� silniej. W�adca Piekie� oznajmi�:
� Uczyni�em mu sprawiedliwo��, albowiem nie nadawa� si� na diab�a. Nie zdo�a� skusi� do przekle�stw i z�orzecze� wdowy �le-bodziny z Czubina.
Ku�tyga powt�rzy� zadziwiony:
� Nie zdo�a� skusi�?... Czupidra�? Lucyper zn�w zapyta�:
� A zna�e� drugiego ze s�ug moich, Matacza?
� Zna�em, najciemniejszy panie � odpowiedzia� Ku�tyga do�� niepewnie.
� I wiesz, co si� z nim sta�o?
� Wiem � spojrza� ze strachem na w�adc�. � Rozkaza�e�, aby si� zamieni� w ka�u�� �mierdz�cej mazi. I zamieni� si�.
� A czemu tak uczyni�em?
� Nie wiem, najciemniejszy panie. Lucyper rzek� jak przedtem:
� To si� dowiesz. A bacz pilnie, abym i tobie tak nie uczyni�. Ogon Ku�tygi zatrz�s� si� ca�y.
W�adca Piekie� oznajmi�:
� Uczyni�em mu t� sprawiedliwo��, albowiem i on nie nadawa� si� na diab�a. I on nie zdo�a� skusi� do przekle�stw i z�orzecze� wdowy �lebodziny z Czubina.
Ku�tyga wymamrota� z wielkim zdziwieniem:
� I on nie zdo�a� skusi�?... Sam Matacz?... Ale wnet do�o�y� pr�dko:
� To ja j� skusz�! Dam jej rad�! Lucyper na to:
� Zobaczymy. Rzek�em, co ci� czeka, je�li nie wykonasz za-
li
dania. Teraz ty mi powiedz: czego ��dasz, gdy �lebodzin� poko- ;
nasz? Jakiej nagrody? ;
Ku�tyga nabra� tchu: i
� Ja pragn� zosta� hetmanem zast�p�w piekielnych! Lucyper przechyli� si� ku niemu i wyci�gn�� ber�o podobne do -
wide�: ;
� Co?! Ty � hetmanem?! 1 Ku�tyga o ma�o si� nie przewr�ci� w ty�. Lecz utrzyma� si� i s+a� ;
sztywny, jak czarny sopel lodu. 3ego diabelskie serce skakaio ze;
strachu w kosmatej piersi. j
Ledwo wykrztusi� s�owa: '�
� Obieca�e�, najciemniejszy panie. ": Lucyper wyprostowa� si� na tronie i cofn�� r�k� z ber�em. 5
� Tak. Obieca�em. Obieca�em ukara� albo nagrodzi�. I dotrzy-j mam. Wi�c s�uchaj: P�jdziesz do Czubina, do wdowy �lebodzinyj Je�li sprawisz, �e owa zatwardzia�a wdowa b�dzie cho� raz z�orzeczy� i przeklina� � g�os Lucypera sta� si� jak grzmot � mianuj�j ci� hetmanem zast�p�w piekielnych. Je�li nie dokonasz tego, uczy-j ni� z ciebie ka�u�� �mierdz�cej mazi, jako z tamtych. j
Ku�tyga poczu� si� nagle jak oblany wrz�tkiem. j
Upad� na kolana. Chcia� co� powiedzie�, ale j�zyk mu si� za-]
pl�ta�.
Lucyper powsta� i wyci�gn�� przed siebie ber�o, co by�o jak^
wid�y. Zahucza�: i
� A wi�c id�! A je�li do nowiu ksi�yca nie dokonasz dzie�a, rozlejesz si� jako ma� cuchn�ca! ,
Ku�tyga zerwa� si� z kl�czek. Rwa� ku bramie piekielnej jak] kulawy zaj�c. \
12 ' !
Inne diab�y � przera�one � spoziera�y za nim z k�t�w. A tamci czterej, z kt�rymi przedtem gada�, chichotali z�o�liwie.
Do nowiu ksi�yca brakowa�o jeszcze trzech nocy � kiedy od�wierny piekielnych bram wpu�ci� Ku�tyg� z powrotem.
Ku�tyga by� wielce rozradowany. P�dzi� prosto do Lucypera, a podskakiwa� weso�o na swojej kulawej nodze, a ogonem merda� jak uradowany kundel.
Lucyper spogl�da� na niego zdziwiony. Brwi zmarszczy� � bo to nie by�o w piekielnym zwyczaju, aby kto� tak sobie, kiedy chce, nie wzywany � stawa� przed w�adc� Piek�a. A r�wnocze�nie oczy jego nie by�y gro�ne � przeciwnie � rade spogl�da�y na Ku�tyg�. M�dry Lucyper wiedzia� ju�, �e tym razem sprawa si� powiod�a. Przecie� nikt tak gor�co nie bie�y po to, aby by� zamienionym w ka�u�� �mierdz�cej mazi.
Ku�tyga nawet zapomnia� si� nisko pok�oni�. Trzepn�� nieco sob�, tak napr�dce, i od razu zaskrzecza� z wielk� uciech�:
� Zwyci�y�em! Dokona�em wielkiej sztuki! Wdowa �lebodzi-na okropnie przeklina�a i z�orzeczy�a! Znalaz�em na ni� spos�b! Teraz, najciemniejszy panie, mo�esz mnie ju� mianowa� hetmanem zast�p�w piekielnych!
Wyprostowa� si� dumnie, a t� kr�tsz� nog� oderwa� od ziemi i sta� na jednej.
Lucyper ozwa� si�:
� Powoli! Niech ci nie b�dzie tak spieszno. Musisz mi opowiedzie�, jak to uczyni�e�, aby j� sk�oni� do przekle�stw i z�orzecze�.
Rozsiad� si� wygodniej na swoim �elaznym tronie, a wid�owe ber�o po�o�y� na kolanach. Ku�tyga chrz�kn��. Z k�t�w wystawia�y g�owy ciekawe diab�y.
13
I
� Zwyci�y�em od razu, pierwszego dnia... � zacz�� Ku�tyga, i JLucyper przerwa�: !
� Nie by�o ci� przez pi�� dni. Gadaj prawd�. I dok�adnie, j Wszystko po kolei, od pocz�tku. i
Ku�tyga chrz�kn�� dwa razy: i
� Najpierw musia�em poszuka� owej wdowy �lebodziny... j Lucyper zesun�� brwi: i
� M�wi�em ci, �e w Czubinie. i
� Tak, najciemniejszy panie. Ale nie wiedzia�em, gdzie ten? Czubin: czy nad Wis��, czy nad Odr�, czy nad Bugiem. Czy w g�-1 rach, czy w dolinach, czy nad morzem. Tego mi nie powiedzia�e�. \
W�adca Piekie� tupn�� nog�, a� echo odbi�o si� o �ciany: \
� Nie pytam ci� teraz o to, czego ci nie powiedzia�em, ale o to, co� robi�! '
Ku�tyga nabra� tchu i zagada� pr�dko: i
� Szuka�em przez dwa dni i nie znalaz�em ani Czubina, ani^ wdowy �lebodziny. Ale spotka�em inn� wdow�... j
Lucyper rykn�� gniewem: j
� I t� skusi�e� do przekle�stw?! }
� Nie, nie! Przecie� m�wi�em, �e �lebodzin�. -�<
� Co� kr�cisz! i
� Nie! Ja po kolei opowiadam. Tak kaza�e�, najciemniejszy i panie. i
� No, to gadaj � sapn�� Lucyper. i
� Wi�c ta wdowa to by�a taka przymilna... � Ku�tyga spu�ci�* oczy i u�miechn�� si� skromnie � go�ci�a mnie...
Lucyper warkn��: i
� I u niej siedzia�e�? |
� Nie. Tylko chwilk�. Bo jej powiedzia�em, �e si� spiesz� do;
j
14 i
i
Czubina. �e szukam i nie mog� znale�� tego Czubina. I �e � Ku�tyga podni�s� oczy i zrobi� diabelsk� min� � i �e... mam odebra� wielki maj�tek po dziadku, co ju� dawno tam wyw�drowa�. A potem to b�d� upatrywa� statecznej niewiasty na �on�. No, to ta wdowa mi rzek�a, �e si� dowie, gdzie ten Czubin, �e go znajdzie, cho�by pod ziemi� by� � ale jak jej obiecam, �e j� pojm� za ma��onk�. Tom jej obieca�, czemu nie. I ju� na drugi dzie� wiedzia�em, gdzie Czubin.
Lucyper zarechota� �miechem. Pochyli� si� i trzepn�� Ku�tyg� po ramieniu:
� To mi si� podoba! Gadaj dalej!
Diab�y chichota�y po k�tach, a Ku�tyga zerkn�� ku nim rad i opowiada�:
� Polecia�em do Czubina. Znalaz�em wdow� �lebodzin�. Mieszka na ko�cu wsi. Zamieni�em si� w karalucha i wlaz�em do izby, �eby si� rozpatrzy�, jak i co.
� Dobrze � mrukn�� Lucyper.
� ...By�o akurat po�udnie. �lebodzina dzieli�a mi�dzy dzieci suchy chleb. A ma tych dziecek sze�cioro. Napiera�y si�, �eby im da�a jeszcze. Ale ona do nich, �e nie ma wi�cej, �e to ju� ostatek. �e przecie na wieczerz� musi im co� da�. Mia�a przy tym tak� bo-le�ciw� g�b�, a�e �miech zbiera�.
Lucyper zmarszczy� si�:
� Gadaj dalej.
Ku�tyga nie zauwa�y� jako� tego zmarszczenia. Zach�cony, gada� dalej:
� ...No, to dziecka zacz�y chlipa�, �e g�odne. A ona do nich z pocieszaniem, �e p�jd� z ni� do lasu, to jag�d sobie nazbieraj�. G�upie dzieciska uwierzy�y � a przecie� ona k�ama�a, bo teraz
15
w lesie �adnych jag�d nie ma. Obiecywa�a im te jagody, a such�j pi�tk� chleba schowa�a do skrzyni. Do pustej skrzyni. I zabra�a je wszystkie sze�cioro. Najm�odsze na r�kach nios�a. Wywiod�a ich: z cha�upy do lasu, niby na te jagody.
Lucyper nie odzywa� si� nic. Ale s�ucha� coraz uwa�niej. Ku�-) tyga nabra� tchu i ko�czy� g�o�no i dumnie:
� A ja wtedy zn�w przybra�em swoj� posta�. Skoczy�em doj skrzyni i porwa�em ten suchy kawa�ek chleba, wypad�em na po-| dworze, cisn��em chleb do gnoj�wki...
Szarpn�o Lucyperem, jakby go co� u��dli�o. Przechyli� si� na-j prz�d, wyci�gn�� szyj�. Ukaza� z�by i zgrzyta� nimi. Ku�tyga dostrzeg� to. Zamilk� niepewnie.
� Gadaj! � chwyci� go za rami� Lucyper.
� No... to ja... No, to ja znowu sta�em si� karaluchem i czeka�em w izbie, a� �lebodzina wr�ci... I wr�ci�a...
Przerwa�. Zdawa�o mu si�, �e oczy w�adcy Piek�a wwiercaj�^ si� w niego. Cofn�� si� na bardzo mi�kkich nogach. A szczeg�lniej ta kr�tsza ugi�a si� pod nim, jakby by�a z gliny. i
� Ko�cz!!! � hukn�� Lucyper, a� diab�y cofn�y si� skulone 1 do k�t�w.
� ...wr�ci�a z dzie�mi... � wygniata� z siebie Ku�tyga � i onel chcia�y je��, bo jag�d nie znalaz�y... Na to �lebodzina do tej skrzy-' ni... a tam chleba nie by�o... I wtedy...
� Co?!
Ku�tyga stara� si� by� pewnym siebie. Oznajmi� g�o�niej:
� Wtedy przeklina�a tego, kto jej t� pi�tk� chleba zabra�. �y-i czy�a mu najgorszych rzeczy. Strasznie wykrzykiwa�a z wielkim i p�aczem. Okropnie z�orzeczy�a... Uczyni�em, jak chcia�e�, najciem-; niejszy panie...
16
Lucyper zerwa� si�. Z czarnego sta� si� czerwony jak ogie�. Z wielk� z�o�ci� cisn�� w Ku�tyg� ber�em wid�owym. Ale kulawy diabe� odskoczy�, a ber�o wbi�o si� g��boko trzema kolcami w kamienn� pod�og� Piek�a. Wbi�o si� jak w ciasto. Tak� si�� mia� ten w�adca.
Zagrzmia� straszn� z�o�ci�. Krzycza�, a� si� mury trz�s�y:
� Ty pod�y karaluchu! Niewart jeste� by� nawet swoim w�asnym ogonem! Nie dokona�e� �adnej wielkiej sztuki! Dokona�e� najgorszej pod�o�ci! Ka�u�a �mierdz�cej mazi � to b�dzie dla ciebie nagroda, nie kara! Tak! Nagroda! Bo nie ma kary godnej twojego uczynku! Tego by nie zrobi� �aden uczciwy diabe� � chyba tylko pod�y cz�owiek!
Ku�tyga kl�cza� przed grzmi�cym w�adc� Piek�a i telepa� si� ze strachu. J�ka� b�agalnie:
� Panie... naj... naj... najciemniej... szy... szy... Panie! �a... ski! Przeba... baczenia! Ja ju� nigdy tak... ja jeszcze raz tam p�jd�... ja to naprawi�... Ja wszystko... naprawi�...
Lucyper patrzy� na niego tak, jakby Ku�tyga by� naprawd� obrzyd�ym karaluchem.
� Dobrze � odezwa� si�. � B�dziesz to naprawia�. P�jdziesz jeszcze raz do wdowy �lebodziny. Za parobka. B�dziesz pracowa�, ale tak, aby w jej domu nie by�o biedy. Aby mia�a dostatek. Aby jej dzieci nie by�y g�odne. I dopiero wtedy, gdy im chleba nie braknie � mo�esz pr�bowa� jeszcze raz skusi� j� do przekle�stw, z�orzecze� i nienawi�ci. Je�li nie dokonasz tego, rozlejesz si� w ma� �mierdz�c�! A teraz stra� mi si� z oczu!
Ku�tyga nie �mia� powsta�. Wycofa� si� z piek�a na czworakach, jak m�g� najszybciej. A ogon wl�k� si� za nim jak kawa� mokrego sznura.
2 z piekl� rodem
17
m
Lucyper zerwa� si�. Z czarnego sta� si� czerwony jak ogie�. Z wielk� z�o�ci� cisn�� w Ku�tyg� ber�em wid�owym. Ale kulawy diabe� odskoczy�, a ber�o wbi�o si� g��boko trzema kolcami w kamienn� pod�og� Piek�a. Wbi�o si� jak w ciasto. Tak� si�� mia� ten w�adca.
Zagrzmia� straszn� z�o�ci�. Krzycza�, a� si� mury trz�s�y:
� Ty pod�y karaluchu! Niewart jeste� by� nawet swoim w�asnym ogonem! Nie dokona�e� �adnej wielkiej sztuki! Dokona�e� najgorszej pod�o�ci! Ka�u�a �mierdz�cej mazi � to b�dzie dla ciebie nagroda, nie kara! Tak! Nagroda! Bo nie ma kary godnej twojego uczynku! Tego by nie zrobi� �aden uczciwy diabe� � chyba tylko pod�y cz�owiek!
Ku�tyga kl�cza� przed grzmi�cym w�adc� Piek�a i telepa� si� ze strachu. J�ka� b�agalnie:
� Panie... naj... naj... najciemniej... szy... szy... Panie! �a... ski! Przeba... baczenia! Ja ju� nigdy tak... ja jeszcze raz tam p�jd�... ja to naprawi�... Ja wszystko... naprawi�...
Lucyper patrzy� na niego tak, jakby Ku�tyga by� naprawd� obrzyd�ym karaluchem.
� Dobrze � odezwa� si�. � B�dziesz to naprawia�. P�jdziesz jeszcze raz do wdowy �lebodziny. Za parobka. B�dziesz pracowa�, ale tak, aby w jej domu nie by�o biedy. Aby mia�a dostatek. Aby jej dzieci nie by�y g�odne. I dopiero wtedy, gdy im chleba nie braknie � mo�esz pr�bowa� jeszcze raz skusi� j� do przekle�stw, z�orzecze� i nienawi�ci. Je�li nie dokonasz tego, rozlejesz si� w ma� �mierdz�c�! A teraz stra� mi si� z oczu!
Ku�tyga nie �mia� powsta�. Wycofa� si� z piek�a na czworakach, jak m�g� najszybciej. A ogon wl�k� si� za nim jak kawa� mokrego sznura.
2 Z piekl� rodem
17
Do Czubina trafi� tym razem g�adko.
nst tD^frazu na skraju wsi zamieni� si� w^'FO^Mi^Kr�tki schowa� w czarnych kud�ach, a te kud�y postawi� sobie Co prawda je�e nie:mS��-%aM�KI^rej&�8ychlkT5:PG6^', p^dbiiifiycii do
�rPa-
t.
!io�otboq i,
Ukrad� gdzie� po drodze, zanim doszed� do
tdzie�y, to nie^myfci^ysr^fafl&w SUdMfeffiS
muj�, gdy kradn�. iginiagat� isiel, .
fe1 przej-
sierpem pokrzywy. . ...9iwBiqBn ...o^2Yszw bL ...?iwBiqBn ot 6[
� A po co sieczecie te pokrzywy,
fc�lwBftgBni@gcs28i�cl�^tnie:-?f2 �swsgbo � ysT se�isbf� .BjIdoiB� riS .ynisbodslg ^wobw ob sbt 9sos89[
ci oivd sin umob [3{ w vds .j�si elB
� gin
�BraZn�sia s�KSpada�ai n^9rtieg�fio>Iob oin ilzel .ioaiwBnsin i n;
� Czego chcesz? co� toJjedteflfe im db^8 sBi9i A !BDBsbi9im2
Westchn�a �a�o�nie i odezwa�a si�:
i
� C� z tego? Czym�e ci zap�ac�?
Pocz�� gada� pr�dko: .sidoa 9sb6io4 .Binoji o� bs
ii
im dze nie
to
i
?ia [9[ w�ns I .ogenwisb zoo 9� rte^^^to^tafetei�a^-f^pnSi^gfbj^wisifij^�t� ci-
p^ iidois oJ oW .9[ua6q 9in aoo
Mam pieni�dzy dosy�! :fsisb9iwoq i siamoi^z iioauqa \k
x ...on ...i gsbpinsi� o�9in bo
Zaczyna�a ju� rozumie�: .ai
o� i ,OYsiBboq2o� 9S2um m&z oj slb Ysb9in9iq ?riDoiJ 9sosa9[ i on
en
usoo
� K�ama� tak zgrabnie, jak tylko diabe�
�u[ o?iW �#i^d ogonem
ig �ydo� ,1b12os u� aydjlBt oS .
� Wzi�abym ci�, bo mi ch�op do gospodarstwa by� ko�. .olyd sin [si�JjI ,�Ax3i 92 hBjyw inoib m9riosi9iw i
10S
Ku�tyga machn�� r�k�:
� Nie trapcie si�. P�jd� do innych, b�d� tam robi� � u�ycz� za to konia. Poradz� sobie.
� No, jako ta chcesz. Ale czemu �e� si� tak upar�, �eby mi pomaga�? Przecie gdzie indziej znajdziesz lepsz� s�u�b�.
Przypatrywa�a si� bacznie temu dziwnemu parobkowi. Strasznie chcia�a, �eby pozosta� i pracowa� na jej gospodarce. A przecie w tym wszystkim by�o co� dziwnego. I zn�w jej si� zda�o, �e nie chce go.
Ale Ku�tyga � ho, ho � to by� m�dry diabe�. Zmiarkowa�, �e gospodyni co� nie pasuje. No to zrobi� strasznie poczciw� min�, oczy spu�ci� skromnie i powiedzia�:
� To wam ju� rzekn� prawd�. Jakbym by� u jakiego gospodarza, tobym wyci�ga� od niego pieni�dze i... no... czasem by si� zagl�dn�o do kieliszka. A ja zaprzysi�g�em mojej dziewusze, co si� chc� z ni� �eni�, �e nie tkn� gorza�ki i �e postawi� now� cha�up�, bo ona w tej starej nie chce siedzie�. A �e tu gospodarza nie ma, to sam musz� gospodarzy�, i to tak, �eby zbiory by�y jak nale�y, no i jeszcze troch� pieni�dzy dla mnie.
�ypn�� okiem na Slebodzin�. S�ucha�a go pilnie. �okie� wspar� �; na stole, a d�o� przy�o�y�a do policzka. Leciutko kiwa�a g�ow�.
Wi�c ju� Ku�tyga nie spu�ci� oczu i dalej �ga� tak rzetelnie, jakby sam w to wierzy�:
� I tatu� mi rzekli: �Id��e w �wiat, Matyjasku, a poszukaj se jakiej samotnej wdowy, bez ch�opa, �eby� gospodarzy� bez niczyjej rady. Bo jakby� tu zosta�, toby� si� ze wszystkim na mnie ogl�da� i nie nauczy� si� tak ra�no gospodarzy�. A mnie ju� czas na tamten �wiat".
Ku�tyga udawa�, �e mu si� na p�acz w tym miejscu zebra�o, i wierzchem d�oni wytar� se �ezk�, kt�rej nie by�o.
20
i
4
�lebodzina westchn�a wsp�czuj�c � No, to zosta�. Wola tatusia jest: Matyjas?
Kiwn�� g�ow� par� razy, to ci jeszcze powie dowiedzia�a, bo najm�<j �akiwa� ��
dzi
a. Gada�a przyja�nie do Ku�tygi: ciebie""2agomnia�am o gotowaniu. Pos�a�am che patyki, wh-et tu wr�j^^^dm^ To ju� ty ark�, gdzie i. �niej. Poka�f zie
R
a�a
y.
domo, �eim kto� ma
chleba tyle �o przyspor
� Id��e, id�
No i tak dzia pordze dzia� tylko statk�w prz
22
�tyga nie przejmowa� si� tym, �e narz�-. On si� przecie na tym nie zna�. Wie-ie pole obrobi�, zbiory da� dobre, do-
y to za diabe� by�, �eby si� do roboty
rwa�? Kalkulowa�
swoje pole obrobione jak nale�y.
siebo�zog
tjfcho�
nie. � Za to mi konia wypo�y�ggfyj [9j; isosidO ieisbaiwo� sin sin Ona si� godzi�aijmimiso tsrg gb?d n9isbvj
� Dobrze, Matyjasku. :?ia Kt�rego� dnia przyszed� i rzek� uk^tgut^pr�firtB
� Macie ju� wszystko zorane. :fpnbsiwO A� w r�j^dbteiglik�doT ob �bibH. .Qin$i�aiiz boi sin ,iiil �
� No, wiecie! .AMa^^f&wn^lp^Kob^kJgsin sn Bi^si�B�oS:
^i#^t ft za
]. itm WaaJa�aiie^bo.by�ab�luitki i ledroro %t�nqczbi!Ea�.twrik��yscHB bd neisb\^ bs os
.icb sin urn
patrzy�a na trzeci: wszystko zoram�^DuJ bo isbio �a&izob � Kmfc^giw Biodoi bIbo S .fciijTte^saw 9S o{^d kt� .oi�ifc)6�OT>.a�2n9in6SiBq2Ysiq s ofsisb �iz 9indoE)oq I bs f^ay�ff�ieobh��^�scpB^iMje-l^iiBndBigi 9iwb Bnisbod9lS efsim: -pa-w ^ ,t�feS>^ed�mcz^r.iagi�gan5>iiiiqiJj[ � 9129! w BW9sib oina
hoteid 9inisbodeI8
� Napijemy si�, kumotrze? Ja stawiam.
No, to si� napili. Dobrze si� napili. A potem pijany ch�op ani nie wiedzia�, kiedy Ku�tyga zawi�d� go na zagony �lebodziny. Ale chocia� nie wiedzia�, gdzie jest, przecie wiedzia�, jak ora�, bo to by� gospodarz rzetelny.
Wi�c Ku�tyga przy�miechiwa� si� teraz bardzo rad, a� mu si� portki trz�s�y, tam gdzie by� ogon. � M�j w�adca Lucyper i ten napitek mi mi�dzy zas�ugi policzy � cieszy� si�. Ale tego �lebodzi-nie nie powiedzia�. Obieca� jej tylko:
� Na przysz�y tydzie� b�d� sia� ozimin�. Przel�k�a si�:
� Ale ziarna nie mamy. Gwizdn��:
� liii, nie ma strapienia. P�jd� do roboty, zarobi�. Popatrzy�a na niego z wielk� wdzi�czno�ci�.
Na drugi tydzie� sia�. Ale nie on, tylko jaki� inny ch�op. Ku�tyga ukrad� noc� par� wor�w ziarna z jakiej� stodo�y. Potrafi� swym diabelskim rozumem zmiarkowa�, kto ma ziarna niewiele. By� taki ch�op, wi�c mu obieca� jeden worek za siew. Ale potem mu nie da�. Powiedzia�, �e za tydzie� da albo p�niej. Ch�op kl�� i przeklina�. Ku�tyga i z tego by� rad. My�la�: � Za te jego przekle�stwa dostan� order od Lucypera.
I tak by�o ze wszystkim. Z ca�� robot� w jesieni i na wiosn�. I podobnie si� dzia�o z przysparzaniem dostatk�w. Ju� w zimie mia�a Slebodzina dwie zgrabne kr�wki w oborze, kt�re � niby za r�banie drzewa w lesie � kupi� Ku�tyga. A po prawdzie, to w s�siedniej wsi zgin�a komu� jedna, a jeszcze w dalszej wsi � druga.
By� te� w stajni konik nie najgorszy i w�z. Ku�tyga opowiedzia� Slebodzinie histori� zmy�lon�, jak to jaki� stary ch�op pomar�,
24
a krewniacy nie mieli pieni�dzy na pogrzeb. Ku�tyga im pom�g�, gr�b wykopa�, zrobi� trumn� � a oni mu za to dali konia i w�z po nieboszczyku. Kr�ci�a g�ow� �lebodzina, dziwi�a si�, jacy to ludzie, �eby tak za byle co pozbywa� konia i w�z � ale b�ogos�awi�a Ku�tyg�, �e taki zaradny i o niej my�l�cy.
Za� Ku�tyga my�la�: � Zobaczymy, jak to ty na ko�cu b�dziesz mnie b�ogos�awi�. Czy nie tak, jak ci, co im zgin�� ten ko� z wozem?
I porusza� ogonem ukrytym w portkach � z wielkiej uciechy, gdy my�la�, �e do tych przekle�stw i z�orzecze� �lebodziny, jakich jeszcze nie by�o, doliczy mu w�adca Piekie� przekle�stwa tych okradzionych. Mianuje go na pewno nie hetmanem, ale ksi�ciem piekielnym.
I radowa�a si� dusza Ku�tygi.
A wci�� z wielkim ukontentowaniem przysparza� maj�tku �le-bodzinie. Ona za� �yczy�a mu zdrowia, szcz�cia i wszystkiego dobrego, czego jeno da�o si� �yczy�.
Raz mu nawet rzek�a, �e odk�d go ma, zaczyna wierzy� w dobro� i �yczliwo�� ludzk�. Na to o ma�o nie wyskoczy� ze swej kosmatej sk�ry. Bo przecie to obraza dla diab�a powiedzie� mu, �e jest dobry. W diabelskim j�zyku znaczy to tyle, co g�upi. Ale nie m�g� jej okaza� z�o�ci ani nie m�g� si� obrazi� i wr�ci� do piek�a. Ogryza� wi�c tylko pazury i zgrzyta� z�bami. Spieszno mu by�o doczeka� chwili, kiedy wdowa si� skusi do nienawi�ci i z�orzecze�.
No i nareszcie doczeka� tej chwili. By�o to wtedy, kiedy �lebodzina pierwszy raz piek�a chleb ze swej w�asnej m�ki.
Ros�o ciasto, przybywa�o go coraz wi�cej. A potem �lebodzina w�o�y�a na drewnianej �opacie dwana�cie bochenk�w do rozgrzanego pieca.
Przy niej sta�y wszystkie dzieci. Po troje z ka�dej strony: z le-
25
do pieca k�adzie.
[9in o i Y^bsiss Msi 9�
nki, jak, |edgijzar ^EHgjn^F�
ob 9� .
na
kresk�.
I dzieci by�y inne. Nie sta�y . Kna chleb. Pl
&uchy Wtedy gdy znikn�a owa pi
iefe^oBJ^i teraz, pjej ?p�d-
.9inisbod
i
avi .
O^isaFi JeJ
o�ow�isoy� i �oid
9� i^ie zwyci�y� wtedy.sNi zgubi� samego siebie. , YS0Bns
!, rarafeladBib W odob 1zs[
�4y; � ni�^^^^^ pewien/�e do^a[�w^j^]^g..9�h�gi^�si)^e&-i Ysawiai� snisb
jak nigdy nawet w blisko�ci ognia piekielnego. .soei� ogsn
_9j ^l^^��r^mkn�a drzwiczki piek^gn^;^ ^jei^^� si�.
I
\f)
Wi�c wysypa�y si� za drzwi z nag�ym �wi wr�bli. .owssib ifidsi 9X09iswBs
Ku�tygais&�daig isisky&Bs � '.LokEt^M ,yt i
ozwa�a si� do niego.
.Wmofe vdin ijiod bh
� Eee... nie.... Ja
u-a
sn oo ,
Podrzuci�o go na �awie: fn9b�9SDs2 miilgiw s�om b � rngd � Co wy gadacie o zap�acie? O j^� z&p|%cjgL> gg^^uJ!
.siwsi sn ^dslrio eiBbfiijlu BnisbodelS �^ \jdfi t
ii
toIojI bh
.9>tb�'iao
^fis%?sid jjrio9irng my� w 9OB[ijssjIu i 9nBim�9SOT ,BSoildo � Czeg� krzyczysz? Co ci zrobi�am? A nj^nor^g^z^j�ka
si� umawiali? �e ci za wysj^gj V{�fy0M?m WM%$$zIPJ{
spod�rk� postawisz. Sam tak' chcia�e� przecie. r -odsHo Esoiido aanQvi Bhow parais GlBwyrns. enisbaciaid.sE-Mm�l j� i wylecia� z izby, jakby nie miai jednei nogi kr
, . ' u-:Biu YSaldB
ale u obydw�ch nietoperzowe skrzyd�a.
r�tszej.
krowy podoi�.
;wo�8 Y.iy.d ssiBwgsoi snyi w A /aiwsi jjj!
^�la (J�fec^r!z�J4zaYi�ftt�t/'z pieca
wyjmowa�. �e mog� .patrzy^11 P�dzi�y ku
27
dzie Bartu�, za nim Ja� i Hanusia, potem Kubu�, a na ko�cu pod��a�a Kasia i ci�gn�a za r�czk� ma�ego Wicusia, co jeszcze mia� kr�tkie n�ki.
Ku�tyga zawzi�cie r�ba� drzewo.
� P�jd��e i ty, Matyjasku! � zawo�a�a �lebodzina.
Ani nie spojrza� na ni�. R�bn�� siekier�, a� dwa polana odskoczy�y na boki niby s�omki.
� Matyjas! Ci�nij�e t� siekier�! Chod�, spojrzyj na to, co� wypracowa�!� obejrza�a si� jeszcze ode drzwi.
Wbi� siekier� w pniak prawie po samo drzewce. Poku�tyka� ku izbie. A tam ju� dzieci otoczy�y matk� i patrzy�y na gor�ce bochny chleba, co na �opacie wyje�d�a�y z pieca. W izbie wonia�o tym chlebem � a mo�e wielkim szcz�ciem.
Ku�tyga stan�� w progu.
�lebodzina uk�ada�a chleby na �awie. Opiera�a je o drewnian� �cian�, aby pr�dzej ostyg�y. A pi�kne by�y, wielkie, grube, przyrumienione na kolor jesiennych li�ci. Niekt�re z nich p�k�y z boku i ukazywa�y jasn� o�r�dk�. Wygl�da�y jak opalone gospodarskie oblicza, roze�miane i ukazuj�ce w tym �miechu bia�e z�by.
Zaj�y ca�� �aw�.
Ku�tyga liczy�. Dwana�cie ich by�o.
Teraz �lebodzina zmywa�a zimn� wod� wonne oblicza chlebowe. Nabra�y blasku.
Dzieciska ju� nie by�y cicho. Pcha�y si� z radosnym rozgwarem ku �awie. A w tym rozgwarze by�y s�owa:
� Ale du�e! Mamo, daj! Tyle ich! Gor�ce! O, jak si� �wiec�! Ten b�dzie m�j! Ten m�j! Ten dla mnie!
Na to �lebodzina z wielkim ukontentowaniem:
28
I
� Nie tw�j ani nie m�j! Ani dla ciebie. Wszystkie dla wszystkich.
Ku�tyga zacisn�� pi�ci, a�e pazury wbi�y mu si� w d�onie. Sykn�� cicho jak w��:
� Dla wszystkich? Zobaczysz, jak b�dziesz krzycze�. �lebodzina odsuwa�a dzieci:
� No, teraz p�jdziecie ze mn� pa�� krowy. Ju� czas wygania�. Chleba dostaniecie na wieczerz�. Jak ostygnie.
Posz�a ku oborze. Dzieci za ni�. A za chwil� Ku�tyga widzia�, jak poln� drog� kroczy�y wolno trzy krowy, a za nimi gospodyni z wszystkimi dzie�mi.
� Ja za� id� ku koniczynie! Czas ju� grabi�! � krzykn�� Ku�tyga tak g�o�no, a� si� obejrza�a.
Odkrzykn�a:
� Id�, Matyjasku! Id�!
Ale nie poszed�. Odczeka�, a� gospodyni z dzie�mi i krowami znikn�a za pag�rkiem.
Wr�ci� do izby. Z�biska mu dzwoni�y. Nogi mia� mi�kkie jakby
Stan�� naprzeciw tej �awy z chlebem. Rozwar� g�b�. Chcia� si� za�mia�. Ale nie m�g�. Na szybie bzyka�a mucha.
I my�li Ku�tygi bzyka�y:
� O such� pi�tk� chleba ty�e� si� naprzeklina�a i naz�orzeczy�a. To teraz... b�dziesz mog�a... I musia�a jeszcze wi�cej... o ca�y...
Wbi� pazury w pierwszy bochen. Zapiek� go tak, jak nie piecze ani ogie� piekielny. Ale nie wypu�ci� chleba. I cho� ci��y� mu jak roz�arzony g�az, wylaz� z nim na podw�rze. Cofn�� si� od gnoj�wki. Wspomnia� oblicze w�adcy Piekie�, takie, jakie ujrza� przed sob� wtedy, gdy opowiada� o wrzuceniu suchej pi�tki...
29
chleb do siana.
Tak ra�no, jakby ucieka� przed kim�. Nie -. Po�o�y� si�*��^jPa zanim si� zni�y�o i schowa�o
o,
dzia�, �e gdyby
eliwrfo bs A .pin bs io9isG .ssiodo jjj!
i upartego: � Przecie si� nie b�j. Przecie
Ca�y wielki i pi�kny bochen,
i z�orzeczenia b�dzie w piekle s�ycha�. Na pewno!
k�ania� ci si� b�d� zast�py piekielne. ^�^d
,sbl
trzy krowy, sze�cioro dziecek i bab�. .m9ij{i�Bq bs si�rulins
to z tak� moc�, a� mu grabie p�k�y. Wtedy schyli� si� i pa^ffFfmf 912 �Li'jnD v?ds9 iiBwsoH .rn9CT9Mo s yws� \ei wi09siq6n masie, pocz�i grzeba� Ciemi�. v � ..
.Bflaum B�BJiYsa 9icfys8 sVl Jgpm 9in 9i� .�6i,m26s Krowy, dzieci i baba wesz�y w podw�rze. Juz ichjna by�o wida�.
9in 9iA .Ynfei^i� rraigo yobsiw 9soildo
Sta�a przy
k.
A przed ka�dym sta� garnuszek mleka.
Ku�tyga klapn�?1 ci�ko na WWC si�gn� mm'ka�dy^wft>sek kud��w^soi �b
-Pism sin sdsirb
fcs�in i [9�in sbioo dbs . ^ A -i
9in �sm w
do uciech�. Jakby si� cienko za�mia�o.
�lebodzina bra�a w ramiona po dwa bochny chleba i przegi�ta niewiele w ty�, wynosi�a je. Tam pochyla�a si� nad skrzyni� niby matka nad ko�ysk� i uk�ada�a ostro�nie ka�dy bochen, jakby niemowl� do snu.
Ju� dwa ostatnie bra�a z �awy, gdy Ku�tyga poderwa� si� i zapia� jak ochryp�y kogut:
� Gospodyni! A ile�cie chleb�w napiekli? Spojrza�a na niego zdziwiona:
� C� ci si� sta�o?
� Ile chleb�w by�o? Wiecie? Odpowiedzia�a spokojnie:
� Dwana�cie. A bo co?
Co� nim tak trzepa�o, �e sto�u musia� si� chwyci�. Ale �eb ku niej wyci�gn�� i chrypia�:
� A ile macie?!
� Tu dwa, w skrzyni osiem. A ten na stole jedenasty. Wrzeszcza�:
� A gdzie dwunasty? Nie ma! Porwa� wam kto�! Ca�y bochen porwa�!!!
Patrzy�a na niego ze spokojem. Ozwa�a si� zwyczajnie:
� Jak to by� kto� g�odny � to niech ma. Ja wiem, co to g��d
31
i p�acz g�odnych dzieci. Niech�e m�j chleb nasyci tych, co swego chleba nie maj�.
Zamilk�a nagle. Bo Ku�tyga male� pocz��, kurczy� si�, rozp�aszcza� coraz ni�ej i ni�ej � a� rozla� si� u jej n�g jako ka�u�a �mierdz�cej mazi. A niedaleko tej ka�u�y le�a�a kosmata kitka z ogona, kt�ra si� w ma� nie zamieni�a, bo to ju� nie by�o potrzebne.
Ale wtedy nikt jej nie zauwa�y�. Ani �lebodzina, ani jej dzieci.
KPSTuR.
P�yn�a dawniej Wis�a, jak i teraz p�ynie. Po Wi�le sun�y tratwy z bogactwem: ze zbo�em, z sol�, z dobrem rozmaitym. Nios�a to wszystko Wis�a od g�r a� do morza. A pomi�dzy �adownymi worami stali na tratwach flisacy. Pilnowali, aby tratwy nie ugrz�z�y na mieli�nie, aby zbyt silne fale wi�lane nie zamoczy�y cennego towaru.
Gdy fale by�y spokojne, m�odzi flisacy patrzyli na brzeg, na lasy, na pola, na wsie. Czasem pi�knie �piewali, a Wis�a wt�rowa�a im pluskiem swych w�d.
Na jednej takiej tratwie p�yn��, nie po raz pierwszy ju�, urodziwy ch�opiec. Wo�ali na niego Miko�. Ten Miko� ramiona mia� silne i g�os pi�kny. Najsprawniej potrafi� sterowa�, najg�o�niej zawodzi� pie�ni. Jego tratwa p�yn�a na samym przodzie, on zawsze rozpoczyna� �piewanie.
A na ostrych skr�tach rzeki wo�a� takim �piewnym g�osem, �eby go s�yszeli flisacy na ostatnich tratwach:
iek�a rodem
33
�
� Zaruwoooj!!! *
Tym wo�aniem ostrzega� flisak�w p�yn�cych na ko�cu, aby silnie odpychali tratwy od brzegu, by nie dali im ugrz�zn�� w przybrze�nym piachu.
Ale by� taki jeden zakr�t wi�lany, gdzie milk�y pie�ni Mikosio-we. Na tym zakr�cie ledwie by�o s�ycha� jego wo�anie ostrzegawcze.
Powtarzali je tedy jedni drugim, z tratwy na tratw�:
� Zaruwoooj!!!
Flisacy wiedzieli ju�, �e to jest tam, gdzie do Wis�y wpada inna, mniejsza' rzeka, a nad ni� stoi zasobny m�yn. Za� woko�o m�yna sad wiosn� bieleje, a jesieni� czerwieni si� jab�kami. Ten m�yn, co to obok niego, po drugiej stronie, chwiej� si� na wietrze malwy i s�oneczniki.
Dziwi�y si� inne m�ode flisy, co to si� z Mikosiem dzieje? Czemu na ten m�yn tak spoziera, jakby wzd�u� brzeg�w Wis�y innych m�yn�w nie by�o? Czy cie� tego sadu tak go wabi, jakby lasy przybrze�ne cienia nie dawa�y? Czy malwy go zachwycaj�, jakby te w�a�nie malwy by�y jedyne na �wiecie i najpi�kniejsze?
A nie wiedzieli, �e to by�a prawda. W�a�nie te, a nie inne malwy by�y dla Mikosia jedyne i najpi�kniejsze. Bo pomi�dzy ich kwiatami widzia� Miko� co�, czego inne flisy nie dostrzega�y.
Widzia� r�ow� g�busi�, oczy b��kitne i w�osy jasne. Zapad�y mu w serce i dlatego wypatrywa� tego wszystkiego. Dlatego cich� jego g�os na owym zakr�cie.
Tamci my�leli, �e to tylko kwiaty malw mieni� si� r�owo�ci�, biel� i z�otem. A nie wiedzieli, �e to nie tylko malwy, �e pomi�dzy malwami kryje si� dziewczyna, jak one barwna, jak one mi�a. Miko� wiedzia� du�o wi�cej: �e owo dziewcz� ma na imi� Apolijka i �e jest
* odpychaj (gwarowe flisackie zawo�anie)
34
jedynaczk� starego m�ynarza, co si� nazywa Bernat Kozyra, i �e gruba m�ynarka, Petronela, to matka owej Apolijki.
Nie dostrzega�y inne flisy, �e pomi�dzy malwami porusza si� co�, chocia� wiatru nie ma. Mo�e to wygl�da�o, jakby jedna r�owa malwa chwia�a si�, tr�cona skrzyd�em ptaka. Ale Miko� by� pewien, �e to powiewa ku niemu d�o� Apolijki.
Tratwy mija�y m�yn, woda wi�lana nios�a je dalej i dalej, a Miko� jeszcze d�ugo spoziera� poza siebie w stron� m�yna i malw.
Od morza wracali zn�w ku swoim stronom, do swych ojc�w i chat. Tam odpoczywali ma�o-niewiele. Z pieni�dzmi za flis wracali, to i go�ci�ce swoim wie�li, to i zabawi� si� chcieli, pota�co-wa�, opowiedzie� we wsi, co si� dzieje na szerokim �wiecie. A potem wyspa� si� do syta przed nowym sp�ywem.
Miko� gdzie� im si� gubi� w powrotnej drodze. Nie ta�cowa� z nimi w gospodach, nie opowiada� nikomu, gdzie bywa�. Nikt go nie widzia� w owe wypoczynkowe dni.
Widywa�a go jeno Apolijka, bo do niej spieszy� i przy niej wypoczywa�. Widywa�y go jab�onie w m�ynarzowym sadzie � i ujrza�a go kiedy� gruba Petronela. A jak go ujrza�a, tak od razu zasapana wepcha�a si� do m�yna mi�dzy wory ze zbo�em. Pocz�a szarpa� za po�� starego Bernata a turkota� g�o�niej ni� m�y�skie kamienie:
� Tak! Stoisz tu tylko i nic ci� rodzona c�rka nie obchodzi! Zbo�a pilnujesz, a rodzonej jedynaczki nie strze�esz! Boisz si� o ka�dy w�r m�ki, �eby ci kto nie ukrad� � a ani si� spostrze�esz, jak ci kto c�rk� ukradnie!
Stary Bernat wyba�uszy� oczy na roze�lon� Petronel� i wyszarpn�� po�� z jej gar�ci. Odsun�� si� od baby na dwa kroki, a �eby nie my�la�a, �e si� jej boi, mrukn��:
35
� Czego chcesz? Id� do diab�a!
Petronela z�apa�a go za bary i pocz�a pcha� przed sob� A w ucho mu gada�a:
� A ty id� do sadu! Sp�jrz, z kim to tam stoi twoja c�ruchna Kto jej r�czk� �ciska! Dla kogo j� chowa�e�! Sp�jrz jeno!
Wypcha�a go z m�yna. Ju� by�o i sad wida�, i Apolijk� z Miko-siem.
Bernat spojrza� zadziwiony na Petrone�� i wymamrota�:
� A co to za jeden? Sk�d si� tu wzi��?
� Zapytaj go! Zapytaj! � tr�ci�a m�a. � No, id��e! Bernat poskroba� si� za uchem i ruszy� naprz�d. Nie spieszy� si�,
Z ty�u roze�lona �ona, to i zawr�ci� trudno. A przed nim Apolijka taka rozradowana... Jak Bernat krzyknie na tego tam, to ona mo�e si� rozp�aka�. A �ez c�rki okrutnie nie lubi�.
No, ale co by�o robi�? Szed� ku nim i doszed�.
Apolijka zaczerwieni�a si� i szepn�a cichu�ko:
� Tatu� tu s�...
A Miko� sta� w miejscu. Przyblad� nieco i pok�oni� si� nisko ojcu Apolijki.
On za� chrz�kn�� i hukn�� co si�y, �eby Petronela s�ysza�a:
� Co� za jeden?! Sk�d si� tu wzi��e�?!
Miko� zn�w si� pok�oni� i obj�� kolana starego Bernata:
� Nie �lijcie si� na mnie. Nic z�ego nie zrobi�em. Mia�em ju� wnet i�� ku wam i rzec uczciwie, jak i co.
M�ynarz odsun�� si� w ty�. Wyprostowa� si� gro�nie i jeszcze g�o�niej krzykn��:
� Co� za jeden? Sk�de� si� tu wzi��?! Apolijka stan�a mi�dzy nimi:
� Nie �lijcie si�, tatusiu! � zawo�a�a prosz�co. � To jest Mi-
36
J
ko�, flis! Na chrzcie mu dali Miko�aj, a po ojcach nazywa si� Prze-binda. On si� chce �eni� ze mn�!
Petronela ju� by�a obok Bernata. Pochyli�a si� ku Mikosiowi i wywija�a nad nim t�ust� pi�ci�. Rozwrzeszcza�a si� tak, �e na dwie mile by�o s�ycha�:
� Widzicie go! �eni� si� b�dzie! A c�e� ty za jeden? Flis? Nie dla byle jakiego flisa w��czykija chowam Apolijk�! Wiesz ty, �apserdaku, czyja ona c�rka? Moja! � i w tym miejscu m�ynarzowa koln�a si� mocno w pier� wskazuj�cym palcem � moja!
� I moja � do�o�y� Bernat nie�mia�o. Teraz Petronela na niego spojrza�a wzgardliwie:
� I c�, �e twoja? To ma�o, �e jej ojciec jest m�ynarzem. To w�a�nie rozzuchwala byle ch�ystk�w. Czy to pierwszy ten jaki� flis gada, �e b�dzie si� z ni� �eni�? A pami�tasz tego Kub�, com nim drzwi po�ama�a?
� Syn bogacza, wolnego kmiecia kr�lewskiego � kiwn�� g�ow� m�ynarz.
� Syn ch�opa i ju� � tupn�a nog� Petronela. � Nie dla ch�op�w chowam moj� c�rk�! Jej si� pan nale�y, bo ona z pa�skiego rodu!
Bernat ruszy� ramieniem:
� Ja nie �aden pan, ino m�ynarz.
� Nie o tobie gadam! O moim rodzie pami�tam! A ty zapominasz, �e� si� o�eni� z jejmo�ciank� Petronela Ciecierkowsk� herbu Wo�ek. C�, �em by�a ubog� sierot�...
M�ynarzowa fyrkn�a nosem i chlipn�a �a�o�nie:
� C� z tego, �e� mnie wzi�� z domu krewnych, co ju� spospo-licieli i �yli omal jak ch�opi? C� z tego? Ciecierkowsk� wzi��e�, i moja c�rka z pa�skiego rodu, pani� ma by�! A �em ja przy tobie
37
I
pod�y �ywot w pokorze wiod�a, to za t� moj� cicho�� i pokor� Pan B�g jej pana da za m�a i bogactwa obfite, i zamek. Nie na to ja cierpia�am tyle lat w niskiej cha�upie, �ebym nie mia�a ujrze� mojej c�rki na zamku pa�skim. B�g mi�osierny mi dopomo�e!
Na to poderwa�a si� Apolijka. Liczko mia�a blade jak bia�a malwa. A b��kitne oczy pociemnia�y i skrzy�y si�:
� Nieprawd�, mamo, gadacie! � m�wi�a nieg�o�no a mocno. � Nie dopomo�e wam B�g dlatego w�a�nie, �e jest mi�osierny. I nie b�dzie chcia� mojej niewoli na ca�e �ycie. Bo niewol� moj� by�oby mie� innego m�a ni� ten tu oto Miko�. I nie zaprzedam si� nikomu za bogactwa i zamki. W tym wam Pan B�g nie dopomo�e.
Petronela poczerwienia�a z wielkiej z�o�ci.
� To mi czort dopomo�e! A za tego �apserdaka flisackiego ci� nie dam! Wygoni� go st�d i nie ujrzysz go wi�cej!
Apolijka podnios�a g�ow� wysoko, zda�a si� mocna i ros�a, gdy m�wi�a:
� Je�li go wygonicie, to i mnie wi�cej nie ujrzycie. To wam przysi�gam!
Teraz Petronela j�kn�a g�o�no i twarz zas�oni�a r�kami:
� My�la�am, �e na reszt� �ycia przy jedynej c�rce w zamku osi�d� i nie b�d� si� poniewiera� po tym m�ynie jak stary worek... Oj, czeg� ja doczeka�am.
Zawodzi�a i chwia�a si� na obie strony, jakby z wielkiej udr�ki, tak �e wzruszy� si� stary Bernat i podszed� ku niej:
� Petronelciu, przecie ty nie jeste� stary worek. Apolijka za� z cicha zapyta�a Mikosia:
� Czy masz jeszcze wol� bra� mnie za �on�?
� Jak mam wol� �y� � odszepn��. Apolijka wzi�a go za r�k�.
38
� To p�jd�my st�d. Nic tu po nas.
A Petronela, chocia� wci�� mia�a twarz r�kami przys�oni�t� i chocia� wci�� zawodzi�a i j�cza�a g�o�no, przecie dos�ysza�a ich ciche s�owa. Opu�ci�a r�ce i krzykn�a:
� Nie p�jdziecie! Jak tak ju� jest, �e o star� matk� nie dbacie, dobrze. Po�enicie si� najpierw, a potem mo�ecie sobie i�� w �wiat! Nie dostaniesz ty bogatej m�ynarz�wny, dziadowski flisie. Oddam ci j� w jednej koszuli i sp�dnicy.
Miko� rozja�ni� si� ca�y wielk� rado�ci�. I tak jak przedtem pochyli� si� do kolan starego m�ynarza, tak teraz pok�oni� si� grubej m�ynarce.
Ona odsun�a si� od niego.
� Stra� mi si� z oczu! A za trzy niedziele, jak zapowiedzi wyjd�, we�miecie �lub. Z jejmo�ci� b�dziesz si� �eni�, dziadu.
Nie wiadomo, czy Miko� by� wi�cej uradowany, czy roze�lony na m�ynark�. Namy�la� si�, czy ma odej�� syty szcz�cia, czy odpowiedzie� przedtem twardym s�owem.
Ale ju� Apolijka r�k� mu po�o�y�a na szyi, przylgn�a policzkiem do jego ramienia i odezwa�a si� cicho a rado�nie:
� Za trzy niedziele nie odejdziesz sam. Za trzy niedziele odejdziemy obydwoje.
No, to Miko� ju� si� nie boczy�. Poca�owa� Apolijk� i odszed�, by za trzy niedziele wr�ci� po ni�.
Mija�y dni, a on nie pop�yn�� na flis. Wr�ci� w swoje strony. Tam, w rodzonej wsi, sta�a nad brzegiem Wis�y ma�a chatka. Pusta by�a, zatkni�ta na skobel. Ko�o chatki ogr�dek zaro�ni�ty chwastami. Dalej nieco kawa�ek ugoru, na nim bujne zielska.
Miko� otworzy� chatk�, wszed�, usiad� na �awie i rzek� sam sobie my�lami: � Nie b�dzie tu ju� pusto. B�dzie tak, jako dawniej by-
39
wa�o. Ino nie m�j tatu� nieboszczyk b�dzie st�d odchodzi� na flis. I nie mamusia nieboszczka �egna� go b�dzie. Teraz ja z tej izby b�d� si� wybiera� w daleki �wiat i Apolijka moja stanie we drzwiach i popatrzy za mn� odchodz�cym. A wracaj�cego we drzwiach powita.
Przy�miechn�� si� rado�nie do tych my�li.
Przez trzy tygodnie robi� porz�dki w chacie i w ogr�dku na przyj�cie m�odej �ony. A potem wydoby� ze starej skrzyni d�ug� sukman�, pi�knie wyszywan�. Przyjrza� si� jej, przymierzy� na siebie. By�a w sam raz. Pog�aska� grube sukno i szepn��:
� Widzicie, m�j tatusiu kochany, przyszed� czas, �e w waszej od�wi�tnej sukmanie do �lubu p�jd�, wedle waszej woli.
Zbli�a�a si� ju� trzecia niedziela. Miko� wyruszy! do mVyr\a starego Bernata. A gdy by� ju� niedaleko, wypatrywa� pilnie, czy nie porusz� si� malwy i czy spomi�dzy nich nie wybiegnie Apolijka.
Ale malwy sta�y nieruchome i nie wybieg� naprzeciw Mikosia nikt.
We drzwiach domu zast�pi�a mu drog� gruba Petronela:
� Nie ma Apolijki... � zawiod�a od razu niby z wielk� �a�o�ci�. � Nie ma i nigdy jej nie ujrzysz wi�cej...
Miko� stan�� przed progiem nieruchomo jak s�up. Ledwo poruszy� zdr�twia�ymi wargami.
� A... gdzie ona jest?
� Oj, do wody si� rzuci�a. Rzeka j� pochowa�a, niebog�... Zmiarkowa�a wida�, jaki los j� czeka, i wola�a z wod� pop�yn�� martwa, ni� �ywa odej�� z tob�.
Miko� ju� ani s�owa przem�wi� nie m�g�.
Nagle zda�o mu si�, �e w ciemnej sieni porusza si� cie� jaki�.
40
m,
r
� ��_
Wpatrzy� si� Miko� i dostrzeg�, �e to stary m�ynarz tam stoi i g�ow� kr�ci, jakby czemu� zaprzecza�.
Petronela zmiarkowa�a, �e co� si� dzieje za jej plecami. Odwr�ci�a z nag�a g�ow� i krzykn�a:
� A ty tu czego! M�yna pilnuj! No, ruszaj do swojej roboty! A. do Mikosia -zagada�a niby to s\odko\
� Wejd��e do izby i po�egnaj na wieki te wszystkie k�ty, gdzie �y�a twoja nieboszczka.
Znowu zaj�cza�a �a�o�nie, niby z okropnej rozpaczy, i ukradkiem spojrza�a na Mikosia, co on na to.
A on � ju� wiedzia�, �e m�ynarka to wszystko sobie zmy�li�a,
�e Apolijka �yje, ale �e jej tu nie ma.
Wi�c odrzek� niby te� z wielkim smutkiem:
� Wol� sobie nie zadawa� �alu i nie wchodzi� do waszego domu, gdzie ju� nie ujrz� Apolijki. P�jd� nad wod� g��bok� i tam si� z ni� po��cz�.
Petronela ju� nie mog�a d�u�ej udawa� �a�o�ci. Ozwa�a si� z zawzi�to�ci�:
� A pewnie! Id� do rzeki i utop si�! Tak b�dzie najlepiej.
Obr�ci�a si� i zatrzasn�a drzwi do sieni. Miko� pomalutku odchodzi�. Namy�la� si�, czy nie pogada� ze starym Bernatem. On na pewno by mu powiedzia�, gdzie si� podzia�a Apolijka.
Nie, nie powiedzia�by. Petronela go pilnuje, a Mikosia podgl�da, czy naprawd� odszed�.
Trzeba i�� nad rzek�. Mo�e spotka kogo�, kto tam nad rzek� krowy pasie, kto ryby �owi... Ludzie wiedz�, co si� we wsi dzieje...
Tedy m�ody flis poszed� ra�no nad rzek�. Wierzy�, �e nie znajdzie w g��bokiej wodzie martwej Apolijki � lecz �e kto� �ywy powie mu co� o niej. I wierzy� mocno, �e j� odnajdzie.
42
Bieg� spiesznie. Nie zwa�a� na to, �e nadesz�a ciemna chmura i lun�� g�sty deszcz. Nawet nie bardzo zmoczy� Mikosia, bo na brzegu rzeki g�ste olchy splot�y swe ga��zie w zielon� strzech�.
Pod jednym drzewem siedzia� skulony siwy dziadek. Trz�s� si� zimna. Nie mia� na sobie nic wi�cej, tylko portki ze zgrzebnego p��tna i podart� koszul�. A przemokni�te do cna i oblepione na ��tej sk�rze.
Miko� stan�� przy nim i ju� go mia� pyta�, czy nie s�ysza� co� o Apolijce, ale.nie spyta�. Patrzy�, jak dygoce z zimna ten dziadek. On nie ma ciep�ej sukmany, takiej jak tatusiowa, kt�ra grzeje Mikosia: I my�la�, �e gdyby tatu� nieboszczyk �y�, by�by teraz taki sam stary i siwiute�ki. I gdyby przem�k�, trz�s�by si� tak samo z zimna. A Miko� przecie nie sta�by i nie patrzy� oboj�tnie... Ten dziadek pewnie nie ma syna...
Miko� zdj�� sukman�, co mia�a by� do �lubu, i poda� j� dziadkowi.
� Macie � powiedzia� � okryjcie si�. Dziadek wyci�gn�� r�ce i przyj�� sukman�.
� Czym�e ci si� odp�ac�, synu? � zapyta� cicho.
� Ja nie za Odp�at�. Za nic nie sprzeda�bym tego, bo to tatusiowa... Jeno nie mog�em patrze�, jak si� telepiecie z zimna. Zreszt�, c� wy mi da� mo�ecie? :� przy�miechn�� si� smutnie.
Dziadek wci�gn�� r�kawy sukmany, a potem owin�� si� ni�. Stan��, i taki si� zda� inny, wielki, dostojny, a� dziw. Ozwa� si� powoli:
� Nigdy nie wiesz, co mo�e ci da� nawet najn�dzniejszy cz�owiek. Czasem spodziewasz si� pomocy od mo�nych tego �wiata, a otrzymujesz wzgard� i grud� b�ota w plecy. Czasem za� ten, co go uwa�asz za marniejszego od siebie, mo�e ci� obdarzy� ponad
43
wszelkie nadzieje. I ja, kt�rego� ty prawie nagiego przyodzia�, dam ci to, czego pragniesz najwi�cej.
Miko� s�ucha� dziadka z wielkim szacunkiem. Ale na koniec westchn�� �a�o�nie i pokr�ci� g�ow�:
� Tego nie mo�ecie mi da�, panie.
Ani nie wiedzia�, czemu tego starego cz�owieka, kt�ry przed ma�� chwilk� dygota� skulony z zimna � nazwa� panem. �w za� rzek�:
� Pragniesz odnale�� to, co� by� utraci�: nadziej� i szcz�cie swoje. I ja ci w tym dopomog�. Nie patrz na mnie tak zdziwiony'. Spocznijmy pod ga��ziami drzewa. Powiem ci, o czym chcesz wiedzie�.
1 przysi�c! pierwszy na zwaionym pniu, a Miko� obo