13754

Szczegóły
Tytuł 13754
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13754 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13754 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13754 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Alan E. Nourse TYGRYSA ZA OGON Dom towarowy p�ka� w szwach od posezonowego t�umu klient�w, tote� zdumiewaj�ce by�o, �e w og�le j� zauwa�yli. Ekspedientka by�a czym� bardzo zaj�ta w jednym ko�cu lady, za� kobieta, o kt�rej mowa, dzia�a�a w przeciwleg�ym kra�cu, pakuj�c le��ce na �adzie artyku�y do poka�nej czarnej kosmetyczki. Kearney przygl�da� si� temu przez d�u�sz� chwil� z rosn�cym niepokojem, na koniec za� przywo�a� gestem nadzorc� innego dzia�u. � Popatrz chwil� na tamt� kobiet� � szepn��, staraj�c si� nie zwraca� na siebie uwagi. � Przebiera w garnkach, jakby ca�y sklep by� jej! � Kleptomanka? A ty � na co czekasz? � zdziwi� si� kolega. � We�my j� na rozmow� Kearney poskroba� si� po g�owie. � Przypatrz si� jej dok�adniej. Co� tu jest nie w porz�dku. Patrzyli razem. Kobieta sta�a w dziale naczy� kuchennych i b��dzi�a d�o�mi po rozstawionych na p�ce przedmiotach. Wybra�a trzy foremki do wykrawania ciastek i wrzuci�a je do kosmetyczki. W �lad za nimi posz�y dwie tortownice i t�uczek do kartofli. Nast�pnie ma�y pojemnik do ciast i dwa czajniki. Wreszcie poka�na aluminiowa brytfanna. Kolega Kearneya przygl�da� si� temu z niedowierzaniem. � Nabra�a tyle, �e sama mog�aby spokojnie otworzy� sklep. I wszystko upycha w tej torebce. Kearney, przecie� to niemo�liwe, �eby ten ca�y z�om wepchn�a do kosmetyczki. � No w�a�nie � zgodzi� si� Kearney. � Chod�my. Zaszli kobiet� z dw�ch stron i Kearney delikatnie uj�� j� za rami�. � Chcieliby�my z pani� pom�wi�. Prosz� z nami, spokojnie. Kobieta popatrzy�a na nich, jakby w og�le nie wiedzia�a, o co chodzi, wzruszy�a ramionami i da�a si� zaprowadzi� do niedu�ego gabinetu. � Nie mam poj�cia, dlaczego� � Obserwujemy pani� od kwadransa. Kearney wyj�� jej kosmetyczk� spod pachy, otworzy� zatrzask, zajrza� do �rodka i zaniepokojony potrz�sn�� kilkakrotnie. Wreszcie podni�s� wzrok, zdumiony i zaintrygowany. � Jerry, patrz! Jerry popatrzy�. Chcia� co� powiedzie�, ale nie mia� s��w. Kosmetyczka by�a pusta. * * * Frank Collins zaparkowa� samoch�d przed Instytutem Fizyki i przez kontrol� odcisk�w palc�w wszed� do skrzyd�a, w kt�rym mie�ci�y si� laboratoria. W korytarzu powita� go Evanson. � Dobrze, �e jeste� � rzed� z ponur� min�. � Co to za afera z t� jak�� kosmetyczk�, John? Mam nadziej�, �e nie pr�bujesz mnie nabra�? � Ani troch� � zaprzeczy� Evanson. � Poczekaj, sam zobaczysz. Poprowadzi� Collinsa do jednego z du�ych dzia��w laboratoryjnych. Collins nieufnie powi�d� wzrokiem po konsoletach, ogromnych generatorach, wzmacniaczach, tablicy przeka�nikowej z systemem l�ni�cych rurek i gmatwanin� przewod�w elektrycznych. � Nie mam poj�cia, po co� mnie tu �ci�gn��. Przecie� jestem mechanikiem. Evanson wszed� do ma�ego gabinetu na ty�ach laboratorium. � 1 specjalist� od k�opot�w, ka�dy o tym wie. Oto, Frank, nasza komisja badawcza. Komisj� badawcz� charakteryzowa�y kitle, okulary i typowe rozmem�anie ludzi nauki. Collins skin�� komisji g�ow� i spojrza� na le��c� na stole kosmetyczk�. � Wygl�da mi na zwyczajn� kosmetyczk� � zaopiniowa�. Wzi�� j� do r�ki. Tak�e i na dotyk by�a to zwyk�a kosmetyczka. � Co tam jest w �rodku? � Ty nam powiedz � odpar� Evanson. Collins otworzy� kosmetyczk�. Jej wn�trze by�o zdumiewaj�co mroczne; nieco poni�ej zamka znajdowa� si� matowy metaliczny pier�cie�. Collins odwr�ci� sakiewk� do g�ry dnem i potrz�sn��. Nic nie wypad�o. � Tylko nie wsadzaj r�ki do �rodka � ostrzeg� go Evanson. � To niebezpieczne. Jeden ju� pr�bowa� i po�egna� si� z zegarkiem. Collins podni�s� wzrok; na jego pe�nej, dobrotliwej twarzy malowa�o si� szczere zaciekawienie. � Sk�d to macie? � Par� dni temu dwaj nadzorcy dzia�u z domu towarowego Taylora�Haydena nakryli z�odziejk�. Buszowa�a w dziale gospodarstwa domowego, �aduj�c w t� kosmetyczk� wszystko, co jej wpad�o w r�ce. Z�apali j�, ale gdy chcieli wydosta� skradzione rzeczy z kosmetyczki, okaza�o si�, �e nic tam nie ma. To w�a�nie jeden z nich grzebi�c r�k� w �rodku straci� zegarek. � No dobrze, ale sk�d si� ta sakiewka wzi�a tu, u was? Evanson wzruszy� ramionami. � Odk�d po wojnie, w roku 71, powsta� PSYCH, wszyscy sklepowi z�odziejaszkowie l�duj� w�a�nie tam. Kobiet�, o kt�rej m�wi�, te� odstawiono do PSYCHa, ale gdy j� zmusili do przypomnienia sobie kim jest, okaza�o si�, �e w og�le nie wie, �e mia�a jak�� kosmetyczk�. PSYCH przyjrza� si� bli�ej kosmetyczce i naturalnie zaraz przys�a� j� do nas. Patrz, zaraz ci poka�� dlaczego. Evanson uj�� drewnian� miar� metrow� i zacz�� j� wpycha� do kosmetyczki. Schowa�a si� na g��boko�� jakich� dziesi�ciu centymetr�w, do dna sakiewki � i dalej. Pr�t nie przebi� dna. Nie spowodowa� nawet najl�ejszego wybrzuszenia. Collins wyba�uszy� oczy. � Ale numer. Jak�e� to zrobi�? � Mo�e te przedmioty trafiaj� gdzie� indziej � w czwarty wymiar? Sam ju� nie wiem. � Bzdury! � No to co si� z nimi dzieje? � Evanson od�o�y� miar�. � Co� ci jeszcze powiem o tej kosmetyczce � doda�. � Nie ma si�y, �eby j� wywr�ci� na lew� stron�. Collins zajrza� w mroczne wn�trze sakiewki. Ostro�nie wsadzi� tam palec, potar� metaliczny pier�cie�, przejecha� po nim paznokciem, Wyst�pi�a l�ni�ca rysa. � To aluminium, tam w �rodku � zawyrokowa�. � Aluminiowy pier�cie�. Evanson wzi�� od niego sakiewk� i spojrza� jeszcze raz. � Wszystko, co krad�a ta kobieta, by�o z aluminium � powiedzia�. � Mi�dzy innymi dlatego w�a�nie ci� wezwali�my. Znasz si� na mechanice i na metalach. Od trzech dni pr�bujemy doj�� do tego, co tu si� w�a�ciwie dzieje. I nic. Mo�e tobie si� uda. � Jak pr�bowali�cie? � Wpychali�my do �rodka r�ne przedmioty. Sprawdzili�my to �wi�stwo na wszystkich przyrz�dach, rentgen, wszystko. Niczego nam to nie wyja�ni�o. Chcemy wiedzie�, gdzie trafia to wszystko, co si� w�o�y do �rodka. Collins wrzuci� do kosmetyczki aluminiowy guzik. Guzik min�� aluminiowy pier�cie� i znik�. � Zaraz, zaraz � spyta� gwa�townie, zach�ystuj�c si� w�asnymi s�owami. � Co to znaczy, �e nie mo�na jej wywr�ci� na lew� stron�? � Figura geometryczna drugiego rz�du � wyja�ni� Evanson z namaszczeniem zapalaj�c papierosa. � Wywr�ci� mo�na figur� pierwszego rz�du, kul�, dajmy na to, albo pi�k� gumow�: wystarczy ma�a dziurka w powierzchni. Nie mo�na jednak wywr�ci� na lew� stron� wewn�trznego walca, nie ma si�y. � Dlaczego nie? � Poniewa� ma on w sobie otw�r. A nie da si� przeci�gn�� otworu przez otw�r. Nawet niesko�czenie ma�ego. � Jaki st�d wniosek? � Collins zmarszczy� brwi. � Dok�adnie tak samo jest z t� sakiewk�. S�dzimy, �e ochrania ona grudk� innego wszech�wiata. Wszech�wiata czterowymiarowego. A grudki innego wszech�wiata nie da si� przeci�gn�� przez nasz bez wywo�ania powa�nych komplikacji. � Ale przecie� walec wewn�trzny da si� wywr�ci� na drug� stron� � zaoponowa� Collins. � Mo�e istotnie nie b�dzie potem przypomina� walca wewn�trznego, ale przejdzie ca�y przez otw�r. Evanson omi�t� wzrokiem le��c� na stole sakiewk�. � Mo�e i tak. Figura geometryczna drugiego rz�du poddana silnemu ci�nieniu. Tylko �e w tym jest jedno ale: figura przestanie by� walcem wewn�trznym. Evanson wrzuci� do kosmetyczki czwarty z kolei aluminiowy przedmiot. Ze znu�eniem pokr�ci� g�ow�. � Nie wiem, nie wiem. Co� wci�ga to aluminium� � Wcisn�� do �rodka drewnian� linijk�: natychmiast wyskoczy�a jak z procy. � I nic pr�cz aluminium. Absolutnie nic. Tamten detektyw w sklepie mia� aluminiowy wojskowy zegarek, kt�ry mu znikn�� z przegubu, ale dwa z�ote pier�cionki, kt�re nosi� na tej samej d�oni, pozosta�y nietkni�te. � Spr�bujmy troch� pogdyba� � zaproponowa� Collins. Evanson ockn�� si� gwa�townie. � Co takiego? Collins u�miechn�� si� od ucha do ucha. � To co�, wszystko jedno co, na drugim ko�cu sakiewki wyra�nie czyha na aluminium. Zastan�wmy si�, dlaczego. U wylotu sakiewki mamy aluminiowy pier�cie� � to jakby wej�cie. Z tym, �e pier�cie� jest niedu�y i niewiele zawiera aluminium. Tamci potrzebuj� go, zdaje si�, znacznie wi�cej. � Tamci? � Ci, co wci�gaj� metal, ale wypychaj� drewno. � Ale po co? � Mo�na zgadywa�. Mo�e buduj� drugi otw�r, tym razem du�y? Evanson wytrzeszczy� na niego oczy. � Nie wyg�upiaj si�. Po co� � Ja tylko g�o�no my�l� � odpar� �agodnie Collins. Uj�� stalow� miar�. Mocno �ciskaj�c jeden koniec, wprowadzi� drugi do sakiewki. Evanson w zdumieniu obserwowa� jego zabiegi. � Nie chc� go. Pr�buj� wypchn�� z powrotem. Collins napiera� dalej, z ca�ej si�y, i nagle drugi koniec pojawi� si� na :zewn�trz, wygi�ty w w�skie U. Collins pochwyci� go b�yskawicznie i zacz�� pcha� dwa ko�ce na raz. � Uwa�aj, uwa�aj! � krzykn�� Evanson. � Zmuszasz ich wszech�wiat do podporz�dkowania si� naszej geometrii. Kosmetyczka zacz�a si� jakby wsysa�. Nagle jeden koniec pr�ta wy�lizn�� si� z d�oni Collinsa. Collins upad� na plecy, dalej �ciskaj�c pr�t w gar�ci. Pr�t by� prosty. � Evanson! � zawo�a� z wielkim przej�ciem. � Mo�ecie tu sprowadzi� wyci�g? Evanson t�po zamruga� oczami, kiwn�� g�ow�. � Dobra � powiedzia� Collins. � My�l�, �e mam pomys�, jak si� zahaczy� o ich wszech�wiat. * * * Poka�na, trzycalowej �rednicy stalowa laga wtoczy�a si� g�adko do laboratorium na niskiej platformie. Ko�cowy jej odcinek, d�ugo�ci sze�ciu cali, os�oni�ty by� l�ni�c� aluminiow� rurk� i pod ostrym k�tem zagi�ty w hak. � Wyci�g gotowy? � zapyta� gor�czkowo Collins. Evanson odpowiedzia� twierdz�co. � No to na�� sakiewk� na koniec pr�ta. Ko�c�wka wyci�gu znikn�a w kosmetyczce. � Co ty chcesz zrobi�? � zapyta� z niepokojem Evanson. � Tamci, zdaje si�, bardzo lubi� aluminium, wi�c go troch� od nas dostan�. Je�eli istotnie buduj� z niego drugi wylot, chcia�bym zahaczy� si� o jego brzeg i przeci�gn�� go do tego tutaj laboratorium. Aluminium na ko�cu naszego wyci�gu b�d� chcieli do�o�y� do reszty. Je�eli uda nam si� utrzyma� przyrz�d w gar�ci, to albo si� wreszcie odetn�, rezygnuj�c z �upu, albo dadz� si� wci�gn�� do laboratorium. Evanson spochmurnia�. � A je�eli nie zrobi� ani tego, ani tego? � Musz�. Przeci�gni�cie niesamodzielnej cz�stki ich wszech�wiata przez sakiewk� powa�nie zagrozi tamtejszej strukturze geometrycznej. Ca�y ich wszech�wiat skr�ci si�, dok�adnie tak jak wewn�trzny walec. Wyci�g skrzypia�, Collins manewrowa� jego ramieniem we wn�trzu sakiewki. � Troch� do g�ry � poinstruowa� operatora. Ewinson z zatroskan� min� kr�ci� g�ow�. � Nie wyobra�am sobie� � zacz��. Rami� wyci�gu szarpn�o gwa�townie. � Trzymaj! Zahaczy� si�! � wrzasn�� Collins. Wyci�g skrzypia� niemi�osiernie, silnik a� wy� od nadmiernego wysi�ku. Stalowy pr�t powoli wy�ania� si� z sakiewki, milimetr po milimetrze, napr�ony jak struna fortepianu. Co dziesi�� minut kt�ry� z technik�w rysowa� kred� na pr�cie znak tu� nad wylotem kosmetyczki. Frank Collins nabi� fajk� i nerwowo wydmuchiwa� k��by dymu. � Moja teoria � powiedzia� � jest nast�puj�ca: tamtym istotom uda�o si� wyd�uba� w naszym wszech�wiecie ma�� czterowymiarow� dziurk� i jakim� sposobem wprowadzi� w trans kobiet� ze sklepu. Nak�onili j�, aby zbiera�a aluminium, z kt�rego mogliby zbudowa� wi�kszy otw�r. � Tylko po co? � Evanson nala� kawy z termosu. By�o ju� p�no, ca�y gmach, z wyj�tkiem sekcji laboratoryjnej, w kt�rej si� znajdowali, ucich� i opustosza�. W sali s�ycha� by�o tylko j�ki silnika, mocuj�cego si� z innym wszech�wiatem. � Kto wie. Mo�e �eby zdoby� jeszcze wi�cej aluminium? Niezale�nie od przyczyny, oni wyra�nie chc� si� dobra� do naszego wszech�wiata. Mo�e ich w�asny jest w jaki� spos�b zagro�ony? Do diab�a, w ko�cu motywy mog� by� tak niepoj�te, �e nigdy nie b�dziemy w stanie ich zrozumie�. � Ale po co ty chcesz si� o nich zahaczy�? � w oczach Evansona wyra�nie malowa�a si� troska. � Blokada. Przeci�gamy niesamodzieln� cz�stk� ich wszech�wiata w nasz i ju� nie mog� u�ywa� wylotu. Bo b�dzie zakorkowany. Im wi�cej przeci�gniemy, tym wi�ksze b�dzie zak��cenie .w strukturze ich wszech�wiata. A wtedy b�d� musieli przyj�� nasze warunki. B�d� musieli udzieli� nam swojej wiedzy, aby�my mogli sami budowa� wyloty i bada� je jak nale�y. Je�eli nie zechc�, dokonamy zag�ady ich �wiata. � Przecie� ty wcale nie wiesz, co oni tam robi�! Collins wzruszy� ramionami i nakre�li� kolejny znak kred� na pr�cie. Pr�t gra� pod wp�ywem napr�enia. � Uwa�am, �e nie mamy prawa ryzykowa� � zaprotestowa� �a�o�nie Evanson. � Nie mam na co� takiego zezwolenia. Wezwa�em ci� tutaj na w�asn� r�k�, �eby� opieraj�c si� na danych�� � Evanson zadr�a� gwa�townie. � To wszystko jest takie niejasne, �e w og�le nie ma r�k i n�g. Collins g�o�no odstuka� fajk�. � Innych danych nie mamy. � Uwa�am, �e robimy �le. Powinni�my natychmiast uwolni� rami� wyci�gu i poczeka�, a� przyjdzie Chalmers. Collins z rosn�cym niepokojem patrzy� na wyci�g, dr��cymi palcami zbli�aj�c zapa�k� do fajki. � Nie mo�emy teraz zwolni� ramienia. Zbyt wielkie napi�cie. �aden palnik tlenowy nie przetnie nam tej laski w mniej ni� dwadzie�cia minut, a kiedy j� przetnie, ca�y rozleci si� na kawa�ki. � A jednak niebezpiecze�stwo� � Evanson wsta�; czo�o mia� usiane kropelkami potu. Gestem g�owy wskaza� skrzypi�cy wyci�g. � Mo�liwe, �e k�adziesz na szal� ca�y nasz wszech�wiat. � Przesta� histeryzowa�! � skarci� go ze z�o�ci� Collins. � W tej chwili nie � mamy ju� wyboru, ani nawet czasu na zastanowienie. Robimy co robimy, i koniec. Jak si� ju� raz z�apa�o tygrysa za ogon, nie wolno pu�ci�. Evanson w zdenerwowaniu przemierza� sal�. � Mnie si� wydaje � rzek� stanowczym tonem � �e tygrys mo�e mie� tutaj przewag�. Pomy�l, co mog�oby t spotka� nasz wszech�wiat z ich strony, gdyby sytuacja si� odwr�ci�a! Collins wydmuchiwa� dym k�cikiem ust. � Tak czy owak, ciesz� si�, �e to my pierwsi wpadli�my na ten� � g�os zamar� mu gwa�townie, a twarz pobiela�a jak �ciana. Evanson pod��y� za jego wzrokiem i a� si� zach�ysn��. Termos z g�o�nym brz�kiem polecia� na pod�og�. Evanson wyci�gn�� r�k� w kierunku drugiego znaku kred� na stalowym pr�cie: znak ten chowa� si� w�a�nie w g��bi sakiewki. � Chcia�e� powiedzie�: mam nadziej�, �e to my pierwsi � powiedzia�. T�um. Jolanta Kozak