13565
Szczegóły |
Tytuł |
13565 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13565 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13565 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13565 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Zebrał i opracował
Vratislav Slovićek
Tłumaczyła
Elżbieta Radziwiłł
Ilustrowała
Zdenka Krejćova
g
ISBN 83-85152-48-2
Redaktor: Andrzej Biernacki Redaktor techniczny: Zbigniew Winiarski
© 1991 AVENTINUM, Praga (Pierwsze wydanie 1980 Artia, Praga) © 1994 Agencja ELIPSA, Warszawa
Fotoskład ..ElgraF", Warszawa, ul. Wolska 84/86 Druk: Neografia, a. s., MARTIN
Spis treści
10
U wschodu słońca i zachodu księżyca. Wprowadzenie
I. Opowieści Wiatru Wschodniego 7
Opowieść o dwunastu królewnach (bajka flandryjska)
Baron cygański (bajka cygańska) 14
O księciu Mruczku (bajka indonezyjska) 16
Opowieść o Uraszimie (bajka japońska) 20
Opowieść o dzielnym krawczyku (bajka węgierska) 24
Opowieść o czarodziejskim gwizdku (bajka indiańska z Ameryki Południowej) 28
Opowieść o Meduzie (bajka włoska) 30
Jak to uczeń udzielił nauki mistrzowi (bajka indyjska) 34
O biednym Jasiu i czarodziejskiej fasoli (bajka angielska) 36
Opowieść o zaczarowanym migdale (bajka melanezyjska) 40
Opowieść o czerwonym carze i złotowłosym Cichocie (bajka rumuńska) 42
O sześciorgu największych głuptasach (bajka angielska) 46
Opowieść o Tomciu Paluszku (bajka niemiecka) 48
Opowieść o diable i starej gałganiarce (bajka łotewska) 52
Jose i królewna Florabella (bajka hiszpańska) 54
JJ. Opowieści Wiatru Południowego 58
^Kopciuszek, czyli opowieść o szklanym pantofelku (bajka francuska, wg Ch. Perrault) 60
Opowieść o studni dżinów (bajka arabska) 66
Opowieść o Korzonku (bajka czeska) 70
O tym, jak żaba została carycą (bajka rosyjska) 72
Nowe szaty cesarza (bajka duńska, wg H.Ch. Andersena) 76
Mała księżniczka łąk (bajka norweska) 78
Kto daje i odbiera... (bajka murzyńska) 80
Kryształowe siostry (bajka australijska) 82
Jak to chytrus chytrusa przechytrzył (bajka azerska) 86
Cudowna lampa Aladyna (wg Baśni z Tysiąca i Jednej Nocy) 88
Diadem z kropelek rosy (bajka chińska) 92
Porwana narzeczona (bajka indonezyjska) 94
W jaki sposób Giufa spłacił swoje długi (bajka włoska) 98
O królewnie Śnieżce i siedmiu krasnoludkach (bajka niemiecka, wg Braci Grimm) 100
O zaczarowanej sakwie (bajka bułgarska) 106
LLI. Opowieści Wiatru Zachodniego 108 -t <(jOpowieść o Czerwonym Kapturku (bajka francuska, wg Ch. Perrault) 110 Opowieść o służącej, jej kocie i niedobrej pani (bajka japońska) 112 Opowieść o dwóch siostrach, czyli o tym, jak dobro zostało nagrodzone, a zło ukarane
(bajka polska) 114
Mała syrenka (bajka duńska, wg H.Ch. Andersena) 118
Opowieść o żonie, która zstąpiła z nieba (bajka indiańska z Ameryki Południowej) 124 O Meteczce pastereczce i o królewiczu angielskim (bajka duńska) 128 O królu, który był kłamczuchem i o kłamczuchu, który został królem (bajka islandzka) 130 O miłej Niebodze, jej niedobrych siostrach i o złotej rybce (bajka jawajska) 132 4 (^Opowieść o kocie w butach (bajka francuska, wg Ch. Perrault) 136 O księżycowej dziewczynce (bajka syberyjska) 140 O dwóch staruchach i zarozumiałej rybce (bajka eskimoska) 141 Opowieść o księciu Aszrafie i o królu dżinów (bajka arabska) 142 O olbrzymie, który miał trzy złote włosy (bajka niemiecka) 146
O cybecie, która umiała mówić i o błyszczącej niebieskiej rybce (bajka wietnamska) 152 Zaczarowane owoce (bajka czeska) 154
O złotopiórych żurawiach (bajka indiańska z Ameryki Północnej) 156 Opowieść o mleczu, czyli o nieszczęśliwej miłości Wiatru Południowego (bajka indiańska
z Ameryki Północnej) 157
IV. Opowieści Wiatru Północnego 158
QO śpiącej królewnie (bajka francuska, wg Ch. Perrault) 160 O drewnianym koniu i o wizerunku na amforze (bajka uzbecka)
164
Księżniczka na ziarnku grochu (bajka duńska, wg H.Ch. Andersena)
O Długim, o Grubym i o Bystrookim (bajka czeska) 168
Opowieść o dwóch domkach (bajka grecka) 172
Rondelku, nawarz zupy (bajka niemiecka) 173
Opowieść o dwunastoramiennym świeczniku (bajka irańska) 174
Opowieść o księciu Lini oraz o jego siąsiadeczce Sini (bajka islandzka)
Domek z piernika (bajka niemiecka, wg Braci Grimm) 180
O Sikulume i jego siedmiu braciach (bajka murzyńska) 184
Niedźwiedź i chłop (bajka fińska) 186
Ali Baba i czterdziestu rozbójników (wg Baśni z Tysiąca i Jednej Nocy)
O przebiegłym Nikorimie (bajka polinezyjska) 192
O Nibygroszku (bajka rosyjska) 194
O tym, jak miasto Gotham zapłaciło daninę królowi (bajka angielska)
O owsiance z Gotham (bajka angielska) 199
Zwierciadlane piękności (bajka chińska) 200
O uczciwym złodzieju i roztropnym królu (bajka szwedzka) 204
U wschodu słońca i zachodu księżyca. Zakończenie 206
167
178
188
198
U
U wschodu słońca
i zachodu księżyca
Wprowadzenie
Opowieści Wiatru Wschodniego
Dawno, dawno temu, za siedmioma górami i siedmioma rzekami, tam, gdzie bierze swój początek tęcza, mieszkało w nędznej lepiance ubogie małżeństwo z całą gromadką dzieci. Jakże często i ojciec i matka błagali niebiosa, by choć raz móc nakarmić potomstwo do syta: los nigdy się do nich nie uśmiechnął!
Aż tu pewnego dnia, podczas gdy na dworze szalała śnieżyca, zastukał do drzwi lepianki wielki
biały niedźwiedź w oszronionym futrze. Wszedł do środka, pochylił się i cisnął im pod nogi garść złotych monet, po czym zaryczał:
— Przynoszę wam, dobrzy ludzie, zapowiedź szczęścia i dobrobytu, jeżeli obiecacie mi rękę waszej najstarszej i najpiękniejszej córki.
Biedacy wybuchnęli płaczem. Czyż mogliby oddać ukochane dziecko bestii o potężnych łapach i przeraźliwych pazurach! Jednak dzielna dziewczyna nie zawahała się ani przez ch wilę i powiedziała do nich z uśmiechem:
— Me rozpaczajcie, drodzy rodzice, chętnie poślubię białego niedźwiedzia, skoro zapewni to szczęśliwe życie wam i całemu rodzeństwu.
Wyrzekłszy te słowa, spakowała swój skromny przyodziewek i w towarzystwie misia opuściła dom. Długo wędrowali pośród wirujących płatków śniegu, aż dotarli wreszcie do podnóża mrocznych gór. Tam niedźwiedź roztrzaskał łapą wielką skałę, a wówczas zachwyconym oczom dziewczęcia ukazał się wspaniały pałac, cały ze złota i drogocennych kamieni. Niedźwiedź wprowadził narzeczoną do przepięknej komnaty, przyklęknął na jedno kolano i rzekł:
— Oto dom mojej oblubienicy!
Słysząc to, delikatne kwiaty okalające salę pochyliły swe kielichy szepcąc:
— Jakże jest piękna!
Wieczorem dziewczę i jej ukochany przeszli do sypialni. Gdy już spoczęli na złocistym posłaniu, miś zdmuchnął wszystkie palące się świece, a także gwiazdy błyszczące na niebie, po czym oświadczył:
— Pamiętaj, by nigdy nie zapalać światła, choćby nawet iskierki, bo ściągnęłabyś na nas straszliwe nieszczęście!
I nagle zdumiona dziewczyna poczuła, jak ludzka dłoń, bynajmniej nie ciężka niedźwiedzia łapa, gładzi ją po włosach, a męski głos nuci jej tkliwie do ucha piękną i rzewną kołysanka
Zamilkł i całkiem już zniknął w gęstej mgle, a z nim razem zniknął i pałac, jakby go pochłonęła ziemia. Młoda żona ocknęła się nagle sama na czarnej skale w głębi ponurego boru. Zdjęta trwogą i rozpaczą wybuchnęła płaczem, i długo nie mogła się uspokoić. Wreszcie przyszedłszy do siebie postanowiła wyruszyć na poszukiwanie małżonka.
— Cóż to za czary — zdołała tylko pomyśleć i natychmiast zapadła w głęboki sen. Przez całą noc nie opuszczały jej senne widziadła, równie miłe jak matczyne pieszczoty.
Tak upływały dzień za dniem, noc po nocy, a młoda kobieta coraz to bardziej przywiązywała się do swego urzekającego niedźwiedzia, słuchając z rozkoszą jego kołysanek. Jednakże pewnego wieczoru ogarnęła ją przemożna ciekawość i nim się położyła do łóżka, wsunęła sobie dwie igiełki lodowe pod powieki, żeby nie usnąć. Kiedy już małżonek usnął, zapaliła świecę i pochyliła się nad nim. Co za dziwo! U boku jej spoczywał przepiękny jasnowłosy książę, uśmiechając się przez sen. Wtem trzy krople roztopionego wosku skapnęły ze świecy na koszulę młodzieńca, który obudzony wykrzyknął:
— O, nieszczęsna! Jestem księciem i pochodzę z dalekiej krainy. Okrutna macocha rzuciła urok przemieniając mnie w białego niedźwiedzia. Jedynie
w ciemnościach przybieram kształty ludzkie. Nikt na świecie nie może ujrzeć mej twarzy nim urok ten
zostanie zdjęty. Nie usłuchałaś mnie. Za karę przyjdzie nam się rozstać!
I książę rozpłynął się w powietrzu niby rozpuszczony płatek śniegu. Tylko jakby z oddali dobiegał jeszcze jego głos.
— Gdzie mogę cię odnaleźć, mój miły? — zawołała żona w rozpaczy.
— W bardzo dalekim kraju, dokąd nie wiedzie
żaden szlak, u wschodu słońca i zachodu księżyca, gdzie z przejrzystej morskiej toni wyłania się szklana wyspa, na której wznosi się kryształowe zamczysko. Tam przykutego łańcuchem więzić mnie będzie ma-cocha^ okrutna czarownica.
Wędrowała przez pola i lasy, aż wreszcie dotarła do małej chatki całej z pajęczyny i ptasich piórek. Chatkę zamieszkiwała biała jak śnieg staruszka. Była to matka czterech wiatrów. Widząc młodą kobietę, rzekła:
— Znam ja przyczynę twego bólu, lecz sama nie potrafię ci pomóc. Jeśli chcesz, możesz o drogę do zamczyska zapytać moich synów, czterech wiatrów.
To mówiąc sięgnęła do kieszeni fartucha i podrzuciła w górę garść złocistych ziarenek pszenicz-nych. Od wschodniej strony pojawił się niespodziewanie mały podrygujący stworek o ptasim dziobie i skrzydłach motylich, wyjadł złociste ziarenka, po czym usadowił się na kolanach staruszki. Był to jej najmłodszy syn. Zapytała go:
— Synu mój, Wschodni Wietrze, powiedz, jak dotrzeć do szklanej wyspy pośrodku przejrzystej morskiej toni. Tam, u wschodu słońca i zachodu księżyca, okrutna macocha więzi w kryształowym zamczysku pięknego księcia.
— Wałęsam się stale po świecie, w pobliżu słońca oraz gwiazd, lecz nie znam drogi, która by tam wiodła, odparł Wschodni. Myślę jednak, że brat mój, Wiatr Południowy, musiał w swych wędrówkach
dotrzeć w tamte strony.
— A kiedy tu przybędzie Wiatr Południowy? — zapytała nieszczęśliwa żona.
— Wtedy, gdy słońce rozproszy wszelki cień, odparła staruszka. I zabrała się do rozczesywania włosów Wschodniego, całych splątanych różową po-
8
świata jutrzenki. Następnie, chcąc podnieść na duchu młodą kobietę, dodała:
— Rozchmurz się dziecinko i nim mój syn Południowy zakończy wędrówkę, Wschodni opowie nam swoje bajki. Nic nie mów i nadstawiaj ucha. A ty, synu, opowiadaj!
Opowieść o dwunastu królewnach
Dawno, dawno temu był sobie potężny król, który władał bardzo rozległym królestwem. Król ten miał dwanaście córek, a wszystkie tak piękne, że wprost nie sposób opisać. Najpiękniejsza z nich była najmłodsza, królewna Lina. Gdy ją tylko ujrzał Michał, ogrodnik królewski, zapałał do niej bezgraniczną miłością.
Owe dwanaście córek, jak łatwo się domyślić, sprawiało staremu królowi niemało kłopotu. Stale musiał kupować im stroje, klejnoty: jedwabne suknie i drogocenne kamienie. Ale najbardziej złościło go, że co rano nie można się było królewien dobudzić. Wszystkie — pobladłe — ziewały chórem i nawet najmłodsza, królewna Lina, nie oglądała nigdy brzasku poranka. Gorzej jeszcze: po każdej nocy zastawał ich atłasowe trzewiczki tak poniszczone, że palce dziewcząt wystawały przez dziury.
— Gdzie tak biegacie co noc! — utyskiwał król i aby spokojnie zasnąć, sam wieczorami zamykał królewny na trzy złote zamki i trzy srebrne zasuwy. Jednakże, choć wydawać by się to mogło nieprawdopodobne, każdego ranka dziewczęta budziły się blade, a z nowiutkich pantofelków sterczały im wszystkie palce. Na próżno się ojciec dopytywał, gdzie poniszczyły trzewiczki, nie potrafiły udzielić mu odpowiedzi. Nie pamiętały niczego: kładły się do łóżek, a potem... nic! Stary król odchodził od zmysłów! Kazał ogłosić wszem i wobec po wszystkich królestwach, że odda rękę jednej z córek, a co więcej — połowę własnego państwa temu księciu, który zdoła noc całą zatrzymać królewny w sypialni — lecz wszystko to nadaremnie! Wielu królewiczów przybyło, rzecz jasna, na wezwanie, wszyscy jednak za-
10
mknięci na noc w komnacie niesfornych krolewien znikali bezpowrotnie, jak znika śnieg w promieniach letniego słońca. Przepadło w ten sposób jedenastu królewiczów; królewny jednak nie wiedziały, co im się przytrafiło. Po przebudzeniu nie pamiętały niczego! Pantofelki ich nadal były w strzępach, ziewały na wyścigi jedna przez drugą i ku strapieniu króla zasypiały wszędzie tam, gdzie się tylko znalazły.
Pewnego dnia, gdy ogrodnik Michał, który tak bardzo zakochał się w Linie, najmłodszej i najpiękniejszej z krolewien, okopywał klomb róż, wychynęła z wnętrza kwiatowego pęku malusieńka wróżka i zanurzyła się w kropelce rosy, by zażyć kąpieli.
— Co tutaj robisz? — zapytał ogrodnik.
— To moje mieszkanie, odparła wróżka, a ponieważ tak troskliwie doglądasz moich posiadłości, ofiaruję ci dwa czarodziejskie krzewy. Krzew róży i krzew jaśminu. Posadź je pod swoim oknem, okopuj złotą motyką, a podlewaj wodą ze srebrnej konewki. Kiedy urosną takie duże — tu wróżka wspięła się na paluszki
— spełnią każde twoje życzenie.
Michał gorąco podziękował wróżce i skrupulatnie zastosował się do jej wskazówek. Przez cały tydzień podlewał rośliny wodą ze srebrnej konewki i okopywał je złotą motyką. Królewny tymczasem zasypiały wszędzie tam, gdzie się znalazły, a każdego ranka trzewiczki ich były w dziurach. Sytuacja wydawała się beznadziejna i król nie przestawał utyskiwać.
Kiedy czarodziejskie krzewy urosły, Michał zwrócił się do róży:
— Piękny mój krzewie pachnącej róży, spraw, proszę, bym stał się niewidzialny!
Krzew zaszemrał, zaszeleścił i nagle oderwał się odeń kwiat. Ogrodnik wsunął go do butonierki i poszedł przejrzeć się w studni, by zobaczyć, czy mu z nim do twarzy. Ale — możecie wierzyć albo nie
— w lustrze wody nie pojawiło się jego oblicze: stał się więc niewidzialny!
Pod wieczór Michał ukrył się w sypialni dwunastu krolewien i zaczekał, aż król zamknie drzwi na trzy złote zamki i trzy srebrne zasuwy. Ledwie tylko się ojciec oddalił, dziewczęta wyskoczyły z łóżek, włożyły najpiękniejsze szaty i ustawiły się w rządek wedle wieku. Najstarsza przycisnęła diamentowy kwiat zdobiący ścianę komnaty, a wówczas otwarły się ukryte drzwi wychodzące na kryształowe schody, po których królewny poczęły zstępować jedna za drugą. Ma się rozumieć, że ogrodnik pospieszył za nimi, jednak z obawy, by drzwi się nie zatrzasnęły, zbyt szybko postawił krok i przydepnął tren najmłodszej królewny, ślicznej Liny. Wówczas ta wykrzyknęła:
11
^m» i f
— Ktoś idzie za nami, ktoś mi przydepnął rąbek sukni!
Ale najstarsza z sióstr uspokoiła ją mówiąc:
— Zahaczyłaś nim o jakiś gwóźdź. Kryształowe schody wiodły do zaczarowanego
lasu, gdzie rosły diamentowe krzaki, rubinowe krzewy i szafirowe wrzosy. Królewny zagłębiły się w las i po pewnym czasie dotarły nad brzeg niewielkiego jeziora, na którym kołysało się dwanaście łodzi o żaglach haftowanych promieniami księżyca. W każdej z nich, za wyjątkiem jednej tylko, znajdował się piękny książę. Gdy królewny podeszły do łodzi, książęta pomogli im wsiąść i łodzie odbiły od brzegu. Tylko najmłodsza, Lina, nie miała towarzysza, gdyż książąt było jedenastu. Niełatwo przyszło małej Linie
samej wiosłować, tym bardziej, że z tyłu siedział niewidzialny Michał. Niebawem wszyscy ją przegonili i biednej królewnie łzy stanęły w oczach. Wreszcie łodzie dopłynęły do ogromnego liścia lilii wodnej. Na liściu tym wznosił się pałac cały z rybich łusek; oświetlały go robaczki świętojańskie, gdy tymczasem ważki wysysały liliowy nektar. Kto umoczył usta w owym słodkim napoju, zapominał o bożym świecie i tańczył, tańczył do białego rana. Takie oto było działanie tego czarodziejskiego nektaru! Wszystkie królewny miały tancerzy, z wyjątkiem Liny, która musiała tańczyć sama. Michał podbiegł więc do niej i porwał do tańca z taką werwą, że jej spódnice zafurkotały. Zdumiona wykrzyknęła:
— Siostry, siostry, ktoś ze mną tańczy!
12
Lecz one poczęły ją uspokajać:
— Skądże, skądże! To tylko podmuchy wieczornego wiatru!
I tak ogrodnik oraz mała królewna przetańczyli całą noc. O świcie dziewczęta pożegnały swoich towarzyszy i wróciły do sypialni. Idąc za nimi przez zaczarowany las Michał zerwał parę brylantowych i rubinowych gałązek. Nazajutrz nie sposób było dobudzić się królewien, a po całonocnych tańcach buciki ich były w strzępach. Król odchodził od zmysłów i rozpaczy! Tymczasem Michał śmiejąc się w duchu ściął najpiękniejsze kwiaty z ogrodu, wsunął między nie trzy brylantowe gałązki i ofiarował bukiet królewnie Linie.
— Siostry moje, siostry, ogrodnik odkrył naszą tajemnicę! — wykrzyknęła Lina. Przerażone królewny jęły się naradzać, co należy uczynić. Najstarsza oświadczyła:
— Musimy go zabrać do zaczarowanego pałacu i poczęstować nektarem z lilii wodnej. Zapomni
0 bożym świecie, a ty Lino, siostrzyczko moja mała, będziesz wreszcie miała tancerza.
Biedna Lina wybuchnęła płaczem: cóż to za wstyd mieć za tancerza zwykłego ogrodnika! Lecz niewidzialny Michał usłyszał ich rozmowę. Popędził do ogrodu i poprosił swój krzak jaśminu aby przemienił go w księcia. Kiedy przejrzał się w studni, oczom własnym nie mógł uwierzyć: ujrzał w wodzie przepięknego rycerza! Natychmiast więc poprosił króla o audiencję i zaofiarował się, że następnej nocy będzie trzymał straż w sypialni niesfornych królewien, czym niesłychanie go uradował. Królewna Lina wprost oczu oderwać nie mogła od urodziwego księcia! Wieczorem, gdy ojciec zamknął drzwi na trzy złote zamki i trzy srebrne zasuwy, ukrytymi schodami poprowadziła młodzieńca do zaczarowanego pałacu. Tam królewny wręczyły mu puchar czarodziejskiego liliowego nektaru.
— Pij, ukochany, to napój miłości i zapomnienia — rzekła najmłodsza. Lecz Michał odsunął kielich
1 rzekł:
— Znam ja piękniejsze puchary oraz skuteczniejsze nektary królewno! I ucałował usta Liny. Wówczas ziemia zatrzęsła się w posadach, a zaczarowany pałac, jezioro i diamentowy las zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Książęta i królewny skłonili się głęboko przed zdumionym ogrodnikiem i poczęli dziękować mu za to, że zdjął z nich urok.
Tym właśnie sposobem Michał został królem. Kiedy pobiegł podziękować małej wróżce i czarodziejskim krzewom, już ich nie było w ogrodzie. Gdzie są? Nikt tego nie wie. Może się wam pewnego dnia ukażą?
m-
13
Baron cygański
Było sobie raz trzech Cyganów. Pracy nie kochali, a życie o suchym chlebie niezbyt ich nęciło. Cóż więc mieli robić? Pozostawało tylko szukać wybiegu, ażeby móc się najeść do syta.
Pewnego dnia siedząc na przyzbie zobaczyli niedźwiednika z misiem.Ten natychmiast ich zaczepił:
— Hola, łobuzy, powróżcie-no mi z ręki, powiedzcie, co mnie czeka i co mi się przydarzy!
Cyganie, rzecz jasna, nie kazali sobie tego dwa razy powtarzać. Najstarszy i najsprytniejszy ujął dłoń niedźwiednika, po czym zaczął wyrywać sobie włosy z głowy i zawodzić:
— Olaboga, biedaku! Com ci ja z tej ręki wyczytał! Jutro już żyć nie będziesz! Gorzej nawet, dzisiejszej nocy pożre cię twój własny niedźwiedź!
Nieszczęśnik oczyma duszy ujrzał już siebie martwego. Przerażony, począł błagać Cyganów, aby zechcieli zatrzymać sobie misia. Cyganie długo nie mogli się zdecydować, ale ponieważ ten nie ustępo-
wał, a co więcej, ofiarowywał im sporą sumkę za ową przysługę, dali się wreszcie uprosić. Kiedy naśmiali się do woli z głupka, jęli zachodzić w głowę, jaką by z tej przygody wyciągnąć dla siebie korzyść. Najstarszy uznał, że trzeba misia nauczyć po węgiersku, a potem się zobaczy. Zabrali się do wbijania języka węgierskiego w niedźwiedzią głowę, lecz bez większego powodzenia; uczeń bowiem nie okazał się zbyt zdolny. Jedyne, co udawało mu się powiedzieć, to „iguen, iguen", czyli po węgiersku „tak, tak". Gdy się Cyganie przekonali, że nie ma co liczyć na dalsze postępy, wyruszyli do miasta, napadli na bogatego mieszczucha, który wracał pijany do domu, zdarli z niego świąteczny przyodziewek i zabrali mu złoty łańcuch oraz tabakierkę też ze złota. Następnie misia przebrali za szacownego obywatela, naciągnęli mu na łapy białe rękawiczki, nauczyli obcierać nos rękawem, a gdy złoty łańcuch zawiesili mu na szyi, nabrał całkiem książęcego wyglądu. Wreszcie ogolili mu
14
twarz, wsunęli do kieszonki koronkową chusteczkę, posadzili w powozie z opuszczoną budą i wio... pojechali wprost do bogatego kupca.
— Hej, otwórz-no sklep, panie, jest tu pewien baron cygański, który pragnie dokonać zakupów. Przybywa ze swego zamku nad Dunajem, jedzie się zaś żenić, potrzebuje więc prowiantu na weselisko.
Kupiec spoglądał z podziwem na ważną personę. Skłonił się aż do ziemi zamiatając przed gościem podłogę i posadził misia na jedwabnej poduszce pomiędzy beczką konfitur a wielką misą twarogu. Tymczasem nasi hultaje wynosili do powozu wszystko, co mogłoby się przydać do uczty. Ale kupiec mający już pewne doświadczenie w handlu z Cyganami, szepnął im do ucha:
— Powiedzcie, chłopcy, kto zapłaci za cały ten towar?
— A co ty myślisz? Baron, oczywiście! Żeni się z cygańską księżniczką i wykupi ci cały sklep — oświadczyli Cyganie, a ukradkiem dając zdrowego kuksańca misiowi, krzyknęli:
— Czyż nie ty, Panie, zapłacisz za wszystko?
— Iguen — odparł niedźwiedź — zanurzając równocześnie jedną łapę w konfiturach, a drugą w twarogu. Kupiec pomyślał sobie, że wielcy tego świata dziwne mają obyczaje. Cyganie zaś wypytywali Jego Wysokość Pana Barona, co należałoby jeszcze kupić. Worek mąki? Słój smalcu? Dzban miodu? Ogórki? Wędliny?
— Iguen, iguen, iguen — mruczał Jego Wysokość wylizując misę po twarogu. Kupiec nie wahał się dłużej i sam pospieszył z pomocą Cyganom ładując towar do powozu, w duchu zaś radował się i obliczał, jaką to sumę przyniesie mu owa transakcja.
Wreszcie powóz wypełniono po brzegi, a sklep niemal całkowicie opustoszał. Wówczas Cyganie rzekli:
— Pozwól-no zdrzemnąć się nieco Jego Ekselen-cji. Trochę sobie w drodze podpił, język mu się plącze i głowa się kiwa. Kiedy tylko odsapnie, zapłaci całą należność.
Tymczasem nasz baron, nażarty, chrapał tak donośnie, aż się ściany trzęsły. Kupiec z radości, że trafił mu się dobry klient, przystał chętnie na prośbę Cyganów i rozstał się z nimi w największej zgodzie. Miał się, niestety, wkrótce gorzko rozczarować.
Długo czekał na przebudzenie Barona, wreszcie jednak stracił cierpliwość. Chwycił Jego Wysokość za kołnierz, potrząsnął i wrzasnął mu do ucha:
— Płać, Baronie, bo wezwę żandarmów! I trząsł nim ze wszystkich sił. Nasz spokojny miś zniecierpliwił się wreszcie i nie rozumiejąc, czego chce odeń ten przebrzydły typ, złapał go wpół i wrzucił głową naprzód do beczki z konfiturami
— Na Boga! Toż to nie żaden baron, ale zwykły niedźwiedź! — wykrzyknął nieszczęsny kupiec oblepiony słodką mazią. Jaki ze mnie dureń!
— Iguen — odrzekł miś po węgiersku, co w tym języku oznacza ,.tak", i spokojnie się oddalił.
Dokąd?... Któż to wie!
15
O księciu Mruczku
Hen wysoko na palach rósł sobie zagajnik, a w tym zagajniku stał mały domek. Tak był obszerny, że zdolny pomieścić całe prawie królestwo. Mieszkały w nim wszystkie ciotki, wszyscy wujowie, wszystkie wnuki i jeszcze pięć sióstr, brat oraz już nie wiem ile babć. By dostać się do tego królestwa, należało — daję słowo — wdrapywać się po drabinie. A żeby się zen wydostać — możecie mi wierzyć lub nie — schodzie też po drabinie; tak to już było!
Pewnego dnia najmłodsza z sióstr szepnęła siostrze nieco starszej, aby ta powtórzyła siostrze jeszcz starszej, aby ta oznajmiła najstarszej siostrze, że icE brat powinien wstąpić w związki małżeńskie. Wysłano go więc do sąsiedniego królestwa po oblubienicę. Zabrał z sobą bawołu, trzy kury, trzy kokosowe orzechy i złożył w darze królewnie. Następnie oboje wrócili do tego królestwa gdzie żyli wszyscy wujowie, wszystkie ciotki, wszystkie wnuki, ojciec, matka, a także pięć sióstr. Wdrapali się doń oczywiście po drabinie.
Wkrótce młodej parze urodził się syn. Ledwie tylko otworzył oczy, wydął usteczka i powiedział do swojej mamy „miau". Najmłodsza z sióstr szepnęła pośpiesznie siostrze nieco starszej, by ta powtórzyła siostrze jeszcze starszej, by ta powiedziała jeszcze znów starszej siostrze, by ta oznajmiła najstarszej siostrze, że dziecko — święta prawda — zamiast głowy ma łebek kota. I nazwano je księciem Mruczkiem. Ojca kociego niemowlęcia przejął taki wstyd, że porzucił żonę i wyruszył w świat w poszukiwaniu nowej narzeczonej. Oświadczył, że nie chce za nic mieć następnych dzieci kociąt albo Bóg wie czego. O tym to najmłodsza siostra doniosła starszej siostrze — i tak dalej.
Mama kociego niemowlęcia wypłakiwała oczy. Nikt nie mógł pojąć, skąd się to nieszczęście wzięło; nawet czarownik z sąsiedztwa zarzekał się, iż nie rzucił uroku. Co zaś do księcia Mruczka, było mu to całkiem obojętne, gdyż wszyscy go kochali. Psy tylko nie chciały się z nim przyjaźnić i nieraz musiał uciekać przed nimi na sam czubek najwyższej palmy. Ale matka nie ustawała w płaczu i to sprawiało przykrość chłopczykowi. Pewnego dnia podbiegł do niej, zwiną! się w kłębuszek na jej kolanach, pomruczał, pomiau-czał i wreszcie szepnął:
— Nie płacz, mamo droga, będę kiedyś wielkim królem.
Lecz te słowa bynajmniej matki nie pocieszyły. Zwróciła doń twarz zalaną łzami i zapytała ze szlochem:
— Jakimże sposobem, drogie kociątko, ty, którego nawet myszy się nie boją?
16
Książę Mruczek wyrósł na pięknego ludzkiego kota albo też — jeśli wolicie — na pięknego kociego człowieka. Pewnego dnia udał się do swej najmłodszej ciotki i poprosił, by powiadomiła pozostałe — aż po najstarszą — że ojciec jego wróci wkrótce do domu z nową narzeczoną. Wszyscy poczęli się głowić, jak się książę o tym dowiedział, lecz on się tylko uśmiechnął i zamiauczał:
— Skąd wiem, to wiem, ale nie powiem; to koci sekret! Miau, miau, miau!
I przykazał całej rodzinie wyjść naprzeciw ojcu, który właśnie zbliżał się do królestwa. Wyruszyli więc i szli póki go nie ujrzeli, prowadzącego za rękę oblubienicę. Mruczek skłonił jej się niziutko i zamiauczał:
— Miau, miau, miau księżniczko, nie wstydź się kociego pasierba, gdyż wkrótce sama wydasz na świat śliczną koteczkę, moją siostrzyczkę, miau, miau, miau!
Słysząc te słowa ojciec postanowił bezzwłocznie ukatrupić nieszczęsnego kota, jednak rodzina nie dopuściła do zbrodni z obawy, by nie sprowadzić na wszystkich nieszczęścia.
Następnie nowożeńcy zaprosili całą wioskę na wesele. Przybyli więc wszyscy mieszkańcy królestwa i wszystkie duchy, zabrakło jedynie Mruczka i jego matki, wstyd bowiem było ich pokazywać.
— Nie płacz, droga mamo — rzekł Mruczek matce — zostanę kiedyś wielkim królem.
— Jakże to możliwe, skoro nawet myszy się ciebie nie boją, odparła i poszła obrządzać bawoły.
Książę Mruczek zmilczał i tylko uśmiechnął się wesoło.
Wreszcie któregoś dnia oznajmił:
— Postanowiłem się ożenić, mamo.
— A któż cię zechce, kociaku kochany, westchnęła. Lecz Mruczek miauknął radośnie i ruszył w drogę. Wędrował, goniąc przed sobą myszy, aż dotarł do innego królestwa. Zastał tamtejszego króla skulonego u stóp drabiny, jak wzdychał boleśnie:
— Olaboga! Skąd się tu wzięły te wszystkie myszy! Wyjadły już całe zapasy ryżu, roi się od nich po kredensach! Co za nieszczęście!
Mruczek zaoferował królowi swoje usługi mówiąc, że uwolni go od szkodników, o ile ten odda mu w zamian rękę jednej ze swych córek.
— Która z was chce pojąć kota za męża? — zawołał król. Decydujcie się szybko, w przeciwnym razie sam dokonam wyboru!
Królewny wyściubiły nosy ze swego kącika i podniosły wrzask na widok kłębiącej się przeraźliwie całej masy myszy. Najmłodsza zgłosiła się na ochotnika,
17
lękała się bowiem najbardziej. Król uradował się wielce, lecz posłuchajcie, co było dalej! Mruczek przyskoczył do myszy, począł warczeć, charczeć, pluć, miauczeć. Rozpierzchły się wówczas na wszystkie strony: ani jedna się nie ostała na placu boju.
— A co dalej mam robić, panie? — zapytał Mruczek króla, bo spieszno mi do domu.
Król posłał go do roboty w polu. Po skończonej pracy królewicz poszedł się wykąpać w jeziorze. Najmłodsza królewna, jego narzeczona, która śledziła
go z ukiydą, ujrzała, jśmuca i mbie kocie futerko
i przeistacza się w pięknego młodzieńca. Nucił przy tym wesofo i t0 bynajmniej nie kocim
C2aSP°biegłdl^
mi\a o)cu, że jest gotowa natychmiast poślubić kota Król kazał wszem wobec obwieścić nowinę przy wtórze donośnych dźwięków bębna.
Wesele odbyło się z wielką pompą, tańcowane parę dni i nocy, a wszystkie siostry, od najstarszej dt najmłodszej, uśmiechały się radośnie w kąciku. I tak oto książę Mruczek poślubił córkę bardzo bogategc króla. Następnie powrócił z małżonką do swoje matki, w małym domku pośród zagajnika, hen wyso-
konarach.
Cnmi „fa^
18
lękała się bowiem najbardziej. Król uradował się wielce, lecz posłuchajcie, co było dalej! Mruczek przyskoczył do myszy, począł warczeć, charczeć, pluć, miauczeć. Rozpierzchły się wówczas na wszystkie strony: ani jedna się nie ostała na placu boju.
— A co dalej mam robić, panie? — zapytał Mruczek króla, bo spieszno mi do domu.
Król posłał go do roboty w polu. Po skończonej pracy królewicz poszedł się wykąpać w jeziorze. Najmłodsza królewna, jego narzeczona, która śledziła go z ukrycia, ujrzała, jak zrzuca z siebie kocie futerko i przeistacza się w pięknego młodzieńca. Nucił przy tym wesoło i to bynajmniej nie kocim głosem. Wówczas pobiegła do pałacu jak umiała najszybciej i oznaj-
miła ojcu, że jest gotowa natychmiast poślubić kota. Król kazał wszem wobec obwieścić nowinę przy wtórze donośnych dźwięków bębna.
Wesele odbyło się z wielką pompą, tańcowano parę dni i nocy, a wszystkie siostry, od najstarszej do najmłodszej, uśmiechały się radośnie w kąciku. I tak oto książę Mruczek poślubił córkę bardzo bogatego króla. Następnie powrócił z małżonką do swojej matki, w małym domku pośród zagajnika, hen wysoko na palach. Wdrapali się tam po drabinie.
Pewnego dnia młoda kobieta zapytała kociego małżonka:
— Czemu ukrywasz przede mną swą prawdziwą twarz?
18
— A skąd wiesz, jaki jestem naprawdę?
— Czyż najpiękniejsze owoce nie chowają się często pod chropawą powłoką? — odparła bystro królewna. — Nie wystawiaj swej matki zbyt długo na próbę, już tyle łez wylała nad twoją niedolą!
— Dobrze, odparł Mruczek. Uzbieraj siedem orzechów kokosowych, upleć siedem mat z trzciny, rozpal siedem ognisk. Nalej mleka kokosowego do siedmiu mis, ułóż siedem jaszczurek na matach, każ podsycać ogień siedmiu staruchom. I niechaj mi one żarem obsypią twarz!
Staruchy wykonały polecenie, płomienie strawiły kocią skórę, a książę obmył twarz w siedmiu misach z mlekiem. Wówczas siedem jaszczurek przemieniło się w siedem bawołów, a kot w pięknego młodzieńca.
— Duchy nadały mi postać kota, aby pysznych powalić na kolana. Tych, którzy mnie kochali, czeka szczęśliwy los; ci, którzy mną gardzili, zostaną ukarani.
Zaledwie książę wyrzekł te słowa, dom jego ojca stanął w płomieniach, bawoły uciekły wyłamując ogrodzenie, a tysiące pcheł obsiadły macochę kąsając ją tak dotkliwie, że pędem pobiegła do dżungli, by nigdy stamtąd nie wrócić. Ojciec przyszedł błagać Mruczka o choćby odrobinę jadła i napoju, lecz młodzian nawet słuchać nie chciał jego próśb. Wówczas odezwała się matka:
— Przebacz mu, synu — ty, któryś jest wszechmocnym królem!
I Mruczek przebaczył ojcu. Zamieszkali wszyscy razem jak niegdyś, w małym domku pośród zagajnika, hen wysoko na palach. Zamieszkali tam również wszyscy wujowie, wszystkie ciotki, ojciec, matka, liczne siostry oraz nie wiem już ile babć. Król Mruczek i jego małżonka wydali na świat pięcioro kociąt — chcę powiedzieć pięciu chłopczyków — i jeszcze małą dziewczynkę. I byli bardzo szczęśliwi.
19
Opowieść o Uraszimie
Hen daleko stąd, na morskich bezkresach, w krainie wschodzącego słońca jest przepiękna wyspa. Niegdyś, w czasach bardzo odległych, na wyspie tej mieszkał młody rybak imieniem Uraszima. Każdego ranka wsiadał do łodzi i odpływał w dal, by śpiewem swym zwabiać w sieci całe mnóstwo ryb. Nadszedł jednak taki dzień, w którym zdawać by się mogło, że morze się nań pogniewało. Od świtu do samej nocy pomykał ślizgając się po grzbietach fal i nie złowił ani jednej ryby. Odtąd szczęście się odeń odwróciło.
— Nie przejmuj się, dziecko — powtarzała mu stara matka — nadejdą lepsze czasy.
Pewnego ranka zamocował na maszcie biały żagiel i wyruszył na połów. Zarzucił sieci mówiąc sobie:
— Jeśli i tym razem nie uda mi się złowić choćby jednej ryby dla starych rodziców, to bodaj pochłonęło mnie morze!
Wtem w odmętach zalśniła błyskawica i sieć zanurzyła się tak gwałtownie, że łódź omal nie straciła równowagi. Uszczęśliwiony Uraszima wyciągnął sieć i ujrzał coś niezwykłego: rybę, jakiej nigdy dotąd żaden rybak nie oglądał. Była ogromna, srebrzysta, łuski miała z masy perłowej, a na głowie złotą koronę.
— Nareszcie uśmiechnęło się do mnie szczęście — pomyślał Uraszima. Lecz w pięknych oczach ryby czaił się wyraz takiego smutku, że młodzieńcowi żal
się zrobiło cudownego stworzenia i niewiele myśląc wrzucił je na powrót do morza.
— Cóż ja nieszczęsny uczyniłem najlepszego — jęknął. Nie mogę znowu powrócić do domu z pustymi rękami. Niechaj mnie już raczej złe morze pochłonie!
W tej samej chwili rozległ się miły, łagodny głos:
— Uraszima, dobry mój Uraszima!
Młody rybak rozejrzał się wokół, lecz niczego nie dojrzał na bezkresnym oceanie za wyjątkiem ogromnego żółwia morskiego, który unosił się na wodzie tuż obok łodzi.
Żółw przemówił ludzkim głosem:
— Przysyła mnie potężny król mórz. Każe ci podziękować za zwrócenie wolności srebrzystej rybie, jedynej jego córce. W nagrodę zaprasza cię do swojego pałacu na dnie oceanu.
Zdumiony Uraszima odpowiedział:
— Jakże ja, biedny rybak, mógłbym się udać w morskie odmęty? Przypłaciłbym to życiem!
Lecz żółw go uspokoił:
— Ani groźne fale, ani potwory morskie nie mogą uczynić ci krzywdy, skoro znajdujesz się pod opieką ich władcy. Siadaj bez obawy na moją skorupę i trzymaj się mocno! Ruszamy!
Uraszima usłuchał. Zanurzyli się w toni, woda rozwierała się przed nimi niby kryształowe bramy,
20
a stado rekinów strzegło ich bezpieczeństwa. Znaleźli się w dziwacznym świecie, w którym światło przybrało niezwykłe barwy; płynąc mijali ogrody pełne morskich anemonów oraz malownicze koralowe groty. Po drodze stary żółw wyjaśnił rybakowi, że lekkomyślna królewska jedynaczka oddaliła się zbytnio od pałacu i dlatego właśnie wplątała się w zanurzone sieci.
— Jestem starym piastunem królewny. Gdyby nie wróciła do domu, nasz władca surowo by mnie ukarał. Toteż i ja jestem ci niezmiernie wdzięczny.
Uraszima nie wiedział, ile czasu tak płynęli. Nagle wody rozbłysły błękitnym blaskiem i podróżnicy znaleźli się u wrót pałacu, całych z czerwonego koralu usianego perłami. Wejścia strzegł oddział włóczni-ków dzierżących złociste latarnie, w których migotały malutkie niebieskie rybki: strażnicy otwarli ciężkie
uczynić krzywdy bliźniemu. Takie już jest nasze prawo!
Nagle z ogromnej muszli rozległy się dźwięki fanfary i na czele orszaku młodych dziewcząt odzianych w białe tuniki ukazała się córka króla mórz. Z uśmiechem podała rękę Uraszimie i poprowadziła go przez szereg przepięknych komnat. Wreszcie przystanęli przed kotarą z połyskliwego czerwonego koralu, pereł i podwodnego kwiecia. Królewna szepnęła:
— Mój ojciec wygląda tak groźnie, że każdy, kto spojrzałby w jego oblicze, musiałby zginąć.
Spoza zasłony dobiegł głos głęboki jak łoskot fal bijących o skały:
— Z całego serca dziękuję ci, Uraszima, żeś zwrócił mi córkę. Możesz pozostać w moim pałacu tak długo, jak ci się spodoba.
odrzwia wsparte na migocących diamentami szyld-kretowych zawiasach. Wówczas w mgnieniu oka żółw przeistoczył się w szacowną starszą damę, wartownicy zaś w pięknych młodzieńców spowitych w powłóczyste szaty. Włosy ich przypominały rybią łuskę, v uśmiechu zaś odsłaniali nie zęby, lecz ostrza sztyletów.
— Każdy, kto przekroczy bramę pałacu — objaśnił stary żółw — przybiera postać ludzką. Nie lękaj się niczego, drogi Uraszima. Tutaj nikomu nie wolno
21
I niewidzialna dłoń zarzuciła mu na szyję naszyjnik ze złotych muszelek, po czym znalazł się w fotelu z piany morskiej. Wtem zabrzmiała muzyka delikatna jak szept fal, a przed Uraszimą pojawiły się półmiski z masy perłowej pełne nieznanych owoców morza oraz kwiatów. Podczas gdy się młodzieniec posilał, królewna opowiadała mu niezwykłą historię królestwa mórz. W pewnej chwili młody rybak przypomniał sobie rodziców i ogarnęła go przemożna chęć powrotu do nich. Na próżno królewna usiłowała go odwieść od tego zamiaru; widząc wreszcie, że go nie przekona, wydobyła ze stosu drogocennych kamieni i złotych przedmiotów zwyczajną muszelkę.
— Przyjmij ten dar na pamiątkę — rzekła. W muszelce ukryty jest czarodziejski kamień, rzecz najcenniejsza, jaką posiada mój ojciec. Lecz nie próbuj przypadkiem otworzyć muszelki. Czarodziejski kamień tę samą ma właściwość, co oblicze króla mórz. Nikomu nie wolno nań spojrzeć. Jeśli jednak wypowiesz jakieś życzenie, kamień ten spełni je bezzwłocznie.
Uraszimą podziękował królewnie, pożegnał się i opuścił pałac. Przy bramie spotkał starego żółwia, usiadł z powrotem na jego ogromnej skorupie i wkrótce już był na swojej plaży. Nim się żółw ponownie zanurzył w odmętach, powiedział:
— Bacz, byś nie zapomniał o przestrodze królewny!
Uradowany Uraszimą popędził w stronę chatki rodziców. Nagle zbity z tropu spostrzegł, że okolica, choć na pozór znajoma, jakby się zmieniła. Z niepokojem zagadnął jakiegoś przechodnia:
— Gdzie tu mieszkają rodzice rybaka Uraszimy? Przechodzień wzruszył ramionami i odparł:
— Nie mam pojęcia, o kim mówisz, nigdy nie słyszałem podobnego nazwiska.
Uraszimą pobiegł do wioski. Ledwie ją mógł rozpoznać: domy wyglądały zupełnie inaczej. Młody rybak mijał ludzi o obcych twarzach, osoby całkiem mu nieznajome. Wreszcie przy ostatnich opłotkach natknął się na bardzo starego mnicha, który miał pewnie ze sto lat.
— Uraszimą? — powiedział stary mnich. — Czy to nie imię młodego rybaka, który pięknego, słonecznego ranka dawno temu zaginął na morzu? Rodzice opowiedzieli mi kiedyś tę historię.
Wówczas chłopak zrozumiał, że wiele czasu musiało upłynąć na ziemi, odkąd udał się wraz z żółwiem do pałacu na dnie mórz. Usiadł więc na piasku i zalał się gorzkimi łzami. Nagle przypomniał sobie o muszelce i o zaczarowanym kamieniu. Wyszeptał:
22
— Jakże bym chciał znów zobaczyć naszą chałupkę! Jakże bym chciał uściskać swoich kochanych rodziców!
W tej samj chwili potężna fala zalała z hukiem całą plażę, a gdy się cofnęła, oczom Uraszimy ukazała się stara chatka, z której wybiegli uszczęśliwieni rodzice wyciągając doń ramiona. Uraszima opowiedział im o swojej przygodzie. Niebawem wszyscy mieszkańcy wioski zebrali się przed domkiem, a zacny rybak częstował ich jadłem i napojami, oraz przy pomocy czarodziejskiej muszelki spełniał wszystkie ich życzenia.
Pewnego dnia złożył wizytę Uraszimie prywatny doradca cesarza. Długo nie zabawił, lecz wkrótce przysłał doń swoich urzędników. Gdy rybak zaprosił ich, by usiedli na przyzbie, zapytali go:
— Powiedz-no Uraszima, czy twoja muszelka potrafi również wyczarować pieniądze?
Rybak wyszeptał coś do muszelki i oczom zdumionych urzędników ukazał się wielki stos złotych monet. Wtedy zawołali:
— Mamy cię, chłopcze! Jedynie cesarz może bić monetę! Musimy odebrać ci muszelkę.
I z ciekawością jęli się jej przyglądać. Na próżno rybak ich ostrzegał: rozwarli obie połowy muszelki, a wówczas czarodziejski kamień zajaśniał błękitnym blaskiem. Nim sobie zdali sprawę z tego, co się dzieje, chmura dymu spowiła Uraszimę i jego rodziców. Włosy ich posiwiały, twarze pomarszczyły się i zżółkły niby pergamin, jakby mieli po paręset lat. Następnie z głębi morza dobiegł grzmot i potężna fala zmiotła wszystkich z powierzchni ziemi. W ten oto sposób przepadł na zawsze Uraszima, a wraz z nim i jego rodzice.
Ptaki morskie twierdzą, że powrócił do pałacu księżniczki, gdzie stał się na powrót młodzieńcem. I że odtąd żyje w nim szczęśliwy!
23
Opowieść o dzielnym krawczyku
Pewnego razu, zajęty lataniem spodni, począł się krawczyna użalać nad sobą:
— Nie ma sprawiedliwości na tym łez padole. Jedni obżerają się ciastem, a drugim wystarczyć muszą okruszki, jakich nie chciałyby nawet muszki!
Jeszcze nie przestał biedolić, gdy ogromna chmara much, tak wielka, iż rzec by można, że się zleciały z całego świata, opadła na stół, przy którym pracował. Nitka błyskawicznie porwał spodnie pana burmistrza i trzask! prask! zamierzył się nimi na przeklęte muszyska. Coś podobnego! Sam się zdumiał, tyle powalił owadów! Ni mniej ni więcej, tylko dwadzieścia much, i to bez celowania, za jednym zamachem!
— Któż by uwierzył, że jestem do tego zdolny —pomyślał, i szybko wciągnął na siebie spodnie pana burmistrza. — Dość już szycia, dość wszystkich kłopotów i nieszczęść, mam tego po dziurki w nosie! Chwilę podumał, po czym kazał jednemu z synów pięknie wykaligrafować na kartoniku: „Dwadzieścia za jednym zamachem".
Następnie wezwał swą żonę, dzieci, ucałował każde po kolei, zawiesił sobie kartonik na szyi i napuszony jak paw wyruszył w świat w poszukiwaniu szczęścia. Ludzie, których mijał, kiwali głowami, i ustępując mu miejsca na chodniku, jedni drugim szeptali:
— Patrzajcie-no tylko! Choć taki niepozorny, dał radę dwudziestu przeciwnikom! A krawczyk wypinał pierś jeszcze dumniej. Zdarzyło się, że w ciasnej uliczce natknął się na diabla. Diabeł ten wyglądał... jak potwór piekielny! Cały był czarny i usmolony, na głowie sterczały mu potężne rogi, z portek wystawał ogon, a zamiast stóp miał kopyta. Przez chwilę krawca obleciał strach, szybko się jednak opanował i warknął:
— Zejdźże mi z drogi, rogata bestio, bo spiorę cię na kwaśne jabłko! I podetknął mu pod nos kartonik. Czart zsunął okulary na sam czubek nosa, przełknął ślinę i z trudem wydukał: „Dwa-dzieś-cia za-jed-nym za-ma-chem!"
— Gdzieżeś się to uczył czytać, włóczęgo? Chcesz, żebym cię odprowadził za ucho do szkoły? — wrzasnął krawiec.
Żyl sobie raz krawczyk Nitka, tak chudy, że z łatwością mógł się przecisnąć przez ucho igielne, utopić w naparstku wody i bezpiecznie huśtać na nici pajęczej... Gdy dmuchał wiatr, przywiązywał się mocno do krzesła, nie był bowiem większy od szewskiego młotka, kiedy zaś kowal zaczynał walić w kowadło — chował się pod stołem. Lecz język miał cięty, dzieci zaś tyle, że nie pamiętał nawet, ile ich jest.
24
Przerażony diabeł wyjąkał:
— Nie gniewaj się! Nie miałem wobec ciebie żadnych złych zamiarów! Widzisz, koleś, szukam właśnie kogoś tak silnego jak ty. Czy przystaniesz do mnie na służbę? Jeżeli przez trzy lata porządnie będziesz pracował, zarobisz wór prawdziwie diabelskich dukatów.
— Czemu nie? — odparł odważny Nitka i zgodził się na służbę do czarta.
— Kogoś mi tu przyprowadził! wykrzyknęła na widok krawczyny stara diablica. — I to ma być nasz nowy parobek! Nietęższy jest od zapałki, wystarczy trzasnąć z bata, a wzbije się w powietrze jak piórko. Ty stary czarcie, żadnej pociechy z niego nie będzie!
Lecz mąż począł zza pleców krawczyka dawać jej znaki, by nie obrażała człowieka, który na ziemi pokonał równocześnie dwudziestu przeciwników.
— Dobrze, dobrze, mruknęła diablica. Weź te skórzane bukłaki idź nad rzekę i przynieś mi wody!
Biedny Nitka! Zarzucił sobie jeden bukłak na plecy, wyszedł z piekła i pomaszerował w kierunku rzeki. Przybył nad brzeg taki zmęczony, że się położył w trawie i zapatrzył w dal.
— Czego się tak gapisz! Stara potrzebuje wody! — wrzasnął do niego czart. — Doczekać się ciebie nie można!
Krawiec kiwnął mu ręką, żeby się uciszył.
— Nie myślisz chyba, że mam zamiar szarpać się przez cały dzień z tymi bukłakami. Rozmyślam nad sposobem skierowania biegu rzeki tak, aby wpływała prosto do piekła. Wtedy mielibyście wodę przez okrągły rok!
— Oburzony diabeł wykrzyknął:
— Wobec tego sam przytaszczę bukłaki. Rzeka przecież wypłukałaby wszystkie nasze brudy i tylko by się dzieciaki wstydu najadły, jakby kto taką czystość zobaczył! Idź, kolego, do lasu i narąb gałęzi, żeby nam paleniska nie wygasły!
Krawczyna udał się więc do lasu. Kiedy długo nie wracał, stara posłała męża, aby go przynaglił. Nitka właśnie wymierzał po kolei drzewa za pomocą sznurka.
— Co ty znów kombinujesz, durniu? Dlaczego nie narąbałeś gałęzi?
— Może ci się zdaje, że będę od rana do nocy taszczył całe naręcza! Akurat! Wolę powiązać razem wszystkie drzewa i za jednym zamachem przenieść las do piekła.
Diabeł wystraszył się nie na żarty:
— O, nie! Błagam cię, nie! W piekle nie byłoby się gdzie obrócić z tymi wszystkimi drzewami! Słu-chaj-no, już sam się zajmę opałem!
I chwycił za czubek najwyższego drzewa, przygiął je do ziemi, po czym rzekł do krawca:
I
25
— Potrzymaj to chwilkę, proszę, bo coś mnie gryzie w plecy.
Krawczyna złapał za drzewo, ale kiedy tylko czart je puścił, by się podrapać pod łopatką, drzewo wyprostowało się porywając Nitkę do góry i wyrzucając go w powietrze. Biedak przeleciał nad lasem, nad stawem, nad polami i spadł w chaszcze tuż obok malutkiego zajączka.
— Nie ruszaj się, nie ruszaj! krzyknął krawiec, lecz przerażone zwierzątko uciekło w popłochu.
— Co za pech, oświadczył diabłu Nitka. — Dałem potężnego susa, żeby złapać zająca, a łobuz umknął mi sprzed nosa.
Czart osłupiał, po czym w te pędy pobiegł do piekła.
— Niech — z przeproszeniem — diabli wezmą tego mocarza! Na ziemi jednym zamachem pokonał dwudziestu przeciwników, odwraca bieg rzeki, dźwiga na plecach cały las, a co więcej — jednym susem przebywa kawał świata, by złapać głupiego zająca! Posłuchaj cie-no bracia moi, czarci, oddajmy mu wór dukatów i czym prędzej się go pozbądźmy, w przeciwnym bowiem razie zamieni nam życie w piekło!
Lecz najpotężniejszy i najskąpszy z diabłów zaprotestował:
— Nie tak szybko! Niech się najprzód ze mną zmierzy; zobaczymy, który z nas więcej jest wart!
I następnego dnia oświadczył Nitce:
— Chodź, zmierzymy się. Ten, który mocniej trzaśnie z bicza — zwycięży. Jeśli wygrasz, zaniosę cię na plecach do domu wraz z workiem dukatów.
— Czemu nie? — odparł krawiec. — No, trzaskaj! Czart trzasnął z bicza tak mocno, ż