Mortimer Carole - Portret modelki
Szczegóły |
Tytuł |
Mortimer Carole - Portret modelki |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Mortimer Carole - Portret modelki PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Mortimer Carole - Portret modelki PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Mortimer Carole - Portret modelki - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Carole Mortimer
Portret modelki
Strona 2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– McAllister, prawda?
Brice odwro´ cił sie˛ sztywno w strone˛ intruza, kto´ ry
zakło´ cił jego samotnos´ c´ . Jes´ li ktos´ mo´ gł byc´ w ogo´ le
samotny w s´ rodku przyje˛cia na czes´ c´ politycznego
zwycie˛zcy.
W innych okolicznos´ ciach na pewno by go tu teraz
nie było, ale najmłodsza co´ rka nowego członka Par-
lamentu pos´ lubiła po´ ł roku temu kuzyna Brice’a,
Fergusa, wie˛c cała rodzina została dzis´ zaproszona do
domu Paula Hamiltona, aby wspo´ lnie s´ wie˛towac´ jego
powto´ rne zwycie˛stwo w wyborach. Brice nie chciał
byc´ grubian´ ski, wie˛c jednak przyszedł, chociaz˙ miał
ochote˛ odmo´ wic´ .
Teraz ktos´ zwro´ cił sie˛ do niego po nazwisku, co
przypomniało mu szkolne czasy. Ale najbardziej ziry-
tował go ton me˛z˙ czyzny: arogancja poła˛czona z pro-
tekcjonalnos´ cia˛.
Spojrzał w twarz przybysza i juz˙ wiedział, z˙ e nigdy
go nie spotkał. Me˛z˙ czyzna miał pie˛c´ dziesia˛t kilka lat,
jasne włosy posiwiałe na skroniach, był wysoki. Miał
wyrazista˛ me˛ska˛ twarz o aroganckim wyrazie, kto´ re-
go Brice wczes´ niej sie˛ domys´ lił.
– Brice McAllister, tak – odparł zimno.
Strona 3
6 CAROLE MORTIMER
– Richard Latham. – Me˛z˙ czyzna wycia˛gna˛ł re˛ke˛
na powitanie.
Richard Latham... Nazwisko wydało sie˛ Brice’owi
znajome, ale człowiek nie.
Us´ cisna˛ł mu re˛ke˛, ale nie podja˛ł konwersacji. Brice
nigdy nie był towarzyski, a dzisiaj zrobił szczego´ lnie
duz˙ o dla podtrzymania dobrych relacji rodzinnych.
Teraz czekał tylko na okazje˛, aby czmychna˛c´ z przy-
je˛cia.
– Nie ma pan zielonego poje˛cia, kim jestem, pra-
wda? – Me˛z˙ czyzna wydawał sie˛ tym faktem bardziej
zdumiony niz˙ zirytowany.
Brice rzeczywis´ cie nie wiedział, k i m on jest, ale
doskonale rozpoznawał, j a k i jest – uparty typ!
Latham... Tak nazywa sie˛ chyba drugi zie˛c´ Paula
Hamiltona, szwagier Fergusa, wie˛c to na pewno ktos´
z tamtej rodziny... Ale nie był do kon´ ca pewien.
Spojrzał na zegarek, zniecierpliwiony. Dochodziła
sio´ dma. Szukał sposobnos´ ci, z˙ eby mo´ c wyjs´ c´ pod
pretekstem innego spotkania. Ale teraz musiał zre˛cz-
nie omina˛c´ nachalnego rozmo´ wce˛.
– Rzeczywis´ cie... nie wiem, z kim mam przyjem-
nos´ c´ ... – odpowiedział przepraszaja˛cym tonem.
Brice był artysta˛ciesza˛cym sie˛ pewna˛renoma˛, kto´ ry
od czasu do czasu musiał sie˛ udzielac´ towarzysko.
Richard Latham unio´ sł brwi ze zdumieniem.
– Moja sekretarka kontaktowała sie˛ z panem dwu-
krotnie w cia˛gu ostatniego miesia˛ca w sprawie port-
retu mojej narzeczonej, kto´ ry zamo´ wiłem.
Ach, to ten Latham! Multimilioner, wpływowy
Strona 4
PORTRET MODELKI 7
biznesmen, s´ wiatowiec. Jego romanse z najpie˛kniej-
szymi kobietami były poz˙ ywka˛ dla brukowco´ w tym
cze˛s´ ciej, im wie˛ksze sukcesy odnosił w interesach.
Jednak Brice absolutnie nie mo´ gł sobie przypomniec´ ,
kim była owa ,,narzeczona’’.
Pokre˛cił głowa˛.
– Tak jak wyjas´ niłem w lis´ cie, odpowiadaja˛c na
pierwsze pytanie pan´ skiej sekretarki, nie maluje˛ port-
reto´ w – powiedział grzecznie. Nie dodał, z˙ e nie miał
zamiaru pisac´ tego samego w odpowiedzi na drugi list
sekretarki, kto´ ry dostał tydzien´ po´ z´ niej.
– Nieprawda... – Latham zmruz˙ ył niebieskie oczy,
wpatruja˛c sie˛ w Brice’a. – Widziałem wspaniały
portret Darcy McKenzie, pan´ skiego autorstwa.
Brice us´ miechna˛ł sie˛ lekko.
– Darcy nalez˙ y do rodziny. Wyszła za mojego
kuzyna Logana.
– I? – Latham zmarszczył brwi.
Brice wzruszył ramionami.
– To był wyja˛tek. S ´ lubny prezent.
Me˛z˙ czyzna skrzywił sie˛.
– To tez˙ byłby prezent – dla mnie.
Ten człowiek nie był przyzwyczajony, z˙ eby sły-
szec´ słowo: ,,nie’’ – od nikogo.
Ale Brice nie zamierzał usta˛pic´ . Po pierwsze, nie
malował portreto´ w, a po drugie, nie miał cierpliwos´ ci
do malowania napuszonego bogactwa i przepychu
tylko po to, z˙ eby ktos´ powiesił jego prace˛ z podpisem
,,McAllister’’ na s´ cianie w jednym ze swoich licznych
eleganckich domo´ w.
Strona 5
8 CAROLE MORTIMER
– Naprawde˛ z˙ ałuje˛... – zacza˛ł i nagle zamilkł,
widza˛c kobiete˛, kto´ ra stane˛ła w drzwiach.
To była Sabina. Od paru lat najsłynniejsza na
s´ wiecie modelka.
Brice wielokrotnie ogla˛dał jej fotografie. Nie było
dnia, z˙ eby nie robiono jej zdje˛c´ – na pokazach mody,
na przyje˛ciach, przy ro´ z˙ nych okazjach. Ale z˙ adna
z tych fotografii nie przygotowała Brice’a na przez˙ y-
cie, kto´ rego doznał w tym momencie. Zobaczył czys-
te pie˛kno. Kremowa sko´ ra kontrastowała z połys-
kuja˛ca˛ srebrna˛ kro´ tka˛sukienka˛. Niesamowicie długie
zgrabne nogi. Duz˙ e niebieskie oczy. Długie włosy
w kolorze dojrzałej pszenicy sie˛gały szczupłej talii.
Nie nosiła z˙ adnej biz˙ uterii, nie musiała. Wygla˛dałaby
w niej jak pozłocona lilia.
Uwage˛ Brice’a przykuły jej oczy. Błyszcza˛ce.
O niezwykle głe˛bokim spojrzeniu. Ale było w tym
spojrzeniu cos´ szczego´ lnego. Jakas´ obawa. Niemal
le˛k...
Nagle bystre oko Brice’a dostrzegło błyskawiczna˛
zmiane˛ – niewiarygodnie niebieskie oczy spogla˛dały
juz˙ inaczej w jego kierunku, us´ miechne˛ła sie˛.
– Przepraszam, musze˛ przywitac´ sie˛ z narzeczona˛
– mrukna˛ł Latham i ruszył przez poko´ j w strone˛
Sabiny. Pocałował ja˛ w policzek i władczo obja˛ł
ramieniem, a ona us´ miechne˛ła sie˛ do niego.
Brice obserwował ich i us´ wiadomił sobie, z˙ e sie˛
pomylił co do biz˙ uterii. Na s´ rodkowym palcu lewej
dłoni Sabiny połyskiwał piers´ cionek z ogromnym
brylantem w kształcie serca.
Strona 6
PORTRET MODELKI 9
Czy Sabina była narzeczona˛ Lathama? Kto´ ra˛miał-
by namalowac´ ?
Teraz, kiedy ja˛ zobaczył, wiedział, z˙ e musi to
zrobic´ !
Nie z powodu jej urody – to tylko mogło utrudnic´
prace˛.
Decyduja˛cy był niemal niedostrzegalny moment,
gdy błyskawicznie zamaskowała swoje uczucia. Ten
chwilowy le˛k i widoczna bezbronnos´ c´ , kto´ re zaintry-
gowały Brice’a i sprawiły, z˙ e wydała mu sie˛ kims´
wie˛cej niz˙ tylko wyja˛tkowo pie˛kna˛ kobieta˛.
Takie emocje włas´ nie chciał odkryc´ – tylko na
pło´ tnie.
– Przepraszam, troche˛ sie˛ spo´ z´ niłam. – Us´ miech-
ne˛ła sie˛ ciepło do Richarda. – Andrew był dzisiaj
wyja˛tkowo kaprys´ ny podczas przymiarek. – Skrzywi-
ła sie˛, wspominaja˛c imie˛ jednego z czołowych projek-
tanto´ w mody. Andrew był na topie, ale miał gwałtow-
ny temperament i praca z nim czasami dawała sie˛
innym we znaki.
– Najwaz˙ niejsze, z˙ e juz˙ jestes´ – zapewnił Richard
i odwro´ cił sie˛ w strone˛ pokoju.
Sabina rozluz´ niła sie˛. Jak dobrze, z˙ e w jej z˙ yciu
pojawił sie˛ me˛z˙ czyzna, kto´ ry nie ma z˙ adnych z˙ a˛dan´
i pretensji dotycza˛cych jej kariery i pracy. W rzeczy-
wistos´ ci było zupełnie inaczej; obecnos´ c´ słynnej top-
modelki u jego boku była wszystkim, czego od niej
z˙ a˛dał.
Nawet po siedmiu latach błyskotliwej kariery
Strona 7
10 CAROLE MORTIMER
supermodelki Sabina nie mogła sie˛ przyzwyczaic´ ,
kiedy ludzie otwarcie sie˛ na nia˛ gapili i przerywali
rozmowy, gdy wchodziła.
Jedynym miejscem, gdzie czuła sie˛ nierozpozna-
wana, była jedna z jej ulubionych hamburgerowych
restauracyjek. Nikt by tam nie uwierzył, z˙ e ta dziew-
czyna w dz˙ insach i zwykłej koszulce, z włosami
ukrytymi pod czapka˛ z daszkiem, zajadaja˛ca w ka˛cie
ze smakiem hamburgera z frytkami, to najsłynniejsza
na s´ wiecie modelka. Co prawda, niekto´ rzy dzien-
nikarze twierdzili, z˙ e Sabina z˙ ywi sie˛ tylko sałata˛
i woda˛, aby nie przytyc´ , ale to nie była prawda.
Nalez˙ ała do tych nielicznych szcze˛s´ ciarzy, kto´ rzy
jedza˛ wszystko, na co maja˛ ochote˛, nie traca˛c szczup-
łej figury.
– Chciałbym ci kogos´ przedstawic´ , Sabino – po-
wiedział Richard. – A on powinien poznac´ ciebie
– dodał z pewna˛ doza˛ satysfakcji.
Sabina spojrzała na niego pytaja˛co, ale nie mogła
nic wyczytac´ z jego miny.
Poprowadził ja˛ w strone˛ me˛z˙ czyzny, z kto´ rym roz-
mawiał, kiedy weszła.
Me˛z˙ czyzna ten był wysoki, jeszcze wyz˙ szy od
Richarda, kto´ ry miał ponad metr osiemdziesia˛t wzro-
stu. Ubrany był w biały T-shirt, czarna˛ marynarke˛
i zwykłe spodnie z niebieskiego denimu. Miał ponad
trzydzies´ ci lat. Jego twarz wydawała sie˛ surowa, miał
troche˛ zbyt długie czarne włosy, ale najwie˛ksze wra-
z˙ enie robiły jego oczy. Zielone. Kto´ re przenikały
dusze˛.
Strona 8
PORTRET MODELKI 11
Sabina poczuła dreszcz wzdłuz˙ kre˛gosłupa. Nie
chciała poznawac´ nikogo, kto potrafi zagla˛dac´ jej
w dusze˛!
– Brice, chciałbym ci przedstawic´ moja˛ narzeczo-
na˛, Sabine˛. Sabino, to jest Brice McAllister. – Richard
gładko dokonał prezentacji.
Sabina znowu miała wraz˙ enie, z˙ e w głosie Richar-
da wyraz´ nie pobrzmiewa satysfakcja.
Wiedziała, z˙ e jest dumny z tego, jak ona wygla˛da,
ale teraz było w tym cos´ wie˛cej.
Popatrzyła z ciekawos´ cia˛ na wysokiego me˛z˙ czyz-
ne˛. Brice McAllister. Powinna go znac´ ...? Alez˙ tak!
Był obecnie jednym z najbardziej rozchwytywanych
artysto´ w na s´ wiecie. Jednak to wcale nie wyjas´ niało
dziwnej postawy Richarda.
– Miło mi – powiedziała chłodno.
– Sabina... – powto´ rzył Brice. – A nazwisko?
– dodał z kpia˛ca˛ mina˛.
– Smith – rzuciła sucho. – Ale niewiele oso´ b o tym
wie. Mama wybrała dla mnie rzadkie imie˛, chyba dla
kontrastu z banalnym nazwiskiem.
Mo´ wiła szybko, czuła na sobie intensywne spo-
jrzenie zielonych oczu.
– Jestes´ po prostu Sabina. To wystarczy – wtra˛cił
Richard.
Czy Richard tez˙ odczuwał siłe˛ spojrzenia tych
szmaragdowozielonych oczu?
Sabina znowu poczuła dreszcz wzdłuz˙ kre˛gosłupa
i przysune˛ła sie˛ bliz˙ ej do Richarda.
– Nikomu nie powiem – powiedział wesoło Brice,
Strona 9
12 CAROLE MORTIMER
chociaz˙ w uszach Sabiny zabrzmiało to zupełnie
powaz˙ nie.
Co takiego zobaczył? Serdecznos´ c´ i uprzejmos´ c´ ,
mam nadzieje˛. Poczucie humoru. Lojalnos´ c´ i szlachet-
nos´ c´ serca. Niepewnos´ c´ i le˛k...
Nie! Musiała uwaz˙ ac´ , z˙ eby sie˛ z tym nie zdradzic´ .
Chociaz˙ nie było to łatwe, gdy była sama. To dlatego
starała sie˛ unikac´ rozmys´ lan´ , gdy siedziała sama
w domu...
– Pani narzeczony i ja przed chwila˛ rozmawialis´ -
my o portrecie, kto´ ry miałbym pani namalowac´ – po-
wiedział Brice.
Sabina spojrzała na Richarda. Nic jej nie wspo-
minał o z˙ adnym portrecie. Ale juz˙ wiedziała, z˙ e
McAllister był ostatnim człowiekiem, z kto´ rym
by chciała spe˛dzac´ tyle czasu, ile wymagało po-
zowanie!
– Obawiam sie˛, z˙ e Brice włas´ nie zepsuł moja˛
niespodzianke˛. – Richard zas´ miał sie˛ sztucznie i obja˛ł
Sabine˛ ramieniem, zanim wyzywaja˛co spojrzał na
Brice’a. – Zdecydował pan, z˙ e jednak chce namalo-
wac´ jej portret? – zapytał drwia˛co.
Sabina popatrzyła na Brice’a, zastanawiaja˛c sie˛
nad dziwacznym pytaniem Richarda. Jak gdyby ma-
lowanie jej portretu było wyzwaniem...
Ale dlaczego zmienił zdanie?
Jes´ li zmienił...
Brice wzruszył ramionami.
– Moz˙ liwe – odparł niespeszony. – Ale musze˛
najpierw zrobic´ kilka szkico´ w, zanim podejme˛ decy-
Strona 10
PORTRET MODELKI 13
zje˛. – Skrzywił sie˛. – Chce˛ takz˙ e ostrzec, z˙ e moje
portrety to nie sa˛ landrynkowate obrazki.
Czy to oznaczało, z˙ e ocenia jej urode˛ jako landryn-
kowata˛?
Nie jest to najsympatyczniejszy człowiek, jakiego
poznała, ale wydawał sie˛ przynajmniej szczery.
Chciał uchwycic´ i namalowac´ to, co człowiek
kryje we wne˛trzu, a nie tylko fizyczne podobien´ stwo.
Moz˙ e instynkt ja˛ nie zawio´ dł i naprawde˛ Brice
potrafił przejrzec´ ja˛ na wskros´ ?
– Jak pan widzi, Sabina nie ma z˙ adnej skazy
– os´ wiadczył z duma˛ Richard.
Sabina spojrzała na Brice’a, dostrzegła w jego
oczach jawne szyderstwo. Postawa Richarda mogła
s´ mieszyc´ , ale jej zdaniem nie było w niej nic ponad
dume˛ włas´ ciciela, kto´ ry posiada pie˛kny przedmiot.
– Mys´ le˛, z˙ e troche˛ przesadzasz – zwro´ ciła sie˛ do
Richarda. – Chyba zaje˛lis´ my panu McAllisterowi juz˙
sporo czasu... – dodała, chca˛c jak najszybciej skryc´
sie˛ w tłumie przed przenikliwym wzrokiem zielonych
oczu.
Stwierdziła, z˙ e nie lubi McAllistera. Sposo´ b, w ja-
ki na nia˛ patrzył, sprawiał, z˙ e czuła sie˛ nieswojo. Im
szybciej sta˛d odejda˛ z Richardem, tym lepiej.
– Prosze˛ mi podac´ adres i numer telefonu – usły-
szała. – Zadzwonie˛ do pani i ustalimy jakis´ dogodny
termin, z˙ ebym mo´ gł zrobic´ szkice.
Sabina przełkne˛ła s´ line˛.
– Numer jest ten sam, co mo´ j – wtra˛cił Richard,
z zadowolonym us´ miechem wre˛czaja˛c Brice’owi
Strona 11
14 CAROLE MORTIMER
wizyto´ wke˛. – Jes´ li ani Sabiny, ani mnie nie be˛dzie
w domu, gospodyni przekaz˙ e wiadomos´ c´ – dodał od
niechcenia.
Sabina bardziej poczuła, niz˙ widziała, jak zielone
oczy pociemniały. Malarzowi nie spodobała sie˛ infor-
macja, z˙ e Sabina i Richard mieszkaja˛razem. Napie˛cie
rosło.
Spojrzał na nia˛ zimno. Czuła, z˙ e sie˛ okropnie
czerwieni, nie mogła tego powstrzymac´ .
Do diabła, kim on był, z˙ eby ja˛ osa˛dzac´ ? Miała
dwadzies´ cia pie˛c´ lat; dostatecznie wiele, z˙ eby pode-
jmowac´ samodzielne wybory. Kto´ rych nikt poza nia˛
nie musiał akceptowac´ ani rozumiec´ . I była całkiem
szcze˛s´ liwa, włas´ nie tak!
Czy nie za bardzo sie˛ usprawiedliwia...?
Moz˙ e. Ale McAllister nie miał bladego poje˛cia
o układzie, jaki zawarła z Richardem kilka mie-
sie˛cy temu, przed zare˛czynami. Nawet mu nie za-
s´ wita, z˙ e podstawa˛ jej zwia˛zku z Richardem nie
jest miłos´ c´ , ale wzajemna sympatia. Zamieniła le˛k,
w kto´ rym z˙ yła przez ostatnie po´ ł roku, na bez-
pieczne z˙ ycie u boku człowieka, kto´ ry pragna˛ł ty-
lko miec´ w pobliz˙ u pie˛kny obiekt – włas´ nie ja˛!
– i nic ponad to.
Komus´ innemu taki układ na pewno wydałby sie˛
dziwaczny, ale mniejsza z tym! To nie powinno
nikogo interesowac´ .
– Zadzwonie˛ – powiedział Brice i wsuna˛ł wizy-
to´ wke˛ do go´ rnej kieszonki w marynarce. Kiwna˛ł
głowa˛ na poz˙ egnanie i ruszył w strone˛ pary siedza˛cej
Strona 12
PORTRET MODELKI 15
w rogu. Młoda kobieta trzymała w ramionach malen´ -
kie dziecko.
– To kuzyn Brice’a, Logan McKenzie, i jego
urocza z˙ ona Darcy – mrukna˛ł Richard do ucha Sa-
binie.
Nie obchodziło jej, kim sa˛ ani co ich ła˛czy z aro-
ganckim artysta˛. Była zadowolona, z˙ e wreszcie sobie
poszedł. Mogła wreszcie spokojnie odetchna˛c´ .
Dopiero teraz zdała sobie sprawe˛, z˙ e wstrzymała
oddech na kilka chwil, dopo´ ki Brice przy nich stał.
Wzie˛ła głe˛boki haust powietrza.
Jedno wiedziała na pewno – gdy on zadzwoni, nie
be˛dzie jej w domu.
Tymczasem musi przekonac´ Richarda, z˙ eby zrezy-
gnował ze swojego pomysłu. McAllister nie be˛dzie
jej malował.
Strona 13
ROZDZIAŁ DRUGI
– Obawiam sie˛, z˙ e panna Sabina wyszła – oznaj-
miła gospodyni Richarda Lathama, gdy Brice za-
dzwonił juz˙ szo´ sty raz w cia˛gu tygodnia.
Zaczynał powoli tracic´ cierpliwos´ c´ . Był pewien, z˙ e
pie˛kna Sabina wodzi go za nos.
Podczas pierwszej rozmowy, w domu Paula Ha-
miltona, Brice dobrze zapamie˛tał wyraz jej twarzy,
gdy dowiedziała sie˛ o pomys´ le Richarda, z˙ eby Brice
ja˛ namalował. Nie podzielała entuzjazmu narzeczo-
nego.
Szczerze mo´ wia˛c, to jeszcze bardziej zache˛ciło
Brice’a, by wykonac´ zlecenie.
– Dzie˛kuje˛ za informacje˛ – odpowiedział gospo-
dyni, zastanawiaja˛c sie˛, jaki powinien byc´ jego na-
ste˛pny krok.
Telefoniczne umawianie sie˛ na pierwsza˛ sesje˛ ma-
larska˛ okazało sie˛ nieskuteczne.
– Przekaz˙ e˛ pannie Sabinie, z˙ e pan dzwonił – doda-
ła gospodyni i odłoz˙ yła słuchawke˛.
Sabina na pewno była informowana o jego po-
przednich telefonach i, mimo z˙ e miała jego numer,
ani razu nie oddzwoniła.
– Na twoim miejscu trzymałbym sie˛ z daleka
Strona 14
PORTRET MODELKI 17
od wuja Richarda – ostrzegł go David Latham pod-
czas pogawe˛dki na przyje˛ciu, gdy Richard i Sabina
juz˙ wyszli. – To kolekcjoner bezcennych i pie˛knych
zdobyczy, a Sabina jest jedna˛ z nich. Do tego roz-
szerzył znaczenie okres´ lenia ,,czarna owca’’ – dodał
z przeka˛sem.
Osoba Richarda Lathama wcale nie interesowała
Brice’a. Jednak był bystrym obserwatorem i wiedział,
z˙ e tylko dzie˛ki niemu be˛dzie miał doste˛p do Sabiny.
Pie˛kna modelka, be˛da˛c osoba˛ publiczna˛, prowa-
dziła raczej samotniczy styl z˙ ycia i nigdzie nie poka-
zywała sie˛ bez Richarda albo kto´ regos´ z jego ochro-
niarzy.
Brice przekonał sie˛ o tym osobis´ cie, gdy ostatnio
wybrał sie˛ na pokaz mody z Fergusem i jego z˙ ona˛
Chloe, kto´ ra była projektantka˛. Sabina wzie˛ła w nim
udział. Po pokazie Brice udał sie˛ za kulisy, z˙ eby z nia˛
porozmawiac´ , ale droge˛ zasta˛pił mu ochroniarz, sku-
teczniejszy niz˙ wysoki mur.
Sabina nie wzie˛ła tez˙ udziału w przyje˛ciu. Po-
wiedziano mu, z˙ e zaraz po swojej ostatniej prezen-
tacji dyskretnie wyszła i odjechała prywatnym sa-
mochodem.
Do kilku przymiotniko´ w, kto´ rymi ja˛ opisywał,
Brice musiał dodac´ jeszcze jeden: ,,nieuchwytna’’ i,
szczerze mo´ wia˛c, miał juz˙ tego dos´ c´ .
Był prawie pewien, z˙ e Richard nie wie o unikach
Sabiny. Za bardzo mu zalez˙ ało na portrecie narzeczo-
nej, z˙ eby tolerowac´ jej kaprysy.
Postanowił wie˛c odwiedzic´ dom Lathama. Na pod-
Strona 15
18 CAROLE MORTIMER
jez´ dzie stał sportowy mercedes – to znaczyło, z˙e kto´ res´
z nich było w domu. W tym momencie nie miało
znaczenia, czy to be˛dzie Richard, czy Sabina. Brice
zamierzał odbyc´ obiecane spotkanie z jednym z nich.
Nie wiedział dlaczego, ale zaskoczyła go informa-
cja, z˙ e Sabina mieszka z Lathamem. Roztaczała wo-
ko´ ł siebie szczego´ lna˛ aure˛ – była niedotykalna, po-
ws´ cia˛gliwa, jakby do wszystkiego podchodziła z re-
zerwa˛. Ale widocznie nie w stosunku do Lathama...
– Słucham?
Brice był tak zamys´ lony, z˙ e nawet nie zauwaz˙ ył,
kiedy drzwi sie˛ otworzyły i stane˛ła w nich starsza
kobieta, przygla˛daja˛c mu sie˛ ciekawie. Na pewno
była to gospodyni.
– Chciałbym sie˛ widziec´ z Sabina˛ – powiedział.
Kobieta uniosła brwi.
– Był pan umo´ wiony?
Gdyby tak było, nie musiałby tu przyjez˙ dz˙ ac´ .
Stłumił złos´ c´ . To nie na gosposie˛ powinien sie˛
złos´ cic´ .
– Czy mogłaby pani powiedziec´ Sabinie, z˙ e Brice
McAllister chciałby z nia˛ porozmawiac´ ? – spytał
grzecznie.
– McAllister? – powto´ rzyła, marszcza˛c czoło. Zerk-
ne˛ła w strone˛ korytarza. – Czy to nie pan...?
– ...telefonował w ubiegłym tygodniu? – dokon´ -
czył za nia˛. – Tak, to ja. Szes´ c´ razy. Prosze˛ powie-
dziec´ pannie Sabinie, z˙ e tu czekam.
Wiedział, z˙ e nie zachowywał sie˛ uprzejmie, ale
powoli zaczynał tracic´ cierpliwos´ c´ .
Strona 16
PORTRET MODELKI 19
Mercedes przed domem nalez˙ ał wie˛c do Sabiny.
Zachowanie gosposi zdradziło, z˙ e była w domu. Te-
raz nie mogła go zbyc´ pierwsza˛ lepsza˛ wymo´ wka˛.
– W porza˛dku, pani Clark – usłyszał głos Sabiny.
Drzwi otworzyły sie˛ szerzej i zobaczył ja˛ w głe˛bi
korytarza. – Zapraszam do salonu, panie McAllister
– dodała zimno.
Kiwna˛ł głowa˛ bez słowa. Nie chciał powiedziec´
nic, czego mo´ głby po´ z´ niej z˙ ałowac´ .
Sabina wygla˛dała dzisiaj inaczej. Miała na sobie
spłowiałe dz˙ insy, zwykła˛ biała˛ koszulke˛, ani krzty
makijaz˙ u na twarzy. Włosy splotła w długi warkocz.
Brice nie wiedział, ile ma lat, ale teraz wygla˛dała na
osiemnas´ cie.
Sabina spojrzała na swoje ubranie i skrzywiła sie˛.
– Nie spodziewałam sie˛ gos´ cia. Dopiero wro´ ciłam
z siłowni. – Popatrzyła na niego pierwszy raz, odka˛d
znalez´ li sie˛ w salonie.
Brice unio´ sł brwi ze zdziwienia.
– Naprawde˛?
Wytrzymała jego spojrzenie.
– Napije sie˛ pan herbaty?
– Nie, dzie˛kuje˛. Dzwoniłem do pani kilka razy
w ubiegłym tygodniu... – zacza˛ł.
Szybko odwro´ ciła wzrok.
– Tak?
Do diabła! Kto by przypuszczał, z˙ e to be˛dzie takie
trudne. Przeciez˙ to Latham upierał sie˛ przy swoim
zleceniu, a Brice odmawiał. Dopo´ ki nie zobaczył
Sabiny. Czyz˙ by teraz role sie˛ odwro´ ciły?
Strona 17
20 CAROLE MORTIMER
– Dobrze pani o tym wie – sapna˛ł zirytowany.
Wzruszyła ramionami.
– Byłam bardzo zaje˛ta. Wyjez˙ dz˙ ałam do Paryz˙ a.
Miałam tam kilka pokazo´ w. Jeszcze sesje fotograficz-
ne...
– Nie interesuje mnie, co pani robiła – przerwał
jej niegrzecznie. – Chciałbym tylko wiedziec´ , dla-
czego nie odpowiedziała pani na z˙ aden z moich
telefono´ w.
– Włas´ nie mo´ wiłam...
– Nawet jes´ li pani tu nie było – znowu jej przerwał
– jestem pewien, z˙ e sumienna pani Clark informowa-
ła pania˛ o kaz˙ dym moim telefonie.
– Moz˙ e – odparła wymijaja˛co. – Na pewno nie
chce pan herbaty?
– Nie. – Zacisna˛ł szcze˛ki ze złos´ ci. Chło´ d tej
kobiety zache˛cał raczej do wypicia całej butelki whis-
ky. – A jes´ li chodzi o spotkanie... – zacza˛ł.
– Moz˙ e pan usia˛dzie – zaproponowała.
– Dzie˛kuje˛, wole˛ stac´ – odparł sucho.
Sabina wzruszyła ramionami i usiadła w jednym
z foteli.
– Wydaje mi sie˛, z˙ e jest pan znanym malarzem...
– powiedziała oboje˛tnym tonem.
– Chyba tak – przyznał nieche˛tnie. Zaskoczyła go.
– Hm... I zawsze w ten sposo´ b zdobywa pan nowe
zlecenia?
Chciała go obrazic´ . Udało jej sie˛. Brice czuł, z˙ e
jeszcze chwila i przestanie nad soba˛ panowac´ .
Wzia˛ł głe˛boki oddech.
Strona 18
PORTRET MODELKI 21
– Moz˙ e jednak poprosze˛ filiz˙ anke˛ herbaty – po-
wiedział spokojnie i usiadł w fotelu naprzeciwko.
Nie spuszczał wzroku z jej pie˛knej zimnej twarzy
i wiedział, z˙ e Sabina mys´ li tylko o jednym – z˙ eby jak
najszybciej opus´ cił ten dom. Zanim wro´ ci Richard
i wszystkie jej wysiłki zostana˛ zniweczone.
– Nie s´ piesze˛ sie˛ – oznajmił pogodnie Brice i wy-
godnie oparł sie˛ w fotelu.
– S´ wietnie. Wydam polecenie pani Clark – powie-
działa i szybko wstała. Z wdzie˛kiem wyszła z salonu.
Chce troche˛ ochłona˛c´ – domys´ lił sie˛ Brice. Wie-
dział, z˙ e sie˛ nie myli. Z jakichs´ niejasnych powodo´ w
Sabina stawiała dziwny opo´ r. Nie chciała, z˙ eby ja˛
malował. Ale dlaczego?
Moz˙ e go nie lubi? Chociaz˙ Brice był pewien, z˙ e nie
takie uczucie dostrzegł w jej oczach. To nie była
antypatia, raczej cos´ bardziej podobnego do le˛ku,
kto´ ry zobaczył w jej oczach na przyje˛ciu...
Sabina nie poszła prosto do kuchni, ale pobiegła do
łazienki, aby ochłodzic´ zimna˛ woda˛płona˛ce policzki.
Nigdy by nie przypuszczała, z˙ e Brice pojawi sie˛ tu tak
niespodziewanie!
Brice McAllister nie lubił byc´ lekcewaz˙ ony. Sabi-
na us´ wiadomiła sobie swo´ j bła˛d. Gdyby choc´ raz
zdecydowała sie˛ podejs´ c´ do telefonu i z nim poroz-
mawiac´ , mogłaby skutecznie go znieche˛cic´ do wizyt
w domu Richarda.
Ale teraz było juz˙ za po´ z´ no. Richard wro´ ci za
godzine˛. To znaczyło, z˙ e Brice musi szybko wypic´
Strona 19
22 CAROLE MORTIMER
herbate˛, Sabina wymys´ li przekonuja˛ce powody, by
odłoz˙ yc´ pierwsza˛ sesje˛ w jego studio, a potem be˛dzie
nadal ja˛ opo´ z´ niac´ .
Teraz jeszcze bardziej utwierdziła sie˛ w przeko-
naniu, z˙ e nie chce, by McAllister ja˛ malował. Wie-
działa, z˙ e był znakomitym artysta˛, tak jak o nim
pisano. I wiedziała, dlaczego był takim dobrym
malarzem. Domys´ liła sie˛ tego juz˙ podczas pierw-
szego spotkania. Potrafił zajrzec´ człowiekowi
w dusze˛.
Te niesamowite zielone oczy potrafiły dostrzec
dobrze skrywane, prawdziwe emocje, kto´ re sprawia-
ły, z˙ e człowiek był soba˛, niczego nie udaja˛c.
– Za chwile˛ be˛dzie herbata – oznajmiła lekkim
tonem, wchodza˛c do salonu. – Richard mo´ wił mi, z˙ e
pan namalował wspaniały portret Darcy McKenzie.
– To jego opinia.
Sabina us´ miechne˛ła sie˛.
– On chyba ma nadzieje˛, z˙ e mo´ j portret be˛dzie
ro´ wnie pie˛kny.
Brice spojrzał na nia˛ zwe˛z˙ onymi oczami.
– A pani?
Nie musiał o to pytac´ . Sabina była pewna, z˙ e Brice
doskonale wie, jakie sa˛ jej nadzieje: z˙ e nie be˛dzie jej
malował i jak najszybciej sta˛d wyjdzie.
– Mys´ le˛ podobnie jak Richard – odparła gładko.
– Oczywis´ cie. Ja...
– O, herbata – przerwała mu Sabina, odwracaja˛c
sie˛ ku pani Clark, kto´ ra włas´ nie weszła z taca˛. Wczes´ -
niej poinstruowana w kuchni, gosposia nie przyniosła
Strona 20
PORTRET MODELKI 23
z˙ adnych ciasteczek – mogłyby opo´ z´ nic´ wyjs´ cie nie-
chcianego gos´ cia.
– Dzie˛kuje˛, nie słodze˛ – mrukna˛ł, gdy Sabina
nalewała herbate˛ do jego filiz˙ anki.
Słodki to ty nie jestes´ – pomys´ lała o nim. Surowy,
uparty, arogancki, bardzo bystry, ale na pewno nie
słodki.
– Zachowuje sie˛ pani jak prawdziwa pani domu
– skomentował ironicznie.
Zaskoczyła go obcesowos´ c´ tej uwagi, ale re˛ka jej
nie zadrz˙ ała, gdy napełniała swoja˛ filiz˙ anke˛.
– A nie powinnam? To jest mo´ j dom – odparła
chłodno, jeszcze raz odczuwaja˛c jego dezaprobate˛ dla
faktu, z˙ e ona mieszka tu z Richardem.
Czy to jakies´ staros´ wieckie uprzedzenia? A moz˙ e
chodziło o ro´ z˙ nice wieku miedzy nia˛ a Lathamem?
– Kiedy znajdzie pani troche˛ czasu, z˙ ebym mo´ gł
wykonac´ pierwsze szkice? – zapytał niespodzie-
wanie.
Pokre˛ciła głowa˛.
– Niestety, be˛de˛ bardzo zaje˛ta przez najbliz˙ sze
miesia˛ce...
– Jestem pewien, z˙ e znajdzie pani wolna˛ godzine˛
– powiedział z jawnym wyzwaniem w oczach.
Godzine˛ na pewno, moz˙ e nawet jeden dzien´ , ale
nie miała zamiaru pos´ wie˛cac´ tego czasu McAllis-
terowi.
– Jes´ li nawet znajde˛, to pos´ wie˛cam ja˛ na relaks.
– Siedzenie i pozowanie nie jest specjalnie me˛cza˛-
ce – odparł.