13497
Szczegóły |
Tytuł |
13497 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13497 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13497 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13497 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jack London
Serce kobiety
T�umaczyli Zygmunt Glinka, Tadeusz Jan Dehnel, Kazimierz Piotrowski
SERCE KOBIETY
Grit of Women
Okryty szronem �eb wilczura wsun�� si� z t�sknym wyrazem w �lepiach, unosz�c
po��
namiotu.
� A p�jdziesz st�d, Siwasz! Szata�skie plemi�! � zaprotestowa� ch�r g�os�w ze
�rodka.
Bettles trzepn�� psa cynowym talerzem i �eb cofn�� si� czym pr�dzej. Louis Savoy
umocowa�
ponownie p��tno zakrywaj�ce wej�cie i kopni�ciem odsun�wszy od fajerki patelni�,
pocz�� grza�
r�ce. Na dworze by� t�gi mr�z. Przed dwoma dniami termometr spirytusowy p�k� na
sze��dziesi�tym �smym stopniu poni�ej zera, od tego za� czasu mr�z bra� coraz
silniejszy, coraz
bardziej dokuczliwy. Niepodobna by�o przewidzie�, kiedy wreszcie mro�na fala si�
sko�czy.
Kiepskim doprawdy by�oby pomys�em przebywa� w tak� por� bez wyra�nej potrzeby z
dala od
ciep�ej izby i zwi�ksza� ilo�� wdychanego lodowatego powietrza. Czasem wa�y si�
kto� na
podobne rzeczy, ale zazwyczaj odmra�a przy tym p�uca. Poczyna go trapi�
suchy, ostry kaszel,
szczeg�lnie silny, gdy w pobli�u sma�y si� s�onina. Nast�pnego lata lub ju� na
wiosn� ludzie
rozmra�aj� ogniem ziemi�, wykopuj� d� i sk�adaj� zw�oki, okrywaj�c je z
wierzchu mchem.
Wierz� �wi�cie, �e za spraw� mrozu nieboszczyk pozostanie tam ca�y i
nienaruszony, a� do
chwili zmartwychwstania w dniu S�du Ostatecznego. Sceptykom nie wierz�cym w
fizyczne
wskrzeszenie w owym wyrocznym dniu zaleci� mo�na Klondike jako wymarzony kraj do
przekroczenia wr�t �mierci. Co nie znaczy zreszt� wcale, �e nadaje si� on do
sp�dzania w nim
�ycia.
W namiocie nie by�o tak zimno jak na dworze, ale wcale nie za ciep�o. Jedynym
przedmiotem
zas�uguj�cym na nazw� mebla by� piecyk �elazny, do kt�rego wszyscy lgn�li.
Po�ow� pod�ogi
przytrza�ni�to ga��zkami choiny, roz�o�ono na nich futrzane �piwory, pod spodem
za� le�a�
�nieg. W pozosta�ej cz�ci �nieg, udeptany mokasynami, zalega�y garnki, patelnie
i inne przybory
polarnego obozowiska. W roz�arzonym do czerwono�ci piecu ogie� a� hucza�, lecz
ju� o trzy
kroki od niego le�a�a bry�a lodu tak sucha i kanciasta, jakby j� przed chwil�
wyr�bano w
zamarz�ym �o�ysku strumienia. Mro�ne powietrze, napieraj�ce z zewn�trz, p�dzi�o
w g�r� ca�e
ciep�o namiotu. Tu� ponad piecem, tam gdzie rura przebija�a p��tno pu�apu, wida�
by�o wyra�nie
trzy koncentryczne kr�gi: najmniejszy suchy, wilgotny silnie paruj�cy i
najwi�kszy mokry, z
kt�rego kapa�a woda. Reszt� pu�apu i �ciany powleka�a p�calowa warstwa suchego,
bia�ego
szronu migoc�cego jak kryszta�.
� Och, och, och! � M�ody ch�opak le��cy na pod�odze w�r�d futer, z twarz�
wychud��,
mizern� i zaro�ni�t�, wy� we �nie z b�lu coraz g�o�niej i coraz bardziej
p�aczliwie. Jego cia�o, na
p� wynurzone spod futer, dr�a�o i miota�o si� niespokojnie, jakby spoczywa�o na
�o�u z
pokrzyw.
� Poobracajcie go! � rozkaza� Bettles. � Zn�w go chwyci�y kurcze.
P� tuzina us�u�nych towarzyszy chwyci�o chorego i zacz�o obraca�, masowa� i
trzepa� bez
mi�osierdzia.
� Przekl�ty ten szlak! � mrukn�� m�odzieniec, kiedy wreszcie zdo�a� wydoby� si�
z futer i
usi���. � Biega�em ile wlezie, gra�em w obronie przez trzy sezony z rz�du i
hartowa�em si� na
wszystkie sposoby. Przyby�em w ko�cu do tego zatraconego kraju i oto okazuje
si�, �e jestem
jakim� zniewie�cia�ym Ate�czykiem, bez krzty m�sko�ci.
Podsun�� si� na �okciu i skr�ci� papierosa.
� Ja nie narzekam, wiem, �e to moja wina, ale wstyd mi po prostu za siebie. Po
d�ugich
trzydziestu milach czuj� si� tak po�amany i wycie�czony jak mieszczuch po
pi�ciomilowej
wycieczce za miasto. Cholera mnie bierze! Zapa�ki macie?
� Uspok�j si�, ch�opcze! � Bettles poda� choremu zamiast zapa�ek roz�arzon�
szczapk� i
m�wi� dalej ojcowskim tonem:
� Nie przejmuj si�, wszyscy musz� przez to przej��. Do diab�a, i, ja przecie�
pami�tam moj�
pierwsz� wypraw�. Po�amany jeste�, powiadasz? Trzeba by�o widzie�, jakem swego
czasu dobre
dziesi�� minut mordowa� si�, by wsta� i rozprostowa� grzbiet po napiciu si� wody
z przer�bli.
Wszystkie stawy trzeszcz�, a ko�ci tak dokuczaj�, �e mo�na oszale�. Co? Kurcze?
W takie sup�y
mnie kiedy� pokr�ci�y, �e p� dnia ca�y ob�z musia� mnie rozpl�tywa�. Jeste�
jeszcze szczeniak,
ale zuch ch�opak. Poczekaj, od dzi� za rok zap�dzisz nas, starych, w kozi r�g.
Najwa�niejsze, �e
nie masz na sobie t�uszczu, kt�ry ju� niejednego t�giego ch�opa wyprawi� przed
czasem na �ono
Abrahama.
� T�uszczu?
� A tak, w�a�nie. Grubasy gorzej znosz� trudy podr�y.
� Nigdy o tym nie s�ysza�em.
� Nie s�ysza�e�? Przecie� to jasne. Wielcy, t�dzy ludzie s� zdolni do
jednorazowego
pot�nego wysi�ku, ale wytrzyma�o�ci nie maj� za grosz. Wytrzyma�o�� nie idzie w
parze z
opas�o�ci�. Tylko niedu�y, �ylasty ch�op potrafi wszystko znie�� i trzyma� si�
czego� niby pies
ko�ci. Do stu piorun�w, t�gi tego nie potrafi.
� Masz s�uszno�� � wtr�ci� si� do rozmowy Louis Savoy. � Zna�em jednego ch�opa
krzepkiego jak byk. Wybra� si� kiedy� nad Potok Siarczany z tym mikrusem Lonem
McFane.
Pami�tacie Lona? Malutki, rudy Irlandczyk, zawsze u�miechni�ty. No i szli tak,
szli � ca�y
dzie� i ca�� noc. Grubas os�ab� i zacz�� pok�ada� si� na �niegu. Chudzielec
kopie go � a ten drze
si� jak dziecko. I tak przez ca�� drog� Lon kopa� i kopa�, a� go wreszcie
dokopa� do mego
sza�asu. Trzy dni wylegiwa� si� pod moj� derk�. Nigdy nie przypuszcza�em, �e
m�czyzna mo�e
by� tak� bab�. Oto co robi z cz�owieka t�uszcz.
� No, a jak�e by�o z Akselem Gundersonem? � zapyta� Prince. Pot�na posta�
przybysza ze
Skandynawii i jego tragiczna �mier� wywar�y swego czasu silne wra�enie na m�odym
in�ynierze.
� Teraz le�y gdzie� tam, daleko� � Wyci�gn�� r�k� w nieokre�lonym kierunku
tajemniczego
wschodu.
� By� to najpot�niejszy z ludzi, jacy kiedykolwiek w�drowali ku S�onej Wodzie i
potrafili w
po�cigu zm�czy� �osia � dorzuci� Bettles. � Ale on by� wyj�tkiem potwierdzaj�cym
zasad�.
Pami�tacie jego �on�, Ung�? Sto dziesi�� funt�w �ywej wagi, same czyste mi�so
bez �uta
t�uszczu. A m�stwem przewy�sza�a go jeszcze, je�eli to mo�liwe. Gotowa by�a
znie�� wszelkie
niewygody, troszcz�c si� tylko o m�a. Wszystko zrobi�aby dla niego.
� Kocha�a go � wtr�ci� znowu m�ody in�ynier.
� Nie o to chodzi� Po prostu�
� Pos�uchajcie, bracia � wmiesza� si� do rozmowy Charley Sitka, kt�ry siedzia� w
k�cie �
na skrzynce z �ywno�ci�. � M�wili�cie o warstwie t�uszczu oplataj�cego mi�nie
t�gich
m�czyzn, o dzielno�ci kobiet i mi�o�ci � s�usznie m�wili�cie. Przypomnia�a mi
si� historia z
czas�w, gdy kraj ten by� jeszcze m�ody, a ogniska ludzkie tak od siebie odleg�e
jak gwiazdy na
niebie. Los chcia�, �e zetkn��em si� wtedy z pewnym du�ym opas�ym m�czyzn� � i�
kobiet�.
By�a drobna, lecz serce mia�a wi�ksze od bawolego serca m�czyzny. I by�a
naprawd� dzielna.
Odbywali�my ci�k� drog� w�a�nie ku S�onej Wodzie. Nasta�y ostre mrozy, g��bokie
�niegi i
g��d okrutny. Ale mi�o�� tej kobiety by�a mi�o�ci� ogromn� � nie mo�na tego
inaczej wyrazi�.
Zamilk� na chwil� i toporem odr�ba� par� kawa�k�w lodu z wielkiej bry�y le��cej
przy nim, po
czym cisn�� od�amki do stoj�cego na piecu naczynia do przemywania z�ota, gdzie
l�d taja�
zamieniaj�c si� w wod� do picia.
Towarzysze przysun�li si� bli�ej, a ch�opak, kt�rego chwyta�y kurcze, na pr�no
szuka�
wygodniejszej pozycji dla swego udr�czonego cia�a.
� Bracia, sk�r� mam czerwon�, bo p�ynie we mnie krew Siwasz�w, lecz serce moje
jest
bia�e. Po ojcach przej��em w smutnym dziedzictwie jedno, od przyjaci� uzyska�em
w darze
drugie. Kiedy by�em jeszcze ch�opcem, objawi�a mi si� wielka prawda.
Zrozumia�em, �e �wiat
nale�y do was i �e Siwasze nie zwalcz� nigdy bia�ych, �e skazani s� na zag�ad�,
tak jak gin� od
mrozu nied�wiedzie i jelenie. Pragn�c ciep�a zasiad�em po�r�d was u ogniska i
Oto sta�em si�
jednym z was. Du�o widzia�em w �yciu. Zazna�em wielu dziwnych rzeczy i
natrudzi�em si�
niema�o, przebywaj�c dalekie szlaki z lud�mi r�nych ras. Dlatego dzisiaj czyny
mierz� wasz�
miar�, wed�ug was s�dz� ludzi i po waszemu my�l�. Tote� je�li b�d� �le m�wi� o
jakim� bia�ym,
nie we�miecie mi tego za z�e, kiedy za� opowiem rzeczy wznios�e o cz�onku
plemienia moich
ojc�w, nie pomy�licie sobie: �Charley Sitka pochodzi sam z plemienia Siwasz�w,
chytry p�omie�
ma w oczach, a j�zyk jego nie zna honoru�. Czy nie tak?
Ko�o s�uchaczy g�uchym pomrukiem przytakn�o m�wcy.
� Kobiet� zwano Passuk. Naby�em j� uczciwie od rodzinnego jej plemienia Chilcat,
kt�rego
totem wznosi si� na wybrze�u S�onej Zatoki wielkiego morza. Serce moje nie rwa�o
si� ku tej
kobiecie i nie zwraca�em uwagi na jej urod�. Rzadko bowiem odrywa�a oczy od
ziemi i by�a
nie�mia�a a trwo�liwa, jak zwykle dziewcz�ta rzucone w ramiona obcego m�czyzny,
kt�rego
nigdy przedtem nie widzia�y. Jak powiadam, nie mia�em w sercu swym dla niej
miejsca.
Wybiera�em si� w�a�nie w wielk� podr� i trzeba mi by�o kogo�, kto by na szlaku
karmi� psy i
wraz ze mn� pracowa� przy wio�le w czasie d�ugich w�dr�wek po rzece. Jedna
ko�dra starczy na
dwoje. Tak wi�c wybra�em Passuk.
Trzeba wam wiedzie�, �em s�u�y� w�wczas rz�dowi. Wzi�to mnie tedy na pok�ad
okr�tu
wojennego wraz z saniami, psami, �ywno�ci� w konserwach i kobiet� Passuk.
Udali�my si� na
p�noc, a� do zimowej granicy lod�w na Morzu Beringa. Tam wyl�dowali�my � ja,
Passuk i
psy. Dosta�em od rz�du pieni�dze, mapy kraj�w, po kt�rych nie st�pa�a jeszcze
noga ludzka, i
poczt�.
Przesy�ki te opatrzone by�y rz�dow� piecz�ci� i starannie zabezpieczone przed
wilgoci�.
Mia�em dostarczy� je statkom wielorybniczym, wi�zionym przez lody na wielkiej
Mackenzie.
Najwi�ksza to rzeka na �wiecie, je�li nie liczy� naszego Jukonu, matki rzek.
Wszystko to zreszt� nie jest wa�ne, gdy� opowiadanie moje nie dotyczy ani
statk�w
poluj�cych na wieloryby, ani zimy w�r�d ska� lodowych, kt�r� sp�dzi�em na brzegu
Mackenzie.
P�niej, gdy mia�o si� na wiosn�, a dni sta�y si� d�u�sze i cienka skorupa
lodowa pokry�a �nieg
po odwil�y, udali�my si� na po�udnie � Passuk i ja � ku dolinie Jukonu. Droga
by�a ci�ka,
lecz s�o�ce wskazywa�o nam kierunek. Kraj by� wtedy jeszcze odludny, jak
m�wi�em.
Musieli�my p�yn�� pod pr�d, robi�c wios�em i dr�giem, a� dobrn�li�my do
Czterdziestej Mili.
Mi�o by�o zn�w ujrze� bia�e twarze, tote� przybili�my do brzegu. Zima by�a
prawdziwie ci�ka.
Mr�z i ciemno�ci ogarn�y nas r�wnocze�nie, a wraz z nimi � g��d. Agent plac�wki
handlowej
dawa� po czterdzie�ci funt�w m�ki i dwadzie�cia funt�w s�oniny na g�ow�. Fasoli
nie by�o.
Psy wy�y bez przerwy. Ludzie mieli zapad�e brzuchy i twarze g��boko pokryte
bruzdami. Silni
s�abli, s�abi umierali. W dodatku szala� szkorbut.
Pewnego wieczoru zebrali�my si� wszyscy w sklepiku, gdzie widok pustych p�ek
jeszcze
mocniej dawa� nam odczu� pustk� w �o��dkach. Rozmawiali�my cicho przy blasku
ognia na
kominie, gdy� �wiece chowano dla tych, kt�rzy doczekaj� wiosny. Narady sko�czy�y
si� tym, i�
kto� z nas musi ruszy� w drog� i dotrze� nad ocean, �eby da� zna� �wiatli o
naszym
rozpaczliwym po�o�eniu. Wszystkie oczy zwr�ci�y si� ku mnie, gdy� uwa�any by�em
za
do�wiadczonego podr�nika. �Do Misji Haines � rzek�em � kt�ra le�y na brzegu
morza, jest
siedemset mil, a ka�dy cal tej drogi wymaga ci�kiej pracy na rakietach
�nie�nych. Dajcie mi
najsilniejsze psy i najlepsz� �ywno��, to pojad�. A ze mn� p�jdzie Passuk�.
Zgodzili si�. Nagle wsta� niejaki D�ugi Jeff, Jankes, t�gi ch�op o budowie
si�acza. Mowa jego
by�a che�pliwa. Oznajmi�, �e jest r�wnie� wielkim w�drowcem stworzonym do szlaku
i
wykarmionym na bawolim mleku. P�jdzie razem ze mn� i � gdybym pad� w drodze �
zaniesie
sam wiadomo�� do Misji. M�ody by�em i nie zna�em jeszcze Jankes�w. Sk�d�e mog�em
wiedzie�, �e samochwalstwo jest oznak� s�abo�ci i �e ci Jankesi, kt�rzy naprawd�
dokonuj�
wielkich czyn�w, trzymaj� j�zyk za z�bami? Tak wi�c zabrali�my najsilniejsze psy
i zapas
�ywno�ci i ruszyli�my we troje � Passuk, D�ugi Jeff i ja.
Wy, bracia, wszyscy�cie torowali drog� w dziewiczym �niegu, pos�ugiwali�cie si�
dr�giem
sterowym i przedzierali�cie si� przez koryta rzek zawalone lodem. Niewiele wi�c
m�wi� b�d� o
trudach naszej w�dr�wki. Powiem tylko, �e czasem robili�my dziesi�� mil
dziennie, a czasem
trzydzie�ci. Przewa�nie jednak dziesi��. Owa najlepsza �ywno�� nie ratowa�a nas,
gdy� od
samego pocz�tku drogi musieli�my oszcz�dza� i wydziela� sobie porcje. W tych
warunkach nie
mogli�my te� zbyt wiele wymaga� od dobroczynnych ps�w, kt�re z trudem
utrzymywali�my na
nogach. Przy Bia�ej Rzece z trojga sa� uby�y nam jedne, a uszli�my dopiero
dwie�cie mil. Ale nic
si� nie zmarnowa�o; pad�e psy nape�ni�y �o��dki swych zdolnych jeszcze do pracy
towarzyszy.
Ani smu�ki dymu, ani ludzkiego s�owa, dop�ki nie dotarli�my do Pelly. Liczy�em,
�e dostan�
tam �ywno�� i zostawi� D�ugiego Jeffa, kt�ry j�cza� ju� z wycie�czenia. Ale
urz�dnik plac�wki
w Pelly mia� rz�enie w p�ucach, chorobliwie b�yszcz�ce oczy i niemal
doszcz�tnie puste sk�ady;
pokaza� nam te� r�wnie pust� spi�arni� misjonarza i jego �wie�y gr�b przywalony
kamieniami
dla ochrony przed psami. Do Pelly schroni�a si� garstka Indian, lecz dzieci i
starc�w ju� w�r�d
nich nie by�o; nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e niewielu z ludzi doczeka wiosny.
Ruszyli�my dalej z lekkim �o��dkiem i ci�kim sercem, a p� tysi�ca mil �niegu i
milczenia
dzieli�o nas jeszcze od Misji Haines, kt�ra le�y nad brzegiem morza.
By� to okres najwi�kszych ciemno�ci; nawet w po�udnie s�o�ce nie roz�wietla�o
widnokr�gu.
Ale zator�w lodowych by�o mniej, co u�atwi�o nam drog�; gna�em wi�c psy ostro,
od wczesnego
ranka do p�na w nocy.
Jak m�wi�em w Czterdziestej Mili, ka�dy krok na tym szlaku trzeba by�o torowa� z
najwi�kszym wysi�kiem.
Od rakiet dostali�my na nogach ran, kt�re zamiast si� goi� to pokrywa�y si�
strupami, to zn�w
p�ka�y. Z ka�dym dniem by�o gorzej, a� pewnego ranka przy zak�adaniu rakiet
D�ugi Jeff
zap�aka� z b�lu jak dziecko. Kaza�em mu torowa� drog� przed najl�ejszymi
saniami, on jednak
wci��, aby unikn�� b�lu, zdejmowa� rakiety. Mokasyny Jeffa, pogr��aj�c si� w nie
ubitym
�niegu, zostawia�y za sob� do�y, w kt�re potem zapada�y si� psy id�ce w
zaprz�gu. By�y tak
chude i wymizerowane, �e ko�ci stercza�y im przez sk�r�. Nie mog�y i�� po takim
szlaku.
Z�aja�em Jeffa ostro, on za� obieca� popraw�, lecz nie dotrzyma� s�owa. Wobec
tego dosta� batem
po grzbiecie, po czym psy ju� si� wi�cej nie zapada�y.
Cz�owiek ten wskutek trud�w podr�y i oty�o�ci zamieni� si� po prostu w dziecko.
A tymczasem � Passuk! Gdy m�czyzna le�a� przy ognisku i p�aka�, kobieta
gotowa�a; nad
ranem pomaga�a zaprz�ga�, wieczorem za� wyprz�ga� psy. Jej zawdzi�cza�y, �e tak
d�ugo
utrzyma�y si� przy �yciu. Zawsze sz�a przodem, udeptuj�c psom drog�.
Passuk� jak by to rzec? Uwa�a�em w�wczas za rzecz naturaln�, i� robi to
wszystko, i nie
zaprz�ta�em sobie tym g�owy. Zaj�ty by�em innymi sprawami, a zreszt� by�em m�ody
i niewiele
wiedzia�em o kobietach. Dopiero p�niej, patrz�c wstecz, zrozumia�em.
Jeff by� ju� zupe�nie do niczego. Psom i tak brak�o si�, lecz on stale
przysiada� sienna sanie,
ilekro� zdo�a� pozosta� w tyle. Passuk wzi�a jego sanie, wobec czego nie mia�
nic do roboty.
Rano wydziela�em mu uczciwie porcj� �ywno�ci i posy�a�em go naprz�d. My za� z
kobiet�
zajmowali�my si� zwijaniem obozu, pakowaniem sa� i zaprz�ganiem ps�w. W
po�udnie, kiedy
s�o�ce z nas kpi�o, doganiali�my i mijali�my D�ugiego Jeffa ze �zami
zamarzni�tymi na
policzkach. Wieczorem urz�dzali�my post�j, oddzielaj�c rzetelnie porcj� Jeffa i
rozk�adaj�c mu
legowisko z futer. Rozpalali�my te� wielkie ognisko, �eby m�g� nas dostrzec z
daleka. Po kilku
godzinach dowleka� si� do nas, j�cz�c zjada� sw�j przydzia� i zasypia�. Nie by�
chory. By� tylko
znu�ony, wycie�czony szlakiem i s�aby z g�odu. Ale Passuk i ja byli�my przecie�
r�wnie
znu�eni, wycie�czeni i s�abi, a mimo to spe�niali�my ca�� prac�, on za� �adnej.
Zgubi�a go
niezawodnie warstwa t�uszczu, o kt�rej m�wi� Bettles. My jednak nadal dawali�my
uczciwie
Jeffowi jego porcj� �ywno�ci.
Pewnego dnia spotkali�my dwa widma w�druj�ce przez krain� milczenia. Byli to
biali:
m�czyzna i m�odzieniec. L�d ruszy� na jeziorze Le Barge i poch�on�� wi�ksz�
cz�� ich
dobytku. Teraz ka�dy z nich ni�s� tylko derk� na plecach. Nocami rozpalali
ognisko i kulili si�
przy nim do rana. Pozosta�o im jeszcze troch� m�ki. Mieszali j� z gor�c� wod� i
pili. M�czyzna
pokaza� mi osiem kubk�w m�ki; by�o to wszystko, co posiadali, maj�c przed sob�
dwie�cie mil
�wie�ego szlaku do Pelly nawiedzonego �miertelnym g�odem. M�wili, �e za nimi
idzie Indianin,
ich towarzysz. Podobno dzielili si� z nim uczciwie, lecz nie m�g� za nimi
nad��y�. Nie
wierzy�em. Gdyby dzielili si� uczciwie, Indianin nie zosta�by w tyle.
�ywno�ci da� im nie mog�em.
Pr�bowali ukra�� najt�u�ciejszego psa, kt�ry by� zreszt� i tak chudy jak
szczapa, ale
zagrozi�em im rewolwerem i kaza�em i�� precz.
Odeszli jak pijani, kieruj�c si� poprzez cisz� �nieg�w ku Pelly.
Mia�em teraz jedne sanie i trzy psy � sk�ra i ko�ci.
Wiecie, �e kiedy drzewa jest ma�o, ogie� pali si� �le, a w izbie zimno. Tak te�
by�o i z nami.
G�odnych mr�z szarpa� ostrzej, twarze poczernia�y nam do tego stopnia, �e nie
pozna�aby nas
rodzona matka. Nogi dokucza�y niezno�nie. Co rano wyruszaj�c w drog� i
przypinaj�c rakiety, z
trudem powstrzymywa�em okrzyk b�lu. Passuk nigdy si� nie skar�y�a, sz�a naprz�d
i torowa�a
drog�. Nasz Jankes wy� bez przerwy.
Na rzece Trzydziestej Mili wartki pr�d powyrywa� w niekt�rych miejscach pokryw�
lodow�,
pe�no wi�c by�o rozpadlin i wyrw, a nawet otwartej wody. Kt�rego� dnia D�ugi
Jeff, kt�ry jak
zawsze wcze�nie opu�ci� miejsce postoju, zatrzyma� si�, by poczeka� na nas przy
jednym z takich
zalew�w. Pomi�dzy nim a nami sta�a otwarta woda. Jeff przeszed� po pasemku
otaczaj�cego
lodu; dla sa� jednak przej�cie by�o zbyt w�skie. Odszukali�my wi�c przesmyk do��
mocnego
jeszcze lodu. Passuk wa�y�a niewiele, posz�a wi�c pierwsza, trzymaj�c w poprzek
drogi d�ug�
tyk� na wypadek za�amania si� lodu. Ale by�a lekka i rakiet mia�a szerokie,
tote� przesz�a
Szcz�liwie, po czym zacz�a przywo�ywa� psy. Te jednak nie mia�y rakiet ani
tyki, powpada�y
wi�c natychmiast i porwa� je nurt rzeki. Trzyma�em sanie mocno tak d�ugo, a�
rzemienie
pop�ka�y i psy posz�y pod l�d. Zwierz�ta by�y chude, ale liczy�em, �e dostarcz�
strawy na
tydzie� � c�, kiedy przepad�y.
Nast�pnego ranka rozdzieli�em reszt� �ywno�ci na trzy cz�ci.
O�wiadczy�em te� Jeffowi, �e mo�e i�� z nami lub osobno, jak uwa�a. P�jdziemy
teraz
szybko, gdy� nie mamy �adunku. Jeff zacz�� narzeka� na poranione nogi i inne
dolegliwo�ci,
zarzucaj�c mi niekole�e�skie post�powanie. Nogi Passuk i moje by�y jeszcze
gorzej poranione, |
pracowali�my bowiem przy psach, a wygl�dali�my � po�al si�, Bo�e! D�ugi Jeff
przysi�ga�, �e
raczej umrze, ni� p�jdzie dalej. Wobec tego Passuk wzi�a futrzan� derk�, ja
zabra�em garnek i
siekier� i mieli�my ju� wyruszy�. Ale Passuk spojrza�a na cz�� �ywno�ci
oddzielon� dla Jankesa
i rzek�a: �Po co marnowa� �ywno�� dla niedo��gi? Lepiej niech umrze!
�Potrz�sn��em g�ow� i
odpar�em: �Nie, kto raz by� koleg�, zostaje nim na zawsze�. Wtedy kobieta
pocz�a m�wi� o
towarzyszach z Czterdziestej Mili. By�o tam wiele dzielnych ludzi, a wszyscy
oczekiwali, �e z
wiosn� dostarcz� im �ywno�ci. Sprzeciwi�em si� jej ponownie. W�wczas wyrwa�a mi
pistolet zza
pasa, a D�ugi Jeff przeni�s� si� przed czasem na �ono Abrahama, jak to si�
wyrazi� nasz brat
Bettles. Skarci�em za to Passuk, lecz nie okaza�a �alu ani si� nie obrazi�a. Ja
za� w g��bi duszy
przyznawa�em jej racj�.
Charley Sitka ucich� i dorzuci� par� bry�ek lodu do naczynia na piecu. M�czy�ni
milczeli i
zimny dreszcz przeszywa� im plecy na d�wi�k przejmuj�cego wycia ps�w, kt�re na
dworze
skar�y�y si� na sw� nieszcz�sn� dol�.
� Dzie� po dniu mijali�my wraz z Passuk �lady �nie�nych legowisk obu widm
wiedz�c, �e i
my zadowala� si� b�dziemy musieli podobnymi noclegami, a� do chwili dotarcia do
S�onej
Wody. Wreszcie napotkali�my Indianina, kt�ry r�wnie� posuwa� si� jak widmo w
stron� Pelly.
M�wi�, �e tamci dwaj nie rozdzielili �ywno�ci sprawiedliwie, wobec czego ju� od
trzech dni brak
mu m�ki. �ywi si� gotowanymi strz�pami mokasyn�w. Ale z mokasyn�w zosta�o ju�
niewiele.
Indianin pochodzi� z wybrze�a i m�wi� tym samym co Passuk narzeczem, wobec czego
rozumia�a jego opowiadanie. Nigdy nie by� w dolinie Jukonu i nie zna� do� drogi,
lecz mimo to
d��y� w stron� Pelly. Jak to daleko? Dwa sny? Dziesi��? Sto? Nie wiedzia�, lecz
szed� do Pelly.
Za daleko by�oby powraca�. Chc�c nie chc�c musia� i�� naprz�d.
Nie prosi� o �ywno��, bo wiedzia�, �e i u nas by�o z ni� krucho. Passuk
spogl�da�a to na niego,
to na mnie w rozterce, niby kuropatwa, kt�rej ma�ym zagra�a niebezpiecze�stwo.
Powiedzia�em
wi�c do niej: �Z tym cz�owiekiem post�piono nieuczciwie. Czy da� mu cz��
naszych zapas�w?�
Oczy jej zal�ni�y od nag�ej rado�ci, lecz potem d�ugo patrzy�a to na mnie, to na
obcego, a�
wreszcie rzek�a z zaci�tym i stanowczym wyrazem twarzy: �Nie, S�ona Woda jeszcze
daleko, a
�mier� czyha blisko. Niech lepiej zabierze obcego cz�owieka, a zostawi przy
�yciu m�a mego
Charleya�. Tak wi�c Indianin odszed� ku Pelly po �nie�nej drodze. Tej nocy
Passuk p�aka�a.
Nigdy dotychczas nie widzia�em Passuk p�acz�cej. I nie dym by� temu winien, bo
drzewo by�o
suche. Dziwi�em si� wi�c temu smutkowi i my�la�em, �e jej serce kobiece zmi�k�o
z b�lu i
wysi�ku w tej mrocznej w�dr�wce.
Dziwne jest �ycie. My�la�em o tym cz�sto, rozwa�a�em d�ugo: z ka�dym dniem
jednak
wydawa�o si� dziwniejsze. Sk�d bierze si� w nas tak silne umi�owanie �ycia? Jest
ono przecie�
gr�, w kt�rej �aden cz�owiek nie wygrywa. �y� � to pracowa� ci�ko i cierpie�
dotkliwie,
dop�ki staro�� nie przygniecie cz�owieka na tyle, �e r�ce jego opadn� bezw�adnie
na zimny
popi� martwych ognisk. Trudno jest �y�. W b�lu chwyta niemowl� pierwszy sw�j
oddech, w
b�lu oddaje starzec ostatnie tchnienie, a wszystkie dni nasze pe�ne s� troski i
smutku. Lecz
cz�owiek mimo to zd��a w otwarte ramiona �mierci, potykaj�c si�, padaj�c, ale
spogl�daj�c
wstecz i walcz�c do ko�ca! A przecie� �mier� jest dobra. Tylko od �ycia
doznajemy b�lu.
Kochamy jednak to �ycie, a nienawidzimy �mierci. Dziwne.
Niewiele rozmawiali�my z Passuk podczas naszej dalszej w�dr�wki. Nocami
le�eli�my w
�niegu jak trupy, rankiem ruszali�my w drog� jak widma. Otacza�a nas zupe�na
martwota.
Nie spotykali�my pardw ani wiewi�rek, ani nawet kr�lik�w � �adnej �ywej istoty.
Rzeka
milcza�a w bia�ych okowach. Soki zastyg�y w drzewach. Mr�z by� r�wnie silny jak
w tej chwili.
Nocami gwiazdy przybli�a�y si� do nas, skacz�c i ta�cz�c po niebie. A w dzie�
drwi�y z nas
pozorne s�o�ca, dwoj�c i troj�c nam si� w oczach. Powietrze iskrzy�o si� i
migota�o, a �nieg
wygl�da� jak py� diamentowy. Ani ciep�a, ani d�wi�ku � nic tylko mr�z siarczysty
i milczenie.
W�druj�c jak we �nie, zatracili�my rachub� czasu. Tylko oczy zwracali�my ku
S�onej Wodzie,
my�li mieli�my pe�ne S�onej Wody i nogi same nas ku niej wiod�y. Obozowali�my
ko�o
Takheena, nie wiedz�c, gdzie jeste�my. Oczy nasze patrzy�y na Bia�ego Konia nie
widz�c go.
Stopy nasze st�pa�y po szreni prze��czy Kanion, nie czuj�c tego. Nie
odczuwali�my nic. Za to
cz�sto padali�my na drodze, ale nawet padaj�ce twarze mieli�my zwr�cone ku
S�onej Wodzie.
Pozosta�a ju� tylko jedna porcja �ywno�ci, kt�r� jak zawsze podzielili�my
sprawiedliwie.
Passuk pada�a coraz cz�ciej, a� przy Jelenim Rozstaju si�y opu�ci�y j�
zupe�nie. Rankiem
le�eli�my pod wsp�ln� derk� nie maj�c ju� zamiaru i�� dalej. Postanowi�em zosta�
tutaj i powita�
�mier� razem z Passuk; dojrza�em bowiem na tyle, �e poj��em wreszcie, czym jest
mi�o��
kobiety. Ponadto do Misji Haines pozostawa�o jeszcze osiemdziesi�t mil drogi,
po�rodku kt�rej
wielki Chilcoot wznosi� sw�j szczyt, owiany przez burze, wysoko ponad granic�
las�w.
I oto Passuk pocz�a m�wi� do mnie cichutko, ja za� przysun��em ucho tu� do jej
warg, aby j�
s�ysze�. I teraz, kiedy nie ba�a si� ju� mego gniewu, otworzy�a przede mn�
dusz�. M�wi�a 9 swej
mi�o�ci i o wielu rzeczach, kt�rych dotychczas nie rozumia�em.
Rzek�a mi: �Ty� moim m�em, Charley, ja za� by�am ci dobr� �on�. Dzie� po dniu
rozpala�am
ognisko, gotowa�am dla ciebie straw�, karmi�am psy, pracowa�am przy wio�le,
torowa�am szlak.
Nie skar�y�am si� nigdy. Nie narzeka�am, i� w sza�asie mego ojca w Chilcat
wi�cej by�o ciep�a i
wi�cej strawy. Kiedy m�wi�e� � s�ucha�am. Kiedy rozkazywa�e� � by�am ci
pos�uszna. Czy�
nie by�o tak, Charley?�
Odpowiedzia�em: �Tak by�o�.
Ona za� ci�gn�a dalej: �Kiedy zjawi�e� si� u nas w Chilcat i nie spojrzawszy
nawet, kupi�e�
mnie jak psa, ka��c i�� za sob�, serce moje obruszy�o si� przeciw tobie, pe�ne
trwogi i goryczy.
Wiele wody jednak up�yn�o od tego czasu. Potem okaza�e� mi du�o dobroci,
Charley, jak
�askawy, pan wiernemu psu. Serce twoje pozosta�o zimne i nie by�o w nim miejsca
dla mnie.
Pomimo to odnosi�e� si� do mnie sprawiedliwie, twoje post�powanie by�o uczciwe.
Wiedzia�am,
jak spe�nia�e� �mia�e czyny i podejmowa�e� wielkie przedsi�wzi�cia. Por�wnywa�am
ci� z
m�czyznami innych plemion i zrozumia�am, �e wyr�niasz si� spo�r�d nich
honorem, m�drym
s�owem i szczer� mow�. By�am dumna z ciebie. Z ka�dym dniem coraz bardziej
wype�nia�e�
moje serce i bra�e� my�li moje w niewol�. By�e� dla mnie jako letnie s�o�ce,
kt�rego z�oty szlak
kr�giem si� toczy po niebie i nigdy ze� nie schodzi. Gdziekolwiek pad�o
spojrzenie moich oczu,
spotyka�o s�o�ce. Lecz serce twe pozosta�o zimne, Charley, i nie by�o w nim
miejsca dla mnie�.
Rzek�em: �To prawda. By�o zimne i nie mia�o miejsca dla ciebie. Ale to ju�
min�o. Teraz
serce moje jest jak �nieg na wiosn�, kiedy powraca s�o�ce. Nastaje wielka odwil�
i roztopy, wody
ruszaj� z szumem, wszystko p�czkuje i zieleni si�; pokrzykuj� kuropatwy, nuc�
pieg�e i wsz�dzie
rozlega si� �piew radosny. Bo oto prys�y lody, Passuk, a ja poj��em mi�o��
kobiety��
U�miechn�a si� lekko i da�a mi znak, bym j� mocniej przytuli�. Po chwili
rzek�a: �Jestem
szcz�liwa�. Potem d�ugi czas le�a�a cicho, oddychaj�c �agodnie z g�ow� na mojej
piersi.
Wreszcie szepn�a: �Tu szlak m�j si� ko�czy, jestem ju� zbyt zm�czona. Ale
przedtem chc� ci o
czym� powiedzie�. Kiedy�, dawnymi czasy, kiedy by�am dziewczynk�, w Chilcat,
bawi�am si�
sama w�r�d stos�w futer w sza�asie mego ojca. M�czy�ni poszli na �owy, kobiety
za� zaj�te
by�y wraz z ch�opcami zwo�eniem zdobyczy z lasu. By�a wiosna. Zosta�am zupe�nie
sama. Nagle
wielki brunatny nied�wied�, obudzony w�a�nie ze snu zimowego i tak wyg�odzony,
�e futro na
nim zwisa�o, wsun�� �eb do sza�asu i sapn�� g�o�no. Brat m�j w�a�nie w tej
chwili nadbieg� z
pierwszymi saniami pe�nymi mi�sa. Zacz�� ciska� w napastnika g�owniami z
ogniska, psy za�
obskoczy�y nied�wiedzia, tak jak sta�y, w uprz�y i z saniami. Rozgorza�a bitwa,
pe�na wrzawy.
Walcz�cy zwalili si� na ognisko, porozrzucali futra, przewr�cili sza�as. W ko�cu
nied�wied� pad�
trupem, trzymaj�c w paszczy palce mego brata. Na twarzy ch�opca pozosta�y �lady
pazur�w. Czy
przyjrza�e� si� Indianinowi id�cemu do Pelly? Zauwa�y�e� r�kawice bez wielkiego
palca i t�
d�o�, kt�r� grza� przy naszym ognisku? To by� m�j brat. Rzek�am, �e nie nale�y
dawa� mu
�ywno�ci. I odszed� g�odny w krain� milczenia�.
Oto, bracia moi, mi�o�� kobiety Passuk, kt�ra umar�a w �niegach Jeleniego
Rozstaju. Mi�o��
jej by�a pot�na, bo kaza�a po�wi�ci� rodzonego brata dla m�czyzny, kt�ry
prowadzi� j� ci�k�
drog� do gorzkiego ko�ca. Mia�a w sobie mi�o�� tak wielk�, �e w ko�cu po�wi�ci�a
dla niej sam�
siebie. Zanim oczy Passuk zamkn�y si� na wieki, uj�a moj� r�k� i wsun�a sobie
na piersi, pod
kaftan z wiewi�rczych sk�rek. Dotkn��em ma�ego, mocno ubitego woreczka i
zrozumia�em
nagle, dlaczego tak z si� opada. Dzie� po dniu dzielili�my si� sprawiedliwie a�
do ostatecznego
okrucha. I codziennie kobieta jad�a tylko p� swojej porcji, chowaj�c reszt� do
owego woreczka.
Powiedzia�a jeszcze: �Nadszed� koniec drogi dla Passuk, lecz twoja droga,
Charley, biegnie
dalej, poprzez wielki Chilcoot w d� a� ku Misji Haines i morzu; wiedzie dalej i
dalej, pod
�wiat�em wielu s�o�c, poprzez obce kraje i nieznane wody; pe�na jest lat
szcz�liwych, czci i
wielkiej chwa�y; d��y ku chatom wielu kobiet, dobrych kobiet, lecz nie
zaprowadzi ci� nigdy do
uczucia silniejszego nad mi�o�� Passuk�.
Wiedzia�em, �e m�wi prawd�. Ogarn�o mnie szale�stwo; rzuci�em p�katy woreczek,
przysi�gaj�c, �e i m�j szlak dobieg� kresu i �e przy niej zostan�. Ale przygas�e
oczy kobiety
wezbra�y �zami i wyszepta�a: �Po�r�d m�czyzn Charley Sitka odznacza� si� zawsze
honorem, a
s�owo jego nigdy nie zawodzi�o. Czy� zapomnia� teraz o swej godno�ci, �e traci
czas na pr�ne
s�owa przy Jelenim Rozstaju? Czy nie pami�ta ju� Charley o ludziach z
Czterdziestej Mili, kt�rzy
oddali mu najlepsz� �ywno�� i najsilniejsze psy? Passuk zawsze by�a dumna za
swego m�a.
Niech�e wi�c Charley wstanie, przypnie rakiety i rusza naprz�d, by Passuk mog�a
na zawsze
zachowa� swoj� dum�.
Kiedy ostyg�a mi w ramionach, wsta�em, podnios�em woreczek z �ywno�ci�,
przypi��em
rakiety i powlok�em si� naprz�d. S�abo�� ogarn�a moje kolana, kr�ci�o mi si� w
g�owie,
szumia�o w uszach, a iskry ogniste lata�y mi przed oczami. Zapomniane prze�ycia
lat ch�opi�cych
zmartwychwsta�y mi nagle w pami�ci. Siedzia�em przy uczcie nad pe�n� mis�,
�piewa�em pie�ni i
ta�czy�em pod wt�r g�os�w m�skich i dziewcz�cych, pod wt�r bicia w b�bny ze
sk�ry morsa.
Potem Passuk uj�a mnie za r�k� i sz�a u mego boku. Gdy zasypia�em � budzi�a
mnie, kiedy
pada�em � podnosi�a. Je�elim zbacza� w g��boki �nieg � prowadzi�a mnie z
powrotem na
w�a�ciw� drog�. W taki to spos�b � obcuj�c ze zjawami niby szaleniec lub pijak �
doszed�em
wreszcie do Misji Haines nad brzegiem morza.
Charley Sitka rozsun�� szeroko po�y namiotu. Jasno�� dnia dochodzi�a szczytu. Na
po�udniowej stronie nieba, wa��c si� tu� nad ledwie widoczn� Prze��cz�
Hendersona, l�ni�o
s�o�ce jak tarcza lodowa. Po obu jego stronach pa�a�y z�udne s�o�ca. Powietrze
drga�o niby
paj�czyna roziskrzonego szronu. Przed namiotem, ko�o drogi, wilczur zje�ony od
ch�odu
podni�s� pysk ku niebu i wy� �a�o�nie.
Prze�o�yl Zygmunt Glinka
ZA ZDROWIE W�DROWCA NA SZLAKU
To the Man on the Trail
� Lej, nie pytaj!
� S�uchaj no, Kid, nie b�dzie za mocne? Sama whisky i spirytus to ju� nie byle
co, a jeszcze
koniak i pieprz�wka, i�
� Lej, powiadam! C� ty sobie my�lisz, kto robi ten poncz? � Tu Malemute Kid
u�miechn��
si� dobrotliwie poprzez ob�oki pary. � Kiedy pob�dziesz, synku, r�wnie d�ugo jak
ja w tym
kraju przymieraj�c g�odem, dowiesz si�, �e Bo�e Narodzenie zdarza si� tylko raz
na rok. A
�wi�ta bez ponczu tyle s� warte co dziura wyd�ubana a� do ja�owej opoki.
� Nie boj� si� postawi� na to grubszej stawki � przyzna� mu s�uszno�� Du�y Jim
Belden,
kt�ry zjecha� by� na Bo�e Narodzenie ze swojej dzia�ki na Mazy May, gdzie jak
ka�demu
wiadomo, przez dwa miesi�ce z g�r� �y� wy��cznie �osin�. � Pami�tasz t� w�d�,
co�my kiedy�
przyrz�dzili dla tych ludzi z plemienia Tanana, co?
� No pewnie. Zrobi�oby wam si�, ch�opcy, mi�o na sercu, gdyby�cie ujrzeli ca�e
to plemi�
pijane na um�r, a wszystko dzi�ki wspania�emu zaczynowi z cukru i kwasu
chlebowego. Ciebie
tu jeszcze nie by�o � zwr�ci� si� do Stanleya Prince�a, m�odego in�yniera�
g�rnika,
przebywaj�cego na P�nocy dopiero od dw�ch lat. � Nie by�o tu wtedy bia�ych
kobiet, a
Masonowi zachcia�o si� �eniaczki. Ojciec Ruth by� wodzem Tanan�w i nie zgadza�
si�, podobnie
jak reszta plemienia. Mocna by�a, co? No, ale zu�y�em do niej ostatni funt
cukru; wysz�o z tego
najpi�kniejsze dzie�o, jakiego kiedykolwiek dokona�em na tym polu. Szkoda,
�e�cie nie byli
�wiadkami po�cigu w d� rzeki i po suchej przeprawie.
� A co si� sta�o z t� squaw?* � zapyta� Louis Savoy, wysoki Kanadyjczyk
francuskiego
pochodzenia, nagle zaciekawiony: s�ysza� bowiem o tym szalonym czynie, kiedy
zesz�ej zimy by�
w Czterdziestej Mili.
Wtedy Malemute Kid, urodzony gaw�dziarz, opowiedzia� wiernie dzieje Lokinwara
P�nocy.
Niejeden z przys�uchuj�cych mu si� twardych ludzi, sytych przyg�d na p�nocnych
szlakach,
poczu� �ciskanie w sercu i do�wiadczy� niejasnych t�sknot za s�onecznymi
pastwiskami Po�udnia,
gdzie �ycie obiecywa�o co� wi�cej ponad ja�ow� walk� z ch�odem i �mierci�.
� Dotarli�my do Yukonu zaraz po pierwszym ruszeniu lod�w � zako�czy� Malemute
Kid �
plemi� by�o o kwadrans drogi za nami. I to nas uratowa�o. Drugie bowiem
sp�yni�cie kry zwali�o
zapor� lodow� w g�rze rzeki i odci�o po�cig. Kiedy w ko�cu dostali si� do
Nuklukyeto, czeka�a
na nich ca�a plac�wka pod broni�. Co do wesela, zapytajcie obecnego tu ojca
Roubeau: on to
przecie� dope�ni� obrz�du.
Jezuita wyj�� fajk� z ust, lecz z konieczno�ci ograniczy� si� do wyra�enia
zadowolenia za
pomoc� patriarchalnych u�miech�w, gdy protestanci pospo�u z katolikami objawiali
swe uznanie
g�o�nymi oklaskami.
� Co� podobnego! � wykrzykn�� Louis Savoy, kt�rego ca�a ta historia zachwyca�a
swa
romantyczno�ci�. � La petite squaw! mon Mason brave!* Co� podobnego!
Nast�pnie, kiedy ju� pocz�y kr��y� pierwsze blaszane kubki z ponczem,
nieprzepity Bettles
zerwa� si� na r�wne nogi i zaintonowa� sw� ulubion� pie�� pijack�:
To Henry Beecher, przyjaciele,
A wszyscy wszak nauczyciele
Sok sazafranu* pij� na�ogowo �
Bo sazafranu s�odki korze�
Uchroni ci� od s�odkich schorze� �
Wi�c pijmy, pijmy zakazany owoc!
� Wi�c pijmy, pijmy zakazany owoc! � rykn�� do wt�ru pijacki ch�r.
O, pijmy, pijmy zakazany owoc!
Bo sazafranu s�odki korze�
Uchroni nas od s�odkich schorze� �
Wi�c pijmy zaka�ny owoc!
Straszliwa mieszanka Malemute Kida zrobi�a swoje; bywalcy oboz�w i szlaku
roztajali w jej
dobroczynnym cieple, po czym doko�a sto�u kr��y� pocz�y �arty, pie�ni i
opowiadania o
dawnych przygodach. Obcy sobie ludzie, z tuzina r�nych kraj�w, pili za zdrowie
wszystkich
razem i ka�dego z osobna. Anglik Prince wzni�s� toast ku czci ,,Wuja Sama,
cudownego
dzieci�cia Nowego �wiata�; Jankes Bettles wypi� za zdrowie Kr�lowej, kt�r� niech
B�g ma w
swej opiece; Savoy za� i niemiecki kupiec Meyers stukn�li si� zgodnie kubkami za
pomy�lno��
Alzacji i Lotaryngii.
Nast�pnie Malemute Kid powsta� z kubkiem w r�ce i spojrza� na szyby z
przet�uszczonego
papieru, kt�re mr�z pokry� szronem trzycalowej grubo�ci. � Za zdrowie tego,
kt�ry tej nocy
w�druje po szlaku! Niech mu nie zabraknie strawy; niechaj jego psy utrzymaj� si�
na nogach; a
jego zapa�ki oby zawsze zdo�a�y skrzesa� ognia!
Chlast! Chlast! Us�yszeli dobrze znany �wist bata, skowyt ps�w oraz skrzypienie
podje�d�aj�cych do chaty sa�. Rozmowy ucich�y w oczekiwaniu dalszego ci�gu.
� To stary pionier; przede wszystkim dba o psy, a potem dopiero o siebie �
szepn��
Malemute Kid do Prince�a, gdy przys�uchiwali si� k�apaniu szcz�k oraz wilczym
warkni�ciom i
bolesnym skowytom, kt�re powiadamia�y ich wprawny s�uch o tym, �e obcy, karmi�c
sw�j
zaprz�g, odgania przy tym batem ich w�asne psy.
Wreszcie nast�pi�o oczekiwane stukni�cie do drzwi, �mia�e i ufne, po czym
przybysz
wkroczy� do izby. O�lepiony przez �wiat�o, przystan�� na chwil� przy drzwiach,
daj�c obecnym
sposobno�� przyjrzenia mu si�. By� to osobnik niezwyk�y, a do tego do��
malowniczo
wygl�daj�cy w swym p�nocnym stroju z we�ny i futer. Wzrostu mia� sze�� st�p i
par� cali,
odpowiednio do tego rozbudowane barki i klatk� piersiow�; g�adko ogolona twarz
by�a silnie
zar�owiona pod wp�ywem mrozu, na d�ugich rz�sach i brwiach bieli� si� l�d, co
wraz z lu�no
zwisaj�cymi nad uszami i karkiem klapami wielkiej wilczej czapy sprawia�o zaiste
wra�enie
jakiego� Kr�la Zimy, kt�ry wst�pi� tu z mroku nocy.
Dwa wielkie colty oraz kordelas �owiecki wisia�y u naszywanego paciorkami pasa,
zaci�ni�tego na my�liwskiej kurcie. Ponadto obcy d�wiga� � pr�cz nieodzownego
bata na psy �
najwi�kszego kalibru i najnowszego typu karabin do bezdymnego prochu. Kiedy
wyst�pi�
naprz�d, obecni dostrzegli, mimo pozornej pewno�ci i spr�ysto�ci jego kroku,
wyra�ne oznaki
przyt�aczaj�cego, ci�kiego znu�enia.
Zapad�o k�opotliwe milczenie, lecz pogodne powitanie obcego: � Co tam dobrego,
ch�opcy?
� szybko przywr�ci�o swobodny nastr�j. W nast�pnej chwili go�� i Malemute Kid
�ciskali ju�
sobie d�onie. Cho� nigdy dot�d si� nie zetkn�li, s�yszeli o sobie wiele, wi�c
poznali si� bez trudu.
Zanim przybysz zd��y� wyja�ni� cel swej podr�y, dokonano og�lnej prezentacji i
dano mu
kubek ponczu.
� Jak dawno temu przejecha�y t�dy kryte sanie wioz�ce trzech ludzi i zaprz�one
w osiem
ps�w? � zapyta�.
� Dok�adnie przed dwoma dniami. Czy ich �cigacie?
� Tak. To m�j zaprz�g. Ci zb�je przekl�ci uprowadzili mi go sprzed nosa. W
po�cigu
zyska�em ju� dwa dni � spodziewam si� dogoni� ich na nast�pnym postoju.
� Czy my�licie, �e si� postawi� ostro? � zagadn�� Belden, by podtrzyma� rozmow�,
gdy�
Malemute Kid postawi� ju� na ogniu garnek z kaw� i poch�oni�ty by� sma�eniem
�osiowego
mi�sa na s�oninie.
Obcy znacz�co poklepa� swe rewolwery.
� Kiedy opu�cili�cie Dawson?
� O dwunastej!
� Wczoraj? � pytanie postawione zosta�o zdawkowo; nie mog�o by� przecie�
inaczej.
� Dzisiaj.
Da� si� s�ysze� og�lny szmer zdziwienia. I nic dziwnego, by�a p�noc, a
przebycie
siedemdziesi�ciu pi�ciu mil trudnego rzecznego szlaku w dwana�cie godzin to
przecie� nie �arty.
Rozmowa niebawem zesz�a na tory og�lne, powracaj�c do wspomnie� dzieci�stwa.
Kiedy
m�ody w�drowiec posila� si� prost� straw�, Malemute Kid pilnie bada� jego twarz.
Szybko uzna�,
�e rysy go�cia wyra�aj� rzetelno�� i otwarto�� oraz �e mu si� podobaj�. Tchn�ce
jeszcze
m�odo�ci�, nosi�y pi�tno znoju i trud�w �ycia.
Jego b��kitne oczy, cho� pogodne w chwili rozmowy i �agodne w spoczynku, dawa�y
przedsmak owych twardych, stalowych b�ysk�w, kt�re zwyk�y pojawia� si� w czasie
czynnych
wyst�pie�, zw�aszcza wobec silniejszego przeciwnika. Masywna szcz�ka i kanciasty
podbr�dek
�wiadczy�y o uporze i niez�omno�ci. Mimo �e w obliczu tym by�o co� lwiego, nie
brakowa�o w
nim r�wnie� pewnej mi�kko�ci i odrobiny kobieco�ci znamionuj�cej natur�
wra�liw�.
� Tak tedy pobrali�my si� z moj� star� � rzek� Belden ko�cz�c podniecaj�c�
opowie�� o
swych zalotach.
� Sta�o si�, tatusiu, jeste�my � powiada ona do ojca.
� Ano to niech was licho porwie � powiada on do niej, a potem do mnie: �
S�uchaj, Jim,
�ci�gnij te swoje od�wi�tne �achy, bo musisz mi zaora� przed obiadem zdrowy
szmat tych
czterdziestu akr�w. � A potem zn�w do niej: � Ty, Salusiu, zwiewaj mi�dzy
garnki. � Wtedy
tak jako� poci�gn�� nosem i poca�owa� j�. Mnie zrobi�o si� s�odko na sercu, a on
spojrza� na mnie
i ryczy: � No i co, Jim! � No to powiadam wam, �e jak pobieg�em do szopy, to a�
si� za mn�
kurzy�o. � Czy dzieci czekaj� na was w Stanach?
� Nie. Salusia umar�a, zanim przysz�y. Dlatego mnie tu widzicie. � Belden pocz��
w
roztargnieniu zapala� fajk�, kt�ra wcale mu nie zgas�a, po czym rozpogodziwszy
si� zapyta�: �
A jak tam nasz go�� � �onaty?
Zamiast odpowiedzi przybysz otworzy� zegarek, odpi�� go z rzemyka s�u��cego za
�a�cuszek i
poda� pytaj�cemu. Belden podkr�ci� p�omie� t�uszczowej lampy, przyjrza� si�
krytycznie wn�trzu
koperty i kln�c pod nosem z podziwu, wr�czy� zegarek s�siadowi, kt�rym by� Louis
Savoy. Ten
� z okrzykami: �Co� podobnego!� � przekaza� go Prince�owi. Wszyscy zauwa�yli, �e
r�ce mu
dr�a�y, a oczy zaja�nia�y osobliw� �agodno�ci�. Tak wi�c z jednej twardej i
szorstkiej r�ki do
drugiej przechodzi� skarb: naklejona fotografia kobiety, jednej z tych
przymilnych istot,
uwielbianych przez m�czyzn takich jak oni � kobiety z niemowl�ciem u piersi.
Ci, kt�rzy nie ogl�dali jeszcze tego cudu, p�on�li z ciekawo�ci; ci, co go ju�
widzieli, popadli
w milcz�ce rozmy�lania o przesz�o�ci. Sta� ich by�o na to, by stawi� czo�o
udr�ce g�odu, atakowi
szkorbutu lub nag�ej �mierci na l�dzie czy wodzie; ale podobizna nieznanej
kobiety z dzieckiem
czyni�a z nich wszystkich baby i niemowl�ta.
� Nigdy jeszcze nie widzia�em malca; pisa�a mi, �e to ch�opiec i �e ma ju� dwa
lata � rzek�
obcy, odzyskawszy sw�j skarb. Przez d�u�sz� chwil� spogl�da� na�, po czym
chwyci� zegarek i
odwr�ci� si�, nie na tyle szybko jednak, by ukry� powstrzymywane �zy.
Malemute Kid zaprowadzi� go do pos�ania i kaza� mu si� po�o�y�.
� Obud�cie mnie dok�adnie o czwartej. Nie zr�bcie mi tylko zawodu! � brzmia�y
ostatnie
s�owa go�cia, a po kr�tkiej chwili ci�ki jego oddech �wiadczy�, �e pogr��y� si�
w sen cz�owieka
�miertelnie strudzonego.
� Do pioruna! Chwacki z niego ch�op � zauwa�y� Prince. � Trzy godziny snu po
siedemdziesi�ciu pi�ciu milach z psami i z powrotem na szlak. Kto to jest, Kid?
� To Jack Westondale. Jest ju� w tym kraju bez ma�a trzy lata, ale nie zdoby�
nic pr�cz s�awy
cz�owieka, kt�ry haruje jak w�, a szcz�cia nie ma za grosz. Nie zna�em go
osobi�cie, ale
Charley Sitka opowiada� mi o nim.
� To rzeczywi�cie ci�ki los, �eby cz�owiek, maj�cy tak mi�� m�od� �on� jak on,
marnowa�
swe lata w tej zakazanej dziurze, gdzie ka�dy rok liczy si� co najmniej
podw�jnie.
� Gubi go w�a�ciwie jego w�asny hart i up�r. Dwa razy ju� uda�o mu si� porz�dnie
zarobi�,
gdy znalaz� dobr� �y��, a potem dwa razy straci� wszystko.
Tu rozmow� przerwa� g�o�ny okrzyk Bettlesa; wra�enie wywo�ane fotografi� kobiety
pocz�o
si� ju� zaciera�. Wkr�tce te� w rubasznych �artach zaton�y wspomnienia
bezbarwnych lat
jednostajnej strawy i zab�jczego trudu. Jeden tylko Malemute Kid jako� nie
poddawa� si�
og�lnemu nastrojowi i co chwila spogl�da� niespokojnie na zegarek. Raz nawet,
naci�gn�wszy
r�kawice i bobrow� czap�, wyszed� z izby i pocz�� szpera� w kom�rce.
Nie m�g� te� doczeka� si� wyznaczonej godziny i ju� pi�tna�cie minut przed
czasem
wyci�gn�� go�cia z pos�ania. M�ody olbrzym zupe�nie zdr�twia� i dopiero
gwa�towne nacieranie
postawi�o go na nogi. Wlok�c si� z trudem, wyszed� z chaty i zasta� psy ju�
zaprz�one i
wszystko przygotowane do drogi. Towarzystwo �yczy�o mu powodzenia i rych�ego
zako�czenia
po�cigu. Ojciec Roubeau, pob�ogos�awiwszy go napr�dce, poprowadzi� biegiem ca��
gromad� z
powrotem do domu, jako �e nie jest zdrowo wystawia� si� na dzia�anie
siedemdziesi�ciu czterech
stopni* z go�ymi uszami i r�kami.
Malemute Kid odprowadzi� go a� na g��wny szlak i tam, serdecznie �ciskaj�c mu
r�k�,
udzieli� rad na drog�.
� Znajdziesz na saniach sto funt�w �ososiowej ikry � rzek�. � To tyle, co sto
pi��dziesi�t
funt�w ryb. W Pelly nie dostaniesz �arcia dla ps�w, na co pewnie liczy�e�. �
Obcy poruszy� si�,
oczy mu zab�ys�y, lecz nie przerywa�. � Nie zdob�dziesz ani �uta po�ywienia, czy
to dla ludzi,
czy dla zaprz�gu, a� do Pi�ciu Palc�w, kt�re le�� przecie� o dobre dwie�cie mil
st�d. Wystrzegaj
si� nie zamarzni�tej wody na rzece Trzydziestej Mili i nie zapomnij skorzysta� z
wielkiego
skr�tu nad Le Barge.
� Sk�d ty wiesz o tym? Przecie� ta nowina chyba nie mog�a mnie wyprzedzi�?
� Nie wiem o niczym; a co wi�cej, nie jestem wcale ciekaw. Lecz ten zaprz�g, za
kt�rym
gonisz, nigdy do ciebie nie nale�a�. Charley Sitka sprzeda� im go zesz�ej
wiosny. Ale Charley
m�wi� mi, �e porz�dny z ciebie ch�op i wierz� mu. Zreszt� spodoba�a mi si� twoja
g�ba. A poza
tym, jak zobaczy�em� a niech ci� licho, szoruj jak najpr�dzej do morza i do tej
swojej �ony i�
� Tutaj Kid zdj�� r�kawic� i doby� sakiewki.
� Nie, nie potrzeba mi. � Jack, m�wi�c to, �ciska� kurczowo d�o� Malemute Kida,
a na jego
policzku zamarza�y �zy.
� W takim razie nie oszcz�dzaj ps�w; odcinaj je z zaprz�gu, skoro tylko raz
padn�; kupuj psy
i pami�taj, �e dziesi�� dolar�w za funt to taniocha. Dostaniesz je u Pi�ciu
Palc�w, na Ma�ym
�ososiu i w Hootalinqua. A strze� si� zamoczenia n�g � rzuci� ostatni�
po�egnaln� rad�. � Id�,
dop�ki temperatura nie przekroczy dwudziestu pi�ciu stopni, ale gdy tylko si�
ociepli, rozpal
ognisko i zmie� skarpetki.
Nie up�yn�o wi�cej ni� pi�tna�cie minut, gdy brz�k dzwonk�w zapowiedzia�
przybycie
nowych go�ci. Drzwi otworzy�y si� i do izby wkroczy� oficer konnej policji
P�nocno�
Zachodniego Terytorium, za nim za� dwaj poganiacze ps�w, miesza�cy p�krwi.
Podobnie jak
Westondale byli uzbrojeni po z�by i wygl�dali na bardzo zm�czonych. Miesza�cy od
urodzenia
obcowali ze szlakiem i trudy te znosili dobrze; m�ody policjant by� jednak u
kresu si�. Mimo to
zaci�ty up�r jego rasy kaza� mu nie zwalnia� tempa, kt�re sam wyznaczy� i got�w
by� zapewne
utrzymywa� a� do chwili, gdy zwali si� z n�g.
� Kiedy wyruszy� Westondale? � zapyta�. � Przecie� si� tu zatrzymywa�? �
Ostatnie
pytanie by�o zupe�nie zb�dne, gdy� wygl�d kolein a� nadto wyra�n� dawa� na nie
odpowied�.
Malemute Kid mrugni�ciem oka da� znak Beldenowi, kt�ry czuj�c pismo nosem,
odrzek�
wymijaj�co:
� O, ju� dobry kawa� czasu.
� No, no, m�w pan prawd� � skarci� go policjant.
� Co� mi si� widzi, �e bardzo chcieliby�cie si� z nim zobaczy�. Czy mo�e co�
przeskroba�
gdzie� pod Dawson?
� Obrabowa� Harry�ego Mac Farlanda na czterdzie�ci tysi�cy; wymieni� to na
plac�wce
Towarzystwa na czek p�atny w Seattle; no i kto teraz powstrzyma realizacj� tego
czeku, je�li my
go nie dop�dzimy? Kiedy odjecha�?
Wyraz podniecenia pojawi� si� w oczach obecnych, lecz zgas� natychmiast, gdy�
Malemute
Kid zd��y� ju� da� wszystkim znak. M�ody oficer ujrza� tylko kamienne twarze.
Z kolei zwr�ci� si� do Prince�a. Patrz�c w szczer� i pe�n� powagi twarz swego
rodaka, Prince
� nie bez przykro�ci � odpowiedzia� co� m�tnego na temat stanu szlaku.
Wtedy przybysz wypatrzy� ojca Roubeau; ten nie m�g� przecie� k�ama�. � Przed
kwadransem � odrzek� ksi�dz � ale cztery godziny odpoczywa�.
� Ma wi�c pi�tna�cie minut przewagi, a do tego wypocz�ty! O Bo�e! � Biedak a�
si�
zatoczy� w ty�, na p� mdlej�c z wycie�czenia i zmartwienia, mrucz�c co� przy
tym o przebyciu
w dziesi�� godzin trasy z Dawson i o po�a�owania godnym stanie ps�w.
Malemute Kid zmusi� go do wypicia kubka ponczu; nast�pnie go�� skierowa� si� ku
drzwiom,
ka��c i�� za sob� poganiaczom. Wszelako ciep�o i nadzieja spoczynku dzia�a�y
zbyt kusz�co,
tote� oparli si� ostro. Kid mia� jakie takie poj�cie o ich francuskim �argonie,
przys�uchiwa� si�
wi�c pilnie temu, co m�wili.
Kl�li, �e z ps�w wyci�ni�to ostatnie si�y; �e Siwasza i Babette trzeba b�dzie
zastrzeli� jeszcze
przed przebyciem nast�pnej mili; �e stan reszty zaprz�gu niewiele jest lepszy; i
�e dla wszystkich
najlepiej by�oby zosta� i odpocz��.
� Po�yczycie mi pi�� ps�w? � spyta� oficer zwracaj�c si� do Malemute Kida.
Kid jednak potrz�sn�� g�ow�.
� Podpisz� czek p�atny przez kapitana Constantine na pi�� tysi�cy � oto moje
papiery �
jestem upowa�niony do korzystania z tego konta bez ogranicze�.
I zn�w milcz�ca odmowa.
� W takim razie zarekwiruj� je w imieniu Kr�lowej. U�miechaj�c si�
niedowierzaj�co, Kid
rzuci� okiem na sw�j dobrze zaopatrzony arsena�, Anglik za�, widz�c, �e nic nie
wsk�ra, ruszy�
ponownie ku wyj�ciu. Poganiacze jednak nie zaniechali sprzeciwu, pocz�� wi�c
�aja� ich
gwa�townie, wymy�laj�c od bab i kundli. Smag�a twarz starszego miesza�ca pokry�a
si�
rumie�cem gniewu, po czym zebrawszy si� w sobie, o�wiadczy� bez ogr�dek, �e
ch�tnie pogoni
tak daleko, �eby jego zwierzchnik zwali� si� z n�g, a wtedy z przyjemno�ci�
zostawi go w �niegu.
M�ody oficer ca�ym wysi�kiem woli ruszy� stanowczo ku drzwiom, udaj�c rze�ko��,
kt�rej
mie� nie m�g�. Wszyscy jednak odczuli i nale�ycie ocenili ten jego chlubny
wysi�ek; on sam
wszak�e nie zdo�a� ukry� drgnie� rozpaczy, kt�re przebiega�y mu po licach.
Powleczone szronem
psy kuli�y si� w �niegu zwini�te w k��bki i postawienie ich na nogi przekracza�o
niemal granice
mo�liwo�ci. Biedne stworzenia skowycza�y pod ostrymi razami bata, poganiacze
bowiem byli
rozgniewani i okrutni; dopiero kiedy Babette, pe�ni�ca rol� przodownika,
wy��czona zosta�a z
zaprz�gu, pozosta�e psy zdo�a�y jako� ruszy� z miejsca i podj�� dalsz� drog�.
� Pod�y �otr! I do tego �garz! Co� podobnego! Ladaco! Z�odziej! Gorszy od
Indianina! �
Wszyscy byli �li, raz dlatego, �e dali si� �atwo oszuka�, po wt�re za�, bo
pogwa�cone zosta�y
zasady moralne P�nocy, gdzie uczciwo�� uchodzi za najcenniejszy klejnot
cz�owieka. � I
jeszcze udzielili�my �ajdakowi pomocy wiedz�c ju�, czego si� dopu�ci�. � Oczy
wszystkich
zwr�ci�y si� z wyrzutem w kierunku Malemute Kida, kt�ry powsta� z k�ta, gdzie
stara� si� u�o�y�
mo�liwie wygodnie Babette, i w milczeniu nala� z dzbana ostatni� ju� kolejk�
ponczu.
� Mamy dzi� zimn� noc, ch�opcy, diabelnie zimn� noc. � Tak z daleka rozpocz��
Kid sw�
mow� obro�cz�. � Wy wszyscy w�drowali�cie po szlaku i wiecie, co to znaczy. Nie
nale�y
kopa� le��cego. Znacie tylko jedn� stron� medalu. Nigdy nie zdarzy�o si�, by
niewinniejszy od
Jacka Westondale�a cz�owiek jad� z nami z jednego garnka lub dzieli� na