13473
Szczegóły |
Tytuł |
13473 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13473 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13473 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13473 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Wydanie pod redakcją: F-my T O M C Z A K ul. Rewolucji 76 90-223 Łódź tel./fax (0-42) 324-333
F-ma przyjmuje zlecenia edytorskie w szerokim zakresie.
Lektura dla uczniów szkoły podstawowej.
© Wydanie polskie Firma Tomczak
ui. Rewolucji 1905 r. 76 90-223 Łódź tel./fax (0-42) 324-333 ISBN 83-900265-0-3 (oryg. ISBN 0861126394)
L)Brimax Books Ltd 1991. Ali rights reserved.
Published by Brimax Books Ltd, Newmarket, England 1991.
Printed in Hong Kong
Druk i oprawa Wojskowa Drukarnia w Łodzi Zam. 4243
I /
ILUSTRACJE
Roger Payne
MITY
tTEGENDY
A ^ EUROPY
Oświatowy-Łódź -Polska
tcl./fax (0-42) 324-333
SPIS TREŚCI
Tezeusz i Minotaur.................................................................................. 9
Dedal i Ikar............................................................................................. 14
Jazon i złote runo .................................................................................... 21
Bellerofont i Pegaz .................................................................................. 30
Perseusz i Gorgona.................................................................................. 36
Achilles i Hektor ..................................................................................... 43
Koń Trojański ......................................................................................... 48
Odyseusz i Cyklopi.................................................................................. 54
Horacy - obrońca mostu......................................................................... 61
Androclus i lew........................................................................................ 68
Rungnir i Thor........................................................................................ 76
Geirrodur - król Trolli............................................................................ 83
Zygfryd - pogromca smoków................................................................. 89
Beowulf.................................................................................................... 96
Zaklęty miecz........................................................................................... 104
Sir Gawain i Zielony Rycerz................................................................... 110
Rodrigo - król Hiszpanii........................................................................ 116
Roland i Olivier....................................................................................... 122
El Cid ...................................................................................................... 128
Wilhelm Tell ............................................................................................ 134
* /¦¦
Ten pyszny zbiór mitów i legend Europy, od wieków ekscytujący, zadziwiający, przerażający, bawiący dzieci i dorosłych w dominujących cywilizacyjnie regionach świata ma drugi, chyba ważniejszy wymiar. Uczy i kształtuje postawy - i o tym kilka słów...
Europa, Świat... -Polska chce do nich „dołączyć" (1991). Jest to oczywista bzdura, bo nasz kraj był i jest ich częścią, od ponad tysiąca lat uczestnicząc w rozwoju ludzkości. Wiele idei zrodzonych w Polsce Świat wykorzystuje nie wiedząc skąd pochodzą. Takie uproszczone, hasłowe traktowanie zagadnienia, obniża tylko bezzasadnie wśród Polaków poczucie własnej wartości i ich zdolności do dynamicznego działania.
Faktem jest jednak, że brak Reformacji oraz ponad dwieście lat zaborów
1 kolejnych totalitaryzmów spowodowało zawężenie kontaktów naszej nacji z wieloma innymi i w sferze poznawania pierwocin ich kultur, a więc właśnie mitologii, zatrzymaliśmy się na etapie Oświecenia. Znamy więc jedynie trochę mitów greckich i nieco ponadnarodowych katolickich.
Anglosasi, przedstawiciele najwyżej rozwiniętych centrów współczesnej cywilizacji - a przede wszystkim ich dzieci - są w lepszej sytuacji. W ich krajach od dawna dominują ruchy protestanckie, które rozpowszechniły zasadę stosowania logiki, gdzie tylko jest to możliwe. Wyzwoliły ludzi od skostnienia totalitaryzmu katolickiego i „święta" inkwizycja nie tępiła starych przekazów oraz związanych z nimi pewnych dowolności interpretacji świata. Dla nich nie jest tabu świadomość, że kultura ma korzenie znacznie głębsze niż wszelkie odmiany chrześcijanizmu, socjalizmu, itp. itd.
Ta książka nie tylko znakomicie bawi i usypia dzieci czy dorosłych.
Polecana jest, jako lektura szkolna dla klas
2 - 7 szkoły podstawowej, w zależności od lokalnego poziomu intelektualnego środowiska, tak właśnie, jak w krajach anglosaskich.
Dzieci poznają dzięki niej, choćby fragmentarycznie, dominujące cechy wielu starych sposobów życia i walki o przetrwanie, a szczególnie zasadę nie popadania w panikę i prowadzenia walki do końca, nawet w najbardziej beznadziejnych z pozoru sytuacjach. Przyswajają sobie właściwy stosunek do „skarbów", które zdobyte, utrzymane i właściwie użyte przynoszą korzyści zdobywcom i ich otoczeniu. A przede wszystkim dowiadują się, jak różne w historii rzeczy i sprawy były dla ludzi najważniejszymi wartościami, zyskują więc właściwy dystans do „wszystkiego co ludzkie". Dzieci takie żyją potem mądrzej i dynamiczniej. Myślą swobodniej iskuteczniej niż inni ludzie, skrępowani jednostronnym pojmowaniem świata narzuconym im w szkole
- np. wąskim światopoglądem komunistycznym, chrześcijanistyczno-katolickim czy jakimkolwiek innym totalitarnym, bałwochwalczo uznającym tylko swój punkt widzenia.
Niech ta książka, bawiąc i ucząc, będzie pierwszym krokiem każdego małego Polaka ku poznaniu sposobów uczenia się i myślenia ludzi Zachodu
- tych „przodowników pracy kapitalistycznej".
Minotaur
Tezeusz
Iabirynt wypełniały kompletne ciemności, od czasu do czasu rozjaśniane pojedynczymi promykami światła, wdzierającymi się do wnętrza przez niewielki otwór w sklepieniu. Tezeusz czuł narastający chłód. Począł dygotać z zimna i emocji, usłyszał bowiem w jednej chwili głuchy ryk i odgłosy kroków potwora Minotaura.
- Jest pewnie zły i głodny - pomyślał Tezeusz. Nie wiedział skąd dobywa się głos stwora. Korytarze przecinały się ze sobą tworząc ogromny labirynt. Jeżeli
, chciał odnieść zwycięstwo i zabić Minotaura, musiał wejść głębiej w plątaninę czarnych zakamarków. Już sama myśl o tym napełniała go zgrozą.Wiadomo było, że kto raz wszedł do labiryntu, nie znajdował drogi powrotnej. Wszyscy ginęli w nim bez śladu. Minotaur zabijał błąkających się śmiałków i zjadał ich. Tezeusz posuwał się powoli przed siebie. W jednej ręce niósł miecz, w drugiej kurczowo ściskał kłębek nici. Miecz, kłębek nici i mały, złoty flakonik miały mu pomóc w zmaganiach z potężnym Minotaurem, który był krwiożerczym monstrum o ciele człowieka i głowie byka. Nawet lew nie miał ostrzejszych od niego kłów. Nic też dziwnego, że ojciec Tezeusza, król Aten Egeusz, wpadł w rozpacz, gdy syn oświadczył mu, że chce zabić Minotaura.
- Nie jedź na Kretę Tezeuszu. Mam przeczucie, że nigdy cię już
nie zobaczę. Jestem starym człowiekiem i bardzo cię potrzebuję. Powinieneś pomóc mi w rządzeniu królestwem - mówił stary król i łzy ciekły po jego policzkach.
Tezeuszowi przykro było patrzeć na zasmuconego ojca, lecz uznał, iż nie może poddać się jego woli.
- Jeżeli nie zabiję potwora będziesz musiał wysłać Minotaurowi na pożarcie kolejnych Ateńczykow. Pomyśl ojcze, jak wielu młodych ludzi
*inąć - odpowiedział Tezeusz.
Król westchnął głęboko. Wiedział, że jego syn ma rację. Młodzi ludzie płacili straszliwą cenę za to, że przed laty syn króla Krety Minosa, zginął z rąk Ateńczykow. W odwecie król Minos zażądał, aby co roku wysyłano na Kretę czternastu Ateńczykow, siedmiu młodych chłopców i siedem dziewcząt, jako pożywienie dla Minotaura. W przypadku ię spełnienia tego warunku Minos groził kowaniem i zburzeniem Aten.
Zapewne był w stanie tego dokonać, jako że dysponował potężną armią. Minos zastrzegł jednak, że nie będzie się domagać ofiar, jeśli któryś z młodych Ateńczyków zdoła zabić potwora. Było to ogromnie trudne, gdyż podstępny i okrutny Minos zabraniał wnoszenia jakiejkolwiek broni do labiryntu, tym samym skazując śmiałków na pewną śmierć.
Z okna swego pałacu widział Egeusz statek z czarnymi żaglami, który jak co roku miał wypłynąć w swoją smutną podróż na Kretę. Widział młodych ludzi wchodzących na pokład i opłakujących ich ojców. Król wiedział, że Tezeusz musi do nich dołączyć.
- Moi poddani bardzo cierpią z powodu utraty dzieci. Ich władca nie może
i rzekł do Tezeusza:
- Pożegnajmy się synu. Będę gorąco prosił Bogów z Olimpu, aby mieli cię w swej opiece. Po czym wziął ze stolika mały, złoty flakonik i podał Tezeuszowi mówiąc: - Jest to podarunek od twej macochy Medei. Może być ci pomocny w walce z Minotaurem. Ja zaś mam tylko jedną prośbę.
- Jaką Ojcze? - zapytał młodzieniec. Egeusz dał mu duży, czerwony zwój materiału. - Jeśli zwyciężysz potwora, użyj tej tkaniny jako żagla na znak, że wyprawa się powiodła. Z dala dojrzę jego czerwień i będę spokojniejszy.
Tezeusz uśmiechnął się do ojca próbując go podnieść na duchu.
- Wiem, że zobaczysz mnie powracającego z czerwonym żaglem. Czarne żagle już nigdy nie pojawią się na ateńskich statkach - powiedział.
Podróż na Kretę była bardzo smutna. Czternastu młodych ludzi nie mogło myśleć o niczym innym, jak tylko o swym straszliwym przeznaczeniu. Wszyscy płakali i trzęśli się ze strachu. Przerażenie narastało w miarę jak zbliżali się do celu podróży. Tezeusz nie zamierzał jednak okazywać trwogi i odważnie stanął przed obliczem króla Minosa, który go natychmiast rozpoznał.
- Co robi tutaj królewicz z Aten? - spytał Minos. - Nie wierzę, aby król Egeusz wysyłał swego syna na pożarcie Minotaurowi.
10
r
Tezeusz spojrzał wyzywająco na Minosa.
-Nie przybyłem tutaj, aby zostać zjedzonym przez potwora, lecz po to by go zabić. Chcę uwolnić mój lud od tej straszliwej daniny - wypowiedź Tezeusza wywołała ogromne poruszenie wśród dostojników i dworzan skupionych wokół króla. Ten uśmiechnął się.
- Odważne są twe słowa Tezeuszu. Wiedz jednak, że bez broni niełatwo jest pokonać Minotaura - rzekł.
- Muszę znaleźć jakiś sposób - odpowiedział stanowczym głosem Tezeusz. Królewna Ariadna, córka Minosa, przyglądała się uważnie ateńskienu
herosowi. Był młody, odważny i mocny. Potrzeba było jednak czegoś więcej, by zwyciężyć potwora. A ona mogła mu pomóc. Tej nocy Ariadna zaczekała, aż jej ojciec i dworzanie zasną, po czym wziąwszy kłębek nici i dzban wina cicho wymknęła się z komnaty. Zamkowymi korytarzami pobiegła wprost do Tezeusza i towarzyszy jego niedoli. Strażnicy zdziwili się widząc ją tutaj, lecz ona wiedziała jak uśpić ich czujność.
- Noc jest długa i chłodna. Wino was ogrzeje - powiedziała uśmiechając się przymilnie i częstując strażników winem. Proszek wsypany do wina zaczął po chwili działać i strażnicy zapadli w smaczny i głęboki sen.
Ariadna zapukała do komnaty Tezeusza. Był ogromnie zaskoczony widząc ją u siebie.
- Przyszłam, aby ci pomóc Tezeuszu. Weź ten kłębek nici i miecz jednego ze strażników - rzekła królewna.
- Dlaczego to robisz? - chciał wiedzieć Tezeusz. - Nie obawiasz się gniewu ojca?
-Mój ojciec jest okrutnym człowiekiem - westchnęła Ariadna ze smutkiem. - Nie ma litości dla tych, którzy giną w labiryncie. Minotaur narobił już dość krzywd. Pora z tym skończyć. Nie marnujmy czasu. Chodźmy do labiryntu.
Tezeusz wziął miecz śpiącego strażnika i pośpieszył za Ariadną. Minęli ogród i pałacowy podwórzec. Zanim dotarli na miejsce Ariadna poradziła młodzieńcowi co ma czynić. Zgodnie z radą, u wejścia labiryntu przywiązał koniec nici podarowanej mu przez Ariadnę i zagłębił się w plątaninie korytarzy rozwijając jednocześnie kłębek. Coraz wyraźniej słyszał ryk Minotaura.
Poczuł mocniejsze bicie serca.
- Za moment go zobaczę! - pomyślał. Ukrył kłębek nici za załomem korytarza
i otworzył flakonik, który dała mu macocha.Ciężko stąpając, rycząc i wygrażając skałom, które go więziły, ukazał się Minotaur.
11
- Jest przerażający - wyszeptał Tezeusz ze zgrozą. Pomimo nikłego światła ujrzał szerokie ramiona Minotaura, ostre rogi na jego byczej głowie i dzikie oczy, wpatrujące się prosto w śmiałka. Z przerażającym rykiem rzucił się Minotaur na Tezeusza, ten jednakże zdążył sypnąć potworowi w oczy proszek z otwartego flakonika. Minotaur zatoczył się i zaczął kaszleć. Tarł oczy dłońmi. Był zupełnie bezradny. Tezeusz ruszył ostro do przodu i z rozmachem ciął Minotaura mieczem przez nogi. Potwór upadł na skały rycząc z bólu. Jeszcze próbował się podnieść i zaatakować. Otwierał i zamykał pysk chcąc ugryźć atakującego go człowieka. Nie mógł go jednak dojrzeć przez zasypane tajemniczym proszkiem oczy i dlatego jego
i
ciosy były bezładne i nieskuteczne. Tezeusz stał obok i czekał, aż miotający się potwór wyczerpie swe siły.
W końcu Minotaur runął na ziemię bez czucia, z mieczem uniesionym do góry i z całej siły wbił okropnie. Jego oczy zaczęły mętnieć, by po chwili zgasnąć zupełnie. Nie żył.
- Dziękuję wam bogowie - szepnął Tezeusz i nachylił się nad bestią. Współ Minotaurowi. Nie jego bowiem było to, iż urodził się półczłowiekiem-półbykiem.
- Kto wie, może wyświadczyłem mu przysługę zabijając go. Lepiej umrzeć, niż żyć uwięzionym na zawsze - pomyślał Tezeusz i postanowił jak najszybciej opuścić kręte korytarze.
Wyjąwszy schowane nici zaczął nawijać je na kłębek. Postępując ich śladem opuścił labirynt tą samą drogą, którą do niego wszedł. Na zewnątrz owionęło go cudownie rześkie powietrze pogodnej nocy. Ariadna czekająca na niego u z labiryntu, nie posiadała się ze szczj widząc go całym i zdrowym.
sz podszedł do niego c bestii. Potwór zawył
1
wyj
12
- Uciekajmy z Krety jak najszybciej -powiedział Tezeusz. Nikt, absolutnie nikt nie może się dowiedzieć, że mi pomagałaś. Twoje życie byłoby wówczas w niebezpieczeństwie. Musisz wyjechać razem z nami. Ariadna przystała na jego propozycję. Pobiegli razem do pałacu. Tezeusz obudził swych rodaków i wszyscy jak najszybciej udali się do portu. Kapitan statku nie mógł uwierzyć własnym oczom, "że młodzi ludzie uniknęli niechybnej śmierci. W ogromnym pośpiechu rozwinęli żagle i pod osłoną nocy udali się
powrotną podróż do Aten. Był to radosny i szczęśliwy powrót. W niczym nie przypominał niedawnej, smutnej podróży na Kretę.
Kilka dni później Ateny były już w zasięgu ich wzroku. Podniecony (ycięstwem Tezeusz zapomniał jednak |bietnicy złożonej swemu ojcu. Na jego tku zamiast czerwonych łopotały na wietrze czarne żagle.
Kiedy król Egeusz ujrzał statek płynący pod czarnymi żaglami był pewny, że Tezeusz nie żyje. Nie mogąc dać sobie rady ze swoją rozpaczą, rzucił się do morza.
Od tej pory morze, w którym utonął, nazywa się Morzem Egejskim.
'
13
w
fliljiiljMiEiMEM^
Dedal i Ikar
MfiiMMEMngfiaMi^
I
karze! Obudź się! Obudź się! Dedalowi było bardzo przykro tak brutalnie budzić ze snu swego syna, lecz musiał to uczynić. Groziło im bowiem wielkie niebezpieczeństwo. W każdej chwili straże króla Minosa mogły być u ich drzwi. Dedal potrząsnął jeszcze raz ramieniem chłopca. - Wstawaj Ikarze! Obudź się! Dedal miał wszelkie podstawy do obaw po tym, co zdarzyło się poprzedniego dnia. Tezeuszowi, bohaterowi Aten, udało się wejść w głąb labiryntu i zabić więzionego tam szkaradnego potwora Minotaura o postaci półczłowieka - półbyka. Tezeusz wyjechał z Krety ponadto razem z księżniczką Ariadną, córką okrutnego króla Minosa, która pomogła młodemu śmiałkowi w walce z Minotaurem. Król Minos wpadł w ogromną wściekłość, gdy dowiedział się o tym wszystkim. Dedal będąc budowniczym
labiryntu, w którym przetrzymywany był Minotaur, był pierwszą osobą, po którą posłał rozgniewany król.
- Gdzie jest ten nędznik Dedal? Gdzie on jest? - wykrzykiwał z furią Minos. - Rozszarpię go na strzępy! Spalę go na popiół! Roztrzaskam go o skały! Ten nędznik! Ten łgarz! Powiedział mi, że nikt żywy nie będzie mógł wyjść z labiryntu! A teraz Minotaur nie żyje, a Tezeusz uciekł uprowadzając moją córkę i biorąc zakładników! - wołał wściekły.
Dedal słyszał krzyki dochodzące z królewskich komnat i wiedział, że musi jak najszybciej opuścić Kretę. Było tylko kwestią czasu, kiedy żołnierze Minosa przybędą, aby go aresztować i zawlec przed oblicze króla.
14
Dedal jeszcze gwałtowniej potrząsnął ramieniem Ikara. Ten wreszcie otworzył oczy i spytał:
- Co się stało ojcze? Dlaczego mnie budzisz?
-Musimy uciekać mój synu-szepnął Dedal. -Później wyjaśnię ci wszystko. Teraz nie mamy czasu do stracenia. Jeżeli od razu nie Tuszymy w drogę, to może to dla nas oznaczać śmierć.
Ikar oprzytomiał natychmiast. Jego ojciec był przerażony nie na żarty. Sytuacja musiała być rzeczywiście groźna.
- Zawsze pragnąłeś latać Ikarze, teraz będziesz miał okazję - powiedział Dedal. Podszedł do dużej czarnej skrzyni stojącej w rogu pokoju. Przeczuwał, że pewnego dnia będzie musiał razem z Ikarem uciekać z Krety. Dlatego też zrobił skrzydła z piór ptasich, które połączył woskiem. Dedal wyjął duże skrzydła ze skrzyni oraz parę mniejszych. Te mniejsze przymocował do ramion Ikara.
Dedal i jego syn już drugi raz w życiu zmuszeni byli do ucieczki przed niebezpieczeństwem. Po raz pierwszy musiał Dedal uciekać ze swych rodzinnych Aten po tym, jak w napadzie złości zrzucił ze skał swego bratanka Perdixa. Perdix był młodym chłopcem, ale był bardzo zdolnym wynalazcą i rzemieślnikiem. Niektórzy mówili, że był zdolniejszy nawet od Dedala. Tej myśli Dedal nie mógł znieść. Gdy Perdix spadał ze skał, bogini Atena przyszła chłopcu z pomocą i uratowała od śmierci zmieniając w przepiórkę. Dedal obawiał się jednak, że jego zbrodnia wyjdzie wkrótce na jaw i w obawie przed tym postanowił zniknąć. Wziął Ikara i pod osłoną nocy uciekł z nim na Kretę.
15
I
A teraz Dedal i Ikar ponownie musieli uciekać. Zrobione skrzydła miały ich przenieść bezpiecznie przez morze. Dedal umocował skrzydła chłopca, potem swe własne i zwrócił się z surowym ostrzeżeniem do Ikara.
- Pamiętaj, że pióra spojone są woskiem. Wosk topi się od gorąca,
a więc uważaj, nie leć zbyt blisko słońca, bo twoje skrzydła się rozpadną. Pamiętaj Ikarze!
- Tak . Oczywiście. Będę pamiętał - odpowiedział Ikar.
Był zbyt podniecony jednak myślą o czekającym ich locie, aby zwracać baczniejszą uwagę na przestrogi ojca. Miał piękne skrzydła zrobione ze śnieżnobiałych piór. Ptaki, które wielokroć obserwował z zachwytem, gdy przefruwały nad wyspą miały podobne. Ikar był bardzo dumny ze swych skrzydeł. Dzięki nim będzie mógł latać znacznie lepiej i o wiele dalej niż jego kuzyn Perdix, który zmienił się w przepiórkę.
- Przepiórki są takimi małymi, szarymi ptakami - myślał z pogardą Ikar. Dedal patrzył na pełną podniecenia, rozpaloną twarz młodzieńca i modlił
się o to, by nic złego mu się nie przydarzyło.
- Leć dokładnie za mną - powiedział do Ikara. - Nie leć wyżej niż ja, a wszystko będzie dobrze! - dodał.
Wtem usłyszeli hałas dochodzący z korytarza. Były to odgłosy kroków żołnierzy, którzy pośpiesznie szli w kierunku ich komnaty.
- Szybciej Ikarze! Już najwyższy czas! Pośpieszmy się! — mówił Dedal prowadził swego syna spiesznie na balkon.
- Skacz w górę, gdy ci powiem. I nie patrz w dół! Dedal przytulił syna, pocałował i powiedział:
- Teraz Ikarze! Skacz!
Ikar uczynił tak, jak mu powiedział ojciec i po pewnej chwili wraz z ojcem powoli unosił się w niebo. Skrzydła przymocowane do ich pleców poruszały się w górę i w dół. Wkrótce Ikar i Dedal lecieli wysoko nad pałacem króla Minosa, nad złotymi piaszczystymi plażami wzdłuż wybrzeża, a potem nad pełnym morzem.
16
—¦-., .- ; . , . .i.»Łfl»,
',.¦¦¦
*
Słońce świeciło wspaniale, morze iskrzyło się w dole, a powietrze było lekkie i czyste... Raz po raz Dedal spoglądał, czy Ikar leci za nim. Za każdym razem chłopiec z radością machał do niego.
Lecieli już od dłuższego czasu. W dole nie było widać nic poza morzem i łodziami rybackimi. Wyspa Kreta już dawno zniknęła za horyzontem. Lot śladem ojca stawał się coraz bardziej nużący dla Ikara. Chciałby latać jak ptaki, pikować w dół, zawracać, wzledeć w górę, dać porwać się podmuchom wiatru i lecieć lekko przed siebie.
17
Ikar postanowił posmakować prawdziwego lotu. Spojrzał, czy ojciec nie widzi go i rozpiął szerzej swe skrzydła. Machnął koniuszkami skrzydeł i poczuł, że leci w bok.
- Udało się! - krzyknął z zachwytem. Potem wychylił się.w dół i zaczął pikować. Sekundę lub dwie, potem poderwał się do lotu w górę. Ikara rozpierała radość i duma. W tej chwili był skłonny uwierzyć, że w przeszłości zawsze potrafił latać. W pewnej chwili tuż obok niego przeleciały ptaki stromo wznosząc się w niebo. Ikar natychmiast poleciał ich śladem.
Unosił się tak w górę, ptakom podobnie, nie zauważając wcale, że wokół robiło się coraz cieplej. Słońce świeciło coraz jaśniej i było coraz bliżej. Upojony radością latania Ikar nie zwracał na to uwagi.
18
...
- Potrafię latać tak wysoko jak ptaki! Potrafię! - wołał szczęśliwy.
Pęd powietrza i wspaniały widok na ziemię z tak dużej wysokości upajały go i oszałamiały.
- Jestem orłem! - Ikar stracił poczucie rzeczywistości.
Daleko w dole, Dedal obejrzał się po raz kolejny za siebie i stwierdził, że niebo za nim było puste. Zaniepokojony spojrzał w górę i ku swemu przerażeniu zobaczył Ikara, który przypominał maleńki punkcik na błękitnym niebie.
- Ikarze! Ikarze! Ikarze wracaj! - wołał z przerażeniem w głosie.
r Ikar nie słyszał go jednak. Poczucie orlej wolności prysło, gdy wciąż unosząc się zbliżał się zbytnio do słońca.
Żar obezwładniał go. Był też coraz bardziej przerażony. Nie chciał już lecieć wyżej, lecz prądy powietrzne unosiły go w górę z olbrzymią szybkością.
Poczuł palący ból na plecach i jednocześnie spostrzegł, że skrzydła zmieniają kształt.
-..«'¦'
-Wosk! Wosk się topił! I Ikar miast lecieć, począł spadać w dół. Spadając widział przed sobą swoje dwa wspaniałe, śnieżnobiałe skrzydła rozrywane przez porywy wiatru.
Ikar spadał w dół coraz szybciej. Dedal zawracając w locie próbował ratować swego syna. Na próżno. Chłopiec przeleciał obok niego z szeroko rozpostartymi ramionami, rękoma próbując chwytać powietrze. Dedal był bezradny. Jedyne co mógł zrobić to patrzeć, jak Ikar spada w dół, stając się coraz mniejszym i mniejszym punkcikiem, aż wreszcie rozbryzg piany zaznaczył miejsce jego upadku do morza.
- Ikarze, mój synu! Mój synu najmilszy! - lamentował Dedal. Potworny ból rozdzierał jego serce, gdyż rozumiał, że chłopiec nie mógł przeżyć upadku do morza z takiej wysokości. Łzy poczęły płynąć z jego oczu. Wiedział, że musi znaleźć Ikara, lecz wiedział również, że znajdzie go martwego.
20
złote runo
Słyszłem Jazonie, że przybyłeś tu po złote runo -powiedział Ajetes, król Kolchidy i surowo popatrzył na młodego księcia Jazona z Jolkos, który na statku Argo przybił do portu Kolchidy.
- Muszę cię przestrzec, że wielu śmiałków było tu przed tobą i żadnemu z nich ten zamiar się nie powiódł. Smok, który strzeże złotego runa zabił ich wszystkich.
Ajetes miał nadzieję, że Jazon ulęknie się jego przestróg. Wielu z młodych wojowników przybywających wcześniej do Kolchidy ogarniało przerażenie na samą wzmiankę o smoku. Inni szukali wymówki, aby wycofać się z próby zdobycia złotego runa i jak niepyszni opuszczali Kolchidę wracając tam, skąd przybyli.
Jazon ruszając na wyprawę przyrzekł sobie, że nie wróci do kraju bez złotego runa. Albowiem tylko wtedy stryj Jazona, Pelias miał dotrzymać swej obietnicy i zwrócić mu królestwo Jolkos, które kiedyś skradł był ojcu Jazona, królowi Ajzonowi.
- Nie odczuwam strachu Wasza Wysokość - oświadczył dumnie Jazon, - Ja i moi towarzysze Argonauci pokonaliśmy już wiele niebezpieczeństw, aby dotrzeć do twego kraju. Walczyliśmy z potężnymi olbrzymami, nawałnicami, wiatrami i potężnymi falami na morzu. Nie ulękniemy się smoka strzegącego złotego runa.
Król Ajetes był bardzo niezadowolony z odpowiedzi młodego śmiałka. Jarzon był tak odważny i pewny siebie, że mógł odnieść zwycięstwo tam, gdzie inni zawiedli. Ajetes nie chciał, aby Jazon zdobył złote runo, które było talizmanem przynoszącym szczęście Kolchidzie. Wiele lat temu książę Fryksos przyleciał do Kolchidy na baranku. Było to prześliczne zwierzę pokryte złotym runem. Umiało mówić ludzkim głosem oraz latać w powietrzu. Fryksos złożył baranka w ofierze Zeusowi, a złote runo podarował Ajetesowi, który je zawiesił na drzewie w świętym gaju i na jego straży postawił smoka.
Król Ajetes próbował odwieść Jazona od powziętego zamiaru.
- Smok nigdy nie śpi, czuwa w dzień i w nocy -powiedział król do młodego księcia z Jolkos.
- I ja nie zasnę, dopóki nie zdobędę złotego runa - odpowiedział Jazon. Ajetesa rozzłościła ta odpowiedź. Próbował ukryć swe prawdziwe uczucia
i uśmiechając się powiedział:
22
- Z tego co mówisz wynika, że jesteś bardzo odważny. Twoje słowa zapewne dorównują czynom. Smok ma się zatem czego obawiać. Skończmy jednak
te rozmowy o smokach i niebezpieczeństwach. Jutro będziemy mieli na to wiele czasu. Dzisiaj zapraszam ciebie i twoich towarzyszy na ucztę.
Tej nocy król Ajetes nie mógł spać. Zmartwiony spacerował po swej sypialni. r - Nie mogę pozwolić na to, by Jazon zabrał złote runo. Co mam czynić? - myślał. Całą noc snuł plany jak przeszkodzić Jazonowi. Nad ranem przyszła mu do głowy doskonała myśl.
- Zażądam, aby wypełnił trzy warunki, które potwierdzą jego siłę i męstwo. Dopiero po ich spełnieniu Jazon będzie mógł dostać złote runo. Ajetes zaśmiał się w duchu.
- Z góry wiem, że są one niemożliwe do spełnienia. Każdy z nich prowadzi do niechybnej śmierci. Jazon umrze zanim zdoła wypełnić pierwszy z nich. W ten sposób uchronię złote runo - planował.
Król nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego córka Medea umiała czytać w jego myślach. Była czarodziejką posiadającą ogromną moc. I w tej chwili zgłębiła myśli ojca bez trudu, pomimo odległości dzielącej ich sypialnie. Niegodziwe plany ojca wstrząsnęły nią. Medea zakochała się bowiem w pięknym młodzieńcu w dniu, kiedy przybył do zamku jej ojca.
- Muszę ostrzec Jazona - zdecydowała Medea. - Pomogę mu wypełnić zadania, które postawi mu ojciec. Bez mojej pomocy Jazon zginie!
Przez długie korytarze pałacu pobiegła do pokoju Jazona. Nie zapukawszy nawet wpadła do jego komnaty i obudziła go.
- Posłuchaj Jazonie. Przybyłam tutaj, aby ratować twe życie - wyszeptała bez tchu.
- Któż na nie czyha? - zdumiał się Jazon.
23
- Mój ojciec, król Ajetes - odpowiedziała Medca i pokrótce opowiedziała Jazonowi o planach króla. Wzburzony gniewem Jazon od razu chciał zabić Ajetesa, zanim ten doprowadzi do końca swój ohydny zamiar.
- Nie, Jazonie! Mam lepszy pomysł. Weź ten cudowny balsam. Ma on cudowną moc. Pomoże ci w wykonaniu pierwszego zadania. Przy drugim zadaniu będziesz natomiast potrzebował tego magicznego kamienia.
- A jak wypełnię trzeci warunek? - zapytał Jazon.
- Pomoże ci twój Argonauta Orfeusz. Niech przyniesie swoją lirę,
z której umie wydobywać tak cudowne dźwięki. Po spełnieniu trzech zadań złote runo będzie należało do ciebie - powiedziała triumfalnie Medea.
r Następnego ranka Ajetes wezwał Jazona do sali tronowej i przedstwił mu swoje warunki.
- Po pierwsze - rzekł - musisz zaprząc do pługa parę byków ziejących ogniem i zaorać nimi cztery akry ziemi. Następnie zasiać pole smoczymi zębami. Wyrosną z nich zastępy uzbrojonych mężów. Zabijesz ich wszystkich.
- Uczynię tak, jak mówisz - odpowiedział Jazon.
- Po spełnieniu tych dwóch zadań, czeka cię trzecie. Musisz pokonać smoka, który strzeże złotego runa w gaju. Jeśli go zwyciężysz, złote runo będzie twoje i będziesz mógł je wziąć ze sobą do Jolkos - powiedział Ajetes.
Wkrótce potem ogromny tłum zgromadził się na polu przed pałacem, aby obserwować jak Jazon wypełnia dwa pierwsze zadania. Nikt prócz Medei nie wierzył w zwycięstwo Jazona.
Wszyscy byli przekonani, że ;:dbo płomienie z paszcz byków spalą Jazona na popiół: <v'bo zabiją go zastępy żołnierzy wyrosłych ze smoczych zębów. Minęła chwiJa i młody bohater ukazał się tłumowi w swej najpiękniejszej zbroi. Zaczęto żałować., że tak wspaniały i odważny wojownik musi zginąć. Nikt nie wiedział, że Jaacn posmarował swe ciało cudownym balsamem podarowanym mu przez Medec. Wtem ukazały się zniecierpliwione byki. Wyglądały przerażająco. Ich nozdrza zionęły ogniem. Oczy wyrażały niebywałą dzikość. Kopyta byków zrobione z białego, gorącego metalu mocno uderzały o ziemię, a za każdym, stąpnięciem spod kopyt wydobywały się kłęby dymu.
- Za moment spalą go na popiół - ucieszył się Ajetes widząc byki zbliżające się do Jazona.
Buchające z nozdrzy byków płomienie nie zrobiły jednak Jazonowi krzywdy. Wydawało się nawet, że nie czuje on żaru. Złapał je za rogi, zgiął ich karki aby założyć jarzmo i zaprzągł je do pługa. Oszołomione i zdziwione zwierzęta poddały się jego zabiegom. Zniknęła gdzieś ich dzikość, a z nozdrzy przestały buchać płomienie. Spokojne jak owieczki posłusznie ciągnęły pług, a Jazon orał nimi pole. Tłum widząc to niebywałe zdarzenie wydał okrzyk zdumienia. Król Ajetes nie posiadał się z wściekłości. Nie mógł pojąć, jak Jazon ujarzmił byki.
- Pozostaje jeszcze drugie zadanie do wykonania - pocieszał się. Także i tym razem Ajetes miał się rozczarować, a tłum zdziwić. Po zaoraniu
poła bohater zasiał na nim smocze zęby.
25
* .-;;
,*4»a
Wyrosły z nich zastępy zbrojny cli mężów. Jazon rzucił w /jioh magiczny kamień otrzymany od Medei. I stała się rzecz dziwna. Żołnierze zamiast ruszyć ławą na Jazona poczęli kłócić się między sobą, spierać, kc/yc-źcć, oskarżać wzajemnie, kto rzucił kamieniem. W końcu doszło między nimi do walki. Po chwili wszyscy leżeli martwi na ziemi, z kórej niedawno wyrośli. Tłum klaskał i wydawał okrzyki radości. Uciszyli się, kiedy Ajetes poderwał się ze swego miejsca.
- Wystarczy na dziś. Wypełniłeś dwa zadania m' ciągu jednego ranka. Musisz odpocząć Jazome — wykrzyknął.
- Ależ Wasza Wysokość! - próbował protestować Jazon. r Król Ajetes przerwał mu jednak w pół siowa,
26
-Nie! Powiedziałem, wystarczy i jutro podejmiesz trzecie wyzwanie
- a w duchu dodał do siebie. ¦- Nie doczekasz jutra mój odważny Jazonie. Musisz ii mrzeć.
Gdy tylko wrócił do pałacu wezwał do siebie dowódcę straży i rozkazał mu zamordować Jazona i Argonautów tej nocy. Medea odczytując myśli ojca pośpieszyła do Jazona i opowiedziała mu o zdradzie Ajetesa.
......Dzisiaj musisz zdobyć złote runo.
Jutro będzie za późno ¦ przekonywała go.
Jazon sądził podobnie. Wymknął się zaraz ze swej komnaty, obudził Orfeusza i razem podążyli do świętego gaju. Już z daleka widzieli blask złotego runa. Wisiało na drzewie i jarzyło się w ciemnościach oświetlając cały gaj złotą poświatą. Smok czuwał pod drzewem. Nie spał.
- Jest zapewne najgroźniejszym smokiem na świecie - pomyślał Jazon patrząc na jego gruby , kolczasty ogon i paszczę pełną ostrych zębów.
- Podejdź bliżej Orfeuszu i zaśpiewaj!
- rzekł do swego towarzysza.
-21
Orfeusz potrącając struny swej liry zaczął śpiewać przepiękne pieśni. Smok z uwielbieniem wsłuchiwał się w dochodzące go dźwięki. Muzyka była tak dojmująco piękna, że oczy smoka straciły swój zwykły dziki wyraz. Pod wpływem śpiewu smok rozwarł swój wielki pysk i zaczął ziewać. Zamrugał powiekami. Po raz pierwszy w swym życiu poczuł się senny. Zamkną! oczy i osunął się na ziemię pogrążając się w słodkim śnie.
- Śpiewaj dalej Orfeuszu, śpiewaj - szepnął Jazom sam w tym czasie przebiegł pośpiesznie przez gaj i jednym zamachem miecza odciął głowę śpiącego smoka. Potem wspiął się na drzewo i zabrał zeń błyszczące złote runo. Orfeusz pomógł Jazonowi włożyć runo do torby. Zniknął złoty odblask, który mógłby ich zdradzić.
Wąskimi ścieżkami ukrytymi wśród drzew świętego gaju biegli do portu. Medea i Argonauci czekali już na nich na statku „Argo". Jazon i Orfeusz wskoczyli pośpiesznie na jego pokład. Argonauci odcumowali statek i szybko, lecz cicho, powiosłowałi na pełne morze. Wiatr wypełnił żagle „Argo" i zanim król Ajctcs zorientował się, Jazon, Medca i Argonauci zniknęli za horyzontem.
Zwycięski Jazon pozostwił rozgniewanego króla Kolchidy samemu sobie. Nie myślał o nim więcej. Wiedział, że w rodzinnym kraju czeka na niego inny, rozżalony król. Był nim stryj Jazona, król Pelias. Wysłał młodzieńca po złote runo mając nadzieję, że zginie w walce ze smokiem. Stało się jednak inaczej. Jazon wracał zdrów i cały. Peliasowi po powrocie Jazona nie pozostało nic innego, jak dotrzymać przysięgi. Musiał oddać Jazonowi we władanie Królestwo Jolkos.
Jazon sprowadził z wygnania swego ojca Ajzona i osadził go na tronie. Ten dzień był świętem dla wszystkich. Urządzono wielką uroczystość. Jazon prowadził swego ojca do pałacu, z którego przed laty wygnał go Pelias.
28
-,*¦
*¦ i
Wieczór byl bardzo radosny i uroczysty. Śmiechom i gwarom nie było końca. Wszyscy szczęśliwi bawili się wesoło, a sala biesiadna oświetlona była blaskiem złotego runa, przypominającym o wspanialej wyprawie odważnego Jazona i jego znakomitym zwycięstwie.
Bellerofont i Pegaz
Iedwie zauważalny refleks, który Bellerofont dostrzegł w fontannie nie był, jak wydawało mu się początkowo, odbiciem wielkiego, białego ptaka. Kiedy odruchowo uniósł głowę, olśnił go widok skrzydlatego konia.
- To Pegaz! - wykrzyknął. - Tak więc wygląda sławny i piękny Pegaz! Beilerofont obserwował, jak na swoich srebrzystych skrzydłach koń ześlizgiwał się w dół po niebie. Wylądował- r.a brzegu fontanny i zanurzył pysk w wodopoju.
&?¦¦<
Bełlerofont obserwował go z kryjówki w pobliskich krzakach. W ręku trzymał czarodziejskie, złote wędzidło, które podarowała mu Bogini Atena.
- Pegaz jest dzikim koniem - wyjaśniła. — Nikt go jeszcze nie dosiadł. Możesz go ujarzmić, jeśli zdołasz założyć mu to wędzidło.
Bełlerofont długo oczekiwał spotkania z Pegazem. Skrzydlaty koń rzadko odwiedzał fontannę. Młodzieniec nie żałował jednak czasu poświęconego na oczekiwanie. Widok wspaniałego rumaka z potężnymi skrzydłami wart był tego. Tylko tak szybki i silny koń mógł unieść Bellerofonta i pomóc mu w walce z Chimerą,
Chimera była strasznym i dziwacznym potworem. Miała głowę lwa, tułów kozy, ogon węża, a z jej paszczy buchał ogień wypalając okoliczne lasy, pola i wioski. Pozostawał po nich jedynie popiół. Przez wiele lat potwór bezkarnie uprowadzał dzieci i zwierzęta. Bełlerofont postanowił zabić straszne monstrum, ale aby tego dokonać potrzebował pomocy Pegaza. W tym celu musiał go schwytać i obłaskawić.
Obserwował skrzydlatego konia pasącego się w trawie koło fontanny. W sprzyjającym momencie podbiegł do niego i wskoczył na jego grzbiet. Pegaz był tak zaskoczony, że od razu poderwał się do lotu. Unosił Bellerofonta coraz wyżej ponad chmury. W czasie lotu śmiałek musiał kurczowo trzymać się grzywy konia, ponieważ Pegaz ze wszystkich sił próbował zrzucić go ze swego grzbietu. Spadał ostro w dół, aby nagle
potężnym ruchem skłzydeł znów wystrzelić w górę. RHł, wierzgał wszystianti nogami, ale bez skutku. Bellerofont pewnie trzymał się na jego grzbiecie.
Pegaz Gdwródyłjeb i próbował zatopić zęby w ramieniu jeźdźca. W tym też momencie BelliMfiokitąwi udało się włożyć czarodiiejskie wędzidło między jego
ała Atena,
y
szczęki i naciągnf&^-żąż na piękny łeb. Zgodnie z tym co p Pegaz natychmiast się*wsptofe^jjjpizestał się izucać i wier. _ na Bellerofonta w jego oczach me było już" wid*ać niedawnej Wręcz przeciwnie, sprawiał teraz wrażenie zwikzgcia, któ pana.
Bellerofont ściągnął Pegaza ^hcłIł^m, a ięn poJi ku ziemi. Bellerofont zeskoczył z konia i udał się przechowywał broń, której zamierza: vifi w -walce z Uzbroił się i ponownie dosiadł Pegaza
- A teraz mój wspaniały rumaku poszukamy Chimery! - szepnął mJ ucha i wyruszyli. Nie lecieli długo. Bellerofont dostrzegł czarne, wypalone w dole pod nimi.
- Oto i dzieło Chimery - dzieło zniszczenia. Potwór musi być gdzieś w pobliżu! - pomyślał.
I rzeczywiście. Chimera siedziała na skalnym zboczu góry i uśmiechała się z zadowoleniem na widok dokonanych przez siebie zniszczeń.
- Chimera patrzy w dół i nie dostrzegła nas Pegazie. Możemy sprawić jej niespodziankę. Teraz, mój piękny, jeden szybki skok i dopadniemy ją! - szepnął Bellerofont.
32
Pegaz pochylił łeb i sfrunął w dół. Bellerofont trzymał łuk w jednej ręce, w drugiej zaś pęk strzał.
- Zwolnij Pegazie - szepnął.
Pegaz usłuchał rozkazu, zwolnił i zawisł nad głową Chimery. Bellerofont dobył strzałę i napiął cięciwę łuku. W tej też chwili Chimera spojrzała w górę. Nienawiść i wściekłość błysnęły w jej oczach. Otworzyła lwi pysk, z którego buchnął jęzor ognia i dymu. Płomienie spowiły Bełlerofonta i Pegaza piekącym
żarem.
- Teraz albo nigdy! - pomyślał Bellerofont i wypuścił jedną strzałę, nałożył następną, naciągnął cięciwę i znów wypuścił. Cięciwa grała raz za razem,
a śmiercionośny deszcz strzał zasypywał Chimerę. Potwór naszpikowany grotami wył z bólu a z jego lwiego pyska wydobywały się płomienie i kłęby czarnego dymu. Miotał się wokół,próbując pozbyć się strzał tkwiących w jego ciele i zmniejszyć dojmujący ból, lecz nadaremnie. Jeszcze raz uniósł łeb, buchnął potężnym płomieniem w kierunku Bełlerofonta. W odpowiedzi kolejna strzała utkwiła w ciele potwora.
- A teraz w górę mój piękny Pegazie. Musimy przygotować się do ostatecznego ataku.
33
Pegaz posłusznie poruszył potężnymi skrzydłami i uniósł jeźdźca poza zasięg płomieni Chimery. Bellerofont sięgnął do torby przytroczonej do siodła i wyjął z niej ołowianą kulę. Osadził ją na ostrzu włóczni i sprawdził, czy trzyma się mocno. Spojrzał w dół. Chimera miotała się w skurczach bólu. Bellerofont wiedział, iż musi poczekać na moment, gdy potwór ponownie będzie próbował dosięgnąć go swym ognistym oddechem. I oto nadarzyła się okazja na którą czekał.
- W dół Pegazie! - zakrzyknął. Pegaz błyskawicznie znalazł się nad Chimerą. Potężny lwi łeb był tuż, tuż. Potwór otwierał pysk grożąc śmiertelnym oddechem. To był ten moment. Bellerofont z szerokim rozmachem wbił włócznię głęboko w gardło potwora. Straszliwe, przeszywające wycie rozdarło powietrze i dało się słyszeć głośne syczenie, wydobywające się z gardła bestii.
- Ołów się topi! - krzyknął triumfalnie Bellcrofont. Jednym ruchem wyszarpnął włócznię pozostawiając topiącą się, ołowianą kulę w gardle Chimery. Potwór ryczał coraz głośniej, a jego ciałem wstrząsały potężne konwulsje. Zwalił się wreszcie ciężko na ziemię. Żar nic do wytrzymania, który nie mógł wydobyć się na zewnątrz przez zalaną ołowiem gardziel, spalał jego wnętrzności i trawił jego ciało. Świadczył o tym unoszący się
nad potworem czarny dym.
Wkrótce jedynie garść czarnego, dymiącego popiołu świadczyła o odbytej tu niedawno śmiertelnej walce. Bellerofont stal zmęczony i dumny. Radość z odniesionego zwycięstwa mąciła mu jedna myśl, a mianowicie ta, iż powinien teraz uwolnić Pegaza. _s^=ft--
•. 4l
f-
Nie było to dla niego łatwe. Obaj stawili czoła wielkiemu niebezpieczeństwu, a wspólna walka i odniesione zwycięstwo sprawiły, że Bellerofont pokochał mocno skrzydlatego wierzchowca.
Ze smutkiem zdjął czarodziejskie wędzidło i nachyliwszy się do Pegaza szepnął:
- Idź! Wędruj po niebie równie swobodnie, jak czyniłeś to do tej pory.
Pegaz nie ruszył się z miejsca.
-Jesteś wolny, idź - powtórzył Bellerofont.
Pegaz jednakże nic rozwinął skrzydeł, nie odleciał w niebo. Podszedł do Bellerofonta i oparł leb o jego ramię. Przyjacielsko ocierał się o niego i rżał cichutko. Bellerofont nie posiadał się ze szczęścia. Doskonale rozumiał, co skrzydlaty koń próbuje mu przekazać. Pegaz nie chciał skorzystać z wolności. Dokonał wyboru. Chciał pozostać na dobre i złe ze swoim panem.
35
Perseusz i Gorgona
Król Polidektes władca wyspy Serifos czuł się zadowolony z siebie. Udało mu się pozbyć Perseusza, który zawsze był zawadą w jego planach. Perseusz i jego matka Danae znaleźli się na wyspie przypadkiem, byli rozbitkami. Polidektes od samego początku zakochał się w Danae, lecz bez wzajemności. Gdy opierała się jego zamiarom, znienawidził ich oboje. Danae chciał uczynić swoją niewolnicą a Perseusza, który zawsze stawał w obronie matki i przeciwstawiał się stanowczo jego zakusom, postanowił się pozbyć. Tym razem był pewien, że osiągnął cel i młodzieńca czeka niechybna śmierć. - Perseusz jest głupcem. Wpadł prosto w moją pułapkę. - Polidektes śmiał się z dziką satysfakcją.
Pułapka była prosta. Król zaprosił wielu gości, także i Perseusza, na ucztę. Wszyscy przynieśli drogie podarki dla króla. Jedynie Perseusz przyszedł z gołymi rękoma. Był zbyt biedny i nie stać go było na kupno drogich prezentów.
36
- Obraziłeś mnie Perseuszu nie przynosząc mi podarunku. Musisz zmazać
t;_ swoją winę. A możesz to uczynić jedynie | przynosząc mi w prezencie głowę Meduzy, / jednej z trzech strasznych Gorgon.
Przysięgnij mi, że to uczynisz! - zażądał Polidektes udając złość.
Perseusz zgodził się spełnić żądanie króla, chociaż było ono prawie niewykonalne.
- Zabijając Meduzę Perseusz musi spojrzeć na nią, a wówczas obróci się w kamień. - Polidektes, aż zacierał ręce z radości.
Tymczasem Perseusz zdesperowany, zagubiony, zastanawiał się nad tym, co zrobić.
- Nie chcę zamienić się w kamień, a przecież nie mogę zabić Meduzy z zamkniętymi oczami - myślał. Właśnie dopiero teraz uświadomił sobie,
że król wysłał go na pewną śmierć, a nie było już odwrotu. Dał słowo i musiał wykonać swoje zadanie.
- Jestem stracony. Nie mam żadnej szansy - stwierdził ponuro Perseusz. Mylił się jednakże. Grecka Bogini Atena oraz Hermes wiedzieli
0 wszystkim. Obserwowali na szczęście całe zdarzenie z Olimpu ukrytego wysoko w chmurach.
- Perseusz na kłopoty. Musimy mu pomóc - powiedziała Atena, Bogini Mądrości.
- Oczywiście, musimy, ale w jaki sposób ? - odparł posłaniec Bogów Hermes
1 zamyślił się. Nagle ożywił się wyraźnie uradowany.
- Mam wspaniały pomysł, Ateno. Przynieś swoją tarczę, która lśni jak zwierciadło. Ja zaś przyniosę mój miecz i moje skrzydlate sandały.
- Jaki masz plan? - spytała zaciekawiona Atena.
- Najpierw idźmy na spotkanie Perseuszowi - odparł Hermes. - Po drodze odwiedzimy Hadesa w jego podziemnym świecie i pożyczymy od niego hełm, który każdego czyni niewidzialnym. Potem pójdziemy do nimf i pożyczymy czarodziejską sakwę. Pośpieszmy się Ateno, nie mamy ani chwili do stracenia.
Przed zatroskanym Perseuszem rozjarzyło się nagle jasne, złociste światło, które na moment go oślepiło. Dopiero po chwili był w stanie rozróżnić sylwetkę wysokiej, pięknej Ateny i niedużego, szczupłego Hermesa.
- Kim jesteście? - zapytał stojących przed nim świetlanych postaci.
- Posiadamy wielką moc. Możemy czynić rzeczy, które ludzie uważają za niemożliwe do wykonania - powiedziała Atena.
- Takie jak na przykład zabicie Meduzy - dodał z uśmiechem Hermes. - I możemy ci powiedzieć, jak to uczynić!
- Żartujecie sobie ze mnie. Nikt nie jest w stanie zabić Meduzy ^ ponieważ wcześniej jej wzrok zamieni go w kamień - odparł Perseusz, podejrzliwie przyglądając się przybyszom.
37
-Mylisz się Perseuszu! Z naszą pomocą jesteś w stanie tego dokonać - odparł Hermes głosem pełnym otuchy. - A oto przedmioty, które będą ci do tego potrzebne.
Perseusz ze smutkiem patrzył jak Atena i Hermes kładą przed nim tarczę, hełm, torbę, miecz i skrzydlate sandały.
- Do czego służą te przedmioty? - spytał Perseusz.
- W tarczy ujrzysz odbicie Meduzy, hełm uczyni cię niewidzialnym, dzięki skrzydlatym sandałom będziesz mógł latać w powietrzu, zaś ostrym mieczem odetniesz głowę Meduzie-----odpowiedział Hermes.
Obawy opuściły Perseusza po wysłuchaniu Hernvesa. Byl podmecony i pełen dobrych myśli.
- Wspaniale! Cudownie! Teraz z pewnością uda mi się zabić Meduzę i zdobyć jej głowę.
- Musisz wpierw odnaleźć drogę do kraju zmarłych, gdzie żyje Meduza wraz ze swymi dwiema siostrami - rzekła Atena.
- Czy znacie tę drogę? - spytał Perseusz.
- Drogę tę znają tylko trzy stare, siwe siostry - odpowiedział Hermes. Są one dziwnymi kobietami. Wszystkie są siwe od urodzenia i mają tylko jedno oko, które sobie wzajemnie pożyczają. Oko jest tak potężne, że z jego pomocą można dostrzec wszystko, nawet to, co znajduje się na końcu świata.
- Na co więc czekamy? - spytał zniecierpliwiony Perseusz. - Chodźmy i spytajmy je o tę drogę!
Hermes wziął Perseusza pod rękę, a ten poczuł jak powoli unosi się w powietrze.
38
Skrzydła jego sandałów poruszały się w górę i w dół jak skrzydła ptaków. Perseusz nie latał nigdy przedtem i z początku nie mógł opanować drżenia swego ciała. Po chwili jednak żeglował w powietrzu równie szybko i pewnie jak Hermes. Gdy przelatywali nad brzegiem morza Hermes wskazał mu ogromną jaskinię w pobliżu plaży.
- Tam mieszkają siwe siostry - powiedział.
Perseusz spojrzał w dół i zobaczył trzy stare kobiety wychodzące z jaskini. Obniżyli lot i wylądowali na brzegu. Natychmiast też skryli się w pobliskich krzakach. Gdy stare kobiety zbliżyły się do ich kryjówki usłyszeli jak sprzecz się między sobą.
' - Używałaś oka już dostatecznie długo, siostro - gderała jedna. - Odda] już! Ja też chciałabym popatrzeć na świat.
- Nie, teraz moja kolej - protestowała druga. Dwie ślepe siostry szukały po omacku trzeciej, lecz ta mając oko potrafiła im uciec.
- Będziecie musiały poczekać, gdyż nie oddam wam jeszcze oka. -Cały czas tak się kłócą-szepnął Hermes. -Zaczekaj, aż będą przekazywać
sobie oko. Wtedy wszystkie będą ślepe - dodał.
Perseusz zaczekał, aż jedna z sióstr wyjąwszy oko z otworu pośrodku swego czoła podawała je drugiej.
- Teraz! Szybko! - krzyknął Hermes. Perseusz doskoczył do kobiet i pochwycił oko. Kobiety zawrzcszczaly z przerażenia.
- Kto tu jest? Kto ukradł nasze oko!
- Mam je tutaj - powiedział Perseusz.
39
- Oddaj je z powrotem! Oddaj je natychmiast!
- Nie oddam go, dopóki nie wskażecie mi miejsca, gdzie mieszkają Gorgony - powiedział Perseusz stanowczym głosem.
Stare kobiety jęczały i wrzeszczały. Wiedziały jednak, że bez oka były bezradne. W końcu uległy prośbie Perseusza. Opowiedziały mu wszystko, co chciał wiedzieć.
- Teraz oddaj nam już nasze oko! - gniewnie warknęła jedna z nich. Perseusz na powrót umieścił oko na czole jednej z kobiet.
Gdy tylko odzyskała wzrok, próbowała podrapać go swoimi długimi, czarnymi paznokciami. Perseusz uszedł napaści wznosząc się szybko w powietrze, dzięki swym skrzydlatym sandałom. Hermes podążył za nim.
- Musimy się już rozstać. Żegnaj Perseuszu. Teraz sam musisz uczynić pożytek z przedmiotów, które ci podarowaliśmy - powiedział Hermes. Wzbił się w niebo i szybko zniknął w chmurach.
Perseusz zwrócił się ku zachodowi i zgodnie ze wskazówkami kobiet począł przemierzać lądy i oceany. W czasie lotu widział ziemię, która wyglądała jak różnokolorowy kobierzec. Zielenią odcinały się lasy i pola uprawne, złociły się nadmorskie plaże, a jeziora, rzeki i oceany czarowały błękitem. W pew