1346

Szczegóły
Tytuł 1346
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1346 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1346 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1346 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Autor: MAURYCY MOCHNACKI Tytul: O LITERATURZE POLSKIEJ W WIEKU DZIEWI�TNASTYM In magnis voluisse sat est PRZYGOTOWANIE TEKSTU: HELENA DRAGANIK POD TEKSTEM UMIESZCZONO PRZYPISY AUTORA. +PRZEDMOWA Czas nareszcie przesta� pisa� o sztuce. Co innego zapewne mamy teraz w g�owie i w sercu. Improwizowali�my naj�liczniejsze poema Narodowego Powstania! �ycie nasze ju� jest poezj�. Zgie�k or�a i huk dzia�. - Ten b�dzie odt�d nasz rytm i ta melodia. Nie literatura polska, ale polski kraj, szeroki, bujny z wszystkim ludem swoim, z �anami i stepami. Taki, jaki by� przed wiekiem, niechaj nas przede wszystkim zajmuje. Niewielu znajd� czytelnik�w! Ciesz� si� z tego. Og�osi�em przed rewolucj� wydanie niniejszego dzie�ka. - W pi�mie rozszerzy�o si� nad zamiar autora, tak �e dwa tomy ca�o�� sk�ada� maj�. - B�g wie, kiedy wyjdzie tom drugi. Z dr�eniem w sercu dr��c� r�k� kre�li�em ostatnie stronice tego pierwszego tomu na dni kilka przed 29 Listopada! By�y to chwile niepewno�ci. Okowy brz�cza�y w s�uchu moim. Samotno�� wi�zienia (mnie tak dobrze znanego) jak mg�a szerzy�a si� w mojej duszy. Niebo to wszystko odmieni�o na lepsze! - Sko�czywszy pierwsz� cz��, wszystkie egzemplarze mojego pisma na to skazuj�, �eby butwia�y w ksi�garniach, p�ki nie odzyskamy bytu politycznego. Pisa�em w Warszawie dnia 14 grudnia 1830 r. Maurycy Mochnacki +ROZDZIA� PIERWSZY +ZA�O�ENIA AUTORA Chc�cemu teraz w dostatkach pi�miennych jakiegokolwiek narodu rozezna� jego my�l w�asn�, to� charakter, posta� moraln� i kszta�t cywilizacji, trudnym staje si� to przedsi�wzi�cie, je�eli nie niepodobnym ku wykonaniu. Za dawnych czas�w - nie m�wi� w zapad�ej staro�ytno�ci, ale w Europie chrze�cija�skiej - umiej�tno�� sz�a innym strychem; w cia�niejszych mie�ci�a si� szrankach ni�eli teraz; k�adziono j� pod pewn� lini� i mod��, �eby nie chybia�a ani na t�, ani na owe stron�. To prawda! Lecz wtenczas duch ludzki zawodzi� na g��bi�; w g��bi przenika� do jasno�ci i szuka� gruntu. Dzisiaj we wszystkim wi�cej postawy ni� w�tku. By� mo�e, �e teraz wi�cej umiemy od poprzednik�w naszych, ale zapewne przechodz� oni nas tre�ci� i moc� swych poj��. Umiej�tno�� tera�niejsza nie zna �adnego w�dzid�a; nie ukr�cona �adn� przeszkod�, �adn� w�tpliwo�ci�, jako potok wezbrany z granic wyst�puje. P�ynie szeroko, rwistym p�dem, na wszystkie rozlewaj�c si� strony, ale na swoim nie jest tak umocniona i tak daleko jak pierwej nie zachodzi. Dzisiaj, �e tak powiem, wszerz i pod�ug rozmiaru na d�ugo�� moc poj�� naszych si� roznosi; przedtem za� umys� ludzki albo buja� w przepa�cistych otch�aniach, albo �mia�ym lotem wzbija� si� w przeciwleg�� stron�, do wysoko�ci ju� dla nas niedo�cig�ej i ledwo nie ku wy�ynom zawrotu. Tam szuka� prawdziwej chwa�y! A przecie� z tego tylko wyrozumie� mo�na cz�owieka, w tym jedynie przenikn�� do jego ducha, co on sam g��boko poj��, zrozumia�, uczu�. Kt� bowiem zgadnie istot� nic nie pojmuj�c�? To� samo z narodem si� dzieje. Dzielno�� jego poznawa� na ja�ni� si� wyrywa w wiedzy rozpostartej, w umiej�tno�ci; a si�a jego fantazji w sztuce. Uczucie w pie�ni si� maluje. Rzu�my okiem na dzisiejsz� statystyk� nauk. Co za ogromne drzewo wzros�o z pierwotnego szczepu! Jak wybuja�o, jak si� rozga��zi�o! Jak szeroko teraz ziemi� zalega cieniem swoim!. I coraz to nowe puszcza odro�le. Ledwo nie codziennie, w porz�dku wiadomo�ci naszych, mno�y si� liczba dzia��w i mno�y� si� nie przestaje. A za lat sto, za lat dwie�cie, kt� wie, czy potomkowie nasi przez ca�e �ycie swoje do szk�, jako �aki, chodzi� nie b�d� musieli dla nauczenia si�, przynajmniej z rejestru abecad�owego, nazwisk tylu umiej�tno�ci, tyl� rozmaitymi pochrzczonych tytu�ami? Ka�d� rzecz radzi by�my obr�ci� w umiej�tno��; z lada fraszki stworzy� nauk�. C� z tego, kiedy w tym wszystko si� z szczerej istoty wytrawia, wszystko na wierzch wychodzi!... Jak�e wyrozumie� natur� umys�u publicznego, gdzie nic nie ma ani gruntu pod sob�, ani wewn�trz uj�cia? C� wreszcie wyrozumie� z blichtr�w w mowie i pisaniu?... Przedtem kt� by by� pomy�li�, �e na przyk�ad o samej sztuce kucia koni albo o zaprawie mularskiej i cementach b�dziemy mieli liczne pisma, uczone wywody i ledwo nie ca�� literatur�? - Inaczej to kiedy� bywa�o. Ludzie nie tak wiele pisali o budowlach i cementach, a trwalsze, ozdobniejsze stawiali gmachy. Sk�d�e to pochodzi? Dlaczego pami�tki stare tak� okaza�o�ci� ja�niej�? Czemu tak zdro�a�y w naszym w�asnym mniemaniu? Rzecz naturalna. Bo ju� si� na nic takiego zdoby� nie mo�emy. Bo zmaleli�my w rozerwaniu naszym; bo pierwej my�l ludzka nie by�a jako warsztat r�kodzielniany, gdzie, w miar� podzia�u pracy na coraz drobniejsze zatrudnienia, otrzymujemy coraz doskonalsze wyrobki. Ten mechanizm, tak po�yteczny w r�cznych robotach, wielkie szkody zrz�dzi� w nauce. Moc ducha na jedno�ci zale�y; w podzia�ach s�abnie, rozprasza si�. Umiej�tno�� szerz�ca si� mechanicznymi �rodkami poni�a rozum ludzki. W tej mierze mam na wzgl�dzie nie tylko nas samych w Polszcze, ale ca�� Europ�. Wszyscy teraz, jak wida�, z jednego �r�d�a czerpiemy: tak samo wszyscy czujemy, my�limy, piszemy. Czy� to nie jest widoczny skutek powszechnego mechanizmu poj��, mechanizmu my�lenia? W tej jednostajnej cywilizacji, zacieraj�cej w�a�ciwo�� indywidualn� i wszystkie pierwotne cechy, jak�e trudno odkry� i wy��czy� istot� naszego narodu w rodzinnej jego osiad�o�ci! Te� same wsz�dy formy zewn�trzne i rzecz ta sama; te same widoki, wyobra�enia. Rodzicielstwa znami� na dzie�ach uczonych, w utworach sztuki, w poezji, we wszelakim misterstwie dowcipu, niegdy� tak wydatne, tak ra�ne, tak bij�ce w oczy, coraz w�tpliwsze staje si�. Przyjdzie ku temu, �e go i zna� nie b�dzie. Przenosz� si� mniemania z jednego kraju do drugiego: jednego trzymaj� si� porz�dku; w jednych klubach zawarte. Maj� t� sam� moc i niemoc, t� sam� prawd� i nieprawd�. A je�eli gdzie jak� r�nic� postrze�esz, to tylko w zewn�trznym kroju, na zwierzchniej szacie my�li; w gruncie �adnej prawie odmiany. Ni�eli o kosztowne per�y i diamenty trudniej teraz o nowo�� w my�lach. Nie jest�e to znakiem, �e�my upadli na sile? Usta�a �wiat�o�� pierwotnej, anielskiej natury cz�owieka! Usta�a owa dzielno�� poznawa�. Zdrobnia�y poj�cia; os�ab�a usilno�� do wielkich rzeczy w zam�cie potocznych spraw spo�ecze�skiego �ycia, w nieprzebranym mn�stwie wiadomostek, a najbardziej rozstrzeleniem si� nauk i umiej�tno�ci na niezliczone dzia�y. Jakie� mniemanie zawe�mie o nas daleka potomno��? Powieli, �e�my wszyscy jeden nar�d bratni, jedn� rodzin�, sp�lnym rz�dz�c� si� rozumem, sk�adali w Europie? Czy te� przypisze niemocy albo lenistwu, �e tak r�ne plemiona, r�ne mow�, postaw�, j�zykiem, obyczajem, w r�nych zamieszka�e siedliskach, mia�y przecie� jakby jedn� g�ow�, jedn� moc ducha, jedn� imaginacj� i jedn� si�� natchnienia?... Zaiste, obr�ciwszy my�l ku up�ynionym czasom, �atwiej rozwik�aliby�my charakter idealny kt�regokolwiek ludu b�d� w staro�ytno�ci, b�d� w wiekach po�rednich z u�amk�w, z sple�nia�ych resztek jego cywilizacji, jak dzisiaj z ogromnego stosu ksi�g drukowanych i przechowuj�cych si� w ca�o�ci. Nie b�d� roztrz�sa� pism uczonych Polak�w, ani dzie� polskich artyst�w, dla ocenienia ich warto�ci; bo to w�a�ciwie do krytyki nale�y. Zamiarem moim jest: zbada� ducha i przenikn�� do istoty polskiego narodu w ojczystej literaturze, Ca�� usilno�� moj� w to po�o��, �eby czytelnik wyrozumia�: jaki jest umys� og�lny w Polszcze pod wzgl�dem artystowskim i naukowym? Gdy� sztuka i umiej�tno�� s� to dwa najpi�kniejsze pierwiastki dzisiejszej europejskiej cywilizacji. Pr�cz wzmiankowanych przeszk�d, utrudzaj�cych wyrozumienie umys�u publicznego, czyli og�lnego, tudzie� wyci�gnienie na ja�ni� istoty moralnej kt�regokolwiek b�d� w dzisiejszych czasach narodu (co szczeg�lniej nas samych si� tyczy, kt�rzy tyle przej�li�my od obcych), i to tak�e, co nast�pnie powiem, zdaje si� by� godne uwa�ania; Wszyscy estetycy radzi powtarzaj�, jedni za drugimi: �e literatura powinna by� obrazem narodu. Nic nad to pewniejszego. Ale obraz narodu jest tak�e obrazem czasu. Czas za�, jaki� to ruchomy element! Czas nigdy nie jest rzeczywi�cie. Zawsze staje si�. Trudno wi�c po�o�y� granic� nieprzeskoczn� mi�dzy up�ynionym a przysz�ym czasem.* T� g��wn� trudno�� w rzeczy samej spotykam w pi�mie moim. Ka�da up�yniona chwila w przesz�o�� zapada: ka�da nast�pna, nawet kiedy to pisz�, do przysz�o�ci nale�y. Kt�r�� godzin�, kt�r� minut�, sekund� uwa�a� jako nieruchomy punkt mi�dzy tymi dwoma, je�eli tak rzec godzi si�, biegunami czasu? Mi�dzy przesz�o�ci� i przysz�o�ci�? - Nie jestli tera�niejszo�� z�udzeniem? Kto w to pilniej wejrzy, powie: nie masz tera�niejszego czasu. Czas by� albo b�dzie. Nigdy nie jest. Zawsze si� rozwija. A przecie� ��damy od sp�czesnych dziej�w pisarza, a szczeg�lniej od historyka sp�czesnej literatury, obrazu tera�niejszo�ci. ��damy wi�c tego, czego nikt dokaza� nie mo�e; bo ten sam historyk co chwila, za ka�dym uderzeniem pulsu, nale�y w po�owie do minionego, a w po�owie do przysz�ego czasu... Jak�e uchwyci zarysy tej mieni�cej si� co chwila fizjonomii wieku? Jak odmaluje obraz, g�sta, wejrzenie ruchomej twarzy? Portret osoby niecierpliwej, niespokojnej, kt�ra za ka�dym poci�gnieniem p�dzla wstaje z miejsca i odbiega od artysty, a potem znowu wraca i odchodzi z odmiennym co chwila wejrzeniem to pochmurnego, to rozja�nionego lica: kt�ra jest ustawnie to w smutku, to w weselu; kt�ra jest wszystka z dusz� i z cia�em w grze nami�tno�ci - portret takiej osoby b�dzie� jej podobny? A jednak ��damy wiernego portretu od sp�czesnych dziej�w pisarza! - W takim samym przypadku i ja si� znajduj�. Trudny zaw�d - mo�e trudniejszy ni�eli inne literackie przedsi�wzi�cia. Z tej przyczyny po�o�y�em na tym pi�mie god�o: in magnis voluisse sat est. ____________________________ * T� sam� my�l umie�ci�em by� w artykule "Kuriera Polskiego": Czas tera�niejszy (N. 130 [16 IV 1830]). Ca�y ten artyku� w "Kur. Pols." co do s�owa prawie wypisany z niniejszego dzie�ka. +CO ROZUMIE� POTRZEBA PRZEZ LITERATUR�? Natura wsz�dzie prawie stawia przed oczy cz�owieka na�ladowane obrazy pierwotnych kszta�t�w swoich i postaci. Nie masz podobno jawiska na �wiecie materialnym, kt�re by tym sposobem zdania naszego nie oszukiwa�o. Wszystko si� tu na dwoje roznosi. Drzewa i kwiaty na ziemi, sama ziemia z swoimi stworzeniami, s�o�ca, ksi�yc i gwiazdy w wodzie si� ukazuj�. Masy niezmiernej wielko�ci odbija drobny kryszta�, roz�am �wiec�cego metalu, cz�stokro� jedna kropelka p�ynu. Te� same przedmioty roz�cielaj� cienie kszta�t�w swoich na p�aszczyznach poziomych, pochy�ych itd. A cienie rzeczy bywaj� to wi�ksze, to mniejsze od nich samych. Nawet d�wi�k g�osu powtarza si� w miejscach g�rzystych. Echo jest jako obraz, jako cie�, a mo�e jako zwierciad�o d�wi�ku... Ob�oki w powietrzu - ot� niby fantastyckie my�li ziemi. Patrz�c na te g�rne krajobrazy, na te urwiska ska�, na te przepa�ci, grody, lasy, na tych je�d�c�w harcuj�cych po mglistym b�oniu, rzek�by�, �e ziemia duma i zawiesza wysoko nad nami senne kszta�ty swojej fantazji. Co zdzia�a�a na powierzchni, albo co zdzia�a� dowcip cz�owieczy, to� samo unosi w powietrze, osadza niby dla rozrywki na tle ruchomym, na ob�oku i k�amliwe rysuje postacie. - A je�eli p�jdziemy do mniej znanej krainy: czy� sen nie jest cieniem �ycia ludzkiego? Czyli� we �nie - w tym fantastyckim przeobra�eniu tego, co si� dzia�o na jawie - nie rozmawiamy? Nie rozumiemy i na g��bokie si� dowcipy nie zdobywamy?... Id�my jeszcze dalej, w te strony, sk�d, jak mniema Hamlet, �aden w�drowiec nie powr�ci�: �mier� czym�e b�dzie? Tylko cieniem snu, zwierciad�em nocnym tego k�amliwego obrazu �ycia. Istota, cie� marny i zginienie, ot� trzy pierwiastki bytu. Rzeczywisto��, sen i �mier� - trzy rozdzia�y w ksi�dze jestestw, jakby trzy zwroty jednej pie�ni, jednego hymnu pochwalnego, w kt�rym pe�no zgody i harmonii, cho� tak r�ne zdarzenia wyra�a. Taka jest poezja natury. Na pr�no szukaliby�my w�a�ciwego nazwiska w polskim j�zyku dla tej osobliwo�ci. Trudno to kr�tko powiedzie�. C� znacz� owe porozrzucane �wiadectwa widomych kszta�t�w, owe omylne postacie? Jak rozumie� t� dwoisto�� bytu, to dzielenie si� i zacieranie? T� na�ladowcz� umiej�tno�� w przyrodzeniu? Kto rad na ma�ym przestaje, niechaj si� uczy optyki, i akustyki, a snadno pojmie przyczyn� odbijania si� g�osu lub ukazywania przedmiot�w w wodzie i na innych cia�ach przezroczystych. Ale podobno te nauki ciekawszego umys�u nie zaspokoj�. Z do�wiadczenia wiedzie�, �e to lub owo takim, a nie innym trybem dzieje si� w naturze, nie jest to jeszcze: wszystko wiedzie�. Pewne jawiska w przyrodzeniu maj� zakryte rozumienie; maj� tajemn� stron�, nie znan� fizyce eksperymentalnej. A por�wna� by je mo�na z dekoracjami widowisk teatralnych, kt�re tylko w perspektywie, na scenie, zamierzony skutek czyni�, kiedy si� zacznie rzecz poematu i gra aktor�w. Najpi�kniejszy fenomen, rozebrany i t�umaczony wedle przepis�w martwej nauki, jest jako teatralna dekoracja za kulisami. W wieku po�rednim - w tej epoce dziw�w i fantazji, za dni Campanelli i Paracelsa - nauka przyrodzenia by�a sztuk� magiczn�, czarnoksi�skim misterstwem. Natenczas uczeni i nieucy wierzyli w zakryte w�asno�ci - qualitates occultae. Czy� teraz �adne tajemne rozumienie, �aden dziw naszego serca nie opanuje? T� my�l gdzie indziej obr�ciwszy, postrze�emy, �e owo przedrze�nianie w naturze nie na same kszta�ty si� rozci�ga i zewn�trzne postacie. Wsz�dy takie analogie spotykaj� uwag� nasze. T� dwoisto�� bytu prawdziwego i omylnego widzimy tak�e w ludzkim spo�ecze�stwie. Historia to jasno pokazuje. Czytajmy dzieje niekt�rych lud�w w czasach zapad�ych i nowszych. Jak szeroko rozsia�y po ziemi jestestwo swoje! Oto panuj� na l�dzie i na morzu, maj� liczne miasta, maj� skarby, pot�g�, dostatek wszystkiego. Rozkazuj� im m�drzy w prze�o�e�stwie, dzielni bohatyrowie. M�� wielki, jeden po drugim, idzie z nieprzerwanego nast�pstwa. Przywdziewaj� zbroje, przodkuj� bitnym szykom i bratni� s�aw� u ko�czyn �wiata rozpleniaj�. Lecz to nie trwa d�ugo. Czym�e jest historia? Snem lud�w, cieniem ich jestestwu. Owo plemi�, skutkiem poprzednich powodze�, zawichrzone niezgod� lub rozpieszczone niewie�ci� mi�kko�ci�, znika z placu. Moc, dostatek, bieg�o�� w sprawach, �wietne przewagi, dostojne imi�, wszystko rozproszone jako mg�a mija. Wtenczas na karki pogn�bionych nast�puj� silniejsi, dzicy �wiatoburcy; depc� po nich, z dawnej okaza�ej spania�o�ci dumnie si� natrz�saj�c; krwawym bu�atem nowe rz�dy na ziemi gruntuj� i g�o�niejsz� jeszcze surm� obwieszczaj� przysz�ym wiekom sw�j r�d i imi�. C� si� sta�o z ludem zwyci�onym? - Jest jeszcze, jeszcze si� jego jestestwo w nic nie rozwia�o, przechodzi dopiero drug� kolej, drugi rozdzia� bytu. Zwiedzionemu, str�conemu z widowni dzia�a�, ironia losu zakre�li�a cia�niejsz� sfer� na omylnym obrazie, w cieniu prawdziwego �ycia - niejako we �nie politycznym. Tak mo�e przetrwa� kilkaset lat. Z czasem atoli i te ostatki jestestwa ulegn� zag�adzie. Bo ze snu niemocy przechodzi nar�d do ciemniejszych jeszcze krain... Je�eli tedy ten lud w powodzeniu swoim, za dni szcz�liwszych, nie mia� �adnego m�drca, �adnego dziejopisa, �adnego wieszcza lub artysty, zaginie niepochybnym zatraceniem pami�� jego imienia - zgin� szcz�tki szcz�tk�w. Wsz�dzie natura przemawia do cz�owieka. Pe�no tych znak�w w przyrodzeniu. Mo�na by jeszcze to roznoszenie si� na dwoje uwa�a� jako s�ab� i niejako instyktow� d��no�� natury do refleksji; a przynajmniej owe igrzyska natury, owe fantastyckie przeobra�enia zdaj� si� by� god�em w�adzy intelektualnej cz�owieka, kt�r� refleksj� zowiemy, kt�ra sprawuje: �e mo�emy mie� uznanie samych siebie w naszym jestestwie.* Rzecz ta zostaje w zwi�zku nierozdzielonym z przedmiotem, kt�ry b�d� roztrz�sa�. Jest zawik�ana, a ledwo tkni�ta pi�rem polskim: czy� zdo�am moj� my�l jasno i zrozumiale dla ka�dego czytelnika wyrazi�? "Natura przychodzi do refleksji". To przedsi�wzi��em okaza�. Kiedy my�l�c wiemy my�l swoje, i uwa�amy wszelkie jej poruszenia, tak i� wszystko, co si� wewn�trz nas dzieje, jest nam dobrze znajome, i z tego co chwila zda� sobie spraw� mo�emy: uwaga ta wewn�trzna jest refleksj�. Przynajmniej takie znaczenie przywi�zujemy do wyraz�w: "zreflektuj si� - rozwa�, co my�lisz - przyjd� do siebie". S� to prawie jednoznacz�ce wyra�enia w polskim j�zyku. Jak�e natura przychodzi ku tej refleksji? W pierwszym poruszeniu, w pocz�tkowych tworach nie ma ona u-znania samej siebie. Jest, a nie zna swego jestestwa. Dzia�a, a nie zna dzia�a� i porusze� swoich. Jednak statecznie ku temu zmierza. Iskr� ognia, b�ysk �wiat�a zawar�a w twardym kamieniu, d�wi�k w metalach. �wiat�o, d�wi�k s� niejako dusz� rzeczy; materialno�� tych istot dwuznaczna, w�tpliwa. - Jest to najpierwsza, najodleglejsza reprezentacja pewnego intelektualizmu w przyrodzeniu. W naturze widzimy post�p nieprzerwany od bezw�adno�ci do �ycia; a w samym �yciu ile� odmian, ile modyfikacji! D�ugi szereg jestestw rozdziela nieme g�azy od rozumnego cz�owieka. Ale t� ca�� przestrze� jedna linia przebiega. Ten ca�y przestw�r zape�niony. Nie masz �adnej przerwy, �adnego skoku. �adnego ogniwa w tym �a�cuchu nie brakuje. Przeto: "mi�dzy tym, co jest, i tego, �e jest, nie wie", a tym, "co jest, i wie, �e jest", zachodzi �cis�y zwi�zek. - A zatem: natura przez stopnie po�rednie przechodzi od martwej materii do poj�cia; od punktu, na kt�rym nie ma jeszcze uznania samej siebie w jestestwie swoi m, do punktu, na kt�rym sama siebie rozumie, z kt�rego pojmuje dzia�ania swoje - na ostatek: w kt�rym uznaje si� w swoim jestestwie. Jako cie� drzewa roz�ciela si� na p�aszczy�nie i jak si� obraz tego drzewa maluje w ruchomym strumieniu, tak ca�a natura z wszystkimi stworzeniami swymi, biegami, si�ami odbija si� w ostatniej mocy, w ostatniej pot�dze swojej - w my�li cz�owieka. Rzeczy i ich na�ladowane postacie niechby si� tysi�ckrotnie na omylne i coraz omylniejsze kszta�ty to w mgle powietrznej, to w wodzie rozbija�y; gdyby w naturze nie by�o jestestwa maj�cego poj�cie: nigdy by samej siebie ani poj��, ani zrozumie� nie zdo�a�a. Poj�cie tego jestestwa jej samej s�u�y; tak jak g�os s�u�y s�owu. W tej mocy sama siebie uznaje. My�l nasza jest to strojny, d�wi�czny akord, brzmi�cy zgodno�ci� wszystkich razem pierwotnych sylab, rozrzuconych w przyrodzeniu. Promienista istota, w nas utajona, niewidzialna, na wszystkie strony si� rozlewaj�ca, na kszta�t fali poruszonej wody i wsz�dzie rodz�ca czucie widzenia!... Ale niechaj lepiej wyja�ni to rozumienie moje porz�dek reprezentacji w widomym przyrodzeniu tak, jako go uwa�aj� za dni naszych filozofowie natury, kt�rych mam we czci i powa�aniu, cho� ich ob�o�ono zarzutem mistycznego szarlatanizmu. Najwyra�niej to pokazuj� stateczne i nigdzie nie rozerwane zwi�zki �wiata anorganicznego, czyli nieorganicznego, z organicznym. Nic powabniejszego nad t� teori� powinowactw i zwi�zk�w natury, nie maj�cej uznania we w�asnym jestestwie, natury martwej z o�ywion�, wreszcie powoli zmierzaj�c� do my�li i rozumienia. �e tym jednym tylko zastawi� si� przyk�adem: po z�amaniu lub rozbiciu niekt�rych minera��w, na wewn�trznej powierzchni, okrytej drobnymi cz�stkami ich masy, postrzegamy blaszki po��czone z sob� na kszta�t listk�w korony w kwiecie. Nazywa si� to w mineralogii od�amem blaszkowym, co bym wola� nazwa� od�amem kwiatowym. Symetryczny cz�stokro� uk�ad tych blaszek, oko�o jednego punktu osadzonych na kszta�t listk�w, czy� nie zdaje si� przepowiada� w �wiecie martwych kamieni ro�linnej natury? I tak jest w rzeczy samej, je�eli na sam kszta�t wzgl�d nasz obr�cimy. Granit - to maximum, ta najwi�ksza wynios�o�� anorganicznej natury, jak go nazywa Schubert, s�awny naturalista w Niemczech - z trzech cz�ci jest z�o�ony: z kwarcu, feldspatu i miki. W tym sk�adzie ca�e reprezentuje przyrodzenie! I tak: zamiast miki w granitowej skale znajduje si� niekiedy szerl (turmalin), czarnym kolorem, kszta�tem, mas� z�o�on� z igie�ek, jakby w��knist�, podobny w�glom ziemnym. Poniek�d wi�c przypomina m�odsze pa�stwo ro�lin.** Sjenit, od wielu geognost�w nazwany m�odszym granitem, dlatego �e ze wszystkich pierwiastkowych ska� najp�niej zosta� utworzony, sk�ada si� z ziarn feldspatu i amfibolu (hornblendy); ten ostatni ciemnozielonym kolorem, postaci� i wi�ksz� mi�kko�ci� lepiej jeszcze ni�eli szerl ro�lin wyobra�a natur�. - Werner na oko pokaza� przej�cie granitu przez gnejs i g�ry �upkowe do piaskowca i w�gla ziemnego, a tym samym do wegetacji. Wreszcie - zwa�ywszy przej�cia miki, panuj�cej w sk�adzie �upka mikowego, a w �upku glinianym, kt�ry stanowi dalsze tego�, utworu ogniwo, zbli�aj�cej si� we w�asno�ciach swoich do �upku a�unowego, zawieraj�cego w�glik - rzec by mo�na z niema�ym podobie�stwem do prawdy: "�e mika reprezentuje w granicie i jest niejako hieroglificznym prorokiem dzia�u ro�lin". Dalej. Spat skalisty, *** czyli feldspat - druga cz�� sk�adowa granitu - maj�cy tak�e od�am blaszkowy w kszta�t listek, po wi�kszej cz�ci jest bia�awego, cielistego i czerwonego koloru. Co, jak si� podoba rozumie� Szubertowi ma by� oznak� postaciow�, niejako figur� krwi zwierz�cej w �wiecie anorganicznym. Gdziekolwiek w p�niejszych formacjach, okrywaj�cych ska�y granitowe, feldspat znika, tam pospolicie znajduj� si� warstwy wapna, w wi�kszych coraz rozci�gaj�ce si� masach. Ta okoliczno�� oraz �e feldspat w sk�adzie swoim wapno zawiera****, naprowadzaj� na wniosek, jakoby takowe by�o tylko przemian� feldspatu. A �e od najdawniejszych formacji wapienia do najp�niejszych, po wi�kszej cz�ci z�o�onych z zabytk�w istot zwierz�cych, przej�cia s� ci�g�e i nieprzerwane: st�d za� przez stopnie po�rednie do dzia�u zwierz�t, kt�re w cz�ciach swoich sk�adowych wapno zawieraj�, przeto: "feldspat uwa�a� by mo�na w granicie jako reprezentanta, czyli przes�annika i hieroglificznego proroka pa�stwa zwierz�t". Na ostatek: kwarc, trzecia cz�� sk�adowa granitu, stateczn� niezmienno�ci� swoj� we wszystkich innych stosunkach dzia� minera��w reprezentuje. W tym to ciekawym sk�adzie granitu czy� nie zdaje si�, jakoby natura anorganiczna, ustanowiwszy pierwotne ogniwa i pocz�tki wszystkich swoich utwor�w, niejako tellurycznym przeczuwa�a instynktem, co potem nast�pi? I jako si� w wy�szym i daleko doskonalszym porz�dku ukszta�c� �ycie, organizacja? - Kr�tko m�wi�c: czy� te istoty, kt�re n�jczynniej dzia�aj� w organicznej naturze, nie s� tak�e najpot�niejszymi dzia�aczami w anorganicznej, czyli nieorganicznej - i przeciwnie? Ciep�o, rozszerzone w ca�ej naturze nieorganicznej, jest tak�e w ro�linach i cia�ach zwierz�cych. Czy� nie bliski i nierozdzielny zwi�zek? P�yn elektryczny, pod ziemi�, na ziemi i w powietrzu rozlany, nadaje spr�ysto�� muskularnemu systematowi i dra�liwym w��knom ro�linnym. Wed�ug nowszych postrze�e�: nie jest rzecz� niepodobn�, �eby si� w oku naszym �wiat�o rozwija� nie mia�o. Ro�liny wyci�gaj� najwi�ksz� cz�� swojej substancji z wody wsz�dzie rozpostartej, a g��wne cz�ci istot zwierz�cych mieszcz� si� w powietrzu atmosferycznym. Cz�owieku! Imi� twoje ziemia! Z ziemi cia�o twoje, cho� z czterech stron �wiata przyniesionej: wschodu, zachodu, p�nocy i po�udnia.***** W ziemi mieszkanie twoje, czy� si� w ziemi� nie obr�cisz? Czy� nie ma ziemi w naszych ko�ciach? Czy� we krwi naszej nie p�ynie �elazo, metal tak g��boko w �onie ziemi gniazda swoje maj�cy? A z�oto i inne kruszce czy� nie s� dla nas lekarstwem, trucizn�? Czy� zio�a i ro�liny ziemskie z r�nych nas nie wyleczaj� niemocy? Czy� �r�d�a cudownymi uzdrawiaj�ce skutkami nie s�cz� si� z skalnych zdrojowisk? - Jaki� kres po�o�y� tym zwi�zkom z ka�dej nieledwie strony, z ka�dego wzgl�du?... G�rnik prowadzony p�och� ch�ci� przedziera si� do g��bokich pok�ad�w; cz�stokro� strach wielkooki obejdzie go wko�o, kiedy pos�pnym blaskiem swojej latarni mignie w tajniach nigdy niezwiedzonych z�ego ducha. Czego� szuka? Skarbu - marnego zysku, najcz�ciej nie dla siebie, dla innych, za ma�� nagrod�. Co innego uczony mineralog. Filozof ten przenika do szczerej istoty i rzetelnego rozumienia kruszc�w, kamieni. Jest to podziemny astrolog. Wedle ba�amutnej, gwia�dziarskiej nauki nieraz si� g�rne konstelacje na los biednego zas�pia�y cz�owieka. Nieraz si� miesza�y ku zgubie wielkich m��w starego wieku szyki niebieskie, biegi, ruchy; to� wik�a�y potajemne si�y, gas�y �wiat�a. A je�eli wzrok nasz z tej wysoko�ci w ziemi� zapu�cimy: czy� kamienie, metale ma�o wa�ny wp�yw na r�d ludzki wywar�y? Po wiele� razy z ciemnej dali grozi�y nam te przeciwne pod ziemi� konstelacje? Po wiele� razy w obiegu czas�w uwodzi�y nas zdradzieckim u�miechem, to znowu od�o�eniem, rozbiciem naj�mielszych �ycze�, najpi�kniejszych nadziei! Po wiele� to razy z�orzeczyli�my i b�ogos�awili tym mocom, tym dzielno�ciom podziemnym, tellurycznym? - Kruszec z otch�ani, bity i cechowany z napisem, czy� nie jest primum mobile i zarazem hamulcem wszystkiego na �wiecie? Czy� nie ruszy� ziemskiej w�asno�ci i czy jej z r�k do r�k chy�ym nie przenosi obiegiem? Czy nie zmienia wszystkich mi�dzy lud�mi i narodami stosunk�w? Czy� nie wprawi� w obr�t i ruch tego, co by si� mo�e nigdy by�o nie ruszy�o z swego miejsca? Ten metal, pr�dki jak widzenie, przekupi� statek, zachwia� cnot�, rozpali� wszystkie po��dliwo�ci, uprz�tn�� wszystkie przeszkody, por�wna� wszystko z ziemi�, z b�otem, z kt�rego jest wzi�ty i oczyszczony: rozczarowa� wszystkie powaby, rozbi� urok wszystkich pon�t, ostudzi�: ozi�bi� zapa�, kt�rego �aden brz�k ani srebrny, ani z�oty nie zasili! Rozum m�drc�w i ludzi stare lata maj�cych podbi� pod pos�usze�stwo swoje - z nieba daleko w przepa��, w ziemi� ich wrzuci�. Wyostrzy� dowcip, udoskonali� rachmistrzostwo, ale zwojowa� moc ducha. Niechaj, jako kto chce t� my�l, kt�ra mnie tak daleko unios�a, rozumie: ja wierzy�em i wierzy� b�d� w podziemn� astrologi� w zwi�zki czarnoksi�skie, moralne i chemiczne, w powinowactwo - �adn� moc� nierozerwane - natury anorganicznej z organiczn�, w zwi�zki i powinowactwa kamieni, metal�w z istotami rozmy�laj�cymi, a bardziej jeszcze dumaj�cymi. Tak zapewne! mechanizm, nic nie pojmuj�cy w wyk�adzie i rozumieniu zagadek przyrodzenia, nie zr�wna spania�ej umiej�tno�ci Szuberta albo Nowalisa. Jak to - mo�e si� kto zapyta - wi�c rzeczywi�cie zostajemy w tak bliskim zwi�zku z tymi malarskimi postaciami anorganicznego �wiata? Z tymi oto ska�ami tak wysoko zawieszonymi w powietrzu? Te masy nieregularne, to cieniowanie rozliczne �wiat�a, o ich bia�o�� si� rozbijaj�cego, te zrozmaicone barwy, ta wielo�� prawie niesko�czona mniejszych [i] wi�kszych przedmiot�w, kt�re rozrywaj�, myl� nasz� uwag� - c� nas obchodz�, c� maj� z nami sp�lnego? A przecie ka�da dzika okolica ci�gnie nas tak� pon�t� ku sobie. Dlaczego� tak spaniale, tak �licznie si� wydaj� rwiste potoki, pr�dkie strumienie? W g�rach sytuacje niekt�re podnosz� umys� do wysoko�ci, czasem a� za �w b��kitny przestw�r, gdzie jest niebo, jako mniema prostota z prawd� w sercu, z szczero�ci� w duszy. A przynajmniej, �e go na jaki� czas odrywaj� od ziemi i rzeczy ziemskich. Tu i �wdzie, zdaje si�, jakoby zrobione by�y dla rozweselenia w�drowca. Gdzie indziej jego rado�� i pociech� w smutek odmieniaj�. Sympatyczne uczucia ��cz� nas z ogromami spi�trzonych mas, kt�re natura w przestrzeni pokszta�ci�a. C� znaczy to dziwotworne budownictwo? W innych znowu miejscach ten podr�ny sam nie wie, co ma czyni�, czy si� cieszy�, czy smuci�. Z rozrzewnieniem tylko pogl�da naoko�o siebie, dziwi si�, wielbi Stworzyciela. Widoki takie zachwycaj�; sk�d�e to pochodzi? Daleka niechaj b�dzie ode mnie wszelka afektacja, czyli zmy�lone, sztucznie naci�gnione upodobanie w pi�kno�ciach przyrodzenia. Natura ma tyle wdzi�k�w, �e j� bez afektacji kocha� mo�na. B�d�my jako dzieci, kiedy si� ku niej zbli�amy. Przechodz�c z r�wnin w miejsca g�rzyste, kt� nie dozna� kiedy tego na sobie, jak odmienne, coraz rozmaitsze s� my�li i uczucia nasze?... Nie tylko w wewn�trznym sk�adzie swych utwor�w, np. granitu, jako si� wy�ej rzek�o, ale tak�e ze wzgl�du na posta� zewn�trzn� swoich mas zamyka natura geologiczna uderzaj�ce podobie�stwa, skaz�wki, god�a wy�szego organicznego porz�dku. Od pierwotnego, kulistego kszta�tu, przezwyci�aj�c ci�ko�� ******, zmierza w napowietrznej wysoko�ci ku pod�u�nej formie s�upa. Ten, wedle zasad dzisiejszej filozofii natury, ma by� symbolem magnetyzmu, czyli w og�lno�ci odskoku *******, przeciwie�stwa. Zatem: tw�rcze przyrodzenie w anorganicznym �wiecie zewn�trznymi nawet kszta�tami olbrzymich bry�, kt�re do takiej wysoko�ci podnios�o, zdaje si� wieszczym, �e tak powiem, instynktem naprz�d zgadywa� figury okr�g�os�upiste drzew w naturze ro�linnej tudzie� pocz�tkowe formy zwierz�t, o ile takowe w g�azach na�ladowane by� mog�. Ja�niej si� to jeszcze w innym wzgl�dzie postrzega� daje. Kryszta�y szerlu na powierzchni pod�u�nie narzynane, kszta�t zaokr�glony igie�ek rozsianych w jego macicy, �ci�cie, sklinowanie bocznych kraw�dzi - czy� to nie wyra�ne zbli�enie do postaci ro�lin? Lecz najwidoczniej odbijaj� si� kszta�ty organicznej natury w metalach. Tu szuka� trzeba przej�cia od kamieni do ro�lin i zwierz�t. Naj�liczniejsze farby, od szkar�atnej, krwistej granatu, od r�owej, karminowej rubinu w niezliczonych odcieniach do pi�knej zielono�ci szmaragdu, s� rezulatem cz�stek metalicznych wchodz�cych do sk�adu wzmiankowych kamieni.******** W masie wielu metal�w s� blaszki na kszta�t listk�w osadzone, kt�re zdaj� si� niejako sk�ada� tkank� kom�rkowat�, podobn� zwierz�cej. - Jak�e to wszystko rozumie�? W dalekiej staro�ytno�ci utrzymywa�o si� mniemanie, �e kamienie silny wp�yw wywieraj� na umys� cz�owieczy. Pisali o tym Arystoteles, Dioskorides, Galenus i Pliniusz. �ydzi, osobliwie sprawuj�cy wysokie urz�dy w staro�ytnym kap�a�stwie, od czas�w niepami�tnych przyk�adali do piersi diamentami wysadzane tarcze, godz�c przepych z wiar� w jakie� czarodziejstwo drogocennych kamieni. Za naszych czas�w wydobyto t� staro�ytn� opini� z zapomnienia. Jeden z s�awnych dzisiejszych naturalist�w utrzymuje, �e mi�dzy minera�ami a duchem ludzkim rzeczywi�cie bliskie zachodz� stosunki. Zdanie to umocowa�y w rozumieniu wielu innych naturalist�w mnogie przyk�ady i do�wiadczenia. Czytelnicy nasi niechaj przypomn� sobie, �e w r. 1829 pisma warszawskie og�osi�y prospekt na dzie�o pod tytu�em Jasnowidz�ca z Preworst, kt�re nast�pnie wyda� dr Kerner, s�awny z bieg�o�ci w swej sztuce. Czyta�em to dzie�o. Jest to, �e tak powiem, wyw�d s�owny zamykaj�cy opis jawisk magnetyzmu i somnambulizmu, zdzia�any przez �wiadk�w godnych wiary podczas s�abo�ci Fryderyk! Hauffe, kt�r� potem nazwano Jasnowidz�c� z Preworst, od wioski tego nazwiska, gdzie si� urodzi�a, gdzie ojciec tej nadzwyczajnej, ale nieszcz�liwej kobiety by� le�niczym. Wioska Preworst le�y w g�rzystej okolicy miasteczka Lowenstein w Wirtemberskiem. Fryderyka Hauffe poruszona zosta�a lekarskiemu staraniu dra Kernera [w] r. 1826. Niezno�ne bole�ci, z kurcz�w �o��dka pochodz�ce, by�y pocz�tkiem jej d�ugich cierpie�, zaledwie na kr�tk� ustawaj�cych chwil� dobroczynnym skutkiem magnetyzmu, kt�rego �rodka u�yto, kiedy ju� wszystkie inne zwyczajne daremnymi si� pokaza�y. Dwa lata trwa�a kuracja. Pomijam wszelkie inne fenomena podczas tego jasnowidztwa, lecz nie od rzeczy wspomnie�, jaki wp�yw wywiera�y na pacjentk� r�ne minera�y, kt�re trzyma�a w r�ku. Kerner zapisywa� ka�de jej s�owo, bacznie uwa�a� ka�de poruszenie. - "Kryszta� skalny - m�wi�a jasnowidz�ca - ma przyjemny zapach." Ale gdy ten kamie� przy�o�ono do jej serca, natychmiast odr�twia�a. Ca�e jej cia�o od szyi do st�p by�o wypr�one: m�wi�a od rzeczy. Ten�e skutek za ka�dym ponawia� si� przy�o�eniem skalnego kryszta�u. Rubin wielko�ci ziarnka grochu wznieci� zrazu bole�� w ramieniu pacjentki; czyni� j� potem wielomown�, niespokojn�, przy czym - jak m�wi�a - zimno rozpostar�o si� w jej ca�ym ciele. Magnes wznawia� kurcze i gwa�towne sprawowa� zatrz��nienia. - "Kamie� ten - s� s�owa jasnowidz�cej - czyni mnie chrom�, ale weso��." - Ze wszystkich metal�w platyna najsilniejszy wp�yw na ni� wywiera�a. R�wny moralny i fizyczny skutek sprawia�y ro�liny. Wawrzyn (bacca lauri} wprawia� j� w sen magnetyczny. Usypia�a za ka�dym dotknieniem laurowej ga��zki albo listka. Ro�liny jadowite, blisko niej po�o�one, sprawia�y odurzenie, md�o�ci. Szczeg�lniejszy skutek, jaki u wszystkich jasnowidz�cych wawrzyn sprawia, czy� nie t�umaczy przyczyny, dlaczego niegdy� w ko�ciele delfickim wieszczka laurowe potrz�sa�a drzewo i laurowe ga��zki sk�ada�a na tr�jnogu przed rozstrzygnieniem czynionych sobie zapyta�?... Dlaczego� teraz kamienie na ludzi zdrowych nie dzia�aj� w ten spos�b? Dlaczego stan s�abo�ci, zwanej jasnowidztwem, wznawia te, jak si� zdaje, rozerwane tylko stosunki natury anorganicznej z cz�owiekiem? Czy zatar�a si� ta w�asno�� pocz�tkowa kamieni i metal�w? Czy te� my sami podpadli�my takiej zmianie we wzgl�dzie naszej natury fizycznej i moralnej, �e teraz tylko najstraszliwsze trucizny ro�linne i mineralne dzia�a� na nas mog�? To jest dopiero za dotknieniem i przy�o�eniem do cia�a. - A gdzie� si� moc s�owa podzia�a, kt�r� - jak nios� staro�ytne podania - tym niemym rozkazywali�my istotom? - Gdzie� si� podzia�a owa pierwotna dzielno�� woli ludzkiej, kt�r� niegdy� i bez mowy, bez d�wi�ku, podbijali�my pod pos�usze�stwo swoje najpot�niejsze moce w naturze? Tak zaiste: przeci�g mi�dzy nami a lud�mi starego wieku bardzo wielki. Jak�e�my go przemin�li? Na to niechaj historia odpowie. Powinno�ci� jest g�osu oznajmi� s�owo my�li naszej, ale ten g�os utraci� dawn� si��; my�l zemdla�a i s�owo przesta�o by� cudotworne. - Ten sam Kerner czyni z tego wzgl�du uwag�, �e, coraz bardziej odst�puj�c od natury, wyszli�my z powinowactwa, jakie niegdy� ��czy�o �ci�lejszym zwi�zkiem cz�owieka z innymi jestestwami organicznymi i nieorganicznymi. Powiada on, �e przez magnetyzm te rozerwane zwi�zki znowu si� u pewnych os�b odradzaj�. I w rzeczy samej ku temu przysz�o, �e te osoby wi�cej widz� we �nie ni�eli my na jawie w zupe�no�ci si� i najczerstwiejszego zdrowia. �e teraz rozrz�dzamy si�ami przyrodzenia, �e st�d tak wielk� gospodarsk� korzy�� odnosimy, nic to nas nie zbli�y�o do natury. Owszem, zdaje si�, jakoby tym mocniej przeciwko nam si� obwarowa�a i tym trudniejsze, a prawie nie-prze�amane stawia�a przeszkody, �e tak chciwie swoje ku niej r�ce wyci�gamy, �e tak usilnie i gor�co pragniemy zniewoli� to musem, to fortelem wszystkie jej w�asno�ci, biegi, misterstwa, praktyki, aby tylko domowej potrzebie naszej s�u�y�y. Natura jest otwart� ksi�g� maj�c� za naszych czas�w wi�cej mi�o�nik�w ni� czytelnik�w. Za odst�pieniem od przyrodzenia wygas� instynkt z wszystkimi swymi cudownymi przymiotami; s�abnie w�adza, niegdy� tak dzielna, "przeczuwania, przenikania natury i zgadywania jej nawet zamiar�w, jej trybu post�powania. Znik�y cudowne dary wielu ludzi; szuka� ich teraz potrzeba za granic� tera�niejszej kultury, mi�dzy dzikimi albo w stanie niezleczonej jakiej� niemocy. Dzisiejsza cywilizacja coraz usilniej, pod czczym pozorem mistycyzmu i zabobon�w, zaciera, zatar�a wszystkie wrodzone zdolno�ci pojmowania natury bez do�wiadcze� i sztucznych aparat�w, to� rozkazywania jej najmocniejszym si�om samym chceniem lub uskramiania takowych niechceniem. Owe pierwotne zwi�zki ludzi z natur� zast�puje teraz nauka, kt�ra, jako si� p�niej przekonamy, nauk� nie jest. Nauka, umiej�tno�� - wielkie s�owo! �ycie w og�le wszystkich razem stworze� zaczyna powoli ustawa�. A pole naszych empirycznych wiadomo�ci jest na kszta�t ogrodu zasianego po�ytecznymi warzywami *********; pi�kniejsze, spanialsze kwiaty w tym kuchennym ogrodzie zdaj� si� by� spod obcego nieba przeniesione i w ro�linnej hodowane cieplicy. Licho si� te� krzewi�.********** B�d� co b�d� wszystko to mnie utwierdza w rozumieniu, �e natura przez stopnie po�rednie przechodzi od martwej materii, od pierwotnych kszta�t�w do poj�cia. Czyli innymi s�owy: od punktu, na kt�rym nie ma uznania samej siebie w jestestwie swoim, do punktu, z kt�rego sama siebie i wszystkie swoje rozumie dzia�ania. Jest zwi�zek niezaprzeczony, oczywisty mi�dzy natur� nieorganiczn� i organiczn�; jest post�p ci�g�y, jest nieprzerwany od mchu, porostu do palmy, b�d�cej najwy�szym wierzcho�kiem dzia�u ro�lin, jako granit jest najwi�ksz� wynios�o�ci� w �wiecie anorganicznym itd. Nie masz w tym �adnej trudno�ci, �adnego zawik�ania. - Zmierzam dalej do kresu, rozumuj�c jako nast�puje: Przypu��my, �e w hierarchii stworze� nie masz ani jednego rozeznawaj�cego, co si� w nim samym dzieje, wiedz�cego nie tylko rzeczy zwierzchnie, ale i siebie. Gdyby tak by�o, kt� by poj�� natur�? I ku jakiemu� ko�cowi to by si� wszystko chyli�o? Komu� �wieci�yby g�rne ko�a, od tylu tysi�cy lat nieomylne w biegu swoim? Dla kogo strzeg�oby morze granic swoich? Jaki� wreszcie kres naznaczyliby�my drogom mlecznym i niezliczonym orszakom niebieskich cia�?... Dla natury trzeba jasno�ci. T� jasno�ci�, tym �wiecznikiem przyrodzenia, t� lamp� �wiat�w jest my�l cz�owieka-anio�a. Ca�a natura w niej Si� maluje jak obraz nadbrze�nych kszta�t�w w ruchomym strumieniu. Jak cie� rzeczy na zwierciadle. Wszystkie ku temu zmierzaj� przeciwie�stwa, wszelka to�samo��, wszystkie si�y i poruszenia. Je�li naturze odejmiemy t� my�l - c� pozostanie? Martwy, niepoj�ty od nikogo porz�dek. Co by� nie mo�e. Bez tej my�li natura nie mia�aby ani gruntu pod sob�, ani wewn�trz uj�cia i by�aby jako obw�d bez �rodka albo jako gr�b ciemny, gdzie znik�d �wiat�o nie wpada. "Nie b�d�my - m�wi Pismo -jako oczy, kt�re na wszystko patrz�, a same siebie nie widz�". - Ot� pierwszy pocz�tek wszelakiej filozofii! Od tego zaczyna si� wszelkie rozumowanie. Jest �wiat�o wszystko rozja�niaj�ce oko�o siebie, a wewn�trz ciemne. Takim �wiat�em by�aby my�l ludzka, gdyby samej siebie nie wiedzia�a. I przeciwnie: �wiat�o jakiekolwiek, wiedz�ce, �e ja�nieje, by�oby my�l�-poj�ci�m, by�oby s�o�cem-dusz� �wiata. My�le� i to wiedzie�, i w tym my�leniu si� rozumie�, jest to "by�". "By�" -jest to tylko by� przedmiotem, obiektem dla samego siebie. Kto nie mo�e by� przedmiotem dla samego siebie i w tym si� bezprzestannie uznawa� - ten nie jest. Ca�a r�nica mi�dzy cz�owiekiem i kamieniem, i metalem, kt�rego cz�stki we krwi jego p�yn�, i ziemi�, kt�ra si� w jego ko�ciach znajduje! Kto tego, �e jest, nie wie, jest tak, jakby go nie by�o. Jest, ale dla kogo innego, nie dla siebie... Jestestwo nasze w my�li si� odbija. Odbijaj�c si� w my�li, rozdziela si� na dwoje. My�l jest istot� naszej istoty; nosi na sobie nasz cie�, nasze podobie�stwo, nasz obraz. Ten cie� wewn�trz nas si� rozpo�ciera. W my�li mamy grunt pod sob�, mamy wewn�trz nas uj�cie samych siebie - to� �rodkowy niejako punkt ca�ej sfery bytu naszego. My�l jest jako czyste zwierciad�o: co uka�esz, to si� te� w niej uka�e. Patrz�c wewn�trz nas, widzimy samych siebie, wiemy samych siebie, dla samych siebie stajemy si� przedmiotem widzenia i niejako rzecz� oddzieln�.*********** - P�ki nie przyjdziemy ku temu rozdwojeniu, poty nie mamy jestestwa. By� dla samego siebie przedmiotem widzenia, jest to my�le�. My�le� jest to �y�. �ycie nasze od tego punktu si� zaczyna. Nie wtedy, kiedy si� w brzemieniu macierzy�skim spoi�y nasze cz�onki, nie wtedy, kiedy�my si� na �wiat narodzili, ale kiedy wiemy siebie, dopiero wtenczas przychodzimy do jestestwa. Ot� najpierwszy warunek bytu! "Ale - powie kto - natura nie my�li, wi�c nie ma uznania samej siebie, wi�c - pod�ug tego, co si� wy�ej rzek�o - nie jest. - To mylny wniosek. Natura jest, bo my�l, duch jest cz�ci� natury. I natura z tej tylko jest przyczyny. Prawdziwa umiej�tno�� przyrodzenia zmierza do tego, �eby okaza�, jaki zwi�zek zachodzi mi�dzy tym, co jest, i tego, �e jest, nie wie, a tym, co jest i wie, �e jest. A zatem: od widomego do niewidomego Tak jak dawna ars separatoria, segregatoria (dzisiejsza chemia), zacz�wszy poszukiwania swoje od najci�szych substancji, od metal�w, przesz�a z czasem do imponderabili�w, do bada� ze wzgl�du powietrza, �wiat�a, magnetyzmu, elektryczno�ci. W rzeczywistej nauce przyrodzenia, kt�rej metoda, czyli tryb post�powania, jest filozoficzny, umiej�tny, nie masz innej d��no�ci, tylko od natury widomej do ducha, jakby od d�wi�ku zewn�trznego, g�osu s�owa, do wewn�trznego rozumienia, kt�re ten g�os wyra�a. Teori� natury nie jest encyklopedyczny s�ownik nazwisk i do�wiadcze�, podzielonych na rozdzia�y, ale jest t� teori�: systema praw, pod�ug kt�rych natura tworzy i dzia�a. Zewn�trzne niejako fenomena nikn�, rozpraszaj� si�; zostaj� tylko formy, biegi, si�y, poruszenia - matematyka, spekulacja. - "Optyczne fenomena - s�owa wielkiego Szellinga, za�o�yciela w naszych czasach prawdziwej umiej�tno�ci przyrodzenia, ugruntowanej nie na do�wiadczeniach (kt�rych pewno�� wzgl�dna tylko i warunkowa by� mo�e), ale na zasadach maj�cych za sob� oczywisto�� niew�tpliw�, powszechn�, bezwarunkow� - optyczne fenomena niczym innym nie s�, tylko geometri�, kt�rej linie w �wietle si� rozbiegaj�; a to �wiat�o jest�e materialne? Z tego wzgl�du zostajemy jeszcze w w�tpliwo�ci. W jawiskach magnetyzmu nikn� ju� wszelkie materialne �lady, a fenomen�w grawitacji poj�� nie zdo�amy bez przypuszczenia bezpo�redniego niematerialnego wp�ywu." Tak, wszystko si� uduchownia w naturze; wszystko zmierza ku temu, co �adn� nie jest rzecz�, i przedmiotem rozbioru, analizy by� nie mo�e, do my�li, do poj�cia, kt�re samo siebie pojmuje, rozumie. Patrzmy na �wiat: kt� przodkuje wszystkim jestestwom? - Cz�owiek. - Kt� jest cz�owiek? - Ostatnie ogniwo �a�cucha stworze�. - Przeto jest cz�ci� natury, cz�ci� jednej ca�o�ci. Cz�owiek ma my�l, ma poj�cie. Zatem i natura t� my�l mie� musi - z samej konieczno�ci i konsekwencji loicznej tego rozumowania. My�li ona nasz� my�l� i sama siebie naszym pojmuje rozumieniem. W cz�owieku, jako cz�stce ca�o�ci swojej, przychodzi do refleksji. Tu si� uznaje w swoim jestestwie. W nas, w �rodkowym punkcie istoty naszej staje si� natura przedmiotem dla samej siebie. - Sali to czcze s�owa? Nikt nie zada nieprawdy temu rozumowaniu, kto pojmuje stosunek cz�ci z organiczn� ca�o�ci�. A zatem: Skoro przyznano, �e jest ci�g�e i nieprzerwane stopniowanie w naturze; �e mi�dzy bezw�adno�ci� nieorganicznej materii, nie znaj�cej swego bytu, a my�l�, kt�ra sama siebie pojmuje i tym poj�ciem wszystko ogarnia, �e mi�dzy tymi dwiema ko�czynami, mi�dzy tymi dwoma biegunami kreacji jest zwi�zek nierozdzielny, �cis�y, statecznie trwaj�cy; na ostatek: Poniewa� my�l jako cz�� naszego jestestwa, a samych siebie jako cz�� natury uwa�a� powinni�my; przeto: My�l nasza koniecznie cz�ci� natury by� musi w takim samym stosunku, w jakim duch wzgl�dem cia�a zostaje. - (Z czego zarazem wynika musem nieodpartej konieczno�ci, �e umiej�tno�� przyrodzenia z dw�ch cz�ci sk�ada� si� powinna, jednej - materialnej, a drugiej - duchowej, intelektualnej.) Ale jak�e to wszystko przypada do miary z polsk� literatur�? - mo�e si� niejeden zapyta czytelnik tego pisma. Odpowiadam: kto chce baczniejszy, nie powierzchowny tylko wzgl�d rozci�gn�� na literatur� jakiegokolwiek narodu, powinien z dala upatrywa� cel swojego pisma, a przede wszystkim zda� spraw�: jakim rz�dzi si� mniemaniem w tej mierze. To� rozwin�� widoki, pod kt�re wszystko podci�gn�� przedsi�wzi��, �eby si� potem nie waha� i nie przeciwi� samemu sobie. Konsekwencja jest dusz� takiego pisma. Nigdzie od niej odst�powa� si� nie godzi. Kt� da wiar� temu, co powiem nast�pnie, je�li si� zawczasu nie wyspowiadam, jak widz� rzeczy i z wierzchu, i wewn�trz, i do czego si� maj�. - Literatura wyci�gnieniem jest na ja�ni� my�li narodu. W niej, �e tak rzek�, czujemy si� jak po t�tnie. Wi�c z t� my�l� rozwie�� si� musia�em, wszystko ku niej ci�gn�c w ca�ym przyrodzeniu. - Polska niesie przypowie��: kto do cudzego domu wnijdzie, gospodarskiej woli dogadza� musi. Tak samo: kto to pismo we�mie do r�ki, niechaj ze mn� rozumuje. T� pro�b� zamykam przemow� do czytelnika, rzecz moj� tak dalej prowadz�c ku ko�cowi: Zna� siebie i mie� uznanie samego siebie w jestestwie swoim, mie� wewn�trz uj�cie i grunt pod sob� - owo� niezaprzeczone, niezatracone prawo w rodzie ludzkim i najdostojniejszy przymiot cz�owieka! - Lecz tej w�asno�ci rozwinionej i udoskonalonej na �wiat z sob� nie przynosimy. Cz�owiek rodzi si�, nie wiedz�c tego. Przez d�ugi czas �yje w niemowl�ctwie, zamkni�ty, ograniczony jako monada, z kt�rej nic ani na zewn�trz wynij��, ani wewn�trz do niej przenikn�� nie mo�e. Wszystkie w�adze, zdolno�ci, rozumienia, idee drzemi� u�pione w zarodku. Ciche, bierne �ycie, najpodobniejsze wegetacji! I w rzeczy samej: zdaje si�, �e natura w ka�dym cz�owieku wznawia i niejako powtarza proces powszechny formacji wszystkich dzie� swoich, przebiegaj�c przez stopnie i schody po�rednie t� sam� drog�, od pocz�tku ku ko�cowi. Tryb post�powania jednaki; to� w przyrodzeniu, to� w cz�owieku, to� w historii. Od bezw�adno�ci do poj�cia! Od punktu, na kt�rym jeste�my, nie wiedz�c tego, do punktu, gdzie mamy uznanie nas samych we w�asnym, oddzielonym jestestwie. Patrzmy si� na dzieci nic nie wiedz�ce o sobie, kiedy jeszcze �adna podnieta zatajonej iskry w nich nie roznieci�a i �adna refleksja nie wnios�a rozerwania, niepokoju do ich niewinnego, b�ogiego jestestwa. Czy� wtenczas nie s� na kszta�t ro�lin albo drzew, kt�rych obraz w wodzie si� maluje? Enigmatyczne, dziwne stworzenia! Przedmioty naoko�o siebie w zamieszaniu, w w�tpliwym postrzegaj� �wietle. Rozliczne, coraz nowe wra�enia pl�cz� si�, wik�aj� w ich duszy. Boja��, nadzieja pr�dko, silnie zajm� dzieci�; dlatego chwieje si� w�r�d mienionych coraz kszta�t�w, postaci, obraz�w. U�uda, omamienie, pusta weso�o��, strach i smutek, niecone lada fraszk�, mijaj� i znowu wracaj� w tej porze ufno�ci, szcz�cia. Takie poj�cie, takie uczucie. Dzieci ani dzieli�, ani odosabnia� nie umiej�. Nie rozrywaj� tego, co na jedno�ci zale�y. Wielkie te� masy w najprostszych widz� zarysach i cho� samych siebie nie pojmuj�, po wielekro� przecie w rzeczach bardzo trudnych, zakrytych i na poz�r niedost�pnych ich poj�ciu, z podziwieniem naszym dalej przenikaj�, jak ludzie stare lata maj�cy, �artkiego dowcipu, bystrego rozumu. �ci�lejszym zwi�zkiem, ni�eli my, po��czone z ca�� natur�, zostaj� pod ow� por� w zgodzie wszystko ogarniaj�cej wszechrzeczy, ku czemu nikt potem nie przyjdzie ani usiln� ch�ci�, ani bieg�o�ci� w nauce, ani wiadomo�ci� rzeczy przesz�ych, ani t�sknic�! - Gdy zaczynaj� w�asnej mocy do�wiadacza�, natenczas przechodz� drug� kolej bytu, a tej odpowiedni� mogliby�my znale�� w dziale zwierz�t. Tu jeszcze rz�dz� si� na�ladowstwem; za przyk�adem starszych czyni�c, co starsi czyni�. Nied�ugo potem daj� s�abe oznaki wy�szego poj�cia, nast�pnie coraz jawniejsze, dobitniejsze. Wreszcie duch zaczyna si� wyra�a� na ciele. Z dziecinnych lat wyrasta m�odzieniec, swawolny, bujny, potem nieukr�cony, burzliwy, nami�tny i tkliwy, i pe�en uniesie�. Z ca�o�ci si� wyrywa, z powszechnej wydziera si� zgody we wszechrzeczy jestestwie. A potem zabrzmi, zagrzmi jako d�wi�k, jako ton szczeg�lny, rozstrojony, fa�szywy w og�lnej tonice. Jest natenczas osob�************, jest szczeg�em, indywidualn� istot�, samolubem - "ja". - Jeden raz w �yciu swoim ka�dy z nas by� w raju, nim wyszed� z lat dziecinnych, w przeci�gu mi�dzy brzaskiem, �witem, jutrzenk� - w rozdziale mi�dzy wschodem i po�udniem lat m�skich! Nim zaufa� w�asnej sile i zacz�� oddzielnie egzystowa� w sobie dla siebie! Nim zacz�� by� osob�. C� sprawuje te zmiany? Oto obwarowana, dot�d nie rozdziergniona, nie rozszczepiona monada rozwiera� si� powoli zaczyna. Niepok�j w duszy si� szerzy; wzrasta w sercu. M�odzieniec m�niej�c wiedzie przeciwie�stwo z ca�ym �wiatem, natur�, spo�eczno�ci�, z kt�rymi dot�d w zgodzie i jedno�ci zostawa� - i my�l si� jego na zewn�trz wydziera z bole�ci�, jako si� dzieci�ce z�by bole�nie z dzi�se� wyrzynaj�. Przyszed�szy ku swej zupe�nej sile, wyosobniony ze wszechrzeczy jestestwa, wszystko znajduje przeciwko sobie, bo jest osob�, bo jest sob� samym. Ju� nie jest w naturze, ale zewn�trz natury, z pewnego wzgl�du za jej okresem. Natura zaczyna by� dla nas przedmiotem, odk�d sami dla siebie stali�my si� przedmiotem, czyli rzecz� oddzieln�. Cz�owiek wiedz�cy siebie, my�l swoje i wol� swoj�, postrzega, gdzie jest, po co, na co i co go otacza. Pierwszy wszystkich nauk i do�wiadcze� pocz�tek! Teraz dopiero bada, rozumuje, dzieli, ��czy, mierzy, wa�y, obserwuje i nad wszystko si� wynosi, i wszystko pod swoje podbija pos�usze�stwo... Jedna linia przez wszystkie lata �ycia naszego si� rozci�ga; z pocz�tku w ciemnych nikn�ca punktach, jak we mgle i w mroku; dalej coraz ja�niejsza, wyra�niejsza; na ostatek sam� jest jasno�ci�, promieniem, �wiat�em, wewn�trz obr�con� �renic�, widzeniem siebie okiem ducha - "uznaniem samego siebie w oddzielnym jestestwie". - Ot� niedo�cig�a zagadka naszego bytu!... Pierwszy cz�owiek, jak wszystko �ywi�ce*************, z �ona natury jeszcze nie wy�oniony spa� snem twardym we �nie niewypowiedzianego szcz�cia. Powoli zacz�� si� budzi� z tego snu na jawie i wychodzi� dusz�, my�l� z wszechrzeczy og�u. Na koniec zosta� szczeg�em, istot� rozumn�, jednostk� dumaj�c�! Ta jest wielka jestestwa naszego tajemnica. C� go dot�d zaszczyca po tylu wiekach ob��dnej kolei? Co w nim najpi�kniejszego? Oto t�sknica na duszy i bole�� na sercu, kt�ra je uciska po stracie nieskazitelnego mienia! Oto ch�� wyj�cia t� sam� promienn� my�l� z ciasnego ko�a, z okresu jednostki, egoizmu, samolubstwa, ch�� rozszerzenia si�, rozprzestrzenienia mi�o�ci� p�omienist�, wszystko obejmuj�c� od ko�ca do ko�ca, we wszechrzeczy jestestwie, w nierozdzielonym ca�ej natury porz�dku - w tej harmonii, tej cudotwornej tonice ca�ego �wiata!... Tymi oto s�owy skre�li�em pocz�tek, nast�pstwo, tre��, szyk i koniec dziej�w rodu ludzkiego. To� samo bowiem s�owo w s�owo zi�ci�o si� w historii wszystkich lud�w, co si� na ka�dym cz�owieku, przez wznowienie tej samej przyrodzonej kolei, codziennie przed naszymi i�ci oczyma. Jest rdza, kt�ra wszystko po�era, nawet blask dawniejszej wielko�ci i pi�kno�ci natury ludzkiej. S� uroki, co niemoc zadaj� oczom naszym, �e jak oczy sowie przeciwk