1343
Szczegóły |
Tytuł |
1343 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1343 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1343 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1343 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
J�zefPi�sudski
Rok 1920
Michai� TUchaczewski
Poch�d za Wi�le
Wydawnictwo ludzkie
Tekst przygotowano wed�ug: J�zef Pi�sudski, Pisma zbiorowe, tom VII, Warszawa 1937
Projekt ok�adki l Stron tytu�owych JAN OPAl INSK1
Pos�owiem opatrzy�
prof. dr Arnulfi GARUCKI
Redaktor techniczny
ANI)K/l;f H1(VNK11-.\\'1C'/.
1SBN 83-218- 0777-1
< '('.rpM-i^ht hv Wydawnictwo l.�dzkie, t.�d� 1989
J�zef Pi�sudski
Rok 1920
Przedmowa
Rok 1920 pozostanie w dziejach co najmniej dw�ch pa�stw i narod�w rokiem na d�ugo pami�tnym. Na ogromnej arenie, pomi�dzy brzegami Dniepru, Berezyny i D�winy, a z drugiej strony Wis�y, rozstrzyga�y si� w walce wojennej losy nasze polskie i s�siedniej z nami Sowieckiej Rosji. Rozstrzygni�cie walki rozstrzygn�o zarazem na czas pewien i losy milion�w istot ludzkich, kt�re reprezentowane by�y wtedy przez walcz�ce na tej ogromnej przestrzeni wojsko i jego wodz�w. Nie chc� wchodzi� w dociekania, czy boje toczone w tym roku swym znaczeniem nie obejmowa�y znacznie szerszych kr�g�w, ni� zakre�lone one by�y granicami obu pa�stw, b�d�cych w sporze wojennym, niechybnym jednak jest, �e napi�cie nerw�w w ca�ym �wiecie cywilizowanym by�o niezwykle du�e i ku nam, �wczesnym �o�nierzom, skierowane by�o mn�stwo oczu, nape�nionych to trwog�, to nadziej�, to �z� goryczy, to u�miechem szcz�cia. Nic wi�c dziwnego, �e ciekawo�� dot�d pyta o wyja�nienie zagadek i w�tpliwo�ci, kt�re dr�czy�y ongi� ludzi. Zrozumia�� r�wnie� jest ciekawo�� nasza, g��wnych aktor�w �wczesnych dziejowych zdarze�, w stosunku do dzia�a�, my�li i nawet wszelkich szczeg��w pracy tych, z kt�rymi ongi� skrzy�owali�my szpady. P. Tuchaczewski (nie mog� znale�� innej formu�y, gdy� nie wiem, czybym okre�leniem rangowym nie urazi� w czymkolwiek swego by�ego przeciwnika) wyda� �wie�o ksi��eczk� pt. Poch�d za Wi�le, ja za� zosta�em zaproszony przez polskich wydawc�w tej ksi��eczki o danie dla polskiej publiczno�ci swojej tego dzie�ka oceny i przeciwstawienia my�lom i uj�ciom ka�dorazowej sytuacji wodza jednej z partii walcz�cych my�li i takiego� uj�cia wodza z naszej strony. S�dz�, �e wydawcy mieli w tej sprawie my�l szcz�liw�, gdy� taka jednoczesna obserwacja obu stron walcz�cych daje najwi�ksze zbli�enie do
realnej prawdy i stanowi� mo�e bardzo dobr� podstaw� dla ka�dego z powa�nych badaczy historii. Niechybnie p. Tuchaczewski ma przede mn� przewag� pierwsze�stwa, ze tak powiem - przewag� inicjatywy: zacz�� pierwszy. A z tego powodu zgodnie z celami wydawnictwa jestem z g�ry zwi�zany zar�wno uk�adem pracy p. Tuchaczewskiego, jak je;
metod� i jej konstrukcj�; w pracy za� literackiej r�wnie dobrze, jak i w pracy wojennej, jest to niema�o wa�n� przewag�. Wobec tego jednak, �e i w naszym spotkaniu wojennym losy pod wzgl�dem inicjatywy sprzyja�y nie mnie, lecz partii przeciwnej, zgodzi�em si� ch�tnie na propozycj� wydawc�w, gdy� sama metoda uj�cia pracy przez p. Tuchaczewskiego niezwykle sprzyja zadowoleniu szeroko odczuwanych u nas potrzeb wy�wietlenia wielu Zjawisk, prze�ytych przez nas tak g��boko w prze�omowym dla naszej ojczyzny roku 1920.
Mianowicie - p. Tuchaczewski, wydaj�c pod powy�szym tytu�em swe prelekcje na dope�niaj�cym kursie akademii wojennej w Moskwie, poszed� w ograniczeniu ich tre�ci tak daleko, �e zamkn�� je, jak m�wi� we wst�pie, "w obszczem stratiegiczeskom obzorie opieracji", a "razsmo-trienja stratiegieczeskich dietalej i takticzeskich sojedinienij" zdecydowa� unikn�� zupe�nie. Z tego powodu dzie�ko p. Tuchaczewskiego staje si� dost�pne szerokiemu ko�u czytaj�cej publiczno�ci. Strategia bowiem, tak og�lnie poj�ta, bez zwi�zania jej �ci�lej zar�wno ze szczeg�ami tej dziedziny, jak z taktycznymi dzia�aniami wojska, oswobadza pisz�cego czy m�wi�cego od ci�ko strawnej dla og�u analizy wojennych sytuacji, nie wymaga trudnych do odcyfrowania dla przeci�tnego czytelnika szkic�w i map, a zarazem przenosi czytelnika i s�uchacza do tej dziedziny, gdzie zaczyna panowa� niekiedy wszechw�adnie nieuchwytny nieraz dla �cis�ej analizy czar sztuki wojennej. Dziedzina za� ka�dej sztuki jest t�, gdzie przeci�tnie wykszta�cony cz�owiek obraca si� wzgl�dnie swobodnie, a przynajmniej swobodnie si� czuje; gdy jest wystawa obraz�w, wszyscy memaluj�cy rozpowiadaj� wcale swobodnie o artystach i ich metodach, gdy za� jest wystawa wojny, me ma szerzej omawianego tematu, jak strategiczne b��dy i zalety g��wnych aktor�w wojny, kt�rych w�a�nie udzia�em jest dziedzina strategicznej sztuki wojennej. Gdy wi�c nasz Sta�czyk m�wi, �e najwi�cej na �wiecie jest lekarzy, daj�cych porady chorym, to �miem zaprzeczy� znakomitemu rodakowi, stwierdzaj�c, �e podczas wojen najwi�cej jest m�drych strategik�w, operuj�cych swobodnie w dziedzinie strategicznych operacji. Gdy za� echa wojny ubieg�ej dr�� jeszcze w powietrzu, gdy nieraz starzy i m�odzi uczestnicy tak niedawnych jeszcze kl�sk i zwyci�stw gwarz� w�r�d ch�tnych s�uchaczy
o swych przej�ciach, wdzi�czny jestem p. Tuchaczewskiemu, �e sw� metod� pracy zach�ci� mnie do skrzy�owania jeszcze raz z nim szpady, tym razem niewinnie na papierze, w nadziei, �e w ten spos�b przyczynimy si� do gruntowniejszych i bardziej uzasadnionych rozpraw w�r�d strategicznych amator�w w obu naszych ojczyznach.
Gdy m�wi� o skrzy�owaniu szpad i stwierdzam przewag� p. Tuchaczewskiego, bo ma ich wyb�r, spiesz� od razu zaznaczy�, �e mam swoje przewagi, z kt�rych nie omieszkam skorzysta�. Pierwsz� z nich jest fakt, �e dzieje postawi�y mnie wy�ej od p. Tuchaczewskiego. Dowodzi� on wi�ksz� co prawda, lecz jednak tylko cz�ci� wojsk sowieckich, walcz�cych ongi� z nami, gdy ja by�em naczelnym wodzem wojsk polskich. Gdy wi�c on, jako podw�adny, nieraz z konieczno�ci by� kr�powany w swoich zamierzeniach rozkazem prze�o�onych i wyznaczeniem mu �rodk�w dla prowadzone] przez niego walki, ja tego skr�powania nie mia�em. Z tego te� powodu w dziedzinie najog�lniejszych strategicznych dzia�a� z musu musia�em si�ga� szerzej i obraca� si� w rejonach wojennej sztuki i w my�lach z ni� zwi�zanych w wy�szym kr�gu, ni� to by�o udzia�em p. Tuchaczewskiego. Pocieszam si� tym, �e ta naturalna przewaga jest przez p. Tuchaczewskiego zupe�nie negowana, gdy� czyni on mnie w swoich rozumowaniach tak�e podw�adnym: to generalnemu sztabowi Ententy, to znowu kapitalistom ca�ego �wiata.
Pozostaje do om�wienia inna przewaga z mojej strony, z powodu kt�rej przez d�u�szy czas si� waha�em, czy mam si� podj�� w og�le pracy, o kt�r� mnie proszono. Je�eli p. Tuchaczewski przez celowe, jak zaznaczy�em, ograniczenie siebie do najog�lniejszych strategicznych rys�w operacji przez siebie dowodzonych sta� si� dost�pnym dla wzgl�dnie szerokiego ko�a czytaj�cej publiczno�ci, to r�wnocze�nie z tym wyrz�dzi� sobie krzywd�, gdy m�wi�c i wydaj�c ksi��k� o historycznej swej pracy dowodzenia wielk� ilo�ci� wojsk, obni�y� j� do rozmiar�w jednej tylko funkcji wodza, sprawiaj�c tym cz�sto wra�enie wiatraka obracaj�cego si� w pustej przestrzeni. Nie chc� tym obra�a� lub w czymkolwiek ujmowa� p. Tuchaczewskiemu, lecz nadmierna, zdaniem moim, abstrakcyjno�� wyk�ad�w oddziela p. Tuchaczewskiego od wojska, kt�rym dowodzi�, tak dalek� i tak niczym nie zape�nion� przestrzeni�, �e jedynie z wielkim nak�adem pracy nad sob� m�g�bym i�� w jego �lady i przystosowa� swoj� prac� do jego metody i do jego uj�cia wyk�ad�w.
Przerzuca�em wi�c po kilka razy kartki ksi��eczki, nie zdecydowany ci�gle, czy mam podj�t� prac� wykona�, czy te� zrzec si� )ej ca�kowicie. O pracach bowiem historycznych, rzeczach, kt�re si� dzia�y na
wojnie realnie, nie mog�em si� odwa�y� pisa� w ten spos�b, jak to uczyni� p. Tuchaczewski.
Rozumiem jeszcze, gdy idzie o wyk�ad czy to strategii og�lnej, czy to tej lub innej jej cz�ci, a jako przyk�ad, ilustruj�cy my�l wyk�adowcy, bierze si� og�lnikowo takie lub inne fakty historyczne; metoda p. Tuchaczewskiego by�aby usprawiedliwiona. Lecz ani sama tre�� wydanej ksi��eczki, ani spos�b uj�cia tematu nie dawa�y mi mo�no�ci zaliczy� pracy p. Tuchaczewskiego do takiej w�a�nie kategorii. Tre�ci� w�a�ciw� jest historia my�li przewodniej dow�dcy wojsk sowieckich, stoj�cych przeciw nam na froncie na p�noc od Prypeci w niezaprzeczenie pi�knej operacji w r. 1920. I zaledwie jedna drobna cz�� wyk�ad�w p. Tuchaczewskiego, mianowicie jego rozwa�ania dzia�a� za pomoc� mas taranowych, da�aby si� zaliczy� do prac o charakterze teoretycznym, do czego potrzebn� by by�a ilustracja historyczna. Z chwil� za�, gdy w ca�ej ksi��eczce wymieniona cz�� jest tylko kr�tkotrwa�ym epizodem, a reszta jest histori� w �cis�ym tego s�owa znaczeniu, nie mog�em wymusi� na sobie wyrzeczenia si� praw istotnego dowodzenia i praw historii, ci���cej zawsze nad wodzami wojny, gdybym si� zdecydowa� i�� w �lady p. Tuchaczewskiego.
Niew�tpliwie dla historii ka�dej z wojen nieodzownym �r�d�em jest historia pracy duszy ka�dego z wodz�w, dowodz�cych wojn�. Wp�yw bowiem, jaki ma ta praca na losy wojny, jest tak wielki, �e historia wojny staje si� bez tego niezrozumia��, cz�sto dziwaczn� mieszanin� fakt�w i fakcik�w nie uj�tych w �aden system, tak �e zjawisko zwyci�stwa czy kl�ski nie daje si� przyczynowo uj�� i wisi w jakiej� abstrakcyjnej pustce, nie wiadomo dlaczego upi�kszaj�c jednym g�ow� laurem, a oblewaj�c �arem wstydu twarze innych.
Dlatego te� ksi��eczka p. Tuchaczewskiego jest niechybnie �r�d�em historycznym; spowiada si� w niej p. Tuchaczewski ze swych my�li wodza i daje wyraz tej pracy dowodzenia.
Lecz wtedy ta niezwyk�a abstrakcyjno�� pracy daje nam obraz cz�owieka, kt�ry - jak m�wi�em - miele tylko w�asny m�zg czy w�asne serce, wyrzekaj�c si� lub nie umiej�c dowodzi� codziennie wojskiem w jego pracy, kt�ra to praca nie tylko nie zawsze odpowiada my�lom i zamierzeniom wodza, lecz nieraz mu zaprzecza lub zmuszona jest zaprzeczy� przez dzia�anie i prac� wojsk nieprzyjacielskich.
Nie chc� przez to powiedzie�, �e p. Tuchaczewski istotnie tak dowodzi�, nie chc� w ca�ej pe�ni korzysta� z przewagi, mnie w ten spos�b danej, lecz nie mog� si� oprze� wra�eniu, �e bardzo wiele zjawisk w
10
operacjach 1920 r. zawdzi�cza� nale�y nie czemu innemu, jak wielkiej sk�onno�ci p. Tuchaczewskiego do dowodzenia wojskiem w ten w�a�nie abstrakcyjny spos�b. Wobec za� tego, �e w swoim typie dowodzenia nie znajdowa�em nigdy tej sk�onno�ci i o swojej pracy dowodzenia nie m�g�bym, gdy idzie o histori�, tak pisa� i my�le�, gdy wreszcie zdecydowa�em si� podj�� proponowanej mi pracy, nie wyrzekam si� tej naturalnej przewagi w naszej odnowionej walce na papierze, kt�r� da analiza wi���ca moje my�li i moj� prac� m�zgow� z prac� wojsk, z prac� dow�dc�w, kt�rzy mnie byli w�wczas podw�adni.
Je�eli zatrzyma�em czytelnika tak d�ugo na wst�pie, nie przechodz�c do tre�ci, to uczyni�em to dlatego, abym m�g� by� wolnym od wielu uwag, kt�re musia�bym stawia�, id�c w rozwa�aniu operacji 1920 r. krok w krok za takim�e rozwa�aniem p. Tuchaczewskiego. Z chwil� za�, gdy jestem przy usuwaniu przeszk�d w pracy, usun�� chc� i par� innych.
Po pierwsze, nie chc� i�� tak�e w �lady p. Tuchaczewskiego pod wzgl�dem stylu, kt�ry nada� swojej pracy; niechybnie p. Tuchaczewski wydawa� ksi��eczk� nie dla nas, Polak�w i �o�nierzy polskich, lecz stylem swoim o charakterze, �e si� tak wyra��, mocno publicystycznym nie upi�kszy� wcale swojej pracy. W stylu jego jest jak gdyby ch�� agitowania swoich s�uchaczy czy czytelnik�w z pr�b� ustawiczn� ubli�ania swoim przeciwnikom na wojnie. I pomimo �e osobi�cie nie mam pretensji do p. Tuchaczewskiego za kolorystyczne okre�lenia mas walcz�cych z nim w 1920 r., z wyra�n� ch�ci� podania nas wzgardzie publicznej, unika� b�d� w swej odpowiedzi nawet zwyczajnego u nas okre�lenia ,, bolszewik", gdy� niew�tpliwie okre�lenie to nabra�o u nas tak�e cech pogardy i ch�ci ubli�enia. Nie wyklucza to wcale, �e zaj�� b�d� musia� swe stanowisko do pogl�d�w p. Tuchaczewskiego o charakterze polityczno-socjalnym;
rozrzucone s� one niekiedy epizodycznie w r�nych cz�ciach wyk�ad�w, a skoncentrowane w jednym specjalnym rozdziale, zatytu�owanym Rewolucja z zewn�trz. Wydaje mi si� to koniecznym, gdy� niew�tpliwie czynniki polityczno-socjalne odgrywa�y bardzo powa�n� rol� w samej wojnie, a zatem i w rozwa�aniach jej wodz�w.
Dodam we wst�pie wreszcie, �e nie mog�c w wyk�adach p. Tuchaczewskiego znale��, jak to powiedzia�em wy�ej, odpowiednika ca�o�ci pracy jego dowodzenia, stara�em si� o inne �r�d�a, kt�re by mi brak ten wyr�wna�y i luk� zape�ni�y. Znalaz�em je w niedostatecznej, wyznaj�, mierze w szeregu prac historycznych, wydanych przez naszych by�ych przeciwnik�w na wojnie. Z prawdziw� przyjemno�ci� konstatuj�, �e zar�wno pod wzgl�dem metody, jak i uj�cia, wytrzyma� one mog� poi�
r�wnanie z wybitnymi pracami tego rodzaju na �wiecie. Istotn� za� per�� pod tym wzgl�dem w tej literaturze jest ksi��ka p. Sergiejewa pod tytu�em Od D�winy do Wis�y, kt�ra daje histori� dzia�a� 4 Armii sowieckiej oraz prac� jej dow�dcy, autora ksi��ki. Korzysta�em z niej obficie przy wszystkich pr�bach mojej analizy historycznej w poszczeg�lnych sytuacjach kampanii 1920 r., a niestety daje ona mo�no�� ilustrowania tej prawdy o dowodzeniu p. Tuchaczewskiego, kt�r� wypowiedzia�em wy�ej.
Ko�cz� wst�p wyra�eniem �alu, �e niekt�re nasze publikacje historyczne stoj�, niestety, tak nisko, �e ani dobrym �r�d�em by� nie mog�, ani zas�ugiwa� nie s� w stanie na por�wnanie z prac� w tej dziedzinie naszych by�ych przeciwnik�w, a cz�sto, zbyt cz�sto, robi� wra�enie prac �aka szkolnego, kt�ry wiedz�c, �e zawini�, blag� i nadrabianiem miny oszuka� si� stara surowego nauczyciela - histori�.
Rozdzia� pierwszy
Analiz� pracy p. Tuchaczewskiego rozpocz�� musz� nie wed�ug jego uk�adu, lecz od specjalnej pracy wojennej, kt�rej nie wyodr�bni� w osobny rozdzia�, a da� j� w r�nych uwagach w tek�cie czy te� w osobnych tablicach. M�wi� tu o rachunku, kt�ry podczas wojny czyni� musz� wszyscy wodzowie i wszystkie sztaby - o rachunku si� liczebnych swoich i nieprzyjaciela. Praca ta nie jest tak prost�, jak to si� nieraz ludziom wydaje. W ka�dym sztabie istniej� specjalnie do tego wyznaczeni oficerowie, kt�rzy niczym innym si� nie zajmuj�, jak tylko ci�g�ym zestawianiem rachunku si�, b�d�cych w stanie rozporz�dzalno�ci dla pracy wojennej. Na dow�d za�, jak zawi�ymi s� te rachunki, przytocz� fakt, �e historycy wojny, przyst�puj�cy do swej pracy z ca�� obfito�ci� materia��w, jak� nie rozporz�dza� na pewno nikt podczas wojny, bardzo cz�sto r�ni� si� pomi�dzy sob� w obliczeniach przy badaniu jednej i tej samej bitwy czy operacji. �
P. Tuchaczewski, robi�c rachunek si� naszych i prawdopodobnie wie--tlz�c, �e z �atwo�ci� mo�na mu zarzuci� nie�cis�o��, usprawiedliwia si� od razu, twierdz�c, �e system naszego rachunku by� zawi�y, gdy� bra� za podstaw� liczb� bagnet�w i szabel. Dziwnym zbiegiem okoliczno�ci
12
w literaturze historycznej, tycz�cej si� dzia�a� wojsk, kt�rymi dowodzi� p. Tuchaczewski, spotka�em obliczenia prowadzone akurat w ten sam spos�b, na bagnety i szable. Pan Sergiejew, o kt�rym wspomnia�em, tak w�a�nie liczy swe si�y. Jedna z sowieckich- dywizji (2), opisuj�c wzi�cie przez siebie podczas tej kampanii Brze�cia, daje obrachunek swych si� t� sam� metod�. I je�li w rachunku armii sowieckiej zwyk�ym by� dodatek obliczenia nie tylko na bagnety i szable, lecz i na "bojc�w", to u nas pr�bowano inaczej rachowa� to, co stanowi istot� nowoczesnych boj�w - si�� ognia. W ka�dym jednak razie dziwnym wyda� mi si� fakt, �e p. Tuchaczewski nie chcia� rozumie� naszego rachunku na bagnety i szable, gdy dowodzone przeze� wojsko nie r�ni�o si� w tej sprawie od nas. Gdy za� dok�adniej stara�em si� zanalizowa� tablice, podane przez p. Tuchaczewskiego, mimo woli nasun�o mi si� przypuszczenie, �e k�opoty, jakie wynajdowa� p. Tuchaczewski dla rachunku si� naszych, by�y co najmniej przesadzone, prawdopodobnie rozmy�lnie, by w ostatecznej sumie, co mimowolnie rzuca si� w oczy, doj�� do cyfr wyr�wnuj�cych si�y liczebne swoje z naszymi albo te� nawet daj�cych przewag� liczebn� nam, a nie sobie. Wyznaj�, �e ten publicystyczny spos�b rachowania zniech�ci� mnie prawie zupe�nie do powa�nego zastanawiania si� nad ka�d� z cyfr, przytoczonych przez p. Tuchaczewskiego.
Dla przyk�adu jednak chc� przytoczy� kilka wybranych na chybi� trafi� cyfr z rachunku p. Tuchaczewskiego, aby dowie��, jak on, �e tak powiem, igra sk�adowymi cz�ciami swoich oblicze�. W pierwszej tablicy, w rachunku si� jego pomieszczona jest 15 Dywizja Kawalerii, w tablicy drugiej ta dywizja znika, by znowu w tablicy trzeciej wyp�yn��. W tablicy pierwszej, stanowi�cej jak gdyby aneks do operacji prowadzonej w po�owie maja 1920 r., po naszej stronie zaliczona jest 2 Bia�orusko-Litewska Dywizja z 4800 bagnet�w, gdy nie bra�a ona wcale udzia�u w tej operacji. Najzabawniejszym jednak jest obliczenie i wyr�wnanie rachunku wyra�nie celowo na tablicy trzeciej, daj�cej rachunek si� przed rozpocz�ciem 4 lipca g��wnej operacji sowieckiej, zako�czonej pod Warszaw�. Na samym dole tablicy dodana jest rubryka pod tytu�em: "zapasowe bataliony i szwadrony pu�k�w czynnych". Dla nas liczone one s� cyfr� 27000 bagnet�w i 1200 szabel, "gotowych do wlania do szereg�w". Natomiast po stronie rosyjskiej znajdziemy w tej rubryce dla bagnet�w i szabel tylko trzy gwiazdki, nie oznaczaj�ce �adnej cyfry, lecz daj�ce wyja�nienie, �e bataliony i szwadrony s� ju� liczone w sk�adzie dywizji. Wyr�wnuje to znakomicie rachunek si� naszych i sowieckich, da)�c nawet od razu przewag� prawie 30 000 bagnet�w dla naszej strony.
13
Komiczne te� wra�enie czyni� drobne b��dy przy zestawieniu tablic pomi�dzy sob�; tak wi�c: w pierwszej tablicy, nie wiadomo dlaczego, jedne z naszych dywizji pieszych s� obdarzone konnic� w stale powtarzaj�cej si� liczbie 400 szabel, gdy inne tego dobrodziejstwa nie posiadaj�. W drugiej za� tablicy, kt�ra przedstawia stan naszych wojsk po 15 dniach, sp�dzonych przewa�nie w bojach, 'liczba konnicy nagle wzrasta i zamiast 400 figuruje liczba 500 szabel, tak, jak gdyby podczas boj�w liczba bagnet�w i szabel nie zmniejsza�a si�, lecz odwrotnie - zwi�ksza�a. Gdy poprzednio wspomnia�em o znikni�ciu z drugiej tablicy ca�ej dywizji kawalerii, to ten sam spos�b dla tych samych tablic zosta� u�yty najzupe�niej spokojnie dla wyr�wnania rachunku i w stosunku do najpowa�niejszej cyfry, mianowicie - 29 Dywizji Piechoty, kt�ra ze swymi prawie 10000 bagnet�w i 600 szablami znikn�a bezpowrotnie dla wszystkich innych rachunk�w.
Ten dziwaczny i upstrzony ra��cymi b��dami rachunek si� naszych i sowieckich m�g�by by� bardzo smutnym �wiadectwem pracy sztab�w sowieckich, dowodzonych przez p. Tuchaczewskiego, gdyby nie wyra�na tendencja w rachunkach, tendencja o charakterze publicystyczno-agi-tacyjnym, nie podnosz�ca wcale warto�ci dzie�ka p. Tuchaczewskiego. Tendencja ta wyra�a si� w tym, aby w ko�cowym rachunku, w sumie wyprowadzonej u do�u kolumny, zwi�kszy� tendencyjnie si�y nasze i, odwrotnie, zmniejszy� si�y swoje. P. Tuchaczewski nie kr�puje si� w tej pracy faktem, �e w tek�cie przy opisie dzia�a� swoich, jako wodza, raz po raz przeczy cyfrom w tablicach. Na stronicy 169 przy opisie prac przygotowawczych do g��wnej operacji, p. Tuchaczewski stwierdza, �e "dzi�ki intensywnej energii dzia�acz�w pracuj�cych nad armi� czerwon�... uzupe�nienie tysi�cami zacz�o przybywa� do naszych dywizji". Dzi�ki temu zosta� wykonany plan zdwojenia stanu bojowego, lecz w rachunku w tablicach tego zdwojenia nie spostrze�emy. Jeszcze raz na stronicy 180 p. Tuchaczewski stwierdza, �e wi�cej ni� 30 000 ca�kiem pewnych ludzi zosta�o zmobilizowanych i wt�oczonych w szeregi dowodzonych przeze� armii podczas marszu od Berezyny i D�winy ku Warszawie!;". Znowu te� w rachunkach i obliczeniach stan�w armii nie dostrze�emy wcale �lad�w nowego uzupe�nienia. Naturalnym wi�c jest pytanie, gdzie w�a�ciwie kryje si� przesada p. Tuchaczewskiego - czy w agitacyjnym cyfrowym rachunku, umieszczonym w tablicach, czy te� w publicystycznej pochwale
Pan Tuchaczewski dodaje, �e "jest to charakterystyczny i �wietny przyk�ad uzupel-
ran l ucnac nienia klasowego".
14
dla energii "krasnoarmiejskich" robotnik�w i dla systemu klasowego kompletowania wojska?
Wobec tego wszystkiego niepodobna bra� cyfr p. Tuchaczewskiego oraz zestawionych przeze� tablic za materia� historyczny i dlatego zdecydowa�em si� we wszystkich swoich wywodach i analizach przej�� nad nimi do porz�dku dziennego. Nie chc� jednak pomin�� milczeniem og�lnikowych rachunk�w, kt�re podczas kampanii 1920 r. zestawia�em dla siebie.
Si�y w�asne oblicza� si� daj� na podstawie periodycznych raport�w o stanie liczebnym, sk�adanych przez dow�dc�w poszczeg�lnych jednostek. Ostrzega�bym jednak ka�dego, kto by chcia� oprze� si� jedynie na tych danych. Przede wszystkim, jako cz�owiek zami�owany w studiach historycznych, stwierdzi� musz�, �e ka�dy raport, bez wzgl�du na to, o czym by traktowa�, mo�e historyk bra� jako �r�d�o pewne jedynie po krytycznej analizie, ka�dy raport bowiem jest pisany dla prze�o�onego i zawsze ma na celu nie tylko sprawozdanie, lecz i ch�� sk�onienia prze�o�onego do tych czy innych my�li w stosunku do pisz�cego raport. Je�eli tak jest w armiach o d�ugiej tradycji i d�ugotrwa�ym szkoleniu, to c� dopiero w armii naszej, zupe�nie �wie�o zbudowanej i zestawionej pod wzgl�dem dow�dc�w z ludzi prawie przypadkowo zebranych z najrozmaitszych armii i szk�. Dla tych w�a�nie powod�w nigdy nie odnosi�em si� zbyt serio do �cis�o�ci raport�w naszych o stanach liczebnych. Wprowadza�em za� do nich zawsze jedn� sumaryczn� poprawk�, mianowicie - w wojsku naszym rozwielmo�ni� si� bardzo system od-komenderowywania mn�stwa ludzi z szereg�w czynnych bojowo na bli�sze lub dalsze ty�y dla wygody wojsk i dow�dc�w i dla r�nych gospodarczych czynno�ci. W7 raportach za� nigdy albo prawie nigdy nie uwzgl�dniano tych odkomenderowanych i liczono ich dla prze�o�onych jako stale b�d�cych w pu�kach. Wzgl�dno�� pod tym wzgl�dem w naszej armii by�a niezmiernie daleko posuni�ta i prawie nie znam wypadku, aby kt�rykolwiek z dow�dc�w chcia� stosowa� w tych sprawach surowsze �rodki dyscyplinarne. Zawsze wi�c przy otrzymywaniu raport�w periodycznych o stanie liczebnym armii w og�lnym rachunku, zestawionym dla mnie, wprowadza�em sumaryczn� poprawk�, polegaj�c� na tym, �e co najmniej trzecia cz�� ludzi liczonych jako bagnety i szable nie powinna by� przeze mnie rachowana jako si�a rozporz�dzalna dla boju. Dla niekt�rych dywizji t� poprawk� czyni�em znacznie wy�sz�, przyjmuj�c po�ow� cyfry podanej w raporcie.
Nie chc� twierdzi�, �e armia sowiecka nie zna�a, podobnie jak my,
15
systemu gospodarczych odkomenderowa� bagnet�w i szabel. Jestem nawet przekonany, �e tak by�o. Musz� jednak zwr�ci� uwag�, �e dyscyplina nieraz bywa�a u przeciwnika bezwzgl�dna, a �rodki przedsi�brane ku jej utrzymaniu tak nadzwyczajne, �e w�tpi�, aby w�dz naszego przeciwnika �wczesnego mia� potrzeb� czyni� takie smutne rachunki jak ja. Z prawdziw� te� zazdro�ci� spotka�em, np. w opisie dzia�a� 27 Dywizji pod Warszaw�, �e jej dow�dca 10 sierpnia na Liwcu zwi�kszy� stan bojowy swe] dywizji przez wci�gni�cie do jej sk�adu komend ty�owych i cz�ci �o�nierzy z taboru :;'. Mog� zapewni� czytelnik�w, �e nie znam w naszej armii podobnego wypadku.
Chcia�bym r�wnie� usun�� z my�li czytelnik�w rozmy�lny, jak pisa�em, b��d w rachunku p. Tuchaczewskiego w stosunku do zapasowych batalion�w i szwadron�w. Wed�ug organizacji, kt�ra u nas istnia�a, zapasowe bataliony i szwadrony nie tylko s�u�y�y dla kompletowania sk�adu armii, lecz r�wnie� mia�y za zadanie piecz� nad ca�ym dobrem i maj�tkiem pu�k�w, kt�re by�y w polu. Dlatego te� przy cofaniu si�, a to by�o naszym udzia�em a� do Wis�y, wszystkie zapasowe bataliony i szwadrony nie spe�ni�y pierwszego swego zadania - kompletowania pu�k�w w polu, lecz zaj�te by�y prac� ewakuacji ca�ego swego dobra i urz�dzenia. Mowa wi�c by� mo�e jedynie o pracy organizacyjnej na g��bszych ty�ach. Przy gwa�townym za� odwrocie naszym, kt�ry zanalizuj� potem, zabroni�em formalnie dawa� uzupe�nienia, nim wojska nie nadejd� do Bugu, gdy�, jak wska�� p�niej, po cofni�ciu si� z linii Baranowicze-Wilno, nie spodziewa�em si� wcale, aby gen. Szeptycki, dowodz�cy na tym froncie, zatrzyma� gdziekolwiek atak nieprzyjacielski. Na Bug te� i Narew zosta�o wys�anych kilkana�cie batalion�w uzupe�nienia, kt�re by�y pierwsz� udzielon� w ten spos�b pomoc� wojskom cofaj�cym si� od D�winy i Be-rezyny.
Nie maj�c w obecnej chwili przed sob� wszystkich materia��w nawet dla wojsk przeze mnie dowodzonych, nie chc� i�� w �lady p. Tuchaczewskiego i przeciw tablicom, danym przez niego, zestawia� swoje, kt�re by nie da�y dostatecznej gwarancji historycznej. W stosunku za� do si� nieprzyjacielskich nie chcia�bym tak�e podawa� naszego �wczesnego rachunku, z natury rzeczy jeszcze bardziej zawodnego. Za najpewniejszy w tej pracy uwa�any by� u nas system rachowania nast�puj�cy: na podstawie danych od je�c�w zestawiano stan liczbowy kompanii czy szwadron�w i starano si� st�d zrekonstruowa� stany liczebne batalion�w,
;: W. Putna, Pod Warszawo}.
16
pu�k�w i dywizji. System ten wydawa� si� najodpowiedniejszym, gdy� armia sowiecka odznacza�a si� wed�ug naszych obserwacji nadzwyczajn� pstrokacizn� pod wzgl�dem stanu liczebnego nie tylko przy por�wnywaniu wy�szych jednostek, jak dywizje i brygady, lecz nawet przy por�wnywaniu pu�k�w wewn�trz brygad i batalion�w wewn�trz pu�k�w.
Podam jeszcze jeden sumaryczny spos�b, kt�rego nieraz u�ywa�em, gdy chcia�em si� zorientowa� w tym, czym w�a�ciwie rozporz�dzam dla operacji bojowych. System ten polega� na wzi�ciu jako podstawy wszystkiego, co pod bro� w kraju by�o postawione. Z tej og�lnej cyfry, jeszcze mo�e najbardziej pewnej ze wszystkich, stara�em si� sumarycznie, na podstawie znajomo�ci pracy wojskowej, okre�li� odsetek tych, kt�rzy byli w stanie rozporz�dzalnym dla boju. Odsetek ten w r�nych okresach by� r�ny i zale�a� od chwili przesy�ania uzupe�nie� ku frontowi. Zgodnie z moimi obliczeniami odsetek ten u nas nie przewy�sza� nigdy 12-15 procent. Ten smutny stan naszej organizacji wojennej wynika� z nadzwyczaj po�piesznej, a zatem niedok�adnej, pracy budowy armii, kt�r� przecie� w roku 1918 zacz�li�my nieomal od kompletnego zera. Zarazem jednak niezwyk�y wp�yw wywiera� fakt, �e olbrzymia wi�kszo�� naszej administracji wojskowej po prostu unika�a jak jakiego� grzechu stosowania surowszych �rodk�w dyscyplinarnych zar�wno wewn�trz samej administracji, jak i na zewn�trz. Taka nadzwyczajna wzgl�dno�� w stosunku do pracy ty�owej dawa�a w rezultacie fakt, kt�ry charakteryzowa�em zawsze s�owami, �e olbrzymia cz�� materia�u ludzkiego przep�ywa stale pomi�dzy palcami administracji. �mia�em si� zawsze, �e nie mo�emy zatraci� charakteru armii ochotniczej, gdy� bije si� u nas ten tylko, kto chce lub wreszcie ten, kto jest g�upi.
S�dz�c z w�asnych s��w p. Tuchaczewskiego i znaj�c system dyscyplinarny u naszego przeciwnika, doprowadzony do nadzwyczajnej bezwzgl�dno�ci, nie przypuszczam, a�eby nasz nieprzyjaciel sta� w tej wa�nej sprawie tak �le, jak to by�o z nami. Dlatego te� pozwoli�bym sobie wy�ej przytoczony odsetek dla nas podwy�szy� dla p. Tuchaczewskiego co najmniej o 10 procent, doprowadzaj�c w ten spos�b odsetek si� bojowych w stosunku do stanu �ywno�ciowego armii do 25 procent. S�dz�, �e licz� za ma�o, gdy� cyfra nasza dotyczy odsetka ludzi b�d�cych pod broni� w ca�ym pa�stwie, gdy dla p. Tuchaczewskiego bior� cyfr� zwi�zan� tylko z jego frontow� si��.
Na szcz�cie przy studiach nad naszym przeciwnikiem znalaz�em cyfr� okre�laj�c� stan �ywno�ciowy ludzi i koni na miesi�c sierpie� 1920 r. Cyfra ta dla wojsk dowodzonych przez p. Tuchaczewskiego jest: ludzi
17
794645 i koni 150 572"'. Je�eli wi�c zastosujemy nasz sumaryczny rachunek, znajdziemy, �e si�a bojowa, kt�r� rozporz�dza� p. Tuchaczewski w pocz�tku sierpnia, a zatem mniej wi�cej r�wnie� i w lipcu, wynosi�a do 200 000 ludzi.
Dla nas, �miem to twierdzi� stanowczo, w ci�gu ca�ej naszej wojny cyfra ta nigdy do 200000 nie dosz�a i to na ca�ym froncie, nie tylko na tej jego cz�ci, kt�ra by�a przeciwstawiona p. Tuchaczewskiemu. S�dz� wi�c, �e od czasu rozwini�cia przeciwko nam w lipcu 1920 r. ca�ej si�y sowieckiej, na froncie walcz�cym mieli�my stale przewag� liczebn� nieprzyjaciela. Pisz� to nie dlatego, bym si� chcia� specjalnie tym chwali�, przeciwnie, uwa�am te fakty za smutny objaw, �wiadcz�cy �le o nas. A uwaga ta tym bardziej oka�e si� s�uszn�, gdy dodam, �e og�lna charakterystyka wojny naszej 1918-20 r. nie polega�a na krwawych bojach, wystawiaj�cych na pr�b� bohaterstwo w �cis�ym tego s�owa znaczeniu, gdy� krwawe straty, kt�re wojska nasze ponios�y w tej wojnie, by�y znikomo ma�e w por�wnaniu z odsetkami takich strat w wojnie tzw. �wiatowej.
Dla zako�czenia rozdzia�u podam sw�j bardzo, niestety, sumaryczny rachunek, kt�ry w swoim czasie czyni�em i co do kt�rego nie chc� si� nawet upiera�. Liczy�em nieprzyjaciela, dowodzonego przez p. Tuchaczewskiego z rozpocz�ciem akcji 4 lipca na 200000-220000 si�y bojowej - p. Tuchaczewski podaje j� w tablicy w sumie 160188. Si�y gen. Szeptyckiego, kt�ry dowodzi� w tej samej roli, co p. Tuchaczewski, rachuj� najwy�ej na 110000-120000 si�y bojowej.
Przy ko�cowym epizodzie nad Wis�� liczy�em si�y p. Tuchaczewskiego na 130000-150000 si�y bojowej, si�y za� nasze, bior�c jedynie pod uwag� te si�y, kt�re mog�y by� u�yte w tzw. bitwie pod Warszaw�, na 120000 do 180000. Je�eli ostatnia cyfra dana jest przeze mnie z takim wahaniem, to dlatego, �e panowa� u nas wtedy tak wielki chaos organizacyjny i �e w owe czasy niepodobna by�o nawet my�le� o wprowadzeniu w b�j tego, co si� mia�o uzbrojonego czy gotowego do wymarszu.
!:' Frolow, Snabienije Krasnej armji na zapfrontie
18
Rozdzia� drugi
Jak to zwykle bywa przed rozpocz�ciem operacji o wi�kszym znaczeniu, p. Tuchaczewski, a zarazem jego prze�o�eni, zastanawiali si� nad warto�ci� terenu operacyjnego oraz nad ugrupowaniem si� swoich i przeciwnika. Zgodnie z tym i w samej ksi��ce p. Tuchaczewski po�wi�ca rozdzia�y II i III obu tym tematom. Nie b�d� si� zatrzymywa� na cz�ci opisowej terenu, kt�ra jest zupe�nie zgodna z prawd� i nale�y do dziedziny prawie czystej geografii. Zatrzymam si� nieco d�u�ej na niekt�rych cz�ciach rozwa�a� geograficznych p. Tuchaczewskiego, gdy�, s�dz�c ze wszystkiego, co o swojej pracy dowodzenia napisa�, odegra�y one wybitn� rol� przy decyzjach wojennych. B�dzie mi tym przyjemniej, �e jedno z okre�le�, kt�re z pewnym jak gdyby zami�owaniem p. Tuchaczewski powtarza, jest okre�leniem polskim i z tego powodu mam niejako prawo do stosowania tego okre�lenia w ten spos�b, jak go stworzono, a nie w ten do��, wyznaj�, dziwny spos�b, jak go stosuje p. Tuchaczewski. Mianowicie - p. Tuchaczewski stwierdza, �e przedsi�bior�c operacje o daleko wytyczonym celu, mia� do wyboru dwa g��wne kierunki dla swych g��wnych si�. Jeden z nich nazywa kierunkiem ihume�skim, prowadz�cym wprost do Mi�ska, drugi - jak sam okre�la - "Polacy nazywaj� smole�skimi wrotami". P. Tuchaczewski dla swoich operacji wybra� ten drugi kierunek.
Jak ju� zaznaczy�em, nasze okre�lenie oznacza ca�kiem inny, bardziej zbli�ony do samej nazwy szmat ziemi. Istotnie, dwie g��wne rzeki pogranicza, istniej�cego niegdy� pomi�dzy Rzeczpospolit� Polsk� a pa�stwem car�w, D�wina i Dniepr, formuj� swym g�rnym biegiem wzgl�dnie w�ski korytarz, zamkni�ty u swego wyj�cia ku wschodowi najwi�kszym miastem w tamtym kraju - Smole�skiem. Tote� wszystkie najazdy i wyprawy, czy to ze strony polskiej czy rosyjskiej, z konieczno�ci o Smole�sk zawadza�y, robi�c ze� jak gdyby wrota, do kt�rych pukano przede wszystkim, gdy chodzi�o o operacje w wi�kszych rozmiarach. Smole�sk by� zdobywany przez t� czy przez inn� stron� w przeci�gu wiek�w za ka�dym razem, ,gdy sz�o o wi�ksze wojny, toczone w owych czasach. W nowszych czasach, podczas marszu Napoleona ku Moskwie, znowu jedna z wi�kszych bitew stoczona zosta�a o panowanie nad tymi istotnymi wrotami. Tote� Smole�sk nosi dot�d �lady bardzo wyra�ne swego znaczenia, posiadaj�c zachowane, jak rzadko gdzie indziej, mury i wa�y. P. Tuchaczewski jednak przenosi t� nazw� do ca�kiem innego rejonu, nie
19
maj�cego, zdaniem moim, �adnego zwi�zku ze Smole�skiem ani te� z jedn� z rzek charakteryzuj�cych owe wrota - z Dnieprem. Co wi�cej, jakby dla zmniejszenia wielkiej historycznej warto�ci Smole�ska przenosi ca�e jego znaczenie do drobnej mie�cinki Orzechownej. Ta niespodzianie wyp�ywaj�ca nazwa, wyznaj�, przerazi�a mnie niezmiernie. Jako naczelny w�dz armii polskiej, rozwa�a�em podczas paru lat wiele najrozmaitszych mo�liwo�ci, bra�em pod uwag� wiele najrozmaitszych poci�gni��, jak ze swej strony, tak i ze strony przeciwnika, lecz ani razu przez my�l mi nie przesz�o, �e pewien czas by�em w posiadaniu tak wa�nego punktu strategicznego, kt�rego w dodatku za moj� zgod� wyzbyli�my si� przy ostatecznym uk�adaniu granicy podczas traktatu ryskiego. Got�w jestem podejrzewa� nawet, �e �ydowska ludno�� tego drobnego miasteczka rozmy�lnie stara�a si� o nale�enie do pa�stwa Sowiet�w, gdy� w�a�nie z powodu jej nalegania zrobili�my to niebezpieczne ust�pstwo.
Z przedstawienia i rozwa�a� p. Tuchaczewskiego, gdy ju� ca�y ten rejon nazywa si� smole�skimi wrotami, pozwoli�bym sobie zaproponowa�, by miasteczko Orzechown�, le��ce obecnie tu� na naszej granicy, nazwa� ju� nie wrotami, ale furtk�, furteczk� smole�sk�. Lecz �art na stron�. Orzechown� odegra�a jednak, s�dz�c z przedstawienia w pracy p. Tuchaczewskiego, wielk� rol�.
Dow�dca si� sowieckich uwa�a�, �e w�a�nie w rejonie Orzechownej musi zmieni� swoj� lini� operacyjn�, zachodz�c, jak pisze, prawym ramieniem o 90�, czyli zmieniaj�c j� pod prostym k�tem. Z tego te� powodu, pomimo, �e zosta� rozbity w pierwszej swojej pr�bie, kt�r� nazywa "majow� ofensyw�", pociesza si� tym, �e "wrota smole�skie pozosta�y w naszych r�kach, a� do chwili, w kt�rej przedsi�wzi�li�my drug�, dycyduj�c� ofensyw�".
Je�li we wst�pie m�wi�em o zbytniej abstrakcyjno�ci traktowania przed1 miotu przez p. Tuchaczewskiego, to doprawdy trudno o lepszy dow�d, �e ta abstrakcyjno�� umys�u p. Tuchaczewskiego istnieje realnie, gdy z tak� �atwo�ci� mo�e wi�za� swoj� prac� dowodzenia z tak nieznacznymi a� do komizmu punktami na mapie. Je�eli mu sz�o o istotnie zawi�y i zabieraj�cy du�o czasu manewr zachodzenia tym czy innym ramieniem wi�kszej ilo�ci wojska pod k�tem prostym, to niepodobna tego wi�za� z jakimi� nieznacznymi punktami, chocia�by le��cymi na g��wnych drogach. R�wnie dobrze mo�na ten trudny manewr czyni� poza takimi punktami, co do kt�rych nigdy upiera� si� nie wolno. Geografia i geometria! Ile� zasadzek kryje si� w nich dla wodz�w!
Historia wojenna zna niejeden taki przyk�ad. Przy zatrzymaniu przeze
20
mnie naszej kontrofensywy w ko�cu maja ani podejrzewa�em, �e p. Tuchaczewski �ama� poprzednio "smole�skie wrota" i walczy� w ko�cu boju o utrzymaniu przynajmniej ich surogatu - "furtki w Orzechownej". Przypomina mi to niezmiernie znany i studiowany nieraz przeze mnie wielki b�j styczniowy w 1905 r. pomi�dzy armiami Kuropatkina i Oyamy. Rosjanie, kt�rzy atakowali, nazywaj� ten b�j ,,bitw.� pod San-de-pu";
nazywaj� go tak dlatego, �e zar�wno gen. Kuropatkin, jak i dow�dca 2 Armii, Gnppenberg, czynili zale�nym rozw�j ca�ej operacji od powodzenia przy braniu tej Orzechownej na tamtym teatrze wojny. Wi�za�o si� to tak �ci�le z ich my�lami, z ich planami post�powania, z ich trwogami i nadziejami, �e ten w�ze� my�lowy nada� du�ej operacji swoje nazwisko. I trzeba wypadku, �e Japo�czycy, kt�rzy przeszli do kontrataku, bitw� t� chrzcz� ca�kiem innym mianem, nazywaj� j� bowiem ,,bitwa pod Hei-kau-tai", od innej Orzechownej, kt�ra ich bardziej przerazi�a i gdzie, maj�c do czynienia z wyborowym wojskiem, odczuli najwi�cej k�opot�w, najwi�cej trwogi i dali najwi�kszy wysi�ek. W swoich wyk�adach lubi�em zawsze cytowa� ten przyk�ad, nazywaj�c go komedi� pomy�ek i przyk�adem komicznego nieporozumienia. Przestrzega�em te� zawsze swych s�uchaczy, by w operacjach wojennych, zar�wno ma�ych, jak wielkich, unikali starannie zasadzek ukrytych w geografii i geometrii. Niech mi wybaczy szanowny m�j przeciwnik wojenny z 1920 r., gdy teraz do San-de-pu dodawa� b�d� przyk�ad i Orzechownej. Gdy przejd� do analizy dzia�a� wojennych, s�dz�, i� uda mi si� przekona�, �e uparte deptanie my�li ko�o podobnych w�z��w my�lowych u wodz�w prowadzi prawie zawsze nieuchronnie do deptania r�wnie�, ale przez wojsko, ziemi nie udeptanej ze strat� czasu i wysi�k�w.
Zatrzyma�em tak d�ugo uwag� czytelnika na tej cz�ci rozwa�a� p. Tuchaczewskiego dlatego, �e w�a�ciwie sam p. Tuchaczewski nie da� mc innego przy rozpatrywaniu swych zasadniczych my�li, opr�cz manewru zakr�cenia "gros" swych si� pod prostym k�tem z chwil� ow�adni�cia, jak on twierdzi, "smole�skimi wrotami". Widocznym jest, �e my�li p. Tuchaczewskiego by�y silnie z tym zamiarem zwi�zane. Manewr ten uczyni� dwa razy: raz przy .operacji majowej, drugi raz w lipcu przy g��wnej operacji, zako�czonej pod Warszaw�. Zwi�zanym to by�o z ch�ci� wykorzystania linii kolejowej od Po�ocka do Mo�odeczna jako najdogodniejszej linii transportowej dla wszelkich potrzeb g��wnej masy si� p. Tuchaczewskiego.
My�l prosta i zrozumia�a, lecz opanowanie i os�ona g��wnej linii operacyjnej nie wymaga wcale materialnego, �e tak powiem, wydeptania
21
jej przez "gros" zebranych si� i zwi�zania ich z geograficznymi punktami, le��cymi przy niej. Takie my�lowe zwi�zanie si� z nazwami geograficznymi i figurami geometrycznymi daje zawsze, powtarzam, w rezultacie zasadzk�, polegaj�c� nie na czym innym, jak na usuni�ciu z rozwa�a� na dalszy plan g��wnej przeszkody, jak� na wojnie s� si�y nieprzyjaciela i ich praca. Te za� niekoniecznie wi��� swe dzia�ania w�a�nie z tymi samymi punktami geograficznymi i figurami geometrycznymi i najcz�ciej maj� swoje Orzechowne, nie pokrywaj�ce si� z Orzechownymi przeciwnika. B�d� mia� sposobno�� przypomnie� te wywody przy analizie dzia�a� p. Tuchaczewskiego.
Gdy chodzi o rozwa�anie p. Tuchaczewskiego rozk�adu strategicznego si� swoich i przeciwnika, to jest ono bardzo kr�tkie, gdy m�wi on o sobie - znacznie d�u�sze, gdy m�wi o nas. O sobie m�wi niewiele, jest pod tym wzgl�dem, jako podw�adny, zwi�zany decyzjami swego naczelnego wodza. Ten za� wybra� miejsce g��wnej koncentracji wojsk dla niego i okre�li� ilo�� tych si�, kt�re maj� i�� pod dow�dztwem p. Tuchaczewskiego do boju. S� to ciekawe pod wzgl�dem historycznym szczeg�y, nad kt�rymi p. Tuchaczewski prawie si� nie zastanawia. Stwierdza on tylko, �e dany mu by� obszar koncentracyjny ograniczony przez Witebsk, Orsz� i To�oczyn i okre�lone zosta�o skoncentrowanie pod dow�dztwem p. Tuchaczewskiego do 21 dywizji.
Istotnie, gdy si� przeliczy ilo�� dywizji - wraz z dwiema konnymi - z kt�rymi p. Tuchaczewski rozpocz�� sw� g��wn� operacj� w lipcu, b�dziemy mieli t� w�a�nie okre�lon� z g�ry ilo�� wojsk, przeznaczonych dla niego. Pierwsza jednak pr�ba operacji, rozpocz�ta w maju, czyniona by�a z 13 tylko dywizjami, zatem brakowa�o wi�cej ni� trzeciej cz�ci si�, obliczonych dla operacji.
Zasad� ugrupowania si� swoich p. Tuchaczewski czerpa� z rozpatrzenia i rozwa�enia ugrupowania si� naszych. W og�lnych zarysach zdanie jego o naszym ugrupowaniu jest nast�puj�ce: Polacy rozci�gn�li si� w linii mniej wi�cej r�wnomiernie, w kordonie. �a�uj� mocno, �e p. Tuchaczewski inn� cz�� swoich rozwa�a� strategicznych, rozwa�a� stanowi�cych upi�kszenie ca�ej ksi��eczki, pomie�ci� w ca�kiem innym miejscu, mianowicie - przy rozwa�aniu operacji g��wnej, lipcowej. By� mo�e, �e powodem tu by�a niech�� zatrzymywania si� d�u�ej nad nieudan� ofensyw� majow�, lecz wyznaj�, �e z pewnym trudem zgodzi�em si� na konstruowanie swej pracy i z mojej strony w ten nielogiczny spos�b. W�tpi� bowiem, by p. Tuchaczewski, kt�ry sw� pr�b� majow� koncypowa� r�wnie szeroko jak i w lipcu, nie mia� na my�li tych samych zasad dzia�ania
22
taranem, kt�re elokwentnie rozwija dopiero p�niej. By�oby mi z tym wygodniej, gdy� wobec nies�usznej, zdaniem moim, krytyki naszego rozk�adu strategicznego, a zatem moich osobistych w tej sprawie rozkaz�w, utrudni� mi znacznie wypowiedzenie paru s��w pro domo mea.
P. Tuchaczewski, charakteryzuj�c wi�c nasz kordon, stwierdza, �e ta r�wnomierno�� kordonu nie pozwala nam "bez wzgl�du na wysi�ki skupi� w jakimkolwiek kierunku g��wnej masy wojska. Nasze natarcie zawsze napotka� musia�o zaledwie nieznaczn� cz�� armii polskiej, a nast�pnie mog�o kolejno odpiera� przeciwnatarcie odwod�w". Na tej podstawie p. Tuchaczewski przypuszcza�, �e zdo�a sprawi�, aby "oddzia�y mas� swoj� gniot�y i, w ca�ym tego s�owa znaczeniu, znosi�y w punkcie uderzenia oddzia�y pierwsze] linii polskiej. Potem kolejne uderzenia odwod�w nie by�y ju� straszne..."
Gdy czyta�em i odczytywa�em powt�rnie to rozumowanie p. Tuchaczewskiego, przypomina�em sobie moje rozumowanie w tej samej sprawie. Je�eli okre�lenia i r�ne motywy nie by�y podobnymi do tych, kt�re daje p. Tuchaczewski, to wynik my�lowy, do kt�rego zawsze dochodzi�em-,"' by� zupe�nie analogiczny i streszcza� si� w ostatecznej konkluzji, zrobione) ju� w ko�cu 1919 r. S�dzi�em, �e w naszej wojnie, kt�r� prowadzimy z Sowietami, ten, kto naciera z energi�, zawsze b�dzie mia� powodzenie i przebije kordon czy lini� w wybranym przez siebie miejscu. Dlatego te� szuka�em zawsze wyj�cia, jak m�wi�em w owe czasy, w manewrze, chocia�by to by� manewr wstecz, z��czony z cofaniem si� wojska. St�d te�, przyznaj�, ubod�o mnie do pewnego stopnia mniemanie p. Tuchaczewskiego, �e polskie "dow�dztwo" przeciwstawi�o mu na wiosn� 1920 r. lichy kordon, z kt�rym tak �atwo mia� sobie da� rad�.
Przede wszystkim p. Tuchaczewski zapomina o zasadniczej r�nicy r�l, jakie by�y nakazane jemu i jego bezpo�redniemu przeciwnikowi. Gdy jemu nakazano mie� inicjatyw� i atakowa� przeciwnika, odwrotnie - wojska polskie na p�nocnym froncie, przeciwstawionym p. Tuchaczew-skiemu, mia�y nakaz defensywy. W defensywie za� pierwszy jej cz�on, najbli�szy do nieprzyjaciela, nie mo�e mie� nigdy innego charakteru, jak w�a�nie kordonu, jak w�a�nie cienkiej, nieg��bokiej linii. Nawet wojna czysto okopowa, daj�ca jako zasad� lini� w najczystszej swojej postaci, przy swoim rozwoju doprowadzi�a do konieczno�ci przedniego kordonu, s�abego w sile, �atwo daj�cego si� skruszy� i postawionego jedynie dla cel�w obserwacyjnych, jedynie dla cel�w os�ony. Kordon czy linia w defensywie jest konieczna, inaczej niepodobna zbada� ani si� nacieraj�cego nieprzyjaciela, ani jego istotnych zamiar�w, ani kierunk�w jego uderze�.
23
Jest to pierwsza uwaga, kt�ra musia�aby przyj�� do g�owy p. Tuchaczewskiemu, gdyby zechcia� wej�� g��bie) w sytuacj� swego przeciwnika. Kordon wi�c by� - i w kordonie, co stwierdzam, sta�o w�wczas na ca�ym froncie naprzeciw p. Tuchaczewskiego 6 dywizji piechoty i 2 brygady kawalerii (8 Dywizja Piechoty, l Litewsko-Bia�oruska Dywizja, wi�kszo�� 3 Dywizji Legion�w, 2 Dywizja Legionowa, dywizje 14 i 9).
Mo�na by�oby prowadzi� sp�r o to, czy dobrym by�o danie a� 6 dywizji na t� niewdzi�czn� s�u�b�, mo�na by�oby, odwrotnie, tak jak to robili moi podw�adni, stwierdza�, �e przy tak wielkiej rozci�g�o�ci frontu si�y te nawet dla �cis�ej obserwacji s� zupe�nie niedostateczne, lecz fakt pozostaje faktem, �e je�li idzie o kordon, to ten by� udzia�em tej tylko cz�ci wojsk polskich. Wreszcie niech mi wolno b�dzie zauwa�y�, �e we wrze�niu tego� roku, gdy przeszed�em do ofensywy w stosunku do tego� p. Tuchaczewskiego, znalaz�em go kordonowe rozci�gni�tego za rzeczn� zas�on� Niemna i Szczary. By� w defensywie, a ta, pomimo i� m�g� by� zapalonym krytykiem wszelkich kordon�w i linii, zmusza�a go do stania ugrupowanym tak nierozs�dnie, jak to przypisuje nam w maju.
Przechodz� do kwestii odwod�w i od razu zaznacz�, �e te swoim ugrupowaniem zupe�nie zaprzecza�y jakiejkolwiek zasadzie kordonu. Rozpoczynaj�c w kwietniu ofensyw� na po�udniowym froncie na Ukrainie, starannie oblicza�em, jak b�d� m�g� dopom�c p�nocnemu frontowi w razie, gdyby by� zaatakowany. Nad t� kwesti� - mo�liwo�ciami kontrataku ze strony przeciwnika - zastanawia�em si� nieraz, przy czym trzyma�em si� opinii rozbie�nej z najbli�szym moim otoczeniem. Mianowicie gen. Hal-ler, �wczesny m�j szef sztabu, przypuszcza�, �e przeciwnatarcie nast�pi� musi na tym samym terenie, na kt�rym przechodzili�my do ofensywy. Zdaniem bowiem jego, w�a�nie na po�udniu skoncentrowane wtedy by�y najwi�ksze si�y przeciwnika, kt�re zlikwidowa�y front przeciw Demkmowi, i tam narasta�o nowe niebezpiecze�stwo w postaci krymskiej pr�by Wrangla. Wyda�o mu si� wi�c logiczne, by oczekiwa� stamt�d i kontr-uderzenia, kt�rego w og�le nie byli�my pewni. Co do mnie, osobi�cie sk�ania�em si� do zdania, �e oczekiwa� nale�y przeciwnatarcia na tym froncie, gdzie mnie) jeste�my skoncentrowani. Gdybym wi�c wybra� dla wiosennej ofensywy front p�nocny, oczekiwa�bym kontrataku na po�udniu;
wybrawszy za� po�udnie, liczy�em si� bardziej z uderzeniem przeciwnika na p�nocy. Tym bardziej wi�c musia�em sobie starannie przeliczy�, czym b�d� parowa� uderzenie przeciwnika.
W odwodzie wi�c na p�nocnym froncie zostawione zosta�y: w Osipo-
24
wie�ach i okolicy 6 Dywizja Piechoty, jako odw�d 4 Armii; na Polesie, do tej�e 4 Armii, jecha�a 16 Dywizja. Obie te dywizje dane by�y do zupe�nego rozporz�dzenia dow�dcy 4 Armii, gen. Szeptyckiego. Daleko z ty�u, bo a� w Lidzie, roz�o�ona by�a 17 Dywizja, kt�r� zatrzyma�em w swoim rozporz�dzeniu. Obok tego na froncie obserwacyjnym przeciw Litwie, nie tocz�cym �adnego boju, w 7 nasze] armii mia�em 2 dywizje, z kt�rych troch� wi�cej ni� p� dywizji zawsze sta�o w odwodzie, zawsze zdatne do u�ycia gdzie indziej. Na" samym wi�c p�nocnym froncie jako odw�d liczy� mog�em trzy i p� dywizji. Je�eli za� odlicz� 16 Dywizj�, kt�r� wci�gni�to prawie natychmiast do rozwijaj�cych si� boj�w na Polesiu, to pozostanie dwie i p� dywizji.
Stanowi�o to prawie po�ow� si� rozci�gni�tych w defensywnym kordonie przeciwstawionym p. Tuchaczewskiemu; sta�y wi�c te dywizje tak daleko, �e nie mog�y podlega� w pierwszych dniach uderzenia p. Tuchaczewskiego jego dzia�aniom i zdatne by�y, wbrew jego zdaniu, do rzucenia w kierunku, najzupe�niej swobodnie wybranym przez jego przeciwnika.
Jeszcze bardziej tyczy si� to dalszych, g��bszych odwod�w.
Jeszcze g��biej na dalekich ty�ach mia�em dywizj� 11, kt�ra by�a w stanie reorganizacji, oraz formuj�c� si� tzw. VII Brygad� Rezerwow�, z�o�on� z trzech pu�k�w. W ten spos�b mamy dla g��bokiego odwodu, niedost�pnego dla p. Tuchaczewskiego, ju� oko�o 5 dywizji, czyli si�y prawie r�wne tym, kt�re sta�y w kordonie.
Nie do�� tego, przy rozplanowaniu ofensywy ukrai�skiej nakaza�em, zaczynaj�c ju� od trzeciego dnia operacji, �ci�gn�� do odwodu rozpo-rz�dzalnego dla mnie 4 Dywizj� w Korosteniu, a od czwartego dnia operacji - 15 w Koziatynie i Berdyczowie. Co si� za� tyczy jeszcze jednej dywizji, kt�r� chcia�em mie� gotow� do wyprawienia na miejsce spodziewanego przeciwuderzenia, mianowicie - 5, czyni�em to zale�nym od stopnia reorganizacji 18 Dywizji, kt�ra w pierwszych dniach operacji by�a wycofana do odwodu, gdy� reorganizacja dla niej by�a konieczna. Mianowicie, zar�wno 11 jak i 18 Dywizja by�y zape�nione starymi rocznikami, z kt�rych czy to we Francji, czy to we W�oszech z je�c�w by�y sformowane. Odbija�o si� to tak fatalnie na stanie moralnym tych obu dywizji, �e bez reorganizacji niezdatne by�y do boju. Zaznaczam, �e istotnie dla odparowania majowej ofensywy p. Tuchaczewskiego dywizje 4, 15 i po�owa 5 przyby�y na czas.
Odwody wi�c, na kt�re rachowa�em oczekuj�c przeciwnatarcia oblicza�em przy wyj�ciu na ofensyw� na Ukrainie w sumie na 8 dywizji. Z nich dwie mog�y by� u�yte do wzmocnienia zagro�onego frontu i dla pr�b
25
zatrzymania nieprzyjaciela, sze�ciu lub pi�ciu mo�na by�o u�y� dla sformowania grupy uderzeniowej w kt�rymkolwiek miejscu lub kierunku.
Nie wydaje mi si� wi�c s�uszna ocena naszego strategicznego rozk�adu przez p. Tuchaczewskiego. Sk�onny jestem przypuszcza�, �e ta fa�szywa ocena wyp�ywa�a z wzgl�dnie w�skiego pola obserwacji p. Tuchaczewskiego, kt�ry pozostawia� wnioski z ca�o�ci frontu polsko-sowieckiego swemu prze�o�onemu, g��wnodowodz�cemu. Usprawiedliwienie to w oczach moich jest jednak niedostateczne, gdy� sam p. Tuchaczewski pisze, �e g��wna rola w wojnie z Polsk� wed�ug planu g��wnodowodz�cego by�a dana jemu i wojskom przez niego dowodzonym. A w tym wypadku obowi�zkiem p. Tuchaczewskiego by�o szerzej uj�� zar�wno swoje zadanie, jak i obliczenia, kt�re musia� robi�. Majowa ofensywa p. Tuchaczewskiego nie uda�a si� i zosta�a ca�kowicie sparowana nie przez co innego, jak przez skoncentrowanie wszystkich wymienionych przeze mnie si� z g��bokich odwod�w, wprost sprzeczne z rozwa�aniem p. Tuchaczewskiegos;".
Kwestia kordonu i liniowego rozk�adu wojska zas�ugiwa�a, zdaniem moim, na d�u�sze jej rozpatrzenie - b�dziemy mieli z ni� do czynienia i przy dalszych analizach operacji 1920 r. By�em w ci�gu ubieg�ej wojny r�wnie zasadniczym jej przeciwnikiem, jak p. Tuchaczewski. Szuka�em zawsze rozstrzygni�cia wszelkich sytuacji za pomoc� manewru, jak niekiedy twierdz�, co i ja sam uznaj�, bardzo �mia�o skoncypowanego i wymagaj�cego zar�wno ze strony dow�dcy, jak i wojsk wielkiego nat�enia si� moralnych i fizycznych. Zdaniem moim, tym w�a�nie dwuletni� nasz� wojn� doprowadzi�em do szcz�liwego dla nas rezultatu. Nie chc� jednak twierdzi�, �e p. Tuchaczewski w obserwacjach swoich w stosunku do nas nie ma pewnej dozy s�uszno�ci, gdy swoje plany i przypuszczenia nieledwie opiera� na sk�onno�ci naszej do kordon�w i linii. Sprawa polega�a na tym, �e wszyscy, nie wy��czaj�c i mnie, dow�dcy polscy przyst�puj�c do wojny z Sowietami byli pod wra�eniem i wp�ywem d�ugotrwa�ej wojny okopowej, b�d�cej stwierdzeniem zwyci�stwa strategii liniowej nad przestarza��, zdawa�o si�, strategi� �ywego ruchu i manewru. Gdy si� przejrzy mn�stwo rozkaz�w operacyjnych, wydanych przez naszych dow�dc�w w przeci�gu roku 1919, a zapewne i 1920, znajdziemy,
1:' Dziwnym zbiegiem okoliczno�ci krytyka p. Tuchaczewskiego naszego rozk�adu strategicznego zbiega si� prawie zupe�nie z wielu ma�o g��bokimi, ale za to bardzo publicystycznymi wywodami krytycznymi w stosunku do mego dowodzenia polskich zoil�w strategicznych, kt�rzy nigdy niczym nie dow