13379
Szczegóły |
Tytuł |
13379 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13379 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13379 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13379 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JADWIGA COURTHS-MAHLER
Miłosne wyznanie doktora
Rodena
12 LiF
N LUWJ
29. 10.
-9. 09. 2005
W.BSKMSBUOTĘKAPUBUCZHJ
, 306 Zabrze, ul. Wolności 450
FILIA nr 1 tP,(. 971-48-11
ISBN 83-85397-21-3
Redakcja tekstu ANNA LUBASIOWA
Redakcja techniczna LECH DOBRZAŃSKI
Korekta ROMAN KLEC
Projekt okładki i strony tytułowej MAREK MOSIŃSKI
Wydawca P.P.U. AKAPIT Sp. z o.o.
Katowice 1991
Ark. wyd. 5,0, Ark druk. 4,75
Opolskie Zakłady Graficzne
Zam. 1146/91
Gwiazdą wspaniałego, uroczystego wieczoru, była piękna, powszechnie podziwiana pani domu.
Jej wytworna postać, spowita w nieprawdopodobnie bogatą, wspaniałą toaletę ze srebrnego brokatu, ściągała na siebie wzrok wszystkich obecnych gości.
Oczy mężczyzn, ilekroć spoczywały na tym uroczym zjawisku, rozbłyskiwały gorącym podziwem i pożądaniem, a oczy pań zachodziły mgłą zazdrości, która jednak nie zdołała w nich stłumić uznania dla wdzięku i urody tej niezwykłej kobiety.
Ale piękna pani Helena małą wagę przywiązywała do spojrzeń jednych, jak i drugich. Stała, rozmawiając swobodnie, na tarasie szerokich kamiennych schodów, które wiodły w dół do ogrodu. Otaczał ją krąg wytwornych osób, z którymi pani domu prowadziła inteligentną, nie pozbawioną lekkiej pikanterii rozmowę. Ciągle przy tym przebiegała wzrokiem po salonie, po którym snuli się wytwornie ubrani goście.
Oczy jej, szukając kogoś, biegały z miejsca na miejsce, aż nareszcie zetknęły się z drugą parą oczu.
Te tak długo poszukiwane oczy należały do młodego inżyniera — doktora Henryka Rodena.
Wzrok tych dwojga, spotkawszy się ze sobą, rozbłysnął na sekundę nieopanowanym, gorącym płomieniem.
Nikt tego nie zauważył prócz młodej, ubranej w białą suknię dziewczyny, która właśnie rozmawiała z doktorem Rodenem. To spojrzenie wstrząsnęło jej smukłą postacią, jak uderzenie.
Tą młodą dziewczyną była Jutta Bruckner, pasierbica pięknej pani domu. Jej delikatna, spokojna twarz pobladła, a w oczach odbił się nieopisany wyraz lęku i zatroskania, cierpienia i miłości.
Kiedy Henryk Roden powrócił wzrokiem do młodej dziewczyny, zrozumiał wymowny wyraz jej oczu i twarz jego zarumieniła się mocno.
Te piękne, poważne oczy dziewczęcia robiły mu wyrzuty. I nagle przeląkł się tajemniczego bólu, który wyrażała jej twarz.
Ale Jutta Bruckner opanowała się szybko i jak gdyby nic nie zaszło, ciągnęła dalej przerwaną rozmowę.
— A więc matka pańska jest już znowu zdrowa, panie doktorze?
Doktor zmusił się do swobodnego tonu.
— Dzięki Bogu, droga pani, już zupełnie wróciła do sił.
— A dlaczego nie przyjęła naszego zaproszenia na dzisiejszy wieczór?
Młodzieniec zawahał się chwilę. Nie chciał i nie mógł zdradzić młodej dziewczynie, że to on właśnie odradził matce przyjść na tę uroczystość, gdyż nie mógłby znieść badawczych, stroskanych spojrzeń matczynych oczu.
Wiedział, że jego matka nie spuszczałaby wzroku z niego i pani Heleny, a on... on musi dziś rozmówić się z panią Heleną... już dłużej tak nie wytrzyma... to się musi skończyć, tak czy inaczej.
Nie może już dłużej znosić tej niejasnej sytuacji. Jego szlachetna natura zżymała się przed tą zakazaną, podwójną
grą-
Zanim pani Helena poślubiła bogatego radcę handlowego Brucknera, właściciela wielkich zakładów przemysłowych, była potajemnie zaręczona z Henrykiem Rodenem.
Przyrzekła zostać jego żoną, gdy tylko będzie w stanie zapewnić jej dostatnie, beztroskie życie. Obiecała, że będzie czekać wiernie i cierpliwie, aż on osiągnie swój cel.
Przyrzekła zostać jego żoną, gdy tylko będzie w stanie zapewnić jej dostatnie, beztroskie życie. Obiecała, że będzie czekać wiernie i cierpliwie, aż on osiągnie swój cel.
Ale piękna kobieta nie dotrzymała swego przyrzeczenia.
Nagle pewnego dnia oznajmiła mu, że jej rodzina zmusiła ją do przyjęcia oświadczyn radcy handlowego Brucknera. Zaręczyła się więc z nim, ale on, Henryk, nie powinien sądzić, że sercem nie zostanie przy nim.
Jej serce na zawsze należy tylko do niego i czuje, że umrze, jeśli Henryk sprzeniewierzy się ich miłości.
I oto Henryk Roden, który ani przez chwilę nie wątpił w jej szczerość, dał się oszukać. Wierzył święcie, że tylko
przymus pchnął ją w ramiona bogatego małżonka i nadal pozostał jej oddanym niewolnikiem.
Ale z czasem zaczęły mu się otwierać oczy na niektóre sprawy i niejedno wydało mu się podejrzane. To wszystko dało mu wiele do myślenia i wreszcie doszedł do wniosku, że jego stosunek do tej pięknej kobiety jest zbyt bezkrytyczny.
Obserwując ją baczniej, przekonał się z wolna, że Helena igra z nim i że nie zawsze prawdą jest to, co ona mówi. I chociaż dawna namiętność ciągle jeszcze miała nad nim władzę, ilekroć patrzył w jej uwodzicielskie oczy, to jednak z dala od niej nachodziły go chwile zrozumienia i oprzytomnienia.
Pogrążony w tych rozmyślaniach, nie zauważył, że zbyt długo każe Jutcie Bruckner czekać na odpowiedź i wciąż wzrokiem ścigał uroczą postać pięknej pani Heleny. Nie zauważył też, że Jutta z pełnymi lęku oczyma bacznie mu się przygląda.
Dopiero lekkie westchnienie, które dosłyszał, przywróciło jego pamięci pytanie, które mu zadała.
— Moja matka jest może jeszcze zbyt słaba, by bez szkody dla zdrowia wziąć udział w takiej uroczystości i dlatego radziłem jej, aby lepiej pozostała w domu.
Czyżby Jutta Bruckner wiedziała, co go skłoniło do tego rodzaju wykrętu? W swej wrażliwości miała dziwne wyczucie dla spraw, dotyczących doktora Henryka Rodena.
Lekki rumieniec pokrył jej bladą twarz.
— W takim razie zajrzę jutro znowu do pańskiej matki — rzekła jednak spokojnie i przyjaźnie.
Teraz Henryk spojrzał szczerze i otwarcie w jej oczy. I nagle ujrzał, jak piękne były te błękitne, głębokie oczy dziewczyny, jak uroczą i słodką była jej twarzyczka z tym lekkim rumieńcem na delikatnych policzkach. Szlachetne usposobienie wypisane ne jej czystym czole, umacniały jego pełne szacunku i czci uczucia dla niej.
Szare oczy Henryka rozbłysły i zajaśniały na opalonej, energicznej twarzy.
I jak już nieraz ostatnimi czasy, uczuł w sercu pod wpływem jej spojrzenia jakieś dziwne ciepło.
Z uśmiechem powiedział:
— To będzie bardzo, bardzo pięknie z pani strony. Moja matka ogromnie się ucieszy. Mam wrażenie, że żadne inne towarzystwo nie jest jej tak miłe, jak pani, nawet towarzystwo jej własnego syna.
Jutta potrząsnęła głową.
— O, niech pan nie przesadza, panie doktorze, dla pańskiej matki nie istnieje na świecie nic prócz jej syna.
Henryk nadal skupiony był na swojej rozmówczyni, więc na chwilę oczy pięknej pani Heleny straciły nad nim swą władzę.
Ogarnęło go błogie i zarazem bolesne uczucie, kiedy tak spoglądał na tę bladą, dziewczęcą twarz.
— Wiem o tym, moja droga pani, ale zaraz po mnie pani zajmuje najprzedniejsze miejsce w jej sercu. O tym także wiem dobrze. I jeżeli pani naprawdę jutro odwiedzi moją matkę, to uszczęśliwi ją tym pani bardzo.
Lekki uśmiech przemknął po twarzy Jutty.
— Powinno się zawsze wykorzystywać sposobność sprawienia radości człowiekowi. Więc niech pan zapowie swej matce, że jutro po obiedzie wpadnę do niej na godzinkę.
Ciepłe, pełne wdzięczności spojrzenie spoczęło na jej twarzyczce i Henryk ucałował jej dłoń.
— Dziękuję pani w swoim i zarazem matki imieniu. Jest pani dobra, jak rzadko kiedy bywają młodzi ludzie. Cała pani istota promienieje dobrocią. Wyczuwa się to, kiedy się jest w pani towarzystwie.
Znowu lekki rumieniec zabarwił bladą twarzyczkę Jutty. Chciała coś odpowiedzieć, ale nie znajdowała słów i tylko patrzyła na niego wzrokiem, który wzbudzał w nim jakiś dziwny niepokój. Henryk nie wiedział, co tkwi w tym spojrzeniu, lecz czuł, że sięga ono w głąb jego serca.
Ale w tej właśnie chwili, która nie była bez znaczenia dla dwojga młodych, ktoś im przeszkodził.
Pani Helena szybko zbiegła po szerokich, kamiennych schodach i stanęła przy nich, pochylając do przodu swą smukłą postać, spowitą, niby w trykot, w lśniący, srebrny brokat.
— No, droga Jutto, jak się bawisz, czy dobrze? — zapytała beztroskim, roześmianym głosem.
Ale subtelne ucho odróżniłoby w tym głosie akcent, który nie harmonizował z tym swobodnym, roześmianym wyrazem twarzy.
Jutta drgnęła z lekka. Powolnym ruchem zwróciła pobladłą twarz w stronę, macochy.
— Dziękuję ci, bawię się doskonale — odparła.
Zapominała zawsze o odpowiednim tonie w rozmowie ze swoją macochą. Śmieszne wydawało jej się nazywać drugą żonę swego ojca, starszą od niej zaledwie o rok, matką. Chociażby nie była jej tak obca i niesympatyczna, jak to miało miejsce w rzeczywistości.
Oczy pani Heleny wpatrywały się w doktora Rodena.
— To daje doskonałe świadectwo pańskim zdolnościom, panie doktorze, gdyż moja pasierbica jest pod tym względem bardzo wymagająca — rzekła z uśmiechem.
— Pan doktor Roden w każdym razie zadał sobie dużo trudu, żeby się ze mną nie nudzić — odpowiedziała zamiast Henryka Jutta.
— O, zgłaszam protest, droga pani, i ja bawiłem się w jej towarzystwie doskonale i czuję się szczęśliwy, jeżeli naprawdę nie zanudziłem pani swoją obecnością.
— To naprawdę nie miało miejsca — rzekła Jutta. Teraz z kolei odezwała się pani Helena:
— A więc, panie doktorze, w takim razie proszę mi podać ramię i zaprowadzić mnie do bufetu w ogrodzie, chcę zjeść trochę lodów i przekonać się przy tym, czy się z panem doprawdy tak dobrze spędza czas.
Henryk pochylił się w ukłonie i podał jej ramię. Helena oparła na nim swoją rękę i zwracając się do Jutty, która z dziwnie skamieniałą twarzą spoglądała przed siebie, rzekła:
— To naprawdę nie wypada, Jutto, że tak mało interesujesz się innymi gośćmi. Wiesz przecież, że tę zabawę ogrodową urządziłam przede wszystkim dla ciebie, żebyś się
8
trochę rozerwała. Nie powinnaś więc niweczyć moich dobrych zamiarów.
Jutta z dumnym zaprzeczeniem potrząsnęła głową.
— Niepotrzebnie zadajesz sobie tyle trudu, nie lubię takich gwarnych uroczystości.
— Och! Idź do klasztoru, Ofelio! Chodźmy stąd prędko, panie doktorze. Moja pasierbica jest księżniczką śnieżnych krain i kto długo przebywa w jej pobliżu, zamienia się
w kawał lodu.
I pani Helena śmiejąc się pociągnęła za sobą młodzieńca.
Jutta spoglądała za nimi pociemniałymi z bólu oczyma i jak gdyby ten wzrok miał jakąś władzę nad Henrykiem, odwrócił się na chwilę w jej stronę. Zobaczył to bolesne spojrzenie, które zapadło w jego serce, jak wyrzut.
Ale ucisk miękkiej, kobiecej ręki na jego ramieniu skłonił go do zwrócenia w tę stronę swojej uwagi.
Spojrzał na piękną kobietę u swego boku, do której należały wszystkie gorące namiętności jego młodzieńczych lat i od której czaru, mimo jej przewrotności, jeszcze dziś nie mógł się zupełnie wyzwolić.
Ale dziś po raz pierwszy odczuł więzy, które go z nią skuwały, jako uciążliwe kajdany. Dwoje boleśnie spoglądających oczu dziewczęcych dało mu to do zrozumienia.
— Henryku, kochany Henryku — dźwięczało jak syreni śpiew nad jego uchem.
Mężczyzna dziwnym wzrokiem spojrzał w uwodzicielskie oczy kobiety.
— Heleno, nie wytrzymam tego dłużej! — wyrwało się
z jego ust.
— Co znowu, kochany głuptasku? To dlatego, że tak blisko mnie stąpasz poprzez tę gnuśną ciżbę? Dlatego, że cię kocham? Żebyś ty wiedział, Henryku, jak ja za tobą tęsknię
dniem i nocą.
— Cicho bądź, Heleno, cicho — szepnął Henryk, postanawiając w duchu nie poddać się jej urokowi.
— Nie kochasz mnie już? — odpowiedziała Helena szeptem, tuląc się mocno do jego boku.
— Byłoby dla mnie lepiej, gdybym cię mógł nienawidzić!
— Fe, jak niegrzecznie! Czy to podziękowanie za to, że umknęłam całemu towarzystwu, by móc być chwilę z tobą? Że pragnę usłyszeć jakieś miłe słowo od ciebie?
Henryk rozczulił się i przycisnął do siebie jej ramię.
— Nie wiem, Heleno, czy mam ci dziękować, wiem tylko, że to nie w porządku, że my tak do siebie mówimy. Jest to niesprawiedliwe wobec twojego męża, a mojego
chlebodawcy.
Nie bądźże taki sumienny, Henryku. Czy on zastanawiał się nad tym, czy to sprawiedliwie słuszne, kiedy mnie siłą zabrał ci i zmusił do poślubienia? — rzekła Helena, a wzrok
jej wyrażał gniew.
I znowu powiedziała kłamstwo. Nikt jej nie zmuszał, by poślubiła radcę handlowego Brucknera. Przeciwnie, zadała sobie wiele trudu, aby zdobyć tego bogatego wdowca. A rodzina zwracała jej uwagę na to, że jego wiek bynajmniej nie jest odpowiedni dla niej i że wiekiem mógłby raczej być
jej ojcem a nie mężem.
Nie zwracała na to uwagi, a o Henryku Rodenie nie myślała wtedy. Jedynie pragnienie bogactw, zbytku i beztro-
10
11
ski codziennego życia, tego wszystkiego, co daje złoto, pchnęło ją w ramiona bogatego małżonka.
Dopiero, kiedy to wszystko posiadła, straciło ono dla niej urok. Była przesycona i czuła się u boku swego starego męża niezaspokojona. Zaczęła zatem szukać, czego jej teraz brakowało.
I znowu zbudziła się w niej namiętność do Henryka Rodena, namiętność, która nie miała nic wspólnego z sercem i związanymi z nim wzruszeniami.
Była istotą, która wiecznie pragnęła tego, co było nieosiągalne i zakazane.
Z objęć Henryka Rodena wyrwało ją pragnienie bogactwa i zbytku, a teraz chciała wrócić w ramiona Henryka, nie rezygnując jednak z materialnego dobrobytu, który posiadała.
Niecierpliwiło ją tylko i denerwowało, że Henryk Roden był zbyt szlachetny, żeby się zdobyć na dwulicowość wobec jej męża. Instynktownie czuła, że Henryk Roden nie był jej już tak niewolniczo oddany, mimo że brała na siebie rolę nieszczęśliwej ofiary.
Coś w głębi jego szlachetnej duszy kazało mu jej unikać. Gnębiły go tysiące skrupułów po każdym, nawet najkrótszym sam na sam z Heleną. Ale to wszystko podniecało tylko jej pragnienie zdobycia go.
— Heleno, przecież kiedy Bruckner pragnął cię poślubić, nie wiedział o tym, że ty należysz już do mnie. Zataiłaś to przed nim. Możliwe, że pozostawiłby cię w spokoju, gdybyś mu o tym powiedziała — wydarło się z jego ust.
12
— Ach, nie sądź tak! Kiedy takie stare serce zapłonie namiętnością, to jest ono bezwzględne i niczym mu są czyjekolwiek uczucia.
Coś raziło Henryka w tych słowach i uścisk jego ramienia zelżał.
— W każdym razie nie wiedział o tym, że narusza moje prawa. Aleja wiem, i dlatego nie mogę na nim się mścić, ani brać odwetu. I nic nie zmieni postaci rzeczy, faktem będzie w każdym razie, że postępujemy nielojalnie wobec twojego męża.
— Mój Boże, ależ Henryku, co my robimy złego. Czyż to przestępstwo, że tęsknię za tobą, a więc chcę wszystko wziąć na siebie?
— Ale, czy uczciwy jest ten nasz potajemny związek?
— Henryku, ty mnie już nie kochasz — rzekła Helena cicho, jak gdyby cierpienie odebrało jej głos.
Ten jęk na nowo rozpalił jego uczucie dla niej.
— Heleno, jakżeby to było dobrze, gdybym cię mógł już nie kochać!
Całym ciałem przytuliła się do jego boku.
— Nie bądź głuptasem, Henryku. Ja kocham ciebie, ty kochasz mnie, zapomnijmy o reszcie!
Henryk spojrzał na nią uważnie.
— Czy kochasz mnie rzeczywiście, Heleno? — zapytał poważnie i stanowczo.
— Do szaleństwa — szepnęła Helena.
— Czy gotowa jesteś dla mnie rozwieść się z mężem? Piękna kobieta przestraszyła się. Ale uważała, że Henryk chce ją tylko wystawić na próbę. I nagle pewna myśl
13
strzeliła jej do głowy. Gdyby mogła choć godzinę spędzić z nim sam na sam bez przeszkód, to na pewno przezwyciężyłaby jego głupie skrupuły. Powiedziała więc gwałtownie:
— Musimy o tym wszystkim raz nareszcie swobodnie pomówić, Henryku. Przyjdź dzisiaj w nocy, kiedy się goście rozejdą, do pawilonu pod murem parkowym. Tam nikt nam nie będzie przeszkadzał. Okiennice są tak szczelne, że ani jeden promień światła nie przedostanie się na zewnątrz. Przekonałam się już o tym. Klucz przyniosę ze sobą. Będziesz na mnie czekał przy drzwiach pawilonu. Gdy tylko wszyscy w domu położą się spać, przybiegnę zaraz. Mamy sobie bardzo dużo do powiedzenia.
Henryk wahał się przez chwilę. Smutne spojrzenie Jutty Bruckner stanęło znowu w jego pamięci.
Ale właśnie wspomnienie tego spojrzenia skłoniło go do przyjęcia propozycji Heleny. Chciał się oswobodzić od niej, zupełnie oswobodzić, żeby się już nie potrzebował rumienić przed Juttą.
Ażeby dać Helenie do zrozumienia i upewnić ją, że nie chce z nią dalej utrzymywać tego potajemnego stosunku, musiał faktycznie rozmówić się z nią bez przedzkód. W przeciwnym razie urządziłaby mu może scenę i doszłoby do skandalu.
Chciał tego uniknąć za wszelką cenę. Powiedział więc, odetchnąwszy głęboko:
— Tak, niejedno mamy do omówienia, przyjdę na pewno. Helena mocno uścisnęła jego ramię, a jej ciemne oczy,
które w dziwny sposób potrafiły jednocześnie rozniecić chłód i ogień, zabłysły triumfująco.
14
Zbliżyli się do bufetu z lodami i napojami chłodzącymi, który radca kazał ustawić na trawniku w parku, i Helena puściła ramię swego towarzysza, wypowiadając kilka obojętnych słów, gdyż w pobliżu stała jej szwagierka, która przyglądała się jej krytycznym wyrokiem.
— Panie doktorze, proszę postarać się dla mnie o trochę lodów, strasznie jestem spragniona — rzekła, uśmiechając się.
Potem zwróciła się do siostry swego męża:
— Cudna pogoda, droga Marto, tylko nieco za gorąco.
Pani Marta Hartmann spoglądała surowym, krytycznym wzrokiem na zbyt śmiało wycięty dekolt pięknej kobiety.
— Ale ty jesteś odpowiednio lekko ubrana — rzekła żartobliwie.
Pani Marta Hartmann nienawidziła swej młodej pięknej bratowej, gdyż ta usunęła ją z zajmowanego dotychczas reprezentacyjnego miejsca w domu Brucknerów. Od chwili, kiedy brat wprowadził do domu swą drugą żonę, siostra jego została „wygnana" z jego domu, jak zwykła mawiać pani Marta.
W rzeczywistości radca handlowy Bruckner urządził swej siostrze śliczny wygodny domek w pobliżu swego pałacu sądząc, że zadowolił tym panią Martę. Ale ona czuła się pokrzywdzona gdyż mimo wszystko nie żyła już w takich warunkach, jak dotychczas.
Pan radca uważał jednak obecność siostry w swoim domu za zbędną i szkodliwą z chwilą, kiedy wprowadził młodą, o z górą trzydzieści pięć lat młodszą od siebie żonę.
75
?TĆSS
q-S:»3
fffl
Nie na rękę była mu nawet obecność Jutty, jego córki z pierwszego małżeństwa. Ale Jutta była młoda i umiała się dostosować do nowych warunków. Lecz jego siostra nie oddałaby dobrowolnie i tak łatwo berła władzy młodej kobiecie.
Poza tym pani Marta drwiącym wzrokiem patrzyła na „szaleństwo" swego brata, który w tym wieku odważył się poślubić tak młodą kobietę.
Dlatego to wolał, żeby siostra była nieco z dala od jego domu.
Dziś była naturalnie zaproszona na zabawę ogrodową i miała pozostać do następnego dnia, aby nie być zmuszona wracać samotnie późną porą do domu.
Pani Marta chętnie więc korzystała z okazji, by trochę dokuczyć Helenie i krytycznym wzrokiem bacznie obserwować jej zachowanie.
Nie uszło jej uwagi, że Helena ścigała młodego inżyniera gorącym spojrzeniem. A kiedy ich ujrzała zbliżających się ramię w ramię do bufetu, nie omieszkała spojrzeć drwiącym wzrokiem na swego brata, który siedział opodal w towarzystwie kilku panów.
„Czekaj piękna, dumna Heleno, nadejdzie jednak dzień, kiedy staniesz się ofiarą swej młodej krwi, a wtedy strzeż się mnie!" — pomyślała.
Helena zdawała sobie sprawę, że szwagierka nie była jej życzliwa, ale nie dbała o to, gdyż wiedziała, że bezgraniczna miłość męża była dla niej puklerzem.
Z nieco ironicznym uśmieszkiem spojrzała na chudą, brzydką postać starszej pani.
16
— Biedna Marto, jakże ugniata ci szyję ten sztywny jedwab. I ty mogłabyś się nieco lżej ubrać. Widzę, że się w międzyczasie zatroszczyłaś o gości — dodała.
— Jeżeli ciebie tu nie ma, by o tym pomyśleć, uważałam to za swój obowiązek.
Helena roześmiała się na pozór dobrodusznie.
— Słusznie, droga Marto! Masz przecież odpowiedni wiek i odpowiednią pozycję. Ja jestem jeszcze za młoda i zbyt często jeszcze sama się bawię. Ach, dziękuję, panie doktorze, te lody orzeźwią mnie trochę. Ale nie będę już pana więcej absorbować, młode panie czekają na kawalerów!
Mówiąc to, ostentacyjnie odebrała z rąk Henryka Rodena kielich z lodami i skierowała się w stronę stołu, gdzie mąż jej siedział z kilkoma panami.
Pieszczotliwie położyła dłoń na jego ramieniu.
— Szukałam cię wszędzie, Aleksie.
Bardzo jeszcze przystojny i elegancki radca handlowy poderwał się z młodzieńczą lekkością. Mimo lat sześćdziesięciu nie wyglądał na więcej jak na pięćdziesiąt. Jego oczy spoglądały z zachwytem na młodą, piękną żonę i z uśmiechem wsunął rękę pod jej ramię.
— Czy odczuwałaś rzeczywiście brak mojej osoby, Heleno? Przecież pozostawiłem cię w otoczeniu miłego kręgu ludzi.
Helena z szelmowsko nadąsaną minką spoglądała na niego, nie widząc, że Henryk Roden przyglądał się tej scenie, a potem szybko odszedł, jakby go ktoś ścigał.
Czy tak patrzy kobieta na męża, któremu została ,,z musu" poślubiona?
2 — Miłosne wyznanie
17
— Ach, kochany mężulku, przecież wiesz, jak oni mnie wszyscy nudzą! Kto jest kochanym i sam kocha takiego mężczyznę, jakim ty jesteś, nie zadowoli się już takimi półśrodkami. Postarałam śię, żeby Jutta zajęła się nimi, a ja pobiegłam szukać ciebie. Tęskno mi było za tobą i dopiero doktor Roden wskazał mi, gdzie jesteś. Kazałam się tu przyprowadzić, a po drodze postarał się dla mnie o porcję lodów, które wolałam już zjeść w twoim towarzystwie. I oto jestem! Czy mogę na chwilę usiąść przy tobie? Marta zajęła się już gośćmi.
Szczęśliwy i rozpromieniony radca przysunął małżonce krzesełko, na którym Helena usiadła z wdziękiem, z takim mistrzostwem odgrywając nadal rolę zakochanej małżonki, że przyjaciele pana radcy z zazdrością spoglądali na jego szczęście.
On sam był dumny i szczęśliwy z posiadania tej pięknej, uroczej kobiety, która go —jak mu się zdawało — kochała ponad wszystko.
Jutta Bruckner, zamiast spełnić polecenie macochy i zająć się gośćmi, udała się z wolna w głąb wspaniałego parku, do stawu, po którym pływały dumnie i dostojnie łabędzie.
Stała tu ławka, ukryta za gęstym krzakiem. Jutta usiadła na niej, spoglądając przed siebie martwym, pustym wzrokiem.
Kochała Henryka Rodena, kochała go z całej mocy swego młodego serca. Od pierwszej chwili był dla niej uosobieniem wszelkiego piękna ciała i charakteru mężczyzny.
Od trzech lat pracował jako inżynier w wielkich zakładach jej ojca i często widywała go, czy to kiedy był zapraszany do ich domu wraz z innymi gośćmi, czy też kiedy się spotykali u wspólnych znajomych.
Ale Henryk trzymał się zawsze w należytej odległości, słusznie uważając za bezsensowne ubieganie się o względy tak bogatej panny.
Lecz Jutta z ukrytym bólem zauważyła, że Henryk skłania się ku Helenie Landau, i mimo że zaręczyli się potajemnie, Jutta wyczuła, co się między nimi rozgrywa. I w cichym smutku oddała się rezygnacji.
Wkrótce potem dowiedziała się, że Helena Landau zaręczyła się z jej ojcem. Kiedy ją ojciec zawiadomił o tym była zaszokowana.
Trapiła ją tylko ta jedna myśl: „Co powie na to Henryk Roden, jak on to przyjmie?"
Wiedziała przecież, że Henryk kochał Helenę, wiedziała także, że Helena robiła mu nadzieje.
Zaręczyny Heleny z jej ojcem musiały zadać Henrykowi okropny cios.
I w strasznym lęku o niego, udała się do jego matki, do której czuła wielkie przywiązanie.
Pani radczyni Roden czuła wielką sympatię dla Jutty i cieszyła się bardzo, kiedy ta przychodziła do niej. Wiedziała, że Jutta jest nieszczęśliwa w miłości. Ta bogata
18
19
dziedziczka łaknęła w duszy tego, czego nie można zdobyć za żadne pieniądze, a co jest największym skarbem dla człowieka.
Nikt jej nie kochał z całego serca, od chwili, kiedy umarła jej matka. Dla ojca była tylko córką niekochanej żony, poślubionej jedynie dla pieniędzy.
Matka Jutty wniosła mężowi olbrzymi posag, co dało Aleksandrowi Brucknerowi możność stworzenia wielkiego przedsiębiorstwa. A po śmierci matki została Jutta główną akcjonariuszką wielkich zakładów Brucknerowskich. Ale ojciec nie kochał jej zbytnio i dlatego Jutta i swoje uczucia dla niego tłumiła w sercu.
Była zbyt dumna, aby żebrać o miłość albo narzucać się i nużyć ojca swymi uczuciami.
Także ciotki Marty nie mogła jakoś pokochać, gdyż była ona zawsze chłodna i sztywna.
Dlatego też całym sercem przylgnęła do matki Henryka Rodena.
Byłaby jej tak samo droga i miła gdyby nawet nie była matką Henryka ale to, że nią była, czyniło ją jeszcze droższą dla Jutty.
Jutta często odwiedzała starszą panią w jej pięknym mieszkaniu na przedmieściu. Od czasu, jak syn jej objął posadę w zakładach Brucknera osiadła tu, by być w pobliżu niego.
Kiedy Jutta przyszła do niej wówczas, aby jej powiedzieć, że Helena zaręczyła się z jej ojcem, spostrzegła, jak starsza pani na tę wieść drgnęła i pobladła.
Tak, radczyni Roden wyczuwała, wiedziała, że serce jej syna należy do Heleny Landau, i chociaż tej panny nie
20
lubiła, przez jakąś instynktowną niechęć, jaką czuła do niej, tym niemniej matczyne serce drgnęło przeczuciem wielkiego cierpienia, jakim były dla jej syna te zaręczyny.
Nie zdradziła nic ze swoich uczuć, ale przez chwilę obie kobiety siedziały w milczeniu, trzymając się za ręce i o niczym innym nie myślały, jak o Henryku.
I przed synem ta subtelna matka nie zdradziła się ani słowem. Nigdy jej nic nie mówił o swej miłości, a teraz, kiedy go spotkał ten cios, nie powiedział jej nic o tym, co przeżywał i co czuł.
A takich bolesnych ran nie trzeba dotykać, nawet najdelikatniejszymi matczynymi sposobami.
Ale stara pani Roden z ukrytym lękiem obserwowała dalszy stosunek jej syna z obecnie już panią Heleną Bruck-ner. Lecz nic na to nie mogła zaradzić, tylko modlić się, żeby ta podstępna, wyrafinowana kokietka znowu nie zawładnęła jej synem.
Jutta wyczuwała, co się dzieje w ściśniętym lękiem sercu matki, i z całej duszy współczuła jej, chociaż nie zdradziła się przed nią ani słowem.
Radczyni nie wiedziała, że Jutta była świadomą uczuć Henryka dla Heleny. Nie wiedziała także, że Jutta kocha jej syna, gdyż z dziewczęcą dumą starała się ona przed wszystkimi, nawet przed nią ukryć swoje uczucia.
Ale często myślała starsza pani o tym, jak szczęśliwy byłby jej syn z taką kobietą, jak Jutta. Lecz ograniczyła się tylko do myślenia o tym, nie śmiała tego pragnąć, gdyż wydawało jej się nieprawdopodobne, by tak bogata dziedziczka mogła poślubić biednego inżyniera. Na to nie zezwoliłby jej ojciec.
21
A Jutta była zawsze wesoła i szczęśliwa, ilekroć bawiła u starszej pani. Miała wtedy wrażenie, że znajduje się bliżej swego ukochanego.
Sprawiło jej wielką przykrość, że nie było dziś wśród gości pani radczyni. I w zastępstwie matki czuła się Jutta w obowiązku strzec Henryka Rodena przed złem.
Co miało oznaczać to „zło", tego nie śmiała wymówić nawet przed sobą samą.
Wiedziała, że Henryk Roden wciąż jeszcze kocha jej macochę i że ona nie chciała zrezygnować z jego miłości i nadal trzymała go w swych sidłach.
Jakiś niewymowny lęk tkwił w głębi niej, że Henryk w swej namiętności do Heleny popełni coś, co się już nie da naprawić.
Kiedy Helena, zwycięska i roześmiana, poszła, zabierając z sobą Henryka Rodena, tak ją zabolało serce, że nie była w stanie rozmawiać z rozbawionymi ludźmi.
Przyszła więc tutaj, w oddalone, ciche miejsce ogromnego parku i z zazdrością spoglądała na parę łabędzi. Były szczęśliwe, należały do siebie. A ona była samotna. Ona, której tysiące ludzi zazdrościły majątku, spragniona była jednego, jedynego serca.
Ale właśnie to jedno serce, za którym tak tęskniła, wciąż jeszcze należało do jej macochy.
Wiedziała, że Helena udawała przed Henrykiem, jakoby ją zmuszono do tego małżeństwa.
Pewnego dnia Jutta siedziała we framudze okna w bibliotece, przeglądając jakąś książkę, gdy wtedy nie spostrzegłszy jej, weszli do sąsiedniego pokoju macocha i Henryk
Roden, który przyszedł do nich z wizytą. I mimo woli Jutta słyszała, co mówiła ta przewrotna kobieta.
— Wiesz przecież, Henryku, że mnie zmuszono do tego małżeństwa. Co miałam robić, tak biedna i zależna, jaka byłam, kiedy moi krewni powiedzieli mi, że nie będą mnie dalej utrzymywać, jeżeli nie przyjmę oświadczyn radcy handlowego. Ty nie byłeś jeszcze w stanie dać utrzymania kobiecie. Ja znów nie byłam stworzona do walki z życiem. Więc poświęciłam się, a ty nie powinieneś mi z tego powodu czynić wyrzutów i nie odbierać mi swego serca, bo w przeciwnym razie umrę.
Ach, każde z tych kłamliwych słów Jutta doskonale zapamiętała.
Chętnie uciekłaby z tego miejsca, by nie słyszeć tych bezecnych słów, ale nie śmiała się ruszyć, nie chcąc zawstydzić Henryka Rodena.
Odetchnęła z ulgą dopiero, kiedy usłyszała, że ojciec wszedł nagle do tych dwojga i przerwał to niebezpieczne sam na sam.
Wiedziała doskonale, że każde z tych słów Heleny było kłamstwem. Nikt jej nie zmuszał do małżeństwa.
Śmiejąc się, opowiadała pewnego dnia Helena swojemu mężowi, jak krewni odradzali jej poślubienie o tyle od niej starszego mężczyzny.
— Nie zwracałam na ich gadanie uwagi — mówiła do swego męża — gdy pokochałam cię bardzo, Aleksie, i nie mogłabym należeć do innego mężczyzny tylko do ciebie.
I dziś grała Helena komedię kochającej małżonki. Jakże często tego rodzaju sceny wywoływały rumieniec wstydu na
22
23
twarzy Jutty. Wstydziła się za Helenę i za ojca, który w swym zaślepieniu nie odróżniał kłamstwa od prawdy.
Jutta wiedziała, że Helena tylko tym kłamstwem, że jakoby z musu poślubiła radcę, trzymała w swych więzach Henryka Rodena. To kłamstwo było właśnie przyczyną, że taki mężczyzna, jak on, nie odwrócił się od niej w milczącej pogardzie.
Biedny Henryk! Gdybyż mu Jutta mogła otworzyć oczy! Ale nie może tego uczynić, nie może nic więcej, jak tylko żałować go. Żałowała też swego ojca, który w zaślepieniu nie widział, na jak kruchych podstawach zbudowane było jego szczęście.
Co się stanie tego dnia, kiedy oczy tych dwóch mężczyzn nareszcie się otworzą? Miała wrażenie, że w powietrzu unosi się zapowiedź nieszczęścia, nieszczęścia, które groziło Henrykowi Rodenowi.
Wiedziała, że ciotka Marta nie ufa jej macosze i że ją stale szpieguje. Kiedy skonstatuje, że między Heleną a Henrykiem Rodenem istnieje jakiś potajemny romans, katastrofa będzie nieunikniona.
Że Henryk Roden nie czuł się szczęśliwy ani zadowolony z potajemnego stosunku z Heleną, o tym Jutta wiedziała.
Ileż dałaby za to, by go oswobodzić z podstępnych więzów! Nie wchodziły w grę jej własne pragnienia, własne szczęście, byle tylko on był wolny, by nie zmierzał ku zgubie!
Jutta dawno już zrezygnowała z szczęścia miłosnego. O tym, że nigdy już nie pokocha innego mężczyzny, wiedziała tak samo dobrze, jak o tym, że nigdy między nią a Henrykiem nie dojdzie do porozumienia.
Dla siebie nie pragnęła już od dawna niczego, najgorętszym pragnieniem jej serca było tylko uchronić Henryka Rodena od nieszczęścia.
I lęk, że może mu się przydarzyć coś złego, że jego miłość do Heleny może go pchnąć do jakiegoś nierozważnego kroku nie dał jej usiedzieć w tej ciszy, lecz gnał ją znowu między ludzi.
Jutta nie wiedziała, że właśnie dzisiaj Henryk postanowił skończyć z uczuciem dla Heleny i że zbawczą siłę do tego dały mu oczy Jutty. Ciągle zdawało się jej tylko, że musi stać na straży u jego boku, by mu być pomocą w nieszczęściu.
Jutta wstała z ławki i okrążyła gęsty krzew, który ją przesłaniał. Wtem drgnęła.
O kilka kroków od niej stał oparty o drzewko Henryk Roden i w zadumie spoglądał na łabędzie, jak to ona czyniła przed chwilą. Gęsty krzak nie pozwolił jej dojrzeć go wcześniej. Henryk zobaczył teraz Juttę, wyprostował się, zmieniając niedbałą pozę, w której się znajdował.
W zmieszaniu spoglądali na siebie przez chwilę. Wreszcie Jutta odezwała się pierwsza:
— Więc i pan, panie doktorze, uciekł z gwaru w to zaciszne miejsce?
— Tak, droga pani, odprowadziłem panią radczynię do bufetu z lodami i przyszedłem tutaj. Ten uroczy staw pociąga mnie zawsze swoją ciszą i spokojem — odpowiedział Henryk.
— Tak, bardzo tu jest przyjemnie. Obserwowałam przez jakiś czas łabędzie. Jakież one wiodą godne zazdrości życie!
24
25
Henryk zpytał ze zdziwieniem:
— Więc pani uważa tego rodzaju wegetację za godną zazdrości?
— Tak, są zawsze razem, przeżywają wszystko wspólnie, nigdy nie są same. Czegóż im więcej trzeba — rzekła Jutta z lekkim westchnieniem, a smutek w jej głosie wzruszył boleśnie Henryka.
Henryk popatrzał na nią przez chwilę i rzekł powoli:
— Jakże skromnie to brzmi w pani ustach, droga panno Jutto. Więc tłumacząc to na stosunki ludzkie, sądzi pani, że jeżeli mężczyzna i kobieta są sobie oddani, to wystarczy im do szczęścia wspólne, zgodne współżycie w ciszy i odosobnieniu?
Jutta z wolna przetarła ręką czoło.
— Uważam to za szczyt ideału. Henryk westchnął głęboko.
— Niestety, ideały nie dają się urzeczywistnić, a współczesne młode kobiety doskonale sobie radzą bez tych duchowych potrzeb.
Jutta otrząsnęła się z zadumy i znowu osłaniając się przed nim swą dziewczęcą dumą, rzekła:
— Różne są zapatrywania na te sprawy. No, ale muszę wracać do towarzystwa. Doprawdy, karygodnie zaniedbuję naszych gości. Niech sobie pan nie przeszkadza, panie doktorze.
Jutta myślała, że Henryk Roden umówił się tu z jej macochą i teraz czeka na nią. Ale on rzekł szybko:
— Jeżeli pani pozwoli, chętnie ją odprowadzę.
26
Jutta spojrzała na niego zadowolona i przyzwalająco skinęła głową.
Ramię przy ramieniu poszli razem.
Jutta opanowała przygnębienie i smutek i szła u boku Henryka, swobodnie rozmawiając z nim o różnych sprawach. Henryk słuchał z uwagą jej mądrych, dobrych słów i z przyjemnością spoglądał na delikatną, spokojną twarzyczkę, rozjaśnioną parą błękitnych oczu.
I znowu, jak już nie raz, doszedł do przekonania, że ta pełna uroku dziewczęca twarzyczka dziwnie jakoś wzrusza jego serce.
Działo się to od czasu, kiedy zaczął się wyzwalać spod władzy Heleny. A uśmiech, który chwilami opromieniał pełną wdzięku twarz Jutty, błogim ciepłem rozgrzewał jego serce.
Kiedy Jutta przychodziła do jego matki, Henryk lubił przysłuchiwać się rozmowie tych dwóch kobiet i doznawał wtedy uczucia, że znajduje się w jakiejś cichej, spokojnej przystani. I nieraz myślał, że szczęśliwym i godnym zazdrości będzie mężczyzna, który wprowadzi Juttę jako żonę do swego domu.
W towarzystwie Heleny wszystkie te zalety Jutty zatracały się jakoś i Henryk nieraz zastanawiał się, czemu to przypisać. Przecież Jutta była także piękną dziewczyną.
Wreszcie pewnego dnia sam znalazł na to pytanie odpowiedź:
Helena olśniewała i fascynowała, a Jutta Bruckner świeciła spokojnym blaskiem, który rozgrzewał serce.
Mimo to nigdy nie starał się o względy Jutty. Nawet, gdyby nie brać pod uwagę tego, że Henryk był pod urokiem
27
wdzięków Heleny, nigdy nie odważyłby się podnieść oczu na tak bogatą dziedziczkę, jaką była Jutta.
Ale teraz, kiedy tak szedł u jej boku, słuchając głębokiego, dźwięcznego głosu, i wpatrując się w jej piękny, regularny profil, pomyślał z przejęciem:
„Taka żona, jak Jutta, mogłaby na zawsze uleczyć moją zbolałą duszę!"
Czy Jutta wyczuwała, co się teraz działo w jego duszy?
Podniosła ku niemu wzrok. Przez chwilę oczy dwojga młodych zetknęły się na dłużej. I Henryk ujrzał, jak pod wpływem jego wzroku Jutta oblewa się rumieńcem, jak jej wargi drżą i jak oczy jej przymykają się w jakimś tajemnym lęku.
Jak błyskawica przemknęło mu przez myśl: Jutta Bruck-ner kocha go. Zdradził mu to ten moment, kiedy Jutta straciła panowanie nad sobą.
Wstrząsnęło to nim do głębi i oszołomiło. Ale jednocześnie serce jego ścisnęło się lękiem, gdyż uświadomił sobie, jak ta dumna istota musi cierpieć z powodu tej miłości.
Zarazem duszę jego rozgrzała radosna fala, która zmyła z niej wszystko, co go przygnębiało i trapiło.
Umilkli oboje, coś legło nagle między nimi, co zamknęło ich usta, i nie pozwalało wypowiedzieć obojętnych słów.
Jutta była silnie podniecona. Wyczytała w oczach Henryka Rodena coś, czego dotychczas nie widziała. Jakąś milczącą prośbę, błaganie o pomoc, które do głębi wzruszyły jej serce.
28
Ach, gdybyż wolno jej było pomóc mu, prosić go, by się wyrzekł tej zdrożnej namiętności! Ach, gdybyż mogła mu powiedzieć:
„Kobieta, którą kochasz, nie jest godna twojej miłości, okłamuje cię i oszukuje, jak okłamuje i oszukuje mojego ojca. Uwolnij się od niej, póki jeszcze czas!"
Ale ani jedno z tych słów nie padło z jej warg. Zamykała jej usta wstydliwa duma dziewczęcej miłości.
To wszystko mogłaby mu powiedzieć, gdyby go nie kochała.
I tak szli razem naprzód w milczeniu, w głębokiej świadomości tego, co w tym milczeniu przeżywali, i nie będąc w stanie przerwać tej nigdy przez nich nie zapomnianej chwili milczenia.
Henryk Roden zdawał sobie sprawę, że jeżeli teraz otworzy usta, to tylko po to, by wypowiedzieć słowa tęsknoty i nadziei.
Tak by chętnie w tej chwili wyspowiadał się przed tym dziewczęciem ze wszystkiego, co mu przysparzało bólu i cierpienia!
Czuł, że znalazłby u niej zrozumienie i przebaczenie, czuł, że mogłaby mu pomóc i że chciałaby mu pomóc. Ale kobieta, z której więzów chciał, żeby mu pomogła się wyswobodzić, była jej macochą, żoną jej ojca.
To zamykało mu usta, to i świadomość, że nie powinien zakłócać jej dziewczęcego spokoju.
I tak milczeli, aż zbliżyli się do rozbawionych gości. Obcy ludzie, którzy wciągnęli ich w rozmowę, rozwiązali im usta. I zaczęli wymieniać obojętne, banalne słowa, dalekie
29
ich sercom i duszom. Unikali się teraz nawzajem, jakby w obawie przed czymś niewyjaśnionym.
Zabawa była w pełni. Pod wieczór miano puszczać sztuczne ognie. Przedtem podano kolację. W olbrzymiej sali nakryto stół w kształcie podkowy. Pani Helena królowała swoją wspaniałą urodą wśród najprzedniejszych gości.
Juttę poprowadził do stołu jakiś elegancki pan. Henryk Roden siedział ukosem napreciw niej, obok ładnej, sympatycznej brunetki, która mówiła z takim ożywieniem, że on już niewiele miał do powiedzenia. Skupił całym wysiłkiem wolę, by uważać, o czym jego towarzyszka mówi i nie skompromitować się odpowiedzią, nie mającą nic wspólnego z tematem rozmowy.
W pewnej chwili spostrzegł, jak pani Helena porozumiewawczo spojrzała na niego, płomiennym wzrokiem podnosząc do ust kielich z winem.
Henryk speszył się pod wpływem tego wyzywającego spojrzenia. Z niepokojem spojrzał na Juttę i był zadowolony, że nie widziała w tej chwili swojej macochy.
Ale pani Marta zauważyła spojrzenie i gest Heleny, o czym znów Henryk nie mógł wiedzieć.
To siedzenie przy stole było dla Henryka męczarnią. Tak samo dla Jutty. I obydwoje odetchnęli z ulgą, kiedy kolacja się skończyła.
30
Wszyscy goście udali się teraz barwnym korowodem do parku, gdzie tymczasem pozapalano różnokolorowe lampiony.
Na dużej polanie, gdzie miano puszczać sztuczne ognie, poustawiano kilka rzędów krzeseł. Towarzystwo rozsiadło się na nich, gawędząc wesoło.
Jutta rozglądała się tęsknym wzrokiem za Henrykiem Rodenem. Dzięki Bogu, stał na uboczu, oparty o drzewo, z dala od jej macochy.
Czyżby wyczuł jej tęskny wzrok? Jakby przyciągnięta siłą magnetyczną, twarz jego skierowała się w stronę Jutty.
Znowu oczy ich spotkały się na chwilę.
Potem Jutta usiadła na jednym z krzeseł. Jej serce uspokoiło się, gdyż zobaczyła macochę u boku jej męża.
Jutta obawiała się, że Helena, korzystając z ciemności, zechce zbliżyć się do Henryka.
Ciągle drżała o to, że jej ojciec lub ciotka Marta odkryją tajemny związek tych dwojga.
Wtedy musiałaby wybuchnąć katastrofa, która przyjęłaby dla Henryka fatalny obrót. Była jedynie spokojna, kiedy Henryk i Helena znajdowali się z dala od siebie.
Sztuczne ognie były wspaniałe i wzbudzały ogólny zachwyt. Lecz Henryk Roden niewiele z tego widział.
Stał pogrążony w głębokich rozmyślaniach. Jutta także częściej spoglądała na niego niż na różnobarwne rakiety.
Pani Helena zaś siedziała obok swego męża i wesoło, z ożywieniem rozmawiała z otaczającymi ją gośćmi.
Henryk i Jutta słyszeli prawie każde jej słowo. Były to słowa dowcipne i mądre. Jutta westchnęła. Nie tylko
31
piękność Heleny, ale i jej inteligencja były godne podziwu. Nic dziwnego, że wszystkie serca rwały się do niej, że kochali ją tak bardzo, zarówno mąż, jak i Henryk Roden.
Ale młody inżynier mniej niż zwykle zwracał dziś uwagę na słowa pani Heleny. Coś w dźwięku jej mowy sprawiało mu przykrość, odpychało go od niej.
Po raz pierwszy spostrzegł, że jej głos był ostry i zimny nie tak głęboki i miękki, jak głos Jutty Bruckner.
Nie wiedział, jak się to stało, że dziś tak krytycznie obserwował wszystko, co czyniła Helena. Mimo woli porównywał ją stale z Juttą, i o dziwo, porównania te zawsze wypadały na korzyść Jutty.
Henryk myślał o tym, co ma powiedzieć Helenie, kiedy po zabawie spotka się z nią w pawilonie. Zmarszczył czoło i zacisnął wargi. Był mocno zdecydowany skończyć z tym wszystkim. Nie pozwoli dłużej igrać ze sobą. Nie powinno być nadal nic niejasnego, nic dwuznacznego w ich stosunku.
Winien to był sobie i Jutcie Bruckner.
Niech ona nie ofiarowuje swej miłości człowiekowi niegodnemu.
Ile razy pomyślał o gorącym uczuciu, jakie zdradziły mu oczy Jutty, jego serce poczynało mocniej bić.
Nie, teraz postanowił, że jego i Helenę nie powinno, nie może już nic łączyć.
Nawet jeżeli mu ona dziś w pawilonie powie, że chce się rozwieść z mężem, aby należeć tylko do niego, będzie zmuszony powiedzieć jej prawdę, że przyszło to za późno, bo on już jej nie kocha.
Nie, nie kochał już Heleny. Dwoje dumnych, dziewczęcych oczu uleczyło go z tej niezdrowej skłonności do kobiety, która była żoną innego.
I w półmroku, który panował teraz w parku, oczy Henryka szukały spojrzenia Jutty. W tej samej chwili rozbłysła wspaniała rakieta i w jej oślepiającym blasku ujrzał Henryk bladą twarzyczkę Jutty.
Uderzył go wyraz jej smutynch oczu, chciał biec do niej i uspokoić ją, głaszcząc delikatnie jej jasne włosy.
Czy ten smutek w jej oczach odnosił się naprawdę do niego?
Czy aby nie myli się, sądząc, że ona go kocha? Pragnie go?
W takim razie był ślepym głupcem, który przeszedł obok świętego ognia i nie dojrzał dumnego cudu, który go mógł zbawić.
Rakieta zgasła, zniknęła twarzyczka Jutty i Henryk wyprostował się z westchnieniem, jak gdyby zbudzony ze snu.
Skończyły się sztuczne ognie. Wracano teraz tłumnie poprzez park do domu. Na koniec zabawy miały się odbyć tańce.
W wielkiej sali wszystko było już przygotowane i gości przywitała muzyka taneczna.
Pani domu była rozchwytywana przez tancerzy i śmiejąc się przechodziła z jednych ramion w drugie. W ten sposób Henryk był zwolniony od obowiązku tańczenia z nią.
Ale i Jutta nie opuściła ani jednego tańca, stale była oblegana przez młodych mężczyzn i niełatwo było Henrykowi przecisnąć się do niej.
32
3 — Miłosne wyznanie
33
Wreszcie udało mu się to i poprosił ją o następny taniec. Jutta przyzwalająco skinęła głową.
Rozległy się tony walca, który zwycięsko przetrwał wszystkie modne tańce.
Henryk objął ramieniem wiotką kibić Jutty i natychmiast uczuł lekki dreszcz, przenikający jej ciało. Henryk zapragnął nagle, aby ten taniec przeniósł się na dwór, aby mając w ramionach Juttę widzieć to ciemne rozgwieżdżone niebo.
A gdyby już się tam znalazł z nią, wtedy powiedziałby jej wszystko, czym przepełnione było jego serce...
Ale to się nie mogło stać. Henryk patrzał tylko w jej kochaną twarzyczkę i poczuł w sobie głęboki, błogi spokój.
Nie mówili do siebie ani słowa, ale Jutcie zdawało się, że słyszy bicie jego serca, i pragnęła móc teraz umrzeć w objęciu jego ramion.
Potem muzyka ucichła i przystanęli obydwoje, patrząc na siebie w zdumieniu, jakby zbudzeni z głębokiego snu.
Z wolna Henryk oswobodził jej kibić ze swych objęć i odprowadził ją na miejsce.
Kiedy wracał od Jutty, spotkał się z gorącym, badawczym spojrzeniem Heleny.
Po raz pierwszy odpowiedział jej chłodnym, obojętnym błyskiem oczu. Jej czarodziejska moc prysnęła i skończyła się.
Po pewnej chwili prześlizgnęła się tuż obok niego, i jak gdyby zamieniając z nim jakieś konwencjonalne zdanie, szepnęła mu:
— Nie zapomnij... w pawilonie!
Henryk odpowiedział tak samo cicho:
— Przyjdę.
Żartując i śmiejąc się, poszła Helena dalej. Jej piękna postać ślizgała się po salonie, między gwarnym tłumem gości, jak srebrny, lśniący wąż z cudownej bajki.
Henryk czuł ucisk na piersi, kiedy myślał o tym tajemnym spotkaniu w pawilonie. A jednak pragnął tego spotkania. Ale nie po to, żeby obsypać Helenę zdrożnymi pieszczotami i czułościami, lub też żeby nakłonić ją do rozwodu z mężem, czego w tęsknocie za godną sytuacją nie tak dawno żądał od swej byłej narzeczonej.
Chciał się z nią zobaczyć, żeby jej swobodnie powiedzieć, że między nimi wszystko się skończyło i że jego miłość umarła już na zawsze.
Zabawa skończyła się.
Henryk Roden opuścił wraz z innymi gośćmi dom radcy handlowego.
Powóz za powozem odjeżdżały. Henryk jednak szedł pieszo, z wolna, przez park w stronę zabudowań administracyjnych, gdzie znajdowało się i jego mieszkanie. Ale tuż przy murze, zanim opuścił park, zawrócił ostrożnie, i idąc wzdłuż muru, doszedł do pawilonu.
Kiedy się tam znalazł, rozejrzał się bacznie wokoło.
Było cicho i ciemno, nic się nie poruszało w pobliżu. Tylko z dala dolatywał turkot odjeżdżających powozów i od czasu do czasu zagubiony dźwięk czyjegoś śmiechu.
34
35
Wreszcie udało mu się to i poprosił ją o następny taniec. Jutta przyzwalająco skinęła głową.
Rozległy się tony walca, który zwycięsko przetrwał wszystkie modne tańce.
Henryk objął ramieniem wiotką kibić Jutty i natychmiast uczuł lekki dreszcz, przenikający jej ciało. Henryk zapragnął nagle, aby ten taniec przeniósł się na dwór, aby mając w ramionach Juttę widzieć to ciemne rozgwieżdżone niebo.
A gdyby już się tam znalazł z nią, wtedy powiedziałby jej wszystko, czym przepełnione było jego serce...
Ale to się nie mogło stać. Henryk patrzał tylko w jej kochaną twarzyczkę i poczuł w sobie głęboki, błogi spokój.
Nie mówili do siebie ani słowa, ale Jutcie zdawało się, że słyszy bicie jego serca, i pragnęła móc teraz umrzeć w objęciu jego ramion.
Potem muzyka ucichła i przystanęli obydwoje, patrząc na siebie w zdumieniu, jakby zbudzeni z głębokiego snu.
Z wolna Henryk oswobodził jej kibić ze swych objęć i odprowadził ją na miejsce.
Kiedy wracał od Jutty, spotkał się z gorącym, badawczym spojrzeniem Heleny.
Po raz pierwszy odpowiedział jej chłodnym, obojętnym błyskiem oczu. Jej czarodziejska moc prysnęła i skończyła się.
Po pewnej chwili prześlizgnęła się tuż obok niego, i jak gdyby zamieniając z nim jakieś konwencjonalne zdanie, szepnęła mu:
— Nie zapomnij... w pawilonie!
Henryk odpowiedział tak samo cicho:
— Przyjdę.
Żartując i śmiejąc się, poszła Helena dalej. Jej piękna postać ślizgała się po salonie, między gwarnym tłumem gości, jak srebrny, lśniący wąż z cudownej bajki.
Henryk czuł ucisk na piersi, kiedy myślał o tym tajemnym spotkaniu w pawilonie. A jednak pragnął tego spotkania. Ale nie po