12500

Szczegóły
Tytuł 12500
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12500 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12500 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12500 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Artur Gruszecki POD CZERWONYM WIRCHEM Powie�� wsp�czesna Nak�ad Gebethnera i Wolffa Warszawa == Lublin == ��d� == Krak�w G. Gebethner i Sp�ka New York The Polish Book Import. Co, Inc. Przedruki nieuprawnione przez autora s� wzbronione. Wszelkie prawa autorskie co do przer�bek i t�umacze� zastrze�one. Prawa autorskie co do t�umacze� i t. d. w Rosyi zastrze�one na mocy ustawy z d. 3 kwietnia 1911 r. I. Do niewielkiego gabinetu, umeblowanego wykwintnie fantazyjnymi mebelkami, pokrytymi ciemnoniebieskim aksamitem, wesz�a m�oda, nie�adna, ale zgrabna pokoj�wka, i stan�a przy drzwiach, patrz�c na pani�, siedz�c� w wygodnym foteliku, otulon� mi�kkim, popielatym szalem. Pani, k�ad�c na kolanach czytan� ksi��k�, spojrza�a przelotnie na stoj�c� i spyta�a oboj�tnie: � Czego? Julciu. � Kucharz pyta, czy mo�e by� na obiad krem czekoladowy? � Krem? - zmarszczy�a jasne, pi�knie zarysowane czo�o, � dlaczego zmienia moj� dyspozycy� ? � Kuchcik co� tam popsu� i z kremem zd��y na obiad, a ju� p�no. � Niech b�dzie krem, - westchn�a i wzi�a ksi��k� do r�ki, lecz mimo, �e drzwi zamkn�y si� za s�u��c�, nie czyta�a. Zm�czonemi oczyma spojrza�a w okno, przez kt�re wpada� dzie� pos�pny, smutny, listopadowy. Po niebie przewala�y si� szare, jednostajne chmury, a bezlistne konary drzew przegina�y si� pod podmuchem wiatru. Od czasu do czasu drobny, ostry deszcz bi� o szyby, d�wi�cz�c g�ucho. Zwolna podnios�a si� z fotela, wyprostowa�a sw� gibk�, smuk�� posta� i elastycznymi krokarni zbli�y�a si� do okna. Patrza�a na znany sobie ogr�d, dzi� po��k�y, b�otnisty, ci�gn�cy si�, jak brudna, podarta p�achta, z garbami czarnej ziemi, nakrywaj�cej krzewy wra�liwsze na zimno. Za ogrodem widnia�y puste pola i ton�y w szarej, mokrej mgle. Z ca�ego krajobrazu wia� przejmuj�cy, beznadziejny smutek i t�sknota. Na twarzy jej, m�odej, pi�knej, wra�liwej, odbi� si� nastr�j tego smutnego dnia wyrazem przygn�bienia. Odwr�ci�a si� od okna i zwolna przesz�a do fotela, usiad�a, wzi�a ksi��k� do r�ki; wtem pos�ysza�a weso�y g�osik dziecinny z przyleg�ego pokoju. Przez chwil� nas�uchiwa�a, zrobi�a lekki ruch, jak do wstania, ale wsun�a si� g��biej w fotel, otuli�a si� szczelniej szalem i patrza�a bezcelowo przed siebie. Oczy jej b��dzi�y po tapetach per�owych ze z�oconymi zygzakami, po meblach, chwil� zatrzyma�y si� na koszu z kwitn�cymi kwiatami, a d�u�ej spocz�y na portrecie m�a, zawieszonym nad biurkiem. Z portretu patrza�y na ni� weso�e, zadowolone oczy ciemne, na twarzy zdrowej, pe�nej, z w�sami podkr�conymi, kt�re ocienia�y usta czerwone, zmys�owe. Z portretu odwr�ci�a oczy niech�tnie, po twarzy jej przebieg� u�miech goryczy i wspar�szy g�ow� na r�ku, przymkn�a oczy. W szarem �wietle, na ciemnem tle aksamitu fotela, twarz jej zdawa�a si� bledsz�, niemal przezroczyst�, a subtelne rysy, ma�e, �licznie wykrojone usteczka, przypomina�y najpi�kniejsze kamee. Twarz ca�a przepojona by�a przygn�biaj�cem cierpieniem, oczy lekko podkre�lone fioletem, oko�o ust rysy smutku, a na jasnem czole dwie poprzeczne ledwie widoczne zmarszczki. W�osy ciemnoblond zwi�zane by�y niedbale w tyle g�owy, cz�� ich jednak niesforna, wi�a si� przy czole i na bia�ej, kr�g�ej szyi. � Mamusiu !... Mamusiu! - wo�a�o dziecko za drzwiami. Otworzy�a oczy, poruszy�a si� niespokojnie, twarz si� o�ywi�a i zawo�a�a melodyjnym g�osem: � Ninko! Wejd�! Boczne drzwi otworzy�y si� i do gabinetu wbieg�a czteroletnia dziewczynka z ciemnymi wij�cymi si� w�oskami, w sukieneczce czystej, ale zmi�tej, zabrudzonemi r�kami stara�a si� nagi�� ku sobie twarz matki i wo�a�a rozradowana: � Mamusiu ! Mam pi�k�, skacze tak wysoko! � Ninko, masz brudne r�czki... niech Berska umyje dziecko, � spojrza�a z wym�wk� na bon�, kobiet� starsz�, z pogodn� twarz� i dobrym u�miechem. � Bawi si� pi�k� i zabrudzi�a r�czki, � usprawiedliwia�a si�, � chod� Ninko, umyj� ci�. � Nie chc�, � zawo�a�o dziecko stanowczo, � mamusia pi�k� zobaczy. Dobrze mamusiu? �przymila�o si�, tul�c si� do kolan matki. � Dobrze, Ninko... poka�. Dziecko potr�caj�c krzese�ko pobieg�o i zarumienione, zdyszane, z radosn� dum� przynios�o tani� pi�k� gumow�, jaskrawo pomalowan�. � Kto ci da�, Ninko, t� pi�k�? � Antoniowa, mamusiu... a jak ona tul� si�, -rzuci�a pi�k� na pod�og�, bieg�a za ni� i wsun�a si� pod kozetk�, a�eby pi�k� wydoby�. Bona z u�miechem przyjemnym �ledzi�a ruchy dziecka, natomiast matka z niepokojem zawo�a�a: � Ninko! Uwa�aj! Dziecko, wydostawszy pi�k�, pr�bowa�o pokaza�, jak ona skacze, najpierw na dywanie, ale �e nie udawa�a si� sztuka, pobieg�o w stron� biurka, a pi�ka odbijaj�c si� pad�a pomi�dzy kwiaty. Zanim bona podbieg�a, Ninka przewr�ci�a kosz z kwiatami, uczepiwszy si� r�kami brzegu. Wazoniki z brz�kiem i ha�asem pada�y na ziemi�, zasypuj�c Nink� przera�on�. Matka zerwa�a si� z fotela, blada, przestraszona, przybieg�a do dziecka, opatrzy�a gor�czkowo, czy nie skaleczy�o si�, uca�owa�a je i rzek�a gniewnie do bony: � M�wi�am ju�, a�eby nikomu nie pozwala� na dawanie prezent�w... � To przecie� jej mamka, - powiedzia�a cicho. � Wszystko jedno, mamka, czy kto inny, tylko ojciec i matka daj� dziecku zabawki. Pi�k� schowa� zaraz! � Zaraz! � powt�rzy�a z naciskiem, � a dziecko umy� i przebra�. Ninka zrozumia�a jedno tylko: �e pi�ka stracona, z ciemnych ocz�t pop�yn�y najpierw ciche �zy, a tu� za niemi g�o�ny p�acz i s�owa: � Mamusiu! Pi�ka moja! � Dam ci lalk�, Ninko. � Nie!l Nie! Pi�ka moja, Antoniowa mi da�a. � Cicho, Ninko! - zawo�a�a surowo, � id�, umyj si� i ubierz. Bona wyprowadzi�a p�acz�ce dziecko, a pani Wanda zm�czona, jak po ci�kiej pracy, usiad�a na fotelu i pogr��y�a si� w gorzkiem rozmy�laniu nad marno�ci� �ycia. Oto Ninka taka weso�a, zdrowa, mi�a, bawi si� t� wstr�tn� pi�k�, przewraca kosz z kwiatami i kto wie, co sobie zrobi�a, jakiego naby�a kalectwa? Dolatywa� do niej p�acz roz�alonego dziecka... a mo�e wazonik pad� na jej g��wk�, naruszy� m�zg, dostanie zapalenia, a mo�e pomieszania?... Przecie� nie p�aka�aby za pi�k� tak d�ugo i g�o�no, pewno boli j� g��wka, ona ma tak mi�kkie ciemi�, kt�re ugi�o si� pod wazonikiem i naruszy�o m�zg. Taki niepok�j ni� ow�adn��, �e wsta�a i szybko wesz�a do przyleg�ego dziecinnego pokoju. Bona uspokaja�a rozkapryszone dziecko i ubiera�a w �wie�� sukienk�. Ninka, obaczywszy matk� uderzy�a w g�o�niejszy p�acz. Pani Wanda zbli�y�a si� i dotykaj�c bia��, delikatn� r�k� g�owy dziecka, spyta�a troskliwie: � Co boli Niniusi�? � Ja chc� pi�ki, to moja pi�ka! � Kupi� ci �adniejsz�, wi�ksz�... ale powiedz mamusi, co ci� boli? � Ja chc� mojej pi�ki, - odsuwa�a r�k� matki, � innej nie chc�. � Ninko, je�li kochasz mamusi�, powiesz, co ci� boli? pewno g��wka? � Nie kocham mamusi, zabra�a mi moj� pi�k�. � Brzydko tak m�wi�, � naucza�a bona, � mamusia dobra i kochana. To nic, prosz� pani, rozkaprysi�a si� Ninka, ale b�dzie grzeczna. Dziecko jednak patrzy�o chmurnie, i od chwili do chwili przelewa�o �zy. Niemile dotkn�o to matk�, �e Ninka jej nie kocha, wyobrazi�a sobie, �e straci mi�o�� i zaufanie dziecka, �e b�dzie Niepos�uszne, uparte, z�e, a mo�e j� znienawidzi, i po kr�tkiem wahaniu powiedzia�a �agodnie: � Ninko, dostaniesz t� pi�k�, ale powiedz, czy g��wka boli? � Pi�ka! Pi�ka! � zawo�a�a uradowana, a pochwyciwszy podan� przez bon� pi�k�, zacz�a si� bawi�, biegaj�c po pokoju. � Ninko, moje dzieci�tko, boli g��wka? Powiedz! � Nie boli, � goni�a za pi�k�. � I kochasz mamusi�? � Kocham, mamusia oddala mi pi�k�, � zawo�a�o dziecko, nie przerywaj�c zabawy. Pani Wanda posz�a do siebie zm�czona wra�eniami, usiad�a i spojrza�a na rozsypane wazoniki na pod�odze. Przypomnia�a sobie swe obawy o g�ow� Ninki i pomy�la�a: tym razem nic si� nie sta�o, ale co z tej Ninki wyro�nie? Taka porywcza, uparta, kapry�na i taka nerwowa, wra�liwa... napewno b�dzie w �yciu nieszcz�liwa, bo szorstko�� ma po ojcu, a nerwy po mnie! I poco ona si� narodzi�a? Przysz�a na �wiat z odziedziczon� chorob� nerw�w. To by�o zbrodni� z mej strony wychodzi� za m�� i mie� takie chore dziecko. I coraz usilniej oskar�a�a siebie, m�a, bo nietylko Ninka nie b�dzie szcz�liwa, ale i jej dzieci, je�li za m�� p�jdzie. Drzwi otworzy�y si� szeroko i wszed� m��, trzydziesloo�mioletni ciemny szatyn, w butach wysokich, w marynarce znoszonej, w koszuli mi�kkiej, z wyk�adanym zbrudzonym ko�nierzem, bez krawatki, z twarz� nieogolon�. W gabinecie przesyconym delikatn� woni� kwiat�w rozszed� si� zapach papierosa, kt�ry pali� wchodz�c. � Wandziu, mo�eby� kaza�a podawa� obiad, ju� dawno czas. Nic nie m�wi�c spojrza�a z odcieniem zdziwienia na ubranie m�a, kt�ry dostrzeg�szy to, rzek� z u�miechem: � Dzi� nic przebior� si� do obiadu, bo niema czasu. � Je�li ci tak wygodnie... � powiedzia�a oboj�tnie i spyta�a: � czy Pawe� nakry� do sto�u? � Zdaje si�, �e tak, � i przypatruj�c si� �onie, � co tobie Wandziu, taka� blada, czy czujesz si� gorzej? � Nie, � otuli�a si� szalem, � ta pogoda dzia�a mi na nerwy. � Istotnie, dzie� nieszczeg�lny, ale ja lubi? nawet szarug� jesienn�, � a spostrzeg�szy wazoniki na pod�odze, � a tu co si� sta�o? � O czem m�wisz? � powiedzia�a spokojnie. � Kto przewr�ci� kwiaty? � Ninka... tak si� przerazi�am... wyobra� sobie, �e na ni� pad�y wazoniki, ba�am si� o jej g��wk�. � Ale jakim sposobem, - podnosi� wazoniki i stawia� w koszu. � Bawi�a si� pi�k� i przechyli�a kosz na siebie... mo�esz my�le�, jak si� przestraszy�am, na szcz�cie nic si� nie sta�o. � �e te� ty zawsze pe�na obaw niepotrzebnych, � m�wi� z wym�wk�, � wielka rzecz, �e podrapi� j� kwiaty czy wazoniki, a ty z tw� chorobliw� troskliwo�ci� i obaw� zrobisz z niej lalk� porcelanow�. Spojrza� na �on�, a widz�c usta gniewnie zaci�te, powiedzia� �agodniej: � No, nie gniewaj si�, ale te twoje wieczne obawy zatruwaj� ci �ycie. � Nie troszcz si� o mnie, � rzek�a sucho. � Musz�, bo tw�j humor oddzia�ywa na ca�y dom. Dawniej by�a� inna, zajmowa� ci� dom, gospodarstwo, ogr�d... � I teraz tak samo wszystko mnie interesuje, ale nie m�wi�, a�eby nie psu� twego humoru. � Czy my�lisz, �e twoje pos�pne milczenie sprawia mi rado��? � u�miechn�� si� ironicznie. Wszed� lokaj melduj�c z progu: � Obiad podany. � Chod�my, Wandziu, jestem g�odny, � i chcia� j� obj�� w p�. Wysun�a mu si� z r�ki, m�wi�c niech�tnie: � Nie lubi� tego... najpierw wym�wki, a potem czu�o�ci, � sz�a pierwsza, nie ogl�daj�c si� na chmurnego m�a. W pokoju jadalnym zastali ju� ciotk� pani Wandy, staruszk� z twarz� pooran� zmarszczkami, z boja�liwym u�miechem, spogl�daj�c� bacznie na pana domu, kt�rego �art�w zawsze si� obawia�a. Gdy zasiedli do sto�u, wesz�a bona z Nink�, a tu� za nimi zjawi� si� stryj gospodarza, pan Emil Jerzycki, szczup�y, wysoki, szpakowaty, starannie ubrany, z monoklem w lewem oku i uca�owawszy r�k� gospodyni, usiad�. Lokaj w milczeniu roznosi� talerze z zup�, a gdy postawi� przed gospodarzem, ten zwr�ci� si� do �ony: � Czy kaza�a� zrobi� czernin�? � a na jej skinienie g�ow�, � wiesz, �e nie lubi� tej zupy, a je�li kiedy jem, to musi by� doskona�a. Ostro�nie nabra� �y�k�, smakowa� w ustach i odsuwaj�c talerz, rzek� niezadowolony: � Zupe�nie licha, bez smaku, po prostu krew rozpuszczona w rosole. � Przepraszam ci�, � usprawiedliwia�a si� ch�odno, � ale s�dzi�am, �e zrobi doskona�� zup�. � Mog�a� si� zapyta�, jak j� robi, albo wreszcie sprawdzi�... ona jest niemo�liwa. � Nie b�d�, Michasiu, wybredny, � u�miechn�� si� stryj, � za rok, za dwa, b�dziesz wszystko jad�, co ci podadz�. � Przepowiednia fa�szywa, jak d�ugo mam kucharza. Sko�czyli zup� w milczeniu, gospodarz siedzia� chmurny i gryz� chleb suchy, patrz�c z prefensy� na oboj�tn� twarz �ony. Lokaj roznosi� p�misek ze sztukami�s� garnirowan�, a gdy podszed� do pana Micha�a, ten rzek� gniewnie: � Jakie mi�so mi podajesz? Nie wiesz, �e nie jadam g�adkiej sztukami�sy! � Ja�nie panie, m�wi�em kucharzowi i jest tu kawa�ek przerasta�y, � oczyma wskaza�. � To same flaki... id�... nie b�d� jad�. Na twarz Wandy wyst�pi�y lekkie rumie�ce, spojrza�a niech�tnie na m�a i powiedzia�a gniewnie: � Kucharz �wie�o przyj�ty... nie zna twoich gust�w. � On nie zna, ale kto� mo�e o nich pami�ta� przy dyspozycyi, � rzek� z przek�sem. � Zapewne, - u�miechn�a si� z gorycz�, � i przepraszam za zapomnienie, � doda�a ironicznie. Nie odczu� ironii i m�wi� chmurny: � Dzi�kuj� za przeproszenie, gdy nie mam co do ust w�o�y�. � Daj Bo�e, a�eby� zawsze mia� tyle, -westchn�a. � Mo�e kiedy� nie b�d� mia�, - odburkn�� z�y, � ale dzi� mam i chc� zje��, � i zwracaj�c si� do lokaja rozkaza� : � Przynie� mi w�dlin. Ten z�y humor gospodarza onie�mieli� wszystkich, nasta�a przykra cisza, wtem Ninka powiedzia�a g�o�no do bony, odsuwaj�c talerz z mi�sem: � Tatu� nie je i ja nie chc�. � Ninko, jedz! � zawo�a�a matka podra�nionym g�osem i po francusku do m�a: � dobry przyk�ad skutkuje. � Nie b�d� si� tru� dla twych fantazyi wychowawczych, � powiedzia� w tym samym j�zyku, i do dziecka po polsku: � jedz, Niniusiu, widzisz, mama na mnie si� gniewa. � Nie mamusia, tylko tatu�, � odpar�a powa�nie Ninka. � A trzeba ci by�o tego, � za�mia� si� stryj, � niewiasta zawsze za niewiast�, gdyby� mia� syna, stan��by w twej obronie. � Myli si� pan, � powiedzia�a zimno Wanda, � to sprawiedliwo�� dziecka. � �adna sprawiedliwo��, gdy nie mam co je��, � rzek� m�� uszczypliwie, � ale dla pewnych �on m�� nigdy nie ma racyi. Jad� przyniesione w�dliny i popija� winem. Lokaj wni�s� p�misek z kalafiorami i szparagami. �ona i ciotka wzi�y tylko kalafiory, co m�� dostrzeg�szy, powiedzia� uprzejmie: � Wandziu, dlaczego nie wzi�a� szparag�w?... Pawle, podaj pani. � Dzi�kuj�, � odsun�a p�misek. � Ale� we�, szparagi s� delikatniejsze i lepsze w smaku. � Nie wezm�, dla mnie jest oboj�tne, co jem. M�� nabiera� na talerz szparagi i rzek� z u�miechem: � W�tpi�, czy upo�ledzenie pod wzgl�dem zmys�u smaku nale�y do zalet. � S�dz�, �e przerafinowania smaku nie zaliczasz do cn�t, � powiedzia�a spokojnie. Temi s�owami uczu� si� dotkni�ty, jak zreszt� ka�dy cz�owiek, gdy kto� poruszy jego s�ab� stron�, a �e by� ju� podra�niony, odci�� si� ostro: � Cz�owiek wyr�nia si� od reszty stworze� tem, �e swymi zmys�ami kieruje rozumnie, ale kobiety, jak dzieci, zjadaj� ze smakiem glin�, s�om?, w�giel... a potem na udr�k� innych choruj�. Wszcz�a si� rozmowa najpierw o smaku, ale wkr�tce przesz�a na dzieci, i ka�dy mia� co� do opowiadania, czego to dzieci nie zjadaj�. Pani Wanda o�ywi�a si� wspomnieniami i opowiada�a, �e b�d�c ma�em dzieckiem, sama przygotowywa�a uczty dla r�wie�nik�w i bywa�a na ich ucztach, i �e te potrawy bardzo jej smakowa�y. � Da�a� najlepszy dow�d, � u�miechn�� si� z�o�liwie, � �e z brakiem rozumu, idzie brak smaku. � O, wcale nie, � zawo�a�a gor�co i odmawiaj�c nabrania pieczystego, m�wi�a dalej: � dzieci posiadaj� wprost �ywio�ow� wyobra�ni�, kt�rej nie dotkn�� strychulec �wiata, i dzi�ki tej wyobra�ni takie uczty im smakuj�. � Wyobra�nia, wyobra�nia, � drwi� m��, � ni� si� ani nie ubierzesz, ani nie najesz, ona jest tylko przeszkod� do normalnego �ycia i szcz�cia wsp�lnego, � ko�czy� z gorycz�, wspomnia� bowiem na utyskiwania �ony, �e inaczej wyobra�a�a sobie �ycie. � Ju� to przyzna pani, � odezwa� si� stryj, -�e niewiasty, naturalnie nie m�wi� tego o pani, nadu�ywaj� s�owa: �wyobra�nia" i stosuj� w �yciu najfatalniej. � Jak to pan rozumie? � spyta�a z oboj�tn� grzeczno�ci�. � Zachciewa si� im idea��w, gwiazdki z nieba, s�o�ca w nocy, � za�mia� si� drwi�co, � zamiast przy pomocy wyobra�ni upi�ksza� sobie codzienne, realne stosunki. � Ot� stryj trafi�e�, � zawo�a� uradowany pan Micha�, � tak, Wandziu, ca�a m�dro�� �ycia polega na takiem zastosowaniu wyobra�ni, zamiast buja� po ob�okach, albo co gorsza, wyobra�a� sobie r�ne nieszcz�cia w dalekiej przysz�o�ci i tru� sobie �ycie p�onnemi obawami. � Rozmowa wesz�a na niew�a�ciwe tory, � m�wi�a uprzejmie, lecz patrza�a surowo, � ka�dy posiada w�a�ciw� sobie wyobra�ni�. Jeden marzy o u�ywaniu �ycia, drugi o poezyi i nauce. � A trzeci o puszce Pandory, sypi�cej nieszcz�cia, � dorzuci� m�� z min� niewinn�. Lokaj roznosi� krem czekoladowy, co spostrzeg�szy gospodarz, rzek� z przesadn� grzeczno�ci�, nie cierpia� bowiem kremu: � Dzi�kuj� ci Wandzin za pami�� o mnie przy tylu twych troskach i k�opotach... ten krem jest dowodem. Pani Wanda lekko przyblad�a, a na jej subtelnej twarzy by�o wida� �al i przykro�� doznan�, odpowiedzia�a sil�c si� na spok�j: � Rozporz�dzi�am co innego, ale kuchcik zepsu� i napr�dce zgodzi�am si� na krem. Pan Micha� ostentacyjnie wzi�� tylko �y�eczk� kremu, kaza� poda� araku, dola�, ale po skosztowaniu od�o�y� z niesmakiem �y�eczk�. Podano ser, owoce, lecz pani Wanda nic czeka�a na czarn� kaw�, wsta�a od sto�u, m�wi�c: � Przepraszam, �e wstaj�, ale czuj� si� zm�czon�. Pierwszy m�� zerwa� si� z krzes�a, uca�owa� r�k� �ony i powiedzia� szczerze: � Mo�e ci� odprowadz� Wandziu, - a na jej przecz�cy znak, � mo�e si� po�o�ysz, czy przys�a� ci R�zi�? � Nie, dzi�kuj�. Stryj uca�owa� r�wnie� jej r�k�, a ciotka szepn�a: � P�jd� z tob� Wandziu, mo�e ci si� przydam. � Dzi�kuj� cioci, odpoczn�, to przejdzie. Ody panie wysz�y, rozkaza� gospodarz: � Pawle, kaw� przyniesiesz nam do palarni. Obydwaj przeszli do ma�ego pokoju, w kt�rym sta�y wygodne meble, pokryte sk�r� zielonkaw� i kilka stoliczk�w zesuwanych. Stryj Emil usiad� w szerokim fotelu i wzi�wszy pude�ko do r�ki, wybiera� starannie cygaro, Micha� za� z papierosem w ustach sta� przy oknie, wpatruj�c si� w zajazd przed dworem. Pawe� przyni�s� spirytusow� maszynk� do kawy, sam bowiem gospodarz zaparza� kaw�, rozstawi� fili�aneczki, cukier, i spyta� p�g�osem: � Ja�nie panie, jaki likier? � Przynie� koniak, � i podszed�szy do maszynki zapali� spirytus, nast�pnie stan�� znowu przy oknie. Stryj Emil rozkoszowa� si� zapachem cygara i spyta� po chwili: � Michasiu, kupiec zabra� zbo�e? � Nie, na tak� drog� nie znajdzie furmanek. � A tobie zap�aci�? � Tak jest. � Zatem wszystko w porz�dku, � u�miechn�� si� stryj, � i dlaczego chodzisz taki niesw�j i osowia�y? � Czy stryj my�la�, �e martwi� si� gospodarstwem? � u�miechn�� si� lekcewa��co, � g�upstwo, rok nie by� szczeg�lny, ale ceny s� dobre, i gdyby to sz�o tylko o gospodarstwo... � westchn��. � C� ci� gryzie? � spyta� cieplejszym tonem, � powiedz, mo�e znajdziemy we dw�ch rad�. � Rad�!? � u�miechn�� si� niedowierzaj�co, � gdybym wiedzia�, co jest, znalaz�bym sam rad�, ale nie wiem, nie rozumiem, - ko�czy� g�osem przygn�bionym. � Siadaj przy mnie, � zach�ca� stryj, � czworo oczu wi�cej widzi, ani�eli dwoje. � Jestem taki rozdra�niony, �e nie usiedz� na miejscu... ale mo�emy m�wi�, � nalewa� kaw� do fili�aneczek. � Wyborna kawa, � chwali� stryj. � Sam j� te� robi�, � u�miechn�� si� bratanek, � przekona�em si�, �e tylko mokka ze z�ot� jaw� pomieszana daje dobr� czarn� kaw�, -kosztowa� �y�eczk� i bada� smak. � U ciebie naprawd� przyjemnie co� wypi� i zje��... masz smak wytworny. � Pochwa�a stryja wygl�da na ironi� po dzisiejszym obiedzie... wstyd mi by�o, zw�aszcza, �e nie �a�uj� wydatk�w na kuchni� i kucharza, a obiad by�, jak z garkuchni. � Istotnie obiad dzisiejszy nie nale�a� do zbyt wykwintnych, � potwierdzi� stryj, � ale to wyj�tkowo. � Wyj�tek, kt�ry si� od pewnego czasu stale powtarza, � zawo�a� z gorycz�, � ale przecie� nie mog� sam wszystkiem si� zajmowa�, od czeg� mam �on�!? � No, tak... ale je�li pani Wanda nie posiada zami�owania do gospodarstwa, w takim razie... � Tu nie idzie o zami�owanie, � przerwa� stryjowi, � to s� obowi�zki �ony, i gdyby ona by�a tak�, jak dzi�, od chwili pobrania naszego, potrafi�bym si� by� stosownie urz�dzi�, ale ona by�a najlepsz�, najtroskliwsz� �on�, zgadywa�a moje my�li i byli�my najszcz�liwsi z ludzi, tak jest, najszcz�liwsi, - umilk� zatopiony we wspomnieniach przesz�o�ci. Stryj nala� sobie i bratankowi kawy, nape�ni� wypr�nione kieliszki i rzek� z lekkiem pow�tpiewaniem: � A wiesz, tego nie spodziewa�em si�. � Czego? � No, tego szcz�cia... Bawi�em w�wczas za granic� i tylko z list�w wiedzia�em, jakoby z was by�a dobrana para... by�em te� ciekaw... � Tak jest, pisano stryjowi prawd�, kochali�my si� szczerze, ona by�a nad wyraz dobra i kochaj�ca, � wypi� kieliszek koniaku, - je�li istnia� na �wiecie idea� �ony i kochanki, to ona nim by�a. � Pij, � podsun�� mu nape�niony kieliszek, � to naprawd� zagadka psychologiczna... i sk�d ta zmiana? Jerzycki, kt�ry cierpia� z powodu stosunku swego do �ony, a nie mia� komu si� zwierzy�, pod wp�ywem rozbudzonych wspomnie�, zapragn�� nie tylko wyspowiada� sw�j b�l, ale te� przez g�o�ne rozpami�tywanie znale�� klucz do zrozumienia przyczyny tego stanu rzeczy. � Zacz�o si� od spraw drobnych, � m�wi� zwolna, z oporem wewn�trznym, jaki zwykle maj� ludzie, dotykaj�c bolesnych rzeczy; � w s�siedztwie by�o kilku weso�ych ch�opak�w, troch� hulaszczych. W jakie� dwa lata po �lubie odnowi�em z nimi dawn� znajomo��, bywa�em mo�e za cz�sto u nich. � I co robili�cie? - spyta� stryj zaciekawiony, zapalaj�c �wie�e cygaro. � Pi�o si�, gra�o, polowania... bawili�my si� weso�o i g�o�no. Wandzia zacz�a mi robi� wym�wki, zw�aszcza, gdy pewnego wieczora przegra�em siedm tysi�cy rubli. � Siedm tysi�cy rubli, � skrzywi� si� stryj. � Raz jeden. Przecie� stryj wie, �e nie jestem graczem, u nas tego niema we krwi. Od tego czasu unika�em hazardu i nie zdarzy�o mi si� ju� nigdy, a�eby przegrana lub wygrana przenosi�a par�set rubli. Ale niech�e kto wyt�umaczy Wandzi ! Nie wychodzi�a, gdy oni przyje�d�ali do nas, wreszcie za��da�a, a�eby nie bywali u nas, i �ebym z nimi zerwa�. � Hm... to dosy� ostro, - u�miechn�� si� stryj, � c� ty na to? � Lekcewa�y�em jej uwagi, licz�c na jej mi�o�� i wyrozumia�o��. Wprawdzie oni sami przestali bywa�, ale ja od czasu do czasu, pod r�nymi pozorami, odwiedza�em ich, ukrywaj�c si� przed ni� dla �wi�tego spokoju. � To �le, � o�ywi� si� stryj, � spraw� nale�a�o z miejsca jasno postawi�. � Jak to? � Bywam, gdzie mi si� podoba, �yj�, z kim chc�, a ty masz sw�j dom, dziecko, kuchni�, ksi��ki... � Nie chcia�em jej zra�a� do siebie i by�em pewny, �e to samo przez si� minie, u�o�y si� jako�... I przyjechali jej krewni, wyda�o si�, �e nie zerwa�em z towarzyszami... nowe wym�wki, sceny, a ja z gniewu nie tylko wyjecha�em do nich, ale okaza�em si� szorstkim dla jej krewnych... Po pewnym czasie nast�pi�a zgoda, zupe�na z mej strony, pozorna u niej; podejrzywa�a mnie... wy�oni�y si� nowe zarzuty... g�upie! � wypi� kaw�, popi� koniakiem, wsta� i przechadzaj�c si�, m�wi� gor�czkowo: � Pokaza�o si�, �e ona we mnie innego kocha�a, jak�� dziwaczn� doskona�o��... �e jej nie rozumiem... �e nie kocham jej jako cz�owieka, lecz jako kobiet�... �e r�nimy si� w celach �ycia, w przekonaniach, w sympatyach... jednem s�owem mur mi�dzy nami wzrasta� nieustannie i nie mog�em go usun��, bo gdy by�em blizki zgody i rozczuli�em si�, odtr�ca�a mnie, zra�ona jakiem� s�owem, u�miechem, �artem... Miejsce mi�o�ci zaj�� ch��d, oboj�tno��, odsuwa�a si� odemnie i ka�de z nas zacz�o prowadzi� �ycie oddzielnie. � Znam to, znam, - westchn�� stryj, - nie ty jeden to prze�ywasz... i c� dalej? M�w! � Takie �ycie zacz�o mnie m�czy� i dra�ni�... gdybym jej nie kocha�, nie szanowa�, rzuci�bym j� oddawna, ale poszed�em drog� kompromis�w. Zacz��em ulega� jej ��daniom, wymaganiom... � Najgorzej! - zerwa� si� stryj z fotela i owijaj�c sznureczek od monokla oko�o palca, zapala� si�: � wiesz, jak d�ugo kobieta widzi w m�czy�nie si��, przewag� moraln� i fizyczn�, jest dobra, uleg�a, kochaj�ca, ale gdy si� upokorzysz, ulegasz, jeste� s�abym dla niej... rosn� wymagania, kaprysy, fantazye i z m�a zamieniasz si� w jej niewolnika. � Mo�e inne, ale nie Wandzia, � oburzy� si�, � ona nic i niczego nie ��da�a odemnie, zasklepi�a si� w sobie, by�a cicha, spokojna, �e tak powiem zrezygnowana, ale coraz dalsza, bardziej obca... Spostrzeg�em, �e si� zam�cza, zamartwia, wszystko widzi w czarnych kolorach, lada drobnostka przybiera w jej oczach olbrzymie rozmiary, staje si� katastrof�, tragedy�... � A c� ty na to, Michasiu? � spyta� tonem, w kt�rym zdradza�o si� poczucie swojej wy�szo�ci. � Nic... znosz�. � To �le! Wierz memu do�wiadczeniu; ona zimna, ty b�d� zimniejszy, ona �yje dla siebie, ty baw si� i hulaj ; niech pozna, �e jej fochy i sztuczne smutki ciebie nic nie obchodz�, tylko zra�aj� do niej. � Kiedy tak mi jej �al, - powiedzia� mi�kkim g�osem. � Przez niewczesny �al zmarnujesz �ycie i jej i sobie. Tu trzeba dzia�a� stanowczo... ona niech si� zajmie gospodarstwem domowem, dzieckiem, a tobie niech zostawi swobod�. Nie jeste�, dzi�ki Bogu, �adnym p�g��wkiem, aby� potrzebowa� kurateli. � A mo�e, � rzek� po chwili namys�u, � mo�e stryj ma racy�... tylko, �e ona taka wra�liwa, delikatna, uczuciowa... � Czy bada� j� doktor? bo wiesz, te jej niech�ci, smutki, s� mi podejrzane. � Nic chce pozwoli�, a na moje nalegania i pro�by jedn� ma odpowied�: jestem zdrowa, sama wiem najlepiej, co mi brakuje, to nie jest �adna choroba fizyczna, potrzebuj� tylko spokoju, nie doktora. � Czy� ona nie ma spokoju, wygody? � oburzy� si� stryj, � zreszt� wyjed� z ni� do Warszawy, tam znajdziesz sposobno�� poradzenia si� doktora. � My�la�em o tem, prawie si� zgodzi�a, wtem buraki nie zosta�y dostawione do cukrowni z powodu s�oty, a wobec takiej straty, ruiny maj�tkowej jej zdaniem, upar�a si� i nie chce jecha�. � O, to masz krzy� pa�ski z ni�, � powiedzia� ze wsp�czuciem. � Wiem o tem, - westchn��, � a mo�e ona naprawd� chora? � Gdyby by�a chor�, sama wezwa�aby doktora... Zdrowa jest, tylko rozpieszczona i rozkapryszona. Pos�uchaj mojej rady, b�d� m�czyzn�, postaw twardo swoje wymagania i nie ust�puj. � A je�li ona nie us�ucha? � Zagro� jej rozwodem. � Nie, to niemo�liwe, zanadto j� kocham... no i Ninka. � Wi�c powiedz, �e wyjedziesz na czas d�u�szy... musisz odpocz��, odetchn�� po tej ci�kiej atmosferze. � Mo�e to i dobry spos�b, � o�ywi� si�, � spr�buj�. � Tylko nie zwlekaj, � upomnia� stryj, � dzisiejszy obiad we� za poz�r. � Tak... tak, zw�aszcza, �e za trzy dni zjad� do mnie go�cie na polowanie... trzeba si� z ni� naradzi�, co im poda�, gdzie pomie�ci�. II. Z powodu migreny pani Wandy m�� nic m�g� si� z ni� rozm�wi� i rad by� tej zw�oce, uwalnia�a go bowiem od bezwzgl�dnego postawienia kwestyi przysz�ego unormowania ich wsp�lnego �ycia. Nazajutrz pani Wanda narzeka�a na wyczerpanie i do rozmowy nie przysz�o. Go�cie jednak mieli przyby� i d�u�ej nie mo�na by�o zwleka� z rozmow�. Upatrzywszy stosown� chwil�, przyszed� popo�udniu do gabinetu �ony, kt�r� zasta� szyj�c� sukienk� dla Ninki i zacz�� uprzejmie: � Chcia�bym, Wandziu, naradzi� si� z tob� w sprawie przyj�cia go�ci. Od�o�y�a robot� i spyta�a z odcieniem obawy i zaniepokojenia : � Jacy go�cie? � Zapomnia�a�? - zdziwi� si�, � zjad� si� na polowanie. � A, wiem; ale sami m�czy�ni? � Przypuszczam, chocia� mo�e na drugi lub trzeci dzie� b�d� i panie. Idzie mi o to, a�eby� obmy�li�a, co poda� na obiady, na kolacye... � Wiesz, tak nie mam talentu pod tym wzgl�dem... mo�eby� mnie wyr�czy�, a unikn�abym wym�wek. � Moja Wandziu, � zacz�� osch�ym tonem, � czy to m�j wydzia� zajmowa� si� kuchni�? Od czeg� jeste� gospodyni�? �on�? � Dobrze... poradz� si� z kucharzem. � I zn�w dasz taki obiad, jak onegdaj. Przypomnia�a sobie pos�yszane wym�wki i z�o�liwe uwagi, twarz jej przybra�a wyraz surowy i rzek�a z powstrzymywanem rozdra�nieniem: � Nie wiem, mo�e b�dzie lepszy, mo�e gorszy... nie umiem ci dogodzi�. � Bo nie chcesz! � nachmurzy� si�. � Chc�, ale nie mog�, bo nie mam do tego ani g�owy, ani usposobienia. � Nie idzie o usposobienie, ani o g�ow�, � u�miechn�� si� ironicznie, � ale o wype�nienie obowi�zku, od kt�rego uwalnia tylko choroba, � a widz�c j� tak mizern�, doda� ze wsp�czuciem: � a mo�e Wandziu jeste� chora? � Nie, i uprzedzam ci�, �e je�li nie dogodz� ci z obiadami, to tylko dlatego, �e nie mog� my�le� o potrawach, to takie m�cz�ce. � Ale w�a�ciwie, czem ty si� m�czysz ? Dziecko z bon�, porz�dki robi s�u�ba, kucharz gotuje, czeg� ci brak? � W istocie jestem bardzo szcz�liwa, � za�mia�a si� ironicznie, � mam m�a, dom, dziecko, wytworne jedzenie, czeg� mi trzeba wi�cej do szcz�cia!? Te s�owa rozdra�ni�y go, wsta� i prostuj�c si� podni�s� g�os: � Jeste� egoistk� i my�lisz tylko o sobie, ale ja mam dosy� takiego �ycia; ci�g�e kwasy, smutki, narzekania, czy nie rozumiesz, �e robisz mnie nieszcz�liwym? � a spostrzeg�szy jej drwi�ce spojrzenie doda�: � ja lubi� �ycie, weso�o��, swobod�, a ty oddali�a� odemnie ludzi.. � Karciarzy i hulak�w, � powiedzia�a z pogard�. � Nieprawda! � wybuchn��, � s� dobrze wychowani, ale, �e nie s� tetrycy, zrozpaczeni i sknerzy, tobie si� nie podobaj�. Mniejsza o nich, ale to ci zapowiadam, �e nie mog� �y� d�u�ej w tej ponurej atmosferze katorgi. � I co zrobisz? � spyta�a z udanym spokojem, � zabij mnie, albo struj, a uwolnisz si� od nieszcz�cia. � Ty masz talent wyprowadzania mnie z r�wnowagi, � poblad� z gniewu, � ale ja nie nadaj� si� na aktora twoich tragedyi. je�li nasz stosunek si� nie zmieni, wyjad� na czas d�u�szy, p�ki ty nie zrozumiesz, �e twoje przywidzenia, smutki, gorycze, s� bezcelowe. � Dobrze... jed�, przynajmniej nie b�d� potrzebowa�a my�le� o obiadach i udawa� weso�o�� i swobod�. Spojrza� na ni� uwa�nie, dostrzeg� w twarzy bezbrze�ny smutek i gor�czkowe wypieki, zdj�� go �al nag�y, zbli�y� si� do niej i m�wi� wzruszony : � Wandziu, b�d� taka, jak dawniej, weso�a, u�miechni�ta, taka, jak� kocha�em. Poco te smutki, to przygn�bienie? Ani si� uczeszesz, ani ubierzesz, ani grasz, zawsze chmurna, zgorzknia�a, pos�pna... � Jestem tak�, jak jestem, nie umiem gra� komedyi. � Wi�c dawniej udawa�a�? � zadr�a� mu g�os. � Nie wspominaj, to by�y czasy najnieszcz�liwsze, � zawo�a�a poruszona, � a nast�pstwem ich Ninka, c�rka takiego ojca i takiej matki, dziecko nieszcz�liwe ! By�am g�upia, nieopatrzna, nie rozumia�am, �e �ycie jest tylko m�k� i cierpieniem. Patrza� na ni� zdziwiony i oburzony, zrobi� r�k� ruch lekcewa��cy, gwizdn�� przez z�by i rzek� z ch�odem rozkazuj�cym: � Zostawiam ci wolny wyb�r, albo si� zmienisz na t� z czas�w, jak ty nazywasz najnieszcz�liwszych, albo te� ja wyjad� na czas d�u�szy. � Kiedy wyjedziesz? � spyta�a z udan� oboj�tno�ci�. Ten ton rozgniewa� go, spodziewa� si� oporu z jej strony, pro�by, a�eby zosta�, odpar� te� pop�dliwie; � Wyjecha�bym dzi�, bo jeste� niemo�liwa, ale musz� uporz�dkowa� interesa, a�eby� nie pos�dza�a mnie o zrobienie ci krzywdy... Posag tw�j ubezpieczony, � ko�czy� z�o�liwie, � i mimo twych przewidywa� ruiny, mo�esz go odebra� ka�dej chwili. � Dobrze... przyda si� Nince. I zn�w �al go ogarn��, �e w ten spos�b ma si� rozsta� z �on�. Zbli�y� si� tu� do niej i spyta� wzruszony : � Wandziu, i co ja ci z�ego zrobi�em? � Sam wiesz, �e nic, � podkre�li�a ostatnie s�owo. � Wandziu... daruj, je�li ci� urazi�em, � nachyli� si�, chc�c j� poca�owa�. Odchyli�a si� szybko i zarumieniona zawo�a�a: � Niel Nie! Wiesz, jak nie lubi� wszelkich czu�o�ci. Wyprostowa� si�, obra�ony, i powiedzia� twardo: � Nie, to nie! Czy masz mi co jeszcze do powiedzenia? � Nic... tylko prosi�abym ci�, a�eby� mnie zostawi� sam�, jestem znu�ona tym melodramatem. Wyszed�, zatrzaskuj�c drzwi za sob�. Dotychczasowy spok�j, utrzymany z takim wysi�kiem nerw�w, wyczerpa� j�. Pola�y si� �zy rz�siste, a t�umione �kania rozrywa�y jej piersi. Po pierwszym wybuchu p�aczu, gdy troch� si� uspokoi�a, zacz�a rozmy�la� o m�u... Jaki on niegodziwy, wstr�tny, ma�ostkowy, jaki sybaryta cyniczny, ci�gle my�li o jedzeniu i piciu, o u�ywaniu, �adnego w nim ducha, serca, zapa�u, my�li! I co ona zawini�a? Cicha, spokojna, �agodna, i chocia� widzi, �e wszystko idzie ku ruinie, �e on rwie si� do kart, hulatyk, �e traci, nic mu nie m�wi, nie gniewa si�; ale przecie� trudno, a�eby w tych okropnych stosunkach moralnych i materyalnych, udawa�a weso�o��, przymilala si�, dogadza�a mu, a tem samem pochwala�a jego spos�b �ycia i zach�ca�a go do niego. Ale ona jest uczciwa i szczera, a gdy on drwi z jej przestr�g i uwag, ona, nie przy�o�y r�ki do upadku. Milczy i cierpi. I on nazywa siebie nieszcz�liwym, on, kt�remu do szcz�cia wystarcza dobry obiad, � u�miechn�a si� z gorycz�, � on nieszcz�liwy, a c� ona ma m�wi� !? Nazywa mnie egoistk�, i to kto? on, kt�ry dba tylko o siebie. Je�li troszczy si� o moje zdrowie, to tylko w swoim w�asnym interesie, przez egoizm m�ski, a�ebym by�a weso�a, troskliwa o jego podniebienie. I zachciewa mu si� poca�unk�w, czu�o�ci, niby to przeprasza, ale to brutal zmys�owy, wstr�tny cz�owiek. Czy cho� raz mi wsp�czu�, widz�c, �e jestem smutna i cierpi�ca? Czy zrozumia� mnie kiedykolwiek? Mo�e w�wczas, gdy by�am �lepa, g�ucha i niema na wszystko i ca�y �wiat w nim widzia�am. Ale teraz przejrza�am, wiem, co on wart, jaka przysz�o�� mnie czeka i jakiego rodzaju mam otoczenie. My�la�, �e si� zmartwi� jego wyjazdem, jeszcze czego! jed�, b�d� mia�a wi�cej spokoju i ciszy. A teraz zn�w go�cie przyje�d�aj�, b�d� ha�asy, karty, pijatyka; trac� zdrowie i maj�tek; ale ona si� nie poka�e, to o�mieli�oby ich i szaleliby ca�� noc, a przecie� to rozpusta i grzech. Jaka� ona nieszcz�liwa, opuszczona, samotna, nikogo nie ma na �wiecie. I tak si� roz�ali�a nad sob�, �e pop�yn�y �wie�e �zy. By�y to jednak przeb�yski bolu i �alu, podyktowane przez zranione uczucie, to zrozumia�a i postanowi�a zimno zastanowi� si� nad wszystkiem, obliczy� si� z mo�liwemi nast�pstwami. Pierwsze pytanie, kt�re jej si� nasun�o z konieczno�ci, by�o, kto temu winiem, �e zmarnowane ma �ycie, �e wszystko woko�o jest takie liche, smutne, przykre. Naturalnie tylko on winien, m��! By�a m�oda, niedo�wiadczona, niewinna. On wm�wi� w ni�, �e z nim b�dzie raj, rado��, szcz�cie, mi�o��... i by�o; za�mia�a si� nerwowo, jest Ninka, chora, dra�liwa, uparta jak on, samowolna, i nawet ma jego usta zmys�owe. Nieszcz�liwe dziecko... nie do��, �e odziedzicza tyle wad i chor�b po rodzicach, ale i �adnego maj�tku mie� nie b�dzie. On napewno wszystko straci. Teraz zachciewa mu si� podr�y, naturalnie na hulatyk�, na karty, mo�e na dziewcz�ta. Zad�u�y si�, straci zdrowie, maj�tek, opini�, a tu gospodarstwo zmarnieje. Wszystko rozkradn�, zniszcz�, mo�e na zasiew nie zostawi�, jednem s�owem ruina maj�tkowa pewna. A on wybiera si� w zbytkown� podr�, gdy buraki jeszcze w polu i czekaj� pogody, a�eby dostawi� je do cukrowni. I to nazywa si� gospodarz! Po chwili przysz�a do przekonania, �e i jej posag, o kt�rym m�wi�, �e jest zabezpieczony, zabior� d�u�nicy na pokrycie swych nale�yto�ci. W ten spos�b Ninka i ona zostan� bez grosza. Ale dlaczego on wyje�d�a? Nudzi si�, szuka weso�o�ci, zabawy, hulatyki, bo pewno gn�bi� go stosunki materyalne, bo je�li on, co tak przed ni� k�amie, przyzna� si� jej by� w�wczas do przegranej siedmiu tysi�cy rubli jednego wieczora, to z pewno�ci� musia� przegra� du�o, du�o wi�cej. A teraz widzi ruin� i szuka zapomnienia, ale j� zostawia i dziecko na po�miewisko i upokorzenia. Przypomnia�y si� jej opowiadane i czytane szczeg�y o licytacyach, tak i tu wszystko p�jdzie pod m�otek. Meble, dywany, suknie, bielizna, srebro... i stan�o przed ni� widmo n�dzy i upokorzenia. Co tu robi�? Co pocz��? Za�amywa�a bia�e r�ce i �ciska�a je kurczowo. Nagle b�ysn�a jej my�l o samob�jstwie !... To b�dzie najlepiej, minie udr�ka, zginie m�czarnia, nie ujrzy nieszcz�cia, ruiny, i nastanie spok�j, cisza, a ona tak tego pragnie i po��da. Zatopi�a si� z przyjemno�ci� w rozmy�laniach o �mierci. Widzia�a siebie na katafalku, s�ysza�a �piew pogrzebowy, uderzenia dzwon�w, gr�b otwarty... Zapukano lekko do drzwi ze strony dziecinnego pokoju i Ninka zawo�a�a: � Mamusiu, mo�na? Wzdrygn�a si� na ten g�os i sil�c si� na spok�j, odpowiedzia�a : � Wejd�, ale na chwil� tylko, g�owa mnie boli. Ninka wbieg�a, ci�gn�c w�zek za sob� i m�wi�a weso�o : � To prawdziwy w�z... zaraz przynios� siano i zwioz� do brogu. � Dobrze, Ninko, tylko nie tutaj. Dziecko obejrza�o si� woko�o i zawo�a�o : � Mamusiu, tylko jedn� fur� pod biurko, to b�dzie br�g. � Nie! Nie mo�na, � dotyka�a r�k� rozgor�czkowanej g�owy. � Ale dlaczego mamusia nie pozwala bawi� si� Nince? Mamusia zawsze smutna, siedzi, czyta, zamiast biega�, bawi� si�, �mia�... A mo�e mamusia za�piewa, tylko co� weso�ego ! � A co� smutnego nie lubisz? � Niecierpi�! � zawo�a�o dziecko z naciskiem. � Ojciec, wykapany ojciec! � pomy�la�a z gorycz�. � Mamusia lubi tu�a� si� po sianie? � spyta�a nagle. � Nie, a ty? � Bardzo lubi�, wsz�dzie k�uje i tak pachnie, tak mi�kko! � Zmys�owa, jak ojciec! � patrza�a niech�tnie, niemal z obrzydzeniem na dziecko i rzek�a surowo : � Id� ju�! g�owa mnie boli. M�czysz mnie! Ninka nad�sa�a si�, wyd�a usteczka i wysz�a bez s�owa, zamykaj�c ostro drzwi za sob�. � Zupe�ny ojciec! � pomy�la�a niemal zrozpaczona. I co z niej b�dzie, je�li ja umr�? � wr�ci�a do my�li o samob�jstwie, � najnieszcz�liwsza istota ! Nie wolno mi przecie� zostawia� nieszcz�liwego dziecka, kt�re urodzi�am, musz� �y� dla niego, nie dla siebie. Zn�w opad�y j� smutki, przeczucia czarne, obawy nieokre�lone... W oznaczonej porze przyszed� Pawe�, pytaj�c, czy ma podawa� kolacy�. � Dobrze, ale ja nie przyjd�, g�owa mnie boli. Nazajutrz przysz�a R�zia, panna s�u��ca, i stan�a przy drzwiach. � Czego? � spyta�a pani Wanda. � A to wzgl�dem go�ci. � C� takiego? � Przyjedzie osiem pan�w, b�d� nocowali i ja�nie pan kaza� mi przygotowa� pokoje i po�ciel. � To przygotuj. � Kiedy nie wiem, gdzie i jak? � W go�cinnych pokojach czterech... � Jeden zajmuje stryj ja�nie pana. � Wi�c dw�ch w go�cinnym, dw�ch w gabinecie pana, dw�ch w kancelaryi pana... � To wiem, ale zostaje dw�ch... � Hm... gdzie ich da�? � zastanawia�a si� pani Wanda. � A gdyby Ninka przenios�a si� na ten czas do gabinetu, tutaj? � Czyj to pomys�? � nachmurzy�a si�. � Ja�nie pan m�wi�. � To niemo�liwe, � �ci�gn�a brwi, � dziecko musi mie� sw�j pok�j i swoje wygody. Ca�y dw�r jest do rozporz�dzenia, tylko nie dziecinny, m�j gabinet i moja sypialnia. � Gdzie� ich pomie�ci�? � Gdzie pan ka�e... w salonie, w palarni, w oficynie... miejsca dosy�. Po�ciel �eby by�a czysta, poduszki i ko�dry wzi�� ze sk�adu. � S�ucham, ale... � Dosy�, � zawo�a�a surowo, � zr�b, co ci ka�e. I znowu fala �alu i gniewu na m�a nadp�yn�a. Nie do��, �e sprasza go�ci do siebie i dla siebie, ale jeszcze ��da pokoju dziecka. Co za wstr�tny samolub! Wiedzia�am, �e mnie przesta� ju� dawno kocha�, i pewno nienawidzi, ale nie kocha nawet dziecka i dla swej przyjemno�ci po�wi�ca zdrowie i spok�j Ninki. Dziecko przyzwyczai�o si� do swego pokoju, zabawek, do swobody, a tu aniby si� wyspa�o, ani wyk�pa�o w swoim czasie, nie u�y�oby ruchu i napewno rozchorowa�oby si� po dw�ch dniach. Ta Ninka taka nerwowa, dra�liwa, taka, to nienaturalnie weso�a, to zn�w smutna, nie mia�aby swego pokoju, zat�skni�aby si� tutaj, ale dla dogodzenia swej fantazyi po�wi�ca dziecko. Do obiadu nie posz�a, postanowi�a bowiem nie pokazywa� si� go�ciom, i obawia�a si�, �e mo�e w czasie obiadu kto� si� zjawi. Popo�udniu zacz�li zje�d�a� si� go�cie, a�eby nazajutrz skoro �wit ruszy� do lasu. Pani Wanda w skromnym, popielatym szlafroczku czyta�a w swym pokoju, nas�uchuj�c mimowolnie ruchu i gwaru we dworze. Wieczorem przysz�a do niej ciotka, zawiadomi�a, kto przyjecha�, kogo oczekuj�, i doda�a, �e rozstawiono dwa stoliki do kart, a Pawe� dosta� rozkaz przygotowania przek�sek zimnych oko�o p�nocy. Pani Wanda do�� oboj�tnie wys�ucha�a nowin i spyta�a: � Kolacya by�a dobra? Ciotka s�dz�c, �e dysponowa�a j� Wanda, powiedzia�a z u�miechem : � Doskona�a, Micha� by� uradowany, bo nadzwyczaj chwalono szczupaka szpikowanego s�onink� i ostre mas�o do pieczeni. � No, i obesz�o si� bezemnie, � u�miechn�a si� z przymusem, � niech�e sam dysponuje kucharzowi. Spostrzeg�a ciotka sw�j b��d, ale ju� by�o zap�no, pogada�y chwil� i ciotka odesz�a. Pani Wanda poczu�a si� dotkni�ta, �e kolacya si� uda�a i m�� tryumfuje. Pociesza�a si� tem, �e m�� pewno z godzin� konferowa� z kucharzem i ani zajrza� do gospodarstwa, ale u niego tak zawsze, pierwsze podniebienie, a dopiero praca, to te� wszystko chyli si� ku upadkowi. Na drugi dzie�, pod wiecz�r, gdy my�liwi przyjechali z polowania, wbieg�a R�zia zdyszana i m�wi�a: � Prosz� ja�nie pani, przyjecha�a pani �witkalska z bratem, pyta�a o ja�nie pani�. � C�e� odpowiedzia�a? � �e ja�nie pani chora. � Gdzie jest pani �witkalska? � Starsza pani j� przyj�a w salonie. Pani Wanda spojrza�a na sw�j skromny szlafroczek, mia�a na razie ochot� wzi�� inny, ale u�miechn�a si� lekcewa��co i rzek�a : � Przepro� pani�, �e wyj�� nie mog�, ale bardzo prosz�, �eby mnie odwiedzi�a, � ogarn�a okiem gabinet, kaza�a to i owo postawi� inaczej i powt�rzywszy swe zlecenie, czeka�a. Pan Micha�, dowiedziawszy si� od R�zi o poleceniu �ony, sam oznajmi� o tem pani �witkalskiej: � Mo�e pani raczy przej�� do Wandzi, ona cierpi�ca, a opr�cz tego mam gor�c� pro�b� do pani. � Jak�? Bardzo ch�tnie, � odpowiedzia�a s�siadka, nie pierwszej m�odo�ci, ale jeszcze �adna, weso�a szatynka. � Nie mog� nam�wi� Wandzi, a�eby poradzi�a si� dobrego doktora, bo naszemu nie wierzy. A przyjecha� brat pani, znakomity lekarz, nam�w j� pani, b�d� bardzo wdzi�czny. � O, to rzecz najmniejsza, my, kobiety, zawsze na co� cierpimy i ch�tnie radzimy si� doktora. Pani �witkalska tak nalega�a i prosi�a, �e wreszcie pani Wanda zgodzi�a si�. Ucieszona swem powodzeniem pani �witkalska zawo�a�a brata, doktora Henryka, przyjemnego bruneta z brod� i m�dremi, badawczemi oczami. W gabinecie pani Wandy zawi�za�a si� rozmowa konwencyonalna o wsi, mie�cie, pogodzie, wreszcie doktor zacz�� pyta� o zdrowie i da� znak siostrze, a�eby odesz�a. � P�jd� zobaczy�, co te� upolowa� m�j pan m��, � za�mia�a si�, � wr�c� za chwil�. Doktor, maj�c przed sob� zdenerwowan� niewiast�, pyta� bardzo ostro�nie o objawy, stosownie do �yczenia g��wny nacisk k�ad� na bole g�owy, szum w uszach i zwolna, prawie bez jej wiedzy, dowiedzia� si� pewnych charakterystycznych objaw�w, kt�re wystarczy�y mu na okre�lenie choroby. � Pani zapewne doskonale obserwuje siebie i otoczenie, � m�wi� przyja�nie, � i czy nie zauwa�y�a pani, �e rodz� si� w jej duszy pewne obawy, przeczucia... takie bezwiedne wnioskowanie. � No, tak, ale to s� przecie� rzeczy naturalne. Nasuwaj� si� same przez si�. � Bardzo s�uszne rozumowanie, � rzek� doktor z uznaniem. � Istotnie zwracam uwag� na drobne szczeg�y i one rzucaj� �wiat�o odmienne na istot� rzeczy, � zapala�a si� pani Wanda, � i to, co si� innym, a nawet mnie wydawa�o jasnem i czystem, zaciemnia si�, obni�a. � Tak, tak, � przyznawa� doktor, � z drobnych szczeg��w urastaj� niemal g�ry i przygn�biaj� pani�. � Bywa tak, � westchn�a. � I naturalnie obawia si� pani o m�a, o dziecko, o byt materyalny. S�owa te dotkn�y j�, spochmurnia�a, wyprostowa�a si� i spyta�a tonem obra�onym : � Zapewne m�j m�� informowa� pana? � Daj� pani s�owo, �e m�� m�wi� mi tylko o smutku i przygn�bieniu pani bez widocznej przyczyny... nic wi�cej, ani s�owa. � Wi�c sk�d pan wie o moich obawach? � Prosta logika, je�li pani si� obawia, to przecie� nie o siebie, tylko o dziecko i m�a. � To prawda, o sobie prawie nie my�l�, idzie mi o przysz�o�� dziecka. � O jego byt... o zabezpieczenie szcz�liwej przysz�o�ci, � doda� doktor, � s� to obawy zupe�nie naturalne u troskliwej matki i �ony. � Ot� to, � o�ywi�a si�, � m�� uwa�a je za niew�a�ciwe, przesadne, niemal chorobliwe, a ja czuj� si� zupe�nie zdrow�. � I jest ni� pani... tylko troch� przenerwowania, i te migreny... � O, to najmniejsze. On wmawia we mnie chorob�, ale ja wiem najlepiej, �e nic mi nie jest. � Pani potrzebuje tylko spokoju. �. Tak jest. � Spokoju, ciszy i oderwania si� od m�cz�cych my�li. Trzeba na jaki� czas zmieni� otoczenie, nie a�eby zapomnie�, ale odetchn��. � To trudno, � westchn�a, � mam obowi�zki, je�li idzie o spok�j i cisz�, mog� je mie� tutaj. � No, tak, zapewne... tylko, �e stan nerw�w b�dzie si� tutaj polepsza� bardzo zwolna... nie mo�na unikn�� w domu pewnych dra�ni�cych drobiazg�w, k�opot�w, nieporozumie�, malutkich wprawdzie, ale dokuczliwych. � One s� wsz�dzie, tu czy tam, a w domu mo�e najmniej, � broni�a si� w obawie, �e doktor pomy�li, i� ona skar�y si� na m�a i otoczenie. � Zapewne, ale tu pani jako gospodyni jest odpowiedzialna, r�wnie� jako �ona, a tam zupe�nie wolna i niezale�na. Taka swoboda zacz�a si� jej u�miecha�. Nie mie� nic do czynienia ze s�u�b�, z kucharzem, z obiadami, nie widzie� i nie s�ysze� m�a, pozby� si� przymusowych u�miech�w, zachowywania pozor�w zgodnego i kochaj�cego si� ma��e�stwa, nieustannej baczno�ci i wiecznej obawy przed niemi�emi i niebezpiecznemi czu�o�ciami... tak, inne by�oby �ycie, swobodne, ja�niejsze. � Mo�e pan doktor dobrze radzi, odpoczynek w innem otoczeniu by�by mi potrzebny... Wzi�abym Nink�... � O nie ! bez m�a i bez dziecka, � zawo�a� doktor; � pani sama powinna jecha�, a wszystko b�dzie dobrze i wkr�tce min� te czarne my�li, kt�re przys�aniaj� s�o�ce. � Sama? A Ninka? � Gdyby pani wzi�a dziecko, zam�czy�aby si� pani obaw�, gdzie jest, z kim si� bawi, czy si� nie zazi�bi, nie rozchoruje, nie zarazi... Dziecko, przyzwyczajone do domu, do swego otoczenia, zabaw, pilnuje ojciec, ciotka, bona. Nawet dziecku taka podr� i pobyt mo�e zaszkodzi�... stokro� lepiej zostawi�. Tak zapragn�a nagle tej swobody i wyzwolenia si� z domowych stosunk�w, �e w my�li zgodzi�a si� ju� na zostawienie dziecka i spyta�a cichym g�osem : � A gdzie mam wyjecha�? � i obejrza�a si� trwo�liwie. � Gdzie? Do Zakopanego. � A� tam? Tak daleko? � W ka�dym razie bli�ej, ani�eli do W�och lub Szwajcaryi. Tam teraz mro�no, jasno, �niegi woko�o. � Tatry! Pierwszy raz b�d� tam, czy tam pi�knie ? � Zobaczy pani sama, ale to wiem, �e dla pani zdrowo. Po chwili milczenia podnios�a spuszczone oczy i patrz�c w doktora badawczo, m�wi�a : � Niech mi pan powie szczerze, czy jestem chora ? � Na co? � Czy mam neurasteni�? � Nie, nawet nie m�g�bym radzi� pani Tatr�w. � A mo�e to m�zgowe? � zblad�a. � C� zn�w? � za�mia� si� doktor, � pani trzeba jedynie spokoju i innego otoczenia, powietrza, wi�cej ruchu, zabawy... to ca�a kuracya. � I m�wi pan prawd�? � Najszczersz�. C�, pojedzie pani? � Namy�l� si� jeszcze, porozumi� z m�em. � Bardzo s�usznie, tylko radz� szczerze, nie zwleka�. Teraz nastaj� u nas dnie pochmurne, smutne, kt�re oddzia�ywaj� ujemnie na stan nerw�w. Wesz�a pani �wilkalska i spyta�a weso�o : � Czy ju� po konferencyi i badaniu? � Nie by�o ani konferencyi, ani bada�, zwyk�a rozmowa przyjacielska, � odpowiedzia� doktor z u�miechem. � Ale co uradzili�cie ? � dopytywa�a si� ciekawie. Doktor spojrza� na pani� Wand�, zostawiaj�c jej swobod� odpowiedzi. � Pan doktor radzi mi wyjazd na czas jaki� do Zakopanego. � Dlaczego do Zakopanego ? � patrza�a niespokojnie na brata, � s�dzi�am, �e do W�och? Sycylii ? � Pani Wanda jest zupe�nie zdrowa, potrzebuje tylko wypoczynku, a znajdzie go �atwiej w Zakopanem, ani�eli gdzieindziej. Wszed� lokaj, prosz�c na kolacy�, pani Wanda zosta�a sama i poczu�a si� dziwnie zdrow� i podniecon�. Ust�pi�o rozdra�nienie nerwowe, nasta�o ukojenie trosk i niepokoj�w. Ta smutna, a dla niej nad wyraz przykra tera�niejszo�� zacz�a si� zaciera�, a nap�ywaj�ce jeszcze troski i obawy wyda�y si� jej nik�emi i drobnemi, gdy� mia�a to prze�wiadczenie, i� wkr�tce nie b�dzie ich s�ysza�a ani widzia�a. Wolna b�dzie, swobodna jak ptak; u�miecha�a si� do tej my�li i zdawa�o si� jej, �e urastaj� jej skrzyd�a i uleci od tych codziennych smutk�w, obaw, przykro�ci. Nie zobaczy z�o�liwych spojrze� m�a, jego miny znudzonej i gniewnej, nie us�yszy przycink�w do swej bezczynno�ci, do braku decyzyi, do zaniedbywania kuchni i gospodarstwa. Nasun�a si� my�l o wydatkach po��czonych z jej wyjazdem, ale uspokoi�a si� wkr�tce, bo je�li on chcia� podr�owa� czas d�u�szy, wi�c zapewne ma fundusze na to, a przecie� lepiej, a�eby on dopilnowa� gospodarstwa i interes�w, ani�eli zostawi� na wsi j�, nie�wiadom� spraw maj�tkowych. Usun�a w ten spos�b kwesty� pieni�n�, ale pozosta�a Ninka. Na razie uczu�a niepok�j i trosk� o dziecko. Czy kto nie skrzywdzi? czy dopilnuj� jej zdrowia? czy b�d� dozorowali bon�? Co si� stanie, je�li Ninka zachoruje?... A mo�eby by�o lepiej, bezpieczniej wzi�� j� ze sob�? Doktor jednak powiedzia�, �e Nince podr� mo�e zaszkodzi�, a je�li dziecko zachoruje w jakim� hotelu czy zak�adzie, nie b�dzie mia�o napewno potrzebnych wyg�d, ciszy, spokoju. Lepiej zostawi� w domu, uprosi ciotki, a�eby dopilnowa�a dziecka, zreszt� bona jest dobra, sumienna i nie skrzywdzi Ninki. Pan Micha�, jakkolwiek bardzo by� ciekaw wyniku bada� doktora, zadowoli� si� na razie pytaniem w przechod