12500
Szczegóły |
Tytuł |
12500 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12500 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12500 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12500 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Artur Gruszecki
POD CZERWONYM WIRCHEM
Powie�� wsp�czesna
Nak�ad Gebethnera i Wolffa
Warszawa == Lublin == ��d� == Krak�w
G. Gebethner i Sp�ka
New York The Polish Book Import. Co, Inc.
Przedruki nieuprawnione przez autora s� wzbronione. Wszelkie prawa autorskie co
do
przer�bek i t�umacze� zastrze�one. Prawa autorskie co do t�umacze� i t. d. w
Rosyi
zastrze�one na mocy ustawy z d. 3 kwietnia 1911 r.
I.
Do niewielkiego gabinetu, umeblowanego wykwintnie fantazyjnymi mebelkami,
pokrytymi
ciemnoniebieskim aksamitem, wesz�a m�oda, nie�adna, ale zgrabna pokoj�wka, i
stan�a przy
drzwiach, patrz�c na pani�, siedz�c� w wygodnym foteliku, otulon� mi�kkim,
popielatym
szalem. Pani, k�ad�c na kolanach czytan� ksi��k�, spojrza�a przelotnie na
stoj�c� i spyta�a
oboj�tnie:
� Czego? Julciu.
� Kucharz pyta, czy mo�e by� na obiad krem czekoladowy?
� Krem? - zmarszczy�a jasne, pi�knie zarysowane czo�o, � dlaczego zmienia moj�
dyspozycy� ?
� Kuchcik co� tam popsu� i z kremem zd��y na obiad, a ju� p�no.
� Niech b�dzie krem, - westchn�a i wzi�a ksi��k� do r�ki, lecz mimo, �e drzwi
zamkn�y
si� za s�u��c�, nie czyta�a.
Zm�czonemi oczyma spojrza�a w okno, przez kt�re wpada� dzie� pos�pny, smutny,
listopadowy. Po niebie przewala�y si� szare, jednostajne chmury, a bezlistne
konary drzew
przegina�y si� pod podmuchem wiatru. Od czasu do czasu drobny, ostry deszcz bi�
o szyby,
d�wi�cz�c g�ucho.
Zwolna podnios�a si� z fotela, wyprostowa�a sw� gibk�, smuk�� posta� i
elastycznymi
krokarni zbli�y�a si� do okna. Patrza�a na znany sobie ogr�d, dzi� po��k�y,
b�otnisty,
ci�gn�cy si�, jak brudna, podarta p�achta, z garbami czarnej ziemi, nakrywaj�cej
krzewy
wra�liwsze na zimno. Za ogrodem widnia�y puste pola i ton�y w szarej, mokrej
mgle. Z
ca�ego krajobrazu wia� przejmuj�cy, beznadziejny smutek i t�sknota.
Na twarzy jej, m�odej, pi�knej, wra�liwej, odbi� si� nastr�j tego smutnego dnia
wyrazem
przygn�bienia. Odwr�ci�a si� od okna i zwolna przesz�a do fotela, usiad�a,
wzi�a ksi��k� do
r�ki; wtem pos�ysza�a weso�y g�osik dziecinny z przyleg�ego pokoju. Przez chwil�
nas�uchiwa�a, zrobi�a lekki ruch, jak do wstania, ale wsun�a si� g��biej w
fotel, otuli�a si�
szczelniej szalem i patrza�a bezcelowo przed siebie.
Oczy jej b��dzi�y po tapetach per�owych ze z�oconymi zygzakami, po meblach,
chwil�
zatrzyma�y si� na koszu z kwitn�cymi kwiatami, a d�u�ej spocz�y na portrecie
m�a,
zawieszonym nad biurkiem. Z portretu patrza�y na ni� weso�e, zadowolone oczy
ciemne, na
twarzy zdrowej, pe�nej, z w�sami podkr�conymi, kt�re ocienia�y usta czerwone,
zmys�owe. Z
portretu odwr�ci�a oczy niech�tnie, po twarzy jej przebieg� u�miech goryczy i
wspar�szy
g�ow� na r�ku, przymkn�a oczy.
W szarem �wietle, na ciemnem tle aksamitu fotela, twarz jej zdawa�a si� bledsz�,
niemal
przezroczyst�, a subtelne rysy, ma�e, �licznie wykrojone usteczka, przypomina�y
najpi�kniejsze kamee. Twarz ca�a przepojona by�a przygn�biaj�cem cierpieniem,
oczy lekko
podkre�lone fioletem, oko�o ust rysy smutku, a na jasnem czole dwie poprzeczne
ledwie
widoczne zmarszczki. W�osy ciemnoblond zwi�zane by�y niedbale w tyle g�owy,
cz�� ich
jednak niesforna, wi�a si� przy czole i na bia�ej, kr�g�ej szyi.
� Mamusiu !... Mamusiu! - wo�a�o dziecko za drzwiami.
Otworzy�a oczy, poruszy�a si� niespokojnie, twarz si� o�ywi�a i zawo�a�a
melodyjnym
g�osem:
� Ninko! Wejd�!
Boczne drzwi otworzy�y si� i do gabinetu wbieg�a czteroletnia dziewczynka z
ciemnymi
wij�cymi si� w�oskami, w sukieneczce czystej, ale zmi�tej, zabrudzonemi r�kami
stara�a si�
nagi�� ku sobie twarz matki i wo�a�a rozradowana:
� Mamusiu ! Mam pi�k�, skacze tak wysoko!
� Ninko, masz brudne r�czki... niech Berska umyje dziecko, � spojrza�a z wym�wk�
na
bon�, kobiet� starsz�, z pogodn� twarz� i dobrym u�miechem.
� Bawi si� pi�k� i zabrudzi�a r�czki, � usprawiedliwia�a si�, � chod� Ninko,
umyj� ci�.
� Nie chc�, � zawo�a�o dziecko stanowczo, � mamusia pi�k� zobaczy. Dobrze
mamusiu?
�przymila�o si�, tul�c si� do kolan matki.
� Dobrze, Ninko... poka�.
Dziecko potr�caj�c krzese�ko pobieg�o i zarumienione, zdyszane, z radosn� dum�
przynios�o
tani� pi�k� gumow�, jaskrawo pomalowan�.
� Kto ci da�, Ninko, t� pi�k�?
� Antoniowa, mamusiu... a jak ona tul� si�, -rzuci�a pi�k� na pod�og�, bieg�a za
ni� i wsun�a
si� pod kozetk�, a�eby pi�k� wydoby�.
Bona z u�miechem przyjemnym �ledzi�a ruchy dziecka, natomiast matka z niepokojem
zawo�a�a:
� Ninko! Uwa�aj!
Dziecko, wydostawszy pi�k�, pr�bowa�o pokaza�, jak ona skacze, najpierw na
dywanie, ale �e
nie udawa�a si� sztuka, pobieg�o w stron� biurka, a pi�ka odbijaj�c si� pad�a
pomi�dzy kwiaty.
Zanim bona podbieg�a, Ninka przewr�ci�a kosz z kwiatami, uczepiwszy si� r�kami
brzegu.
Wazoniki z brz�kiem i ha�asem pada�y na ziemi�, zasypuj�c Nink� przera�on�.
Matka zerwa�a si� z fotela, blada, przestraszona, przybieg�a do dziecka,
opatrzy�a
gor�czkowo, czy nie skaleczy�o si�, uca�owa�a je i rzek�a gniewnie do bony:
� M�wi�am ju�, a�eby nikomu nie pozwala� na dawanie prezent�w...
� To przecie� jej mamka, - powiedzia�a cicho.
� Wszystko jedno, mamka, czy kto inny, tylko ojciec i matka daj� dziecku
zabawki. Pi�k�
schowa� zaraz!
� Zaraz! � powt�rzy�a z naciskiem, � a dziecko umy� i przebra�.
Ninka zrozumia�a jedno tylko: �e pi�ka stracona, z ciemnych ocz�t pop�yn�y
najpierw ciche
�zy, a tu� za niemi g�o�ny p�acz i s�owa:
� Mamusiu! Pi�ka moja!
� Dam ci lalk�, Ninko.
� Nie!l Nie! Pi�ka moja, Antoniowa mi da�a.
� Cicho, Ninko! - zawo�a�a surowo, � id�, umyj si� i ubierz.
Bona wyprowadzi�a p�acz�ce dziecko, a pani Wanda zm�czona, jak po ci�kiej
pracy, usiad�a
na fotelu i pogr��y�a si� w gorzkiem rozmy�laniu nad marno�ci� �ycia.
Oto Ninka taka weso�a, zdrowa, mi�a, bawi si� t� wstr�tn� pi�k�, przewraca kosz
z kwiatami i
kto wie, co sobie zrobi�a, jakiego naby�a kalectwa? Dolatywa� do niej p�acz
roz�alonego
dziecka... a mo�e wazonik pad� na jej g��wk�, naruszy� m�zg, dostanie zapalenia,
a mo�e
pomieszania?... Przecie� nie p�aka�aby za pi�k� tak d�ugo i g�o�no, pewno boli
j� g��wka, ona
ma tak mi�kkie ciemi�, kt�re ugi�o si� pod wazonikiem i naruszy�o m�zg.
Taki niepok�j ni� ow�adn��, �e wsta�a i szybko wesz�a do przyleg�ego dziecinnego
pokoju.
Bona uspokaja�a rozkapryszone dziecko i ubiera�a w �wie�� sukienk�. Ninka,
obaczywszy
matk� uderzy�a w g�o�niejszy p�acz. Pani Wanda zbli�y�a si� i dotykaj�c bia��,
delikatn� r�k�
g�owy dziecka, spyta�a troskliwie:
� Co boli Niniusi�?
� Ja chc� pi�ki, to moja pi�ka!
� Kupi� ci �adniejsz�, wi�ksz�... ale powiedz mamusi, co ci� boli?
� Ja chc� mojej pi�ki, - odsuwa�a r�k� matki, � innej nie chc�.
� Ninko, je�li kochasz mamusi�, powiesz, co ci� boli? pewno g��wka?
� Nie kocham mamusi, zabra�a mi moj� pi�k�.
� Brzydko tak m�wi�, � naucza�a bona, � mamusia dobra i kochana. To nic, prosz�
pani,
rozkaprysi�a si� Ninka, ale b�dzie grzeczna.
Dziecko jednak patrzy�o chmurnie, i od chwili do chwili przelewa�o �zy. Niemile
dotkn�o to
matk�, �e Ninka jej nie kocha, wyobrazi�a sobie, �e straci mi�o�� i zaufanie
dziecka, �e b�dzie
Niepos�uszne, uparte, z�e, a mo�e j� znienawidzi, i po kr�tkiem wahaniu
powiedzia�a
�agodnie:
� Ninko, dostaniesz t� pi�k�, ale powiedz, czy g��wka boli?
� Pi�ka! Pi�ka! � zawo�a�a uradowana, a pochwyciwszy podan� przez bon� pi�k�,
zacz�a
si� bawi�, biegaj�c po pokoju.
� Ninko, moje dzieci�tko, boli g��wka? Powiedz!
� Nie boli, � goni�a za pi�k�.
� I kochasz mamusi�?
� Kocham, mamusia oddala mi pi�k�, � zawo�a�o dziecko, nie przerywaj�c zabawy.
Pani Wanda posz�a do siebie zm�czona wra�eniami, usiad�a i spojrza�a na
rozsypane wazoniki
na pod�odze. Przypomnia�a sobie swe obawy o g�ow� Ninki i pomy�la�a: tym razem
nic si�
nie sta�o, ale co z tej Ninki wyro�nie? Taka porywcza, uparta, kapry�na i taka
nerwowa,
wra�liwa... napewno b�dzie w �yciu nieszcz�liwa, bo szorstko�� ma po ojcu, a
nerwy po
mnie! I poco ona si� narodzi�a? Przysz�a na �wiat z odziedziczon� chorob�
nerw�w. To by�o
zbrodni� z mej strony wychodzi� za m�� i mie� takie chore dziecko. I coraz
usilniej oskar�a�a
siebie, m�a, bo nietylko Ninka nie b�dzie szcz�liwa, ale i jej dzieci, je�li
za m�� p�jdzie.
Drzwi otworzy�y si� szeroko i wszed� m��, trzydziesloo�mioletni ciemny szatyn, w
butach
wysokich, w marynarce znoszonej, w koszuli mi�kkiej, z wyk�adanym zbrudzonym
ko�nierzem, bez krawatki, z twarz� nieogolon�. W gabinecie przesyconym delikatn�
woni�
kwiat�w rozszed� si� zapach papierosa, kt�ry pali� wchodz�c.
� Wandziu, mo�eby� kaza�a podawa� obiad, ju� dawno czas.
Nic nie m�wi�c spojrza�a z odcieniem zdziwienia na ubranie m�a, kt�ry
dostrzeg�szy to,
rzek� z u�miechem:
� Dzi� nic przebior� si� do obiadu, bo niema czasu.
� Je�li ci tak wygodnie... � powiedzia�a oboj�tnie i spyta�a: � czy Pawe� nakry�
do sto�u?
� Zdaje si�, �e tak, � i przypatruj�c si� �onie, � co tobie Wandziu, taka�
blada, czy czujesz
si� gorzej?
� Nie, � otuli�a si� szalem, � ta pogoda dzia�a mi na nerwy.
� Istotnie, dzie� nieszczeg�lny, ale ja lubi? nawet szarug� jesienn�, � a
spostrzeg�szy
wazoniki na pod�odze, � a tu co si� sta�o?
� O czem m�wisz? � powiedzia�a spokojnie.
� Kto przewr�ci� kwiaty?
� Ninka... tak si� przerazi�am... wyobra� sobie, �e na ni� pad�y wazoniki, ba�am
si� o jej
g��wk�.
� Ale jakim sposobem, - podnosi� wazoniki i stawia� w koszu.
� Bawi�a si� pi�k� i przechyli�a kosz na siebie... mo�esz my�le�, jak si�
przestraszy�am, na
szcz�cie nic si� nie sta�o.
� �e te� ty zawsze pe�na obaw niepotrzebnych, � m�wi� z wym�wk�, � wielka rzecz,
�e
podrapi� j� kwiaty czy wazoniki, a ty z tw� chorobliw� troskliwo�ci� i obaw�
zrobisz z niej
lalk� porcelanow�.
Spojrza� na �on�, a widz�c usta gniewnie zaci�te, powiedzia� �agodniej:
� No, nie gniewaj si�, ale te twoje wieczne obawy zatruwaj� ci �ycie.
� Nie troszcz si� o mnie, � rzek�a sucho.
� Musz�, bo tw�j humor oddzia�ywa na ca�y dom. Dawniej by�a� inna, zajmowa� ci�
dom,
gospodarstwo, ogr�d...
� I teraz tak samo wszystko mnie interesuje, ale nie m�wi�, a�eby nie psu� twego
humoru.
� Czy my�lisz, �e twoje pos�pne milczenie sprawia mi rado��? � u�miechn�� si�
ironicznie.
Wszed� lokaj melduj�c z progu:
� Obiad podany.
� Chod�my, Wandziu, jestem g�odny, � i chcia� j� obj�� w p�.
Wysun�a mu si� z r�ki, m�wi�c niech�tnie:
� Nie lubi� tego... najpierw wym�wki, a potem czu�o�ci, � sz�a pierwsza, nie
ogl�daj�c si�
na chmurnego m�a.
W pokoju jadalnym zastali ju� ciotk� pani Wandy, staruszk� z twarz� pooran�
zmarszczkami,
z boja�liwym u�miechem, spogl�daj�c� bacznie na pana domu, kt�rego �art�w zawsze
si�
obawia�a.
Gdy zasiedli do sto�u, wesz�a bona z Nink�, a tu� za nimi zjawi� si� stryj
gospodarza, pan
Emil Jerzycki, szczup�y, wysoki, szpakowaty, starannie ubrany, z monoklem w
lewem oku i
uca�owawszy r�k� gospodyni, usiad�.
Lokaj w milczeniu roznosi� talerze z zup�, a gdy postawi� przed gospodarzem, ten
zwr�ci� si�
do �ony:
� Czy kaza�a� zrobi� czernin�? � a na jej skinienie g�ow�, � wiesz, �e nie lubi�
tej zupy, a
je�li kiedy jem, to musi by� doskona�a.
Ostro�nie nabra� �y�k�, smakowa� w ustach i odsuwaj�c talerz, rzek�
niezadowolony:
� Zupe�nie licha, bez smaku, po prostu krew rozpuszczona w rosole.
� Przepraszam ci�, � usprawiedliwia�a si� ch�odno, � ale s�dzi�am, �e zrobi
doskona��
zup�.
� Mog�a� si� zapyta�, jak j� robi, albo wreszcie sprawdzi�... ona jest
niemo�liwa.
� Nie b�d�, Michasiu, wybredny, � u�miechn�� si� stryj, � za rok, za dwa,
b�dziesz
wszystko jad�, co ci podadz�.
� Przepowiednia fa�szywa, jak d�ugo mam kucharza.
Sko�czyli zup� w milczeniu, gospodarz siedzia� chmurny i gryz� chleb suchy,
patrz�c z
prefensy� na oboj�tn� twarz �ony.
Lokaj roznosi� p�misek ze sztukami�s� garnirowan�, a gdy podszed� do pana
Micha�a, ten
rzek� gniewnie:
� Jakie mi�so mi podajesz? Nie wiesz, �e nie jadam g�adkiej sztukami�sy!
� Ja�nie panie, m�wi�em kucharzowi i jest tu kawa�ek przerasta�y, � oczyma
wskaza�.
� To same flaki... id�... nie b�d� jad�.
Na twarz Wandy wyst�pi�y lekkie rumie�ce, spojrza�a niech�tnie na m�a i
powiedzia�a
gniewnie:
� Kucharz �wie�o przyj�ty... nie zna twoich gust�w.
� On nie zna, ale kto� mo�e o nich pami�ta� przy dyspozycyi, � rzek� z
przek�sem.
� Zapewne, - u�miechn�a si� z gorycz�, � i przepraszam za zapomnienie, � doda�a
ironicznie.
Nie odczu� ironii i m�wi� chmurny:
� Dzi�kuj� za przeproszenie, gdy nie mam co do ust w�o�y�.
� Daj Bo�e, a�eby� zawsze mia� tyle, -westchn�a.
� Mo�e kiedy� nie b�d� mia�, - odburkn�� z�y, � ale dzi� mam i chc� zje��, � i
zwracaj�c
si� do lokaja rozkaza� :
� Przynie� mi w�dlin.
Ten z�y humor gospodarza onie�mieli� wszystkich, nasta�a przykra cisza, wtem
Ninka
powiedzia�a g�o�no do bony, odsuwaj�c talerz z mi�sem:
� Tatu� nie je i ja nie chc�.
� Ninko, jedz! � zawo�a�a matka podra�nionym g�osem i po francusku do m�a: �
dobry
przyk�ad skutkuje.
� Nie b�d� si� tru� dla twych fantazyi wychowawczych, � powiedzia� w tym samym
j�zyku, i do dziecka po polsku: � jedz, Niniusiu, widzisz, mama na mnie si�
gniewa.
� Nie mamusia, tylko tatu�, � odpar�a powa�nie Ninka.
� A trzeba ci by�o tego, � za�mia� si� stryj, � niewiasta zawsze za niewiast�,
gdyby� mia�
syna, stan��by w twej obronie.
� Myli si� pan, � powiedzia�a zimno Wanda, � to sprawiedliwo�� dziecka.
� �adna sprawiedliwo��, gdy nie mam co je��, � rzek� m�� uszczypliwie, � ale dla
pewnych �on m�� nigdy nie ma racyi.
Jad� przyniesione w�dliny i popija� winem. Lokaj wni�s� p�misek z kalafiorami i
szparagami.
�ona i ciotka wzi�y tylko kalafiory, co m�� dostrzeg�szy, powiedzia� uprzejmie:
� Wandziu, dlaczego nie wzi�a� szparag�w?... Pawle, podaj pani.
� Dzi�kuj�, � odsun�a p�misek.
� Ale� we�, szparagi s� delikatniejsze i lepsze w smaku.
� Nie wezm�, dla mnie jest oboj�tne, co jem.
M�� nabiera� na talerz szparagi i rzek� z u�miechem:
� W�tpi�, czy upo�ledzenie pod wzgl�dem zmys�u smaku nale�y do zalet.
� S�dz�, �e przerafinowania smaku nie zaliczasz do cn�t, � powiedzia�a
spokojnie.
Temi s�owami uczu� si� dotkni�ty, jak zreszt� ka�dy cz�owiek, gdy kto� poruszy
jego s�ab�
stron�, a �e by� ju� podra�niony, odci�� si� ostro:
� Cz�owiek wyr�nia si� od reszty stworze� tem, �e swymi zmys�ami kieruje
rozumnie, ale
kobiety, jak dzieci, zjadaj� ze smakiem glin�, s�om?, w�giel... a potem na
udr�k� innych
choruj�.
Wszcz�a si� rozmowa najpierw o smaku, ale wkr�tce przesz�a na dzieci, i ka�dy
mia� co� do
opowiadania, czego to dzieci nie zjadaj�. Pani Wanda o�ywi�a si� wspomnieniami i
opowiada�a, �e b�d�c ma�em dzieckiem, sama przygotowywa�a uczty dla r�wie�nik�w
i
bywa�a na ich ucztach, i �e te potrawy bardzo jej smakowa�y.
� Da�a� najlepszy dow�d, � u�miechn�� si� z�o�liwie, � �e z brakiem rozumu,
idzie brak
smaku.
� O, wcale nie, � zawo�a�a gor�co i odmawiaj�c nabrania pieczystego, m�wi�a
dalej: �
dzieci posiadaj� wprost �ywio�ow� wyobra�ni�, kt�rej nie dotkn�� strychulec
�wiata, i dzi�ki
tej wyobra�ni takie uczty im smakuj�.
� Wyobra�nia, wyobra�nia, � drwi� m��, � ni� si� ani nie ubierzesz, ani nie
najesz, ona
jest tylko przeszkod� do normalnego �ycia i szcz�cia wsp�lnego, � ko�czy� z
gorycz�,
wspomnia� bowiem na utyskiwania �ony, �e inaczej wyobra�a�a sobie �ycie.
� Ju� to przyzna pani, � odezwa� si� stryj, -�e niewiasty, naturalnie nie m�wi�
tego o pani,
nadu�ywaj� s�owa: �wyobra�nia" i stosuj� w �yciu najfatalniej.
� Jak to pan rozumie? � spyta�a z oboj�tn� grzeczno�ci�.
� Zachciewa si� im idea��w, gwiazdki z nieba, s�o�ca w nocy, � za�mia� si�
drwi�co, �
zamiast przy pomocy wyobra�ni upi�ksza� sobie codzienne, realne stosunki.
� Ot� stryj trafi�e�, � zawo�a� uradowany pan Micha�, � tak, Wandziu, ca�a
m�dro�� �ycia
polega na takiem zastosowaniu wyobra�ni, zamiast buja� po ob�okach, albo co
gorsza,
wyobra�a� sobie r�ne nieszcz�cia w dalekiej przysz�o�ci i tru� sobie �ycie
p�onnemi
obawami.
� Rozmowa wesz�a na niew�a�ciwe tory, � m�wi�a uprzejmie, lecz patrza�a surowo,
�
ka�dy posiada w�a�ciw� sobie wyobra�ni�. Jeden marzy o u�ywaniu �ycia, drugi o
poezyi i
nauce.
� A trzeci o puszce Pandory, sypi�cej nieszcz�cia, � dorzuci� m�� z min�
niewinn�.
Lokaj roznosi� krem czekoladowy, co spostrzeg�szy gospodarz, rzek� z przesadn�
grzeczno�ci�, nie cierpia� bowiem kremu:
� Dzi�kuj� ci Wandzin za pami�� o mnie przy tylu twych troskach i k�opotach...
ten krem
jest dowodem.
Pani Wanda lekko przyblad�a, a na jej subtelnej twarzy by�o wida� �al i
przykro�� doznan�,
odpowiedzia�a sil�c si� na spok�j:
� Rozporz�dzi�am co innego, ale kuchcik zepsu� i napr�dce zgodzi�am si� na krem.
Pan Micha� ostentacyjnie wzi�� tylko �y�eczk� kremu, kaza� poda� araku, dola�,
ale po
skosztowaniu od�o�y� z niesmakiem �y�eczk�.
Podano ser, owoce, lecz pani Wanda nic czeka�a na czarn� kaw�, wsta�a od sto�u,
m�wi�c:
� Przepraszam, �e wstaj�, ale czuj� si� zm�czon�.
Pierwszy m�� zerwa� si� z krzes�a, uca�owa� r�k� �ony i powiedzia� szczerze:
� Mo�e ci� odprowadz� Wandziu, - a na jej przecz�cy znak, � mo�e si� po�o�ysz,
czy
przys�a� ci R�zi�?
� Nie, dzi�kuj�.
Stryj uca�owa� r�wnie� jej r�k�, a ciotka szepn�a:
� P�jd� z tob� Wandziu, mo�e ci si� przydam.
� Dzi�kuj� cioci, odpoczn�, to przejdzie. Ody panie wysz�y, rozkaza� gospodarz:
� Pawle, kaw� przyniesiesz nam do palarni. Obydwaj przeszli do ma�ego pokoju, w
kt�rym
sta�y wygodne meble, pokryte sk�r� zielonkaw� i kilka stoliczk�w zesuwanych.
Stryj Emil usiad� w szerokim fotelu i wzi�wszy pude�ko do r�ki, wybiera�
starannie cygaro,
Micha� za� z papierosem w ustach sta� przy oknie, wpatruj�c si� w zajazd przed
dworem.
Pawe� przyni�s� spirytusow� maszynk� do kawy, sam bowiem gospodarz zaparza�
kaw�,
rozstawi� fili�aneczki, cukier, i spyta� p�g�osem:
� Ja�nie panie, jaki likier?
� Przynie� koniak, � i podszed�szy do maszynki zapali� spirytus, nast�pnie
stan�� znowu
przy oknie.
Stryj Emil rozkoszowa� si� zapachem cygara i spyta� po chwili:
� Michasiu, kupiec zabra� zbo�e?
� Nie, na tak� drog� nie znajdzie furmanek.
� A tobie zap�aci�?
� Tak jest.
� Zatem wszystko w porz�dku, � u�miechn�� si� stryj, � i dlaczego chodzisz taki
niesw�j i
osowia�y?
� Czy stryj my�la�, �e martwi� si� gospodarstwem? � u�miechn�� si� lekcewa��co,
�
g�upstwo, rok nie by� szczeg�lny, ale ceny s� dobre, i gdyby to sz�o tylko o
gospodarstwo...
� westchn��.
� C� ci� gryzie? � spyta� cieplejszym tonem, � powiedz, mo�e znajdziemy we
dw�ch
rad�.
� Rad�!? � u�miechn�� si� niedowierzaj�co, � gdybym wiedzia�, co jest,
znalaz�bym sam
rad�, ale nie wiem, nie rozumiem, - ko�czy� g�osem przygn�bionym.
� Siadaj przy mnie, � zach�ca� stryj, � czworo oczu wi�cej widzi, ani�eli dwoje.
� Jestem taki rozdra�niony, �e nie usiedz� na miejscu... ale mo�emy m�wi�, �
nalewa�
kaw� do fili�aneczek.
� Wyborna kawa, � chwali� stryj.
� Sam j� te� robi�, � u�miechn�� si� bratanek, � przekona�em si�, �e tylko mokka
ze z�ot�
jaw� pomieszana daje dobr� czarn� kaw�, -kosztowa� �y�eczk� i bada� smak.
� U ciebie naprawd� przyjemnie co� wypi� i zje��... masz smak wytworny.
� Pochwa�a stryja wygl�da na ironi� po dzisiejszym obiedzie... wstyd mi by�o,
zw�aszcza, �e
nie �a�uj� wydatk�w na kuchni� i kucharza, a obiad by�, jak z garkuchni.
� Istotnie obiad dzisiejszy nie nale�a� do zbyt wykwintnych, � potwierdzi�
stryj, � ale to
wyj�tkowo.
� Wyj�tek, kt�ry si� od pewnego czasu stale powtarza, � zawo�a� z gorycz�, � ale
przecie�
nie mog� sam wszystkiem si� zajmowa�, od czeg� mam �on�!?
� No, tak... ale je�li pani Wanda nie posiada zami�owania do gospodarstwa, w
takim razie...
� Tu nie idzie o zami�owanie, � przerwa� stryjowi, � to s� obowi�zki �ony, i
gdyby ona
by�a tak�, jak dzi�, od chwili pobrania naszego, potrafi�bym si� by� stosownie
urz�dzi�, ale
ona by�a najlepsz�, najtroskliwsz� �on�, zgadywa�a moje my�li i byli�my
najszcz�liwsi z
ludzi, tak jest, najszcz�liwsi, - umilk� zatopiony we wspomnieniach
przesz�o�ci.
Stryj nala� sobie i bratankowi kawy, nape�ni� wypr�nione kieliszki i rzek� z
lekkiem
pow�tpiewaniem:
� A wiesz, tego nie spodziewa�em si�.
� Czego?
� No, tego szcz�cia... Bawi�em w�wczas za granic� i tylko z list�w wiedzia�em,
jakoby z
was by�a dobrana para... by�em te� ciekaw...
� Tak jest, pisano stryjowi prawd�, kochali�my si� szczerze, ona by�a nad wyraz
dobra i
kochaj�ca, � wypi� kieliszek koniaku, - je�li istnia� na �wiecie idea� �ony i
kochanki, to ona
nim by�a.
� Pij, � podsun�� mu nape�niony kieliszek, � to naprawd� zagadka
psychologiczna... i sk�d
ta zmiana?
Jerzycki, kt�ry cierpia� z powodu stosunku swego do �ony, a nie mia� komu si�
zwierzy�, pod
wp�ywem rozbudzonych wspomnie�, zapragn�� nie tylko wyspowiada� sw�j b�l, ale
te� przez
g�o�ne rozpami�tywanie znale�� klucz do zrozumienia przyczyny tego stanu rzeczy.
� Zacz�o si� od spraw drobnych, � m�wi� zwolna, z oporem wewn�trznym, jaki
zwykle
maj� ludzie, dotykaj�c bolesnych rzeczy; � w s�siedztwie by�o kilku weso�ych
ch�opak�w,
troch� hulaszczych. W jakie� dwa lata po �lubie odnowi�em z nimi dawn�
znajomo��,
bywa�em mo�e za cz�sto u nich.
� I co robili�cie? - spyta� stryj zaciekawiony, zapalaj�c �wie�e cygaro.
� Pi�o si�, gra�o, polowania... bawili�my si� weso�o i g�o�no. Wandzia zacz�a
mi robi�
wym�wki, zw�aszcza, gdy pewnego wieczora przegra�em siedm tysi�cy rubli.
� Siedm tysi�cy rubli, � skrzywi� si� stryj.
� Raz jeden. Przecie� stryj wie, �e nie jestem graczem, u nas tego niema we
krwi. Od tego
czasu unika�em hazardu i nie zdarzy�o mi si� ju� nigdy, a�eby przegrana lub
wygrana
przenosi�a par�set rubli. Ale niech�e kto wyt�umaczy Wandzi ! Nie wychodzi�a,
gdy oni
przyje�d�ali do nas, wreszcie za��da�a, a�eby nie bywali u nas, i �ebym z nimi
zerwa�.
� Hm... to dosy� ostro, - u�miechn�� si� stryj, � c� ty na to?
� Lekcewa�y�em jej uwagi, licz�c na jej mi�o�� i wyrozumia�o��. Wprawdzie oni
sami
przestali bywa�, ale ja od czasu do czasu, pod r�nymi pozorami, odwiedza�em
ich,
ukrywaj�c si� przed ni� dla �wi�tego spokoju.
� To �le, � o�ywi� si� stryj, � spraw� nale�a�o z miejsca jasno postawi�.
� Jak to?
� Bywam, gdzie mi si� podoba, �yj�, z kim chc�, a ty masz sw�j dom, dziecko,
kuchni�,
ksi��ki...
� Nie chcia�em jej zra�a� do siebie i by�em pewny, �e to samo przez si� minie,
u�o�y si�
jako�... I przyjechali jej krewni, wyda�o si�, �e nie zerwa�em z towarzyszami...
nowe
wym�wki, sceny, a ja z gniewu nie tylko wyjecha�em do nich, ale okaza�em si�
szorstkim dla
jej krewnych... Po pewnym czasie nast�pi�a zgoda, zupe�na z mej strony, pozorna
u niej;
podejrzywa�a mnie... wy�oni�y si� nowe zarzuty... g�upie! � wypi� kaw�, popi�
koniakiem,
wsta� i przechadzaj�c si�, m�wi� gor�czkowo:
� Pokaza�o si�, �e ona we mnie innego kocha�a, jak�� dziwaczn� doskona�o��... �e
jej nie
rozumiem... �e nie kocham jej jako cz�owieka, lecz jako kobiet�... �e r�nimy
si� w celach
�ycia, w przekonaniach, w sympatyach... jednem s�owem mur mi�dzy nami wzrasta�
nieustannie i nie mog�em go usun��, bo gdy by�em blizki zgody i rozczuli�em si�,
odtr�ca�a
mnie, zra�ona jakiem� s�owem, u�miechem, �artem... Miejsce mi�o�ci zaj�� ch��d,
oboj�tno��,
odsuwa�a si� odemnie i ka�de z nas zacz�o prowadzi� �ycie oddzielnie.
� Znam to, znam, - westchn�� stryj, - nie ty jeden to prze�ywasz... i c� dalej?
M�w!
� Takie �ycie zacz�o mnie m�czy� i dra�ni�... gdybym jej nie kocha�, nie
szanowa�,
rzuci�bym j� oddawna, ale poszed�em drog� kompromis�w. Zacz��em ulega� jej
��daniom,
wymaganiom...
� Najgorzej! - zerwa� si� stryj z fotela i owijaj�c sznureczek od monokla oko�o
palca, zapala�
si�: � wiesz, jak d�ugo kobieta widzi w m�czy�nie si��, przewag� moraln� i
fizyczn�, jest
dobra, uleg�a, kochaj�ca, ale gdy si� upokorzysz, ulegasz, jeste� s�abym dla
niej... rosn�
wymagania, kaprysy, fantazye i z m�a zamieniasz si� w jej niewolnika.
� Mo�e inne, ale nie Wandzia, � oburzy� si�, � ona nic i niczego nie ��da�a
odemnie,
zasklepi�a si� w sobie, by�a cicha, spokojna, �e tak powiem zrezygnowana, ale
coraz dalsza,
bardziej obca... Spostrzeg�em, �e si� zam�cza, zamartwia, wszystko widzi w
czarnych
kolorach, lada drobnostka przybiera w jej oczach olbrzymie rozmiary, staje si�
katastrof�,
tragedy�...
� A c� ty na to, Michasiu? � spyta� tonem, w kt�rym zdradza�o si� poczucie
swojej
wy�szo�ci.
� Nic... znosz�.
� To �le! Wierz memu do�wiadczeniu; ona zimna, ty b�d� zimniejszy, ona �yje dla
siebie, ty
baw si� i hulaj ; niech pozna, �e jej fochy i sztuczne smutki ciebie nic nie
obchodz�, tylko
zra�aj� do niej.
� Kiedy tak mi jej �al, - powiedzia� mi�kkim g�osem.
� Przez niewczesny �al zmarnujesz �ycie i jej i sobie. Tu trzeba dzia�a�
stanowczo... ona
niech si� zajmie gospodarstwem domowem, dzieckiem, a tobie niech zostawi
swobod�. Nie
jeste�, dzi�ki Bogu, �adnym p�g��wkiem, aby� potrzebowa� kurateli.
� A mo�e, � rzek� po chwili namys�u, � mo�e stryj ma racy�... tylko, �e ona taka
wra�liwa, delikatna, uczuciowa...
� Czy bada� j� doktor? bo wiesz, te jej niech�ci, smutki, s� mi podejrzane.
� Nic chce pozwoli�, a na moje nalegania i pro�by jedn� ma odpowied�: jestem
zdrowa,
sama wiem najlepiej, co mi brakuje, to nie jest �adna choroba fizyczna,
potrzebuj� tylko
spokoju, nie doktora.
� Czy� ona nie ma spokoju, wygody? � oburzy� si� stryj, � zreszt� wyjed� z ni�
do
Warszawy, tam znajdziesz sposobno�� poradzenia si� doktora.
� My�la�em o tem, prawie si� zgodzi�a, wtem buraki nie zosta�y dostawione do
cukrowni z
powodu s�oty, a wobec takiej straty, ruiny maj�tkowej jej zdaniem, upar�a si� i
nie chce
jecha�.
� O, to masz krzy� pa�ski z ni�, � powiedzia� ze wsp�czuciem.
� Wiem o tem, - westchn��, � a mo�e ona naprawd� chora?
� Gdyby by�a chor�, sama wezwa�aby doktora... Zdrowa jest, tylko rozpieszczona i
rozkapryszona. Pos�uchaj mojej rady, b�d� m�czyzn�, postaw twardo swoje
wymagania i nie
ust�puj.
� A je�li ona nie us�ucha?
� Zagro� jej rozwodem.
� Nie, to niemo�liwe, zanadto j� kocham... no i Ninka.
� Wi�c powiedz, �e wyjedziesz na czas d�u�szy... musisz odpocz��, odetchn�� po
tej ci�kiej
atmosferze.
� Mo�e to i dobry spos�b, � o�ywi� si�, � spr�buj�.
� Tylko nie zwlekaj, � upomnia� stryj, � dzisiejszy obiad we� za poz�r.
� Tak... tak, zw�aszcza, �e za trzy dni zjad� do mnie go�cie na polowanie...
trzeba si� z ni�
naradzi�, co im poda�, gdzie pomie�ci�.
II.
Z powodu migreny pani Wandy m�� nic m�g� si� z ni� rozm�wi� i rad by� tej
zw�oce,
uwalnia�a go bowiem od bezwzgl�dnego postawienia kwestyi przysz�ego unormowania
ich
wsp�lnego �ycia. Nazajutrz pani Wanda narzeka�a na wyczerpanie i do rozmowy nie
przysz�o.
Go�cie jednak mieli przyby� i d�u�ej nie mo�na by�o zwleka� z rozmow�.
Upatrzywszy
stosown� chwil�, przyszed� popo�udniu do gabinetu �ony, kt�r� zasta� szyj�c�
sukienk� dla
Ninki i zacz�� uprzejmie:
� Chcia�bym, Wandziu, naradzi� si� z tob� w sprawie przyj�cia go�ci.
Od�o�y�a robot� i spyta�a z odcieniem obawy i zaniepokojenia :
� Jacy go�cie?
� Zapomnia�a�? - zdziwi� si�, � zjad� si� na polowanie.
� A, wiem; ale sami m�czy�ni?
� Przypuszczam, chocia� mo�e na drugi lub trzeci dzie� b�d� i panie. Idzie mi o
to, a�eby�
obmy�li�a, co poda� na obiady, na kolacye...
� Wiesz, tak nie mam talentu pod tym wzgl�dem... mo�eby� mnie wyr�czy�, a
unikn�abym
wym�wek.
� Moja Wandziu, � zacz�� osch�ym tonem, � czy to m�j wydzia� zajmowa� si�
kuchni�?
Od czeg� jeste� gospodyni�? �on�?
� Dobrze... poradz� si� z kucharzem.
� I zn�w dasz taki obiad, jak onegdaj.
Przypomnia�a sobie pos�yszane wym�wki i z�o�liwe uwagi, twarz jej przybra�a
wyraz surowy
i rzek�a z powstrzymywanem rozdra�nieniem:
� Nie wiem, mo�e b�dzie lepszy, mo�e gorszy... nie umiem ci dogodzi�.
� Bo nie chcesz! � nachmurzy� si�.
� Chc�, ale nie mog�, bo nie mam do tego ani g�owy, ani usposobienia.
� Nie idzie o usposobienie, ani o g�ow�, � u�miechn�� si� ironicznie, � ale o
wype�nienie
obowi�zku, od kt�rego uwalnia tylko choroba, � a widz�c j� tak mizern�, doda� ze
wsp�czuciem: � a mo�e Wandziu jeste� chora?
� Nie, i uprzedzam ci�, �e je�li nie dogodz� ci z obiadami, to tylko dlatego, �e
nie mog�
my�le� o potrawach, to takie m�cz�ce.
� Ale w�a�ciwie, czem ty si� m�czysz ? Dziecko z bon�, porz�dki robi s�u�ba,
kucharz
gotuje, czeg� ci brak?
� W istocie jestem bardzo szcz�liwa, � za�mia�a si� ironicznie, � mam m�a,
dom,
dziecko, wytworne jedzenie, czeg� mi trzeba wi�cej do szcz�cia!?
Te s�owa rozdra�ni�y go, wsta� i prostuj�c si� podni�s� g�os:
� Jeste� egoistk� i my�lisz tylko o sobie, ale ja mam dosy� takiego �ycia;
ci�g�e kwasy,
smutki, narzekania, czy nie rozumiesz, �e robisz mnie nieszcz�liwym? � a
spostrzeg�szy jej
drwi�ce spojrzenie doda�: � ja lubi� �ycie, weso�o��, swobod�, a ty oddali�a�
odemnie ludzi..
� Karciarzy i hulak�w, � powiedzia�a z pogard�.
� Nieprawda! � wybuchn��, � s� dobrze wychowani, ale, �e nie s� tetrycy,
zrozpaczeni i
sknerzy, tobie si� nie podobaj�. Mniejsza o nich, ale to ci zapowiadam, �e nie
mog� �y�
d�u�ej w tej ponurej atmosferze katorgi.
� I co zrobisz? � spyta�a z udanym spokojem, � zabij mnie, albo struj, a
uwolnisz si� od
nieszcz�cia.
� Ty masz talent wyprowadzania mnie z r�wnowagi, � poblad� z gniewu, � ale ja
nie
nadaj� si� na aktora twoich tragedyi. je�li nasz stosunek si� nie zmieni, wyjad�
na czas
d�u�szy, p�ki ty nie zrozumiesz, �e twoje przywidzenia, smutki, gorycze, s�
bezcelowe.
� Dobrze... jed�, przynajmniej nie b�d� potrzebowa�a my�le� o obiadach i udawa�
weso�o��
i swobod�.
Spojrza� na ni� uwa�nie, dostrzeg� w twarzy bezbrze�ny smutek i gor�czkowe
wypieki, zdj��
go �al nag�y, zbli�y� si� do niej i m�wi� wzruszony :
� Wandziu, b�d� taka, jak dawniej, weso�a, u�miechni�ta, taka, jak� kocha�em.
Poco te
smutki, to przygn�bienie? Ani si� uczeszesz, ani ubierzesz, ani grasz, zawsze
chmurna,
zgorzknia�a, pos�pna...
� Jestem tak�, jak jestem, nie umiem gra� komedyi.
� Wi�c dawniej udawa�a�? � zadr�a� mu g�os.
� Nie wspominaj, to by�y czasy najnieszcz�liwsze, � zawo�a�a poruszona, � a
nast�pstwem ich Ninka, c�rka takiego ojca i takiej matki, dziecko nieszcz�liwe
! By�am
g�upia, nieopatrzna, nie rozumia�am, �e �ycie jest tylko m�k� i cierpieniem.
Patrza� na ni� zdziwiony i oburzony, zrobi� r�k� ruch lekcewa��cy, gwizdn��
przez z�by i
rzek� z ch�odem rozkazuj�cym:
� Zostawiam ci wolny wyb�r, albo si� zmienisz na t� z czas�w, jak ty nazywasz
najnieszcz�liwszych, albo te� ja wyjad� na czas d�u�szy.
� Kiedy wyjedziesz? � spyta�a z udan� oboj�tno�ci�.
Ten ton rozgniewa� go, spodziewa� si� oporu z jej strony, pro�by, a�eby zosta�,
odpar� te�
pop�dliwie;
� Wyjecha�bym dzi�, bo jeste� niemo�liwa, ale musz� uporz�dkowa� interesa,
a�eby� nie
pos�dza�a mnie o zrobienie ci krzywdy... Posag tw�j ubezpieczony, � ko�czy�
z�o�liwie, � i
mimo twych przewidywa� ruiny, mo�esz go odebra� ka�dej chwili.
� Dobrze... przyda si� Nince.
I zn�w �al go ogarn��, �e w ten spos�b ma si� rozsta� z �on�. Zbli�y� si� tu� do
niej i spyta�
wzruszony :
� Wandziu, i co ja ci z�ego zrobi�em?
� Sam wiesz, �e nic, � podkre�li�a ostatnie s�owo.
� Wandziu... daruj, je�li ci� urazi�em, � nachyli� si�, chc�c j� poca�owa�.
Odchyli�a si� szybko i zarumieniona zawo�a�a:
� Niel Nie! Wiesz, jak nie lubi� wszelkich czu�o�ci.
Wyprostowa� si�, obra�ony, i powiedzia� twardo:
� Nie, to nie! Czy masz mi co jeszcze do powiedzenia?
� Nic... tylko prosi�abym ci�, a�eby� mnie zostawi� sam�, jestem znu�ona tym
melodramatem.
Wyszed�, zatrzaskuj�c drzwi za sob�. Dotychczasowy spok�j, utrzymany z takim
wysi�kiem
nerw�w, wyczerpa� j�. Pola�y si� �zy rz�siste, a t�umione �kania rozrywa�y jej
piersi. Po
pierwszym wybuchu p�aczu, gdy troch� si� uspokoi�a, zacz�a rozmy�la� o m�u...
Jaki on
niegodziwy, wstr�tny, ma�ostkowy, jaki sybaryta cyniczny, ci�gle my�li o
jedzeniu i piciu, o
u�ywaniu, �adnego w nim ducha, serca, zapa�u, my�li!
I co ona zawini�a? Cicha, spokojna, �agodna, i chocia� widzi, �e wszystko idzie
ku ruinie, �e
on rwie si� do kart, hulatyk, �e traci, nic mu nie m�wi, nie gniewa si�; ale
przecie� trudno,
a�eby w tych okropnych stosunkach moralnych i materyalnych, udawa�a weso�o��,
przymilala
si�, dogadza�a mu, a tem samem pochwala�a jego spos�b �ycia i zach�ca�a go do
niego.
Ale ona jest uczciwa i szczera, a gdy on drwi z jej przestr�g i uwag, ona, nie
przy�o�y r�ki do
upadku. Milczy i cierpi.
I on nazywa siebie nieszcz�liwym, on, kt�remu do szcz�cia wystarcza dobry
obiad, �
u�miechn�a si� z gorycz�, � on nieszcz�liwy, a c� ona ma m�wi� !?
Nazywa mnie egoistk�, i to kto? on, kt�ry dba tylko o siebie. Je�li troszczy si�
o moje
zdrowie, to tylko w swoim w�asnym interesie, przez egoizm m�ski, a�ebym by�a
weso�a,
troskliwa o jego podniebienie. I zachciewa mu si� poca�unk�w, czu�o�ci, niby to
przeprasza,
ale to brutal zmys�owy, wstr�tny cz�owiek.
Czy cho� raz mi wsp�czu�, widz�c, �e jestem smutna i cierpi�ca? Czy zrozumia�
mnie
kiedykolwiek? Mo�e w�wczas, gdy by�am �lepa, g�ucha i niema na wszystko i ca�y
�wiat w
nim widzia�am.
Ale teraz przejrza�am, wiem, co on wart, jaka przysz�o�� mnie czeka i jakiego
rodzaju mam
otoczenie. My�la�, �e si� zmartwi� jego wyjazdem, jeszcze czego! jed�, b�d�
mia�a wi�cej
spokoju i ciszy.
A teraz zn�w go�cie przyje�d�aj�, b�d� ha�asy, karty, pijatyka; trac� zdrowie i
maj�tek; ale
ona si� nie poka�e, to o�mieli�oby ich i szaleliby ca�� noc, a przecie� to
rozpusta i grzech.
Jaka� ona nieszcz�liwa, opuszczona, samotna, nikogo nie ma na �wiecie. I tak
si� roz�ali�a
nad sob�, �e pop�yn�y �wie�e �zy.
By�y to jednak przeb�yski bolu i �alu, podyktowane przez zranione uczucie, to
zrozumia�a i
postanowi�a zimno zastanowi� si� nad wszystkiem, obliczy� si� z mo�liwemi
nast�pstwami.
Pierwsze pytanie, kt�re jej si� nasun�o z konieczno�ci, by�o, kto temu winiem,
�e
zmarnowane ma �ycie, �e wszystko woko�o jest takie liche, smutne, przykre.
Naturalnie tylko
on winien, m��! By�a m�oda, niedo�wiadczona, niewinna. On wm�wi� w ni�, �e z nim
b�dzie
raj, rado��, szcz�cie, mi�o��... i by�o; za�mia�a si� nerwowo, jest Ninka,
chora, dra�liwa,
uparta jak on, samowolna, i nawet ma jego usta zmys�owe. Nieszcz�liwe
dziecko... nie do��,
�e odziedzicza tyle wad i chor�b po rodzicach, ale i �adnego maj�tku mie� nie
b�dzie.
On napewno wszystko straci. Teraz zachciewa mu si� podr�y, naturalnie na
hulatyk�, na
karty, mo�e na dziewcz�ta. Zad�u�y si�, straci zdrowie, maj�tek, opini�, a tu
gospodarstwo
zmarnieje. Wszystko rozkradn�, zniszcz�, mo�e na zasiew nie zostawi�, jednem
s�owem ruina
maj�tkowa pewna. A on wybiera si� w zbytkown� podr�, gdy buraki jeszcze w polu
i
czekaj� pogody, a�eby dostawi� je do cukrowni.
I to nazywa si� gospodarz!
Po chwili przysz�a do przekonania, �e i jej posag, o kt�rym m�wi�, �e jest
zabezpieczony,
zabior� d�u�nicy na pokrycie swych nale�yto�ci.
W ten spos�b Ninka i ona zostan� bez grosza.
Ale dlaczego on wyje�d�a? Nudzi si�, szuka weso�o�ci, zabawy, hulatyki, bo pewno
gn�bi�
go stosunki materyalne, bo je�li on, co tak przed ni� k�amie, przyzna� si� jej
by� w�wczas do
przegranej siedmiu tysi�cy rubli jednego wieczora, to z pewno�ci� musia�
przegra� du�o,
du�o wi�cej. A teraz widzi ruin� i szuka zapomnienia, ale j� zostawia i dziecko
na
po�miewisko i upokorzenia.
Przypomnia�y si� jej opowiadane i czytane szczeg�y o licytacyach, tak i tu
wszystko p�jdzie
pod m�otek. Meble, dywany, suknie, bielizna, srebro... i stan�o przed ni� widmo
n�dzy i
upokorzenia.
Co tu robi�? Co pocz��? Za�amywa�a bia�e r�ce i �ciska�a je kurczowo.
Nagle b�ysn�a jej my�l o samob�jstwie !... To b�dzie najlepiej, minie udr�ka,
zginie
m�czarnia, nie ujrzy nieszcz�cia, ruiny, i nastanie spok�j, cisza, a ona tak
tego pragnie i
po��da.
Zatopi�a si� z przyjemno�ci� w rozmy�laniach o �mierci. Widzia�a siebie na
katafalku,
s�ysza�a �piew pogrzebowy, uderzenia dzwon�w, gr�b otwarty...
Zapukano lekko do drzwi ze strony dziecinnego pokoju i Ninka zawo�a�a:
� Mamusiu, mo�na?
Wzdrygn�a si� na ten g�os i sil�c si� na spok�j, odpowiedzia�a :
� Wejd�, ale na chwil� tylko, g�owa mnie
boli.
Ninka wbieg�a, ci�gn�c w�zek za sob� i m�wi�a weso�o :
� To prawdziwy w�z... zaraz przynios� siano i zwioz� do brogu.
� Dobrze, Ninko, tylko nie tutaj. Dziecko obejrza�o si� woko�o i zawo�a�o :
� Mamusiu, tylko jedn� fur� pod biurko, to b�dzie br�g.
� Nie! Nie mo�na, � dotyka�a r�k� rozgor�czkowanej g�owy.
� Ale dlaczego mamusia nie pozwala bawi� si� Nince? Mamusia zawsze smutna,
siedzi,
czyta, zamiast biega�, bawi� si�, �mia�... A mo�e mamusia za�piewa, tylko co�
weso�ego !
� A co� smutnego nie lubisz?
� Niecierpi�! � zawo�a�o dziecko z naciskiem.
� Ojciec, wykapany ojciec! � pomy�la�a z gorycz�.
� Mamusia lubi tu�a� si� po sianie? � spyta�a nagle.
� Nie, a ty?
� Bardzo lubi�, wsz�dzie k�uje i tak pachnie, tak mi�kko!
� Zmys�owa, jak ojciec! � patrza�a niech�tnie, niemal z obrzydzeniem na dziecko
i rzek�a
surowo :
� Id� ju�! g�owa mnie boli. M�czysz mnie! Ninka nad�sa�a si�, wyd�a usteczka i
wysz�a bez
s�owa, zamykaj�c ostro drzwi za sob�.
� Zupe�ny ojciec! � pomy�la�a niemal zrozpaczona.
I co z niej b�dzie, je�li ja umr�? � wr�ci�a do my�li o samob�jstwie, �
najnieszcz�liwsza
istota ! Nie wolno mi przecie� zostawia� nieszcz�liwego dziecka, kt�re
urodzi�am, musz�
�y� dla niego, nie dla siebie.
Zn�w opad�y j� smutki, przeczucia czarne, obawy nieokre�lone...
W oznaczonej porze przyszed� Pawe�, pytaj�c, czy ma podawa� kolacy�.
� Dobrze, ale ja nie przyjd�, g�owa mnie boli. Nazajutrz przysz�a R�zia, panna
s�u��ca, i
stan�a przy drzwiach.
� Czego? � spyta�a pani Wanda.
� A to wzgl�dem go�ci.
� C� takiego?
� Przyjedzie osiem pan�w, b�d� nocowali i ja�nie pan kaza� mi przygotowa� pokoje
i
po�ciel.
� To przygotuj.
� Kiedy nie wiem, gdzie i jak?
� W go�cinnych pokojach czterech...
� Jeden zajmuje stryj ja�nie pana.
� Wi�c dw�ch w go�cinnym, dw�ch w gabinecie pana, dw�ch w kancelaryi pana...
� To wiem, ale zostaje dw�ch...
� Hm... gdzie ich da�? � zastanawia�a si� pani Wanda.
� A gdyby Ninka przenios�a si� na ten czas do gabinetu, tutaj?
� Czyj to pomys�? � nachmurzy�a si�.
� Ja�nie pan m�wi�.
� To niemo�liwe, � �ci�gn�a brwi, � dziecko musi mie� sw�j pok�j i swoje
wygody. Ca�y
dw�r jest do rozporz�dzenia, tylko nie dziecinny, m�j gabinet i moja sypialnia.
� Gdzie� ich pomie�ci�?
� Gdzie pan ka�e... w salonie, w palarni, w oficynie... miejsca dosy�. Po�ciel
�eby by�a
czysta, poduszki i ko�dry wzi�� ze sk�adu.
� S�ucham, ale...
� Dosy�, � zawo�a�a surowo, � zr�b, co ci ka�e.
I znowu fala �alu i gniewu na m�a nadp�yn�a. Nie do��, �e sprasza go�ci do
siebie i dla
siebie, ale jeszcze ��da pokoju dziecka. Co za wstr�tny samolub! Wiedzia�am, �e
mnie
przesta� ju� dawno kocha�, i pewno nienawidzi, ale nie kocha nawet dziecka i dla
swej
przyjemno�ci po�wi�ca zdrowie i spok�j Ninki. Dziecko przyzwyczai�o si� do swego
pokoju,
zabawek, do swobody, a tu aniby si� wyspa�o, ani wyk�pa�o w swoim czasie, nie
u�y�oby
ruchu i napewno rozchorowa�oby si� po dw�ch dniach. Ta Ninka taka nerwowa,
dra�liwa,
taka, to nienaturalnie weso�a, to zn�w smutna, nie mia�aby swego pokoju,
zat�skni�aby si�
tutaj, ale dla dogodzenia swej fantazyi po�wi�ca dziecko.
Do obiadu nie posz�a, postanowi�a bowiem nie pokazywa� si� go�ciom, i obawia�a
si�, �e
mo�e w czasie obiadu kto� si� zjawi.
Popo�udniu zacz�li zje�d�a� si� go�cie, a�eby nazajutrz skoro �wit ruszy� do
lasu.
Pani Wanda w skromnym, popielatym szlafroczku czyta�a w swym pokoju, nas�uchuj�c
mimowolnie ruchu i gwaru we dworze.
Wieczorem przysz�a do niej ciotka, zawiadomi�a, kto przyjecha�, kogo oczekuj�, i
doda�a, �e
rozstawiono dwa stoliki do kart, a Pawe� dosta� rozkaz przygotowania przek�sek
zimnych
oko�o p�nocy.
Pani Wanda do�� oboj�tnie wys�ucha�a nowin i spyta�a:
� Kolacya by�a dobra?
Ciotka s�dz�c, �e dysponowa�a j� Wanda, powiedzia�a z u�miechem :
� Doskona�a, Micha� by� uradowany, bo nadzwyczaj chwalono szczupaka szpikowanego
s�onink� i ostre mas�o do pieczeni.
� No, i obesz�o si� bezemnie, � u�miechn�a si� z przymusem, � niech�e sam
dysponuje
kucharzowi.
Spostrzeg�a ciotka sw�j b��d, ale ju� by�o zap�no, pogada�y chwil� i ciotka
odesz�a.
Pani Wanda poczu�a si� dotkni�ta, �e kolacya si� uda�a i m�� tryumfuje.
Pociesza�a si� tem,
�e m�� pewno z godzin� konferowa� z kucharzem i ani zajrza� do gospodarstwa, ale
u niego
tak zawsze, pierwsze podniebienie, a dopiero praca, to te� wszystko chyli si� ku
upadkowi.
Na drugi dzie�, pod wiecz�r, gdy my�liwi przyjechali z polowania, wbieg�a R�zia
zdyszana i
m�wi�a: � Prosz� ja�nie pani, przyjecha�a pani �witkalska z bratem, pyta�a o
ja�nie pani�.
� C�e� odpowiedzia�a?
� �e ja�nie pani chora.
� Gdzie jest pani �witkalska?
� Starsza pani j� przyj�a w salonie.
Pani Wanda spojrza�a na sw�j skromny szlafroczek, mia�a na razie ochot� wzi��
inny, ale
u�miechn�a si� lekcewa��co i rzek�a :
� Przepro� pani�, �e wyj�� nie mog�, ale bardzo prosz�, �eby mnie odwiedzi�a, �
ogarn�a
okiem gabinet, kaza�a to i owo postawi� inaczej i powt�rzywszy swe zlecenie,
czeka�a.
Pan Micha�, dowiedziawszy si� od R�zi o poleceniu �ony, sam oznajmi� o tem pani
�witkalskiej:
� Mo�e pani raczy przej�� do Wandzi, ona cierpi�ca, a opr�cz tego mam gor�c�
pro�b� do
pani.
� Jak�? Bardzo ch�tnie, � odpowiedzia�a s�siadka, nie pierwszej m�odo�ci, ale
jeszcze
�adna, weso�a szatynka.
� Nie mog� nam�wi� Wandzi, a�eby poradzi�a si� dobrego doktora, bo naszemu nie
wierzy.
A przyjecha� brat pani, znakomity lekarz, nam�w j� pani, b�d� bardzo wdzi�czny.
� O, to rzecz najmniejsza, my, kobiety, zawsze na co� cierpimy i ch�tnie radzimy
si�
doktora.
Pani �witkalska tak nalega�a i prosi�a, �e wreszcie pani Wanda zgodzi�a si�.
Ucieszona swem powodzeniem pani �witkalska zawo�a�a brata, doktora Henryka,
przyjemnego bruneta z brod� i m�dremi, badawczemi oczami.
W gabinecie pani Wandy zawi�za�a si� rozmowa konwencyonalna o wsi, mie�cie,
pogodzie,
wreszcie doktor zacz�� pyta� o zdrowie i da� znak siostrze, a�eby odesz�a.
� P�jd� zobaczy�, co te� upolowa� m�j pan m��, � za�mia�a si�, � wr�c� za
chwil�.
Doktor, maj�c przed sob� zdenerwowan� niewiast�, pyta� bardzo ostro�nie o
objawy,
stosownie do �yczenia g��wny nacisk k�ad� na bole g�owy, szum w uszach i zwolna,
prawie
bez jej wiedzy, dowiedzia� si� pewnych charakterystycznych objaw�w, kt�re
wystarczy�y mu
na okre�lenie choroby.
� Pani zapewne doskonale obserwuje siebie i otoczenie, � m�wi� przyja�nie, � i
czy nie
zauwa�y�a pani, �e rodz� si� w jej duszy pewne obawy, przeczucia... takie
bezwiedne
wnioskowanie.
� No, tak, ale to s� przecie� rzeczy naturalne. Nasuwaj� si� same przez si�.
� Bardzo s�uszne rozumowanie, � rzek� doktor z uznaniem.
� Istotnie zwracam uwag� na drobne szczeg�y i one rzucaj� �wiat�o odmienne na
istot�
rzeczy, � zapala�a si� pani Wanda, � i to, co si� innym, a nawet mnie wydawa�o
jasnem i
czystem, zaciemnia si�, obni�a.
� Tak, tak, � przyznawa� doktor, � z drobnych szczeg��w urastaj� niemal g�ry i
przygn�biaj� pani�.
� Bywa tak, � westchn�a.
� I naturalnie obawia si� pani o m�a, o dziecko, o byt materyalny.
S�owa te dotkn�y j�, spochmurnia�a, wyprostowa�a si� i spyta�a tonem obra�onym
:
� Zapewne m�j m�� informowa� pana?
� Daj� pani s�owo, �e m�� m�wi� mi tylko o smutku i przygn�bieniu pani bez
widocznej
przyczyny... nic wi�cej, ani s�owa.
� Wi�c sk�d pan wie o moich obawach?
� Prosta logika, je�li pani si� obawia, to przecie� nie o siebie, tylko o
dziecko i m�a.
� To prawda, o sobie prawie nie my�l�, idzie mi o przysz�o�� dziecka.
� O jego byt... o zabezpieczenie szcz�liwej przysz�o�ci, � doda� doktor, � s�
to obawy
zupe�nie naturalne u troskliwej matki i �ony.
� Ot� to, � o�ywi�a si�, � m�� uwa�a je za niew�a�ciwe, przesadne, niemal
chorobliwe, a
ja czuj� si� zupe�nie zdrow�.
� I jest ni� pani... tylko troch� przenerwowania, i te migreny...
� O, to najmniejsze. On wmawia we mnie chorob�, ale ja wiem najlepiej, �e nic mi
nie jest.
� Pani potrzebuje tylko spokoju. �. Tak jest.
� Spokoju, ciszy i oderwania si� od m�cz�cych my�li. Trzeba na jaki� czas
zmieni�
otoczenie, nie a�eby zapomnie�, ale odetchn��.
� To trudno, � westchn�a, � mam obowi�zki, je�li idzie o spok�j i cisz�, mog�
je mie�
tutaj.
� No, tak, zapewne... tylko, �e stan nerw�w b�dzie si� tutaj polepsza� bardzo
zwolna... nie
mo�na unikn�� w domu pewnych dra�ni�cych drobiazg�w, k�opot�w, nieporozumie�,
malutkich wprawdzie, ale dokuczliwych.
� One s� wsz�dzie, tu czy tam, a w domu mo�e najmniej, � broni�a si� w obawie,
�e doktor
pomy�li, i� ona skar�y si� na m�a i otoczenie.
� Zapewne, ale tu pani jako gospodyni jest odpowiedzialna, r�wnie� jako �ona, a
tam
zupe�nie wolna i niezale�na.
Taka swoboda zacz�a si� jej u�miecha�. Nie mie� nic do czynienia ze s�u�b�, z
kucharzem, z
obiadami, nie widzie� i nie s�ysze� m�a, pozby� si� przymusowych u�miech�w,
zachowywania pozor�w zgodnego i kochaj�cego si� ma��e�stwa, nieustannej
baczno�ci i
wiecznej obawy przed niemi�emi i niebezpiecznemi czu�o�ciami... tak, inne by�oby
�ycie,
swobodne, ja�niejsze.
� Mo�e pan doktor dobrze radzi, odpoczynek w innem otoczeniu by�by mi
potrzebny...
Wzi�abym Nink�...
� O nie ! bez m�a i bez dziecka, � zawo�a� doktor; � pani sama powinna jecha�,
a
wszystko b�dzie dobrze i wkr�tce min� te czarne my�li, kt�re przys�aniaj�
s�o�ce.
� Sama? A Ninka?
� Gdyby pani wzi�a dziecko, zam�czy�aby si� pani obaw�, gdzie jest, z kim si�
bawi, czy
si� nie zazi�bi, nie rozchoruje, nie zarazi... Dziecko, przyzwyczajone do domu,
do swego
otoczenia, zabaw, pilnuje ojciec, ciotka, bona. Nawet dziecku taka podr� i
pobyt mo�e
zaszkodzi�... stokro� lepiej zostawi�.
Tak zapragn�a nagle tej swobody i wyzwolenia si� z domowych stosunk�w, �e w
my�li
zgodzi�a si� ju� na zostawienie dziecka i spyta�a cichym g�osem :
� A gdzie mam wyjecha�? � i obejrza�a si� trwo�liwie.
� Gdzie? Do Zakopanego.
� A� tam? Tak daleko?
� W ka�dym razie bli�ej, ani�eli do W�och lub Szwajcaryi. Tam teraz mro�no,
jasno, �niegi
woko�o.
� Tatry! Pierwszy raz b�d� tam, czy tam pi�knie ?
� Zobaczy pani sama, ale to wiem, �e dla pani zdrowo.
Po chwili milczenia podnios�a spuszczone oczy i patrz�c w doktora badawczo,
m�wi�a :
� Niech mi pan powie szczerze, czy jestem chora ?
� Na co?
� Czy mam neurasteni�?
� Nie, nawet nie m�g�bym radzi� pani Tatr�w.
� A mo�e to m�zgowe? � zblad�a.
� C� zn�w? � za�mia� si� doktor, � pani trzeba jedynie spokoju i innego
otoczenia,
powietrza, wi�cej ruchu, zabawy... to ca�a kuracya.
� I m�wi pan prawd�?
� Najszczersz�. C�, pojedzie pani?
� Namy�l� si� jeszcze, porozumi� z m�em.
� Bardzo s�usznie, tylko radz� szczerze, nie zwleka�. Teraz nastaj� u nas dnie
pochmurne,
smutne, kt�re oddzia�ywaj� ujemnie na stan nerw�w.
Wesz�a pani �wilkalska i spyta�a weso�o :
� Czy ju� po konferencyi i badaniu?
� Nie by�o ani konferencyi, ani bada�, zwyk�a rozmowa przyjacielska, �
odpowiedzia�
doktor z u�miechem.
� Ale co uradzili�cie ? � dopytywa�a si� ciekawie.
Doktor spojrza� na pani� Wand�, zostawiaj�c jej swobod� odpowiedzi.
� Pan doktor radzi mi wyjazd na czas jaki� do Zakopanego.
� Dlaczego do Zakopanego ? � patrza�a niespokojnie na brata, � s�dzi�am, �e do
W�och?
Sycylii ?
� Pani Wanda jest zupe�nie zdrowa, potrzebuje tylko wypoczynku, a znajdzie go
�atwiej w
Zakopanem, ani�eli gdzieindziej.
Wszed� lokaj, prosz�c na kolacy�, pani Wanda zosta�a sama i poczu�a si� dziwnie
zdrow� i
podniecon�. Ust�pi�o rozdra�nienie nerwowe, nasta�o ukojenie trosk i niepokoj�w.
Ta
smutna, a dla niej nad wyraz przykra tera�niejszo�� zacz�a si� zaciera�, a
nap�ywaj�ce
jeszcze troski i obawy wyda�y si� jej nik�emi i drobnemi, gdy� mia�a to
prze�wiadczenie, i�
wkr�tce nie b�dzie ich s�ysza�a ani widzia�a.
Wolna b�dzie, swobodna jak ptak; u�miecha�a si� do tej my�li i zdawa�o si� jej,
�e urastaj� jej
skrzyd�a i uleci od tych codziennych smutk�w, obaw, przykro�ci. Nie zobaczy
z�o�liwych
spojrze� m�a, jego miny znudzonej i gniewnej, nie us�yszy przycink�w do swej
bezczynno�ci, do braku decyzyi, do zaniedbywania kuchni i gospodarstwa.
Nasun�a si� my�l o wydatkach po��czonych z jej wyjazdem, ale uspokoi�a si�
wkr�tce, bo
je�li on chcia� podr�owa� czas d�u�szy, wi�c zapewne ma fundusze na to, a
przecie� lepiej,
a�eby on dopilnowa� gospodarstwa i interes�w, ani�eli zostawi� na wsi j�,
nie�wiadom� spraw
maj�tkowych.
Usun�a w ten spos�b kwesty� pieni�n�, ale pozosta�a Ninka.
Na razie uczu�a niepok�j i trosk� o dziecko. Czy kto nie skrzywdzi? czy
dopilnuj� jej
zdrowia? czy b�d� dozorowali bon�? Co si� stanie, je�li Ninka zachoruje?... A
mo�eby by�o
lepiej, bezpieczniej wzi�� j� ze sob�?
Doktor jednak powiedzia�, �e Nince podr� mo�e zaszkodzi�, a je�li dziecko
zachoruje w
jakim� hotelu czy zak�adzie, nie b�dzie mia�o napewno potrzebnych wyg�d, ciszy,
spokoju.
Lepiej zostawi� w domu, uprosi ciotki, a�eby dopilnowa�a dziecka, zreszt� bona
jest dobra,
sumienna i nie skrzywdzi Ninki.
Pan Micha�, jakkolwiek bardzo by� ciekaw wyniku bada� doktora, zadowoli� si� na
razie
pytaniem w przechod