124

Szczegóły
Tytuł 124
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

124 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 124 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

124 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TYTUL: Prawda i Nauka AUTOR: Dr Rudolf Steiner OPRACOWAL : Karol Kusmirek ([email protected]) KOREKTA : ---------------------------------------------------------------- --------- Dr Rudolf Steiner Prawda i Nauka Wst�p do Filozofii Wolno�ci Rudolf Steiner Prawda i nauka wst�p do "Filozofii Wolno�ci" Wahrheit und Wissenschaft Vorspiel einer "Philosophie der Freiheit" Autoryzowany przek�ad Dr St. Walewskiego wydane na prawach r�kopisu staraniem POLSKIEGO TOWARZYSTWA ANTROPOZOFICZNEGO wszelkie prawa zastrze�one Warszawa 1938 TRE��: Przedmowa Wst�p 1. Uwagi wst�pne 2. Zasadniczy problem teorii poznania Kanta 3. Teoria poznania w dobie pokantowskiej 4. Punkty wyj�cia teorii poznania 5. Poznanie a rzeczywisto�� 6. Wolna od za�o�e� teoria poznania a "Teoria Nauk" Fichtego 7. Teoriopoznawcze uwagi ko�cowe 8. Praktyczne uwagi ko�cowe PRZEDMOWA Wsp�czesna filozofia choruje na niezdrow� wiar� w Kanta. Niniejsza ksi��ka ma si� przyczyni� do przezwyci�enia tej wiary. Zbrodni� by�oby obni�anie nie�miertelnych zas�ug, jakie Kant po�o�y� dla rozwoju niemieckiej nauki. Jednak�e musimy w ko�cu zrozumie�, �e tylko wtedy zdo�amy stworzy� podstaw� prawdziwie zadowalaj�cego pogl�du na �wiat i �ycie, je�eli zajmiemy stanowisko zdecydowanie jemu przeciwne. Czeg� Kant dokona�? Oto wykaza�, �e istniej�ca gdzie� poza �wiatem naszych zmys��w i naszego rozumu prazasada rzeczy, kt�rej jego poprzednicy poszukiwali przy pomocy fa�szywie pojmowanych szablon�w poj�ciowych, jest niedost�pna dla naszych poznawczych mo�liwo�ci. Z tego nast�pnie wyci�gn�� wniosek, �e nasze naukowe d��enia musz� si� obraca� w granicach zasi�gu naszego do�wiadczenia, �e zatem nie mo�emy doj�� do poznania owej nadzmys�owej prazasady, czyli "rzeczy samej w sobie". Ale co wtedy, je�eli ta "rzecz sama w sobie" wraz z t� poza�wiatow� prazasad� wszechrzeczy - jest tylko fantomem? A �atwo zrozumie�, �e sprawa przedstawia si� w�a�nie w ten spos�b. Poszukiwanie prazasady, czy te� najg��bszej istoty wszechrzeczy jest pop�dem zwi�zanym nierozerwalnie z ludzk� natur�. Jest ono podstaw� wszelkich naukowych d��e� cz�owieka. Nie ma jednak najmniejszego powodu do poszukiwania prazasady poza danym nam �wiatem naszych zmys��w i naszego rozumu, jak d�ugo wszechstronne przebadanie tego �wiata nie wyka�e w jego obr�bie pewnych element�w, kt�re wyra�nie wskazuj� na wp�ywy zewn�trzne. W ksi��ce tej pr�buj� przeprowadzi� dow�d, �e my�leniem mo�emy osi�gn�� wszystko, czego nam potrzeba do wyt�umaczenia i uzasadnienia �wiata. Przyjmowanie jakiej� zasady, maj�cej istnie� poza danym nam �wiatem - okazuje si� przes�dem wymieraj�cej filozofii dogmatycznej. Kant by�by doszed� o tego samego wniosku, gdyby si� rzeczywi�cie przekona�, do czego zdolne jest nasze my�lenie. Zamiast tego udowodni� on, w nies�ychanie zawik�any spos�b, �e z powodu struktury naszych mo�liwo�ci poznawczych nie mo�emy dosi�gn�� swej ostatecznej zasady, kt�ra ma si� znajdowa� poza granicami naszego do�wiadczenia. A jednak - my�l�c rozumnie - nie powinni by�my przemieszcza� tej zasady w jakie� za�wiaty. Wprawdzie Kant obali� filozofi� "dogmatyczn�", ale nie ustanowi� niczego na jej miejsce. Dlatego to nawi�zuj�ca do� bezpo�rednio niemiecka filozofia rozwija�a si� wsz�dzie w zdecydowanej opozycji do niego. Fichte, Schelling i Hegel nie troszczyli si� o wytyczone przez swego poprzednika granice poznania i poszukiwali podstaw wszechrzeczy w obr�bie my�lenia ludzkiego rozumu. Nawet Schopenhauer, kt�ry przecie� twierdzi�, �e rezultaty kantowskiej krytyki rozumu s� wiekui�cie trwa�ymi prawdami, obiera sobie zupe�nie odmienn� od swego mistrza drog� do poznania pierwszych przyczyn bytu. Fatalno�ci� wszystkich tych my�licieli by�o jednak to, �e poszukiwali poznania najwy�szych prawd - nie stworzywszy podstawy dla tych swoich poczyna� przez uprzednie zbadanie istoty samego poznania. Dumne gmachy my�li Fichtego, Schellinga i Hegla stoj� przeto bez fundament�w. To te� brak tych fundament�w podzia�a� szkodliwie na dalszy tok ich my�lenia. Nie rozumiej�c znaczenia �wiata czystej idei i jego stosunku do dziedziny zmys�owych postrze�e� - gromadzili oni b��d na b��dzie i jednostronno�� na jednostronno�ci. Nic dziwnego, arcy�mia�e ich systemy nie wytrzyma�y atak�w dzisiejszej wrogiej dla filozofii epoki i wraz z ich b��dami wymieciono bezlito�nie wiele prawd , kt�re te systemy zawiera�y. Chcia�bym w tej ksi��ce zaradzi� temu z�u. Nie chc� wylicza� tego, czego nie potrafi� nasze mo�liwo�ci poznawcze, jak to uczyni� Kant, tylko pokaza�, do czego rzeczywi�cie zdolne jest nasze poznanie. Wynikiem moich rozwa�a� jest przede wszystkim przekonanie, �e prawda nie jest - jak si� to zwykle przyjmuje - idealnym odzwierciedleniem czego� realnego tylko wolnym wytworem ducha ludzkiego, kt�rego by w og�le nigdzie nie by�o, gdyby�my go sami nie stwarzali. Zadaniem poznania nie jest powtarzanie w poj�ciowej formie czego�, co ju� sk�din�d istnieje, tylko stwarzanie czego� ca�kiem nowego, co wraz ze zmys�owo postrzegalnym �wiatem stanowi dopiero pe�n� rzeczywisto��. Tym sposobem najwy�sza czynno�� cz�owieka, a mianowicie duchowa jego tw�rczo�� zostaje organicznie w��czona w og�lny bieg zdarze� �wiata. Bez tej czynno�ci �wiat nie by�by do pomy�lenia jako pe�na ca�o��. Cz�owiek nie jest biernym widzem rozwoju �wiata, a nasze poznanie jest najdoskonalszym narz�dem organizmu wszech�wiata. Pogl�d ten poci�ga za sob� donios�� konsekwencj� dla praw naszej dzia�alno�ci, dla naszych moralnych idea��w. Ich tak�e nie mo�na uwa�a� za odd�wi�k czego�, co istnieje tylko w nas samych. Tym samym odpada r�wnie� istnienie wszechmocy, kt�rej przykazania musieliby�my uwa�a� za nasze prawa moralne. Nie znamy "kategorycznego imperatywu", tego jak gdyby g�osu z za�wiat�w, kt�ryby nam przepisywa�, co mamy czyni� a czego zaniecha�. Nasze idea�y moralne s� naszym w�asnym, wolnym wytworem. Mamy wykonywa� tylko to, co sami sobie zalecamy jako norm� naszej dzia�alno�ci. Przeto poj�cie prawdy jako wolnego czynu ustanawia r�wnie� etyk�, kt�rej podstaw� jest ca�kowicie wolna osobowo��. Wszystko to odnosi si� oczywi�cie tylko do tej dziedziny naszej dzia�alno�ci, kt�rej prawa przenikn�li�my w idei pe�nym naszym poznaniem. Jak d�ugo prawa te s� naturalnymi albo jeszcze niejasnymi poj�ciowo motywami, tak d�ugo kto�, stoj�cy duchowo wy�ej m�g�by mo�e okre�li�, czy i w jakim stopniu s� one za�o�one w obr�bie naszej indywidualno�ci: My sami jednak odczuwamy je jako przymus, kt�ry dzia�a na nas z zewn�trz. Ilekro� uda si� nam przenikn�� taki motyw jasnym poznaniem, tylekro� osi�gamy now� zdobycz w dziedzinie wolno�ci. Stosunek moich pogl�d�w do najwa�niejszego wydarzenia filozoficznego nowszej doby, tj. do �wiatopogl�du Edwarda Hartmanna, poruszam w tej ksi��ce wyczerpuj�co, o ile wchodzi w gr� zagadnienie poznania. Niniejsza ksi��ka jest wst�pem do "Filozofii wolno�ci", kt�ra uka�e si� wkr�tce w formie wyczerpuj�cej ten przedmiot. Podniesienie warto�ci istnienia ludzkiej osobowo�ci jest ostatecznym celem wszelkiej nauki. Kto uprawia nauk� w innych zamiarach, ten pracuje tylko dlatego, bo widzia�, �e to robi� jego nauczyciel, albo po prostu dlatego, �e przypadkowo tego si� w�a�nie nauczy�. Takiego badacza nie mo�na jeszcze uwa�a� za "wolnego my�liciela". Prawdziw� warto�� nadaje nauce dopiero filozoficzne wyja�nienie znaczenia jej rezultat�w dla cz�owieka. Chcia�bym si� przyczyni� do tego wyja�nienia. Mo�e by� jednak, �e wsp�czesna nauka wcale sobie nie �yczy filozoficznego uzasadnienia. Wtedy jest rzecz� pewn� , �e niepotrzebnie napisa�em t� ksi��k�; niemniej jednak pewnym jest , �e dzisiejsza uczono�� �owi ryby w m�tnej wodzie i sama nie wie, czego chce. Ko�cz�c t� przedmow� chcia�bym jeszcze do��czy� jedn� osobist� uwag�. Moje filozoficzne pogl�dy przedstawia�em dot�d zawsze w zwi�zku ze �wiatopogl�dem Goethego, do kt�rego drog� wskaza� mi m�j nade wszystko uwielbiany nauczyciel K.J.Schr�er. W swoich badaniach Goethego wzni�s� si� on - moim zdaniem - dlatego tak wysoko, poniewa� jego duchowy wzrok wybiega zawsze nad szczeg�y i zwraca si� ku ideom. Teraz jednak - spodziewam si� - ksi��ka ta wyka�e dowodnie, �e moje pogl�dy stanowi� samoistn� ca�o��, kt�rej nie trzeba koniecznie wyprowadza� ze �wiatopogl�du Goethego. Rzucone tu my�li, kt�re rozwijam dalej w "Filozofii Wolno�ci", powstawa�y w ci�gu wielu lat. Z g��bokiego uczucia wdzi�czno�ci dodam jeszcze, �e dom rodziny Specht w Wiedniu, gdzie zajmowa�em si� wychowaniem ich dzieci, by� dla mnie wraz z jego pe�n� ciep�a atmosfer� bardzo po��danym �rodowiskiem, w kt�rym mog�em odda� si� tej mojej pracy. Nast�pnie, �e nastr�j sprzyjaj�cy ostatecznemu wyko�czeniu niejednej my�li mojej "Filozofii Wolno�ci" /naszkicowanej tu og�lnie w ostatnim, 8-mym rozdziale/ zawdzi�czam pobudzaj�cej wymianie my�li z moj� drog� przyjaci�k� R� Mayreder. Niebawem maj� wyj�� z druku jej prace literackie, dzie�a jej subtelnej i wytwornej natury artystycznej. Pisano w Wiedniu z pocz�tkiem, grudnia 1891r. WST�P Zadaniem moim jest za pomoc� analizy aktu poznawczego, cofaj�c si� a� do ostatecznych jego element�w - sformu�owa� problem poznania i wskaza� drog� jego rozwi�zania. Zaczynam od krytyki teorii poznania, opieraj�cych si� na Kancie, i wykazuj�, �e z tego punktu widzenia nigdy nie zdo�amy rozwi�za� odno�nych zagadnie�. Musz� przy tym zaznaczy�, �e podstawowe prace Volkleta /Erfahrung und Denken. Kritische Grundlegung der Erkenntnistheotie von Johannes Volklet. 1886./ i jego gruntowne badania, jakie przeprowadzi� nad poj�ciem do�wiadczenia znacznie u�atwi�y moj� pr�b� precyzyjnego okre�lenia poj�cia "tego co mamy dane" . Mam nadziej�, �e stworzy�em podstaw� do przezwyci�enia subiektywizmu, kt�ry cechuje wszystkie teorie poznania oparte na Kancie. S�dz�, i� dokona�em tego przede wszystkim drog� przeprowadzenia dowodu, �e subiektywna forma, w kt�rej obraz �wiata pojawia si� przed naszym aktem poznawczym (zanim jeszcze zdo�ali�my opracowa� j� naukowo) jest tylko koniecznym etapem, kt�ry przezwyci�amy w�a�nie w samym procesie poznania. Tak zwane do�wiadczenie, uwa�ane tak ch�tnie przez pozytywist�w i neokantyst�w za co� jedynie pewnego, jest dla mnie w�a�nie czym� najbardziej subiektywnym. Wykazuj�c to, stwarzam idealizm obiektywny, jako konieczny wynik teorii poznania, kt�ra rozumie sama siebie. M�j idealizm r�ni si� tym od metafizycznego, absolutnego idealizmu Hegla, �e istoty roz�amu rzeczywisto�ci na byt, kt�ry jest dany, i poj�cie poszukuj� w poznaj�cym podmiocie, a mo�liwo�� ich skojarzenia widzi nie w obiektywnej dialektyce �wiata, tylko w subiektywnym procesie poznania. Stanowisko moje zaznaczy�em ju� raz w r. 1885 w ksi��ce pod tytu�em "Grundlinien einer Erkenntnistheorie", pos�uguj�c si� tam co prawda zupe�nie inn� metod� i nie cofaj�c si� a� do najpierwszych, niez�o�onych element�w poznania. Podaj� tu nowsz� literatur�, kt�ra styka si� y moimi rozwa�aniami. Przeczyta�em nie tylko prace do kt�rych moja klika odnosi si� bezpo�rednio, lecz tak�e wszystkie dzie�a, opracowuj�ce zagadnienia podobne do poruszonych tu przeze mnie. Pomijam oczywi�cie dzie�a klasyk�w filozofii. Dla teorii poznania wog�le wchodz� w rachub�: Avenarius, Philosophie als Denken der Welt Gem�� dem Prinzip der kleinsten Kraftmasse. Leipzig 1876. Kritik der reinen Erfahrung. I. Bd. Leipzig 1888. Baumann J.J. , Philosophie als Orientierung �ber die Welt. Leipzig 1872. Bahnsen, Der Wiederspruch im Wissen der Welt. I. Bd. Berlin 1880. Beck, J.Sing., Einzig richtiger Standpunkt, an dem die kritische Philosophie beurteilt werden mu�. Riga 1786. Bergmann, Jul., Sein und Erkennen. Berlin 1880. Benecke, Friedr. Ed., Systhem der Metaphysik und Religionsphilosophie. Berlin 1890. Biedermann, A.E., Christliche Dogmatik. Berlin 1884/5. Bd.I. s.51 - 173. Cohen, Kants Theorie der Erfahrung. Berlin 1871. Dilthey W., Einleitung in die Geisteswissenschaften. Leipzig 1883./ w szczeg�lno�ci zozdzia�y wst�pne, traktuj�ce o stosunku teorii poznania do innych nauk. Nast�pnie wspomnie� jeszcze nale�y: Beitrege zur L�sung unseres Glaubens an die Realit�t der Aussenwelt und seinem Rech von W. Dilthey. Sitzungsberichte der K�nigl. preu�. Akademie der Wissenschaften zu Berlin. XXXIX XL. Berlin 1890./ Dreher E., �ber Wahrnehmung und Denken. Berlin 1878. Dorner , Das menschliche Ekennen. Berlin 1887. Deussen , Die elemente der Metaphisik. Leipzig. 2.Aufl. 1890. Engel , �ber Realit�t und Begriff. Sein und Denken. Berlin. Enoch , Der Begriff der Wahrnemung. Hamburg 1890. Erdman , Kants Kritizismus in der ersten und zweiten Auflage seiner Kritik der reinen Vernunft. Leipzig 1878. Feldegg , Das Gef�hl als Fundament der Weltordnung. Wien 1890. Fischer E.L., Die grundfragen der Erkenntnistheorie. Mainy 1887. Fischer , Kuno, Logik und Metaphysik. Geschichte der neueren Philosophie /zw�aszcza rozdzia�y dotycz�ce Kanta/. G�ring , Systhem der kritischen Philosophie. Leipzig 1874. �ber den Begriff der Erfahrung /Vierteljahrsschrift f�r wiss. Philosophie, 1877/ Ganser , Die Warheit. Grany, 1890. Grimm , Ed., Zur Geschichte der Erkenntnistheorie. Leipzig 1890. Grung , Das Problem der Gewi�heit. Heidelberg 1886. Hartmann Ed., Kritische Grundlegung des tranzendentalen Realismus. 2 Aufl. Berlin 1875. Kiechmanns Erkenntnistheoretischer Idealismus. Das Grundproblem der Erkenntnistheorie. Leipzig 1889. Kritische Wanderungdurch die Philosophie der Gegenwart. Leipyig 1890. H. Helmhotz , Die Tatsachen der Wahrnemung. Berlin 11878. Harms , Die Philosophie durch Kant. Berlin 1876. Heyemann , Die Gesetze und Elemente des wissenschaftlichen Erkennens. Leipzig 1890. Hammerling , Atomistik des Willens. Hamburg 1890. Horowicy , Analise des Denkens. Grundlinien der Erkentnistheorie. Halle 1875. Jakoby Fr.H., David Hume �ber den Glauben. Breslau 1787. Kappe , Der "common sense" als Prinzip der Gewi�heit in der Philosophie des Schotten Reid. Leipzig 1890. Kerry , B., System einer Theorie der Grenzgebiete. 1890. Kirchmann , Die Lehre vom Wissen. Berlin 1868. Kaufmann , Fundamente der Erkenntnistheorie und Wissenschaftslehre. Leipzig 1890. Laas , E., Kasualit�t des Ich /Vierteljahrsschrift f�r wiss. Philosophie. I. - III. Heft 1880/. Idealismus und Positivismus. 1879 - 1884. Berlin. Laclaire , A.v., Beitr�ge zu einer monistischen Erkenntnistheorie. Breslau 1882. Das kategorische Gepr�ge des Denkens /Vierteljahrsschrift f�r wiss. Philosophie. VII. 3. s. 257 ff./ O. Leibmann , Kant und die Epigonen. Stuttgart 1865. Zur Analysis der Wirklichkeit. Stra�burg 1880. Gedanken und Tatsachen. Stra�burg 1882. Die Klimax der Theorien. Stra�burg 1884. Lips , Die Grundtatsachen ses Seelenlebens. Bonn 1883. Lotze , Logik 1874. Lange , Friedr. Alb., Geschichte des MAterialismus. Iserlohn 1873-75. Meinong , Hume-Studien. W. M�nz , die Grundlagen der Kantschen Erkrnntnistheorie. 2.Aufl. Mayer, J.V., Vom Erkennen. Freiburg i. B.1885. Mill , J.St., System of Logic. 1851. Neudecker , Das Grundproblem der Erkenntnistheorie Leipzig 1875. Reid , Th., An inquiry into human mind. Rehmke , J., Die Welt als Wahrehmung und Begriff. Eine Erkenntnistheorie. Berlin 1880. R�lf , J., Wiessenschaft des Weltgedankens und der Gedankenwelt. Leipzig 1888. Reihl , Der philospohische Kritizismus und seine Bedeutung f�r die positive Wissenschaft. Leipzig 1887. Schubert-Soldern , Grundlagen der Erkenntnistheorie 1884. Schuppe , Zur voraussetzungslosen Logik. (Philos. Monatshefte 1882, Heft 6 u. 7.) Seydel , Rud., Logik oder Wissenschft vom willen. Leipzig 1866. Sigwart , Logik. T�bingen 1878. Schulze , Gottlob Ernst , Aenesidemus. 1792. Stadler , Die Gr�ndsatze der reinen Erkenntnistheorie in der Kantschen Philosophie. Leipzig 1876. Taine , De l'intelligence. 4.�d. Paris 1883. Trendelenburg , Logische Untersuchungen. Leipzig 1862. Vainchinger , H., Hartmann, D�hring und Lange. Iserlohn 1876. Varnb�hler , Wiederlegung der Kritik der reinen Vernunft. Leipzig 1890. Volkelt , Imm. Kants Erkenntnistheorie nach ihren Grundprinzipien analysiert. Leipzig 1879. Erfahrung und Denken. Kritische Grundlegung der Erkenntnistheorie. Hamburg und Leipzig 1879. Windelband , Pr�ludien. Freiburg 1884. Die verschieden Phasen der Kantschen Lehre vom "Ding an sich" /Vierteljahrsschrift f�r wiss. Philosophie. I. Jahrg. 2Heft/. Witte , Beitr�ge zum Verst�ndnis Kants. Berlin 1874. Vorstudien zur Erkenntnis des unerfahrbaren Seins. Bonn 1876. Wolff , H., �ber den Zusamenhangunserer Vorstellungen mit Dingen au�er uns. Leipzig 1874. Woiff , Joh., Das Bewu�tsein und seinObiekt. Berlin 1889. Wundt , Logik. I. Bd. Erkenntnislehre. Stuttgart 1880. Wahle , Richard, Gehrin und Bewu�tsein. Wien, H�lder. Odno�nie Fichtego uwygl�dni� nale�y: Biedermann, F.C., De Genetica philosophandi ratione et methodo, praesertim Fichtii, Schellingii, Heglii, Disartationis particula prima, Syntheticam Fichtii methodum exhibenes usw. Lipsiae 1835. Schwabe , G., Fichtes und Schopenhauers Lehre vom Willen mit ihren Consequenzen f�r Weltbegreifung und Lebensf�hrung. 1887. Hensel , �ber die Beziehung des reinen Ich bei Fichte zur Einheit der Apperception bei Kant. Freiburg i.B 1885. Frederichs , F., Der Freiheitbegriff Kants und Fichtes. Berlin 1886. G�hloff , Otto, Der transcendentale Idealismus. Halle 1888. Zupe�nie nie uwzgl�dniam licznych prac, kt�re ukaza�y si� w czasie jubileuszu Fichtego w roku 1862. Wymieni� co najwy�ej mow� Trendelenburga / Trendelenburg , Zur Erinerung an J.G.Fichte. Berlin 1862/, kt�ra zawiera pewne wa�niejsze teoretyczne punkty widzenia. 1. UWAGI WST�PNE Teoria poznania ma by� naukowym badaniem tego, co wszystkie inne nauki zak�adaj� bez badania, to jest: samego poznania. Tym samym przyznajemy jej z g�ry charakter podstawowej nauki filozoficznej. Od niej bowiem mo�emy si� dopiero dowiedzie�, jak� warto�� i jakie znaczenie maj� wyniki wszelkich innych nauk. Pod tym wzgl�dem stanowi ona podstaw� wszelkich naszych naukowych d��e�. Rzecz prosta jednak, �e teoria poznania dopiero wtedy stanie na wysoko�ci swego zadania, je�li sama b�dzie wolna od wszelkich za�o�e�, o ile to jest mo�liwe dla ludzkich w�adz poznawczych. Wszyscy w�a�ciwie godz� si� na to, a jednak przy staranniejszym zbadaniu bardziej znanych teoriopoznawczych system�w ju� na ich samym pocz�tku widzi si� ca�y szereg za�o�e�, kt�re ogromnie os�abiaj� przekonywuj�c� si�� dalszego rozumowania. Mo�na w szczeg�lno�ci zauwa�y�, �e filozofowie ju� przy samym formu�owaniu podstawowych zagadnie� teoriopoznawczych przyjmuj� zwykle pewne ukryte za�o�enia. Je�li jednak w jakiej� nauce ju� samo postawienie za�o�enia jest chybione, wtedy oczywi�cie musimy z g�ry w�tpi� w mo�liwo�� jego poprawnego rozwi�zania. Historia nauk �wiadczy o tym, �e niezliczone b��dy, kt�re by�y nieraz chorobami ca�ych epok, powstawa�y jedynie dlatego, �e fa�szywie formu�owano pewne problemy. Chc�c to udowodni� nie potrzebuj� si� cofa�, a� do fizyki Arystotelesa lub do "Ars magna Lulliana", bo i w nowszych czasach mo�na znale�� liczne tego przyk�ady. Rozmaite pytania o znaczeniu narz�d�w szcz�tkowych niekt�rych ustroj�w mo�na by�o poprawnie postawi� dopiero wtedy, gdy odkrycie prawa biogenetycznego stworzy�o potrzebne do tego warunki. Jak d�ugo biologia pozostawa�a pod wp�ywem pogl�d�w teologicznych, tak d�ugo nie mo�na by�o sformu�owa� odno�nych zagadnie� w ten spos�b, aby odpowied� mog�a wypa�� zadowalaj�co. Jak�e awanturnicze miewano pogl�dy np. na zadanie gruczo�u szyszynkowego, dop�ki w og�le pytano o to zadanie. Dopiero, gdy poszukano wyja�nienia sprawy w anatomii por�wnawczej i zapytano, czy ten narz�d u cz�owieka nie jest tylko pozosta�o�ci� pewnych ni�szych form rozwojowych, wtedy doszli�my do celu. Albo np. jakich�e przemian dozna�y pewne zagadnienia fizyki dzi�ki odkryciu mechanicznego r�wnowa�nika ciep�a oraz prawa zachowania energii. Kr�tko m�wi�c wyniki bada� naukowych w wysokim stopniu zale�� od tego, czy potrafimy poprawnie sformu�owa� odno�ne zagadnienia. A �e teoria poznania - jako podstawa wszelkich innych nauk - zajmuje zupe�nie wyj�tkowe stanowisko, przeto z g�ry mo�na przewidzie�, �e prawdziwy post�p jej bada� b�dzie mo�liwy tylko wtedy, gdy jej podstawowe zagadnienia otrzymaj� poprawn� form�. Ksi��ka ta d��y w pierwszej linii do takiego sformu�owania problemu poznawczego, kt�re by �ci�le odpowiada�o charakterowi wolnej od wszelkich za�o�e� teorii poznania. O�wietla ona potem stosunek "Teorii Nauk" J.G.Fichtego do tej podstawowej ga��zi filozofii, jak� jest teoria poznania. Dlaczego w�a�nie t� jego pr�b� stworzenia bezwarunkowo pewnej podstawy dla wszystkich nauk ��cz� z moim obecnym zadaniem - to oka�e si� w dalszym ci�gu tej ksi��ki. 2. ZASADNICZY PROBLEM TEORII POZNANIA KANTA Kanta uwa�a si� zwykle za tw�rc� teorii poznania w nowoczesnym tego s�owa znaczeniu. Takiemu zdaniu mo�na by jednak s�usznie przeciwstawi� pogl�d, �e historia filozofii wykazuje ju� przed Kantem do�� liczne pr�by, kt�re musimy uwa�a� za co� wi�cej ni� tylko za zacz�tki teorii poznania. S�usznie zaznacza Volkelt w swym podstawowym dziele o teorii poznania /Erfahrung und Denken. Kritische Grundlegung der Erkenntnistheorie von Johannes Volkelt. Hamburg und Leipzig 1886.s.20./, �e ju� Locke zaczyna traktowa� krytycznie t� nauk�. Ale i u jeszcze wcze�niejszych my�licieli , a nawet ju� w greckiej filozofii znajdujemy my�li, kt�re dzi� zwykle zalicza si� do zakresu teorii poznania. Jednak�e Kant tak dog��bnie poruszy� wszystkie odno�ne zagadnienia, a liczni nawi�zuj�cy do� filozofowie tak wszechstronnie je opracowali, �e wszystkie dawniejsze pr�by rozwi�za� znajdziemy albo u niego, albo u jego epigon�w. Je�li wi�c idzie o czysto rzeczowe, a nie o historyczne studium teorii poznania, to nic wa�nego nie pominiemy, je�li zaczniemy dopiero od wyst�pienia Kanta z jego krytyk� czystego rozumu. Wszystko bowiem, czego uprzednio dokonano w teorii poznania, zn�w si� powtarza w tej epoce. Podstawowym problemem teorii poznania Kanta jest pytanie: w jaki spos�b s� mo�liwe s�dy syntetyczne a priori? Zastan�wmy si� nad tym, czy to pytanie jest wolne od za�o�e� ! Kant stawia je dlatego, bo jest zdania, �e tylko wtedy b�dziemy mogli osi�gn�� bezwarunkowo pewn� wiedz�, je�eli potrafimy wykaza� s�uszno�� s�d�w syntetycznych a priori. Powiada on: "W rozwi�zaniu powy�szego zagadnienia mie�ci si� zarazem mo�liwo�� u�ywania czystego rozumu w stwarzaniu i rozwijaniu wszystkich nauk, kt�re zawieraj� teoretyczne a priori poznanie przedmiot�w" /Kritik der reinen Vernunft str.61 i nast., wyd. Kirchmana/. A w Prolegomena czytamy: "Rozwi�zanie tego zagadnienia, to kwestia utrzymania si�, wzgl�dnie upadku metafizyki, a wi�c kwestia ca�ej jej egzystencji". Czy to pytanie - tak jak je sformu�owa� Kant - jest rzeczywi�cie wolne od za�o�e�? �adn� miar�, bo mo�liwo�� bezwarunkowo pewnej wiedzy uzale�nia od tego, aby ona sk�ada�a si� tylko z s�d�w syntetycznych, i to takich, kt�re zdobywamy niezale�nie od wszelkiego do�wiadczenia. S�dem syntetycznym nazywa Kant taki s�d, w kt�rym poj�cie orzeczenia do��cza do poj�cia podmiotu co�, co si� znajduje ca�kowicie poza nim, "aczkolwiek pozostaje z nim w zwi�zku" /Kritik der reinen Verkunft str.53/. W s�dzie za� analitycznym orzeczenie wypowiada tylko co�, co podmiot ju� /w ukryty spos�b/ zawiera� w sobie. Nie pora tu zastanawia� si� nad bystrymi zarzutami J.Rehmkego /Die Welt als Wahrehnung und Begriff, str.151 i nast./ przeciwko takiemu podzia�owi s�d�w. Dla naszego obecnego celu wystarczy wzi�� pod uwag�, �e zdaniem Kanta mo�emy osi�gn�� prawdziw� wiedz� tylko za pomoc� s�d�w, do��czaj�cych do jednego poj�cia drugie, kt�rego tre�ci - przynajmniej dla nas - nie by�o jeszcze wcale w tamtym pierwszym. Je�li takie s�dy nazwiemy wraz z Kantem s�dami syntetycznymi, to w ka�dym razie mo�emy przyzna�, �e poznanie w formie s�du mo�na osi�gn�� tylko wtedy, gdy po��czenie orzeczenia z podmiotem b�dzie w�a�nie takie "syntetyczne". Inaczej jednak ma si� sprawa z drug� cz�ci� problemu, kt�ra zak�ada, �e s�dy te musimy zdobywa� a priori, tzn. niezale�nie od wszelkiego do�wiadczenia. Jest przecie� zupe�nie mo�liwe /naturalnie w znaczeniu samej my�lowej mo�liwo�ci/, �e takie s�dy w og�le nie istniej�. Czy dochodzimy do naszych s�d�w tylko przez do�wiadczenie, czy te� jeszcze jak�� inn�, niezale�n� od do�wiadczenia drog�, tego absolutnie nie mo�na rozstrzygn�� na pocz�tku teorii poznania. Rozwa�my to bez uprzedze�, a taka niezale�no�� od do�wiadczenia wyda si� nam od razu niemo�liwa. Cokolwiek bowiem ma by� przedmiotem naszej wiedzy, wszystko musi gdzie� kiedy� pojawi� si� przed nami jako bezpo�rednie, indywidualne nasze prze�ycie, czyli musi si� sta� naszym do�wiadczeniem. S�dy matematyczne osi�gamy tak�e tylko w ten spos�b, �e w pewnych okre�lonych, poszczeg�lnych przypadkach do�wiadczamy ich. Sprawa zupe�nie si� nie zmieni, je�li nawet za�o�ymy te s�dy w pewnej swoistej organizacji naszej �wiadomo�ci, jak to uczyni� np. Otto Liebmann. Wtedy oczywi�cie mo�na powiedzie�, �e takie czy inne zdanie jest koniecznie prawdziwe, bo zaprzeczenie jego prawdziwo�ci r�wna�oby si� zarazem przekre�leniu naszej �wiadomo�ci. Ale tre�� tego zdania mo�emy pozna� r�wnie� tylko wtedy, gdy ona kiedy� stanie si� naszym prze�yciem, zupe�nie tak samo, jak ka�de zewn�trzne zjawisko przyrody. Czy za� tre�� tego zdania sama zawiera elementy por�czaj�ce jej absolutn� prawdziwo��, czy te� r�kojmia tej prawdziwo�ci opiera si� na innych podstawach, ja jej nigdy nie uchwyc� inaczej, jak tylko w ten spos�b, �e ona kiedy� pojawi si� przede mn�, jako moje do�wiadczenie. Drugie zastrze�enie streszcza si� w tym, �e na pocz�tku teorii poznania stanowczo nie wolno twierdzi�, jakoby z do�wiadczenia nie mog�o wyp�ywa� �adne bezwarunkowo pewne poznanie. Niew�tpliwie da si� zupe�nie dobrze pomy�le�, �e do�wiadczenie mo�e wykazywa� pewne w�a�ciwo�ci, kt�reby mog�y por�czy� pewno�� zaczerpni�tych pogl�d�w. Tak wi�c w kantowskim sformu�owaniu problemu tkwi� ju� dwa za�o�enia: pierwsze, �e opr�cz do�wiadczenia musimy mie� jeszcze jak�� inn� drog� doj�cia do poznania, a drugie, �e wszelka wiedza oparta na do�wiadczeniu mo�e posiada� tylko wzgl�dn� warto��. �e oba te twierdzenia wymagaj� uzasadnienia oraz, �e mo�na poda� je w w�tpliwo��, tego sobie Kant zupe�nie nie u�wiadomi�. Przyj�� on je po prostu jako przes�dy starej filozofii dogmatycznej i za�o�y� u podstawy swoich krytycznych rozwa�a�. Filozofia dogmatyczna z g�ry przyjmowa�a ich prawdziwo�� i stosowa�a je po prostu dlatego, aby doj�� do odpowiadaj�cej im wiedzy; Kant r�wnie� z g�ry przyj�� ich prawdziwo�� i z g�ry zapyta� w jakich warunkach mog� one by� prawdziwe? Ale c� b�dzie wtedy, je�li one w og�le nie s� prawdziwe? Wtedy ca�ej budowie nauki Kanta brak wszelkiej podstawy. Wszystko co Kant podaje w pi�ciu paragrafach poprzedzaj�cych sformu�owanie swego zasadniczego problemu, wszystko to, jest pr�ba udowodnienia, �e s�dy matematyczne s� s�dami systematycznymi. Je�li zarzuty Roberta Zimermanna nie zdo�a�y ca�kowicie obali� tej pr�by, to jednak bardzo powa�nie j� zachwia�y. W ka�dym razie nie ulega kwestii, �e oba przytoczone za�o�enia Kanta s� naukowymi przes�dami. W drugim wst�pie do Krytyki Czystego Rozumu czytamy: "Do�wiadczenie uczy nas wprawdzie, �e co� posiada takie czy inne w�a�ciwo�ci, ale nic nam nie m�wi, �e to co� nie mog�oby by� inne" oraz: "Do�wiadczenie nie nadaje swoim s�dom nigdy prawdziwej i �cis�ej cechy og�lnej, tylko przyj�t� i wzgl�dn� /przez indukcj�/". W pierwszym paragrafie Prolegomen�w czytamy: "Przede wszystkim - co si� tyczy �r�de� metafizycznego poznania - to ju� w ich poj�ciu zawarte jest to, �e one nie mog� by� empiryczne. Przeto ich zasady /my�l� tu nie tylko o ich podstawach, lecz tak�e o ich zasadniczych poj�ciach/ nie mog� nigdy pochodzi� z do�wiadczenia, bo tu idzie nie o poznanie fizyczne, tylko w�a�nie o metafizyczne tzn. le��ce poza do�wiadczeniem". Wreszcie powiada Kant w Krytyce Czystego Rozumu /str. 58/: "Przede wszystkim trzeba zaznaczy�, �e w�a�ciwe s�dy matematyczne s� zawsze s�dami a priori, a nie empirycznymi, poniewa� zawieraj� konieczno��, kt�rej nie mo�na zaczerpn�� z do�wiadczenia. Je�liby jednak kto� nie chcia� tego przyzna�, to ogranicz� moje twierdzenie do czystej matematyki, a tu ju� samo poj�cie okre�la j� w ten spos�b, �eby zawiera�a nie empiryczne, lecz czyste poznania a priori". Otw�rzmy Krytyk� Czystego Rozumu gdzie nam si� podoba, a wsz�dzie znajdziemy, �e wszelkie jej rozwa�ania opieraj� si� na za�o�eniu dw�ch wy�ej wspomnianych dogmatycznych twierdze�. Cohen oraz Stadler pr�buj� udowodni�, �e Kant wykaza� aprioryczno�� s�d�w matematycznych oraz �cis�ych nauk przyrodniczych. Wszystko jednak, co zawiera Krytyka Czystego Rozumu, da si� zebra� w nast�puj�c� tre��: Poniewa� matematyka i �cis�e nauki przyrodnicze s� naukami apriorycznymi, przeto forma wszelkiego do�wiadczenia musi by� za�o�ona w podmiocie. Pozostaje wi�c tylko materia� wra�e�, kt�ry jest dany empirycznie. Przy pomocy istniej�cych w umy�le form ujmujemy ten materia� w system do�wiadczenia. Normalne prawdy nauk apriorycznych maj� sw�j sens i znaczenie tylko jako zasady, porz�dkuj�ce ten materia�. Umo�liwiaj� one do�wiadczenie, ale nie wybiegaj� poza nie. Te formalne prawdy - to w�a�nie s�dy syntetyczne a priori, kt�re tym samym jako warunki wszelkiego mo�liwego do�wiadczenia, musz� si�ga� tylko tak daleko, jak ono samo. Przeto Krytyka Czystego Rozumu wcale nie udowadnia aprioryczno�ci matematyki i �cis�ych nauk przyrodniczych, tylko okre�la granice ich wa�no�ci pod warunkiem za�o�enia, �e ich prawdy mamy osi�ga� niezale�nie od do�wiadczenia. Co wi�cej, Kant tak dalece nie zajmuje si� udowodnieniem tej aprioryczno�ci, �e po prostu pomija t� cz�� matematyki, w kt�rej aprioryczno�� mo�na by nawet i jego zdaniem pow�tpiewa�, a ogranicza si� tylko do tej jej cz�ci, z kt�rej samego poj�cia mo�na wedle niego t� aprioryczno�� wywnioskowa�. J.Volkalt r�wnie� podnosi, �e "Kant wychodzi z wyra�nego za�o�enia, �e faktycznie istnieje og�lna i konieczna wiedza". A dalej m�wi: "Za�o�enie to, nigdy wyra�nie nie zbadane przez Kanta, pozostaje w takiej sprzeczno�ci z charakterem krytycznej teorii poznania, �e trzeba si� powa�nie zastanowi� nad tym, czy Krytyka Czystego Rozumu mo�e w og�le uchodzi� za krytyczn� teori� poznania". Volkelt twierdzi co prawda, �e z chwalebnych wzgl�d�w wolno na to pytanie odpowiedzie� twierdz�co, ale "krytyczne stanowisko teorii poznania Kanta zosta�o przez to dogmatyczne za�o�enie w dosadny spos�b zachwiane". Do�� na tym, �e r�wnie� i Volkelt stwierdza: "Krytyka Czystego Rozumu nie jest teori� poznania woln� od za�o�e�." Nasze uj�cie, �e Kant ju� na pocz�tku swoich rozwa�a� zak�ada aprioryczn� wa�no�� czystej matematyki i nauk przyrodniczych, podzielaj� w zasadzie: Otto Liebmann, Alfred Holder, Windelband, �berwegs, Ed.v.Hartmann, i Kuno Fischer. Twierdzenie, �e rzeczywi�cie posiadamy poznanie niezale�ne od wszelkiego do�wiadczenia, oraz, �e z do�wiadczenia wyp�ywaj� tylko wzgl�dnie powszechne s�dy, mo�na by by�o uzna� jedynie wtedy, gdyby to wynika�o z innych s�d�w. Twierdzenia te musia�oby bezwarunkowo poprzedzi� zbadanie istoty do�wiadczenia oraz istoty naszego poznania. Ze zbadania istoty do�wiadczenia mog�oby dopiero wynikn�� pierwsze twierdzenie, ze zbadania za� istoty poznania - drugie. Moim zastrze�eniem w stosunku do Krytyki Czystego Rozumu mo�na by uczyni� nast�puj�cy zarzut. M�g�by kto� powiedzie�, �e przecie� ka�da teoria poznania musi dopiero zaprowadzi� czytelnika tam, gdzie mo�na odnale�� wolny od za�o�e� punkt jej wyj�cia. Jakiekolwiek bowiem posiadamy poznanie w pewnej chwili naszego �ycia, zawsze jest ono znacznie oddalone od owego punktu wyj�cia i zawsze musimy dopiero sztucznie cofa� si� z niego. Ot� w samej rzeczy takie czysto dydaktyczne porozumienie si� co do pocz�tku tej nauki jest konieczno�ci� dla ka�dego teoretyka poznania. Jednak�e takie porozumienie musi si� ograniczy� w ka�dym razie tylko do wykazania, czy wchodz�cy w gr� pocz�tek poznania jest rzeczywi�cie tym pocz�tkiem; musi ono przebiega� w czysto analitycznych zdaniach, kt�re same przez si� s� zrozumia�e i �adn� miar� nie mo�e zak�ada� rzeczywistych tre�ciwych twierdze� kt�reby wp�ywa�y na tre�� nast�pnych rozwa�a�, jak to si� w�a�nie sta�o u Kanta. Teoretyk poznania ma r�wnie� obowi�zek wykaza�, �e przyj�ty przeze� pocz�tek jest rzeczywi�cie wolny od za�o�e�. Ale wszystkie te wst�pne rozwa�ania nie maj� nic wsp�lnego z istot� samego pocz�tku, znajduj� si� zupe�nie poza jego zakresem i niczego o nim samym nie wypowiadaj�. Na pocz�tku nauki matematyki musz� si� r�wnie� potrudzi�, aby przekona� ucznia o aksjomatycznym charakterze pewnych podstawowych prawd. Nikt jednak nie zechce twierdzi�, �e tre�� pewnik�w matematycznych zale�y od tych wst�pnych rozwa�a�. /Czwarty rozdzia� tej ksi��ki pt. "Punkty wyj�cia teorii poznania" jest dowodem tego, �e w ten sam spos�b post�puj� z moj� w�asn� teori� poznania./ Ca�kiem tak samo musia�by teoretyk poznania w swych wst�pnych rozwa�aniach pokaza� drog� do wolnego od za�o�e� pocz�tku swej nauki. W�a�ciwa tre�� tego pocz�tku musi jednak pozosta� niezale�na od tych rozwa�a�. W ka�dym razie od takiego wst�pu do teorii poznania daleko odbieg� ten, kto - jak Kant - ju� w�a�nie na samym pocz�tku zak�ada pewne twierdzenia o zupe�nie okre�lonym, a dogmatycznym charakterze. 3. TEORIA POZNANIA W DOBIE POKANTOWSKIEJ B��dne sformu�owanie problemu u Kanta nie pozosta�o bez wp�ywu na wszystkich p�niejszych teoretyk�w poznania. Jako rezultat swego aprioryzmu musia� Kant przyj�� pogl�d, �e wszystkie dane nam przedmioty s� naszymi wyobra�eniami. Pogl�d ten sta� si� odt�d podstawow� zasad� i punktem wyj�cia prawie wszystkich teoriopoznawczych system�w. Najpierw i bezpo�rednio pewnym ma by� dla nas jedynie i tylko to, �e znamy wy��cznie nasze wyobra�enia. Jest to prawie powszechne przekonanie filozof�w. Ju� G.E. Schultze twierdzi w roku 1792 w swoim "Aenedesimus", �e wszelkie nasze akty poznawcze s� tylko wyobra�eniami oraz, �e nigdy nie mo�emy wyj�� poza nie. Schopenchauer z w�a�ciwym sobie filozoficznym patosem og�asza, �e pogl�d: "�wiat jest moim wyobra�eniem" stanowi trwa�� zdobycz filozofii Kanta. Ed.v.Hartmann uwa�a to twierdzenie za tak nietykalne, �e w swej ksi��ce pt. "Kritische Grundlegung des transzendentalen Realismus" liczy tylko na takich czytelnik�w, kt�rzy wyro�li z naiwnego uto�samiania swojego obrazu postrze�eniowego z rzecz� sam� w sobie i u�wiadomili sobie absolutn� r�no�� /heterogeniczno��/ obiektu, danego nam w akcie wobra�eniowym, jako subiektywno - idealn� tre�� �wiadomo�ci, oraz rzeczy, kt�ra istnieje w sobie i dla siebie, niezale�nie od aktu wyobra�eniowego oraz formy naszej �wiadomo�ci. Uznaje on wi�c tylko czytelnik�w przekonanych o tym, �e wszystko, co mamy bezpo�rednio dane, jest tylko naszym wyobra�eniem. W swojej ostatniej teoriopoznawczej publikacji usi�uje Hartmann uzasadni� jeszcze to zapatrywanie. Jakie stanowisko musi zaj�� wolna od przes�d�w teoria poznania w stosunku do takiego uzasadnienia, to si� oka�e w dalszym ci�gu mej ksi��ki. Otto Liebmann og�asza za najwy�sz�, u�wi�con� zasad� wszelkiej teorii poznania twierdzenie, �e "�wiadomo�� nie mo�e wyj�� poza siebie sam�". Zdaniem Volkelta najpierwsz� i najbardziej bezpo�redni� prawd� ma by� to, �e "wszelka nasza wiedza rozci�ga si� przede wszystkim tylko na nasze wyobra�enia". S�d ten nazywa on pozytywistyczn� zasad� poznania, i tylko tak� teori� poznania uwa�a za "wybitnie krytyczn�", kt�ra "umieszcza t� zasad�, jako co� jedynie pewnego, na pocz�tku wszelkiego filozofowania i potem j� konsekwentnie przeprowadza". U innych filozof�w znajdujemy na pocz�tku teorii poznania inne twierdzenia, jak np., �e w�a�ciwy jej problem polega na zagadnieniu stosunku pomi�dzy my�leniem a bytem i mo�liwo�ci po�rednictwa pomi�dzy nimi. Rehmke pyta, w jaki spos�b u�wiadamiamy sobie "to, co istnieje". Kirchman wychodzi z dw�ch teoriopoznawczych aksjomat�w: "Wszystko co istnieje, postrzegam", oraz "sprzeczno�� nie istnieje". Zdaniem E.L. Fishera poznanie polega na wiedzy o tym, co jest faktyczne, realne. Dogmat ten pozostawia on tak samo bez sprawdzenia, jak Goring, kt�ry twierdzi co� podobnego: "Poznanie jest zawsze poznawaniem czego�, co istnieje; jest to fakt , kt�remu nie zdo�a zaprzeczy� ani krytycyzm Kanta, ani sceptycyzm". Obaj wyrokuj� po prostu co to jest poznanie, nie pytaj�c , czy maj� prawo do tego. Chocia�by te r�ne twierdzenia by�y nawet s�uszne, wzgl�dnie - cho�by nawet prowadzi�y do poprawnego formu�owania odno�nych problem�w, to jednak stanowczo nie mog� one znajdowa� si� na pocz�tku teorii poznania. Wszystkie bowiem jako ca�kiem okre�lone pogl�dy znajduj� ju� w obr�bie samego poznania. Je�li powiadam, �e moja wiedza dotyczy przede wszystkim tylko moich wyobra�e�, to jest przecie� ca�kiem okre�lony s�d poznawczy. S�dem tym przypisuj� danemu mi �wiatu pewne orzeczenie, a mianowicie istnienie w formie wyobra�enia. Ale sk�d mam wiedzie�, jeszcze przed wszelkim poznaniem, �e dane mi rzeczy s� wyobra�eniami? �e takiego twierdzenia nie powinno si� umieszcza� na pocz�tku teorii poznania, o tym przekonamy si� najlepiej w ten spos�b, �e zbadamy drog�, kt�r� musia� przemierzy� umys� ludzki, aby do niego doj��. Zdanie to sta�o si� integralnym sk�adnikiem niemal ca�ej nowoczesnej, naukowej �wiadomo�ci. Rozumowanie, kt�re doprowadzi�o �wiadomo�� do tego przekonania, mamy prawie w ca�o�ci systematycznie wy�o�one w pierwszym rozdziale ksi��ki Ed.v.Hartmanna "Das Gundproblem der Erkenntnistheorie". Praca ta mo�e nam s�u�y� za pewien rodzaj nici przewodniej, je�li chcemy rozwa�y� wszystkie powody, kt�re mog�y prowadzi� do owego przekonania. Powody te mo�na podzieli� na fizykalne, psychofizyczne, fizjologiczne i w�a�ciwe filozoficzne. Fizyk, obserwuj�c zjawiska, rozgrywaj�ce si� w naszym otoczeniu gdy np. odbieramy wra�enie d�wi�ku, dochodzi do przekonania, �e nie ma w nich nic, cho�by najs�abiej podobnego do bezpo�redniego postrze�enia d�wi�ku. Poza nimi, w otaczaj�cej nas przestrzeni, mo�na odnale�� tylko pod�u�ne drgania cia� i powietrza. Sk�d wniosek, �e to, co w �yciu codziennym nazywamy d�wi�kiem lub tonem - to tylko podmiotowa reakcja naszego organizmu na ten falowy ruch. Tak samo stwierdzamy, �e �wiat�o, barwy i ciep�o s� czym� czysto podmiotowym. Zjawiska rozpraszania barw oraz za�amywania, interferencji i polaryzacji �wiat�a ucz� nas, �e naszym odno�nym wra�eniom odpowiadaj� w przestrzeni pewne poprzeczne drgania, kt�re przypisujemy cz�ciowo cia�om, cz�ciowo za� niezmiernie subtelnej i elastycznej substancji, kt�r� zwiemy eterem. Poza tym pewne fakty zniewalaj� fizyka do porzucenia wiary w ci�g�o�� przedmiot�w w przestrzeni. Sprowadza on je do uk�ad�w najdrobniejszych cz�stek /drobiny, atomy, itd./, kt�rych wielko�� w por�wnaniu z ich odleg�o�ciami od siebie jest niewymiernie ma�a. St�d wniosek, �e wszelkie oddzia�ywanie cia� na siebie dokonuje si� poprzez pr�n� przestrze�, b�d�c zatem prawdziw� actio in distans. Dzisiejsza fizyka uwa�a si� za uprawnion� do przyj�cia, �e oddzia�ywanie cia� na nasz zmys� dotyku lub ciep�a nie odbywa si� drog� bezpo�redniego kontaktu, bo zawsze musi zosta� pewna, cho�by minimalnie drobna, odleg�o�� pomi�dzy przedmiotem, stykaj�cym si� z nasz� sk�r�, a ni� sam�. Z tego wynika, �e to, co odczuwamy np. jako twardo�� lub ciep�o cia�, to tylko reakcja naszych zako�cze� nerwowych na molekularne si�y cia�, dzia�aj�ce przez pr�n� przestrze�. Rozumowanie fizyka znajduje swoje dope�nienie w badaniach psychofizykalnych, kt�re znalaz�y sw�j wyraz w nauce o swoistej energii zmys��w. J. Muller wykaza�, �e ka�dy zmys� mo�e by� podra�niony tylko w jemu w�a�ciwy i jego organizacj� uwarunkowany spos�b, oraz, �e ka�dy zmys� reaguje na ka�d� podniet� zewn�trzn� zawsze w ten sam spos�b. Je�li podra�nimy nerw wzrokowy, to zawsze otrzymamy wra�enie �wietlne, wszystko jedno czy dra�nili�my go mechanicznie, czy pr�dem elektrycznym, czy te� �wiat�em. Z drugiej strony te same zewn�trzne procesy wywo�uj� r�ne wra�enia, zale�nie od tego, na jaki zmys� oddzia�ywuj�. St�d wywnioskowano, �e w �wiecie zewn�trznym istnieje tylko jeden rodzaj proces�w, a mianowicie ruch, r�norodno�� za� postrzeganego przez nas obrazu �wiata t�umaczy si� jedynie swoisto�ci� reakcji naszych zmys��w na ten proces. Wedle tego pogl�du nie postrzegamy wcale �wiata zewn�trznego jako takiego, tylko nasze podmiotowe wra�enia, kt�re ten �wiat w nas wywo�uje. Tu do��czaj� si� rozwa�ania fizjologiczne. Fizyka �ledzi rozgrywaj�ce si� poza naszym organizmem zjawiska, kt�re odpowiadaj� naszym postrze�eniom. Fizjologia za� bada procesy, zachodz�ce w naszym organizmie wtedy, gdy uczuwamy pewne zmys�owe wra�enie. Wiemy, �e sam nask�rek jest zupe�nie niewra�liwy na podniety �wiata zewn�trznego. Je�li zako�czenia naszych nerw�w dotykowych na powierzchni cia�a maj� zosta� podra�nione jakim� oddzia�ywaniem �wiata zewn�trznego, to proces drgania, rozgrywaj�cy si� poza naszym cia�em, musi najpierw przenikn�� warstw� nask�rka. Ponadto, zanim ten zewn�trzny proces ruchu dojdzie w zmy�le s�uchu czy wzroku do nerwu, zostaje jeszcze zmodyfikowany przez ca�y szereg po�rednich narz�d�w. Afekcja zako�cze� nerwowych musi nast�pnie p�j�� dalej wzd�u� nerwu, a� do centralnego uk�adu nerwowego i tu dokonuje si� to, dzi�ki czemu, na pod�o�u czysto mechanicznych proces�w w m�zgu wytwarza si� odczuwanie wra�enia. Rzecz prosta, �e skutkiem owych przekszta�ce�, jakich po drodze dokonuje ka�da zmys�owa podnieta, nast�puje tak zupe�na jej przemiana, �e wszelki �lad podobie�stwa pomi�dzy pierwsz� afekcj� zmys�u a pojawiaj�cym si� ostatecznie w �wiadomo�ci wra�eniem musi ulec zupe�nemu zatarciu. Wynik tych rozwa�a� wypowiada Hartmann w nast�puj�cych s�owach: "Ta tre�� �wiadomo�ci sk�ada si� pierwotnie z moment�w czuciowych, kt�rymi dusza odruchowo reaguje na stany ruchu w najwy�szych o�rodkach m�zgu. Ruchy te nie maj� jednak najmniejszego podobie�stwa do zewn�trznych ruch�w molekularnych, dzi�ki kt�rym w og�le dochodz� do skutku". Kto t� my�l dok�adnie, a� do ko�ca przemy�li, ten musi przyzna�, �e, je�li to rozumowanie jest s�uszne, to rzeczywi�cie w tre�ci naszej �wiadomo�ci nie pozostaje ju� najmniejszej reszty z tego, co zwiemy �wiatem zewn�trznym. Do tych fizykalnych i fizjologicznych zarzut�w przeciwko tzw. "naiwnemu realizmowi" do��cza Hartmann jeszcze inne zastrze�enia, kt�re nazywa filozoficznymi we w�a�ciwym tego s�owa znaczeniu. Przy logicznym rozwa�aniu obu pierwszych mo�na zauwa�y�, �e w gruncie rzeczy tylko wtedy mo�emy doj�� do powy�szego rezultatu, je�li za�o�ymy istnienie i zwi�zek zewn�trznych rzeczy tak, jak to przyjmuje zwyk�a, naiwna �wiadomo��, a potem dopiero zbadamy, czy i w jaki spos�b ten �wiat zewn�trzny mo�e wej�� do naszej �wiadomo�ci, je�li uwzgl�dnimy w�a�ciwo�ci naszej organizacji. Widzieli�my, �e wszelkie �lady tego zewn�trznego �wiata gubi� si� nam po drodze od podniety zmys�owej do wst�pienia w �wiadomo��, �e przeto w �wiadomo�ci nie znajdujemy nic wi�cej, jak tylko nasze wyobra�enia. Musimy wi�c przyj��, �e dusza z materia�u naszych wra�e� konstruuje ten obraz �wiata zewn�trznego, kt�ry dochodzi do naszej �wiadomo�ci. Z wra�e� zmys�u wzroku i dotyku konstruujemy najpierw przestrzenny obraz �wiata, a nast�pnie w��czamy we� wra�enia innych zmys��w. Gdy czujemy si� zmuszeni do wyobra�enia sobie pewnego okre�lonego kompleksu naszych dozna� w pewnym zwi�zku z sob�, wtedy dochodzimy do poj�cia substancji, uwa�aj�c j� za ich nosicielk�. Gdy w stosunku do substancji zauwa�ymy znikanie jednych dozna�, a pojawienie si� innych, wtedy przypisujemy to pewnej zmianie w �wiecie zjawisk, regulowanej tak zwanym prawem przyczynowo�ci. Tak wi�c, wedle tego pogl�du, ca�y nasz obraz �wiata sk�ada si� z podmiotowej tre�ci naszych wra�e�, kt�re porz�dkujemy w�asn� czynno�ci� naszej duszy. Hartmann powiada: "To co podmiot postrzega, s� to zawsze tylko modyfikacje jego w�asnych stan�w psychicznych i nic wi�cej". Zapytajmy teraz, w jaki spos�b mo�na doj�� do takiego przekonania? Szkielet tego rozumowania jest nast�puj�cy: Je�li istnieje �wiat zewn�trzny, to my go nie postrzegamy, jako takiego, tylko przemieniamy go nasz� organizacj� na �wiat naszych wyobra�e�. Mamy tu do czynienia z za�o�eniem, kt�re konsekwentnie przeprowadzone samo siebie niweczy. Czy jednak takie rozumowanie nadaje si� do uzasadnienia jakiegokolwiek pogl�du? Czy� mamy prawo uwa�a� dany nam obraz �wiata za podmiotow� tre�� naszych wyobra�e� tylko dlatego, �e �cis�e przemy�lenie za�o�enia, przyj�tego przez naiwn� �wiadomo��, prowadzi do takiego wyniku? Przecie� naszym celem jest w tym wypadku wykazanie fa�szywo�ci tego za�o�enia. A wtedy musieliby�my dopu�ci� tak� mo�liwo��, �e pewne twierdzenie okazuje si� wprawdzie fa�szywym, ale mimo to wynik, do kt�rego prowadzi, jest s�uszny. Wprawdzie mo�e si� to gdzie� wydarzy�, ale wtedy �adn� miar� nie nale�y uwa�a� rezultatu za wynik za�o�onego twierdzenia. �wiatopogl�d, kt�ry realno�� danego nam bezpo�rednio obrazu �wiata uwa�a za co�, nie ulegaj�cego �adnej w�tpliwo�ci i rozumiej�cego si� samo przez si�, nazywamy zazwyczaj realizmem naiwnym. Pogl�d za� przeciwny, kt�ry uwa�a obraz �wiata za tre�� naszej �wiadomo�ci, nazywamy realizmem transcendentnym. Wynik poprzednich rozwa�a� mo�na przeto uj�� w nast�puj�ce s�owa: Idealizm transcendentalny wykazuje swoj� prawdziwo�� w ten spos�b, �e pos�uguje si� �rodkami tego samego naiwnego realizmu, kt�ry chce ocali�. Idealizm ten ma racj�, je�eli naiwny realizm oka�e si� b��dnym, ale b��dno�� t� demaskuje tylko przy pomocy nieprawdziwego pogl�du realistycznego. Dla kogo�, kto sobie z tego zda spraw�, nie pozostaje nic innego, jak porzuci� tak� drog� do osi�gni�cia �wiatopogl�du i poszuka� innej. Czy jednak mamy dop�ty pr�bowa� na los szcz�cia, dop�ki przypadkowo nie trafimy na dobr� drog�? Co prawda tego zdania jest Ed.v.Hartmann, kt�ry swoje teoriopoznawcze stanowisko dlatego uwa�a za s�uszne, bo ono t�umaczy zjawiska �wiata podczas gdy inne tego nie czyni�. Poszczeg�lne �wiatopogl�dy podejmuj�, jego zdaniem, pewien rodzaj walki o byt i ten, kt�ry najlepiej z tej walki wychodzi, zostaje w ko�cu og�oszony zwyci�zc�. Jednak�e takie post�powanie wydaje mi si� ju� dlatego niedopuszczalne, poniewa� mog�aby zupe�nie dobrze istnie� wi�ksza ilo�� takich zwyci�skich hipotez, kt�reby tak samo zadawalaj�co wyja�nia�y zjawiska �wiata. Zatrzymajmy si� wi�c przy powy�szym rozumowaniu, d���cym do obalenia naiwnego realizmu i zbadajmy, gdzie w�a�ciwie tkwi� jego braki: Naiwny realizm jest przecie� stanowiskiem, z kt�rego wychodz� wszyscy ludzie i ju� cho�by dlatego trzeba w�a�nie od niego zaczyna� korekt�. Gdy zrozumiemy, dlaczego on nam nie wystarcza, b�dziemy mogli wkroczy� na w�a�ciw� drog� z ca�kiem inn� pewno�ci�, ni� wtedy, gdyby�my jej szukali na los szcz�cia. Naszkicowany tu subiektywizm polega ma my�lowym opracowywaniu pewnych fakt�w. Zak�ada on wi�c, �e z pewnego faktycznego punktu wyj�cia mo�na drog� konsekwentnego my�lenia /logicznego kombinowania pewnych obserwacji/ doj�� do s�usznych pogl�d�w. Stanowisko to nie pyta jednak o prawo do takiego stosowania naszego my�lenia. I to stanowi jego s�aby punkt. Podczas gdy realizm naiwny wychodzi z nieudowodnionego za�o�enia, �e tre�� naszych postrze�e� posiada obiektywn� realno��, stanowisko, kt�re charakteryzujemy, wychodzi r�wnie� z nieuzasadnionego przekonania, �e przy pomocy my�lenia mo�na doj�� do prawomocnych naukowo pogl�d�w. W przeciwie�stwie do realizmu naiwnego mo�na by nazwa� to stanowisko naiwnym racjonalizmem. Celem usprawiedliwienia tej terminologii chcia�bym tu wtr�ci� kr�tk� uwag� o poj�ciu "naiwno�ci". A. Doring pr�buje okre�li� bli�ej to poj�cie w swej pracy p.t. "�ber den Begriff des naiven Realiesmus." Pisze on: "Poj�cie naiwno�ci to jakby punkt zerowy na skali refleksji w stosunku do w�asnego post�powania. Naiwno�� mo�e co do tre�ci zupe�nie dobrze trafi� w sedno prawdy, bo chocia� dzia�a bez namys�u i dlatego w�a�nie nie krytycznie, wzgl�dnie bezkrytycznie, ale ten brak refleksji i krytyki nie wyklucza obiektywnej pewno�ci s�uszno�ci; implikuje mo�liwo�� i niebezpiecze�stwo b��du, nie poci�gaj�c za sob� bynajmniej jego konieczno�ci. Istnieje naiwno�� uczucia i woli oraz wyobra�e� i my�lenia w najszerszym znaczeniu tego s�owa; nast�pnie naiwno�� wyra�ania tych wewn�trznych stan�w w przeciwie�stwie do ich ukrywania, czy modyfikacji spowodowanej refleksj� czy te� innymi wzgl�dami. Naiwno�� nie ulega - przynajmniej �wiadomie - wp�ywom tego, co przychodzi do nas z zewn�trz, czego si� uczymy i co mamy unormowane /przepisami/. Ona jes