12317

Szczegóły
Tytuł 12317
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12317 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12317 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12317 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Gabriel Meretik Noc GENERA�A W przek�adzie Micha�a Radgowskiego WYDAWNICTWA �ALFA� WARSZAWA 1989 Tytu� orygina�u LA NUIT DU G�N�RAL � Copyright by Edition Pierre Belford, 1989 Paris � Copyright for the Polish edition by Wydawnictwa �Alfa�, Warszawa 1989 ISBN 83-7001-320-1 Od Autora Jesieni� 1987 roku postanowi�em napisa� ksi��k� o wydarzeniach zwi�zanych z wprowadzeniem w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku stanu wojennego w Polsce. Bezpo�rednim impulsem do podj�cia tej decyzji by�a relacja m�odej Polki z Krakowa, kt�ra � b�d�c przejazdem w Pary�u � opowiada�a mi o prze�yciach tej nocy; potem zosta�a internowana. Owa mieszanina wydarze� komicznych i tragicznych wywar�a na mnie wyj�tkowe wra�enie. Zastanowi� mnie fakt, �e do tego czasu nikt (przynajmniej na Zachodzie) nie usi�owa� odtworzy� przebiegu tych dramatycznych godzin. Do podj�cia tego zadania sk�oni�y mnie tak�e inne, bardziej osobiste powody. Ot� w listopadzie 1981 roku, po wielu latach bezskutecznego zabiegania o polsk� wiz�, przyjecha�em do Warszawy, by nakr�ci� kilka reporta�y dla telewizji francuskiej w zwi�zku z przewidzian� oficjaln� wizyt� premiera Pierre�a Mauroya. Pewien m�j przyjaciel, zwi�zany ^ ko�ami rz�dowymi, zapyta� w�wczas, czy zamierzam wr�ci� do Polski w pierwszych dniach grudnia. Nie zamierza�em �ledzi� wizyty premiera wraz z innymi dziennikarzami, wi�c odpowiedzia�em przecz�co. �Szkoda � odpowiedzia�. � Z profesjonalnego punktu widzenia mog�oby to by� dla ciebie interesuj�ce...� W�wczas nie rozumia�em, co mia� na my�li. Pr�bowa�em jednak przekona� mojego �wczesnego szefa, by mnie wys�a� do Polski. Bezskutecznie. Tym wi�ksza opanowa�a mnie gorycz na wie�� o tym, co si� wydarzy�o w nocy 13 grudnia... Uda�o mi si� jednak przeprowadzi� d�ug� i �mudn� ankiet�, kt�rej wynikiem jest ta ksi��ka. W ci�gu 18 miesi�cy przeprowadzi�em 370 wywiad�w. W poszukiwaniu �wiadk�w i uczestnik�w wydarze� podr�owa�em od Stan�w Zjednoczonych do Moskwy. Jedni z rozm�wc�w (jak na przyk�ad kanclerz Schmidt czy cz�onkowie �wczesnego rz�du francuskiego) ch�tnie udzielali wywiad�w. Na spotkania z innymi musia�em d�ugo czeka�. Niekt�rzy godzili si� wy��cznie na rozmow� telefoniczn�. Byli tacy, kt�rzy zastrzegali si�, �e nie wyra�aj� zgody na cytowanie ich wypowiedzi. Owocem tych rozm�w jest przesz�o 50 godzin nagra� i kilka tysi�cy stron notatek... By� mo�e umkn�o mi par� istotnych szczeg��w, aczkolwiek stara�em si� wszystko sprawdza� dok�adnie. Mog�o si� te� zakra�� kilka b��d�w rzeczowych. Pami�� ludzka jest zawodna... I jeszcze jedno � sprawa doboru rozm�wc�w. Nikogo z g�ry nie eliminowa�em. Jednak�e ograniczony czas i pewne kwestie organizacyjne nie pozwoli�y mi spotka� si� ze wszystkimi, z kt�rymi chcia�em rozmawia�. Czasami dopisywa�o mi szcz�cie � jak na przyk�ad z ow� szabl� kawaleryjsk�, kt�r� premier Francji mia� podarowa� genera�owi Jaruzelskiemu w grudniu 1981 roku i kt�r� po wielomiesi�cznych poszukiwaniach uda�o mi si� odnale�� w kasie pancernej Pa�acu Matignon, siedzibie francuskich premier�w. O istnieniu tej szabli wiedzia�o we Francji zaledwie kilka os�b. W Polsce � chyba nikt. Czytelnik zapewne zwr�ci uwag� na fakt, �e nie cytuj� genera�a Jaruzelskiego. Ani Lecha Wa��sy. Przewodnicz�cy Rady Pa�stwa nie zgodzi� si� przyj�� mnie. Pomy�la�em wi�c, �e dla r�wnowagi nie powinienem stara� si� o zamieszczenie w ksi��ce osobistych wspomnie� przewodnicz�cego �Solidarno�ci�, z kt�rym spotka�em si�, ale przy innej okazji... GABRIEL M�R�TIK SOBOTA 12 GRUDNIA 1981 23.20 Warszawa W Warszawie, na rogu Nowogrodzkiej i Pozna�skiej, kilkaset metr�w od Pa�acu Kultury i Nauki, kt�rego sylwetka w stalinowskim stylu g�ruje ponad obszernym placem w samym sercu polskiej stolicy, znajduje si� centrum telekomunikacji. Jest to ci�ki budynek z czerwonawego kamienia, ozdobiony licznymi neonowymi napisami, w kt�rych poszczeg�lne litery od dawna ju� zagas�y. Kiedy� napis informowa�: TELEFON MI�DZYMIASTOWY, TELEGRAF, RADIOTELEGRAF. Maria pracuje na drugim pi�trze, od strony Pozna�skiej, w oddziale telegram�w krajowych i mi�dzynarodowych. Tego wieczoru pracuje tu z trzema kole�ankami. Czekaj� na jednego z koleg�w � z innego oddzia�u � kt�ry odchodzi na emerytur�. Obieca�, �e po swym dy�urze o p�nocy urz�dzi po�egnanie z ciastkami i kaw� (by� mo�e nieco zakrapian�). Wiecz�r jest raczej spokojny, jak to w sobot�. Wszystkie kobiety s� w kapciach (zim� urz�dniczki zostawiaj� obuwie w szatni). Dwie robi� na drutach, trzecia posz�a w�a�nie do toalety. Nagle Maria s�yszy g�uche uderzenia, ma wra�enie, �e rozlegaj� si� gdzie� w budynku, poza metalowymi drzwiami prowadz�cymi na korytarz, sk�d wchodzi si� tak�e do centrali mi�dzymiastowej. Dziwne drgania wydaj� si� przenika� metalow� struktur� gmachu. Na tablicy kontrolnej zapalaj� si� chaotycznie �wiate�ka. Maria chwyta s�uchawk�, ��czy si� z centrum technicznym: �Co si� tam dzieje?�. Nikt nie odpowiada. Po��czenie zosta�o brutalnie przerwane. Odg�osy si� nasilaj�, decyduje si� wi�c p�j�� sama sprawdzi�. Robi zaledwie par� krok�w, gdy podw�jne drzwi otwieraj� si� wskutek gwa�townego pchni�cia. Czterech lub pi�ciu �o�nierzy wpada do wielkiej sali. W pierwszej chwili s�dzi, �e to spadochroniarze w strojach bojowych, z maskuj�cymi siatkami na he�mach i bagnetami na lufach pistolet�w maszynowych. Jeden krzyczy: �Krzes�a pod �cian�! Nie rusza� si�!�. Drugi grozi Marii bagnetem. Jednak�e Maria nie odczuwa l�ku. Ju� od wielu miesi�cy nale�y do �Solidarno�ci�. Przypuszcza wi�c, �e poniewa� zwi�zek rzuci� has�o przygotowania si� do strajku, chodzi tu o now� pr�b� zastraszenia ze strony w�adzy. Pr�b� bardziej �si�ow�� ni� zwykle, ale to jej nie dziwi. �Solidarno�� domaga�a si�, by s�u�by �bez- piecze�stwa�, zajmuj�ce si� w telekomunikacji pods�uchem, zosta�y usuni�te z budynk�w publicznych... Maria rusza w stron� �o�nierza ze s�owami: �Jak panu nie wstyd grozi� bagnetem kobiecie!�. Widz�c wchodz�cego do sali dyrektora w otoczeniu kilku innych aktywist�w, a w�r�d nich jego zast�pc�, wojskowego przys�anego kilka miesi�cy temu z Ministerstwa Obrony Narodowej, zaczyna krzycze�: �Co za faszystowskie metody!�. Dyrektor na pr�no pr�buje j� uspokoi�. W tej samej chwili jeden z �o�nierzy grozi broni� jej kole�ance, kt�ra w�a�nie wr�ci�a z toalety i � zaskoczona wydarzeniami � zacz�a krzycze�. Jednocze�nie Maria widzi, jak drugi zbli�a si� do szyby, za kt�r� znajduj� si� d�wignie i przyciski uruchamiaj�ce ca�� maszyneri� sali i zaczyna je wszystkie wy��cza� bez�adnie. �Powariowali � my�li Maria. � Wysadz� w powietrze ca�� instalacj�. Odruchowo spogl�da na wielki elektryczny zegar, kt�ry w�a�nie si� zatrzyma�. Nieruchome wskaz�wki wskazuj� godzin� 23.20. 23.25 W siedzibie �Solidarno�ci� regionu �Mazowsze� przy Mokotowskiej jest jeszcze ze dwadzie�cia os�b; niekt�rzy szykuj� si� ju� do wyj�cia z tego czteropi�trowego budynku, w kt�rym dawniej by�a szko�a. Krzysztof wie, �e musi tu sp�dzi� noc, poniewa� zwi�zek rzuci� has�o przygotowania si� do strajku, poza tym od dw�ch dni w Gda�sku trwa posiedzenie Krajowej Komisji Porozumiewawczej �Solidarno�ci� (KKP). Krzysztof pracuje w agencji prasowej �Solidarno�ci�, dostarczaj�cej informacji nie tylko do wszystkich region�w, ale r�wnie� agencjom prasy zagranicznej w Warszawie. Wraz z kolegami oczekuje niecierpliwie na wie�ci z Gda�ska. Kiedy oko�o godziny 22.00 przyszed� do siedziby regionu, z przykro�ci� opuszczaj�c przyjaci�, kt�rzy �wi�towali imieniny Aleksandra, powiedziano mu, i� kto� zauwa�y� oko�o trzeciej po po�udniu dwustu czy trzystu ZOMO-wc�w wkraczaj�cych do pobliskiego kina �Klub�. Przez chwil� s�dzili, �e ma to zwi�zek z nimi, �e szykuje si� atak na budynek lub � co bardziej prawdopodobne � jaka� urz�dowa rewizja. Potem przestali si� tym zajmowa�. Wreszcie zastuka� teleks z Gda�ska; ich korespondent nadawa� materia�. Wida� nie mia� czasu na przygotowanie ta�my perforowanej, bo wystukiwa� bezpo�rednio, topornie. Nagle teleks zatrzyma� si�. Sprawdzaj� po��czenia. Nic. Pr�buj� po��czenia z Gda�skiem przez inny aparat. Na pr�no. Ledwo zd��aj� wezwa� korespondenta do telefonu, by zasygnalizowa�, �e linia przerwana, gdy nagle wszystkie teleksy jeden po drugim nieruchomiej�. Po chwili milkn� telefony. Ostatnia linia b�dzie przerwana o 23.42, dok�adnie w tym momencie, w kt�rym powiadamiaj� Komitet Strajkowy student�w Politechniki o tym, co si� zdarzy�o. 23.30 Gda�sk W wielkiej sali Stoczni, tej samej, w kt�rej nieca�e 16 miesi�cy wcze�niej podpisano s�ynne Porozumienie, temperatura ro�nie. Ju� prawie 20 godzin (od wczoraj, czyli od pi�tku) trwa spotkanie g��wnych przyw�dc�w �Solidarno�ci�. Wi�kszo�� spo�r�d zgromadzonych to cz�onkowie Komisji Krajowej. Obecni s� przewodnicz�cy region�w, cz�onkowie komisji rewizyjnej i g��wni doradcy zwi�zku. W sumie jest 150 os�b reprezentuj�cych (z ma�ymi wyj�tkami) najwy�sze kierownictwo najbardziej znacz�cego ruchu spo�ecznego, jaki powsta� w kraju wschodniego bloku. Oko�o pi��dziesi�ciu dziennikarzy, w�r�d nich liczni korespondenci specjalni prasy zachodniej, t�oczy si� w korytarzach oczekuj�c na decyzje kierownictwa �Solidarno�ci�. Dla wszystkich przyby�ych do Gda�ska jest to decyduj�cy moment. W grudniu 1981 roku sytuacja w kraju sta�a si� katastrofalna. Ludno�� znosi z coraz wi�ksz� trudno�ci� pi�trz�ce si� dolegliwo�ci codziennego �ycia. W mro�ne noce tworz� si� ju� kolejki do sklep�w spo�ywczych. Wprowadzenie przed kilku miesi�cami kartek �ywno�ciowych nie rozwi�za�o problemu. Nieuchronne wydaje si� starcie mi�dzy zwi�zkiem, kt�ry twierdzi, i� ma 10 milion�w cz�onk�w, a w�adz�, kt�rej si�a nap�dowa, partia, w ci�gu nieca�ych dw�ch lat po raz trzeci zmienia pierwszego sekretarza i ze zdumieniem patrzy na topniej�ce w oczach swoje szeregi. Aparat pa�stwa, rz�d, maj�cy ju� czwartego premiera, sprawia wra�enie niezdolnego do opanowania sytuacji. To ust�puje ��daniom �Solidarno�ci�, to daje odp�r, jak na przyk�ad w sprawie utrzymania rektora Wy�szej Szko�y In�ynierskiej w Radomiu, co wywo�a�o fal� strajk�w bez precedensu w ca�ym szkolnictwie wy�szym. Tak�e zwi�zek, rzecz paradoksalna, prze�ywa kryzys, bez w�tpienia najg��bszy od sierpnia 1980 roku. Nie ulega w�tpliwo�ci, �e I Zjazd �Solidarno�ci�, kt�ry odby� si� w�a�nie tu, w Gda�sku, we wrze�niu i pa�dzierniku, by� okresem wyj�tkowej intensywno�ci w �yciu kraju. Niekt�rzy nie wahali si� okre�la� tego wydarzenia jako historyczny zwrot nie tylko w �yciu Polski, lecz tak�e w ca�ym obozie socjalistycznym. Ju� wtedy byli jednak tacy, w tym r�wnie� cz�onkowie �Solidarno�ci�, kt�rzy dostrzegali wyra�ne p�kni�cia. Bior�c pod uwag� negatywne stanowisko doradc�w zwi�zku i Episkopatu wobec �Pos�ania do ludzi pracy Europy Wschodniej� czy wybory do kierownictwa zwi�zku (Wa��sa otrzyma� tylko 55 procent g�os�w), by�o rzecz� jasn�, �e w �onie �Solidarno�ci� b�d� si� toczy�y ci�kie walki wewn�trzne. Od dw�ch dni walki te tocz� si� na oczach stu pi��dziesi�ciu os�b obecnych na sali. W spos�b schematyczny mo�na by to uzna� za starcie mi�dzy �umiarkowanymi� pod wodz� Wa��sy � popieranymi przez wi�kszo�� doradc�w, zw�aszcza bli�ej zwi�zanych z Ko�cio�em � a �radyka�ami� lub �ekstremistami� kierowanymi przez przeciwnik�w przewodnicz�cego �Solidarno�ci�: Gwiazd�, Jurczyka, Rulewskiego i S�owika. Uczestnicy obrad byli zgodni tylko co do jednego: zwi�zek znalaz� si� w impasie. Podczas obrad prezydium Komisji Krajowej (kt�re odby�y si� dwa dni wcze�niej, w czwartek) jeden z przyw�dc�w zwi�zku, Pa�ka, wyra�nie okre�li� mo�liwo�ci wyboru: dialog lub konfrontacja. To znaczy: uciekanie si� do akcji protestacyjnej i strajku jedynie w razie wy�szej konieczno�ci; konfrontacja narzucona przez w�adz�, na kt�r� zwi�zek odpowiedzia�by tworzeniem milicji robotniczej i strajkiem generalnym �aktywnym� (w zamy�le �Solidarno�ci� chodzi�o o przej�cie kontroli nad produkcj� i podzia�em); wreszcie konfrontacja ofensywna, czyli poszukiwanie decyduj�cych rozwi�za� politycznych przez wezwanie do strajku generalnego, by wymusi� wolne wybory do Sejmu. Dyskusja na te tematy toczy si� wi�c prawie od dwudziestu godzin. Cz�sto w spos�b chaotyczny i, wed�ug opinii jednego z obecnych, na niezbyt wysokim poziomie. Rulewski, przewodnicz�cy regionu w Bydgoszczy, w marcu dotkliwie poturbowany przez milicj�, co omal nie pchn�o �Solidarno�ci� na drog� pr�by si� z w�adz� (niekt�rzy przyw�dcy zwi�zku podejrzewali, i� rzecz by�a ukartowana; mia�o to miejsce trzy dni po rozpocz�ciu na terenie Polski manewr�w �Sojuz 81�, tworz�cych zaplecze dla ewentualnej interwencji zewn�trznej), oskar�a Wa��s� i jego ekspert�w o stosowanie metod szpiegowskich godnych tajnej policji. Wa��sa w odpowiedzi pyta ironicznie, co te� jego przeciwnicy mogli je�� w czasie przerwy w obradach. W takiej to atmosferze dochodz� od kilku godzin do Stoczni niepokoj�ce informacje. W wielu miejscach zaobserwowano ruchy wojsk. Tu powo�ano rezerwist�w. Tam wezwano do szereg�w oficer�w- elew�w milicji na czas nieokre�lony. W Gda�sku cz�onkowie organizacji �M�oda Polska� zostali ostrze�eni, �e w pobli�u ich mieszka� zastawiono na nich pu�apki. Oko�o godziny 21.00 jeden z dzia�aczy �Solidarno�ci� zatelefonowa� w tej sprawie do komendanta MO w Gda�sku. Otrzyma� odpowied�, �e jest to szeroko zakrojona akcja przeciwko elementom kryminalnym pod kryptonimem �Pier�cie�. P� godziny temu uprzedzono przyw�dc�w �Solidarno�ci�, �e po��czenia telefoniczne zosta�y przerwane. Teraz, o godzinie 23.30, przesta�y dzia�a� teleksy. Ale dyskusja trwa nadal. I podczas gdy Wa��sa wydaje si� dziwnie �nieobecny�, jakby czym� zaj�ty lub przygn�biony, dwaj g��wni liderzy zwi�zku � Bujak z Warszawy i Frasyniuk z Dolnego �l�ska � pr�buj� jeszcze broni� idei kompromisu z w�adz�. Pierwszy zauwa�a, �e od dw�ch tygodni �Solidarno�� wydaje si� buja� w ob�okach. Frasyniuk ironizuje na temat zwi�zkowc�w, kt�rzy marz� o tym, by by� pos�ami. Wed�ug nich szef �ekstremist�w�, Rulewski, stawia w�adzy alternatyw�: �Albo stawicie. nam czo�a i pobijemy was, albo zaniechacie tch�rzliwie walki i zmia�d�ymy was�. Co prawda inny uczestnik obrad, przewodnicz�cy regionu w Rzeszowie, o�wiadczy� w�a�nie, �e nie ma wyboru: �Albo przejmiemy w�adz�, albo p�jdziemy na Syberi�. 23.35 Warszawa Steve Dubrow zdaje sobie spraw�, �e przyj�cie jest nieodwo�alnie zmarnowane. Attache prasowy ambasady Stan�w Zjednoczonych w Polsce zaprosi� na kolacj� dwadzie�cia os�b; miejscem spotkania jest komfortowa willa w Aninie, odleg�a� od ambasady o dwana�cie kilometr�w. Chocia� nie wszystkie jeszcze uliczki na peryferiach maj� nazwy (na przyk�ad jego willa znajduje si� przy �trzeciej poprzecznej�), dzielnica jest ju� do�� zasiedlona. Mieszka tu te� niedaleko by�y premier Jaroszewicz. W�r�d go�ci Dubrowa s� dwa polskie ma��e�stwa dziennikarskie: redaktor z PAP-u i jego �ona, dawna korespondentka ��ycia Warszawy� w Nowym Jorku, oraz Jacek Kalabi�ski, znany dziennikarz radiowy, zagorza�y zwolennik �Solidarno�ci� i jego �ona, architekt. Jest korespondent �Figaro� w Polsce z �on�, kt�ra te� jest architektem i blisk� przyjaci�k� �ony Kalabi�skiego. Wreszcie Amerykanie, w�r�d nich radca polityczny ambasady John Vaught i inny dyplomata, o kt�rym Kalabi�ski s�dzi, s�usznie czy nies�usznie, �e jest szefem warszawskiej plac�wki CIA. Kolacja zacz�a si� sympatycznie w wielkiej jadalni na parterze, temat�w do konwersacji nie brakowa�o. Rozprawiano o klimacie kryzysu, o posiedzeniu Komisji Krajowej, o Kongresie Kultury Polskiej, w kt�rym bierze udzia� kilkuset intelektualist�w polskich (w tym kilkudziesi�ciu przyby�ych z zagranicy) i kt�ry obraduje od dw�ch dni w Warszawie, o pracach Sejmu, o kt�rym niekt�rzy s�dzili, i� m�g�by si� sk�oni� do przeg�osowania specjalnych pe�nomocnictw dla rz�du (jakkolwiek projekt podobnej ustawy zosta� wycofany z porz�dku dnia wskutek nalega� prymasa). Dyplomaci i dziennikarze wymieniali informacje, opinie, przypuszczenia. S�owem, by� to wiecz�r wprost przeznaczony do tego, by mo�na by�o zachowa� po nim mi�e wspomnienia. Pierwszy alarm nadszed� o godzinie 21.00. Dan Fisher, korespondent �Los Angeles Times�, zatelefonowa�, by powiadomi� Dubrowa, �e po Warszawie kr��� pog�oski, i� �co� si� dzieje�. Podobno wojska przesuwaj� si� od zachodu w stron� stolicy. Dan Fisher pr�bowa� po��czy� si� telefonicznie z konsulatem ameryka�skim w Poznaniu, ale nikt nie odpowiada�. W godzin� p�niej Ruth Gruber z agencji UPI zasygnalizowa�a, �e niekt�re teleksy przesta�y dzia�a�. Za ka�dym razem Steve Dubrow m�wi� o tym swoim go�ciom, co przyczynia�o si� do o�ywienia konwersacji. O godzinie 23.00 zn�w telefon. Jeszcze raz Ruth. Niepodobna po��czy� si� z Poznaniem, czy m�g�by wi�c. sam sprawdzi�, co si� dzieje? Tym razem Dubrow, kt�ry dot�d t�umaczy� rozm�wcom, �e ma go�ci, musi zacz�� dzia�a�. Jest przecie� attache prasowym i nie mo�e ignorowa� pr�b dziennikarzy ameryka�skich. Pr�buje po��czy� si� z konsulatem w Poznaniu. Na pr�no. Linia jest g�ucha. Telefonuje do ambasady, gdzie potwierdzaj�, i� po��czenia z konsulatami s� przerwane. Wybiera inne numery, nikt nie odpowiada. Jednocze�nie m�wi o tym, skupiaj�cym si� wok� niego go�ciom. Wreszcie, o godzinie 23.35, zauwa�a, i� w s�uchawce nie ma sygna�u. Jego linia te� jest g�ucha. To- warzystwo rozchodzi si� w po�piechu do domu. Steve Dubrow decyduje si� uda� do ambasady wraz z radc�. Kalabi�ski, kt�ry przyjecha� taks�wk� (benzyna jest na kartki, a kontrole �balo- nikowe� milicji szczeg�lnie surowe), prosi Bernarda Margueritte�a o podwiezienie. Obie pary wsiadaj� do mercedesa korespondenta francuskiego i jad� do najbli�szej budki telefonicznej. Tam staje si� oczywiste: przerwane s� nie tylko linie telefoniczne zagranicznych dziennikarzy, przerwana jest ca�a sie�. W tej samej chwili John Darnton z �New York Timesa�, ekspediuj�cy artyku� o posiedzeniu w Gda�sku, te� stwierdza, �e jego teleks, a potem telefon przesta�y dzia�a�. Bierze w�z, by uda� si� do ambasady, postanawia wpa�� po drodze do charge d�affaires, kt�ry mieszka w pobli�u. Od �ony dyplomaty dowiaduje si�, �e m�� w wielkim po�piechu uda� si� w�a�nie do biura... 23.45 W pokoju nr 237 w gmachu Rady Ministr�w kapitan Wies�aw G�rnicki podnosi s�uchawk�. Nie ma sygna�u. Zadowolony odk�ada j� i zwraca si� ku dw�m maszynistkom, kt�rym prawie od godziny dyktuje przem�wienie. Przyby�y one do Rady Ministr�w oko�o 21.30. Obie pracuj� w Ministerstwie Obrony Na- rodowej, maj� wi�c zwyczaj podporz�dkowywania si� rozkazom. Jednak znalaz�szy si� w tym obszernym, neoklasycystycznym pa�acu, jednej z siedzib w�adzy w Polsce (wraz z Komitetem Centralnym partii, Sejmem i Pa�acem Belwederskim), poczu�y si� z lekka onie�mielone. Gdy kapitan G�rnicki (cho� w cywilu) poinformowa� je, �e odt�d nie wolno im opuszcza� biura, w kt�rym si� znajduj�, ani komunikowa� si� z kimkolwiek � by�y wr�cz zbite z tropu. M�odsza nie mo�e si� powstrzyma�, by nie zada� pytania, co maj� zrobi�, gdyby musia�y skorzysta� z toalety... Kapitan G�rnicki prawie od godziny dyktuje przem�wienie. Potrzebne s� dwie maszynistki, poniewa� fotokopiarka Urz�du Rady Ministr�w uleg�a awarii. Ka�da wi�c pisze tekst w kilku egzemplarzach. Stwierdziwszy, �e telefon nie dzia�a, G�rnicki pozwala sobie na chwil� wytchnienia. Doradca genera�a Jaruzelskiego (to jego oficjalny tytu� od prawie miesi�ca) jest w stanie najwy�szego napi�cia. Wyczerpany (nie spa� od 48 godzin), jest jednak w stanie pewnej egzaltacji, �wiadom, �e oto prze�ywa chwil� histo- ryczn�. Gdy� historia, historia Polski, jest jedn� z pasji tego dziennikarza � pi��dziesi�ciolatka � kt�ry od pocz�tku, to znaczy od czasu wielkich strajk�w na Wybrze�u w sierpniu 1980 roku, gwa�townie przeciwstawi� si� �Solidarno�ci�. Do tego stopnia, i� par� miesi�cy wcze�niej dziennikarze z krakowskiego tygodnika �Przekr�j�, z kt�rym wsp�pracowa� od sze�ciu lat, wr�cz za��dali jego odej�cia. Kiedy w pa�dzierniku 1981 roku jego przyjaciel dziennikarz, Jerzy Urban, �wie�o mianowany rzecznikiem rz�du, zaproponowa� mu wsp�prac�, G�rnicki, praktycznie bezrobotny, skorzysta� natychmiast z okazji. A przecie� nie zawsze by� w dobrych stosunkach z w�adz�. i W czerwcu 1967 roku, b�d�c od pi�ciu lat korespondentem PAP w ONZ, uzna� za aberracj� posuni�cie rz�du polskiego, kt�ry ^przy��czaj�c si� do Moskwy postanowi� � z powodu �sze�ciodniowej wojny� � zerwa� stosunki dyplomatyczne z Izraelem. Powiedzia� o tym, a raczej przedstawi� na pi�mie, �wczesnemu premierowi Cyrankiewiczowi, kt�ry przyby� do ONZ. Kilka dni p�niej G�rnicki zosta� odwo�any do Warszawy, otrzymuj�c jednocze�nie zakaz publikowania w prasie polskiej. Rok p�niej, w 1968, wyst�puje przeciw nacjonalistycznej frakcji w partii pod wodz� genera�a Moczara, kt�ry w celu przej�cia w�adzy pr�buje obali� polityka �numer jeden� � W�adys�awa Gomu�k� � rozp�tuj�c szeroko zakrojon� kampani� antysemick� i antyintelektualn�. G�rnicki nie waha si� (daj�c dow�d pewnej odwagi) przed rozpowszechnianiem demaskatorskich artyku��w, kt�rych nie m�g� oficjalnie opublikowa�. Bez w�tpienia pewne znaczenie mia� tu fakt, �e pierwsza �ona G�rnickiego by�a �yd�wk� oraz to, i� jako ch�opiec by� �wiadkiem podczas okupacji eksterminacji �yd�w w Warszawie. Teraz, od kilku miesi�cy, G�rnicki znajduje wsp�lny j�zyk z w�adz�. Jeden z jego przyjaci�, Urban, jest ministrem. Inny, naczelny redaktor �Polityki�, jest wicepremierem. Przede wszystkim jednak jest genera� Jaruzelski; G�rnicki przyznaje, i� znajomo�� zawarli dopiero w pa�dzierniku. Posta� genera�a prawdziwie fascynuje dziennikarza. Obaj od pocz�tku przypadli sobie do gustu. Do tego stopnia, �e G�rnicki otrzyma� stopie� kapitana i zosta� wcielony do armii, do s�u�by czynnej. Dok�adnie: tej soboty 12 grudnia oko�o pi�tnastej dostarczono mu mundur. Nowy. Spod ig�y. Ale bez jakichkolwiek odznacze�. Teraz oto G�rnicki wstaje, o�wiadcza maszynistkom, �e wychodzi na chwil�. Idzie do pokoju obok i wk�ada mundur. Powraca do biura, siada i dyktuje dalej. Obie kobiety, kt�re os�upia�y na ten widok, dopiero po chwili wracaj� do pisania. 23.50 Zazwyczaj o tej porze biura zachodnich agencji prasowych, kt�re znajduj� si� w �anonimowym� budynku przy ulicy Pi�knej (w�adze polskie zakaza�y umieszczania tabliczek informacyjnych przy wej�ciu do gmachu), s� opustosza�e. Tym razem jednak, wyj�tkowo, sporo os�b znajduje si� w lokalu AFP. Olivier Ma- zerolle z RTL (radio francuskie) i Maria Majdrowicz, sekretarka-t�umaczka agencji, po kolacji w hotelu Forum postanowili wpa�� na chwil� do biura, by poczeka� na materia� od jednego z korespondent�w AFP w Gda�sku, kt�ry �ledzi� obrady Krajowej Komisji Porozumiewawczej �Solidarno�ci�. To zreszt� sk�oni�o Mazerolle�a do pozostania w Warszawie. Dziennikarz �w przyby� do Polski kilka dni wcze�niej z okazji przewidzianej na nast�pny tydzie�, pierwszej w krajach socjalistycznych, wizyty Pierre�a Mauroya, premiera Rz�du Jedno�ci Lewicy . Wizyt� premiera planowano ju� na listopad, ale nie dosz�a do skutku. Teraz ponownie zosta�a odwo�ana w przeddzie�, w pi�tek, po po�udniu. Oficjaln�, podan� przez Polak�w, przyczyn� by�o to, i� osobisto�� �numer jeden�, genera� Jaruzelski � ��cz�cy funkcje pierwszego sekretarza partii i premiera, zachowuj�cy jednocze�nie stanowisko ministra obrony � jest zbyt zaj�ty, by przyj�� Pierre�a Mauroya z nale�nymi dla� wzgl�dami i odpowiednio do rangi, jak� Polska przywi�zuje do stosunk�w z Francj�. Korespondenci specjalni prasy francuskiej byli rozczarowani. Postanowili jednak przed�u�y� sw�j pobyt. Niekt�rzy (jak Mazerolle) byli przekonani, �e posiedzenie w Gda�sku mo�e doprowadzi� do otwartego konfliktu mi�dzy zwi�zkiem a w�adz�. Mazerolle w�a�nie wys�a� par� minut wcze�niej sw�j tekst w tym duchu do dziennika radiowego nadawanego o p�nocy. Dziennikarz AFP w przes�anej depeszy tu� po godzinie 23.00 o�wiadczy�, �e obrady jeszcze si� nie sko�czy�y. By uzyska� bli�sze informacje na ten temat, postanawiaj� wraz z Mazerolle�em zatelefonowa� do agencji prasowej �Solidarno�ci�. Rozmow� przerwano dok�adnie w chwili, gdy ich rozm�wca zd��y� zakomunikowa�, �e teleks w Gda�sku nie dzia�a. Maria usi�uje wi�c po��czy� si� ze zwi�zkiem przez teleks w biurze. Zaczyna wystukiwa� zdanie: �Tu Maria, czy jest tam Jarek?�, gdy teleks zaczyna �utyka�, jakby dosta� czkawki: momomomomo. MO oznacza milicj�. Nikt jednak nie kojarzy tej szczeg�lnej zbie�no�ci. Konstatuj� po prostu, �e wszystkie teleksy przesta�y funkcjonowa�. Telefony te� nie dzia�aj�. �Numer drugi� biura, Michel Castex, decyduje si� powiadomi� o tym kierownictwo agencji. Dzia�a jeszcze linia ��cz�ca AFP w Warszawie z biurem wiede�skim. T� drog� zostanie wys�ana o godzinie 23.58 informacja powiadamiaj�ca Pary� o zerwaniu wszystkich po��cze�. Tymczasem Mazerolle wpada do siebie, do hotelu Victoria. Tu r�wnie� nie dzia�aj� telefony. Personel hotelu, nale��cego do sieci Intercontinentalu, sumituje si� z powodu awarii (wi�kszo�� go�ci to obywatele zagraniczni, protestuj�cy przeciw incydentowi, kt�ry uwa�aj� za niegodny standardu Victorii) i utrzymuje, �e po��czenia b�d� z pewno�ci� wznowione najszybciej jak to mo�liwe. Mazerolle wraca do AFP. 23.55 W siedzibie �Solidarno�ci� na Mokotowskiej panuje nerwowe napi�cie. Wszyscy tu obecni naradzaj� si� gor�czkowo, co dalej. Nie maj� wyj�cia � po��czenia przerwane. Krzysztof wraz z koleg� schodz� na parter, by zamkn�� na klucz drzwi wej�ciowe. Krzysztof wychodzi na moment przed budynek. Pada �nieg, jest bardzo zimno. Najpierw s�yszy szum motor�w, potem widzi nadje�d�aj�ce jednocze�nie od strony placu Zbawiciela i od Koszykowej ci�ar�wki (jest ich chyba z dzie- si��), z kt�rych wyskakuj� milicjanci w mundurach bojowych, z broni� i tarczami plastikowymi. Krzysztof wraca po�piesznie, zamyka bram�, �elazne oszklone drzwi i p�dzi� po schodach, krzycz�c: �ZOMO-wcy s� tutaj�! W�odzimierz Grzelak w�a�nie zasypia�, gdy postawiony przy ��ku radiotelefon zacz�� trzeszcze�. Dopiero po chwili dociera do niego, �e to, do czego si� przygotowywa� od wielu miesi�cy, w�a�nie si� zdarzy�o. Oficjalnie Grzelak jest �dyrektorem Biura Koordynacji� w telewizji polskiej, ale przede wszystkim jest tech- nikiem. Jest tak�e cz�onkiem partii, chocia� w tym przypadku nie ma to chyba wi�kszego znaczenia. W ka�dym razie nie jest to jedyny pow�d, dla kt�rego wezwano go pod koniec lata na wa�n� i poufn� rozmow�. Jego rozm�wcy pytali go, czy m�g�by szybko zorganizowa� �rezerwowe� centrum techniczne, sk�d w razie potrzeby mo�na by nadawa� program specjalny. W tym czasie �Solidarno�� domaga�a si� coraz energiczniej dost�pu do �rodk�w masowego przekazu, przede wszystkim do telewizji. W radiu i te- lewizji, gdzie cz�onkowie zwi�zku stanowili przesz�o jedn� trzeci� personelu, og�oszono ju� liczne strajki ostrzegawcze. Na pytanie, jakimi b�dzie dysponowa� �rodkami, uzyska� odpowied�, i� otrzyma wszystko, co mu b�dzie potrzebne. Grzelak przyst�pi� wi�c do pracy. Studio zosta�o urz�dzone w koszarach lotnictwa przy alei �wirki i Wigury, w pobli�u centrum miasta, przy trasie prowadz�cej do lotniska. W pa�dzierniku wszystko by�o gotowe: instalacje, kamery, magnetowidy, programy (nagrane), niezb�dny personel. Wszyscy pracownicy zg�osili si� sami. Jednak dopiero po �szczerych� rozmowach otrzymali specjalne przepustki, daj�ce prawo wst�pu do tego specyficznego studia i do budynk�w TV przy Woronicza. W tak dobranym zespole (10�12 dziennikarzy, cztery ekipy do kr�cenia i dwudziestu technik�w) byli tak�e cz�onkowie �Solidarno�ci�. Ale tylko ci, kt�rzy wyra�nie wyst�pili przeciw strajkom w TV. Sprawa ta, zreszt� nie by�a znowu tak bardzo poufna, plany dy�ur�w w telewizji zawiera�y rubryk� �studio rezerwowe�, wi�c wi�kszo�� pracownik�w wiedzia�a o jego istnieniu. Grzelak zainicjowa� system sta�ych dy�ur�w � jeden dzie� w tygodniu dla ka�dej z wyznaczonych os�b. Od tygodnia, �ci�lej od posiedzenia w Radomiu 3 grudnia, gdzie przyw�dcy �Solidarno�ci� zagrozili strajkiem generalnym, gdyby rz�d wyst�pi� o specjalne pe�nomocnictwa, ekipa Grzelaka pe�ni�a sta�e dy�ury. On te� poczyni� pewne przygotowania, a mianowicie nape�ni� bak samo- chodu i dwa dodatkowe kanistry benzyn�. A nade wszystko ani na krok nie oddala� si� od radiotelefonu typu wojskowego, kt�ry powierzono mu, wyja�niaj�c przy tym, �e normalne po��czenia mog� by� �zak��cone�. Tej soboty nie by� uprzedzony o niczym. Co wi�cej, jego bezpo�redni prze�o�ony przed wyjazdem do Krakowa o�wiadczy�, �e w czasie weekendu nic szczeg�lnego si� nie wydarzy. Kiedy wi�c kilka chwil przed p�noc� Grzelak dostaje owo wezwanie, jest zdziwiony, ale dobrze wie, co ma robi�. Ubiera si� szybko, wsiada do samochodu i gna na Woronicza. Wielu technik�w z jego studia jest ju� na miejscu. Wysy�a ich natychmiast do studia rezerwowego, w koszarach. Reszty b�dzie szuka� przez ca�� noc. NIEDZIELA 13 GRUDNIA 1981 00.00 Tego sobotniego wieczoru telewizja polska nadaje w programie drugim film braci Taviani ��w. Micha� mia� koguta�. Nagle, dok�adnie o p�nocy, film zostaje przerwany, jakby uci�ty no�em. Pojawia si� spiker i o�wiadcza: �Dzi�kuj� pa�stwu. Dobrej nocy�. W tej samej chwili u drzwi profesora Klemensa Szaniawskiego rozlega si� dzwonek. Znany filozof, prezes Komitetu Porozumiewawczego Stowarzysze� Tw�rczych i Naukowych powsta�ego rok temu, gdy w euforii tworzy�a si� �Solidarno��, i bliskiego jej ideowo, przygotowuje w�a�nie referat na jutrzejsze wyst�pienie na Kongresie Kultury Polskiej. Jest jednym z jego organizator�w. �ona w�a�nie poda�a profesorowi kakao. Zaintrygowany nieco t� sp�nion� wizyt� my�li, �e to kto� z s�siad�w (w tej dzielnicy mieszka wielu intelektualist�w, w wi�kszo�ci sympatyk�w �Solidarno�ci�). Otwiera drzwi. Na klatce schodowej stoi trzech m�czyzn. Jeden jest w mundurze. S� jakby troch� za�enowani, co przejawia si� w ich nieco wymuszonej kurtuazji. Nie maj� �mia�o�ci, by wej�� do mieszkania. Szaniawski musi ich prawie do tego nak�ania�... �Panie profesorze, musi pan p�j�� z nami... Wpierw do komisariatu, potem pojedzie pan do Bia�o��ki, to niedaleko, zobaczy pan...�. Szaniawski, kt�ry nigdy nie s�ysza� tej nazwy, pragnie si� dowiedzie� czego� wi�cej, przybysze ograniczaj� si� do informacji, �e wszystkiego dowie si� w komisariacie. Czy mo�e zatelefonowa�? Oczywi�cie. Podnosi s�uchawk�. Brak sygna�u. W tym momencie jego c�rka (ostatni rok liceum) wchodzi do pokoju i zaczyna wymy�la� trzem milicjantom. S� nadal bardzo za�enowani, nie reaguj�. Szaniawski pyta, czy jego �ona mo�e p�j�� do s�siad�w i powiedzie� im, co si� zdarzy�o? Trzej m�czy�ni nie widz� �adnych przeszk�d. �ona wraca po kilku minutach. U s�siad�w telefon te� nieczynny. Szaniawski pyta, czy �ona i c�rka mog� mu towarzyszy� do komisariatu? Znowu jest na to zgoda. Przygotowuj� wi�c rzeczy, g��wnie ciep�� odzie�. Profesor wspomina rozmow� z wicepremierem Rakowskim, kt�r� mia� wczoraj, w pi�tek, na pocz�tku Kongresu. Zapami�ta�, �e tamten pali� papierosa za papierosem, wydawa� si� bardzo czym� przej�ty. W pewnej chwili Rakowskiemu wymkn�o si� zdanie wypowiedziane w tonacji fatalistycznej: �To ostatni akt polskiej odnowy�. Wczoraj Szaniawski tego nie zrozumia�. Teraz wydaje mu si�, �e poj��. I nagle przypomina mu si� inna rozmowa z Rakowskim, w kt�rym wielu polskich intelektualist�w widzia�o przez d�u�szy czas przyw�dc� libera��w. By�o to w pa�dzierniku, w czasie inauguracji roku akademickiego. Po d�ugim monologu naczelny �Polityki�, kt�ry w�a�nie wszed� do rz�du, o�wiadczy�: � Biuro Polityczne nie znaczy ju� nic. Liczy si� teraz tylko rz�d. � A to dlaczego? � Poniewa� po raz pierwszy rz�d dysponuje armi�. � Ale przecie� dysponowa� ni� zawsze... � Pod wzgl�dem formalnym, tak. Ale teraz dysponuje realnie... Ci, kt�rzy przyszli po Micha�a Komara, nie odznaczaj� si� tak dobrymi manierami. M�ody pracownik naukowy, syn znanego genera�a-komunisty, weterana wojny hiszpa�skiej, skazanego niesprawiedliwie w wielkim procesie stalinowskim � sp�dzi� wiecz�r u s�siad�w, kt�rzy zaprosili go na szklaneczk� whisky. Nie odmawia si� takiego zaproszenia, zw�aszcza teraz, gdy w�adze z niezrozumia�ych powod�w o�wiadczy�y przed kilku dniami, �e na jaki� czas zostanie wprowadzony zakaz sprzeda�y napoj�w alkoholowych. Komar na lekkim rauszu opuszcza mieszkanie s�siad�w, cho� przyj�cie dopiero si� zaczyna (w�a�nie przyby�o tam kilka ekip telewizyjnych) i idzie do siebie (mieszka wy�ej). Jego �ona, Ewa, otwiera mu drzwi. Ledwo ma czas zauwa�y� jej blado��, gdy s�yszy: �Mamy go�ci�. Kobieta odsuwa si� na bok i Komar widzi stoj�cego za ni� milicjanta w mundurze, kt�ry trzyma w jednym r�ku rewolwer, a w drugim olbrzymi �om. Robi krok do przodu i zostaje unieruchomiony przez dw�ch innych m�czyzn, kt�rzy wy�onili si� zza drzwi. S� po cywilnemu. Starszy radzi mu ubra� si� ciep�o przed wyj�ciem do samochodu, �bo tym razem mo�e to troch� potrwa�...� Podczas gdy Komar szykuje rzeczy (uwa�aj�c dobrze, by nie zapomnie� kartonu papieros�w; ostatnio, gdy go zatrzymano, przez wiele dni musia� si� obej�� bez palenia), �ona wyja�nia, �e trzej milicjanci weszli si��, a mundurowy stale jej grozi� �omem, by przypadkiem nie pr�bowa�a uprzedzi� m�a. Milicjant w mundurze usi�uje si� usprawiedliwia�: �By�em zmuszony przez nich...� Komar zdaje sobie spraw�, �e zna m�odszego z �cywil�w�. Jakie� dwadzie�cia pi�� lat temu na obozie harcerskim by� jego podkomendnym. Przypomina sobie, �e ten cz�owiek, dzi� lekko wy�ysia�y, kt�ry � to oczywiste � umiera z ch�ci by mu przy�o�y�, chodzi� do tej samej klasy co �ona... Wychodz�, id� po schodach. W chwili, gdy mijaj� mieszkanie, w kt�rym (s�dz�c po ha�asie i �miechach) przyj�cie osi�ga apogeum, milicjanci gro�� mu bez s�owa. Mimo pokusy pod��a za nimi w milczeniu. Aresztowania na prowincji zacz�y si� wcze�niej. Na przyk�ad we Wroc�awiu o godzinie 23.20 Jaros�aw Szymkiewicz, realizator TV, zosta� zerwany z ��ka przez trzech m�czyzn, w tym dw�ch umundurowanych ZOMO-wc�w z pistoletami maszynowymi w r�ku, kt�rzy nie wahali si� wywa�y� drzwi. Zanim zabrali go w kajdankach, pozwolili mu si� ubra�, co nie zawsze by�o regu��. Wielu spo�r�d zatrzymanych znalaz�o si� w komisariatach, a potem w wi�zieniu, tylko w pi�amach lub marynarkach. Ta noc w Polsce by�a bardzo zimna. 00.02 Warszawa Seria uderze�. Trzaski. Krzyki, rozkazy, tupot but�w na schodach. Dziesi�tki ZOMO-wc�w wdzieraj� si� do siedziby �Solidarno�ci�. W ci�gu zaledwie kilku minut, udaje im si� zapanowa� nad sytuacj�. Wpadaj� do ka�dego pokoju z krzykiem, najwyra�niej zdziwieni zupe�nym brakiem oporu. Wyprowadzaj� wszystkich znajduj�cych si� wewn�trz. Krzysztofowi udaje si� chwyci� rzeczy � ciep�� kurtk� i torb�. Nie wszyscy mieli tak� szans�. Jeden z jego przyjaci� b�dzie musia� sp�dzi� wiele dni w samej koszuli. Nie pozwolono mu zabra� ubrania. Osiemnastu dzia�aczy, kt�rzy znajdowali si� na miejscu, zgromadzono najpierw w sekretariacie, potem wprowadzono ich do sali konferencyjnej na czwartym pi�trze. W tym czasie milicjanci przeszukuj� gmach spokojnie i � na razie � bez akt�w wandalizmu, kt�rymi par� godzin p�niej zaznacz� sw� powt�rn� obecno��. Krzysztof s�yszy dochodz�cy z korytarza g�os milicjanta: �Jest tam jeszcze kto�?� I odpowied�: �Jestem tu�. To nie zauwa�ony przez nikogo m�ody cz�owiek, kt�ry pracowa� w archiwum. Milicjanci zabieraj� go, nie okazuj�c �adnych wzgl�d�w. Oko�o godziny 00.30 milicja wyprowadza na zewn�trz 19 dzia�aczy. Schodz� schodami mi�dzy dwoma rz�dami funkcjonariuszy, kt�rzy mierz� ich nienawistnym spojrzeniem. Na parterze stos plastikowych tarcz. ZOMO nie musia�o z nich korzysta�. 00.05 Ryszard Reiff jeszcze si� nie po�o�y�. By� w trakcie przygotowywania na Kongres swego wyst�pienia, gdy kto� zadzwoni� do drzwi jego willi na Mokotowie. Dowiaduje si�, �e dw�ch wojskowych chce z nim m�wi�. Wstaje, zak�ada szlafrok, idzie do wyj�cia. Dw�ch oficer�w stoi na ganku, podpu�kownik i major. Za nimi wida� czarn� wo�g� z w��czonym motorem, w �rodku widoczna sylwetka kierowcy. �wiat�o reflektor�w rozja�nia p�atki �niegu wiruj�ce w powietrzu. Ryszard Reiff prosi ich do �rodka. Odmawiaj�. Maj� do niego list od przewodnicz�cego Rady Pa�stwa, profesora Jab�o�skiego. Reiff jest bez okular�w, chce wi�c wzi�� list od podpu�kownika i przeczyta� w domu. Okazuje si�, �e to niemo�liwe. Dwaj wojskowi otrzymali rozkaz, by nie zostawiali listu. Wraca wi�c do domu, szuka okular�w i wychodzi na ganek. Na kartce z oficjalnym nadrukiem i god�em pa�stwowym jest tylko jedno zdanie: �Zwo�uje si� posiedzenie sesji nadzwyczajnej Rady dnia 13 grudnia 1981 o godzinie 01.00...� Ryszard Reiff jest jednym z 18 cz�onk�w Rady Pa�stwa, b�d�cej zgodnie z Konstytucj� kolegialn� g�ow� pa�stwa. Sk�ada si� ona z wyznaczonych przez Sejm os�b, maj�cych reprezentowa� g��wne kierunki polityczne i spo�eczne w kraju (st�d obecno�� w Radzie bezpartyjnych i katolik�w). Przewodnicz�cym Rady jest cz�owiek, kt�ry ma pewne prerogatywy szefa pa�stwa. W krajach socjalistycznych by�a to przez d�ugi czas funkcja honorowa. Trzeba by�o czeka� na �pieriestrojk� Gorbaczowa, by stanowisko szefa pa�stwa odzyska�o sw�j pe�ny blask. Profesor Jab�o�ski, obecny przewodnicz�cy Rady, jest pracownikiem naukowym, by�ym ministrem Edukacji Narodowej. Jego wykszta�cenie, znajomo�� obcych j�zyk�w, socjalistyczna przesz�o��, wreszcie cz�onkostwo w partii od chwili jej powstania czyni� ze� doskona�ego szefa pa�stwa, idealnie nadaj�cego si� do przyjmowania list�w uwierzytelniaj�cych od zagranicznych ambasador�w. Dzia�alno�� Rady Pa�stwa ma w istocie charakter formalny. Ryszard Reiff jest cz�onkiem Rady zaledwie od kilku miesi�cy. Zawdzi�cza ten �zaszczyt� faktowi, i� od dw�ch lat zajmuje stanowisko przewodnicz�cego PAX-u, prorz�dowej organizacji katolickiej za�o�onej przez Boles�awa Piaseckiego, kt�rego jest nast�pc�. Reiff nie jest z pewno�ci� cz�owiekiem o �wymiarach historycznych� jak Piasecki. Nikt nie zdo�a� si� dowiedzie�, w jaki spos�b pod koniec wojny uda�o si� Piaseckiemu, nale��cemu do skrajnej, faszyzuj�cej prawicy przekona� w�adze radzieckie (w osobie genera�a Sierowa, szefa wywiadu), by go nie rozstrzelano, a po drugie, by otrzyma� zezwolenie na stworzenie organizacji, kt�ra w Polsce powojennej odegra�a o wiele wi�ksz� rol�, ni� mia�aby na to wskazywa� jej liczebno��. W roku 1979, gdy Reiff stan�� na jej czele, straci�a powa�n� cz�� swych politycznych wp�yw�w, pozosta�a jednak pot�n� instytucj�, z licz�cym si� wydawnictwem i znacz�c� organizacj� pod wzgl�dem ekonomicznym. Nie b�d�c postaci� formatu Piaseckiego, Reiff potrafi� jednak gra� polityczn� rol�. U�atwi�a mu to jego przesz�o��. Kombatant, wierny rz�dowi polskiemu w Londynie, �o�nierz AK, zosta� zatrzymany przez Armi� Czerwon� (przeciw kt�rej walczy� w 1944); deportowany do Rosji, zbieg� � wr�ci� do Polski pieszo... Od kilku miesi�cy Reiff pr�buje w prasowych organach PAX-u i z trybuny Sejmu lansowa� koncepcj� �wielkiej koalicji�. Chodzi o rodzaj szerokiego sojuszu g��wnych si� politycznych i spo�ecznych w kraju, jedyny � jego zdaniem � spos�b na opanowanie kryzysu wyniszczaj�cego kraj i zagra�aj�cej wojny domowej. Idea ta zyska�a pewien rozg�os, tak �e zacz�to o niej pisa� w niekt�rych gazetach i m�wi� w sejmowych kuluarach. Przewodnicz�cy PAX-u jest zreszt� przekonany, �e genera� Jaruzelski � zainspirowany tym jego pomys�em � wysun�� na prze�omie pa�dziernika i listopada w�asn� koncepcj� �porozumienia narodowego� i (id�c w tym kierunku) spotka� si�, w spos�b bardzo spektakularny, 4 listopada z Lechem Wa��s� i kardyna�em Glempem. Spotkanie nie przynios�o �adnych rezultat�w, lecz samego projektu nikt jeszcze nie pogrzeba�. Kilka dni wcze�niej, 9 grudnia, Reiff mia� okazj� omawia� obszernie ten temat z genera�em Jaruzelskim. Tego dnia premier przyj�� oddzielnie przyw�dc�w trzech katolickich organizacji laickich. Rozmowa mi�dzy genera�em i przewodnicz�cym PAX-u odby�a si� w przyjaznym tonie, chocia� by� mo�e tylko dlatego, �e Reiff wspomnia� swemu rozm�wcy, i� urodzili si� w tym samym miesi�cu i roku (lipiec 1923) i �e on (Reiff) jest starszy tylko o cztery dni. Reiff opowiada� p�niej, i� odni�s� wra�enie, �e genera� pragnie przed podj�ciem decyzji wysondowa� swych go�ci. W ka�dym razie znalaz� czas, by przypomnie� genera�owi wydarzenia roku 1956 i dramatyczn� rozmow� mi�dzy Gomu�k� i Chruszczowem, daj�c tym do zrozumienia, �e istnieje mo�liwo�� przeciwstawienia si� ��daniom Kremla. Oczywi�cie nie m�g� w�wczas wiedzie�, �e ju� w czasie sierpniowych strajk�w, a wi�c prawie 16 miesi�cy przed wprowadzeniem stanu wojennego, jego rozm�wca zak�ada� mo�liwo�� wprowadzenia stanu wojennego i �e od tego czasu prace planistyczne w tej sprawie zacz�y si� toczy�, zanim pojawi�a si� wyra�niejsza obawa zewn�trznej interwencji. Ubieraj�c si� szybko, Reif my�li o tej w�a�nie rozmowie. Dw�m oficerom, kt�rzy zjawili si� po niego, powiedzia�, �e uda si� do Belwederu czy te� siedziby Rady Pa�stwa w�asnym wozem. Odpowiedzieli, �e ze wzgl�du na trudne warunki ruchu lepiej b�dzie, je�eli zabierze si� z nimi i �e po zebraniu go odwioz�. Wcale go to nie uspokoi�o: zastanawia� si� nawet, czy wojskowi naprawd� maj� zamiar zawie�� go do Belwederu. Nie mia� jednak wyboru, skonstatowa� w�a�nie, �e jego telefon nie dzia�a. Ubra� si� wi�c, wyszed� i zaj�� miejsce z ty�u wo�gi. Podpu�kownik siad� obok niego, podczas gdy m�odszy rang� oficer usadowi� si� obok kierowcy. Samoch�d ruszy�... 00.10 Steve Dubrow w towarzystwie drugiego dyplomaty ameryka�skiego natyka si� na Mokotowskiej na zapor� ZOMO-wc�w, kt�rzy odmawiaj� przepuszczenia ich pod siedzib� �Solidarno�ci�. Attache prasowy przyby� do ambasady na kr�tko przed p�noc� i stwierdzi�, �e panuje tu stan podniecenia. Zaparkowa� samoch�d pod gmachem i wpad� do kancelarii, gdzie dowiedzia� si�, �e wszystkie �rodki ��czno�ci s� odci�te, �e przyjechali liczni dziennikarze, a na mie�cie zauwa�ono wiele pojazd�w milicji i ZOMO. Dubrow postanowi� wi�c p�j�� pieszo do odleg�ej zaledwie o trzysta metr�w siedziby �Solidarno�ci�. �Parada si��, kt�rej by� �wiadkiem, upewni�a go natychmiast, �e sprawa jest bardzo powa�na. Przypomnia�y mu si� wydarzenia z 2 grudnia w Warszawie, kiedy w�adze postanowi�y po�o�y� kres strajkowi w Wy�szej Szkole Oficerskiej Po�arnictwa. Oko�o trzystu student�w og�osi�o strajk i okupowa�o przez wiele dni szko�� na �oliborzu, protestuj�c przeciwko projektowi ustawy podporz�dkowuj�cej ich szko�� Ministerstwu Spraw Wewn�trznych. Strajk ten, otwarcie wspierany przez �Solidarno��, korzysta� tak�e z szerokiego poparcia ludno�ci, kt�ra przychodzi�a pod szko�� zagrzewaj�c przysz�ych oficer�w do walki i przynosz�c im �ywno��. 2 grudnia si�y porz�dkowe zainterweniowa�y. Mia�o to charakter widowiskowy. Dziesi�tki pojazd�w milicyjnych, armatki wodne, tysi�ce ludzi (ZOMO-wc�w i Wojskowej S�u�by Wewn�trznej), kilka helikopter�w... O godzinie 10.00, gdy wok� budynku szko�y zgromadzi� si� t�um i przyby�y ekipy telewizji zagranicznej (szcz�liwie uprzedzane na czas), przypuszczono atak. Specjalna jednostka antyterrorystyczna (kt�ra mia�a swoj� publiczn� premier�) zrzucona zosta�a na dach z helikoptera, podczas gdy ZOMO-wcy opanowali parter. Szko�a w nieca�e dwie minuty znalaz�a si� w r�kach si� porz�dkowych. Student�w odes�ano do dom�w bez �adnych represji. Ta demonstracja si�y ze strony w�adzy, kt�r� uwa�ano za konaj�c�, wywar�a mocne wra�enie w kr�gach dyplomatycznych i w�r�d przedstawicieli prasy zagranicznej. Niekt�rzy obserwatorzy (raczej nieliczni) wyci�gn�li st�d wniosek, �e w�adza rozpocz�a ofensyw� i �e gromadz�c znacznie wi�ksze �rodki, ni� by�o to niezb�dne, pragnie udowodni�, i� jest gotowa do pr�by si�... Pr�buj�c ustali�, co si� dzieje w siedzibie �Solidarno�ci�, poza zapor� z milicyjnych woz�w przecinaj�c� ulic� Mokotowsk�, Steve Dubrow zastanawia� si�, czy jest teraz �wiadkiem podobnej operacji. 00.15 W chwili, gdy zadzwonili do drzwi, S�awomir Kretkowski ju� �wiedzia��. Gdy jego �ona Barbara na pytanie �kto tam�, us�ysza�a odpowied� �otwiera�, pobieg� po torb� podr�n�, od dawna przygotowan�. W �rodku: dwie koszule, ciep�e skarpetki, sweter, papierosy i lekarstwa. Kretkowski cierpi na epilepsj�. Wielokrotnie by� ju� zatrzymywany z powodu swej dzia�alno�ci w KOR-ze. Kln�c szuka futrzanych but�w, chwyta kurtk� i s�ysz�c, �e milicjanci wywa�aj� drzwi �omami, podbiega do okna w kuchni. Mieszkanie znajduje si� na parterze i wiele razy uda�o mu si� w ten spos�b uciec. Otwiera okno i wyskakuje na zewn�trz. Staje bez ruchu. Milicjant w mundurze grozi mu rewolwerem. Wraca do �rodka, gdy drzwi puszczaj�. Ledwo zd��a rzuci� �onie tylko s��wko i ju� dos�ownie nios� go w kajdankach do milicyjnej nyski. Przychodzi mu na my�l, i� lepiej by zrobi� s�uchaj�c �ony, kt�ra, gdy tylko rozesz�y si� pierwsze s�uchy o spodziewanej akcji milicyjnej, radzi�a mu wzi�� torb� i ukry� si� na par� dni. By�o ju� jednak tyle alarm�w, tyle ostrze�e� i od tylu miesi�cy, �e przesta� na to zwraca� .uwag�. Wczesnym wieczorem wpad� nawet do siedziby zwi�zku po pewne dokumenty potrzebne do przygotowania albumu, kt�ry wydawnictwo zwi�zku, gdzie pracowa�, chcia�o wyda�... W drodze do komisariatu �oliborskiego Kretkowski dostaje ataku epilepsji. Milicjanci zostawiaj� go na godzin�, w kajdankach, rozci�gni�tego na pod�odze p�ci�ar�wki. W takim stanie zobaczy go profesor Szaniawski, kt�ry uzyska zgod� na wezwanie do chorego lekarza. Olivier Mazerolle z Mari� przybywaj� na Mokotowsk�. Ich r�wnie� zatrzymuje zapora milicyjna. Pr�buj� obej�� j� od strony placu Zbawiciela, lecz tam natykaj� si� na drug�. Postanawiaj� wi�c p�j�� do Krzysztofa �liwi�skiego, pracownika naukowego, poligloty, odpowiedzialnego w regionie za sprawy zagraniczne, mieszkaj�cego o kilkaset m�t�w st�d. Gdy staj� przed jego mieszkaniem na czwartym pi�trze w starym budownictwie, widz� wywa�one drzwi, wyrwane p�aty drewna; w korytarzu dwie zap�akane kobiety. Matka i siostra �liwi�skiego m�wi�, �e przed chwil� by�a milicja. Obie panie s� przera�one, z trudem m�wi� o tym, co si� zdarzy�o. Milicja przysz�a przed p�noc�, gdy �liwi�ski spa� po dawce �rodk�w nasennych. Matka ostro�nie tylko uchyli�a drzwi, nie zdejmuj�c �a�cucha. Widz�c uzbrojonych m�czyzn s�dzi�a, �e to napad bandycki, zacz�a krzycze�: �Z�odzieje! Na pomoc!�. Siostra wysz�a na balkon, by zaalarmowa� s�siad�w; obudzony �liwi�ski chcia� zatelefonowa� na milicj�, rzecz jasna, bez rezultatu. Poniewa� �go�cie� grozili, �e b�d� strzela� i zabrali si� do wywa�ania drzwi �omami, �liwi�ski chcia� wyprowadzi� matk� i siostr� schodami kuchennymi. W tym momencie jego s�siad, wojskowy, krzykn��, �e to nie bandyci, lecz milicja. �liwi�ski pozosta� w mieszkaniu inkasuj�c prosto w twarz zawarto�� pojemnika z gazem �zawi�cym; dow�dca grupy wpad� do pokoju z pistoletami w obu r�kach, krzycz�c na widok radia wielozakresowego: �Natychmiast wy��czy� ten nadajnik!� Potem wszystko przebiega�o ju� nieco spokojniej. �liwi�ski � kt�ry na skutek u�ycia gazu straci� g�os � mia� czas si� ubra�, w�o�y� krawat, wzi�� papierosy, r�aniec i nawet znaczn� sum� pieni�dzy zanim poprowadzono go do komisariatu. By� tam ju� t�um. �liwi�ski pomy�la�, �e zrobi�by znacznie lepiej pozostaj�c we W�oszech. Wr�ci� z Rzymu 3 grudnia i mia� si� tam uda� ponownie 14, w poniedzia�ek. Stanis�aw Kocio�ek w swym obszernym gabinecie w Komitecie Warszawskim PZPR rozmy�la� nad tym, �e najwyra�niej nikt go nie potrzebuje. Telefony normalne przesta�y dzia�a� ju� przed godzin� (to zauwa�y�), �rz�d�wka� by�a rozpaczliwie niema. Nikt zatem nie uwa�a� za stosowne oficjalnie wtajemniczy� w spraw� cz�owieka �numer jeden� w stolicy. Kocio�ek wiedzia�, �e �co� si� ma wydarzy�, wczesnym popo�udniem poinformowa� go o tym, bardzo poufnie, jeden z wa�niejszych przyw�dc�w partii, Stefan Olszowski. Obaj nale�� do konserwatyst�w, do tych, w stosunku do kt�rych Polacy u�ywaj� okre�lenia �beton� i kt�rzy od miesi�cy, od pocz�tku strajk�w na Wybrze�u w sierpniu 1980, przeciwstawiali si� �Solidarno�ci�, domagaj�c si�, by partia sko�czy�a z tymi wszystkimi antykomunistami, kontrrewolucjonistami i innymi agentami zachodnich wywiad�w, marz�cymi tylko o przej�ciu w�adzy. Kocio�ek ju� po raz drugi stoi na czele najwa�niejszej warszawskiej organizacji partyjnej. Pierwszy raz by�o to podczas wielkiego sporu mi�dzy Moczarem a Gomu�k�. W grudniu 1967 roku jako pupil Gomu�ki zosta� I sekretarzem Komitetu Wojew�dzkiego w... Gda�sku. W tym samym Gda�sku, gdzie w grudniu 1970 roku si�y porz�dkowe � milicja i wojsko � otworzy�y ogie� do t�umu manifestuj�cych przeciw podwy�ce cen, co spowodowa�o dziesi�tki ofiar.