12317
Szczegóły |
Tytuł |
12317 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12317 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12317 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12317 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Gabriel Meretik
Noc GENERA�A
W przek�adzie Micha�a Radgowskiego
WYDAWNICTWA �ALFA� WARSZAWA 1989
Tytu� orygina�u
LA NUIT DU G�N�RAL
� Copyright by Edition Pierre Belford, 1989 Paris
� Copyright for the Polish edition by Wydawnictwa �Alfa�, Warszawa 1989
ISBN 83-7001-320-1
Od Autora
Jesieni� 1987 roku postanowi�em napisa� ksi��k� o wydarzeniach zwi�zanych z
wprowadzeniem w nocy z
12 na 13 grudnia 1981 roku stanu wojennego w Polsce. Bezpo�rednim impulsem do
podj�cia tej decyzji by�a
relacja m�odej Polki z Krakowa, kt�ra � b�d�c przejazdem w Pary�u � opowiada�a
mi o prze�yciach tej
nocy; potem zosta�a internowana. Owa mieszanina wydarze� komicznych i
tragicznych wywar�a na mnie
wyj�tkowe wra�enie. Zastanowi� mnie fakt, �e do tego czasu nikt (przynajmniej na
Zachodzie) nie usi�owa�
odtworzy� przebiegu tych dramatycznych godzin.
Do podj�cia tego zadania sk�oni�y mnie tak�e inne, bardziej osobiste powody.
Ot� w listopadzie 1981 roku,
po wielu latach bezskutecznego zabiegania o polsk� wiz�, przyjecha�em do
Warszawy, by nakr�ci� kilka
reporta�y dla telewizji francuskiej w zwi�zku z przewidzian� oficjaln� wizyt�
premiera Pierre�a Mauroya.
Pewien m�j przyjaciel, zwi�zany ^ ko�ami rz�dowymi, zapyta� w�wczas, czy
zamierzam wr�ci� do Polski w
pierwszych dniach grudnia. Nie zamierza�em �ledzi� wizyty premiera wraz z innymi
dziennikarzami, wi�c
odpowiedzia�em przecz�co. �Szkoda � odpowiedzia�. � Z profesjonalnego punktu
widzenia mog�oby to
by� dla ciebie interesuj�ce...�
W�wczas nie rozumia�em, co mia� na my�li. Pr�bowa�em jednak przekona� mojego
�wczesnego szefa, by
mnie wys�a� do Polski. Bezskutecznie. Tym wi�ksza opanowa�a mnie gorycz na wie��
o tym, co si�
wydarzy�o w nocy 13 grudnia...
Uda�o mi si� jednak przeprowadzi� d�ug� i �mudn� ankiet�, kt�rej wynikiem jest
ta ksi��ka. W ci�gu 18
miesi�cy przeprowadzi�em 370 wywiad�w. W poszukiwaniu �wiadk�w i uczestnik�w
wydarze�
podr�owa�em od Stan�w Zjednoczonych do Moskwy. Jedni z rozm�wc�w (jak na
przyk�ad kanclerz
Schmidt czy cz�onkowie �wczesnego rz�du francuskiego) ch�tnie udzielali
wywiad�w. Na spotkania z
innymi musia�em d�ugo czeka�. Niekt�rzy godzili si� wy��cznie na rozmow�
telefoniczn�. Byli tacy, kt�rzy
zastrzegali si�, �e nie wyra�aj� zgody na cytowanie ich wypowiedzi. Owocem tych
rozm�w jest przesz�o 50
godzin nagra� i kilka tysi�cy stron notatek... By� mo�e umkn�o mi par�
istotnych szczeg��w, aczkolwiek
stara�em si� wszystko sprawdza� dok�adnie. Mog�o si� te� zakra�� kilka b��d�w
rzeczowych. Pami�� ludzka
jest zawodna...
I jeszcze jedno � sprawa doboru rozm�wc�w. Nikogo z g�ry nie eliminowa�em.
Jednak�e ograniczony czas
i pewne kwestie organizacyjne nie pozwoli�y mi spotka� si� ze wszystkimi, z
kt�rymi chcia�em rozmawia�.
Czasami dopisywa�o mi szcz�cie � jak na przyk�ad z ow� szabl� kawaleryjsk�,
kt�r� premier Francji mia�
podarowa� genera�owi Jaruzelskiemu w grudniu 1981 roku i kt�r� po
wielomiesi�cznych poszukiwaniach
uda�o mi si� odnale�� w kasie pancernej Pa�acu Matignon, siedzibie francuskich
premier�w. O istnieniu tej
szabli wiedzia�o we Francji zaledwie kilka os�b. W Polsce � chyba nikt.
Czytelnik zapewne zwr�ci uwag� na fakt, �e nie cytuj� genera�a Jaruzelskiego.
Ani Lecha Wa��sy.
Przewodnicz�cy Rady Pa�stwa nie zgodzi� si� przyj�� mnie. Pomy�la�em wi�c, �e
dla r�wnowagi nie
powinienem stara� si� o zamieszczenie w ksi��ce osobistych wspomnie�
przewodnicz�cego �Solidarno�ci�,
z kt�rym spotka�em si�, ale przy innej okazji...
GABRIEL M�R�TIK
SOBOTA
12 GRUDNIA 1981
23.20
Warszawa
W Warszawie, na rogu Nowogrodzkiej i Pozna�skiej, kilkaset metr�w od Pa�acu
Kultury i Nauki, kt�rego
sylwetka w stalinowskim stylu g�ruje ponad obszernym placem w samym sercu
polskiej stolicy, znajduje si�
centrum telekomunikacji. Jest to ci�ki budynek z czerwonawego kamienia,
ozdobiony licznymi neonowymi
napisami, w kt�rych poszczeg�lne litery od dawna ju� zagas�y. Kiedy� napis
informowa�: TELEFON
MI�DZYMIASTOWY, TELEGRAF, RADIOTELEGRAF.
Maria pracuje na drugim pi�trze, od strony Pozna�skiej, w oddziale telegram�w
krajowych i
mi�dzynarodowych. Tego wieczoru pracuje tu z trzema kole�ankami. Czekaj� na
jednego z koleg�w � z
innego oddzia�u � kt�ry odchodzi na emerytur�. Obieca�, �e po swym dy�urze o
p�nocy urz�dzi
po�egnanie z ciastkami i kaw� (by� mo�e nieco zakrapian�). Wiecz�r jest raczej
spokojny, jak to w sobot�.
Wszystkie kobiety s� w kapciach (zim� urz�dniczki zostawiaj� obuwie w szatni).
Dwie robi� na drutach,
trzecia posz�a w�a�nie do toalety. Nagle Maria s�yszy g�uche uderzenia, ma
wra�enie, �e rozlegaj� si� gdzie�
w budynku, poza metalowymi drzwiami prowadz�cymi na korytarz, sk�d wchodzi si�
tak�e do centrali
mi�dzymiastowej. Dziwne drgania wydaj� si� przenika� metalow� struktur� gmachu.
Na tablicy kontrolnej
zapalaj� si� chaotycznie �wiate�ka. Maria chwyta s�uchawk�, ��czy si� z centrum
technicznym: �Co si� tam
dzieje?�. Nikt nie odpowiada. Po��czenie
zosta�o brutalnie przerwane. Odg�osy si� nasilaj�, decyduje si� wi�c p�j�� sama
sprawdzi�. Robi zaledwie
par� krok�w, gdy podw�jne drzwi otwieraj� si� wskutek gwa�townego pchni�cia.
Czterech lub pi�ciu
�o�nierzy wpada do wielkiej sali. W pierwszej chwili s�dzi, �e to
spadochroniarze w strojach bojowych, z
maskuj�cymi siatkami na he�mach i bagnetami na lufach pistolet�w maszynowych.
Jeden krzyczy: �Krzes�a
pod �cian�! Nie rusza� si�!�. Drugi grozi Marii bagnetem.
Jednak�e Maria nie odczuwa l�ku. Ju� od wielu miesi�cy nale�y do �Solidarno�ci�.
Przypuszcza wi�c, �e
poniewa� zwi�zek rzuci� has�o przygotowania si� do strajku, chodzi tu o now�
pr�b� zastraszenia ze strony
w�adzy. Pr�b� bardziej �si�ow�� ni� zwykle, ale to jej nie dziwi. �Solidarno��
domaga�a si�, by s�u�by �bez-
piecze�stwa�, zajmuj�ce si� w telekomunikacji pods�uchem, zosta�y usuni�te z
budynk�w publicznych...
Maria rusza w stron� �o�nierza ze s�owami: �Jak panu nie wstyd grozi� bagnetem
kobiecie!�. Widz�c
wchodz�cego do sali dyrektora w otoczeniu kilku innych aktywist�w, a w�r�d nich
jego zast�pc�,
wojskowego przys�anego kilka miesi�cy temu z Ministerstwa Obrony Narodowej,
zaczyna krzycze�: �Co za
faszystowskie metody!�. Dyrektor na pr�no pr�buje j� uspokoi�. W tej samej
chwili jeden z �o�nierzy grozi
broni� jej kole�ance, kt�ra w�a�nie wr�ci�a z toalety i � zaskoczona
wydarzeniami � zacz�a krzycze�.
Jednocze�nie Maria widzi, jak drugi zbli�a si� do szyby, za kt�r� znajduj� si�
d�wignie i przyciski
uruchamiaj�ce ca�� maszyneri� sali i zaczyna je wszystkie wy��cza� bez�adnie.
�Powariowali � my�li
Maria. � Wysadz� w powietrze ca�� instalacj�. Odruchowo spogl�da na wielki
elektryczny zegar, kt�ry
w�a�nie si� zatrzyma�. Nieruchome wskaz�wki wskazuj� godzin� 23.20.
23.25
W siedzibie �Solidarno�ci� regionu �Mazowsze� przy Mokotowskiej jest jeszcze ze
dwadzie�cia os�b;
niekt�rzy szykuj� si� ju� do wyj�cia z tego czteropi�trowego budynku, w kt�rym
dawniej by�a szko�a.
Krzysztof wie, �e musi tu sp�dzi� noc, poniewa� zwi�zek rzuci� has�o
przygotowania si� do strajku, poza
tym od dw�ch dni w Gda�sku trwa posiedzenie Krajowej Komisji Porozumiewawczej
�Solidarno�ci�
(KKP). Krzysztof pracuje w agencji prasowej �Solidarno�ci�, dostarczaj�cej
informacji nie tylko do
wszystkich region�w, ale r�wnie� agencjom prasy zagranicznej w Warszawie. Wraz z
kolegami oczekuje
niecierpliwie na wie�ci z Gda�ska. Kiedy oko�o godziny 22.00 przyszed� do
siedziby regionu, z przykro�ci�
opuszczaj�c przyjaci�, kt�rzy �wi�towali imieniny Aleksandra, powiedziano mu,
i� kto� zauwa�y� oko�o
trzeciej po po�udniu dwustu czy trzystu ZOMO-wc�w wkraczaj�cych do pobliskiego
kina �Klub�. Przez
chwil� s�dzili, �e ma to zwi�zek z nimi, �e szykuje si� atak na budynek lub � co
bardziej prawdopodobne
� jaka� urz�dowa rewizja. Potem przestali si� tym zajmowa�.
Wreszcie zastuka� teleks z Gda�ska; ich korespondent nadawa� materia�. Wida� nie
mia� czasu na
przygotowanie ta�my perforowanej, bo wystukiwa� bezpo�rednio, topornie. Nagle
teleks zatrzyma� si�.
Sprawdzaj� po��czenia. Nic. Pr�buj� po��czenia z Gda�skiem przez inny aparat. Na
pr�no. Ledwo zd��aj�
wezwa� korespondenta do telefonu, by zasygnalizowa�, �e linia przerwana, gdy
nagle wszystkie teleksy
jeden po drugim nieruchomiej�. Po chwili milkn� telefony. Ostatnia linia b�dzie
przerwana o 23.42,
dok�adnie w tym momencie, w kt�rym powiadamiaj� Komitet Strajkowy student�w
Politechniki o tym, co
si� zdarzy�o.
23.30
Gda�sk
W wielkiej sali Stoczni, tej samej, w kt�rej nieca�e 16 miesi�cy wcze�niej
podpisano s�ynne Porozumienie,
temperatura ro�nie. Ju� prawie 20 godzin (od wczoraj, czyli od pi�tku) trwa
spotkanie g��wnych
przyw�dc�w �Solidarno�ci�. Wi�kszo�� spo�r�d zgromadzonych to cz�onkowie Komisji
Krajowej. Obecni
s� przewodnicz�cy region�w, cz�onkowie komisji rewizyjnej i g��wni doradcy
zwi�zku. W sumie jest 150
os�b reprezentuj�cych (z ma�ymi wyj�tkami) najwy�sze kierownictwo najbardziej
znacz�cego ruchu
spo�ecznego, jaki powsta� w kraju wschodniego bloku.
Oko�o pi��dziesi�ciu dziennikarzy, w�r�d nich liczni korespondenci specjalni
prasy zachodniej, t�oczy si� w
korytarzach oczekuj�c na decyzje kierownictwa �Solidarno�ci�. Dla wszystkich
przyby�ych do Gda�ska jest
to decyduj�cy moment. W grudniu 1981 roku sytuacja w kraju sta�a si�
katastrofalna. Ludno�� znosi z coraz
wi�ksz� trudno�ci� pi�trz�ce si� dolegliwo�ci codziennego �ycia. W mro�ne noce
tworz� si� ju� kolejki do
sklep�w spo�ywczych. Wprowadzenie przed kilku miesi�cami kartek �ywno�ciowych
nie rozwi�za�o
problemu. Nieuchronne wydaje si� starcie mi�dzy zwi�zkiem, kt�ry twierdzi, i� ma
10 milion�w cz�onk�w,
a w�adz�, kt�rej si�a nap�dowa, partia, w ci�gu nieca�ych dw�ch lat po raz
trzeci zmienia pierwszego
sekretarza i ze zdumieniem patrzy na topniej�ce w oczach swoje szeregi. Aparat
pa�stwa, rz�d, maj�cy ju�
czwartego premiera, sprawia wra�enie niezdolnego do opanowania sytuacji. To
ust�puje ��daniom
�Solidarno�ci�, to daje odp�r, jak na przyk�ad w sprawie utrzymania rektora
Wy�szej Szko�y In�ynierskiej w
Radomiu, co wywo�a�o fal� strajk�w bez precedensu w ca�ym szkolnictwie wy�szym.
Tak�e zwi�zek, rzecz paradoksalna, prze�ywa kryzys, bez w�tpienia najg��bszy od
sierpnia 1980 roku. Nie
ulega w�tpliwo�ci, �e I Zjazd �Solidarno�ci�, kt�ry odby� si� w�a�nie tu, w
Gda�sku, we wrze�niu i
pa�dzierniku, by� okresem wyj�tkowej intensywno�ci w �yciu kraju. Niekt�rzy nie
wahali si� okre�la� tego
wydarzenia jako historyczny zwrot nie tylko w �yciu Polski, lecz tak�e w ca�ym
obozie socjalistycznym. Ju�
wtedy byli jednak tacy, w tym r�wnie� cz�onkowie �Solidarno�ci�, kt�rzy
dostrzegali wyra�ne p�kni�cia.
Bior�c pod uwag� negatywne stanowisko doradc�w zwi�zku i Episkopatu wobec
�Pos�ania do ludzi pracy
Europy Wschodniej� czy wybory do kierownictwa zwi�zku (Wa��sa otrzyma� tylko 55
procent g�os�w), by�o
rzecz� jasn�, �e w �onie �Solidarno�ci� b�d� si� toczy�y ci�kie walki
wewn�trzne. Od dw�ch dni walki te
tocz� si� na oczach stu pi��dziesi�ciu os�b obecnych na sali.
W spos�b schematyczny mo�na by to uzna� za starcie mi�dzy �umiarkowanymi� pod
wodz� Wa��sy �
popieranymi przez wi�kszo�� doradc�w, zw�aszcza bli�ej zwi�zanych z Ko�cio�em �
a �radyka�ami� lub
�ekstremistami� kierowanymi przez przeciwnik�w przewodnicz�cego �Solidarno�ci�:
Gwiazd�, Jurczyka,
Rulewskiego i S�owika.
Uczestnicy obrad byli zgodni tylko co do jednego: zwi�zek znalaz� si� w impasie.
Podczas obrad prezydium
Komisji Krajowej (kt�re odby�y si� dwa dni wcze�niej, w czwartek) jeden z
przyw�dc�w zwi�zku, Pa�ka,
wyra�nie okre�li� mo�liwo�ci wyboru: dialog lub konfrontacja. To znaczy:
uciekanie si� do akcji
protestacyjnej i strajku jedynie w razie wy�szej konieczno�ci; konfrontacja
narzucona przez w�adz�, na kt�r�
zwi�zek odpowiedzia�by tworzeniem milicji robotniczej i strajkiem generalnym
�aktywnym� (w zamy�le
�Solidarno�ci� chodzi�o o przej�cie kontroli nad produkcj� i podzia�em);
wreszcie konfrontacja ofensywna,
czyli poszukiwanie decyduj�cych rozwi�za� politycznych przez wezwanie do strajku
generalnego, by
wymusi� wolne wybory do Sejmu.
Dyskusja na te tematy toczy si� wi�c prawie od dwudziestu godzin. Cz�sto w
spos�b chaotyczny i, wed�ug
opinii jednego z obecnych, na niezbyt wysokim poziomie. Rulewski, przewodnicz�cy
regionu w
Bydgoszczy, w marcu dotkliwie poturbowany przez milicj�, co omal nie pchn�o
�Solidarno�ci� na drog�
pr�by si� z w�adz� (niekt�rzy przyw�dcy zwi�zku podejrzewali, i� rzecz by�a
ukartowana; mia�o to miejsce
trzy dni po rozpocz�ciu na terenie Polski manewr�w �Sojuz 81�, tworz�cych
zaplecze dla ewentualnej
interwencji zewn�trznej), oskar�a Wa��s� i jego ekspert�w o stosowanie metod
szpiegowskich godnych
tajnej policji. Wa��sa w odpowiedzi pyta ironicznie, co te� jego przeciwnicy
mogli je�� w czasie przerwy w
obradach. W takiej to atmosferze dochodz� od kilku godzin do Stoczni niepokoj�ce
informacje. W wielu
miejscach zaobserwowano ruchy wojsk. Tu powo�ano rezerwist�w. Tam wezwano do
szereg�w oficer�w-
elew�w milicji na czas nieokre�lony. W Gda�sku cz�onkowie organizacji �M�oda
Polska� zostali ostrze�eni,
�e w pobli�u ich mieszka� zastawiono na nich pu�apki. Oko�o godziny 21.00 jeden
z dzia�aczy
�Solidarno�ci� zatelefonowa� w tej sprawie do komendanta MO w Gda�sku. Otrzyma�
odpowied�, �e jest to
szeroko zakrojona akcja przeciwko elementom kryminalnym pod kryptonimem
�Pier�cie�.
P� godziny temu uprzedzono przyw�dc�w �Solidarno�ci�, �e po��czenia
telefoniczne zosta�y przerwane.
Teraz, o godzinie 23.30, przesta�y dzia�a� teleksy. Ale dyskusja trwa nadal. I
podczas gdy Wa��sa wydaje si�
dziwnie �nieobecny�, jakby czym� zaj�ty lub przygn�biony, dwaj g��wni liderzy
zwi�zku � Bujak z
Warszawy i Frasyniuk z Dolnego �l�ska � pr�buj� jeszcze broni� idei kompromisu z
w�adz�. Pierwszy
zauwa�a, �e od dw�ch tygodni �Solidarno�� wydaje si� buja� w ob�okach.
Frasyniuk ironizuje na temat
zwi�zkowc�w, kt�rzy marz� o tym, by by� pos�ami. Wed�ug nich szef
�ekstremist�w�, Rulewski, stawia
w�adzy alternatyw�: �Albo stawicie. nam czo�a i pobijemy was, albo zaniechacie
tch�rzliwie walki i
zmia�d�ymy was�. Co prawda inny uczestnik obrad, przewodnicz�cy regionu w
Rzeszowie, o�wiadczy�
w�a�nie, �e nie ma wyboru: �Albo przejmiemy w�adz�, albo p�jdziemy na Syberi�.
23.35
Warszawa
Steve Dubrow zdaje sobie spraw�, �e przyj�cie jest nieodwo�alnie zmarnowane.
Attache prasowy ambasady
Stan�w Zjednoczonych w Polsce zaprosi� na kolacj� dwadzie�cia os�b; miejscem
spotkania jest komfortowa
willa w Aninie, odleg�a� od ambasady o dwana�cie kilometr�w. Chocia� nie
wszystkie jeszcze uliczki na
peryferiach maj� nazwy (na przyk�ad jego willa znajduje si� przy �trzeciej
poprzecznej�), dzielnica jest ju�
do�� zasiedlona. Mieszka tu te� niedaleko by�y premier Jaroszewicz. W�r�d go�ci
Dubrowa s� dwa polskie
ma��e�stwa dziennikarskie: redaktor z PAP-u i jego �ona, dawna korespondentka
��ycia Warszawy� w
Nowym Jorku, oraz Jacek Kalabi�ski, znany dziennikarz radiowy, zagorza�y
zwolennik �Solidarno�ci� i jego
�ona, architekt. Jest korespondent �Figaro� w Polsce z �on�, kt�ra te� jest
architektem i blisk� przyjaci�k�
�ony Kalabi�skiego. Wreszcie Amerykanie, w�r�d nich radca polityczny ambasady
John Vaught i inny
dyplomata, o kt�rym Kalabi�ski s�dzi, s�usznie czy nies�usznie, �e jest szefem
warszawskiej plac�wki CIA.
Kolacja zacz�a si� sympatycznie w wielkiej jadalni na parterze, temat�w do
konwersacji nie brakowa�o.
Rozprawiano o klimacie kryzysu, o posiedzeniu Komisji Krajowej, o Kongresie
Kultury Polskiej, w kt�rym
bierze udzia� kilkuset intelektualist�w polskich (w tym kilkudziesi�ciu
przyby�ych z zagranicy) i kt�ry
obraduje od dw�ch dni w Warszawie, o pracach Sejmu, o kt�rym niekt�rzy s�dzili,
i� m�g�by si� sk�oni� do
przeg�osowania specjalnych pe�nomocnictw dla rz�du (jakkolwiek projekt podobnej
ustawy zosta� wycofany
z porz�dku dnia wskutek nalega� prymasa). Dyplomaci i dziennikarze wymieniali
informacje, opinie,
przypuszczenia. S�owem, by� to wiecz�r wprost przeznaczony do tego, by mo�na
by�o zachowa� po nim mi�e
wspomnienia.
Pierwszy alarm nadszed� o godzinie 21.00. Dan Fisher, korespondent �Los Angeles
Times�, zatelefonowa�,
by powiadomi� Dubrowa, �e po Warszawie kr��� pog�oski, i� �co� si� dzieje�.
Podobno wojska przesuwaj�
si� od zachodu w stron� stolicy. Dan Fisher pr�bowa� po��czy� si� telefonicznie
z konsulatem ameryka�skim
w Poznaniu, ale nikt nie odpowiada�. W godzin� p�niej Ruth Gruber z agencji UPI
zasygnalizowa�a, �e
niekt�re teleksy przesta�y dzia�a�. Za ka�dym razem Steve Dubrow m�wi� o tym
swoim go�ciom, co
przyczynia�o si� do o�ywienia konwersacji. O godzinie 23.00 zn�w telefon.
Jeszcze raz Ruth. Niepodobna
po��czy� si� z Poznaniem, czy m�g�by wi�c. sam sprawdzi�, co si� dzieje? Tym
razem Dubrow, kt�ry dot�d
t�umaczy� rozm�wcom, �e ma go�ci, musi zacz�� dzia�a�. Jest przecie� attache
prasowym i nie mo�e
ignorowa� pr�b dziennikarzy ameryka�skich. Pr�buje po��czy� si� z konsulatem w
Poznaniu. Na pr�no.
Linia jest g�ucha. Telefonuje do ambasady, gdzie potwierdzaj�, i� po��czenia z
konsulatami s� przerwane.
Wybiera inne numery, nikt nie odpowiada. Jednocze�nie m�wi o tym, skupiaj�cym
si� wok� niego go�ciom.
Wreszcie, o godzinie 23.35, zauwa�a, i� w s�uchawce nie ma sygna�u. Jego linia
te� jest g�ucha. To-
warzystwo rozchodzi si� w po�piechu do domu. Steve Dubrow decyduje si� uda� do
ambasady wraz z radc�.
Kalabi�ski, kt�ry przyjecha� taks�wk� (benzyna jest na kartki, a kontrole �balo-
nikowe� milicji szczeg�lnie
surowe), prosi Bernarda Margueritte�a o podwiezienie. Obie pary wsiadaj� do
mercedesa korespondenta
francuskiego i jad� do najbli�szej budki telefonicznej. Tam staje si� oczywiste:
przerwane s� nie tylko linie
telefoniczne zagranicznych dziennikarzy, przerwana jest ca�a sie�.
W tej samej chwili John Darnton z �New York Timesa�, ekspediuj�cy artyku� o
posiedzeniu w Gda�sku, te�
stwierdza, �e jego teleks, a potem telefon przesta�y dzia�a�. Bierze w�z, by
uda� si� do ambasady,
postanawia wpa�� po drodze do charge d�affaires, kt�ry mieszka w pobli�u. Od
�ony dyplomaty dowiaduje
si�, �e m�� w wielkim po�piechu uda� si� w�a�nie do biura...
23.45
W pokoju nr 237 w gmachu Rady Ministr�w kapitan Wies�aw G�rnicki podnosi
s�uchawk�. Nie ma sygna�u.
Zadowolony odk�ada j� i zwraca si� ku dw�m maszynistkom, kt�rym prawie od
godziny dyktuje
przem�wienie. Przyby�y one do Rady Ministr�w oko�o 21.30. Obie pracuj� w
Ministerstwie Obrony Na-
rodowej, maj� wi�c zwyczaj podporz�dkowywania si� rozkazom. Jednak znalaz�szy
si� w tym obszernym,
neoklasycystycznym pa�acu, jednej z siedzib w�adzy w Polsce (wraz z Komitetem
Centralnym partii,
Sejmem i Pa�acem Belwederskim), poczu�y si� z lekka onie�mielone. Gdy kapitan
G�rnicki (cho� w cywilu)
poinformowa� je, �e odt�d nie wolno im opuszcza� biura, w kt�rym si� znajduj�,
ani komunikowa� si� z
kimkolwiek � by�y wr�cz zbite z tropu. M�odsza nie mo�e si� powstrzyma�, by nie
zada� pytania, co maj�
zrobi�, gdyby musia�y skorzysta� z toalety...
Kapitan G�rnicki prawie od godziny dyktuje przem�wienie. Potrzebne s� dwie
maszynistki, poniewa�
fotokopiarka Urz�du Rady Ministr�w uleg�a awarii. Ka�da wi�c pisze tekst w kilku
egzemplarzach.
Stwierdziwszy, �e telefon nie dzia�a, G�rnicki pozwala sobie na chwil�
wytchnienia. Doradca genera�a
Jaruzelskiego (to jego oficjalny tytu� od prawie miesi�ca) jest w stanie
najwy�szego napi�cia. Wyczerpany
(nie spa� od 48 godzin), jest jednak w stanie pewnej egzaltacji, �wiadom, �e oto
prze�ywa chwil� histo-
ryczn�. Gdy� historia, historia Polski, jest jedn� z pasji tego dziennikarza �
pi��dziesi�ciolatka � kt�ry od
pocz�tku, to znaczy od czasu wielkich strajk�w na Wybrze�u w sierpniu 1980 roku,
gwa�townie
przeciwstawi� si� �Solidarno�ci�. Do tego stopnia, i� par� miesi�cy wcze�niej
dziennikarze z krakowskiego
tygodnika �Przekr�j�, z kt�rym wsp�pracowa� od sze�ciu lat, wr�cz za��dali jego
odej�cia. Kiedy w
pa�dzierniku 1981 roku jego przyjaciel dziennikarz, Jerzy Urban, �wie�o
mianowany rzecznikiem rz�du,
zaproponowa� mu wsp�prac�, G�rnicki, praktycznie bezrobotny, skorzysta�
natychmiast z okazji.
A przecie� nie zawsze by� w dobrych stosunkach z w�adz�. i W czerwcu 1967 roku,
b�d�c od pi�ciu lat
korespondentem PAP w ONZ, uzna� za aberracj� posuni�cie rz�du polskiego, kt�ry
^przy��czaj�c si� do
Moskwy postanowi� � z powodu �sze�ciodniowej wojny� � zerwa� stosunki
dyplomatyczne z Izraelem.
Powiedzia� o tym, a raczej przedstawi� na pi�mie, �wczesnemu premierowi
Cyrankiewiczowi, kt�ry przyby�
do ONZ. Kilka dni p�niej G�rnicki zosta� odwo�any do Warszawy, otrzymuj�c
jednocze�nie zakaz
publikowania w prasie polskiej. Rok p�niej, w 1968, wyst�puje przeciw
nacjonalistycznej frakcji w partii
pod wodz� genera�a Moczara, kt�ry w celu przej�cia w�adzy pr�buje obali�
polityka �numer jeden� �
W�adys�awa Gomu�k� � rozp�tuj�c szeroko zakrojon� kampani� antysemick� i
antyintelektualn�. G�rnicki
nie waha si� (daj�c dow�d pewnej odwagi) przed rozpowszechnianiem
demaskatorskich artyku��w, kt�rych
nie m�g� oficjalnie opublikowa�. Bez w�tpienia pewne znaczenie mia� tu fakt, �e
pierwsza �ona G�rnickiego
by�a �yd�wk� oraz to, i� jako ch�opiec by� �wiadkiem podczas okupacji
eksterminacji �yd�w w Warszawie.
Teraz, od kilku miesi�cy, G�rnicki znajduje wsp�lny j�zyk z w�adz�. Jeden z jego
przyjaci�, Urban, jest
ministrem. Inny, naczelny redaktor �Polityki�, jest wicepremierem. Przede
wszystkim jednak jest genera�
Jaruzelski; G�rnicki przyznaje, i� znajomo�� zawarli dopiero w pa�dzierniku.
Posta� genera�a prawdziwie fascynuje dziennikarza. Obaj od pocz�tku przypadli
sobie do gustu. Do tego
stopnia, �e G�rnicki otrzyma� stopie� kapitana i zosta� wcielony do armii, do
s�u�by czynnej. Dok�adnie: tej
soboty 12 grudnia oko�o pi�tnastej dostarczono mu mundur. Nowy. Spod ig�y. Ale
bez jakichkolwiek
odznacze�. Teraz oto G�rnicki wstaje, o�wiadcza maszynistkom, �e wychodzi na
chwil�. Idzie do pokoju
obok i wk�ada mundur. Powraca do biura, siada i dyktuje dalej. Obie kobiety,
kt�re os�upia�y na ten widok,
dopiero po chwili wracaj� do pisania.
23.50
Zazwyczaj o tej porze biura zachodnich agencji prasowych, kt�re znajduj� si� w
�anonimowym� budynku
przy ulicy Pi�knej (w�adze polskie zakaza�y umieszczania tabliczek
informacyjnych przy wej�ciu do
gmachu), s� opustosza�e. Tym razem jednak, wyj�tkowo, sporo os�b znajduje si� w
lokalu AFP. Olivier Ma-
zerolle z RTL (radio francuskie) i Maria Majdrowicz, sekretarka-t�umaczka
agencji, po kolacji w hotelu
Forum postanowili wpa�� na chwil� do biura, by poczeka� na materia� od jednego z
korespondent�w AFP w
Gda�sku, kt�ry �ledzi� obrady Krajowej Komisji Porozumiewawczej �Solidarno�ci�.
To zreszt� sk�oni�o
Mazerolle�a do pozostania w Warszawie. Dziennikarz �w przyby� do Polski kilka
dni wcze�niej z okazji
przewidzianej na nast�pny tydzie�, pierwszej w krajach socjalistycznych, wizyty
Pierre�a Mauroya, premiera
Rz�du Jedno�ci Lewicy . Wizyt� premiera planowano ju� na listopad, ale nie
dosz�a do skutku. Teraz
ponownie zosta�a odwo�ana w przeddzie�, w pi�tek, po po�udniu. Oficjaln�, podan�
przez Polak�w,
przyczyn� by�o to, i� osobisto�� �numer jeden�, genera� Jaruzelski � ��cz�cy
funkcje pierwszego sekretarza
partii i premiera, zachowuj�cy jednocze�nie stanowisko ministra obrony � jest
zbyt zaj�ty, by przyj��
Pierre�a Mauroya z nale�nymi dla� wzgl�dami i odpowiednio do rangi, jak� Polska
przywi�zuje do
stosunk�w z Francj�. Korespondenci specjalni prasy francuskiej byli
rozczarowani. Postanowili jednak
przed�u�y� sw�j pobyt. Niekt�rzy (jak Mazerolle) byli przekonani, �e posiedzenie
w Gda�sku mo�e
doprowadzi� do otwartego konfliktu mi�dzy zwi�zkiem a w�adz�. Mazerolle w�a�nie
wys�a� par� minut
wcze�niej sw�j tekst w tym duchu do dziennika radiowego nadawanego o p�nocy.
Dziennikarz AFP w
przes�anej depeszy tu� po godzinie 23.00 o�wiadczy�, �e obrady jeszcze si� nie
sko�czy�y. By uzyska�
bli�sze informacje na ten temat, postanawiaj� wraz z Mazerolle�em zatelefonowa�
do agencji prasowej
�Solidarno�ci�. Rozmow� przerwano dok�adnie w chwili, gdy ich rozm�wca zd��y�
zakomunikowa�, �e
teleks w Gda�sku nie dzia�a. Maria usi�uje wi�c po��czy� si� ze zwi�zkiem przez
teleks w biurze. Zaczyna
wystukiwa� zdanie: �Tu Maria, czy jest tam Jarek?�, gdy teleks zaczyna �utyka�,
jakby dosta� czkawki:
momomomomo. MO oznacza milicj�. Nikt jednak nie kojarzy tej szczeg�lnej
zbie�no�ci. Konstatuj� po
prostu, �e wszystkie teleksy przesta�y funkcjonowa�. Telefony te� nie dzia�aj�.
�Numer drugi� biura, Michel
Castex, decyduje si� powiadomi� o tym kierownictwo agencji. Dzia�a jeszcze linia
��cz�ca AFP w
Warszawie z biurem wiede�skim. T� drog� zostanie wys�ana o godzinie 23.58
informacja powiadamiaj�ca
Pary� o zerwaniu wszystkich po��cze�. Tymczasem Mazerolle wpada do siebie, do
hotelu Victoria. Tu
r�wnie� nie dzia�aj� telefony. Personel hotelu, nale��cego do sieci
Intercontinentalu, sumituje si� z powodu
awarii (wi�kszo�� go�ci to obywatele zagraniczni, protestuj�cy przeciw
incydentowi, kt�ry uwa�aj� za
niegodny standardu Victorii) i utrzymuje, �e po��czenia b�d� z pewno�ci�
wznowione najszybciej jak to
mo�liwe. Mazerolle wraca do AFP.
23.55
W siedzibie �Solidarno�ci� na Mokotowskiej panuje nerwowe napi�cie. Wszyscy tu
obecni naradzaj� si�
gor�czkowo, co dalej. Nie maj� wyj�cia � po��czenia przerwane.
Krzysztof wraz z koleg� schodz� na parter, by zamkn�� na klucz drzwi wej�ciowe.
Krzysztof wychodzi na
moment przed budynek. Pada �nieg, jest bardzo zimno. Najpierw s�yszy szum
motor�w, potem widzi
nadje�d�aj�ce jednocze�nie od strony placu Zbawiciela i od Koszykowej ci�ar�wki
(jest ich chyba z dzie-
si��), z kt�rych wyskakuj� milicjanci w mundurach bojowych, z broni� i tarczami
plastikowymi. Krzysztof
wraca po�piesznie, zamyka bram�, �elazne oszklone drzwi i p�dzi� po schodach,
krzycz�c: �ZOMO-wcy s�
tutaj�!
W�odzimierz Grzelak w�a�nie zasypia�, gdy postawiony przy ��ku radiotelefon
zacz�� trzeszcze�. Dopiero
po chwili dociera do niego, �e to, do czego si� przygotowywa� od wielu miesi�cy,
w�a�nie si� zdarzy�o.
Oficjalnie Grzelak jest �dyrektorem Biura Koordynacji� w telewizji polskiej, ale
przede wszystkim jest tech-
nikiem. Jest tak�e cz�onkiem partii, chocia� w tym przypadku nie ma to chyba
wi�kszego znaczenia. W
ka�dym razie nie jest to jedyny pow�d, dla kt�rego wezwano go pod koniec lata na
wa�n� i poufn�
rozmow�. Jego rozm�wcy pytali go, czy m�g�by szybko zorganizowa� �rezerwowe�
centrum techniczne,
sk�d w razie potrzeby mo�na by nadawa� program specjalny. W tym czasie
�Solidarno�� domaga�a si�
coraz energiczniej dost�pu do �rodk�w masowego przekazu, przede wszystkim do
telewizji. W radiu i te-
lewizji, gdzie cz�onkowie zwi�zku stanowili przesz�o jedn� trzeci� personelu,
og�oszono ju� liczne strajki
ostrzegawcze. Na pytanie, jakimi b�dzie dysponowa� �rodkami, uzyska� odpowied�,
i� otrzyma wszystko, co
mu b�dzie potrzebne. Grzelak przyst�pi� wi�c do pracy. Studio zosta�o urz�dzone
w koszarach lotnictwa przy
alei �wirki i Wigury, w pobli�u centrum miasta, przy trasie prowadz�cej do
lotniska. W pa�dzierniku
wszystko by�o gotowe: instalacje, kamery, magnetowidy, programy (nagrane),
niezb�dny personel. Wszyscy
pracownicy zg�osili si� sami. Jednak dopiero po �szczerych� rozmowach otrzymali
specjalne przepustki,
daj�ce prawo wst�pu do tego specyficznego studia i do budynk�w TV przy
Woronicza. W tak dobranym
zespole (10�12 dziennikarzy, cztery ekipy do kr�cenia i dwudziestu technik�w)
byli tak�e cz�onkowie
�Solidarno�ci�. Ale tylko ci, kt�rzy wyra�nie wyst�pili przeciw strajkom w TV.
Sprawa ta, zreszt� nie by�a
znowu tak bardzo poufna, plany dy�ur�w w telewizji zawiera�y rubryk� �studio
rezerwowe�, wi�c wi�kszo��
pracownik�w wiedzia�a o jego istnieniu. Grzelak zainicjowa� system sta�ych
dy�ur�w � jeden dzie� w
tygodniu dla ka�dej z wyznaczonych os�b. Od tygodnia, �ci�lej od posiedzenia w
Radomiu 3 grudnia, gdzie
przyw�dcy �Solidarno�ci� zagrozili strajkiem generalnym, gdyby rz�d wyst�pi� o
specjalne pe�nomocnictwa,
ekipa Grzelaka pe�ni�a sta�e dy�ury. On te� poczyni� pewne przygotowania, a
mianowicie nape�ni� bak samo-
chodu i dwa dodatkowe kanistry benzyn�. A nade wszystko ani na krok nie oddala�
si� od radiotelefonu typu
wojskowego, kt�ry powierzono mu, wyja�niaj�c przy tym, �e normalne po��czenia
mog� by� �zak��cone�.
Tej soboty nie by� uprzedzony o niczym. Co wi�cej, jego bezpo�redni prze�o�ony
przed wyjazdem do
Krakowa o�wiadczy�, �e w czasie weekendu nic szczeg�lnego si� nie wydarzy. Kiedy
wi�c kilka chwil przed
p�noc� Grzelak dostaje owo wezwanie, jest zdziwiony, ale dobrze wie, co ma
robi�. Ubiera si� szybko,
wsiada do samochodu i gna na Woronicza. Wielu technik�w z jego studia jest ju�
na miejscu. Wysy�a ich
natychmiast do studia rezerwowego, w koszarach. Reszty b�dzie szuka� przez ca��
noc.
NIEDZIELA
13 GRUDNIA 1981
00.00
Tego sobotniego wieczoru telewizja polska nadaje w programie drugim film braci
Taviani ��w. Micha� mia�
koguta�. Nagle, dok�adnie o p�nocy, film zostaje przerwany, jakby uci�ty no�em.
Pojawia si� spiker i
o�wiadcza: �Dzi�kuj� pa�stwu. Dobrej nocy�.
W tej samej chwili u drzwi profesora Klemensa Szaniawskiego rozlega si� dzwonek.
Znany filozof, prezes
Komitetu Porozumiewawczego Stowarzysze� Tw�rczych i Naukowych powsta�ego rok
temu, gdy w euforii
tworzy�a si� �Solidarno��, i bliskiego jej ideowo, przygotowuje w�a�nie referat
na jutrzejsze wyst�pienie na
Kongresie Kultury Polskiej. Jest jednym z jego organizator�w. �ona w�a�nie
poda�a profesorowi kakao.
Zaintrygowany nieco t� sp�nion� wizyt� my�li, �e to kto� z s�siad�w (w tej
dzielnicy mieszka wielu
intelektualist�w, w wi�kszo�ci sympatyk�w �Solidarno�ci�). Otwiera drzwi. Na
klatce schodowej stoi trzech
m�czyzn. Jeden jest w mundurze. S� jakby troch� za�enowani, co przejawia si� w
ich nieco wymuszonej
kurtuazji. Nie maj� �mia�o�ci, by wej�� do mieszkania. Szaniawski musi ich
prawie do tego nak�ania�...
�Panie profesorze, musi pan p�j�� z nami... Wpierw do komisariatu, potem
pojedzie pan do Bia�o��ki, to
niedaleko, zobaczy pan...�. Szaniawski, kt�ry nigdy nie s�ysza� tej nazwy,
pragnie si� dowiedzie� czego�
wi�cej, przybysze ograniczaj� si� do informacji, �e wszystkiego dowie si� w
komisariacie. Czy mo�e
zatelefonowa�? Oczywi�cie. Podnosi s�uchawk�. Brak sygna�u. W tym momencie jego
c�rka (ostatni rok
liceum) wchodzi do pokoju i zaczyna wymy�la� trzem milicjantom. S� nadal bardzo
za�enowani, nie
reaguj�. Szaniawski pyta, czy jego �ona mo�e p�j�� do s�siad�w i powiedzie� im,
co si� zdarzy�o? Trzej
m�czy�ni nie widz� �adnych przeszk�d. �ona wraca po kilku minutach. U s�siad�w
telefon te� nieczynny.
Szaniawski pyta, czy �ona i c�rka mog� mu towarzyszy� do komisariatu? Znowu jest
na to zgoda.
Przygotowuj� wi�c rzeczy, g��wnie ciep�� odzie�.
Profesor wspomina rozmow� z wicepremierem Rakowskim, kt�r� mia� wczoraj, w
pi�tek, na pocz�tku
Kongresu. Zapami�ta�, �e tamten pali� papierosa za papierosem, wydawa� si�
bardzo czym� przej�ty. W
pewnej chwili Rakowskiemu wymkn�o si� zdanie wypowiedziane w tonacji
fatalistycznej: �To ostatni akt
polskiej odnowy�. Wczoraj Szaniawski tego nie zrozumia�. Teraz wydaje mu si�, �e
poj��. I nagle
przypomina mu si� inna rozmowa z Rakowskim, w kt�rym wielu polskich
intelektualist�w widzia�o przez
d�u�szy czas przyw�dc� libera��w. By�o to w pa�dzierniku, w czasie inauguracji
roku akademickiego. Po
d�ugim monologu naczelny �Polityki�, kt�ry w�a�nie wszed� do rz�du, o�wiadczy�:
� Biuro Polityczne nie znaczy ju� nic. Liczy si� teraz tylko rz�d.
� A to dlaczego?
� Poniewa� po raz pierwszy rz�d dysponuje armi�.
� Ale przecie� dysponowa� ni� zawsze...
� Pod wzgl�dem formalnym, tak. Ale teraz dysponuje realnie...
Ci, kt�rzy przyszli po Micha�a Komara, nie odznaczaj� si� tak dobrymi manierami.
M�ody pracownik naukowy, syn znanego genera�a-komunisty, weterana wojny
hiszpa�skiej, skazanego
niesprawiedliwie w wielkim procesie stalinowskim � sp�dzi� wiecz�r u s�siad�w,
kt�rzy zaprosili go na
szklaneczk� whisky. Nie odmawia si� takiego zaproszenia, zw�aszcza teraz, gdy
w�adze z niezrozumia�ych
powod�w o�wiadczy�y przed kilku dniami, �e na jaki� czas zostanie wprowadzony
zakaz sprzeda�y napoj�w
alkoholowych.
Komar na lekkim rauszu opuszcza mieszkanie s�siad�w, cho� przyj�cie dopiero si�
zaczyna (w�a�nie
przyby�o tam kilka ekip telewizyjnych) i idzie do siebie (mieszka wy�ej). Jego
�ona, Ewa, otwiera mu drzwi.
Ledwo ma czas zauwa�y� jej blado��, gdy s�yszy: �Mamy go�ci�. Kobieta odsuwa si�
na bok i Komar widzi
stoj�cego za ni� milicjanta w mundurze, kt�ry trzyma w jednym r�ku rewolwer, a w
drugim olbrzymi �om.
Robi krok do przodu i zostaje unieruchomiony przez dw�ch innych m�czyzn, kt�rzy
wy�onili si� zza drzwi.
S� po cywilnemu. Starszy radzi mu ubra� si� ciep�o przed wyj�ciem do samochodu,
�bo tym razem mo�e to
troch� potrwa�...� Podczas gdy Komar szykuje rzeczy (uwa�aj�c dobrze, by nie
zapomnie� kartonu
papieros�w; ostatnio, gdy go zatrzymano, przez wiele dni musia� si� obej�� bez
palenia), �ona wyja�nia, �e
trzej milicjanci weszli si��, a mundurowy stale jej grozi� �omem, by przypadkiem
nie pr�bowa�a uprzedzi�
m�a. Milicjant w mundurze usi�uje si� usprawiedliwia�: �By�em zmuszony przez
nich...� Komar zdaje
sobie spraw�, �e zna m�odszego z �cywil�w�. Jakie� dwadzie�cia pi�� lat temu na
obozie harcerskim by�
jego podkomendnym. Przypomina sobie, �e ten cz�owiek, dzi� lekko wy�ysia�y,
kt�ry � to oczywiste �
umiera z ch�ci by mu przy�o�y�, chodzi� do tej samej klasy co �ona... Wychodz�,
id� po schodach. W chwili,
gdy mijaj� mieszkanie, w kt�rym (s�dz�c po ha�asie i �miechach) przyj�cie osi�ga
apogeum, milicjanci gro��
mu bez s�owa. Mimo pokusy pod��a za nimi w milczeniu.
Aresztowania na prowincji zacz�y si� wcze�niej. Na przyk�ad we Wroc�awiu o
godzinie 23.20 Jaros�aw
Szymkiewicz, realizator TV, zosta� zerwany z ��ka przez trzech m�czyzn, w tym
dw�ch umundurowanych
ZOMO-wc�w z pistoletami maszynowymi w r�ku, kt�rzy nie wahali si� wywa�y� drzwi.
Zanim zabrali go w
kajdankach, pozwolili mu si� ubra�, co nie zawsze by�o regu��. Wielu spo�r�d
zatrzymanych znalaz�o si� w
komisariatach, a potem w wi�zieniu, tylko w pi�amach lub marynarkach. Ta noc w
Polsce by�a bardzo
zimna.
00.02 Warszawa
Seria uderze�. Trzaski. Krzyki, rozkazy, tupot but�w na schodach. Dziesi�tki
ZOMO-wc�w wdzieraj� si� do
siedziby �Solidarno�ci�. W ci�gu zaledwie kilku minut, udaje im si� zapanowa�
nad sytuacj�. Wpadaj� do
ka�dego pokoju z krzykiem, najwyra�niej zdziwieni zupe�nym brakiem oporu.
Wyprowadzaj� wszystkich
znajduj�cych si� wewn�trz.
Krzysztofowi udaje si� chwyci� rzeczy � ciep�� kurtk� i torb�. Nie wszyscy mieli
tak� szans�. Jeden z jego
przyjaci� b�dzie musia� sp�dzi� wiele dni w samej koszuli. Nie pozwolono mu
zabra� ubrania. Osiemnastu
dzia�aczy, kt�rzy znajdowali si� na miejscu, zgromadzono najpierw w
sekretariacie, potem wprowadzono ich
do sali konferencyjnej na czwartym pi�trze. W tym czasie milicjanci przeszukuj�
gmach spokojnie i � na
razie � bez akt�w wandalizmu, kt�rymi par� godzin p�niej zaznacz� sw� powt�rn�
obecno��.
Krzysztof s�yszy dochodz�cy z korytarza g�os milicjanta: �Jest tam jeszcze
kto�?� I odpowied�: �Jestem tu�.
To nie zauwa�ony przez nikogo m�ody cz�owiek, kt�ry pracowa� w archiwum.
Milicjanci zabieraj� go, nie
okazuj�c �adnych wzgl�d�w. Oko�o godziny 00.30 milicja wyprowadza na zewn�trz 19
dzia�aczy. Schodz�
schodami mi�dzy dwoma rz�dami funkcjonariuszy, kt�rzy mierz� ich nienawistnym
spojrzeniem. Na
parterze stos plastikowych tarcz. ZOMO nie musia�o z nich korzysta�.
00.05
Ryszard Reiff jeszcze si� nie po�o�y�. By� w trakcie przygotowywania na Kongres
swego wyst�pienia, gdy
kto� zadzwoni� do drzwi jego willi na Mokotowie. Dowiaduje si�, �e dw�ch
wojskowych chce z nim m�wi�.
Wstaje, zak�ada szlafrok, idzie do wyj�cia. Dw�ch oficer�w stoi na ganku,
podpu�kownik i major. Za nimi
wida� czarn� wo�g� z w��czonym motorem, w �rodku widoczna sylwetka kierowcy.
�wiat�o reflektor�w
rozja�nia p�atki �niegu wiruj�ce w powietrzu. Ryszard Reiff prosi ich do �rodka.
Odmawiaj�. Maj� do niego
list od przewodnicz�cego Rady Pa�stwa, profesora Jab�o�skiego. Reiff jest bez
okular�w, chce wi�c wzi��
list od podpu�kownika i przeczyta� w domu. Okazuje si�, �e to niemo�liwe. Dwaj
wojskowi otrzymali
rozkaz, by nie zostawiali listu. Wraca wi�c do domu, szuka okular�w i wychodzi
na ganek. Na kartce z
oficjalnym nadrukiem i god�em pa�stwowym jest tylko jedno zdanie: �Zwo�uje si�
posiedzenie sesji
nadzwyczajnej Rady dnia 13 grudnia 1981 o godzinie 01.00...�
Ryszard Reiff jest jednym z 18 cz�onk�w Rady Pa�stwa, b�d�cej zgodnie z
Konstytucj� kolegialn� g�ow�
pa�stwa. Sk�ada si� ona z wyznaczonych przez Sejm os�b, maj�cych reprezentowa�
g��wne kierunki
polityczne i spo�eczne w kraju (st�d obecno�� w Radzie bezpartyjnych i
katolik�w). Przewodnicz�cym Rady
jest cz�owiek, kt�ry ma pewne prerogatywy szefa pa�stwa. W krajach
socjalistycznych by�a to przez d�ugi
czas funkcja honorowa. Trzeba by�o czeka� na �pieriestrojk� Gorbaczowa, by
stanowisko szefa pa�stwa
odzyska�o sw�j pe�ny blask. Profesor Jab�o�ski, obecny przewodnicz�cy Rady, jest
pracownikiem
naukowym, by�ym ministrem Edukacji Narodowej. Jego wykszta�cenie, znajomo��
obcych j�zyk�w,
socjalistyczna przesz�o��, wreszcie cz�onkostwo w partii od chwili jej powstania
czyni� ze� doskona�ego
szefa pa�stwa, idealnie nadaj�cego si� do przyjmowania list�w
uwierzytelniaj�cych od zagranicznych
ambasador�w. Dzia�alno�� Rady Pa�stwa ma w istocie charakter formalny.
Ryszard Reiff jest cz�onkiem Rady zaledwie od kilku miesi�cy. Zawdzi�cza ten
�zaszczyt� faktowi, i� od
dw�ch lat zajmuje stanowisko przewodnicz�cego PAX-u, prorz�dowej organizacji
katolickiej za�o�onej
przez Boles�awa Piaseckiego, kt�rego jest nast�pc�. Reiff nie jest z pewno�ci�
cz�owiekiem o �wymiarach
historycznych� jak Piasecki. Nikt nie zdo�a� si� dowiedzie�, w jaki spos�b pod
koniec wojny uda�o si�
Piaseckiemu, nale��cemu do skrajnej, faszyzuj�cej prawicy przekona� w�adze
radzieckie (w osobie genera�a
Sierowa, szefa wywiadu), by go nie rozstrzelano, a po drugie, by otrzyma�
zezwolenie na stworzenie
organizacji, kt�ra w Polsce powojennej odegra�a o wiele wi�ksz� rol�, ni�
mia�aby na to wskazywa� jej
liczebno��. W roku 1979, gdy Reiff stan�� na jej czele, straci�a powa�n� cz��
swych politycznych
wp�yw�w, pozosta�a jednak pot�n� instytucj�, z licz�cym si� wydawnictwem i
znacz�c� organizacj� pod
wzgl�dem ekonomicznym.
Nie b�d�c postaci� formatu Piaseckiego, Reiff potrafi� jednak gra� polityczn�
rol�. U�atwi�a mu to jego
przesz�o��. Kombatant, wierny rz�dowi polskiemu w Londynie, �o�nierz AK, zosta�
zatrzymany przez Armi�
Czerwon� (przeciw kt�rej walczy� w 1944); deportowany do Rosji, zbieg� � wr�ci�
do Polski pieszo...
Od kilku miesi�cy Reiff pr�buje w prasowych organach PAX-u i z trybuny Sejmu
lansowa� koncepcj�
�wielkiej koalicji�. Chodzi o rodzaj szerokiego sojuszu g��wnych si�
politycznych i spo�ecznych w kraju,
jedyny � jego zdaniem � spos�b na opanowanie kryzysu wyniszczaj�cego kraj i
zagra�aj�cej wojny
domowej. Idea ta zyska�a pewien rozg�os, tak �e zacz�to o niej pisa� w
niekt�rych gazetach i m�wi� w
sejmowych kuluarach. Przewodnicz�cy PAX-u jest zreszt� przekonany, �e genera�
Jaruzelski �
zainspirowany tym jego pomys�em � wysun�� na prze�omie pa�dziernika i listopada
w�asn� koncepcj�
�porozumienia narodowego� i (id�c w tym kierunku) spotka� si�, w spos�b bardzo
spektakularny, 4 listopada
z Lechem Wa��s� i kardyna�em Glempem. Spotkanie nie przynios�o �adnych
rezultat�w, lecz samego
projektu nikt jeszcze nie pogrzeba�.
Kilka dni wcze�niej, 9 grudnia, Reiff mia� okazj� omawia� obszernie ten temat z
genera�em Jaruzelskim.
Tego dnia premier przyj�� oddzielnie przyw�dc�w trzech katolickich organizacji
laickich. Rozmowa mi�dzy
genera�em i przewodnicz�cym PAX-u odby�a si� w przyjaznym tonie, chocia� by�
mo�e tylko dlatego, �e
Reiff wspomnia� swemu rozm�wcy, i� urodzili si� w tym samym miesi�cu i roku
(lipiec 1923) i �e on (Reiff)
jest starszy tylko o cztery dni. Reiff opowiada� p�niej, i� odni�s� wra�enie,
�e genera� pragnie przed
podj�ciem decyzji wysondowa� swych go�ci.
W ka�dym razie znalaz� czas, by przypomnie� genera�owi wydarzenia roku 1956 i
dramatyczn� rozmow�
mi�dzy Gomu�k� i Chruszczowem, daj�c tym do zrozumienia, �e istnieje mo�liwo��
przeciwstawienia si�
��daniom Kremla. Oczywi�cie nie m�g� w�wczas wiedzie�, �e ju� w czasie
sierpniowych strajk�w, a wi�c
prawie 16 miesi�cy przed wprowadzeniem stanu wojennego, jego rozm�wca zak�ada�
mo�liwo��
wprowadzenia stanu wojennego i �e od tego czasu prace planistyczne w tej sprawie
zacz�y si� toczy�,
zanim pojawi�a si� wyra�niejsza obawa zewn�trznej interwencji.
Ubieraj�c si� szybko, Reif my�li o tej w�a�nie rozmowie. Dw�m oficerom, kt�rzy
zjawili si� po niego,
powiedzia�, �e uda si� do Belwederu czy te� siedziby Rady Pa�stwa w�asnym wozem.
Odpowiedzieli, �e ze
wzgl�du na trudne warunki ruchu lepiej b�dzie, je�eli zabierze si� z nimi i �e
po zebraniu go odwioz�. Wcale
go to nie uspokoi�o: zastanawia� si� nawet, czy wojskowi naprawd� maj� zamiar
zawie�� go do Belwederu.
Nie mia� jednak wyboru, skonstatowa� w�a�nie, �e jego telefon nie dzia�a. Ubra�
si� wi�c, wyszed� i zaj��
miejsce z ty�u wo�gi. Podpu�kownik siad� obok niego, podczas gdy m�odszy rang�
oficer usadowi� si� obok
kierowcy. Samoch�d ruszy�...
00.10
Steve Dubrow w towarzystwie drugiego dyplomaty ameryka�skiego natyka si� na
Mokotowskiej na zapor�
ZOMO-wc�w, kt�rzy odmawiaj� przepuszczenia ich pod siedzib� �Solidarno�ci�.
Attache prasowy przyby�
do ambasady na kr�tko przed p�noc� i stwierdzi�, �e panuje tu stan podniecenia.
Zaparkowa� samoch�d pod
gmachem i wpad� do kancelarii, gdzie dowiedzia� si�, �e wszystkie �rodki
��czno�ci s� odci�te, �e przyjechali
liczni dziennikarze, a na mie�cie zauwa�ono wiele pojazd�w milicji i ZOMO.
Dubrow postanowi� wi�c p�j��
pieszo do odleg�ej zaledwie o trzysta metr�w siedziby �Solidarno�ci�. �Parada
si��, kt�rej by� �wiadkiem,
upewni�a go natychmiast, �e sprawa jest bardzo powa�na.
Przypomnia�y mu si� wydarzenia z 2 grudnia w Warszawie, kiedy w�adze postanowi�y
po�o�y� kres
strajkowi w Wy�szej Szkole Oficerskiej Po�arnictwa. Oko�o trzystu student�w
og�osi�o strajk i okupowa�o
przez wiele dni szko�� na �oliborzu, protestuj�c przeciwko projektowi ustawy
podporz�dkowuj�cej ich
szko�� Ministerstwu Spraw Wewn�trznych. Strajk ten, otwarcie wspierany przez
�Solidarno��, korzysta�
tak�e z szerokiego poparcia ludno�ci, kt�ra przychodzi�a pod szko�� zagrzewaj�c
przysz�ych oficer�w do
walki i przynosz�c im �ywno��. 2 grudnia si�y porz�dkowe zainterweniowa�y. Mia�o
to charakter
widowiskowy. Dziesi�tki pojazd�w milicyjnych, armatki wodne, tysi�ce ludzi
(ZOMO-wc�w i Wojskowej
S�u�by Wewn�trznej), kilka helikopter�w... O godzinie 10.00, gdy wok� budynku
szko�y zgromadzi� si�
t�um i przyby�y ekipy telewizji zagranicznej (szcz�liwie uprzedzane na czas),
przypuszczono atak.
Specjalna jednostka antyterrorystyczna (kt�ra mia�a swoj� publiczn� premier�)
zrzucona zosta�a na dach z
helikoptera, podczas gdy ZOMO-wcy opanowali parter. Szko�a w nieca�e dwie minuty
znalaz�a si� w r�kach
si� porz�dkowych. Student�w odes�ano do dom�w bez �adnych represji. Ta
demonstracja si�y ze strony
w�adzy, kt�r� uwa�ano za konaj�c�, wywar�a mocne wra�enie w kr�gach
dyplomatycznych i w�r�d
przedstawicieli prasy zagranicznej. Niekt�rzy obserwatorzy (raczej nieliczni)
wyci�gn�li st�d wniosek, �e
w�adza rozpocz�a ofensyw� i �e gromadz�c znacznie wi�ksze �rodki, ni� by�o to
niezb�dne, pragnie
udowodni�, i� jest gotowa do pr�by si�...
Pr�buj�c ustali�, co si� dzieje w siedzibie �Solidarno�ci�, poza zapor� z
milicyjnych woz�w przecinaj�c�
ulic� Mokotowsk�, Steve Dubrow zastanawia� si�, czy jest teraz �wiadkiem
podobnej operacji.
00.15
W chwili, gdy zadzwonili do drzwi, S�awomir Kretkowski ju� �wiedzia��. Gdy jego
�ona Barbara na pytanie
�kto tam�, us�ysza�a odpowied� �otwiera�, pobieg� po torb� podr�n�, od dawna
przygotowan�. W �rodku:
dwie koszule, ciep�e skarpetki, sweter, papierosy i lekarstwa. Kretkowski cierpi
na epilepsj�. Wielokrotnie
by� ju� zatrzymywany z powodu swej dzia�alno�ci w KOR-ze. Kln�c szuka futrzanych
but�w, chwyta kurtk�
i s�ysz�c, �e milicjanci wywa�aj� drzwi �omami, podbiega do okna w kuchni.
Mieszkanie znajduje si� na
parterze i wiele razy uda�o mu si� w ten spos�b uciec. Otwiera okno i wyskakuje
na zewn�trz. Staje bez
ruchu. Milicjant w mundurze grozi mu rewolwerem. Wraca do �rodka, gdy drzwi
puszczaj�. Ledwo zd��a
rzuci� �onie tylko s��wko i ju� dos�ownie nios� go w kajdankach do milicyjnej
nyski. Przychodzi mu na
my�l, i� lepiej by zrobi� s�uchaj�c �ony, kt�ra, gdy tylko rozesz�y si� pierwsze
s�uchy o spodziewanej akcji
milicyjnej, radzi�a mu wzi�� torb� i ukry� si� na par� dni. By�o ju� jednak tyle
alarm�w, tyle ostrze�e� i od
tylu miesi�cy, �e przesta� na to zwraca� .uwag�. Wczesnym wieczorem wpad� nawet
do siedziby zwi�zku po
pewne dokumenty potrzebne do przygotowania albumu, kt�ry wydawnictwo zwi�zku,
gdzie pracowa�,
chcia�o wyda�...
W drodze do komisariatu �oliborskiego Kretkowski dostaje ataku epilepsji.
Milicjanci zostawiaj� go na
godzin�, w kajdankach, rozci�gni�tego na pod�odze p�ci�ar�wki. W takim stanie
zobaczy go profesor
Szaniawski, kt�ry uzyska zgod� na wezwanie do chorego lekarza.
Olivier Mazerolle z Mari� przybywaj� na Mokotowsk�. Ich r�wnie� zatrzymuje
zapora milicyjna. Pr�buj�
obej�� j� od strony placu Zbawiciela, lecz tam natykaj� si� na drug�.
Postanawiaj� wi�c p�j�� do Krzysztofa
�liwi�skiego, pracownika naukowego, poligloty, odpowiedzialnego w regionie za
sprawy zagraniczne,
mieszkaj�cego o kilkaset m�t�w st�d. Gdy staj� przed jego mieszkaniem na
czwartym pi�trze w starym
budownictwie, widz� wywa�one drzwi, wyrwane p�aty drewna; w korytarzu dwie
zap�akane kobiety. Matka i
siostra �liwi�skiego m�wi�, �e przed chwil� by�a milicja. Obie panie s�
przera�one, z trudem m�wi� o tym,
co si� zdarzy�o. Milicja przysz�a przed p�noc�, gdy �liwi�ski spa� po dawce
�rodk�w nasennych. Matka
ostro�nie tylko uchyli�a drzwi, nie zdejmuj�c �a�cucha. Widz�c uzbrojonych
m�czyzn s�dzi�a, �e to napad
bandycki, zacz�a krzycze�: �Z�odzieje! Na pomoc!�. Siostra wysz�a na balkon, by
zaalarmowa� s�siad�w;
obudzony �liwi�ski chcia� zatelefonowa� na milicj�, rzecz jasna, bez rezultatu.
Poniewa� �go�cie� grozili, �e
b�d� strzela� i zabrali si� do wywa�ania drzwi �omami, �liwi�ski chcia�
wyprowadzi� matk� i siostr�
schodami kuchennymi. W tym momencie jego s�siad, wojskowy, krzykn��, �e to nie
bandyci, lecz milicja.
�liwi�ski pozosta� w mieszkaniu inkasuj�c prosto w twarz zawarto�� pojemnika z
gazem �zawi�cym;
dow�dca grupy wpad� do pokoju z pistoletami w obu r�kach, krzycz�c na widok
radia wielozakresowego:
�Natychmiast wy��czy� ten nadajnik!�
Potem wszystko przebiega�o ju� nieco spokojniej. �liwi�ski � kt�ry na skutek
u�ycia gazu straci� g�os �
mia� czas si� ubra�, w�o�y� krawat, wzi�� papierosy, r�aniec i nawet znaczn�
sum� pieni�dzy zanim
poprowadzono go do komisariatu. By� tam ju� t�um. �liwi�ski pomy�la�, �e
zrobi�by znacznie lepiej
pozostaj�c we W�oszech. Wr�ci� z Rzymu 3 grudnia i mia� si� tam uda� ponownie
14, w poniedzia�ek.
Stanis�aw Kocio�ek w swym obszernym gabinecie w Komitecie Warszawskim PZPR
rozmy�la� nad tym, �e
najwyra�niej nikt go nie potrzebuje. Telefony normalne przesta�y dzia�a� ju�
przed godzin� (to zauwa�y�),
�rz�d�wka� by�a rozpaczliwie niema. Nikt zatem nie uwa�a� za stosowne oficjalnie
wtajemniczy� w spraw�
cz�owieka �numer jeden� w stolicy. Kocio�ek wiedzia�, �e �co� si� ma wydarzy�,
wczesnym popo�udniem
poinformowa� go o tym, bardzo poufnie, jeden z wa�niejszych przyw�dc�w partii,
Stefan Olszowski. Obaj
nale�� do konserwatyst�w, do tych, w stosunku do kt�rych Polacy u�ywaj�
okre�lenia �beton� i kt�rzy od
miesi�cy, od pocz�tku strajk�w na Wybrze�u w sierpniu 1980, przeciwstawiali si�
�Solidarno�ci�,
domagaj�c si�, by partia sko�czy�a z tymi wszystkimi antykomunistami,
kontrrewolucjonistami i innymi
agentami zachodnich wywiad�w, marz�cymi tylko o przej�ciu w�adzy. Kocio�ek ju�
po raz drugi stoi na
czele najwa�niejszej warszawskiej organizacji partyjnej. Pierwszy raz by�o to
podczas wielkiego sporu
mi�dzy Moczarem a Gomu�k�. W grudniu 1967 roku jako pupil Gomu�ki zosta� I
sekretarzem Komitetu
Wojew�dzkiego w... Gda�sku.
W tym samym Gda�sku, gdzie w grudniu 1970 roku si�y porz�dkowe � milicja i
wojsko � otworzy�y ogie�
do t�umu manifestuj�cych przeciw podwy�ce cen, co spowodowa�o dziesi�tki ofiar.