12133

Szczegóły
Tytuł 12133
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12133 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12133 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12133 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

GNOM CICHY SZEPT Coraz ciszej robiło się na ulicach miasta. Mieszkańcy wracali do domów, zmęczeni trudami dnia. Ostatnie sklepiki były właśnie zamykane, a na ulice zaczęły wychodzić nocne patrole straży miejskiej. Zmierzchało, więc coraz częściej tu i ówdzie można było dojrzeć pochodnie, czy lampiony. Koty rozpoczynały swoje nocne harce, zaś bezpańskie psy usiłowały jeszcze znaleźć jakieś ochłapy jedzenia. Dla większości mieszkańców małego miasteczka Tivild zmrok oznaczał czas odpoczynku. Jednak niektórzy dopiero po zmroku rozpoczynali swoją pracę. Tak właśnie było dla nocnych patrolów straży miejskiej, niektórych dziwek i wszelkiego zakazanego elementu, tego powszechnie szacowanego miasteczka. Na ulice zaczęli wychodzić złodzieje, mordercy i najbardziej niebezpieczni z nich wszystkich - skrytobójcy. Cichy Szept też pewnie, gdzieś tam, zaczynał nocne łowy. Cichy Szept... najlepszy i najbardziej bezwzględny skrytobójca w mieście Tivild. Jego tożsamość była owiana tajemnicą. Nikt nie wiedział, jakie było prawdziwe imię tego skrytobójcy. Zaś tylko kilku wiedziało jak wygląda jego twarz. Wiedzieli i ciągle żyli. To właśnie były "kontakty" Cichego Szeptu. Tylko przez te osoby można było zlecić robotę temu najsprawniejszemu ze skrytobójców. Tej nocy Cichy Szept miał zapolować na jednego z najbogatszych mieszkańców Tivild. Łowy się rozpoczęły... *** - ... i wtedy, wyobraź to sobie, walnęła go prosto w pysk!. Tenny nie mógł w to uwierzyć. Patrzył się na nią i patrzył, z niedowierzaniem na twarzy. He he, dobre co? -Niezłe. Ale w końcu musiał coś zrobić. Też jej oddał...? - Nie, nic z tych rzeczy. Bardzo spokojnie powiedział jej, żeby w tej chwili opuściła jego dom. - Ale ubaw, he he he. Może powinniśmy odwiedzić jutro Tennego, żeby dodać mu trochę otuchy? - Czemu nie. Może nawet załapiemy się na jakąś bibę. - Taaak. A myślisz, że powinniśmy zabrać także... Dalszych słów już nie dało się usłyszeć. Zamaskowana postać kryjąca się tuż, tuż w krzakach jedliny, odetchnęła cichutko. - Nareszcie sobie poszli. - pomyślała. - Ach ci strażnicy, tylko popijawy im w głowach. - Wymruczała do siebie, a na jej ustach można było dostrzec leciutki uśmiech. Chwilę później zwinnie wyskoczyła z krzaków i sprawnie rozpoczęła swoje przygotowania. Była to osoba bardzo wysoka i pomimo swoich rozmiarów, wprost niewiarygodnie sprawna. Takie szybkie i płynne ruchy zdradzały, że musiał to być skrytobójca. Ubrany był cały na czarno. Jego twarz była zasłonięta jakąś maską, a oczu prawie wcale nie było widać. Na plecach w bardzo zmyślny sposób była umocowana lina. Żadnej broni nie było widać. Było to o tyle zaskakujące, gdyż zazwyczaj skrytobójcy mieli co najmniej kilka rodzajów broni pod ręką. Ale nie ten... Zadziwiał z wielu powodów. Zazwyczaj skrytobójcy byli niewielkiego wzrostu i działali w kilkuosobowych grupach. Ten był wielki, bez broni i działał sam. Mimo tych niezgodności, nie można było go pomylić z nikim innym. To musiał być skrytobójca. Płynnymi krokami podszedł do pobliskiego domu. Spojrzał w górę i dostrzegł okno. Szybko oszacował odległość - trzydzieści długości ciała. Trudna wspinaczka. Zza pazuchy wyciągnął jakieś zawiniątko. Wyjął coś z niego i szybko schował resztę. To chyba musiały być jakieś chwytaki, gdyż przymocował to coś do swoich dłoni. Spojrzał jeszcze raz w górę i rozpoczął wspinaczkę. Nie zajęło mu to więcej niż trzy minuty. Kiedy znalazł się koło okna, jedną ręką silniej chwycił się muru, zaś drugą wyjął jakiś pergamin z kieszonki. Pergamin delikatnie położył na parapecie i złamał plombę. Nic się nie stało. Skrytobójca chwilę odczekał, spojrzał na okno, potem na pergamin i wymruczał jakieś słowo. Coś się stało... Pergamin rozświetlił się niebieską poświatą. Takim samym światłem przez chwilę świeciło okno. Potem wszystko wróciło do normy. Nie ulegało wątpliwości. Skrytobójca posłużył się magią. Pergamin został ponownie schowany. Zamaskowana postać sprężyła się w sobie i zwinnie wskoczyła w okno, jakby ono w ogóle nie istniało! Zadziwiające, ale nic się nie stało. Szyba się nie zbiła i żaden głośniejszy odgłos nie zdradził, że ktoś właśnie się włamał. Dla skrytobójcy, cała ta sytuacja nie wydała się dziwną. Spokojnie rozejrzał się po pokoju, w którym się znalazł i rozpoczął obchód. Pokój był urządzony ze smakiem i prawdziwym przepychem. Rzeźby z Egdiss, dywany z Marinty i obrazy z Eiy-thei. To musiało kosztować majątek. Skrytobójca nie przyszedł tu jednak by kraść, tylko by wykonać powierzone mu zadanie. Było nim zabicie najbogatszego lichwiarza miasta Tivild - Gallego Margella. Niedługo powinien wrócić do domu, skrytobójca zdając sobie z tego sprawę poczynił odpowiednie przygotowania. *** Schody zaskrzypiały. Słychać było kroki i sapanie. Potem cisza, odgłos wyjmowanych, metalowych kluczy. Klamka się poruszyła i do pokoju weszły dwie osoby. Pierwsza z nich, chuda i dystyngowana, niosła dwa świeczniki przed sobą. Druga, gruba i zmęczona, w ciszy rozglądała się po pokoju. Potem cicho powiedziała: - Czy mój pokój został sprawdzony Adinie? - Tak panie. Jakieś piętnaście minut temu. Mam sprawdzić jeszcze raz? - Tak. Dystyngowana osoba zaczęła skrupulatnie sprawdzać pokój. Zajrzała pod łóżko, za szafy. Obejrzała wszystkie kąty i zakamarki. - Nikogo nie ma panie. Życzę przyjemnej nocy. - Dziękuję Adinie. Czy mógłbyś mi przynieść trochę wody? - Za chwilę będzie - powiedział. Chudy mężczyzna wyszedł z pokoju, stawiając uprzednio jeden świecznik koło łóżka.. Gruby mężczyzna jeszcze raz skrupulatnie sprawdził cały pokój. Może nie ufał swojemu słudze, być może się czegoś bardzo bał. Prawdopodobnie jedno i drugie. Potem usiadł na łóżku i głośno stęknął. Trudy dnia, jak widać, dawały znać o sobie. Zapatrzył się w przymknięte drzwi i siedział w absolutnej ciszy. Znowu było słychać kroki. Służący ponownie wszedł do pokoju. Postawił duże naczynie z wodą, spojrzał z troską na swojego pana i powiedział łagodnie: - Spokojnych snów, Gally. - Mam nadzieję. Dobranoc. - Dobranoc. Sługa cicho wyszedł z pokoju, potem dało się słyszeć zgrzyt klucza w drzwiach. Drzwi zostały zamknięte. Właściciel tego pokoju, tej kamienicy i w ogóle jeden z najbogatszych ludzi tego miasteczka, głośno odetchnął. Wypił trochę wody. Potem z trwogą podszedł do dużej szafy. Otworzył ją, wyjął z niej szlafrok i ponownie zamknął. Położył szlafrok na łóżku i zaczął się rozbierać. Niedługo potem był już w łóżku. Leżał w ciszy i zastanawiał się, w jaki sposób mógłby odkręcić swoją krytyczną sytuację. Nic nie wymyślił, niestety... Dziesięć minut później w pokoju słychać było ciche pochrapywanie. Trochę później duża, czarna plama za kotarą zaczęła się przemieszczać. Ktoś kto byłby naprawdę dobrym obserwatorem i wiedziałby gdzie patrzeć, być może dostrzegłby "jakby pajęczynę" z czymś pośrodku. Chwilę później to coś całkowicie oderwało się od "pajęczyny" i łagodnie wylądowało na podłodze. Wyszło zza kotary i zaczęło się kierować w stronę łóżka. To był skrytobójca! Cichymi, płynnymi krokami podszedł do łóżka. Sięgnął do kieszonki i wyjął z niej jedwabną szarfę. Obiema rękami trzymając za końce tej szarfy, powoli, spokojnie zaczął ją skręcać. Potem stanął za głową śpiącego i szybkim ruchem zacisnął ją na jego szyi. Gally Margell otworzył z przerażeniem oczy. Zaczął się wyrywać, jego nogi w spazmatycznych odstępach kopały łóżko. Próbował krzyczeć, jednak nie mógł nic wyksztusić. Zabójca mocniej zacisnął szarfę i cichutko wyszeptał do ucha swej ofiary. - Pani Śmierci wzywa cię do siebie. Ostatnie urwane stęknięcie, śmiertelne drgawki. Nic więcej... Ciało ofiary zwiotczało między rękoma skrytobójcy. Cichy Szept jeszcze raz skutecznie zabił. Perfekcyjne morderstwo. Przyłożył jeszcze palce do szyi ofiary. Upewniając się, że bogatego lichwiarza nie ma już między żywymi. Schował szarfę do kieszonki, przykrył ciało pościelą i udał się w kierunku kotary. Zdjął z sufitu to, co wydawało się "pajęczyną". W rzeczywistości to była lina, którą wcześniej nosił na plecach. Znowu umocował w sprytny sposób linę na plecach i przeszedł przez okno. Stojąc na parapecie jeszcze raz wyciągnął pergamin. Wypowiedział dwa słowa i ponownie pergamin oraz szyba rozświetliły się na niebiesko. Schował pergamin za pazuchę i zaczął schodzić po ścianie. Trochę później miękko zeskoczył na ziemię. Uważnie rozejrzał się wokół. Skręcił w boczną uliczkę... *** Terry Mall niecierpliwie wyczekiwał powrotu Cichego Szeptu. Doskonale układała się współpraca między nimi. On wyszukiwał klientów, skrytobójca realizował zamówienia. Perfekcyjny układ satysfakcjonujący obie strony. Jego cierpliwość została nagrodzona. Cichy Szept powrócił z łowów. Jak zwykle bezszelestnie wkroczył do pokoju i skinął raz głową. - A więc zadanie zostało wykonane? - upewnił się Terry. - Nie było większych problemów. Wszystko poszło zgodnie z planem. - Znakomicie. Pieniądze będą czekały na ciebie tam gdzie zwykle. - W porządku. Skrytobójca ściągnął z pleców linę i położył ją na półce. Potem zdjął maskę. Terry Mall zawsze z wielką niecierpliwością czekał właśnie na ten moment. Gdy Cichy Szept, z najlepszego skrytobójcy Tivild, zamieniał się w przepiękną, pełną wdzięku kobietę. Gdyby komuś powiedział, że najlepszy skrytobójca w mieście jest kobietą, nikt by mu nie uwierzył. Ale właśnie tak było. Była piękna. Jasne, długie i połyskujące włosy. Zielone, zniewalające oczy, które nie jednego mężczyznę doprowadziły do szaleństwa. Zmysłowe, pełne wdzięku ciało, które mogło być twarde jak skała lub zadziwiająco miękkie. W zależności od woli właścicielki. Mall był zakochany w Missene. Pod takim właśnie imieniem była znana w Tivild. Jednak ona dała mu do zrozumienia, że oprócz okazjonalnych, wspólnie spędzonych, rozkosznych nocy, nic więcej mu nie zaoferuje. Pogodził się z tym, rozumiejąc, że Missene jest jak żywioł. Można czasami skorzystać z jego łaski, ale nigdy nie uda się go zniewolić, ani ujarzmić. Posiąść na własność także się nie da. Pogodzony z losem i szczęśliwy, że w ogóle dane mu było spotkać Missene, zapytał się jak zwykle: - Kim jest dzisiejszy szczęśliwiec? - Ten przystojny Andarianin - Kendryn. Boskie ciało i pogodne usposobienie. Tego mi dzisiaj trzeba. - Miłej nocy więc. - powiedział Mall z nutką zazdrości. - Ależ Terry! - łagodnie pogłaskała go po policzku. - Przecież wiesz, że tylko Ciebie mogłabym pokochać. - Tak, tak. - wymruczał jak zwykle... gnom