12048

Szczegóły
Tytuł 12048
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12048 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12048 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12048 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Telefrenia W serii ukazały się: Jerzy Pilch Miasto utrapienia Mariusz Maślanka Bidul Eustachy Rylski Człowiek w cieniu Janusz Głowacki Z głowy Bronisław Wildstein Mistrz Henryk Grynberg Uchodźcy Piotr Czerwiński Pokalanie Rafał Ziemkiewicz Ciało obce Mariusz Cieślik Święto wniebowzięcia Eustachy Rylski Warunek Telefrenia EdWARd REdLiŃSKi Świat Książki Projekt okładki Małgorzata Karkowska Ilustraq'a na okładce Flash Press Media Redaktor serii Paweł Szwed Redaktor prowadzący Ewa Niepokólczycka Redakcja Mirosław Grabowski Redakq'a techniczna Lidia Lamparska Korekta Elżbieta Jaroszuk Agnieszka Majewska Copyright © by Edward Redliński, 2006 Cópyright © by Bertelsmann Media Sp. z o.o., 2006 Świat Książki Warszawa 2006 Bertelsmann Media Sp. z o.o. ul. Rosoła 10, 02-786 Warszawa Skład i łamanie Akces, Warszawa Druk i oprawa GGP Media GmbH, Póssneck ISBN 83-7391-524-9 Nr 4770 ŻuleńCe Och, Catherine, Catherine. Uzdrowicielko moja. Cudotwórczym. Czarodziejko. Rozpędziłaś chmury. Zapaliłaś słońce. Świat mi uratowałaś. Zmartwychpowstałem. Tak! W poniedziałek 14.02 brv godz. 17.35 - kiedy ujrzałem Cię w aptece. Wróciłem do domu wstrząśnięty, że jesteś, że istniejesz - natychmiast wyciągnąłem spod tapczana starą studencką walizkę, wydobyłem spomiędzy pożółkłych dokumentów pracę dyplomową, gdzie od lat wiernie czekała brązowa koperta. Otworzyłem ją, tę świętą skrytkę, to moje tabernakulum. I ostrożnie wysunąłem tygodnik „Film" -z Twoim portretem na okładce. Wpatrzyłem się w Twoje smutne, wszechwiedzące oczy - i rolka filmu „Moje spa-prane życie" odkręciła mi się o lat czterdzieści - do godziny, kiedy to pierwszy raz mnie olśniłaś i zaczarowałaś. Och, Catherine - moja Piękna, moja Święta, Tajemnicza, Nieznana, Dobra, Rozumiejąca. Moja Siostro, Przyjaciółko, Dziewczyno, Spowiedniczko! Zawsze gdy patrzyłem w niebo - z rękami pod głową, w trawie czy na piasku wczasowej plaży - zawsze wyłaniała mi się z chmur nie Matka Boska, me siwobrody Pan Bóg, nie anioły, ale Twoja twarz, Catherine. Jesteś, Catherine. Czterdzieści lat marzę o Tobie, czterdzieści lat przeżyłem z Twoją ikoną: wszystko w przestrzeni - budynki, drzewa, góry - jawiło mi się na tle Twojego ogromnego portretu. Tak, Catherine: że-tem Ciebie. Że-tem od technikum, od smarkatego szesnastego roku - od pierwszego zachłyśnięcia się Tobą w kinie „Pokój". Olśnienie, objawienie! Pewnie czegoś takiego doświadczył kiedyś Szaweł w drodze do Damaszku: świat się przede mną otworzył! Poezja, łaska na mnie spłynęły. Stacja benzynowa, kierowca zamawia: Proszę mi zatankować piętnaście litrów benzyny! Ale jak zamawia! Jak gość z innego, piękniejszego wymiaru! Śpiewa! Mechanik, tankując, odśpiewuje: Proszę bardzooo, szanowny panieee! Następny klient, też śpiewająco: Proszę mi sprawdzić poooziom ooolejuu! Niby zwyczajność - zwyczajna stacja, klienci, mechanicy - ale wszyscy i wszystko odczarowane ze zwykłości - natchnione muzyką, poezją, pięknem. Wieczór, uliczka, Nino czeka pod kawiarnią - Ty, Catherine, przybiegasz (pamiętam: cytrynowy sweterek na białej bluzce, czarna krótka spódniczka, Twoje rusałkowe oczy i te włosy, słonecznikowe Twoje włosy!), pocałunek, Nino śpiewnie, tkliwie, że Cię kocha, Ty śpiewnie, tkliwie, że kochasz. Wyszedłem z kina - przeistoczony! Stanąłem przy empiku i zobaczyłem, że milicjant na skrzyżowaniu jest dyrygentem, a samochody, ludzie, autobusy tańczą balet - warkoty, gwizdki, okrzyki, zgrzyty, stukoty układają się w koncert - kolory sukienek, aut, butów, marynarek igrają jak żywe malowidło - a także zobaczyłem, że między chłopcem i dwiema dziewczynkami, flirtującymi przy wystawie, migoczą świetliste promienie sympatii, wabienia, zazdrości. O Boże! Czyżbym dotąd żył półgłuchy? Slepawy? Widział przez zamglone szkło, słyszał przez watę, dotykał przez gumę? Świat był drewniany czy ja? Och, Catherine: zarusza-ło się, zalśniło, zapachniało wokół mnie - i we mnie. Rozwibrowały się w mym ciele mięśnie, neurony, krew! Śpiewać chciałem! Wzbiłem się w powietrze jak to orlątko chowane za długo wśród kur. Z naprzeciwka nadeszły dziewczyny z mojej klasy, ja śpiewnie: Ach, Aniuu! Ach, Zosiuu! Ach, Joluuu! Śliczne jesteście w tych letnich sukienkach! One odśpiewały: Wariat - wariat - wariat! A ja, śpiewająco: Postawiłbym wam lodyy, ale nie mam pieniędzyy! A Zosia: To ja postawięę -zapraszaam - przecież dziś moje imieninyy! Następnego dnia zabawa w śpiewanie ogarnęła całą klasę i zaraz całe technikum. Nawet ojciec, o dziwo, nie skarcił mnie w domu za śpiewane odpowiedzi - sam się rozśpiewał, fakt, ma słuch, śpiewa i gwiżdże ładnie. A mama: O, wypiękniałeś, Jędrek, zakochałeś się czy co? Catherine, Mą Szeri: od „Parasolek" wszystkie dziewczyny przyrównywałem do Ciebie. Liczyły się tylko te podobne do Genevieve z „Parasolek". I promieniować musiały podobnie. Delikatnie jak Ty, i tajemniczo. Mieć tę Twoją mgiełkę - jak ktoś wyłaniający się z innego, nieznanego świata. Święte obrazy to mają. Witraże - jeśli nie są zbyt kolorowe. Szczyty górskie - otulone chmurami. Ach, ta twoja nienatarczywość. Zachęta i - wstyd-liwość. Od dziecka podobały mi się dziewczynki wstydliwe. W podstawówce kochałem się w Liii - bo uciekała od wszystkich - w zarośla, za parkan - siedziała podparłszy piąstką podbródek i patrzyła w dal. Co robisz, Lilu, pytałem. Nie przeszkadzaj, myślę, odpowiadała. O czym myślisz? O wszystkim. I co wymyśliłaś? Jeszcze nie doszłam do końca. A jak dojdziesz, powiesz? Nie. A dlaczego? Bo takich rzeczy się nie mówi. A te odważne, zaczepne dziewczyny zawsze mnie drażniły- Zresztą odważni, zaczepni chłopcy też. Kto się narzuca -pozbawia się tajemniczości. Zabija moją ciekawość i dociekliwość. Dlaczego lubiłem kajakować wąskimi, krętymi rzeczkami? Łaźna Struga. Hańcza. Krutynia. Ciekawość napędzała. Co za zakrętem? Co za wzgórzem? Na plaży ubiłem, jak ktoś dopływa do brzegu - zaczyna brodzić i wynurzać się. y, Catherine, nawet jeśli się odsłaniasz, wiadomo, że ukażesz nie rozwiązanie, ale następną zagadkę. Potem następną, i następną — — A Twój głos. Mówisz wolniej. I ciszej. Nie dopowiadasz. Nie kończysz. W aptece poprosiłem o ulotkę deprimu -usiadłem przy stoliku, żeby się wczytać, czy mi pasuje. Pusto było - wy rozmawialiście niewidoczni za wysokimi matowymi szybami - mężczyzna i dwie kobiety. Coś o starości, o waszych rodzicach. Głos męski, że jego ojciec majsterkuje, głos kobiety (tej, która podała mi ulotkę), że jej starzy mają działkę, piękny sposób na emeryturę. Wtem głos nowy - delikatny, senny: A moja mama ugrzęzła w telewizji. Piętnaście godzin na dobę. Chyba uzależnienie. Rozmawia z telewizorem. Przyniosłam sałatkę rybną, a mama: Czy mi, córuś, nie zaszkodzi? Poczekaj, spytam Teleusza. Teleuszku! Chciałabym zjeść sałatkę. Rybną. Można? Kobieta: Teleuszku? Ten głos: Tak nazywa telewizor. Bo tacie było Tadeusz. Martwię się. Mężczyzna: Piętnaście godzin? Za dużo, pani Kasiu. Kobieta: Telemaniacy mają swoje mityngi, podobne do AA. Radzę zadzwonić. Pomyślałem: Powiem tej pani Kasi, gdzie i kiedy są te mityngi antytelewizyjne, bo przypadkowo wiem. Wstałem, kaszlnąłem znacząco. Podszedłem do okienka, wsunąłem ulotkę - i za szybą zobaczyłem CIEBIE. Wypisać panu? spytałaś tym swoim sennym, intymnym półszeptem. Osłupiałem. W obramowaniu szyby jaśniał mój święty Portret. Blada twarz okolona dwiema falami bujnych, opadających aż na ramiona anielskich włosów. Smutno-zdziwione oczy - patrzące we mnie i jakoś przeze mnie: tkliwie - smutno - wyrozumiale -boleśnie. I pytająco. Dlaczego, Andrzej? Co zrobiłeś ze swoim życiem? Czemu zdradziłeś? Dlaczego ożeniłeś się z inną? Oszukali cię? Poddałeś się? Przestałeś wierzyć, że istnieję? 10 Mruknąłem coś - nie pamiętam co - i uciekłem. Chyba zataczałem się - w windzie zobaczyłem w lustrze czyjąś twarz tak przerażoną, że musiałem dotknąć nosa, by sprawdzić, czy to ja. Wyjąłem walizkę. Znalazłem to zdjęcie. A myślałem, Catherine, że już po mnie. Po życiu. Ot, dociągnąć do emerytury, dodreptać do cmentarza. A tu masz. Ty istniejesz. Patrzysz mi w oczy i pytasz: Czemu, And? Dlaczego się poddałeś? Czym cię omamili? Co to było? Zagapiłeś się? A może spotkałeś - ładniejszą? Nie, Catherine, nie ładniejszą. Czyż można być od Ciebie piękniejszą? Podobna była do Romy Schneider, choć włosy robiła na Marinę Vlady, oczy też. Byłem wtedy na ostatnim roku Politechniki -prostolinijny, pogodny, średnio przystojny chłopak z prowincji - w stołecznej Warszawie. Bibliotekarka w akademickiej wypożyczalni zerknęła w moją kartę, zdumiała się. Cud, powiedziała. Wstała. Przyjrzała mi się. Masz ładne nazwisko. Historyczne. Czy to pewne? Czy nie ma jakiejś pomyłki? Ja: Okazać legitymację? Ona - postawna pani, włos platynowy, perłowe paznokcie, typ Simone Signoret - pyta, czy mieszkam w akademiku, z jakiego województwa, jak nazwisko panieńskie mamy (Rymarska), czy rodzice może mieli przed wojną jakiś majątek, a w końcu: Czyżbyś nie czytał „Potopu"? Ja, trochę ze wstydem, że nie, jestem po technikum, z Sienkiewicza przerabialiśmy tylko „Szkice węglem" i „Janka uzykanta". A „Potop", o ile sobie przypominam, to sześć czy osiem tomów? Brr! A „Krzyżacy"? Też nie czytaczytałem- Ale film widziałem. Sześć razy. Wspa- 11 A tata? Mama? Też nie czytali Trylogii? Ja: Starsza siostra czytała. Mówiła, że jest tam rycerz z naszym nazwiskiem. Ale cóż w tym dziwnego? Nazwiska się powtarzają. W naszej wsi jest kowal o nazwisku Kopernik. A na kolonii: Kościuszek, Tadeusz, maszynista. W sąsiedniej wsi - Kościuszko, Antoni Kościuszko. Sklepowy. I co z tego? Pamiętam, pożyczałem wtedy słowniki (ortograficzny i wyrazów obcych - pisałem pracę dyplomową). Ona dołożyła mi trzy tomy „Potopu". I kazała odnieść dokładnie za tydzień. Aha - koniecznie przyjdź w dżinsach (Nie masz? To pożycz od kolegi), a także w dżinsowej kurtce (też pożycz). Obwąchała mnie i napisała na karteczce nazwę wody toaletowej. I zmień uczesanie - zaczesz się do przodu. Ja: Czy pani żartuje? Ona: Poważnie radzę. Zrób tak, a nie pożałujesz. Poznam cię z niezwykłą dziewczyną. „Potop" przekartkowałem, dżinsy pożyczyłem, włosy przeczesałem - przyszedłem. W wypożyczalni siedziały przy stoliku ta Signoret i Marina Ylady („Czarownicę" widziałem, podobała mi się, płakałem). A Signoret: Poznajcie się. Andrzej Kmicic, Ola Billewiczówna. Jesteście dla siebie stworzeni. My staliśmy i patrzyliśmy na siebie. Ona nawet mi się spodobała. Stylowa. Na oko drugi - trzeci rok uniwerku. Ja jej? Chyba nie za bardzo. Pocałujcie się, poleciła pani Signoret. I zrobiliśmy to. W policzki. Cmok, cmok. A teraz, córeńko, powiesz panu Andrzejowi, co masz powiedzieć. Czekałam na waćpana całe życie, wyrecytowało dziewczę i dygnęło. A Signoret, do mnie: A ty jak Kmicic przyklęknij, powiedz to samo i ucałuj jej dłoń. 12 Upewniłem się: Że czekałem na nią całe życie? Poprawiła: Na waćpannę. Czekałem na waćpannę całe życie. Potem poszliśmy we troje na „Hubala" (Ryszard Filipski). ,W pustyni i w puszczy" oglądaliśmy już z Olą we dwoje. Na pierwszej części dała mi do trzymania dłoń, a na drugiej pocałowaliśmy się. Tymczasem od nowa zacząłem czytać „Potop". Solidnie. Pod koniec pierwszego tomu bardzo mnie Oleńka zainteresowała. Po drugim tomie byłem zakochany na zabój. Zacząłem bywać w ich domu, poznałem jej ojca. Motorniczy. Dlaczego jej matka, pani magister po bibliotekoznawstwie, wyszła za tramwajarza po szkole zasadniczej? Owszem, był przystojny, choć niższy od niej o pół głowy. Ale nie przystojność tu była najważniejsza. Po pierwsze, mój przyszły teść był warszawiakiem z dziada pradziada. A ona pochodziła z zabitej dechami wsi, aż z Polesia. Po drugie - i to było najważniejsze - moja przyszła teściowa nazywała się z domu Kulwiec. W „Potopie" po dwakroć występuje to nazwisko. Służka w domu Herakliusza Bil-lewicza, stara panna zwana przez Oleńkę „ciotunią", była z Kulwieców. I kompan Andrzeja Kmicica, Hippocentaurus, zmasakrowany potem przez szlachtę laudańską, też był Kuł- \\Tion-- wiec. Od ukazania się „Potopu" w latach osiemdziesiątych XIX wieku Kulwiece z Polesia żywili dla Billewiczów ze Żmudzi czołobitny szacunek. Kiedy studentka Krystyna Kulwiec natknęła się w Warszawie na kawalera Jana Bilewicza - uznała to za wyrok opatrzności. DO pełni szczęścia brakowało jej jednego „l" w nazwisku motorniczego. Ale P°grzebawszy w dokumentach, znalazła, kiedy i gdzie dziadek pana Jana zgubił to drugie „I". Napisała 13 Janowi wniosek do sądu o poprawienie nazwiska i zaraz po pozytywnym werdykcie zawarli małżeństwo. Gdy ukończyłem pracę magisterską, Oleńka i ja pobraliśmy się. Tuż przed wakacjami. W sierpniu przeprowadziłem się z akademika do M-4 teściów Billewiczów. A we wrześniu tegoż roku na ekrany wszedł „Potop". Wspaniały film, genialna kreacja Daniela Olbrychskiego w roli Andrzeja Kmicica oraz Małgorzaty Braunek w roli Oleńki Billewiczówny. Przed kinami kolejki, w kinach entuzjazm, w domach, w biurach, w autobusach, kolejkach: Kmicic, Oleńka, Wo-łodyjowski! Na ścianach, parkanach, w gazetach: Kmicic i Oleńka -jak bóg i bogini! A w M-4 u Jana i Krystyny Billewiczów: oni oboje, ich syn Longin Billewicz, nauczyciel historii, jego żona Helena (ze Skrzetuskich), ich dwoje dzieci (Barbara i Michał), moja żona Aleksandra Kmicic (z Billewiczów) w ciąży (z przyszłą Małgorzatą lub Danielem) i ja, Andrzej Kmicic, magister, stażysta w Mazowieckim Przedsiębiorstwie Budownictwa Mieszkaniowego. Moja Oleńka, oczywiście, wystylizowała się, mimo ciąży, na Małgorzatę B. Mnie zagnała do pompek, przysiadów. Kupiła i kazała zainstalować w futrynie drzwiowej drążek gimnastyczny. Wyczytała bowiem w wywiadach, że w słynnej scenie szpuntowania szwedzkiej kolubryny Daniel O. podciągnął się na jednej ręce - sam, autentycznie, bez sztuczek i duble-rów - i zażądała takiejż sprawności ode mnie. Maltretowała mnie tym swoim Danielem, ciągała po kinach i dekaefach bez litości, na wszystkie jego filmy, a było tego dużo: „Popioły" (3 razy), „Bokser", „Jowita", „Wszystko na sprzedaż" (2 razy), „Pan Wołodyjowski", „Polowanie na muchy" (4 razy, bo to z Małgorzatą B.), „Krajobraz po bitwie", „Wesele", „Brzezina". Na domiar złego zaraz wybuch- 14 ła „Ziemia obiecana" - film znakomity, Daniel O. znowu fantastyczny. Boże! Za co mnie tak pokarałeś? Syn zajrzał do mego pokoju - gdy patrzyłem za okno, w chmury. Odwróciłem się, a on: Co się stało? Blask od ciebie bije! Zakochałeś się, ojciec? Tak świecą tylko zakochani. A ja: Może? On: To gratuluję. A podobna do Catherine Deneuve? I wskazał Twoje zdjęcie na tapczanie. Zmieszałem się. A on: Matka opowiadała, że to przez nią (wskazał Ciebie) rozpadło się wasze małżeństwo. Ja: Bzdury! A on: Mówiła, że byłeś chory na jej punkcie. Nie mogła tego znieść. Kiedy urodziła się Małgosia, uparłeś się przy imieniu Kasia. Ja: Synu, było odwrotnie. On: Jak? Ja: Dajmy spokój starym zmorom. On: Nie takim starym. I co? (wskazał Ciebie) Będzie coś z tego? Ja: A co ma być? On: Spotykacie się? Ja: Nie. I nie będziemy. On: Dlaczego? Umów się, zabajeruj, przeleć. Ja: Uważaj na słowa. On: Mówię jak mężczyzna z mężczyzną. Ja: Może jest mężatką. On: A mężatki nie potrzebują? Ja: Do czego ty mnie, synu, namawiasz? da' °Jdec! Za młody Jesteś' żeby obumierać. Tel • ' a moy ese' ey oumera. wizor wyrzuciłeś. Internet i telefon zlikwidowałeś. Sa- Ta w SprZedałeś' To i zegarek wyrzuć. • Wyrzuciłbym, gdyby nie praca, punktualność. 15 On: Rodziców - nie odwiedzasz. Od córki się odciąłeś. Znajomych skreśliłeś. Tak nie można, ojciec. Dziczejesz! Ja: Mam ciebie, radio. Wystarczy (wskazałem półkę). I te książki. On: Brr! Zostaw tych, tych - metafizyków! Upij się, po-derwij, puść się! Ty całkiem przystojny facet jesteś. Tylko zadbaj o siebie. Ten płaszcz do wyrzucenia, trzeba ci kupić coś sportowego. I wyprostować się musisz. W piwnicy widziałem twoje hantle i ekspander. Rdzewieją. Przynieść? Daj spokój. O zęby byś zadbał. Dentysta w sąsiednim bloku. Byłem, przed wakacjami. Zbadali, wycenili. Cholernie drogo. Zafunduję! Nie chcę. To pożyczę. Oddasz na raty. Miłe, co mówisz. Ale wolałbym, żebyś się zajął sobą. Czy wiesz, że dla takich jak ty są mityngi? Odczep się - nie jestem uzależniony. Jesteś. I to wyjątkowo ciężko. Wyjątkowo ciężko to ja pracuję. Siedzisz w tych telewizorach dwadzieścia cztery godziny na dobę! Siedziałbym i pięćdziesiąt - gdyby doba miała pięćdziesiąt. Cześć! Poszedł. Mam z nim problem, Catherine. Poważny problem. To, że jest ciężko uzależniony od telewizji, to jedno. A drugie: usiłuje mnie zdemoralizować. Powiada: uratować. Żebym „dopędził świat". Tak, żebym dopędził świat - ale który? Ten jego świat. Zdemoralizowany. Musimy uważać, Catherine. Od czasu do czasu kupuje jakieś piguły - aspirynę albo coś na sen - i może się zdarzyć, że wstąpi do Twojej apteki na uboczu, jak ja wstąpiłem, 16 i może trafić na Ciebie. Co wtedy? Bystrzak jest, na pewno Cię rozpozna. A wtedy - nie daruje. Wymyśli coś takiego, co na pewno zepsuje tę piękną sprawę, która się między nami zaczęła. Jak zauważyłaś, nie jestem natarczywy. Zazwyczaj czynne są dwa okienka i zawsze podchodzę do tego drugiego, nawet jeśli przy nim dłuższa kolejka. Wystarczy mi, że zauważę Cię za szybą, że mignie mi Twoja twarz, że tam jesteś. A jeśli zdarzy się, że trafię do Ciebie, ograniczam spojrzenia i słowa do minimum, nie pozwalam sobie na żadne umizgi. Jednak Ty wyczuwasz. Nie jestem zawodowym psychologiem, mimo to zauważam szczegóły, dla kogoś nieznaczne. Też unikasz patrzenia mi w oczy - i podoba mi się to. Wyczuwam też tę nutkę zawodu, kiedy na Twoje zapytanie, czy to już wszystko, odpowiadam: Tak. A moje zakupy - aspargin, raphacholin, etopirynę - wkładasz do torebki staranniej niż innym klientom, zauważyłem, i torebkę wygładzasz nie bez czułości (masz dłoń smukłą, tzw. psychiczną, paznokcie wąskie, podłużne - oznaki idealizmu i wrażliwości). Poza tym wzruszyłaś mnie, ostrzegając przed zażywaniem etopiryny wieczorem, ponieważ znajdująca się w niej kofeina utrudnia zasypianie. Gdy to mówiłaś, w Twoim głosie pobrzmiewała osobista troska. Zresztą o swoich uczuciach wyraziłaś się dosłownymi słowami, a szczęśliwy traf sprawił, że słyszałem je na własne uszy. Właśnie dokonawszy zakupu, wychodziłem, gdy w przedsionku apteki przypomniałem sobie, że skończyła mi się witamina B-compositum. W tym momencie usłyszałem głos kasjerki: Jakiś lekoman. Pewnie stary kawaler. Typowy egoista. Zatrzymałem się. Czyżby o mnie? A wtedy rozległ się Twój słodki głos, Catherine: A mnie się podoba. Twarz Michela Piccoli. Kasjerka: Miszel Pikoli? Co za jeden? Ty: Nie oglądała pani „Piękności dnia"? Z Catherine De-neuve? ; 17 Kasjerka: Katryn Denew? Nie kojarzę. Dla mnie podobny do porucznika Kolombo. Ten płaszcz, to przygarbienie. A Ty: Columbo? Jedyny znośny serial amerykański. Ach, Peter Falk! Moi rodzice go kochali. Ja też uwielbiałam. Wymknąłem się z przedsionka, cicho jak myszka, szczęśliwy jak skowronek. Catherine! Zauważyłaś mnie! Pamiętasz! Akceptujesz! Między nami zawiązało się coś bardzo delikatnego. Uważajmy na mojego syna, Catherine. Rozpoznasz go w razie czego: dryblas, metr dziewięćdziesiąt, bardzo podobny do Daniela O., od którego się odcina, przyciemniając włosy i czesząc się do góry, przez co przypomina raczej Jamesa Deana (oczywiście stojącego na taborecie). Jeśli Cię znajdzie i zidentyfikuje, na pewno jakoś tak nas na siebie napuści, że nasz delikatny układ pryśnie. Tak twierdzę, bo już próbował, bardzo perfidnie. Na szczęście - nie daliśmy się. Wygraliśmy, Catherine. Ty i ja. Sobota była. Koło dwudziestej dzwonek do drzwi, natarczywy. Ja w piżamie - ale otwieram. Dziewczyna, ładna, z torebką- że ona do Czarla, umówiona. Zaglądam do jego pokoju - pusto. Komputery wyłączone. Mówię: Nie ma go. Ona: To zaczekam. Hm, co robić - w pokoju syna bałagan: rozwalone wyro, na podłodze kapcie, gazety, slipy, butelki, puszki, pełno kabli. Ona: Trudno, zaczekam w przedpokoju, poproszę krzesło. Oczywiście zaproponowałem jej swój pokój. Ona z torebki wyjmuje książkę - że odnosi, pożyczona, świetna, o sztuce montażu. Czy wiem, że reżyser taki a taki udowodnił, że ta sama scena - wstawiona między dwie sceny komiczne ma wymowę komiczną, a między tragicznymi -tragiczną. Ja komentuję, wtem ona wyjmuje z torebki płaską butelkę (whisky) - rzekomo aby skrócić czekanie - i prosi o kieliszki. Z oporami, ale postawiłem. Nalała. Nadpiliśmy. I co? Nie minęły dwie minuty, a mnie ogarnia to, co nazywają żądzą (dopiero potem wydedukowałem, że musieli 18 dosypać jakiejś wiagrzycy), i to w natężeniu przemożnym -i chyba to samo ogarnęło tę ślicznotkę, bo obejrzała się na drzwi, przekręciła klucz - podchodzi do mnie, siedzącego na tapczanie, przewraca i zabiera się: ręką do spodni, ustami do całowania. Ale ja panicznie się wykręcam (z uwagi na nieleczone zęby) i to ją zatrzymało. Co jest, spytała, nie podobam ci się? A mówią, że jestem podobna do Catherine Deneuve — — Zrozumiałem! Podstawiona! Syn! Oprzytomniałem natychmiast. Idź, dziewczyno!, wrzasnąłem, wypychając ją z pokoju, a potem z przedpokoju i generalnie z mieszkania, a w duchu myśląc: Gdzież tobie, banalna istoto, do mojej Catherine! Miałem ochotę ubrać się i pobiec za nią, sprawdzić, czy nie weszła do jakiejś kawiarni, aby zdać relację czekającemu tam synowi. Tak, Catherine, jestem pewien: syn to zaaranżował. Znalazł, wynajął, poinstruował. Żeby „wyrwać mnie z idealizmu". Czyli, mówiąc konkretniej: żeby zniszczyć to delikatne uczucie, jakie między mną i Tobą, Catherine, faluje. Jestem dumny, że obroniłem naszą miłość. Domyślam się, że i Ty jesteś dumna ze mnie. Oj, synu, synu - deprawujesz mnie. Świadomie. Celowo. Twoje triki, przynęty, podpuchy układają się w konsekwentny program: rozpieprzyć rzęcha, rozkruszyć starego. Tak, synu. Jesteś rozszyfrowany. Te twoje książki, filmy. A ten bezwstydny album? A ta książka o sekretach sławnych osobistości? Pijaństwa Ernestwaya, rozpusta Lwostoja, tragedie Marola Karksa (tfu, to twoje rozkręcanie i przekręcanie słów, imion, nazwisk). Nieznana młodość Cudusa Krysznusa. Żarty na temat naszego Dalajlamy. A twoje sarkastyczne wspomnienia o Dollarwood i Dolarymanach. A wciąganie mnie w te wasze pijane jungizmy, magizmy, postmodernizmy. 19 Obudź się, ojciec, za młody jesteś na obumieranie, otwórz się, szukaj, puść się, eksperymentuj! Aten twój tleniony przyjaciel, co wcałował mi się w usta - nie prowokaqa to? Brr! I teraz ta goła artystka! Przypadek? Najpierw wasze ochy-achy w środku nocy, jakbyście nie wiedzieli, że za ścianą leży, słyszy, żywy mężczyzna. Kiedy walnąłem pięścią w ścianę, zamilkliście. I znowu! Sapanie, jęki, cały blok słyszał, wielu pomyślało, że to mnie, staremu, odbiło na rencie - musiałem zastukać w twoje drzwi - ucichliście - pomyślałem: oprzytomnieli, ubiorą się, wyjdą. A wy? Obmyślaliście zaczepkę. Kiedyś mówiło się: happening, dziś mówicie: performans. Zapukałeś: Tato, chcieliśmy przeprosić. Weszliście - ty w piżamie, ale ona w prześcieradle, jak Arabka - od razu ją poznałem, a ona: Bardzo pana przepraszam, ale lubię w takich momentach popiszczeć - tak powiedziała, bez ceregieli i bez wstydu, choć musiała wiedzieć, że ją poznam, bo każdy by tę twarz poznał, kto miał telewizor. Zaraz wychodzimy, może zabrałby się pan z nami zobaczyć, jak miasto się bawi -gorączka sobotniej nocy - odeśpi pan w dzień, jutro niedziela. Ty: Wypijmy na zgodę, ojciec - postawiłeś na szafce szklankę i wyszedłeś, ona wymotała spod prześcieradła butelkę (płaską!) i gdy nalewała, prześcieradło obsunęło się na podłogę i zobaczyłem ją, synu, gołą, dosłownie gołą, z tymi damskimi szczegółami, ona: Przepraszam - i schyliła się po to prześcieradło, ale w postawie wypiętej i z biustem poddanym grawitacji zaprezentowała się tak bezwstydnie, że wyskoczyłem spod kołdry, aby chwycić ją pod pachy i wyrzucić z mego pokoju - czego jednak wskutek respektu dla jej sławy nie odważyłem się uczynić - jedynie ominąwszy ją łukiem, przemknąłem do łazienki i tam skupiłem się na opanowaniu wzburzenia, aby nie dopuścić się rękoczynów wobec ciebie i ewentualnie twojej damy, których bym potem żałował. Wzburzenie opanować. I zaskoczenie jej zgrabną i młodą sylwetką, z wywiadu w „Sekretach" wiadomo mi bowiem, że miała trzech mężów i urodziła troje dzieci, 20 z których jedno chodzi już do szkoły średniej. Zapamiętałem też, że marzy o czwartym dziecku, z czwartym mężem, i o życiu rodzinnym w domu za miastem, przy lesie plus staw. Dziwię się, synu, że sławna kobieta o takich poważnych planach przyjeżdża na przygodny seks do młodego mężczyzny, a co gorsza, wchodzi do pokoju ojca tego mężczyzny owinięta tylko w prześcieradło. Nie jestem jakimś pruderyjnym wątrobiarzem (po rozwodzie też miałem, synu, parę tygodni zagubienia i desperacji, z alkoholem i dwiema ostrymi przygodami erotycznymi, a gdyby doliczyć pewną obmacywankę w pociągu, to nawet trzema), ale na jej miejscu bardziej dbałbym o imidż. Przecież ktoś z sąsiadów mógł widzieć was, jak np. czekacie przed windą, a potem -słysząc wasze pojękiwania - zatelefonować do redakcji jakiegoś plepłota, żeby przysłali swego paparaca (oni podobno mają nocne dyżury, bo najwięcej skandali wydarza się nocą), który może już czeka pod drzwiami, żeby was olśnić fleszem i dać w najbliższym numerze sensacyjną fotografię z aluzyjnym podpisem: Kamila M. (43) odreagowuje stres po ostatnim rozwodzie. A może sama zadzwoniła? Uważaj, synu, świat, w którym się obracasz, jest zdradliwy, w „Sekretach" czytałem, że Peter Holm sam zadzwonił do paparaca jako „anonimowy czytelnik", że właśnie widział, jak Alexis Joan Collins weszła z przystojnym blondynem do danego hotelu przy danej ulicy. Nie jestem ciemny, synu, od dziesięciu lat siedzę wśród gazet, mam ich mnóstwo, wszystkie prześcigają się brudami z waszego rozrywkowego świata, nawet te poważne tygodniki polityczne mają rubryki towarzyskie. Ale co innego o sławnej Kamili M. czytać, a co innego zobaczyć ją przed sobą w pozycji wypiętej, pochyloną, z biustem uformowanym pionowo w dół, a przedtem słyszeć jej rozwiązłe po-kwikiwanie. Źle się bawisz, synu! I Pani źle się bawi, Pani Kamilo! Jeśli Pani marzy o szczęśliwym życiu rodzinnym w domu za miastem, nieopodal prawdziwego lasu - po- 21 winna Pani staranniej kształtować swoją osobowość oraz biografię. Przecież dzieci z trzech Pani małżeństw mogą, przeglądając prasę, trafić na ewentualną fotografię, jak np., czekając na windę, całuje się Pani z nieznanym dryblasem -i czy nie pozostanie to bez wpływu na wrażliwość tych dzieci, a nawet na ich moralność i przyszłość? Jaki wzór relacji męsko-damskich Pani im przekazuje takim postępowaniem? Czy córka Pani nie pójdzie w ślady swej sławnej matki? A synek nie pomyśli: nie chcę być ani nauczycielem, ani lekarzem, ani działaczem społecznym - chcę być playboyem jak ten pan, którego całują takie piękne damy jak moja mamusia?! To, że mój syn wylądował w tym rozrywkowym, zepsutym świecie, nie zdarzyło się bez przyczyny -ze stuprocentową pewnością twierdzę, szanowna Pani, że to wpływ jego matki, jej fascynaq'i środkami masowego przekazu, zwłaszcza kinem i telewizją. Moja wina w tym, Pani Kamilo, że przeciwstawiłem się mojej żonie a jego matce o wiele lat za późno, gdyż za późno przeczytałem, że przyszły charakter kształtuje się w pierwszych trzech latach życia. A pierwsze trzy lata życia mego syna przypadły na okres fascynacji jego matki Danielem O. i jego romansami. Niestety, wpłynęło to także na naszą córkę - która podobnie jak syn trafiła do tego rozrywkowego młyna, choć tylko jako charakteryzatorka. A syn? Pani nawet nie podejrzewa, Pani Kamilo, jak bardzo Czarl jest opętany telewizyjną manią. Właśnie namawiam go, aby zaczął uczęszczać na mityngi dla uzależnionych, dałem mu kartkę: adres, godzina, dojazd (autobusem, spod domu, i to bez przesiadki). Nalegałem, prosiłem - obiecał, że trudno, zrobi to dla mnie, pojedzie, posłucha - bylebym przestał marudzić. Obiecał - i co? Jest druga nad ranem, słyszę, że wychodzicie - pewnie do tego waszego „tartaku" - pewnie doprawicie się wódką, jeśli nie jakimiś drągami, i wylądujecie w łóżku, u znajomych albo w hotelu. Jeśli nawet, synu, wrócisz przed dwunastą, to nienadający się na mityng. Za- 22 śniesz - a przebudziwszy się, znowu włączysz te telewizory, ten komputer - zanurkujesz w ten wasz chory świat - nie zważając na pory dnia i nocy - tylko ekrany, piwo, jedzenie z mikrokuchenki - i tak aż do następnej histerycznej „wycieczki" do „tartaku" po „zwierzynę". Oj, synu, synu — — A jakże, wróciłeś, synu, po dziewiątej, przez ściany dolatywała radiowa msza ze św. Krzyża, walnąłeś się w wyro pół-rozebrany - jedna skarpetka na nodze, spodnie na podłodze. Chudy jesteś, za chudy, od piwa powinno być trochę sadła, a ty jak z krzyża zdjęty - na pewno jakimiś drągami się wspomagasz. Wy teraz znacie się na tych zachodnich busterach i wynalazkach, że niby pobudzają skojarzenia i twórcze myślenie. Telewizory wyłączone. Co robić? Obudzić, zawlec do łazienki, żebyś się oporządził? Zamówić taksówkę i zawieźć cię tam na siłę? Zero szans, szarpanina, wyrwiesz mi się, jesteś większy i silniejszy, sąsiedzi zobaczą, kompromitacja. Zresztą jaki pożytek z takiego przymusowego i półprzytomnego siedzenia na takim mityngu? Tylko byś się zniechęcił. A może ty wczoraj zabalowałeś właśnie dlatego, że zanadto napierałem, abyś pamiętał o niedzieli i mityngu? Wyszedłeś niby do apteki i skręciłeś na różowy szlak - staremu na złość? Żeby do mityngu się nie nadawać? Wrzeszczysz, że nie jesteś żaden uzależniony, naczytałeś się, ojciec, o telemanii i wmawiasz zdrowemu chorobę. Że trzy telewizory, że komputer, że nonstop oglądanie, porównywanie, zapisywanie? Bo to moja praca, ojciec! Powiedz mi, ojciec, że jestem pracoholi-kiem, wtedy możemy podyskutować. Ale teleholizm? To inny problem, całkiem inny, daj mi, ojciec, święty spokój! Nie dam, synu. Nie dam, bo oszukujesz - siebie i mnie. Zabrnąłeś, straciłeś kontrolę, udajesz, że opracowujesz „nowy format" - że to będzie żyła złota, rewelacja na miarę. //Big Brothera" - kupią tę bombę telewizje całego świata, będziemy, ojciec, żyć jak paniska, uwolnisz się, ojciec, ze swojej klatki z gazetami, garnitury ci kupię i auto, zwiedzisz 23 świat, Berlin, Wiedeń, Paryż, Rzym, Wenecja, Ateny, mnóstwo kobiet, różnej urody, jedne darmo, inne za pieniądze, smakołyki, widoki, striptizy, korridy - tato, kochany, za młody jesteś, żeby usychać! Doceniam to, synu, dużo widziałeś, ponętnie opowiadasz, wygadany jesteś. Ale, synu, spójrzmy prawdzie w oczy: od czterech lat mi to mówisz, synu, nie mam siły patrzeć na twoje szturmowe zrywy, straceńcze wypady - znajdź jakieś normalne zajęcie - systematyczna praca, systematyczne pobory -a ty wciąż i wciąż: cierpliwości, ojciec, cierpliwości i wiary, kiedyś też nie wierzyłeś, gdy pisałem im serial - zrzędziłeś, odradzałeś - i czyje na wierzchu? Starczyło na remont mieszkania, pralkę, lodówkę, niestarą hondę i na wyprawę dolarykańską, a i teraz co miesiąc spływa mi z Zaiksu - choć nic nie robię - trzy razy tyle co tobie za ślęczenie w dziupli z gazetami od ósmej do czwartej. Dużą forsę zdobywa się, ojciec, za ryzyko i pomysły - ze zwyczajnej pracowitości żyje się zwyczajnie, czyli skąpo, nudno, bez sensu. Ejże, synu! To, że raz ci się udało, nie oznacza, że uda się ponownie, gdybyś był szczery, sam byś wyznał to, co widzę: zakradła ci się do duszy niepewność, dostrzegasz, że twoi rówieśnicy osiągnęli więcej, nagrody międzynarodowe, większą oglądalność, większe tantiemy - nie gnieżdżą się przy rodzicach, bo kupili sobie luksusowe wille, jeżdżą drogimi samochodami, a także pokazują się ze sławniej-szymi niż twoje gwiazdami. Wiem, doceniam - ambitny jesteś, walczysz, chcesz ich przeskoczyć, ale, synu, czy nie straciłeś samooglądu? Zatrzymać się powinieneś, odsapnąć, odpocząć, zastanowić nad sobą - i może, jednak, skręcić z tej drogi, wyrwać się z tego wyścigu - bo może pędzisz ze swoim Plejbojewem ku przepaści? Właśnie po to są te mityngi. Żeby opamiętać się. Posłuchać innych, podobnych, zdziwić się albo przerazić - i nagle puknąć się w czoło: Boże jedyny, to o mnie! Cóż to dwie godziny mityngu, zrób to, synu, dla mnie, posłuchasz, sekretarka Anonimowych wyraźnie po- 24 wiedziała, że uczestnicy przedstawiają się tylko imieniem, żadnego przymusu wypowiadania się, posiedzisz, posłuchasz - nie zaskoczy ci, to nie przyjdziesz więcej, zaskoczy, będziesz przychodził, aż kiedyś, na trzecim czy piątym mityngu, dojrzejesz do wyznania, oczyścisz sumienie i ulżysz duszy. I nie mądrz się, że to dla telebaranów, tych, co obżerają się telewizją jak hamburgerami - a ty przecież inny, ty badasz, analizujesz, porównujesz, eksperymentujesz -i rzekomo zmierzasz do końca. Hm, synu, który raz ja to słyszę? Dwa lata temu miałeś skończyć na sylwestra. Potem: na Wielkanoc. Potem: na pewno do 30 czerwca. Potem: na pewno na „tego sylwestra". Teraz mówisz: na pewno przed Wielkanocą. A Wielkanoc, synu, już za trzy tygodnie. I co? Drżysz. Panika w oczach. Zarzekałeś się, że do „tartaku" nie zajrzysz, póki nie „zamkniesz koła". A zajrzałeś. I wróciłeś ze zwierzyną z trzeciej - czwartej dziesiątki - ona już spadła z ekranu, w gazetach nie widziałem jej od miesięcy. Wypłacz się, synu, z tego nałogu, z tej mieszanki ambicji -chciwości - nibysztuki - seksu - pieniędzy - wyścigu. Kiedy tę uprzejmą sekretarkę Anonimowych zapytałem, co uważać za uzależnienie, spytała krótko: Czy syn dopasowuje swoje życie osobiste, towarzyskie i zawodowe do nałogu. Pytanie proste, synu, a rozjaśniające problem bezlitośnie: dopasowujesz! Kiedy powiedziałem, że oglądasz naraz cztery telewizory, że ich nie wyłączasz - jesz oglądając, śpisz słuchając, po zakupy wychodzisz z walkmanem na uszach - zawahała się. Niech pan zacznie od psychiatry, doradziła. Ja: Nie pójdzie! Ona: Proszę sprowadzić doktora do domu. Ja: Przegada, ośmieszy, wypędzi. Ona: Współczuję panu. Ale najlepiej jakoś zwabić go na mityng, zobaczy takich jak on sam, puknie się w czoło. Oczywiście nie zmuszać, nie szantażować. Zaciekawić. Oho, wstałeś. Kroki, pomruki. Aha, do ubikacji. Pół do dwunastej. Gdybym zadzwonił po taksówkę, gdybyś prędko wziął prysznic — — 25 No, tak: wymiotujesz. Przepadło. Sprzęt nienadający się do użytku. Bee! Trudno. Poczytam. Nieznana młodość Cudusa Krysznusa. Zaraz spytasz, czy nie ma gdzieś przypadkiem jednego piwa. Wyjdę. Kupię ci alka-prim. Potem ugotuję obiad. Dla ciebie barszcz i jajka na miękko -żebyś prędzej wrócił do zdrowia. Wieczorem włączysz telewizory i znowu zapadniesz się w swoją telewizyjną dżunglę na parę tygodni. A ja? Wieczorem łóżko - ciemność - słuchawki i łączność z muzyką i głosami świata. I książki. Fizycy moi metafizyczni. Nie, synu: nie obumieram. Odciąłem się od tzw. świata, na ile to możliwe - żeby przetrawić pół wieku. Tyle się nadziało - we mnie, wokół mnie, w ojczyźnie, świecie - pamięć mam przeładowaną jak stary magazyn. Posprzątać muszę, poukładać. Decyzje, zdarzenia, marzenia, błędy, nieszczęścia - których nie rozumiem. Został mi jeszcze kawałek, a może kawał życia - ty mówisz: Włącz się, ojciec! Ale w co, synu? Jak? Dlaczego? Po co? Obserwuję panie i panów wyprowadzających psy do parków i na trawniki - i widzę nad miastem Wielkiego Szydercę, z milionem smyczy w ręku, który podobnie wyprowadza te panie i tych panów, i ich dzieci - do biur, szkół, fabryk, teatrów. Niektóre psy szarpią się na tych smyczach. Urywają się, upijają. Dziczeją. Napadają, gryzą - inne psy. Ale nie Szydercę. Nawet nie wiedzą, że On jest. Bo nie patrzą wyżej. A ja popatrzyłem. I chciałbym go rozszyfrować, tego Szydercę. Do północy - książki. O wpół do ósmej rano - dziupla w biurowcu i gazety. 26 Otwarcie dziupli, wniesienie gazet, rozłożenie. Gazety, okładki, kolory - przede mną, nade mną, za mną, z lewej, z prawej. Ul z gazetami. 7.45. Początek handlowego ping-ponga. Dzieńdobry - palce w okienku - Wyborczą proszę - dwa osiemdziesiąt - moneta - arytmetyka, sypnięcie reszty - podanie gazety - dziękuję, dziękuję - dzieńdobry, Sekrety proszę - czerwone paznokcie, moneta - dzieńdobry, złoty dwadzieścia - podanie gazety - dziękuję - Przegląd proszę i Trybunę - cztery dziewięćdziesiąt - banknot, arytmetyka -podanie gazet - dziękuję, dziękuję — — Tak do dziewiątej. Od dziewiątej zwolnienie tempa, biurowiec zapracowany -od czasu do czasu interesant - kroki - bilet poproszę, ulgowy -czy ma pani (nie widzą sprzedawcy) znaczki pocztowe? Aha, Kamila M. Gdzieś mi chyba mignęło jej zdjęcie. Przeszukać pleploty — „Kulisy Sławy": Pierce Brosnan: Kocham każdy kilogram mojej żony. Will Smith (36) zakłopotany zachowaniem swoich wielbicielek, które na ulicy obnażają przed nim piersi, aby złożył na nich autograf flamastrem. Mikę Tyson „Bestia" (38) na festiwalu w San Remo zaśpiewał słynny przebój Domenica Modugno „Yolare". Konin, w tym domku (zdjęcie) wychował się Jan Kaczmarek, tegoroczny laureat Oscara za muzykę do filmu „Marzyciel", na zdjęciu: John Travolta wręcza artyście wymarzoną statuetkę. Marek Krukowski uczestniczył już w 60 teleturniejach, z czego 15 wygrał, mieszka w starym domu pod Warszawą, nagrody rozeszły się na książki, płyty i podróże po świecie, zamierza nadal żyć z teleturniejów. Olaf Lubaszenko: Dzięki teleturniejom także widzowie uczestniczą w rywalizacji, próbując odpowiedzieć przed swoimi telewizorami. Krem na rozstępy. Pogromca pryszczy. Nie daj się stresowi. Czy wysokość zasiłku dla bezrobotnych zależy od długości miesiąca, np. 30 czy 31 dni. Leksykon 27 krzyżówkowicza. Ido - sztuczny język, Trier - duński reżyser filmowy. Na gali rozdania Oscarów rewia kreacji. Filmowa Bridget Jones zdecydowała się na czerwoną suknię z trenem, Hilary Swank z przodu zasłonięta od stóp po szczęki, za to plecy szokują nagością. Życie to zbieg okoliczności, czasem szczęśliwych. BLIŹNIĘTA: Złe samopoczucie ustąpi w piątek i w doborowym towarzystwie zapomnisz o niepowodzeniach. Keanu Reeves nie zamierza przyjaźnić się z dupkami, tak, mój styl to dobrze uszyty garnitur i T-shirt. Tadeusz Pluciński, mimo że ma dziś 80 lat, tak jak dawniej wzbudza zachwyt kobiet. Emilian Kamiński i Justyna Sień-czyłło nareszcie wyszli z ukrycia. Babcine palce, drobne, babciny głos: Ulgowy tramwajowy proszę, jednoprzejazdowy — — Nie! To musiało być w „Życiu od Tyłu". Paul McCartney trzeci raz dziadkiem. Jolanta Kwaśniew-ska w Japonii podejmowana jak królowa. Piotr Najsztub chętnie pyta, ale czy sam chętnie odpowie, kim jest jego nowa dziewczyna. Państwo Winkowie z wężami za pan brat. Natalia Kukulska spodziewa się drugiego dziecka. Mel Gibson zamierza kupić sobie wyspę. Martin Scorsese (63) kolekcjonuje żony. Sean Connery pozwany do sądu jako uciążliwy sąsiad. Ziewanie jest zaraźliwe jako pozostałość instynktu stadnego. Kobiety, które powstrzymują wybuch złości na małżonka, są czterokrotnie bardziej zagrożone śmiercią. Ptaki łączą nas z niebem. Supermodna kolekq'a w stylu Jacąueline Kennedy. Popularna wróżka Aida Kosojan-Przybysz swój niezwykły dar jasnowidzenia odziedziczyła po babce - aby odświeżyć cerę, często okłada twarz plasterkami ogórka. Jak w kilka tygodni straciłam 21 kg dzięki niezwykłemu SMS-owi. Sąsiad się we mnie podkochuje, wynajduje tysiące powodów, żeby do mnie zapukać. Koleżanka z pracy zwala na mnie swoje obowiązki. Kawa-papierosy-stres-przemęczenie -uzupełnij magnez i potas. BLIŹNIĘTA: Ten tydzień należy do odważnych. Może przestaw meble w pokoju? Może 28 wielkanocne święta, które zbliżają się wielkimi krokami, spędź tym razem nietradycyjnie, np. na wycieczce do kraju niechrześcijańskiego? Dobra rada: ryż należy zalać zimnym mlekiem i gotować na małym ogniu — — Nie! To było w „Twoim Podglądaczu". Szukajmy — — Czy Magdalena Wójcik (1. 35, „Złotopolscy") rozwiedzie się z mężem? Dzielna sklepowa przepędziła bandytów. Całować w rękę czy nie? Pieczarki będą nadal białe, jeśli po umyciu i pokrojeniu skropisz je sokiem z cytryny. Bezrobocie to nie tragedia, założyliśmy antykwariat, książki dały nam chleb i radość życia. Krzyżówka - do wygrania 500 zł -część haseł pochodzi z serialu „Na Wspólnej". Okulary czy soczewki. Dziecko kocham, żony nie. Kawa-papierosy-stres-przemęczenie - uzupełnij magnez i potas. Krystyna Madej prosi byłego męża, by nie przyjeżdżał na ślub ich córki - bez ciebie jesteśmy szczęśliwe. BLIŹNIĘTA: Nie siedź sama w domu, zapisz się do jakiegoś klubu zainteresowań. W tym tygodniu w domu zapanuje przyjemna atmosfera. Praca: rzeczowa rozmowa z szefem przyniesie spodziewany rezultat — — Nie, nie ma. A w „Świecie Gwiazd"? Jennifer Lopez szczęśliwa! Wreszcie zostanie mamą. Książę Karol: Kto podstawił mu kochankę. Michał Wiśniewski sprawił sobie BMW 7 za 800 tysięcy złotych. Krzysztof Kraw-czyk wziął się ostro za siebie. Julia Roberts: Nareszcie mam biust! Zioła ojca Andrzeja Cz. Klimuszko. Schudnij do 30 kg w miesiąc. Objadała się, tyła, płakała - do czasu gdy — — zbawienne skutki pewnej terapii. BLIŹNIĘTA: Ujawni się jakiś Twój talent, dzięki czemu Twoja kariera nabierze tempa. Masz szansę podjąć teraz najważniejszą w Twoim życiu decyzję zawodową. A może soczewica? Krzyżówka kulinarna. Kreacje gwiazd wywołują zawsze tyle samo emoq'i, co oscarowe nominacje. Athina Onasis, najbogatsza nastolatka świata, zerwała stosunki z najbliższą rodziną, ponieważ matka i ojczym próbowali zniszczyć jej miłość. Demi Moore 29 i Ashton Kutcher wzięli ślub w świątyni kabalistycznej — — Zaraz! To było w „Ich Sekretach". Na pewno! Druga albo czwarta strona, dół. Tak! Jest! Ona-- Ona, Kamila M.! Fotografia na ćwierć strony - piękne oczy i usta, uwodzicielska, włosy odmładzające czupurne, dekolt: Kamila M. (43), pamiętna gwiazda TvX, od czasu gdy podjęła wykłady w Prywatnej Akademii Telewizyjnej, zaczęła bywać. Kilkakrotnie widziano ją z Czarlem K. (1.31, kaliber 28), początek trzeciej dziesiątki w rankingu czołowych drwali stolicy (patrz insert). Czyżby czwarte małżeństwo? Patrz insert, hm. Więc to ty, synu? Całe szczęście, że w ciemnych okularach, że z ukośnego profilu (podobnyś do Jamesa Deana). Trzecia dziesiątka? Drwali? Drwal - co to? Podrywacz? Rębajło? Kaliber 28? O co chodzi? Numer buta? Atrakcyjność auta? Punktacja fotogeniczności? Iloraz seksapilu? Głupie uczucie, synu. Zażenowanie. W rankingu czołowych drwali? Gdybyż to było: czołowych architektów stolicy, czołowych lekarzy. A nawet taksówkarzy, policjantów czy adwokatów. Ale „drwali"? Co to za jedni? Rozpustnicy? Playboye? Kurwiarze? Samcy? Żigolacy? Pani Kamilo! Mimo respektu, który żywię dla Pani z czasów, kiedy szanowałem telewizję i z niekłamaną przyjemnością gościłem Panią co wieczór w moim pokoju - nie mogę nie wyrazić swej aktualnej dezaprobaty. Wątpliwości mnie ogarniają, a nawet podejrzenia. Że mego syna traktuje Pani - elegancko ujmując -instrumentalnie. A pospolicie mówiąc: jako dupcyngiera. Obawiam się, szanowna Pani, że z tego mezaliansu syn mój może wyjść dotkliwie ośmieszony. Jak np. Peter Holm z romansu z Joan Collins. Uważaj, synu, żeby twoje środowisko nie zaszufladkowało cię do przydupasów. Czy nie stać cię na młodą śliczną dziewczynę? Czy musi być z tego wasze- 30 go rozpustnego środowiska? Idąc po pracy do przystanku, mam przyjemność oglądać na odcinku Krakowskiego Przedmieścia dziesiątki, a nawet setki ślicznych studentek, w fantazyjnych bluzkach, z różnorodnymi kosmykami i lokami, uzębienie ich olśniewające, nogi długie, serca młode, romantyczne. Tam podążaj, synu! Na piękne archipelagi, nie na bagna i grzęzawiska. A z mojej samotności nie kpij sobie. Wolę celibat wśród ideałów niż brudną zwierzęcą rozkosz, kończącą się kacem i obrzydzeniem. Nie zadowalaj się byle czym, przy brzegu. Wypłyń na głębię, przypomina nasz Dalajlama. Piękna metafora, prawda, Catherine? Wziąłem „Sekrety" do domu - pokazałem synowi. Zdenerwował się: W trzeciej dziesiątce? Jakaś rozgrywka! „Tartak" punktuje mnie na dwunastym miejscu, tuż za pierwszą dziesiątką. Ja: Co to za punktacja? On: Zabawowa. Ja: Coś z seksem? On: Po co ci wiedzieć, zgorszysz się, ojciec, zaczniesz moralizować. Ja: Co to za „Tartak"? Nie dostaję tego. On: Bo to w internecie. „Tartak" jest solidniejszy, weryfikuje, a „Sekrety" tylko mieszają. Ja: Co jest mieszane, co weryfikowane? On: To popatrz. Postukałna klawiaturze, za-ruszał myszką, pstryknął - jakaś tabela na ekranie - zaczernił dwunastkę. „12. CZARL. Karol K., 31. Kał. 28. Ef. 3-5". Ja: Co to „Kał", co to „Ef"? On: Rozmiar i wydajność. Ja, przestraszony: Rozmiar czego? On: No, długość, nie domyślasz się? W centymetrach. A wydajność? Ile razy w ciągu seansu. Ja, zbaraniały: Jak to mierzą? Kto? Po co? On: Cwane dziwy wymyśliły zabawę. Sposób na manipulowanie zwierzyńcem męskim. Rządził tym „Tartak", a, widzę, „Sekrety" się podłączyły i mieszają. Trzecia dziesiątka! Chcą mnie przy dołować. Ale stajnia wierzy tym z „Tartaku". Rzetelne. Ja: Jak to robią? Badają? Mierzą? Okazało się: sprawę wymyśliły trzy inteligentne dziewczyny z „Tartaku". Jedna wypróbowuje kandydata. Oczywiście incognito. Zapisuje dane. Za parę dni druga. Też „cechuje". Jeśli wyniki są zbliżone, wyliczają średnie. Jeśli rozbieżne, 31 weryfikuje trzecia. W środowisku mówi się o nich „suwmiarki" . Sęk w tym, że facetom trudno jednoznacznie ustalić, które są tymi suwmiarkami, bo cwaniary mylą tropy. Syn zadumał się: Fakt, miałem obsuwę, nie spisałem się z taką jedną. Czyżby ta skóra była suwmiarką „Sekretów"? Ja: Wiem, że teraz są różne burdele i półburdele, że prostytutki stoją przy szosach. Ale że wy, artyści, bawicie się w to samo? On: Nie, ojciec. To co innego. To nie za pieniądze. To gry. Rozumiesz? Towarzyskie gry i rozgrywki. Sport środowiskowy. Rozejrzałem się po tym jego pokoju - który kiedyś był naszym salonem rodzinnym. Wersalka - rozbebeszona. Trzy telewizory, wszystkie włączone - migające, jazgoczące - do tego monitor komputera -jakieś kamery. Książki, butelki. Ja: W niedzielę mityng, pamiętasz? On: Wykluczone! Za dwa miesiące Wielkanoc, a ja muszę zamknąć pewien etap! Ja: Trzeci rok zamykasz. On: I tak już będzie do końca. Mam pomysłów na dwieście lat! Na dwa życia! Ja: Idź - dowiesz się może, jak się z tego obłędu wyrwać. On: Kiedy ja nie chcę się z tego wyrwać! To (zatoczył dłonią półkole po swoim majdanie) jest fascynujące! Ty jedź! To ty się nudzisz. Tak, jedź! Posłuchasz, opowiesz, może się kiedyś wybiorę. Zgadnij, Catherine, co zrobiłem. Pojechałem. Żałuj, synu, wszystko to jest dużo prostsze, niż myślisz, i dużo ciekawsze, niż myślisz. Kościół widać z daleka, wchodzi się do podziemia, duży hol, przyjemny półmrok między filarami, sale ponumerowane, twoją znalazłem bez trudu, teleświry stały już przed drzwiami, czekały, powiedziałem, że pierwszy raz, czy jest jakiś szef - wskazano mi „Waldka" -podszedłem - miły facet podobny do Roberta De Niro („Taksówkarz") spytał, o co chodzi, ja, że syna mam uzależnionego, chciałbym zachęcić go do przychodzenia, czy mogę zobaczyć, posłuchać, „jak to działa" - De Niro