11708

Szczegóły
Tytuł 11708
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11708 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11708 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11708 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JEWGIENIJ �UKIN Purpurowa aura protopartoga Z rosyjskiego prze�o�y� Zbigniew Landowski ROZDZIA� 1 ANCZUTKA, wiek nieznany, uciekinier. Ciekawe, czy kiedykolwiek rosyjskim skrzatom dobrze si� �y�o? Oj, nie... No, mo�e przed chrztem Rusi, ale przecie� tych zamierzch�ych czas�w nikt ju� nie pami�ta - tak d�ugo nawet skrzaty nie �yj�. Za carskich czas�w popi dziczeli: nadci�gnie taki, kosmaty, z kadzid�em, ca�� izb� kadzid�em zaczadzi, k�ty ochrzci wod� �wi�con� - ze z�o�liwo�ci, a od niej przecie i sier�� wypada, i moc przepada... Trzeba pok�oni� si� w�adzom sowieckim: wystrzelali potwor�w, powsadzali, a ci, kt�rzy si� ustrzegli, jacy� tacy cisi si� stali i nieszkodliwi... No, pomy�leli�my, po�yjemy sobie... Ale gdzie tam! Za czas�w �una-czarskiego jeszcze jako� to by�o, ale jak tylko przekazali ca�� si�� nieczyst� z Ludowego Komisariatu O�wiaty do NKWD - ma� twoja, wied�mo! Rozpocz�y si� takie rzeczy...! Do tej pory sumienie, bywa, gryzie: zdarza�o si� przecie, �e na w�asnych gospodarzy trzeba by�o donosi�... No nic, pocierpieli�my, przywykn�li�my... Ale znowu: nadci�gn�a chruszczowowska odwil�. �le by�o? Wystarczy�o tylko jednego, najwa�niejszego przestrzega�: trzeba by�o jak najdalej trzyma� si� od kalendarzyka �ciennego (takiego z odrywanymi kartkami). Aby w czerwone dni pod pionierski salut przypadkiem si� nie wpakowa�... Oj, ludzie, ludzie! Musieli znowu wszystko do g�ry nogami przewr�ci�! Ma�o im by�o z�ego... Anczutka zmusi� si� do przerwania swoich gorzkich rozwa�a� i rozejrza� si�. Dooko�a b�yszcza�o rozlewisko. Woda i l�d le�a�y, mo�na by rzec, na jednym poziomie. Pozostawa�o jedynie odgadywa�, dlaczego w�a�nie ten placyk jest zatopiony, a ten oto, dla przyk�adu, nie... A przecie� trzeba b�dzie wraca� - wyra�nie zabrn�� nie tam, gdzie trzeba: z trzech stron woda, brodu nie wida�, a tym bardziej - mostu. Gdyby Anczutka umia� p�ywa�... Ale p�ywa� Anczutka nie umia�. Jak ka�dy porz�dny skrzat, nie m�g� nawet pomy�le� bez dr�enia o tej tajemniczej czynno�ci. Cichutko j�kn�� i poku�tyka� z powrotem. Przywyk�y do p�askich powierzchni ludzkich mieszka�, Anczutka z gorycz� przygl�da� si� gruntowi, kt�ry co ka�de pi�� krok�w obowi�zkowo podk�ada� mu jak�� now� �wini�: to bruzd�, to chrust... Og�lnie rzecz bior�c, dzika przyroda zachowywa�a si� z�owrogo i z�o�liwie. W dodatku okaza�o si�, �e poza terytorium ludzkiego mieszkania pro�ciutka magia Anczutki ca�kowicie traci�a swoj� moc: nawet nie m�g� sta� si� niewidzialny. Zrozumia� to b�d�c jeszcze w granicach miasta, kiedy przedzieraj�c si� przez krzaki, us�ysza� zdziwiony ch�opi�cy okrzyk: - Ej! Patrz, jakie wielkie kocisko!... Innym razem pewnie by si� obrazi�... Teraz tylko - dla pe�nego szcz�cia - nale�a�o wpa�� na kt�rego� z le�nych czort�w, z kt�rymi skrzaty od dawna toczy�y wojny. Ale mia�yby radoch�, gdyby mog�y tak wodzi� krewniaka po manowcach, aby zagubi� si� ca�kowicie, miejski frajer, w trzy sosny kopany... No tak, ale przecie� ju� i tak zab��dzi�... Nagle ca�� okolic� wype�ni� nat�ony, basowy huk turbin. Nad ��giem, wstrz�saj�c i marszcz�c g�ad� zalanych ��k, drapie�nie i leniwie zawraca�o "skrzyd�o" ameryka�skich samolot�w. Po naszemu, po "�yckiemu" - "ogniwo". Pierwszy lecia� zwiadowca, obci��ony podwieszonymi bakami i kontenerami z aparatur�. Eskortowa�a go grupa os�ony. Mordy rekinie, czarno-��te stabilizatory... Reakcyjny, bogoburczy sojusz NATO, podpuszczony przez bak�u�y�sk� demokracj�, uparcie szuka� powodu, aby uderzy� zbrojnie na prawos�awny, socjalistyczny �yck. Anczutka wspi�� si� na tylne �apki i z przestrachem pokr�ci� twarzyczk�. Gdyby chocia� uda�o si� okre�li�, w jakim kierunku, gdzie znajduje si� ten posterunek graniczny?... Wydaje si�, �e chyba tam... Na przedzie, na szmaragdowym wzg�rku majaczy�o co� jakby znanego, swojskiego, a dok�adniej: dwie pionowo wkopane rury, do kt�rych w niepami�tnych ju� czasach przyspawano blaszan� tarcz�, teraz ju� wyblak�� i pordzewia�� do niepoznania. "OBFITO�� - DROGA DO NAWODNIENIA!" - mo�na by�o odczyta�. Wida�, jakie� starodawne zakl�cie, kt�re zd��y�o ju� utraci� swoj� moc... Kiedy Anczutka dotar� do tego historycznego pomnika, przykucn��, przylgn�� wyczerpany okr�g�ymi pleckami do ciep�ej, rudej rury. Chocia� to nie mieszkanie, ale mimo wszystko co�, co zrobi�y ludzkie r�ce... Nawiasem m�wi�c, Anczutka ju� odpoczywa� pod t� staro�ytn� konstrukcj�: niestety - zupe�nie niedawno. "Je�li mnie czort za nos wodzi - rozmy�la� nieweso�o - to nie przedr� si�... Nie, nie lubi� tych le�nych pociotk�w... Jacy� tacy g�upawi, chocia� krewni..." A zreszt�... Czasy si� zmieniaj� - i, jak to zazwyczaj, na gorsze. Teraz wszystkim �yckim si�om nieczystym ci�ko. Mo�e wi�c le�ne bractwo si� zmi�uje: pozwodzi, pozwodzi po manowcach, a potem, nagle, poczuje wsp�czucie i wska�e drog� do granicy... Chocia� Anczutka jest skrzatem z charakterem i nigdy by nie przyj�� czarciej pomocy... Znowu przymkn�� powieki, wspomnia� z �alem ten pieski dzie�, w kt�rym wszystko znowu si� rozwali�o. By�o to chyba pod koniec lata, ale kt�rego roku, Anczutka, jak zwykle, zapomnia�... To ludzka rzecz lata liczy�... Zacz�o si� od tego, �e do niego na strych zaszed� ry�y, nie budz�cy zaufania kot i zaprosi� do piwnicy, gdzie powinno odby� si� jakie� zebranie. Anczutka, rzecz jasna, zdziwi� si�. Zazwyczaj kociska trzymaj� si� oddzielnie i postronnych os�b do prania swoich brud�w nie dopuszczaj�. Tym bardziej skrzat�w, b�d�cych ich zdaniem, bezpo�rednim zagro�eniem ich kociej wolno�ci. Widocznie sta�o si� co� nies�ychanego... Liczba kot�w w piwnicy oszo�omi�a go. Najwidoczniej zbieg�y si� z wszystkich okolicznych podw�rek. Anczutce od razu przypomnia�o si�, �e trzy ostatnie dni by�y jakie� niespokojne. Na zewn�trz co� tam piszcza�o, gruchotalo, �ciany dygota�y; nawet mieszka�cy zachowywali si� jako� dziwnie: k��cili si�, a� ochrypli, rzucali "mi�sem", a z jakiego powodu - nawet zrozumie� trudno... Czarny, wylinia�y kocur o bandyckim wygl�dzie bezszelestnie wskoczy� na oroszon� wilgoci� rur� i zwyci�sko popatrzy� na zebranych. - Kiedys'my cierpieli pod jarzmem Janajewa... - miaukn�� p�aczliwie. Kto to Janajew, Anczutka nie wiedzia�, ale tak zacz�� si� ba�, �e cz�ci wrzask�w nie dos�ysza�. To za�, co us�ysza�, w nieokre�lony spos�b przypomina�o okropne, krzykliwe mowy, kt�rych wy�ej uszu nas�ucha� si� w lata represji. A kot ci�gn�� melizmatycznie: -...Dziewi�tnastego sierpnia dwukrotnie przebieg�em drog� pu�kowi KGB! Ryzykuj�c �yciem! Mruczek �wiadkiem! Za drugim razem - tu� przed g�sienicami! Nawet na mnie wrzasn�li: "Precz, czarna zarazo!" A gdzie, pozw�lcie spyta�, by� w tym czasie Markiz z mieszkania dwudziestego trzeciego? Dlaczego nie do��czy� swojego "miau" do gniewnej nuty naszego wsp�lnego protestu przeciw antykonstytucyjnemu puczowi?... Tak, tak, w�as'nie tak wszystko si� rozpocz�o... Obok Anczutki zaszumia�y ci�kie skrzyd�a, z obrzydzeniem uni�s� lew� powiek�. O dwa kroki od niego szara wrona o du�ej g�owie, z podejrzanie niewinnym wygl�dem, wydziobywa�a co� z trawki, przy czym - jakby nigdy nic - przysuwa�a si� stopniowo, coraz bli�ej i bli�ej, do rury, przy kt�rej przykucn�� Anczutka. Wyra�nie pr�bowa�a zaj�� go od ty�u. Nale�y przypu�ci�, �e te� skrzata nie rozpozna�a i uzna�a za niezwykle du�ego kota. A wiadomo, �e dla wron nie ma wi�kszej przyjemno�ci, ni� podkra�� si� do kota i dziobn�� go w ogon. - Won!... - wysycza� Anczutka, obra�ony do g��bi duszy. W og�le nie znosi� wron - za ich k��tliwy obyczaj i sk�onno�ci do lewackiego ekstremizmu. Zaskoczona wrona a� przycupn�a, i trzepoc�c skrzyd�ami, z ochryp�ym odstraszaj�cym krakaniem odskoczy�a od razu na trzy kroki. Ludzkie, oczywi�cie... Na drog� przed posterunkiem granicznym Anczutka dotar� dopiero w drugiej po�owie dnia. Jak mu si� to uda�o, prawd� m�wi�c, sam nie wiedzia�. Jedno by�o jasne: �aden czort go po tych niezliczonych p�wyspach, cyplach i cie�ninkach nie wodzi� - z czarcich �ap nie wywiniesz si� tak szybko... Gdzie� tam, za laskiem, z wysi�kiem wy�y turbinowe silniki. Czuj�c si� bezpiecznie, Amerykanie latali na lekcewa��co niskich wysoko�ciach. Dobrze, niech im b�dzie... Ale z g�ry rzeczywi�cie zagra�a�y Anczutce od czasu do czasu - wrony... K�amliwa plotka o tym, �e po okolicy brodzi skrzat, kt�ry zab��dzi�, podnios�� w powietrze ich ca�y sk�ad osobowy - z pi�� ugrupowa� bandyckich wraz z ich komendantami polowymi. Wrony wykonywa�y zwroty przez skrzyd�o i z gard�owym krakaniem, kolejno pikowa�y na cel, przy czym robi�y to bardziej z chuliga�skich ni� z politycznych pobudek. Sk�d zreszt� mog�y wiedzie�, jaka jest Anczutki platforma polityczna?! Od czasu do czasu zatrzymywa� si�, przysiada� z naje�on� sier�ci�, unosi� na spotkanie ataku z powietrza w�ciek�� twarzyczk�. Przera�one wrony, przenikliwie kracz�c, odlatywa�y od niego jak najdalej. Nawet taki skrzat, pozbawiony czarodziejskiej mocy, m�g� spokojnie przechwyci� je w locie i poskr�ca� tym �ajdaczkom karki. Nie, Anczutka nie ba� si� wron. Ba� si�, �e wrzeszcz�ca i k��bi�ca si� - podobna do unoszonego wiatrem popio�u - chmara zwr�ci na niego niepotrzebnie uwag�. �o�nierzy pogranicza zapewne skrzaty i inne drobne si�y nieczyste ani troch� nie interesuj�, celnik�w za� tym bardziej, ale przenikliwego wzroku hultaj�w z kontroli imigracyjnej pewno nie da si� oszuka�... Przed posterunkiem granicznym wrony rozlecia�y si�, jednak Anczut-ke to wcale nie pocieszy�o. Nazbyt po�piesznie to zrobi�y. N�kany z�ymi przeczuciami, lamentuj�c pod nosem, ze strachem wyjrza� zza nasypu. Zobaczy� dziwne widowisko: oba brzegi D�umachlinki le�a�y mniej wi�cej na jednym poziomie, ale ca�a dostrzegalna przestrze� przynale��ca do �ycka by�a zatopiona, poch�oni�ta przez wod�. Tymczasem terytorium Bak�u�yna by�o suche i ciep�e. Rzeka rozla�a si� tylko na jeden brzeg. Dziwi� si� zreszt� nie by�o czemu: to, �e Bak�u�yno i �yck �yj� pod�ug r�nych kalendarzy, nie by�o dla nikogo �adn� tajemnic�. Most przez D�umachalink� by� zastawiony betonowymi blokami i przegrodzony szlabanami. Po tej stronie przechadzali si� ro�li ch�opcy w szerokich, dzwonowatych brezentowych p�aszczach i w g��bokich he�mach. Ani twarz ani r�k - wystawa�y jedynie wysuni�te podbr�dki. I spod pach lufy automat�w. Opr�cz tego, niedaleko od pancernej kapliczki na g�sienicach, ze wie�czeniem w formie krzy�a, zako�czonego pi�cioramienn� gwiazd� - majaczy�a parka czarnych rias. Kiepska sprawa! Nieomylnym wzrokiem krzata Anczutka wyra�nie dostrzega� jasny dymek, otaczaj�cy ka�dego cz�owieka. Nawet wiedzia�, �e nazywa si� aur�, nie�le tez rozpoznawa� jej odcienie... U tych dw�ch aura by�a koloru czerwonego z br�zowym pob�yskiem. Trafisz takim w �apy - mo�esz nie liczy� na mi�osierdzie... Uciekinier posmutnia� i z nadziej� przeni�s� wzrok na przeciwleg�y brzeg. Tam za szlabanem w pasy, wyzywaj�co beztrosko przechadzali si� m�odzi ludzie w niebie�ciutkich koszulach z kr�tkimi r�kawami, w r�nokolorowych spodenkach, wszyscy bez broni. Mru��c oczy i u�miechaj�c si� podstawiali g�adkie pyski pod �agodne promienie s�o�ca - napawali si� �ydem Oczywi�cie, a co im tam!... Przecie� takie rekiny ich ochraniaj� z powietrza. A mo�e poczeka� na noc, znale�� deseczk� i przeprawi� si� gdzie� tam, niezbyt daleko?... Nie, strach. Gdyby Anczutka urma� lata�. Cho� jaka z tego korzy��! Rzadko kt�ry ptak doleci do �rodka D�umachhnki - zestrzel� w locie. A kule to z pewno�ci� �wi�cone... Po mo�cie te� si� nie przemkniesz... A pod mostem?... Pod mostem spokojnie m�g� mieszka� mostowik. Spotkanie, rzecz jasna te� nie nale�a�oby do najprzyjemniejszych, ale mimo wszystko to nie czort ci�gn�� go do budowli, a nie do wykrot�w... A, przy okazji, o budowlach Gdyby uda�o si� dotrze� do mostu, teoretycznie Anczutce po powr�ci� zdolno�ci magiczne. To znaczy, �e przedziera�by si� pod wigarami przez granic� ju� niewidzialny... Tymczasem dw�ch w czarnych riasach o czym� tam, najwidoczniej, si� dogada�o, podeszli do pancernej kapliczki i - jeden po drugim - znikn�li w jej mroku. Za nimi zatrzasn�a si� klapa. Anczutka wyskoczy� zza nasypu na pobocze, wystraszy� si� w�asnego decydowania, ale galopem pobieg� do mostu, kryj�c twarzyczk� i usi�uj�c jak tylko mo�na najbardziej upodobni� si� do niezwykle ros�ego, szarego kot z odci�tym ogonem. Na szcz�cie, po tej i po tamtej stronie D�umachlinki wszyscy w tej chwili unie�li g�owy - nad granic� przelatywa� kolejny s�p z mord� rekina i czarno-��tymi stabilizatorami... Most by� betonowy, nieprzyjemny, bez jednego zacisznego k�cika. W dole wia�o na przestrza�, jak na wygwizdowie. Od wody ci�gn�o ch�odem - szczeg�lnie tutaj, w pobli�u lewego brzegu, gdzie woda pluska�a o jakie� p� metra od szorstko-�liskiego spodu betonowych p�yt. Biedny mosto-wik... Jak mo�e tu mieszka�? Zreszt�, czy w og�le tutaj mieszka?... Anczutka niucha� powietrze nozdrzami jak kr�lik. Pachnia�o starym betonem, ple�ni� i �mierci�. Ca�y dr��c, ruszy� dalej - szcz�ciem, �e biegania po sufitach i innych odwr�conych powierzchniach skrzat nauczy� si� ju� w dzieci�stwie. Chlupa�a woda, na jej powierzchni migota�y b�yski. W p�ytkiej niszy jednej z podp�r mostu Anczutka znalaz� skurczone zw�oki mostowika. Obok wyschni�tego, jakby spieczonego cia�ka, le�a�a jednorazowa strzykawka z ostatnimi kroplami wody �wi�conej. Samob�jstwo?... Popiskuj�c z lito�ci i przera�enia, Anczutka obw�-cha� s�siednie nisze i szybko wykry� kilka igie�, a potem - resztki jeszcze jednej strzykawki. Wygl�da na to, �e mostowik strzela� sobie w �y��... Na sam� my�l o tym sier�� stawa�a d�ba. Kiedy� tam, za czarnych czas�w je�owczyzny, Anczutka z wielkiej rozpaczy, te� cichcem popala� sobie kadzid�o. Jednak potem znalaz� w sobie si��, aby rzuci�... Jednak szprycowa� si� wod� �wi�con�... To przecie� pewna �mier�! Zdarza si�, �e nawet po miesi�cu mo�e wyko�czy�... Za to odjazd, jak powiadaj�, diabelski: niekt�rzy nawet anio��w widzieli... S�dz�c ze wszystkiego, dla miastowej si�y nieczystej nied�ugo nast�pi wsp�lny, wielki koniec. Amen. Wiejskiej pewnie te�... wodny ludek ca�y podtruty w ci�gu lat chemizacji przywykli do odpad�w przemys�owych, a teraz (je�li wierzy� plotkom), sami szukaj� dozy - za litr kwasu rzek� zatrzymaj�... Spodnia powierzchnia mostu og�uszaj�co odbija�a echa cichych biadole� Anczutki. Dotar� prawie do po�owy mostu (powierzchnia wody na dole stale si� oddala�a) - potem nagle zamar� i cofn�� si�. Przed nim, na ca�� szeroko�� ziarnistego, betonowego dna widnia� silnie naci�gni�ty sznur do suszenia prania, nas�czony s'wictymi olejami. Co za potwory, no nie? Jednym s�owem - ludzie! Tak�e t� drog� odci�li... Skrzat przypatrzy� si� i zauwa�y�, �e po drugiej stronie, o trzy kroki przed przegrod�, kto� - z rozmachem - nani�s� na beton br�zow� farb� olejn� magiczne znaki zakl�cia. Wygl�da na to, �e pod mostem si� nie przedrze... Wida� uciekinierzy najwidoczniej nikomu nie s� potrzebni: ani �yckiemu Patriarchatowi, ani Bak�u�y�skiej Lidze Czarodziei... Poniewa� �ycki lewy brzeg - ze wzgl�d�w ideologicznych - odm�wi� przej�cia na czas letni, wiecz�r zapada� tutaj o godzin� wcze�niej. Lustra zalanych ��k odbija�y z�ocisto-r�owy zach�d s�o�ca. Pomi�dzy korzeniami suchego pnia, kt�ry na sta�e wczepi� si� kurczowo pazurami w nasyp, przy dobrej woli mo�na by�o zauwa�y� co�, czego pnie zazwyczaj nie maj�. Jaka� kula, pokryta czy to mchem, czy to puchem. Od czasu do czasu ten okr�g�y k��bek porusza� si�, wzdycha� z udr�k�, co pozwala�o wyci�gn�� ostro�ny wniosek o jego przynale�no�ci do kr�lestwa zwierz�t - ju� w �adnym wypadku nie do �wiata ro�lin. Na niebosk�onie jak uprzednio nios�y si� zgrzyty i buczenie. Od czasu do czasu z niebios spada� ameryka�ski szturmowiec i z t�pym, byczym rykiem przelatywa� kosz�cym lotem nad dalekim pastwiskiem. No, wyja�ni�o si� wreszcie, po co s� tu Amerykanie: military�ci najwyra�niej straszyli krowy... Anczutk� trz�s�y dreszcze. Stary, wyschni�ty do samego �rodka pie� by� prawie jedynym w ca�ej okolicy przedmiotem, do kt�rego zbieg�y skrzat m�g� przylgn�� bez strachu... Do �ywych drzew lepiej nawet si� nie tuli�. Brzozy - patriotki, d�by - komuchy... Dobrze cho�, �e trawka, z powodu m�odo�ci dni swoich jeszcze zielona, wszystkiemu jest rada i na razie w polityk� si� nie pcha. Ci�gnie tylko ku s�o�cu... Wygl�da na to, �e do Bak�u�yna Anczutka nie dotrze... Nawet je�li jutro uda mu si� przekra�� do terminalu, skrycie dosta� si� do jakiego� samochodu wyje�d�aj�cego za granic� - wszystko jedno, przecie� przej�cia granicznego si� nie ominie. A tam rewizja... Wraca� te� nie ma dok�d... Oj, ludzie, ludzie... Najpierw rozwalili pa�stwo, teraz kolej przysz�a na powiaty... Zreszt� sil� nieczysta niczym nie jest lepsza!... Na przyk�ad ci z podziemia... Sk�d si� w og�le wzi�li? Przed puczem nikt o nich nic nie s�ysza�... Na wygl�d skrzaty, a jak si� przyjrze� - gorsze od czorta!... Wy, m�wi�, sowieckiej w�adzy ty�ek lizali�cie, wsp�pracowali�cie z organami... No, przypu��my, wsp�pracowali�my! A gdzie wy byli�cie wtedy?... A my, m�wi�, w te czasy siedzieli�my w katakumbach... No, poka�cie mi chocia� jedne katakumby w powiecie sus�owskim! Anczutka pokr�ci� si�, moszcz�c si� wygodniej pomi�dzy dwoma korzeniami i szybko pogr��y� si� w krainie sn�w. Niestety takich, �e gorszych nie da si� nawet wymy�li�. Przy�ni� mu si� stary, diabli by go wzi�li, znajomy - �ledczy z NKWD, Grigorij Siemionowicz Tych. Pewnie Sybirak... - Ach, ty draniu... - z jakim� zdziwieniem popatrzy� na �pi�cego Anczutk� i powiedzia�: - Jeszcze istniejesz, kontro? Przeczysz materializmowi, popi ogonie?... Jeste� gorszy od Wrangla, ty ideowa p-prostytutko!... Anczutka pr�bowa� wyja�ni� mu, �e wszystko nie tak, �e nie jest �adnym popim ogonem - je�li o tym m�wi�, to sam dozna� wielu cierpie� od pop�w za czas�w carskiego re�ymu... O, do dzi� ma szram� na kolanie - kadzid�em poparzyli... Oczy Grigorija Siemionowicza rozja�ni�y si� wsp�czuciem. - Z nami chcesz si� zabra�? - cicho upewnia� si�. - Ach ty, s-sukinkocie, ku�aczy b�karcie... My�lisz, �e nie wiemy, w czyjej izbie mieszka�e� do siedemnastego roku?... No, nic - daj nam troch� czasu, tylko wyko�czymy trockist�w, to potem do was, diab��w nieczystych, si� dobierzemy! Ca�e wasze plemi� nieczyste wykarczujemy z korzeniami... - Potem, jakby si� uspokoi�, zmierzy� wzrokiem, spyta� warkliwie: - No, jak tam tw�j nowy gospodarz?... Ci�gle milczy ca�ymi dniami?... Mo�e chocia� przez sen mamrocze?... No, na przyk�ad o Karolu Radku?... Nagle skrzat wyczu� niebezpiecze�stwo i obudzi� si�. Przeciwleg�y brzeg jeszcze pozostawa� oz�ocony zachodz�cym s�o�cem, a po tej stronie ju� po z�odziejsku skrada� si� od drzewa do drzewa zmrok w liliowych, denaturowatych odcieniach. Wprost przed Anczutka k��bkiem mroku wzno- si�a si� kwadratowa, przyziemista figura w czarnej riasie. Co najgorsze - dooko�a postaci, jak s�oneczna korona podczas pe�nego za�mienia s�o�ca, �wieci�a kosmata, nieludzko silna aura purpurowej barwy... - Kto�' ty? - zabrzmia�o z g�ry. - Anczutka... - wyszepta� skrzat, rozumiej�c, �e przepad�. Ju� lepiej by w czorcie �apy si� dosta�... Nieznajomy pomilcza�, nie pojmuj�c. Rzeczywi�cie, spotkanie by�o dziwne: skrzat - nagle, na �onie przyrody... - Co, dom ci si� spali�?... - Nie... - nieweso�o odpowiedzia� Anczutka. - Odszed�em sam... S�owa g�uchym echem odbija�y si� od wieczornej wody. - A-a... - nieznajomy ze zrozumieniem pokiwa� g�ow�. - Zbieg... A dlaczego siedzisz? Chcia�e� ucieka� - to uciekaj... Anczutka chlipn��. - P�ywa� nie umiem... Wydaje si�, �e nieznajomy u�miechn�� si�. - Ja tak�e... - niespodziewanie przyzna� si� i post�kuj�c, przysiad� obok. G�o�no skrzypn�� pod niespodziewanym ci�arem stary korze�. Purpurowa aura nakry�a Anczutk�, oblewaj�c go ni to �arem, ni to ch�odem. Skrzacik zaniem�wi�, potem ostro�nie zerkn�� �ywym, wypuk�ym oczkiem. W ciep�ym, po�egnalnym p�wietle, nap�ywaj�cym od bak�u�y�skiego brzegu, m�g� teraz przyjrze� si� swojemu s�siadowi dok�adniej. M�czyzna by� przygarbiony i korpulentny. Srokata broda - jak miot�a, w�osy na potylicy zwi�zane w warkoczyk. Obszerna, wypuk�a �ysina, twarz mroczna, jednocze�nie gderliwa i drwi�ca. Od riasy dra�ni�co pachnie kadzid�em i innymi prochami. Na prawej stronie piersi przypi�ty drewniany order, z nieokre�lonego powodu wzbudzaj�cy instynktowny strach. - A ty kto? - odwa�y� si� Anczutka. Nieznajomy chrz�kn��, weso�o i gro�nie zarazem zerkn�� na skrzata. - O Afrykaninie - s�ysza�e�?... Anczutka tylko j�kn�� i wcisn�� si� plecami w spr�chnia�� kor� pnia. Czy s�ysza� co� o Afrykaninie? A kto o nim w �ycku nie s�ysza�?... Jego imieniem przeganiano biesy, nie m�wi�c ju� o reszcie drobiazgu si�y nieczystej... - No, nie trz� si�, nie trze� si�... - Ogromna d�o� niezgrabnie pog�adzi�a nastroszon� czuprynk� Anczutki. Skrzat w ko�cu zaryzykowa� otworzy� oczka. - Albo ty tak - od zimna?... - Tak! tak... - sk�ama� Anczutka. - Zaraz sobie ognisko rozpalimy - pocieszy� go straszny rozm�wca. Podni�s� si�, strzelaj�c stawami. - Mnie co� tak�e zi�bi� zaczyna... Ano, odsu� si�... Anczutka po�piesznie odskoczy� na cztery kroki od pnia. Afrykanin ju� si� napr�y�, podni�s� szerokie d�onie i niewyra�nie wymamrota� co� takiego, od czego skrzat ze strachem odbieg� jeszcze dalej. Uda�o mu si� zrozumie� tylko kilka s��w: "Z iskry - p�omie�" - no i oczywi�cie: "W imi� Ojca i Syna..." Suchy pie� g�o�no trzasn��, zap�on�� - tak w�ciekle, jakby go rop� podlali. - Zobacz�!... - j�kn�� Anczutka, ze strachem pokazuj�c �apk� w stron� mostu, kt�ry ju� w po�owie zaton�� w ciemno�ciach. - A pies z nimi... - oboj�tnie odezwa� si� Afrykanin, przysiadaj�c przed p�omieniem bezpo�rednio na trawie. - Przecie� jeszcze nic nie wiedz�... Mo�e przyjecha�em tutaj rybki �owi�... A wi�c, m�wisz, Anczutka, wysiudali ciebie z �ycka? Anczutka w ko�cu zawstydzi� si� i spu�ci� oczka. Przecie� pyta� go nie byle kto - pyta� go wr�g numer jeden ca�ej lyckiej si�y nieczystej. Przecie� nie b�dzie skar�y� si� Afrykaninowi na Afrykanina... Oj!... A mo�e on wcale nie jest Afrykaninem?... M�g� przecie� specjalnie sk�ama�! Ludziom to �atwo przychodzi... Nie, jednak to Afrykanin!... O, jaka aura... z protuberancjami... A� parzy... - Wysiuda�i... - ze spazmatycznym westchnieniem przyzna� si� skrzat. - Mnie te� wysiudali... - w zamy�leniu odpowiedzia� Afrykanin. Pomilcza�, podrzuci� do ogniska kawa�ek zgni�ego chrustu. - Wysz�o na to, �e jeste�my teraz obaj zbiegami... W biednej g�owie Anczutki zakr�ci�o si�... Co to si� dzieje na tym �wiecie? No, w porz�dku, skrzat, przypu��my. �adna persona - pionek... Ale �eby samego Afrykanina?... Je�li tak dalej p�jdzie, to pewnie nied�ugo samego Belzebuba z piek�a wymelduj�. Anczutka chcia� z l�kiem spojrze� na niespodziewanego towarzysza w nieszcz�ciu, ale nie m�g� si� przem�c. Poczu� natomiast nag�y przyp�yw zaufania, a� lekko j�kn�� ze wsp�czucia. - Pod mostem przeci�gn�li specjalnie sznur... - od razu poskar�y� si� z nadmiaru uczu�. -1 nasycili �wi�tymi olejami... - No, a jak ty chcia�e�?... - pochrz�kuj�c w niezr�cznej sytuacji, odpowiedzia� mu Afrykanin. - Trwa walka z waszym bractwem... Walka... - Taa-k... - przybieraj�c obra�on� min� ci�gn�� Anczutka. - Walka! No to by otworzyli granice, je�li ju� walka. Wtedy wszyscy odeszliby�my, i koniec... Albo wybijcie nas wszystkich do nogi, �eby�my si� nie m�czyli... - Ostatni� fraz� skrzat bardziej wychlipa�, ni� wypowiedzia�. Roz�ali� si� i zamilk�. Do tego czasu ciemno�ci zd��y�y przedosta� si� ju� na terytorium niepodleg�ej Republiki Bak�u�yno. Szybko ciemnia�o. Przygasaj�c potrzaskiwa�o ognisko. Na mo�cie w��czono par� reflektor�w i rozpocz�to szperanie: w g�r� rzeki, w d� biegu rzeki... Czy nie pr�buje kto� wp�aw przej�� pa�stwowej granicy? P�omie� na lewym brzegu, mo�na przypu�ci�, wzbudzi� silne podejrzenia zar�wno w�r�d �yckich, jak i bak�u�y�skich operator�w reflektor�w. Obu uciekinier�w co chwil� o�wietla�y promienie �wiat�a. - Naiwny jeste�, Anczutka... - w ko�cu wyrzek� Afrykanin po d�ugim milczeniu. - Walczy� a likwidowa� - to zupe�nie nie to samo. Powiem ci nawet wi�cej: u nas, w polityce - to zupe�nie przeciwstawne poj�cia... - Podrzuci� do ognia jeszcze jednego zgnilca, m�drze zmru�y� oczy wpatrzone w ko�ysz�ce si� p�omienie i kontynuowa� ze z�o�liwym u�mieszkiem: - Przypu��my, �e chcesz rozpi� nar�d... Wtedy og�aszasz walk� z alkoholizmem... Aby rozprz�g�a si� dyscyplina - og�o� walk� o jej wzmocnienie... A likwiduj�, Anczutko, zupe�nie inaczej... Likwiduje si� tak: pac - i nie ma!... �adnego ha�asu, �adnej walki... By�a si�a nieczysta - nie ma si�y nieczystej. Nie wierzysz - id� popatrz, o tam, na �cianie wisi dekret: nie istnieje... Z dniem dzisiejszym zostaje odwo�ana. Data i podpis... Znowu zakaszla�, nachyli� si�, nisko zsun�� srokate brwi, wpatrzy� si� w ognisko. - Albo, powiedzmy, �e tak... - powiedzia� zduszonym g�osem, jakby sam do siebie. - By� cudotw�rca Afrykanin - nie ma cudotw�rcy Afrykanin?... T-tak... Anczutka s�ucha� i tylko mruga� oczyma. Ma�o zrozumia� z tego, co us�ysza�, poniewa� w polityce nie bardzo si� orientowa�. Jedno by�o jasne: �le teraz Afrykaninowi. Mo�liwe, �e nawet gorzej ni� samemu Anczutce. Nagle jakby kto� uderzy� pa�k� po ognisku. Przepalony ju� prawie na wskro�' pie� j�kn�� i rozpad� si�, osypuj�c uciekinier�w iskrami i rozpalonymi do bia�o�ci w�gielkami. Anczutka podskoczy�, otrzepuj�c sier��. Afry-kanin powoli odwr�ci� g�ow� i z nat�eniem popatrzy� w zmrok poci�ty na pasy �wiat�em reflektor�w. - Och, bo si� tam do mnie dostrzelacie!... - wywarcza�. Anczutka w ko�cu zrozumia�, �e to kt�ry�' z pogranicznik�w strzeli� do ich ogniska z karabinka snajperskiego. - Maj� po�wi�cone kule... - szybko uprzedzi�. - Wiem... - westchn�� Afrykanin. - Sam je po�wi�ci�em... Zgi�� si�, sta� si� jeszcze bardziej przygarbiony. Z jakiego� powodu zacz�� powoli rozsznurowy wa� wysokie wojskowe buty. Zdj�� je, zwi�za� sznurowad�a w jeden w�ze�, z westchnieniem powsta�. Powiesi� obuwie na ramieniu, a potem nagle pochyli� si� ku Anczutce i otwieraj�c, jakby z wielkim wysi�kiem, g��bokie, zm�czone oczy, spojrza� skrzatowi a� w g��b duszy. - Wi�c, przyjacielu, mamy teraz przed sob� jedn� drog�... Te wym�wione ochryp�ym szeptem s�owa z jakiego� powodu sprawi�y, �e Anczutka zadygota�. Zapowiada�y co� okropnego... Afrykanin wzi�� skrzata w wielkie d�onie i zacz�� zst�powa� w d�, ku wodzie. Przecie� sam powiedzia�, �e te� nie umie p�ywa�!... Pewnie gdzie� w zaro�lach skry� ��dk�... Anczutka ucieszy� si� t� swoj� my�l� nawet nie zd��y�, poniewa� w nast�pnej sekundzie promie� reflektora o�wietli� brzeg, nie ukazuj�c nigdzie ani ��dki, ani zaro�li... "Idzie si� utopi�!" - przemkn�o si� nagle przez g�ow� Anczutce, a serduszko zabi�o strasznie szybko. No jasne! Wycofa� si� nie ma dok�d, do przodu te� nie majak... Zaraz nas utopi! Anczutka skrzywi� si� i wczepi� z ca�ej si�y czterema �apkami w pachn�c� kadzid�em rias�, wcisn�� w ni� swoj� mordk�, jakby chcia� oszo�omi� si�, na ile si� da, chocia�by takim s�abym �rodkiem odurzaj�cym. Na dole zamlaska�o, potem zachlupa�o, poci�gn�o ch�odem. Woda, jak mo�na przypuszcza�, podchodzi�a coraz wy�ej. Brzeg stromy, pewnie jeszcze krok - i �liskie dno na zawsze odp�ynie spod nied�wiedziowatych st�p Afrykanina... Ale z oddali dobiegi wybuch ludzkich krzyk�w, odbijaj�c si� od powierzchni rzeki... Ciekawo�� zwyci�y�a. Anczutka nie wytrzyma�, ostro�nie otworzy� na wp� jedno oko - ku swojemu wielkiemu zdziwieniu dostrzeg�, �e wraz z Afrykaninem prawie ju� doszli do po�owy D�umachlinki. Uparcie nachylaj�c �ysin� i opieraj�c brod� o piersi, cudotw�rca w nie�asce przekracza� pa�stwow� granic� po wodzie, niczym po l�dzie. Oba reflektory od dawna ju� trzyma�y jego przysadzist�, korpulentn� posta� w skrzy�owanych promieniach. Spod bosych, nied�wiedzich st�p Afrykanina przy ka�dym kroku rozbiega�y si� po pochylonej rzecznej g�adzi b�yszcz�ce, koncentryczne kr�gi... Je�li mo�na dowierza� uszom, na mo�cie dzia�o si� co� niewyobra�alnego: bieganina, ba�agan... Potem, jakby oprzytomnieli, z lewego brzegu zacz�� strzela� karabin maszynowy. Pierwsza seria rozpru�a powietrze tu� obok, Anczutka j�kn��, znowu zary� twarzyczk� w riasie. Afrykanin z niezadowoleniem pokr�ci� g�ow� - karabin zaklinowa�o. Opleciony korzeniami drzew bak�u�y�ski brzeg by� ju� o dziesi�� krok�w od naruszyciela... ROZDZIA� 2 �WIADECTWO HISTORYCZNE, wieku nie podano, dokument �yck i Bak�u�yno od niepami�tnych czas�w rywalizowa�y. Nieustannie albo naje�d�a�y na siebie, albo urz�dza�y w�ciek�e boje - w czasie wojen domowych dochodzi�o nawet do walk na szable. Jednak ju� w latach pierwszych pi�ciolatek �wiadomo�� mieszka�c�w zauwa�alnie wzros�a, liczba ku�ackich i pozosta�ych rozpraw fizycznych zmniejszy�a si�, wyr�wnywanie rachunk�w przybra�o form� donosicielstwa (typu pisemnego), a potem przekszta�ci�o si� ca�kowicie w socjalistyczne wsp�zawodnictwo... Dopiero wsp�cze�nie, po rozpadzie sus�owskiego powiatu, antagonizm dw�ch by�ych gmin, a teraz pa�stw, nabra� jasno wyra�onego ideologicznego charakteru. Gdy w �ycku do w�adzy doszli prawos�awni komuni�ci, to w wyborach w Bak�u�ynie zwyci�stwo przypad�o ruchowi spo-�eczno-politycznemu "Czarownicy za demokracj�". By�o to w pe�ni naturalne. Nie na darmo przecie� w carskich czasach wszystkich mieszka�c�w �ycka przezywali bigotami, a Bak�u�yna - znachorami, szamanami. Gdy przegl�da si� archiwalne dokumenty, natr�tnie nasuwa si� my�l, �e �yck i Bak�u�yno najbardziej ze wszystkiego na �wiecie obawia�y si� jednego - �e nie daj Bo�e, nawet przypadkiem, znajd� si� po tej samej stronie barykady. W dokumentach historycznych pierwsza wzmianka o ich wzajemnej wrogos'ci pokrywa si� czasowo z podniesieniem do rangi cesarskiej rodu Romanowych, kiedy �yck jednog�o�nie uzna� za prawowitego w�adc� Michai�a Fiodorowicza, a Bak�u�yno tak samo zdecydowanie podtrzyma�o kt�rego� z kolejnych ��edymitr�w... Pogodnego letniego dnia watahy hultajskich kozak�w Zaruckiego i heretyk�w Mariszki przesz�y D�umachlink� i okr��y�y drewniano-ziemne wa�y �ycka. Wed�ug jednych �r�de�, prowadzi� ich ataman Niepok�j-Karga, wed�ug innych (mniej wiarygodnych) ataman Ba�owie�. Jednak wszystkie - bez wyj�tku - �r�d�a twierdz�, �e buntownik�w na �yck poprowadzili w�a�nie bak�u�ynianie. Nie mo�na by�o oczekiwa� lito�ci. Zwyczaj atamana Ba�ownia (jak zreszt� wszystkich innych �wczesnych ataman�w) nabija� je�c�w prochem we wszystkie miejsca intymne, a potem go podpala�, by� pod�wczas powszednie znany. Odeprze� atak tak�e nie wydawa�o si� mo�liwe, w zwi�zku z kompletnym zniedo��nieniem miejskich mur�w i zdecydowan� przewag� zbrojn� przeciwnika. Ponadto jeden ze znachor�w bak�u�y�skich, kt�ry przy��czy� si� do kozak�w, u�y� zi� rozrywaj�cych i z ich pomoc� wybi� zawiasy z wr�t twierdzy... I wtedy, oczywi�cie uznaj�c, �e czas ju� zatroszczy� si� nie tyle o grzeszne cia�a, ile o nie�miertelne dusze, mieszka�cy wyspowiadali si�, przyj�li komuni� i poszli na spotkanie �mierci z cudotw�rczym obrazem �yckiej Matki Bo�ej. Co by�o dalej - wiadomo. Jak tylko procesja ze �piewem i p�aczem ukaza�a si� na szczycie rozpadaj�cego si� wa�u ziemnego, kt�ry� z rozb�jnik�w (najprawdopodobniej tak�e bak�u�ynianin) wypali� z piszczel� do ikony, a co naj straszniejsze - trafi�. Oblegaj�cych w tej samej chwili ogarn�o szale�stwo, z broni� w r�ku rzucili si� sami na siebie i, ponosz�c wielkie straty, rozproszyli si� sami... Nawiasem m�wi�c, znany rosyjski historyk Kostomarow pow�tpiewa� w wiarygodno�� tej legendy, wskazuj�c, �e co� podobnego mia�o miejsce wcze�niej, przy okr��eniu Nowogrodu przez suzdalc�w. Nie nale�y mie� mu tego za z�e. Przy ca�ej swojej przenikliwo�ci uczony po prostu nie m�g� przewidzie�, �e w 1919 roku cud si� powt�rzy. A cud si� powt�rzy�. Tylko �e tym razem cudotw�rcza ikona rozproszy�a ju� nie hultajskich kozak�w i heretyk�w Mariszki, ale - a� strach powiedzie�! - pu�k gwardzist�w Armii Czerwonej imienia towarzysza Marabuta (mo�liwe - Mirabeau). Niestety, opiera� si� w tym przypadku mo�emy jedynie na ustnych przekazach, poniewa� dokument�w, potwierdzaj�cych to osza�amiaj�ce zdarz�- nie, w archiwum odnale�� si� nie uda�o. Najpewniej papiery te zosta�y troch� p�niej usuni�te i zniszczone na osobiste polecenie �awrentija Paw-�owicza Berii... Niezrozumia�y, co prawda, pozostaje fakt, dlaczego wkr�tce potem cudotw�rcza nie zmusi�a do ucieczki trzech bak�u�y�skich czekist�w, kt�rzy przyszli zarekwirowa� j� ze �wi�tyni. Widocznie ojczulek najzwyczajniej w s'wiecie przestraszy� si� wyj�� z ikon� im na spotkanie... W latach budownictwa socjalistycznego walka dw�ch centr�w gminnych sprowadza�a si� g��wnie do tego, �e �yck i Bak�u�yno na wszelki spos�b pomaga�y w�adzy radzieckiej szkodzi� sobie wzajemnie. A w�adza Rad, zazwyczaj sz�a im na r�k�: to rozpoczyna�a walk� z religi�, to ze szkodliwymi przes�dami i zabobonami... Jedyne, co ��czy�o wtedy dawnych rywali - to g��boka nieprzyja�� do powiatowego centrum. Tak naprawd� ta antypatia zrodzi�a si� wtedy, gdy Pawe� Pierwszy, z w�a�ciw� sobie nieprzewidywalno�ci�, zaliczy� Bak�u�yno i �yck do osiedli, a pierwsze�stwo odda� - komu?... Nawet wspomina� g�upio, jakie to by�o wtedy miasteczko, jak si� pod�wczas nazywa�o!... Tym razem wszystko ograniczy�o si� tylko do nieprzyja�ni - nie dosz�o do nienawi�ci. Miasto Sus�ow by�o zawsze na tyle przeci�tne, �e rywale nie mogli odnosi� si� do niego zupe�nie powa�nie, nawet przy najszczerszych ch�ciach... Wystarczy powiedzie�, �e kiedy �wi�tuj�cy Rosjanie, po rozwaleniu socjalistycznego pa�stwa, rzucili si� rado�nie do przywracania miastom i wsiom ich odwiecznych nazw, Sus�owa nie uda�o si� przemianowa�. Do 1982 roku, jak si� okaza�o, nazywa� si� Boncz-Bruje-wiczynem, a poprzednie miano, nadane mu z serca przez Paw�a Pierwszego, brzmia�o zupe�nie nieprzyzwoicie. Wtedy zatrudniono etnolog�w. Ci przerzucili wszystkie archiwa i odkryli, �e miasteczko by�o znane jeszcze w XV wieku: nazywa�o si� pod�wczas tak�e Sus�ow, ale nie dla upami�tnienia wybitnego ideologa i cz�onka Biura Politycznego KC KPZR, lecz dla uczczenia najzwyklejszego pod s�o�cem sus�a... Przez dwa kolejne stulecia �yck i Bak�u�yno, s'ciskaj�c z�by, uznawa�y pierwsze�stwo tego biednego osiedla - i oczekiwa�y swojej godziny. Kiedy za� czas nast�pi�... Teraz ju� ani Moskwa, ani powiatowe centrum, ani nawet Pawe� Pierwszy nie byli w stanie przeszkodzi� dwu niepodleg�ym pa�stwom rozlicza� si� mi�dzy sob� za przesz�e krzywdy i obrazy. Najwi�ksz� z krzywd by�o przetrzymywanie w bak�u�y�skim muzeum etnograficznym cudotw�rczej ikony Matki Bo�ej �yckiej, zarekwirowanej swojego czasu przez trzech antychryst�w w sk�rzanych p�aszczach. Prawos�awni komuni�ci ju� kilkakrotnie ��dali natychmiastowego zwrotu relikwii, na co Liga Czarodziei niezmiennie odpowiada�a odmow�, uzasadniaj�c swoj� decyzj� tym, �e w chwili rozpadu powiatu konkretne dzie�o sztuki znajdowa�o si� na terytorium Bak�u�yna, zatem jest maj�tkiem republiki. Bitwa pancerna pod chutorem Wieprzniki (niegdy� - ko�choz "�wiat�y pucz"), w kt�rej, wedle plotek, z jednej strony wzi�o udzia� dziewi�� pojazd�w, a z drugiej - siedem, w �aden spos�b nie zmieni�a sytuacji ikony. Jak zreszt� ostrza� artyleryjski D�umach�y... Chocia�, je�li chodzi o to, szczerze m�wi�c, wszystko wygl�da mocno podejrzanie. No, ostrza� - dobrze, uwierzymy, ale sk�d, powiedzcie mi, w by�ych gminach wzi�y si� czo�gi? W Sus�owie - tak, do tej pory stoi tam na obrze�u miasta jaka� jednostka pancerna, ale wszystkie czo�gi s� na miejscu. Amerykanie tak�e, jak m�wi�, nie sprzedawali... Nikt nie sprzedawa�! Sk�d wi�c bro� pancerna?... A mo�e nie by�o �adnej bitwy?... Ale z drugiej strony - jak to nie by�o? Przecie� wisi, o tu, w �yckim Ermita�u batalistyczne p��tno artysty Leon-cja Dosiudy "Bohaterski czyn protopartorga ", gdzie p�omienny lider prawicowych radyka��w �ycka Afrykanin, w powiewaj�cej riasie, na tle na p�l zburzonej wie�y ci�nie� rzuca butelk� z wod� �wi�con� w g�sienic� (na kt�r� rzucono urok!) wrogiego czo�gu! Czo�g, co prawda, namalowany jest niewyra�nie, w ob�oku py�u... i w og�le czuje si�, �e artysta niezbyt dobrze si� zna� na wojskowym sprz�cie. S�dz�c po konturach wie�yczki i lufy, na Afrykanina, najprawdopodobniej, naje�d�a samobie�ne dzia�o typu "Ferdynand", co ju�, rzecz jasna, jest wysoce ma�o prawdopodobne... Kr�tko m�wi�c: dosz�o czy nie dosz�o do tej pancernej bitwy pod chutorem Wieprzniki, to jednak wywo�a�a wielki pop�och i mi�dzynarodowy skandal. Nied�ugo potem, na lotnisku by�ego powiatowego centrum wyl�dowa� liniowiec ze specjaln� komizj� ONZ na pok�adzie. Prawos�awni komuni�ci do �ycka jednak jej nie wpu�cili, twierdz�c, �e komisja zosta�a przys�ana w celu szpiegostwa przemys�owego, a wspomniany wy�ej protopartorg Afrykanin, kiedy dowiedzia� si� o zbli�aj�cej si� wizycie, wezwa� do zniszczenia bogoburczych imperialist�w jeszcze w powietrzu; przy czym nawet pofatygowa� si� osobi�cie, pojecha� i po�wi�ci� wszystkie sze�� rakiet porzuconego systemu Obrony Przeciwlotniczej... Dosz�o do tego akurat wtedy, kiedy �wczesny prezydent Stan�w Zjednoczonych wdepn�� w kolejn� przygod� erotyczn� i pe�za� z lup� po mapie p�kul, nie wiedz�c, kogo by tu jeszcze zbombardowa�! Nad by�ym sus�owskim powiatem zawis�a realna gro�ba: m�g� sta� si� nowym zapalnym punktem planety... Tym bardziej, �e po wst�pieniu Astra-chania do NATO i wprowadzeniu Sz�stej Floty USA na Morze Kaspijskie ameryka�skie lotnictwo pok�adowe mog�o �atwo dosi�gn�� wszelkich interesuj�cych je cel�w. Nied�ugo p�niej, z pok�adu desantowego helikop-terowca "Tarava", id�cego pe�n� moc� do �ycka po Wo�dze- Kuropatwie, wzlecia� i wyl�dowa� na sto�ecznym, bak�u�y�skim lotnisku "lataj�cy wagon". Miejscowe damy wyplami�y Amerykan�w szmink� od st�p do g��w, zasypa�y kwiatami. A nast�pnego dnia, w realizuj�cej lot zwiadowczy "Ni-ght Mar�", diabli wiedz� dlaczego, odm�wi�o pos�usze�stwa osiem pok�adowych system�w komputerowych - i samolot run�� do D�umchalinki... Teraz zacz�li �wi�towa� i w Lycku. Nar�d, dowiedziawszy si� o wydarzeniu, �miej�c si� i p�acz�c z rado�ci, wyleg� na udekorowane flagami aleje. Zupe�nie sobie nieznani ludzie obejmowali si�, gratulowali sobie nawzajem. Jedyne, co psu�o atmosfer� og�lnego �wi�ta by�o to, �e pilot "Night Mar�" by� �ywy i zosta� (jak to przyj�te u Amerykan�w) uratowany z pomoc� helikoptera... W rozmowie z zagranicznym korespondentem protopartorg Afrykanin og�osi�, �e jakoby samolot zwiadowczy zniszczy� �yckie si�y obrony powietrznej. Kiedy dziennikarz (nie bez z�o�liwo�ci) zapyta�: jakie konkretnie?, lider prawicowych radyka��w zarozumiale odrzek�, �e najwa�niejsze, by nie zbrak�o wiary, a zestrzeli� mo�na z czegokolwiek... �rodki masowej informacji USA, tak samo jak niepodleg�ej Republiki Bak�u�yno, zachowa�y wstydliwe milczenie. Rezultaty �ledztwa, przeprowadzonego wsp�lnymi si�ami kapelan�w Sz�stej Floty i przedstawicieli Bak�u�y�skiej Ligi Czarodziei, z okre�lonych przyczyn nie zosta�y ujawnione prasie... Kontakty si�y nieczystej to w og�le rzecz niebezpieczna - szczeg�lnie wtedy, kiedy oba gatunki przez d�ugi czas rozwija�y si� w ca�kowitej izolacji od siebie. Je�li nasze skrzaty s� (zgodnie z legend�) zruszcza�ymi czortami, to ameryka�skie gremlinsy, s�dz�c z tatua�y na ramionach, wdar�y si� do lotnictwa z floty, przy czym zrobi�y to stosunkowo niedawno - na samym pocz�tku XX wieku. Najpierw specjalizowa�y si� w silnikach, a potem zaj�y si� - w ramach podnoszenia kwalifikacji - aparatur� pok�adow�... Jednak w tym wypadku w�adze porazi�o co� innego: przecie� "lataj�cy wagon" tylko przez dwie godziny sta� na by�ym pastwisku (dzi�' - lotnisku wojskowym Bak�u�yna)! I tych dw�ch godzin gremlinsom Sz�stej Floty zupe�nie wystarczy�o, �eby zaopatrzy� si� u miejscowych skrzat�w w kadzid�o z przemytu! A do kadzid�a, nawiasem m�wi�c, te� konieczne jest przyzwyczajenie. I trzeba dobrze zna� dozy... Tak wi�c mo�na powiedzie�, �e pilot "Night Mar�" uratowa� si� cudem. Oczywiste, �e rozpoznanie lotnicze przysz�ych cel�w zosta�o czasowo wstrzymane, a jakiekolwiek l�dowania na terytorium Bak�u�yna (z wyj�tkiem przymusowych) kategorycznie zakazane. Za� protopartorg Afryka-nin z rozp�du zosta� og�oszony mi�dzynarodowym terroryst� politycznym... ROZDZIA� 3 GLEB PORTNIAGIN, lat czterdzie�ci cztery, prezydent Lewe przednie ko�o odpad�o na samej alei - dok�adnie naprzeciw muzeum etnograficznego. Uzyskuj�c niezale�no��, jeszcze jaki� czas toczy�o si� obok limuzyny, jad�cej akurat dosy� szybko pod g�rk�. Potem zacz�o powoli skr�ca� w lewo, wyra�nie maj�c zamiar przeci�� bia�� lini� �rodka jezdni i wyskoczy� na przeciwleg�y pas ruchu. Limuzyna nie od razu wyczu�a strat�: zacz�a chroma� na utracone ko�o dopiero po kilku sekundach. Metalowe zawieszenie otar�o si� o asfalt, wystrzeli�y t�czowe iskry - kierowca pospiesznie zahamowa�. Stal z piskiem wci�a si� w powierzchni� jezdni, iskry (teraz ju� nie t�czowe, ale o�lepiaj�co bia�e) wystrzeli�y jak opi�ki spod pi�y tarczowej. L�ni�cy �lad hamowania by� podobny do rysy pozostawionej na lodzie przez �y�wiarza. Z przodu s�ycha� by�o g�o�ny chrz�st bitego szk�a. Ko�o, kt�re zbieg�o, zderzy�o si� z jakim� pojazdem jad�cym w przeciwnym kierunku i ponownie nabra�o pr�dko�ci - tocz�c si� po uprzedniej trajektorii, ale w przeciwnym kierunku. Szofer limuzyny siedzia� nieruchomo jak martwy. - Grisza... - rozleg� si� z ty�u pe�en wyrzutu mi�kki g�os prezydenta. - Jako kogo wzi��em ciebie do roboty? Szofer milcza�. Patrzy� na nieuchronnie zbli�aj�ce si� ko�o. - Czarodziei, Grisza, w gara�u nie potrzebuj�... - ci�gle tak samo powoli i w zamy�leniu ci�gn�� prezydent. - Mam ich w parlamencie do cholery i ciut-ciut... Ko�o jakim� cudem omin�o przekrzywion� limuzyn� - i z ty�u rozleg� si� analogiczny chrz�st. Pewnikiem przywali�o w d�ipa z ochron�. - No, dobrze... - ze zdziwieniem wyrzek� prezydent. - Przypu��my, �e nie by�e� pewny jakiej� mutry, zakl��e� j�... Grisza! Ale przecie� wiedzia�e�, �e pojedziemy obok etnograficznego! Na co ty liczy�e�? Nie mog� poj��... W samochodzie pociemnia�o. Z zewn�trz do kuloodpornych szyb przy-klei�y si� przera�aj�ce mordy, wykrzywione grymasami trwogi. Jedna pi�kniejsza od drugiej. Security... - No, ale dzionek... - westchn�� prezydent, otwieraj�c drzwiczki limuzyny. B�d�c ros�ym, dorodnym m�czyzn�, nie lubi� zamkni�tych przestrzeni, zawsze poprawia� mu si� humor, kiedy opuszcza� samoch�d (o czym zreszt� doskonale wiedzieli wszyscy mu bliscy). Z widoczn� przyjemno�ci� rozprostowa� si� na ca�� swoj�, rzadko spotykan�, wysoko��. Szef Ligi Czarodziei Bak�u�yna od�wie�y� si� wewn�trzn� energi� i oczy�ci� czakry. Nad jego doskonale le��cym garniturem unosi�a si� roz�o�ysta aura w z�ocistych odcieniach, dostrzegalna (nawiasem m�wi�c) tylko dla nielicznych. - Jest pan ca�y, Glebie Kondratyczu?... - z pe�nym szacunku przestrachem wyszepta� referent, kt�ry jako� wcisn�� swoj� twarzyczk� mi�dzy pot�ne plecy mordziastych ochroniarzy. Nie odpowiadaj�c i nawet nie spogl�daj�c w stron� m�odzie�ca, prezydent obrzuci� niezadowolonym wzrokiem pozbawiony lewego reflektora ma�olitra�owy samoch�d i os�upia�ego w�a�ciciela, stoj�cego nieopodal z kluczem narz�dziowym w opad�ej ze zdziwienia r�ce. Tak, zg�upia� facet... Przyznacie chyba, �e nie ka�demu dano, tak za frajer, poca�owa� si� z lewym przednim ko�em prezydenckiej limuzyny. - Szkody - zrekompensowa�... - rozkaza� niezbyt g�o�no Gleb Portniagin i rozejrza� si� z jak najbardziej roztargnion� min�. Roztargnienie, nawiasem m�wi�c, by�o tylko mask�. W odr�nieniu od nas, zwyk�ych wyborc�w, szef Bak�u�y�skiej Ligi Czarodziei zauwa�a� wszystko - tak�e i to, co niewidoczne. Po tej stronie alei sz�a dziewczyna, wy�sza ni� przeci�tny cz�owiek, z tak zarozumia�� twarz�, �e chcia�o si� j� pod�wiadomie nazwa� pi�kno�ci�. Czarna wieczorowa sukienka, w r�ku torebka z ziarnami s�onecznika... Rzuci� zakl�cie na te ziarenka, czy nie?... Co tu, do diab�a, jest grane? Zaraz ma przyby� komisja specjalna ONZ, a ca�a aleja - w �upinach!... Widz�c przechylon� na przednie ko�o limuzyn�, zatrzyma�a si� i z zachwytem wpatrywa�a si� w prezydenta. Ten przygl�da� si� jej, zwr�ci� uwag�, �e dziewczyna paraduje w aurze w poprzeczne paski... Ach, te modnisie... Ile musia�a wszcz�� awantur bez powodu w swojej rodzinie? Ile altruistycznych us�ug musia�a odda� swoim zakl�tym wrogom, �eby stworzy� tak� zebr�?... A najzabawniejsze, �e dziewczyna nie by�a wied�m�, a wi�c nie mog�a nawet napawa� si� swoj� "marynarsk�" aur�... Z nieba dobieg� warkot i szum. Prezydent - ci�gle z takim samym roztargnionym wyrazem twarzy - podni�s� g�ow�. Nad stolic� zawraca�o skrzyd�o bojowych samolot�w, szczerz�c jak rekin swoje z�biska. Sojusz NATO gotowy by� w ka�dej chwili obroni� bak�u�y�sk� demokracj� przed zagro�eniami ze strony �yckich zabobon�w. Dobrze by�oby wspomnie� Matwieiczowi, �eby dzia�a� w D�umachle ostro�niej... Przecie� z g�ry wszystko wida� jak na d�oni... Jakie u nich pojemniki... wszystkie pe�ne aparatury... szpiegowskiej... Prezydent odwr�ci� si�, ze skupion� uwag� obejrza� budynek muzeum etnograficznego. - Dawno tutaj nie zagl�da�em... - wyrzek� zamy�lony i podszed� do szerokiej, paradnej werandy, ruszy� w g�r� po schodach. Ochroniarze poszli za nim z ca�kowitym brakiem zainteresowania na mordach. Dawno ju� przywykli do nieoczekiwanych decyzji swojego niespokojnego patrona. W�a�ciwie wielki cz�owiek powinien by� nieprzewidywalny... W przestronnym i troch� ciemnym westybulu muzeum biela�o marmurowe popiersie... Nie, nie, nie Gleba Portniagina. Po pierwsze, prezydent byl skromny, nie cierpia� lizus�w, a po drugie, jaki normalny czarodziej pozwoli si� bra� pod w�os? Nawet strach by�oby pomy�le�, co by si� sta�o, gdyby jego rze�biony portret trafi� w cudze r�ce! Gotowe narz�dzie do rzucania urok�w... Nie nale�y tak�e zapomina� o takich przypadkach, kiedy urok zadaje si� przez pomniki jakby sam z siebie. Ju� przed wiekami obliczono i wielokrotnie u�ci�lono tak zwan� mas� krytyczn� pomnik�w wystawianych za �ycia, przekroczenie kt�rej sprawia�o, �e portretowany obiekt dotyka�y parali�, t�pota i szybki krach polityczny - nawet bez interwencji jakichkolwiek wrogich si�. Jednak wracajmy do westybulu... Na kawa�ku granitowej kolumny z�o�liwie u�miecha�a si� marmurowa g�owa starego i wydawa�oby si� niezbyt trze�wego satyra. Dok�adnie tak wygl�da� kiedy� nauczyciel Gleba, znany bak�u�y�ski czarodziej Jefrem Niedobrow. Mo�na ju� by�o go lepi� i rze�bi� - nawet w ca�ej okaza�o�ci, poniewa� dwadzie�cia cztery lata temu zmar� w spokoju i szcz�ciu na oddziale odwykowym powiatowego szpitala imienia Mendelejewa. Gleb Portniagin zatrzyma� si� przed popiersiem i z �a�osnym wyrzutem spojrza� w mleczno-bia�e �renice nauczyciela. Wcze�nie, wcze�nie odszed�e�, Jefremie... Taka jest ta w�dka... Pami�ta jeszcze, jak Gleb, naiwny, dopiero co wyzwolony adept, przyszed� wprosi� si� na ucznia do Niedobrowa, czarodziej akurat wychodzi� z kolejnego zapoju. - Czarowa� ka�dy dure� potrafi... - mrocznie powiedzia�, po wys�uchaniu popl�tanego przem�wienia go�cia. - Najwa�niejsze umie� potem si� z tego wykr�ci�... Natura jest bardziej dociekliwa ni� prokurator! I pr�buje, suka, pod szubienic� ciebie dotaska�... Gleb zapami�ta� te prorocze s�owa na cale �ycie i zawsze zachowywa� ostro�no��. Tak wi�c, kiedy zosta� prezydentem, ku zadziwieniu Ligi, nie odwo�a� wszystkich zakaz�w - nawet takich, kt�re zosta�y wydane jeszcze przez w�adz� radzieck�, chocia� mia� pe�ne pe�nomocnictwo. Co prawda zezwoli� saperom myli� si� dwukrotnie, ale na tym poprzesta�. Dlatego perpetuum mobile pierwszej generacji w Bak�u�ynie do tej pory rekwirowano - dok�adnie tak samo jak w �ycku, kary za� wymierzano za to wy�sze ni� tam... Racj� prezydentowi przyznano dopiero wtedy, kiedy �wiatowa spo�eczno�� zosta�a wstrz��ni�ta wiadomo�ci� o fenomenie carycy�skim. Jak p�niej si� wyja�ni�o, tamtejszy burmistrz osobistym rozporz�dzeniem wstrzyma� w granicach miasta dzia�anie zasady zachowania energii... Znalaz� sobie, rozumiecie, lekarstwo na kryzys energetyczny!... Ca�e swoje meeaoolis zamkn�� w czarnej dziurze - to nie �arty! O, Amerykanie w tej dziedzinie to chwaty. Cokolwiek by si� zdarzy�o - i duch prawa zachowuj�, i liter�. Tam, u nich, za naruszenie prawa Ohma albo, powiedzmy, prawa powszechnej grawitacji, w wielu wypadkach grozi najwy�szy wyrok - i �adn� reanimacj� nie da si� wykr�ci�... Gleb Portniagin posta� przed popiersiem, potem ruszy� dalej. Z ty�u pos�gu, na tylnej �cianie b�yszcza�o �wie�ym lakierem ogromne p��tno, odtwarzaj�ce s�ynn� bitw� czo�g�w pod chutorem Wieprzniki. Kompozycyjnym centrum obrazu, bez w�tpienia, by�a posta� nieznanego czarodzieja, pe�na nieludzkiej koncentracji, zagradzaj�cego drog� wrogiej armadzie. Pomi�dzy wzniesionymi d�o�mi bohatera powstawa�a rozwidlaj�ca si� b�yskawica, spopielaj�ca kilka cel�w za jednym zamachem. Zorientowa� si�, jakie to by�y cele, by�o dosy� trudnym zadaniem, poniewa� wie�yczki opancerzonych potwor�w ogarnia�y silne p�omienie... Barwy - niez�e, jaskrawe, ale energetyka, uczciwie m�wi�c, taka sobie... Odda� p��tno do podladowania? Lepiej nie, bezsensowne. Jak tylko wr�ci do westybulu - od razu znowu poziom opadnie... Mi�siste wargi Portniagina lekcewa��co skrzywi�y si