1155
Szczegóły |
Tytuł |
1155 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1155 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1155 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1155 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ma�gorzata Musierowicz
Kwiat kalafiora
Wydawnictwo Akapit Press, Pozna� 1998 r.
korekta Anna Koczaska
31 grudnia 1977, sobota
1.
Suknia by�a r�owa.
Na zgi�ciach i szwach tkanina migota�a delikatnie i z�oci�cie. U do�u sp�dnicy tryska� t�czowymi iskrami ornament ze sztucznych brylancik�w. Wisia�a na sinym manekinie w oknie wystawowym Domu Mody "Telimena" przy ulicy Armii Czerwonej w Poznaniu.
Kreacje tego typu nie podobaj� si� na og� wyrafinowanym elegantkom. Ale Ida Borejko do takich nie nale�a�a. Mia�a lat czterna�cie, by�a chuda, rudow�osa i odziana w za du�e palto odziedziczone po starszej siostrze - Gabrieli.
- Chcia�abym - powiedzia�a Ida Borejko gor�cym g�osem. - Chcia�abym by� brunetk�. - Przyklei�a nos do szyby wystawowej Domu
Mody "Telimena" i po�era�a wzrokiem b�yszcz�ce, r�owe cudo konfekcyjne. - Gdybym by�a brunetk� - doda�a nast�pnie - mog�abym malowa� usta na wi�niowo.
- A tak to nie mo�esz wcale - celnie odpar�a Gabriela, ros�a
i dorodna siedemnastoletnia sportsmenka o niebywale d�ugich nogach. - Ida, dziecino, idziemy. Jestem g�odna jak szakal.
- Gabrysia, ale popatrz tylko...
Gabrysia popatrzy�a i lekcewa��co ruszy�a brwiami. By�y to brwi szerokie i stanowcze, jakby stworzone do tego, by nimi lekcewa��co porusza�. Pod tymi brwiami znajdowa�y si� inteligentne br�zowe oczy
o stanowczym spojrzeniu, a wszystko razem mie�ci�o si� na twarzy rumianej, my�l�cej i do�� silnie piegowatej. Gabrysia ubrana by�a
w wytarte d�insy "Odra", bur� kurtk� i nieokre�lonego koloru beret filcowy, wci�ni�ty byle jak na krzywo przyci�t� blond czupryn�. Wygl�da�a jak du�y, zaniedbany ch�opak. Nie by�a fanatyczk� elegancji. Ka�dy m�g� to zrozumie� na pierwszy rzut oka.
- No, ju�! - powiedzia�a g�osem mocnym i despotycznym, po czym szarpn�a uchwytem siatki z zakupami. Drugi uchwyt znajdowa� si�
w d�oni zapatrzonej Idy, tote� szarpni�cie by�o dla niej przykr� niespodziank�. Z trudem z�apa�a r�wnowag� i w tej samej chwili, zmuszona do truchciku, ju� bieg�a za sw� starsz� siostr�, kt�ra wielkimi, r�wnymi krokami maszerowa�a w stron� skrzy�owania ulic.
- No co?! No co?! - krzykn�a Ida z piskliw� irytacj�. - Czego to tak lecisz, co?
- M�wi�am, jestem g�odna. Diabelnie.
- Na twoim miejscu nie jad�abym tyle - doci�a swej brutalnej siostrze obra�ona Ida. - Na twoim miejscu stara�abym si� ju� nie rosn��.
- Niby dlaczego? - utrzymywa�a r�wne tempo Gabriela. -Gdybym by�a mniejsza, nie mog�abym gra� w kosza w AZS-ie.
- Kupi�y�my jajka? - skojarzy�a sobie Ida.
- Kupi�y�my. Nie m�w mi o jedzeniu, bo zemdlej�. No, chod� ju�, pr�dzej! - Gabriela jeszcze bardziej przyspieszy�a kroku i wyci�gn�a siostr� na skrzy�owanie ulicy Armii Czerwonej z ulic� Tadeusza Ko�ciuszki.
W tej samej chwili z przeciwnej strony jezdni ruszy� bardzo wysoki, barczysty szatyn o stalowych oczach, orlim nosie i niebezpiecznym u�miechu notorycznego podrywacza. By� to m�odzieniec przystojny
i pewny siebie, tote� tym dziwniejsze mog�o si� wydawa� jego zachowanie, kiedy - niesiony fal� przechodni�w - wpad� znienacka wprost na Gabriel� i stan�� z ni� oko w oko i nos w nos.
- Yh! - wyrwa� mu si� mianowicie trwo�ny okrzyk, a jego twarz poblad�a.
Zaskoczona Gabriela sta�a przez chwil� nieruchomo, z uwieszon�
u siatki m�odsz� siostr�, kt�rej oczy zap�on�y nagle ow� charakterystyczn� dla m�odszych si�str ciekawo�ci�.
- Ty, ty... Gab... Gabrysia? - spyta� g�upio szatyn. Gabriela by�a tak daleka od romantycznego zawstydzenia, jak Syberia od Riwiery.
- Co, �lepy jeste�? - spyta�a rzeczowo.
- S�uchaj...
- Nie ma mowy - odpar�a energicznie Gabriela. - O, nie. A jakby co, to tym razem oberwiesz, s�owo ci honoru.
- Gabrysiu... - odzyska� nieco pewno�ci szatyn. - Daj sobie wyt�umaczy�...
- Stary - wyrzek�a ona g�osem jak brzytwa. - Mnie nie trzeba nic t�umaczy�, ja jestem inteligentna i z miejsca sama rozumiem. Wybacz
i �egnaj. �wiat�o zielone ju� miga.
- Gabrielo!
- Stary, cze��. Do zobaczenia na jakim� treningu. I daj mi ju� spok�j, raz na zawsze - powiedzia�a Gabriela bezlito�nie
i szarpn�wszy za sw�j uchwyt jak za uprz��, poci�gn�a Id�, a� smarkuli ruda grzywa spad�a na oczy.
Przesz�y na drug� stron� jezdni i ruszy�y dalej, w kierunku ciemnego kamiennego masywu Pa�acu Kultury.
- Gabuniu, kto to by�? No, powiedz mi, kto to by�? -j�cza�a Ida
i, nie mog�c wydusi� odpowiedzi z milcz�cej zawzi�cie siostry, pyta�a dalej: - Znajomy? Z AZS-u? Gniewacie si�? No, powiedz!!!
- Znajomy - burkn�a Gabriela na odczepne. By�a rozdra�niona. - Taki jeden. Nazywa si� Pyziak.
"Janusz Pyziak" - pomy�la�a i zn�w j� zatrz�s�a dawna z�o��. Pyziak (lat osiemna�cie, wzrost: metr osiemdziesi�t dwa) by� gwiazd� dru�yny junior�w. S�yn�� z niezawodnych rzut�w. Mecz koszyk�wki bez niego by� z regu�y sromotn� pora�k�. Ot� ta w�a�nie gwiazda kosza pewnego wrze�niowego wieczoru zwr�ci�a swe spojrzenie na Gabriel�. Wiecz�r by� pi�kny i Janusz Pyziak odprowadzi� Gabrysi� po treningu do domu nieco okr�n� drog�. Mimo mroku patrza� jej bezustannie w oczy
i powiedzia�, �e przypomina mu kwiat jab�oni, dr��cy w lekkim, wiosennym wietrze. Na Gabrieli metafora ta wywar�a niezwykle silne wra�enie do nast�pnego treningu, kiedy to, zwierzywszy si� kole�ance z dru�yny, us�ysza�a od niej, �e i ona, jaki� miesi�c temu, zosta�a przez Pyziaka por�wnana do kwiatu jab�oni. Skonfrontowana z ca�� dru�yn� juniorek metafora Pyziaka okaza�a si� wytartym liczmanem: a� cztery dziewczyny by�y kwiatem jab�oni dla dzielnego koszykarza, dwie natomiast por�wnane zosta�y do muzyki skrzypcowej. Szatnia dru�yny �e�skiej rozbrzmiewa�a tamtego wieczoru huraganowymi wybuchami �miechu, a nie�wiadom niczego Pyziak, kt�ry zaproponowa� Gabrieli spacer po parku, zosta� przez ni� zbesztany, zawstydzony, skarcony jak dzieciak i odtr�cony kategorycznie raz na zawsze. Wyszydzony nast�pnie w spos�b solidarny przez ca�� dru�yn� juniorek trzy tygodnie nie przychodzi� na treningi w te dni, kiedy w sali �wiczy�y razem oba zespo�y - ch�opc�w i dziewczyn. Po trzech tygodniach wr�ci� do r�wnowagi i na treningi, lecz unika� Gabrieli jak diabe� �wi�conej wody. I �e te� dzisiaj akurat musia� wpa�� na ni� na skrzy�owaniu!
To ci biedaczyna...
Gabrysia u�miechn�a si� z tajon� satysfakcj�, przypominaj�c sobie zmieszanie tego zak�amanego potwora, i z wolna dosz�a do wniosku, �e nie ma powodu do zdenerwowania, spotkanie dzisiejsze wypad�o nawet ca�kiem zabawnie.
2.
By�o to ostatnie popo�udnie roku 1977.
Gabriela i Ida w�drowa�y sobie ze swoimi zakupami przez ulice Poznania, a wok� nich, w szarym powietrzu, unosi�y si� upojne
sylwestrowe fluidy. Restauracje i kawiarnie, �wietlice i kluby studenckie, sale konferencyjne i sto��wki zak�ad�w pracy, Wojska Polskiego, S�u�by Zdrowia, Milicji Obywatelskiej i ORMO, jadalnie szkolne i liczne klasopracownie oraz wszystkie inne nadaj�ce si� do tego celu pomieszczenia udekorowano bladymi serpentynami z ubocznej produkcji papierniczej, zegarami wyci�tymi ze styropianu
i obowi�zkowo wskazuj�cymi za pi�� dwunast�, dowcipnymi malowid�ami
o podtek�cie uczuciowym lub frywolnym, koszmarnymi kominiarzami ze szczotk�, a tak�e gigantycznymi maseczkami z brystolu, wysmarowanego czarn� plakat�wk� i posypanego tak zwanym b�yszczem. Zakupiono ogromne ilo�ci napoj�w alkoholowych i Pepsi-Coli, ryb w galarecie, pieczeni rzymskiej i sa�atek garma�eryjnych. Wszystko wok� dysza�o oczekiwaniem szampa�skiej nocy. Po chodnikach i jezdniach ca�ego miasta, d�awi�c si� w k��bach niebieskawych, czarnych i brunatnych spalin samochodowych, tupa�y tysi�ce zaaferowanych obywateli PRL, taszcz�c w zgrabia�ych d�oniach paczki, siatki i butelki. Do kas sklepowych p�yn�y strumienie �ywej got�wki, powi�kszaj�c tylko og�lne zamieszanie. Przed zak�adami fryzjerskimi i wewn�trz nich odbywa�y si� sceny dantejskie. Gdzie indziej zn�w dowieziono szampana i to powodowa�o natychmiastowe utworzenie si� na chodniku wiru
o kilku epicentrach. Przechodnie mieli w oczach gor�czkowy blask - melan� podniecenia �owieckiego i nadziei na odwr�cenie nurtu codziennej bylejako�ci przy pomocy szale�stw sylwestrowych.
Tak, stanowczo by�o co� w powietrzu tego popo�udnia. Nawet Gabrysia przypomnia�a sobie, �e zaproszono j� na prywatk�. Zaproszenie pochodzi�o od Joanny, kuzynki, kt�ra zawsze telefonowa�a po Gabrysi� na kilka dni przed planowanym przyj�ciem. Niestety, przyj�cia te
i prywatki by�y zazwyczaj tak ekskluzywne, �e Gabrysia z regu�y na nie nie chodzi�a, gdy� po prostu nie mia�a w co si� ubra�. Na przyk�ad, gdyby zdecydowa�a si� p�j�� do Joanny dzisiejszego wieczoru, mia�aby do wyboru albo swoje ca�kowicie bezpretensjonalne d�insy "Odra", albo szkoln� sp�dniczk� w kolorze granatowym, zreszt� ju� przykr�tk�.
Postawa cz�owieka wobec d�br materialnych oraz przedmiot�w konsumpcyjnych nie zawsze zale�y od jego widzimisi�. Kiedy, na przyk�ad, cz�owiek jest cz�ci� wielodzietnej kom�rki spo�ecznej
o umiarkowanych dochodach i nieumiarkowanie lekkomy�lnym do
nich stosunku, rozs�dnie czyni przybieraj�c wobec wy�ej wspomnianych d�br postaw� lekcewa��c� i nawet wynios��. Gabriela w�a�nie to zrobi�a. Ponadto, uj�cie takie bardzo odpowiada�o jej naturze wyzbytej kokieterii i nacechowanej pewn� nonszalancj�. Gabrysia by�a ca�kowicie zadowolona zar�wno ze swej rodziny, jak i ze swej sytuacji �yciowej. A na prywatk� przecie� od pocz�tku p�j�� nie zamierza�a. Zamierza�a zosta� w domu i poczyta� sobie ze smakiem po�yczon� od ojca "Fizjognomik�" Arystotelesa.
3.
- "Ci, kt�rzy maj� ma�e oczka, bywaj� nikczemni: wnioskuje si� o tym z przyk�adu ma�p" - smacznie przeczyta�a Gabrysia. Nie zna�a milszego sposobu czytania ni� w pozycji le��cej, na brzuchu, przy czym pod brod� nale�a�o sobie pod�o�y� zwini�t� poduszk�, �eby kark nie zdr�twia�.
Ida szuka�a czego� w szafie i zareagowa�a natychmiast.
- Te, uwa�aj no! Bo ja ci powiem, co wnioskuj� z twojego przyk�adu! Mama, Gaba mi robi przytyki!
- Gaba, nie r�b Idzie przytyk�w - powiedzia�a machinalnie mama Borejko, przechodz�c przez pok�j z odkurzaczem w r�ce. Matka czterech c�rek, z kt�rych ka�da mia�a wyra�nie zarysowan� osobowo��, pani Mila Borejko, zachowywa�a wzgl�dn� r�wnowag� ducha tylko dzi�ki specjalnemu systemowi, wypracowanemu przez d�ugoletni trening psychiczny. Wszelkie konflikty mi�dzy c�reczkami przyjmowa�a mianowicie do wiadomo�ci tylko powierzchownie. Inaczej po prostu nie zdo�a�aby przetrwa� w tym m�ynie.
- Co� takiego, ona nie odr�nia Arystotelesa od przytyku - za�miewa�a si� Gabrysia, a s�owa jej przechodzi�y przez wierzchnie rejony maminej �wiadomo�ci, wpadaj�c jednym uchem, a wypadaj�c drugim.
Ida warkn�a ze z�o�ci�, ryj�c obur�cz w szafie. Kiedy si� z�o�ci�a, mia�a oczy jak zielone lampki elektryczne, a jej czupryna, przypominaj�ca bez�adne zwoje miedzianych drucik�w, zdawa�a si� samoczynnie iskrzy�. Dwie c�rki pa�stwa Borejk�w by�y rude: Ida
i Natalia. Dwie pozosta�e: Patrycja i Gabriela, by�y blondynkami, jak mama. Co do rudego taty Borejki (kt�ry z biegiem lat sta� si� siwawy), uwa�a� on, �e cztery c�rki to i tak sporo jak na wytrzyma�o�� pojedynczego ojca i ca�e szcz�cie, �e nie s� to cztery rude c�rki. Los - twierdzi� tata Borejko z w�a�ciw� mu filozoficzn� pogod� - lito�ciwie nie zechcia� do monotonii p�ci przydawa� monotonii ubarwienia. W istocie, ka�da z c�rek mia�a �epetyn� innego koloru. Gabriela odznacza�a si� bujn� strzech� krzywo przyci�tych, jasnopopielatych kosmyk�w. Ida by�a ruda jak wiewi�rka, za� ma�a Natalia mawia�a o sobie, �e jest pomara�czow� blondynk� i by�o to trafne okre�lenie: jej w�osy by�y dok�adnie koloru marchewki. Najm�odsza Patrycja by�a zasadniczo podobna do barokowego anio�ka
z r�owego alabastru i zgodnie z tym wok� pulchnej buzi mia�a wij�ce si�, z�ote loczki.
- Ha!!! - wrzasn�a nagle Ida g�osem piskliwym. - Ja przepraszam, �e zak��cam spok�j! Ale zn�w kto� rusza� moje rajstopy!
- "Ci, kt�rzy m�wi� g�osem mi�kkim i bezd�wi�cznym, bywaj� �agodni; wnioskuje si� o tym z przyk�adu owcy. Ci za�, kt�rzy m�wi� g�osem wysokim i wrzaskliwym, bywaj� narwani; wnioskuje si� o tym
z przyk�adu k�z" - przeczyta�a Gabrysia z prawdziw� przyjemno�ci�.
- S�uchajcie no, kozy nieszcz�sne, gdzie jest wasz ojciec?
- Nasz nieszcz�sny ojciec jest wmie�cie, razem z naszymi nieszcz�snymi siostrami - odpar�a Gabrysia, wertuj�c Arystotelesa. - Usi�uj� naby� kie�bas�.
- Ten cz�owiek oszala� - stwierdzi�a mama zwi�le. - Stratuj� mu dzieci w kolejce.
- Nasz nieszcz�sny ojciec nie b�dzie sta� w kolejce - wyja�ni�a
Ida. - Pulpecja jest jedyna na podbijanie t�um�w. - Mia�a tu na my�li pi�cioletni� Patrycj�, s�odkie dzieci�tko o stalowym charakterze, typowy wykwit lat siedemdziesi�tych. Wykwit ten potrafi� si� rozp�aka� na zawo�anie, kiedy kolejka, napieraj�c zwart� mas� na lad�, domaga�a si� niedopuszczania do niej wszystkich starc�w, kobiet w ci��y i inwalid�w z dzie�mi na r�ku. W takich chwilach zaprawiona
w bojach dziecina wybucha�a p�aczem tak przekonywaj�cym, �e zdetonowana kolejka milk�a i nie wydawa�a ju� okrzyk�w na temat du�ej dziewczynki, kt�ra bynajmniej nie musi by� trzymana na r�ku, lecz przeciwnie, samodzielnie mo�e ogonkowa� po salceson i w�trobiank�.
- Odkurzacz si� zepsu� - stwierdzi�a mama z irytacj�.
Gabrysia podnios�a oczy znad ksi��ki, bo w g�osie mamy zabrzmia�a nutka dziwnego rozdra�nienia. By�o te� co� niepokoj�cego w jej wygl�dzie. Mama zawsze by�a ma�a i bardzo szczup�a, lecz dzi�
wydawa�a si� jeszcze bardziej mizerna. I nieswoja. Mama mia�a nieco ponad czterdzie�ci lat, wygl�da�a na wi�cej, gdy� jej twarz nosi�a �lady wszystkich trosk i k�opot�w, kt�rych nie dopu�ci�a do g��bin �wiadomo�ci. Tylko oczy by�y w jej twarzy m�ode - �wieci�y mi�ym, dobrym, b��kitnym spojrzeniem, bo zreszt� i mama by�a osob� mi��
i dobr�, tylko nies�ychanie apodyktyczn�. By�a ma�ym domowym tyranem, pe�nym skoncentrowanej energii, wiecznie czym� zaj�tym i niez�omnie oddanym swojej rodzinie.
Tym dziwniejsza by�a jej dzisiejsza apatia - bo to, co u kogo innego mog�o by� poczytane za stan normalny, u mamy oznacza�o w�a�nie apati� i marazm. Wzdychaj�c i masuj�c sobie okolice �o��dka, mama Borejko sta�a bezczynnie po�rodku pokoju i wpatrywa�a si� w odkurzacz. Wreszcie otrz�sn�a si�, wzi�a ze sto�u ksi��k�, skontrolowa�a jej tytu� i przewr�ci�a kilka kartek.
- Kto to kupi�? - spyta�a.
- Co takiego?
- "Drug� i trzeci� m�odo�� kobiety".
Przez chwil� panowa�a cisza.
- Ja... - wyzna�a wreszcie Ida, chrz�kaj�c z za�enowaniem. Gabrysia zanios�a si� chichotem, po czym wspar�a brod� o poduszk�.
- "Ci, kt�rzy maj� po�ladki w�skie i ko�ciste" - podj�a g�o�no.
- No, mamo, teraz sama s�yszysz, ta j�dza mnie bezustannie poni�a.
- Gaba, nie poni�aj.
- Arystoteles! Powiedz jej, mamo, �eby sobie lepiej fizyk� poczyta�a. Bo nigdy nie wylezie z tej dw�jki.
- Gaba, poczytaj sobie lepiej fizyk� - powiedzia�a mama. - Bo nigdy nie wyleziesz z tej dw�jki. - Westchn�a i skrzywi�a si� bole�nie. - Co, u licha, jako� kiepsko si� dzi� czuj�. S�uchajcie, dlaczego �adna z was nie zna si� na elektryczno�ci? Dlaczego ja musz� sta� na �rodku pokoju z nieczynnym odkurzaczem?
- Dlatego, �e go nie w��czy�a� do kontaktu - odgad�a b�yskotliwie Gabrysia, cho� mia�a dw�jk� z fizyki i wstr�t do pr�du elektrycznego.
Mama z niezadowoleniem skonstatowa�a, �e Gabrysia ma racj�, po czym uda�a si� do s�siedniego pokoju, by w��czy� wreszcie odkurzacz. Lecz dotar�szy tam, od razu o nim zapomnia�a i usiad�a w fotelu, trzymaj�c si� za brzuch.
W mieszkaniu Borejk�w zapad�a cisza.
Na dworze te� cich�o - powoli, lecz wyra�nie. Mrok na ulicach g�stnia�, nabieraj�c ton�w granatowych. Nie rozja�nia�o go nawet najmniejsze �wiate�ko ulicznej latarni, poniewa� na prze�omie lat 77 i 78 ca�y kraj oszcz�dza� energi� elektryczn�. Za to pok�j, w kt�rym znajdowa�y si� Ida i Gabrysia, by� o�wietlony wprost rz�si�cie. Pok�j �w mia� �ciany koloru zielonego, co z trudem mo�na by�o dostrzec pod patyn� lat. By� to pok�j w�ski, wysoki i umeblowany bez przekonania. Zawiera� dwa tapczany, szaf� trzydrzwiow�, wielkie biurko, st� i dwa krzes�a wy�cie�ane - wszystko w charakterystycznym i cenionym przez znawc�w stylu lat pi��dziesi�tych naszego stulecia. Meble te w dawnym mieszkaniu Borejk�w zapycha�y ze szcz�tem niemal ca�e M-4. Tu,
w jednym z trzech pokoj�w szacownej mieszcza�skiej kamienicy z roku 1914, wymienione wy�ej sprz�ty ukazywa�y z ca�ym bezwstydem ubogie swe wdzi�ki.
Borejkowie zamieszkali tu przed niespe�na dwoma miesi�cami, ulegaj�c namowom swej starej znajomej, pani Trak, kt�ra po �mierci m�a postanowi�a przenie�� si� do mieszkania mniejszego i wygodniejszego. Lekkomy�lni jak zwykle Borejkowie zgodzili si� na zamian�, podniecani my�l�, �e czynsz w owym starym mieszkaniu kwaterunkowym jest o wiele ni�szy ni� op�ata za mieszkanie sp�dzielcze. W tym aspekcie spraw� wygrali. Lecz pod wszystkimi pozosta�ymi wzgl�dami raczej nabito ich w butelk�, co by�o nieuczciwo�ci� o tyle wzgl�dn�, �e Borejkowie po prostu nie uwa�ali si� za pokrzywdzonych. Mieszkanie mia�o kaflowe piece, do kt�rych w�giel trzeba by�o zdobywa� podst�pami i szanta�em, po zdobyciu zsypywa� do piwnicy, a nast�pnie wnosi� codziennie
w kube�kach do mieszkania. Jednak�e ten mankament by� dla Borejk�w jedynie �r�d�em ukojenia i zachwyt�w. Czy� mog�o istnie� bowiem co� rozkoszniejszego ni� ciep�y piec z pi�knych starych kafli, do kt�rego tak b�ogo przytuli� si� plecami w mro�ny wiecz�r zimowy! Podobnie spaczone widzenie rzeczywisto�ci przejawiali ci beznadziejnie nie�yciowi lokatorzy w odniesieniu do rozmam�anego i gro��cego wybuchem piecyka w �azience (kt�ry ich zdaniem by� prze�licznym mosi�nym zabytkiem niemieckiej secesji), pod��g spr�chnia�ych
i wymagaj�cych ustawicznego pastowania (lecz jak�e mi�o skrzypi�cych pod nogami), sufit�w z kurzem osadzaj�cym si� z�o�liwie na gipsowych stiukach i girlandkach (ale c� za rozkosz obudzi� si� rano i ujrze� nad sob� co� tak r�nego od strop�w �elbetowych z rurami kanalizacyjnymi!) i tak dalej, i tak dalej. Dodatkowym mankamentem mieszkania by�a okoliczno��, �e remontowano je zapewne w latach dwudziestych.
Rych�ej zmiany sytuacji remontowej raczej nie przewidywano. Ojciec Borejko, filolog klasyczny i bibliotekoznawca, by� ostatnim cz�owiekiem, kt�ry m�g�by zbi� maj�tek. Mama od urodzenia Natalii przesta�a pracowa� w biurze i zaj�a si� wy��cznie domem oraz wychowaniem c�rek, �cibol�c na maszynie dziewiarskiej swetry
i czapki, co zleca�a jej Sp�dzielnia Pracy "�wit" i kt�ry to rodzaj zarobkowania, aczkolwiek niekr�puj�cy, nie nale�a� bynajmniej do pop�atnych. Na ca�e szcz�cie, rodzina Borejk�w by�a tak um�czona sp�dzielczo-osiedlowym betonem, �e nowe mieszkanie podoba�o si� wszystkim, nawet w obecnym stanie. Podoba�o si� zreszt� nawet osobom bardziej �yciowo zaradnym ni� ci fanta�ci. Ka�dy, kto poby� w nim cho�by p� godziny, wychodzi� pe�en uznania dla jego przytulno�ci, urody i nieokre�lonego wdzi�ku, jakim oddycha� tu ka�dy k�t. Nie zdawano sobie przy tym sprawy, �e podobne cechy mia�oby ka�de mieszkanie tej rodziny i �e wra�enie przytulno�ci nie rodzi�o si� bynajmniej w umeblowaniu czy dywanach. Przytulnie by�o po prostu
z tymi lud�mi - niezamo�nymi, niezaradnymi i pozbawionymi si�y przebicia. To dlatego go�cie u Borejk�w siedzieli zawsze d�u�ej, ni� wypada�o, a niejeden z nich zasiedzia� si� i do p�nej nocy, cho� cz�sto jako jedyny pocz�stunek wje�d�a�a na st� herbata i chleb
z d�emem. Zreszt� fakt, �e w nowym mieszkaniu by�o wi�cej miejsca
i �e nareszcie mo�na by�o zaprasza� wszystkich go�ci, jakich mia�o si� ochot� zobaczy�, stanowi� dla ka�dego z Borejk�w �r�d�o nieustaj�cej uciechy. A to si� czu�o.
4.
Gabrysia umo�ci�a sobie na tapczanie wygodne gniazdko z koca, poduszek i du�ej we�nianej chustki. Le��c b�ogo, na przemian to czyta�a, to popatrywa�a na siostr�, kt�ra wci�� sta�a przed lustrem umieszczonym w drzwiach szafy i wierci�a si�, jakby karaluch �azi� jej wok� talii. Przegina�a si� tak i owak, robi�a obroty i sk�ony, stroi�a miny i trzepota�a rz�sami. Gabriela u�miechn�a si� pob�a�liwie. Gapienie si� w lustro - czynno�� �ci�le u�ytkowa, kt�r� rozs�dny cz�owiek ogranicza do kilku najkonieczniejszych chwil, zbzikowan� Id� zdawa�o si� najwyra�niej fascynowa�. Gdyby� cho� by�a pi�kna! Ale nie. Gabrysia bardzo lubi�a chud�, p�ask� i okr�g�� jak talerzyk twarz siostry z jej zadartym nosem i rudymi brwiami. Lecz nie mog�a przyzna�, �e jest to twarz urodziwa, cho� nakrapiany podlotek czyni� wszystko, by efekt ten osi�gn��. Teraz, na przyk�ad, zasmarowywa� piegi fluidem, a sk�r� wok� oczu pokrywa� hojnie zielonym, migoc�cym mazid�em.
- Skarbie - przem�wi�a Gabriela, kryj�c u�miech. - Co to za nag�y zryw elegancji? Czy ty si� gdzie� wybierasz?
- Owszem - burkn�� skarb. - Do Joanny na prywatk�.
- Aha... do Joanny... na prywatk�... - odp�yn�a uwaga Gabrieli. - Ty, a pos�uchaj tego: "Ci, kt�rzy maj� grzbiet w�ochaty, bywaj� bardzo bezlito�ni" ...zaraz - oprzytomnia�a nagle. -Jak to: do Joanny na prywatk�? Przecie� to ja by�am zaproszona!
- No, ale ty przecie� nie idziesz - westchn�a zniecierpliwiona Ida
i sykn�a, poniewa� zielone mazid�o rozp�yn�wszy si� nagle, wlaz�o jej do oczu. D�ubi�c sobie pod powiekami, g�sto mrugaj�c i �zawi�c, ze �wistem zaci�gn�a zamek aksamitnej sukienki, kt�r� donasza�a po Gabrysi.
- Sk�d wiesz, �e nie id�, wi�niowa brunetko? Sk�d wiesz, pytam?
Ida odwr�ci�a si� od lustra i z wyrazem lekcewa�enia poci�gn�a nosem. W swym podr�cznym arsenale kobiety �wiatowej mia�a spory zapas takich wzgardliwych grymas�w. Trenowa�a je wszak codziennie przed lustrem, na wypadek gdyby akurat tego dnia zaczepi� j� jaki� czaruj�cy natr�tny brutal. Teraz wynios�o�� ow� prze�wiczy�a na osobie siostry, zreszt� bez trudu. Mimo i� uwa�a�a Gabriel� za istot� pod ka�dym wzgl�dem imponuj�c�, Ida po cichu przypuszcza�a, �e jej starsza siostra nie ma w sobie ani jednego hormonu. �eby do tego stopnia si� zaniedba�! Nigdy nie malowa�! Nie robi� manicure! Wrzeszcze� na ulicy na takiego pi�knego ch�opaka jak Pyziak! Ida mia�a ju� nie tylko dyskretny manicure, ale i dyskretnego wielbiciela imieniem Waldzio, kt�ry to, nie zwa�aj�c na jej zmienno��
i okrucie�stwo, ch�tnie poddawa� si� rozkosznej tyranii. Poddanie to znajdowa�o wyraz w licznych ofiarach, jak taszczenie w�gla z piwnicy, wynoszenie �mieci po ca�ej rodzinie Borejk�w w dzie�, kiedy przypad� dy�ur Idy, odrabianie za ni� co trudniejszych lekcji i wystawanie
w najr�niejszych kolejkach po wszystko.
- Moja biedna Gabusiu - przem�wi�a Ida, widz�c, �e jej starannie opracowana mimika nie wywiera na siostrze najmniejszego wra�enia. -Nie trzeba by� Arystotelesem, �eby wiedzie�, kiedy kobieta wybiera si� na Sylwestra. Ty si� nie wybierasz. Po pierwsze, nie masz z kim. A po drugie, nie masz w czym.
- Moja biedna Idusiu. Ty jednak jeste� dojrza�a ponad wiek.
Ciekawe, jaki to ma zwi�zek z w�ochatymi nogami.
- Widocznie �adnego. Sp�jrz na swoje. - Ida, zadowolona ze swej dowcipnej i natychmiastowej riposty, powesela�a na tyle, by m�c udzieli� Gabrysi dobrej rady. Cmokn�a z przygan� i powiedzia�a:
- G�upio robisz, �e nie idziesz. Dzi� spotka�am na schodach tego blondyna z pierwszego pi�tra, co z tob� jest w jednej klasie.
- A, Pawe�ka - mrukn�a Gabrysia.
- Powiedzia� mi, �e te� b�dzie u Joanny. Oni si� znaj�. Uwa�am,
�e jest �liczny.
- Tak - powiedzia�a Gabrysia. - �liczny jak budy� z soczkiem.
- Szkoda, �e ci si� nie podoba. Na szcz�cie ja te� jestem w jego
typie.
- Moim zdaniem ka�da dziewczyna jest w jego typie. A zn�w on jest
w typie jednej Danusi.
- Z waszej klasy? - spyta�a Ida �a�o�nie.
- Tak. Przegrana sprawa, Idu�, dziecino. Kochaj si� lepiej w Waldusiu.
- Tak czy inaczej ja id� - powiedzia�a zdecydowanie Ida Borejko. - Pawe�ek mi powiedzia�, �e by� rano fiatem u Joanny, on ma fiata mirafiori... no i pomaga� jej robi� zakupy. Podobno upiek�a ju� placek dro�d�owy, z kruszonk�, i to ca�e dwie wielkie blachy. B�dzie mn�stwo innych przysma...
- Kt�ra godzina? - spyta�a gwa�townie Gabriela, podrywaj�c si� na
nogi jednym sprawnym skokiem.
- No, p�no ju�, p�no. Dochodzi si�dma.
- Zmywaj no te makija�e. Zostajesz w domu.
- Kto, ja? Mamusiu!
Mama wesz�a szybkim krokiem.
- Kto kogo bije i za co?
Wyja�niono jej, co zasz�o, a mama bez chwili namys�u wyda�a
werdykt:
- Gaba idzie. Ida zostaje. Prosz� bez protest�w.
- Mamo!!!
- Powiedzia�am, bez protest�w. Nieletnie uczennice nie chadzaj� na
prywatki. Gabrysiu, w�a�ciwie... dlaczego ty te� nie chadzasz?
- No, bo nie mam kiecek - wyja�ni�a Gabrysia pob�a�liwie. - Ale to niewa�ne, dzi� si� tym nie przejmuj�, bo id� po prostu na placek.
- Gabrysiu, jak to? Jak to, nie przejmujesz si�? Przecie� to nienormalne. Moja droga, ty stanowczo, ale to stanowczo, powinna� wcieli� si� dzi� wiecz�r w Romantycznego Motyla. A jak, to ju� ja ci powiem.
- Niesprawiedliwo��! - wymamrota�a Ida. - Przecie� ja si� ju�
um�wi�am z Waldeczkiem!
- O, kochanie, jak to mi�o. Lubi� Waldeczka, cho� zbyt cz�sto
dostaje czkawki. Biedne dziecko, dlaczego on tak si� mnie boi?
- Bo jeste� gro�na despotka!
- Zapro� go mimo to. Posiedzimy sobie wszyscy razem przy
telewizji, a o dwunastej dziesi�� Waldzio p�jdzie do domu.
- Ta propozycja mi si� nie podoba. I nie spodoba si� te� Waldkowi.
- Ale innej nie ma - w g�osie mamy zad�wi�cza�a stal i Ida, mrucz�c gniewnie, zaniecha�a oporu.
5.
Punktualnie o si�dmej wr�ci� z miasta zdyszany tata Borejko wraz ze zdyszanymi c�rkami - Natali� i Patrycj�. Natychmiast w��czono telewizor, stoj�cy w zielonym pokoju. Zaczyna�a si� w�a�nie bajka na dobranoc. Dwie rumiane dziewczynki - siedmioletnia, chuda jak szczapka Natalia, zwana w rodzinie Nutri� dla swych imponuj�cych g�rnych siekaczy i nami�tno�ci moczenia si� w wodzie, oraz pi�cioletnia Patrycja-Pulpecja, zasiad�y przed ekranem nie zdejmuj�c nawet p�aszczyk�w. Ca�kowite i wy��czne skupienie uwagi potrzebne im by�o dla �ledzenia przyg�d pewnego sympatycznego kreta.
- Wleci do tej dziury - emocjonowa�a si� Nutria, dr��c z podniecenia, ogryzaj�c paznokcie i szeroko otwieraj�c �wietliste, szare oczy.
- Nie wleci, nie wleci - Pulpa zachowywa�a olimpijski spok�j. Jej lazurowe oczka, ukryte w�r�d fa�dek mi�ego sade�ka, b�yszcz�ce okr�g�e policzki z do�kami i dodatkowy do�eczek w brodzie - wszystko to tchn�o zdrowiem, si�� i niczym nie zm�con� pogod� ducha.
- Patrz, patrz, m�cz� go! - krzycza�a Nutria, kurczowo �ciskaj�c r�k� siostrzyczki.
- Co si� martwisz. Patrz, on si� nie martwi.
- Ale przecie�...
- Ty si� martwisz, a on sobie zawsze poradzi - koi�a Pulpa, siedz�c za�ywnie na tapczanie jak ma�y, r�owy Budda.
Nutria by�a nerwowa, p�aka�a z dziwnych powod�w, a hu�tawka jej nastroj�w znana by�a rodzinie bli�szej i dalszej, poniewa� udawanie pogody w chwilach depresji by�o zabiegiem ca�kowicie obcym tej szczerej naturze. Pykniczna Patrycja by�a wcieleniem spokoju. Je�li chodzi o ni�, kret z bajki m�g�by zosta� nawet po�wiartowany
i zamarynowany w occie -przyj�aby to zapewne z lekkim smuteczkiem, by natychmiast zaj�� si� zabawniejszymi stronami �ycia.
Na szcz�cie tego wieczoru kret jako� si� wyliza�, bajka dobieg�a ko�ca i rykn�a Si�demka, co wywo�a�o okrzyki ca�ej rodziny: "Gasi�, gasi�!" - i sk�oni�o Nutri� i Pulpecj� do opuszczenia zielonego pokoju. Zdj�y p�aszcze, botki, czapki, u�o�y�y wszystko w korytarzu i posz�y my� r�ce, kt�ra to czynno�� wynika�a zawsze z inicjatywy Natalii.
By� ju� czas, bo czajnik w kuchni zacz�� gwizda�. Ojciec zgasi� pod nim p�omie� gazowy i dalej wi�d� pogaw�dk� z mam�, kt�ra przygotowywa�a kolacj�. Patrza� przy tym na jej ma�e i zniszczone r�ce, kt�rych ka�dy ruch by� celowy i precyzyjny. Mama kraja�a wielkie ilo�ci chleba, smarowa�a je mas�em ro�linnym, past� twarogow�, k�ad�a na to plasterek kie�basy i zdobi�a wszystko hojnie szczypiorkiem i kminkiem. Patrza�a przy tym czule na swojego m�a, kt�ry opiera� si� bokiem o �cian� przy kuchennym stole i opowiada�, co by�o w pracy, podjadaj�c przy tym po kawa�eczku to tego, to owego. Ojciec Borejko by� przygarbionym i posiwia�ym rudzielcem o ciep�ych br�zowych oczach i subtelnym u�miechu. Jego wrodzon� i wykszta�con�
z latami melancholi� spowija� woal zadumy, pozwalaj�cy mu izolowa� si� ochronn� otoczk� od oceanu kobieco�ci przewalaj�cego si� po tym domu. Tata Borejko wola� od dawna zachowywa� rozs�dne milczenie,
a je�li ju� m�wi�, to jakby do siebie, nie zwracaj�c szczeg�lnej uwagi na to, czy kto� go w og�le s�ucha. Ze spokojem prawdziwego filozofa tkwi� w tocz�cych si� burzliwych k��tniach, w razie potrzeby schodz�c po prostu z toru zamieci. Jednak�e, kiedy akurat w pobli�u nie t�tni�o �ycie kt�rej� z c�rek, tato stawa� si� bardziej wymowny. Teraz w�a�nie by� taki moment - bo ma�e by�y w �azience, a du�e
w zielonym pokoju, gdzie Ida d�sa�a si�, a Gabrysia robi�a przegl�d swej garderoby, by po chwili stwierdzi�, �e w rzeczy samej nie ma co na siebie w�o�y�, chyba �e p�jdzie na prywatk� w bia�ej bluzce
i granatowej sp�dnicy. "I tak te� zrobi� -pomy�la�a. - Co za r�nica, w czym b�d� jad�a te wszystkie smako�yki".
6.
Smako�yk�w zawsze by�o za ma�o w tym domu. Przy napi�tym do ostatnich granic bud�ecie, a jednocze�nie przy nieumiarkowanej manii kupowania ksi��ek, kt�rej ulegali wszyscy znaj�cy alfabet cz�onkowie rodziny, sytuacja musia�a wygl�da� drastycznie. Co prawda, w chwilach kryzysu robiono czystk� w bibliotece i zanoszono paki nie lubianych ksi��ek do antykwariatu na Starym Rynku, lecz sumy uzyskane z tej sprzeda�y nigdy nie by�y zbyt wysokie. Mama dokazywa�a cud�w pomys�owo�ci, by gatunkowo skromne po�ywienie uczyni� po�ywieniem wysokokalorycznym, wysokobia�kowym i pe�nym witamin, ale niekiedy prze�ywa�a chwile buntu i ukazywa�a ojcu bezsens kupowania na przyk�ad polskiego przek�adu Plutarcha, skoro ma si� na p�ce orygina�. Proponowa�a, by zamiast czyni� podobnie nieprzemy�lane zakupy, naby� raczej nieco czekolady dla c�rek. Ojciec odpowiada�, �e po pierwsze, czekolady nie ma, a po drugie, z natury swojej nadaje si� ona wy��cznie do szybkiego strawienia, podczas gdy przek�ad Plutarcha b�dzie dojrzewa� na p�ce, czekaj�c, a� dziewczynki dorosn� do tej lektury. Mama milk�a, gdy� w g��bi serca przyznawa�a ojcu racj�. W efekcie tej polityki Borejk�wny by�y dziewcz�tami inteligentnymi, pe�nymi erudycji zaskakuj�cej w ich wieku, rzuca�y sobie swobodnie cytatami
i aforyzmami, lecz do ca�kowitej towarzyskiej og�ady brakowa�o im opanowania na widok rzeczy jadalnych, zw�aszcza zawieraj�cych czekolad�. Dochodzi�o do gorsz�cych scen.
Dzisiejsza kolacja te� zosta�a poch�oni�ta w osza�amiaj�cym tempie.
W tym domu nikt nie grymasi� przy jedzeniu, poniewa� mog�oby si� zdarzy�, �e kt�ra� z si�str zaj�aby si� porcj� gryma�nicy. Nikt te� przy jedzeniu nie rozmawia�, poniewa� traci�by w ten spos�b cenny czas, przeznaczony na posi�ek. Rozmowy wybucha�y z chwil� znikni�cia z talerza ostatniej kanapki, a dzi� pierwsza odezwa�a si� mama,
o�wiadczaj�c, �e zaraz skombinuje Gabrysi b�yskawiczn� kreacj� Sylwestrow�.
Koncepcja mamy zasadza�a si� na u�yciu do cel�w sylwestrowych pewnej uroczej ��tej firanki bawe�nianej, zdobnej w klockow� koronk�. Firanka ta podzieli�a po przeprowadzce los wszystkich innych przywiezionych przez mam� z poprzedniego mieszkania. Spocz�y one
w g��binach szafy, poniewa� by�y za w�skie, za kr�tkie i w og�le za ma�e w stosunku do wielkich, wysokich okien mieszkania pani Trak. Teraz wszak�e nasta� mi�y moment, kiedy jedna z oczekuj�cych lepszego losu firanek znalaz�a swoje przeznaczenie.
Gabrysia by�a rozbawiona i nieco zirytowana. Najpierw protestowa�a, �e za diab�a nie b�dzie si� wyg�upia� i pope�nia� plagiat�w w stylu Scarlett O'Hara, p�niej jednak, na widok mi�kkiej, grubej bawe�ny
w kolorze ��tym, ucich�a i pozwoli�a upina� tkanin� na swoich piegowatych ramionach.
Mama a� mrucza�a z zadowolenia.
- Patrz, tu wystarczy zeszy�, z jednego tylko boku... a na ramionach udrapowa� i spi�� czym� drewnianym.
- Klamerki do bielizny - b�kn�� ojciec zza swej psychicznej otoczki
i zachichota� sam do siebie.
- Jasny gwint, robi� z siebie wariatk� - odczu�a kpin� Gabriela.
- Nic podobnego. St�j spokojnie. Motyle, poza tym, nie m�wi� "Jasny gwint". Gabusiu, dziecko kochane, musisz w sobie przebudzi� kobieco�� i wdzi�k. Tu zaszyjemy, a tu zepniemy.
- Tylko zepnij dobrze, �eby nie zlecia�o - doradzi�a basem Nutria. - Bo jak zleci, to wszyscy zobacz�, �e Gaba ma brudn� koszul�.
Nutria mia�a sporo bzik�w, w�r�d kt�rych ten higieniczny wysuwa� si� na czo�o, dor�wnuj�c tylko niezwyk�ej obsesji na temat p�ci. We wczesnym dzieci�stwie Nutria ubzdura�a sobie dwie rzeczy: po pierwsze, �e od brudu robi� si� dziurki w sk�rze, a po drugie - �e jest ch�opcem. W wieku lat siedmiu i pi�ciu miesi�cy mia�a ju�, by� mo�e, inne zdanie na ten temat, lecz nic na to nie wskazywa�o. Do dzi� m�wi�a o sobie tylko w rodzaju m�skim, i to zawsze sztucznie robionym basem, oraz przejawia�a zami�owanie do autek, �o�nierzyk�w
i futbolu. Ponadto mog�a si� k�pa� pi�� razy dziennie i nigdy nie by�o jej do�� tej przyjemno�ci.
- A czy nie m�wi�em - zauwa�y�a teraz grubym g�osem. - M�wi�em od rana, w�� czyst� koszul�.
- Co� ty, co� ty, ta wcale nie jest brudna - zaoponowa�a Pulpecja. - Gabusia �licznie wygl�da. �licznie.
Nagle odezwa�a si� Ida.
- A ja zawsze nosz� czyst� bielizn�, odk�d pozna�am Waldusia - wyja�ni�a marzycielsko, wprawiaj�c rodzic�w w zupe�n� konsternacj�.
Gabriela o�wiadczy�a dumnie, �e po pierwsze, jej koszula nie jest
w �adnym razie brudna, lecz jedynie nieco u�ywana. Po drugie, �e ka�da rzecz ma to do siebie, �e si� zu�ywa. Po trzecie, �adnej czystej nie by�o, gdy� boginka Waldeczka pozwala sobie na r�ne nieczyste machlojki.
Mama podnios�a oczy do sufitu i wystosowa�a pouczenie o koszulkach kobiety wytwornej.
Gabrysia podkre�li�a stanowczo, �e takow� by� nie zamierza, lecz jednocze�nie obieca�a przemy�le� kwesti� podkoszulk�w.
Ojciec powiedzia�, �e nihii semper suo statu manet i flegmatycznie zapali� papierosa.
Co do Patrycji, ton�c w podziwie dla Gabrieli, wyla�a ona ca�y kubek herbaty na kolana ojca.
7.
U drzwi za� w�a�nie zad�wi�cza� dzwonek.
Ojciec otworzy�.
Na progu sta�a osch�a dama lat mniej wi�cej sze��dziesi�ciu. By�a siwa, zaondulowana starannie, ubrana w bia�� bluzk� z mankietami
i kostium tweedowy w nobliwych odcieniach be�u. Popatrza�a najpierw na mokre spodnie taty Borejki; oczy mia�a okr�g�e, czarne,
o nieruchomym, nieco dzikim wejrzeniu.
- Jestem s�siadk� pa�stwa - o�wiadczy�a ch�odno. Jej wyznanie potwierdza�y uchylone drzwi s�siedniego mieszkania. Po�o�one pod k�tem prostym do mieszkania Borejk�w, stanowi�o niegdy� jedn� ca�o�� i przeznaczone by�o zapewne na pomieszczenia dla s�u�by. Obecnie mieszka�y tam od czas�w powojennych dwie rodziny. Gadomscy
i �uczakowie. Trzeci za� lokal zajmowa�a owa siwa dama. Do wszystkich mieszka� wchodzi�o si� ze wsp�lnego ma�ego przedsionka, wy�o�onego pop�kanym linoleum. Ogromne, ci�kie, ��tawe drzwi z mosi�n� klamk� i �elaznymi ryglami prowadzi�y z przedsionka na klatk� schodow�. Teraz by�y otwarte na o�cie�.
- Tak, s�ucham pani�? - spyta� tato z uprzejmym zainteresowaniem. By�o mu zimno w nogi i nie zamierza� sta� d�ugo w tym przeci�gu.
- My si� jeszcze nie znamy - powiedzia�a s�siadka. - Szczepa�ska.
- Borejko.
- Mam pro�b�.
- Ale� s�ucham.
- Te drzwi.
- Te drzwi?
- Nie, te - pani Szczepa�ska delikatnym ruchem kciuka wskaza�a ��te wrota z mosi�n� klamk�.
- Ach, te - wymamrota� pan Borejko. - A wi�c?
- Prosz�, �eby je zamykano. Tylko tyle. �eby je zamykano.
- O - rzek� ojciec. - Rozumiem.
- Bardzo wieje z do�u, prosz� pana. Odk�d ten dozorca wybi� dodatkowe przej�cie do piwnicy.
- Niewykluczone - zgodzi� si� ojciec z roztargnieniem.
- A! - o�ywi�a si� s�siadka. - Wi�c pan te� to zauwa�y�?
- A! - rzek� tato. - Nie, nie zauwa�y�em.
O�ywienie pani Szczepa�skiej ulecia�o natychmiast. Znik� te� z jej oczu przelotny wyraz porozumienia.
- Szkoda - powiedzia�a sucho. - Ciekawe, �e nikt tego nie widzi.
W tym domu dziej� si� bardzo dziwne rzeczy, prosz� pana. Bardzo dziwne. Powiedzia�abym nawet - tajemnicze. - Urwa�a, czekaj�c na przejaw zainteresowania ze strony nowego s�siada.
Ojciec westchn�� mimo woli.
- No, tak - nie doczeka�a si� pani Szczepa�ska. - Wi�c prosz� pami�ta�. Te drzwi.
- Oczywi�cie. Te drzwi - tato uk�oni� si� niezr�cznie, nie wiedz�c, czy rozmow� nale�y uzna� za sko�czon�, i przypuszczaj�c, �e raczej tak, zrobi� ruch jakby chcia� si� cofn�� w g��b mieszkania.
- O, chwileczk� - powstrzyma�a go s�siadka tonem agresywnym. - To jeszcze nie wszystko.
- Nie? - rzek� pan Borejko z rezygnacj�.
- Pani Trak by�a cich�, kulturaln� s�siadk�. Dlaczego pa�stwo tacy
nie jeste�cie?
Oiciec oniemia�. Mama, z ustami pe�nymi szpilek, wychyn�a
z pokoju, nie wierz�c w�asnym uszom.
- Krzyk, ha�as, dzieci tupi�, panny g�o�no si� �miej�. Zreszt�, wszyscy pa�stwo �miejecie si� bardzo dono�nie. Pan zn�w, bardzo przepraszam, wci�� wykrzykuje te wiersze po �acinie. Przychodz� kawalerowie, trzaskaj� drzwiami. No i wci�� to dr�cz�ce stukanie
w �ciany...
M�wi�a coraz bardziej nerwowo, nie spuszczaj�c przenikliwego spojrzenia z ojca Borejki. Wyja�ni�a, �e przed wojn� ca�y parter by� jednym mieszkaniem. Przy powojennej parcelacji tej nieruchomo�ci wszystkie otwory drzwiowe mi�dzy mieszkaniami zamurowano. Pok�j pani Szczepa�skiej i pok�j panienek maj� w�a�nie w jednej ze �cian takie wsp�lne drzwi. S� one zamurowane, ale tylko od strony Borejk�w.
U pani Szczepa�skiej w tym miejscu jest wn�ka. S�yszy wi�c wszystko, co dzieje si� u panienek. Ka�de s�owo. Ka�de stukni�cie.
Ojciec milcza�.
- Je�eli pan mi nie wierzy, to prosz� sprawdzi� - zaproponowa�a porywczo s�siadka. Silnymi palcami uchwyci�a r�kaw pana Borejki
i pocz�a go ci�gn�� w stron� swoich drzwi.
- Nie! -przerazi� si� ojciec. - Nie, nie, naprawd� nie trzeba... Wierz� pani. B�dziemy si� sta-starali... - m�wi�c to, usi�owa� si� wywik�a� z uchwytu s�siadki. - B�dziemy si� starali wzi�� pod uwag� pani �yczenia.
- Mam nadziej� - rzek�a ona, z wahaniem wypuszczaj�c r�kaw. - Dobranoc pa�stwu... - spojrza�a lodowato na Id� i Gabriel�, wygl�daj�ce zza drzwi swego pokoju. - �ycz� mi�ego... i cichego Sylwestra. - Wypuszczaj�c t� po�egnaln� strza�� o zatrutym ostrzu, pani Szczepa�ska wycofa�a si� do swoich drzwi. Lecz, cho� opuszcza�a plac boju odni�s�szy zwyci�stwo, w jej g�osie nie by�o triumfu. Gabrysi na przyk�ad wydawa�o si� przez chwil�, �e d�wi�czy w nim rozczarowanie i rezygnacja.
8.
Wyst�pienie s�siadki zwarzy�o wszystkim humory.
- Nie przypuszcza�em, �e takie z nas chamid�a - ojciec, wyszarpni�ty brutalnie zza swego woalu, zaciera� w kontuzji d�onie. - �ciszcie
ten idiotyczny telewizor.
Mama westchn�a ze zniecierpliwieniem.
- Kochany, nie popadaj w psychoz�. Twierdz�, �e nie nale�ymy do rodzin ha�a�liwych. Jak si� przez tyle lat mieszka�o w blokach...
- O, o, w�a�nie! - zamacha�a r�kami Ida. - Dlaczego w blokach nikt nam nie zwraca� uwagi? A przecie� tam to dopiero jest akustyka!
- Te� tak my�l� - popar�a j� Gabriela. - Tu s� grube �ciany, solidne drzwi, z pokoju do pokoju d�wi�k si� nie przeciska. A c� dopiero przez mury.
Zbadano �cian� stanowi�c� przedmiot za�ale�.
Istotnie, na jej nier�wnej powierzchni wyra�nie odznacza�o si� szerokie na metr, prostok�tne zgrubienie wielko�ci sporych drzwi. Pod cienk� warstw� tynku dawa�y si� wyczu� regularne rz�dy cegie�.
Gabrysia g�o�no wykluczy�a mo�liwo��, by przez �cian� z cegie� mo�na by�o s�ysze� cokolwiek poza wybuchem granatu r�cznego.
- No, nie pukaj! - zl�k� si� ojciec.
Gabrysia odruchowo cofn�a d�o� ze �ciany i zaraz si� roze�mia�a.
- Co� ty, tato! Ona nie mo�e tego s�ysze�! No, chyba jej nie wierzysz!
- Nie wiem, czy wierz�, czy nie -mrukn�� ojciec. - Zrobi�a na mnie niesamowite wra�enie. Czu�em si� nieswojo. Naprawd� nieswojo.
- To przez te spodnie - stwierdzi�a Nutria. - Mog�abym ci, tatusiu, wypra� spodenki, jakby� chcia�.
- Nie, dzi�kuj� - rzek� ojciec bez humoru.
- Tak. Na mnie ju� czas - oznajmi�a Gabriela.
Ruszy�a w stron� �azienki, lecz nagle zatrzyma�a si� w p� kroku.
- Chwileczk� - powiedzia�a. - Chwileczk�. Co� wam powiem. Je�li ona nie s�yszy nas przez t� �cian�, to kt�r�dy s�yszy?
- W og�le nas nie s�yszy, to ju� przecie� ustalili�my - zawo�a�a Ida.
- Je�li tak, to sk�d wie, �e tata przy kolacji recytuje Owidiusza? Wszyscy nagle zamilkli. Faktycznie, sk�d wie?
- Gabusia ma racj� - przej�a si� mama, odruchowo �ciszaj�c g�os. - S�yszy nas, to pewne. Ale kt�r�dy? Zdajecie sobie spraw�, �e tato nie wrzeszczy, recytuj�c, przepraszam ci�, Ignasiu. M�wi cz�sto nawet p�g�osem... A wi�c...
W powietrzu powia�o tajemnicz� groz�.
- No - powiedzia�a Gabrysia, kryj�c niepewno�� pod dziarskim u�miechem. - To macie zagadk� na Sylwestra. Podedukujcie tu sobie troszk�, a ja id� do Joanny. - Zamkn�a si� w �azience, rozebra�a
i wlaz�a do wanny. Jak co dzie� wzi�a zimny prysznic, szoruj�c cia�o szorstk� r�kawic� (hartowanie organizmu i pobudzanie krwiobiegu wa�n� czynno�ci� sportowca), potem za� wyskoczy�a na posadzk� i ociekaj�c zimn� wod�, si�gn�a po szorstki r�cznik, by przy jego pomocy podda� organizm kolejnym torturom. W �azience nie by�o bynajmniej ciep�o, jednak�e warunki, kt�re zwyk�ego �miertelnika przyprawia�yby o dygot i g�si�, sin� sk�rk�, dla Gabrieli by�y niegodne uwagi. �piewaj�c weso�o wytar�a si� do sucha, a nast�pnie zatroszczy�a si� o to, by nie przezi�bi� si� w drodze na prywatk�. Cienka suknia bawe�niana na go�ych ramionach nawet pod p�aszczem nie by�a odpowiednim strojem na czternastostopniowy mr�z. Gabrysia wybra�a wi�c wisz�cy na sznurze, �wie�o wyprany podkoszulek przeciwreumatyczny, w�a�cicielem kt�rego by� tata. Chcieli, �eby nosi�a czyst� bielizn�, to prosz� bardzo.
Z wilgotnymi kosmykami koloru s�omy wok� rumianej, tryskaj�cej zdrowiem twarzy, ze swoim rze�kim wygl�dem, trze�wym spojrzeniem
i sylwetk� koszykarki, Gabrysia bynajmniej nie wygl�da�a na Romantycznego Motyla. Spr�bowa�a to zmieni� i przywdzia�a swoj� now� ��t� sukienk�. Jednak�e i to niewiele pomog�o.
- E, tam, do diab�a z tym - powiedzia�a Gabriela. Przeczesa�a czupryn� palcami i uzna�a, �e mo�e ju� i��.
- Cze��! - krzykn�a w korytarzu do rodziny, wk�adaj�c czapk�
i p�aszcz. Wysz�a, zbieg�a po schodach jak sarna i dopiero na ulicy przypomnia�a sobie, �e nie zamkn�a owych ��tych drzwi, b�d�cych sol� w oku pani Szczepa�skiej.
- Powodzenia!!! - wrzasn�a za ni� wspania�omy�lna Ida, kt�ra wobec nieodwracalno�ci wydarze� postanowi�a ju� si� nie d�sa�. Wywiesi�a si� do po�owy przez okno i macha�a obiema r�kami jak ob��kana. Siostrzana mi�o�� Idy przejawia�a si� bowiem na bardzo r�ne sposoby i o nieoczekiwanych porach.
Gabriela �miej�c si� popatrza�a w okna swego mieszkania. By�y one jaskrawo o�wietlone - wszystkie, cho� rodzina siedzia�a tylko
w jednym pokoju. Z ulicy, pod uko�nie zawieszon�, kus� zas�onk�, wida� by�o za plecami Idy migaj�cy ekran telewizora i schylon� mam�, kt�ra zbiera�a naczynia ze sto�u. Pulpa i Nutria ze �miechem nosi�y si� na barana. Nie by�o wida� ojca, kt�ry siedzia� zapewne przed telewizorem i z nieobecnym spojrzeniem ci�gn�� herbat� ze swej ulubionej, wysokiej szklanki. Gabrysia popatrza�a w g��b pe�nego Borejk�w pokoju i pomy�la�a, �e diabelnie, diabelnie ich wszystkich kocha.
Zaraz potem wzrok jej zaczepi� si� o s�siednie okno - ciemne, s�abo tylko po�yskuj�ce odbitym �wiat�em ze szklanego szyldu wytw�rni ko�der, mieszcz�cej si� w suterenie. Przejecha� samoch�d, omiataj�c reflektorami to ciemne okno i Gabrysia nagle si� wzdrygn�a, trac�c gwa�townie humor i dobre samopoczucie. W kr�tkim b�ysku �wiat�a ujrza�a bowiem pani� Szczepa�sk�, kt�ra, kryj�c si� za firank�, czujnie nachylona, obserwowa�a j� ze swego ciemnego pokoju.
9.
Kuzynka Joanna mieszka�a do�� daleko, przy ulicy Nad Wierzbakiem. Gabrysia zd��y�a ju� lekko zmarzn��, mimo podkoszulka przeciwreumatycznego i mimo r�wnego wspania�ego sprintu. Kiedy znalaz�a si� pod drzwiami mieszkania stryja Borejki, jej oddech by� nieznacznie tylko przyspieszony, cho� trzy pi�tra przeby�a r�wnie� biegiem. Podskakuj�c w miejscu nacisn�a dzwonek i tu dopiero nawiedzi� j� cie� niesmaku. Czy aby nale�a�o dzi� przychodzi�? By� mo�e nie by�a wystarczaj�co eleganckim go�ciem na ten rodzaj przyj�cia. By� mo�e Joanna zaprosi�a j� tylko dla przyzwoito�ci
i w og�le nie oczekiwa�a, �e kuzynka si� zjawi? Ach, ta Joanna. Mia�a zwyczaj zaprasza� r�ne prawdziwe lub rzekome wschodz�ce talenty
i przysz�e znakomito�ci. Robi�a przy tym min�, jakby ich sukcesy by�y te� i jej zas�ug�. By� mo�e jednak dzisiejsze przyj�cie b�dzie r�ni� si� nieco od poprzednich. By� mo�e nie b�dzie dzi� przysz�ych poet�w o niezdrowym wygl�dzie ani wymi�tych student�w re�yserii. Joanna bowiem, po oblaniu egzaminu do Szko�y Baletowej, tego w�a�nie roku zacz�a przymusow� edukacj� w Liceum Poligraficznym.
Drzwi otworzono. Na klatk� schodow� buchn�� snop �wiat�a z purpurowej pleksiglasowej lampy, wisz�cej w przedpokoju.
- Cze��, kochanie! - wykrzykn�a euforycznie Joanna, wysoka brunetka z pieprzykami na policzku. Ubrana by�a w d�ug� sukni� z indyjskiego kreponu, haftowan� orientalnie wok� dekoltu. Jej entuzjazm by� jakby szczery, a zapa� powitalny tak gor�cy, jakby nie widzia�a kuzynki zaledwie przed tygodniem, w drugi dzie� �wi�t, z okazji rodzinnej wizyty. Poca�owa�y si� - Joanna cmokn�a dwukrotnie powietrze swym umalowanym dzi�bkiem, Gabrysia za� wykona�a dwa soczyste i rzeczowe ca�usy, jak przysta�o w rodzinie. Joanna u�miechn�a si� pob�a�liwie i wyja�ni�a Gabrysi, �e zabawa ju� w toku. Rodzic�w nie ma, poszli do kina na nocny maraton i zostawili m�odzie�y tylko jedn� butelk� radzieckiego szampana Igristoje w formie symbolu.
Pe�na z�ych przeczu� co do ilo�ci butelek przyniesionych przez m�odych poligraf�w, Gabrysia uda�a si� do pokoju. Tu jednak�e czeka�o j� mi�e zaskoczenie. Nikt nie zdradza� objaw�w upojenia alkoholowego, nie by�o wida� butelek. Poza tym w atmosferze jakby czego� brakowa�o.
"Aha - pomy�la�a Gabrysia. - Magnetofon nie dudni".
Zamiast dudnienia s�ycha� by�o romantyczne tony skrzypiec z p�yty,
a poligrafowie siedzieli na pod�odze i jedli kawa�ki pszennego chleba, od czasu do czasu maczaj�c je w du�ym garnku, stoj�cym na turystycznej butli butanowej. Przed nimi, na parkiecie, sta� kr�g grubych szklanek z domowym piwkiem s�odowym, kt�re popijano
z wniebowzi�tymi minami.
- Moja kuzynka Gabriela - og�osi�a Joanna, popychaj�c Gabrysi� przed sob� jak okazowy egzemplarz ja��wki. - Medalistka ze spartakiady. Zab�jczo r�bie w kosza.
O, nieba, c� za rekomendacja. Gabrysia mia�a wra�enie, �e albo zaraz ryknie homeryckim �miechem, albo da kuzynce takiego �upnia w kark, �e idiotka do �mierci popami�ta. Doprawdy, po takim wst�pie wcielanie si� w Romantycznego Motyla by�o przedsi�wzi�ciem skazanym na �a�osne fiasko. Powinni j� teraz traktowa� raczej jak kr�la ringu.
Jednak�e nic takiego si� nie zdarzy�o. Powita�y j� u�miechy
i zaciekawione spojrzenia. Te pierwsze pochodzi�y od kilku os�b
z Gabrysinej klasy: by� tu oczywi�cie Pawe�ek Nowacki, Danusia, Cesia i Hajduk, wszyscy znani z wyst�p�w w szkolnym k�ku teatralnym -
a w�r�d nich poligrafka Aniela Kowalik, primadonna zespo�u, s�awny Hamlet z gwiazdkowego przedstawienia w szkole. A wi�c jednak salony Joanny zaludnili prawdziwi arty�ci! Pozostali go�cie byli to najwidoczniej koledzy Anieli i Joanny z klasy poligraficznej. To oni wysy�ali Gabrysi owe zaciekawione spojrzenia.
Nieco speszona tym zainteresowaniem, kt�re przypisa�a swemu imponuj�cemu wzrostowi (metr siedemdziesi�t pi�� na p�askim obcasie), Gabrysia czym pr�dzej przysiad�a na pod�odze.
Jak przysiad�a, tak zmartwia�a. O, do stu diab��w. Pyziak.
Siedzia� na pod�odze, po przeciwnej stronie garnka, jad� i patrza� na Gabrysi� wyzywaj�cym spojrzeniem.
Przekl�ty wampir. No, tak. Wszystko si� zgadza. Wspomnia� przecie� na owej pami�tnej randce, �e zda� do Liceum Poligraficznego. Najpierw pracowa� gdzie� w drukarni, potem dopiero m�g� si� uczy�. By�
w pierwszej klasie, a wi�c chyba razem z Joann� i Aniel�.
No, no, jaki to dzisiaj przystojny, uwodziciel przebrzyd�y, w swoim drelichowym komplecie safari koloru khaki, z naszywkami o tre�ci anglosaskiej. Jego niebezpieczne stalowe oczy i zapadni�te policzki, zwie�czone ustami w kszta�cie �uku Amora oraz k�pami kie�kuj�cego zarostu, najwyra�niej robi�y silne wra�enie na obecnych tu poligrafkach. Tylko Joanna wpatrywa�a si� tkliwie w Paw�a Nowackiego, kt�ry w�a�nie robi� s�odkie oczy do Gabrysi, kiedy dosta� szturcha�ca w bok. Szturchn�a go Danusia Filipiak, pami�tna Ofelia ze szkolnego przedstawienia. Danka wygl�da�a dzi� inaczej ni� w szkole. By�a blada, interesuj�ca i d�ugow�osa, ubrana modnie w kombinezon
z pomi�tego p��tna w kolorach ziemi. Na jej twarzy wyra�nie rysowa�o si� postanowienie, by nie pozwoli� ju� Pawe�kowi zrobi� s�odkich oczu do nikogo.
10.
Okaza�o si�, �e w garnku stoj�cym na butanie jest ��ty ser. Podgrzewany na ma�ym ogniu, podlany bia�ym winem i uzupe�niony tajemniczymi ingrediencjami, tworzy� -jak wyja�ni�a z dum� gospodyni przyj�cia - szwajcarsk� potraw� zwan� "fondue". P�ynna, g�sta masa,
w kt�rej nale�a�o macza� kawa�ki bia�ego chleba, by�a nadspodziewanie smaczna. Gabrysia pomy�la�a z uznaniem, �e kuzynka wykaza�a si� nie tylko talentem kulinarnym, ale i mn�stwem zmys�u praktycznego. Czego bowiem jak czego, ale ��tego sera by�o w sklepach pod dostatkiem. Min�y dwie banalne godziny wype�nione ta�cami. By�o normalnie, jak na ka�dej prywatce. Ale na trzy kwadranse przed p�noc� Joanna znowu zab�ysn�a inwencj�. Wy��czy�a magnetofon, nastawi�a p�yt� z jakim� rzewnym sopranikiem i zapali�a �wiece. Potem rozsadzi�a go�ci, gdzie si� da�o, przynios�a z kuchni kaw� w kubkach i kilka talerzy, wy�adowanych owym wspania�ym plackiem dro�d�owym.
By� rzeczywi�cie nadzwyczajny. Gabrysia przypi�a si� do talerza
i zajada�a, a� jej si� uszy trz�s�y, obserwuj�c mimochodem Pyziaka, kt�ry, pomijaj�c wyzywaj�ce spojrzenia na pocz�tku przyj�cia, nie zaszczyca� ju� jej odt�d sw� uwag�.
11.
Jako� tak po kilku minutach Gabrysia wy