11214
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 11214 |
Rozszerzenie: |
11214 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 11214 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 11214 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
11214 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Studzienka 69
..Studzienka 69" to tak�e opowiadanie o kosmosie wewn�trznym. Tutaj przedmiotem jest
psychochirurgia szczeg�lnie niebezpiecznego rodzaju. W dziesi�� lat po II wojnie �wiatowej
u�wiadamiano sobie rozpowszechnienie rozwini�tych technik bezpo�redniego manipulowania
psychik�: prania m�zgu, resekcji p�at�w czo�owych, stosowania nowych grup narkotyk�w, takich
jak �rodki uspokajaj�ce i syntetyczne halucyno-geny. �Studzienka 69" to spojrzenie na co�, co
sprawia wra�enie odpowiedzialnej naukowej pr�by wyeliminowania funkcji snu. Tytu�, nawiasem
m�wi�c, to nazwa skomplikowanej automatycznej studzienki kanalizacyjnej, stosowanej w
g��bokich uk�adach kana��w, kt�ra zamyka przep�yw, kiedy ci�nienie przekracza pewn� granic�.
Przez kilka pierwszych dni wszystko sz�o dobrze.
� Trzymajcie si� z dala od okien i nie my�lcie o tym � powiedzia� im doktor Neill � w
waszym przypadku by� to tylko zwyk�y odruch. O jedenastej trzydzie�ci, najp�niej o dwunastej,
zejd�cie do sali gimnastycznej i pograjcie w pi�k� albo w ping-ponga. O drugiej film w sali
neurologii. Potem macie dwie godziny na czytanie prasy i s�uchanie p�yt. Zejd� na d� o sz�stej.
Ko�o si�dmej b�dziecie w stanie nerwowego pobudzenia.
� Czy jest obawa nag�ej utraty przytomno�ci? � spyta� Avery.
� Absolutnie �adnej � odpar� Neill. � Je�eli poczujecie zm�czenie, nale�y oczywi�cie
odpocz��. Do tego b�dzie wam prawdopodobnie nieco trudno przywykn��. Pami�tajcie, �e nadal
u�ywacie tylko 3500 kalorii, wi�c wasz poziom ruchliwo�ci (zauwa�ycie to g��wnie w ci�gu dnia)
b�dzie oko�o jednej trzeciej ni�szy. Musicie si� oszcz�dza�. Wi�kszo�� czasu zosta�a dla was
zaprogramowana, ale zacznijcie uczy� si� gra� w szachy, starajcie si� skupi� wewn�trznie.
� Panie doktorze � spyta� Gorrell pochylaj�c si� � a czy je�eli chcemy, to mo�emy
wygl�da� przez okna?
Doktor Neill u�miechn�� si�.
� Nie martwcie si� � powiedzia�. � Przewody zosta�y przeci�te. Nie mo�ecie teraz zasn��,
nawet gdyby�cie chcieli.
Neill zaczeka�, a� trzej m�czy�ni wyjd� z sali wyk�adowej
i udadz� si� do Sektora Rekreacyjnego, a potem zszed� z podium i zamkn�� drzwi. By� to niski,
barczysty m�czyzna po pi��dziesi�tce, o ostro zarysowanych, niecierpliwych ustach i drobnych
rysach. Wyszarpn�� krzes�o z pierwszego rz�du i zr�cznie usiad� na nim okrakiem.
� No i jak? � spyta�.
Morley siedzia� na stole pod tyln� �cian�, bawi�c si� machinalnie o��wkiem. W wieku lat
trzydziestu, by� najm�odszym cz�onkiem zespo�u pracuj�cego w klinice pod kierownictwem Neilla,
ale Neill z jakiego� powodu lubi� rozmawia� w�a�nie z nim. Zrozumia�, �e Neill czeka na
odpowied�, i wzruszy� ramionami.
� Wygl�da na to, �e wszystko idzie dobrze � powiedzia�. � Rekonwalescencja pooperacyjna
jest zako�czona. Rytm serca i elektroencefalogram s� w normie. Ogl�da�em dzi� rano zdj�cia
rentgenowskie i wszystko pi�knie si� za bli�ni�o.
Neill przygl�da� mu si� spod oka.
� M�wisz tak, jakby� mia� zastrze�enia.
Morley roze�mia� si� i wsta�.
� Ale� sk�d. � Przeszed� mi�dzy rz�dami sto��w, w rozpi�tym bia�ym kitlu, z r�kami
g��boko w kieszeniach. � Jak na razie, zwyci�asz na ca�ej linii. Zabawa dopiero si� zaczyna, ale
go�cie s� w znakomitej formie. Nie ma, co do tego w�tpliwo�ci. My�la�em, �e trzy tygodnie to
troch� za kr�tko, �eby ich wyprowadza� z hipnozy, ale pewnie i w tej sprawie oka�e si�, �e mia�e�
racj�. Tej nocy b�d� po raz pierwszy zdani wy��cznie na siebie. Zobaczymy, w jakiej formie b�d�
jutro rano.
� Czego si� w g��bi ducha spodziewasz? � spyta� krzywi�c si� Neill. � Zmasowanej reakcji
rdzeniowej?
� Nie � odpar� Morley. � Testy psychometryczne wykaza�y, �e z tej strony absolutnie
nic nie grozi. �adnych uraz�w. � Popatrzy� na tablic�, a potem odwr�ci� si� do
Neilla. � Tak, mo�na chyba zaryzykowa� twierdzenie, �e eksperyment si� powi�d�.
Neill opar� si� na �okciach, zacisn�� szcz�ki.
� My�l�, �e to co� wi�cej. Zablokowanie synaps�w
rdzeniowych wyeliminowa�o mas� materia�u, kt�ry, jak s�dzi�em, zostanie: ma�e tiki i kompleksy,
drobne stany l�kowe, ca�y osad fa�szywej monety w banku psychiki. Wi�kszo�� tego znik�a albo w
ka�dym razie nie ujawnia si� w testach. Jednak s� to tylko cele uboczne, tymczasem dzi�ki tobie,
John, i wszystkim cz�onkom zespo�u, trafili�my w dziesi�tk� na g��wnej tarczy.
Morley co� mrukn��, ale Neill ci�gn�� dalej swoim nawyk�ym do wydawania polece�
g�osem.
� Nikt z was sobie jeszcze tego nie u�wiadamia, ale jest to r�wnie wa�ny krok naprz�d, jak
wyj�cie pierwszego ichtiozaura z protozoicznego morza trzysta milion�w lat temu. Nareszcie
wyzwolili�my umys� z archaicznej kloaki zwanej snem, z conocnego powrotu do rdzenia. Za
pomoc� w�a�ciwie jednego ci�cia skalpelem dodali�my tym ludziom po dwadzie�cia lat �ycia.
� Miejmy nadziej�, �e b�d� wiedzieli, czym je wype�ni� � zauwa�y� Morley.
� Daj spok�j, John � odpar� Neill. � To nie jest argument. Co zrobi� z tym czasem, to jest
ju� ich sprawa. Wykorzystaj� go najlepiej, jak potrafi�, tak, jak w ko�cu dzieje si� z ka�d� okazj�
dan� nam przez �ycie. Za wcze�nie jeszcze, �eby o tym my�le�, ale wyobra� sobie powszechne
zastosowanie naszej techniki. Po raz pierwszy cz�owiek b�dzie �y� przez pe�ne dwadzie�cia cztery
godziny na dob�, zamiast sp�dza� jedn� trzeci� �ycia jak inwalida, chrapi�c i ogl�daj�c
o�miogodzinne filmy dzieci�co-erotyczne.
Neill urwa� zm�czony i przetar� oczy.
� Czym si� martwisz?
Morley zrobi� bezradny gest r�k�.
� Nie jestem pewien, tylko... � Zacz�� si� bawi� plastykowym modelem m�zgu ustawionym
na stojaku ko�o tablicy. W jednym z czo�owych zwoj�w odbija� si� zniekszta�cony obraz Neilla, z
wykr�con� twarz� bez szcz�ki, z wielk� kopu�� czaszki. Siedz�c samotnie na tle sto��w w pustej
sali wyk�adowej, wygl�da� jak szalony geniusz oczekuj�cy spokojnie na egzamin, kt�rego nie mo�e
nie zda�.
Morley obr�ci� model palcem, patrz�c, jak obraz zaciera si� i znika. Mniejsza o w�tpliwo�ci,
Neill jest prawdopodobnie ostatnim cz�owiekiem, kt�ry m�g�by je zrozumie�.
� Wiem, �e zamkn��e� tylko kilka po��cze� w podwzg�rzu, i wiem, �e wyniki tego b�d�
spektakularne. Mo�liwe, �e zapocz�tkujesz najwi�ksz� rewolucj� spo�eczn� i gospodarcz� od czasu
potopu. Ale z jakiego� powodu chodzi mi po g�owie pewne opowiadanie Cechowa; o cz�owieku,
kt�ry zak�ada si� o milion rubli, �e wytrzyma w dobrowolnym zamkni�ciu przez dziesi�� lat.
Podejmuje pr�b�, wszystko idzie dobrze, ale na minut� przed up�ywem terminu rozmy�lnie
wychodzi z pokoju. Oczywi�cie jest szalony.
� I co z tego?
� Nie wiem. My�l� o tym przez ca�y tydzie�.
Neill wyda� lekkie parskni�cie.
� Chcesz, jak s�dz�, powiedzie�, �e sen jest pewn� form� zespolenia spo�ecznego i ci trzej
ludzie s� teraz izolowani, wyobcowani ze zbiorowej pod�wiadomo�ci, czarne go oceanicznego snu.
Czy tak?
� Mo�e.
� Nonsens, John. Im bardziej na dystans trzymamy pod�wiadomo��, tym lepiej. Meliorujemy
bagna. Z punktu widzenia fizjologii sen to nic wi�cej, jak tylko niekorzystny objaw niedotlenienia
m�zgu. Tu nie chodzi o to, �e boisz si� niepowodzenia. Ty nie chcesz straci� swojego miejsca w
pierwszym rz�dzie na seansie pornograficznym.
� Nie � powiedzia� Morley �agodnie. Cz�sto zaskakiwa�a go agresywno�� Neilla; by�o tak,
jakby uwa�a� sen za co� wstydliwie ha�bi�cego, za ukrywany grzech. � Chodzi mi o to, �e na
dobre czy z�e ka�dy z nich jest teraz sam na sam z sob�. Ju� nigdy nie b�d� mogli uwolni� si� od
siebie, cho�by na kilka minut, nie m�wi�c o o�miu godzinach. Ile mo�na z sob� wytrzyma�? Mo�e
cz�owiek potrzebuje o�miu godzin urlopu dziennie, �eby otrz�sn�� si� z szoku bycia sob�. Pami�taj,
�e ty i ja nie zawsze b�dziemy pod r�k�, �eby szpikowa� ich testami i filmami. Co si� stanie, je�eli
b�d� mieli dosy� samych siebie?
� Nie ma obawy � powiedzia� Neill. Wsta� nagle, znudzony pytaniami Morleya. �
Og�lne tempo ich �ycia b�dzie wolniejsze od naszego, te stresy i napi�cia nie zaczn� si� u nich
krystalizowa�. Wkr�tce b�dziemy si� im wydawa� kup� pomyle�c�w, zwijaj�cych si� jak w
ukropie przez p� doby i zapadaj�cych w odr�twienie na drug� po�ow�.
Ruszy� ku drzwiom i wyci�gn�� r�k� do kontaktu.
� No to do zobaczenia o sz�stej.
Zamkn�li sal� wyk�adow� i razem poszli korytarzem.
� Co teraz robisz? � spyta� Morley.
Neill roze�mia� si�.
� A jak my�lisz? P�jd� si� solidnie wyspa�.
Nieco po p�nocy Avery i Gorrell grali w ping-ponga w jasno o�wietlonej sali gimnastycznej. Obaj
byli dobrymi graczami i wymieniali pi�ki bez wi�kszego wysi�ku. Czuli si� silni i rze�cy; Avery
nieco si� spoci�, ale by�o to nie tyle wynikiem zm�czenia, co rozpalonych lamp hakowych pod
sufitem, utrzymuj�cych na wszelki wypadek iluzj� nieustannego dnia. Najstarszy z trzech
ochotnik�w, wysoki i zamkni�ty w sobie, z chud�, nieruchom� twarz�, nie pr�bowa� podtrzymywa�
rozmowy z Gorrellem, koncentruj�c si� na adaptacji do nowych warunk�w. Cho� wiedzia�, �e nie
stwierdzi u siebie �ladu przem�czenia, graj�c �ledzi� jednocze�nie rytm oddechu i tonus mi�niowy,
a k�tem oka obserwowa� zegar.
Gorrell, cz�owiek swobodny i opanowany, r�wnie� by� jaki� zgaszony. Mi�dzy odbiciami
rozgl�da� si� ostro�nie po sali, odnotowuj�c w pami�ci �ciany jak w hangarze, rozleg�� po�a�
l�ni�cej pod�ogi, zas�oni�te �aluzjami �wietliki w dachu. Co jaki� czas, nie zdaj�c sobie z tego
sprawy, dotyka� okr�g�ej blizny po trepanacji z ty�u g�owy.
Na �rodku sali wok� gramofonu ustawiono par� foteli i kanap� i tam Lang gra� w szachy z
Morleyem, pe�ni�cym nocny dy�ur. Lang pochyli� si� nad szachownic�. Agresywny, z kr�conymi
w�osami, ostro zarysowanym nosem i ustami, wpatrywa� si� z bliska w figury. Grywa� stale z
Morleyem, odk�d przyby� do kliniki, czyli od czterech miesi�cy. Byli r�wnorz�dnymi partnerami,
mo�e z niewielk� przewag� Morleya, ale dzisiaj Lang zastosowa� nowe otwarcie i po dziesi�ciu
ruchach rozwin�� w pe�ni sw�j atak, zaczynaj�c rozbija� obron� Morleya. Jego umys� pracowa�
jasno i precyzyjnie, skupiony z ca�� ostro�ci� na grze, mimo �e zaledwie rano wydoby� si� z
mglistego obszaru posthipnozy, w kt�rym wszyscy trzej b��kali si� przez trzy tygodnie niczym
odm�d�one widma.
Za nimi, wzd�u� jednej ze �cian, ci�gn�y si� pomieszczenia zespo�u kontrolnego. K�tem
oka widzia� czyj�� twarz w okr�g�ym okienku w jednych z drzwi. Siedzia�a tam grupa piel�gniarzy i
lekarzy w ci�g�ym pogotowiu przy swoich w�zkach reanimacyjnych. Ostatnie drzwi, do ma�ej salki
z trzema ��kami, trzymano starannie zamkni�te. Po chwili twarz znik�a. Lang u�miechn�� si� na
my�l o skomplikowanej maszynerii roztaczaj�cej nad nim opiek�. Mia� zaufanie do Neilla i �wi�cie
wierzy� w powodzenie eksperymentu. Neill zapewni� go, �e w najgorszym razie nag�e
nagromadzenie produkt�w przemiany materii we krwi mo�e wywo�a� lekkie odr�twienie, ale jego
m�zg pozostanie nie zagro�ony.
� Tkanka nerwowa � powtarza� Neill wielokrotnie � nie zna zm�czenia. M�zg si� nie
m�czy.
Czekaj�c na ruch Morleya sprawdzi� czas na �ciennym zegarze. Dwunasta dwadzie�cia.
Morley ziewn��. By� znu�ony, twarz mia� �ci�gni�t�, cer� ziemist�. Osun�� si� w fotelu i podpar�
g�ow� r�k�. My�la� o tym, jak s�abi i prymitywni b�d� si� wkr�tce wydawa� ci, kt�rzy sypiaj�; ich
umys�y zapadaj� si� co wiecz�r pod ci�arem nagromadzonych toksyn, ostrze ich �wiadomo�ci
ulega st�pieniu. Nagle u�wiadomi� sobie, �e sam Neill w�a�nie w tej chwili �pi. Nasz�a go dziwnie
niepokoj�ca wizja Neilla skulonego w skot�owanej po�cieli dwa pi�tra nad nimi, z obni�onym
poziomem cukru we krwi, z umys�em bujaj�cym nie wiadomo gdzie.
Lang roze�mia� si� z w�asnego zarozumialstwa i Morley cofn�� ruch, kt�ry przed chwil� zrobi�.
� Co ja robi�? Czy ja o�lep�em?
� Nie � powiedzia� Lang i zn�w si� roze�mia�. � W�a�nie odkry�em, �e nie �pi�.
Morley u�miechn�� si�.
� Trzeba to zapisa� jako jedno z powiedze� tygodnia. � Powt�rzy� ruch wie��, wyprostowa�
si� i spojrza� ponad sto�em na pingpongist�w. Gorrell �ci�� ostro i Avery pobieg� za pi�k�.
� Wygl�da, �e s� w formie. A jak ty?
� Jak najlepiej � odpar� Lang. Przesun�� wzrokiem po szachownicy i zrobi� ruch, zanim
Morley zdo�a� z�apa� oddech.
Zwykle dochodzili do ko�c�wki, ale tego dnia Morley musia� si� podda� w dwudziestym
ruchu.
� Brawo � powiedzia� z podziwem. � Wkr�tce dasz rad� Neillowi. Jeszcze jedn�?
� Nie. Prawd� m�wi�c, gra mnie nudzi. Podejrzewam, �e mo�e by� z tym k�opot.
� Dasz sobie rad�. Poczekaj troch� i staniesz na nogi.
Lang wyci�gn�� ze stojaka z p�ytami Bacha, za�o�y� Koncert Brandenburski i w��czy�
gramofon. Kiedy pop�yn�a bogata, kontrapunktowa muzyka, odchyli� si� na oparcie s�uchaj�c w
skupieniu.
To absurd, pomy�la� Morley. Jak szybko mo�na si� rozwija�? Trzy tygodnie temu by�e�
typkiem z przedmie�cia.
Nast�pne godziny min�y szybko.
O wp� do drugiej poszli do gabinetu lekarskiego, gdzie poddano ich pobie�nemu badaniu:
puls, odruchy nerwowe, mocz do analizy.
Ubrawszy si� z powrotem przeszli do pustej sto��wki na ma�� przek�sk� i siedli na sto�kach
sprzeczaj�c si�, jak nazwa� ten nowy, pi�ty, posi�ek.
O drugiej zasiedli w sali neurologii i przez dwie godziny ogl�dali filmy z �wicze� pod
hipnoz� w ostatnich trzech tygodniach.
Po filmach udali si� do sali gimnastycznej, maj�c noc prawie za sob�. Nadal byli swobodni i
pe�ni energii; Gorrell szed� na czele pokpiwaj�c z Langa i przedrze�niaj�c jego lunatyczny ch�d w
kt�rym� fragmencie filmu.
� Otw�rz usta, zamknij oczy � pokazywa� wpadaj�c na Langa, kt�ry zr�cznie uskoczy� w
bok. � Sp�jrz na siebie; teraz te� tak chodzisz. Naprawd�, Lang, ty si� wcale nie obudzi�e�, ty
chodzisz we �nie. Prawda, doktorze? � zwr�ci� si� do Morleya.
Morley powstrzyma� ziewni�cie.
� W takim razie jest nas dw�ch takich. � Szed� za nimi korytarzem staraj�c si� ze wszystkich
si� nie zasn�� i czu� si� tak, jakby to nie ci trzej ludzie przed nim, ale on nie spa�
przez ostatnie trzy tygodnie.
Chocia� klinika by�a opustosza�a, na polecenie Neilla pali�y si� wszystkie �wiat�a na
korytarzach i na schodach. Przed nimi dwaj piel�gniarze sprawdzali, czy okna na ich drodze s�
bezpiecznie zas�oni�te, a drzwi pozamykane. Nigdzie ani jednej zacienionej wn�ki, ani jednej
pu�apki mroku.
Neill nalega� na to, niech�tnie przyznaj�c mo�liwo�� skojarzenia mi�dzy ciemno�ci� i snem.
� Powiedzmy otwarcie: tylko w niewielu organizmach skojarzenie jest do�� silne, �eby by�
odruchem. Zdolno�� prze�ycia u wy�szych kr�gowc�w uzale�niona jest od rozwini�tego aparatu
zmys�owego po��czonego z r�n� zdolno�ci� do gromadzenia i klasyfikowania, informacji.
Wystarczy umie�ci� je w ciemno�ci, odci�� dop�yw danych wizualnych
do kory i s� sparali�owane. Sen jest odruchem obronnym. Obni�a tempo przemiany materii,
oszcz�dza energi�, zwi�ksza zdolno�� organizmu do przetrwania, wtapiaj�c go w otoczenie...
Na pode�cie w po�owie schod�w by�o du�e, zas�oni�te okno, wychodz�ce na park za klinik�.
Mijaj�c je Gorrel przystan��. Podszed� do okna, zwolni� rolet� i chwyci� sznurek �aluzji.
Nie otwieraj�c jej zwr�ci� si� do Morleya przygl�daj�cego si� temu ze schod�w.
� Tabu, panie doktorze?
Morley zmierzy� spojrzeniem kolejno wszystkich trzech. Gorrell by� spokojny, najwyra�niej
zaspokaja� jedynie chwilow� zachciank�. Lang siedzia� na por�czy, obserwuj�c scen� z
zaciekawieniem, z wyrazem naukowej bezstronno�ci. Jedynie Avery wydawa� si� nieco
zaniepokojony, twarz mia� blad� i skrzywion�. Morleyowi przysz�a do g�owy zupe�nie nieistotna
my�l: ten nocny zarost, b�d� musieli goli� si� dwa razy na dob�. A potem: dlaczego nie ma tu
Neilla? Wiedzia�, �e dorw� si� do okna przy pierwszej sposobno�ci.
Zauwa�y�, �e Lang posy�a mu rozbawiony u�miech, i wzruszy� ramionami, usi�uj�c ukry�
niepok�j.
� Spr�buj, skoro masz ochot�. Jak powiedzia� Neill, przewody s� przeci�te.
Gorrell odci�gn�� �aluzj� i wszyscy st�oczyli si� przy oknie wygl�daj�c w noc. W dole cynowoszare
trawniki ci�gn�y si� do linii pag�rk�w poro�ni�tych sosnami. Gdzie� dalej, z lewej strony, miga�
przyzywaj�co neon.
Gorrell i Lang nie odnotowali u siebie �adnej reakcji i ich ciekawo�� zacz�a po chwili
wygasa�. Avery poczu� nag�y ruch pod sercem, ale zaraz si� opanowa�. Jego wzrok zacz��
przesiewa� ciemno�ci; niebo by�o czyste,, bezchmurne i poprzez gwiazdy dostrzeg� w�skie,
mleczne pasmo obwodu Galaktyki. Wpatrywa� si� w nie milcz�c i pozwalaj�c, �eby wiatr ch�odzi�
jego spocon� twarz i szyj�.
Morley podszed� do okna i opar� si� na parapecie obok Avery'ego. K�tem oka wypatrywa�
jakiego� odruchu, dr�enia powieki albo przy�pieszonego oddechu sygnalizuj�cego odruchowe
roz�adowanie. Pami�ta� ostrze�enie Neilla: �U cz�owieka sen jest g��wnie wolicjonalny, a odruch
jest wzmocniony przyzwyczajeniem. Ale fakt, �e przeci�li�my w podwzg�rzu szlaki reguluj�ce
przep�yw �wiadomo�ci, nie oznacza jeszcze,
�e odruch nie roz�aduje si� jak�� inn� drog�. Jednak wcze�niej czy p�niej b�dziemy musieli podj��
to ryzyko i pozwoli� im zerkn�� na ciemn� stron� s�o�ca".
Morley zastanawia� si� nad tym, kiedy kto� dotkn�� jego ramienia.
� Panie doktorze � us�ysza� g�os Langa. � Panie doktorze.
Otrz�sn�� si� z zamy�lenia. Sta� przy oknie sam. Gorrell i Avery zeszli ju� ni�ej.
� Nic � uspokoi� go Lang. � Wracamy do sali gimnastycznej. � Przyjrza� si� Morleyowi.
� Dobrze si� pan czuje?
Morley potar� twarz.
� Bo�e, chyba zasn��em. � Spojrza� na zegarek. Dwadzie�cia po czwartej. Stali przy oknie
przesz�o pi�tna�cie minut. Pami�ta� tylko tyle, �e opar� si� o parapet. � A ja martwi�em si� o was.
Wszyscy byli rozbawieni, najbardziej Gorrell.
� Panie doktorze � powiedzia� przeci�gaj�c samog�oski � je�eli pan chce, mog� panu
poleci� dobrego chirurga od snu.
Po pi�tej zacz�li odczuwa� stopniowy przyp�yw oci�a�o�ci w ko�czynach. Pr�by nerkowe
pogorszy�y si� i produkty rozk�adu powoli gromadzi�y si� w tkankach. D�onie mieli wilgotne i
zdr�twia�e, podeszwy st�p jak z porowatej gumy. Uczucie to wywo�ywa�o nieokre�lony niepok�j,
nie wi���c si� z �adnymi objawami zm�czenia umys�owego.
Dr�twota rozszerza�a si�. Avery zauwa�y� to po napi�ciu sk�ry na policzkach i na skroniach
oraz po lekkim b�lu g�owy. Z uporem przewraca� stronice czasopisma, czuj�c d�onie jak dwie bry�y
kitu.
Potem przyszed� Neil i wraz z nim o�ywienie. Promieniowa� czysto�ci� i energi�, unosz�c
si� elastycznie na palcach.
� Jak tam nocna zmiana? � spyta� dziarskim tonem, podchodz�c z u�miechem do wszystkich
po kolei. � Jak samopoczucie?
� Nie najgorzej, panie doktorze � odpowiedzia� mu Gorrell. � Lekki przypadek
bezsenno�ci.
Neill rykn�� �miechem, klepn�� go po ramieniu i poprowadzi� wszystkich do laboratorium
chirurgicznego.
O dziewi�tej, ogoleni i w czystych ubraniach, zebrali si� w sali wyk�adowej. Czuli si�
znowu �wie�o i rze�ko. Dr�twota ko�czyn i lekkie ot�pienie min�y natychmiast po pod��czeniu do
kropl�wek oczyszczaj�cych krew. Neill powiedzia� im, �e w ci�gu tygodnia ich nerki dostosuj� si�
do intensywniejszej pracy.
Przez ca�e rano i wi�kszo�� popo�udnia pracowali nad seri� test�w asocjacyjnych i
sprawno�ciowych. Neill nie oszcz�dza� ich manewruj�c �wiate�kami na katodowym ekranie,
�ongluj�c wymy�lnymi seriami cyfrowymi i geometrycznymi oraz skomplikowanymi �a�cuchami
wyraz�w.
Wygl�da�o, �e jest bardziej ni� zadowolony z wynik�w.
� Kr�tszy okres przypomnienia, g��bsze �lady pami�ciowe � powiedzia� do Morleya, kiedy
trzej m�czy�ni udali
si� o pi�tej na chwil� odpoczynku. � Beczki pierwszorz�dnej szarej substancji. � Wskaza� gestem
wyniki test�w roz�o�one na biurku. � A ty martwi�e� si� o pod�wiadomo��.
Sp�jrz na te Rorschachy Langa. Zobaczysz, �e wkr�tce przypomni sobie prze�ycia okresu
p�odowego.
Morley skin�� g�ow�, czuj�c, jak jego w�tpliwo�ci ust�puj�
Przez nast�pne dwa tygodnie albo on, albo Neill towarzyszyli trzem m�czyznom bez
przerwy, siedz�c w blasku reflektor�w na �rodku sali gimnastycznej, oceniaj�c wykorzystanie
dodatkowych o�miu godzin, uwa�nie wypatruj�c jakichkolwiek oznak regresji. Neill ci�gn�� za
sob� wszystkich, od etapu do etapu, przez okresy test�w, przez d�ugie godziny nieko�cz�cych si�
nocy, a jego pot�na osobowo�� zara�a�a entuzjazmem wszystkich cz�onk�w zespo�u.
Prywatnie Morley niepokoi� si� rosn�c� emocjonaln� zale�no�ci� widoczn� w stosunkach
mi�dzy Neillem a tr�jk� m�czyzn. Obawia� si�, �e zaczynaj� uto�samia� Neilla z eksperymentem.
Dzwonek na posi�ek wywo�uje �linienie, ale je�eli po d�ugim okresie uwarunkowywania nagle
przestanie si� dzwoni�, obiekt do�wiadczenia nie mo�e je�� przez pewien czas. Takie odj�cie
bod�ca nie szkodzi psu, ale w przypadku i tak ju� przewra�liwionej psychiki mo�e wywo�a�
katastrof�.
Neill w pe�ni zdawa� sobie z tego spraw�. Pod koniec pierwszych dw�ch tygodni, kiedy
zazi�bi� si� paskudnie po nie przespanej nocy i postanowi� sp�dzi� nast�pny dzie� w ��ku, zawo�a�
Morleya do swojego gabinetu.
� Przeniesienie staje si� zbyt �cis�e. Nast�puje zbytnie uto�samienie. Trzeba je nieco
rozlu�ni�.
� Zgadzam si� � powiedzia� Morley. � Ale jak?
� Powiedz im, �e b�d� spa� przez czterdzie�ci osiem godzin � odpar� Neill. Zgarn�� stos
sprawozda�, tablic, kart testowych i wsadzi� je pod pach�. � Celowo na�yka�em si�
si� �rodk�w uspokajaj�cych, �eby troch� odpocz��. Wygl�dam jak cie�, pe�ny zesp� objaw�w
wycie�czenia, bezpieczniki w m�zgu a� piszcz�. Podkoloryzuj to odpowiednio.
� Czy to nie jest zbyt drastyczne? � spyta� Morley. � Znienawidz� ci� za to.
Ale Neill tylko si� u�miechn�� i poszed� zaj�� gabinet przylegaj�cy do jego sypialni.
Tej nocy Morley mia� dy�ur w sali gimnastycznej od dziesi�tej wieczorem do sz�stej rano. Jak
zwykle zacz�� od sprawdzenia, czy piel�gniarze maj� w pogotowiu swoje w�zki reanimacyjne,
przeczyta� w ksi�dze zapis poprzedniego dy�urnego, jednego ze starszych lekarzy, i dopiero wtedy
podszed� do kr�gu foteli.Usiad� na kanapie obok Langa i zacz�� kartkowa� czasopismo, obserwuj�c
uwa�nie tr�jk� m�czyzn. W blasku lamp �ukowych ich wychudzone twarze mia�y niezdrowy
odcie�, jak przy sinicy. Starszy lekarz ostrzeg� go, �e Avery i Gorrell mog� si� przem�czy� przy
stole pingpongowym, ale przed jedenast� przerwali gr� i zasiedli w fotelach. Poczytali troch� bez
zapa�u i dwukrotnie wyszli do. sto��wki, eskortowani za ka�dym razem przez jednego z
piel�gniarzy. Morley powiedzia� im o Neillu, ale ku jego zdziwieniu �aden z nich tego nie
skomentowa�.
Powoli nadesz�a p�noc. Avery czyta� zgarbiony w swoim fotelu. Gorrell gra� sam z sob� w
szachy.
Morley podsypia�.
Lang odczuwa� niepok�j. Cisza sali gimnastycznej i brak ruchu wok� dzia�a�y na niego
przygn�biaj�co. Nastawi� gramofon i wys�ucha� Koncertu Brandenburskiego, analizuj�c jego
tematy przewodnie. Potem zrobi� sam sobie test na asocjacj� s�own�, przewracaj�c stronice ksi��ki i
wykorzystuj�c s�owa w prawym g�rnym rogu jako has�a.
Morley pochyli� si� w jego stron�.
� Co� wychodzi? � spyta�.
� Kilka interesuj�cych reakcji. � Lang wzi�� notes i co� w nim zapisa�. � Poka�� je
Neillowi rano albo kiedy si� tam obudzi. � W zamy�leniu podni�s� wzrok w g�r� na lampy
�ukowe. � Zastanawia�em si�. Jak my�lisz, jaki b�dzie nast�pny krok?
� Krok, dok�d? � spyta� Morley. � O jaki krok ci chodzi? Lang zrobi� szeroki ruch r�k�.
� Mam na my�li ewolucj�. Trzysta milion�w lat temu opu�cili�my morza i zacz�li�my
oddycha� powietrzem. Te raz zrobili�my nast�pny logiczny krok i wyeliminowali�my sen. Co
b�dzie dalej?
Morley potrz�sn�� g�ow�.
� Te dwa kroki nie s� analogiczne. Zreszt� w gruncie rzeczy wcale nie opu�ci�e� pierwotnego
oceanu. Nadal no sisz ze sob� jego prywatny model w postaci swojej krwi.
Po prostu zawar�e� w sobie niezb�dny fragment fizycznego otoczenia, �eby si� od niego
uniezale�ni�?
Lang kiwn�� g�ow�.
� My�la�em o czym� innym. Powiedz, czy zastanawia �e� si� kiedy� nad tym, jak bardzo nasza
psychika zorientowana jest na �mier�?
Morley u�miechn�� si�.
� Zdarza�o mi si� � powiedzia�, ciekaw, do czego to prowadzi.
� To dziwne � ci�gn�� Lang w zamy�leniu. � Zasada przyjemno�ci i b�lu, ca�y
zapewniaj�cy kontynuacj� gatunku aparat seksu, przys�owiowa obsesja jutrem naszego superego;
przez wi�kszo�� czasu (na og�) psychika cz�owieka nie patrzy dalej ni� po w�asny gr�b. Sk�d si�
bierze ta dziwna obsesja? Jest jeden oczywisty pow�d. � Wskazuj�cym palcem jakby postuka� co�
w powietrzu. � Poniewa� co noc otrzymujemy wielce przekonywaj�c� pr�bk� losu, jaki nas czeka.
� Masz na my�li czarn� dziur�? � spyta� Morley kwa�no. � Sen?
� W�a�nie. To nic innego jak pseudo�mier�. Oczywi�cie
nie u�wiadamiamy sobie tego, ale to musi by� przera�aj�ce. � Zmarszczy� brwi. � My�l�, �e
nawet Neill nie zdaje sobie sprawy z tego, �e sen nie jest bynajmniej odpoczynkiem,
lecz autentycznie traumatycznym prze�yciem.
Wi�c to tak, pomy�la� Morley. Wielki ojciec psycholog zosta� przy�apany podczas drzemki
na w�asnej lekarskiej kozetce. Zastanawia� si�, co gorsze: pacjenci, kt�rzy nie znaj� si� na
psychiatrii, czy tacy, kt�rzy znaj� j� powierzchownie.
� Eliminuj�c sen � m�wi� Lang � eliminuje si� r�wnie� ca�y l�k i zbudowane wok� niego
mechanizmy obronne.
I wtedy wreszcie psychika ma szans� nastawienia si� na co� bardziej warto�ciowego.
� Na przyk�ad? � spyta� Morley.
� Bo ja wiem? Mo�e... na sam� siebie?
� Ciekawe � zauwa�y� Morley. By�a trzecia dziesi�� nad ranem. Postanowi� przez najbli�sz�
godzin� zaj�� si� ostatnimi wynikami test�w Langa.
Odczeka� dla przyzwoito�ci pi�� minut, a potem wsta� i poszed� do pokoju lekarskiego.
Lang zarzuci� rami� na oparcie kanapy i obserwowa� drzwi do pokoju piel�gniarzy.
� Co ten Morley knuje? � spyta�. � Czy kt�ry� z was go gdzie� widzia�?
� Chyba wyszed� do pokoju piel�gniarzy � odezwa� si� Avery znad czasopisma.
� Dziesi�� minut temu � powiedzia� Lang. � Od tego czasu ani razu nie zajrza�, a kto�
powinien przy nas dy�urowa� bez przerwy. Gdzie on jest?
Gorrell, kt�ry gra� sam z sob� w szachy, podni�s� g�ow�. � Widocznie to siedzenie po
nocach go wyka�cza. Lepiej go obud�, zanim Neill si� dowie. Pewnie zasn�� nad kartami z twoimi
testami.
Lang roze�mia� si� i rozsiad� si� wygodniej. Gorrell wyci�gn�� r�k� do gramofonu, wyj�� ze
stojaka p�yt� i za�o�y� j�.
Kiedy gramofon zacz�� szumie�, Lang zauwa�y�, jak cicho by�o i pusto w sali
gimnastycznej. W klinice zawsze panowa�a cisza, ale nawet w nocy utrzymywa�y si� jakie�
szcz�tkowe przyp�ywy i odp�ywy d�wi�k�w: szuranie krzes�a w pokoju piel�gniarzy, szum
generatora pod jedn� z sal operacyjnych � kt�re �wiadczy�y, �e gmach �yje.
Teraz powietrze by�o nieruchome i bezbarwne. Lang nads�uchiwa� uwa�nie. Wsz�dzie
panowa� martwy, pozbawiony echa nastr�j opuszczonego budynku.
Wsta� i podszed� do pokoju piel�gniarzy. Wiedzia�, �e Neill jest przeciwnikiem rozm�w z
obs�ug�, ale niepokoi�a go nieobecno�� Morleya.
Zajrza� przez okienko, �eby sprawdzi�, czy Morley tam jest.
Pok�j by� pusty.
�wiat�o si� pali�o. Dwa w�zki szpitalne sta�y na swoim zwyk�ym miejscu pod �cian�, trzeci
na �rodku, z rozsypan� tali� kart, ale po grupie trzech czy czterech lekarzy nie by�o ani �ladu.
Lang zawaha� si�, spr�bowa� otworzy� drzwi i stwierdzi�, �e s� zamkni�te na klucz.
Nacisn�� jeszcze raz klamk� i rzuci� przez rami�:
� Avery. Tu nikogo nie ma.
� Spr�buj nast�pne drzwi. Pewnie maj� odpraw� przed jutrzejszym dniem.
Lang podszed� do biura chirurgii. �wiat�o by�o zgaszone, ale widzia� bia�e lakierowane biurko i
wielkie wykresy na �cianach. Nie by�o nikogo.
Avery i Gorrell obserwowali go.
� Nie � powiedzia� Lang naciskaj�c klamk�. � Drzwi s� zamkni�te.
Gorrell wy��czy� gramofon i razem z Averym podeszli. Spr�bowali ponownie obu drzwi.
� Oni tu gdzie� s� � powiedzia� Avery. � Przynajmniej jedna osoba musi mie� dy�ur. A co z
tymi? � wskaza� na ostatnie drzwi.
� Zamkni�te � powiedzia� Lang. � Sze��dziesi�tka dziewi�tka zawsze jest zamkni�ta.
To chyba jest zej�cie do piwnicy.
� Zajrzyjmy do gabinetu Neilla � zaproponowa� Gorrell. � Je�eli ich tam nie b�dzie,
przejdziemy przez recepcj� i spr�bujemy wyj��. To musi by� jaka� sztuczka
Neilla.
W drzwiach gabinetu Neilla nie by�o okienka. Gorrell zapuka�, odczeka� i zapuka� g�o�niej.
Lang ruszy� klamk�, potem ukl�k�.
� Jest ciemno � zameldowa�.
Avery odwr�ci� si� i spojrza� na dwoje pozosta�ych drzwi, po przeciwnej stronie sali. Jedne
prowadzi�y do sto��wki i skrzyd�a neurologii, drugie do parkingu na ty�ach kliniki.
� Czy Neill nie dawa� do zrozumienia, �e mo�e nas podda� takiej pr�bie? � spyta�. � �eby
si� przekona�, czy potrafimy przetrwa� noc sami ?
� Ale Neill �pi � zauwa�y� Lang. � B�dzie w ��ku przez dwa dni. Chyba �e...
Gorrell ruchem g�owy wskaza� fotele.
� Chod�my. Pewnie nas teraz podgl�daj� razem z Morleyem.
Wr�cili na swoje miejsca.
Gorrell przysun�� stolik szachowy do kanapy i ustawi� figury. Avery i Lang rozsiedli si� w
fotelach i zacz�li spokojnie wertowa� czasopisma. Nad nimi lampy �ukowe o�wietla�y cisz�
szerokimi sto�kami �wiat�a.
Jedynym d�wi�kiem by�o powolne tykanie zegara.
Godzina trzecia pi�tna�cie nad ranem.
Przesuni�cie by�o niezauwa�alne. Zacz�o si� od niewielkiej zmiany perspektywy, zanik i
przegrupowanie zarys�w. Lekka zmiana ogniskowej, cie� �lizgaj�cy si� powoli po �cianie,
zaostrzenie si� k�t�w. Ruch by� p�ynny, tempo niesko�czenie wolne, ale stopniowo zarysowa�a si�
og�lna tendencja.
Sala gimnastyczna kurczy�a si�. Cal za calem �ciany zbli�a�y si� do siebie, ograniczaj�c
powierzchni� pod�ogi. Przesuwaj�c si� ku sobie, �ciany uleg�y zmianie: rz�dy lamp pod sufitem
rozp�ywa�y si� i zaciera�y, kabel elektryczny biegn�cy
pod �cian� wtapia� si� w listw�, kratki otwor�w wentylacyjnych rozp�ywa�y si� w szaro�ci �ciany.
W g�rze sufit, jak spod olbrzymiej windy, zb�i�a� si� do pod�ogi.
Gorrell opar� si� �okciami o stolik, ukry� twarz w d�oniach. Zap�dzi� sam siebie w ci�g�y szach, ale
nadal przesuwa� figury w rogu szachownicy, rozgl�daj�c si� co jaki� czas w poszukiwaniu
natchnienia.
Wiedzia�, �e Neill gdzie� tam ich obserwuje.
Zrobi� ruch, podni�s� g�ow� i przebieg� wzrokiem przeciwleg�� �cian� a� do k�ta,
wypatruj�c jakich� oznak ruchomej p�ytki. Od pewnego czasu usi�owa� bez powodzenia odkry�
tajne okienko Neilla. �ciany by�y zupe�nie g�adkie; dwukrotnie przejrza� ka�d� stop� kwadratow�
dw�ch przeciwleg�ych i poza trojgiem drzwi nie znalaz� na ich powierzchni cho�by najmniejszej
szpary czy p�kni�cia.
Po chwili lewe oko zacz�o mu bole�nie pulsowa�, odsun�� wi�c szachownic� i po�o�y� si�.
Nad g�ow� mia� lini� fluoroscencyjnych rurek, w plastykowych a�urowych oprawach
rozpraszaj�cych �wiat�o. Ju� mia� powiedzie� Langowi i Avery'e-mu o swoim poszukiwaniu
tajnego okienka, kiedy przysz�o mu do g�owy, �e ka�dy z nich mo�e mie� ukryty mikrofon.
Postanowi� rozprostowa� nogi, wsta� i przeszed� si� po sali. Po p�godzinnym �l�czeniu nad
szachownic� czu� si� zdr�twia�y i zm�czony. Ch�tnie porzuca�by pi�k� albo rozrusza� mi�nie na
maszynie do wios�owania, ale jak na z�o�� nie zapewniono im �adnych urz�dze� rekreacyjnych
poza trzema fotelami i gramofonem.
Doszed� do ko�ca sali i zacz�� j� obchodzi� doko�a nas�uchuj�c jakich� odg�os�w z przyleg�ych
pomieszcze�. Coraz mniej mu si� podoba�o to szpiegowanie ich przez Neilla i z ulg� zauwa�y�, �e
jest ju� pi�tna�cie po trzeciej. Za nieca�e trzy godziny wszystko si� sko�czy.
�ciany sali gimnastycznej zwiera�y si�. By�a teraz o potow� mniejsza ni� na pocz�tku, z nagimi,
pozbawionymi okien �cianami sta�a si� wielkim kurcz�cym si� pud�em. �ciany wsuwa�y si� jedna w
drug�, ��cz�c si� wzd�u� abstrakcyjnej linii, jak p�aszczyzny przecinaj�ce si� w wielowymiarowym
ci�gu. Pozosta� tylko zegar i jedne drzwi...
Lang odkry�, gdzie by� schowany mikrofon.
Siedzia� na skraju fotela wy�amuj�c palce, p�ki Gorrell nie wr�ci�, potem wsta� i ust�pi� mu
miejsca. Avery siedzia� na innym fotelu, z nogami na gramofonie.
� Usi�d� na chwil� � powiedzia� Lang. � Teraz ja chcia�bym si� przej��.
� Poprosz� Neilla, �eby nam ustawi� tutaj st� ping pongowy � powiedzia� Gorrell siadaj�c.
By�by to spos�b na zabicie czasu, a tak�e �wiczenie fizyczne.
� Dobry pomys� � zgodzi� si� Lang. � Je�eli tylko st� przejdzie przez drzwi. Zreszt�
w�tpi�, czy jest tu do�� miejsca, nawet gdyby przesun�� fotele pod sam� �cian�.
Odszed�, ukradkiem zagl�daj�c przez okienko do pokoju piel�gniarzy. �wiat�o si� pali�o, ale
w �rodku nie by�o nikogo.
Zbli�y� si� spokojnie do gramofonu i spacerowa� przez chwil� ko�o niego. Nagle odwr�ci�
si� i zaczepi� stop� sznur prowadz�cy do gniazdka w �cianie.
Wtyczka wypad�a na pod�og�. Lang zostawi� j� tak i przysiad� na por�czy ko�o Gorrella.
� Wy��czy�em mikrofon � o�wiadczy�.
Gorrell rozejrza� si� ostro�nie.
� Gdzie by�? � spyta�.
� W gramofonie � wskaza� Lang i roze�mia� si� ci cho. � Pomy�la�em sobie, �e zrobi�
Neillowi kawa�. B�dzie w�ciek�y, kiedy stwierdzi, �e nas nie s�yszy.
� Sk�d wiesz, �e by� w gramofonie? � spyta� Gorrell.
� A gdzie mo�e by� lepsze miejsce? Zreszt�, gdzie jeszcze m�g�by by�? Chyba tylko tam �
wskaza� kulist� lamp� zwisaj�c� ze �rodka sufitu. � Nie ma w niej nic poza dwiema �ar�wkami.
Gramofon jest oczywistym miejscem. Mia�em przeczucie, �e to jest tam, ale nie by�em pewien, p�ki
nie zauwa�y�em, �e mamy gramofon, ale nie ma p�yt.
Gorrell z powag� skin�� g�ow�.
Lang odszed� chichocz�c sam do siebie.
Nad drzwiami do pokoju numer 69 tyka� zegar wskazuj�c trzeci� pi�tna�cie.
Ruch ulega� przy�pieszeniu. Dawna sala gimnastyczna by�a teraz ma�ym pokojem, zwartym, prawie
doskona�ym sze�cianem o boku siedmiu st�p. �ciany nadal zsuwa�y si� do �rodka i ju� tylko kilka
st�p dzieli�o je od punktu kra�cowego...
Avery zauwa�y�, �e Lang i Gorrell kr��� wok� jego fotela.
� Mo�e kt�ry� z was chce usi���? � spyta�.
Potrz�sn�li g�owami. Avery odpocz�� przez kilka minut, a potem wydosta� si� z fotela i
przeci�gn�� si�.
� Pi�tna�cie po trzeciej � zauwa�y�, wpieraj�c si� w sufit. � Zapowiada si� d�uga noc.
Odchyli� si�, �eby przepu�ci� Gorrella, i zacz�� w �lad za dwoma kolegami chodzi� wzd�u�
w�skiego pasa mi�dzy fotelem a �cianami.
� Nie wiem, jak Neill wyobra�a sobie, �e b�dziemy siedzie� w tej dziurze czuwaj�c przez
dwadzie�cia cztery godziny na dob� � powiedzia�. � Dlaczego nie mamy tu telewizora? Nawet
radio to ju� by�oby co�.
Kr��yli wszyscy wok� fotela: Gorrell, za nim Avery i zamykaj�cy kr�g Lang. Zaczynali si�
garbi�, g�owy mieli spuszczone, wzrok wbity w pod�og�, ich kroki wpada�y w powolny, ci�ki rytm
zegara.
To, zatem byt a studzienka: w�ska, pionowa kom�rka, kilka st�p szeroko�ci, sze�� st�p g��boko�ci.
W g�rze zwisa�a z �elazne) kraty pojedyncza zakurzona �ar�wka. �ciany jakby trzaska�y pod
wp�ywem ruchu, ich powierzchnia sta�a si� szorstka, nabra�a sp�kanej i dziobatej faktury
kamienia...
Gorrell schyli� si�, �eby poprawi� sznurowad�o, i Avery wpad�' na niego gwa�townie
uderzaj�c przy tym ramieniem o �cian�.
� Nic ci si� nie sta�o? � spyta� bior�c Gorrella pod r�k�. � Troch� tu ciasno. Nie mog�
zrozumie�, dlaczego Neill nas tu wsadzi�.
Opar� si� o �cian� pochylaj�c g�ow�, �eby nie dotyka� sufitu, i rozejrza� si� uwa�nie.
Lang sta� obok niego wci�ni�ty w k�t, przenosz�c ci�ar cia�a z nogi na nog�.
Gorrell przykucn�� u ich st�p na pod�odze.
� Kt�ra godzina? � spyta�.
� Chyba jakie� pi�tna�cie po trzeciej � odpowiedzia� Lang. � Ko�o tego.
� Lang � spyta� Avery � gdzie tu jest wentylator?
Lang przebieg� wzrokiem �ciany i ma�y kwadrat sufitu.
� Musi gdzie� by�. � Gorrell wsta� i rozsun�li si� ogl�daj�c pod�og� mi�dzy swoimi stopami.
� Mo�e otw�r jest za os�on� lampy? � zaproponowa� Gorrell. Si�gn�� w g�r� i wsun�� palce
za os�on�, badaj�c przestrze� za �ar�wk�.
� Nic tam nie ma. Dziwne. Zdawa�oby si�, �e tego powietrza nie powinno nam starczy�
wi�cej ni� na p� godziny.
� Co najwy�ej � powiedzia� Avery. � Wiecie, jest co�...
Nagle wtr�ci� si� Lang chwytaj�c Avery'ego za �okie�.
� Avery � zawo�a�. � Powiedz mi, jak my tu trafili�my?
� O co ci chodzi? Jeste�my w zespole Neilla.
� Wiem � przerwa� mu Lang i wskaza� na pod�og�. � Chodzi mi o to, jak trafili�my tutaj.
Gorrell potrz�sn�� g�ow�.
� Spokojnie, Lang. A co my�la�e�? Weszli�my przez drzwi.
Lang spojrza� w oczy Gorrellowi, a potem Avery'emu.
� Jakie drzwi ? � spyta� spokojnie.
Gorrell i Avery po chwili wahania obejrzeli wszystkie �ciany po kolei od pod�ogi do sufitu.
Avery obmacywa� ci�kie mury, potem ukl�k� i sprawdza� pod�og� wbijaj�c palce w chropowate
kamienne p�yty. Gorrell przykucn�� obok niego, rozdrapuj�c cienkie spoiny.
Lang schodz�c im z drogi cofn�� si� w k�t i obserwowa� ich beznami�tnie. Twarz mia�
spokojn�, ale na lewej skroni pulsowa�a mu gwa�townie �y�ka.
Kiedy Avery i Gorrell wreszcie wstali spogl�daj�c na siebie nieprzytomnie, rzuci� si�
mi�dzy nimi na przeciwleg�� �cian�.
� Neill! Neill! � krzycza�, wal�c w�ciekle pi�ciami w mur. � Neill! Neill!
Nad ich g�owami �wiat�o zacz�o przygasa�.
Morley zamkn�� za sob� drzwi do gabinetu chirurg�w i podszed� do biurka. Mimo �e by�a
trzecia pi�tna�cie nad ranem, Neill prawdopodobnie nie spa�, analizuj�c najnowsze materia�y w
gabinecie przyleg�ym do sypialni. Na szcz�cie wyniki popo�udniowych test�w, �wie�o
sprawdzonych przez jednego z lekarzy, dopiero teraz dotar�y na jego biurko.
Morley wzi�� teczk� Langa i zacz�� wertowa� karty z wynikami test�w. Podejrzewa�, �e reakcje
Langa na niekt�re kluczowe s�owa i �wyzwalacze sugestii" ukryte w kwestionariuszach mog�
rzuci� dodatkowe �wiat�o na rzeczywiste motywy jego przyr�wnania snu do �mierci.
Otworzy�y si� drzwi z pokoju dy�urnych i zajrza� jeden z lekarzy.
� Czy mam przej�� sal� gimnastyczn�, panie doktorze?
Morley odprawi� go ruchem r�ki.
� Nie warto. Zaraz tam wracam.
Wybra� potrzebne mu karty i stawia� swoj� cyfr� przy ka�dej wycofanej. Zadowolony, �e
wyrwa� si� spod blasku lamp �ukowych, odwleka� jak najd�u�ej chwil� powrotu, i kiedy wreszcie
wkroczy� ponownie do sali gimnastycznej, by�o dwadzie�cia pi�� po trzeciej.
Trzej m�czy�ni siedzieli tak, jak ich zostawi�, Lang przygl�da� mu si� z g�ow� opart�
wygodnie na poduszce. Avery p�le�a� w fotelu z nosem w czasopi�mie, podczas gdy Gorrell,
skryty za oparciem kanapy, garbi� si� nad szachownic�.
� Czy kto� chce kawy? � zawo�a� Morley, uznaj�c, �e przyda�oby si� ich nieco rozrusza�.
�aden nie podni�s� wzroku ani nie odpowiedzia�. Morley poczu� si� dotkni�ty, zw�aszcza, �e
Lang gapi� si� ponad nim na zegar.
Potem dostrzeg� co�, co go zmrozi�o.,
Na wyfroterowanej pod�odze o dziesi�� st�p od kanapy le�a�a figura szachowa. Podszed� i
podni�s� j�. By� to czarny kr�l. Zdziwi� si�, jak Gorrell mo�e gra� w szachy bez jednej z dw�ch
niezb�dnych figur, kiedy dostrzeg� w pobli�u na pod�odze trzy dalsze figury.
Przeni�s� wzrok na posta� Gorrella.
Na pod�odze pod fotelem i kanap� le�a�y rozsypane pozosta�e figury. Gorrell p�le�a� na
stoliku. Jeden �okie� spad� z blatu i r�ka zwisa�a mu mi�dzy kolanami, dotykaj�c d�oni� pod�ogi.
Druga r�ka podtrzymywa�a g�ow�. Martwe oczy mia� wbite w pod�og�.
Morley podbieg� do niego krzycz�c:
� Lang! Avery! Sprowad�cie dy�urnych lekarzy!
Z�apa� Gorrella i odci�gn�� go od stolika.
� Lang! � krzykn�� jeszcze raz.
Lang nadal siedzia� zapatrzony w zegar, w sztywnej, nienaturalnej pozycji figury woskowej.
Morley pozwoli� Gorrellowi osun�� si� na kanap�, pochyli� si� i zajrza� w twarz Langowi.
Podszed� do Avery'ego, ukrytego za czasopismem, i potrz�sn�� go za rami�. G�owa
Avery'ego ko�ysa�a si� bezw�adnie. Czasopismo wypad�o mu z r�k, zostawiaj�c skulone palce na
wprost twarzy.
Morley przekroczy� nogi Avery'ego i podszed� do gramofonu. W��czy� go, uj�� w palce
regulator si�y g�osu i przekr�ci� go do ko�ca.
W pokoju dy�urnych cisz� rozdar� dzwonek alarmowy.
� Nie by�e� z nimi? � spyta� Neill ostro.
� Nie � przyzna� Morley. Stali pod drzwiami pokoju za biegowego. Dwaj piel�gniarze
w�a�nie roz��czyli urz�dzenie do elektroterapii i odje�d�ali z w�zkiem. W sali gimnastycznej trwa�a
cicha i spieszna krz�tanina lekarzy i piel�gniarek.
Wy��czono lampy �ukowe poza jednym rz�dem i sala wygl�da�a jak opustosza�a scena po
sko�czonym przedstawieniu.
� Skoczy�em tylko do gabinetu, �eby zabra� kilka kart z wynikami test�w � t�umaczy�. �
Nie by�o mnie najwy�ej dziesi�� minut.
� Mia�e� nie spuszcza� ich z oka � uci�� Neill � a nie wychodzi�, kiedy ci si� zechce. Po co
urz�dzili�my t� sal� i w og�le ca�y ten cyrk?
By�o po wpo� do sz�stej. Po dwugodzinnych bezskutecznych zabiegach wok� tr�jki
m�czyzn Neill by� bliski wyczerpania. Spojrza� na nich, le��cych bezw�adnie na ��kach, z
prze�cierad�ami podci�gni�tymi pod brod�. Byli prawie nie zmienieni, ale ich otwarte oczy nie
mruga�y, a pozbawione wyrazu twarze zdradza�y ca�kowit� psychiczn� pustyni�.
Lekarz schyli� si� nad Langiem sprawdzaj�c strzykawk�. Morley patrzy� w ziemi�.
� My�l�, �e i tak byli straceni � powiedzia�.
� Jak mo�esz co� takiego m�wi� � Neill zacisn�� usta.
Czu� si� sfrustrowany i bezsilny. Wiedzia�, �e Morley ma najprawdopodobniej racj�: wszyscy trzej
znajdowali si� w stanie kra�cowej regresji i nie reagowali ani na insulin�, ani na elektroterapi�, a
taki ostry atak katatonii musia� mie� jak�� przyczyn�, ale Neill jak zawsze odmawia� przyj�cia
czegokolwiek bez absolutnego dowodu.
Poszed� pierwszy do swojego gabinetu i zamkn�� drzwi.
� Siadaj. � Podsun�� Morleyowi krzes�o, a sam chodzi� po pokoju uderzaj�c si� pi�ci� w
otwart� d�o�.
� No dobrze, John. Co to jest?
Morley podni�s� jedn� z kart testowych le��cych na biurku i obraca� j� trzymaj�c za dwa
rogi. W jego umy�le p�ywa�y zdania, niepewne i pe�ne w�tpliwo�ci, jak �lepe ryby.
� Co chcesz, �ebym ci powiedzia�? � spyta�. � Reaktywacja dzieci�cego imago? Regresja
do wielkiego, ciep�ego �ona? Czy te�, m�wi�c pro�ciej � zwyczajny atak z�o�ci?
� M�w dalej.
Morley wzruszy� ramionami.
� Nieprzerwane czuwanie to wi�cej, ni� m�zg mo�e wytrzyma�. Ka�dy sygna� powtarzany
zbyt cz�sto traci w ko�cu znaczenie. Spr�buj powt�rzy� pi��dziesi�t razy
s�owo �sen". Po pewnym czasie samo�wiadomo�� m�zgu s�abnie. Przestaje pojmowa�, kim jest i
dlaczego, i w�druje na manowce.
� C� wi�c mamy robi�?
� Nic. Poza przemy�leniem wszystkiego od pocz�tku.
Centralny uk�ad nerwowy nie wytrzymuje narkotomii.
Neill potrz�sn�� g�ow�.
� Pogubi�e� si� � powiedzia� kr�tko. � �onglowanie og�lnikami nie zwr�ci nam tych ludzi.
Po pierwsze, musimy si� dowiedzie�, co si� z nimi sta�o, co czuli i widzieli.
Morley zrobi� sceptyczn� min�.
� Na tej d�ungli jest napis �wst�p wzbroniony". Nawet gdyby ci si� uda�o, to czy dramat
psychotycznej regresji b�dzie mia� jakie� znaczenie?
� Oczywi�cie. Nam si� to mo�e wyda� szale�stwem, ale dla nich to by�o realne. Gdyby�my
wiedzieli, �e spad� na nich sufit albo ca�a sala wype�ni�a si� lodami truskawko
wymi, albo zmieni�a w labirynt, mieliby�my od czego zacz��. � Neill przysiad� na biurku. � Czy
pami�tasz to opowiadanie Czechowa, o kt�rym mi m�wi�e�?
� �Zak�ad"? Pami�tam.
� Przeczyta�em je zesz�ej nocy. Dziwne. Jest znacznie bli�sze tego, co starasz si� powiedzie�,
ni� podejrzewasz. � Rozejrza� si� po pokoju. � Pok�j, w kt�rym tamten cz�owiek zamyka si� na
dziesi�� lat, symbolizuje umys� doprowadzony do najdalszych granic samo�wiadomo�ci... Z
Averym, Gorrellem i Langiem sta�o si� co� bardzo podobnego.
Widocznie osi�gn�li stan, w kt�rym nie mogli ju� znie�� my�li o w�asnej to�samo�ci. Co nie
znaczy, �e nie mogli tej my�li poj��, powiedzia�bym, �e wypar�a ona wszystko inne. Jak cz�owiek
w kulistym lustrze widz�cy wpatrzone w niego tylko jedno olbrzymie oko.
� Uwa�asz wi�c, �e regresja jest prost� ucieczk� przed tym okiem, przed wszechpot�nym ja?
� Nie ucieczk� � poprawi� Neill. � Psychotyk nigdy przed niczym nie ucieka. Jest znacznie
przemy�lniejszy. On. dostosowuje rzeczywisto�� do swoich potrzeb. Wcale nie
�atwa sztuka. Pok�j z tego opowiadania Czechowa poddaje mi my�l co do sposobu, w jaki mogli
zareagowa�. Dla nich odpowiednikiem pokoju by�a sala gimnastyczna. Zaczynam
rozumie�, dlaczego b��dem by�o umieszczenie ich tam: te o�lepiaj�ce �wiat�a, rozleg�a pod�oga,
wysokie �ciany. Wszystko to po prostu wzmaga�o uczucie przeci��enia. W gruncie
rzeczy sala gimnastyczna mog�a �atwo sta� si� zewn�trzn� projekcj� ich w�asnych ja�ni.
Neill zab�bni� palcami po biurku.
� Wed�ug mnie, oni teraz albo st�paj� po tej sali jako olbrzymy albo zmniejszyli j� do swoich
wymiar�w. Raczej to drugie. Zamkn�li sal� gimnastyczn� wok� siebie.
Morley u�miechn�� si� blado.
� Wystarczy wi�c napompowa� ich miodem i apomorfm� i nam�wi� do wyj�cia. A je�eli
odm�wi�?
� Na pewno nie � powiedzia� Neill. � Przekonasz si�.
Rozleg�o si� pukanie do drzwi i jeden z lekarzy wsun��
g�ow� do �rodka.
� Lang zaczyna z tego wychodzi�. Wzywa pana.
Neill wyskoczy� z pokoju.
Morley poszed� za nim na sal� zabiegow�.
Lang le�a� na ��ku, nieruchomy pod prze�cierad�em. Wargi mia� lekko rozchylone. Nie
wydobywa� si� z nich �aden d�wi�k, ale pochyliwszy si� nad nim, Morley widzia� drgania jego
krtani.
� Jest bardzo s�aby � ostrzeg� lekarz.
Neill przysun�� sobie krzes�o i usiad� obok ��ka. Napi�cie ramion zdradza�o wysi�ek
koncentracji. Pochyli� si� nad Langiem i s�ucha�.
Pi�� minut p�niej powt�rzy�o si�.
Wargi Langa poruszy�y si�. Jego cia�o napr�y�o si� pod prze�cierad�em walcz�c z pasami,
kt�rymi by�o przypi�te, i z powrotem opad�o.
� Neill... Neill � wyszepta�. S�aby i zduszony g�os zdawa� si� dochodzi� z g��bi studni.
� Neill... Neill... Neill...
Neill po�o�y� mu na czole drobn�, zgrabn� d�o�.
� Tak, Bobby � powiedzia� �agodnie ojcowskim, pieszczotliwym tonem. � Jestem
tutaj, Bobby. Mo�esz ju� wyj��.
Prze�o�y� Lech J�czmyk
1