11210
Szczegóły |
Tytuł |
11210 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11210 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11210 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11210 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Atobos
Wyb�r
Rozdzia� pierwszy
Szed�em korytarzem. Moje ci�kie buty wystukiwa�y r�wny rytm na szarych kafelkach. Coraz to inna jarzeni�wka o�wietla�a moj�
twarz. Pod pachami czu�em ci�ar Colt�w, a r�ce �wierzbi�y mnie by si�gn�� po te wielce u�yteczne przedmioty i rozpierdoli� g�owy
czterem wielkim jak wie�owiec debilom prowadz�cym mnie przez labirynt korytarzy, z kt�rych ka�dy wygl�da� tak samo. Wiedzia�em
jednak, �e z budynk�w korporacyjnych jeszcze nikt nie wyszed� w momencie, w kt�rym sobie tego �yczy�. Zastanawia�em si� tylko jak
ci czterej odnajduj� drog�, czy�by byli inteligentni na tyle, by j� zapami�ta�? Nie wygl�dali na takich.
Przekroczy�em drzwi otworzone przez jednego z mi�niak�w. Znajdowa�em si� w sali przypominaj�cej wymiarami moje ostatnie lokum.
By�o tam tak�e 3 innych facet�w w garniturkach takich, jaki ja mia�em (wyda�em na niego ca�e wynagrodzenie za ostatni� rob�tk�, a nie
by�o tego ma�o, ale trzeba trzyma� klas�) i przygl�da�o mi si� badawczo.
- Wykonasz dla NAS pewn� robot�. - rzek� po chwili wyczekiwania jeden z nich - oto szczeg�y, kt�re powiniene� zna�...
- Szczerze m�wi�c to mia�em zamiar wzi�� w�a�nie urlop - powiedzia�em do�� grzecznie, tak jak uczy�a mnie mamusia zanim zastrzeli�
j� jaki� skurwiel.
- ...oto cel, kt�ry masz zlikwidowa� - ci�gn�� jakby nie us�ysza� mnie pokazuj�c zdj�cie jakiej� laski - prawdopodobnie znajduje si� ona
w Nowym Jorku...
- Mia�em sobie w�a�nie wzi�� urlop! - powt�rzy�em g�o�niej - a w dodatku Nowy Jork le�y na drugiej stronie kontynentu.
- Je�li nie przyjmiesz propozycji mo�esz si� uznawa� za trupa- odezwa� si� drugi m�czyzna. W tym momencie si�gn��em po bro� i w
nast�pnej sekundzie dwie lufy patrzy�y na nich swoimi dziurkami gotowe wystrzeli� w ka�dym momencie.
- Jak na razie to wy mi wygl�dacie na trupy - wyszepta�em.
- Panie King, prosz� to od�o�y� - pop�yn�y spokojne s�owa jednego z moich -pracodawc�w-. Us�ysza�em ciche siorbni�cie z jednego
rogu sali, po chwili z drugiego, trzeciego i czwartego. Moim oczom ukaza�y si� miniaturowe dzia�ka laserowe zdolne rozwali� mnie za-
nim powiem -Kochanie wr�ci�em, co tak �adnie pachnie, daj buziaka na powitanie, jak ci min�� dzie�, bo mi cholernie �le oko�o pi�tej
rozwali�y mnie pieprzone laserowe dzia�ka, zobacz jakie mam fajne dziury w klacie!-
- Je�eli nalegasz. -schowa�em Colty.
- Pan Luter King - wypowiedzia� moje nazwisko trzeci m�czyzna - jest pan najlepszy w swoim fachu, czyli zabijaniu, cho� ma�o zna-
ny...
- Nie taki znowusz dobry skoro znalaz�em si� tutaj.
- Niech pan nie b�dzie taki skromny zabi� pan wszystkich 12 terroryst�w w samolocie, kt�rym pan lecia�, gdy� uwa�a� pan to za sw�j
obowi�zek...
- Tak powiedzia�em prasie, tak naprawd� to mnie strasznie zdenerwowali.
- Czym, je�li mo�na wiedzie�...
- Przy�o�yli mi pistolet do g�owy.
- Tak, to mo�e naprawd� zdenerwowa�, a wi�c zabi� ich pan nie maj�c �adnej broni...
- Nie mia�em broni tylko na pocz�tku, po tym jak rozwali�em tego, kt�ry przystawi� mi spluw� do g�owy i jego kumpli, ju� jej mia�em
pod dostatkiem.
- Nast�pnie wynaj�� si� pan by zabi� pewnego biznesmena, przez kt�rego straci� pan r�k� i musia� zamontowa� sobie sztuczn�, a w niej
dzia�ko laserowe i 2 wyrzutnie mikropocisk�w. Zabi� pan jego, jego �on�, c�rk�, pi�ciu ludzi ochrony i lokaja. Uratowa�a si� tylko s�u-
��ca, kt�ra wysz�a po zakupy.
- Nie macie dowod�w, �e to ja.
- Ka�dy z zabitych otrzyma� strza� w g�ow�, a dok�adnie w lewe oko. Czy� nie tak zabija pan swe ofiary?
- Mo�e przejdziesz ju� do sedna, to �e znasz m�j �yciorys i nauczy�e� si� go na pami�� nie �wiadczy o
niczym.
- Wi�c zgadzasz si�.
- A mam inne wyj�cie?
- Nie. Po wykonaniu roboty do twoich 7850 $ na koncie dodamy 500 000 $. Oto zdj�cie twojego celu. Ma na imi� Kathren Adams.
Znajd� j� i zabij.
- Co zrobi�a?
- Jest netrunerem, wykrad�a informacje, a reszta to nie twoja sprawa. Znajd� i zabij, zrozumia�e�?
Wyci�gn��em z za pazuchy ma�ego, starego i wylnia�ego pluszowego misia i zapyta�em si� go cicho: Znajdziemy j�? po czym przy�o�y-
�em ucho do jego pyszczka. Chwil� p�niej wyszed�em z pomieszczenia bez s�owa, a jaki� s�u�ek wyprowadzi� mnie z budynku. Wi-
dzia�em obserwuj�ce nas kamery.
Rozdzia� drugi
Siedzia�em na motorze, kt�rym w�a�nie wje�d�a�em do miasta. By�o strasznie gwarne, ruch na ulicach by� ogromny, a korki d�ugie jak
Boa Dusiciel. Dopiero po kilku godzinach zdo�a�em dojecha� do jakiego� hotelu, cho� s�owo hotel mia�o tyle wsp�lnego z tym budyn-
kiem co truskawka i kula bilardowa. Poszed�em spa�. TY KURWO!!! AAAA!!! - pisk. Zerwa�em si� z ��ka . BUMM. Chwila ciszy,
znowu strza�. Szybko wyszed�em na korytarz. Drzwi do pokoju obok by�y otwarte, a na progu le�a�a kobieta. Martwa. Po�owa jej twarzy
znajdowa�a si� na przeciwleg�ej �cianie ociekaj�c czerwon� i szar� ciecz�. Nad ni� sta� m�czyzna z dymi�cym jeszcze pistoletem.
- Uwierzysz, �e chcia�a 50 $. Nale�a�o si� jej.
- Tak, ale nie trzeba by�o mnie budzi�. - odpar�em po czym kopn��em mu w r�k� z pistoletem, kt�ry wylecia� w powietrze, wepchn��em
zdziwionego dziwkarza do pokoju i zdzieli�em go �okciem w twarz. Chrz�st i krew. Chcia� mnie kopn��, ale nie mia� w tym wprawy.
Przeskoczy�em jego nog� robi�c w powietrzu szpagat, a gdy opad�em na pod�og� kopn��em go z obrotu w praw� stron� twarzy. G�owa
mu si� obr�ci�a, znowu chrz�st i mi�cho upad�o na pod�og� wzniecaj�c kurz.
- Nie trzeba by�o mnie budzi�. - powt�rzy�em i wr�ci�em do ��ka.
Wsta�em p�no. Zjad�em co� i wyruszy�em no poszukiwanie panny Adams, b�d� co b�d�, niez�ej babki o d�ugich nogach i niczego sobie
piersiach, a na dodatek blondynka, jednym s�owem: poezja. Nic jednak nie znalaz�em. Kr�ci�em si� po metropolii kilka dni bez �adnego
rezultatu i w ko�cu zacz�o brakowa� mi pieni�dzy. Zmieni�em wi�c cel moich poszukiwa�, teraz potrzebowa�em pracy, jakiejkolwiek.
Wieczorem dotar�em do jednej z tamtejszych spelunek. G�o�na muzyka, dymek, nie tylko papierosowy, rzeki piwa itp. Podszed�em do
barmana, taki cz�owiek powinien co� wiedzie� o robocie, i wiedzia�. Wskaza� na cz�owieka prze stoliku nr3. Podzi�kowa�em mu pi�cio-
ma dolarami i poszed�em we wskazanym kierunku.
- Mo�na si� przysi���? - �adnej reakcji, usiad�em wi�c bez pozwolenia. Gostek ubrany by� w czarn� sk�rzan�
kurtk�, spod kt�rej wygl�da�a ow�osiona pier�. �ys� g�ow� macha� w rytm muzyki, prze�kn�� �yk napoju, kt�rego nie rozpozna�em i
spojrza� na mnie:
- Czego? - spyta� grzecznie.
- Barman powiedzia� mi, �e poszukujesz pracownika.
- Bzdura, spadaj.
- OK. odejd�, ale ty stracisz najlepszego cz�owieka jaki mo�e trafi� ci si� w tym bagnie. Tw�j szef nie b�dzie zadowolony.
- Ha, m�j szef, m�j k�opot, a teraz spierdalaj.
- Potrzebuje forsy.
- Jak ka�dy.
- Ale nie ka�dy ma takie umiej�tno�ci jak ja.
- O, ten kawa�ek jest dobry. - powiedzia�, gdy zacz�a si� nowa piosenka - id� sobie i nie przeszkadzaj mi, przyjd� jutro.
Odszed�em od stolika, wr�ci�em do baru wypi�em browara i wyszed�em z klubu kieruj�c si� w stron� innej budy. Trafi�em tam dosy�
szybko, odda�em bro� przy wej�ciu: 2 Colty i Stenmayera, kt�rego nosi�em za paskiem na plecach, i poszed�em szale�. Bawi�em si� ca��
noc wydaj�c ostatni� fors� i dopiero o 6 wyszed�em lekko wstawiony na -�wie�e- powietrze. Powoli wlok�em si� do motoru, gdy drog�
zast�pi�o mi kilka postaci i przez ma�a mgie�k� us�ysza�em;
- Dawaj fors� stary albo wyprujemy ci flaki. - spojrza�em, by�o ich 10
- Kurwa, wi�cej was mama nie mia�a, masz - i rzuci�em mu ostatnie 20 baks�w.
- Tylko tyle, nie kr�� dawaj szmal i garnitur.
- Wi�cej nie mam a garnitur b�dziesz musia� sobie wzi�� sam.
- Jak chcesz - skin�� g�ow� i czterech punk�w ruszy�o w moim kierunku, a z ich palc�w wysun�y si� -wampirki-. Otrze�wia�em na-
tychmiast i w mgnieniu oka wyci�gn��em Colty.
- �ryjcie skurwiele - BUMM, BUMM rozleg�o si�. Kule przesz�y przez g�ow�, lewe oko, rozpryskuj�c mieszanin� m�zgu i krwi na uli-
c�. Trzeci napastnik pr�bowa� mnie poci��, ale odbi�em nog� jego r�k�. Ostatni podskoczy� do mnie i rozdar� mi bok, z kt�rego szybko
zacz�a wylewa� si� krew. Reszta punk�w ruszy�a w moim kierunku. Z obrotu poci�gn��em temu kt�ry mnie zrani�, dosta� w g�ow�,
CHRUP, upad�. Przy�o�y�em luf� do g�owy tego, kt�remu podbi�em r�k�, strza� i fontanna wytrysn�a z ty�u g�owy ozdabiaj�c �cian�.
Kolejny strza� i jeden z biegn�cych upad� bez tylnej cz�ci g�owy oblewaj�c wszystko wko�o posok�. Zobaczy�em jak ten, z kt�rym ga-
da�em wyci�ga �rut�wk�. Jej strza� zrobi�by sito ze mnie i jego kumpli.
- Kurwa ma� - krzykn��em, gdy kolejne ostrza wpi�y mi si� w cia�o, jednak niezbyt g��boko. Szybko zosta�em otoczony przez 4 punk�w.
K�tem oka widzia�em jak ich szef mocuje si� z ganem. Podskoczy�em najwy�ej jak mog�em robi�c w powietrzu szpagat i celuj�c z obu
Colt�w w dupka ze �rut�wk�. Jeden but zetkn�� si� z cia�em mia�d��c nos i obluzowuj�c kilka z�b�w. Huk strza��w zla� si� w jedno, a
w chwil� po tym cia�o szefa punk�w upad�o prawie bez g�owy na ulic�. Szybko utworzy�a si� sporawa ka�u�a obok zw�ok. Napastnicy
odst�pili, jeden pr�bowa� powstrzyma� krwotok z nosa. Czmychn�li szybciej ni� si� pojawili. Sze�� trup�w le�a�o na ziemi rozlewaj�c
wok� siebie krew. Poszczeg�lne ka�u�e zacz�y si� ju� ��czy� zalewaj�c coraz wi�kszy obszar. Chcia�em ju� tylko odej�� st�d i tak zro-
bi�em.
Rozdzia� trzeci
B�l. Powoli wraca�a mi �wiadomo��.
- Jebane skurwysyny. Czemu nie za�atwi�em ich wszystkich. Ooch kurwa - j�kn��em, gdy pr�bowa�em si� poruszy�. Bola� mnie zranio-
ny bok. Gdy przyszed�em do hotelu odkazi�em go i zabanda�owa�em, mia�em ju� w tym wpraw�, za kilka dni nie b�dzie nawet �ladu
zw�aszcza, �e niedawno doda�em do asortymentu moich udoskonale� technicznych nanochirurgie. Spojrza�em na zegarek 22.47. Czas
wstawa� i skoczy� do baru. Skrzywi�em si� wstaj�c, lecz stara�em si� nie zwraca� na to uwagi.
P� godziny p�niej oddawa�em bro� przy wej�ciu do lokalu. Skierowa�em si� od razu do stolika nr3, przy kt�rym siedzia� �ysol.
- I co z t� robot�? - zapyta�em na wst�pie.
- Przyjd� jutro do doku nr 56. Tam b�dzie czeka� ci�ar�wka, kt�r� trzeba odeskortowa�.
- Ile?
- 3000 $
- P� teraz i p� po robocie. - facet skin�� g�ow� i wyci�gn�� zwitek banknot�w wr�czaj�c mi - dzi�ki, aha znasz mo�e takiego frajera - i
tu opisa�em go�cia, kt�rego wczoraj zabi�em, lepiej zna� swych wrog�w.
- Nigdy go nie widzia�em. - Odszed�em.
Nast�pnego dnia zjawi�em si� w dokach. Dojecha�em do 56, gdzie sta�a ci�ar�wka. Przygotowa�em si� jak na wojn�. Opr�cz pistolet�w
mia�em jeszcze pod siedzeniem motoru �rut�wk� Arasaki i obrzyna dwururk� oraz system snajperski Arasaki w kufrze z ty�u motoru.
Zauwa�y�em jeszcze 4 ludzi kr�c�cych si� w pobli�u i dwa samochody osobowe, kt�re tylko przy du�ej wyobra�ni mo�na by�o tak na-
zwa�. Po kilku minutach oczekiwania przyjecha�a jeszcze jedna ci�ar�wka, z kt�rej wyskoczy�o ko�o 8 os�b i zacz�o prze�adunek. Gdy
sko�czyli wzi�li dup� w troki i odjechali z piskiem opon. Nag�a seria z karabinu troch� mnie zaskoczy�a. Jeden z naszych pad� z dziura-
mi na ca�ym ciele. Nast�pny strza�, tym razem pojedynczy. Beton obok mnie eksplodowa�. Szuka�em strzelca i zauwa�y�em go na dachu
jednego z budynk�w, a obok niego sta� cz�owiek prze�adowuj�cy karabin. Chroni�c si� za motorem wyj��em snajperk�. Otworzy�em ne-
seser , w kt�rym si� znajdowa� i szybko go z�o�y�em. W tym momencie moi kolesie otworzyli ogie�. Nast�pna seria z karabinu przerwa-
�a si� w po�owie, gdy� strzelec dosta� w r�k�. Wrogi snajper w�a�nie si� przymierza�. Podnios�em bro�, wycelowa�em, wstrz�s wystrza�u,
szybki lot kuli cichy jak ch�d rysia, �miertelna rana g�owy snajpera, kt�ry pada rozlewaj�c �yciodajny p�yn, lewe oko. Ten z karabinem
ju� si� nie pokaza�.
- Ruszamy i to szybko - krzykn�� kt�ry�. Za�o�y�em moj� bro� na plecy, wsiad�em na motor i ruszy�em za reszt�.
Nie jechali�my szybko. Wraki nazywane przez nich samochodami klekota�y podczas jazdy. Nic si� nie dzia�o, ale do czasu. W pewnej
odleg�o�ci zauwa�y�em dwa samochody jad�ce naszym pasem. Zbli�a�y si� nieustannie, a ich kierowcy nie planowali chyba przysz�ych
wakacji, bo jechali na czo�owe. Szybko zatrzyma�em si� i zdj��em z plec�w karabin snajperski. Cude�ko nios�o na dwa kilometry, wi�c
nie by�o si� co martwi�.
Wycelowa�em w kierowc� pierwszego auta, strza�, sekund� po tym wida� dziur� w szybie i kierowc� �api�cego si� za lewe oko, albo za
to co z niego zosta�o. Wozem zacz�o rzuca�, a po chwili zjecha� z jezdni przypierdalaj�c w jaki� s�up. WYBUCH. Ziemia zatrz�s�a si�
lekko. Drugi samoch�d min�� mnie obstrzeliwuj�c jeden z osob�wek. Kierowca dosta�. Ostry skr�t i samoch�d wypada z trasy. Napast-
nik min�� mnie, a ja spokojnie wymierzy�em. Strza� tym razem w ty� g�owy. Eksplozja m�zgu i krwi. Przednia szyba zabarwi�a si� na
czerwono. Nie patrzy�em ju� dalej, goni�em eskortowan� ci�ar�wk�.
Reszt� drogi przejechali�my bez problemu zatrzymuj�c si� na jakim� podw�rzu, gdzie czeka� na nas �ysol.
- Oto reszta forsy. Ju� nie b�dziesz nam potrzebny. - powiedzia�.
- �adnego dzi�kuj� ani poca�uj mnie w dup�.
- No to poca�uj mnie w dup� i spierdalaj.
- Marzenie �ci�tej g�owy - W�o�y�em fors� do kieszeni i odjecha�em w stron� hotelu.
Rozdzia� czwarty
Siedzia�em w barze, by�o p�no. Ci�gle my�la�em jak dorwa� Kathren. Od czasu, gdy zarobi�em te trzy patole min�o ju� kilka dni, w
czasie kt�rych dowiedzia�em si� par� nowych rzeczy. Panna Adams, jak si� okaza�o chodzi�a razem ze mn� do szko�y, a nawet klasy.
Przesz�a szereg operacji plastycznych zmieniaj�c ca�y sw�j image. Osobowo��, nazwisko, charakter, idea�y. Zosta�a jednym z najlep-
szych haker�w na �wiecie, wykrada�a dane z wszystkich komputer�w, wi�c nie dziwota, �e zalaz�a za sk�r� wynajmuj�cej mnie korpo-
racji. Przy��czy�a si� do jakiego� ruchu wyzwoleniowego o nazwie -Czerwone bractwo-. Nie zag��bia�em si� dalej. Nie mia�em dost�pu.
Wynaj��em nawet innego netrunera by j� znalaz�, ale na razie nie dawa� znaku �ycia. Doko�czy�em drinka i wyruszy�em do hotelu.
Otwieraj�c drzwi us�ysza�em dzwonek telefonu. Podbieg�em szybko i podnios�em s�uchawk�.
- Pan King - kobiecy g�os, cichy, delikatny jak jedwab, jakby nie�mia�y.
- Tak, przy telefonie.
- Cze�� Luter, m�wi Kathren, musimy si� spotka�.
- OK. Kiedy i gdzie.
- Najlepiej teraz, przyjed� do starej fabryki zabawek. Wiesz gdzie to jest?
- Tak - i od�o�y�em s�uchawk�.
Wyszed�em z pokoju, wsiad�em na motor i ruszy�em zastanawiaj�c si� po drodze czy mam j� zabi�, zawsze to kole�anka z klasy, a nie
obca osoba, w dodatku �adna jak cholera a� �al bierze cz�owieka. W ko�cu dojecha�em. Budynek by� zniszczony. Ci�ki metalowe drzwi
zwisa�y na jednym zawiasie, �ciany ubrane w r�nokolorowe grafitti. Wszed�em rozgl�daj�c si�. Wielka hala wype�niona by�a odpad-
kami, �mierdzia�o zgnilizn�, dziury w dachu. Zauwa�y�em j� jak idzie w moim kierunku. Pi�kna, obcis�e, niebieskie d�insy, sweter uwy-
puklony do�� znacznie, d�ugie, rozpuszczone w�osy, chcia�oby si� po�re� j� wzrokiem.
- Witaj, zmieni�a� si�.
- Mam nadzieje, �e na lepsze.
- Taak, na lepsze. S�ysza�em, �e masz k�opoty. Kto� na ciebie poluje.
- Tak. A ja s�ysza�am, �e to ty. - za�mia�em si� cicho.
- Ja te� tak s�ysza�em.
- Wi�c jak. Masz zamiar mnie zabi�?
- Jeszcze si� nie zdecydowa�em - odpar�em z u�miechem, ona te� si� u�miechn�a - dlaczego mnie tu sprowadzi�a�, chcesz mnie zabi�?
- Nie mam nadzieje, �e mi pomo�esz. - powiedzia�a nadal lekko si� u�miechaj�c.
- W czym? - k�tem oka zauwa�y�em jaki� ruch, ale nie mog�em oderwa� oczy od jej twarzy. - M�wi�em ci ju�, �e prze�licznie wygl�-
dasz? - Nag�y b�l, przera�liwy, lewe rami� eksplodowa�o. Si�a rzuci�a mnie na pod�og�, przeturla�em si� wyjmuj�c zdrow� r�k� Colta.
No ziemi zostawi�em krwawy �lad. Le��c odwr�ci�em g�ow� w stron� strza�u i zobaczy�em... luf� kieruj�c� si� w moj� g�ow�. Odruch,
wyuczony na ulicy, zadzia�a� szybciej ni� my�l. Strzeli�em. Kula trafi�a w brzuch rozrywaj�c go. Przez dziur� wyla�a si� krew. Tego ju�
mia�em z g�owy. Poszuka�em wzrokiem dziewczyny. Znalaz�em. Wyci�ga�a w�a�nie jaki� ma�y damski pistolecik. Za ni� pojawili si� ja-
cy� m�czy�ni. Chyba sze�ciu. B�l by� uci��liwy, r�ka mi zdr�twia�a. Podnios�em Colta odczo�giwuj�c si� w stron� �ciany i jakich� be-
czek. Wystrzeli�em w jednego z m�czyzn. Dosta� w klatk� i przewr�ci� si�. Pozostali strzelali. Dwie kule trafi�y w nog� mia�d��c ko�ci,
reszta omin�a mnie powoduj�c eksplozje posadzki. Odda�em kilka strza��w os�aniaj�c sw�j odwr�t, gdy chowa�em si� za beczki sko�-
czy� si� magazynek. Odrzuci�em bro� i si�gn��em po drugiego Colta. Wychyli�em si�, dwa strza�y, dwa trupy upad�y z przestrzelonymi
g�owami. Biegli w moj� stron� strzelaj�c. Beczki iskrzy�y przy ka�dym zderzeniu z kul�. Powali�em jeszcze dw�ch. Bieg� ju� tylko je-
den i dziewczyna, j� chcia�em zostawi� sobie na koniec, je�li do�yje ko�ca. Krzycz�c zerwa�em si� ostatkiem si� i mocno kulej�c rzuci-
�em si� w prawo. Kule uderza�y o beczki i zagnie�d�a�y si� ku�o st�p. Znowu b�l. Tym razem w stopie. Kula oderwa�a mi du�y palec.
Polecia�em do przodu obracaj�c si� w powietrzu i oddaj�c strza�y. Zauwa�y�em jak trafiony m�czyzna obraca si� i upada, a jego pier�
zalewa si� czerwieni�. Magazynek by� pusty. Upad�em krzycz�c z b�lu. Przejecha�em kawa�ek zostawiaj�c krwawy �lad. Zamkn��em
oczy, a gdy znowu je otworzy�em spogl�da�em w luf� pistoletu Kathrene.
- Gi� pieprzony farcia�u! - podnios�em nog� wykopuj�c jej bro� i opryskuj�c krwi� z odstrzelonego palca. Pistolet wyskoczy� jej z r�ki.
Obr�ci�em si� na plecy si�gaj�c po Stenmayera, zauwa�y�em jak ona rzuca si� po swojego gana. By�em szybszy.
- He, he - strza�, felerne lewe oko. Kula zmiot�a jej p� twarzy mia�d��c ko�ci czaszki krew ucieka�a szybko, tak jak i �ycie. Zadanie
wykonane, zemdla�em.
Wyb�r 2: Zemsta
Rozdzia� pierwszy
Ping...ping...ping...ping...ping... Jednostajny g�os dochodz�cy do mojej g�owy stawa� si� coraz g�o�niejszy. Narasta�, pulsowa�,
zmienia� tonacj�. Ciemno�� przed oczami zacz�a bledn��. Robi�o si� coraz ja�niej i ja�niej i w ko�cu otworzy�em oczy. - Witaj w�r�d
�ywych Luter! Jak mi�o zobaczy�, �e znowu wytrzeszczasz �lepia. - Aahherrr - pr�bowa�em co� wyj�ka�, jednak nie wychodzi�o mi to
zbyt dobrze.
- Gdyby ci� to interesowa�o jeste� w szpitalu.
- Cze�� Peint - no w ko�cu uda�o mi si� co� powiedzie�.
- Znalaz�em ci� w ka�u�y krwi, na dodatek nie tylko twojej. Jako dobry samarytanin zabra�em ci� wi�c do szpitala, gdzie si� ju� tob� za-
j�li, nie wygl�da�e� najlepiej. Dlaczego ty nigdy mi nic nie m�wisz jak idziesz troch� poszale�. - rozgl�dn��em si� wok� siebie nie
zwracaj�c uwagi na dalsze narzekanie, bia�e �ciany, bia�e prze�cierad�a, jednostajne ping...ping...ping maszyny stoj�cej przy moim ��-
ku, a obok drugie ��ko z tak� sam� maszynk� ping...ping............ping.......piiiiiiiiiiiiiiiiiiii.
- Wiesz co stary, chyba mam Deja vu, czy ja ju� tu nie by�em i nie s�ucha�em tego twojego gl�dzenia?
- To pewnie od odniesionych uraz�w, gdyby nie ja, to nie wiem czy le�a�by� w takim ciep�ym pomieszczeniu.
- Pewnie tak. Jak mnie znalaz�e�?
- Us�ysza�em, �e szukasz panny Adams, popyta�em si� troch� tu, troch� tam i dowiedzia�em si�, co to za os�bka, mia�em w�a�nie ci�
odwiedzi�, tyle, �e nie by�o ci� w motelu. Portier tzn. ten mi�y pan co wydaje klucze i otwiera drzwi co �adniejszym panienkom po kr�t-
kich pertraktacjach powiedzia� mi, �e do�� szybko wyjecha�e�. Po kilku dok�adniejszych pytaniach i lekkim przyci�ni�ciu delikwenta
dowiedzia�em si� paru innych szczeg��w. Nawet sobie nie wyobra�asz ile wie taki cz�owiek, kt�ry siedzi ca�y czas w jednym miejscu i
obserwuje. Naprawd� fascynuj�ce. Sam si� zdziwi�em jego wiedz� i ...
- Dosy�! Przesta� ju� gada�!!! Jeste�my przyjaci�mi, ale nie nadu�ywaj mojej cierpliwo�ci. D�ugo ju� tu jestem?
- B�dzie z 5 dni.
- Cholera. - zamkn��em oczy - wiesz mo�e kiedy mnie wypuszcz�
- Powinien pan pole�e� jeszcze przynajmniej 3 dni. - us�ysza�em jaki� obcy, kobiecy g�os, otworzy�em oczy, przede mn� sta�a ubrana na
bia�o piel�gniarka u�miechaj�ca si� serdecznie. - Niestety musimy przenie�� pana do Miejskiego Szpitala.
- Co? Dlaczego? Miejski Szpital to umieralnia. Kto� mia� niez�e poczucie humoru nazywaj�c to "szpitalem", bardziej pasuje do tego
kostnica.
- Niestety nie ma innej rady. - powt�rzy�a piel�gniarka, nie u�miecha�a si� ju� sympatycznie, teraz mia�a u�miech w stylu "i tak nie wal-
niesz mnie w mord� frajerze, nie jeste� w stanie!" i ten blask w oczach wyra�nie dawa� mi do zrozumienia, �e czasy, w kt�rych piel�-
gniarki by�y mi�ymi os�bkami nios�cymi pomoc min�y bezpowrotnie. - Pa�skie konto jest zablokowane i nie ma pan czym p�aci�, wi�c
jedynym wyj�ciem jest przeniesienie pana w inne miejsce. To jest szpital, a nie instytucja charytatywna.
- Konto zablokowane? Mam rozumie�, �e jest puste? To ile mnie kosztowa�o le�akowanie w tej budzie?
- Z pana konta pobrali�my 1100$. 100$ wpisowe i po 200$ za ka�dy sp�dzony tu dzie�. Jednak nie mo�emy pobra� nast�pnej kwoty,
gdy� bank zablokowa� konto, co r�wna si� z usuni�ciem pana z listy naszych pacjent�w. - Kurwa, ten u�miech, jeszcze chwila, a posta-
ram si�, by znikn�� z jej twarzy na zawsze i wtedy zamienimy si� miejscami.
- Przepraszam - zapyta�em grzecznie, stara�em si� nie okazywa� ch�ci wbicia jej no�a w brzuch i pokr�cenia nim na wszystkie strony, to
zazwyczaj zniech�ca ludzi do dalszej rozmowy ze mn�, a wprowadzenie tych ch�ci w �ycie jeszcze bardziej pogarsza sytuacj�. - czy
bank poda� jak�� informacj� co do zablokowania konta?
- Nie, nic takiego nie mia�o miejsca. Zostanie pan przewieziony do drugiego szpitala za dwie godziny.
- Chwileczk� - wtr�ci� si� Peint - prosz� skorzysta� z mojego konta, zap�ac� za niego.
- Dobrze. Prosz� uda� si� ze mn� do recepcji. - i Peint ruszy� ra�nym krokiem za pani� w bia�ej sp�dniczce wyszeptawszy "zaraz wra-
cam, nie odchod�" znikn�� za drzwiami razem ze swoim sarkastycznym u�mieszkiem. Mog�em si� za�o�y�, �e ju� pr�buje dobra� si� do
biednej piel�gniarki i gdy tylko wr�ci zacznie si� chwali� swoim nowym podbojem. Tylko co si� kurwa dzieje z moim kontem, wyczer-
pa� si� nie mog�o, bo nawet po odj�ciu tych 1100$ pozosta�o mi na koncie prawie 1000 dolc�w, no i przecie� mia�em dosta� 500 000$
za zabicie Kathren Adams. Nie przychodzi�o mi nic do g�owy opr�cz kolejnego "kurwa ma�".
Mike wr�ci� dopiero po 20 min. U�miechni�ty jak cz�owiek, kt�ry idzie odebra� miliard w lotka i nie wie, �e zaraz przejedzie go ci�a-
r�wka.
- Hehe, no to wiecz�r mam ju� zaj�ty. Wiesz, �e panna Natalia jest tak naprawd� bardzo mi�� os�bk�.
- Jezu!!! Ca�y Michael Peint. M�wi�em ci ju�, �eby� nie szed� do ��ka z ka�d� kobiet�, kt�r� spotkasz. Jeszcze kiedy� tego po�a�ujesz.
- Ale jak na razie jest O.K., wi�c nie martw si� na zapas.
- Ja si� o ciebie nie martwi�, tyle, �e masz takie znajomo�ci, �e szkoda mi b�dzie, gdy co� ci si� stanie. No w�a�nie, spr�buj si� dowie-
dzie� co jest nie tak z moim kontem.
- Dobra, zobacz� co da si� zrobi�, a ty le� tutaj spokojnie i nie nar�b k�opot�w.
- Postaram si� - powiedzia�em lekko si� u�miechaj�c - Aha, wiesz mo�e gdzie jest m�j pluszowy mi�?
- Zobacz w szafce. - powiedziawszy to wyszed�. Si�gn��em do szafki i rzeczywi�cie le�a� tam m�j mi�. By� ju� lekko wylinia�y i troch�
przybrudzony (g��wnie krwi�) no i mia� naderwane jedno ucho. Wzi��em go do r�ki i pod�o�y�em pod g�ow�, trzeba jako� przeczeka� te
trzy dni. Spr�bowa�em zasn�� i chyba mi wysz�o, bo ju� po kilku chwilach jednostajne ping...ping...ping znik�o z mojej ja�ni i nasta�a
ciemno��.
Rozdzia� drugi
Zapi��em rozporek i ju� zabiera�em si� za guzik, gdy drzwi si� otworzy�y. Podnios�em wzrok, w wej�ciu sta� Mike.
- Cze��, jeste� ju� gotowy?
- Noo, tzn. tak, ju� id� - powiedzia�em mocuj�c si� z guzikiem, pr�bowa�em go zapi��, ale gdy ju� przechodzi� przez dziurk� w ostatniej
chwili z niej wypada�. Chwyci�em go jeszcze raz i spr�bowa�em ponownie, z tym samym skutkiem. - Kurwa, co jest!
- Mo�e ci pom�c, hehe.
- Spierdalaj, lepiej poszukaj moich zabawek, nigdzie nie mog� ich znale��.
- S� w samochodzie, chyba nie my�lisz, �e odwi�z�bym ci� do szpitala z takim arsena�em.
- Jest!!! Uff w ko�cu si� uda�o, powinienem dosta� Nobla. - zarzuci�em marynark�, poprawi�em bia�� koszul� i rozprostowa�em r�ce -
Cho� zmywamy si�, bo ju� nie mog� tu wytrzyma�.
- Wodzu prowad�. - powiedzia� z u�miechem i wyszli�my. Po drodze do wyj�cia zahaczy�em jeszcze o recepcje, gdzie otrzyma�em reszt�
moich rzeczy, zegarek, kart� kredytow� itp. Ra�nym krokiem ruszyli�my do drzwi wyj�ciowych.
- Aha, m�wi�e� co� o samochodzie, to ju� nie je�dzisz autobusami?
- Nie, hehe, ju� nie je�d��. Po ostatniej naszej rob�tce ju� nie musze, cho� znowu zaczyna brakowa� mi pieni��k�w - doszli�my ju� do
wyj�cia, drzwi otworzy�y si� automatycznie, �wie�e powietrze (no mo�e nie takie �wie�e, powiedzmy powietrze r�ni�ce si� od tego,
kt�re za�ywa�em przez ostatni tydzie�) wtargn�o do p�uc i ... zacz��em kaszle�.
- Cholera, czy mi si� wydaje czy tego smogu robi si� coraz wi�cej. - powiedzia�em robi�c kilka krok�w do przodu.
- Hoho, posiedzia� troch� w szpitalu i ju� narzeka na domowe pielesze, cho� lepiej przywita� si� ze swoim motorem i zobaczy� samo-
ch�d.
- Ju� ... ekhem id� - przez chwil� stara�em si� nie kaszle�, szed�em za Peintem, drapanie w gardle zacz�o jednak narasta� - poczekaj
chwil� - zdo�a�em powiedzie� i skuliwszy si� troch� zacz��em kaszle�. Pyk...lekki, prawie nies�yszalny d�wi�k, trawnik obok chodnika,
po spotkaniu z kul�, wybuchn�� wyrzucaj�c w przestrze� kawa�ki ziemi.
- Co jest? - rzuci�em si� do przodu biegn�c w stron� motoru, patrz�c w stron�, z kt�rej prawdopodobnie pad� strza�. PYK, �wist kuli po-
czu�em na szyi, co� zaiskrzy�o obok, rzuci�em si� do przodu upadaj�c ko�o motoru i chowaj�c si� za niego, Mike nerwowo otworzy�
drzwi czerwonego Ferrari.
- TO JEST TEN NOWY SAMOCH�D???
- Tak, podoba si�? �ap - i rzuci� mi Colta,
- Powiem ci jak przestan� do mnie strzela� - chwyci�em go i wyjrza�em zza motoru. Lot kuli wskazywa� na to, �e strzelano z dachu bu-
dynku po drugiej stronie ulicy, gdybym si� nie schyli� to pewnie ju� nigdy nie musia�bym si� martwi� o b�l g�owy. Uwa�nie ogl�da�em
dach, ale nikogo tam nie by�o! Za to dw�ch policjant�w sz�o w naszym kierunku, szybko schowa�em Colta za pasek. Ju� po chwili byli
przy nas.
- Czy co� si� sta�o panowie, mog� zobaczy� wasze dowody to�samo�ci?
- Nie, wszystko w porz�dku. �cigali�my si� z koleg� i chyba si� potkn��em. - powiedzia�em przywo�uj�c na twarz u�miech numer 52,
specjalnie na takie okazje.
- Wygl�da�o na to, �e pan specjalnie skoczy� za motor. - Wzruszy�em ramionami i poda�em mu dow�d.
- Chyba to nie jest karalne.
- Na szcz�cie dla pana nie, - przejrza� dokument - prosz�, i niech pan, panie King ju� tak nie robi, bo mo�emy uzna� to za zak��canie
porz�dku.
- Dobrze, postaram si�. - odpowiedzia�em u�miechaj�c si� pod nosem, nienawidzi�em dzielnic korporacyjnych - czy to wszystko?
- Tak, dobrego dnia.
- W takim razie papa - powiedzia�em s�odkim g�osem, policjant obr�ci� si� i popatrzy� na mnie, jakby zauwa�y� sarkazm, czy�by jaki�
inteligentniejszy??? Jego wzrok spoczywa� na mojej twarzy przez d�u�sz� chwil�, wi�c podnios�em r�k� i pomacha�em mu wymawiaj�c
bezg�o�nie "pa, pa" Odwr�ci� si� i odszed� szybkim krokiem. Z u�miechem satysfakcji patrzy�em w �lad za nimi, gdy nagle zobaczy�em
cz�owieka w garniturze, z teczk� w r�ku, rozgl�daj�cego si� nerwowo na boki, wybiegaj�cego z budynku po drugiej stronie ulicy. W
g�owie od razy za�wieci�a mi si� �ar�weczka powiedzia�em "Mike poczekaj tu" i truchtem ruszy�em na drug� stron�.
Dobieg�em do niego , gdy wsiada� do taks�wki, popchn��em do �rodka i wsiad�em za nim. Przystawi�em mu pistolet do brzucha. - Gdzie
mam jecha�? - zapyta� taks�wkarz nie odwracaj�c si�.
- Powiedz gdzie, a je�li co� pi�niesz to sprawdz� co jad�e� na �niadanie.
- Bank na jedenastej alei - wyszepta� trz�s�cym si� g�osem.
- Kto ci� wykn��?
- Co? Mnie, ja... nie. Chcesz pieni�dze? S�...s� tu - uni�s� r�k�.
- Nie! St�j, nie chce �adnej forsy. Otw�rz teczk�, tylko powoli.- facet trz�s�cymi r�koma si�gn�� do szyfru i otworzy�, wysypa�o si� tro-
ch� papier�w. Szybko przeszuka�em dno teczki, a p�niej jego samego, nic nie znalaz�em, chyba nie by�by taki g�upi, by wywala� kara-
bin snajperski!
- Przepraszam pana najmocniej, chyba si� pomyli�em. Prosz� pokaza� mi swoje dokumenty. - Gostek si�gn�� do kieszeni marynarki i
wyj�� portfel, przegl�dn��em go i powiedzia�em:
- Najlepiej by by�o, gdyby zapomnia� pan o tym spotkaniu i nikomu o tym nie m�wi�, ka�dy ma prawo si� pomyli�, czy� nie? - patrzy�
si� na mnie dziwnym wzrokiem, jego oczy przypomina�y raczej szklane kulki, otworzy� usta, ale zamiast s��w wylecia�a z nich str�ka
�liny.
Odj��em Colta od jego brzucha.
- Prosz�, oto pa�skie dokumenty, je�li si� dowiem , �e pan co� powiedzia� to pana zabije, dobrze? - pokiwa� g�ow� w odpowiedzi, �lina
pokapa�a na jego garnitur.
- No to super. - �cisn��em mu policzek jak wujaszek odwiedzaj�cy swojego ma�ego krewnego - To dobrze, �e si� rozumiemy, dzi�ki za
przeja�d�k�, mi�o by�o ci� pozna�. Znikam - popuka�em w szyb� oddzielaj�c� nas od kierowcy i powiedzia�em - Ja tu wysi�d�, zatrzy-
maj si�. - Kierowca szybko wjecha� na chodnik zahaczaj�c lekko ty�em o lamp�. Wysiad�em nie zwracaj�c ju� uwagi na cz�owieka le��-
cego na masce i krzycz�cego co� do taks�wkarza. Wr�ci�em do szpitala. Michael czeka� na mnie przy swoim samochodzie.
- No, nareszcie wr�ci�e�, ju� zaczyna�o mi si� nudzi�
- To nie ten. Daj mi reszt� broni i wynosimy si� st�d. - odpowiedzia�em i wyruszyli�my. Po kilku minutach drogi w kasku motoru ode-
zwa� si� g�os Mike'a.
- Mia�e� powiedzie� co my�lisz o wozie.
- A co mo�na my�le�, super fura, rzuca si� w oczy, pewnie kosztowa�a ci� fortun�. Dziwi� si� tylko sk�d masz jeszcze fors�.
- No to jest ten problem - ju� nie mam, za ostatni� wynaj��em pokoje w motelu.
- Heh, du�o to ci� nie kosztowa�o, w takiej dzielnicy - Wyjechali�my w�a�nie z korporacyjnych posiad�o�ci i wdarli�my si� przez zas�on�
brudu. Znale�li�my si�, tak jak Alicja, w ca�kiem innym �wiecie i zag��biali�my si� w niego coraz bardziej jak bezdomny do wn�trza
�mietnika. W pewnej chwili do moich uszy dobieg� terkot karabinu i ju� po chwili zauwa�y�em cz�owieka z tym w�a�nie urz�dzeniem
pruj�cego do kilku ludzi gor�czkowo szukaj�cych schronienia. Mike zatrzyma� si�, a ja dojecha�em do niego. Zauwa�y�em jak dw�ch
ludzi wykrzywiaj�c si� upada na ziemie z krzykiem. Pozostali migiem znikn�li nam z oczy chowaj�c si� za �mietnikami lub domami.
Cz�owiek z karabinem odwr�ci� si� w nasz� stron� i zacz�� podchodzi�, twarz wykrzywia� mu wyraz szale�stwa, usta otworzy�y si� wy-
daj�c g�o�ne, nieartyku�owane d�wi�ki, po dw�ch krokach nacisn�� spust, kule zagruchota�y obok, szybko skr�ci�em i wjecha�em w
boczn� uliczk� zatrzymuj�c si� w niej. Us�ysza�em odg�os silnika, wielu silnik�w i po chwili ulic�, z kt�rej wyjecha�em przyjecha�o sta-
do motor�w, do odg�os�w silnik�w do��czy�y si� szale�cze okrzyki i wrzaski, gdy przeje�d�ali obok, ludzie wymachiwali broni�, a nie-
kt�rzy strzelali, ha�as narasta�. Z zainteresowaniem podjecha�em tak, by widzie� co si� stanie. Kanonada motocyklist�w zwali�a z n�g
go�cia z karabinem, lecz ten upadaj�c odda� celn� seri�. Jeden z ludzi na motorze dosta�, jego cia�o zachwia�o si�, przechyli�o do ty�u po
czym razem z motorem zacz�o �lizga� si� po jezdni sypi�c na oko�o iskry. Inny motocyklista pr�buj�c na niego nie wpa�� zderzy� si� z
koleg� i razem krzycz�c polecieli na ziemi� poci�gaj�c za sob� kolejnego. Jaki� motocykl uderzy� w t� zapor� i kierowca wylecia� krzy-
cz�c przera�liwie a� do momentu upadku. Reszta zatrzyma�a si� przed wrakami i wtedy jeden z ludzi, kt�rzy uciekali przed kulami kara-
binu rzuci� w nich ma�y, owalny przedmiot. Spowodowa� on wielkie zamieszanie, kt�rego nieszcz�nik ju� nie dostrzeg�, gdy� kula ude-
rzy�a go o g�ow� i spryskuj�c pobliskie otoczenie krwi� upad� na ziemi�. Przedmiot �w wybuch� nagle milionem barw, ogie� uderzy� w
motocykle i ich je�d�c�w, ogarn�� wszystko i podzieli� si� swoim ciep�em, sekund� po tym pierwszy motocykl wybuch� przy��czaj�c si�
do ognia i scalaj�c si� z nim. Krzyki, wrzaski, wyciekaj�cy z nich b�l, BUM, kolejna ofiara, obok mnie przejecha� motor z pal�cym si�
kierowc�, jego krzyk narasta� w miar� zbli�ania si� i milk� w miar� oddalania. Po kolejnym wybuchu co� upad�o niedaleko mnie, co�, co
patrzy�o si� na mnie swoim jedynym, sczernia�ym okiem, w�osy p�on�y, ogie� pr�bowa� dosta� si� do �rodka g�owy, zakosztowa� m�-
dro�ci, po��czy� si� ca�kowicie ze swym nowym "przyjacielem".
- Spadamy - szepn��em we wn�trze kasku, a ciche mrukni�cie potwierdzi�o moj� decyzj�. Ruszy�em wi�c pr�buj�c jak najszybciej odda-
li� si� od tego miejsca. W pewnej odleg�o�ci przed nami pojawi� si� samoch�d, a tu� za nim dwa motocykle. Pojazdy by�y oznakowane,
co znaczy�o, �e policja pofatygowa�a si�, by zobaczy� co si� dzieje. Tego si� w�a�nie obawia�em. HUK. Co� �mign�o ko�o mnie. HUK.
Kuloodporna pokrywa motoru zaiskrzy�a. Gdy dojechali�my do pierwszej bocznej uliczki Mike skr�ci� w ni� i nie zmieniaj�c pr�dko�ci
pogna� dalej. Wchodz�c w zakr�t zatrzyma�em motor czemu towarzyszy� g�o�ny pisk, szybko chwyci�em Colty w obie d�onie i strzeli-
�em. Szybka kasku jednego z motocyklist�w p�k�a na poziomie oczu, si�a wystrza�u wyrzuci�a go z siode�ka i z g�ow� odchylon� do tylu
szybowa� w kierunku asfaltu. Drugi motocyklista dosta� w pier�, uderzenie odrzuci�o go do ty�u, a �e mocno trzyma� kierownic� motor
poderwa� si� w g�r� staj�c d�ba. Kierowca spad� z siod�a, za� motor iskrz�c szalenie sun�� ulic�. Z piskiem ruszy�em dalej widz�c jak z
samochodu wysuwa si� policjant wyci�gaj�c za sob� poka�nych rozmiar�w karabin. Zd��y�em jeszcze nadusi� przycisk, kt�ry powodo-
wa� zwolnienie granatu przyczepionego z ty�u. Potoczy� si� za mn�. Przy�pieszy�em, mijaj�c skrzy�owanie, mija�em lampy, kt�re coraz
szybciej miga�y mi w oczach, WYBUCH, spojrzenie do ty�u - dym, kawa�ki muru. Szybki skr�t w boczn� uliczk�, p�niej w nast�pn� i
nast�pn�.
Dojecha�em tak do parkingu, kt�ry znajdowa� si� najbli�ej motelu. Zostawi�em tam motor i pieszo poszed�em do przybytku, w kt�rym
mia�em sp�dzi� noc Mike czeka� na mnie przy wej�ciu. Powiedzia�, kt�ry mam pok�j i zaproponowa�, by�my spotkali si� za kilka godzin
om�wi� dalsze dzia�anie. Nie mia�em nic przeciwko.
Rozdzia� 3
Siedzieli�my przy stoliku pij�c piwo. Wszechobecna muzyka wciska�a si� w uszy, Mike papla� jak szalony prze�ywaj�c "wypadek"
(jak to okre�li�a pani z radia), kt�ry wydarzy� si� par� godzin temu. Przez jak�� godzin� s�ucha�em, jak to Michael Peint radzi� sobie od
czasu naszego ostatniego rozstania. Dopiero kilka minut temu przeni�s� si� na aktualne wydarzenia. - Dobra, przesta� gada� i powiedz
czy dowiedzia�e� si� czego� o koncie.
- Co?...A no tak, pewnie, �e si� dowiedzia�em. Popyta�em si� to tu to tam, spotka�em si� z kilkoma przyjaci�mi, no ... nie ka�dy mnie
lubi�, ale zdo�a�em jako� przekona� ich, by pomogli mi w potrzebie, a tak przy okazji masz mo�e pociski do Stenmayera, bo mi si� ju�
ko�cz�? Nie? Szkoda, ale na pewno?
- M�W DO JASNEJ CHOLERY BO CI ZARAZ PYSK ROZPIERDOLE!
- No dobrze nie gor�czkuj si�. Chce tylko �eby� wiedzia� jak wiele mnie to kosztowa�o.
- A wi�c?!?
- Hmm, to troch� dziwne, bo konto zablokowano ci z polecenia Arasaki.
- Arasaki? Przecie� to oni mnie wynaj�li.
- No w�a�nie to mnie tak zdziwi�o, hmm, na koncie masz... - wyci�gn�� jak�� kartk� - o jest, 498 050$. Wynika z tego, �e wynagrodzenie
dosta�e� i hmm, zablokowano ci je do�� szybko. Po wizycie kilku pan�w dyrektor kaza� zablokowa� konto z numerem - znowu zerkn��
na kartk� - 2896508434844207656, czyli twoje. Zastanawia�em si� nad tym...
- Misiu, czy mog� ci� prosi� do ta�ca? - us�ysza�em cichy m�ski g�os nad uchem, a ciep�e powietrze wtargn�o do �rodka.
- ...nad tym, �e...�e - Mike podni�s� wzrok na przybysza i przez chwil� panowa�a cisza.
- To jak b�dzie z tym ta�cem, m�j ty prosiaczku? - odwr�ci�em g�ow�, sta� przede mn� m�czyzna ubrany w obcis�e sk�rzane ciuszki i
mruga� do mnie okiem.
- M�g�by� potrz�sn�� g�ow�? Prosz�. - powiedzia�em spokojnie.
- Czego tylko pragniesz - odpowiedzia� nieznajomy u�miechaj�c si� szeroko po czym zacz�� merda� �epetyn� na prawo i lewo, gdy
sko�czy� powiedzia�em.
- Teraz przynajmniej wiem, �e zaistnia�a szansa zderzenia si� twoich dw�ch szarych kom�rek i mo�e dzi�ki temu skokowi inteligencji
nie b�d� musia� powtarza�. - przechyli�em na bok g�ow� - Wyno� si�.
- Ale� kotku ja ci� kocham, nie porzucaj mnie.
- Nie, ty mnie nie zrozumia�e�, skup si� - nabra�em powietrza - SPIERDALAJ!!!! Masz to??
- Ale...ale, ty brutalu, ty gnido!, ty... - przez chwil� patrzy�em na poruszaj�ce si� usta nieznajomego, porusza�y si� rytmicznie wyrzucaj�c
coraz to nowe obelgi, twarz robi�a si� coraz bardziej wykrzywiona, s�owa p�yn�y i p�yn�y, nie s�ysza�em ju� ich widzia�em tylko poru-
szaj�ce si� wargi, przypomnia� mi si� film, kt�ry ogl�da�em b�d�c dzieckiem, a mianowicie "Nie ko�cz�ca si� opowie��", nie wiem dla-
czego, ale zacz��em go sobie przypomina�, skupia�em si� na nim powtarzaj�c zapami�tan� tre��, gdy z zamy�lenia wyrwa� mnie krzyk:
- S�uchasz mnie!! - wyci�gn��em Colta i przystawi�em mu do ucha
- Masz brudne uszy, wyczyszcz� ci je, dobrze? - nacisn��em spust, BUM, mieszanka szarej cieczy wytrysn�a z prawego ucha, zabieraj�c
je ze sob�, lecia�a przez chwil� po czym upad�a na pod�og� z cichym pluskiem rozchlapuj�c si� jeszcze bardziej.
- No teraz jest czyste - �UP, cia�o uderzy�o o deski.
- Nokaut - us�ysza�em g�os Michaela.
- Ogl�da�e� kiedy� "Nie ko�cz�c� si� opowie��"? - powiedzia�em siadaj�c z powrotem na krze�le
- Co?
- Taki film.
- Nie...nie s�dz�. - wpatrywa� si� za moje plecy. Sszzuuu...szszuuu, odwr�ci�em g�ow� patrz�c na cia�o ci�gni�te przez bramkarza. Mike
spojrza� na mnie.
- No co, nie mog�em si� przez niego skupi�. - Peint potrz�sn�� lekko g�ow�, chrz�kn��, i przeni�s� na mnie wzrok.
- O czym to ja m�wi�em?
- W�a�nie nad czym� si� zastanawia�e� - przypomnia�em grzecznie, wyj��em z kieszeni pluszowego misia i zacz��em cz�stowa� go pi-
wem.
- Co? A, no tak, eee, zastanawia�em si� nad tym troch� i poszpera�em dalej. Jeden ze znajomych obieca�, �e zobaczy co da si� zrobi�. Je-
�li pozwolisz to zadzwoni� do niego.
- Ale� prosz� - powiedzia�em wycieraj�c pyszczek misia r�k�
- Ech, ty brudasku! Nawet nie umiesz piwa wypi� i si� przy tym nie u�wini�. Smakowa�o ci chocia�? - schyli�em g�ow� przyk�adaj�c
ucho do pyszczka.
- Niedobrze - powiedzia� Peint odk�adaj�c kom�rk�. Chwil� czeka� na moj� reakcj�. Wyprostowa�em g�ow�, pog�aska�em misia po �epku
u�miechaj�c si� i schowa�em go z powrotem do kieszeni. Podnios�em wzrok na Mike'a.
- Ten strza� przed szpitalem to te� sprawka Arasaki. Wynaj�li zab�jc�. - chwila ciszy - Rozumiesz co� z tego?
- Konto, zab�jca, konto, zab�jca, kontozab�jca...
- Jest jeszcze co�. Policja szuka zab�jcy Kathrin Adams.
- Mieli wszystko za�atwi�, �obuzy. Nigdy nie ufaj korporacji przyjacielu.
- I co teraz?
- Teraz? BUHAHA! - za�mia�em si� odchylaj�c g�ow� do tylu - Teraz zabawa zacznie si� na dobre, ale nie martw si�, to ju� moja pota�-
c�wka.
- No, no. Nawet nie pr�buj robi� czegokolwiek beze mnie.
- Heh, dobra. Jutro spr�buj znale�� nazwisko gostka, kt�ry na mnie poluje. A ja spr�buje za�atwi� got�wk�. A na razie bawmy si�!
Duszkiem dopi�em piwo, kt�re zostawi� misio, wsta�em przewracaj�c krzes�o i ruszy�em po��czy� si� z t�umem. Sza� ogarn�� mnie szyb-
ko, przesta�em my�le�, scala�em si� z muzyk�, ze �wiat�em. By�em jednym z t�umu, zros�em si� z nimi, tworzyli�my jedno cia�o i dusz�
ogarni�t� tylko jednym - zapomnie�. Problemy znikn�y rozbijaj�c si� o ogrom otaczaj�cej mnie atmosfery, umys� przesta� dzia�a�, za-
st�pi� go instynkt, kt�ry opu�ci� mnie dopiero nast�pnego popo�udnia, gdy wstawa�em z ��ka. Nawet nie wiedzia�em jak si� w nim zna-
laz�em.
Rozdzia� 4
Otworzy�em oczy i przez chwil� wpatrywa�em si� w sufit. Gdzie ja jestem? Zmusi�em moje szare kom�rki do my�lenia, ale sz�o to
im jak ostatnie metry biegu na 1000 metr�w. Przez chwil� mia�em pustk� w g�owie. Wsta�em powoli przypominaj�c sobie wszystko
(czy�by moje kom�rki uros�y, za�o�y�y korki i zacz�y gra� w pi�k�? Dlaczego mnie tak �eb napierdala???). Gdy zasiada�em do odgrza-
nej pizzy s�u��cej mi za �niadanie mia�em ju� jaki taki porz�dek w g�owie. Zjad�em i poszed�em do Mika. Nie by�o go, mo�e to i lepiej,
bo nie wiem czy zdo�a�bym si� odezwa�, a je�li ju� dokona�bym tego heroicznego czynu pewnie z gard�a nie wydoby�o mi si� nic wi�cej
ni� "aghrh". Z my�l�, by znale�� troch� forsy uda�em si� do gara�u i ju� po chwili jecha�em w stron� granicy miasta. Pieni�dze to bardzo
dziwna rzecz (prawie tak dziwna jak kobiety!!!), a jedynym znanym mi cz�owiekiem, kt�ry potrafi� je zrozumie� by� Xaviert. Za bardzo
nie wiedzia�em, gdzie mo�e si� podziewa�. S�ysza�em jedynie, �e znajduje si� gdzie� na trasie New York - Nightcity, wi�c zacz��em po-
szukiwania. Jecha�em w stron� Nightcity zwiedzaj�c ka�d� napotkan� stacj� benzynow� i zajazdy. Na jednej z takich stacji zauwa�y�em
cz�owieka stoj�cego przy agregatorze, a obok niego ci�gn�a si� sporawa kolejka samochod�w. Podjecha�em do niego.
- Witaj Xaviert! Jak mi�o ci� spotka�, c� za niespodzianka! - Twarz wykrzywiona u�miechem zwr�ci�a si� w moj� stron�, dredy pod-
skoczy�y przy tym szybkim ruchu, a bia�e z�by kontrastuj�ce z murzy�sk� twarz� ukaza�y si� w pe�nej krasie.
- Luter King! Witaj brachu. - odwracaj�c si� do stoj�cych w kolejce wrzasn�� - Dobra panowie koniec zabawy mo�ecie i�� do domu!
- Widz�, �e klient�w ci nie brakuje. - powiedzia�em patrz�c na odje�d�aj�cych z oci�ganiem ludzi. - Je�li by�by� tak mi�y m�g�by� mi
zatankowa�?
- Pewnie - podszed� do agregatora, troch� przy nim pogrzeba� wystukuj�c na pulpicie jakie� liczby - co ci� sprowadza, bo nie uwierz�, �e
wpad�e� z przyjacielsk� wizyt�.
- Niestety masz racj�, potrzebuje pieni�dzy i pomocy.
- Hoho, ty to masz wymagania. Powiadasz, �e potrzebna ci pomoc? Zawsze sam sobie radzi�e�, to musi by� co� powa�nego.
- No, takie tam przepychanki. Arasaka na mnie poluje.
- Ekhem. Co powiedzia�e�?
- Mam ma�y problem z Arasak�.
- Ma�y problem z korporacj� jest �miertelnym problemem.
- Nie przesadzaj, pomo�esz?
- Tak, nigdy nie lubi�em tych bogatych dupk�w, czemu nie.
- Hahaha, no to niech zabawa si� zacznie!
New York 15 - g�osi�a tablica. W polu widzenia pojawia�y si� pierwsze wie�owce przys�oni�te chmur� spalin. Jecha�em przodem przed
p�ci�ar�wk� Xavierta, linie na drodze zmywa�y si� w jeden wielki szlak znacz�cy nasz� podr�. Opr�cz wie�owc�w pojawi� si� przed
nami tak�e r�j pojazd�w. Gdy podjechali�my bli�ej posypa�y si� w nasz� stron� pierwsze przekle�stwa. Zbieranina pojazd�w r�nora-
kiego typu ci�gn�a si� na jaki� kilometr. Motory przeplata�y si� z samochodami, tr�jko�owcami i innymi cudami techniki, kt�rych nigdy
nie podejrzewa�bym o istnienie. Spr�bowa�em wjecha� w t� zgraj� i utorowa� przejazd Xaviertowi, lecz ju� po chwili drog� zajecha�o
mi kilka aut zagradzaj�c drog�.
- Spierdalaj st�d. To nasza droga.
- Lepiej znajd� sobie objazd, chyba, �e chcesz uzupe�ni� niedob�r �elaza w swoim organizmie, buhaha. - cz�owiek ods�oni� kurtk� i po-
kaza� spluw�. Przy�pieszy� odje�d�aj�c do przodu, a dw�ch motocyklist�w pojawi�o si� przy moich bokach pr�buj�c mnie zepchn��.
Zwolni�em, ale jeden z motor�w zahaczy� o m�j motor i odrapa� go troch�, 3 ma�e iskierki ulecia�y w stron� asfaltu. Nasze motory lekko
si� zachybota�y. Ze zdziwieniem popatrzy�em na zdarty lakier, u�miechn��em si�:
- Odrapa�e� mi m�j motor.
- Je�li nie chcesz �ebym ci� odrapa� to lepiej wypierdalaj na grzyby, jarzysz?
- Ja bardzo lubi� sw�j motor, a ty mi go popsu�e� - pu�ci�em kierownice i wyj��em misia, jad�c bez trzymanki ws�uchiwa�em si� w wy-
rok, kt�ry szepta� mi do ucha. Gdy sko�czy� od�o�y�em go z powrotem. Popatrzy�em w twarz m�czyzny na motorze, patrzy� si� na mnie
jak na wariata, nie przeszkadza�o mi to, bo wiedzia�em, �e to nie ja zwariowa�em, to �wiat zwariowa�. Usta przys�ania�y mu w�sy, lecz
nie ukrywa�y one lekkiego u�miechu tl�cego si� na nich. Si�gn��em r�koma pod pachy wyci�gaj�c Colty, wypali�y r�wnocze�nie robi�c
dziur� w lewym oczodole, kolega zaje�d�aj�cy mi drog� z drugiej strony podzieli� jego los, u�miech momentalnie znikn��, cz�� g�owy
odlecia�a do ty�u, a reszta upad�a z cia�em na ulic�. Huk obudzi� pozosta�ych. Odwr�cili si� w moim kierunku si�gaj�c po bro�, wsta�em,
skokiem przenios�em nogi na siode�ko i z trudem utrzymuj�c r�wnowag� unios�em si�, BUM, kula przedar�a si� przez cienk� barier�
powietrza i zagnie�dzi�a si� w g�owie, lewe oko wysz�o na jej przywitanie, BUM, dziura w szybie otoczona paj�czyn� p�kni��, samo-
ch�d skr�ci� przewracaj�c jakiego� motocyklist�, wyprostowa�em si� balansuj�c na motorze, otworzy�em usta, BUM, BUM,
BUM...pierwsze kule wylecia�y w moim kierunku, Patrzy�em na zdziwione twarze, niedowierzanie cisn�o im si� na usta, u�miech pew-
nego zwyci�stwa wykrzywia� inne. Zmusi�em moje struny g�osowe do pracy, zadzia�a�y:
- "Kolorowe kredki w pude�eczku nosze, kolorowe kredki bardzo lubi� je..." - d�wi�k wydoby� si� na �wiat. Kolejne dwa strza�y, kolejne
dwie g�owy eksplodowa�y w miejscu lewego oka. BUM, co� przelecia�o mi ko�o r�ki, chcia�em podnie�� j� i odda� zmarnowan� na mnie
kul�, lecz r�ka odm�wi�a pos�usze�stwa, zwr�ci�em na ni� wzrok �piewaj�c dalej:
- "...kolorowe kredki kiedy je poprosz� namaluj� wszystko to co chce..." - r�ka zwisa�a znacz�c moj� drog� strumykiem krwi, co� ude-
rzy�o mnie w pier�, przez chwil� widzia�em m�j motor jad�cy przede mn�, lecz mnie ju� nie by�o na siode�ku, widzia�em jak przewraca
si� po kilku metrach wpadaj�c na czyje� cia�o, co� twardego uderzy�o mi w plecy, g�owa odbi�a si� od czego� i zamazany str�kami ja-
kiej� lepiej cieczy obraz znikn�� ca�kowicie. Us�ysza�em huk, jednostajny, ci�g�y, jakie� strza�y, a p�niej pojawi�a si� cisza i ciemno��,
otaczaj�cy mnie mrok rozja�nia�o �wiate�ko.
Rozdzia� 5
Ping...ping...ping...ping...ping... Jednostajny g�os dochodz�cy do mojej g�owy stawa� si� coraz g�o�niejszy. Narasta�, pulsowa�,
zmienia� tonacj�. Ciemno�� przed oczami zacz�a bledn��. Robi�o si� coraz ja�niej i ja�niej i w ko�cu otworzy�em oczy.
- Witaj w�r�d �ywych Luter! Jak mi�o zobaczy�, �e znowu wytrzeszczasz �lepia.
- Aahherrr - pr�bowa�em co� wyj�ka�, jednak nie wychodzi�o mi to zbyt dobrze.
- Gdyby ci� to interesowa�o jeste� w szpitalu.
- Cze�� Peint - no w ko�cu uda�o mi si� co� powiedzie�.
- Znalaz�em ci� w ka�u�y krwi, na dodatek nie tylko twojej. Jako dobry samarytanin zabra�em ci� wi�c do szpitala, gdzie si� ju� tob� za-
j�li, nie wygl�da�e� najlepiej. Dlaczego mnie nigdy nie ma, gdy dzieje si� co� ciekawego. - rozgl�dn��em si� wok� siebie nie zwracaj�c
uwagi na dalsze narzekanie, bia�e �ciany, bia�e prze�cierad�a, jednostajne ping...ping...ping maszyny stoj�cej przy moim ��ku, a obok
drugie ��ko z tak� sam� maszynk� ping...ping............ping.......piiiiiiiiiiiiiiiiiiii.
- Wiesz co stary, chyba mam Deja vu, czy ja ju� tu nie by�em i nie s�ucha�em tego twojego gl�dzenia?
- To pewnie od odniesionych uraz�w, gdyby nie ja, to nie wiem czy le�a�by� w takim ciep�ym pomieszczeniu.
- Pewnie tak. Jak mnie znalaz�e�?
- Xaviert zadzwoni� do mnie i powiedzia� co si� sta�o, wzi��em kumpla z furgonetk� i przywioz�em ciebie i tw�j motorek do bezpiecznej
przystani. Pami�tasz co si� sta�o? Nie? To ci opowiem. Z tego co m�wi� Xaviert to zaatakowa�e� rodzin� nomad�w, nigdy ci� nie zro-
zumiem, samemu porwa� si� na ca�� rodzin� to trzeba by� szalonym, rozumiem kilku opryszk�w, ale tyle ludzi, przecie� to pewna
�mier� i to jeszcze z samymi Coltami, trzeba by�o mi...
- Mo�esz przej�� do rzeczy?!!!! Przesta� tyle papla�.
- No wi�c, gdy zastrzeli�e� tych dw�ch ca�a reszta rzuci�a si�....
- ...na mnie, WIEM! Powiedz mi jak si� tu znalaz�em i dlaczego.
- No dobra, dobra. Przylecia�y s�u�by policyjne utrzymuj�ce porz�dek na drodze. Widocznie kto� mia�, z tymi nomadami, wcze�niej k�o-
poty i powiadomi� ich. Jednym s�owem mia�e� cholerne szcz�cie.
- Gdzie Xaviert?
- Za�atwi� remont twojego motoru, a teraz odblokowuje ci konto.
- Dowiedzia�e� si� czego� nowego?
- W�a�ciwie to tak. Znalaz�em netrunera, kt�ry przypadkiem przechwyci� zlecenie twojego zab�jstwa, mam jego adres.
- OK. Jutro do niego p�jd�.
- Jutro?? Musisz le�e� jeszcze przynajmniej przez tydzie�. Zbytnio ufasz tym cybernetycznym zabawkom, pole� i odpocznij, a my si�
wszystkim zajmiemy.
- Nie pozwoli�bym wam nawet zanie�� mojego garnituru do pralni, a co dopiero odda� wam w r�ce koleje mojego �ycia. Przyja�� to
jedna sprawa, ale nie pozwol� �eby�cie co� spieprzyli. Ju� te ma�e skurwysyny, kt�re sobie wszczepi�em zajm� si� moim zdrowiem, nic
mi nie b�dzie.
- To pole� chocia� dzisiaj, jutro ci� wypisz� i odwiedzimy tego netrunera.
- Dobrze mamusiu. - za�mia�em si� - Dzi�ki za trosk�. Do jutra.
Nast�pnego dnia wyszed�em ze szpitala, na zewn�trz sta� m�j motor, wygl�da� jak nowy. Pojechali�my do znajomego motelu, gdzie cze-
ka� na nas Xaviert. Razem pojechali�my pod wskazany przez Peinta adres.
- Mike, ty poczekaj tutaj, gdyby co� si� dzia�o to us�yszysz. - powiedzia�em i skin��em na Xavierta, by poszed� za mn�. Weszli�my do
odrapanego budynku, wydawa�o si�, �e �ciany zaraz przewr�c� si� nam na g�owy, pod nienaturalnym k�tem przechyla�y si� do �rodka
korytarza. Grafitti ozdabia�y ka�d� woln� przestrze� �cia