11086
Szczegóły |
Tytuł |
11086 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11086 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11086 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11086 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JADWIGA COURTHS-MAHLER
Podróż
poślubna
Przełożyła
Izabella Korsak
EDYTOR \
Katowice 1994
Tytuł oryginału: Siddys Hochzeitsreise
© Copyright by Gustaw H. Liibbe Yerlag GmbH, Bergisch Gladbach
© Copyright by Polish edition by EDYTOR, Katowice 1994
© Translation by Izabella Korsak
t
ISBN 83-86107-40-5
Projekt okładki i strony tytułowej
Marek Mosiński
Korekta
Edmund Piasecki
Wydanie pierwsze. Wydawca: Edytor s.c. Katowice 1994.
Skład i łamanie: Studio „P" Katowice
Druk i oprawa: Rzeszowskie Zakłady Graficzne
Rzeszów, ul. pik. L. Lisa-Kuh 19. Zam. 6096/94.
.— No już, Siddy! Teraz gałązki mirtu
będą trzymać się mocno.
Wyglądasz prześlicznie w tej powiewnej bieli i
ślubnym wianku. I jak,
podobasz się sobie?
Siddy uśmiechnęła się zakłopotana.
— Och, Margot! Najważniejsze, żebym się
komuś spodobała.
— Wierzę, że masz na myśli wyłącznie
przyszłego małżonka
— roześmiała się Margot.
— Jak doszłaś do tak mądrego wniosku,
maleństwo?
— No cóż, jeśli się ma już prawie
osiemnaście lat, a także
wielbiciela, który ciągle powtarza, że chętnie
powiódłby Margot Jung
do ołtarza...
— I co na to odpowiada sama
zainteresowana?
— Że jej serce dla nikogo jeszcze nie bije na
tyle głośno i wyraźnie,
aby spieszyło się do mariażu. Ojciec zresztą
powiada, że., dziewczyna
może z tym spokojnie poczekać aż do
pełnoletności, kiedy w pełni
dojrzeje do małżeństwa. Masz dwadzieścia
jeden lat i dwa miesiące,
Siddy — ja też chciałabym cieszyć się tak
długo wolnością. Możemy
teraz jeszcze trochę pogadać, zanim przyjdzie
Frank i porwie cię do
ołtarza. Wiesz, wydaje mi się czymś bardzo
dziwnym, że już dwie
godziny temu przedzierzgnęłaś się z panny
Jung na panią Nordau. No
bo w myśl prawa stałaś się żoną Franka z chwilą
podpisania aktu ślubu
w urzędzie stanu cywilnego. Powiedz, jak
czujesz się w nowej roli?
Siddy spojrzała z rozmarzeniem w swoje
odbicie w lustrze.
— Nie umiem ci tego opisać, Margot.
— Chyba nie posiadasz się ze szczęścia, jeśli prawdą jest to, co
poeci piszą o miłości. Kochasz Franka, a on ciebie. Wasi rodzice nie
tylko dali chętnie swoje błogosławieństwo, ale wręcz pragną tego
związku, skoro wkrótce ma dojść do fuzji firmy Nordau z firmą Jung.
Wszystko między wami układało się pomyślnie i bez przeszkód od
pierwszej chwili, kiedy Frank wrócił zza granicy po długim wojażu. Ty
zresztą raczej mało Franka znałaś, bo spędziłaś rok u ciotki Marthy,
zanim on wyruszył w tę podróż. Więc kiedy spotkaliście się po jego
powrocie do kraju, spojrzałaś na niego zupełnie innymi oczami. I pewnie
wtedy z miejsca zakochaliście się w sobie, prawda?
— Muszę ci się do czegoś przyznać, Margot, ale obiecaj, że nikomu
o tym nie powiesz. ,
— Daję ci słowo, Siddy. Przecież mnie znasz.
— No więc wyznam ci, że kochałam się we Franku jeszcze zanim
przeniosłam się do ciotki Marthy. Właśnie dlatego tak ociągałam się
z wyjazdem, chociaż jestem do niej bardzo przywiązana i szczerze jej
współczuję, że jest taka osamotniona po śmierci męża i po utracie na
wojnie jedynego syna. Naszym moralnym obowiązkiem było pod-
trzymać ją na duchu i jakoś pocieszyć. Ty byłaś za młoda, a poza tym
chodziłaś jeszcze do szkoły, więc wypadło na mnie, choć nie uczyniłam
tego chętnie. '
— Więc kochasz Franka od tak dawna? Czy on domyślał się tego?
— Skądże! Zresztą nie było okazji; widywaliśmy się wtedy bardzo
rzadko. Ale ja go kochałam, odkąd sięgam pamięcią — chyba od
pierwszego wejrzenia. Toteż byłam bardzo przygnębiona, kiedy ze-
tknęliśmy się ponownie po jego powrocie, a on nadal ledwie mnie
zauważał. Wiesz, nasze przyjaciółki nazywają go wrogiem kobiet, bo on
w ogóle nie zwraca uwagi na młode damy. Możesz więc sobie wyobrazić,
co czułam, kiedy nagle stracił swoją rezerwę i zaczął się o mnie starać. Po
prostu nie mogłarrl w to uwierzyć. I zanim zdołałam zastanowić się nad
tym, czy on mnie kocha, oświadczył mi się, a ja przyjęłam jego
oświadczyny z radością; i wcale nie dlatego, że rodzice czekali na to
z utęsknieniem. Powiadasz, że wszystko między nami przebiegało
gładko. Owszem, jeśli nie liczyć tych lat wypełnionych tęsknota,
wszystko potem poszło aż za gładko. ,
— Czy on teraz już wie, że kochasz go od dawna?
— Ach, nie! Nie odważyłabym się powiedzieć mu o tym. Widzisz,
jesteśmy sobie jeszcze dość obcy, a on jest w dodatku taki poważny
i powściągliwy, tak bardzo trzyma się na dystans. Mama mówi, że są
mężczyźni, którzy nigdy nie potrafią otworzyć się i wstydliwie skrywają
swoje najgłębsze doznania. To chyba odnosi się również do Franka.
Odczuwam zawsze coś w rodzaju obawy przed jego powściągliwą
naturą, ale jest mi drogi i kochany taki właśnie, jaki jest. I jestem dumna
i szczęśliwa, że jego wybór padł na mnie.
Margot słuchała siostry z lekkim zdziwieniem, a potem pocało-
wała ją.
— Nie ma w tym niczego niezwykłego: żadna nie jest taka miła
i dobra jak ty. Frank wykazał w każdym razie dobry gust. A to, co
powiedziałaś o jego poważnym i powściągliwym usposobieniu, pokrywa
się również z moimi wrażeniami. Wiesz przecież, jak swobodnie
wygłaszam swoje opinie w obecności różnych ludzi, tymczasem przy
Franku czuję się onieśmielona. Mam wrażenie, że znajduję się w towa-
rzystwie jakiejś znakomitości, wobec której należy szczególnie uważać
i starannie dobierać słów. Wierzę jednak, że będziesz z nim szczęśliwa,
bo mimo spokoju i opanowania pojawia się czasem w jego oczach coś,
co zdradza bardzo czułą i gorącą naturę.
Siddy spłonęła ciemnym rumieńcem i przytuliła policzek do twarzy
siostry.
— Ja wiem, Margot, że każda mogłaby mi pozazdrościć szczęścia
u'jego boku; wiem, że Frank jest nie tylko mądrym, inteligentnym
i zdolnym człowiekiem, ale także mężczyzną honoru, któremu kobieta
może zawierzyć swój los.
— Jak to dobrze, że w końcu odnaleźliście się, bo w gruncie rzeczy
jesteście jakby sobie przeznaczeni. Cieszę się, a ojciec wręcz promienieje.
Los odmówił mu syna, ale przynajmniej obdarzył go zięciem, który
będzie mógł poprowadzić jego interesy, a pewnego dnia stanie na czele
obu naszych firm.
Przez twarz Siddy przemknął lekki cień.
— Ten wzgląd jest mi raczej przykry, bo wnosi do naszego związku
element interesowności i trzeźwej kalkulacji.
— Ależ Siddy, to nie powinno ci być przykre! Przecież to nie ma nic
wspólnego z waszą miłością. l
— Nie, dzięki Bogu nie ma. Jestem przekonana, że Frank ani
myślał o tym, kiedy starał się o moją rękę, chociaż z pewnością był
zadowolony, że jego rodzice popierają nasz związek. Najchętniej
jednak wolałabym o tym wszystkim nie myśleć. Czy rozumiesz mnie,
Margot?
— Oczywiście, że cię rozumiem. A teraz powiedz mi: na jak długo
wyjeżdżacie? Zdaje się, że wasza podróż poślubna bardzo się prze-
ciągnie, skoro macie zamiar wyruszyć do Ameryki.
— Jak wiesz, Frank musi tam pojechać w interesach. Rodzice
jednak nie chcieli rozdzielać nas na tak długo zaraz po ślubie, ale że
wyjazd Franka za ocean jest pilny, postanowiono wysłać nas tam razem.
Wpierw zresztą pojedziemy na dwa tygodnie do Szwajcarii. Przynaj-
mniej te dni będą należeć wyłącznie do nas.
— No, na statku też nic nie będzie wam zakłócało sam ,na sam.
Siddy uśmiechnęła się.
— Mam nadzieję, że zostawią nas w spokoju. W czasie tej podróży
będę przebywać z Frankiem znacznie więcej, niż gdybyśmy pozostali tu
na miejscu. Poza załatwianiem spraw firmy będzie mógł poświęcać cały
czas tylko mnie.
— W każdym razie wasza podróż poślubna zapowiada się wspa-
niale. To cudowne, że zobaczycie także Florydę. W tamtejszych
nadmorskich kąpieliskach panuje podobno światowy szyk i elegancja
Cieszysz się z tego?,
— Ach, Margot, przecież wiesz, że do takich spraw nie przywią-
zuję wagi. A poza tym nie nęci mnie życie całymi miesiącami
w walizkach zamiast wśród wygód we własnym domu. Ale lepsze to m z
samotne siedzenie w czterech ścianach, gdyby Frank sam wyjechał do
Ameryki. vx
— Na pewno! Potem zresztą będziecie mogli cieszyć się do syta
własnym domem' Wiesz co, ja też chciałabym pojechać w podróż
poślubną do Ameryki! No, ale zdaje się, że już najwyższy czas włożyć
suknię druhny. Frank będzie tu lada moment. Przed waszym wyjazdem
nie zdołamy już znaleźć dla siebie wolnej chwili i porozmawiać bez
świadków, więc pozwól, że już teraz cię pożegnam. Bądź zdrowa,
siostrzyczko! Życzę ci wiele szczęścia na nowej drodze i do miłego
zobaczenia po waszym powrocie!
— Bądź zdrowa, Margot! Kochaj mnie nadal i nie zapominaj
o mnie!
Siostry uścisnęły się, a Margot odparła śmiejąc się i ocierając łzy
wzruszenia:
— To raczej ty możesz o mnie zapomnieć wśród szczęścia i tylu
nowych wrażeń.
Jeszcze kilka całusów i uścisków i Margot wybiegła z pokoju, żeby
się przebrać.
Sidonia Nordau patrzyła przez chwilę w ślad za siostrą oczami
wilgotnymi od łez; usta drżały jej ze wzruszenia. Siostry kochały się
bardzo, a rozstanie z Margot było ciężkim przeżyciem mimo gorącej
miłości do męża. Do męża? Szkarłatny rumieniec ubarwił twarz Siddy.
Ciągle wydawało się jej czymś nieprawdopodobnym, że już od dwóch
godzin jest żoną Franka Nordaua i że za chwilę stanie z nim przed
ołtarzem, aby zawrzeć także ślub kościelny. Jakie to dziwne! Jeszcze trzy
miesiące temu nie śmiałaby marzyć o takim szczęściu. Frank Nordau był
początkowo wobec niej równie powściągliwy jak wobec innych pań.
I nagle, zupełnie nieoczekiwanie, coś się w nim zmieniło: zaczął usilnie
zabiegać o jej względy, a pewnego wieczoru — kiedy znaleźli się razem
na jakimś towarzyskim spotkaniu — oświadczył się. W tej krótkiej
chwili, kiedy zostali sami, nie mógł wiele powiedzieć. Zapytał tylko
wprost, poważnie i spokojnie:
— Panno Sidonio, czy zechce pani zostać moją żoną?
Pobladła i na moment zamarło w niej serce. Spojrzała w skupione,
szare oczy Franka, czując, jak cała jej istota wyrywa się ku niemu. Nie
mogła i nie chciała zastanawiać się dłużej, chociaż te oświadczyny
całkowicie ją zaskoczyły. Frank ani słowem me napomknął o miłości,
więc i ona o tym nie mówiła, tylko wyraziła swoją zgodę, uszczęśliwiona,
kiedy potem wziął ją w objęcia i pocałował.
— Dziękuję ci, Sidonio — powiedział jakby nieco skrępowany; jej
radosny nastrój wprawiał go najwyraźniej w zakłopotanie. — Chciał-
bym uczynić wszystko, co w mej mocy, żebyś była szczęśliwa.
— Proszę, niech pan nazywa mnie Siddy; tak zwracają się do mnie
wszyscy bliscy.
Spojrzał na nią dziwnie, chcąc jeszcze coś powiedzieć, ale prze-
szkodziła mu w tym grupka gości. Ujął więc tylko jej rękę i rzekł:
— Chodźmy do twoich rodziców, Siddy. Musimy im powiedzieć,
że jesteśmy zaręczeni.
Siddy nie zdziwiła się, że rodzice chętnie wyrazili zgodę, a jak później
stwierdziła — żaden młody człowiek nie byłby równie mile przez nich
widziany jak właśnie Frank Nordau. Obu współpracującym ze sobą od
lat seniorom rodów bardzo zależało bowiem, aby wreszcie doprowadzić do
fuzji swoich firm. Nie, Siddy nie dziwiła się; uważała natomiast za
cudowny dar losu, że zyskała serce Franka, w którym ojciec upatrywał
swego następcę i był mu bardziej rad niż każdemu innemu mężczyźnie.
Nie miała pojęcia, że obaj ojcowie już od lat planowali ich
małżeństwo i że Nordau senior dopiero niedawno zażądał stanowczo od
syna, aby podjął starania o jej rękę.
Frank był zbyt wytrawnym człowiekiem interesu, żeby nie docenić
pożytków płynących z tego związku. Wprawdzie dotychczas nie myślał
o małżeństwie, ale ponieważ jego serce było chwilowo wolne, nie'bronił
się przed spełnieniem ojcowskiego życzenia. Odtąd zaczął poświęcać
osobie Siddy więcej uwagi i wkrótce przekonał się, że jest ona nie tylko
piękną, ale również niezwykle ujmującą dziewczyną. Nie deliberując
zatem dłużej, ruszył do ataku, a że Siddy przyjęła jego oświadczyny
z wielkim spokojem, doszedł do wniosku, iż ona także została od-
powiednio urobiona przez swego ojca. Nie zdawał sobie zupełnie
sprawy z wrażenia, jakie zrobiły na Siddy jego oświadczyny. Panowanie
nad emocjami poczytał za brak emocji i uwierzył, że Siddy, tak samo jak
on, z pełną świadomością godzi się na małżeństwo z rozsądku.
Ale kiedy później teść poprosił go, żeby nie wtajemniczał Siddy
w kulisy materialne zawartego dopiero co małżeństwa, Frank spojrzał
zdumiony:
— Czy Siddy nie orientuje się, z jakich względów i ty, i mój ojciec
życzyliście sobie naszego związku?
— Siddy na szczęście nic jeszcze na ten temat nie wie, z czego jestem
bardzo zadowolony, bo to dziewczyna z charakterem. Może uprze-
dziłaby się do ciebie, gdyby zrozumiała, dlaczego tak szczególnie zależy
nam na połączeniu naszych rodzin. Młode dziewczyny mają swoje
ideały i nie należy im tego burzyć. Nie dopuść więc, proszę, żeby Siddy
zaczęła domyślać się czegoś. Mam nadzieję, że twoje starania o jej rękę
nie były podyktowane wyłącznie chłodnym rozsądkiem. Uwierz mi, że
\
8
je przemawia przeze mnie ojcowskie zaślepienie, ale Siddy jest
typem kobiety, która może uczynić swego męża człowiekiem szczęś-
liwym.
Frank był coraz bardziej zdumiony, ale odparł z powagą:
— Zrobię wszystko, co w mej mocy, żeby Siddy była szczęśliwa.
Chciałbym też zasłużyć na zaszczyt, który mi wyświadczyła, zostając
moją żoną.
Te słowa całkowicie zadowoliły Gustava Junga, który także ożenił
się przed laty z rozsądku, a mimo to jego małżeństwo okazało się bardzo
udane. Rzecz jasna, pani Jung nigdy nie dowiedziała się, że mąż
pokochał ją dopiero po ślubie.
Po tej rozmowie z teściem Frank odczuwał pewien rodzaj skrępo-
wania wobec narzeczonej. Zaczął ją baczniej obserwować i czasem
wydawało mu się, że odbiera jakieś ciepłe promienie zapalające się
w oczach Siddy. Dopiero teraz zaczął powoli odkrywać wartościowe
cechy jej charakteru i wielki urok osobisty, dopiero teraz nabrał
przekonania, że los obdarzy go towarzyszką życia, która warta była
tego, żeby wybrać ją tylko z miłości. I powoli jego serce zaczęło tajać
i otwierać się.
Na krótko przedtem, zanim ojciec skłonił go do podjęcia starań
o rękę Siddy, Frank Nordau uwikłany był w romans. Zakochał się
mianowicie w stenotypistce prowadzącej korespondencję w fabryce
ojca. Urodziwa Anny Frey oczarowała go fascynująco pięknymi
szarozielonymi oczami. Frank wpadł szybko w zastawione sieci, gdyż
Anny przy lada okazji znajdowała się niby przypadkiem na jego drodze.
Wkrótce tak go omotała, że zaczął całkiem serio rozważać, czy by się
z nią nie ożenić.
Ale kiedy była już absolutnie pewna swego, przestała się mas-
kować, ukazując za to coraz częściej swoje prawdziwe oblicze. Frank
zauważył, że Anny kokietuje również innych mężczyzn, przyłapał
.h na paru brzydkich kłamstwach, a także odkrył w niej inne jeszcze
wady charakteru. Jego uczucia uległy zmianie, i tak szybko, jak kiedyś
uległ jej czarowi, tak teraz równie szybko otrzeźwiał. Zaczęły się
nieporozumienia, wyrzuty, padły słowa o doznanym zawodzie. Ostate-
czne zerwanie nastąpiło zaś pewnego wieczoru, kiedy zastał ją w ob-
J?ciach jakiegoś mężczyzny.
Anny Frey próbowała oczywiście odzyskać jego względy, ale im
bardziej się wysilała, próbując coraz ryzykowniej szych środków, tyra
bardziej Frank stawał się chłodny i nieubłagany. Trudne do uniknięcia
spotkania na terenie firmy były mu nad wyraz przykre, niemniej nie
podjął żadnych kroków, żeby pozbawić ją pracy.
A potem nadszedł dzień zaręczyn z Siddy. Frank miał już sumienie
czyste, gdyż w końcu udało mu się zerwać wszelkie kontakty z Anny
Frey. Ona jednak pieniła się ze złości i wmawiała sobie, że Frank
porzucił ją dla innej jedynie z chęci bogatego ożenku. Jak najdalsza od
przypisania winy sobie i uznania, że między nią a Frankiem wszystko
skończone, szalała z gniewu i nurtujących ją ponurych myśli o zemście.
Mimo upomnień ze strony bezpośredniego szefa zaniedbała całkowicie
swoje obowiązki w biurze i doprowadziła do tego, że zwolniono ją
z pracy na dwa dni przed ślubem Franka, który zresztą o niczym nie
wiedział. Zaabsorbowany przygotowaniami do spraw, które miał
załatwić w Ameryce, przesiadywał u siebie i nie pojawiał się w tej części
biura, gdzie pracowała Anny.
O wszystkich tych sprawach Siddy nie miała pojęcia i żadna
niepewność co do osoby narzeczonego nie* mąciła jej spokoju; nie
wątpiła też ani na chwilę, że jego oświadczyny podyktowane były
miłością. Teraz, kiedy w napięciu czekała, że lada moment przyjdzie
i powiedzie ją do ołtarza, serce biło jej mocno i z uczuciem tak gorącej
tęskonoty, że niemal drgnęło bólem, gdy nagle stanął przed nią.
Frank poczuł się wzruszony i bardzo przejęty, kiedy zobaczył Siddy
całą w białych koronkach i obłokach tiulu. Od chwili zawarcia ślubu
w urzędzie stanu cywilnego nie byli ani na moment sami. Teraz zobaczył
ją z bliska, jak jej ładną, o delikatnych rysach twarz oblewa rumieniec,
a w brązowych, aksamitnych oczach, patrzących nieśmiało i trochę
niepewnie, pojawia się ciepły blask. Impulsywnie przyciągnął ją do
siebie i zaczął całować. W okresie narzeczeństwa dochodziło między
nimi do pocałunków, ale dziś po raz pierwszy Frank całował ją z takim
zapamiętaniem. Poczuł, jak Siddy lekko drży w jego ramionach, i w tym
momencie dał sam sobie słowo, że nigdy nie dopuści do tego, aby
dowiedziała się prawdy o ich małżeństwie skojarzonym z rozsądku.
Ogarnęła go fala ciepła, Siddy zaś zauważyła w jego oczach błysk
namiętności, co było czymś zupełnie nowym i co ją bezgranicznie
10
uszczęśliwiło. Ale po chwili uwolniła się nieśmiało z jego objęć, słysząc
czyjeś kroki na korytarzu. Do pokoju weszła matka Siddy.
_ Dzieci, musicie już jechać! — powiedziała z nerwowym po-
śpiechem. — Najwyższa pora!
Frank podał żonie ramię, nieznacznie przyciskając do siebie jej
dłoń. Jak każdy pan młody, on również czuł się niezbyt pewnie w obliczu
ślubnych ceremonii. Najchętniej chciałby mieć je już za sobą i zostać
z Siddy sam na sam. Nagle wydało mu się, że mają sobie wiele do
powiedzenia i wiele-do zaofiarowania. Nieoczekiwanie dla siebie zaczął
też myśleć o czekającym go małżeństwie z radością, przekonany, że
Siddy będzie przemiłą i czarującą żoną. Dopiero teraz w pełni ocenił jej
urodę i subtelny czar.
Przez kilka następnych godzin Siddy i Frank nie mieli czasu
oprzytomnieć wśród uciążliwości ślubu i hucznego wesela: kroczyli do
ołtarza odprowadzani spojrzeniami ciekawskich lub współczujących
oczu i przysięgli sobie wierność, a potem pojechali do wytwornego
hotelu, w którym odbywało się weselne przyjęcie, odbierali życzenia
szczęścia od wszystkich po kolei gości. W końcu zasiedli na honoro-
wych, oplecionych kwietnymi girlandami miejscach i wzięli udział — na
wpół obecni duchem — w wykwintnej kolacji, słuchając cierpliwie
toastów i okolicznościowych przemówień. Trącali się kieliszkami
i przepijali do biesiadników, coś mówili, komuś odpowiadali i czuli się
tak, jak większość nowożeńców w podobnej sytuacji: jak ofiary
obowiązujących obyczajów.
Sądzić można, że wszyscy inni bawili się lepiej podczas tej kolacji
niż para głównych bohaterów. W pobliżu miejsca zajmowanego przez
Margot Jung było najweselej — druhny i drużbowie mieli szam-
pański nastrój. Peter Vahl, drużba Margot, nie spuszczał oczu z jej
uroczej, tryskającej życiem buzi. Na dobrodusznym obliczu Petera
malowało się błogie uwielbienie. Znał Margot już od lat i od pierwszej
chwili stracił dla niej głowę. Ale ponieważ w niczym nie przypominał
Powieściowego bohatera, a jego miła, lecz nieco okrągła twarz nie
wyglądała zbyt interesująco i poważnie, Margot odrzucała stanowczo
Je§o pełną adoracji miłość. On jednak nie zniechęcał się i twardo
Postanowił, że Margot zostanie jego żoną, choć miał już lat trzydzieści,
Podczas kiedy ona miała ich zaledwie osiemnaście. Kiedy ukochana
11
traktowała go czasem dość okrutnie, mówił sobie: „To nic!
Pewnego dnia zrozumie, że żaden nie jest jej tak wierny i nie kocha jej
tak gorąco jak ja. Zdobędę ja wytrwałością". Peter był najwierniej,
szym adoratorem Margot, zawsze gotowym do usług, cierpliwie czeka-
jącym czy to na rozegranie z nią partii tenisa, czy też w jakimś
umówionym miejscu spotkania. Posyłał jej kwiaty i ulubione czeko-
ladki, troszczył się o nią z niesłabnącą cierpliwością i wytrwałością.
W końcu Margot musiała się z tym pogodzić, od czasu do czasu
uszczęśliwiała go jakimś miłym słówkiem podziękowania albo figlar-
nym uśmiechem, a czasem wpadała w złość, kiedy Peter zapewniał ją po
raz nie wiadomo który: „Pewnego dnia i tak zostanie pani moją żoną,
panno Margot; wiem to na pewno".
I choć bardzo ją irytował, że zmierza do celu z taką niewzruszoną
pewnością, czegoś jej jednak brakowało, kiedy czasem nie było go pod
ręką, mimo że właśnie był potrzebny. Słuchał potem jej połajanek
uszczęśliwiony, patrząc na nią z oddaniem poczciwymi niebieskimi
oczami.
Ten stan rzeczy trwał już od dwóch lat, a że szczęśliwym trafem
żaden mężczyzna niebezpieczny dla młodego serca Margot nie stanął na
jej życiowej drodze, Peter Vahl pozostał na placu jako najwierniejszy
wasal.
Z wykształcenia prawnik, wdrażał się do zawodu adwokata,
pracując w kancelarii swego ojca, po którym miał z czasem przejąć
praktykę. Peter był uosobieniem odpowiedzialności, więc już teraz wielu
klientów wolało powierzać prowadzenie swoich spraw raczej jemu niż
jego ciągle bardzo zajętemu ojcu.
Rodzice Margot patrzyli życzliwym okiem na młodego adwokata
zabiegającego o względy córki, ale nie wywierali na nią żadnego nacisku,
gdyż każda próba działania na korzyść Petera wzmagałaby tylko opór
dziewczyny.
Jedynie Siddy czasem trochę przekomarzała się z nią na temat
najwierniejszego wielbiciela, na co Margot, tupiąc energicznie nóżką,
dowodziła, że o wyjściu za mąż za Petera ani myśli, bo jest dla niej za
mało interesujący, a poza tym ma zadatki na brzuch i nosi niemożliwe
krawaty. Czy Siddy naprawdę wyobraża sobie, że ona miałaby ochotę
zostać żoną kogoś takiego? Siddy odpowiadała na to śmiejąc się, że
12
obraża to sobie doskonale, bo żaden inny mężczyzna nie rozumie tak
, krze pragnień i myśli jej siostrzyczki, jak właśnie on.
Peter Vahl był wniebowzięty, kiedy dowiedział się, że Margot
hedzie jego druhną. Przy pierwszej nadarzającej się okazji oznajmił jej
spokojnie i stanowczo, że gdyby nie został jej drużbą, w ogóle nie
orzyszedłby na wesele, na co Margot zapytała z pewną dozą kokieterii:
_ Poczytuje to pan sobie za wyróżnienie, panie doktorze?
_ Oczywiście — odparł z rozjaśnioną miną. — To jakby próba
generalna przed naszym własnym weselem.
_ Niechże par przestanie mówić niedorzeczności! — wykrzyknęła
groźnie.
Popatrzył na nią łagodnymi jak zawsze oczami, ale jego usta
przybrały jakiś dziwnie twardy, energiczny wyraz.
— To żadna niedorzeczność, bo ja po prostu nie dopuszczę do pani
żadnego innego. W końcu będzie pani musiała wybrać mnie, jeśli nie
chce pani w ogóle zrezygnować z zamążpójścia.
— Chciałabym wiedzieć, w jaki sposób przeszkodzi mi pan wyjść
za mąż za kogoś innego — odparła wzruszając drwiąco ramionami.
— Och, całkiem zwyczajnie. Pobieram lekcje boksu i jeśli spo-
strzegę kogoś, kto chciałby mi panią zabrać, to wymierzę mu taki cios
w podbródek, że bardzo straci na urodzie. A wtedy pani go nie zechce
1 sprawa będzie załatwiona.
— I pan się uważa za dobrego człowieka? — roześmiała się.
— Wcale nie — brzmiała prostoduszna odpowiedź. — Ale przy
pani muszę być dobry i potulny jak jagnię. Tylko dzięki pani jestem
człowiekiem dobrym, a więc jest pani odpowiedzialna za to, żeby
w mojej piersi nie obudziła się dzika żądza mordu. Czy pani zdaje sobie
2 tego sprawę?
— Absolutnie nie zdaję sobie z tego sprawy i mówię panu po raz
setny, że nie mam najmniejszego zamiaru zostać pańską żoną.
— Po raz sto jedenasty, panno Margot! Prowadzę dokładne
zapiski i czekam, aż mi to pani powtórzy po raz sto dwudziesty piąty,
"otem już nigdy więcej nie będę pani prosił o rękę.
Było to powiedziane tak poważnym tonem, że Margot przestała
^~ o dziwo! — szafować odmownymi odpowiedziami, a jeśli nie mogła
lch uniknąć, wówczas po cichu skrupulatnie doliczała kolejny raz, nie
13
mówiąc jednak o tym nikomu. W sumie do wesela siostry nazbierało się
tych odpowiedzi sto dwadzieścia.
To jednak nie przeszkadzało im obojgu dobrze się bawić tego
wieczoru. Czasem tylko Margot wpadała na chwilę w zadumę, kierując
spojrzenie w stronę siostry. A kiedy Siddy pod koniec przyjęcia rzuciła
jej z daleka pożegnalne spojrzenie, w oczach Margot błysnęły łzy.
Zauważył to jedynie Peter, szybko wziął ją pod ,rękę i szepnął:
— Chodźmy stąd, panno Margot. Zaprowadzę panią do jakiegoś
bocznego pokoju, żeby nikt nie widział pani łez.
Pozwoliła się wyprowadzić, ale rzuciła gniewnie:
— Przecież ja wcale nie płaczę! Dlaczego miałabym płakać?
— Dlatego, że rozstanie z siostrą bardzo panią boli — odparł
łagodnym, uspokajającym tonem.
— Ach, cóż pan może o tym wiedzieć!
— Przecież znam panią i dobrze wiem, co pani przeżywa; wiem, jak
gorąco kocha pani swoją siostrę. A pani Nordau należy teraz do męża
i wyjeżdża na długo. Będzie pani czuła się bardzo osamotniona.
Margot zrobiło się miękko koło serca.
j
.
— A jednak jest pan dobrym człowiekiem, Peter! — powiedział!
tłumiąc szloch.
•
]
— Chciałbym panią choć trochę pocieszyć — odparł rozpromie-
niony. — Może zagralibyśmy jutro po południu w tenisa? Jestem wolny
od piątej.
Skinęła głową, zmuszając się do spokoju. ,
— Dobrze, niech pan przyjdzie. Przed panem przynajmniej nie
będę musiała się wstydzić, jeśli znów zacznę beczeć.
— Z całą pewnością nie musi pani, ale dołożę starań, żeby do tego
nie dopuścić. A" teraz, słyszy pani? Orkiestra zaczyna grać. Chodźmy
zatańczyć; ten taniec należy do mnie.
Margot wy'tarła ślady łez, wyciągnęła z torebki lusterko i pospiesz-
nie przypudrowała nos i policzki, a potem spojrzała na Petera.
— Czy jeszcze znać, że płakałam? — spytała swobodnie, bez śladu
zakłopotania.
Peter westchnął.
— Nie, nic już nie znać.
— Ale nos jest jeszcze mocno czerwony...
Westchnął jeszcze głębiej.
_ Wszystko znikło pod pudrem.
_ Czemu pan tak wzdycha, że kamień by zmiękł?
._ Bo wreszcie dotarło do mnie, że jestem pani rzeczywiście
całkiem obojętny.
— Tak? Pojął pan to w końcu? Przecież nigdy tego nie ukrywa-
łam...
— Nie, ale teraz wiem, jak bardzo to było serio, panno Margot.
Spojrzała trochę niepewnie.
— Dlaczego właśnie teraz?
— Gdybym nie był pani całkowicie obojętny, nigdy nie zwracałaby
pani mojej uwagi na zaczerwieniony nos.
Roześmiała się mimo woli, ale Peter miał tak smutną minę, że
poczuła w sercu przykry ucisk żalu.
— Chodźmy wreszcie potańczyć! — zawołała, zdecydowana
nić się przed tym uczuciem.
Skłonił się i ruszyli z powrotem do ogólnej sali. Tuż przy drzwiach
natknęli się na Franka Nordaua, przyglądającego się tańcom.,
— Jeszcze jesteś tutaj, Frank? — zdziwiła się Margot. — Przecież
Siddy już wyszła, żeby się przebrać.
— Tak, ale ona potrzebuje na to więcej czasu niż ja. Dzięki temu
mogę się pożegnać z tobą, Margot.
— Bądź zdrów i raz jeszcze pozdrów Siddy ode mnie...
Ostatnie zdanie znowu wypowiedziane było łamiącym się głosem,
więc Peter Vahl szybko pociągnął Margot za sobą w krąg tańczących.
14
Siddy opuściła salę bankietową i pospiesznie udała się na górę do
pokoju hotelowego, w którym przygotowana była dla niej garderoba na
podróż. Wyznaczona do pomocy pokojówka podeszła do niej na
korytarzu i powiedziała:
— Proszę wielmożnej pani, w pokoju czeka już od pół godziny
jakaś młoda dama. Powiedziała, że ma coś ważnego pani zakomuniko-
wać i doręczyć. Pozwoliłam jej wejść, bo bardzo na to nalegała, nie
chcąc, żeby ją tu ktokolwiek widział.
Siddy weszła do pokoju i zobaczyła młodą, bardzo ładną kobietę
z oznakami silnego wzburzenia na bladej twarzy. Siddy instynktownie
pomyślała, że powinna nieznajomej natychmiast wskazać drzwi. Ale
kiedy tamta szybko podeszła, trzymając w ręce niewielki pakiet,
powściągnęła odruch. Prawdopodobnie nieznajoma miała jej w czyimś
imieniu doręczyć jeszcze jeden ślubny prezent.
— Łaskawa pani zechce mi wybaczyć, że przeszkadzam.
— Istotnie, mam bardzo mało czasu, bo muszę przygotować się do
wyjazdu.
— Wiem,'łaskawa pani: w podróż poślubną.
— Z kim mam przyjemność? — zagadnęła Siddy, która nagle
poczuła się trochę nieswojo.
— Nazywam się Anny Frey, łaskawa pani. Chciałam poroz-
mawiać z panią jeszcze przed jej ślubem, ale nie udało mi się dotrzeć do
pani. Przychodzę więc dość późno, ale miejmy nadzieję, że nie za późno
Chciałabym mianowicie wyświadczyć pani przysługę i powiedzieć oraz
ekazać to, co powinnam powiedzieć i przekazać. Proszę przyjąć ten
P ..jet _ są w nim listy miłosne pisane do mnie przez pana Franka
x[ordaua. Byłam... jego kochanką od czasu jego powrotu z ostatniej
podróży zagranicznej.
Siddy silnie zbladła, wzdrygnęła się i mimowolnie cofnęła o krok.
— Co to ma znaczyć?
— Dla pani może niewiele, ale dla mnie bardzo dużo. Przyszłam
m aby wyjaśnić, że Frank Nordau nie poślubił pani z miłości. Jego
uczucia skierowane są do mnie, ale ja jestem ubogą dziewczyną. Byłam
zatrudniona w firmie jego ojca, ale na dwa dni przed waszym ślubem
zwolniono mnie, ponieważ pan Nordau czuł się trochę niezręcznie.
Łudził mnie, że zostanę jego żoną, potem jednak pod jakimś pretekstem
zerwał ze mną i zaczął się starać o panią. Mogę również wyjaśnić,
dlaczego poprosił o pani rękę — to jego ojciec przekonał go, że
małżeństwo z panią jest konieczne ze względu na planowaną fuzję firm
Nordau i Jung oraz z uwagi na zamiar objęcia^ z czasem przez pana
Franka Nordaua szefostwa obu połączonych przedsiębiorstw. Sama
słyszałam, jak Frank odpowiedział ojcu, że dla dobra firmy gotów jest
zrezygnować z osobistej wolności. Co wtedy czułam, nie muszę chyba
pani mówić; zresztą to nie jest dla pani interesujące. Ale dowiedziałam
się przynajmniej, że dla mnie nie ma już żadnych nadziei. Na szczęście
znalazłam od razu nową posadę. Jestem jednak tak rozgoryczona, że
postanowiłam zemścić się na nim. Tak, mówię poważnie: przyszłam do
pani powodowana chęcią zemsty. I chętnie zgodzę się na to, żeby pani
zrobiła użytek z tego, co powiedziałam.
Pod Siddy zaczęły dygotać kolana, kiedy słuchała tej opowieści
zfożonej po części z prawdy, po części z kłamstw. Z najwyższym
wysiłkiem zdołała opanować się na tyle, żeby nie wybuchnąć płaczem.
JeJ szczęście legło w gruzach, gdyż musiała dać wiarę słowom Anny
^rey. Teraz dopiero uświadomiła sobie, w jaki sposób Frank starał się
0 JeJ rękę. Prawda! Przecież on ani razu nie powiedział, że ją kocha;
obiecał tylko zrobić wszystko, żeby była szczęśliwa.
Szczęśliwa? Mój Boże, to było tylko pozorne szczęście! Podjął
s srania o nią z zimnym wyrachowaniem. Teraz już wiadomo, dlaczego
^zystko poszło tak gładko! Najważniejszą sprajtfą^była^fuzja obu
przedsiębiorstw. Jej osoba była tu czymś podr
16
- Pod
r°z poślubna
17
Po plecach przeszedł jej dreszcz odrazy. Spojrzała martwyn,
pustym wzrokiem w piękną twarz Anny Frey.
— Nic o tym wszystkim nie wiedziałam, panno Frey. Gdyby nje
to, na Boga, sprawy potoczyłyby się inaczej! Żal mi pani, chocia
pani zemsta ugodziła także we mnie. Ale teraz, proszę, niech już pan
idzie. Zdaje się, że nie chciała pani, aby ją tu widziano. Mogę to
zrozumieć. Niech pani idzie... i zabierze ze sobą te listy. Na cóż tuj
one?
Anny Frey położyła jednak pakiecik na stoliku.
T— Nie chcę ich mieć; nie przedstawiają-już dla mnie żadnej
wartości. Może jednak będzie pani chciała przeczytać któryś z nich, żeby
przekonać się o prawdziwości moich słów. Ja nie mam już nic więcej do
dodania, łaskawa pani — zakończyła Anny Frey, ukłoniła się i szybko
opuściła pokój.
Siddy odprowadziła ją płonącym wzrokiem, a potem osunęła się
wyczerpana na krzesło, splatając ręce na kolanach. Oddychała z wy
siłkiem, gdyż wzburzenie tamowało.jej oddech. Co stało się z jej
szczęściem? Myślała, że on ją kocha, a tymczasem była tylko pionkiem
w grze. Frak kochał inną, lecz zostawił ją bez skrupułów dla korzystnego
ożenku. A ona tymczasem ma z tą przygniatającą do ziemi świado-
mością wyruszyć w podróż poślubną i miesiącami przebywać w jego
towarzystwie od rana do wieczora.
Czy ojciec wiedział, że Frank żeni się z nią tylko po to, żeby
z czasem zostać szefem firmy? Czy wiedział, że Frank jej nie kochał
A matka... czy ona też...? A więc ma prawo stracić zaufanie do
obydwojga rodziców. Pozostaje Margot — tak, jedynie ona nie miała
pojęcia o niczym i nie kłamała.
Wielki Boże, jak spojrzeć Frankowi w oczy, mając świadomość.
że jest jego niekochaną żoną, którą po prostu był zmuszony zaakcep-
tować! Ocknęła się w niej duma. Co zrobić, żeby uniknąć upokorzenia'
Frank Nordau nie powinien nigdy dowiedzieć się, że ona go kocha
Jak to dobrze, że przy całym swoim nieśmiałym uszczęśliwieniu ani
razu mu tego nie powiedziała. Tak samo zresztą jak on. Należy
utwierdzić go w przekonaniu, że ona również traktuje ich małżeństwo
jako związek z rozsądku — odpowiedzieć upokorzeniem na upokorze-
nie, odpłacić mu taką samą monetą za wyrządzone zło.
Ale jak powinna zachować się teraz? Głowiła się nad tym, nie
mogąc na nic się zdecydować.
Spojrzała na zegarek i przestraszyła się: należy czym prędzej
zebrać się. Musi być gotowa, kiedy on przyjdzie po nią. Był już po
mu najwyższy czas. Podnosząc się ociężale z miejsca, spostrzegła
akiet leżących przed nią listów. Czytać tego, co było pisane do innej,
nie chciała za nic.
Sięgnęła po nie gorączkowym ruchem i wrzuciła do podręcznego
neseseru z rzeczami niezbędnymi w czasie podróży — resztę bagażu
odwieziono już na dworzec. Miała wrażenie, że pakiet pali jej ręce.
Szybko wsunęła go między różne drobiazgi.
Zawołała pokojówkę, która pomogła jej w przebieraniu, dziwiąc
się w duchu bladości i smutkowi młodej oblubienicy. Szczęście, jak
L tego widać, nie zawsze jest tam, gdzie być powinno.
Siddy skończyła z garderobą, kiedy mąż zapukał do drzwi. Zanim
zawołała „proszę!", wydała pokojówce jeszcze jakieś polecenie, chcąc
zatrzymać ją w pokoju.
Frank Nordau wszedł i spojrzał na młodą żonę z upodobaniem.
Siddy jednak ominęła go wzrokiem — nie mogłaby teraz znieść jego
spojrzenia. Miała raczej chęć wykrzyczeć swój ból, więc tylko zacisnęła
usta i pochyliła się nad neseserem. W końcu zmusiła się, żeby
Dowiedzieć:
— Trochę jestem spóźniona, ale za chwilę będę gotowa.
Zamknęła neseser, wyprostowała się i wcisnęła na głowę mały
Upelusz, Frank pomyślał, że szkoda zakrywać takie piękne blond włosy
kapeluszem i chciał jej to nawet powiedzieć, ale nie byli w pokoju sami.
żałował, że ze względu na obecność pokojówki nie może wziąć żony
« objęcia — właśnie teraz, kiedy serce miał tak rozgorzałe, kiedy był taki
szczęśliwy, że odnajduje w sobie tyle uczucia dla niej. Nie podejrzewając
niczego złego, nie przypatrywał się Siddy zbyt uważnie, kiedy szli na dół,
'uko przekazał jej ostatnie pozdrowienia Margot.
Przed hotelowym wejściem stało auto, które miało odwieźć młodą
narę na dworzec. Siddy poleciła pokojówce, by jeszcze raz najserdeczniej
uzdrowiła w jej imieniu rodziców i siostrę. Zdołała już na tyle się
^panować, że na zewnątrz była spokojna. W głębi duszy rzecz przed-
sla\viała się znacznie gorzej. Nieustannie rozważała, jak powinna
19
18
zachować się wobec męża. Najchętniej wyjechałaby teraz w świat
sama, gdyż jego towarzystwo znosiła z największym trudem. Z drugie;
strony powrót do rodziców, na których tak bardzo się zawiodła, również
był wykluczony; obawiała się po prostu, że jej nie zrozumieją. By}a
przecież żoną Franka i jej miejsce było przy nim. Jedno wszakże
wiedziała na pewno: nie będąc przez niego kochana, nie może żyć u jego
boku jako żona. Trzeba postawić sprawę jasno: on nie może żądać, aby
dała mu do siebie prawa, których lekkomyślnie sam się pozbawi}.
Wobec świata będzie odgrywać rolę jego żony, ale nigdy nie weźmie na
siebie żadnych obowiązków poza oficjalnymi. To wiedziała na pewno.
Dlatego Frank powinien dowiedzieć się o wizycie Anny Frey. Za
żadną jednak cenę nie wolno jej zdradzić się, jak bardzo ją to dotknęło,
jak bardzo go kochała i jak — ku swej udręce — nadal go kocha. Dobrze
się stało, że mieli tak mało okazji do bycia sam na sam i że w swej
dziewczęcej nieśmiałości zawsze była wobec niego taka powściągliwa.
Teraz należy wpoić mu przekonanie, że jej rezerwa brała się z uczuciowe-
go chłodu oraz że ich małżeństwo z rozsądku zostało także przez nią
z góry zaakceptowane.
Podczas jazdy na dworzec, a potem już w przedziale wagonu, kiedy
Frank troskliwie pomagał jej zdjąć płaszcz i kapelusz, była już całkiem
zdecydowana i zachowywała się tak chłodno i sztywno, że nie wiedział,
co o tym myśleć. Co jakiś czas patrzył ,badawczo w jej bladą twarz
i uspokajał sam siebie, że to zapewne tylko dziewczęce zakłopotanie. Ta
myśl go wzruszyła i nagle zrobiło mu się ciepło koło serca. Chętnie
pomógłby jej pozbyć się przykrego uczucia skrępowania, wziął w ramio-
na i całował dopóty, dopóki by nie zniknął ten gorzki wyraz wokół jej
bladoróżowych ust. I bynajmniej nie musiałby w tym celu przezwyciężać
się! W końcu uwierzył przecież, że wyszła za niego z miłości, skoro jej
ojciec stanowczo twierdził, że Siddy nic nie wie, dlaczego rodzice pragną
go mieć za zięcia. Teraz jednak i on zaczął czuć się trochę niepewnie
i niezręcznie.
I tak mijała pierwsza część podróży. Siddy po pewnym czasie
skłoniła głowę na oparcie i przymknęła oczy — nie mogła już dłużej
wytrzymać pytającego wzroku Franka. Pomyślał, że jest senna, pod-
sunął jej poduszkę pod głowę i zachęcił, żeby się raczej położyła, gdyż
wygląda na zmęczoną. Nie otwierając oczu, odparła że owszem, jest
20
dzo zmęczona i spróbuje zdrzemnąć się nieco. Udawała, że zasypia,
b3 móc w spokoju rozważyć sytuację, obmyśleć, jak powinna dalej
tepować. Co wiedziała o małżeństwie? Tyle, co nic! Jednego wszak
h°ła pewna: Frank nie może domyślić się, że ona go kocha. Raczej
udawać zimną, zakłamaną kokietkę, niż pozwolić mu choćby na
moment wniknąć w stan jej uczuć.
Zajmowali we dwoje przedział w wagonie sypialnym, ale posłania
nie były jeszcze rozłożone. Siddy zapowiedziała bowiem konduktorowi,
że to zbyteczne, gdyż źle znosi jazdę w pozycji leżącej. Frank milcząco
zastosował się do jej życzenia, wierząc nadal, że jej zachowanie wynika
jedynie z zaambarasowania. Postanowił przełamać je, zapewniając jej
całkowitą swobodę i spokój.
Siddy uznała, że najlepiej udawać sen. Frank przez dłuższą chwilę
obserwował ją z ciepłym uczuciem. Oto naprzeciwko siedzi jego młoda
żona; przymknęła oczy i jest bardzo blada... Może czuje się źle? To, że
tak szybko zasnęła, jest z pewnością oznaką wyczerpania. To przecież
młoda dziewczyna, dopiero wchodząca w małżeństwo, a spadło na nią
tyle nowych wrażeń i niepokojów. Jest śliczna — wygląda tak bezradnie
i delikatnie.
Miał ochotę pogłaskać jej piękne, smukłe dłonie* ale bał się, że ją
obudzi. Im bardziej się w nią wpatrywał, tym bardziej wzbierała w jego
sercu tkliwość. Ale w końcu i jego zmogło zmęczenie, zaszył się więc
w kącie, przymknął oczy i wkrótce zasnął.
Siddy spostrzegła to już po chwili, kiedy ostrożnie zerknęła w jego
stronę. Uśmiechnęła się gorzko. Zapewne jest zadowolony, że nie
potrzebuje zmuszać się do czułego tonu. To okropne, ale gdyby nie
ostrzeżenie dyszącej zemstą Anny Frey, przyjmowałaby te obłudne
gesty z naiwnym zaufaniem! A może byłoby lepiej zachować złudzenia?
Może byłaby szczęśliwsza, nie" wiedząc, że Frank jej nie kocha?
Ach, nie! Przecież i tak zorientowałaby się, że jego czułość jest
udawaniem, a to całkowicie by ją załamało i unieszczęśliwiło. Teraz
'noże ją jeszcze chronić pancerz dumy.
Ciekawe, co on zrobi, kiedy się dowie, co ukryte jest w neseserze
spoczywającym na półce. Na chwilę ogarnął ją strach. Będzie musiała
Powiedzieć mu, kto przyniósł te listy. Wzdrygnęła się z odrazy. To
-'?dzie najcięższe: patrzeć na niego, jak zdejmuje z twarzy maskę. Oby,
21
l
tylko, na miłość boską, nie usiłował dalej brnąć w kłamstwa; oby urniai
otwarcie i szczerze stawić czoła prawdzie! Niechby mogła przynajmniej
zachować dla niego szacunek! Dotychczas jej nie okłamywał — ani razu
nie powiedział, że ją kocha, a jako narzeczony rzadko jej okazywał
sentymenty. Och, dopiero teraz uświadomiła sobie, jaki był przy tym
chłodny i oficjalny. Nie widziała tego pochłonięta bez reszty własnym
zakochaniem.
Westchnęła, a kiedy poruszyła się, chcąc zmienić pozycję na
wygodniejszą, zsunął jej się z kolan pled, którym Frank troskliwie ją
okrył. Teraz obudził się natychmiast, wstał po cichu i podniósł pled, po
czym bardzo ostrożnie otulił ją ponownie. Siddy tak była tym po-
ruszona, że z trudem powstrzymała łzy. Ze strachu zacisnęła mocno
powieki, żeby Frank myślał, iż pogrążona jest w głębokim śnie.
Tak minęła noc. W Bazylei obudzono ich podczas kontroli celnej.
Kiedy pociąg przejechał granicę i znów zostali sami, Frank pochylił się
nad żoną i położył lekko dłonie na jej ramionach.
— Czy czujesz się już lepiej, Siddy?
Wcisnęła się tak mocno w poduszkę, że dłonie Franka zsunęły się
z jej ramion, i odparła z największym spokojem, na jaki było ją stać:
— Czuję się ciągle bardzo wyczerpana.
— Bardzo mi przykro. Miałem nadzieję, że długi sen cię wzmocni.
Jeśli się mylę, spałaś przez całą noc, prawda?
— Owszem, ale spanie w pociągu to nie jest prawdziwy wypoczy-
nek.
Musnął lekko jej jasne, połyskujące złotem włosy, które tak uroczo
okalały delikatną twarzyczkę Siddy. Ona jednak zdrętwiała pod tym
pieszczotliwym gestem, a najchętniej natychmiast by uciekła. W żadnyni
jednak wypadku nie wolno jej dopuścić do jakiejś wyjaśniającej
rozmowy tutaj, w pociągu, gdzie obok drzwi ich przedziału stale
przechodzą ludnie. Umknęła jego dłoniom, czyniąc nieznaczny ruch. To
zaniepokoiło Franka.
— Czy mój dotyk jest ci niemiły, Siddy? — zapytał z lekkim
wyrzutem.
Konwulsyjnie przełknęła wzbierające łzy i odparła załamującym si?
lekko głosem:
— Wybacz, boli mnie głowa.
Frank zasiadł więc znowu na swoim miejscu naprzeciwko, myśląc,
S'ddy nadal czuje się skrępowana. W duchu powiedział sobie, że
ZL '1 niej pozostawić ją w spokoju aż do chwili przybycia na miejsce.
T k wiec przez pozostałą część podróży oboje zachowywali wyczekują-
ca rezerwę.
Pokoje mieli zamówione w Caux, położonym powyżej Montreux,
hotelu „Palast". Po przybyciu na miejsce zaprowadzono ich od razu
, apartamentu, składającego się z dwóch połączonych ze sobą pokoi,
z cudownym widokiem na Jezioro Genewskie. Siddy poczuła nagle, że
ma serce w gardle. Najchętniej zatrzymałaby jeszcze kelnera, który
instalował ich w pokojach. Kiedy drzwi zamknęły się za nim ze
szczeknięciem zamka, odniosła takie wrażenie, jakby zwalił jej się na
piersi wielki głaz.
Frank pomógł żonie zdjąć płaszcz, ściągnął również z siebie
wierzchnie okrycie i powiesił rzeczy na swoim miejscu. Odwrócił się do
Siddy z uśmiechem i podszedł do niej, chcąc ją objąć.
Siddy stała jak kamień, a potem uczyniła jakiś obronny gest
i cofnęła się.
— Zostaw mnie! — powiedziała zimno i szorstko.
Wzruszył ramionami i spojrzał na nią speszony.
— Ależ Siddy, nie możemy przecież być ze sobą wiecznie na
oficjalnej stopie, w końcu jesteśmy mężem i żoną — powiedział łagodnie
i uśmiechnął się, chcąc ją ułagodzić.
Zagryzła usta i przybrały chłodny, niedostępny wyraz twarzy.
— Nie zmuszaj się do odgrywania komedii, Frank. I mnie, i tobie
me zależy na bliższych kontaktach między nami — odparła, siląc się na
spokój.
— Co to wszystko znaczy, Siddy? — zapytał zmieszany.
— To, że czas już skończyć z tą komedią. Jak powiedziałam, nie
musisz mi okazywać konwencjonalnych czułości. Możemy już za-
^ io\vy\vać się serio, skoro cel naszego związku został osiągnięty.
1 osłabiłeś mnie z rozsądku, a ja wyszłam za ciebie za mąż, rówież
xlLrując się rozsądkiem. Nie jesteśmy więc sobie niczego winni na-
Az<yem. Chcę, żebyś wiedział, że zgodziłam się na to małżeństwo
na życzenie mego ojca.
Frank wpatrywał się zaskoczony w jej pobladłą, rozdygotaną twarz.
23
22
— To, co mówisz, brzmi zagadkowo. Twój ojciec zapewniał mj
przecież, że idziesz za głosem serca, a o tym, że nasz związek ma
widoku także inne cele — nic nie wiesz.
— ,Bądź, proszę, poważny i przyznaj, że nasz związek ma tytt
jeden cel: doprowadzić do pełnej fuzji przedsiębiorstw naszych rodzic^
— odparła porywczo.
— Ale ty przecież o tym nie wiedziałaś! Twój ojciec dał mi na t(
słowo i prosił, żebym się z tym przed tobą nie wygadał.
„Nie zaprzecza, że zawarł to małżeństwo z wyrachowania
A zatem robienie mu o to wymówek mija się z celem". Pozbierali
myśli, wzruszyła Jekko ramionami i powiedziała z wymuszonyn
uśmiechem:
— Dobrze więc, muszę jak w kartach dodać do koloru i zdradzie
ci zasadniczy powód, dla którego zgodziłam się zostać twoją żoną
Widzisz, ja... założyłam się ze swoimi przyjaciółkami, że oświadczysz;
mi się w ciągu dwóch miesięcy. Uchodziłeś powszechnie za wrogaj
kobiet i trochę nas złościło, że poświęcasz nam tak mało uwagi
Oczywiście, wtedy jeszcze nie wiedziałam, dlaczego zachowujesz sit
z taką rezerwą...
Popatrzył na nią tak, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. To
dziwne, ale zabolało go serce, że Siddy okazała się nagle zupełnit
inna niż myślał i że prowadziła tak ryzykowną grę. Została jego]
żoną, żeby wygrać zakład? To absolutnie nie zgadzało się z jego opinifl
o niej. Nagle uderzyły go jej ostatnie słowa.
— Co miałaś na myśli, mówiąc, że wtedy jeszcze nie wiedziałaś
dlaczego zachowuję się z rezerwą?
Siddy znów, niby obojętnie, wzruszyła ramionami.
— No bo o pewnych sprawach dowiedziałam się dopiero tuz
przed naszym wyjazdem, w hotelu, kiedy poszłam na górę przebrać sit
Koniec końców byłam zadowolona z tej rozmowy, bo trochę sobfc
wyrzucałam i ten zakład, i to małżeństwo, a ta nieoczekiwana wizyta
rozwiała moje skrupuły. Otworzyła mi oczy, że ożeniłeś się ze m
wyłącznie na żądanie twego ojca. Jesteśmy więc kwita.
— Kto złożył ci wizytę i co ci naopowiadał? — rzucił gorączkową
patrząc na nią wzburzony.
Siddy wyprostowała się dumnie.
____ Twoja kochanka, panna Anny Frey! — padło z jej ust spokojnie
i vvyraźnie.
Zbladł i cofnął się o krok, a potem gwałtownie zaprzeczył:
_ Ona nie jest już moją kochanką!
— Ale była nią. Odprawiono ją, bo stała się niewygodna, kiedy