1071

Szczegóły
Tytuł 1071
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1071 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1071 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1071 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jan Twardowski Rachunek dla doros�ego Polski Zwi�zek Niewidomych Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Warszawa 1991 T�oczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni PZN, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Przedruk z wydawnictwa "Ludowa Sp�dzielnia Wydawnicza", Warszawa 1982 Pisa� J. Podstawka Korekty dokonali St. Makowski i D. Jagie��o Od autora Wiersze to jeszcze jeden spos�b m�wienia do drugiego cz�owieka - i do samego siebie. S� tacy, co uwa�aj�, �e cz�owiek, kt�ry je tworzy, szuka w�asnych prze�y�. Czy o to tylko chodzi? Wydaje si�, �e powinien odnajdywa� t� prawd�, kt�ra go przerasta, t�, kt�ra stale si� mu wymyka. Prawda ta jest tak obszerna, �e chocia� by�o tylu wspania�ych poet�w, wci�� pojawiaj� si� nowi i podejmuj� jeszcze raz ten sam trud. Poch�ania mnie wiara, ale wiara, kt�ra nie jest statyk�, zatrzymaniem si�, lecz ci�g�ym odkrywaniem na nowo tajemnicy. Poch�ania mnie pragnienie zg��bienia tre�ci wsp�lnych nam wszystkim, szukaj�cym odpowiedzi na nasze ludzkie l�ki, wynikaj�ce mi�dzy innymi z poczucia samotno�ci czy trwogi wobec spraw ostatecznych. �wiat mo�na zaakceptowa�, je�li si� dostrze�e warto�� czy nawet wi�cej - urok dramatu, jaki jest sk�adnikiem �ycia. Cho� to takie zadziwiaj�ce. Mo�na przyj�� tak�e wiele innych spraw, jak na przyk�ad r�norodno�� typ�w ludzkich, kt�rym wsp�lna jest jednak potrzeba rozwi�zywania tajemnicy �ycia. Jest poznanie naukowe, intelektualne, oparte na �a�cuchu logicznie biegn�cych my�li, ale poezja pos�uguje si�, wed�ug mnie, poznaniem intuicyjnym i dlatego mo�e by� na poz�r nielogiczna i zdumiewaj�co trafna zarazem. Bo rodzi si� z wyobra�ni i pod�wiadomo�ci, tajemniczej g��bi cz�owieka. Potrafi od razu wskoczy� w �rodek sprawy, obj�� ca�o��. Wspania�a i urzekaj�ca jest mi�o�� cz�owieka. Dlaczego jednak pr�buj� m�wi� o niej w paradoksach? - na przyk�ad: "S� tacy co si� na zawsze kochaj� i dopiero wtedy nie mog� by� razem" albo "mi�o�� to samotno�� co ��czy najbli�szych". My�l�, �e stale kochamy to, co jest wi�ksze od nas. Znowu zawsze ta wymykaj�ca si� prawda. Zachwyca mnie otaczaj�cy nas �wiat, jego kolor, d�wi�k, zapach, r�norodno��. Wracam do starego Linneusza, kt�ry nazywa� po imieniu zwierz�ta, ptaki, ro�liny. D�ugo i cierpliwie uczy�em si� przyrody, czytam ksi��ki przyrodnicze. Zbieram zielniki. Kiedy si� m�wi tyle o cz�owieku, o r�nie pojmowanym humanizmie - widz� urok szpaka, wilgi, dzikiego kr�lika, szorstkow�osego wy��a. Juliusz S�owacki w znanej strofie z "Beniowskiego" pisze, �e B�g jest Bogiem rozhukanych koni, a nie pe�zaj�cych stworze�, s�dz�, �e jest tak�e Bogiem chrz�szczy, mr�wek, biedronek i szczypawek. Czy takie widzenie przyrody nie uczy nas pokory? Przecie� to samo �wiat�o pada i na ludzi, i na koniki polne, i na �wierszcze. �wiat dany nam jest w spos�b rzeczywisty, a nie tylko wyobra�niowy. Nie istnieje jako pomy�lenie czy poetycka rzecz. Jest zbiorem rzeczy egzystuj�cych. I dlatego lubi� nazywa� po imieniu drzewa, kwiaty, kamienie. Daleki jestem od operowania, tak powszechnego dzi�, znakami: ptak, zwierz�, ryba, li��, kwiat. Widz� bowiem dzi�cio�a, kosa, bociana, s�onia, pstr�ga, �laz, borsuka, wrotycz, makol�gw� - konkretny, nie anonimowy �wiat. Wiem, �e li�� wi�zu drapie, �e gryka ro�nie na czerwonej �odydze, �e gile maj� nosy grube, a dudki krzywe, �e pstr�gi s� szaroniebieskie, a wilcza jagoda brunatnofioletowa. Zdumiewam si� i zachwycam urod� i dziwno�ci� widzialnego i niewidzialnego �wiata. To, co widzialne, dotykalne, pozwala okre�li� granice niewiadomego i niepoznawalnego. Bez tej jedynej bliskiej miary �wiata nie da�oby si� te� dostrzec i poj�� jego nieuchwytnych tajemnic. Interesuje mnie wi�c wszystko: ptaki, kwiaty, owady, kamienie. I zamiast o katedrach i gotykach wol� pisa� o drzewach, kt�re maj� w sobie co� ze wspomnienia raju. �wiat jest naprawd� cudowny... Artysta nie fotografuje rzeczywisto�ci. My�l�, �e je�li patrzy na przyrod�, nie musi jej analizowa�, dostrzega jej pewne elementy w zale�no�ci od swoich prze�y�. Ch�opiec, kt�ry wr�cza ukochanej r��, nie my�li o tym, �e owad zrani� si� o jej kolec. Liczymy siedem, pi�� albo dwie kropki na biedronce - nie wiedz�c, �e jest drapie�nikiem. Czy jednak jest to tylko okrucie�stwo? Mo�na dostrzec w przyrodzie nawet humor. Pasikonik ma oczy na przednich nogach, koliber leci ty�em, kowalik chodzi do g�ry ogonem. A ja lubi� humor dyskretnego u�miechu, kt�ry rodzi si� na przyk�ad z zestawienia rzeczy nieoczekiwanych. Obce s� mi retoryka, dydaktyka i patos. Pr�buj� pisa� wiersze, kt�re nie by�yby manifestami. Lepiej niech nie nawo�uj� i nie nawracaj�. Niech nios� swoje tre�ci w �agodnym zawieszeniu, w zaufaniu, w �arliwej otwarto�ci na �ycie i jego powszednie sprawy. Niech podejmuj� dialog ze wszystkimi postawami. My�l�, �e kto, jak kto, ale poeta powinien by� towarzyszem wierz�cych i niewierz�cych. Szuka� tego, co ��czy, a nie dzieli. Tylko szczero�� prze�ycia zbli�a ludzi i mo�e przekonywa�. Nie znosz� ironicznego grymasu. Czy nie podwa�a on czasem samego faktu ludzkiej egzystencji? Jak ju� wspomnia�em, lubi� humor. Dostrzegam w nim �wiadectwo pokory, wewn�trzne ciep�o, pr�buj� dystansu. Nieraz wydobywa go staro�wiecki rym. Dla mnie najwi�kszym dramatem jest dramat wolnej woli cz�owieka, dramat wyboru pomi�dzy dobrem a z�em. Dramat moralno�ci. Jakie to przera�aj�ce, �e to w�a�nie cz�owiek mo�e mordowa�, krzywdzi�, wywo�a� wojn�. Ale przecie� i w �wiecie upadaj�cego cz�owieka mo�na dostrzec tyle po�wi�cenia, mi�o�ci, dobroci, �alu. Nie tylko Ojca Kolbe, ale i Janusza Korczaka. Nawet na dramat patrz� oczyma staro�ytnych, kt�rzy w dramacie nie widzieli tragedii rozpaczy, ale niezrozumia�e dzia�anie. Wydarzenia mia�y g��bi� perspektywiczn�, by�y symbolem niesko�czono�ci i ukazywa�y tajemnic�. Dramat m�g� by� oczyszczeniem, trudn� drog� do dobra. Tyle si� dzisiaj m�wi o pokoleniach artyst�w, o pokoleniu m�odych, �rednich i starych. Pami�tamy, �e w okresie pozytywizmu przeciwstawiano starym pokolenie m�odych. Jednak wtedy by�y to tak zwane pokolenia "ludzkie" w dok�adnym tego s�owa znaczeniu. Dzisiaj pokolenia niezwykle pr�dko si� zmieniaj�. Nadp�ywaj� jak fale. Trwaj� nieraz tylko pi�� lat. M�wi si�: nowa albo stara fala. Ci, kt�rzy uwa�aj� si� za lepszych od innych tylko dlatego, �e s� m�odzi - kuj� przeciwko sobie bro�, bo przecie� tak szybko nazw� ich starymi. Nie patrz� wi�c na wiek autora, znajduj� nieraz m�odzie�cze wiersze pisane przez starych i starcze m�odych. Nie boj� si� form tradycyjnych. Nie �ledz� kierunk�w, nurt�w i tendencji przejawiaj�cych si� w poezji. Pisz� tak, jak mi dyktuje my�l. Razi mnie b�yszcz�ce nowatorstwo po to tylko, aby zadziwi�. My�l�, �e autor, kt�ry umie szczerze zdumiewa� si� otaczaj�cym go �wiatem - mo�e odkrywa� jego sta�e tajemnice, niezale�nie od garbu lat, kt�re d�wiga. Jan Twardowski Wiersze * * * (Bo�e spraw...) Bo�e spraw �ebym nie zas�ania� sob� Ciebie@ nie zawraca� Ci g�owy kiedy ustawiasz pasjanse gwiazd@ nie t�umaczy� stale cierpienia - niech zostanie jak ska�a ciszy@ nie spacerowa� po Biblii jak paw@ nie liczy� grzech�w l�ejszych od �niegu@ nie za�amywa� r�k nad Okiem Opatrzno�ci@ �eby serce moje nie toczy�o si� jak krzywe ko�o@ �ebym nie tupa� na tych co stan�li w po�owie drogi mi�dzy niewiar� a ciep�em@ a zawsze wiedzia� �e nawet najwi�kszego �wi�tego@ niesie jak lich� s�omk� - mr�wka wiary@ Rachunek dla doros�ego Jak daleko odszed�e�@ od prostego kubka z jednym uchem@ od starego sto�u ze zwyk�� cerat�@ od wzruszenia nie na niby@ od sensu@ od podziwu nad �wiatem@ od tego co nagie a nie rozebrane@ od tego co wielkie nie tylko z daleka ale i z bliska@ od tajemnicy nie wyk�adanej na talerz@ od matki kt�ra patrza�a w oczy �eby� nie k�ama�@ od Polski z ran�@ ty stary koniu@ Nie mog� trafi� Wszystko si� pozmienia�o nie ma ma�ych dwor�w@ pachn�cych owocami i past� do pod��g@ z zazdrostkami w oknach z lawend� w szufladzie@ ko�ci� te� nieco inny. Spokojny cho� przecie�@ bez cichej i dyskretnej prababci �aciny@ stara si� by Boga by�o lepiej wida�@ lecz B�g kocha naprawd� wi�c jest niewidzialny@ dworce przebudowano ju� nie mog� trafi�@ na peron gdzie kogo� �egna�em na zawsze@ d�ugopis karierowicz nieboszczyk atrament@ niebo morze i g�ry zosta�y te same@ Co zgin�o Szukam co by�o zgin�o@ gwiazdy nie ruszy�y si� z miejsca@ nie zmieni�y adresu@ ksi�yc staro�wiecki zosta� po dawnemu@ cho� ju� podeptany@ tak jak przedtem@ p�tora miliona gatunk�w chrz�szczy@ w dalszym ci�gu kaczka ma dwana�cie tysi�cy pi�r@ wiatr kr�ci si� w k�ko tak stale potrzebny �e bezradny@ zgodnie z planem w�druje w marcu �oso� w g�r� rzeki@ niebieski i szary@ gryfon wystawia ptaki wodne unosz�c przedni� �ap�@ g� tylko pod skrzyd�o chowa g�ow�@ je�li mr�wki si� zgubi� to si� same odnajd�@ bo mrowisko zawsze przy drzewie od po�udniowej strony@ podobno ma�p przybywa - nie ubywa@ tylko cz�owiek stale si� gubi@ urodzony dezerter@ Wszystko co dawne Dlaczego dom rodzinny wida� cho� go nie ma@ i lamp� co zgaszono trzydzie�ci lat temu@ i psa co szczeka� gro�nie a chcia� nas powita�@ wci�� rzeczywiste to co niemo�liwe@ czemu to co nie jest chlebem wa�niejsze od chleba@ czemu ci co odeszli s� bardziej obecni@ i nawet dawna mi�o�� co straszy�a grzechem@ stroi miny zabawne bo sta�a si� duchem@ mi�o�� to samotno�� co ��czy najbli�szych@ st�d czyste nawet co jest zbyt gor�ce@ fotografie prawdziwe - bo ju� niepodobne@ cho�by� nie chcia� sta� w miejscu i tylko si� �pieszy�@ jak nagietki co kwitn� przed dziewi�t� rano@ czemu b�l pisze wiersze@ nie idiotka r�ka@ wszystko po to by pyta�@ co nas ��czy z cia�em@ Stare fotografie Tylko fotografie nie licz� si� z czasem@ pokazuj� babci� jak chud� dziewczynk�@ z wiosn� na czerwonych ga��ziach wikliny@ jej pi�k� sprzed p� wieku i wr�ble jak li�cie@ jej warkoczyk tak wierny jak anio� prywatny@ jej skakank� jak prawd� bez �ez i po�egna�@ biskupa w kr�tkich majtkach na wysokim p�ocie@ fotografie najch�tniej ocalaj� dziecko@ wol� u�miech ni� ostre dogmatyczne niebo@ r�wnie� serce co si� dyskretnie sp�ni�o@ pokazuj� wakacje bezlitosne lato@ z psem spotkanie pomi�dzy pszenic� i owsem@ zw�aszcza gdy �ycie ucieka jak balon@ i �limak chodzi z domem swym bezdomny@ kamie� z twarz� kr�lewsk� kt�ry nie skamienia�@ przed dworem co si� spali� siostry cienkie w pasie@ dowcipne cho� zegarek im p�aka� na r�kach@ wspomnienie sz�stej klasy stygn�ce jak per�a@ z dyrektorem jak ssakiem niewinnym po�rodku@ umar� nie zmartwychwsta� by odej�� jak cz�owiek@ staw po��k�y jak topaz i �ab� z talentem@ kiedy szczygie� z ogrodu przenosi si� w pole@ nawet traw� co zawsze wykr�ci si� sianem@ krajobraz co ju� przeszed� dawno w geografi�@ i oczy ju� za wielkie by sta� je na rozpacz@ Oda do rozpaczy Biedna rozpaczy@ uczciwy potworze@ strasznie ci tu dokuczaj�@ morali�ci podstawiaj� ci nog�@ asceci kopi�@ �wi�ci uciekaj� jak od jasnej cholery@ nazywaj� ci� grzechem@ lekarze przepisuj� proszki �eby� sobie posz�a@ a przecie� bez ciebie@ by�bym stale u�miechni�ty jak prosi� w deszcz@ wpada�bym w ciel�cy zachwyt@ nieludzki@ okropny jak sztuka bez cz�owieka@ niedoros�y przed �mierci�@ sam obok siebie@ �eby wr�ci� Mo�na mie� wszystko �eby odej��@ czas m�odo�� wiar� w�asne si�y@ �wi�tej pami�ci dom rodzinny@ skrzynk� dla szpak�w i sikorek@ mi�o�� wiadomo�� nieomyln�@ �e nawet Pan B�g niepotrzebny@ potem ju� tylko sama ufno��@ trzeba nic nie mie�@ �eby wr�ci�@ �wi�ty gapa Kocha� - ale nikt go nie chcia�@ �pieszy� si� - nikt na niego nie czeka�@ ko�ata� - kto inny otwiera�@ bieg� z sercem - droga si� urwa�a@ jeszcze t�skni� za kim� przez furtk� ogrodu@ - nie chce nie dba �artuje@ wr�yli mu z li�ci@ i by�o pusto wko�o@ jakby �wiat powiedzia�@ na wieki wiek�w amen@ ju� tylko przez grzeczno��@ O stale obecnych M�wi�a �e naprawd� mo�na kocha� umar�ych@ bo w�a�nie oni s� uparcie obecni@ nie zasypiaj�@ maj� okr�g�y czas wi�c si� nie spiesz�@ spokojni poniewa� niczego nie wyko�czyli@ nawet gdyby si� pali�o nie zrywaj� si� na r�wne nogi@ nie po�ykaj� tak jak my przera�onego sensu@ nie udaj� ani lepszych ani gorszych@ nie wydajemy o nich tysi�ca s�d�w@ zawsze ci sami jak olcha do ko�ca zielona@ znaj� nawet prywatny adres Pana Boga@ nie deklamuj� o mi�o�ci@ ale pomagaj� znale�� zgubione przedmioty@ nie starzej� si� odm�odzeni przez �mier�@ nie strasz� pustk� pe�n� erudycji@ nie ��cz� �wi�to�ci z apetytem@ bli�si ni� wtedy kiedy odje�d�ali na chwil�@ przechodz� obok z niepotrzebnym cia�em@ ocalili znacznie wi�cej ni� dusz�@ Ko�o domu Ko�o domu rodzinnego@ sz�a matka@ o p� drogi od dzieci�stwa@ czajka@ �wi�ty kaczor niezgrabna pami�tka@ i kuku�ka co ostrzega do ko�ca@ z gwiazd jak zawsze tylko pierwsza bliska@ przez omy�k� modli si� do �niegu@ gdy wraca�em bieg�y do mnie drzewa@ wszystko by�o tak naprawd�@ �e nie ma@ Przesz�o�� Kiedy nie umia�em jeszcze p�aka� i by� powa�nym@ z pani� od francuskiego nie mo�na by�o wytrzyma�@ kiedy rysowa�em kredk� sko�ne oczy lisa@ a wojna jeszcze nie spali�a szafy z ��tej czere�ni@ kiedy �awka bez oparcia w parku by�a najwygodniejsza@ kiedy uk�adali�my wiersz@ "pewien dziad na swoich z�bach siad� - nagle krzykn�� przera�ony@ kto� mi� ugryz� z tamtej strony"@ kiedy psy na dworze szczeka�y ciszej rano a g�o�niej wieczorem@ kiedy chcia�oby si� do serca przytuli� owc� i wilka@ kiedy nie mogli�my si� nadziwi� �e mo�na po spowiedzi@ zje�� ca�ego Boga@ na wszystko czas by� jeszcze@ dzisiaj ju� go nie ma@ To nieprawdziwe To nieprawdziwe trudne nieudane@ ta rado�� p�idiotka b�lu nowy kretyn@ �ale jak byliny kwiaty zimnotrwa�e@ rozum co nie przeszkadza �adnemu odej�ciu@ mi�o�� kt�rej nigdy nie ma bez rozpaczy@ serce ciemne do ko�ca cho� jasne wzruszenia@ pociecha po to tylko �e prawd� oddala@ �uczek co nas nie z��czy� cho� oblecia� wko�o@ �nieg tak bardzo wzruszony �e niewiele wiedzia�@ jedna mr�wka co zbieg�a nareszcie z mrowiska@ u�miech tw�j co za �ycia mi si� nie nale�a�@ wszystko sta�o si� drog�@ co by�o cierpieniem@ Noc Noc - gwiazd� przyprowadza@ smutek - bia�� brzoz�@ mi�o�� niesie w ofierze czystego baranka@ spok�j - samotno�� mr�wek gdy wszystkie s� razem@ Wiara stale chce pyta�@ lecz gard�o wysycha@ je�li B�g jest milczeniem@ zamilcze� potrzeba@ Nie opowiadajcie Nie opowiadajcie razem i osobno@ �e nie ma ludzi niezast�pionych@ bo przecie� moja matka@ �agodna i nieub�agana@ ca�a w czasie tera�niejszym niedoko�czonym@ wychyla si� z nieba@ �eby mi przyszy� oberwany guzik@ kto to lepiej potrafi@ w czyich palcach dr�y ig�a jak drucik ciep�a@ gdy tyle dzisiaj uczu� a ma�o mi�o�ci@ i tyle cudzych kobiet a �adna nie moja@ a �mier� tak bardzo wa�na bo si� nie powt�rzy@ i smutek jak sprzed wojny ostatnia choinka@ a przecie� ta babcia z przeciwka@ przy stoliku na k�kach@ z pasjansem co nie wychodzi@ tak bardzo szybko �y�a umar�a poma�u@ a czasami tak skryta �e p�aka�a w wannie@ lub ta co z sercem przysz�a wojna j� zabi�a@ razem z jasn� torebk� do letniej sukienki@ kto przywr�ci jej cia�o kiedy nie ma cia�a@ jej nos na mnie skrzywiony@ i kogutek w�os�w@ Dzieci�stwo wiary Moja �wi�ta wiaro z klasy trzeciej b@ z coraz dalej i bli�ej@ kiedy w ko�ciele by�o tak cicho �e ciemno@ a w domu wci�� to samo wi�c inaczej@ kiedy �wi�ty Antoni ostrzy�ony i zawsze z grzywk�@ odnajdywa� zagubione klucze@ a Matka Boska by�a lepsza bo przedwojenna@ kiedy nie mia�a pretensji do nikogo nawet zmok�a kawka@ a mi�o�� by�a tak czysta �e karmi�a Boga@ wielka i dlatego mo�liwa@ kiedy martwi�em si� �eby Pan Jezus nie zachorowa�@ boby si� komunia nie uda�a@ kiedy rysowa�em diab�a bez rog�w - bo samiczka@ prosz� ciebie moja wiaro malutka@ powiedz swojej starszej siostrze - wierze doros�ej@ �eby nie t�umaczy�a@ - dopiero wtedy mo�na naprawd� uwierzy�@ kiedy si� to wszystko zawali@ Szukasz Szukasz prawdy ale nie tajemnic@ li�cia bez drzewa@ wiedzy a nie zdziwienia@ boisz si� oprze� na tym czego nie mo�na dotkn��@ zaczynasz od sukcesu wielki i zb�dny@ nie milczysz ale pyskujesz o Bogu@ chcesz by� kochany ale sam nie umiesz kocha�@ my�lisz �e sobie zawdzi�czasz wyrzuty sumienia@ nie wiesz �e dowodem na istnienie jest to �e tego dowodu nie ma@ inteligentny i taki niem�dry@ Mr�wko wa�ko biedronko Mr�wko co nie uros�a� w czasie wiek�w@ �mo od lampy do lampy@ na prze�aj i najpro�ciej@ �wietliku mrugaj�cy nieznany i nieobcy@ koniku polny graj�cy nogami@ wa�ko niewa�ka@ weso�o oboj�tna@ biedronko nad kt�r� zamy�li�by si�@ nawet papie� z policzkiem na r�ku@ cz�api� po �wiecie jak ci�ki s�o�@ tak du�y �e nic nie rozumiem@ my�l� jak ukl�kn��@ i nie zadrze� nosa do g�ry@ a �ycie nasze jednakowo@ niespokojne i malutkie@ Szczeg� Wci�� ca�o�� za wielka i male�kie sprawy@ czas jak druga przestrze� i barwinek w cieniu@ ksi�yc nie doleczony i kminek przydro�ny@ rozpacz i ch�opiec co bawi si� w klasy@ przy cierpieniu sam Pan B�g stan�� jak milczenie@ i serce jak szczeg� stale niespokojny@ boi si� �e ma�e wi�cej od wielkiego boli@ Z Tob� Nie cierpienie dla cierpienia@ nie krzy� dla krzy�a@ nie pi�tek dla pi�tku@ nie po to aby pyta�@ sk�d co i dalej@ Wszystko to bez sensu. Za ma�o@ lecz po to by by� z Tob�@ Powiedz. Ba� si� i zosta�@ skoro Ciebie bola�o@ Bez nas Odejd�my ju� nie wr��my@ nareszcie samotno�� b�dzie sama@ mi�o�� bez ch�ci posiadania@ B�g bez pyta�@ rozpacz bez reklamacji@ pi�kno bez estetyki@ niebo bia�e po burzy po deszczu niebieskie@ jeszcze troch� pomarudzi ostatnie s�owo jak bezradny baran@ jeszcze wiatr szarpnie oknem bo ciep�o spotka zimno@ poskacze zielony pasikonik kt�ry porzuci� wielko��@ �eby wybra� szcz�cie@ jeszcze zaboli d�ugopis co mi zosta� po matce@ ale wszystko b�dzie ju� naprawd�@ bo bez nas@ Kto winien To tylko nagrzeszy�a �wi�toszka maciejka@ ksi�yc nieuleczalny co nocami bredzi@ piorun co w ko�ci� trafi� by pszczo�� omin��@ i rozum nierozumny s�uszno�� wci�� bez sensu@ i b�l tak bardzo czysty �e ju� uspokaja@ po��k�a pora lata gdy trzeba si� �egna�@ popatrze� sobie w oczy gdy dom pachnie jab�kiem@ a w ulach dawna cisza wytapiania wosku@ tak �agodna jak bo�ek kt�rego psy li��@ zabawna parasolka i d�ugie trzy po trzy@ bo gdy jemy je�yny kolor warg si� zmienia@ (w takiej chwili granica przyja�ni niepewna)@ to tylko nagrzeszy�a zwyczajna t�sknota@ lub po prostu wzajemna nasza nieznajomo��@ �rebak �wiat�a co biega� niezgrabnie po �cianie@ serce co milczy m�drze by m�wi� od rzeczy@ pi�kno po kt�rym cz�sto zjawia si� nieprawda@ jakimi to drogami mi�o�� wci�� niewinna@ sama do nas przychodzi i odchodzi sama@ Jest Jest jeszcze taka mi�o��@ �lepa bo widoczna@ jak szcz�liwe nieszcz�cie@ p� rado�� p� rozpacz@ ile to trzeba wierzy�@ milcze� cierpie� nie pyta�@ skaka� jak osio� do skrzynki pocztowej@ �a�owa� czego nie by�o@ by dosta� nic@ za wszystko@ miej serce i nie patrz w serce@ odstraszy ci� kocha�@ Ratunku Eugeniuszowi Zieli�skiemu Dziki kr�liku, chrz�szczu ma�y@ co �wiecisz jak czerwony brokat@ wiosennne czajki czarno_bia�e@ �limaku lekko oz�ocony@ wierny granicie zielonkawy@ d�bie surowy i niewinny@ dro�dzie niezgodny i s�owiku@ co podpowiadasz ca�� mi�o��@ od poca�unku do pobicia@ polny kamieniu przem�czony@ g�osie oboju troch� suchy@ i fletu - niski ale lekki@ zapachu sza�wii dobrodziejki@ niby nie�mia�y a gorliwy@ i polski �niegu przedwojenny@ tak podeptany �e ju� czysty@ wszystkie te� wi�zu li�cie krzywe@ jak niegenialnych ludzi dramat@ i po kolei pa�scy �wi�ci@ niepopularni wi�c prawdziwi@ ratujcie mnie przed abstrakcjami@ Szuka�em Szuka�em Boga w ksi��kach@ przez cud niem�wienia o samym sobie@ przez cnoty gor�ce i zimne@ w ciemnym oknie gdzie ksi�yc udaje niewinnego@ a tylu po�eni� g�uptas�w@ w znajomy spos�b@ w ogrodzie gdzie chodzi� gawron czyli gapa@ w polu gdzie w lipcu zbo�e twardnieje i ��knie@ przez protekcj� ascety kt�ry nie jad�@ wi�c si� modli� tylko przed zmartwieniem i po zmartwieniu@ w ko�ciele kiedy nikogo nie by�o@ i nagle przyszed� nieoczekiwany@ jak �urawiny po pierwszym mrozie@ z sercem pomi�dzy jedn� r�k� a drug�@ i powiedzia�@ dlaczego mnie szukasz@ na mnie trzeba czasem poczeka�@ G�odny M�j B�g jest g�odny@ ma chude cia�o i �ebra@ nie ma pieni�dzy@ wysokich katedr ze srebra@ Nie pomagaj� mu@ d�ugie pie�ni i �wiece@ ma pier� zapad��@ nie chce lekarstwa w aptece@ Bezradni@ rz�d ministrowie �andarmi@ tylko mi�o�ci�@ m�j B�g si� daje nakarmi�@ B�g Ukry� si� najdok�adniej by �wiat by�o wida�@ gdyby si� ukaza� to sam by�by tylko@ kto by �mia� przy nim zauwa�y� mr�wk�@ pi�kn� z�� os� zabiegan� w k�ko@ zielonego kaczora z ��tymi nogami@ czajk� sk�adaj�c� cztery jajka na krzy�@ kuliste oczy wa�ki i fasol� w str�kach@ matk� nasz� przy stole kt�ra tak niedawno@ za d�ugie �mieszne ucho podnosi�a kubek@ jod�� co nie zrzuca szyszek tylko �uski@ cierpienie i rozkosz oba �r�d�a wiedzy@ tajemnice nie mniejsze ale zawsze r�ne@ kamienie co podr�nym wskazuj� kierunek@ mi�o�� kt�rej nie wida�@ nie zas�ania sob�@ Skrupu�y pustelnika Tak zaj��em si� sob� �e czeka�em aby nikt nie przyszed�@ stale prosi�em o jeden tylko bilet dla siebie@ nawet nic mi si� nie �ni�o@ bo �ni si� dla siebie ale sny ma si� dla drugich@ je�li p�aka�em - to niefachowo@ bo do p�aczu potrzebne s� dwa serca@ broni�em tak gorliwie Boga �e trzepn��em w mord� cz�owieka@ my�la�em �e kobieta nie ma duszy a je�li ma to trzy czwarte@ �mia�em si� z pewnego dziadka kt�ry po pi��dziesi�tce chcia� si� rozmno�y�@ za�o�y�em w sercu tajn� radiostacj� i nadawa�em tylko sw�j program@ przygotowa�em sobie kawalerk� na cmentarzu@ i w og�le zapomnia�em �e do nieba idzie si� parami nie g�siego@ nawet dyskretny anio� nie stoi osobno@ Powiedzcie to dalej R�o powiedz r�y@ szpaku powiadom szpaka@ ogary szczekajcie ogarom jak zwykle w wielu tonacjach@ czaplo wypaplaj czapli na ��tych nogach stoj�c@ mr�wko powt�rz to mr�wce@ miniemy. Potoczy si� dalej@ ziemia niebo powietrze@ tylko ten kamie� na polu@ ten sam wci�� ksi�yc przed deszczem@ wiara co pije ze ska�y@ bez nas zostanie jeszcze@ �al Zofii Ma�ynicz �al �e si� za ma�o kocha�o@ �e si� my�la�o o sobie@ �e si� ju� nie zd��y�o@ �e by�o za p�no@ cho�by si� teraz pobieg�o@ w przedpokoju szura�o@ nios�o serce osobne@ w telefonie szuka�o@ s�uchem szerszym od s�owa@ Cho�by si� spokornia�o@ g�upi� min� stroi�o@ jak lew na muszce@ Cho�by si� chcia�o ostrzec@ �e pogoda niesta�a@ bo t�cza zbyt czerwona@ a s�l zwilgotnia�a@ Cho�by si� chcia�o pom�c@ w�asn� g�b� podmucha�@ w ros� za s�ony@ Wszystko ju� potem za ma�o@ cho�by si� �zy wyp�aka�o@ nagie niepewne@ O g�upim Jasiu Tylu anio��w odesz�o@ tyle umar�o go��bi@ lecz moje serce uparte...@ Ni to ze z�ota ni srebra@ nie p�onie krwawym j�zykiem@ pragn�o lec na o�tarzu@ lecz kto� je str�ci� patykiem@ Upokorzone wstydliwe@ nie spos�b spojrze� mu w oczy@ jak g�upi Jasio szcz�liwe@ pod Jasn� G�r� si� toczy@ Narzekania Stale narzekamy@ na dziur� w mo�cie@ na pi�te ko�o u wozu@ na dwa grzyby w barszczu@ na kropk� bez i@ na pi�k� co �amie kwiaty@ na szcz�cie bez dalszego ci�gu@ na to �e nas nie wida�@ �e wszyscy umieraj� a nie tylko niekt�rzy@ i jak nieraz wystarczy kocha� �eby siebie zniszczy�@ ale wci�� potrzeba tego co niepotrzebne@ Na biurku Tu le�y mapa co si� cz�sto zmienia@ po ka�dej wojnie ju� nie taka sama@ tam znaczki pocztowe znowu troch� inne@ klej niby farba rozpuszczona w wodzie@ teczka o kt�r� pies potr�ci� nosem@ pi�ro wieczne jak k�amstwo bo wcale nie wieczne@ przysz�y d�ugopisy i ju� si� nie przyda@ ksi��ki pami�tnik damy (chyba dawno temu)@ m�wi� �e tylko trzy razy jej nie by�o w domu@ w dniu �lubu w dniu chrztu dziecka i swego pogrzebu@ kalendarz jak nieszcz�cie - potw�r liczy milcz�c@ tylko serce odmierza czas w odwrotn� stron�@ w szufladzie stary pieni�dz co wyszed� z obiegu@ z Pi�sudskim - ciekawostka male�ka liryka@ tak czysta �e si� za ni� ju� nic nie kupuje@ a te fotografie to moi umarli@ bez kt�rych przecie� niepodobna istnie�@ szlachetni dzi� na pewno skoro ich nie wida�@ Na dobranoc Rozgadana wiedza@ wymowna poezja@ przez radio Szopen m�wi� do mnie b�dzie@ ca�uj� ci� na dobranoc m�j krzy�yku niemy@ bo milczy tylko prawda i nieszcz�cie@ Pytania Gdzie si� prawda zaczyna a gdzie rozum ko�czy@ gdzie mi�o�� mi�dzy nami a gdzie ju� cierpienie@ czy �za czy na nosie ciep�o zimnej wody@ dok�d razem idziemy by umrze� osobno@ czy s�owo jeszcze s�owem czy nagle milczeniem@ czy cia�o wci�� oddala czy tylko zas�ania@ w kt�rym miejscu odchodzi Pan B�g oficjalny@ i nie patrzy w przepisy bo ju� jest prawdziwy@ o �wi�ty krzy�u pyta� jak niewiele wa�ysz@ gdy ma�e g�upie szcz�cie li�e nas po twarzy@ Czekanie My�lisz - znowu si� sp�nia@ zaraz si� obra�asz@ marudzisz jak sikorka ta brzydsza bez czubka@ kto mi�o�ci nie znalaz� ju� jej nie odnajdzie@ a kto na ni� wci�� czeka nikogo nie kocha@ martwi si� jak wdzi�czno�� �e pami�� za kr�tka@ mi�o�� dawno przybieg�a i ukl�k�a przy nas@ spokojna bo szcz�cie porzuci�a ciasne@ spr�buj nie chcie� jej wcale@ wtedy przyjdzie sama@ Przez mikroskop Co ty g�uptasie wyrabiasz najlepszego@ patrzysz przez mikroskop@ na �mier� i mi�o�� jednakowo ciemne@ przyk�adasz ucho@ szukasz r�k�@ chroboczesz klamk� �eby otworzy�@ cho� serce wie co teraz a nie wie co potem@ stajesz na g�owie �eby udowodni�@ zapalasz �wiat�o@ w�chasz teologi�@ a trzeba@ nie widzie�@ nie s�ysze�@ nie dotyka�@ nie wiedzie�@ i dopiero wtedy uwierzy�@ Dlaczego Nie wierzysz w siebie wi�kszego od siebie@ w �mier� mniejsz� od �mierci@ w to �e mo�na zachorowa� na grzech@ w to �e samotno�� jest z�a je�eli si� przed ni� ucieka@ w to �e czas krzyczy na ca�e gard�o ale go nie s�yszysz albo udajesz Greka@ siedzisz smutny jak Sta�czyk w "Ho�dzie pruskim" oparty na flecie@ nie wierzysz w nic@ ale dlaczego si� boisz@ Spotkania Spotkania co przychodz� same@ tak poza nami �e ju� si� nie dziwisz@ �e b�dzie dalej jak mia�o by� wszystko@ bo duch by� przedtem zanim szli�my razem@ I dobrze wraca� po nitce do k��bka@ a� do rodzic�w co te� si� spotkali@ najpewniej po raz pierwszy nic nie wiedz�c o tym@ �e �mier� nie b�dzie wa�na tak jak to spotkanie@ mo�e wiatr zrywa� matce kapelusz s�omkowy@ jakby chcia� przed ma��e�stwem jak kogut ucieka�@ w wiecz�r co si� zapomnia� i sta� si� zielony@ rado�ci� najbardziej mo�na si� przestraszy�@ Spotkania co przychodz� same@ tak dok�adnie konieczne �e zupe�nie czyste@ wie o tym serce jak skrzyd�o niezgrabne@ w �yciu co bez �mierci by�oby bana�em@ �eby odej�� od siebie te� trzeba si� spotka�@ Biedna logiczna g�owa Przyjd� to co ni w pi�� ni w dziewi��@ i to co trzy po trzy@ przyjd� dwa razy dwa wcale nie cztery@ nie tak i tak dalej ale tak i nie tak dalej@ przyjd� wszystko do g�ry nogami@ ca�kiem inaczej@ pi�te przez dziesi�te@ godzino dwunasta szukana w po�udnie@ przyjd� serce razem z drugim i nagle osobno@ poka� naszej biednej logicznej g�owie@ jak kotce przyuczonej do porz�dku@ to co niemo�liwe i konieczne@ Bliscy i obcy Co to si� dzieje@ ksi�yc p�aski jak dolar@ dom bez domu@ dwoje bliskich i obcych@ jak po grzechu ka�dy bardziej samotny@ lato ucieka z ostatnim motylem na ramieniu@ nawet zachwyt nie zachwyca@ zimno po ka�dym s�owie@ jedzenie smutne@ dusza si� nudzi@ wszystko jak d�uga �yrafa@ tak zawsze@ kiedy si� z mi�o�ci wymknie tajemnica@ Telefon milczy Telefon milczy@ jedna tylko fili�anka na stole@ r�a niczyja@ serce daleko bo obok@ prawda tak jasna �e nieludzka@ kalendarz si� nie �pieszy@ nawet fio�ek na odczepnego@ jeszcze jest ale �wiata ju� nie ma@ Aniele bo�y str�u m�j@ zm�wmy pacierz@ bo mi�o�� nie �yje@ Rymowanka Mi�o�� i rozpacz. Miej mnie w opiece@ dwa razy ton� w tej samej rzece@ b�l i milczenie tak jak dwie drogi@ lub z krzy�a zdj�te r�ce i nogi@ na �awce w parku nie trzeba wi�cej@ dwie ci�te rany czas nasz i serce@ Siedmiowiersz Jak pi�kna jest brzydka pogoda@ zabawny sp�niony genera�@ surowy weso�y �nieg@ s�o�ce rano pod�u�ne w po�udnie okr�g�e@ jak chuda go�a pensja@ jak dalekie bliskie serce@ jak kr�tkie d�ugie �ycie@ Kt�ry Kt�ry stworzy�e�@ pasikonika jak szmaragd z oczami na przednich nogach@ czerwon� trajkotk� z w�sami na g�owie@ bociana gimnastykuj�cego si� na ��ce@ kruka nios�cego brod� z d�u�szych pi�r@ barana znaj�cego tylko drug� liter� �aci�skiego alfabetu@ kolibra lec�cego ty�em@ s�onia wstydz�cego si� umiera� mo�e dlatego �e taki du�y@ os�a a� tak mi�ego �e g�upiego@ kowalika chodz�cego do g�ry ogonem@ zreszt� wszystkich co nie wiedz� dlaczego ale wiedz� jak@ kanciaste orzeszki buku co p�kaj� tylko na czworo@ anio�a po nieobecnej stronie - bez w�asnego pogrzebu z braku cia�a@ �ab� graj�c� jak nakr�cony budzik@ nie�miertelniki wi�dn�ce - wi�c prawid�owe i nieprawdziwe@ dyskretn� rozpacz jak pogodne krakanie@ logiczn� formu�k� nad przepa�ci�@ niezawinion� win�@ psiaka z p�opadni�tym uchem@ �z� jak skr�cony rachunek@ chyba jeszcze nie powsta� na serio �wiat@ jeszcze trwa Tw�j u�miech niedoko�czony@ Westchnienie Duchu stale pobo�ny twardy i uparty@ jeste� - a przecie� nigdy ci� nie wida�@ bo przez grzeczno�� udajesz �e ci� wcale nie ma@ chocia� chcemy ogl�da� r�ce oczy uszy@ robi� miny na pokaz �eby si� podoba�@ �eni� si� by po kwiatach kupowa� jarzyny@ b�d� ju� taki jak jeste�@ lecz nie odchod� od nas@ bo czas coraz pr�dszy@ a mi�o�� niesta�a@ od samego siebie najdalej do nieba@ i cia�o wci�� nie mo�e uspokoi� cia�a@ Kt�ry stwarzasz jagody Ty kt�ry stwarzasz jagody@ kr�lika z marchewk�@ lato chrab�szczowe@ cie� wielki ma�ych li�ci@ zawilec p�obecny bo uwi�dnie zanim go si� przyniesie do domu@ czosnek nied�wiedzi dla trzmieli@ smutek ro�lin@ wydr� na kr�tkich nogach@ �limaka co zasypia na sze�� miesi�cy@ niezgrabny �nieg co ma wdzi�k wi�kszy zanim zacznie ta�czy�@ serce cho�by na chwil�@ spraw@ niech poeci pisz� wiersze prostsze od wspania�ej poezji@ Postanowienie Postanawiam pracowa� nad tym@ �eby si� pozby�@ byka retoryki@ wazeliny stylizacji@ galanteryjnych pauz@ wypucowanej sk�adni@ lirycznego �mietnika@ �eby zim� przykl�kn��@ i przynie�� Ci niewykwalifikowan� r�k�@ baranka �niegu@ O �asce zdziwienia Naucz si� dziwi� w ko�ciele@ �e Hostia Naj�wi�tsza tak ma�a@ �e w d�onie by j� schowa�a@ najni�sza dziewczynka z bieli@ a rzesza przed Ni� upada@ rozp�acze si� spowiada -@ �e ch�opcy z j�zykami czarnymi od jag�d -@ na z�o�� babciom wylatuj�c p�nago -@ w ko�cio�a drzwiach uchylonych@ milkn� jak gawrony@ bo ich ko�ci� zadziwia powag�.@ I pomy�l. Jakie to dziwne@ �e B�g mia� lata dziecinne@ Matk� osio�ka Betlejem.@ Tyle tajemnic Judasz�w@ m�czennic koszyczk�w kwiat�w -@ i nowe wci�� nawr�cenia@ �e mo�na nie m�wi�c pacierzy@ po prostu w Niego uwierzy�@ z tego wielkiego zdziwienia.@ Nie Nie posypujcie cukrem religii@ nie wycierajcie jej gum�@ nie ubierajcie w r�owe ga�gany anio��w fruwaj�cych ponad wojn�@ nie odsy�ajcie wiernych do fujarki komentarza@ Nie przychodz� po pociech� jak po talerz zupy@ chcia�em nareszcie oprze� swoj� g�ow�@ o kamie� wiary@ Pytasz Pytasz czy kochaj� umarli@ i biegniesz w stron� z kt�rej nikt nie wr�ci�@ jak deszcz po pierwszym �niegu speszony i ciemny@ i po kolei przypominasz sobie@ �e kiedy� nie zd��y�e�@ �e� kogo� porzuci�@ mia�e� si� wyrzec niestety schowa�e�@ cho� tylko �ywi rozdaj� pieni�dze@ pytasz czy pami�taj� umarli@ sumienie �ciga jak najstarszy ogie�@ zagradza drog� kamie� ma�om�wny@ i chcesz jak Polska po Powstaniu p�aka�@ cho� biegniesz w stron� z kt�rej nikt nie wraca@ W�a�nie wtedy W�a�nie wtedy kiedy pomy�la�e�@ �e papugi �yj� d�u�ej@ �e jeste� okrutnie ma�y@ niepotrzebny jak kominek na niby@ w sto�owym pokoju@ jak bezdzietny anio�@ lekki jak 20 groszy reszty@ drugorz�dnie genialny@ kiedy ob�o�y�e� si� ksi��kami@ jak cz�owiek chory@ nie wierz�c w to �e z niewiary@ powstaje nowa wiara@ �e ci co odeszli@ jeszcze raz ci� porzuc�@ �wi�ty i pe�en pomy�ek@ w�a�nie wtedy wybra� ciebie kto�@ wi�kszy ni� ty sam@ kto stworzy� �wiat tak dobry@ �e niedoskona�y@ i ciebie tak niedoskona�ego �e dobrego@ * * * (Dzi�kuj� Ci...) Dzi�kuj� Ci po prostu za to �e jeste�@ za to �e nie mie�cisz si� w naszej g�owie kt�ra jest za logiczna@ za to �e nie spos�b Ci� ogarn�� sercem kt�re jest za nerwowe@ za to �e jeste� tak bliski i daleki �e we wszystkim inny@ za to �e jeste� ju� odnaleziony i nie odnaleziony jeszcze@ �e uciekamy od Ciebie do Ciebie@ za to �e nie czynimy niczego dla Ciebie ale wszystko dzi�ki Tobie@ za to �e to czego poj�� nie mog� - nie jest nigdy z�udzeniem@ za to �e milczysz. Tylko my - oczytani analfabeci@ chlapiemy j�zykiem@ �pieszmy si� Annie Kamie�skiej �pieszmy si� kocha� ludzi tak szybko odchodz�@ zostan� po nich buty i telefon g�uchy@ tylko to co niewa�ne jak krowa si� wlecze@ najwa�niejsze tak pr�dkie �e raptem si� staje@ potem cisza normalna wi�c ca�kiem niezno�na@ jak czysto�� urodzona najpro�ciej z rozpaczy@ kiedy my�limy o kim� zostaj�c bez niego@ Nie b�d� pewny �e czas masz bo pewno�� niepewna@ zabiera nam wra�liwo�� tak jak ka�de szcz�cie@ przychodzi jednocze�nie jak patos i humor@ jak dwie nami�tno�ci wci�� s�absze od jednej@ tak szybko st�d odchodz� jak drozd milkn� w lipcu@ jak d�wi�k troch� niezgrabny lub jak suchy uk�on@ �eby wiedzie� naprawd� zamykaj� oczy@ chocia� wi�kszym ryzykiem rodzi� si� ni� umrze�@ kochamy wci�� za ma�o i stale za p�no@ Nie pisz o tym zbyt cz�sto lecz pisz raz na zawsze@ a b�dziesz tak jak delfin �agodny i mocny@ �pieszmy si� kocha� ludzi tak szybko odchodz�@ i ci co nie odchodz� nie zawsze powr�c�@ i nigdy nie wiadomo m�wi�c o mi�o�ci@ czy pierwsza jest ostatni� czy ostatnia pierwsz�@ O wr�blu Nie umiem o ko�ciele pisa�@ o namiotach modlitwy znad mszy i o�tarzy@ o zegarze co nas toczy -@ o �wi�tym przystrzy�onym jak trawa@ o oknach kt�re rzucaj� do wn�trza@ motyle jak ma�e kolorowe okr�ty@ o �mach co smol� �wiece jak czarne oddechy@ o Oku Opatrzno�ci@ kt�re widzi orzechy trudne do zgryzienia@ o w�osach Matki Bo�ej ca�ych z ciep�ego wiatru -@ o tych co nawet �a�uj� zanim zgrzesz�@ lecz o kim�@ skrytym w cieniu@ co nagle od �ez lekki gor�cy jak lipiec@ odchodzi przemieniony w czu�e serce skrzypiec@ i o tobie niesforny wr�blu@ co �ask� zdumiony -@ wpad�e� na zbit� g�ow�@ do �wi�conej wody@ O u�miechu w ko�ciele W ko�ciele trzeba si� od czasu do czasu u�miecha�@ do Matki Naj�wi�tszej kt�ra stoi na w�u jak na wysokich obcasach@ do �wi�tego Antoniego przy kt�rym wisz� blaszane wota jak meksyka�skie maski@ do skrupulata kt�ry stale dmucha spowiednikowi w pompk� ucha@ do mizernego kleryka kt�rego karmi� piersi� teologii@ do ma��onk�w kt�rzy wchodz�c do kruchty pluszcz� w kropielnicy obr�czki jak z�ote rybki@ do kazania kt�re si� jeszcze nie rozpocz�o a ju� sko�czy�o@ do tych co �wi�t nie prze�ywaj� ale prze�uwaj�@ do moralisty kt�ry nawet w czasie adoracji chrupie ko�� mora�u@ do dzieci kt�re si� pomyli�y i zacz�y recytowa�:@ Aniele bo�y nie bud� mnie niech jak najd�u�ej �pi�@ do pi�ciu pa� chudych i do pi�ciu pa� grubych@ do zakochanych kt�rzy porozkr�cali swoje serca na cz�ci czu�e@ do egzystencjalisty kt�ry jak rudy lis przenosi samotno�� z jednego miejsca na drugie@ do podstarza�ej �zy kt�ra si� suszy na konfesjonale@ do ideologa kt�ry wygl�da jak strach na ludzi@ Poka� nam Ciemna pod powiekami �wi�ta Teresko@ nie trzymaj stale r�@ oklepanych arystokratek@ sztywnych jak wiersze na imieniny@ poka� nam le�ny �nie�ny zawilec@ najmniejszy i nieostatni@ jask�cze ziele co leczy kurzajki@ ��ty �arnowiec znad morza@ czerwon� sm�k� jak lep na owady@ przylaszczk� kt�ra z r�owej staje si� niebieska@ wrotycz z zapachem na kilka metr�w@ b�awatek jak wianek@ nieustanny i kr�tki@ wiosenn� firletk�@ polodowcowy bia�y si�dmaczek@ mlecze dla nie ogolonych kr�lik�w@ gotyckie rdzawe szczawie@ storczyk jak przystojnego paj�ka@ i wszystkie inne jeszcze bo�e zielska@ na kt�rych s�o�ce staje si� pokarmem@ tyle tego �e nie mo�na si� po�apa�@ przy nich nawet ka�dy uczony - niedouczony@ zw�aszcza w lipcu kiedy wy�a�� ma�laki i rydze@ Rozmowa Czy lubisz podbia� ��ty@ lipce z ko�lakami@ konwalie w k��czach stulone pod ziemi�@ lubczyk co mi�o�� przywraca a czasem nadziej�@ ksi�yc chodz�cy za nami jak ciel�@ ceremonialny lecz bez r�kawiczek@ poziomki te najni�sze kminek najpodlejszy@ i lato p�niebieskie gdy kwitn� ostr�ki@ co przyjd� jak leniwa m�dro�� od niechcenia@ �o��dzie co si� d�u�� w pa�dzierniku@ zwyk�y chleb co wie zawsze ile b�lu w hostii@ modlitw� gdy Ci� prosz� o ulg� rozpaczy@ kota niewiernego ale z zasadami@ bo najpierw myje praw� nog� przedni�@ Ale Ty Matko nie my�lisz �le o nikim@ zawsze tych co si� potkn� gotowa obroni�@ mi�dzy prawd� a szcz�ciem naj�atwiej nos rozbi�@ pragniesz spraw ostatecznych wybierasz najbli�sze@ i szukasz pewnie jednej mr�wki w lesie@ tak bardzo spra