1071
Szczegóły |
Tytuł |
1071 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1071 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1071 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1071 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jan Twardowski
Rachunek dla doros�ego
Polski Zwi�zek Niewidomych
Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
Warszawa 1991
T�oczono pismem punktowym
dla niewidomych
w Drukarni PZN,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Przedruk z wydawnictwa
"Ludowa Sp�dzielnia
Wydawnicza",
Warszawa 1982
Pisa� J. Podstawka
Korekty dokonali
St. Makowski
i D. Jagie��o
Od autora
Wiersze to jeszcze jeden
spos�b m�wienia do drugiego
cz�owieka - i do samego siebie.
S� tacy, co uwa�aj�, �e
cz�owiek, kt�ry je tworzy, szuka
w�asnych prze�y�. Czy o to tylko
chodzi? Wydaje si�, �e powinien
odnajdywa� t� prawd�, kt�ra go
przerasta, t�, kt�ra stale si�
mu wymyka. Prawda ta jest tak
obszerna, �e chocia� by�o tylu
wspania�ych poet�w, wci��
pojawiaj� si� nowi i podejmuj�
jeszcze raz ten sam trud.
Poch�ania mnie wiara, ale
wiara, kt�ra nie jest statyk�,
zatrzymaniem si�, lecz ci�g�ym
odkrywaniem na nowo tajemnicy.
Poch�ania mnie pragnienie
zg��bienia tre�ci wsp�lnych nam
wszystkim, szukaj�cym odpowiedzi
na nasze ludzkie l�ki,
wynikaj�ce mi�dzy innymi z
poczucia samotno�ci czy trwogi
wobec spraw ostatecznych.
�wiat mo�na zaakceptowa�,
je�li si� dostrze�e warto�� czy
nawet wi�cej - urok dramatu,
jaki jest sk�adnikiem �ycia.
Cho� to takie zadziwiaj�ce.
Mo�na przyj�� tak�e wiele innych
spraw, jak na przyk�ad
r�norodno�� typ�w ludzkich,
kt�rym wsp�lna jest jednak
potrzeba rozwi�zywania tajemnicy
�ycia.
Jest poznanie naukowe,
intelektualne, oparte na
�a�cuchu logicznie biegn�cych
my�li, ale poezja pos�uguje si�,
wed�ug mnie, poznaniem
intuicyjnym i dlatego mo�e by�
na poz�r nielogiczna i
zdumiewaj�co trafna zarazem. Bo
rodzi si� z wyobra�ni i
pod�wiadomo�ci, tajemniczej
g��bi cz�owieka. Potrafi od razu
wskoczy� w �rodek sprawy, obj��
ca�o��.
Wspania�a i urzekaj�ca jest
mi�o�� cz�owieka. Dlaczego
jednak pr�buj� m�wi� o niej w
paradoksach? - na przyk�ad: "S�
tacy co si� na zawsze kochaj� i
dopiero wtedy nie mog� by�
razem" albo "mi�o�� to
samotno�� co ��czy
najbli�szych". My�l�, �e stale
kochamy to, co jest wi�ksze od
nas. Znowu zawsze ta wymykaj�ca
si� prawda.
Zachwyca mnie otaczaj�cy nas
�wiat, jego kolor, d�wi�k,
zapach, r�norodno��. Wracam do
starego Linneusza, kt�ry nazywa�
po imieniu zwierz�ta, ptaki,
ro�liny. D�ugo i cierpliwie
uczy�em si� przyrody, czytam
ksi��ki przyrodnicze. Zbieram
zielniki. Kiedy si� m�wi tyle o
cz�owieku, o r�nie pojmowanym
humanizmie - widz� urok szpaka,
wilgi, dzikiego kr�lika,
szorstkow�osego wy��a. Juliusz
S�owacki w znanej strofie z
"Beniowskiego" pisze, �e B�g
jest Bogiem rozhukanych koni, a
nie pe�zaj�cych stworze�, s�dz�,
�e jest tak�e Bogiem chrz�szczy,
mr�wek, biedronek i szczypawek.
Czy takie widzenie przyrody
nie uczy nas pokory?
Przecie� to samo �wiat�o pada
i na ludzi, i na koniki polne, i
na �wierszcze.
�wiat dany nam jest w spos�b
rzeczywisty, a nie tylko
wyobra�niowy. Nie istnieje jako
pomy�lenie czy poetycka rzecz.
Jest zbiorem rzeczy
egzystuj�cych. I dlatego lubi�
nazywa� po imieniu drzewa,
kwiaty, kamienie. Daleki jestem
od operowania, tak powszechnego
dzi�, znakami: ptak, zwierz�,
ryba, li��, kwiat. Widz� bowiem
dzi�cio�a, kosa, bociana,
s�onia, pstr�ga, �laz, borsuka,
wrotycz, makol�gw� - konkretny,
nie anonimowy �wiat. Wiem, �e
li�� wi�zu drapie, �e gryka
ro�nie na czerwonej �odydze, �e
gile maj� nosy grube, a dudki
krzywe, �e pstr�gi s�
szaroniebieskie, a wilcza jagoda
brunatnofioletowa.
Zdumiewam si� i zachwycam
urod� i dziwno�ci� widzialnego i
niewidzialnego �wiata. To, co
widzialne, dotykalne, pozwala
okre�li� granice niewiadomego i
niepoznawalnego. Bez tej jedynej
bliskiej miary �wiata nie da�oby
si� te� dostrzec i poj�� jego
nieuchwytnych tajemnic.
Interesuje mnie wi�c wszystko:
ptaki, kwiaty, owady, kamienie.
I zamiast o katedrach i gotykach
wol� pisa� o drzewach, kt�re
maj� w sobie co� ze wspomnienia
raju. �wiat jest naprawd�
cudowny...
Artysta nie fotografuje
rzeczywisto�ci. My�l�, �e je�li
patrzy na przyrod�, nie musi jej
analizowa�, dostrzega jej pewne
elementy w zale�no�ci od swoich
prze�y�. Ch�opiec, kt�ry wr�cza
ukochanej r��, nie my�li o tym,
�e owad zrani� si� o jej kolec.
Liczymy siedem, pi�� albo dwie
kropki na biedronce - nie
wiedz�c, �e jest drapie�nikiem.
Czy jednak jest to tylko
okrucie�stwo? Mo�na dostrzec w
przyrodzie nawet humor.
Pasikonik ma oczy na przednich
nogach, koliber leci ty�em,
kowalik chodzi do g�ry ogonem. A
ja lubi� humor dyskretnego
u�miechu, kt�ry rodzi si� na
przyk�ad z zestawienia rzeczy
nieoczekiwanych.
Obce s� mi retoryka, dydaktyka
i patos. Pr�buj� pisa� wiersze,
kt�re nie by�yby manifestami.
Lepiej niech nie nawo�uj� i nie
nawracaj�. Niech nios� swoje
tre�ci w �agodnym zawieszeniu, w
zaufaniu, w �arliwej otwarto�ci
na �ycie i jego powszednie
sprawy. Niech podejmuj� dialog
ze wszystkimi postawami. My�l�,
�e kto, jak kto, ale poeta
powinien by� towarzyszem
wierz�cych i niewierz�cych.
Szuka� tego, co ��czy, a nie
dzieli.
Tylko szczero�� prze�ycia
zbli�a ludzi i mo�e przekonywa�.
Nie znosz� ironicznego grymasu.
Czy nie podwa�a on czasem samego
faktu ludzkiej egzystencji? Jak
ju� wspomnia�em, lubi� humor.
Dostrzegam w nim �wiadectwo
pokory, wewn�trzne ciep�o,
pr�buj� dystansu. Nieraz
wydobywa go staro�wiecki rym.
Dla mnie najwi�kszym dramatem
jest dramat wolnej woli
cz�owieka, dramat wyboru
pomi�dzy dobrem a z�em. Dramat
moralno�ci. Jakie to
przera�aj�ce, �e to w�a�nie
cz�owiek mo�e mordowa�,
krzywdzi�, wywo�a� wojn�. Ale
przecie� i w �wiecie upadaj�cego
cz�owieka mo�na dostrzec tyle
po�wi�cenia, mi�o�ci, dobroci,
�alu. Nie tylko Ojca Kolbe, ale
i Janusza Korczaka. Nawet na
dramat patrz� oczyma
staro�ytnych, kt�rzy w dramacie
nie widzieli tragedii rozpaczy,
ale niezrozumia�e dzia�anie.
Wydarzenia mia�y g��bi�
perspektywiczn�, by�y symbolem
niesko�czono�ci i ukazywa�y
tajemnic�. Dramat m�g� by�
oczyszczeniem, trudn� drog� do
dobra.
Tyle si� dzisiaj m�wi o
pokoleniach artyst�w, o
pokoleniu m�odych, �rednich i
starych. Pami�tamy, �e w okresie
pozytywizmu przeciwstawiano
starym pokolenie m�odych. Jednak
wtedy by�y to tak zwane
pokolenia "ludzkie" w dok�adnym
tego s�owa znaczeniu. Dzisiaj
pokolenia niezwykle pr�dko si�
zmieniaj�. Nadp�ywaj� jak fale.
Trwaj� nieraz tylko pi�� lat.
M�wi si�: nowa albo stara fala.
Ci, kt�rzy uwa�aj� si� za
lepszych od innych tylko
dlatego, �e s� m�odzi - kuj�
przeciwko sobie bro�, bo
przecie� tak szybko nazw� ich
starymi. Nie patrz� wi�c na wiek
autora, znajduj� nieraz
m�odzie�cze wiersze pisane przez
starych i starcze m�odych. Nie
boj� si� form tradycyjnych. Nie
�ledz� kierunk�w, nurt�w i
tendencji przejawiaj�cych si� w
poezji. Pisz� tak, jak mi
dyktuje my�l. Razi mnie
b�yszcz�ce nowatorstwo po to
tylko, aby zadziwi�. My�l�, �e
autor, kt�ry umie szczerze
zdumiewa� si� otaczaj�cym go
�wiatem - mo�e odkrywa� jego
sta�e tajemnice, niezale�nie od
garbu lat, kt�re d�wiga.
Jan Twardowski
Wiersze
* * *
(Bo�e spraw...)
Bo�e spraw �ebym nie zas�ania�
sob� Ciebie@ nie zawraca� Ci
g�owy kiedy ustawiasz pasjanse
gwiazd@ nie t�umaczy� stale
cierpienia - niech zostanie jak
ska�a ciszy@ nie spacerowa� po
Biblii jak paw@ nie liczy�
grzech�w l�ejszych od �niegu@
nie za�amywa� r�k nad Okiem
Opatrzno�ci@ �eby serce moje
nie toczy�o si� jak krzywe
ko�o@ �ebym nie tupa� na tych
co stan�li w po�owie drogi
mi�dzy niewiar� a ciep�em@
a zawsze wiedzia� �e nawet
najwi�kszego �wi�tego@ niesie jak
lich� s�omk� - mr�wka wiary@
Rachunek dla doros�ego
Jak daleko odszed�e�@ od
prostego kubka z jednym uchem@
od starego sto�u ze zwyk��
cerat�@ od wzruszenia nie na
niby@ od sensu@ od podziwu nad
�wiatem@ od tego co nagie a nie
rozebrane@ od tego co wielkie
nie tylko z daleka ale i z
bliska@ od tajemnicy nie
wyk�adanej na talerz@ od matki
kt�ra patrza�a w oczy �eby� nie
k�ama�@ od Polski z ran�@
ty stary koniu@
Nie mog� trafi�
Wszystko si� pozmienia�o nie ma
ma�ych dwor�w@ pachn�cych
owocami i past� do pod��g@ z
zazdrostkami w oknach z lawend�
w szufladzie@ ko�ci� te� nieco
inny. Spokojny cho� przecie�@
bez cichej i dyskretnej prababci
�aciny@ stara si� by Boga by�o
lepiej wida�@ lecz B�g kocha
naprawd� wi�c jest niewidzialny@
dworce przebudowano ju� nie mog�
trafi�@ na peron gdzie kogo�
�egna�em na zawsze@ d�ugopis
karierowicz nieboszczyk
atrament@
niebo morze i g�ry zosta�y te
same@
Co zgin�o
Szukam co by�o zgin�o@
gwiazdy nie ruszy�y si� z
miejsca@ nie zmieni�y adresu@
ksi�yc staro�wiecki zosta� po
dawnemu@ cho� ju� podeptany@
tak jak przedtem@ p�tora
miliona gatunk�w chrz�szczy@ w
dalszym ci�gu kaczka ma
dwana�cie tysi�cy pi�r@ wiatr
kr�ci si� w k�ko tak stale
potrzebny �e bezradny@ zgodnie
z planem w�druje w marcu �oso� w
g�r� rzeki@ niebieski i szary@
gryfon wystawia ptaki wodne
unosz�c przedni� �ap�@ g� tylko
pod skrzyd�o chowa g�ow�@ je�li
mr�wki si� zgubi� to si� same
odnajd�@ bo mrowisko zawsze
przy drzewie od po�udniowej
strony@ podobno ma�p przybywa -
nie ubywa@
tylko cz�owiek stale si�
gubi@ urodzony dezerter@
Wszystko co dawne
Dlaczego dom rodzinny wida�
cho� go nie ma@ i lamp� co
zgaszono trzydzie�ci lat temu@
i psa co szczeka� gro�nie a
chcia� nas powita�@ wci��
rzeczywiste to co niemo�liwe@
czemu to co nie jest chlebem
wa�niejsze od chleba@ czemu ci
co odeszli s� bardziej obecni@
i nawet dawna mi�o�� co
straszy�a grzechem@ stroi miny
zabawne bo sta�a si� duchem@
mi�o�� to samotno�� co ��czy
najbli�szych@ st�d czyste nawet
co jest zbyt gor�ce@ fotografie
prawdziwe - bo ju� niepodobne@
cho�by� nie chcia� sta� w
miejscu i tylko si� �pieszy�@
jak nagietki co kwitn� przed
dziewi�t� rano@
czemu b�l pisze wiersze@ nie
idiotka r�ka@ wszystko po to by
pyta�@ co nas ��czy z cia�em@
Stare fotografie
Tylko fotografie nie licz� si�
z czasem@ pokazuj� babci� jak
chud� dziewczynk�@ z wiosn� na
czerwonych ga��ziach wikliny@
jej pi�k� sprzed p� wieku i
wr�ble jak li�cie@ jej
warkoczyk tak wierny jak anio�
prywatny@ jej skakank� jak
prawd� bez �ez i po�egna�@
biskupa w kr�tkich majtkach na
wysokim p�ocie@ fotografie
najch�tniej ocalaj� dziecko@
wol� u�miech ni� ostre
dogmatyczne niebo@ r�wnie�
serce co si� dyskretnie
sp�ni�o@ pokazuj� wakacje
bezlitosne lato@ z psem
spotkanie pomi�dzy pszenic� i
owsem@ zw�aszcza gdy �ycie
ucieka jak balon@ i �limak
chodzi z domem swym bezdomny@
kamie� z twarz� kr�lewsk� kt�ry
nie skamienia�@ przed dworem co
si� spali� siostry cienkie w
pasie@ dowcipne cho� zegarek im
p�aka� na r�kach@ wspomnienie
sz�stej klasy stygn�ce jak
per�a@ z dyrektorem jak ssakiem
niewinnym po�rodku@ umar� nie
zmartwychwsta� by odej�� jak
cz�owiek@ staw po��k�y jak
topaz i �ab� z talentem@ kiedy
szczygie� z ogrodu przenosi si�
w pole@ nawet traw� co zawsze
wykr�ci si� sianem@ krajobraz
co ju� przeszed� dawno w
geografi�@ i oczy ju� za
wielkie by sta� je na rozpacz@
Oda do rozpaczy
Biedna rozpaczy@ uczciwy
potworze@ strasznie ci tu
dokuczaj�@ morali�ci
podstawiaj� ci nog�@ asceci
kopi�@ �wi�ci uciekaj� jak od
jasnej cholery@ nazywaj� ci�
grzechem@ lekarze przepisuj�
proszki �eby� sobie posz�a@ a
przecie� bez ciebie@ by�bym
stale u�miechni�ty jak prosi� w
deszcz@ wpada�bym w ciel�cy
zachwyt@ nieludzki@ okropny
jak sztuka bez cz�owieka@
niedoros�y przed �mierci�@ sam
obok siebie@
�eby wr�ci�
Mo�na mie� wszystko �eby
odej��@ czas m�odo�� wiar�
w�asne si�y@ �wi�tej pami�ci
dom rodzinny@ skrzynk� dla
szpak�w i sikorek@ mi�o��
wiadomo�� nieomyln�@ �e nawet
Pan B�g niepotrzebny@
potem ju� tylko sama ufno��@
trzeba nic nie mie�@ �eby
wr�ci�@
�wi�ty gapa
Kocha� - ale nikt go nie
chcia�@ �pieszy� si� - nikt na
niego nie czeka�@ ko�ata� - kto
inny otwiera�@ bieg� z sercem -
droga si� urwa�a@ jeszcze
t�skni� za kim� przez furtk�
ogrodu@
- nie chce nie dba �artuje@
wr�yli mu z li�ci@
i by�o pusto wko�o@ jakby
�wiat powiedzia�@ na wieki
wiek�w amen@ ju� tylko przez
grzeczno��@
O stale obecnych
M�wi�a �e naprawd� mo�na
kocha� umar�ych@ bo w�a�nie oni
s� uparcie obecni@ nie
zasypiaj�@ maj� okr�g�y czas
wi�c si� nie spiesz�@ spokojni
poniewa� niczego nie
wyko�czyli@ nawet gdyby si�
pali�o nie zrywaj� si� na r�wne
nogi@ nie po�ykaj� tak jak my
przera�onego sensu@ nie udaj�
ani lepszych ani gorszych@ nie
wydajemy o nich tysi�ca s�d�w@
zawsze ci sami jak olcha do
ko�ca zielona@ znaj� nawet
prywatny adres Pana Boga@ nie
deklamuj� o mi�o�ci@ ale
pomagaj� znale�� zgubione
przedmioty@ nie starzej� si�
odm�odzeni przez �mier�@ nie
strasz� pustk� pe�n� erudycji@
nie ��cz� �wi�to�ci z apetytem@
bli�si ni� wtedy kiedy
odje�d�ali na chwil�@
przechodz� obok z niepotrzebnym
cia�em@ ocalili znacznie wi�cej
ni� dusz�@
Ko�o domu
Ko�o domu rodzinnego@ sz�a
matka@ o p� drogi od
dzieci�stwa@ czajka@ �wi�ty
kaczor niezgrabna pami�tka@ i
kuku�ka co ostrzega do ko�ca@ z
gwiazd jak zawsze tylko pierwsza
bliska@ przez omy�k� modli si�
do �niegu@ gdy wraca�em bieg�y
do mnie drzewa@
wszystko by�o tak naprawd�@
�e nie ma@
Przesz�o��
Kiedy nie umia�em jeszcze
p�aka� i by� powa�nym@ z pani�
od francuskiego nie mo�na by�o
wytrzyma�@ kiedy rysowa�em
kredk� sko�ne oczy lisa@ a
wojna jeszcze nie spali�a szafy
z ��tej czere�ni@
kiedy �awka bez oparcia w
parku by�a najwygodniejsza@
kiedy uk�adali�my wiersz@
"pewien dziad na swoich z�bach
siad� - nagle krzykn��
przera�ony@ kto� mi� ugryz� z
tamtej strony"@ kiedy psy na
dworze szczeka�y ciszej rano a
g�o�niej wieczorem@ kiedy
chcia�oby si� do serca przytuli�
owc� i wilka@ kiedy nie
mogli�my si� nadziwi� �e mo�na
po spowiedzi@ zje�� ca�ego
Boga@
na wszystko czas by� jeszcze@
dzisiaj ju� go nie ma@
To nieprawdziwe
To nieprawdziwe trudne
nieudane@ ta rado�� p�idiotka
b�lu nowy kretyn@ �ale jak
byliny kwiaty zimnotrwa�e@
rozum co nie przeszkadza �adnemu
odej�ciu@ mi�o�� kt�rej nigdy
nie ma bez rozpaczy@ serce
ciemne do ko�ca cho� jasne
wzruszenia@ pociecha po to
tylko �e prawd� oddala@ �uczek
co nas nie z��czy� cho� oblecia�
wko�o@ �nieg tak bardzo
wzruszony �e niewiele wiedzia�@
jedna mr�wka co zbieg�a
nareszcie z mrowiska@ u�miech
tw�j co za �ycia mi si� nie
nale�a�@
wszystko sta�o si� drog�@ co
by�o cierpieniem@
Noc
Noc - gwiazd� przyprowadza@
smutek - bia�� brzoz�@ mi�o��
niesie w ofierze czystego
baranka@ spok�j - samotno��
mr�wek gdy wszystkie s� razem@
Wiara stale chce pyta�@ lecz
gard�o wysycha@ je�li B�g jest
milczeniem@ zamilcze�
potrzeba@
Nie opowiadajcie
Nie opowiadajcie razem i
osobno@ �e nie ma ludzi
niezast�pionych@ bo przecie�
moja matka@ �agodna i
nieub�agana@ ca�a w czasie
tera�niejszym niedoko�czonym@
wychyla si� z nieba@ �eby mi
przyszy� oberwany guzik@ kto to
lepiej potrafi@ w czyich
palcach dr�y ig�a jak drucik
ciep�a@ gdy tyle dzisiaj uczu�
a ma�o mi�o�ci@ i tyle cudzych
kobiet a �adna nie moja@ a
�mier� tak bardzo wa�na bo si�
nie powt�rzy@ i smutek jak
sprzed wojny ostatnia choinka@
a przecie� ta babcia z
przeciwka@ przy stoliku na
k�kach@ z pasjansem co nie
wychodzi@ tak bardzo szybko
�y�a umar�a poma�u@ a czasami
tak skryta �e p�aka�a w wannie@
lub ta co z sercem przysz�a
wojna j� zabi�a@ razem z jasn�
torebk� do letniej sukienki@
kto przywr�ci jej cia�o kiedy
nie ma cia�a@ jej nos na mnie
skrzywiony@ i kogutek w�os�w@
Dzieci�stwo wiary
Moja �wi�ta wiaro z klasy
trzeciej b@ z coraz dalej i
bli�ej@ kiedy w ko�ciele by�o
tak cicho �e ciemno@ a w domu
wci�� to samo wi�c inaczej@
kiedy �wi�ty Antoni ostrzy�ony i
zawsze z grzywk�@ odnajdywa�
zagubione klucze@ a Matka
Boska by�a lepsza bo
przedwojenna@ kiedy nie mia�a
pretensji do nikogo nawet zmok�a
kawka@ a mi�o�� by�a tak czysta
�e karmi�a Boga@ wielka i
dlatego mo�liwa@ kiedy
martwi�em si� �eby Pan Jezus nie
zachorowa�@ boby si� komunia
nie uda�a@ kiedy rysowa�em
diab�a bez rog�w - bo
samiczka@ prosz� ciebie moja
wiaro malutka@ powiedz swojej
starszej siostrze - wierze
doros�ej@ �eby nie t�umaczy�a@
- dopiero wtedy mo�na naprawd�
uwierzy�@ kiedy si� to wszystko
zawali@
Szukasz
Szukasz prawdy ale nie
tajemnic@ li�cia bez drzewa@
wiedzy a nie zdziwienia@ boisz
si� oprze� na tym czego nie
mo�na dotkn��@ zaczynasz od
sukcesu wielki i zb�dny@ nie
milczysz ale pyskujesz o Bogu@
chcesz by� kochany ale sam nie
umiesz kocha�@ my�lisz �e sobie
zawdzi�czasz wyrzuty sumienia@
nie wiesz �e dowodem na
istnienie jest to �e tego dowodu
nie ma@
inteligentny i taki niem�dry@
Mr�wko wa�ko biedronko
Mr�wko co nie uros�a� w czasie
wiek�w@ �mo od lampy do lampy@
na prze�aj i najpro�ciej@
�wietliku mrugaj�cy nieznany i
nieobcy@ koniku polny graj�cy
nogami@ wa�ko niewa�ka@ weso�o
oboj�tna@ biedronko nad kt�r�
zamy�li�by si�@ nawet papie� z
policzkiem na r�ku@
cz�api� po �wiecie jak ci�ki
s�o�@ tak du�y �e nic nie
rozumiem@ my�l� jak ukl�kn��@
i nie zadrze� nosa do g�ry@
a �ycie nasze jednakowo@
niespokojne i malutkie@
Szczeg�
Wci�� ca�o�� za wielka i
male�kie sprawy@ czas jak druga
przestrze� i barwinek w cieniu@
ksi�yc nie doleczony i kminek
przydro�ny@ rozpacz i ch�opiec
co bawi si� w klasy@
przy cierpieniu sam Pan B�g
stan�� jak milczenie@ i serce
jak szczeg� stale niespokojny@
boi si� �e ma�e wi�cej od
wielkiego boli@
Z Tob�
Nie cierpienie dla
cierpienia@ nie krzy� dla
krzy�a@ nie pi�tek dla pi�tku@
nie po to aby pyta�@ sk�d co i
dalej@
Wszystko to bez sensu. Za
ma�o@ lecz po to by by� z
Tob�@ Powiedz. Ba� si� i
zosta�@ skoro Ciebie bola�o@
Bez nas
Odejd�my ju� nie wr��my@
nareszcie samotno�� b�dzie
sama@ mi�o�� bez ch�ci
posiadania@ B�g bez pyta�@
rozpacz bez reklamacji@ pi�kno
bez estetyki@ niebo bia�e po
burzy po deszczu niebieskie@
jeszcze troch� pomarudzi
ostatnie s�owo jak bezradny
baran@ jeszcze wiatr szarpnie
oknem bo ciep�o spotka zimno@
poskacze zielony pasikonik kt�ry
porzuci� wielko��@ �eby wybra�
szcz�cie@ jeszcze zaboli
d�ugopis co mi zosta� po matce@
ale wszystko b�dzie ju�
naprawd�@ bo bez nas@
Kto winien
To tylko nagrzeszy�a
�wi�toszka maciejka@ ksi�yc
nieuleczalny co nocami bredzi@
piorun co w ko�ci� trafi� by
pszczo�� omin��@ i rozum
nierozumny s�uszno�� wci�� bez
sensu@ i b�l tak bardzo czysty
�e ju� uspokaja@ po��k�a pora
lata gdy trzeba si� �egna�@
popatrze� sobie w oczy gdy dom
pachnie jab�kiem@ a w ulach
dawna cisza wytapiania wosku@
tak �agodna jak bo�ek kt�rego
psy li��@ zabawna parasolka i
d�ugie trzy po trzy@ bo gdy
jemy je�yny kolor warg si�
zmienia@ (w takiej chwili
granica przyja�ni niepewna)@
to tylko nagrzeszy�a zwyczajna
t�sknota@ lub po prostu
wzajemna nasza nieznajomo��@
�rebak �wiat�a co biega�
niezgrabnie po �cianie@ serce
co milczy m�drze by m�wi� od
rzeczy@ pi�kno po kt�rym cz�sto
zjawia si� nieprawda@
jakimi to drogami mi�o�� wci��
niewinna@ sama do nas
przychodzi i odchodzi sama@
Jest
Jest jeszcze taka mi�o��@
�lepa bo widoczna@ jak
szcz�liwe nieszcz�cie@ p�
rado�� p� rozpacz@ ile to
trzeba wierzy�@ milcze�
cierpie� nie pyta�@ skaka� jak
osio� do skrzynki pocztowej@
�a�owa� czego nie by�o@ by
dosta� nic@ za wszystko@
miej serce i nie patrz w
serce@ odstraszy ci� kocha�@
Ratunku
Eugeniuszowi Zieli�skiemu
Dziki kr�liku, chrz�szczu
ma�y@ co �wiecisz jak czerwony
brokat@ wiosennne czajki
czarno_bia�e@ �limaku lekko
oz�ocony@ wierny granicie
zielonkawy@ d�bie surowy i
niewinny@ dro�dzie niezgodny i
s�owiku@ co podpowiadasz ca��
mi�o��@ od poca�unku do
pobicia@ polny kamieniu
przem�czony@ g�osie oboju
troch� suchy@ i fletu - niski
ale lekki@ zapachu sza�wii
dobrodziejki@ niby nie�mia�y a
gorliwy@ i polski �niegu
przedwojenny@ tak podeptany �e
ju� czysty@ wszystkie te� wi�zu
li�cie krzywe@ jak
niegenialnych ludzi dramat@ i
po kolei pa�scy �wi�ci@
niepopularni wi�c prawdziwi@
ratujcie mnie przed
abstrakcjami@
Szuka�em
Szuka�em Boga w ksi��kach@
przez cud niem�wienia o samym
sobie@ przez cnoty gor�ce i
zimne@ w ciemnym oknie gdzie
ksi�yc udaje niewinnego@ a
tylu po�eni� g�uptas�w@ w
znajomy spos�b@ w ogrodzie
gdzie chodzi� gawron czyli
gapa@ w polu gdzie w lipcu
zbo�e twardnieje i ��knie@
przez protekcj� ascety kt�ry nie
jad�@ wi�c si� modli� tylko
przed zmartwieniem i po
zmartwieniu@ w ko�ciele kiedy
nikogo nie by�o@
i nagle przyszed�
nieoczekiwany@ jak �urawiny po
pierwszym mrozie@ z sercem
pomi�dzy jedn� r�k� a drug�@
i powiedzia�@ dlaczego mnie
szukasz@ na mnie trzeba czasem
poczeka�@
G�odny
M�j B�g jest g�odny@ ma chude
cia�o i �ebra@ nie ma
pieni�dzy@ wysokich katedr ze
srebra@
Nie pomagaj� mu@ d�ugie
pie�ni i �wiece@ ma pier�
zapad��@ nie chce lekarstwa w
aptece@
Bezradni@ rz�d ministrowie
�andarmi@ tylko mi�o�ci�@ m�j
B�g si� daje nakarmi�@
B�g
Ukry� si� najdok�adniej by
�wiat by�o wida�@ gdyby si�
ukaza� to sam by�by tylko@ kto
by �mia� przy nim zauwa�y�
mr�wk�@ pi�kn� z�� os�
zabiegan� w k�ko@ zielonego
kaczora z ��tymi nogami@
czajk� sk�adaj�c� cztery jajka
na krzy�@ kuliste oczy wa�ki i
fasol� w str�kach@ matk� nasz�
przy stole kt�ra tak niedawno@
za d�ugie �mieszne ucho
podnosi�a kubek@ jod�� co nie
zrzuca szyszek tylko �uski@
cierpienie i rozkosz oba �r�d�a
wiedzy@ tajemnice nie mniejsze
ale zawsze r�ne@ kamienie co
podr�nym wskazuj� kierunek@
mi�o�� kt�rej nie wida�@ nie
zas�ania sob�@
Skrupu�y pustelnika
Tak zaj��em si� sob� �e
czeka�em aby nikt nie
przyszed�@ stale prosi�em o
jeden tylko bilet dla siebie@
nawet nic mi si� nie �ni�o@ bo
�ni si� dla siebie ale sny ma
si� dla drugich@ je�li p�aka�em
- to niefachowo@ bo do p�aczu
potrzebne s� dwa serca@
broni�em tak gorliwie Boga �e
trzepn��em w mord� cz�owieka@
my�la�em �e kobieta nie ma duszy
a je�li ma to trzy czwarte@
�mia�em si� z pewnego dziadka
kt�ry po pi��dziesi�tce chcia�
si� rozmno�y�@ za�o�y�em w
sercu tajn� radiostacj� i
nadawa�em tylko sw�j program@
przygotowa�em sobie kawalerk� na
cmentarzu@ i w og�le
zapomnia�em �e do nieba idzie
si� parami nie g�siego@ nawet
dyskretny anio� nie stoi osobno@
Powiedzcie to dalej
R�o powiedz r�y@ szpaku
powiadom szpaka@ ogary
szczekajcie ogarom jak zwykle w
wielu tonacjach@ czaplo
wypaplaj czapli na ��tych
nogach stoj�c@ mr�wko powt�rz
to mr�wce@ miniemy. Potoczy si�
dalej@ ziemia niebo
powietrze@ tylko ten kamie� na
polu@ ten sam wci�� ksi�yc
przed deszczem@ wiara co pije
ze ska�y@ bez nas zostanie
jeszcze@
�al
Zofii Ma�ynicz
�al �e si� za ma�o kocha�o@
�e si� my�la�o o sobie@ �e si�
ju� nie zd��y�o@ �e by�o za
p�no@
cho�by si� teraz pobieg�o@ w
przedpokoju szura�o@ nios�o
serce osobne@ w telefonie
szuka�o@ s�uchem szerszym od
s�owa@
Cho�by si� spokornia�o@
g�upi� min� stroi�o@ jak lew na
muszce@
Cho�by si� chcia�o ostrzec@
�e pogoda niesta�a@ bo t�cza
zbyt czerwona@ a s�l
zwilgotnia�a@
Cho�by si� chcia�o pom�c@
w�asn� g�b� podmucha�@ w ros�
za s�ony@
Wszystko ju� potem za ma�o@
cho�by si� �zy wyp�aka�o@
nagie niepewne@
O g�upim Jasiu
Tylu anio��w odesz�o@ tyle
umar�o go��bi@ lecz moje serce
uparte...@
Ni to ze z�ota ni srebra@ nie
p�onie krwawym j�zykiem@
pragn�o lec na o�tarzu@ lecz
kto� je str�ci� patykiem@
Upokorzone wstydliwe@ nie
spos�b spojrze� mu w oczy@
jak g�upi Jasio szcz�liwe@
pod Jasn� G�r� si� toczy@
Narzekania
Stale narzekamy@ na dziur� w
mo�cie@ na pi�te ko�o u wozu@
na dwa grzyby w barszczu@ na
kropk� bez i@ na pi�k� co �amie
kwiaty@ na szcz�cie bez
dalszego ci�gu@ na to �e nas
nie wida�@ �e wszyscy umieraj�
a nie tylko niekt�rzy@ i jak
nieraz wystarczy kocha� �eby
siebie zniszczy�@
ale wci�� potrzeba tego co
niepotrzebne@
Na biurku
Tu le�y mapa co si� cz�sto
zmienia@ po ka�dej wojnie ju�
nie taka sama@ tam znaczki
pocztowe znowu troch� inne@
klej niby farba rozpuszczona w
wodzie@ teczka o kt�r� pies
potr�ci� nosem@ pi�ro wieczne
jak k�amstwo bo wcale nie
wieczne@ przysz�y d�ugopisy i
ju� si� nie przyda@ ksi��ki
pami�tnik damy (chyba dawno
temu)@ m�wi� �e tylko trzy razy
jej nie by�o w domu@ w dniu
�lubu w dniu chrztu dziecka i
swego pogrzebu@ kalendarz jak
nieszcz�cie - potw�r liczy
milcz�c@ tylko serce odmierza
czas w odwrotn� stron�@ w
szufladzie stary pieni�dz co
wyszed� z obiegu@ z Pi�sudskim
- ciekawostka male�ka liryka@
tak czysta �e si� za ni� ju� nic
nie kupuje@ a te fotografie to
moi umarli@ bez kt�rych
przecie� niepodobna istnie�@
szlachetni dzi� na pewno skoro
ich nie wida�@
Na dobranoc
Rozgadana wiedza@ wymowna
poezja@ przez radio Szopen
m�wi� do mnie b�dzie@
ca�uj� ci� na dobranoc m�j
krzy�yku niemy@ bo milczy tylko
prawda i nieszcz�cie@
Pytania
Gdzie si� prawda zaczyna a
gdzie rozum ko�czy@ gdzie
mi�o�� mi�dzy nami a gdzie ju�
cierpienie@ czy �za czy na
nosie ciep�o zimnej wody@ dok�d
razem idziemy by umrze� osobno@
czy s�owo jeszcze s�owem czy
nagle milczeniem@ czy cia�o
wci�� oddala czy tylko
zas�ania@ w kt�rym miejscu
odchodzi Pan B�g oficjalny@ i
nie patrzy w przepisy bo ju�
jest prawdziwy@
o �wi�ty krzy�u pyta� jak
niewiele wa�ysz@ gdy ma�e
g�upie szcz�cie li�e nas po
twarzy@
Czekanie
My�lisz - znowu si� sp�nia@
zaraz si� obra�asz@ marudzisz
jak sikorka ta brzydsza bez
czubka@
kto mi�o�ci nie znalaz� ju� jej
nie odnajdzie@ a kto na ni�
wci�� czeka nikogo nie kocha@
martwi si� jak wdzi�czno�� �e
pami�� za kr�tka@
mi�o�� dawno przybieg�a i
ukl�k�a przy nas@ spokojna bo
szcz�cie porzuci�a ciasne@
spr�buj nie chcie� jej wcale@
wtedy przyjdzie sama@
Przez mikroskop
Co ty g�uptasie wyrabiasz
najlepszego@ patrzysz przez
mikroskop@ na �mier� i mi�o��
jednakowo ciemne@ przyk�adasz
ucho@ szukasz r�k�@
chroboczesz klamk� �eby
otworzy�@ cho� serce wie co
teraz a nie wie co potem@
stajesz na g�owie �eby
udowodni�@ zapalasz �wiat�o@
w�chasz teologi�@ a trzeba@
nie widzie�@ nie s�ysze�@ nie
dotyka�@ nie wiedzie�@ i
dopiero wtedy uwierzy�@
Dlaczego
Nie wierzysz w siebie
wi�kszego od siebie@ w �mier�
mniejsz� od �mierci@ w to �e
mo�na zachorowa� na grzech@ w
to �e samotno�� jest z�a je�eli
si� przed ni� ucieka@ w to �e
czas krzyczy na ca�e gard�o ale
go nie s�yszysz albo udajesz
Greka@ siedzisz smutny jak
Sta�czyk w "Ho�dzie pruskim"
oparty na flecie@ nie wierzysz
w nic@ ale dlaczego si� boisz@
Spotkania
Spotkania co przychodz� same@
tak poza nami �e ju� si� nie
dziwisz@ �e b�dzie dalej jak
mia�o by� wszystko@ bo duch by�
przedtem zanim szli�my razem@
I dobrze wraca� po nitce do
k��bka@ a� do rodzic�w co te�
si� spotkali@ najpewniej po raz
pierwszy nic nie wiedz�c o tym@
�e �mier� nie b�dzie wa�na tak
jak to spotkanie@ mo�e wiatr
zrywa� matce kapelusz s�omkowy@
jakby chcia� przed ma��e�stwem
jak kogut ucieka�@ w wiecz�r co
si� zapomnia� i sta� si�
zielony@ rado�ci� najbardziej
mo�na si� przestraszy�@
Spotkania co przychodz� same@
tak dok�adnie konieczne �e
zupe�nie czyste@ wie o tym
serce jak skrzyd�o niezgrabne@
w �yciu co bez �mierci by�oby
bana�em@
�eby odej�� od siebie te�
trzeba si� spotka�@
Biedna logiczna g�owa
Przyjd� to co ni w pi�� ni w
dziewi��@ i to co trzy po
trzy@ przyjd� dwa razy dwa
wcale nie cztery@ nie tak i tak
dalej ale tak i nie tak dalej@
przyjd� wszystko do g�ry
nogami@ ca�kiem inaczej@ pi�te
przez dziesi�te@ godzino
dwunasta szukana w po�udnie@
przyjd� serce razem z drugim i
nagle osobno@ poka� naszej
biednej logicznej g�owie@ jak
kotce przyuczonej do porz�dku@
to co niemo�liwe i konieczne@
Bliscy i obcy
Co to si� dzieje@ ksi�yc
p�aski jak dolar@ dom bez
domu@ dwoje bliskich i obcych@
jak po grzechu ka�dy bardziej
samotny@ lato ucieka z ostatnim
motylem na ramieniu@ nawet
zachwyt nie zachwyca@ zimno po
ka�dym s�owie@ jedzenie
smutne@ dusza si� nudzi@
wszystko jak d�uga �yrafa@
tak zawsze@ kiedy si� z
mi�o�ci wymknie tajemnica@
Telefon milczy
Telefon milczy@ jedna tylko
fili�anka na stole@ r�a
niczyja@ serce daleko bo obok@
prawda tak jasna �e nieludzka@
kalendarz si� nie �pieszy@
nawet fio�ek na odczepnego@
jeszcze jest ale �wiata ju� nie
ma@
Aniele bo�y str�u m�j@
zm�wmy pacierz@ bo mi�o�� nie
�yje@
Rymowanka
Mi�o�� i rozpacz. Miej mnie w
opiece@ dwa razy ton� w tej
samej rzece@ b�l i milczenie tak
jak dwie drogi@ lub z krzy�a
zdj�te r�ce i nogi@ na �awce w
parku nie trzeba wi�cej@ dwie
ci�te rany czas nasz i serce@
Siedmiowiersz
Jak pi�kna jest brzydka
pogoda@ zabawny sp�niony
genera�@ surowy weso�y �nieg@
s�o�ce rano pod�u�ne w po�udnie
okr�g�e@ jak chuda go�a
pensja@ jak dalekie bliskie
serce@ jak kr�tkie d�ugie
�ycie@
Kt�ry
Kt�ry stworzy�e�@ pasikonika
jak szmaragd z oczami na
przednich nogach@ czerwon�
trajkotk� z w�sami na g�owie@
bociana gimnastykuj�cego si� na
��ce@ kruka nios�cego brod� z
d�u�szych pi�r@ barana
znaj�cego tylko drug� liter�
�aci�skiego alfabetu@ kolibra
lec�cego ty�em@ s�onia
wstydz�cego si� umiera� mo�e
dlatego �e taki du�y@ os�a a�
tak mi�ego �e g�upiego@
kowalika chodz�cego do g�ry
ogonem@ zreszt� wszystkich co
nie wiedz� dlaczego ale wiedz�
jak@ kanciaste orzeszki buku co
p�kaj� tylko na czworo@ anio�a
po nieobecnej stronie - bez
w�asnego pogrzebu z braku
cia�a@ �ab� graj�c� jak
nakr�cony budzik@
nie�miertelniki wi�dn�ce - wi�c
prawid�owe i nieprawdziwe@
dyskretn� rozpacz jak pogodne
krakanie@ logiczn� formu�k� nad
przepa�ci�@ niezawinion� win�@
psiaka z p�opadni�tym uchem@
�z� jak skr�cony rachunek@
chyba jeszcze nie powsta� na
serio �wiat@ jeszcze trwa Tw�j
u�miech niedoko�czony@
Westchnienie
Duchu stale pobo�ny twardy i
uparty@ jeste� - a przecie�
nigdy ci� nie wida�@ bo przez
grzeczno�� udajesz �e ci� wcale
nie ma@ chocia� chcemy ogl�da�
r�ce oczy uszy@ robi� miny na
pokaz �eby si� podoba�@ �eni�
si� by po kwiatach kupowa�
jarzyny@
b�d� ju� taki jak jeste�@
lecz nie odchod� od nas@ bo
czas coraz pr�dszy@ a mi�o��
niesta�a@ od samego siebie
najdalej do nieba@ i cia�o
wci�� nie mo�e uspokoi� cia�a@
Kt�ry stwarzasz jagody
Ty kt�ry stwarzasz jagody@
kr�lika z marchewk�@ lato
chrab�szczowe@ cie� wielki
ma�ych li�ci@ zawilec p�obecny
bo uwi�dnie zanim go si�
przyniesie do domu@ czosnek
nied�wiedzi dla trzmieli@
smutek ro�lin@ wydr� na
kr�tkich nogach@ �limaka co
zasypia na sze�� miesi�cy@
niezgrabny �nieg co ma wdzi�k
wi�kszy zanim zacznie ta�czy�@
serce cho�by na chwil�@
spraw@ niech poeci pisz�
wiersze prostsze od wspania�ej
poezji@
Postanowienie
Postanawiam pracowa� nad tym@
�eby si� pozby�@ byka
retoryki@ wazeliny stylizacji@
galanteryjnych pauz@
wypucowanej sk�adni@ lirycznego
�mietnika@ �eby zim�
przykl�kn��@ i przynie�� Ci
niewykwalifikowan� r�k�@
baranka �niegu@
O �asce zdziwienia
Naucz si� dziwi� w ko�ciele@
�e Hostia Naj�wi�tsza tak
ma�a@ �e w d�onie by j�
schowa�a@ najni�sza dziewczynka
z bieli@
a rzesza przed Ni� upada@
rozp�acze si� spowiada -@
�e ch�opcy z j�zykami czarnymi
od jag�d -@ na z�o�� babciom
wylatuj�c p�nago -@ w ko�cio�a
drzwiach uchylonych@ milkn� jak
gawrony@ bo ich ko�ci�
zadziwia powag�.@
I pomy�l. Jakie to dziwne@ �e
B�g mia� lata dziecinne@ Matk�
osio�ka Betlejem.@
Tyle tajemnic Judasz�w@
m�czennic koszyczk�w kwiat�w -@
i nowe wci�� nawr�cenia@
�e mo�na nie m�wi�c pacierzy@
po prostu w Niego uwierzy�@ z
tego wielkiego zdziwienia.@
Nie
Nie posypujcie cukrem
religii@ nie wycierajcie jej
gum�@ nie ubierajcie w r�owe
ga�gany anio��w fruwaj�cych
ponad wojn�@ nie odsy�ajcie
wiernych do fujarki komentarza@
Nie przychodz� po pociech� jak
po talerz zupy@ chcia�em
nareszcie oprze� swoj� g�ow�@ o
kamie� wiary@
Pytasz
Pytasz czy kochaj� umarli@ i
biegniesz w stron� z kt�rej nikt
nie wr�ci�@ jak deszcz po
pierwszym �niegu speszony i
ciemny@ i po kolei przypominasz
sobie@ �e kiedy� nie zd��y�e�@
�e� kogo� porzuci�@ mia�e� si�
wyrzec niestety schowa�e�@ cho�
tylko �ywi rozdaj� pieni�dze@
pytasz czy pami�taj� umarli@
sumienie �ciga jak najstarszy
ogie�@ zagradza drog� kamie�
ma�om�wny@ i chcesz jak Polska
po Powstaniu p�aka�@ cho�
biegniesz w stron� z kt�rej nikt
nie wraca@
W�a�nie wtedy
W�a�nie wtedy kiedy
pomy�la�e�@ �e papugi �yj�
d�u�ej@ �e jeste� okrutnie
ma�y@ niepotrzebny jak kominek
na niby@ w sto�owym pokoju@
jak bezdzietny anio�@ lekki jak
20 groszy reszty@ drugorz�dnie
genialny@ kiedy ob�o�y�e� si�
ksi��kami@ jak cz�owiek chory@
nie wierz�c w to �e z niewiary@
powstaje nowa wiara@ �e ci co
odeszli@ jeszcze raz ci�
porzuc�@ �wi�ty i pe�en
pomy�ek@
w�a�nie wtedy wybra� ciebie
kto�@ wi�kszy ni� ty sam@ kto
stworzy� �wiat tak dobry@ �e
niedoskona�y@ i ciebie tak
niedoskona�ego �e dobrego@
* * *
(Dzi�kuj� Ci...)
Dzi�kuj� Ci po prostu za to �e
jeste�@ za to �e nie mie�cisz
si� w naszej g�owie kt�ra jest
za logiczna@ za to �e nie
spos�b Ci� ogarn�� sercem kt�re
jest za nerwowe@ za to �e
jeste� tak bliski i daleki �e we
wszystkim inny@ za to �e jeste�
ju� odnaleziony i nie
odnaleziony jeszcze@ �e
uciekamy od Ciebie do Ciebie@
za to �e nie czynimy niczego dla
Ciebie ale wszystko dzi�ki
Tobie@ za to �e to czego poj��
nie mog� - nie jest nigdy
z�udzeniem@ za to �e milczysz.
Tylko my - oczytani analfabeci@
chlapiemy j�zykiem@
�pieszmy si�
Annie Kamie�skiej
�pieszmy si� kocha� ludzi tak
szybko odchodz�@ zostan� po
nich buty i telefon g�uchy@
tylko to co niewa�ne jak krowa
si� wlecze@ najwa�niejsze tak
pr�dkie �e raptem si� staje@
potem cisza normalna wi�c
ca�kiem niezno�na@ jak czysto��
urodzona najpro�ciej z
rozpaczy@ kiedy my�limy o kim�
zostaj�c bez niego@
Nie b�d� pewny �e czas masz bo
pewno�� niepewna@ zabiera nam
wra�liwo�� tak jak ka�de
szcz�cie@ przychodzi
jednocze�nie jak patos i humor@
jak dwie nami�tno�ci wci��
s�absze od jednej@ tak szybko
st�d odchodz� jak drozd milkn� w
lipcu@ jak d�wi�k troch�
niezgrabny lub jak suchy uk�on@
�eby wiedzie� naprawd� zamykaj�
oczy@ chocia� wi�kszym ryzykiem
rodzi� si� ni� umrze�@ kochamy
wci�� za ma�o i stale za p�no@
Nie pisz o tym zbyt cz�sto
lecz pisz raz na zawsze@ a
b�dziesz tak jak delfin �agodny
i mocny@
�pieszmy si� kocha� ludzi tak
szybko odchodz�@ i ci co nie
odchodz� nie zawsze powr�c�@ i
nigdy nie wiadomo m�wi�c o
mi�o�ci@ czy pierwsza jest
ostatni� czy ostatnia pierwsz�@
O wr�blu
Nie umiem o ko�ciele pisa�@ o
namiotach modlitwy znad mszy i
o�tarzy@ o zegarze co nas toczy
-@ o �wi�tym przystrzy�onym jak
trawa@ o oknach kt�re rzucaj�
do wn�trza@ motyle jak ma�e
kolorowe okr�ty@ o �mach co
smol� �wiece jak czarne
oddechy@ o Oku Opatrzno�ci@
kt�re widzi orzechy trudne do
zgryzienia@ o w�osach Matki
Bo�ej ca�ych z ciep�ego wiatru -@
o tych co nawet �a�uj� zanim
zgrzesz�@
lecz o kim�@ skrytym w
cieniu@ co nagle od �ez lekki
gor�cy jak lipiec@ odchodzi
przemieniony w czu�e serce
skrzypiec@
i o tobie niesforny wr�blu@
co �ask� zdumiony -@ wpad�e� na
zbit� g�ow�@ do �wi�conej
wody@
O u�miechu w ko�ciele
W ko�ciele trzeba si� od czasu
do czasu u�miecha�@ do Matki
Naj�wi�tszej kt�ra stoi na w�u
jak na wysokich obcasach@ do
�wi�tego Antoniego przy kt�rym
wisz� blaszane wota jak
meksyka�skie maski@ do
skrupulata kt�ry stale dmucha
spowiednikowi w pompk� ucha@ do
mizernego kleryka kt�rego karmi�
piersi� teologii@ do ma��onk�w
kt�rzy wchodz�c do kruchty
pluszcz� w kropielnicy obr�czki
jak z�ote rybki@ do kazania
kt�re si� jeszcze nie rozpocz�o
a ju� sko�czy�o@ do tych co
�wi�t nie prze�ywaj� ale
prze�uwaj�@ do moralisty kt�ry
nawet w czasie adoracji chrupie
ko�� mora�u@ do dzieci kt�re
si� pomyli�y i zacz�y
recytowa�:@ Aniele bo�y nie
bud� mnie niech jak najd�u�ej
�pi�@ do pi�ciu pa� chudych i
do pi�ciu pa� grubych@ do
zakochanych kt�rzy porozkr�cali
swoje serca na cz�ci czu�e@ do
egzystencjalisty kt�ry jak rudy
lis przenosi samotno�� z jednego
miejsca na drugie@ do
podstarza�ej �zy kt�ra si� suszy
na konfesjonale@ do ideologa
kt�ry wygl�da jak strach na
ludzi@
Poka� nam
Ciemna pod powiekami �wi�ta
Teresko@ nie trzymaj stale
r�@ oklepanych arystokratek@
sztywnych jak wiersze na
imieniny@
poka� nam le�ny �nie�ny
zawilec@ najmniejszy i
nieostatni@ jask�cze ziele co
leczy kurzajki@ ��ty �arnowiec
znad morza@ czerwon� sm�k� jak
lep na owady@ przylaszczk�
kt�ra z r�owej staje si�
niebieska@ wrotycz z zapachem
na kilka metr�w@ b�awatek jak
wianek@ nieustanny i kr�tki@
wiosenn� firletk�@ polodowcowy
bia�y si�dmaczek@ mlecze dla
nie ogolonych kr�lik�w@
gotyckie rdzawe szczawie@
storczyk jak przystojnego
paj�ka@ i wszystkie inne
jeszcze bo�e zielska@ na
kt�rych s�o�ce staje si�
pokarmem@
tyle tego �e nie mo�na si�
po�apa�@ przy nich nawet ka�dy
uczony - niedouczony@ zw�aszcza
w lipcu kiedy wy�a�� ma�laki i
rydze@
Rozmowa
Czy lubisz podbia� ��ty@
lipce z ko�lakami@ konwalie w
k��czach stulone pod ziemi�@
lubczyk co mi�o�� przywraca a
czasem nadziej�@ ksi�yc
chodz�cy za nami jak ciel�@
ceremonialny lecz bez
r�kawiczek@ poziomki te
najni�sze kminek najpodlejszy@
i lato p�niebieskie gdy kwitn�
ostr�ki@ co przyjd� jak leniwa
m�dro�� od niechcenia@ �o��dzie
co si� d�u�� w pa�dzierniku@
zwyk�y chleb co wie zawsze ile
b�lu w hostii@ modlitw� gdy
Ci� prosz� o ulg� rozpaczy@
kota niewiernego ale z
zasadami@ bo najpierw myje
praw� nog� przedni�@
Ale Ty Matko nie my�lisz �le o
nikim@ zawsze tych co si�
potkn� gotowa obroni�@ mi�dzy
prawd� a szcz�ciem naj�atwiej
nos rozbi�@ pragniesz spraw
ostatecznych wybierasz
najbli�sze@ i szukasz pewnie
jednej mr�wki w lesie@ tak
bardzo spra