Waligórski Andrzej - Dreptakowisko

Szczegóły
Tytuł Waligórski Andrzej - Dreptakowisko
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Waligórski Andrzej - Dreptakowisko PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Waligórski Andrzej - Dreptakowisko PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Waligórski Andrzej - Dreptakowisko - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ANDRZEJ WALIGÓRSKI Dreptakowisko Pożytek z teorii Darwina Raz w jednym ważnym urzędzie Jan Dreptak, skromny człeczyna, Zobowiązał się wygłosić referat na temat teorii Darwina, Więc wszystkim się spodobała inicjatywa taka l nawet dyrektor poklepał po ramieniu Jana Dreptaka, A personalny na to zareagował żywo l też go klepiąc, powiedział: Ot, człowiek z inicjatywą! Takich nam więcej trzeba, zaraz wszystko inaczej tu zagra! - Jak to więcej? Zapytał Dreptak... mam jeszcze tylko szwagra. A właśnie już wszyscy się zeszli i siedli wygodnie w świetlicy, A woźny postawił karafkę i szklankę na mównicy, l nawet zabrzmiały oklaski, więc Dreptak musiał rad nierad, Choć trzęsły się pod nim nogi, zacząć swój światły referat. Niestety, nie wyczuł widocznie, że to dla niego szansa, Bo zaczął dowodzić, że człowiek pochodzi od szympansa Czy też innego pawiana... ot zwykła mowa-trawa... Skończył, ukłonił się nisko i czeka, padalec, na brawa... A tutaj cisza śmiertelna! Dreptak ze strachu się słania, l mówi drźącym głosikiem: - Są może jakieś pytania...? - l owszem - odparł dyrektor niezwykle zimnym tonem - Czy pańskim zdaniem mój przodek także był małpiszonem? Tu Dreptakowe włosy stanęły sztorcem na głowie: Oj, da mu dyro dubla, gdy zgodnie z prawdą odpowie... Więc zawył w duchu z rozpaczy, a w myślach jęknął ,,o Boże!!!" ł wspomniał prastare hasło "Hej, ratuj się, kto może!!!" l niby to w księgę spojrzał i odparł: - O ile wiem, To pański przodek wyjątkowo nie małpą był, ale lwem! Niczem są blaski słońca, jak również laser jest niczem Przy blasku, który rozjaśnił dyrektorskie zacne oblicze! Potomek lwa powstał, o dziurkacz się oparł jak król o miecz, A z ust mu wybiegły słowa: - Wiedza to wielka rzecz! l łzy szlachetnego wzruszenia zaćmiły mu oczu błękity, Po czym spłynęły na spodnie, a na Dreptaka - zaszczyty. l odtąd żył już Jan Dreptak jak w bajce albo jak w transie... Znajomość autorytetów pomaga w życiowym awansie! Co o nas mys/ą? Taki sam problem odwiecznie Niezdrowo ciekawość w nas budzi: Pragniemy wiedzieć koniecznie, Co o nas myślą Francuzi. Czy chwalą nas, czy z nas szydzą, Szanują nas, czy gardzą, W ogóle jak nas widzą, l czy są dumni z nas bardzo? Tymczasem to prawda niezbita, Że od czasu soboru w Konstancji Nikt nigdy nas się nie spytał, Co my sądzimy o Francji, Przeto dość smutna obawa Czasem mnie nagle nachodzi, 2e Francuzów cała ta sprawa Kompletnie nic nie obchodzi, l trudno ich o to winić, Bo spójrzmy na to bliżej: Paryż - bez naszej opinii - Nadal zostanie Paryżem, l jakie byś, bracie, miał zdanie - Montmartre zostanie Montmartrem, Bardotka - Bardotką zostanie, A Jean Pauł Sartre - Jean Pauł Sartrem. A zresztą - cóż ich ma skłaniać, By o nas myśleli stale? Toć bliżej jest Hiszpania I Deutschlond uber alles, l Anglia, i Szwajcaria, Ba, nawet poniekąd Turcja, A Francuz ma jak wariat Myśleć: - A cóż tam na Kurpiach??? Ech, zróbmy się wreszcie dumni, Przestańmy się trapić myślą, Co o nas myślą Francuzi - Myślę, że nic nie myślą, A jeśli im się już zdarzy, To myślą w tej proporcji, W jakiej my o Dakarze... No, góra, powiedzmy, o Szkocji... Natomiast - moim zdaniem - Ciekawszy problem jest taki, Co o nas myślą Rosjanie, Czesi i Enerdziaki! Ha, dałem upust szczerości Bez wahań i bez negliżu... ...ciekawe, co o mojej twórczości Sądzą ostatnio w Paryżu? Grzybobranie Grzybów byto w bród: chłopcy biorą krasnolice, Tyle w pieśniach ludowych stawione lisice, Panienki za wysmukłym gonią borowikiem, Lecz wszyscy rozglądają się za sromotnikiem, Którego chłopi zowią grzybów pułkownikiem W stanie spoczynku. Grzyb ten - zarówno suszony, Jak też marynowany lub w maśle duszony Niezwykłym wśród Polaków cieszy się popytem, Choć dla inszych narodów bywa jadowitem. Hrabia, pojąć nie mogąc, w las czym prędzej rusza l chwyciwszy Wojskiego za poły kontusza Spytał: - Wybacz, waść, proszę, to moje nieuctwo, Lecz jakże jeść możecie trujące paskudztwo? Zaśmiał się Wojski, sięgnął w kieszeni odmęty, Wyjął stamtąd sromotnik cętkowany, kręty, Połknął, mlasnął i mruknąt: A teraz odtrutka! - Rozumiem - krzyknął hrabia - pewnie gdańska wódka! - Gdańska po sromotniku? - rzekł Wojski - akurat! Na truciznę - trucizna! Vivat denaturat! l łyknąwszy pół basa rzucił w krzaki flaszkę, Kędy legła, z naklejki szczerząc trupią czaszkę. - Lubię też - dodał szlagon - gdy sobie dogodzę, Odpocząć w strudze spalin przy ruchliwej drodze, l gdy tlenek ołowiu moje płuco wchłania, Wspominać dawne walki w okresie powstania Kościuszkowskiego... owe szarże, rejterady... Ja dumam - a w mym wnętrzu zżerają się jadyl Sromotnik w denaturat wpadłszy fioletowy Za teb go! Za nim goni tlenek ołowiowy! Już go dopadł! Już srogie czynią się fermenty! Tną się krzyźową sztuką! Cios prosty! Raz cięty! Tym sposobem - gdy wzajem zniszczą się trucizny, Wytwarza się w nich pokarm wyborny a żyzny, Chociaż nie znany nigdzie, prócz naszej ojczyzny... Stysząc te wynurzenia - dziwnie zbladł Horeszka, Widać, że w nim płynęła zbyt mała domieszka Krwi polskiej, gdyż wśród śmiechu szlachty-mosterdziejów Z krzykiem do Włoch uciekał pośród swych dżokejów, Zaś Gerwazy, usiadłszy wygodnie na skwerku, Jął smażyć sromotnika plaster po plasterku Na kilku izotopach, ukradzionych w Świerku... Ulisses Pełno wrzawy i rwetesu, Krzyków ,,w imię ojca", Bo przywieźli do GS-u "Ulissesa" Jojsa. Mieli przywieźć transport misek l skrzynkę ratafii, A tu nagle ten "Ulisses", Żeby go szlag trafił, Przyszedł sam przewodniczący, Mruknął "pochwalony", Usiadł sobie czytający, Przebrnął cztery strony. Przyszedł takoż i ksiądz proboszcz, Powiedział: "Cześć pracy". Worek drobnych miał ze sobą (najwyraźniej z tacy), Kupił książkę za czerwońca, Z podniecenia sapnął, Zajrzał w środek i od końca, Zwrócił tom i drapnął. Zaś komendant posterunku, Przystojny mężczyzna, Przyszedł w pełnym swym rynsztunku I radził się przyznać. l zaraz go posłuchali Trypućko z kolegą, l natychmiast się przyznali W Wofny najmita Grzecznie do wszystkiego. A natomiast na wyraju Za Domem Kultury Dziadek Dreptak na buhaju Uniósł się do góry, l leśniczy, pan Franciszek, Po francusku gadał, l rozmnożył się słodyszek Oraz jedna Magda. Wyszły z lasu różne strzygi, Kwanty i cystersi, A teść Janka Mamałygi Stwierdził, że ma piersi, Kaśka zaś dosiadła oćca Krzycząc: - Wio, tatulo! Wreszcie zobaczono bodźca, Jak gnał za krasulą. Aż kierownik z ekspedientką Się zorientowali, Wzięli "Ulissesa" prędko l go odesłali Do centrali na przyczepie, Którą ciągnął zetor, Po czym wywietrzyli w sklepie, Bo był straszny fetor, Jeszcze tylko ksiądz okadził Cały lokal, za czym Pan komendant teraz sprawdził Do min wykrywaczem, l znów zapachniało serem, Zbożem i bielizną... Bardzo dobrze, że nasz teren Walczy ze zgnilizną! Nie śpię, nie jadam, nerwy z wolna tracę, Bo - jak opinia głosi jednolita - Krąży po kraju makabryczny facet - wolny najmita... To się ukaże, to gdzieś w mroku znika, Oddycham z ulgą... Słucham... syn coś czyta., Ciekawe, skąd się znalazł w podręcznikach wolny najmita? Próżno się wiję w trwodze i rozpaczy, Bo oto dziecię przybiega i pyta: - Powiedz mi, tatku, co właściwie znaczy wolny najmita??? Tłumaczę, gadam, robię akrobację, Trzeci kur zapiał, nowy dzionek świta, A mnie w feudalizm wciąga i w sanację wolny najmita... Duch Konopnickiej ponad nami lata, iskrami zieje i z radości zgrzyta Widząc, jak dziecko męczy się, i tata - wolny najmita. Cóżeśmy winni, że mąż był niedojda, Że wieszczkę żarła obsesja ukryta, Bo przecież jasne, że wylazł wprost z Freuda wolny najmita... Te dziury w portkach... to sinawe ciałko... Ta chuda pupka bizunami zbita... Niby już kona, a wciąż kroczy z połką wolny najmita... Długoź trwać będzie taki stan ponury Spowodowany przez chorą kobitę? Panie ministrze! Usuń pan z lektury wolną najmitę!!! Bawiąc - uczyć Drogą okólną, niepozorną Ktoś się podkrada jak padalczyk; To tatuś niesie album porno, Co mu pożyczył pan Kawa leży k! To tatuś porno w dom przemyca, A nie chcąc mamie wpaść do rączek, Od tyłu, od ogródka kica Jakby króliczek lub zajączek! Kica po grządce i po skwerku, l strach, i zachwyt ma na licu, Czasem w ten album zerku-zerku, A potem dalej kicu-kicu! Album jest piękny i wesoły, Różne w nim rzeczy są podane, Na przykład są dwie panie gołe, Które się bawią w panią z paneml Aż się tatkowi uszki pocą, Aż rączki w podnieceniu ściska... W swoim łóżeczku, późną nocą, Obejrzy to dokładnie z bliska. Lecz jaki chytrus bywa z tatki! Zanim się weźmie za czytanie - Wsadzi ten album do okładki Z ksiąźki uczonej niesłychanie, Żeby mieć haka na mamusię, Kiedy się zbudzi nieprzytomnie l spyta: - Co ty czytasz, Niusiek? To on odpowie: - Ekonomię...l l zacznie dukać różne słowa, Takie jak: - Procent, strajk, recesja, Rentowność, wartość dodatkowa, Polucja... O pardons, progresja... Noc płynie... Gdzieś tam sowa huczy... Czasami wiatr przez szpary gwiźnie... Nasz tatko się i seksu uczy, ł ekonomii przy tym liźnie, l grzeje sobie w łóżku kości, Zamiast się gdzieś po knajpach włóczyć., Tak wzrasta poziom świadomości, j o to chodzi: Bawiąc - uczyć l Start Słuchając rad światłego, słynnego trenera Zawodnik Jaś do startu dzielnie się zabiera. Przysiadł, wypiął się wdzięcznie, sprężył się jak puma, Lecz mu niestety wtedy pękła w majtkach guma. Nowej nie idzie dostać, więc chłopak roztropny Czym prędzej wciągnął w majtki zgrzebny sznur konopny, Zawiązał, i znów kucnął, sportowiec mocarny, Wtem but mu się rozwalił, gdyż butapren marny, Oczka mu poleciały przez środek koszulki l starter nie wypalił, bo zabrakło kulki. Wymieniono pistolet na innego grzmota, Pierwszy strzał rozdziewiczył miejscowego kota, Drugi poraził babcię, lecz za trzecim razem Zawodnicy ruszyli naprzód z dużym gazem, Ruszył Dżon i Fernando, i Helmut, i Pepik, Tylko Jaś został w miejscu, jakby wdepnął w lepik, Gdyż wszyscy oni mieli swe startowe bloki, A Jaś dołek startowy, i to zbyt głęboki, Wszyscy huzia na Jasia, że zdechlak, chabeta... Na szczęście ocaliła biedaka ankieta, Która udowodniła - systemem Gallupa - 2e zawodnik ambitny, z tym że trener dupa. f7 2 - Dreptakowisko Przyczynek do Księgi Henrykowskiej W roku tysiąc dwusetnym i siedemdziesiątym Ksiądz Piotr, trzeci kolejny opat Henrykowa, Na pergamin pocięty w duże czworokąty Pierwszy raz w dziejach świata wpisał polskie słowa. Cześć mu za to i wdzięczność oraz wieczna chwała, Tylko czemu - niestety - na kroniki strony Rzucił akurat słowa rolnika Bogwała, Który to Bogwał siedział pod pantoflem żony, l słysząc jak niezdara przy żarnach się tłucze, Zgrzyta, jęczy, że hałas wprost uszy rozrywa. Mawiał do tej ofermy: - Daj, at ja pobruczę - (czyli "daj, ja to zmielę") - a ty idź poczywaj... Oczywiście nie musiał powtarzać dwa razy, Po myśli było babie, że mąź za nią tyra, Ledwie się w taki sposób zwrócił do zarazy, Ta - wziąwszy pupę w troki - właziła do wyra... l oto za przyczyną Bogwała-ciemięgi l za sprawą opata, który jego klęski Wetknął byt lekkomyślnie do swej słynnej księgi, Przegrany po wsze czasy jest w Polszcze ród męski. Weźmy taką Szwajcarię, Holandię lub Danię, Kraje to kulturalne, bogate, a proszę: Żona nosi mężowi do łóżka śnradanie, Palto jemu podaje, fajkę i bambosze, A u nas? Strach powiedzieć... Zresztą wy to znacie, Spędzacie czas zapewne naczynia zmywając Lub postując podłogę... Ej, księże opacie, Ale ksiądz narozrabiał jak pijany zając! 2* Nie sztuka kochać Szwecję Nie sztuka kochać Szwecję, Hawaje lub Honduras, Bo jakież tam obiekcje Mieć możesz albo uraz? Bo jakieżeż pretensje Wysuniesz do tych krajów? Ty kochaj swoją pensję l ranny tłok w tramwaju! Nie sztuka kochać Paryż l Pana Prezydenta! Prezydent nie obdarzy Paczuszko cię na święta, Nie wyśle cię na wczasy Pod Szczyrkiem lub Kudową - Ty kochaj, byku krasy, Swą Radę Zakładowa, Klub kochaj lub świetlicę, Gdzie kiedyś cię pobito, l ciemną swą ulicę, Gdzie mieszkasz wraz z kobitą, I kiepską dość konfekcję, l odciągane mleko... Nie sztuka kochać Szwecję, Gdy Szwecja jest dalekol Ty wierny bądź ideom Krajowym i plenerom, W Pieninach kochaj przełom ! na swym dworcu peron, Penaty swe i lary, l wredną ciotkę z Gniezna - Nie sztuka kochać Paryż, Zwłaszcza jak go się nie znal Nie sztuka kochać Szwecję Bajkową jak zjawisko, Ty - jeśli nie chcesz wściec się Abstrakcji musisz strzec się, l podziwiając Szwecję l Grecję, i Wenecję, To kochać - co jest blisko! Pieśń o bfmbrze Proso się prosi, smęda się smędzi, Artysta rzeźbi Grupę Maryny, A Wojtuś Dreptak bimber se pędzi, Który i smak ma, i witaminy. Idzie nowymber, za nim decymber (jak to w Paryżu mówi się ładnie), A Wojtuś Dreptak pędzi se bimber, Pędzi z wszystkiego czego dopadnie. Potrafi z cukru, względnie z melasy, Z żyta, z pszenicy, z marchwi, z brukselki, Z maku, z makuchów, kaszy, kiełbasy, Z dębowej, względnie sosnowej belki. Czasem to taki szwung ma, aż warczy, l wtedy pędzi bez dania racji Ze świecy, z karborundowej tarczy, Jak również z drenów od melioracji, Ze szwedzkiej stali, z żydowskiej macy, Z kaloszy, z transmisyjnego pasa, A jak gdzieś dorwał kiedyś "Głos Pracy", To też wydoił z niego pół basa. Ba, to nie koniec! Gdy katecheta Diabła z Trypućki wypędzał z trudem, To Dreptak zabrał się do faceta, Bęc, i wypędził! Tyle że wódę. Tyle w nim werwy, tyle pomysłów, Geniusz i lotny, i akuratny... Wziąć go, wykąpać i do przemysłu, Niech nam przerabia węgiel brunatnyl Niech mu wagony zwoźą i barki Ropę naftową, fosfor, piryty, Dajcie mu miedzi! Dajcie mu siarki! A on narobi z nich okowity, l ruszy eksport do Senegalu, l innych krajów podzwrotnikowych, ...a Dreptak pędzi, dziś z esperalu l z broszur antyalkoholowych... Wykład o krążeniu materii Ba! Któż to może wiedzieć? Ten twór, zupełnie nowy, To może być źaba-rzekotka lub Żabka Alojzy, księgowy, Lub... zresztą któż wszystkie ewentualności wymieni? O rany... koledzy... to straszne, z czego my jesteśmy zrobieni!!! ...więc była raz sobie żabko zbudowana z mnóstwo atomów (bo z atomów wszystko się składa, począwszy od żabek do domów i do ludzi. Z atomów ty się składasz i twoja ciocia), Ale wracajmy do żabki. Otóż tę żabkę zjadł bocian, l strawił ja dokładnie paskudny bocian ladaco, l śliczną, zieloną żabkę przerobił, nie powiem wam na co, l to coś spadło na ziemię. Była wiosna, świeciło słonko, l wietrzyk przyniósł z daleka jakieś nieduże nasionko, t usadził je na tej hm... żabce, i przeszedł jeden dzionek l drugi, i z tego nasionka wylazł od dołu korzonek, A od góry to znowuż łodyżka, czy - jeśli wolicie - szypułka, I kwiatek na tej szypułce, a na kwiatku usiadła pszczółka l kroplę miodu wyjęła pyszczkiem czy może łapką, Nie myśląc wcale o tym, że ten miód byt niedawno żabką. Więc podsumujmy: Część żabki bocianowi wrosła w pierze, Część Jest w ziemi, część w kwiatku, część w miodzie, który pszczółka właśnie bierze. Lecz nim go zaniesie do ula, to trochę uszczknie czułką l połknie, i ciut tej żabki stanie się właśnie pszczółką, A resztę, zawartą w miodzie, zjedzą na śniadanie dzieci, l tak się początkowa żabka po całym świecie rozleci, A każdy atom w czymś innym, ba! Nawet w innym kraju! Ale, być może, za milion lat te atomy się znowu spotkają Zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa, i po króciutkiej odsapce Powiedzą: - Taż myśmy przecież już były raz w jednej żabce!!! l zaczną się ściskać, całować, i będzie wielka laba, A potem się zastanowią: - Czy my znowu jesteśmy żaba? 24 25 Ros/inko Ach, ileż huku, stuku, Oraz sensacja jaka! Coś wyrosło w ogródku Bazylego Dreptaka! Poprzednio nic nie rosło Oprócz pewnej jaszczurki, Paru pokrzyw i ostów Oraz Dreptaka córki, Co rosła jak zwariowana (jak ta młodzież dzisiejsza) l miała o, takie kolana, A takie o te, zresztą mniejsza... Aż tu nagle w sobotę Coś wyrosło pod płotem, Ni to pies, ni to koza, Ni krokodyl, ni brzoza, Listeczki rozwija, Paczki wypuściło, O Jezu Maryja, Po co nam to było? Przyszedł jeden naukowiec, Zbadał to stworzenie: - To jest coś w rodzaju owiec, Tyle że z korzeniem! Przyszedł ksiądz Chudzielak, Niedługo zabawił, Zainkasowat śmierdziela I to coś pobłogosławił. Przyleciał z ulicy Komendant dzielnicy, Sprawdzić, czy to nie są Obcy najemnicy, Personalny głosem rzewnym Spytał się Dreptaka mile: - Nie macie wy, Dreptak, krewnych, Dajmy na to w Chile? Przyjechała świekra Dupersztyn Euforia l z miejsca orzekła: - To wszystko przez Ormian! Przywieźli w trzy pary taczek Mózg elektronowy, Gdy przypatrzył się biedaczek, Dostał bólu głowy, ł-yknął pięć proszków, Pogryzł się z psem, Pomyślał troszku l wrzasnął: - Wierni To nie żadna kasza, Ani nie abstrakcja, Tylko to jest nasza Ciasna, ale własna Mała stabilizacja! Juhu! Tu Dreptak z wyrazem smutku Ozwał się żałośnie; - Co za gleba w tym ogródku, Człowiek sieje, a bez skutku, Wciąż nie to mu rośnie... Walka z abstrakcją W pewnej poważnej wytwórni Formularzy Do Spraw Kontraktacji Dyrektor wydał okólnik, By nie kupować abstrakcji. Znaczy że można do biura Zakupić rzeźbę lub obraz, Ale musi być wiadomo: - To kura, A tamto, powiedzmy, kobra, Albo - powiedzmy - pejzaż Względnie wiertacz przy obsłudze świdra, A nie, jak to młodzież dzisiejsza Maluje - ni pies, ni wydra, Pozornie bitwa pod Stoczkiem Ewentualnie prognoza pogody, A jak się tak przyjrzeć boczkiem, To jej Bohu, że jajowody, Czy jeszcze gorsza zaraza, Skrzyżowanie Dreptaka z wiatrakiem... Więc pan dyrektor zakazał: - Żeby mi żadne takie! Natychmiast główny księgowy Kupił obrazy jak cacka: Na jednym górnik przodowy, Na drugim Magda Zawadzka, Na trzecim malutkie kicie, Na czwartym znaczenie futbolu, A prócz tego - rżniętą w granicie Postać kobiecą, do holu. A zachwycony dyrektor Ze swoją w5erną obstawą Odwiedzał każdy sektor l w każdym wołał: - Ach, brawo! A był to facet nieduży, O kształcie centryfugi, Nogi miał jakby kurze, A nos jakby sześć razy za długi, l oczka z potężnym zezem, l zamiast uszu miał sęki, I źle zrobioną protezę Co chwila gubił z paszczęki, l przez pomyłkę przed lustrem Stanąwszy, zawył ze zgrozy: - Co to jest???? Niedźwiedź z biustem Po przebudzeniu z narkozy????!!!! Wyrzucić! Więc wierna załoga Pośród ogromnych owacji Spuściła go z ulgą po schodach. l to był plus całej tej akcji. "Bramkarzu, miody bramkarzu" Raz bramkarz młody sobie żył, Co nigdy bramki nie puścił. Był chlubą swojej drużyny, Więc mu śpiewały wszystkie dziewczyny: Bramkarzu, młody bramkarzu, Ty pilnuj bramki metrażu, Uważaj, by jakiś wróg Nie strzelił ci w krótki róg! Bramkarzu młody, mocarny, Obronisz ty nawet rzut karny, Sukcesów tyś znany kolekcjoner, Więc kocha cię trener selekcjoner, Odniesiesz niejeden sukces, Bo masz błyskawiczny refleks! Raz kiedy atak na bramkę sunie, Zobaczył lubą swą na trybunie, Siedział z nią jeden stary i łysy, Ale bogaty, bo trzymał lisy. Bramkarzu, młody bramkarzu, Pobladłeś jak trup na cmentarzu, Uważaj, bo pędzą wrogowie, Już są na naszej niestety połowie! Bramkarzu, w tobie nadzieja, Zdobylak już strzela z woleja, Ty patrzysz na lubą ze łzami, A piła już między nogami! Już byłby mecz przewalony, Na szczęście, że to był spalony! Scena dworska Na zamkowej posadzce, zdobnej v/ pawimenty, W pozie zrezygnowanej i nad wyraz smutnej Lutnista z Siedmiogrodu, imć Berkwark Walenty, Tra.cił niedbale dłonią struny swojej lutniej. Nikogo nie ucieszył tym i nie zadziwił, Zygmunt August na tronie był zaśnięcia bliski, A jego nowa żona, Barbara Radziwiłł, Oglądała w lusterku liczne już wypryski. Błazen Zyzio, co właśnie nastał po Stańczyku, Opowiadał dowcipy bardzo niskiej klasy, A w ponurej komnaty najdalszym kąciku Wredna teściowa Bona łatała arrasy Jedną ręką, zaś drugą precyzyjnie nader Italskie s-łodkie wino mieszała w pucharze, Wsypawszy tam uprzednio trujący kumader, Bo chciała zrobić kuku synowej Barbarze. Dojrzał to wierny pazik, uczuł litość dla niej, Więc lawirując zręcznie w sennych dworzan tłumie, Szepnął Barbarze w ucho: - Chcą cię otruć, pani! Zaś Barbara mrugnęła na znak, że rozumie... Zaś kiedy jej podano kielich pełen jadu, Wspomniała swoją przeszłość rozpustną, a potem Przyszłość z drętwotą dworskich balów i obiadów, l wychyliła napój z wytwornym bulgotem, l spadła na posadzkę wśród szlochania ludu, A król przygadał Bonie: - Fe, nieładnie, matko! Ot, jakie rzeczy ludzie wyczyniają z nudów, A my się wciąż dziwimy naszym nastolatkom... Tęsknota do przeszłości Nasi zacni przodkowie żyli solidnie i zdrowo, Alienacją się nie martwili i bombą wodorowa, Zawały ich nie chwytały, nie żarły ich reumatyzmy, Ponieważ się nie wstydzili noszenia długiej bielizny. Wszystko robili powoli, ot, Jedną małorolną Kiedy mój pradziad uwodził, to mówił: - Bądź mi powolną! Nieprawdą jest, że postami przodkowie si-ę wyniszczali, Oni spokojnie te posty z boku obserwowali, A potem podczas spowiedzi mówili w sposób prosty: - Oświadczam, ojcze duchowny, żem obserwował posty. W rozmowach się zajmowali rolnictwem, względnie też drobiem, A zaczynali rozmowę od zdania: - Wystaw pan sobie... l słusznie, boć przecież przyjemniej o różnych rzeczach prawić, Jeżeli sobie uprzednio rozmówcy mogą wystawić. Zaś kiedy szlagon z Kruszwicy przyjechał, powiedzmy, do Gniezna l - kogoś spotkawszy - nie wiedział, czy zna go, czy go nie zna, To - aby swe wątpliwości i domniemania streścić, Wołał: - Zupełnie nie wiem, gdzie ja mam pana umieścić? O wiele lepiej niż żeby od razu rozmówcę zbezcześcił, l zaraz z początku oznajmił, że tam a tam go umieścił! Gdy jeden człek do drugiego był nastawiony anty, To wcale nie robił zeń szmaty, tylko zielone planty, A gdy już te planty zrobił i kwiatki w nich zaflancował, Powiadał z zadowoleniem: - Ha! Alem drania splantował. Ach, gdyby te czasy wróciły z ich wdziękiem, czarem, modą l gdybym został w tych czasach księciem lub wojewodą, To tak bym życzliwie się odniósł do wielu znajomych rodaków, Że Wrocław by miał piękne planty, sześć razy większe niż Kraków. 3 - Dreptakowliko Ballada o pierwszej łamigłówce Niszczeją miecze, zbroje, Rdza żre cenny surowiec. Zakończył już swe boje Rycerz Drepta k - krzyżowiec. Siadł na pobojowisku, Rozdział się do bielizny... Chlubne szramy na pysku, Wszędy chwalebne blizny. Dmą pustynne samumy l piaskowe pasaty, Nogi ma Dreptak z gumy, A głowę ma jak z waty, Głos jak u błędnej owcy l oczy ma baranie... Wyginęli krzyżowcy, Wygrali muzułmanie. Same zwłoki i gruzy, Mało kto ostał cały... Oto Jean Pierre z Tuluzy Pocięty na kawały, Ówdzie Bolko z Katowic, Który w boju był szatan, l Miećko Kolbuszowic Po przekątnej rozpłatan... Obejrzał Dreptak trupy, Otarł łzę rąbkiem gaci: - Trzeba jakoś do kupy Poskładać zacnych braci... Ujął jeden kadłubek, Dołożył nieco szczątków: - Nogi jakby za grube, Trzeba by od początku... Dawaj składać na nowo, Praca mu w dłoniach chrzęści, Gania z nogą i z głową, Wymienia różne części, Klei, ubija, gniecie, Pomaga ciut rapierem, Krzyżuje Bolka z Mięciem, A znów Mięcia z Jean Pierrem... Skończył i padł na piaski, By skonać na pustyni, Aż tu naraz oklaski Biją mu Beduini! Zaś sułtan muzułmanów Rzekł z grzbietu swego siwka: - Cóż, gratuluję panu, Bardzo ładna rozrywka! Dotychczas były szachy Lub polowania w buszu, Miałem ich już po pachy, A nawet wyżej uszu. Ma pan tutaj naszywki, Mundur i etat chana, Jest pan szefem rozrywki Na dworze u sułtana! Tak to owego ranka Latami pradawnemi Najpierwsza układanka Powstała w dziejach ziemi. Potem Dreptak natchniony Wymyślił szyfrogramy, Kwadraty, palindromy, Wirówki i anagramy. 3" Pomyśl przeto czasami, Młody, dziarski rodaku, Siedząc nad krzyżówkami • O krzyżowcu - Drę ptaku l japoński list Pewnego razu samuraj Poptaku Kurkinasadze, Co żółte i skośne miał wszystko od nóg aż do oczu i uszu, Rozkazał wydobyć z pieca co najczarniejsze sadze l z duźą wprawą przyrządził z nich przeszło dwa litry tuszu. Następnie odprawił gejsze, popuścił cokolwiek szelek, Popatrzył na Fudźi-Jamę, wypił ogromną herbatę, Wtranżolił dwie garście ryżu, umoczył w tuszu pędzelek l zaczął pisać do księcia Typryku Mamapchatate: - Ja, nędzny potomek szakala ożenionego z hieną, Ewentualnie nygusa skrzyżowanego z wywłoką, Błagam cię głosem ochrypłym z gardła zżartego gangreną, By na tym liście spoczęło twoje wspaniałe oko, Które jest, mówiąc nawiasem, piękniejsze od morskiej toni l błyszczy jakoby księżyc, co nocą na niebo wypływa, A przy tym wydziela z siebie bukiet czarownych woni, Podczas gdy moje przy nim wygląda jak zlewozmywak. Otóż w tym liście niegodnym chcę cię różnymi sposoby Upraszać, błagać oraz zaklinać na wszystkie świętości, Abyś nie kalał niebacznie swojej świetlanej osoby, Która jest dumą, ozdobą, a zwłaszcza nadzieją ludzkości! Ty, tylu wielkimi czynami herosów godnymi znużony, Zmuszałeś się w swej dobroci, istoto zaiste boska, By chadzać co piątek wieczorem do mej ohydnej żony, Przy której nawet krokodyl wygląda jak Schuetz-Trojanowskol Lecz ja cię ocalę, o synu słońca, choćby i siłą, Chociem najmniejszy z padalców i najnędzniejszy z robaków, Więc gdy znów przyjdziesz, to z żalem będę ci musiał dać w ryło. Tu się podpisał: Samuraj Kurkinasadze Paptaku. P/azem Jeden pan miał niewierng żonę l żył w rozpaczy oraz wstydzie, Bowiem zdradzała go z Zenonem Dreptakiem średnio raz na tydzień, Zaś gdy wracała, to pod gazem Będąc, wołała przerażona: - Ach, puść mi, puść to, Heniu, płazem, Więcej nie będę, niech tak skonami Ale niestety, już za tydzień Wychodzi, niby to po smalec, l znowuż do Dreptaka idzie, Co w chacie czekał jak padalec, l znów, jak za poprzednim razem, Płacze, narzeka i udaje: - Ach, puść mi, puść to, Heniu, płazem! A on jej puszczał, bo był frajer. Aż wreszcie, gdy już cały powiat Śmia! się, że żona kręci Heniem, Nad Heniem jakby wicher powiał, Jakby nań przyszło oświecenie, l wyszlachetniał był zarazem, l mądrość w nim jak rzeka pluszcze, l rzek): - No, jeśli zechcesz płazem, To ja nie puszczę jej, lecz spuszczę! O, właśnie wraca już ta zgaga, Ze smutnym patrzy nań wyrazem, l - jak zazwyczaj - jego błaga: - Ach, puść mi, puść to, Heniu, ptazeml Zaś Henio sięgnął za pazuchę, Szukał przez chwilę za pazuchą, Wyciągnął taką... o... ropuchę l jak przysunie żonie w ucho! Pada na babę raz za razem, - Co robisz? Prawie żem bez ducha!!! - Spuszczam ci, siostro, lanie płazem, Płazem albowiem jest ropucha! Tu wyjął jeszcze krokodyla, Choć ten nie płazem jest, lecz gadem, l jeszcze jej po plecach przylał, l kazał zająć się obiadem, l już na zawsze ustał nierząd, l miłość znów zakwitła mocna! Tak tak, systematyka zwierząt Czasami bywa nam pomocna! Przewaga Raz stomatolog, Dziobak Jerzy. Geniusz bezwzględny i posępny, Otworzył poczekalni dźwierze l spytał groźnie: - Kto następny? Przez tłum pacjentów zgroza przeszła, Każdy z nich zwinął się jak robak, A "ten następny" powstał z krzesła... l wówczas zadrżał doktor Dziobak? Przeraził bowiem się ogromnie, Znając tę twarz ze zdjęć i kronik, l jęknął: - Ooooobywatel do mnie? - Tak - odrzekł tamten - joj, jak boli! - Jeżeli trzeba zablombować - - wyjaśnił - to mi zablombujcie, A jeśli raczej ekstrahować, To w takim razie ekstrahujcie! Tu Dziobak przypadł mu do ręki, Cmoknął i krzyknął ze wzruszeniem: - Ach, dzięki wam, serdecznie dzięki Za tak dokładne pouczenie! l swe narzędzia wziął najlepsze, A przy tym myślał cały w nerwach: - No, jeśli mu coś w zębach spieprzę, To już on na mnie się odegra... Zaraz zaczęły drżeć mu ręce l nogi w ciężkiej tej potrzebie, l dłubać jął w dostojnej szczęce 4ł Tak, jakby dłubał grób dla siebie... Aż wreszcie w trwodze i w rozterce Szepnął: - Przepraszam was, kochany, Lecz muszę zażyć coś na serce... l wybiegł szukać waleriany. A wówczas w gabinetu progi Wkroczył, szeleszcząc brudnym płaszczem, Praktykant Dreptak, trochę groggi, l zajrzał pacjentowi w paszczę. Tamten się cofnął z przerażeniem, , Zaś Dreptak chuchnął wonią piwa, Mruknął: - A kuku! Ale pieniek! To trzeba wyrwać! Ciach!... i wyrwał. Gdy zaś pytano go panicznie, Czy wcale nie bał się potęgi, Dreptak wyjaśnił rzecz logicznie: Z nas obu to ja miałem cęgi! Schemat Trochę się naszych zwyczajów wstydzę, Bo postępowość ich ciągle mierna - Mąż wchodzgc woła: - Ach, co ja widzę? Po czym dodaje: - Ha ha! Niewiernal Już tylko u nas tak się labidzi, Staje się w progu jak żona Lota... "Ach, co ja widzę?" - jasne, co widzi, Więc po cóż o to pyta. idiota? "Ha ha, niewierna!" - też nieudane, Że jest niewierna - wie cale stadło, Mąż, żono i ja, czyli kochanek, Więc po co drzeć się jak prześcieradło? Atoli męża zgroza nie zmogła, Musi wyczerpać lamentów przydział, Teraz się pyta: - Jakżeś ty mogła??? Ano tak właśnie, jak pan to widział. Głupio jest wszystkim, każdy się kręci, Wzrok rogaczowi nerwowo iata, Widać, że szuka tekstu w pamięci... Już znalazł: - Kaśka! Po tylu latach??? Mnie, gdy to słyszę, wściekłość telepie, Braku logiki bowiem nie lubię: "Po tylu latach" - to chyba lepiej! A pan by wolał zaraz po śiubie? Już ku końcowi spektakl się chyli, Ostatnie kwestie brzmią bardzo godnie: - Panie Trypućko, wyjdź pan w tej chwililll - W tej chwili? Guzik... Wpierw włożę spodnie! Wychodzę, wracam w domowe strony, Zaraz obejrzę mecz w pierwszej lidze... - Zosiu, wróciłem...! ...ktoś jest u żony... Palto Dreptaka! Ha! Co ja widzę??????!"!!! Bastard Akurat zeszłego wtorku Szał opętał Dreptaka Edwarda. Bo krzyknął przy podwieczorku: - Ja muszę mieć bastarda! Wkurzyło to bardzo małżonkę, Więc rzekła tonem wyrzutu: - Dopiero żeś kupił jesionkę, A ja nie mam zimowych butów, Poza tym wyszła mi pasta l szklanki się pobili! ...a co to jest ten bastard? - Zapytała po chwili. Zaś Drepta k odparł w gniewie Zły, że go na tym zagięli: - Tak detalicznie nie wiem, Ale to wszyscy mieli, Na przykład słyszałem onegdaj, Jak telewizja truła, Że pan minister Talejrand Miał bastarda, co się zwał Delakrułai Tutaj małżonka bystra Spojrzała na niego ponuro: - Gdzież tobie do ministra - Mruknęła -ity jakiś ciuro! - Minister śpi na kawiorze, Zapina się złotą szpilką, l nawet pakarda mieć może, A nie bastarda tyikol Więc Dreptak jakby przysiadł, Splunął ze smutkiem pod nogi: - Masz rację - powiada - Wisia, Taki bastard to dla nas za drogi, Szczególnie że jestem zarżnięty Przez ORS i przez pannę Dzyndzyk Basie, Której muszę bulić alimenty W związku z tym bękartem małym Jasiem. Co stwierdziwszy, buty zasznurował l na wódkę poszedł do sąsiada... Tak to przez te różne obce słowa Człowiek czasem nie wie, co posiada. Ha/fbuf W radio śpiewa pan Grechuta, A za plebanija Pasie Maryś halibuta, Co go przywiózł stryjo. Halibuta Maryś pasie l cztery barany, l namawia: Jedz, grubasie, Boś kontraktowany! Szedł opodal agent skupu Walery Bratrura, Stanął, przyjrzał się zza słupów: - Ależ macie knura! Skłoniła się Maryś nisko Przede majestatem: - Dyć-źeż to halibucisko, Tyle że dupiate! Już ze trzy niedziele chyba Hoduję bidaczka, Na początku był jak ryba, Potem był jak kaczka, Potem zrobił się jak zając, Cięgiem strzygł uszami l wcale się nie stydając Gnał za dziewuchami, Wreszcie wczoraj z organisto h47 Znalazł się w konszachtach, Z którym złożył się na czysta l pił bruderszafta! Na te słowa zdumiał agent, Przybliżył się wolno, Po czym wziąwszy tęgą lagę Halibuta kolnął. Zakręciła się bestyja, Najeżyła kłaki l powiada: - A chcesz w ryja, Ty taki a taki? Wonczas agent kontraktacji Bratrura Walery Złożył rodzaj deklaracji W sprawie tej afery: - Niech ja nawet się zrujnuję, Niech mnie grom porazi, Ale nie zakontraktuję Tego, co tu łazi, Bo jak rzekł pan Karol Darwin Jeszcze przede wiekiem - Każde bydle się potrafi Z czasem stać człowiekiem. A halibut dziewki goni, Pije i przeklina, llustrując jak na dłoni Teorię Darwina! Zwilgotniały wszystkim oczy Od tego gadania, Jeden, drugi sąsiad skoczył Przynieść coś z ubrania, Jeden buty, drugi gacie, By nie chodził goło, A sam sołtys z krzykiem: - Bracie! Cmoknął bydlę w czoło... Bo od wieków w sobie mamy Ten piękny pozytyw, 2e tym bardziej się staramy, Im większy prymityw! 4 - Dreplokowttko Asceta t Nowy model sylwestra Nie pił ani nie palił, nigdy nie grał w karty, Nie chodził do Zenobii, nie chodził do Marty, Nigdy nie zjadł do syta, chociaż o tym marzył, Łykał mnóstwo witamin, codziennie się ważył, Spać chadzał bardzo wcześnie, więc nie bywał w kinie, Z książek zdołał przeczytać Krzyżaków jedynie, Na więcej nie miał czasu, albowiem od świtu Musiał przysiadać, padać, biegać do przesytu, Gigantyczne ciężary wznosić ciągle w górę Lub jak malutki chłopczyk skakać poprzez sznurek. Przeto myśleli ludzie, a zwłaszcza kobiety, W imię czego prowadzi ten żywot ascety? W imię ojca i syna? W imię wyższej sprawy? W imię samozaparcia lub dobrej zabawy? W imię dobra pokoleń, upiększania życia? Nie, on to wszystko robił w imię mordobicia! Jak rąbnie, to przeciwnik nogi w górę zadrze! Tak tak, ciężki chleb mają zawodnicy w kadrzel Hej, sylwester już za pasem, Mama ściska biodra pasem Elastycznym, przez co chudnie l wyg!ąda wręcz przecudnie! Tata wyjął garniturek l patrzy, czy nie ma dziurek, Bo się przecież kilka moli Mogło wkraść, mimo kontroli. Mama wkłada adamaszki, Tata nogi wbił v/ kamaszki, Przy czym dosyć głośno wrzasnął, Bo mu się zrobiło ciasno l się cały z bólu spocił, Tak mu szewc te buty sknocił. Ale wreszcie są gotowi, Stoją śliczni i różowi, A mama robi wymówkę: - Kopnąłbyś się po taksówkę! Tato na to, żeby mama Się kopnęła raczej sama, Dalejże się głośno spierać, Dalej złościć się i gderać, Było mnóstwo krzyku, śmiechu, Mamci brakło już oddechu, Wcia.gnęła powietrze w płucka 11 się stała rzecz nieludzka, |Bo tu naraz jak coś huknie, l na ma mci pękły suknie, l różne takie nadmiary Wyskoczyły przez te szpary, Co widząc kochany tata Ryknął śmiechem jak armata, Zapomniał o bólu w stopce l wyciął ze trzy hołubce, Ale zaraz zbladł, osłupiał l się więcej nie wygłupiał, Tylko - by mieć ulgę w mękach Usiłował stać na rękach, l udałoby się, gdyby Nie wyrźnął nogami w szyby..; Hej. zawyło, zaświstało, Meble śniegiem zasypało, Zamarznięta cała chatka, Długi sopel zwisa z dziadka, Babcia, twarda i uparta, Dotarła do klo na nartach, A syn Kazio pod schodami Stoczył walkę z pingwinami, Dalej wszyscy okna wprawiać! Dalej czyścić i ustawiać! Dalej machać szczotką, ścierkąl Lśni mieszkanko jak lusterko. W piecu huczy, w telewizji Nie ma przerw w odbiorze wizji, Na ekranie Matka Boska... O, pardon, to pani Loska, Z pamięci zapowiedź szasta, 2e zaraz za pięć dwunasta. Mama zdjęła, strój popruty, Tata zdjął te ciasne buty, Jęli bratać się i kochać, Życzyć sobie tudzież szlochać, Z nimi dzieci i dziadkowie, Tata wzniósł toast na zdrowie, l wszyscy o wpół do pierwszej Zasnęli w zgodzie najszczerszej. A inni pili źubrówkę, Marnotrawili gotówkę, l nazajutrz mieli katza. t co? Czy to się opłaca? Zbroja Rycerz Eustachy Dreptak był tak krańcowo ubogi, 2e nie miał nawet zbroi, by w niej uderzyć na wrogi, A tutaj akurat wojna, nadciąga Tatarów masa... - O rany - jęknął Eustachy - mam walczyć na golasa? Tym niemniej rozkaz rozkazem, więc chociaż czuł się podle, Goły, jak Pan Bóg go stworzył, usiadł ten Dreptak na siodle, Wziął sobie na drogę kaszankę, rzodkiewkę, ze dwie cebule, l w całej okazałości stanął naiwnie przed królem. A z króla był niezły pasjonat, jak szpurnie do kąta mapy, Jak skoczy pragnąc Dreptaka złapać oburącz za kiapy! Klap nie ma, więc łaps za byleco, aż z bólu zawył Eustachy!!! - Za pół godziny - król warknął - masz być zakuty we blachy, A jeśli cię nie zobaczę w pancerzu i w pióropuszu, To każę ci poobcinać wszystko, z wyjątkiem uszu, Żebyś sam słyszał, jak drzesz się! Więc po tych groźnych okrzykach Dreptak czym prędzej poleciał galopem do lakiernika, A ten mu wylakierował na chudych, sterczących żebrach 2eberkowaną zbroicę w kolorze czystego srebra, Łeb mu wyzłocił złotolem, dorobił stalowe jegiery, l jeszcze mu domalował rozmaite wspaniałe ordery Z napisami ,,Za odwagę", "Za lojalność", "Za postawę ogólną", A nawet "Pierwsza nagroda na wystawie psów rasy buldog"! A tutaj tymczasem już bitwa, już atakują Tatarzy, Już Dreptak razem z innymi chcąc nie chcąc rusza do szarayl A przy tym błyszczy jak słońce, cały z daleka się świeci l jeszcze koń mu zwariował, i przed wszystkimi z nim leci... Co widząc ze strachu i zgrozy zawyła tatarska horda, Lecz,już po chwili to wycie zamarło im nagle w mordach, Nie wytrzymali nerwowo, wrzasnęli: - Wariat! O raju I ) dali takiego dyla, że ich wymiotło won z kraju, A Dreptak dostał w nagrodę majątek tuż pod stolicą... Tak,(dobry lakiernik to nawet z ofermy zrobi bógwico! ł Nerwoludki Zwiedzam czasami muzea l naraz obłędna idea, l naraz powód do smutku - Spoglądam na stare pancerze l myślę; - Ci dawni rycerze To kupka liliputków! Te rachityczne roczki, Te nóżki jak pajączki, Jeszcze wąt!ejsze niż moje, Te wklęsłe piersiowe klateczki l te chudziutkie dupeczki, Co się mieściły w te zbroje... Wciąź nam po głowie się pęta Longinus Podbipięta, Piotr Włost wspaniały Polonus, Albo Zawisza Czarny, Też bardzo podobno mocarny... Ja nie wierzę, też pewnie był konus. A jeśli nie byli potężni, To jakże mogli być mężni, Brać udział w bitwach, potyczkach? Toż wystarczyło w walce Ścisnąć takiego w dwa'palce, By wyszła zeń biedna duszyczka... Atoli historia nie kłamie - Wygraliśmy pod Płowcami, Pod Grunwaldem-śmy wlali wrogowi, Więc myślę, że oni po prostu Nie mieli być może wzrostu, Ale byli piekielnie nerwowi. Jak ich co dobrze wkurzyło, To tylko się zakurzyło, Rak wypadali zza murów •Ze zjeżonymi wąsami, Z wyszczerzonymi zębami Jak stado wściekłych kocurów. A jeśli w takim razie Byli troszeczkę na gazie, l jeszcze ciupinkę głodni - Robili się straszni tacy, Ze co najtężsi krzyżacy Wyskakiwali ze spodni. ...więc kiedy słyszę dziś lament Na polski nasz temperament i że przodkowie winni, To myślę w takiej chwili: - Ba, czy my byśmy dziś żyli, Jeśli oni by byli inni? Dziś to się już tak nie gmatwa, Wyrosła nam nowa dziatwa, Taka sama jak szwedzka czy ruska. A jednak gdzieś, w głębi ducha, Podziwiam dzielnego malucha: Cholernego Polskiego Nerwuska. Pochodzenie Hipcia Z Hipcia koledzy się śmieją, z tej mianowicie racji, 2e Hipcio się wywodzi prosto z arystokracji, Więc jest przeżytkiem epoki i czymś w rodzaju kiksa W muzyce, a znowuż w przyrodzie czymś w rodzaju archeopteryksa. Hipcio ma wieczne zmartwienia i niepokoje wieczne, Kiedy 90 gdzieś zapytają,o pochodzenie społeczne, "Rolnicze" - powiada przeważnie, stremowany przy tym niezmiernie, "A jaki areał miał tatko?" - Dwie... - Dwie morgi? - Nie... dwie gubernie... Dźwigając więc od lat wielu piętno arystokraty, Hipcio dostawał na ogół dosyć podrzędne etaty, Zwłaszcza że staż naukowy także miał dosyć kiepski, Osiemnaście lat w podstawówce i kurs tańca Braci Sobiszewskich, A nazywał się Lubomirski Waldemar, co też było powodem bryndzy, l na próżno się starał o zamianę nazwiska na Hryćko Dzyndzyk, l w dodatku się ożenił pechowo z niejaką Pelagia Ciapą, A następnie się okazało, że ona po tatku Rapaport, A po matuli Ping-Piao, więc Hipcio zawył jak upiór l zalał się z rozpaczy łzami, niszcząc zupełnie, ubiór, l naubliżał sam sobie, a raczej swojej mamusi, l postanowił, że wreszcie sytuacja zmienić się musi. l jął szukać nowej posady, l znalazł. A personalny Znowu pod nos mu podsunął ankietowy formularz fatalny, A Hipcio - ponieważ tę pracę ogromnie otrzymać chciałby - W rubryce "pochodzenie społeczne" wpisał prędziutko... "od małpy..." r Personalny przeczytał, następnie spojrzał z nieJ-aką obawą Na Mipaa. potem w instrukcję, a wreszcie rzekł- - No cóż... brawo! Cała gmina się trzęsie i dziwi, Jadą, jada dewizowi myśliwi! Jadą, Jadą, jedni w citroenach. Inni w simcach albo w volkswagenachl Lecą sarny, jelenie i dziki. Spotkał Błażej Wojtka w gołoledzi: Ci myśliwi to Francuzy? Nie, Szwedzi! A nad Błaźkiem kieby błysnął meteor, Ksiądz Kordecki mu się wspomniał, przeor! l Czarniecki, co świat męstwem zadziwił, l wyrodek Bogusław Radziwiłł! Przy okazji, czort wie skąd się to wzięło - Wspomniał mu się także król Jagiełło, Samosierra. Kościuszków! żołnierze, Książę Pepi tonący w Elsterze... Puścił Bartek swą maczugę w taniec, Fiknął kozła dewizowiec-pohaniec. Skoczył Wojtek z krzykiem: - Hejże hu-hal W sercu ogień, w kieszeni siwucha! Hej, zbierano potem łupy wszędy, Tutaj zając, tam znów jakiś Holender... Tutaj dzik, a tam Włoch się rozwala... Posklejano ich jakoś w szpitalach... l reklama była co się zowie, Ze to niby zrobili Siouxowie... Więc frekwencja wzrosła w dziwny sposób, Przyjeżdżało zewsząd mnóstwo osób, Cały region się podźwignął wspaniale, , Bartek z Wojtkiem otrzymali medale... Tylko mieli obowiązek jedyny Z maczugami się meldować do gminy... A tam sołtys się uśmiechał szeroko, Chłopcy - mówił - zróbta dzisiaj znów folklor! Gra orkiestra, wszystko jest jak, trzeba, Przypszczótkowski idzie do nieba. Płacze gfośno Przypszczółkowska - wdowa, Niesie wieniec rada zakładowa, Dyrektor wygłasza homilię, Pocieszojąc zbo!atą familię, Ze tu winna sytuacja międzynarodowa. Diugo ieżat Przypszczółkowski w szpitalu, Gdzie badano go w każdym detalu, Bada) go sam prymariusz, Maca go - a on zmarł już, Zesztywniat jak sztachety, Więc teraz mu kuplety Śpiewa głosem melodyjnym wikariusz... Poleź sobie, Przypszczółkowski, poleź, My niesiemy w kondukcie twój oręż - Klej, flamastry, całe sterty papieru, Twa,ankietę prostoduszną i szczerą, Twój wierny arytmometr... A okrutny termometr Wciąż ustala twą ciepłotę za zero... W pełnej chwale nas opuszczasz, Przypszczółkowski, Tak jak ongiś pan Wołodyjowski! Tamten prochem się wysadził w okopach, A tyś także się wysadził - na pokaz... Chciałeś bez wazeliny - Utknąłeś... Z tej przyczyny Leżysz tutaj taki żółty jak topaz. Leżysz żółty, lecz nie wszystek umarłeś, Instytucję swym wyczynem wsparłeś, Przysporzyłeś moralnego zysku - Uwzględnimy to na obelisku! Wyrżniemy na marmurze Złote litery duże: "Spij spokojnie, jak żeś spał na stanowisku" Dreptak i few Neron dzisiaj przeklina, Poppea takie zła, Zamiast lew chrześcijanina - To chrześcijanin zjadł lwa. Lew był zły, prosto z Nubii, Bestio wielka i chytra, Ogromnie chrześcijan lubił. Nawet bez żadnych przypraw. Chrześcijanin był mizerak, Ni pętelka, ni hetka, Wyglądał na fryzjera, A nazywał się Dreptak. Cyrk, publiczność, arena, Zespół gra na formingach, A Dreptak, ta gangrena, Zeżarł lwa jak piklinga. Nawet nie posmakował, Spojrzał na gnatów kupę, Podniósł ogon i schował - To - powiada - na zupę. Siadł, szpik z kości wysysa l dozorcy się pyta: - Widziałem też tygrysa, Może go wypuściła? Wiodą go przed cesarza, Przed tłum dostojnych gości. - No, chyba żeś się nażarł? Rzekł Neron nie bez złości. - Uwolnię cię od stosu, Mąk i innych opresji, Lecz powiedz, w jaki sposób Dałeś radę tej bestii? Dreptak z zadowo!oną Miną udzielił wywiadu; - Bardzo źle nas karmiono, Trzy dni żem nie jadł obiadu. Lew jadł trzy razy na dzień, Był tłusty jak perszeron, No więc w takim układzie... - Rozumiem - mruknął Neron - - Lecz jaka na to recepta? Podyktuj mi ją, proszę. - Lew ma być głodny - rzekł Dreptak - A chrześcijanin tłuścioszek! 9 - Dreplakowisko Dusza Kaszuba Nad brzegiem morza tuman wilgotny wszystko dokota okrywał, A na^swej łódce Kaszub samotny swój ą kochankę tak wzywał: - Płyń, wdzięczny głosie, po morskiej fali, Usłysz, ach, usłysz mnie, luba, i na wezwanie przybądź z oddali Tu, do swojego Kaszuba. - Przybądź, ach, przybądź, bo nie mam czasu, Ciebie, kochanko ma, wzywam, bowiem ja jestem twój miły Kaszub, Co na tej łódce tu pływam! Tak młody Kaszub wołał ze łzami, Żeby przybyła tam wkrótce, a jednocześnie ruszał wiosłami, pływając po morzu w łódce. Pływał i oczy swe wypatrywał, Czy biegnie doń jego luba, Ale niestety nikt nie przybywał Do nieszczęsnego Kaszuba. Morze szumiało, głos leciał w pustkę, Wiatr szarpał żagiel z łopotem, Zapłakał Kaszub, wytarł nos w chustkę l powiosłował z powrotem. B" Kompromitacja wieszcza SŁOWACKI. REDAKTOR: SŁOWACKI: REDAKTOR: SŁOWACKI: REDAKTOR: SŁOWACKI: REDAKTOR: SŁOWACKI: REDAKTOR: SŁOWACKI: REDAKTOR: SŁOWACKI: REDAKTOR: SŁOWACKI: REDAKTOR: SŁOWACKI: Witam! Witam uprzejmie! Pan jest redaktorem? Ja... Ten poemat wczoraj machnąłem wieczorem, Zechciej waszmość zamieścić. Gdy będzie gotowy, Proszę przesłać egzemplarz jeden okazowy Mej matce. Honorarium wezmę zaraz w kieszeń. Przepraszam, lecz jak godność? Kaducznie się spieszę, Nie mam czasu na żarty! Żarty? Niby z czego? Że nibyś pan nie poznał mistrza Słowackiego, Dowc-ip mierny, lecz niech tam. Teraz płać i kwita. Może nawet zapłacę, lecz niech pan odczyta. Czyś pan zdrowy? Zupełnie. Masz przed sobą wieszcza. Pięknie, lecz muszę słyszeć, nim co poza mieszczą m, A zwłaszcza nim zapłacę... O literaturo! Jakże nisko upadłaś... Dobrze, słuchaj, ciuro: Uspokojenie! Tytuł jak w sam raz do prasy. Zwłaszcza że mamy bardzo niespokojne czasy... Proszę czytać! "Jest u nas kolumna w Warszawie. REDAKTOR: SŁOWACKI REDAKTOR: SŁOWACKI REDAKTOR: SŁOWACKI REDAKTOR: SŁOWACKI: REDAKTOR: SŁOWACKI; REDAKTOR; SŁOWACKI REDAKTOR: SŁOWACKI: REDAKTOR: SŁOWACKI Na której usiadają podróżne żurawie, Spotkawszy jej liścia ne czoło..." Kto tam siada? Żurawie, a waść niech mi co chwilkę nie wpadał "Spotkawszy jej liścione czoło wśród obloką, Taka zda się odludna..." Toć żuraw nie sroka, Na kolumnie nie siędzie! Nie siędzie? _ Broń Boże? Choćby nawet chciał usiąść, to nijak nie może, Siada tylko na stepy, względnie na mokradła! Ta ptaszyna? Ptaszyna? Jakby panu spadła Na głowę, to pan życie straciłbyś z tą chwilą. Wielka jak struś, a waży ze czterdzieści kilo! To straszne! Żyje w Azji i w części Europy, Na drzewie też nie siada, bo ma takie stopy, Że niczego nie może się przyczepić niemi, l nawet swoje gniazdo buduje na ziemi. Reasumując... Oszczędź wstydu i sromoty! Napisz pan, że kolumnę obsiadają koty lub wrony... Milcz, bo padnę... Może podać wody? Dzięki... żegnam... Pan dokąd? Uczyć się przyrody. Wychowanie seksuałne Przeróżnymi ścieżkami ludzkie losy idą, Oto niejaki Roman pobrał się z Brygidą, Po czym -