10491

Szczegóły
Tytuł 10491
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10491 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10491 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10491 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Andrzej Zimniak Las na wulkanie Zauwa�y�em j� z daleka: czarna, pod�u�na, ze z�otym emblematem. Przez chwil� wa�y�em j� w r�ku, lekk� jak pi�rko, o brzegach twardo�ci blachy, a potem upu�ci�em na ziemi�, odskakuj�c w bok. Lecz nic si� nie sta�o: opad�a ruchem jesiennego li�cia, stukn�a naro�em w marmur posadzki i majestatycznie przewr�ci�a si� wierzchem do g�ry. B�ysn�� emblemat w kszta�cie miecza. Wypu�ci�em Su�tana. Wylaz� ze mnie r�owy i pomarszczony, podobny do kiszonego jab�ka, i leniwie rozr�s� si� do rozmiar�w t�giego zabijaki. Otrz�sn�� si� zupe�nie jak kogut po robocie. - Nie wida�, �eby� si� spieszy� - spr�bowa�em go. Budzi� si� powoli. Jak zwykle. - Wol� pracowa� w gromadzie - cedzi� s�owa, jakby mia� g�b� pe�n� klusek. - Otw�rz to. Unios�em si� lekko z kamiennej �awki. Su�tan natychmiast przyspieszy�, ruszy� zwaliste cielsko, sapn�� przy sk�onie. Pomy�la�em sobie, �e si� zmarnowa�, chocia� jeszcze ca�kiem nie�le robi� za zgreda. Zaszele�ci� rozrywany papier koperty. W �rodku tkwi�a sztywna rozk�adana kartka, co� w rodzaju zaproszenia na �lub czy pogrzeb. Raczej na to drugie, ha. Su�tan wiedzia�, co ma robi�. Strzepn�� tekturk�, pow�cha� j�, potem poliza�. Wci�� �y�, wi�c list napisa�a dama, a nie jedna z tych zawszonych kurewek, kt�re gotowe s� zaciuka� ci� pilnikiem do paznokci dla samej Schadenfreude, czyli frajdy ze z�ego, jakby kto� nie zna� j�zyk�w. �e przesy�k� nada�a kobieta, nie mia�em �adnych w�tpliwo�ci. Kszta�t koperty, elegancja i dopracowanie szczeg��w, no i ten smu��cy si� zapach wschodnich olejk�w, kt�ry wzbudza� uzasadnione podejrzenia - to wszystko by�o a� nazbyt wyra�ne. Hola, Enkel, uwa�aj! Murzyn, mistrz pi�trowych zwod�w, o ma�o nie przyskrzyni� ci� wtedy w tym cholernym nadmorskim kurorcie. Jeste� nie od tego, �eby dosta� pachn�cy li�cik od jakiej� ch�tnej baby, co? Su�tan, nie proszony, przeczyta�. Tekst okaza� si� nijaki, jakie� zdawkowe ple-ple, wa�ne by�o tylko zaproszenie do ta�ca i krwisty odcisk palca pod spodem. - Przyjmiesz? - Su�tan by� ciekaw. Jak zwykle. Wzi��em kartk� w dwa palce, obejrza�em, spojrza�em pod �wiat�o. Zbada�em stemple na znaczkach pocztowych. Przesy�ka przemierzy�a p� �wiata i pochodzi�a niew�tpliwie od W�adczyni. Mia�em j� oczywi�cie gdzie�, jak wszystkich wa�niak�w z obu �wiat�w: rzeczywistego i tego od reprezentacji, i ch�tnie bym jej pokaza� dobry styl, ale ju� taki jestem dziwny, �e nie lubi� walczy� z kobietami. Ten gatunek cz�owieka zosta� stworzony zupe�nie do czego innego. Jednak gdy ju� dochodzi�o do starcia, szanse bywa�y wyr�wnane, bo od pewnego poziomu liczy si� nie tyle si�a fizyczna, co taktyka i precyzja. No i co� takiego, co mo�na nazwa� japo�sk� zaciek�o�ci�. Nie raz ju� mia�em wra�enie, �e r�d kobiecy wywodzi si� z okolic Hokkaido czy Honsiu. - Trzymaj. To te� by�o w �rodku. Su�tan poda� mi bilet. Lotniczy bilet w jedn� stron�! Co za grzeczno�� i zdolno�� przewidywania! Zrobi�o mi si� gor�co, ale ca�kowicie panowa�em nad odruchami. Jak zwykle. - Wskakuj, Su�tan, wystarczy ci �wie�ego powietrza na roczek lub dwa. Jutro wyje�d�amy. Wulkan wygl�da� z g�ry jak �wie�e pogorzelisko. Czarne, strupiesza�e ska�y, podesz�e rop� siarczanych wykwit�w, zasnute dymem, co raz rozwiewanym now� erupcj� gaz�w. J�trz�ca si� rana w wierzcho�ku czarnego sto�ka czarnej wyspy, zanurzonej w lazurowym morzu. Znakomita sceneria do walki z herod-bab�, czarownic�, jakim� monstrum wyros�ym z hormonalnych pomy�ek gruczo��w dokrewnych. Czu�em wzbieraj�c� z�o��, co rokowa�o znakomicie. Nic innego tylko �wie�a adrenalina kr���ca w moich �y�ach zabarwi�a �u�lowe stoki g�ry na zielono, zupe�nie jakby co� mog�o rosn�� na tej dalekiej prowincji Ksi�yca. Do�em przemkn�y kaktusy jak drzewa, potem mign�a to� morza i samolot wyl�dowa� w bryzgach piany. - Jeszcze raz si� uda�o - westchn�� kto� obok. Taki zwyk�y, poczciwy, �limacz�cy si� cz�owieczek, kt�remu chcia�oby si� wepchn�� z powrotem do gard�a te ob�askawione, nic nie znacz�ce s�owa. - Zupe�nie jakby� umiera�, dziadku, na dodatek zadowolony z siebie. - Z�o�� wzbiera�a, nawet nieco zbyt szybko. Przyhamuj, nakaza�em wewn�trznej orkiestrze, bo zabraknie czadu na najwa�niejsze przedstawienie. Narasta�a �wiadomo�� traconego czasu. Przepchn��em si� do wyj�cia i pierwszy wszed�em na trap. Wok� by� sam kicz: na czarnej pla�y kolorowe ��dki, biel domk�w w kwiatach, wszystko przygniecione monstrualnym, dymi�cym masywem. I t�umek dziwak�w na molo, bo dziwak�w nie siej�. Dziwakami musieli by� zar�wno mieszka�cy, jak i przybysze, bo kto inny by si� tutaj pcha�? Trzech �andarm�w z psami nawet pasowa�o do tej krety�skiej scenerii, ale oni nie nale�eli do kiczu. Byli prawdziwi, cho� cholernie reprezentacyjni. Zwyczajne karnawa�owe balony. Moje r�ce porusza�y si� same, bez �adnego wysi�ku, i mia�em jeszcze z tego cholern� przyjemno��. Sprawdzi�em ekwipunek, oczywi�cie tam, gdzie go nie by�o. Potem stara�em si� zignorowa� tych smarkaczy, bo byli jeszcze tacy nieopierzeni, na samym pocz�tku rozbiegu, a wtedy przecie� naj�atwiej zwichn�� sobie kr�gos�up. Ale jeden z nich by� g�upi, czeg� zreszt� mo�na si� po takich spodziewa�. Przero�ni�ty, pryszczaty, z mlekiem pod nosem, ale strasznie wa�ny w b�yszcz�cej czapce i tylko troch� przybrudzonym uniformie. U�miechn�� si� i zasalutowa�, wyra�nie w moj� stron�. Zn�w mnie rozpoznali. Nawet taki g�wniarz. Przecie� zmienia�em posta�, a jednak zawsze te reprezentacyjne fircyki nie mia�y w�tpliwo�ci. To nie by� dobry u�miech. Wia�o od go�cia nie skrywan� radoch�, �e wreszcie kto� b�dzie mia� k�opoty. Czu� go by�o na mil� cwaniactwem i nieszczero�ci�. Wysy�a� tak� liczb� sygna��w ostrzegawczych, �e u kogo� bardziej do�wiadczonego uzna�bym to za wybieg. Kiepski, ale zawsze. Jednak z pewno�ci� nie u niego. Gdy mija�em ich, szarpn�� smycz, kieruj�c �eb wilczura wprost na mnie. Potem niby potkn�� si� i straci� r�wnowag�, wypuszczaj�c rzemie�. Rejestrowa�em wszystko k�tem oka, bo nie mia�em czasu odwr�ci� g�owy. Teraz w ci�gu u�amka sekundy powinienem poczu� k�y zwierz�cia g��boko w udzie. W zasadzie jakakolwiek obrona przy tak ma�ym polu ataku by�a niemo�liwa. W normalnym, ale nie w moim przypadku. Ten g�wniarz b�dzie musia� si� jeszcze d�ugo uczy�. Moje zgredy by�y niezast�pione. W akcji zawsze wyr�nia� si� Murzyn, pracowa� jak wariat, potem jednak zamyka� si� w sobie i nie by�o z nim �adnego kontaktu. Teraz jego udzia� by� jeszcze wi�kszy ni� zwykle, pewnie mia� do�wiadczenie z bestiami pokroju tego w�ciek�ego wilczura. Skuli�em si�, aby tym pewniej zareagowa�. Policyjny pies m�g� w zale�no�ci od polecenia atakowa� �ydki, uda lub impetem zderzenia przewr�ci� i zagrozi� chwytem za gard�o. W moim przypadku zapewne chodzi�o o pogryzienie, aby znalaz� si� pretekst do odwiezienia do szpitala. A �e szpitala nie by�o na wyspie, tutejsze komando mia�oby k�opot z g�owy. Przynajmniej na jaki� czas. Wilczur jednym kr�tkim susem dopad� mojej d�oni i k�apn�� z�bami. Jednak d�oni ju� nie by�o w tym miejscu. Prawie bez zamachu, sposobem Murzyna, uderzy�em kantem w kosmaty �eb, a w�a�ciwie w zupe�nie konkretne jego miejsce. Cielsko zwierza sflacza�o. Poprawi�em butem w inny s�aby punkt tu� pod paszcz�, nie za mocno, tak w sam raz. W sumie zupe�nie wystarczy�o. Niespiesznie podszed�em do m�odego �andarma. Jakby troch� zmniejszy� si�, cho� wci�� spogl�da� hardo, wystawiaj�c szpiczast� szcz�k�. - M�wi� ci zupe�nie prywatnie, ty cholerny g�wniarzu, �e jeszcze dzi� zmienisz wikt. Na wi�zienny. - Ale... to by� wypadek. Wszyscy widzieli! - Tym gorzej dla ciebie. Czym masz wi�kszy kaliber w �apie, tym wi�cej p�acisz za takie wypadki. Teraz by� ju� zbity z tropu. Przestraszy� si� troch�, gnojek. Podszed�em jeszcze bli�ej, wzi��em go pod brod�. - Zawsze najpierw pomy�l, z kim zaczynasz i na co ci� sta�, kawalerze. Nast�pnym razem nie daruj� ci ju� �adnej g�upoty. Odepchn��em go lekko i poszed�em swoj� drog�, pozostawiaj�c tych trzech palant�w w t�umku gapi�w. Ka�dy krok zbli�a� mnie do prawdziwej walki. Wiedzia�em, �e moja przeciwniczka b�dzie po tym cyrku z pieskami znacznie ostro�niejsza. Jasne, �e po ceremonii powitania na molo sta�em si� znany. Id�cy naprzeciw m�czy�ni nagle skr�cali i nikn�li w zau�kach, m�ode dziewczyny chichota�y o wiele za g�o�no, a dzieci pokazywa�y mnie sobie, rozdziawiaj�c buzie. Uparcie powraca�a analityczna my�l, czy �atwo by�oby ukr�ci� �ebek malucha na przyk�ad szczypcami ginekologicznymi. Trzy dni podobnej bezczynno�ci to na pewno o trzy za du�o. Kiedy� na nocnym spacerze zap�dzi�em si� pla�� a� do skalnego rumowiska, gdzie zaskoczy�em park� przy robocie. Wydawa�o si�, �e facet maca gnata, wi�c si�gn��em po kamie�. Wtedy on po prostu zwia�, bohater. Ona za to rzeczywi�cie mia�a spluw� i wygarn�a bez namys�u. Zd��y�em pa�� plackiem, a potem sypn��em piachem po ocz�tach. Poczu�em pod palcami jej szyjk� cienk� jak u kurczaka, jeszcze zanim j�k rykoszetu przebrzmia� nad morzem. By�em w�ciek�y. Jak mo�na wali� ostrym z�omem w nieznanego go�cia tylko dlatego, �e spaceruje? Nie�le przycisn��em i odczeka�em, licz�c do trzydziestu, ale ta o�lica najwyra�niej wola�a umrze� na z�o�� mamusi. Wtedy wys�czy�em przymilnie: - Obiecuj�, s�oneczko, �e zaraz po tobie za�atwi� tego twojego romantycznego Romcia. Jest tu obok, sumienie dopad�o go zaraz za nast�pn� ska��. Poskutkowa�o. Pstrykn�o i ju� by�a moja. Dobry nabytek, jedyna lwica po�r�d stada gniewnych samc�w. Skoczy�em do morza i tu� nad dnem, w towarzystwie sennych ryb o �wiec�cych oczach, pop�yn��em wzd�u� brzegu do najbli�szych ska�. Po zwyci�skiej walce zn�w mog�em zmieni� posta�: przedzierzgn��em si� w szczup�ego metysa. Potrz�sn��em ko�tunem czarnych lok�w, podci�gn��em kolorowe szorty i spokojnie wr�ci�em do hotelu, nuc�c jakie� obrz�dowe pie�ni, kt�re dosta�y mi si� razem z nowym wcieleniem. Urlopowo zrelaksowane, z nogami u�o�onymi na s�siednich krzes�ach, rozmawia�y tonem rado�nie intymnych zwierze�. Jedna w �rednim wieku, lecz odstawiona jak wielkanocna pisanka, druga m�odsza, ma�o atrakcyjna, za to cieplutka, w niedba�ym sportowym stylu. Przyjecha�y na koniec �wiata obejrze� swoje �ycia z daleka, z perspektywy. A mo�e jedna z nich przyby�a tutaj na dawno oczekiwane rendez-vous? Nawet z pisanki w sprzyjaj�cych okoliczno�ciach mo�e wyklu� si� diabe�. Licho wie, czy ta dziewczynka tu� przed pi��dziesi�tk� nie chcia�aby sobie jeszcze pota�cowa�, nawet dla czystej przyjemno�ci? Albo barmanka: postawna, ruda, na twarzy blada maska, cho� nie pr�buje ukry� zniecierpliwienia. Pewnie przyby�a szuka� egzotycznego szcz�cia, a teraz wulkaniczny �u�el uwi�zi� j� i odgrodzi� od szybkiego �ycia wielkich miast. Tutaj ma swoj� w�adz�, ale potrzebuje potwierdzenia, �e jest w stanie rz�dzi� �wiatem, je�li tylko zechce. A mo�e �adna z nich, tylko ta napotkana w sklepie, tutejsza, w obcis�ych leginsach, drobna, ale jak z marmuru, pos�gowa, w�adcza. Nie wybiera�a towaru, tylko bra�a go w posiadanie, jednym wywa�onym ruchem, bez centymetra zb�dnego gestu. Gdyby tak� nauczy�, gdzie uderza�, trafia�aby tak, �e, cholera, jaja sz�yby do g�owy. Jeszcze z kilkoma zgredami pod cyckiem... a� strach pomy�le�. Tfu! Po wyj�ciu, zadra, pod�piewywa�a pod nosem. Mo�e marzy jej si� prawdziwy ch�op, a nie jakie� troki od kaleson�w? Pr�bowa�em si� nie z takimi, a tapet� buduaru musia�y by� zawsze banknoty o wysokich nomina�ach. Teraz nawet na to nie czu�em nastroju. Na co komu ksiuty, jak ziemia dr�y pod ty�kiem? Mobilizacja by�a natychmiastowa. Nie pytajcie mnie, sk�d wiedzia�em, �e kto� patrzy, zbli�a si�, chce co� zrobi�. Po prostu by�em gotowy, nie podnosz�c si� i niepotrzebnie nie kr�c�c g�ow�. - Naprawd� pi�kne - zasepleni� znajomy g�os. Oczywi�cie nudziarz z samolotu. Czepia si� jak rzep. - Niby co tutaj pi�knego? - Kobiety, m�j drogi. Kobiety. Podwoi�em czujno��. Ten stary co� wie. Tylko jak mnie pozna�, skoro zmieni�em posta�? - Popatrz na nie. S� jak szlachetne instrumenty muzyczne, ka�dy nastrojony na sw�j spos�b. Je�li zadasz sobie troch� trudu, wydob�dziesz najpi�kniejsz� melodi� �wiata. Ale uwaga: fa�szowanie jest czynno�ci� powszechn� i ulubion�. �atwo tak�e porwa� struny. To, wbrew pozorom, naprawd� �aden wyczyn. Cholera, facet zaczyna� mnie wnerwia�. Mam pami�� do twarzy, ale ten obnosi� tak bardzo zwyczajn� g�b� naiwnego poczciwiny, �e wykasowa�em go zaraz po przyje�dzie. Jego facjata naprawd� przypomina�a bry�� gliny, kt�r� dopiero nale�a�o uformowa�. - Czego chcesz, ojczulku? - Napi� si� kawy z mlekiem. A ty? - Odpocz��. Do licha, te� od zwierze� i dzielenia si� do�wiadczeniem �yciowym. - Ale� tak. Przepraszam. Da� znak barmance, kt�ra u�miechn�a si� i w��czy�a ekspres. Wci�� by�em spi�ty. Te znaki, te porozumiewawcze u�mieszki. Nigdy nic nie wiadomo. Jednak mimo to chyba po raz pierwszy w �yciu musn�a mnie jaka� nieznana rzeczywisto��, w kt�rej uniesienie r�ki nie musia�o oznacza� zagro�enia. Na szcz�cie w por� strz�sn��em toto z siebie i zn�w by�em got�w. Nie mia�em najmniejszego zamiaru pr�bowa� statkowa� si� jak Su�tan, kt�ry po miesi�cu wr�ci� i b�aga�, abym zn�w wzi�� go na zgreda. Stary co� jednak wiedzia�. Za du�o zbieg�w okoliczno�ci. Z�apa�em go za r�kaw, jak wstawa�. - Chwileczk�. Chyba jednak nie sko�czyli�my. Usiad�. Ruda przynios�a mu kaw�. Nie musia�a. Mnie ignorowa�a, jakbym by� powietrzem. Zn�w co� we mnie ros�o, niepotrzebnie, bo przecie� wyzwanie nie mog�o przyj�� od tej rdzawej cipki. - Przysiad�e� si�. - Chcia�em po prostu z kim� porozmawia�. - Wi�c rozmawiajmy. Lubisz naucza�, mistrzu? - Mo�e i tak. Widzisz, m�ody cz�owieku, te g�ry stoj� na diabelskich kot�ach. Je�li spotykam kogo� na szlaku, podaj� mu d�o�. - Masz jeszcze obie, dziadku? A mo�e sam potrzebujesz pomocy? - Nie, ja nie. - U�miechn�� si�. - Przynajmniej nie takiej, jakiej wszyscy by pragn�li. Gl�dzi�, moralizowa�. Tylko tyle i nic wi�cej. Nie interesowa� mnie. Gdy odszed�, napi�cie opad�o. Zn�w nie pami�ta�em jego twarzy. I dobrze, bo na dzyndzel mi ona. Wyruszy�em o zmierzchu. Wulkan plu� w ciemniej�ce niebo chmurami ognia, ziemia dr�a�a, czarny piasek osypywa� si� z sykiem po zboczach. By�em sam na �cie�ce, na stoku, na g�rze paruj�cej wszystkimi porami jak zgoniony ko�. Mo�e to sama cholerna g�ra rzuci�a mi wyzwanie? Kto� jednak wchodzi� przede mn�, co� porusza�o si� w ciemnym tunelu krzak�w. W jednej chwili by�em na haju, zgredy zgodnie rzuci�y si� na stanowiska jak za�oga �odzi podwodnej. Do licha, jeszcze nikogo nie macn��em za grdyczk� w takich pi�knych turystycznych warunkach! Podbieg�em z ty�u cicho jak cie�, chwyci�em za dwa wypchane plecaki i pchn��em je na boki. Obie dziewczyny wykona�y p�obroty i usiad�y, wpatruj�c si� we mnie z niebotycznym zdumieniem. Jedna z nich krzykn�a, a teraz zas�ania�a sobie d�oni� usta. G�upawy wytrzeszcz oczu stanowi� wystarczaj�ce �r�d�o informacji. Za�mia�em si�, a potem roze�mia�em na ca�e gard�o. - Darujcie, panienki z bardzo dobrych dom�w, ale pomyli�em was z kim� innym. Szukam troch� gorszych, ha! Mo�e poda� wam pomocn� d�o�? Nie chcia�y, dziwaczki, przynajmniej sprawia�y takie wra�enie. Wi�c da�em im spok�j i poszed�em dalej. Postanowi�em zajrze� do krater�w i wyjecha� jutro pierwszym statkiem. Kto� naruszy� Kodeks i kiedy� za to odpowie, ale to, przynajmniej na razie, nie moje zmartwienie. Na szczycie, g�ruj�cym nad pobliskimi kraterami, u�o�ono z kamieni murki os�aniaj�ce od wiatru. Dzi� nikt tu nie nocowa�, ca�y szczyt nale�a� do mnie. No, takie mia�em wra�enie. Obejrza�em si�, ale przecinaj�ca czarne go�oborze �cie�ka poza mn� te� by�a pusta: dobrze odkarmione dziewcz�ta przypuszczalnie zrezygnowa�y. Te� bym tak zrobi� na ich miejscu. Mog�em spokojnie obejrze�, jak Ziemia prezentuje cz�stk� swego bogatego wn�trza. Mimo obrzydliwej scenerii w gwa�townych erupcjach by�o co� fascynuj�cego: szum gaz�w narasta� momentalnie do grzmotu, s�up ognia wia� gdzie� w niebo, a potem d�ugo grzechota�y spadaj�ce kamienie, rozgrzane do czerwonego �aru. Gdyby fukn�o troch� mocniej, pewnie m�g�bym jeden z�apa� w locie. Wtedy zainkasowa�em pierwsze uderzenie. By�o tak, jakby taka bombka wulkaniczna �redniego rozmiaru trafi�a mnie w ciemi�. Pod czaszk� zawy� wicher, b�l dziabn�� gdzie� przy potylicy i przelecia� wzd�u� kr�gos�upa. Potem �upn�o jeszcze raz, troch� mocniej, przed oczami rozla�a si� jasno�� umierania, brakowa�o tylko �wietlistego korytarza na drug� stron�. Pr�bowa�em si� rozejrze�, ale wtedy ona, bo kt� by inny, przy�o�y�a mi po raz trzeci, i to tak, �e nabra�em pe�n� g�b� piasku, w kt�rym tarza�em si� ruchem robaka. Zgredy zg�upia�y. Jeszcze si� nie zdarzy�o, �eby kto� �oi� je nie wiadomo sk�d i jak. Ka�dy z nich pr�bowa� co� robi�, ale razem robi�y tylko zamieszanie. Gdyby nie Suel, moja jedyna lwica w mena�erii, trzecie uderzenie pewnie wys�a�oby mnie do prawdziwego piek�a. Ona znalaz�a jaki� spos�b, co�, co cz�ciowo zneutralizowa�o atak. Mo�e by�a taka zdolna, a mo�e mia�a ju� jakie� do�wiadczenia. Nigdy jej o to nie zapyta�em. Swoj� drog�, najlepszy spos�b na bab� to nas�a� na ni� drug�. Dwie sekundy spokoju rozci�gn�y si� nade mn� jak mur ochronny. Zgredy rzuci�y si� do naprawy i dobrze wykonywa�y swoj� robot�. W trzeciej sekundzie zlokalizowa�em uciekaj�c� kobiet�. W czwartej wyplu�em piasek i pu�ci�em si� w pogo�. Nie widzia�em jej twarzy, tylko sylwetk� na tle �wiec�cego gazu. Bieg�a wprost na kratery, w deszcz spadaj�cych kamieni. Pu�apka? Chwyci�em spory kawa� �u�la i cisn��em w ni�. Chybi�em o w�os. Odwr�ci�a si� i uderzy�a. Na szcz�cie zabrak�o jej si�y. Mo�e by�a wyczerpana poprzednim atakiem, a mo�e ja ju� wiedzia�em, czego si� spodziewa�. Doborowa trzydziestka nie pr�nowa�a, przez te kilka sekund Suel nauczy�a ich paru nowych sztuczek. Nawet Su�tan kr�ci� ty�kiem jak rzadko, bo przed chwilk� kostucha przytuli�a si� do niego po raz pierwszy z pe�nym przekonaniem. �eby wypu�ci� kolejne uderzenie mentalne, diablica rodem z wulkanu musia�a si� na mnie otworzy�. Zrobi�a to niezdarnie i powoli, mia�em wi�c czas, aby odpowiedzie� kontr�. Dzi�ki Suel mniej wi�cej wiedzia�em, jak si� do tego zabra�. Wyrzuci�em z siebie troch� jadu, ale poziom mojego ataku by� z grubsza taki, jakby dwuletnie dziecko zamierza�o si� maczet�. Efekt przeszed� jednak wszelkie oczekiwania: przeciwniczka pad�a jak zdmuchni�ta. Rzuci�em si� w jej stron�, do dzi� nie wiem po co. G�upota wy�azi z cz�owieka w najmniej spodziewanych momentach. Chcia�em j� o�ywi�? Sprawdzi� dzia�anie nowego rodzaju zadawania cios�w? Zgwa�ci�, p�ki by�a ciep�a? By�a �ywa i w zupe�nie niez�ej formie. Waln�a mnie kamieniem w czo�o, jak tylko nachyli�em si� nad ni�. Kilka wulkan�w wybuch�o mi w g�owie, ale to �adna nowo��. Chwyci�em czarownic� za przeguby i wytr�ci�em kawa� ska�y spomi�dzy zsinia�ych palc�w. Zn�w otworzy�a si�, chc�c uderzy�, ale nic z tego nie wysz�o, bo by�a za blisko. O tym i o wielu innych rzeczach dowiedzia�em si� znacznie p�niej. W walce wr�cz okaza�a si� do niczego: s�aba, powolna, bez wyczucia i fantazji. Zwarli�my si�, dysza�a ci�ko tu� nad moim ramieniem. Duszenie za�o�y�em bez �adnego wysi�ku, jak dziecku. Wci�� by�a otwarta, wi�c mog�em obejrze� j� dok�adnie. Mroczne to by�o wn�trze. Wtedy jeszcze nie umia�em odczyta� mentalnego k��bowiska informacji, bo tego te� nauczy�em si� p�niej. Uwolni�em Suel i kaza�em jej czyta�. Od niej dowiedzia�em si� o ojcu Leste, kt�ry za�ywa� z c�reczk� przyjemno�ci analnej od si�dmych jej urodzin. C�, r�ne bywaj� nawyki. Leste po dw�ch latach wyprawi�a ojczulka na tamten �wiat sam� skoncentrowan� nienawi�ci�, i w ten spos�b nauczy�a si� zabija�. Ze swojej nowej umiej�tno�ci korzysta�a po wielokro�, bo wyra�nie nie lubi�a m�czyzn. Polowa�a na wa�niak�w z obu �wiat�w i mia�a nieliche sukcesy. Przy okazji osi�gn�a wysok� pozycj� w �wiecie rzeczywistym. - Nie zabijaj jej - poprosi�a Suel. Pstrykn�o. Leste by�a tak zm�czona, �e bez niepotrzebnej zw�oki zgodzi�a si� zosta� moj� lwic�. - Ty te� wskakuj - rozkaza�em. Nie stawia�a oporu. Kobiety te� nieraz potrafi� p�j�� po rozum do g�owy. Transformacj� od�o�y�em na p�niej. Mog�a nadej�� chwila, kiedy b�dzie mi bardziej potrzebna. Operacj� przygotowa�em bardzo starannie, cho� do ko�ca nie by�em pewien, czy warto pakowa� si� w t� zabaw�. Najpro�ciej by�oby wyjecha� pierwszym statkiem lub odlecie� najbli�szym samolotem, bo przecie� za�atwi�em ju� swoje sprawy. W�a�nie: czy za�atwi�em wszystko? Wyleguj�c si� rankami w hamaku i s�uchaj�c szumu morza doszed�em do wniosku, �e i dla mnie czas zacz�� p�yn��. Bo czym innym ni� starzeniem si� wyt�umaczy� jakie� g�upie w�tpliwo�ci? Wynaj��em bungalow na uboczu, aby nikt nie wtyka� nosa w nie swoje sprawy. Pewnego wieczora zatrzasn��em drzwi, zawar�em okiennice i wypu�ci�em Suel. - Pomo�esz mi - zarz�dzi�em. - Od pocz�tku nie robi� niczego innego, Enkel. - Chodzi o Leste. - Nie r�b jej krzywdy, prosz�. - Twoje rady nie s� mi do niczego potrzebne. Uwa�aj! Wypu�ci�em drug� lwic�. Czu�em si� dziwnie, bo dwie m�ode kobiety w niewielkim pomieszczeniu tak �adowa�y powietrze feromonami, �e ci�ko by�o oddycha�. Sta�em bardzo blisko Leste, �eby nie mog�a uderzy�. I tak pr�bowa�a, ale to by�o mi tylko na r�k�, bo musia�a si� otworzy�. Potem spr�bowa�a inaczej, troch� bardziej zwyczajnie, si�gaj�c moich oczu lakierowanymi pazurami. Na to jednak zna�em kilkana�cie wypr�bowanych sposob�w. - Czytaj j� - rozkaza�em Suel. - Czy potrafisz wydoby� wspomnienie o ojcu? - Spr�buj�. Dziewczyna rzuci�a si� w moim uchwycie. - Teraz jest najsilniejsze! Leste szarpn�a si� tak mocno, �e przeszli�my do parteru, czyli zwalili�my si� na pod�og�, jakby kto� nie zna� terminologii zapa�niczej. Ja natomiast uderzy�em. Mentalnie, rozwini�tym polem delta, jak si� p�niej dowiedzia�em. By�em takim wyrodkiem, �e potrafi�em robi� to tak�e z bliska, co bardzo mi si� nie raz w przysz�o�ci przyda�o. Teraz te�. Dziewczyna j�kn�a i znieruchomia�a. Z ust pop�yn�a jej krew. - Zabi�e� j�. Ty skurwielu! - Suel zaplu�a si�. Dopad�a mnie i zacz�a wali� pi�ciami po g�owie, a potem kopa�. Wydawa�o mi si�, �e jestem u masa�ysty amatora. - Napij si� waleriany, dzieweczko. Jest w apteczce. A je�li chcesz naprawd� zrobi� mi krzywd�, �upnij mnie po �bie wazonem, przynajmniej spr�buj. Jest w kuchni. - Idiota! - Zobaczymy, czy eksperyment si� uda�. Rozdar�em kieck� W�adczyni Wyspy i przy�o�y�em ucho do zabawnego miejsca pod lewym cyckiem. Trzeba przyzna�, �e piersi mia�a �adne, w kszta�cie gruszek. W og�le by�a niebrzydka. - Jest troch� zdrowsza ode mnie, dziecino, tylko przygryz�a sobie j�zyk. Zadowolona? A teraz do roboty. Jeszcze raz przywo�aj wspomnienie ojca. - Chcesz... b�dziesz zn�w... Unios�em si� w jej stron�. Mia�a wyczucie, wiedzia�a, kiedy �arty si� ko�cz�. Pospiesznie przykl�k�a nad le��c�. - Nie wiem. Nie mog�! - Czego nie mo�esz? - Odnale�� tego wspomienia. To dziwne, bo by�o najsilniejsze, wznosi�o si� nad innymi jak g�ra. - Wydaje si�, �e uda�o nam si� co� dziwnego: zgasili�my wulkan. Jeste� naprawd� dobra! A ona...mo�e umrze, mo�e b�dzie schizofreniczk�, a mo�e po prostu nic si� nie zmieni. Ale jest szansa, �e b�dzie jej �atwiej �y�. Warto by�oby kiedy� to sprawdzi�. A teraz chy�o wskakuj, dziewczynko, bo mamy na tej wyspie jeszcze co� do za�atwienia. Pedro by� po s�u�bie i sp�dza� czas w knajpie, przy stoliku mi�dzy graj�c� szaf� a barem, w mieszanym i ha�a�liwym towarzystwie. �mia� si� tak szeroko, �e pokazywa� ca�e gard�o i jeszcze cz�� prze�yku na dodatek. - Hej, Pedro! Chcia�bym porozmawia�. Spojrza� koso i skrzywi� si�. Wygl�da� jeszcze gorzej ni� wtedy na molo. Wida� by�o, �e troch� wypi�. - Nie rozmawiam... z takimi! Gruchn�� �miech. Towarzystwo dobrze si� bawi�o. Nic do nich nie mia�em, cho� zapewne nie sk�ada�o si� z anio�k�w. Wzi��em ze sto�u pude�ko zapa�ek i wykatapultowa�em je kciukiem. Trafi�o speca od tresowanych ps�w prosto w czo�o. �miech urwa� si�. W s�siedztwie te� zaleg�a cisza, tylko jaka� dziewczyna daleko w k�cie chichota�a piskliwie jak sroka. Kr�py bysio od stolika Pedra szurn�� pierwszy. Zrobi� to naprawd� w kiepskim stylu. Wsta�, przystawi� si� klat� do mojego brzucha i zacz�� pokrzykiwa�. - Spieprzaj, czarnuchu, zanim oberwiesz. Nie widzisz, �e nikt ci� tu nie chce?! Spieszy�o mi si�, za godzin� odp�ywa� m�j statek, nie by�o wi�c czasu na przepychanki, zw�aszcza grupowe. Chwyci�em bysia pod rami�, odbi�em jego n�dzny sierpowy i przerzuci�em go�cia przez plecy, ale z�apa�em tu� nad pod�og�. Potem cisn��em kluchowate cia�o przez biodro, ale zn�w chwyci�em w por�, zupe�nie jakbym popisywa� si� przed ma�oletni� dziewczyn�. Zrobi�em mu jeszcze m�y�ca w powietrzu i, og�upia�ego, z wyczuciem posadzi�em na krze�le. Jak gdyby nigdy nic kontynuowa�em: - Chc� porozmawia� z tob�, Pedro. Zaraz. Tutaj, na tym tarasie obok. Kt�ry� z anio�k�w przy stoliku si�gn�� po spluw�, wi�c stan��em tak, �ebym m�g� os�oni� si� jedn� z tutejszych panienek dobrych obyczaj�w. Gnata nie wzi��em, bo i po co, ale mia�em posrebrzany n�, kt�ry lec�c do celu wygwizdywa� "Jesie�" Vivaldiego. Dosta�em go kiedy� w prezencie w sytuacji stokro� trudniejszej ni� obecna. - Schowaj to, idioto! - rykn�� Pedro do strzelca, kt�ry ju� mocowa� si� z bezpiecznikiem. - W porz�dku - zwr�ci� si� do mnie. - Mo�emy rozmawia�. Usiedli�my w k�cie pustego tarasu, dobrze wygrzanego popo�udniowym s�o�cem. - Pewnie nie wiesz... - Wiem - przerwa� mi. - Jeste� Enkel. Zn�w mnie rozpozna�. Tym razem pewnie po sposobie akrobacji z tym byczkiem, kt�remu jeszcze musia�o kr�ci� si� pod sufitem. - Wszystko jedno. Bardziej interesuje mnie, kim ty jeste�. Mam dla ciebie propozycj�. Zblad�, wargi mu posinia�y. - Nie, nie chc� z tob� walczy�. Naprawd� �adna to dla mnie chwa�a. Mam co� innego. Zdj��em z szyi srebrny medalik i po�o�y�em na d�oni. - Dobrze by by�o, gdyby� go nosi�. Wtedy zapomn� o tobie. - Czy... to boli? - Tylko na pocz�tku. Potem pomaga. - Co musz� robi�? - Nic. �yj jak chcesz. Wzi�� srebro z wahaniem. Nic mu si� nie sta�o, widocznie jeszcze mia� czas. Poczeka�em, a� za�o�y �a�cuszek na szyj�, dopiero wtedy wsta�em i poszed�em do portu. Po drodze wypu�ci�em Suel. Dzielna dziewczyna, nie wiem, jak bym bez niej l�dowa�. - Zmykaj, dzieweczko, do swojego Romcia. Siedzi obok w kawiarni i pije ze zgryzoty, na zmian� lemoniad� i coca col�. Jeszcze dwa dni i zmarnuje sobie nerki. - Enkel, p�jd� i powiem mu... - Powiesz mu, co zechcesz. Prawd� lub k�amstwo, a mo�e p� prawdy. Mnie to ju� nie interesuje. Odesz�a, wiotka i smuk�a jak nastolatka, a jaka cholera, jak si� w�cieknie! By�a moj� prawdziw� lwic�. Zamy�li�em si� troch�, wi�c nawet nie zauwa�y�em, kiedy do mnie podszed�. Hola, Enkel! Powiniene� by� stale czujny. Jak zwykle. - A co to, ju� z powrotem do domu? Szkoda, przecie� to ostatnie ciep�e dni! Tfu! Zn�w ten nudziarz. Prze�laduje mnie od przyjazdu. Co on powiedzia�, wtedy, w kawiarni? "Je�li spotykam kogo� na szlaku, podaj� mu d�o�". Troch� za m�dre, jak na takiego glind�. Lubi uczy� i cytowa�. C�, ka�dy ma jakie� wady. - Co� zgubi�e� po drodze, m�ody cz�owieku. To znaczy, �e kiedy� tu wr�cisz. Przyjemnej podr�y! Przed chwil� tu by� i ju� nie pami�ta�em jego twarzy. Zostawi� kopert� z medalikiem na srebrnym �a�cuszku. Innym, nowym. Czy to mo�liwe? Kim by� ten stary? Nie zd��y�em znale�� odpowiedzi, bo odebra�em sygna� i musia�em si� odwr�ci�. Przede mn� sta�a Suel w swojej troch� za kr�tkiej sukience. Czy ta siusiumajtka te� zacznie mnie prze�ladowa�? - Powiedzia�am mu, �e nie zrobi�e� mi krzywdy, jestem ca�a i zdrowa. I �e odchodz�. - Nie musisz zdawa� relacji. Pami�taj: uwolni�em ci�. Id� swoj� drog� i r�b, co zechcesz. - To nie tak, Enkel. Odchodz� do ciebie. Chyba przydam si� w zespole? - Nie!! Zje�d�aj st�d, g�wniaro, i to ju�! Wrzeszcza�em, ale nie czu�em z�o�ci. Nie czu�em nic. W jej burych oczach pojawi� si� znajomy b�ysk. By�a przecie� lwic�. - Spr�buj mnie ruszy�, ty cholerny gburze! - Nie wyobra�aj sobie czegokolwiek. B�dziesz zgredem, niewolnic�, b�dziesz nara�a�a �ycie jak ja. Po co ci to? - Widocznie to lubi�. A przecie� mog� robi�, co zechc�. Naprawd� wiedzia�a, czego chce i nie cofa�a si� w p� kroku. By�a odwa�na. By�a �wietna. Czu�em, jak napi�cie opada, a mimo to stoki g�ry zazieleni�y si�. Nie tak jak zwykle. Mo�e na wschodnich, bezpieczniejszych zboczach rzeczywi�cie ros�y lasy? - Wi�c wskakuj - powiedzia�em i u�miechn��em si�. S�owo daj�, �e to by� prawdziwy u�miech, a nie jakie� tam wykrzywianie g�by w celu zmylenia przeciwnika. ANDRZEJ ZIMNIAK Chemik i znany prozaik SF, rocznik 1946. Obszerny biogram AZ towarzysz�cy jego brawurowemu opowiadaniu "Klatka pe�na anio��w" znajdziecie Pa�stwo w "NF" 12/94. "Las na wulkanie" to kontynuacja tamtego tekstu z demoniczno-angelicznym Enkelem w roli g��wnej, r�wnie b�yskotliwa, a wzbogacona o w�tki m�sko-damskie oraz pro(anty)feministyczne. Zimniak �adnie i bardzo dojrzale pokazuje motywacje i granice babskiej solidarno�ci: Jedna dziewczyna broni drugiej przed ch�opem, bo uwa�a, �e jest jej to winna; ale idzie za m�czyzn�, kt�rego podziwia, gdy� tego naprawd� potrzebuje. Oczywi�cie zostaje przyj�ta, bo sama jest podziwiana. Jakie to proste! I jakie zawi�e!!!