10319

Szczegóły
Tytuł 10319
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10319 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10319 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10319 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

W. Go��bowski Eksperyment Technik zg�osi� pe�n� gotowo��. Szef skin�� g�ow� i osobi�cie zainicjowa� odliczanie w�a�ciw� kombinacj� cyfr. Na wszelki wypadek cofn�li si�. * * * Bestia nie zwa�aj�c na odci�t� �ap�, napiera�a dalej. Ju� nie stali w wilgotnych lochach, ale gdzie�, hen, na niebotycznej skale. R�bn�� na odlew. Uderzenie odci�o jedn� z g��w, kt�ra zacz�a spada� w d�. I ni�ej, i ni�ej, a� na samo dno kanionu. A tam rzeka o kryszta�owo czystej wodzie. I pi�kna dziewczyna, pluskaj�ca w�r�d fal. "Chod� do mnie, rycerzu", wo�a. I poszed�, ju� bez zbroi, bez miecza ni tarczy. Cia�o dziewki by�o g�adkie, aksamitne. I tak ciep�e, tak prawdziwe... Cia�o dziewczyny! Sen prysn�� jak ba�ka mydlana. Wyskoczy� z ��ka omal nie rozbijaj�c sobie g�owy o stoj�ce obok krzes�o. Dziewczyna! W jego ��ku! "Spokojnie. Tylko spokojnie." Gor�czkowo rozejrza� si� po pokoju. "To na pewno sen." Zegar wskazywa� za kwadrans trzeci� w nocy. Ubranie le�a�o, jak je wieczorem zostawi�. "Tylko spokojnie" - powt�rzy� sobie na wszelki wypadek. Uszczypn�� si� mocno. - Au! - sykn�� i zamilk� przera�ony. Ale by�o ju� za p�no. Dziewczyna otwar�a oczy. - Aaaa! - wrzasn�a. - Bhmm... ummm... - j�cza�a przera�ona zza szybko zakneblowanych r�k� ust. Mia� nadziej�, �e jej krzyk nie zbudzi� �adnego z s�siad�w. Zw�aszcza tych z telefonem, tak ch�tnych do dzwonienia po policj�. Poczu�, �e dziewczyna przesta�a krzycze�. Drug� r�k� za�wieci� nocn� lampk� i spojrza� na ni�. Patrzy�a wzrokiem przera�onym, w kt�rym zacz�o si� pojawia� bezbrze�ne zdumienie. By�o w jej rysach co� znajomego, co�... - Go�ka! - odskoczy�, zaszokowany w�asnym odkryciem. Na szcz�cie dziewczyna nie skorzysta�a z danej jej wolno�ci s�owa i nie wr�ci�a do budzenia wszystkich doko�a. - Krzysiek! - rozpozna�a koleg� z roku. - Co ty tu robisz? - Jak to co? - rozejrza� si� po znajomych k�tach. - Mieszkam. - U mnie? - Nie - odpowiedzia� zdziwiony. - U siebie. Go�ka dopiero teraz rozejrza�a si� dok�adnie. Poblad�a i opad�a na pos�anie, t�po patrz�c w blady sufit. - Chyba �ni� - wyj�ka�a. - No, to mamy podobne sny - przysiad� na skraju ��ka. Dziewczyna instynktownie odsun�a si�, jakby by� jakim� wstr�tnym, o�lizg�ym potworem. - Nie b�j si� - powiedzia� ciep�ym, koj�cym, cho� troch� rozbawionym g�osem. - Nie jestem �adnym wstr�tnym, o�lizg�ym potworem. - Gdyby� nim by� - odpar�a trwo�nie z drugiego ko�ca ��ka - wiedzia�abym, �e �ni�. A tak nie mam pewno�ci. Krzysztof opar� g�ow� na r�kach i j�kn��. "Musi by� jakie� wyt�umaczenie. Hipnoza? Autosugestia? Duchy? Przecie� ja nie pij�, to nie halucynacje..." - Nigdy wi�cej nie tkn� alkoholu - stwierdzi�a dziewczyna. - Przecie� ty te� nie pijesz. Tak, jak i ja - zaj�cza�. - Faktycznie - przyzna�a wci�� oszo�omiona. - By�a wczoraj u ciebie jaka� impreza? - spyta�a z cieniem nadziei w g�osie. - Nic nie pami�tam. - Nie. Ostatnia impreza by�a kilka dni temu u Marka. Nast�pna b�dzie za par� dni u tej, no, jak jej tam... - Tak, wiem, o kogo ci chodzi. Te� nigdy nie pami�tam jej imienia - przyzna�a rozgl�daj�c si� dok�adniej po pokoju. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, by�a u Krzy�ka. Kilkana�cie kilometr�w od domu. Fakt, �e by� z niego przystojny ch�opak, ale �eby od razu do ��ka... To nie by�o w jej stylu. - Chwileczk� - wyci�gn�a r�ce, jakby chc�c go zatrzyma� w p� drogi. - K�ad�am si� w MOIM pokoju, w MOIM ��ku - stwierdzi�a pewnie. - Przypuszczam, �e tak - zgodzi� si�. - Nie by�o ci� tu wczoraj wieczorem. I w tym ca�y szkopu�.Spojrza�a na jego twarz. Nie �artowa�. I dopiero w tym momencie dotar�a do niej ca�a istota sytuacji. �wiat zawirowa� i znikn��. * * * Akustyk oderwa� si� od aparatury i da� potwierdzaj�cy znak. Szef u�miechn�� si�. Po paru tygodniach pobytu w tej zat�ch�ej szopie, ba, po kilkunastu miesi�cach bytowania po r�nych tego typu barakach, hangarach i magazynach przyszed� wreszcie sukces. Mo�na by�o si� st�d wynosi�. Odczepi� laptopa od zb�dnych ju� kabli i da� znak do odwrotu. * * * Gdy odzyska�a przytomno��, gospodarz by� ju� ubrany. Podsuwa� jej kubek. - Nie wiem, co robi� z nieprzytomnym cz�owiekiem - przyzna� bezradnie. - Ale napij si� tego, na pewno nie zaszkodzi. - A co to jest? - spyta�a podejrzliwie, cho� s�abym g�osem. - Sok z malin. Uwa�aj! - rzuci�. - Ciep�e! Siorbn�a kilka �yk�w. Troch� j� orze�wi�o. Przynajmniej na tyle, �eby spojrze� na siebie. - Ale my nie... - tak pragn�a zaprzeczenia swym obawom. - No, wiesz... - Nie s�dz� - Krzysztof lekko si� zarumieni�. Minimalnie, ale Go�ka mia�a na to wyczulone oko. - Chyba, �e podczas snu. - Nie, to podobno niemo�liwe... - spojrza�a na zegar. Dziesi�� po trzeciej. - Chcesz zadzwoni� do domu? - Co? Nie, nie da rady. Od paru tygodni nie dzia�a nam telefon. To znaczy, zazwyczaj nie dzia�a. Nie ��czy, ��czy z kim innym albo w og�le. Mieli go naprawi�, ale... - machn�a r�k� z rezygnacj�. - Spr�buj. Mo�e akurat... Jest w drugim pokoju. Zaczekaj - przypomnia� sobie o czym�. - Przynios� ci co� do ubrania. Co by�... - Daj mi jaki� dres. Po chwili stali oboje przy telefonie. Z drugiej strony nikt nie odbiera�. Pr�bowali co chwila, wykr�caj�c od nowa numer. Nie dawa�o skutk�w. - Nic z tego - mrukn�a z rezygnacj�. * * * Zza opuszczonej szyby swej limuzyny szef kiwn�� d�oni�. TIR wype�niony drogocennym �adunkiem ruszy� powoli z miejsca. Rz�d reflektor�w zala� �wiat�em pogr��one w nocnym mroku przedmie�cia. Za ci�ar�wk� z baraku wytoczy� si� zgrabny van wype�niony uzbrojonymi technikami. Szef spojrza� jeszcze raz doko�a, upewniaj�c si� o braku �lad�w. No, �lad�w to pewnie troch� zosta�o, ale nic ze sprz�tu nie mia�o prawa... U�miechn�� si� zadowolony i kaza� kierowcy rusza� za mikrobusem. * * * Nikt nie dopowiada� na ci�g�y sygna� dzwonka u furtki. Okna pozostawa�y ciemne. Krzysiek zza szyb swego malucha obserwowa� zmagania Go�ki usi�uj�cej dosta� si� do w�asnego domu. Czy ca�a jej rodzina mia�a a� tak mocny sen? Ubrana w jego dres i kurtk� dziewczyna zwinnie wdrapa�a si� na ogrodzenie, zeskakuj�c z drugiej strony. Podesz�a do okien, zagl�daj�c w nie wpierw, a nast�pnie pocz�wszy wali� w nie pi�ci�. Nadal bez rezultatu Krzysiek wyszed� z auta. - Nie masz gdzie� zapasowych kluczy? - spyta�, nieznacznie podnosz�c g�os. - Gdzie� tu by�y... - potwierdzi�a i podesz�a do przydomowego ogr�dka. Przystan�a nad rabatk� przekwit�ych �onkili, spojrza�a bezradnie w kierunku tulipan�w, p�niej na krzaki r�... Pacn�a si� otwart� d�oni� w czo�o i przesz�a na drug� stron� ogr�dka. Pog�aska�a machinalnie porcelanowego, �aciatego doga siedz�cego dumnie przed sw� ceramiczn� bud�. Kucn�a przy niej, wsadzaj�c r�k� g��boko do �rodka. Po chwili wsta�a, prezentuj�c srebrzysty kluczyk. Drzwi bez najmniejszego skrzypni�cia otwar�y si� na zewn�trz, skutecznie zas�aniaj�c dalszy widok. Gosia uczyni�a krok naprz�d, staj�c przy framudze - wida� by�o ledwie jej plecy. Krzysztof domy�li� si� istnienia drugich drzwi, otwieranych elektronicznie - odpowiedni� kombinacj� cyfr b�d� liter. Nie myli� si�. Wkr�tce zewn�trzne drzwi zosta�y zamkni�te od �rodka. W oknach pojawi�o si� �wiat�o. Rozejrza� si� po okolicy. Przedmie�cie spa�o, pogr��one w mroku. Tu i �wdzie pali�o si� blade �wiat�o latarni ulicznej. Wok� nie by�o �ywej duszy. Po drugiej stronie ulicy, dok�adnie naprzeciw domu Go�ki sta� do�� spory barak - pozosta�o�� po jakiej� fabryczce. Bramy hangaru sta�y otworem. - Krzysiek! - g�owa dziewczyny pojawi�a si� w drzwiach. - Nie ma ich! Nie ma nikogo! Ubrania zosta�y, buty, dokumenty, klucze a ich nie ma! * * * Akcj� przeprowadzono dok�adnie. Wyje�d�aj�cy nagle z le�nego duktu traktor zatarasowa� wi�kszo�� drogi. Prowadz�cy kolumn� mikrobus zahamowa� ostro. Zarzuci�o mu ty�, obracaj�c bokiem do niedawnego kierunku jazdy. Uderzy� w przeszkod�. Kierowca TIRa �wiadom zagro�enia skr�ci� w prawo, chc�c zmie�ci� si� mi�dzy sklejonymi pojazdami a rowem oddzielaj�cym pobocze drogi od pierwszego rz�du drzew. Nie zmie�ci� si�. Ci�ar�wka stoczy�a si� do rowu, k�ad�c si� na boku. Z traktora i z lasu po obu stronach szosy jednocze�nie rozleg�y si� strza�y. Du�o strza��w.Kierowca jad�cej lekko z ty�u limuzyny wy�wiczonym ruchem wprowadzi� auto w po�lizg, obracaj�c nim o 180 stopni. Bez chwili wahania odjecha� z miejsca strzelaniny. Szef by� wa�niejszy. Po chwili strza�y ucich�y. Na drog� wysz�o kilku ciemno odzianych ludzi. Zab�ys�y latarki. Kilka os�b podesz�o do vana, kilka do le��cego w rowie TIRa. Kto� podni�s� plandek� i wszed� do �rodka. Po chwili wyskoczy� z niego i podbieg� do postaci stoj�cej na uboczu. - Nie ma beczek, szefie - lekko zdyszany g�os skrywa� niepok�j. - Co znaczy, nie ma? Musz� by�! - wschodni akcent zdradza� pochodzenie bossa. - Nie ma! Sa tylko jakie� metalowe skrzynie. - No to je do cholery otw�rzcie! Posta� pobieg�a z powrotem. Szef podszed� spokojnym krokiem. Da�o si� s�ycha� trzaski, a po chwili krzyk. - To jaka� aparatura, szefie! - Aparatura? - zdziwienie bossa uros�o. - Co oni, idioci, chc� szpiryt sami p�dzi�? - Szefie... To jaka� elektronika! Anteny, chyba generatory... - Anteny, psiakrew - mrukn�� boss. - Grisza, prze�y� kt�ry? - krzykn�� w kierunku mikrobusu. - Nie mia� prawa, szefie - odkrzykni�to w odpowiedzi. Boss zme�� przekle�stwo. - Jurij, spu�� psa. Mo�e wie�li prochy? Niech szuka. Owczarek jednak tak�e nie znalaz� niczego interesuj�cego. Boss zerkn�� na pod�wietlan� tarcz� z�otego zegarka i machn�� r�k�. - Czort z tym. Zbierajcie si�. - A auta? - pad�o jednocze�nie z rowu i z traktora. - Spali�. - Las si� zajmie - zaoponowano nie�miale. - Pieprzy� las - us�yszeli w odpowiedzi. - Mokry jest, nic mu nie b�dzie. Wkr�tce potem nocn� cisz� rozerwa�y dwie, nast�puj�ce po sobie w kr�tkich odst�pach czasu eksplozje. * * * - Zadzwoni� na policj�? - Gosia chodzi�a nerwowo po pokoju, z k�ta w k�t. - A co im powiesz? - zaoponowa� Krzysiek, siedz�c na mi�kkiej kanapie. - �e twoj� rodzin� porwa�o UFO, a ciebie sam� przenios�o w samej pi�amie kilkana�cie kilometr�w dalej? My�lisz, �e ci uwierz�? - A masz jaki� lepszy pomys�? Nie mia� �adnego. Ale telefon nadal nie dzia�a�. Dziewczyna zrezygnowana usiad�a obok. Twarz skry�a w d�oniach. Milcza�a. - Przypomnij sobie dok�adnie ca�y wiecz�r - zaproponowa� ch�opak. - Opisz mi go. Mo�e by�o co�... Nienormalnego? Niecodziennego? - Nic - odpar�a po chwili zastanowienia. - Ogl�da�am film, zjad�am kolacj�, posz�am do siebie - zacz�a monotonnie wylicza� - gra�am na pececie, s�ucha�am muzyki i posz�am spa�. Ca�kiem zwyczajnie. - I... nic wi�cej? - da�o si� odczu� lekkie rozczarowanie. - Nic... Po kilkunastu sekundach milczenia dziewczyna parskn�a cicho �miechem. Krzysiek zerkn�� zdziwiony, ale o nic nie pyta�. - Wiesz... - zacz�a sama z siebie - �ni�e� mi si�. Teraz pami�tam - ch�opak ponownie lekko si� zaczerwieni�. Gosia �ni�a o nim? Gosia? O nim? - �artujesz chyba - wyduka�. - Nie, nie �artuj� - spowa�nia�a nagle. I g��boko spojrza�a w jego oczy. Zrozumia� to spojrzenie. - C� - podj�� ci�kim g�osem. - W takim razie miejmy nadziej�, �e twoim nie �ni�y si� akurat wyspy Bahama...