10071
Szczegóły |
Tytuł |
10071 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10071 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10071 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10071 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Isaac Asimov
K�amca!
Prze�o�y� Edward Szmigiel
Alfred Lanning ostro�nie zapali� cygaro, ale koniuszki palc�w nieznacznie mu dr�a�y. Jego siwe brwi by�y �ci�gni�te, kiedy m�wi� w�przerwach mi�dzy wydmuchiwaniem dymu.
- A�jak�e, czyta w�my�lach... nie mamy w�a�ciwie co do tego w�tpliwo�ci! Ale dlaczego? - spojrza� na Petera Bogerta, matematyka. - No wi�c?
Bogert przyg�adzi� obiema r�kami swoje czarne w�osy.
- To trzydziesty czwarty model RB, kt�ry wyprodukowali�my. Wszystkie pozosta�e �ci�le odpowiada�y normom.
Trzeci m�czyzna przy stole zmarszczy� czo�o. Milton Ashe najm�odszy cz�onek zarz�du Ameryka�skiej Korporacji Robot�w i�Ludzi Mechanicznych nie kry� dumy z�swojego stanowiska.
- S�uchaj, Bogert. Podczas monta�u nie by�o �adnych komplikacji od pocz�tku do ko�ca. R�cz� za to.
Grube usta Bogerta rozszerzy�y si� w�protekcjonalnym u�miechu.
- Naprawd�? Je�li mo�esz odpowiada� za ca�� lini� monta�ow�, to rekomenduj� ci� do awansu. Dok�adnie licz�c, mamy siedemdziesi�t pi�� tysi�cy dwie�cie trzydzie�ci cztery operacje niezb�dne do wyprodukowania jednego m�zgu pozytronowego, a�pomy�lne uko�czenie ka�dej z�nich zale�y od rozmaitej liczby czynnik�w, o�pi�ciu do stu pi�ciu. Je�li kt�ry� z�nich zostanie powa�nie zak��cony, �m�zg� jest zniszczony. Cytuj� nasz� w�asn� broszur� informacyjn�, Ashe.
Milton Ashe zarumieni� si�, ale czwarty g�os uniemo�liwi� mu odpowied�.
- Je�li zaczniemy zwala� win� na siebie nawzajem, to ja wychodz�. - R�ce Susan Calvin spoczywa�y mocno z�o�one na podo�ku, a�nieznaczne zmarszczki wok� jej cienkich, bladych ust pog��bi�y si�. - Mamy na g�owie robota, kt�ry czyta w�ludzkich my�lach i�wydaje mi si� spraw� raczej wa�n�, aby�my dowiedzieli si�, dlaczego to robi. Nie osi�gniemy tego celu oskar�aj�c si�: �Twoja wina! Moja wina!�
Utkwi�a ch�odne, szare oczy w�Ashe�u, a�on u�miechn�� si� szeroko.
Lanning u�miechn�� si� r�wnie� i, jak zawsze w�takiej sytuacji, d�ugie siwe w�osy i�bystre oczka upodobni�y go�do biblijnego patriarchy.
- �wi�ta racja, doktor Calvin. - Nagle jego g�os sta� si� szorstki: - Przedstawi� ca�� spraw� w�skondensowanej formie. Wyprodukowali�my m�zg pozytronowy rzekomo zwyk�ego typu, kt�ry posiada nadzwyczajn� umiej�tno�� dostrajania si� do fal my�lowych. Gdyby�my wiedzieli, jak do tego dosz�o, oznacza�oby to ogromny post�p w�robotyce. Niestety nie wiemy, a�musimy si� dowiedzie�. Czy to jasne?
- Czy mog� co� zaproponowa�? - zapyta� Bogert.
- Prosz�, nie kr�puj si�!
- Rzek�bym, �e dop�ki nie uporz�dkujemy tego ba�aganu - a�jako matematyk spodziewam si�, �e to b�dzie diabelny ba�agan - proponuj�, �eby utrzyma� istnienie robota RB-34 w�tajemnicy, nawet przed innymi cz�onkami zarz�du. Jako kierownicy dzia��w powinni�my sobie poradzi� z�tym problemem i�im mniej os�b o�tym wie...
- Bogert ma racj� - powiedzia�a doktor Calvin. - Odk�d zmodyfikowano Kodeks Mi�dzyplanetarny, aby pozwoli� na testowanie modeli robot�w w�zak�adach przed ich wys�aniem w�kosmos, nasili�a si� propaganda antyrobotowa. Je�li przecieknie cho�by s��wko o�tym, i� robot potrafi czyta� w�ludzkich my�lach, zanim b�dziemy w�stanie og�osi�, �e ca�kowicie kontrolujemy to zjawisko, kto� m�g�by to ca�kiem skutecznie wykorzysta�.
Lanning zaci�gn�� si� cygarem i�pokiwa� powa�nie g�ow�. Zwr�ci� si� do Ashe�a:
- Chyba m�wi�e�, �e kiedy po raz pierwszy zauwa�y�e� t� niezwyk�� umiej�tno�� robota, by�e� sam.
- Rzeczywi�cie by�em sam. Mia�em pietra jak nigdy w��yciu. Robota RB-34 dopiero co zdj�to ze sto�u monta�owego i�przys�ano do mnie. Obermann wyszed� dok�d�, wi�c sam zabra�em go do pomieszcze� testowych przynajmniej prowadzi�em go tam. - Ashe przerwa�, a�na jego wargach pojawi� si� nieznaczny u�miech: - Powiedzcie, czy kiedykolwiek kt�re� z�was prowadzi�o wymian� my�li nie wiedz�c o�tym? - Nikt nie mia� zamiar odpowiedzie�, wi�c Ashe kontynuowa�: - Na pocz�tku cz�owiek nie zdaje sobie z�tego sprawy. Po prostu m�wi do mnie - tak logicznie i�sensownie, jak tylko mo�na sobie wyobrazi� - i�dopiero kiedy przeby�em wi�ksz� cz�� drogi, uzmys�owi�em sobie, �e nie wypowiedzia�em ani jednego s�owa. Oczywi�cie, du�o my�la�em, ale to nie to samo, prawda? Zamkn��em t� maszyn� pod kluczem i�pobieg�em po Lanninga. To, �e robot szed� obok mnie, czytaj�c spokojnie w�moich my�lach, nap�dzi�o mi stracha.
- Wyobra�am sobie - powiedzia�a Susan Calvin w�zamy�leniu. Wlepi�a skupiony wzrok w�Ashe�a. - Jeste�my tak przyzwyczajeni do prywatno�ci w�asnych my�li.
Lanning wtr�ci� si� zniecierpliwiony:
- Zatem wie o�tym tylko nasza czw�rka. W�porz�dku!
Musimy podej�� do tego systematycznie. Ashe, chc�, �eby� sprawdzi� lini� monta�ow� od pocz�tku do ko�ca - wszystko. Masz wyeliminowa� wszystkie operacje, podczas kt�rych niemo�liwe by�o pope�nienie b��du, i�sporz�dzi� wykaz wszystkich tych, kiedy mogli�my go pope�ni�, okre�laj�c zarazem jego wielko�� i�charakter.
- Trudne zadanie - mrukn�� Ashe.
- Naturalnie! Masz oczywi�cie wyznaczy� ludzi do tej pracy - wszystkich, je�li zajdzie taka konieczno��. Nie obchodzi mnie, czy zawalimy plan. Masz si� dowiedzie dlaczego, rozumiesz?
- Hmmm, tak! - m�ody technik u�miechn�� si� krzywo. - Nadal jednak to robota pierwsza klasa.
Lanning obr�ci� si� w�krze�le i�zwr�ci� si� twarz� do�Susan Calvin.
- Pani b�dzie musia�a podej�� do tego z�innej strony.
Jest pani robopsychologiem zak�ad�w, wi�c ma pan zbada� samego robota i�dotrze� do jego pod�wiadomo�ci.
Niech pani spr�buje si� dowiedzie�, na jakich zasadach funkcjonuje. Co jeszcze jest zwi�zane z�jego zdolno�ciami telepatycznymi, jaki jest ich zakres, jak wypaczaj� jego spojrzenie i�jak� dok�adnie szkod� to wyrz�dzi�o jego zwyk�ym w�a�ciwo�ciom. Zrozumia�a pani?
Lanning nie czeka� na odpowied� doktor Calvin.
- Ja b�d� koordynowa� prace i�zinterpretuj� uzyskam informacje matematycznie. - Zaci�gn�� si� gwa�towni cygarem i�wymamrota� reszt� przez dym - Bogert mi�w�tym oczywi�cie pomo�e.
Bogert poleruj�c paznokcie jednej pulchnej r�ki drug� r�k� rzuci� zdawkowo:
- Tak przypuszczam. Orientuj� si� troch� w�tej dziedzinie.
- C�! Zaczynam natychmiast - Ashe odsun�� krzes�o i�wsta�.
Jego przyjemna m�odzie�cza twarz zmarszczy�a si� w�u�miechu.
- Mam najpaskudniejsze zadanie z�nas wszystkich, wi�c zmykam i�zabieram si� do roboty. - Wyszed� mamrocz�c: - Do zobaczenia!
Susan Calvin odpowiedzia�a na to ledwie dostrzegalnym skinieniem g�owy, ale jej oczy pow�drowa�y za nim.
Kiedy ju� znikn�� z�widoku, a�ona nie odpowiedzia�a, Lanning chrz�kn�� i�zapyta�:
- Czy pani chce si� zobaczy� z�RB-34 w�tej chwili?
Na st�umiony odg�os obracaj�cych si� zawias�w RB-34 uni�s� swoje fotoelektryczne oczy znad ksi��ki, a�kiedy Susan wesz�a, ju� sta� na nogach.
Zatrzyma�a si�, �eby poprawi� na drzwiach olbrzymi znak �Wej�cie wzbronione�, po czym podesz�a do robota.
- Przynios�am ci podr�czniki o�silnikach hiperatomowych. Herbie... na razie kilka. Chcia�by� rzuci� na nie okiem?
RB-34 nazywany tak�e Herbie - wzi�� trzy ci�kie ksi��ki z�jej r�k i�otworzy� jedn� z�nich na stronie tytu�owej.
- Hmmm! �Teoria fizyki hiperatomowej� - wymamrota� przewracaj�c strony, a�potem powiedzia� z�roztargnieniem: - Prosz� usi���, doktor Calvin! To mi zabierze kilka minut.
Pani psycholog usiad�a i�obserwowa�a uwa�nie Herbiego, kiedy zaj�� miejsce po drugiej stronie sto�u i�przebrn�� systematycznie przez trzy ksi��ki.
Po p�godzinie od�o�y� je.
- Wiem oczywi�cie, dlaczego je pani przynios�a - powiedzia�.
- Tego si� obawia�am. Ci�ko z�tob� pracowa�. Herbie. Zawsze wyprzedzasz mnie o�krok.
- Wie pani, z�tymi ksi��kami jest tak samo jak z�innymi. Po prostu mnie nie interesuj�. W�waszych podr�cznikach nie ma nic ciekawego. Wasza nauka jest tylko zbiorem uzyskanych danych, posklejanych ze sob� za pomoc� prowizorycznych teorii - a�wszystko jest tak niewiarygodnie proste, �e nie warto sobie tym g�owy zaprz�ta�. Interesuje mnie wasza beletrystyka. Wasze studia na temat wzajemnego oddzia�ywania ludzkich motyw�w i�uczu�... - wykona� pot�n� r�k� niejasny gest, jakby szuka� odpowiednich s��w.
- Chyba rozumiem - szepn�a doktor Calvin.
- Widzi pani, mam wgl�d w�umys�y - ci�gn�� robot a�nie ma pani poj�cia, jakie one s� skomplikowane. Nie mog� od razu wszystkiego zrozumie�, poniewa� m�j w�asny umys� ma z�nimi tak ma�o wsp�lnego... ale pr�buj�, a�wasze powie�ci bardzo mi w�tym pomagaj�.
- Tak, ale obawiam si�, �e po przebrni�ciu przez niekt�re pustosz�ce do�wiadczenia emocjonalne naszej dzisiejszej sentymentalnej powie�ci... - jej g�os by� zaprawiony gorycz� - ...stwierdzasz, �e prawdziwe umys�y, takie jak nasze, s� nudne i�bezbarwne.
- Ale� sk�d!
Ta stanowcza odpowied� spowodowa�a, �e Susan Calvin skoczy�a na r�wne nogi. Poczu�a, �e si� czerwieni, i�pomy�la�a op�ta�czo: - �On musi wiedzie�!�
Herbie nagle oklap� i�wymamrota� cichym g�osem, kt�ry straci� prawie ca�kowicie metaliczn� barw�:
- Ale� oczywi�cie, wiem o�tym, doktor Calvin. Nieustannie pani o�tym my�li, wi�c jak m�g�bym nie wiedzie�?
- Czy... m�wi�e� komu�? - spyta�a powa�nie.
- Oczywi�cie, �e nie! - powiedzia� to naprawd� zdziwiony. - Nikt mnie nie pyta�.
- Zatem - wyrzuci�a z�siebie - chyba my�lisz, �e jestem niem�dra.
- Nie! To normalne uczucie.
- Mo�e w�a�nie dlatego to takie niem�dre. - T�sknota w�jej g�osie zag�usza�a wszystko inne. - Nie mo�na by�mnie nazwa�... atrakcyjn�.
- Je�li m�wi pani o�atrakcyjno�ci czysto fizycznej, trudno mi os�dzi�. W�ka�dym razie wiem, �e istniej� inne rodzaje atrakcyjno�ci.
- Nie jestem te� m�oda - doktor Calvin prawie nie s�ysza�a robota.
- Nie przekroczy�a pani jeszcze czterdziestki.
- Trzydzie�ci osiem, licz�c lata; zasuszone sze��dziesi�t, je�li chodzi o�stosunek emocjonalny do �ycia. Chyba nie na darmo jestem psychologiem? - Ci�gn�a zdyszanym g�osem zaprawionym gorycz�: - On ma zaledwie trzydzie�ci pi�� lat, a�wygl�da i�zachowuje si� m�odziej.
Czy s�dzisz, �e kiedykolwiek postrzega� mnie jako kogo innego ni�... ni� jestem?
- Myli si� pani! Stalow� pi�ci� Herbie waln�� w�plastikowy blat sto�u. Rozleg� si� skrzypi�cy brz�k. - Prosz� mnie pos�ucha�...
W tym momencie Susan szybko spojrza�a na niego, a�przejmuj�cy b�l w�jej oczach przerodzi� si� w�p�omie�.
- A�to niby dlaczego? Co ty w�og�le mo�esz o�tym wszystkim wiedzie�, ty... ty maszyno. Dla ciebie jestem tylko okazem; interesuj�cym insektem z�osobliwy umys�em do zbadania, podanym jak na tacy. Pi�kny przyk�ad frustracji, prawda? Prawie jak w�twoich ksi��kach - st�umi�a szloch, kt�remu nie towarzyszy�y �zy i�umilk�a.
Robot skuli� si� na ten wybuch. Pokr�ci� g�ow� b�agalnie.
- Prosz�, czy mo�e mnie pani wys�ucha�? M�g�bym pani pom�c, gdyby mi pani na to pozwoli�a.
- Jak? - jej wargi skrzywi�y si� szyderczo. - Daj�c mi�dobre rady?
- Nie, nie tak. Chodzi o�to, �e ja wiem, co my�l� inni ludzie... na przyk�ad Milton Ashe.
Zapad�a d�uga cisza i�Susan spu�ci�a wzrok.
- Nie chc� wiedzie�, co on my�li - powiedzia�a wstrzymuj�c oddech. - Nie m�w ani s�owa.
- Mnie si� zdaje, �e chcia�aby pani wiedzie�, co on�my�li.
G�ow� mia�a nadal spuszczon�, ale oddycha�a swobodniej.
- Gadasz bzdury - szepn�a.
- Po c� mia�bym to robi�? Pr�buj� pom�c. My�l Miltona Ashe�a o�pani... - urwa�.
Wtedy pani psycholog podnios�a g�ow�.
- Tak?
- On pani� kocha - powiedzia� cicho robot.
Przez ca�� minut� doktor Calvin nie powiedzia�a ani s�owa. Patrzy�a przed siebie w�milczeniu. A�potem odpar�a: - Jeste� w�b��dzie. Musisz si� myli�. Dlaczego mia�by mnie kocha�?
- Ale tak jest. Takiej rzeczy nie mo�na ukry�, nie przede mn�.
- Ale ja jestem taka... taka... - urwa�a j�kaj�c si�.
- Pow�oka zewn�trzna nie jest dla niego wa�na, on�zwraca uwag� na duchowe walory innych ludzi. Milton Ashe nie nale�y do typu, kt�ry po�lubia bujn� czupryn� i�par� oczu.
Susan Calvin zamruga�a gwa�townie i�odczeka�a chwil�, zanim si� odezwa�a. Nawet wtedy g�os jej dr�a�:
- Jednak z�ca�� pewno�ci� nigdy nie okaza� w��aden spos�b...
- Czy kiedykolwiek da�a mu pani szans�?
- Jak mog�am? Nigdy nie my�la�am, �e...
- No w�a�nie!
Pani psycholog zamy�li�a si�, a�potem nagle podnios�a wzrok.
- P� roku temu jaka� dziewczyna odwiedzi�a go tu�w�zak�adach - powiedzia�a. - Chyba by�a �adna... szczup�a blondynka. No i�oczywi�cie z�ledwo�ci� umia�a zliczy� do czterech. Ca�y dzie� sp�dzi� pusz�c si� i�usi�uj�c jej wyja�ni�, jak si� sk�ada robota. - Wr�ci� jej dawny sarkazm: - Nie �eby co� z�tego zrozumia�a! Kto to by�?
Herbie odpar� bez wahania:
- Znam osob�, o�kt�rej pani m�wi. To jego kuzynka i�Ashe nie �ywi do niej �adnych romantycznych uczu�, zapewniam pani�.
Susan zerwa�a si� na r�wne nogi z�dziewcz�c� nieomal zwinno�ci�.
- Czy� to nie dziwne? Czasami udawa�am przed sob�, �e tak w�a�nie jest, cho� nigdy naprawd� tak nie my�la�am. Wi�c to wszystko musi by� prawda. Podbieg�a do�Herbiego i��cisn�a obiema r�kami jego zimn� ci�k� d�o�. - Dzi�kuj�, Herbie - m�wi�a pospiesznie ochryp�y szeptem: - Nie m�w o�tym nikomu. Niech to b�dzie nasz� tajemnic�... i�jeszcze raz ci dzi�kuj�. - Po tych s�owach wysz�a u�cisn�wszy jeszcze raz niewra�liwe palce Herbiego.
Robot powr�ci� wolno do swojej porzuconej powie�ci, nie by�o nikogo, kto potrafi�by czyta� w�jego my�lach.
Milton Ashe przeci�gn�� si� wolno i�efektownie przy odg�osie trzeszcz�cych staw�w i�symfonii pomruk�w, po�czym rzuci� piorunuj�ce spojrzenie na doktora Petera Bogerta.
- S�uchaj - powiedzia� - grzebi� si� w�tym od tygodnia, prawie nie zmru�ywszy oka. Jak d�ugo musz� to jeszcze ci�gn��? M�wi�e�, �e bombardowanie pozytronowe w�komorze pr�niowej�rozwi��e spraw�.
Bogert ziewn�� dyskretnie i�przygl�da� si� z�zainteresowaniem swoim bia�ym r�kom.
- To prawda. Jestem na dobrej drodze.
- Wiem, co znacz� takie s�owa padaj�ce z�ust matematyka. Jak blisko ko�ca jeste�?
- To zale�y.
- Od czego? - Ashe opad� na krzes�o i�wyci�gn�� swoje d�ugie nogi.
- Od Lanninga. Staruszek nie zgadza si� ze mn� westchn��.
- Troch� nie nad��a za post�pem, taki z�nim k�opot.
Dla niego mechanika macierzy to alfa i�omega, a�ten problem wymaga skuteczniejszych narz�dzi matematycznych. Lanning jest taki uparty.
- A�mo�e by tak spyta� Herbiego i�za�atwi� ca�� spraw�? - wymamrota� sennie Ashe.
- Zapyta� robota? - Bogert uni�s� brwi.
- Czemu nie? Nie m�wi�a ci staruszka?
- M�wisz o�Calvin?
- Tak! W�a�nie o�Susie. Ten robot to czarodziej matematyczny. Wie wszystko o�wszystkim i�jeszcze troch� poza tym. Oblicza ca�ki potr�jne w�my�li i�po�era rachunek tensorowy na deser.
Matematyk przygl�da� mu si� sceptycznie.
- M�wisz powa�nie?
- Tak mi dopom�! Kruczek polega na tym, �e ten kretyn nie lubi matmy. Wola�by czyta� ckliwie powie�ci. Z�r�k� na sercu! Zobaczy�by� te szmiry, kt�rymi Susi go faszeruje: �Szkar�atna nami�tno�� i��Mi�o�� w�kosmosie�.
- Doktor Calvin nie m�wi�a nam o�tym ani s�owa.
- C�, nie sko�czy�a go jeszcze bada�. Wiesz, jaka jest.
Nie lubi puszcza� pary z�ust przed doprowadzenie sprawy do ko�ca.
- Ale tobie powiedzia�a.
- Zacz�li�my du�o ze sob� rozmawia�. Ostatnio cz�sto j� widuj�. Otworzy� szeroko oczy marszcz�c czo�o: S�uchaj, Bogie, czy nie zauwa�y�e� ostatnio nic dziwnego w�jej zachowaniu?
Bogert odpr�y� si� u�miechaj�c si� pob�a�liwie.
- U�ywa pomadki, je�li to masz na my�li.
- Do diab�a, wiem o�tym. R�u, pudru i�cieni do powiek te�. Jest na co popatrze�. Ale nie o�to chodzi. Nie potrafi� tego dok�adnie okre�li�. Spos�b, w�jaki m�wi... jakby co� przepe�nia�o j� szcz�ciem. - Pomy�la� przez chwil�, a�potem wzruszy� ramionami.
Bogert pozwoli� sobie na lubie�ny u�mieszek, kt�ry jak na naukowca po pi��dziesi�tce, wyszed� mu ca�kiem nie�le.
- Mo�e jest zakochana - powiedzia�.
Ashe ponownie przymkn�� oczy.
- Zwariowa�e�, Bogie. Id� pogada� z�Herbiem. Chc� tu�zosta� i�przespa� si�.
- Dobra! Chocia� nie powiem, �ebym si� szczeg�lni cieszy� z�tego, �e robot m�wi mi, co mam robi�.
Odpowiedzia�o mu jedynie lekkie chrapanie.
Herbie s�ucha� uwa�nie, kiedy Peter Bogert, trzymaj� r�ce w�kieszeniach, m�wi� z�wypracowan� oboj�tno�ci�.
- Tak si� sprawa przedstawia. S�ysza�em, �e znasz si� na tych rzeczach i�pytam ci� pr�dzej z�ciekawo�ci ni� innego powodu. Przyznaj�, �e w�moim toku rozumowania, jest kilka w�tpliwych punkt�w, kt�re doktor Lanning odrzuca, i�obraz jest nadal raczej niekompletny.
Robot nie odpowiedzia�, wi�c Bogert zapyta�:
- No wi�c?
- Nie widz� b��d�w - Herbie przestudiowa� nagryzmolone liczby.
- Nie przypuszczam, �eby� mia� co� wi�cej do powiedzenia.
- Nawet nie �miem pr�bowa�. Jest pan lepszym matematykiem ode mnie i... c�, za nic nie chcia�bym si� zaanga�owa�.
W u�miechu Bogerta pojawi� si� odcie� samozadowolenia.
- Spodziewa�em si�, �e tak b�dzie. Sprawa jest zawi�a. Dajmy sobie spok�j. - Zmi�� kartki, wrzuci� je do szybu na �mieci, odwr�ci� si� do wyj�cia i�nagle si� rozmy�li�.
- A�propos...
Robot czeka�.
Bogert mia� najwyra�niej jakie� trudno�ci.
- Jest co�... to znaczy, mo�e ty potrafisz... - przerwa�.
- Pa�skie my�li s� chaotyczne - powiedzia� cicho Herbie - ale ponad wszelk� w�tpliwo�� dotycz� doktora Lanninga. Niem�drze jest si� waha�, bo i�tak skoro tylko uspokoi si� pan, b�d� wiedzia�, o�co pan chce spyta�.
R�ka matematyka pow�drowa�a do ulizanych w�os�w w�odruchowym ge�cie przyg�adzania.
- Lanning dobija siedemdziesi�tki - powiedzia�, jak gdyby to wszystko wyja�nia�o.
- Wiem.
- Jest dyrektorem zak�ad�w prawie od trzydziestu lat.
- Herbie skin�� g�ow�. - A�wi�c - g�os Bogerta sta� si� przymilny - ty wiedzia�by�, czy... czy my�li o�rezygnacji.
By� mo�e z�powodu zdrowia albo z�innych przyczyn...
- W�a�nie - powiedzia� Herbie i�to by�o wszystko.
- No wi�c wiesz co� o�tym?
- Naturalnie.
- To... eee... czy m�g�by� mi powiedzie�?
- Skoro pan pyta, tak - robot traktowa� t� spraw� ca�kiem rzeczowo. - On ju� zrezygnowa�!
- Co takiego!? - okrzyk ten by� wybuchowym, prawie nieartyku�owanym d�wi�kiem. Naukowiec pochyli� du�� g�ow� do przodu. - Powt�rz to!
- On ju� zrezygnowa� - powiedzia� Herbie - ale nie zosta�o to jeszcze ujawnione. Widzi pan, on czeka, a��rozwi��ecie problem... eee... mojej osoby. Kiedy to ju� si� stanie, jest gotowy przekaza� stanowisko dyrektorskie swojemu nast�pcy.
Bogert wyrzuci� z�siebie bez tchu:
- A�ten nast�pca? Kim on jest? - Sta� teraz bardzo blisko Herbiego, patrz�c jak zahipnotyzowany w�nieodgadnione matowo-czerwone kom�rki fotoelektryczne stanowi�ce oczy robota.
Robot wolno wycedzi� s�owa:
- Pan jest nast�pnym dyrektorem.
Bogert rozlu�ni� si� i�u�miechn�� pow�ci�gliwie.
- Dobrze wiedzie�. Mia�em tak� nadziej� i�czeka�em na to. Dzi�ki, Herbie.
Peter Bogert pracowa� do pi�tej nad ranem, ale ju� o�dziewi�tej wr�ci� do pracy. Z�p�ki nad biurkiem znika�y kolejne dzie�a podr�czne i�tabele w�miar� jak po nie si�ga�. Przed nim r�s� w�wolnym tempie stosik arkuszy z�obliczeniami, a�zmi�te kartki u�jego st�p utworzy� pag�rek zagryzmolonego papieru.
Dok�adnie w�po�udnie spojrza� na ostatni� stron�, przetar� nabiegle krwi� oczy, ziewn�� i�wzruszy� ramionami.
- Z�minuty na minut� jest coraz gorzej. Nich to diabli! - mrukn��.
Odwr�ci� si� na odg�os otwieranych drzwi i�skin�� g�ow� Lanningowi, kt�ry wszed� wyci�gaj�c palce jednej s�katej r�ki drug� r�k�, a� stawy strzela�y.
Dyrektor rzuci� okiem na ba�agan w�pokoju i�zmarszczy� brwi.
- Nowy trop? - zapyta�.
- Nie - pad�a buntownicza odpowied�. - Czy stary jest z�y?
Lanning nie zada� sobie trudu, �eby odpowiedzie�.
Rzuci� tylko okiem na ostatnie obliczenia Bogerta. Zapalaj�c cygaro odezwa� si� zza p�omienia zapa�ki.
- Czy Calvin m�wi�a ci o�robocie? To geniusz matematyczny. Naprawd� nadzwyczajny.
Bogert parskn�� g�o�no.
- S�ysza�em. Ale lepiej, �eby Calvin trzyma�a si� psychologii robot�w. Sprawdzi�em Herbiego z�matematyki i�ledwie potrafi przebrn�� przez tabliczk� mno�enia.
- Susan stwierdzi�a co� innego.
- Oszala�a.
- Ja te� stwierdzi�em co� innego - dyrektor niebezpiecznie zmru�y� oczy.
- Ty! - krzykn�� z�owieszczo Bogert. - O�czym ty gadasz?
- Maglowa�em go przez ca�y ranek, wi�c wiem, �e�potrafi robi� sztuczki, o�jakich nigdy nie s�ysza�e�.
- Czy�by?
- Dlaczego podchodzisz do tego tak sceptycznie! Lanning wyci�gn�� z�kieszeni kamizelki kartk� papieru i�roz�o�y� j�. - To nie moje pismo, prawda?
Bogert przyjrza� si� badawczo du�emu, kanciastemu zapisowi na kartce.
- To robota Herbiego? - spyta�.
- Tak! I�jak widzisz, rozpracowa� twoje ca�kowanie czasowe r�wnania. Doszed�... - Lanning postuka� po��k�ym paznokciem w�ostatnie kolumny oblicze� do identycznego wniosku jak ja, i�to w�czasie cztery razy kr�tszym. Nie mia�e� prawa lekcewa�y� efektu sp�nienia w�bombardowaniu pozytronowym.
- Nie zlekcewa�y�em go. Na lito�� bosk�, Lanning, zrozum, �e to by zniwelowa�o...
- No jasne, wyja�ni�e� ten problem. Zastosowa�e� R�wnanie Przesuni�cia R�wnoleg�ego Mitchella, prawda? C�... ono nie ma tu zastosowania.
- Dlaczego nie?
- Mi�dzy innymi dlatego, �e stosowa�e� liczby nadkrojone.
- A�co to ma wsp�lnego?
- R�wnanie Mitchella straci sens, gdy...
- Czy� ty oszala�? Je�li zechcesz �askawie jeszcze raz przeczyta� oryginalny referat Mitchella w��Sprawozdaniach naukowych�...
- Nie musz�. Powiedzia�em ci na pocz�tku, �e nie podoba mi si� jego tok rozumowania, a�Herbie przyznaje mi racj�.
- Zatem - krzykn�� Bogert - niech ta machina zegarmistrzowska rozwi��e dla ciebie ca�y problem. Po co�zawraca� sobie g�ow� nieistotnymi drobiazgami?
- W�a�nie o�to chodzi. Herbie nie mo�e rozwi�za� problemu. A�je�li on nie potrafi, to my te� nie - bez pomocy. Mam zamiar przed�o�y� ca�� spraw� Radzie Narodowej. To ju� wykracza poza nasze kompetencje.
Krzes�o Bogerta przewr�ci�o si� do ty�u, kiedy podskoczy� warcz�c z�purpurow� twarz�.
- Nie zrobisz tego.
Z kolei Lanning poczerwienia�.
- Czy chcesz mi m�wi�, czego mi nie wolno?
- Dok�adnie tak - odpowiedzia� Bogert zgrzytaj�c z�bami.
- Rozpracowa�em problem i�nie mo�esz mi go zabra�, rozumiesz?
Nie my�l, �e ci� nie przejrza�em, ty zasuszona skamielino. Pr�dzej by� zrobi� na z�o�� samemu sobie, nie pozwoli�, �ebym to ja rozwi�za� problem telepatii robot�w.
- Jeste� idiot�, Bogert, i�w�jednej sekundzie zawiesz� ci� za niesubordynacj� - dolna warga Lanninga dr�a�a z�pasji.
- Tego nie zrobisz, Lanning. Nie utrzymasz niczego w�tajemnicy, kiedy kr�ci si� tu robot czytaj�cy w�naszych my�lach, wi�c nie zapominaj, �e wiem wszystko o�twojej rezygnacji.
Popi� na ko�cu cygara Lanninga zadr�a� i�spad�, po�czym w��lad za nim polecia�o samo cygaro.
- Co... co takiego...
Bogert zachichota� nieprzyjemnie.
- I��eby wszystko by�o jasne, ja jestem nowym dyrektorem. Jestem tego ca�kiem �wiadomy, nie my�l, �e nie.
Niech ci� kule bij�, Lanning, albo ja b�d� tu wydawa� rozkazy albo powstanie taki ba�agan, jakiego jeszcze nie widzia�e�.
Lanning odzyska� g�os i�rykn�� g�o�no:
- Jeste� zawieszony, s�yszysz? Zwolniony ze wszystkich obowi�zk�w. Koniec z�tob�, rozumiesz?
U�miech na twarzy Bogerta rozszerzy� si�.
- Zaraz, zaraz, jaki w�tym sens? To ci� do niczego nie doprowadzi. Ja trzymam atuty w�r�ku. Wiem, �e zrezygnowa�e�. Herbie mi powiedzia�, a�on to us�ysza� wprost od ciebie.
Lanning zmusi� si�, �eby m�wi� spokojnie. Wygl�da� na bardzo starego cz�owieka, ze zm�czonymi oczami wyzieraj�cymi z�poblad�ej nagle, pergaminowo-��tej twarzy:
- Chc� porozmawia� z�Herbiem. Nie m�g� ci nic takiego powiedzie�. Ostro zagra�e�, Bogert, ale ja ci� sprawdzam. Chod� ze mn�.
Bogert wzruszy� ramionami.
- �eby zobaczy� si� z�Herbiem? Klawo! Klawo jak cholera!
Wybi�a dok�adnie dwunasta w�po�udnie, kiedy Milton Ashe podni�s� wzrok znad swojego niezdarnego szkicu i�powiedzia�:
- Ju� wiesz? Nie jestem zbyt dobry w�rysowaniu, ale tak to mniej wi�cej wygl�da. To uroczy domek i�mog� go�kupi� prawie za darmo.
Susan Calvin spojrza�a na niego rozmarzonymi oczami.
- Jest naprawd� pi�kny - westchn�a. - Cz�sto my�la�am, �e chcia�abym... - zawiesi�a g�os.
- Oczywi�cie - ci�gn�� �wawo Ashe, odk�adaj�c o��wek - musz� poczeka� na urlop. To ju� za dwa tygodnie, ale ten ca�y kram z�Herbiem postawi� wszystko na g�owie. - Spojrza� na swoje paznokcie. - Poza tym, jest jeszcze jedna sprawa... ale to tajemnica.
- Wi�c mi nie m�w.
- Och ch�tnie ci powiem, a� mnie roznosi, �eby komu powiedzie�... a�ty jeste� najlepsz�... eee... powiernic�, jak� m�g�bym tu znale�� - u�miechn�� si� nie�mia�o.
Serce Susan zabi�o mocniej, ale nie ufa�a sobie na tyle, �eby si� odezwa�.
- Szczerze m�wi�c - Ashe przysun�� swoje krzes�o bli�ej niej i�zni�y� g�os do poufa�ego szeptu: - ten dom nie jest przeznaczony tylko dla mnie. �eni� si�! A�potem podskoczy� z�siedzenia: - Co si� sta�o?
- Nic! - straszliwe uczucie wirowania znikn�o, ale nie�atwo by�o wydoby� z�siebie s�owa. - �enisz si�? To�znaczy...
- Ale� oczywi�cie! Czas najwy�szy, prawda? Przypominasz sobie t� dziewczyn�, kt�ra tu by�a latem w�zesz�ym roku? Z�ni�! Ale tobie niedobrze. Ty...
- B�l g�owy! - Susan skin�a s�abo r�k�, �eby si� odsun��. - Ja... ja cz�sto go miewam ostatnio. Chc�... ci�oczywi�cie pogratulowa�. Bardzo si� ciesz�... - Niewprawnie na�o�ony r� zostawi� par� paskudnych, czerwonych plam na jej kredowobia�ej twarzy. Wszystko zn�w zacz�o wirowa�. - Wybacz mi... prosz�...
Wybe�kota�a te s�owa, przekraczaj�c na o�lep, chwiejnym krokiem drzwi. To wszystko zdarzy�o si� z�gwa�towno�ci� katastrofy i�jak w�nierealnie gro�nym �nie.
Ale jak to mo�liwe? Herbie powiedzia�... I�Herbie wiedzia�! Potrafi� czyta� w�my�lach!
Sta�a bez tchu, oparta o�futryn�, wpatruj�c si� w�metalow� twarz Herbiego. Musia�a chyba przebiec dwie kondygnacje schod�w, ale nie pami�ta�a tego. Pokona�a t� odleg�o�� b�yskawicznie, jak we �nie.
Jak we �nie!
A jednak Herbie wpatrywa� si� bez mrugni�cia w�jej �renice, a�matowa czerwie� jego oczu zdawa�a si� rozszerza� w�niejasno �wiec�ce, koszmarne kule. M�wi�, a�ona czu�a nacisk ch�odnego szk�a na swoich ustach. Prze�kn�a �lin�, wzdrygn�a si� i�odzyska�a do pewnego stopnia �wiadomo��. Herbie wci�� m�wi�, a�w�jego g�osie zna� by�o o�ywienie - jak gdyby by� zraniony i�przestraszony, i�b�aga� o�co�. S�owa zaczyna�y nabiera� sensu.
- To sen - m�wi� - i�nie wolno pani w�to wierzy�.
Wkr�tce przebudzi si� pani w�realnym �wiecie i�sama z�siebie b�dzie �mia�. On pani� kocha, m�wi� pani.
Kocha, kocha! Ale nie tutaj! Nie teraz! To z�udzenie.
Susan skin�a g�ow� i�powiedzia�a szeptem:
- Tak! Tak! - �ciska�a rami� Herbiego, przywiera�a do�niego powtarzaj�c w�k�ko: - To nieprawda, co? Nieprawda, co?
Nie wiedzia�a, w�jaki spos�b odzyska�a przytomno�� ale by�o to jak przej�cie ze �wiata mglistej nierzeczywisto�ci do �wiata, w�kt�rym �wieci�o ostre s�o�ce. Odepchn�a go od siebie, napar�a mocno na to stalowe rami� i�otworzy�a szeroko oczy.
- Co chcesz zrobi�? - podnios�a g�os do przenikliwego krzyku. - Co ty usi�ujesz zrobi�?
Herbie cofn�� si�.
- Chc� pom�c.
Susan wytrzeszczy�a oczy.
- Pom�c? M�wi�c mi, �e to sen? Pr�buj�c wp�dzi� mnie w�schizofreni�? - ow�adn�a ni� histeryczna pasja.
- To nie �aden sen! �a�uj�, �e nie! - Wci�gn�a gwa�townie powietrze. - Zaraz! Dlaczego... rozumiem dlaczego. Wielkie nieba, to takie oczywiste!
W g�osie robota s�ycha� by�o przera�enie.
- Musia�em!
- A�ja ci uwierzy�am! Nigdy nie my�la�am...
Przerwa�a w�p� zdania, s�ysz�c podniesione g�osy z�drzwiami. Odwr�ci�a si� zaciskaj�c kurczowo pi�ci, a�kiedy weszli Bogert i�Lanning, sta�a ju� przy oknie w�g��bi pokoju. �aden z�nich nie zwr�ci� na ni� najmniejszej uwagi.
Podeszli do Herbiego jednocze�nie: Lanning rozgniewany i�zniecierpliwiony, Bogert u�miechaj�cy si� ch�odno. Dyrektor odezwa� si� pierwszy:
- Herbie, pos�uchaj mnie!
Robot spojrza� na starego dyrektora.
- Tak, doktorze Lanning.
- Czy rozmawia�e� na m�j temat z�doktorem Bogertem?
- Nie, prosz� pana - odpowied� zosta�a wypowiedziana powoli i�u�miech zgas� na twarzy Bogerta.
- A�to co? - Bogert wepchn�� si� przed zwierzchnika i�stan�� w�rozkroku przed robotem. - Powt�rz, co mi�wczoraj powiedzia�e�.
- Powiedzia�em, �e... - Herbie zamilk�. G��boko w�jego wn�trzu drga�a metalowa membrana, powoduj�c wydobywanie si� �agodnych dysonans�w.
- Czy nie powiedzia�e�, �e zrezygnowa�? - rykn�� Bogert.
- Odpowiedz mi!
Bogert zamierzy� si�, ale Lanning odepchn�� go na bok.
- Czy pr�bujesz go zmusi� strachem do k�amstwa?
- S�ysza�e�, co powiedzia�, Lanning. Zacz�� m�wi �Tak� i�zatrzyma� si�. Zejd� mi z�drogi! Zrozum, �e chc� wyci�gn�� z�niego prawd�!
- Ja go zapytam! - Lanning zwr�ci� si� do robota. W�porz�dku, Herbie, nie denerwuj si�. Czy zrezygnowa�em? - Herbie milcza� patrz�c przed siebie, wi�c Lanning powt�rzy� niespokojnie: - Czy zrezygnowa�em? - Robot zaprzeczy� ledwie dostrzegalnym potrz��ni�ciem g�owy.
D�ugie oczekiwanie nie przynios�o nic wi�cej.
Obaj m�czy�ni spojrzeli na siebie, a�wrogo�� w�ich oczach prawie si� zmaterializowa�a.
- A�c�, u�diab�a - wybuchn�� Bogert - czy on oniemia�? Zapomnia�e� j�zyka w�g�bie, ty potworze?
- Nie - pad�a gotowa odpowied�.
- Wi�c odpowiedz na pytanie. Czy nie powiedzia�e� mi, �e Lanning zrezygnowa�? Czy nie zrezygnowa�?
I zn�w nasta�a cisza, a� z�ko�ca pokoju rozleg� si� nagle �miech Susan, ostry i�na wp� histeryczny.
Obaj matematycy podskoczyli.
- Pani tutaj? Co pani� tak bawi? - zapyta� Bogert nie kryj�c irytacji.
- Nic mnie nie bawi. - Jej g�os brzmia� nienaturalnie.
- Po prostu nie tylko ja da�am si� z�apa�. To ironia losu, �e trzech najwi�kszych ekspert�w w�dziedzinie robotyki na �wiecie wpad�o w�t� sam� elementarn� pu�apk�, prawda? - jej g�os przycich�, przy�o�y�a blad� r�k� do�czo�a. - Ale to nie jest zabawne!
Tym razem dwaj m�czy�ni spojrzeli na siebie z�uniesionymi brwiami. - O�jakiej pu�apce pani m�wi? - zapyta� sztywno Lanning. - Czy co� jest nie tak z�Herbiem?
- Nie - podesz�a do nich powoli - z�nim wszystko w�porz�dku. Tu chodzi o�nas. - Zakr�ci�a si� nagle na�pi�cie i�wrzasn�a na robota: - Odejd� ode mnie! Id� do�drugiego k�ta i�nie ka� mi patrze� na siebie.
Herbie skuli� si� pod jej gniewnym spojrzeniem i�chwiejnie oddali� si� pobrz�kuj�cym truchtem.
G�os Lanninga zabrzmia� wrogo:
- O�co w�tym wszystkim chodzi, doktor Calvin?
Stan�a z�nimi twarz� w�twarz i�powiedzia�a z�sarkazmem w�g�osi - Z�pewno�ci� znaj� panowie podstawowe Pierwsze Prawo Robotyki.
M�czy�ni skin�li g�owami r�wnocze�nie.
- Naturalnie - powiedzia� poirytowany Bogert - robot nie mo�e skrzywdzi� istoty ludzkiej lub przez bezczynno�� pozwoli�, aby sta�a si� jej krzywda.
- Jak �adnie powiedziane - zadrwi�a Calvin. - Ale krzywda jakiego rodzaju?
- Ba... ka�dego rodzaju.
- No w�a�nie! Ka�dego rodzaju! Ale co ze zranionym uczuciami? Co z�pomniejszeniem wa�no�ci czyjego� ego?
Co ze zdruzgotaniem czyich� nadziei? Czy to prawda?
Lanning zmarszczy� brwi.
- A�co mia�by wiedzie� robot o... - I�wtedy sapn�wszy zamilk�.
- Zrozumia� pan, prawda? Ten robot czyta w�ludzkich my�lach. Czy s�dzi pani, �e nie wie wszystkiego o�krzywdzie psychicznej? Czy zapytany nie da�by takiej odpowiedzi, jak� si� chce us�ysze�? Czy inna odpowied� nie zrani�aby nas i�czy Herbie nie wiedzia�by o�tym?
- Wielkie nieba! - rykn�� Bogert.
Pani psycholog rzuci�a mu ironiczne spojrzenie:
- Wnosz� z�tego, �e zapyta� go pan, czy Lanning zrezygnowa�. Chcia� pan us�ysze�, �e zrezygnowa� i�dlatego Herbie tak w�a�nie panu powiedzia�.
- I�chyba dlatego - powiedzia� Lanning matowy g�osem - nie chcia� odpowiedzie� przed chwil�. Nie m�g� odpowiedzie� ani tak, ani nie, nie rani�c jednego z�nas.
Nast�pi�a kr�tka pauza, podczas kt�rej m�czy�ni spojrzeli przez pok�j w�kierunku robota kul�cego si� na�krze�le przy biblioteczce, trzymaj�cego g�ow� wspart� na�jednej r�ce.
Susan wbi�a nieruchome spojrzenie w�pod�og�.
- On wiedzia� o�tym wszystkim. Ten... ten szatan wie wszystko, w��cznie z�tym, co si� popsu�o podczas jego monta�u. - Jej oczy by�y ponure i�zas�pione.
Lanning podni�s� wzrok.
- Tu si� pani myli, doktor Calvin. On nie wie, co si� popsu�o. Pyta�em go.
- O�czym to �wiadczy? - zawo�a�a Susan. - Tylko o�tym, �e nie chcia� pan, aby poda� panu rozwi�zanie. Kaza� maszynie zrobi� to, czego pan nie potrafi� - to�zrani�oby pa�skie ego. Czy pan go zapyta�? - rzuci� napastliwie.
- W�pewnym sensie. - Bogert odkaszln�� i�poczerwienia�. - Powiedzia� mi, �e bardzo ma�o wie o�matematyce.
Lanning wyda� st�umiony chichot, a�pani psycholog u�miechn�a si� cierpko. Powiedzia�a:
- Ja go zapytam! Podane przez niego rozwi�zanie nie zrani mojego ego. - Podniesionym g�osem rozkaza�a zimno: - Chod� tu!
Herbie wsta� i�podszed� niepewnym krokiem.
- Wiesz, jak s�dz� - ci�gn�a - w�kt�rym dok�adnie momencie podczas monta�u wprowadzono jaki� zewn�trzny lub pomini�to jaki� zasadniczy czynnik.
- Tak - odpar� Herbie ledwie s�yszalnym g�osem.
- Chwileczk� - wtr�ci� si� rozgniewany Bogert. - To�niekoniecznie musi by� prawda. Chce pani to us�ysze� i�to wszystko.
- Niech pan nie b�dzie g�upcem - odpar�a Calvin. O�z�pewno�ci� wie tyle o�matematyce co pan i�Lanning razem wzi�ci, poniewa� potrafi czyta� w�my�lach. Niech mu pan da szans�. - Matematyk zamilk�, a�Calvin kontynuowa�a: - A�wi�c dobrze. Herbie, m�w! Czekamy. A�na stronie doda�a: - Szykujcie papier i�o��wki, panowie. - Ale Herbie milcza� i�w�g�osie pani psycholog zabrzmia�a nuta triumfu: - Dlaczego nie odpowiadasz, Herbie?
Robot nagle wybuchn��:
- Nie mog�. Pani wie, �e nie mog�! Doktor Boger i�doktor Lanning tego nie chc�.
- Oni chc� pozna� rozwi�zanie.
- Ale nie ode mnie.
Lanning wtr�ci� si�, m�wi�c powoli i�wyra�nie:
- Nie b�d� niem�dry, Herbie. Chcemy, �eby� nam powiedzia�.
Bogert potwierdzi� s�owa Lanninga kr�tkim skinieniem.
Teraz Herbie ju� krzycza�:
- Po co to m�wicie? Czy nie s�dzicie, �e potrafi� zagl�da� pod zewn�trzn� pow�ok� waszego umys�u?
W g��bi duszy nie chcecie, �ebym m�wi�. Jestem maszyn�, kt�r� obdarzono imitacj� �ycia tylko na zasadzi wzajemnego oddzia�ywania pozytronowego w�moim m�zgu - jestem wytworem cz�owieka. Nie mo�ecie straci� autorytetu, nie zostaj�c przy tym zranieni. To jest g��boko zakorzenione w�waszych umys�ach i�nie da si� tego wymaza�. Nie mog� poda� rozwi�zania.
- Wyjdziemy - powiedzia� Lanning. - Powiedz doktor Calvin.
- To by nie zrobi�o �adnej r�nicy - zawo�a� Herbie poniewa� i�tak dowiedzieliby�cie si�, �e to ja dostarczy�em odpowiedzi.
Calvin podj�a na nowo:
- Ale rozumiesz, �e mimo to doktorzy Lanning i�Boger chc� zna� rozwi�zanie.
- Do kt�rego dojd� w�asnym wysi�kiem! - upiera� si� Herbie.
- Ale chc� je pozna�, a�fakt, �e ty je znasz i�nie chcesz poda�, rani ich. Rozumiesz to, prawda?
- Tak! Tak!
- I�je�li im powiesz, to te� ich zrani.
- Tak! Tak! - Herbie wycofywa� si� powoli, ale Susan pod��a�a za nim krok w�krok.
Obaj m�czy�ni obserwowali to oszo�omieni.
- Nie mo�esz im powiedzie� - m�wi�a powoli pan psycholog monotonnym g�osem - poniewa� to by ich zrani�o, a�tobie nie wolno rani�. Ale je�li im nie powiesz, zranisz ich, wi�c musisz im powiedzie�. A�je�li to zrobisz, zranisz ich, a�nie wolno ci, wi�c nie mo�esz im powiedzie�; ale je�li tego nie zrobisz, zranisz ich, wi�c musisz; ale je�li tego nie zrobisz, zranisz ich, wi�c nie wolno ci; ale je�li tego nie zrobisz, zranisz, wi�c musisz; ale je�li to zrobisz...
Herbie opar� si� plecami o��cian�, a�potem pad� na kolana.
- Dosy�! - wrzasn��. - Niech pani zamknie sw�j umys�! Jest pe�en b�lu, frustracji i�nienawi�ci! Nie chcia�em tego, m�wi� pani! Pr�bowa�em pom�c! Powiedzia�em to, co chcia�a pani us�ysze�. Musia�em!
Pani psycholog nie zwraca�a na jego s�owa uwagi.
- Musisz im powiedzie�, ale je�li to zrobisz, zranisz ich, wi�c nie wolno ci; ale je�li tego nie zrobisz, zranisz ich, wi�c musisz; ale...
Wtedy Herbie wrzasn��!
Przypomina�o to wielokrotnie wzmocniony gwizd flet pikolo - coraz bardziej przenikliwy d�wi�k ca�kowicie wype�nia� pok�j nut�, w�kt�rej zabrzmia�a rozpacz umieraj�cej duszy. A�kiedy gwizd wreszcie ucich�. Herbi zwali� si� w�zbit� kup� nieruchomego metalu.
Krew odp�yn�a z�twarzy Bogerta.
- Umar�!
- Nie! - cia�em Susan szarpa�y spazmy dzikiego �miechu: Nie umar� - tylko postrada� zmys�y. Postawi�am go�wobec nierozwi�zywalnego dylematu i�za�ama� si�. Teraz mo�ecie go z�omowa�, bo ju� nigdy si� nie odezwie.
Lanning kl�cza� przy kupie z�omu, kt�ra kiedy� by� Herbiem. Dotkn�� palcami zimnej, niewra�liwej, metalowej twarzy i�wzdrygn�� si�.
- Pani to zrobi�a celowo - podni�s� si� i�stan�� przez ni� z�wykrzywion� twarz�.
- A�je�li tak, to co? Teraz ju� nic pan na to nie poradzi.
- I�w�nag�ym przyp�ywie goryczy doda�a: - Zas�u�y� na to.
Dyrektor schwyci� oniemia�ego Bogerta za nadgarstek.
- Co za r�nica. Chod�, Peter. - Westchn��: - Robot my�l�cy tego typu i�tak jest bezwarto�ciowy. - Jego oczy by�y stare i�zm�czone. - Chod�, Peter! - powt�rzy�.
Up�yn�o wiele minut, zanim doktor Susan Calvin cz�ciowo odzyska�a r�wnowag� psychiczn�. Zwr�ci� powoli oczy na �ywego trupa Herbiego i�napi�cie ponownie odmalowa�o si� na jej twarzy. D�ugo si� w�niego wpatrywa�a, a�uczucie triumfu ust�powa�o z�wolna bezradnej frustracji i�w�r�d nat�oku wzburzonych my�l tylko jedno niesko�czenie gorzkie s�owo wydoby�o si� z�jej ust:
- �K�amca!�