10010
Szczegóły |
Tytuł |
10010 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10010 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10010 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10010 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Daria Doncowa
�PIJ, KOCHANIE
Z rosyjskiego prze�o�y�a Ewa Niepok�lczycka
�wiat Ksi��ki
Tytu� orygina�u SPIAT USTA�YJE IGRUSZKI
Projekt graficzny serii Ma�gorzata Karkowska
Zdj�cia na ok�adce Flash Press Media
Redaktor prowadz�cy Tomasz Jendryczko
Redakcja Ewa Rojewska-Olejarczuk
Redakcja techniczna Ma�gorzata Ju�wik
Korekta Jadwiga Piller El�bieta Jaroszuk
Copyright � by EKSMO Agency Inc.
All rights reserved
Copyright � for the Polish translation by Ewa Niepok�lczycka,
2005
�wiat Ksi��ki
Warszawa 2005
Bertelsmann Media, Sp. z o.o.
ul. Roso�a 10,02-786 Warszawa
Sk�ad i �amanie Plus 2
Druk i oprawa Wroc�awska Drukarnia Naukowa
* * *
Rozdzia� 1
Marzec w tym roku by� ciep�y. Ju� oko�o dziesi�tego znikn��
�nieg, a po pi�tnastym z ziemi wysun�y nosy pierwsze �d�b�a
trawy, oszo�omione mocnym s�o�cem. Moskwianie skwapliwie
zrzucili futra, ko�uchy i ci�kie buty na grubych podeszwach.
Mieli ich serdecznie do�� po ca�ej zimie. W mie�cie zaroi�o si� od
dziewcz�t w lekkich kurteczkach i ch�opc�w w rozpi�tych
p�aszczach. Nie mogli si� doczeka� upragnionej wiosny. Ale ja z
rodzin� mieszkam za miastem, w �o�kinie, i cho� od obwodnicy
Kolcowej dzieli nas jedynie pi�� kilometr�w, wko�o mamy las. W
naszej okolicy zaspy ledwo zaczyna�y taja�.
W pi�tek wieczorem, oko�o pi�tej, sz�am jak zwykle wzd�u�
nasypu. To, �e dom wybudowali�my w tym miejscu, nie jest
bynajmniej przypadkowe. Chcieli�my mieszka� jednocze�nie i w
mie�cie, i na wsi, tote� wyb�r pad� na �o�kino. St�d do Twerskiej
jest pi�tna�cie minut samochodem, pierwszorz�dna szosa pozwala
unikn�� kork�w, nawet je�li jedzie si� do stolicy w niedziel�
wieczorem. Nasz jednopi�trowy dom otaczaj� �wierki,
warzywnika nie mamy, bo w ca�ej rodzinie brak amator�w
grzebania si� w ziemi. Najbli�si s�siedzi nie pchaj� si� na si�� z
przyja�ni�. Przez kilkana�cie lat zaprzyja�nili�my si� jedynie z
bankierem So�omotinem i jego rodzin�. A to te� tylko dlatego, �e
ich kot, wielki czarny przystojniak, regularnie odwiedza nasze
kotki - tr�jbarwn� Kleopatr� i bia�� Fin�. Koci�ta, kt�re w
efekcie tych odwiedzin pojawi�y si� na �wiecie, Masza nazywa
�domino". Bo te� dok�adnie przypominaj� kostki domina - czarne z
bia�ymi �atami
Przez pierwszy tydzie� po przeprowadzce do �o�kina �yli�my
w stanie bliskim euforii, ale do�� szybko zorientowali�my si�, �e
miejsce to ma jednak do�� powa�ny mankament. W odleg�o�ci
oko�o dw�ch kilometr�w biegnie linia kolejowa i ha�as
ustawicznie kursuj�cych poci�g�w pocz�tkowo doprowadza� nas
do sza�u. M�j syn Arkady o�wiadczy� nawet w pewnej chwili:
- Do�� tego, sprzedajemy dom i budujemy gdzie indziej.
Jego �ona Olga, kt�r� zreszt� w domu wolimy nazywa� Ki
ci�, powiedzia�a pojednawczo:
- Poczekajmy jeszcze troch�, zobaczycie, �e przywyk
niemy.
- Jasne, a tymczasem A�ka i Wa�ka podrosn� i p�jd� si�
bawi� na torach. - Ma��onek nie zamierza� ust�pi�.
Ale bli�ni�ta, moje wnuki, ledwo sko�czy�y roczek. Na krok nie
odst�powa�a ich niania Serafima Iwanowna, dlatego wizja dzieci
bawi�cych si� na torach wydawa�a si� tak niewiarygodna, �e Kicia
nadal �agodnie upiera�a si� przy swoim:
- Jeszcze jedna budowa? Nigdy w �yciu!
Mnie te� ogarnia�o przera�enie na my�l o ponownym u�eraniu
si� z budowla�cami. Ale Arkady i Masza nie zamierzali ust�pi� -
poci�gi przeszkadzaj� im spa�, je��, czyta�, po prostu �y�. Przez
dwa tygodnie k��cili�my si� za�arcie, a potem na dworcu otwarto
nowy wielki supermarket z dzia�em zabawek i dyskietek
komputerowych. Mania spu�ci�a z tonu. Osamotniony Kiesza z
rezygnacj� machn�� r�k�. Po miesi�cu zorientowali�my si�, �e w
og�le nie s�yszymy �adnego ha�asu, a nawet odkryli�my wiele
korzy�ci z s�siedztwa stacji. Kiesz-ka kupuje tam gazety, kasety
wideo i niekiedy papierosy. Mania sieje spustoszenie w
supermarkecie. Kicia uwielbia buszowa� w�r�d motk�w we�ny w
butiku �Tw�j relaks". A ja znalaz�am przyjemno�� w pieszych
spacerach. Na co dzie� wiod� obrzydliwie siedz�cy tryb �ycia,
nawet do piekarni je�d�� samochodem. Dwa kilometry w jedn�
stron� i dwa z powrotem rze�kim krokiem pozwalaj� mi zachowa�
figur� i pr�ne mi�nie.
Bezchmurne niebo cieszy�o oczy, pachnia�o ju� wiosn� i czym�
podniecaj�co znajomym. Nogi porusza�y si� �
plecy si� prostowa�y - mia�am takie uczucie, jakbym unosi�a si� w
powietrzu.
Z przodu rozleg� si� gwizd lokomotywy. Niby nic szczeg�lnego,
bo poci�gi pospieszne, zbli�aj�c si� do stacji, na og� wydaj� z
siebie kr�tkie buczenie, �eby ostrzec ewentualnych kierowc�w i
gapiowatych pieszych. Ale ten wydawa� z siebie jakie� pe�ne l�ku
zawodzenie. Spojrza�am na tory. Odwr�cona plecami do
nadje�d�aj�cego poci�gu sta�a tam kobieta. Sk�ad p�dzi� wprost
na ni�. Maszynista, kt�ry nie mia� szans, by zatrzyma� p�dz�cy
poci�g towarowy, nie przestawa� gwizda�. Ale kobieta nawet nie
drgn�a.
Co si� w nogach rzuci�am si� w d� nasypu. Bo�e, ona jest
pewnie g�ucha albo nienormalna. Ale to nie pow�d, by umiera�
straszn�, m�cze�sk� �mierci� pod ko�ami poci�gu. �nieg sypa� mi
si� za ko�nierz kurtki, wpada� do kr�tkich botk�w i natychmiast
zamienia� si� w wod�. Czapk� gdzie� zgubi�am, zreszt� szalik i
r�kawiczki te�. W g�owie t�uk�a mi si� tylko jedna my�l: zd��y� za
wszelk� cen�. Lokomotywa sta�a si� nagle przera�aj�co wielka,
k�tem oka dostrzeg�am, �e maszynista krzyczy, twarz ma
wykrzywion� przera�eniem. Brudny �elazny potw�r z
og�uszaj�cym rykiem przemkn�� obok nas, bo w ostatniej
dos�ownie sekundzie z nieludzk� wr�cz si�� zdo�a�am poci�gn��
kobiet� za bezwolnie zwisaj�c� r�k�. Upad�y�my na bok z
dziwnym odg�osem, niczym worki nape�nione zgni�ymi
kartoflami. Wagony towarowe przemkn�y obok nas z hukiem,
�omotem i syczeniem. Od strony stacji, �lizgaj�c si� na resztkach
brudnego �niegu, biegli ludzie. Z przodu, machaj�c chor�giewk�,
p�dzi�a dr�niczka Lusia. Znam j� dobrze, zawsze oddaj� dla jej
c�rki rzeczy, z kt�rych wyros�a Masza.
- Dario Iwanowno! - krzycza�a. - Chryste, �yje pani!
W ot�pieniu kiwa�am g�ow�. Niebo nadal by�o b��kitne, mi�y
wiaterek owiewa� twarz, w oddali szczebiota�y weso�e ptaszki.
Przyroda w najmniejszym stopniu nie zareagowa�a na to, �e
w�a�nie kto� m�g� umrze�. Wyobraziwszy sobie ka�u�� krwi i
zmasakrowane zw�oki na szynach, wzdrygn�am si� i popatrzy�am
na t�, kt�r� uratowa�am.
Le�a�a twarz� do ziemi, z rozrzuconymi na boki r�kami,
Sp�dniczka si� podwin�a, ods�aniaj�c d�ugie zgrabne nogi obute
w drogie buty z prawdziwej sk�ry. O tym, �e kobieta nie jest
biedna, �wiadczy�a r�wnie� �adna kurtka z norek i elegancki
sk�rzany kapelusik, le��cy nieopodal. A pachnia�a nie byle czym,
tylko Dolce vita Diora.
- Co za szcz�cie - j�cza�a Lusia, troskliwie poprawiaj�c
odzie� na nieszcz�snej - o, ju� i doktorzy lec�.
Zaraz za domem towarowym znajduje si� filia pogotowia.
Za�oga karetki nawet nie pr�bowa�a uruchomi� samochodu.
Lekarz i dw�ch sanitariuszy us�yszawszy, co si� sta�o, chwycili
nosze i ruszyli p�dem w nasz� stron�. Ich te� zna�am, mieszkaj�
niedaleko nas, w d�ugim ceglanym budynku zbudowanym dla
pracownik�w miejscowych zak�ad�w drobiarskich. Jurij
Anatoljewicz jest terapeut�, zawsze ch�tny dorobi� sobie co
nieco, wi�c miejscowi wzywaj� go, gdy potrzebna jest drobna
pomoc w rodzaju opatrzenia podrapanych dzieci�cych kolan. Do
innych przypadk�w mieszka�cy okolicznych willi maj� w�asnych,
drogich lekarzy, ale poczciwy Jurij rad i takiemu zarobkowi.
Ostro�nie odwr�cono kobiet� na plecy. Wok� t�oczyli si�
gapie: dw�ch pracownik�w kolejowych, baba, okr�g�y rok
sprzedaj�ca przy szlabanie ziarna s�onecznika, dw�ch
wsz�dobylskich wyrostk�w.
Na nasypie, gdzie bieg�a �cie�ka w stron� stacji, st�oczyli si� ci,
kt�rzy zd��ali do poci�gu podmiejskiego. �mier� zawsze
przyci�ga gapi�w, ale tym razem doznali rozczarowania, bo
lekarz zdecydowanie o�wiadczy�:
- �yje, nie jest nawet ranna, tylko w szoku. Po��cie j�
na
noszach i wieziemy do szpitala.
Raczej niesiemy, bo szpital jest tu� za przejazdem.
- Dario Iwanowno - Jurij dotkn�� mojego ramienia - ma
pani krew na twarzy, prosz� z nami.
Potar�am d�oni� policzki. Rzeczywi�cie. Ruszy�am za
medykami. Nogi mia�am dziwnie oci�a�e, a moje cia�o wa�y�o
chyba ze sto kilogram�w.
W izbie przyj�� dosta�am dreszczy. M�odziutka piel�gniarka ze
wsp�czuciem poda�a mi kieliszek br�zowego p�ynu o mocnym
zapachu.
- Prosz� wypi�, to pani� uspokoi.
- Po prostu przemarz�am - mrukn�am, �ci�gaj�c ca�kiem
mokre buty. - Czy mog� st�d zadzwoni� do domu?
Pozwolili mi skorzysta� z telefonu.
- B�d� za pi�tna�cie minut! - zawo�a�a Olga. - Tylko
wysusz� w�osy; przepraszam, ale jestem w �azience.
Pojawi� si� chirurg, zbada� mnie i uspokoi�. Nic wielkiego, lekko
skaleczona warga.
- Przypuszczam, �e nadzia�a si� pani na rami� tej kobitki,
gdy j� pani wyci�ga�a spod k�. G�upstwo, usta zawsze bar
dzo krwawi�.
- Co z ni�?
Ostro�nie bada�am j�zykiem z�by. No w�a�nie, kie�, ju� od
dawna nie m�j, metal i porcelana na sztyfcie, niepokoj�co si�
rusza�. Na my�l, �e czeka mnie wizyta u stomatologa, a�
j�kn�am. Je�eli ju� si� czego� boj�, to jest to maszyna do
borowania.
- Le�y na sali. - Lekarz podszed� do umywalki.
Doprawdy ci lekarze maj� dziwn� manier� mycia r�k nie
przed, lecz po zbadaniu chorego, zupe�nie jakby si� brzydzili.
- Zna j� pani?
Pokr�ci�am g�ow�.
- Jest przytomna?
- Tak - odpowiedzia� - ale milczy i nie odpowiada na py
tania. Jest w szoku. Wezwa�em neurologa.
W tym momencie otworzy�y si� drzwi i zajrza�a przez nie
tr�jk�tna buzia, ozdobiona du�ymi okr�g�ymi okularami.
- To pani uratowa�a t� kobiet�? - zapyta�a niska, podobna
do wiewi�rki lekarka. - Prosz� ze mn�. Ona nie chce powie
dzie�, jak si� nazywa. Mam nadziej�, �e gdy pani� zobaczy,
stanie si� bardziej rozmowna. Prosz� j� zapyta� o nazwisko,
adres... Najlepiej wszystkie dane z dowodu.
- Mo�e �le si� czuje - powiedzia�am nie�mia�o.
- Sk�d�e - prychn�a m�odziutka neurolo�ka. - Pewnie si�
boi, �e wezwiemy milicj� i j� ukarz�. Kto to s�ysza�, �eby si�
tak zagapi� na torach...
- A jak u niej ze s�uchem? - ci�gn�am, gdy sz�y�my na
trzecie pi�tro. - Nie m�wi, poci�gu nie s�ysza�a, mo�e jest
g�uchoniema?
- Te� co� - parskn�a panienka, najwyra�niej �wie�o po
studiach. - Widzieli�my takich, po prostu wstydu nie ma, do
brze chocia�, �e nie pijana.
Gwa�townie otworzy�a drzwi i wepchn�a mnie do �rodka. W
ma�ej salce sta�y trzy ��ka, ale by�a tylko jedna chora, w�a�nie
uratowana przeze mnie kobieta. Dopiero teraz dostrzeg�am, �e ma
pi�kn�, jak to si� m�wi, rasow� twarz. Kszta�tny, arystokratyczny
nos, zgrabny podbr�dek, �adnie wykrojone usta i wyra�nie
zarysowane �uki brwi. W�osy te� by�y pi�kne, g�ste, czarne, albo
pofalowane naturalnie, albo dama zostawi�a u fryzjera maj�tek,
by uzyska� taki efekt.
- Jak samopoczucie? - zapyta�am cicho.
Kobieta nie poruszy�a si�, cho� po ledwo dostrzegalnym
drgni�ciu powiek zrozumia�am, �e �wietnie mnie s�yszy, ale wida�
nie chce �adnych rozm�w.
- Ja nie jestem z milicji. Po prostu przechodzi�am i zoba
czy�am pani� na torach.
Kobieta uparcie milcza�a. Troch� to dziwne. Wypada�oby
przynajmniej podzi�kowa�, ale niedosz�a ofiara najwyra�niej nie
zamierza�a okazywa� wdzi�czno�ci.
- Jak si� pani nazywa? - nie dawa�am za wygran�.
Cisza.
- Rodzina si� chyba niepokoi - zacz�am z innej beczki.
Zero emocji. Z pewno�ci� potrzebna jest jej pomoc lekarza, lecz
nie tej podfruwajki-neurologa, tylko solidnego psychiatry.
Zrozumiawszy, �e nic nie wsk�ram, westchn�am i skierowa�am
si� do drzwi.
- St�j - us�ysza�am za plecami.
Odwr�ci�am si� odruchowo na ten niezbyt uprzejmy okrzyk.
Zobaczy�am wlepione w siebie wielkie oczy, czarne niczym
ka�u�e l�ni�cej smo�y. P�on�a w nich wr�cz fanatyczna
nienawi��. Zapewne z takim w�a�nie uczuciem ludzie rzucaj� si�
pod czo�gi wroga albo zas�aniaj� sob� luf� karabinu
maszynowego.
- Po co mnie uratowa�a�? - wycedzi�a nieznajoma. - Kto
ci� prosi�?!
Nie potrafi�am na to odpowiedzie�.
- Wyno� si�! - Jej g�os przeszed� w krzyk, a oczy sta�y
si�
jeszcze wi�ksze i wr�cz p�on�y.
Ruszy�am do drzwi.
- Wynocha! Przeklinam ci�! Wepchn�a si� ze swoim
wsp�czuciem, �eby� zdech�a!
Wypad�am na korytarz - nikogo. Musz� to powiedzie�
doktorowi, �eby mieli j� na oku. Ale lekarz bada� p�acz�ce
dziecko z uniesion�, wyra�nie z�aman� r�k�.
- Dobrze, dobrze - zby� mnie. - P�niej zajrz� do tej
psy-
chopatki, a pani niech jedzie do domu, kto� po pani� przy
szed�.
Wysz�am na dziedziniec i zobaczy�am czerwonego
volks-wagena. Olga wyjrza�a przez okno.
- Na chwil� nie mo�na spu�ci� ci� z oka - rzek�a
gniewnie -
bo od razu pakujesz si� w jak�� kaba��. Wsiadaj!
Bez s�owa podesz�am do samochodu. W g�owie mi hucza�o.
Kto mnie prosi�, �ebym si� wtr�ca�a? Zachcia�o mi si� ratowa�
wariatk�! A teraz boli mnie skaleczona warga, rusza si� niedawno
wstawiony z�b i czuj� si� kompletnie zdo�owana. Ta baba to
zupe�na wariatka, kt�ra zupe�nie nie rozumie, co si� dzieje.
- Patrz, patrz - zawo�a�a nagle Kicia, wyskakuj�c z samo
chodu.
Pokazywa�a w g�r�. Unios�am g�ow�. W oknie na trzecim
pi�trze sta�a uratowana przeze mnie psychopatka. Wiosenny wiatr
rozwiewa� d�ugie czarne w�osy, szpitalna koszula wzd�a si� jak
dzwon. Kobieta spojrza�a w d� i prze�egna�a si� szybko.
- St�j, na pomoc, �apcie j�! - wrzasn�am jak op�tana.
Samob�jczyni roze�mia�a si� i zrobi�a krok do przodu.
Patrzy�am skamienia�a, jak cia�o, cudacznie zgi�te, leci w d�.
Mia�am wra�enie, �e opada ca�� wieczno��, niczym pi�rko, cho�
wszystko pewnie trwa�o ledwie par� sekund. W�osy falowa�y jak
czarne j�zyki ognia, porazi� nas straszliwy, nieludzki krzyk. A
potem rozleg�o si� g�uche pla�ni�cie - tak spada czasem ze sto�u
kawa�ek surowego mi�sa. Pasma w�os�w zas�oni�y twarz, spod
g�owy pociek�y b�yszcz�ce stru�ki. Rozrzucone r�ce drgn�y
jeszcze raz i drugi. W cisz�, jaka zapad�a, wdar�y si� inne odg�osy.
Najpierw, lekko westchn�wszy, zemdla�a Olga, potem ja dosta�am
straszliwych torsji, tu�
obok cia�a denatki. Nogi si� pode mn� ugi�y. �Byle tylko nie
upa�� na trupa" - zd��y�am pomy�le� i straci�am przytomno��.
Rozdzia� 2
Ockn�am si�, bo kto� podsun�� mi pod nos jaki� cuchn�cy wacik.
- Zabierzcie to - j�kn�am, usi�uj�c nie oddycha�. - Mam
uczulenie na amoniak.
R�ce si� cofn�y. Poruszy�am g�ow�. Z prawej strony na kozetce
siedzia�a Kicia, z twarz� koloru kafelk�w pokrywaj�cych �cian�.
Zreszt�, ani lekarz, ani piel�gniarka, ani neuro-lo�ka wcale nie
wygl�dali lepiej. Unios�am si� na twardej le�ance i o�wiadczy�am
z moc�:
- To wasza wina. Zostawili�cie j� sam�, chocia�
wiedzieli
�cie, �e to wariatka.
Lekarz milczeli. Na twarzy dziewczyny-neurologa pojawi�y si�
czerwone plamy. �Bardzo dobrze - pomy�la�am ze z�o�ci� - mo�e
to cho� troch� zachwieje jej zadziwiaj�c� w tym wieku
oboj�tno�ci�. Mam nadziej�, �e krewni zmar�ej podadz� ich do
s�du".
Na dziedzi�cu co� klapn�o i zaszura�o. No tak, obok jest
kostnica, teraz sanitariusze przenosz� zmar�� na w�zek.
Zaszumia�a woda - to str� zmywa� krew. Zapewniwszy
przyby�ych milicjant�w, �e nazajutrz z�o�ymy wyczerpuj�ce
zeznania, wsiad�y�my z Kici� do radiowozu. �o�kino to nie
Moskwa, zaledwie ma�a osada obok przetw�rni drobiu, nie wi�cej
jak pi��dziesi�t dom�w. Nasze osiedle willowe jest troch�
oddalone od dzielnicy niskich czteropi�trowych blok�w.
Mieszka�c�w komfortowych dom�w z �aroodpornej czerwonej
ceg�y wszyscy tu znaj�. To zaledwie dziesi�� rodzin. Dlatego
milicjant doskonale wiedzia�, �e nigdzie im nie umkniemy.
Zawie�li nas do domu, a m�ody sier�ancik przyprowadzi�
volkswagena Kici.
Wesz�y�my do salonu i pad�y�my na kanapy. Po chwili
jednocze�nie si�gn�y�my po koniak.
- Potworne - mrukn�a Kicia, prze�ykaj�c jednym hau
stem sto pi��dziesi�t gram�w szlachetnego martella. - Ona
si� tak paskudnie �mia�a, a potem krzycza�a. Dlaczego to zro
bi�a, dlaczego?
Spojrza�am niepewnie na nape�niony po brzegi p�katy kieliszek.
Zazwyczaj wystarczy �y�eczka od herbaty, �eby zwali� mnie z
n�g, a tu jest chyba ca�a szklanka. Pal licho, przechyli�am
kieliszek i opr�ni�am go jednym haustem. Co odpowiedzie� na
takie pytanie? Czy wariat�w mo�na zrozumie�?
Nast�pnego dnia o dwunastej siedzia�am w gabinecie �ledczego
i skrupulatnie odpowiada�am na pytania. Nie, kobiety nie znam.
Rzuci�am si� na ratunek impulsywnie, kierowa� mn� odruch.
Wygl�da�a na chor� umys�owo. Sama wyskoczy�a z okna.
Wreszcie kapitan zapyta�:
- Nie powiedzia�a, jak si� nazywa?
Zm�czy�o mnie powtarzanie �nie", wi�c tylko pokr�ci�am
g�ow�.
- W porz�dku. - Westchn�� i podsun�� mi kartki. -
Prosz�
podpisa� ka�d� stron�, tu, gdzie jest �za zgodno��".
Zrobi�am, co mi poleci�, i zapyta�am:
- Co teraz b�dzie?
- Co ma by�? - burkn�� niech�tnie. - Uznamy j� za NN.
- A jak b�dzie dalej?
- Nijak - warkn�� wyra�nie rozz�oszczony. - Umie�cimy
zdj�cie w komputerze. Je�li kto� zg�osi zagini�cie, to mu je
poka�emy.
- I jak d�ugo zw�oki pole�� w kostnicy? - A� si� wzdrygn�am.
- Zgodnie z przepisami, miesi�c - odpowiedzia� spokojnie
kapitan - a potem grzebie si� je na koszt pa�stwa.
- A je�li pochodzi z innego miasta, jej krewni s� ju� starzy
albo wr�cz przeciwnie, ma ma�e dziecko? - nie dawa�am za
wygran�.
Milicjant zerkn�� w papiery.
- Tak, anatomopatolog pisze, �e kobieta rodzi�a i ma
oko�o
trzydziestu lat.
- Widzi pan - gor�czkowa�am si� - ma�e dziecko czeka na
mam�. Bo je�li nawet urodzi�a je jako szesnastolatka, to bie
dactwo ma dopiero czterna�cie lat.
- Czy mog� wiedzie�, czego pani ode mnie oczekuje?
- Niech pan zacznie �ledztwo, spr�buje ustali� jej to�sa
mo��...
- �askawa pani - nie wytrzyma� - czy pani wie, ile ja mam
spraw? Niby ma�a miejscowo��, a ludzie jakby sza�u dostali.
R�n� si� no�ami, bij� patelniami. Przedwczoraj przed aptek�
wysadzili w powietrze samoch�d... Nie wiadomo, za co si� �a
pa�. A tu wszystko jest jasne: psychopatka, najpierw usi�owa
�a rzuci� si� pod poci�g, potem wyskoczy�a przez okno. Sama,
nikt jej nie zmusza�!
- Przynajmniej ustalcie, jak si� nazywa.
- Jest pani wolna - wycedzi� kamiennym g�osem i doda�
troch� �agodniej: - Niech pani wst�pi do szpitala, znaleziono
tam pani kom�rk�.
Do szpitala by�o zaledwie par� krok�w, wi�c ju� po chwili
wchodzi�am na znajomy dziedziniec. Nic tu nie przypomina�o o
tragedii. Piel�gniarka w izbie przyj�� poda�a mi kom�rk�.
Postuka�am w klawisze - cisza. Albo wysiad�a bateria, albo si�
zepsu�a, przele�awszy ca�� noc w �niegu.
Nie mia�am ochoty wraca� do domu. Chc�c si� troch� rozerwa�,
ruszy�am w stron� supermarketu: pogadam ze sprzedawczyniami,
kupi� troch� niepotrzebnych rzeczy.
- Dario Iwanowno - us�ysza�am wo�anie dr�niczki Lusi -
prosz� poczeka�, oddam pani torebk�.
- Jak� torebk�? - zdziwi�am si�.
Nie cierpi� torebek, potrzebne rzeczy nosz� najcz�ciej w
kieszeni, ale Lusia ju� podawa�a mi malutk� kopert� na' d�ugim
pasku.
- Kolejarze robili obch�d i znale�li j� dok�adnie w
miejscu
zdarzenia, od razu pomy�la�am, �e to pani j� zgubi�a, biegn�c
do tej psychopatki. To drogie cacko, nie �adna tam mas�wka.
W milczeniu wzi�am od niej prostok�cik. Nie, nigdy czego�
takiego nie mia�am, to cude�ko nale�a�o na pewno do zmar�ej.
Odnios� na milicj�. Mo�e s� w niej dokumenty.
- To straszne - trajkota�a Lusia. - Co za potworno��.
Zesz�ego lata zgin�� tu m�czyzna, by� pijany. Wysiad� z poci�gu,
po�o�y� si� tam, przy s�upku i zasn��. Widocznie we �nie stoczy�
si� z nasypu, akurat prosto pod ko�a pospiesznego. A trzy lata
temu Kafka wpad�a pod drezyn�, ale prze�y�a... cho�, m�wi�c
szczerze, lepiej by by�o, gdyby zgin�a. Uci�o jej nogi. Ani �y�,
ani umrze�.
Poci�gn�a nosem. S�ucha�am uprzejmie, czekaj�c, a� wyschnie
ten potok wspomnie�. Na dobr� spraw�, powinnam od razu
odej��, ale wtedy Lusia by si� obrazi�a, a wcale tego nie chcia�am.
To dzielna, nieszcz�liwa kobieta, d�wigaj�ca na swoich barkach
m�a alkoholika i dwoje dzieci w wieku szkolnym.
- A ja j� widzia�am. - Lusia zmieni�a temat.
- Kogo?
- No, t� wariatk�, co si� zabi�a.
- Gdzie?
- A tutaj, u nas, na dworcu. To by�o na pocz�tku marca, wesz�a
do sklepu. My�l�, �e by�a z sanatorium.
Popatrzy�am na prawo. Na wzg�rzu, jaki� kilometr od stacji
znajdowa� si� Dom Pracy Tw�rczej dla pisarzy, kt�ry miejscowa
ludno�� zwyk�a nazywa� sanatorium. By�am tam ze dwa razy u
znajomych. Mieszka si� wygodnie, du�e pokoje, komfortowe
�azienki, telewizor, telefon, lod�wka... Ale jedzenie okropne,
dlatego literaci s� cz�stymi go��mi miejscowych sklepik�w.
�atwo ich rozpozna� - panie niezale�nie od wieku wbite w bia�e
spodnie i obwieszone bi�uteri�: bursztyny, kolczyki z wielkimi jak
m�y�skie ko�a uralskimi kamieniami, srebrne bransolety i
�a�cuszki, a m�czy�ni obowi�zkowo w d�insach i kamizelkach.
Z daleka wygl�daj� na podstarza�ych wyrostk�w. Je�li zmar�a
naprawd� tam przebywa�a, to w biurze musz� mie� jej dane. Nie
m�wi�c ju� o tym, �e na pewno jest tam pe�no bab, kt�re wiedz�
o biedaczce wszystko.
Uradowana, zawr�ci�am z powrotem do �ledczego. Ale przy jego
biurku siedzia�a zap�akana baba.
- Prosz� poczeka� - powiedzia� do mnie bez entuzjazmu.
Usiad�am pos�usznie na korytarzu i otworzy�am torebk�.
Nie by�o w niej niczego: ani dowodu, ani kosmetyk�w, ani
portmonetki, nawet chusteczki do nosa czy grzebienia. Jedynie
ma�a, starannie z�o�ona kartka papieru. Rozwin�am j�
odruchowo.
Kola, ju� d�u�ej nie mog�. Wiedz, �e ju� wi�cej nie b�d� si�
kaja�. Zrzuci�am okowy. Wiem, �e to g�upio b�aga� o
wsp�czucie, ale nie pr�buj szuka� Wieroczki. Tak, masz racj�,
moja c�rka �yje, ale ty nigdy, s�yszysz, nigdy jej nie dostaniesz.
Lepiej niech umrze �mierci� g�odow�, co zapewne nast�pi, kiedy
mnie zabraknie, bo nie b�dzie komu jej karmi�, jest zamkni�ta
sama jedna. Ulituj si� wi�c, zostaw j�, niech po prostu umrze, nim
zrobisz z niej potwora, tak jak ze mnie. Ale je�li mnie nie
pos�uchasz i zaczniesz poszukiwania, pami�taj, wr�c� z tamtego
�wiata, �eby si� na tobie zem�ci�. Nie mam nic do stracenia, i tak
r�ce a� po �okcie unurza�am we krwi niewinnych ofiar.
�egnaj! Lonia, Kostia, Zora, wybaczcie mi, nie chcia�am was
zabi�.
Ani podpisu, ani daty. Patrzy�am os�upia�a na kartk�, zapisan�
starannym, prawie dziecinnym pismem. Tak pisz� pry-muski,
duma szko�y, mamina pociecha. Jedynie tre�� listu budzi�a
dreszcz.
Drzwi do gabinetu uchyli�y si�, szlochaj�ca babina, szuraj�c
rozcz�apanymi botkami, skierowa�a si� do wyj�cia.
- No, co tam jeszcze? - warkn�� kapitan.
W milczeniu po�o�y�am przed nim torebk�. Przeczyta� list,
nast�pnie westchn�� i zapyta�:
- I co?
- Lusia, dr�niczka, znalaz�a j� i odda�a.
- Brednie wariatki - burkn�� i wyj�� marlboro.
Drogie papierosy jak na zwyk�ego gliniarza.
- Lusia wspomnia�a te�, �e widzia�a zmar�� wielokrotnie
na dworcu - nie ust�powa�am.
- Jedna baba drugiej babie - skomentowa� lekcewa��co. -
Te� mi zeznania!
- Prosz� pos�ucha� - tym razem podnios�am g�os - jak panu nie
wstyd! Przecie� przeczyta� pan ten okropny przed�miertny list,
kt�ry ka�e przypuszcza�, �e za samob�jstwem
kryje si� co� strasznego, jakie� zab�jstwa, zbrodnie... I pozosta�a
dziewczynka, Wiera...
Kapitan wyci�gn�� lew� r�k� i w��czy� elektryczny czajnik.
- Po pierwsze, bez wrzask�w, po drugie, kto powiedzia�,
�e list napisa�a samob�jczyni, nie ma ani podpisu, ani daty...
Niedaleko jest dom pisarzy, kt�ry� zgubi� pewnie r�kopis...
Patrzy�am w os�upieniu na tego potwora, rzekomo str�a prawa,
kt�ry spokojnie ci�gn��:
- Torebka mog�a si� tam od dawna poniewiera�.
D�gn�am palcem w drog�, prawie now� sk�r�.
- Ale torebka jest w doskona�ym stanie, chyba nietrudno
sobie wyobrazi�, jak by wygl�da�a, gdyby poniewiera�a si�
gdzie� przez tydzie�?
Kapitan r�bn�� r�k� w st�. Plik kartonowych teczek
podskoczy� i opad� na miejsce, wzbijaj�c kurz.
- Prosz� - wysycza� w�ciek�y. - Widzi pani, ile mam
spraw.
I informuj�, �e wszcz�to �ledztwo na okoliczno�� wyskocze
nia z okna, a nie rzucenia si� pod poci�g - takiej sprawy nie
ma. A w powy�szej wszystko jest jasne, to by�o samob�jstwo.
Dlatego zamkn��em dochodzenie. Jak rodzina si� zaniepokoi,
zacznie jej szuka�. I po co te j�ki i pretensje...
Jak zamurowana s�ucha�am tej jego ko�lawej, nieporadnej
przemowy. W pierwszej chwili nawet nie zrozumia�am, co ten
Cycero usi�uje powiedzie�. Jedno by�o jasne - za wszelk� cen�
chcia� si� pozby� k�opotu. �adnego �ledztwa nie b�dzie, po
miesi�cu uznaj� zmar�� za NN, wydadz� zgod� na pochowanie i
koniec... finita la commedia.
Kapitan oboj�tnie pali� papierosa. Wzi�am ze sto�u torebk� i
ruszy�am do drzwi.
- Ej, ej, prosz� zostawi� dow�d rzeczowy!
- Po co on panu? - zapyta�am wyzywaj�co.
- Nale�y przestrzega� przepis�w - o�wiadczy� nieoczeki
wanie.
My�la�by kto, jaki praworz�dny! Pewnie wymy�li�, �e
sprezentuje torebk� �onie! O, niedoczekanie!
- To moja w�asno�� - powiedzia�am bezczelnie. - Zgubi
�am j�, gdy �ci�ga�am biedaczk� z tor�w. Je�li spr�buje mi j�
pan odebra�, za chwil� przyprowadz� tu �wiadk�w!
- Wynocha st�d! - wrzasn��.
Wysz�am i z ca�ej si�y trzasn�am drzwiami, a� zad�wi�cza�y
szyby. To naprawd� okropne, �e w milicji pracuj� podobne
indywidua.
Na ulicy �wieci�o s�o�ce. Panowa� radosny gwar, wszyscy
cieszyli si� z nadchodz�cej wiosny. Dwa ma�e kundelki z cichym
powarkiwaniem odbywa�y pod p�otem akt przed�u�enia gatunku.
Nikogo nie obchodzi tragicznie zmar�a kobieta. Nie, nie by�a
chora umys�owo. Taki list m�g� napisa� jedynie cz�owiek w
skrajnej desperacji. Kim jest Kola? Gdzie szuka� Wiery? Dlaczego
przed�miertny list znalaz� si� w torebce? Wzi�a j� ze sob�? Ale
jak zamierza�a przekaza� adresatowi? Brak numeru telefonu
nieznanego Koli, brak nazwiska. A mo�e to naprawd� stronica z
jakiego� krymina�u...
W �o�kinie mieszkamy ju� kilka lat. Od czasu, gdy
nieoczekiwanie dla nas samych przeobrazili�my si� w �nowych
Rosjan". Nie znaczy to bynajmniej, �e nale�ymy do jakiej� grupy
przest�pczej albo wzbogacili�my si� na nielegalnym handlu
zasobami energetycznymi. Sprawa jest znacznie prostsza i o wiele
bardziej interesuj�ca.
Przez ca�e lata ja i moja przyjaci�ka Natasza mieszka�y�my w
ma�ym dwupokojowym mieszkanku w bloku, obie by�y�my
lektorkami francuskiego na pewnej zapyzia�ej uczelni, obie
biega�y�my po mie�cie, daj�c korepetycje, wsp�lnymi si�ami
pr�buj�c zapewni� utrzymanie dwojgu dzieciom - Ar-kademu i
Maszy. Pieni�dzy zawsze by�o za ma�o, w lod�wce cz�sto
straszy�y puste p�ki. �adna z nas nie mia�a krewnych, czyli
znik�d pomocy. W dodatku by�y m�� Nataszy sobie tylko
znanymi sposobami wymeldowa� j� z mieszkania i Natalia
znalaz�a si� dos�ownie na ulicy. W tym czasie ja mia�am ju� za
sob� cztery ma��e�stwa, a w domu dzieci i gromadk� zwierz�t.
Naturalnie Natalia wprowadzi�a si� do nas. Od dawna
uwa�a�y�my si� za siostry.
Poj�cia nie mam, jak by�my przetrwali pierestrojk� i dzikie
rosyjskie reformy, gdyby nieoczekiwanie Natalia nie wzi�a �lubu
z Francuzem i nie wyjecha�a do Pary�a. Od tej pory wydarzenia
potoczy�y si� z b�yskawiczn� szybko�ci�. Nie zd��yli�my
odwiedzi� ich w Pary�u, gdy jej m��, baron Jean
McMayer, zosta� zamordowany. Natasza by�a jedyn�
spadkobierczyni�. A by�o co dziedziczy�: dwupi�trowy dom w
presti�owej dzielnicy Pary�a, kolekcja unikatowych obraz�w,
kt�re zacz�� zbiera� jeszcze pradziad McMayera �wietnie
prosperuj�cy interes i takie konto w banku, �e mylili�my si�,
usi�uj�c przeliczy� zera.
Francuzi do�� podejrzliwie traktuj� obcokrajowc�w, ale
Natasza ju� od dawna mia�a obywatelstwo francuskie. Za
niewielk� wzi�tk� wydano mi w jednym z moskiewskich urz�d�w
stanu cywilnego metryk�, potwierdzaj�c� nasze pokrewie�stwo.
Fa�szerstwo by�o tym �atwiejsze, �e obie po ojcu by�y�my
Iwanowne i mia�y�my takie samo nazwisko panie�skie -
Wasiljewa. Z si�str z wyboru przemieni�y�my si� w siostry krwi.
Musia�am tylko zmieni� imi� mojego dziadka i dane matki. Co te�
si� sta�o dzi�ki pomocy pracownicy archiwum, chciwie zerkaj�cej
na pude�eczko, w kt�rym rzuca�y ognie pi�kne brylantowe
kolczyki.
Teraz ka�dy w naszej rodzinie ma dwa paszporty, niebieski -
francuski i czerwony - rosyjski. Kapita� zosta� ulokowany za
granic�. Interes prowadz� profesjonali�ci. Nieoczekiwanie
znale�li�my si� na szczytach dobrobytu. Nasze �ycie sk�ada si�
obecnie z przejazd�w, a �ci�lej przelot�w na trasie: Moskwa -
Pary�, Pary� - Moskwa. Masza przebiegle postanowi�a ucz�szcza�
jednocze�nie do dw�ch college'�w. Jeden mie�ci si� w zau�ku
Diegtiarnym, drugi na avenue Foch. I tu, i tam patrz� przez palce
na nieobecn� przez p� roku uczennic�, ale gdy tylko si� pojawi,
zaczynaj� j� zadr�cza�. Maniu-nia nie ma lekko, program w obu
szko�ach jest r�ny i biedne dziecko bez ko�ca zdaje jakie�
zaliczenia, egzaminy, pisze prace kontrolne i referaty.
Dziewczyna twardo postanowi�a zosta� doktorem Ojboli, wi�c
wieczorami biega do Instytutu Weterynarii i przygotowuje si� do
egzamin�w wst�pnych. W dodatku pedagodzy wykorzystuj�
nietypow� uczennic� jako kuriera: Maniunia wiecznie taszczy w
t� i z powrotem ci�kie torby, wypchane pismami i ksi��kami. W
sierpniu wioz�a nawet do paryskiego Instytutu Weterynarii
szkielet jakiego� prehistorycznego zwierzaka - ni to kr�lika
szabloz�bego, ni to rogatego kota... Samolot wpad� w dziur�
powietrzn�,
I pude�ko si� wywali�o i biedaczka przez reszt� lotu pe�za�a pod
fotelami wsp�pasa�er�w, zbieraj�c ponumerowane ko�ci... Ale
Mania nigdy nie narzeka. Ma cudowny charakter, jest weso�a,
otwarta i niezwykle pracowita.
Arkady jest adwokatem. Kicia ma dyplom Instytutu J�zyk�w
Obcych i pisze teraz prac� doktorsk�.
Ja z miejsca rzuci�am prac�. Po dziurki w nosie mia�am
wciskania ca�ymi latami podstaw gramatyki francuskiej w leniwe
g�owy student�w uczelni technicznej. Zm�czy�o mnie codzienne
wstawanie o si�dmej, gdy trz�s�c si� z niewyspania, grza�am
d�onie o fili�ank� kawy. Na pocz�tku po prostu omdlewa�am ze
szcz�cia, schodz�c do jadalni oko�o po�udnia. Dni mija�y na
s�odkim nier�bstwie. Wysypia�am si�, jad�am, czyta�am, wr�cz
po�yka�am ukochane krymina�y i po p� roku... zbrzyd�o mi to
serdecznie. Okaza�o si�, �e nier�bstwo jest te� m�cz�ce.
Rozejrzawszy si� wok� siebie, zorientowa�am si�, �e nie ma dla
mnie �adnego zaj�cia. Dzieci ju� wyros�y, potrzebuj� mnie od
przypadku do przypadku. Bli�niaczki maj� dyplomowan�
opiekunk�, kt�ra rodzonej babci wydziela dziesi�� minut dziennie
na zabaw� z ukochanymi wnukami. Podejrzewam nawet, �e po
moim wyj�ciu z pokoju dziecinnego Serafima Iwanowna myje
A�k� i Wa�k� w trzech wodach, �eby pozby� si� przyniesionych
przeze mnie zarazk�w. Jedyn� pociech� jest to, �e rodzic�w w
og�le do dzieci nie dopuszcza, o�wiadczaj�c na przyk�ad gro�nie:
- Wracacie z miasta, a tam epidemia �winki, m�wili w
tele
wizji.
W Moskwie w jej mniemaniu a� k��bi si� od wszelkich infekcji i
odpowiedzialna niania gotowa jest powstrzymywa� je
w�asn� piersi�.
Kobiety niepracuj�ce zazwyczaj wy�ywaj� si� w gospodarstwie
domowym. Ale i w tej dziedzinie nie dane mi by�o si� wykaza�.
S�u��ca Irka, gdy kiedy� pr�bowa�am wyczy�ci� dywan w salonie,
z�apa�a ze z�o�ci� pior�cy odkurzacz i chyba z godzin� szorowa�a
jasny puszysty w�os, burcz�c gniewnie:
- Co za pomys�, �eby zmywa� dywan mokr� szczotk�!
Tylko brud si� rozmaza�! Ca�kiem bez poj�cia!
Nast�pnie zerkn�a na mnie spod oka i powiedzia�a:
- Dario Iwanowno, niech pani zabroni tym swoim m�dralom
niszczy� pokrycia. Skoro nie wiedz�, jak maj� sprz�ta�, to niech
si� nie bior�.
Musia�am wi�c unika� �cierki i miot�y niczym d�umy. A do
kuchni nawet nie pr�bowa�am wchodzi�. Tam kr�lowa�a
Ka-tierina, kobieta surowa i ci�ta w j�zyku. Po pierwsze, i tak na
pewno mnie przegoni, a po drugie, szkoda domownik�w. Tak si�
ucieszyli, gdy zjawi�a si� Katia i przesta�am preparowa� jajecznice
i omlety. B�g nie obdarzy� mnie talentem kulinarnym, w kuchni
zupe�nie trac� g�ow�. Szczerze m�wi�c, w og�le nie mog� si�
pochwali� jakimi� konkretnymi zdolno�ciami - nie maluj�
obraz�w, nie pisz� powie�ci, a �piewam tak, �e nasze liczne
zwierzaki wiej� gdzie pieprz ro�nie. Chocia� chwileczk�, mam
pewien talent - rzadk�, przedziwn� umiej�tno�� pakowania si� w
najr�niejsze hece. je�li, na przyk�ad, z parapetu spada garnek z
zup�, wyl�duje on na mojej g�owie, to pewne jak dwa razy dwa
cztery. Ile� to razy kto� wpl�tywa� mnie w okropne perypetie!
Najwyra�niej i tym razem w co� wdepn�am, bo oto nogi same
nios� mnie w stron� Domu Pracy Tw�rczej.
�elazna brama by�a otwarta, ani �ladu jakiejkolwiek ochrony.
Pisarze nie bali si� napadu. Albo nie mieli niczego, na co warto
by si� po�akomi�, albo uwa�ali, �e s�awa wystarczy, by ochroni�
ich przed z�odziejami.
D�uga alejka, obramowana topniej�cymi zaspami, zaprowadzi�a
mnie wprost do jednopi�trowego budynku z bia�ymi kolumnami.
Dom przypomina� klasyczny dw�r szlachecki z dziewi�tnastego
wieku - cz�� g��wna i dwa jednakowe skrzyd�a. Ale na frontonie
widnia�a gipsowa, otwarta ksi��ka i data: 1955. Drzwi wej�ciowe
osza�amia�y wspania�o�ci�, masywne, d�bowe, z ci�kimi, prawie
metrowymi klamkami z br�zu.
Z trudem je uchyli�am i w�lizgn�am si� do ogromnego holu.
Cisza. Z prawej strony szatnia, z lewej wielki kredens wype�niony
naczyniami i stanowisko portiera. Z przodu sta�o kilka kanap,
wy�cie�anych foteli i zegar stoj�cy. Pod�ogi wy�o�one by�y z lekka
przetartymi czerwonymi chodnikami. A�
si� prosi, by postawi� w�r�d tych �liczno�ci trybun� z karafk�.
Troch� dalej by�y bia�e marmurowe schody z szerokimi
por�czami.
W grobowej ciszy rozleg�y si� dziwne, skrzypi�ce d�wi�ki, a
potem jakby brz�czenie patelni i kaszel. Wzdrygn�wszy si� mimo
woli, odwr�ci�am si� i odetchn�am z ulg� - stary zegar, idealnie
na�laduj�c skurcz oskrzeli, usi�owa� wybi� godzin� obiadu.
Za moimi plecami rozleg�o si� uprzejme prychanie; obejrza�am
si�. Z korytarza niespiesznie wynurzy� si� masywny kosmaty pies.
++Du�a g�owa ze zwisaj�cymi uszami i g�sta czarna sier��
wskazywa�y na pokrewie�stwo z czarnymi terie+rami. D�ugie
cienkie nogi mog�y �wiadczy� o domieszce krwi dobermana. Na
wszelki wypadek odezwa�am si� przymilnie:
- Dobry piesek, m�dry piesek...
- On nie umie gry�� - us�ysza�am gdzie� z sufitu i zn�w a�
podskoczy�am. D�wi�ki rodzi�y si� w tym sanatorium jakby
z niebytu.
Po marmurowych schodach schodzi�a kobieta. Pi�kny uniform,
schludna fryzura jak prosto od fryzjera, dyskretny makija�, zapach
staromodnych, ale zawsze przyjemnych perfum Climat.
- Sp�ni�a si� ju� pani na �niadanie! - skarci�a mnie
z uprzejmym u�miechem. - Chce pani pok�j na pierwszym
pi�trze?
- Nie, nie - pospieszy�am wyprowadzi� j� z b��du. - Nie
mam skierowania...
- Wobec tego prosz� wybaczy� - powiedzia�a dama suro
wo - ale na naszym terenie wolno przebywa� tylko cz�onkom
zwi�zku literat�w, ich bliskim i przyjacio�om.
- Przepraszam, mieszkam po s�siedzku w osiedlu willo
wym...
Us�yszawszy o �o�kinie, dama zn�w rozkwit�a i sta�a si� nawet
bardziej mi�a ni� na pocz�tku.
- Bar jest czynny od pi�tej.
- Och, nie o to chodzi. Prosz� sobie wyobrazi�, �e by�am
w sklepie, po�o�y�am r�kawiczki i torebk� na stoliku, a gdy po
chwili je wzi�am, okaza�o si�, �e to nie moje. Sprzedawczyni
powiedzia�a, �e jaka� inna klientka pomyli�a si� i zabra�a moje.
Podobno jest waszym go�ciem. Taka czarnow�osa, czarnooka,
oko�o trzydziestki...
- To pewnie Nina Waganowna Sundukian - o�wiadczy�a
dy�urna. - Zajmuje pok�j na daczy.
- Gdzie? - zdziwi�am si�.
- Prosz� skr�ci� za budynkiem i �cie�k� p�j�� w stron�
p�otu, stoi tam domek, drewniany. Pewnie, �e to dziwne...
- Co?
- Zim� nikt tam zazwyczaj nie mieszka. Nawet latem nie
ch�tnie daj� si� tam zakwaterowa�, jedynie wtedy, gdy
w g��wnym budynku nie ma wolnych miejsc. Na daczy nie
ma wyg�d, toaleta na korytarzu. Gdy pani Sundukian przyje
cha�a, zaproponowa�am jej, by zamieszka�a tu, na pierwszym
pi�trze. Pok�j pi�kny, z balkonem, z alkow�... A ona: �Nie,
chc� tam, gdzie jest jak najmniej os�b". M�wi� jej - przecie�
to zima, nie sezon, w budynku jest najwy�ej dziesi�� os�b.
Nie, upar�a si�, zale�y mi na spokoju. Twoja sprawa, pomy�la
�am, chcesz, to lataj po mrozie, �eby wzi�� prysznic. Inni pisa
rze wrzask podnosz�, kiedy proponuje im si� t� cha�upk�,
a tymczasem ta sama si� naprasza.
- Cz�sto przyje�d�a?
- To by� pierwszy raz i mam nadziej�, �e ostatni.
- Dlaczego pani tak m�wi?
Znudzona administratorka wyci�gn�a papierosy. Wyra�nie
cieszy�a j� okazja do poplotkowania z osob� postronn�.
- Do nas przyje�d�aj� ludzie dobrze wychowani, na og�
starsi. M�odym si� nudzi - ani basenu, ani dyskoteki, �adnych
koncert�w. A i wy�ywienie jest, tak mi�dzy nami, nie najlep
sze. Ale cz�onkowie zwi�zku pisarzy i ich rodziny p�ac� tu p�
ceny, maj� zni�ki. Dlatego przysy�aj� nam babcie i dziadk�w.
A co oni maj� niby robi�? Jedynie nazwa brzmi dumnie -
Dom Pracy Tw�rczej! Od dawna nikt tu niczego nie tworzy.
Spaceruj�, rozmawiaj�. G��wne atrakcje to �niadanie, obiad
i kolacja. Wtedy wszyscy s� razem, kobiety wymalowane,
w naszyjnikach. Godzinami siedz� przy stole, snuj� wspo
mnienia. Nic dziwnego, inaczej umarliby z nud�w. A Nina
Waganowna zawsze przychodzi�a ostatnia. Na �niadaniu
i obiedzie w og�le si� nie pokazywa�a, kolacj� �yka�a w po�piechu
i do swojej dziupli. Ca�ymi dniami siedzia�a zamkni�ta na g�ucho.
Raz zagadn�am j� uprzejmie: �Nie nudno tak samej? Mog� da�
pani pok�j w g��wnym budynku". A ta jak nie wrza�nie: �Czego
si� pani wtr�ca? Zap�aci�am za pobyt i chc� odpocz�� w spokoju,
prosz� mnie zostawi�!".
Wyj�tkowo niemi�a osoba. Dlatego niech si� pani nie zdziwi,
je�li rzuci pani te r�kawiczki w twarz.
Dacza rzeczywi�cie sta�a na uboczu. Niski drewniany domek,
ob�a��cy z farby. W �rodku czerwone chodniki i kilkoro drzwi,
wychodz�cych na korytarz. Wszystkie, opr�cz ostatnich,
zamkni�te.
Pok�j by� zadziwiaj�co zgrzebny. Stare ��ko z porysowanymi
drewnianymi szczytami, fotel, kt�rego obicie pami�ta�o lepsze
czasy, nocna szafka i w�ski, prawie �ysy dywanik. Przy oknie
przycupn�o skromniutkie biurko. Blat, niegdy� na wysoki po�ysk,
upstrzony by� bia�ymi plamami. Najwyra�niej mieszkaj�cy tu
lokatorzy stawiali na nim fili�anki z gor�c� herbat�. Parkiet
wymaga� natychmiastowego cyklinowania, a zas�ony do z�udzenia
przypomina�y zmi�te szmaty. Obrazu dope�nia�a ma�a lod�wka
Morozko i przedpotopowy czarno--bia�y telewizor Rubin. A ja
zawsze uwa�a�am, �e literaci mieszkaj� w przytulnych i
komfortowych pokojach...
Podesz�am do w�skich drzwi �ciennej szafy i zajrza�am do
�rodka - by�y w niej tylko wieszaki. Na r�wniutko za�cielonym
��ku nie le�a�a nocna koszula, na szafce nie by�o ksi��ek ani
lekarstw, w og�le niczego. Jedynie na parapecie poniewiera� si�
plastikowy grzebie�. Mi�dzy jego z�bami tkwi�o kilka d�ugich
czarnych w�os�w. Wygl�da na to, �e zmar�a kobieta to istotnie
Sundukian. Ale gdzie podzia�y si� jej rzeczy?
Rozdzia� 3
Administratorka, zapewne dostrzeg�szy mnie przez okno, uchyli�a
drzwi i zawo�a�a:
- Och, przepraszam, wprowadzi�am pani� w b��d. Podesz�am do niej.
- To jest Sofia Jemieljanowna, wczoraj mia�a dy�ur -
terkota�a, wpuszczaj�c mnie do holu. - M�wi, �e pani Sundukian
wyjecha�a po �niadaniu.
- W�a�nie - potwierdzi�a stoj�ca obok niej pulchna kobie
ta, okutana w kraciast� chustk�. - Ni z tego, ni z owego po
wiedzia�a: �Tu s� klucze, wyje�d�am". Zapisa�am to w ksi��ce
go�ci.
- To bardzo dziwne. - Administratorka a� klasn�a. - Za
p�aci�a za ca�y miesi�c...
- Z tymi pisarzami to nie dojdzie si� do �adu - prychn�a
Sofia Jemieljanowna. - Nigdy nie wiadomo, co im do g�owy
strzeli, wsiad�a do samochodu i tyle j� widzieli!
- Jak to do samochodu? - zdziwi�am si�.
- A co w tym dziwnego? - obruszy�a si� Sofia Jemielja
nowna. - Rano przyjecha� po ni� jaki� m�czyzna. Pewnie
m��. Torb� podr�n� schowa� do baga�nika. Nic, tylko si�
rozchorowa�a.
- Dlaczego tak pani s�dzi?
- Blada by�a jak �mier�, na pewno chora. M�� tak troskli
wie, podtrzymuj�c za �okie�, usadza� j� w samochodzie, a ta
r�k� wyrwa�a: �Nie dotykaj mnie, Niko�aju!". I z jak� z�o�ci�
to powiedzia�a! M�� taki uprzejmy, u�miechni�ty, a� z tego
wszystkiego torb� cudack� upu�ci�.
- Cudack� torb�?
- A jak�e - roze�mia�a si�. - Doros�a kobieta, a mia�a ze
so
b� jasnoczerwon� torb�. Pe�no na niej by�o napis�w �Disney-
land" i mordek tych wszystkich kaczor�w, psiak�w i krasno
ludk�w. Kto kupuje co� takiego? Ale co chcie� - pisarka!
- Czy mog� dosta� jej adres i telefon?
- Nie mamy - odpowiedzia�a administratorka. - Niech si�
pani zwr�ci do Funduszu Literackiego przy ulicy Usijewicza,
tam si� pani dowie.
Wcisn�am do kieszeni kartk� z adresem Funduszu Literackiego
i ruszy�am do domu.
Ju� otwieraj�c bram�, spostrzeg�am, �e dzieje si� co� dziwnego.
Na podw�rzu, obok drzwi wej�ciowych, sta�a ci�ar�wka. Kilku
m�czyzn wyci�ga�o z niej meble. Zdr�twia�am i na mi�kkich
nogach przecisn�am si� do holu. Pozostawa�a
nik�a nadzieja, �e to Oldze nagle odbi�o i postanowi�a kupi�
jeszcze ze dwie kanapy, fotele i krzes�a. Ale w przedpokoju
nadzieja rozwia�a si� jak dym, poniewa� pozna�am zabytkowy
mahoniowy kredens i przypomnia�am sobie, do kogo nale�a�.
Ka�dy medal ma dwie strony. Je�li nagle staniecie si� bogaci,
mo�ecie by� absolutnie pewni, �e wasi krewni nagle przypomn�
sobie o wi�zach rodzinnych. Najdalsi znajomi zaczn� was
odwiedza�, a cz�sto te� przysy�a� swoje dzieci, babcie, by�e �ony
z do�� nachaln� pro�b� o pieni�dze... R�ni ludzie mieszkaj� u
nas miesi�cami, a domownicy s� szcz�liwi, je�li nie jest to
rodzina, bo w przeciwnym razie go�cie bez opami�tania -w�a��
nam na g�ow� i uwa�aj�, �e nale�y im si� od nas szczere uczucie i
czas, wszelkie ��dania t�umacz�c w jeden spos�b: przecie�
jeste�my rodzin� lub prawie rodzin�.
Zapewne wszyscy dobrze znaj� sytuacj�, gdy na progu staje
ciotunia z Kiemierowa z dw�jk� dzieciak�w albo dziadzio
Sybirak, kt�ry zapragn�� nacieszy� si� moskiewskimi krewnymi
przez miesi�c lub dwa... Z walizek wyci�gaj� zazwyczaj podobne
prezenty: pude�ko niejadalnych czekolado-podobnych pralinek
albo butelk� z tajemnicz� nazw� - �A�taj ska gorzka" lub �Balsam
permski".
Ale dzisiaj nie nawiedzili mnie, niestety, poczciwi
prowincjusze, lecz sz�sta �ona mojego trzeciego m�a, Maksa
Pola�-skiego, Alisa. Tylko po jakie licho przytaszczy�a ze sob�
meble? Spokojnie, zaraz si� wszystkiego dowiem, bo oto Aliska z
roz�o�onymi ramionami p�dzi mi na spotkanie.
- Daszka - zaszczebiota�a, trzepocz�c sztywnymi od tuszu
rz�sami - Daszka, sto lat si� nie widzia�y�my!
Aliska jest niespe�nion� baletnic�. Je�li cho� raz widzieli�cie
Jezioro �ab�dzie, to zapewne pami�tacie scen�, gdy wok� du�ego
ko�a, obci�gni�tego foli�, co ma imitowa� sadzawk�, ta�czy stado
�ab�dzi. �Ptaszki" ustawione s� w rz�dy, a jest ich siedem. Tych,
kt�re ta�cz� w ostatnim, si�dmym, w og�le nie wida�. Tak�
w�a�nie parti� ta�czy�a Alisa. Na dodatek w teatrze Bolszoj, ale w
zespole �Nowy rosyjski klasyczny", moim skromnym zdaniem,
trudno o bardziej krety�sk� nazw�.
- Przyjmiesz mnie na troch�? - zapyta�a przymilnie
Alisa,
potrz�saj�c jaskraworudymi w�osami.
I w tej samej chwili g�os jej si� zmieni� i rykn�a:
- No i gdzie leziesz, cholero! Nie widzisz, barani �bie, �e
rysujesz fornir!
Tragarze, pora�eni takim s�ownictwem w ustach damy o
arystokratycznym wygl�dzie, omal nie upu�cili kom�dki.
- No ju�, wnosi� - dyrygowa�a Aliska, machaj�c
drobnymi
�ylastymi d�o�mi. - Co�cie tak g�by rozdziawili! Prawdziwe
cymba�y!
Westchn�am ci�ko, patrz�c, jak jej drobna, zgrabna figurka,
obleczona w czarne legginsy, miota si� mi�dzy zwalistymi niczym
szafy m�czyznami.
M�j trzeci m��, Maks Pola�ski, to pies na kobiety. Jest
absolutnym, niereformowalnym babiarzem, co te� sta�o si�
powodem naszego rozwodu. Szczeg�lnie gustuje w chudych
damach o rudawych w�osach, a �ci�lej m�wi�c - o w�osach we
wszelkich odcieniach rudego, od jasnomarchewkowego po
ogni�cie pomara�czowy. Ja znalaz�am si� w�r�d nich
przypadkowo. Kiedy�, przygl�daj�c si� w lustrze swoim
jasno-blond kosmykom, uzna�am, �e s� bez wyrazu. Wtedy nie
mo�na by�o jeszcze kupi� markowych farb do w�os�w, dlatego
bez zb�dnego zastanawiania si� kupi�am chn� i obficie
na-pa�ka�am sobie na g�ow�.
Efekt przeszed� wszelkie oczekiwania. Gdy po godzinie zmy�am
lepk� zielon� brej�, moim oczom ukaza�o si� co�, co do z�udzenia
przypomina�o lisie futro jesieni� - niezwykle czerwone i l�ni�ce. I
trzeba trafu, �e tego w�a�nie dnia los zetkn�� mnie z Maksem!
Pochlebiam sobie jednak, �e wyr�niam si� spo�r�d �on Maksa
nie tylko kolorem w�os�w (rudy by� jedynie epizodem), ale te�
charakterem. Mi�y, u�miechni�ty, kulturalny Maksik jakby
umy�lnie dobiera� sobie �ony na jedno kopyto - same cholery.
Mam cich� nadziej�, �e ja jestem jednak inna. A to dlatego, �e
w�a�nie do mnie zwr�ci� si� o pomoc by�y m�ulek, gdy fa�szywie
oskar�ony znalaz� si� w wi�zieniu.
Pola�ski najzwyczajniej w �wiecie nie jest w stanie prze�y�
z kobiet� wi�cej ni� dwa lata, a jego wszystkie romanse
przebiegaj� wed�ug tego samego scenariusza: by�ej pani za�atwia
mieszkanie, daje spor� sumk� na otarcie �ez i nie chce o niej
wi�cej s�ysze�. Ja wypadam i z tego schematu. Odesz�am sama, na
w�asne �mieci, z jedn� walizeczk�. No, zgoda, Kiesza okaza� si�
z�odziejaszkiem, bo zabra� z mieszkania Maksa wielkiego,
wa��cego prawie szesna�cie kilogram�w kota Sebastiana, ale nie
mogli�my przecie� zostawi� naszego ulubie�ca. W okresie mojego
ma��e�stwa sta� mi si� bli�szy ni� m��.
Aliska natomiast jest uosobieniem wyobra�e� Maksa o �onie
idealnej: ognistoruda, drobna, kapry�na i nieprawdopodobnie
chciwa. Ale m�dra, wierna w przyja�ni, bardzo energiczna. Je�li
si� zdarzy, �e jej bliska znajoma znajdzie si� w szpitalu, Aliska,
ob�adowana siatami pe�nymi zakup�w, jedzie do jej mieszkania,
przygotowuje obiad, robi pranie, wyprowadza psa na spacer,
pociesza dziecko... W trudnych sytuacjach z pewno�ci� mo�na na
ni� liczy�. Nie nale�y si� jedynie dziwi�/ je�li po swoim powrocie
ze szpitala nakryje si� ukochanego m�a z Aliska w ��ku.
Ale ja mia�am z ni� zawsze �wietne uk�ady, nie musia�y�my si�
niczym dzieli�.
- Co si� sta�o? - zapyta�am.
Warkn�wszy jeszcze raz na tragarzy, odwr�ci�a si� do mnie
gwa�townie. Ruchy, jak wszystkie baletnice, mia�a bardzo
szybkie.
- Nic nie wiesz?
- Nie.
- Maks jest draniem i �obuzem!
Wszystko jasne. Ile razem prze�yli? Prawie rok. Czyli Po-la�ski
znowu przeprowadza �zmian� warty".
- Wyobra�asz sobie - piekli�a si� Alisa - ten wypierdek
niewydarzony chce si� mnie pozby�! Mnie!!! Przyszed�
przedwczoraj i o�wiadczy�: �Wybacz mi, Liso�ko, by�em z to
b� szcz�liwy, a teraz rozsta�my si� po przyjacielsku".
- A co ty na to? - zapyta�am, z g�ry wiedz�c, jaka b�dzie
odpowied�.
- Prosz� uprzejmie - wzruszy�a ko�cistymi ramionami. -
Ja to mam w nosie, ale jestem w�ciek�a, �e to
on pierwszy powiedzia� o rozwodzie.
- A co to za r�nica!
- Kolosalna - zaperzy�a si� Alisa. - Bo to on by�by porzu
conym m�em, a nie ja opuszczon� �on�. Paskudna rola! Ale
najgorsze, �e to taki dra�!
- Ale co si� sta�o?
- Kupi� mi ju� mieszkanie! W Krasnogorsku! Dwupokojo-
we! Nawet mnie nie uprzedzi�.
- I co w tym z�ego?
- Nigdy w �yciu! - Alisa a� si� zach�ysn�a. - Nie wyjad�
na prowincj�, w dodatku do dwupokojowej klity!
- Krasnogorsk to przecie� peryferie Moskwy.
- W�a�nie - wysycza�a - peryferie... Poda�am mu w�asne
warunki: b�d� �askaw za�atwi� mi mieszkanie w Kry�ackim,
co najmniej trzypokojowe!
- Po co ci takie du�e dla jednej osoby?
- A sk�d ci przysz�o do g�owy, �e dla jednej? Jest pewien
cz�owiek... On potrafi mi zapewni� odpowiedni poziom �y
cia...
- To po co naci�gasz Maksa na mieszkanie?
Alisa z oburzeniem potrz�sn�a zabytkowymi kolczykami.
Lekko licz�c, w ka�dym jej uchu wisia� niez�y samoch�d.
- A co, uwa�asz, �e mam odej�� go�a i bosa? Tyle czasu
si�
m�czy�am - i na pr�no? W �yciu! I mieszkanie kupi, i pie
ni�dzmi sypnie! Bo jak nie, to p�jd� do kontroli skarbowej
i powiem o ukrytych dochodach. A nie jest tego ma�o.
Biedny Maks! Za ka�dym razem, gdy udaje si� do urz�du stanu
cywilnego, wierzy, �e to po raz ostatni, i zdradza swojej kolejnej
ma��once tajemnice biznesowe.
- Dlatego - ci�gn�a Alisa - pomieszkam troch� u ciebie,
a meble zabra�am, �eby nowej damulce nie by�o zbyt przytul
nie. Masz prz