10010

Szczegóły
Tytuł 10010
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10010 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10010 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10010 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Daria Doncowa �PIJ, KOCHANIE Z rosyjskiego prze�o�y�a Ewa Niepok�lczycka �wiat Ksi��ki Tytu� orygina�u SPIAT USTA�YJE IGRUSZKI Projekt graficzny serii Ma�gorzata Karkowska Zdj�cia na ok�adce Flash Press Media Redaktor prowadz�cy Tomasz Jendryczko Redakcja Ewa Rojewska-Olejarczuk Redakcja techniczna Ma�gorzata Ju�wik Korekta Jadwiga Piller El�bieta Jaroszuk Copyright � by EKSMO Agency Inc. All rights reserved Copyright � for the Polish translation by Ewa Niepok�lczycka, 2005 �wiat Ksi��ki Warszawa 2005 Bertelsmann Media, Sp. z o.o. ul. Roso�a 10,02-786 Warszawa Sk�ad i �amanie Plus 2 Druk i oprawa Wroc�awska Drukarnia Naukowa * * * Rozdzia� 1 Marzec w tym roku by� ciep�y. Ju� oko�o dziesi�tego znikn�� �nieg, a po pi�tnastym z ziemi wysun�y nosy pierwsze �d�b�a trawy, oszo�omione mocnym s�o�cem. Moskwianie skwapliwie zrzucili futra, ko�uchy i ci�kie buty na grubych podeszwach. Mieli ich serdecznie do�� po ca�ej zimie. W mie�cie zaroi�o si� od dziewcz�t w lekkich kurteczkach i ch�opc�w w rozpi�tych p�aszczach. Nie mogli si� doczeka� upragnionej wiosny. Ale ja z rodzin� mieszkam za miastem, w �o�kinie, i cho� od obwodnicy Kolcowej dzieli nas jedynie pi�� kilometr�w, wko�o mamy las. W naszej okolicy zaspy ledwo zaczyna�y taja�. W pi�tek wieczorem, oko�o pi�tej, sz�am jak zwykle wzd�u� nasypu. To, �e dom wybudowali�my w tym miejscu, nie jest bynajmniej przypadkowe. Chcieli�my mieszka� jednocze�nie i w mie�cie, i na wsi, tote� wyb�r pad� na �o�kino. St�d do Twerskiej jest pi�tna�cie minut samochodem, pierwszorz�dna szosa pozwala unikn�� kork�w, nawet je�li jedzie si� do stolicy w niedziel� wieczorem. Nasz jednopi�trowy dom otaczaj� �wierki, warzywnika nie mamy, bo w ca�ej rodzinie brak amator�w grzebania si� w ziemi. Najbli�si s�siedzi nie pchaj� si� na si�� z przyja�ni�. Przez kilkana�cie lat zaprzyja�nili�my si� jedynie z bankierem So�omotinem i jego rodzin�. A to te� tylko dlatego, �e ich kot, wielki czarny przystojniak, regularnie odwiedza nasze kotki - tr�jbarwn� Kleopatr� i bia�� Fin�. Koci�ta, kt�re w efekcie tych odwiedzin pojawi�y si� na �wiecie, Masza nazywa �domino". Bo te� dok�adnie przypominaj� kostki domina - czarne z bia�ymi �atami Przez pierwszy tydzie� po przeprowadzce do �o�kina �yli�my w stanie bliskim euforii, ale do�� szybko zorientowali�my si�, �e miejsce to ma jednak do�� powa�ny mankament. W odleg�o�ci oko�o dw�ch kilometr�w biegnie linia kolejowa i ha�as ustawicznie kursuj�cych poci�g�w pocz�tkowo doprowadza� nas do sza�u. M�j syn Arkady o�wiadczy� nawet w pewnej chwili: - Do�� tego, sprzedajemy dom i budujemy gdzie indziej. Jego �ona Olga, kt�r� zreszt� w domu wolimy nazywa� Ki ci�, powiedzia�a pojednawczo: - Poczekajmy jeszcze troch�, zobaczycie, �e przywyk niemy. - Jasne, a tymczasem A�ka i Wa�ka podrosn� i p�jd� si� bawi� na torach. - Ma��onek nie zamierza� ust�pi�. Ale bli�ni�ta, moje wnuki, ledwo sko�czy�y roczek. Na krok nie odst�powa�a ich niania Serafima Iwanowna, dlatego wizja dzieci bawi�cych si� na torach wydawa�a si� tak niewiarygodna, �e Kicia nadal �agodnie upiera�a si� przy swoim: - Jeszcze jedna budowa? Nigdy w �yciu! Mnie te� ogarnia�o przera�enie na my�l o ponownym u�eraniu si� z budowla�cami. Ale Arkady i Masza nie zamierzali ust�pi� - poci�gi przeszkadzaj� im spa�, je��, czyta�, po prostu �y�. Przez dwa tygodnie k��cili�my si� za�arcie, a potem na dworcu otwarto nowy wielki supermarket z dzia�em zabawek i dyskietek komputerowych. Mania spu�ci�a z tonu. Osamotniony Kiesza z rezygnacj� machn�� r�k�. Po miesi�cu zorientowali�my si�, �e w og�le nie s�yszymy �adnego ha�asu, a nawet odkryli�my wiele korzy�ci z s�siedztwa stacji. Kiesz-ka kupuje tam gazety, kasety wideo i niekiedy papierosy. Mania sieje spustoszenie w supermarkecie. Kicia uwielbia buszowa� w�r�d motk�w we�ny w butiku �Tw�j relaks". A ja znalaz�am przyjemno�� w pieszych spacerach. Na co dzie� wiod� obrzydliwie siedz�cy tryb �ycia, nawet do piekarni je�d�� samochodem. Dwa kilometry w jedn� stron� i dwa z powrotem rze�kim krokiem pozwalaj� mi zachowa� figur� i pr�ne mi�nie. Bezchmurne niebo cieszy�o oczy, pachnia�o ju� wiosn� i czym� podniecaj�co znajomym. Nogi porusza�y si� � plecy si� prostowa�y - mia�am takie uczucie, jakbym unosi�a si� w powietrzu. Z przodu rozleg� si� gwizd lokomotywy. Niby nic szczeg�lnego, bo poci�gi pospieszne, zbli�aj�c si� do stacji, na og� wydaj� z siebie kr�tkie buczenie, �eby ostrzec ewentualnych kierowc�w i gapiowatych pieszych. Ale ten wydawa� z siebie jakie� pe�ne l�ku zawodzenie. Spojrza�am na tory. Odwr�cona plecami do nadje�d�aj�cego poci�gu sta�a tam kobieta. Sk�ad p�dzi� wprost na ni�. Maszynista, kt�ry nie mia� szans, by zatrzyma� p�dz�cy poci�g towarowy, nie przestawa� gwizda�. Ale kobieta nawet nie drgn�a. Co si� w nogach rzuci�am si� w d� nasypu. Bo�e, ona jest pewnie g�ucha albo nienormalna. Ale to nie pow�d, by umiera� straszn�, m�cze�sk� �mierci� pod ko�ami poci�gu. �nieg sypa� mi si� za ko�nierz kurtki, wpada� do kr�tkich botk�w i natychmiast zamienia� si� w wod�. Czapk� gdzie� zgubi�am, zreszt� szalik i r�kawiczki te�. W g�owie t�uk�a mi si� tylko jedna my�l: zd��y� za wszelk� cen�. Lokomotywa sta�a si� nagle przera�aj�co wielka, k�tem oka dostrzeg�am, �e maszynista krzyczy, twarz ma wykrzywion� przera�eniem. Brudny �elazny potw�r z og�uszaj�cym rykiem przemkn�� obok nas, bo w ostatniej dos�ownie sekundzie z nieludzk� wr�cz si�� zdo�a�am poci�gn�� kobiet� za bezwolnie zwisaj�c� r�k�. Upad�y�my na bok z dziwnym odg�osem, niczym worki nape�nione zgni�ymi kartoflami. Wagony towarowe przemkn�y obok nas z hukiem, �omotem i syczeniem. Od strony stacji, �lizgaj�c si� na resztkach brudnego �niegu, biegli ludzie. Z przodu, machaj�c chor�giewk�, p�dzi�a dr�niczka Lusia. Znam j� dobrze, zawsze oddaj� dla jej c�rki rzeczy, z kt�rych wyros�a Masza. - Dario Iwanowno! - krzycza�a. - Chryste, �yje pani! W ot�pieniu kiwa�am g�ow�. Niebo nadal by�o b��kitne, mi�y wiaterek owiewa� twarz, w oddali szczebiota�y weso�e ptaszki. Przyroda w najmniejszym stopniu nie zareagowa�a na to, �e w�a�nie kto� m�g� umrze�. Wyobraziwszy sobie ka�u�� krwi i zmasakrowane zw�oki na szynach, wzdrygn�am si� i popatrzy�am na t�, kt�r� uratowa�am. Le�a�a twarz� do ziemi, z rozrzuconymi na boki r�kami, Sp�dniczka si� podwin�a, ods�aniaj�c d�ugie zgrabne nogi obute w drogie buty z prawdziwej sk�ry. O tym, �e kobieta nie jest biedna, �wiadczy�a r�wnie� �adna kurtka z norek i elegancki sk�rzany kapelusik, le��cy nieopodal. A pachnia�a nie byle czym, tylko Dolce vita Diora. - Co za szcz�cie - j�cza�a Lusia, troskliwie poprawiaj�c odzie� na nieszcz�snej - o, ju� i doktorzy lec�. Zaraz za domem towarowym znajduje si� filia pogotowia. Za�oga karetki nawet nie pr�bowa�a uruchomi� samochodu. Lekarz i dw�ch sanitariuszy us�yszawszy, co si� sta�o, chwycili nosze i ruszyli p�dem w nasz� stron�. Ich te� zna�am, mieszkaj� niedaleko nas, w d�ugim ceglanym budynku zbudowanym dla pracownik�w miejscowych zak�ad�w drobiarskich. Jurij Anatoljewicz jest terapeut�, zawsze ch�tny dorobi� sobie co nieco, wi�c miejscowi wzywaj� go, gdy potrzebna jest drobna pomoc w rodzaju opatrzenia podrapanych dzieci�cych kolan. Do innych przypadk�w mieszka�cy okolicznych willi maj� w�asnych, drogich lekarzy, ale poczciwy Jurij rad i takiemu zarobkowi. Ostro�nie odwr�cono kobiet� na plecy. Wok� t�oczyli si� gapie: dw�ch pracownik�w kolejowych, baba, okr�g�y rok sprzedaj�ca przy szlabanie ziarna s�onecznika, dw�ch wsz�dobylskich wyrostk�w. Na nasypie, gdzie bieg�a �cie�ka w stron� stacji, st�oczyli si� ci, kt�rzy zd��ali do poci�gu podmiejskiego. �mier� zawsze przyci�ga gapi�w, ale tym razem doznali rozczarowania, bo lekarz zdecydowanie o�wiadczy�: - �yje, nie jest nawet ranna, tylko w szoku. Po��cie j� na noszach i wieziemy do szpitala. Raczej niesiemy, bo szpital jest tu� za przejazdem. - Dario Iwanowno - Jurij dotkn�� mojego ramienia - ma pani krew na twarzy, prosz� z nami. Potar�am d�oni� policzki. Rzeczywi�cie. Ruszy�am za medykami. Nogi mia�am dziwnie oci�a�e, a moje cia�o wa�y�o chyba ze sto kilogram�w. W izbie przyj�� dosta�am dreszczy. M�odziutka piel�gniarka ze wsp�czuciem poda�a mi kieliszek br�zowego p�ynu o mocnym zapachu. - Prosz� wypi�, to pani� uspokoi. - Po prostu przemarz�am - mrukn�am, �ci�gaj�c ca�kiem mokre buty. - Czy mog� st�d zadzwoni� do domu? Pozwolili mi skorzysta� z telefonu. - B�d� za pi�tna�cie minut! - zawo�a�a Olga. - Tylko wysusz� w�osy; przepraszam, ale jestem w �azience. Pojawi� si� chirurg, zbada� mnie i uspokoi�. Nic wielkiego, lekko skaleczona warga. - Przypuszczam, �e nadzia�a si� pani na rami� tej kobitki, gdy j� pani wyci�ga�a spod k�. G�upstwo, usta zawsze bar dzo krwawi�. - Co z ni�? Ostro�nie bada�am j�zykiem z�by. No w�a�nie, kie�, ju� od dawna nie m�j, metal i porcelana na sztyfcie, niepokoj�co si� rusza�. Na my�l, �e czeka mnie wizyta u stomatologa, a� j�kn�am. Je�eli ju� si� czego� boj�, to jest to maszyna do borowania. - Le�y na sali. - Lekarz podszed� do umywalki. Doprawdy ci lekarze maj� dziwn� manier� mycia r�k nie przed, lecz po zbadaniu chorego, zupe�nie jakby si� brzydzili. - Zna j� pani? Pokr�ci�am g�ow�. - Jest przytomna? - Tak - odpowiedzia� - ale milczy i nie odpowiada na py tania. Jest w szoku. Wezwa�em neurologa. W tym momencie otworzy�y si� drzwi i zajrza�a przez nie tr�jk�tna buzia, ozdobiona du�ymi okr�g�ymi okularami. - To pani uratowa�a t� kobiet�? - zapyta�a niska, podobna do wiewi�rki lekarka. - Prosz� ze mn�. Ona nie chce powie dzie�, jak si� nazywa. Mam nadziej�, �e gdy pani� zobaczy, stanie si� bardziej rozmowna. Prosz� j� zapyta� o nazwisko, adres... Najlepiej wszystkie dane z dowodu. - Mo�e �le si� czuje - powiedzia�am nie�mia�o. - Sk�d�e - prychn�a m�odziutka neurolo�ka. - Pewnie si� boi, �e wezwiemy milicj� i j� ukarz�. Kto to s�ysza�, �eby si� tak zagapi� na torach... - A jak u niej ze s�uchem? - ci�gn�am, gdy sz�y�my na trzecie pi�tro. - Nie m�wi, poci�gu nie s�ysza�a, mo�e jest g�uchoniema? - Te� co� - parskn�a panienka, najwyra�niej �wie�o po studiach. - Widzieli�my takich, po prostu wstydu nie ma, do brze chocia�, �e nie pijana. Gwa�townie otworzy�a drzwi i wepchn�a mnie do �rodka. W ma�ej salce sta�y trzy ��ka, ale by�a tylko jedna chora, w�a�nie uratowana przeze mnie kobieta. Dopiero teraz dostrzeg�am, �e ma pi�kn�, jak to si� m�wi, rasow� twarz. Kszta�tny, arystokratyczny nos, zgrabny podbr�dek, �adnie wykrojone usta i wyra�nie zarysowane �uki brwi. W�osy te� by�y pi�kne, g�ste, czarne, albo pofalowane naturalnie, albo dama zostawi�a u fryzjera maj�tek, by uzyska� taki efekt. - Jak samopoczucie? - zapyta�am cicho. Kobieta nie poruszy�a si�, cho� po ledwo dostrzegalnym drgni�ciu powiek zrozumia�am, �e �wietnie mnie s�yszy, ale wida� nie chce �adnych rozm�w. - Ja nie jestem z milicji. Po prostu przechodzi�am i zoba czy�am pani� na torach. Kobieta uparcie milcza�a. Troch� to dziwne. Wypada�oby przynajmniej podzi�kowa�, ale niedosz�a ofiara najwyra�niej nie zamierza�a okazywa� wdzi�czno�ci. - Jak si� pani nazywa? - nie dawa�am za wygran�. Cisza. - Rodzina si� chyba niepokoi - zacz�am z innej beczki. Zero emocji. Z pewno�ci� potrzebna jest jej pomoc lekarza, lecz nie tej podfruwajki-neurologa, tylko solidnego psychiatry. Zrozumiawszy, �e nic nie wsk�ram, westchn�am i skierowa�am si� do drzwi. - St�j - us�ysza�am za plecami. Odwr�ci�am si� odruchowo na ten niezbyt uprzejmy okrzyk. Zobaczy�am wlepione w siebie wielkie oczy, czarne niczym ka�u�e l�ni�cej smo�y. P�on�a w nich wr�cz fanatyczna nienawi��. Zapewne z takim w�a�nie uczuciem ludzie rzucaj� si� pod czo�gi wroga albo zas�aniaj� sob� luf� karabinu maszynowego. - Po co mnie uratowa�a�? - wycedzi�a nieznajoma. - Kto ci� prosi�?! Nie potrafi�am na to odpowiedzie�. - Wyno� si�! - Jej g�os przeszed� w krzyk, a oczy sta�y si� jeszcze wi�ksze i wr�cz p�on�y. Ruszy�am do drzwi. - Wynocha! Przeklinam ci�! Wepchn�a si� ze swoim wsp�czuciem, �eby� zdech�a! Wypad�am na korytarz - nikogo. Musz� to powiedzie� doktorowi, �eby mieli j� na oku. Ale lekarz bada� p�acz�ce dziecko z uniesion�, wyra�nie z�aman� r�k�. - Dobrze, dobrze - zby� mnie. - P�niej zajrz� do tej psy- chopatki, a pani niech jedzie do domu, kto� po pani� przy szed�. Wysz�am na dziedziniec i zobaczy�am czerwonego volks-wagena. Olga wyjrza�a przez okno. - Na chwil� nie mo�na spu�ci� ci� z oka - rzek�a gniewnie - bo od razu pakujesz si� w jak�� kaba��. Wsiadaj! Bez s�owa podesz�am do samochodu. W g�owie mi hucza�o. Kto mnie prosi�, �ebym si� wtr�ca�a? Zachcia�o mi si� ratowa� wariatk�! A teraz boli mnie skaleczona warga, rusza si� niedawno wstawiony z�b i czuj� si� kompletnie zdo�owana. Ta baba to zupe�na wariatka, kt�ra zupe�nie nie rozumie, co si� dzieje. - Patrz, patrz - zawo�a�a nagle Kicia, wyskakuj�c z samo chodu. Pokazywa�a w g�r�. Unios�am g�ow�. W oknie na trzecim pi�trze sta�a uratowana przeze mnie psychopatka. Wiosenny wiatr rozwiewa� d�ugie czarne w�osy, szpitalna koszula wzd�a si� jak dzwon. Kobieta spojrza�a w d� i prze�egna�a si� szybko. - St�j, na pomoc, �apcie j�! - wrzasn�am jak op�tana. Samob�jczyni roze�mia�a si� i zrobi�a krok do przodu. Patrzy�am skamienia�a, jak cia�o, cudacznie zgi�te, leci w d�. Mia�am wra�enie, �e opada ca�� wieczno��, niczym pi�rko, cho� wszystko pewnie trwa�o ledwie par� sekund. W�osy falowa�y jak czarne j�zyki ognia, porazi� nas straszliwy, nieludzki krzyk. A potem rozleg�o si� g�uche pla�ni�cie - tak spada czasem ze sto�u kawa�ek surowego mi�sa. Pasma w�os�w zas�oni�y twarz, spod g�owy pociek�y b�yszcz�ce stru�ki. Rozrzucone r�ce drgn�y jeszcze raz i drugi. W cisz�, jaka zapad�a, wdar�y si� inne odg�osy. Najpierw, lekko westchn�wszy, zemdla�a Olga, potem ja dosta�am straszliwych torsji, tu� obok cia�a denatki. Nogi si� pode mn� ugi�y. �Byle tylko nie upa�� na trupa" - zd��y�am pomy�le� i straci�am przytomno��. Rozdzia� 2 Ockn�am si�, bo kto� podsun�� mi pod nos jaki� cuchn�cy wacik. - Zabierzcie to - j�kn�am, usi�uj�c nie oddycha�. - Mam uczulenie na amoniak. R�ce si� cofn�y. Poruszy�am g�ow�. Z prawej strony na kozetce siedzia�a Kicia, z twarz� koloru kafelk�w pokrywaj�cych �cian�. Zreszt�, ani lekarz, ani piel�gniarka, ani neuro-lo�ka wcale nie wygl�dali lepiej. Unios�am si� na twardej le�ance i o�wiadczy�am z moc�: - To wasza wina. Zostawili�cie j� sam�, chocia� wiedzieli �cie, �e to wariatka. Lekarz milczeli. Na twarzy dziewczyny-neurologa pojawi�y si� czerwone plamy. �Bardzo dobrze - pomy�la�am ze z�o�ci� - mo�e to cho� troch� zachwieje jej zadziwiaj�c� w tym wieku oboj�tno�ci�. Mam nadziej�, �e krewni zmar�ej podadz� ich do s�du". Na dziedzi�cu co� klapn�o i zaszura�o. No tak, obok jest kostnica, teraz sanitariusze przenosz� zmar�� na w�zek. Zaszumia�a woda - to str� zmywa� krew. Zapewniwszy przyby�ych milicjant�w, �e nazajutrz z�o�ymy wyczerpuj�ce zeznania, wsiad�y�my z Kici� do radiowozu. �o�kino to nie Moskwa, zaledwie ma�a osada obok przetw�rni drobiu, nie wi�cej jak pi��dziesi�t dom�w. Nasze osiedle willowe jest troch� oddalone od dzielnicy niskich czteropi�trowych blok�w. Mieszka�c�w komfortowych dom�w z �aroodpornej czerwonej ceg�y wszyscy tu znaj�. To zaledwie dziesi�� rodzin. Dlatego milicjant doskonale wiedzia�, �e nigdzie im nie umkniemy. Zawie�li nas do domu, a m�ody sier�ancik przyprowadzi� volkswagena Kici. Wesz�y�my do salonu i pad�y�my na kanapy. Po chwili jednocze�nie si�gn�y�my po koniak. - Potworne - mrukn�a Kicia, prze�ykaj�c jednym hau stem sto pi��dziesi�t gram�w szlachetnego martella. - Ona si� tak paskudnie �mia�a, a potem krzycza�a. Dlaczego to zro bi�a, dlaczego? Spojrza�am niepewnie na nape�niony po brzegi p�katy kieliszek. Zazwyczaj wystarczy �y�eczka od herbaty, �eby zwali� mnie z n�g, a tu jest chyba ca�a szklanka. Pal licho, przechyli�am kieliszek i opr�ni�am go jednym haustem. Co odpowiedzie� na takie pytanie? Czy wariat�w mo�na zrozumie�? Nast�pnego dnia o dwunastej siedzia�am w gabinecie �ledczego i skrupulatnie odpowiada�am na pytania. Nie, kobiety nie znam. Rzuci�am si� na ratunek impulsywnie, kierowa� mn� odruch. Wygl�da�a na chor� umys�owo. Sama wyskoczy�a z okna. Wreszcie kapitan zapyta�: - Nie powiedzia�a, jak si� nazywa? Zm�czy�o mnie powtarzanie �nie", wi�c tylko pokr�ci�am g�ow�. - W porz�dku. - Westchn�� i podsun�� mi kartki. - Prosz� podpisa� ka�d� stron�, tu, gdzie jest �za zgodno��". Zrobi�am, co mi poleci�, i zapyta�am: - Co teraz b�dzie? - Co ma by�? - burkn�� niech�tnie. - Uznamy j� za NN. - A jak b�dzie dalej? - Nijak - warkn�� wyra�nie rozz�oszczony. - Umie�cimy zdj�cie w komputerze. Je�li kto� zg�osi zagini�cie, to mu je poka�emy. - I jak d�ugo zw�oki pole�� w kostnicy? - A� si� wzdrygn�am. - Zgodnie z przepisami, miesi�c - odpowiedzia� spokojnie kapitan - a potem grzebie si� je na koszt pa�stwa. - A je�li pochodzi z innego miasta, jej krewni s� ju� starzy albo wr�cz przeciwnie, ma ma�e dziecko? - nie dawa�am za wygran�. Milicjant zerkn�� w papiery. - Tak, anatomopatolog pisze, �e kobieta rodzi�a i ma oko�o trzydziestu lat. - Widzi pan - gor�czkowa�am si� - ma�e dziecko czeka na mam�. Bo je�li nawet urodzi�a je jako szesnastolatka, to bie dactwo ma dopiero czterna�cie lat. - Czy mog� wiedzie�, czego pani ode mnie oczekuje? - Niech pan zacznie �ledztwo, spr�buje ustali� jej to�sa mo��... - �askawa pani - nie wytrzyma� - czy pani wie, ile ja mam spraw? Niby ma�a miejscowo��, a ludzie jakby sza�u dostali. R�n� si� no�ami, bij� patelniami. Przedwczoraj przed aptek� wysadzili w powietrze samoch�d... Nie wiadomo, za co si� �a pa�. A tu wszystko jest jasne: psychopatka, najpierw usi�owa �a rzuci� si� pod poci�g, potem wyskoczy�a przez okno. Sama, nikt jej nie zmusza�! - Przynajmniej ustalcie, jak si� nazywa. - Jest pani wolna - wycedzi� kamiennym g�osem i doda� troch� �agodniej: - Niech pani wst�pi do szpitala, znaleziono tam pani kom�rk�. Do szpitala by�o zaledwie par� krok�w, wi�c ju� po chwili wchodzi�am na znajomy dziedziniec. Nic tu nie przypomina�o o tragedii. Piel�gniarka w izbie przyj�� poda�a mi kom�rk�. Postuka�am w klawisze - cisza. Albo wysiad�a bateria, albo si� zepsu�a, przele�awszy ca�� noc w �niegu. Nie mia�am ochoty wraca� do domu. Chc�c si� troch� rozerwa�, ruszy�am w stron� supermarketu: pogadam ze sprzedawczyniami, kupi� troch� niepotrzebnych rzeczy. - Dario Iwanowno - us�ysza�am wo�anie dr�niczki Lusi - prosz� poczeka�, oddam pani torebk�. - Jak� torebk�? - zdziwi�am si�. Nie cierpi� torebek, potrzebne rzeczy nosz� najcz�ciej w kieszeni, ale Lusia ju� podawa�a mi malutk� kopert� na' d�ugim pasku. - Kolejarze robili obch�d i znale�li j� dok�adnie w miejscu zdarzenia, od razu pomy�la�am, �e to pani j� zgubi�a, biegn�c do tej psychopatki. To drogie cacko, nie �adna tam mas�wka. W milczeniu wzi�am od niej prostok�cik. Nie, nigdy czego� takiego nie mia�am, to cude�ko nale�a�o na pewno do zmar�ej. Odnios� na milicj�. Mo�e s� w niej dokumenty. - To straszne - trajkota�a Lusia. - Co za potworno��. Zesz�ego lata zgin�� tu m�czyzna, by� pijany. Wysiad� z poci�gu, po�o�y� si� tam, przy s�upku i zasn��. Widocznie we �nie stoczy� si� z nasypu, akurat prosto pod ko�a pospiesznego. A trzy lata temu Kafka wpad�a pod drezyn�, ale prze�y�a... cho�, m�wi�c szczerze, lepiej by by�o, gdyby zgin�a. Uci�o jej nogi. Ani �y�, ani umrze�. Poci�gn�a nosem. S�ucha�am uprzejmie, czekaj�c, a� wyschnie ten potok wspomnie�. Na dobr� spraw�, powinnam od razu odej��, ale wtedy Lusia by si� obrazi�a, a wcale tego nie chcia�am. To dzielna, nieszcz�liwa kobieta, d�wigaj�ca na swoich barkach m�a alkoholika i dwoje dzieci w wieku szkolnym. - A ja j� widzia�am. - Lusia zmieni�a temat. - Kogo? - No, t� wariatk�, co si� zabi�a. - Gdzie? - A tutaj, u nas, na dworcu. To by�o na pocz�tku marca, wesz�a do sklepu. My�l�, �e by�a z sanatorium. Popatrzy�am na prawo. Na wzg�rzu, jaki� kilometr od stacji znajdowa� si� Dom Pracy Tw�rczej dla pisarzy, kt�ry miejscowa ludno�� zwyk�a nazywa� sanatorium. By�am tam ze dwa razy u znajomych. Mieszka si� wygodnie, du�e pokoje, komfortowe �azienki, telewizor, telefon, lod�wka... Ale jedzenie okropne, dlatego literaci s� cz�stymi go��mi miejscowych sklepik�w. �atwo ich rozpozna� - panie niezale�nie od wieku wbite w bia�e spodnie i obwieszone bi�uteri�: bursztyny, kolczyki z wielkimi jak m�y�skie ko�a uralskimi kamieniami, srebrne bransolety i �a�cuszki, a m�czy�ni obowi�zkowo w d�insach i kamizelkach. Z daleka wygl�daj� na podstarza�ych wyrostk�w. Je�li zmar�a naprawd� tam przebywa�a, to w biurze musz� mie� jej dane. Nie m�wi�c ju� o tym, �e na pewno jest tam pe�no bab, kt�re wiedz� o biedaczce wszystko. Uradowana, zawr�ci�am z powrotem do �ledczego. Ale przy jego biurku siedzia�a zap�akana baba. - Prosz� poczeka� - powiedzia� do mnie bez entuzjazmu. Usiad�am pos�usznie na korytarzu i otworzy�am torebk�. Nie by�o w niej niczego: ani dowodu, ani kosmetyk�w, ani portmonetki, nawet chusteczki do nosa czy grzebienia. Jedynie ma�a, starannie z�o�ona kartka papieru. Rozwin�am j� odruchowo. Kola, ju� d�u�ej nie mog�. Wiedz, �e ju� wi�cej nie b�d� si� kaja�. Zrzuci�am okowy. Wiem, �e to g�upio b�aga� o wsp�czucie, ale nie pr�buj szuka� Wieroczki. Tak, masz racj�, moja c�rka �yje, ale ty nigdy, s�yszysz, nigdy jej nie dostaniesz. Lepiej niech umrze �mierci� g�odow�, co zapewne nast�pi, kiedy mnie zabraknie, bo nie b�dzie komu jej karmi�, jest zamkni�ta sama jedna. Ulituj si� wi�c, zostaw j�, niech po prostu umrze, nim zrobisz z niej potwora, tak jak ze mnie. Ale je�li mnie nie pos�uchasz i zaczniesz poszukiwania, pami�taj, wr�c� z tamtego �wiata, �eby si� na tobie zem�ci�. Nie mam nic do stracenia, i tak r�ce a� po �okcie unurza�am we krwi niewinnych ofiar. �egnaj! Lonia, Kostia, Zora, wybaczcie mi, nie chcia�am was zabi�. Ani podpisu, ani daty. Patrzy�am os�upia�a na kartk�, zapisan� starannym, prawie dziecinnym pismem. Tak pisz� pry-muski, duma szko�y, mamina pociecha. Jedynie tre�� listu budzi�a dreszcz. Drzwi do gabinetu uchyli�y si�, szlochaj�ca babina, szuraj�c rozcz�apanymi botkami, skierowa�a si� do wyj�cia. - No, co tam jeszcze? - warkn�� kapitan. W milczeniu po�o�y�am przed nim torebk�. Przeczyta� list, nast�pnie westchn�� i zapyta�: - I co? - Lusia, dr�niczka, znalaz�a j� i odda�a. - Brednie wariatki - burkn�� i wyj�� marlboro. Drogie papierosy jak na zwyk�ego gliniarza. - Lusia wspomnia�a te�, �e widzia�a zmar�� wielokrotnie na dworcu - nie ust�powa�am. - Jedna baba drugiej babie - skomentowa� lekcewa��co. - Te� mi zeznania! - Prosz� pos�ucha� - tym razem podnios�am g�os - jak panu nie wstyd! Przecie� przeczyta� pan ten okropny przed�miertny list, kt�ry ka�e przypuszcza�, �e za samob�jstwem kryje si� co� strasznego, jakie� zab�jstwa, zbrodnie... I pozosta�a dziewczynka, Wiera... Kapitan wyci�gn�� lew� r�k� i w��czy� elektryczny czajnik. - Po pierwsze, bez wrzask�w, po drugie, kto powiedzia�, �e list napisa�a samob�jczyni, nie ma ani podpisu, ani daty... Niedaleko jest dom pisarzy, kt�ry� zgubi� pewnie r�kopis... Patrzy�am w os�upieniu na tego potwora, rzekomo str�a prawa, kt�ry spokojnie ci�gn��: - Torebka mog�a si� tam od dawna poniewiera�. D�gn�am palcem w drog�, prawie now� sk�r�. - Ale torebka jest w doskona�ym stanie, chyba nietrudno sobie wyobrazi�, jak by wygl�da�a, gdyby poniewiera�a si� gdzie� przez tydzie�? Kapitan r�bn�� r�k� w st�. Plik kartonowych teczek podskoczy� i opad� na miejsce, wzbijaj�c kurz. - Prosz� - wysycza� w�ciek�y. - Widzi pani, ile mam spraw. I informuj�, �e wszcz�to �ledztwo na okoliczno�� wyskocze nia z okna, a nie rzucenia si� pod poci�g - takiej sprawy nie ma. A w powy�szej wszystko jest jasne, to by�o samob�jstwo. Dlatego zamkn��em dochodzenie. Jak rodzina si� zaniepokoi, zacznie jej szuka�. I po co te j�ki i pretensje... Jak zamurowana s�ucha�am tej jego ko�lawej, nieporadnej przemowy. W pierwszej chwili nawet nie zrozumia�am, co ten Cycero usi�uje powiedzie�. Jedno by�o jasne - za wszelk� cen� chcia� si� pozby� k�opotu. �adnego �ledztwa nie b�dzie, po miesi�cu uznaj� zmar�� za NN, wydadz� zgod� na pochowanie i koniec... finita la commedia. Kapitan oboj�tnie pali� papierosa. Wzi�am ze sto�u torebk� i ruszy�am do drzwi. - Ej, ej, prosz� zostawi� dow�d rzeczowy! - Po co on panu? - zapyta�am wyzywaj�co. - Nale�y przestrzega� przepis�w - o�wiadczy� nieoczeki wanie. My�la�by kto, jaki praworz�dny! Pewnie wymy�li�, �e sprezentuje torebk� �onie! O, niedoczekanie! - To moja w�asno�� - powiedzia�am bezczelnie. - Zgubi �am j�, gdy �ci�ga�am biedaczk� z tor�w. Je�li spr�buje mi j� pan odebra�, za chwil� przyprowadz� tu �wiadk�w! - Wynocha st�d! - wrzasn��. Wysz�am i z ca�ej si�y trzasn�am drzwiami, a� zad�wi�cza�y szyby. To naprawd� okropne, �e w milicji pracuj� podobne indywidua. Na ulicy �wieci�o s�o�ce. Panowa� radosny gwar, wszyscy cieszyli si� z nadchodz�cej wiosny. Dwa ma�e kundelki z cichym powarkiwaniem odbywa�y pod p�otem akt przed�u�enia gatunku. Nikogo nie obchodzi tragicznie zmar�a kobieta. Nie, nie by�a chora umys�owo. Taki list m�g� napisa� jedynie cz�owiek w skrajnej desperacji. Kim jest Kola? Gdzie szuka� Wiery? Dlaczego przed�miertny list znalaz� si� w torebce? Wzi�a j� ze sob�? Ale jak zamierza�a przekaza� adresatowi? Brak numeru telefonu nieznanego Koli, brak nazwiska. A mo�e to naprawd� stronica z jakiego� krymina�u... W �o�kinie mieszkamy ju� kilka lat. Od czasu, gdy nieoczekiwanie dla nas samych przeobrazili�my si� w �nowych Rosjan". Nie znaczy to bynajmniej, �e nale�ymy do jakiej� grupy przest�pczej albo wzbogacili�my si� na nielegalnym handlu zasobami energetycznymi. Sprawa jest znacznie prostsza i o wiele bardziej interesuj�ca. Przez ca�e lata ja i moja przyjaci�ka Natasza mieszka�y�my w ma�ym dwupokojowym mieszkanku w bloku, obie by�y�my lektorkami francuskiego na pewnej zapyzia�ej uczelni, obie biega�y�my po mie�cie, daj�c korepetycje, wsp�lnymi si�ami pr�buj�c zapewni� utrzymanie dwojgu dzieciom - Ar-kademu i Maszy. Pieni�dzy zawsze by�o za ma�o, w lod�wce cz�sto straszy�y puste p�ki. �adna z nas nie mia�a krewnych, czyli znik�d pomocy. W dodatku by�y m�� Nataszy sobie tylko znanymi sposobami wymeldowa� j� z mieszkania i Natalia znalaz�a si� dos�ownie na ulicy. W tym czasie ja mia�am ju� za sob� cztery ma��e�stwa, a w domu dzieci i gromadk� zwierz�t. Naturalnie Natalia wprowadzi�a si� do nas. Od dawna uwa�a�y�my si� za siostry. Poj�cia nie mam, jak by�my przetrwali pierestrojk� i dzikie rosyjskie reformy, gdyby nieoczekiwanie Natalia nie wzi�a �lubu z Francuzem i nie wyjecha�a do Pary�a. Od tej pory wydarzenia potoczy�y si� z b�yskawiczn� szybko�ci�. Nie zd��yli�my odwiedzi� ich w Pary�u, gdy jej m��, baron Jean McMayer, zosta� zamordowany. Natasza by�a jedyn� spadkobierczyni�. A by�o co dziedziczy�: dwupi�trowy dom w presti�owej dzielnicy Pary�a, kolekcja unikatowych obraz�w, kt�re zacz�� zbiera� jeszcze pradziad McMayera �wietnie prosperuj�cy interes i takie konto w banku, �e mylili�my si�, usi�uj�c przeliczy� zera. Francuzi do�� podejrzliwie traktuj� obcokrajowc�w, ale Natasza ju� od dawna mia�a obywatelstwo francuskie. Za niewielk� wzi�tk� wydano mi w jednym z moskiewskich urz�d�w stanu cywilnego metryk�, potwierdzaj�c� nasze pokrewie�stwo. Fa�szerstwo by�o tym �atwiejsze, �e obie po ojcu by�y�my Iwanowne i mia�y�my takie samo nazwisko panie�skie - Wasiljewa. Z si�str z wyboru przemieni�y�my si� w siostry krwi. Musia�am tylko zmieni� imi� mojego dziadka i dane matki. Co te� si� sta�o dzi�ki pomocy pracownicy archiwum, chciwie zerkaj�cej na pude�eczko, w kt�rym rzuca�y ognie pi�kne brylantowe kolczyki. Teraz ka�dy w naszej rodzinie ma dwa paszporty, niebieski - francuski i czerwony - rosyjski. Kapita� zosta� ulokowany za granic�. Interes prowadz� profesjonali�ci. Nieoczekiwanie znale�li�my si� na szczytach dobrobytu. Nasze �ycie sk�ada si� obecnie z przejazd�w, a �ci�lej przelot�w na trasie: Moskwa - Pary�, Pary� - Moskwa. Masza przebiegle postanowi�a ucz�szcza� jednocze�nie do dw�ch college'�w. Jeden mie�ci si� w zau�ku Diegtiarnym, drugi na avenue Foch. I tu, i tam patrz� przez palce na nieobecn� przez p� roku uczennic�, ale gdy tylko si� pojawi, zaczynaj� j� zadr�cza�. Maniu-nia nie ma lekko, program w obu szko�ach jest r�ny i biedne dziecko bez ko�ca zdaje jakie� zaliczenia, egzaminy, pisze prace kontrolne i referaty. Dziewczyna twardo postanowi�a zosta� doktorem Ojboli, wi�c wieczorami biega do Instytutu Weterynarii i przygotowuje si� do egzamin�w wst�pnych. W dodatku pedagodzy wykorzystuj� nietypow� uczennic� jako kuriera: Maniunia wiecznie taszczy w t� i z powrotem ci�kie torby, wypchane pismami i ksi��kami. W sierpniu wioz�a nawet do paryskiego Instytutu Weterynarii szkielet jakiego� prehistorycznego zwierzaka - ni to kr�lika szabloz�bego, ni to rogatego kota... Samolot wpad� w dziur� powietrzn�, I pude�ko si� wywali�o i biedaczka przez reszt� lotu pe�za�a pod fotelami wsp�pasa�er�w, zbieraj�c ponumerowane ko�ci... Ale Mania nigdy nie narzeka. Ma cudowny charakter, jest weso�a, otwarta i niezwykle pracowita. Arkady jest adwokatem. Kicia ma dyplom Instytutu J�zyk�w Obcych i pisze teraz prac� doktorsk�. Ja z miejsca rzuci�am prac�. Po dziurki w nosie mia�am wciskania ca�ymi latami podstaw gramatyki francuskiej w leniwe g�owy student�w uczelni technicznej. Zm�czy�o mnie codzienne wstawanie o si�dmej, gdy trz�s�c si� z niewyspania, grza�am d�onie o fili�ank� kawy. Na pocz�tku po prostu omdlewa�am ze szcz�cia, schodz�c do jadalni oko�o po�udnia. Dni mija�y na s�odkim nier�bstwie. Wysypia�am si�, jad�am, czyta�am, wr�cz po�yka�am ukochane krymina�y i po p� roku... zbrzyd�o mi to serdecznie. Okaza�o si�, �e nier�bstwo jest te� m�cz�ce. Rozejrzawszy si� wok� siebie, zorientowa�am si�, �e nie ma dla mnie �adnego zaj�cia. Dzieci ju� wyros�y, potrzebuj� mnie od przypadku do przypadku. Bli�niaczki maj� dyplomowan� opiekunk�, kt�ra rodzonej babci wydziela dziesi�� minut dziennie na zabaw� z ukochanymi wnukami. Podejrzewam nawet, �e po moim wyj�ciu z pokoju dziecinnego Serafima Iwanowna myje A�k� i Wa�k� w trzech wodach, �eby pozby� si� przyniesionych przeze mnie zarazk�w. Jedyn� pociech� jest to, �e rodzic�w w og�le do dzieci nie dopuszcza, o�wiadczaj�c na przyk�ad gro�nie: - Wracacie z miasta, a tam epidemia �winki, m�wili w tele wizji. W Moskwie w jej mniemaniu a� k��bi si� od wszelkich infekcji i odpowiedzialna niania gotowa jest powstrzymywa� je w�asn� piersi�. Kobiety niepracuj�ce zazwyczaj wy�ywaj� si� w gospodarstwie domowym. Ale i w tej dziedzinie nie dane mi by�o si� wykaza�. S�u��ca Irka, gdy kiedy� pr�bowa�am wyczy�ci� dywan w salonie, z�apa�a ze z�o�ci� pior�cy odkurzacz i chyba z godzin� szorowa�a jasny puszysty w�os, burcz�c gniewnie: - Co za pomys�, �eby zmywa� dywan mokr� szczotk�! Tylko brud si� rozmaza�! Ca�kiem bez poj�cia! Nast�pnie zerkn�a na mnie spod oka i powiedzia�a: - Dario Iwanowno, niech pani zabroni tym swoim m�dralom niszczy� pokrycia. Skoro nie wiedz�, jak maj� sprz�ta�, to niech si� nie bior�. Musia�am wi�c unika� �cierki i miot�y niczym d�umy. A do kuchni nawet nie pr�bowa�am wchodzi�. Tam kr�lowa�a Ka-tierina, kobieta surowa i ci�ta w j�zyku. Po pierwsze, i tak na pewno mnie przegoni, a po drugie, szkoda domownik�w. Tak si� ucieszyli, gdy zjawi�a si� Katia i przesta�am preparowa� jajecznice i omlety. B�g nie obdarzy� mnie talentem kulinarnym, w kuchni zupe�nie trac� g�ow�. Szczerze m�wi�c, w og�le nie mog� si� pochwali� jakimi� konkretnymi zdolno�ciami - nie maluj� obraz�w, nie pisz� powie�ci, a �piewam tak, �e nasze liczne zwierzaki wiej� gdzie pieprz ro�nie. Chocia� chwileczk�, mam pewien talent - rzadk�, przedziwn� umiej�tno�� pakowania si� w najr�niejsze hece. je�li, na przyk�ad, z parapetu spada garnek z zup�, wyl�duje on na mojej g�owie, to pewne jak dwa razy dwa cztery. Ile� to razy kto� wpl�tywa� mnie w okropne perypetie! Najwyra�niej i tym razem w co� wdepn�am, bo oto nogi same nios� mnie w stron� Domu Pracy Tw�rczej. �elazna brama by�a otwarta, ani �ladu jakiejkolwiek ochrony. Pisarze nie bali si� napadu. Albo nie mieli niczego, na co warto by si� po�akomi�, albo uwa�ali, �e s�awa wystarczy, by ochroni� ich przed z�odziejami. D�uga alejka, obramowana topniej�cymi zaspami, zaprowadzi�a mnie wprost do jednopi�trowego budynku z bia�ymi kolumnami. Dom przypomina� klasyczny dw�r szlachecki z dziewi�tnastego wieku - cz�� g��wna i dwa jednakowe skrzyd�a. Ale na frontonie widnia�a gipsowa, otwarta ksi��ka i data: 1955. Drzwi wej�ciowe osza�amia�y wspania�o�ci�, masywne, d�bowe, z ci�kimi, prawie metrowymi klamkami z br�zu. Z trudem je uchyli�am i w�lizgn�am si� do ogromnego holu. Cisza. Z prawej strony szatnia, z lewej wielki kredens wype�niony naczyniami i stanowisko portiera. Z przodu sta�o kilka kanap, wy�cie�anych foteli i zegar stoj�cy. Pod�ogi wy�o�one by�y z lekka przetartymi czerwonymi chodnikami. A� si� prosi, by postawi� w�r�d tych �liczno�ci trybun� z karafk�. Troch� dalej by�y bia�e marmurowe schody z szerokimi por�czami. W grobowej ciszy rozleg�y si� dziwne, skrzypi�ce d�wi�ki, a potem jakby brz�czenie patelni i kaszel. Wzdrygn�wszy si� mimo woli, odwr�ci�am si� i odetchn�am z ulg� - stary zegar, idealnie na�laduj�c skurcz oskrzeli, usi�owa� wybi� godzin� obiadu. Za moimi plecami rozleg�o si� uprzejme prychanie; obejrza�am si�. Z korytarza niespiesznie wynurzy� si� masywny kosmaty pies. ++Du�a g�owa ze zwisaj�cymi uszami i g�sta czarna sier�� wskazywa�y na pokrewie�stwo z czarnymi terie+rami. D�ugie cienkie nogi mog�y �wiadczy� o domieszce krwi dobermana. Na wszelki wypadek odezwa�am si� przymilnie: - Dobry piesek, m�dry piesek... - On nie umie gry�� - us�ysza�am gdzie� z sufitu i zn�w a� podskoczy�am. D�wi�ki rodzi�y si� w tym sanatorium jakby z niebytu. Po marmurowych schodach schodzi�a kobieta. Pi�kny uniform, schludna fryzura jak prosto od fryzjera, dyskretny makija�, zapach staromodnych, ale zawsze przyjemnych perfum Climat. - Sp�ni�a si� ju� pani na �niadanie! - skarci�a mnie z uprzejmym u�miechem. - Chce pani pok�j na pierwszym pi�trze? - Nie, nie - pospieszy�am wyprowadzi� j� z b��du. - Nie mam skierowania... - Wobec tego prosz� wybaczy� - powiedzia�a dama suro wo - ale na naszym terenie wolno przebywa� tylko cz�onkom zwi�zku literat�w, ich bliskim i przyjacio�om. - Przepraszam, mieszkam po s�siedzku w osiedlu willo wym... Us�yszawszy o �o�kinie, dama zn�w rozkwit�a i sta�a si� nawet bardziej mi�a ni� na pocz�tku. - Bar jest czynny od pi�tej. - Och, nie o to chodzi. Prosz� sobie wyobrazi�, �e by�am w sklepie, po�o�y�am r�kawiczki i torebk� na stoliku, a gdy po chwili je wzi�am, okaza�o si�, �e to nie moje. Sprzedawczyni powiedzia�a, �e jaka� inna klientka pomyli�a si� i zabra�a moje. Podobno jest waszym go�ciem. Taka czarnow�osa, czarnooka, oko�o trzydziestki... - To pewnie Nina Waganowna Sundukian - o�wiadczy�a dy�urna. - Zajmuje pok�j na daczy. - Gdzie? - zdziwi�am si�. - Prosz� skr�ci� za budynkiem i �cie�k� p�j�� w stron� p�otu, stoi tam domek, drewniany. Pewnie, �e to dziwne... - Co? - Zim� nikt tam zazwyczaj nie mieszka. Nawet latem nie ch�tnie daj� si� tam zakwaterowa�, jedynie wtedy, gdy w g��wnym budynku nie ma wolnych miejsc. Na daczy nie ma wyg�d, toaleta na korytarzu. Gdy pani Sundukian przyje cha�a, zaproponowa�am jej, by zamieszka�a tu, na pierwszym pi�trze. Pok�j pi�kny, z balkonem, z alkow�... A ona: �Nie, chc� tam, gdzie jest jak najmniej os�b". M�wi� jej - przecie� to zima, nie sezon, w budynku jest najwy�ej dziesi�� os�b. Nie, upar�a si�, zale�y mi na spokoju. Twoja sprawa, pomy�la �am, chcesz, to lataj po mrozie, �eby wzi�� prysznic. Inni pisa rze wrzask podnosz�, kiedy proponuje im si� t� cha�upk�, a tymczasem ta sama si� naprasza. - Cz�sto przyje�d�a? - To by� pierwszy raz i mam nadziej�, �e ostatni. - Dlaczego pani tak m�wi? Znudzona administratorka wyci�gn�a papierosy. Wyra�nie cieszy�a j� okazja do poplotkowania z osob� postronn�. - Do nas przyje�d�aj� ludzie dobrze wychowani, na og� starsi. M�odym si� nudzi - ani basenu, ani dyskoteki, �adnych koncert�w. A i wy�ywienie jest, tak mi�dzy nami, nie najlep sze. Ale cz�onkowie zwi�zku pisarzy i ich rodziny p�ac� tu p� ceny, maj� zni�ki. Dlatego przysy�aj� nam babcie i dziadk�w. A co oni maj� niby robi�? Jedynie nazwa brzmi dumnie - Dom Pracy Tw�rczej! Od dawna nikt tu niczego nie tworzy. Spaceruj�, rozmawiaj�. G��wne atrakcje to �niadanie, obiad i kolacja. Wtedy wszyscy s� razem, kobiety wymalowane, w naszyjnikach. Godzinami siedz� przy stole, snuj� wspo mnienia. Nic dziwnego, inaczej umarliby z nud�w. A Nina Waganowna zawsze przychodzi�a ostatnia. Na �niadaniu i obiedzie w og�le si� nie pokazywa�a, kolacj� �yka�a w po�piechu i do swojej dziupli. Ca�ymi dniami siedzia�a zamkni�ta na g�ucho. Raz zagadn�am j� uprzejmie: �Nie nudno tak samej? Mog� da� pani pok�j w g��wnym budynku". A ta jak nie wrza�nie: �Czego si� pani wtr�ca? Zap�aci�am za pobyt i chc� odpocz�� w spokoju, prosz� mnie zostawi�!". Wyj�tkowo niemi�a osoba. Dlatego niech si� pani nie zdziwi, je�li rzuci pani te r�kawiczki w twarz. Dacza rzeczywi�cie sta�a na uboczu. Niski drewniany domek, ob�a��cy z farby. W �rodku czerwone chodniki i kilkoro drzwi, wychodz�cych na korytarz. Wszystkie, opr�cz ostatnich, zamkni�te. Pok�j by� zadziwiaj�co zgrzebny. Stare ��ko z porysowanymi drewnianymi szczytami, fotel, kt�rego obicie pami�ta�o lepsze czasy, nocna szafka i w�ski, prawie �ysy dywanik. Przy oknie przycupn�o skromniutkie biurko. Blat, niegdy� na wysoki po�ysk, upstrzony by� bia�ymi plamami. Najwyra�niej mieszkaj�cy tu lokatorzy stawiali na nim fili�anki z gor�c� herbat�. Parkiet wymaga� natychmiastowego cyklinowania, a zas�ony do z�udzenia przypomina�y zmi�te szmaty. Obrazu dope�nia�a ma�a lod�wka Morozko i przedpotopowy czarno--bia�y telewizor Rubin. A ja zawsze uwa�a�am, �e literaci mieszkaj� w przytulnych i komfortowych pokojach... Podesz�am do w�skich drzwi �ciennej szafy i zajrza�am do �rodka - by�y w niej tylko wieszaki. Na r�wniutko za�cielonym ��ku nie le�a�a nocna koszula, na szafce nie by�o ksi��ek ani lekarstw, w og�le niczego. Jedynie na parapecie poniewiera� si� plastikowy grzebie�. Mi�dzy jego z�bami tkwi�o kilka d�ugich czarnych w�os�w. Wygl�da na to, �e zmar�a kobieta to istotnie Sundukian. Ale gdzie podzia�y si� jej rzeczy? Rozdzia� 3 Administratorka, zapewne dostrzeg�szy mnie przez okno, uchyli�a drzwi i zawo�a�a: - Och, przepraszam, wprowadzi�am pani� w b��d. Podesz�am do niej. - To jest Sofia Jemieljanowna, wczoraj mia�a dy�ur - terkota�a, wpuszczaj�c mnie do holu. - M�wi, �e pani Sundukian wyjecha�a po �niadaniu. - W�a�nie - potwierdzi�a stoj�ca obok niej pulchna kobie ta, okutana w kraciast� chustk�. - Ni z tego, ni z owego po wiedzia�a: �Tu s� klucze, wyje�d�am". Zapisa�am to w ksi��ce go�ci. - To bardzo dziwne. - Administratorka a� klasn�a. - Za p�aci�a za ca�y miesi�c... - Z tymi pisarzami to nie dojdzie si� do �adu - prychn�a Sofia Jemieljanowna. - Nigdy nie wiadomo, co im do g�owy strzeli, wsiad�a do samochodu i tyle j� widzieli! - Jak to do samochodu? - zdziwi�am si�. - A co w tym dziwnego? - obruszy�a si� Sofia Jemielja nowna. - Rano przyjecha� po ni� jaki� m�czyzna. Pewnie m��. Torb� podr�n� schowa� do baga�nika. Nic, tylko si� rozchorowa�a. - Dlaczego tak pani s�dzi? - Blada by�a jak �mier�, na pewno chora. M�� tak troskli wie, podtrzymuj�c za �okie�, usadza� j� w samochodzie, a ta r�k� wyrwa�a: �Nie dotykaj mnie, Niko�aju!". I z jak� z�o�ci� to powiedzia�a! M�� taki uprzejmy, u�miechni�ty, a� z tego wszystkiego torb� cudack� upu�ci�. - Cudack� torb�? - A jak�e - roze�mia�a si�. - Doros�a kobieta, a mia�a ze so b� jasnoczerwon� torb�. Pe�no na niej by�o napis�w �Disney- land" i mordek tych wszystkich kaczor�w, psiak�w i krasno ludk�w. Kto kupuje co� takiego? Ale co chcie� - pisarka! - Czy mog� dosta� jej adres i telefon? - Nie mamy - odpowiedzia�a administratorka. - Niech si� pani zwr�ci do Funduszu Literackiego przy ulicy Usijewicza, tam si� pani dowie. Wcisn�am do kieszeni kartk� z adresem Funduszu Literackiego i ruszy�am do domu. Ju� otwieraj�c bram�, spostrzeg�am, �e dzieje si� co� dziwnego. Na podw�rzu, obok drzwi wej�ciowych, sta�a ci�ar�wka. Kilku m�czyzn wyci�ga�o z niej meble. Zdr�twia�am i na mi�kkich nogach przecisn�am si� do holu. Pozostawa�a nik�a nadzieja, �e to Oldze nagle odbi�o i postanowi�a kupi� jeszcze ze dwie kanapy, fotele i krzes�a. Ale w przedpokoju nadzieja rozwia�a si� jak dym, poniewa� pozna�am zabytkowy mahoniowy kredens i przypomnia�am sobie, do kogo nale�a�. Ka�dy medal ma dwie strony. Je�li nagle staniecie si� bogaci, mo�ecie by� absolutnie pewni, �e wasi krewni nagle przypomn� sobie o wi�zach rodzinnych. Najdalsi znajomi zaczn� was odwiedza�, a cz�sto te� przysy�a� swoje dzieci, babcie, by�e �ony z do�� nachaln� pro�b� o pieni�dze... R�ni ludzie mieszkaj� u nas miesi�cami, a domownicy s� szcz�liwi, je�li nie jest to rodzina, bo w przeciwnym razie go�cie bez opami�tania -w�a�� nam na g�ow� i uwa�aj�, �e nale�y im si� od nas szczere uczucie i czas, wszelkie ��dania t�umacz�c w jeden spos�b: przecie� jeste�my rodzin� lub prawie rodzin�. Zapewne wszyscy dobrze znaj� sytuacj�, gdy na progu staje ciotunia z Kiemierowa z dw�jk� dzieciak�w albo dziadzio Sybirak, kt�ry zapragn�� nacieszy� si� moskiewskimi krewnymi przez miesi�c lub dwa... Z walizek wyci�gaj� zazwyczaj podobne prezenty: pude�ko niejadalnych czekolado-podobnych pralinek albo butelk� z tajemnicz� nazw� - �A�taj ska gorzka" lub �Balsam permski". Ale dzisiaj nie nawiedzili mnie, niestety, poczciwi prowincjusze, lecz sz�sta �ona mojego trzeciego m�a, Maksa Pola�-skiego, Alisa. Tylko po jakie licho przytaszczy�a ze sob� meble? Spokojnie, zaraz si� wszystkiego dowiem, bo oto Aliska z roz�o�onymi ramionami p�dzi mi na spotkanie. - Daszka - zaszczebiota�a, trzepocz�c sztywnymi od tuszu rz�sami - Daszka, sto lat si� nie widzia�y�my! Aliska jest niespe�nion� baletnic�. Je�li cho� raz widzieli�cie Jezioro �ab�dzie, to zapewne pami�tacie scen�, gdy wok� du�ego ko�a, obci�gni�tego foli�, co ma imitowa� sadzawk�, ta�czy stado �ab�dzi. �Ptaszki" ustawione s� w rz�dy, a jest ich siedem. Tych, kt�re ta�cz� w ostatnim, si�dmym, w og�le nie wida�. Tak� w�a�nie parti� ta�czy�a Alisa. Na dodatek w teatrze Bolszoj, ale w zespole �Nowy rosyjski klasyczny", moim skromnym zdaniem, trudno o bardziej krety�sk� nazw�. - Przyjmiesz mnie na troch�? - zapyta�a przymilnie Alisa, potrz�saj�c jaskraworudymi w�osami. I w tej samej chwili g�os jej si� zmieni� i rykn�a: - No i gdzie leziesz, cholero! Nie widzisz, barani �bie, �e rysujesz fornir! Tragarze, pora�eni takim s�ownictwem w ustach damy o arystokratycznym wygl�dzie, omal nie upu�cili kom�dki. - No ju�, wnosi� - dyrygowa�a Aliska, machaj�c drobnymi �ylastymi d�o�mi. - Co�cie tak g�by rozdziawili! Prawdziwe cymba�y! Westchn�am ci�ko, patrz�c, jak jej drobna, zgrabna figurka, obleczona w czarne legginsy, miota si� mi�dzy zwalistymi niczym szafy m�czyznami. M�j trzeci m��, Maks Pola�ski, to pies na kobiety. Jest absolutnym, niereformowalnym babiarzem, co te� sta�o si� powodem naszego rozwodu. Szczeg�lnie gustuje w chudych damach o rudawych w�osach, a �ci�lej m�wi�c - o w�osach we wszelkich odcieniach rudego, od jasnomarchewkowego po ogni�cie pomara�czowy. Ja znalaz�am si� w�r�d nich przypadkowo. Kiedy�, przygl�daj�c si� w lustrze swoim jasno-blond kosmykom, uzna�am, �e s� bez wyrazu. Wtedy nie mo�na by�o jeszcze kupi� markowych farb do w�os�w, dlatego bez zb�dnego zastanawiania si� kupi�am chn� i obficie na-pa�ka�am sobie na g�ow�. Efekt przeszed� wszelkie oczekiwania. Gdy po godzinie zmy�am lepk� zielon� brej�, moim oczom ukaza�o si� co�, co do z�udzenia przypomina�o lisie futro jesieni� - niezwykle czerwone i l�ni�ce. I trzeba trafu, �e tego w�a�nie dnia los zetkn�� mnie z Maksem! Pochlebiam sobie jednak, �e wyr�niam si� spo�r�d �on Maksa nie tylko kolorem w�os�w (rudy by� jedynie epizodem), ale te� charakterem. Mi�y, u�miechni�ty, kulturalny Maksik jakby umy�lnie dobiera� sobie �ony na jedno kopyto - same cholery. Mam cich� nadziej�, �e ja jestem jednak inna. A to dlatego, �e w�a�nie do mnie zwr�ci� si� o pomoc by�y m�ulek, gdy fa�szywie oskar�ony znalaz� si� w wi�zieniu. Pola�ski najzwyczajniej w �wiecie nie jest w stanie prze�y� z kobiet� wi�cej ni� dwa lata, a jego wszystkie romanse przebiegaj� wed�ug tego samego scenariusza: by�ej pani za�atwia mieszkanie, daje spor� sumk� na otarcie �ez i nie chce o niej wi�cej s�ysze�. Ja wypadam i z tego schematu. Odesz�am sama, na w�asne �mieci, z jedn� walizeczk�. No, zgoda, Kiesza okaza� si� z�odziejaszkiem, bo zabra� z mieszkania Maksa wielkiego, wa��cego prawie szesna�cie kilogram�w kota Sebastiana, ale nie mogli�my przecie� zostawi� naszego ulubie�ca. W okresie mojego ma��e�stwa sta� mi si� bli�szy ni� m��. Aliska natomiast jest uosobieniem wyobra�e� Maksa o �onie idealnej: ognistoruda, drobna, kapry�na i nieprawdopodobnie chciwa. Ale m�dra, wierna w przyja�ni, bardzo energiczna. Je�li si� zdarzy, �e jej bliska znajoma znajdzie si� w szpitalu, Aliska, ob�adowana siatami pe�nymi zakup�w, jedzie do jej mieszkania, przygotowuje obiad, robi pranie, wyprowadza psa na spacer, pociesza dziecko... W trudnych sytuacjach z pewno�ci� mo�na na ni� liczy�. Nie nale�y si� jedynie dziwi�/ je�li po swoim powrocie ze szpitala nakryje si� ukochanego m�a z Aliska w ��ku. Ale ja mia�am z ni� zawsze �wietne uk�ady, nie musia�y�my si� niczym dzieli�. - Co si� sta�o? - zapyta�am. Warkn�wszy jeszcze raz na tragarzy, odwr�ci�a si� do mnie gwa�townie. Ruchy, jak wszystkie baletnice, mia�a bardzo szybkie. - Nic nie wiesz? - Nie. - Maks jest draniem i �obuzem! Wszystko jasne. Ile razem prze�yli? Prawie rok. Czyli Po-la�ski znowu przeprowadza �zmian� warty". - Wyobra�asz sobie - piekli�a si� Alisa - ten wypierdek niewydarzony chce si� mnie pozby�! Mnie!!! Przyszed� przedwczoraj i o�wiadczy�: �Wybacz mi, Liso�ko, by�em z to b� szcz�liwy, a teraz rozsta�my si� po przyjacielsku". - A co ty na to? - zapyta�am, z g�ry wiedz�c, jaka b�dzie odpowied�. - Prosz� uprzejmie - wzruszy�a ko�cistymi ramionami. - Ja to mam w nosie, ale jestem w�ciek�a, �e to on pierwszy powiedzia� o rozwodzie. - A co to za r�nica! - Kolosalna - zaperzy�a si� Alisa. - Bo to on by�by porzu conym m�em, a nie ja opuszczon� �on�. Paskudna rola! Ale najgorsze, �e to taki dra�! - Ale co si� sta�o? - Kupi� mi ju� mieszkanie! W Krasnogorsku! Dwupokojo- we! Nawet mnie nie uprzedzi�. - I co w tym z�ego? - Nigdy w �yciu! - Alisa a� si� zach�ysn�a. - Nie wyjad� na prowincj�, w dodatku do dwupokojowej klity! - Krasnogorsk to przecie� peryferie Moskwy. - W�a�nie - wysycza�a - peryferie... Poda�am mu w�asne warunki: b�d� �askaw za�atwi� mi mieszkanie w Kry�ackim, co najmniej trzypokojowe! - Po co ci takie du�e dla jednej osoby? - A sk�d ci przysz�o do g�owy, �e dla jednej? Jest pewien cz�owiek... On potrafi mi zapewni� odpowiedni poziom �y cia... - To po co naci�gasz Maksa na mieszkanie? Alisa z oburzeniem potrz�sn�a zabytkowymi kolczykami. Lekko licz�c, w ka�dym jej uchu wisia� niez�y samoch�d. - A co, uwa�asz, �e mam odej�� go�a i bosa? Tyle czasu si� m�czy�am - i na pr�no? W �yciu! I mieszkanie kupi, i pie ni�dzmi sypnie! Bo jak nie, to p�jd� do kontroli skarbowej i powiem o ukrytych dochodach. A nie jest tego ma�o. Biedny Maks! Za ka�dym razem, gdy udaje si� do urz�du stanu cywilnego, wierzy, �e to po raz ostatni, i zdradza swojej kolejnej ma��once tajemnice biznesowe. - Dlatego - ci�gn�a Alisa - pomieszkam troch� u ciebie, a meble zabra�am, �eby nowej damulce nie by�o zbyt przytul nie. Masz prz