1001
Szczegóły |
Tytuł |
1001 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1001 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1001 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1001 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JRR Tolkien
�azikanty
prze�o�y�a Paulina Braiter
Wyydawnictwo Pruszy�ski i Sp�ka
Warszawa 1998
Tytu� orygina�u
ROYERANDOM edited by Christina Scull Wayne G.Hammond
Copyright 1998 by HarperCoIlins Publishers Ltd., London
Ilustracja na ok�adce Ryszard Ronowski
Ilustracje w tek�cie J.R.R. Tolkien
Redaktor prowadz�cy seri� Agnieszka Rabi�ska
Opracowanie merytoryczne Jacek Ring
Redaktor techniczny Barbara W�jcik
Korekta Gra�yna Nawrocka
�amanie Ewa W�jcik
ISBN 83-7180-200-5 Klasyka dzieci�ca
Wydawca
Pr�szy�ski i S-ka SA
02-651 Warszawa, ul.
Gara�owa 7
Druk i oprawa:
Zak�ady Graficzne ATEXT S.A.
80-134 Gda�sk, ul.Trzy Lipy 3
Ksi��ka ta po�wi�cona jest pami�ci Michaela Hilaryego Reuela Tolkiena,
1920-1984 .
Wst�p
Latem 1925 roku J.R.R. Tolkien, jego �ona Edith i ich synowie: John (maj�cy niemal osiem lat), Michael (prawie pi��) i Christopher (niespe�na rok), wybrali si� na wakacje do Filey, miasteczka na wybrze�u Yorkshire, do dzi� popularnego o�rodka turystycznego. By�y to do�� nieoczekiwane wakacje - rodzina uczci�a w ten spos�b mianowanie Tolkiena na stanowisko profesora j�zyka staroangielskiego w Oksfordzie, kt�re mia� obj�� l pa�dziernika tego samego roku. By� mo�e chcia� w ten spos�b odpocz��, gdy� czeka�y go nie tylko nowe obowi�zki, ale te� jeszcze przez dwa semestry mia� uczy� na uniwersytecie w Leeds, poniewa� jego stare i nowe zaj�cia na�o�y�y si� na siebie.
I tak przez trzy b�d� cztery tygodnie w Filey - jak wyja�niono poni�ej, daty nie s� pewne - Tolkienowie wynajmowali domek w stylu edwardia�skim, nale��cy do miejscowego dyrektora poczty, wzniesiony na ska �ach nad morzem.
Z tego miejsca rozpo�ciera� si� wi dok na wsch�d i przez dwa, trzy pogodne wieczory ma�y John Tolkien z zachwytem obserwowa� wy�aniaj�cy si� z morza ksi�yc w pe�ni, kre�l�cy srebrzyst� "�cie�k�" na ciemnych wodach.
W owym czasie Michael Tolkien ub�stwia� wr�cz swoj� zabawk�, miniaturowego czarno-bia�ego pieska z o�owiu. Jada� z nim i sypia� - jednym s�owem, nie rozstawa� si� ani na moment; wypuszcza� go z r�ki tylko po to, by si� umy�, lecz i wtedy niech�tnie.
Lecz podczas wakacji w Filey wybra� si� na spacer z ojcem i starszym bratem i podniecony puszczaniem "kaczek" na powierzchni morza od�o�y� zabawk� na bia��, kamienist� pla��. Na tym tle male�ki bia�o-czarny piesek sta� si� praktycznie niewidoczny i zgin��. Nie znalaz�szy zabawki, Michael wpad� w rozpacz, razem ze starszym bratem i oj cem szuka� jej przez ten i ca�y nast�pny dzie�.
Utrata ulubionej zabawki stanowi wielkie prze�ycie dla ka�dego dziecka i Tolkien, maj�c to na wzgl�dzie, stworzy� "wyja�nienie" tego wypadku: opowie��, w kt�rej prawdziwy pies imieniem �azik zostaje zamieniony w zabawk� przez maga; zgubiony na pla�y przez ch�opca bardzo podobnego do Michaela, spotyka komicznego piaskowego czarodzieja i prze�ywa wiele przyg�d na ksi�ycu i dnie morza.
Tak przynajmniej wygl�da�a pe�na historia �azikantego, gdy w ko�cu zosta�a przelana na papier.
Fakt, i� nie powsta�a od razu, lecz zosta�a wymy�lona i opowiedziana w kilku cz�ciach, mo�na- wydedukowa� z jej odcinkowej natury oraz d�ugo�ci. W istocie po twierdza go zdumiewaj�co kr�tki zapis w dzienniku Tolkiena, uczyniony niemal na pewno w 1926 roku jako cz�� podsumowania wydarze� roku poprzedniego, dotycz�cych powstawania �azikantego w Filey:
"Sko�czy�em te� opowie�� o �azikantym, powsta�� po to, by zabawi� Johna (a tak�e mnie samego)". Niestety, nie da si� stwierdzi� z ca�� pewno�ci�, co Tolkien mia� na my�li, m�wi�c "sko�czy�em" - by� mo�e jedynie to, �e ca�a historia (w swej pocz�tkowej postaci) zosta�a opowiedziana podczas wakacji.
Zapis w nawiasie potwierdza jednak, i� rozwija�a si� ona w czasie opowiadania. Dziwne, �e w dzienniku Tolkien wspomina jedynie o Johnie, cho� to nieszcz�cie Michaela leg�o u podstaw opowie�ci o �aziku.Mo�liwe, i� Michael zadowoli� si� pierwsz� cz�ci� historii wyja�niaj�cej znikni�cie zabawki i znacznie mniej ni� Johna interesowa�a go jej kontynuacja.
Sam Tolkien niew�tpliwie rozgrzewa� si� w miar� opowiadania: dalsze cz�ci s� znacznie bardziej wyrafinowane ni� pocz�tek. Nigdzie jednak nie zapisano, i teraz nie da si� ju� ustali�, w jakiej formie pocz�tkowo po wsta� �azikanty - na przyk�ad czy wszystkie pojawiaj�ce si� gry s�owne, a tak�e aluzje do mit�w i legend od pocz�tku stanowi�y cz�� opowie�ci, czy te� zosta�y dodane, gdy w ko�cu autor zapisa� sw� ba��.
Tolkien zanotowa� tak�e w swym pami�tniku, r�wnie� w kilka miesi�cy po samych wydarzeniach, �e rodzina wybra�a si� do Filey (z Leeds) 6 wrze�nia 1925 roku i zosta�a tam do 27 wrze�nia, lecz co najmniej jedna z tych dat - pierwsza - nie mo�e by� w�a�ciwa (i rzeczywi�cie, w pami�tniku Tolkien omy�kowo okre�la �w dzie� jako sobot�, a nie niedziel�).
Bior�c pod uwag�, i� John Tolkien do tej pory wyra�nie pami�ta ksi�yc w pe�ni �wiec�cy nad falami i �e widok �w z pewno�ci� inspirowa� podr� �azika ksi�ycow� �cie�k� na pocz�tku �azikantego, Tolkienowie musieli znale�� si� w Filey w czasie pe�ni, kt�ra we wrze�niu 1925 roku rozpocz�a si� drugiego we wtorek.
Istnieje jeszcze jeden dow�d na to, �e przebywali tam po po�udniu w sobot� 5 wrze�nia, gdy po�udniowo-wschodnie wybrze�e Anglii nawiedzi�a pot�na burza.
John Tolkien pami�ta j� bowiem bardzo wyrazi�cie, a jego wspomnienia potwierdzaj� doniesienia gazet.
Wody wez bra�y na kilka godzin przed por� przyp�ywu, przela�y si� przez falochron, zatapiaj�c deptak w Filey, burz�c kioski na nabrze�u i zalewaj�c ca�� pla�� - przy okazji ostatecznie pogrzeba�y szans� znalezienia zabawki Michaela.
Gwa�towne wiatry potrz�sa�y domkiem Tolkien�w tak mocno, i� ca�a rodzina nie spa�a tej nocy, obawiaj�c si�, �e zawali si� dach.
John Tolkien pami�ta, �e ojciec opowiada� jemu i Michaelowi historie, aby ich uspokoi�, i to w�a�nie wtedy zacz�� snu� opowie�� o psie �aziku, kt�ry sta� si� zaczarowan� zabawk� "�azikantym".
Sama burza bez w�tpienia podsun�a pomys� dalszej cz�ci �azikantego, w kt�rej pradawny w�� morski zaczyna budzi� si� ze snu, przy okazji wywo�uj�c wielkie zamieszanie: "Gdy we �nie rozprostowywa� jeden czy dwa sploty, woda wzbiera�a i falo wa�a gwa�townie, niszcz�c domy okolicznych mieszka�c�w i zak��caj�c im odpoczynek"
Nic nie wskazuje na to, by �azikanty zosta� zapisany podczas pobytu Tolkien�w w Filey. Niemniej jednak jedna z pi�ciu ilustracji, kt�re autor do��czy� do historii, ksi�ycowy krajobraz reprodukowany w niniejszej ksi��ce, nosi dat� 1925 i mo�na przyj��, i� powsta� w Filey tego lata.
Trzy z pozosta�ych ilustracji do �azikantego pochodz� z wrze�nia 1927 roku, kiedy Tolkienowie sp�dzali wakacje w Lyme Regis na po�udniowym wybrze�u Anglii: "Bia�y Smok �ciga �azikantego i ksi�ycowego psa", dedykowana Johnowi Tolkienowi; "Dom, w kt�rym �azik rozpocz�� swoje przygody jako zabawka", dedykowana Christopherowi Tolkienowi, i wspania�a akwarela "Ogrody pa�acu morskiego kr�la". Na ka�dej z nich zapisano miesi�c i rok.
Kolejny rysunek, przed stawiaj�cy �azika przybywaj�cego na ksi�yc na grzbiecie mewy, nosi dat� 1927-28. Wszystkie te obrazki tak�e reprodukujemy w tej ksi��ce.
Ilustracje z wrze�nia 1927 roku sugeruj�, i� �azikanty zosta� ponownie opowiedziany w Lyme Regis, mo�e dlatego, �e Tolkienowie zn�w sp�dzali wakacje nad morzem i wspominali wydarzenia z Filey, kt�re mia�y miejsce zaledwie dwa lata wcze�niej.
Dedykacja dla Christophera Tolkiena na "Domu, w kt�rym �azik rozpocz�� swoje przygody jako zabawka" wskazuje te�, i� Christopher by� ju� do�� du�y, by doceni� �azikantego (we wrze�niu 1925 by� jeszcze ma�ym dzieckiem), i �e historia zosta�a cz�ciowo powt�rzona mi�dzy innymi dlatego, i� wcze�niej nie mia� oka zji jej wys�ucha�.
Nowe zainteresowanie �azikantym latem dwudziestego si�dmego roku mog�o zach�ci� Tolkiena do przelania opowie�ci na papier, wygl�da bowiem na to, i� uczyni� to jeszcze w tym samym roku, prawdopodobnie w czasie przerwy �wi�tecznej.
Tak przynajmniej s�dzimy - a mo�emy jedynie zgadywa�, poniewa� brak datowanych r�kopis�w czy innych namacalnych dowod�w - kieruj�c si� dwiema interesuj�cymi (cho� niezbyt konkretnymi) wskaz�wkami. Obie dotycz� ko�ca rozdzia�u drugiego �azikantego, m�wi�cego o tym, jak �azikanty i jego przyjaciel ksi�ycowy pies natykaj� si� na Wielkiego Bia�ego Smoka, kt�ry �ciga ich zaciekle.
Smok cz�sto wywo�ywa� zamieszanie: "Czasami, podczas smoczej uczty albo gdy ogarnia�a go w�ciek�o��, wypuszcza� ze swej jaskini prawdziwie zielone i czerwone p�omienie, a ju� nagminnie wydmuchiwa� chmury dymu.
Raz czy dwa sprawi�, �e ca�y ksi�yc poczerwienia�, albo zgasi� go zupe�nie. W�wczas Cz�owiek z Ksi�yca...schodzi� do piwnicy, odkorkowywa� fiolki z najlepszymi zakl�ciami i jak najszybciej naprawia� wyrz�dzone szkody" Tym razem po�cig dobiega ko�ca, gdy Cz�owiek z Ksi�yca w ostatniej chwili ratuje psy magicznym zakl�ciem wystrzelonym w brzuch smoka.
Z tego powodu "najbli�sze za�mienie okaza�o si� kl�sk�" - stanowi to odniesienie do wcze�niejszej uwagi, �e za�mienia ksi�yca wywo�ywane s� przez smoki. Elementy tego rozdzia�u z �azikantego - Jeden z nich (z�o�liwy smok na ksi�ycu) niew�tpliwie by� cz�ci� opowie�ci we wrze�niu 1925 roku, dowodzi tego datowana ilustracja - pojawiaj� si� te� w zdumiewaj�co podobnej formie w niepublikowanej cz�ci listu, kt�ry Tolkien napisa� do swych dzieci w grudniu tego samego roku jako �wi�ty Miko�aj.
W li�cie tym, nale��cym do niezmiernie interesuj�cej serii List�w od �wi�tego Miko�aja, stworzonej przez Tolkiena w latach 1920-1943, Cz�owiek z Ksi�yca odwiedza biegun p�nocny i wypija zbyt wiele brandy, przegryzaj�c �liwkowym puddingiem i wy �awiaj�c rodzynki z rumu.
W konsekwencji zasypia i zostaje wepchni�ty pod kanap� przez Polarnego Misia, pozostaj�c tam do nast�pnego ranka. Pod czas jego nieobecno�ci smoki wychodz� na ksi�yc i tak bardzo �obuzuj�, �e wywo�uj� za�mienie. Cz�owiek z Ksi�yca musi po�piesznie wraca� i u�y� pot�nych czar�w, �eby wszystko naprawi�.
Podobie�stwo mi�dzy t� historyjk� a epizodem z Wielkim Bia�ym Smokiem w �azikantym jest zbyt wielkie, by mog�o by� przypadkowe. Z tego za� mo�na wnioskowa�, i� pisz�c sw�j "list od �wi�tego Miko�aja" w grudniu 1927 roku, Tolkien mia� g�ow� zaprz�tni�t� �azikantym.
Nie da si� orzec, czy wizja ksi�ycowych smok�w wywo�uj�cych za�mienie po jawi�a si� nagle w li�cie, czy te� zosta�a najpierw u�yta w �azikantym, jednak�e obie te prace musz� wi�za� si� ze sob�.
Przerwa �wi�teczna pozwala�a Tolkienowi oderwa� si� od obowi�zk�w akademickich. W tym okresie m�g� on po�wi�ci� sw�j czas zapisaniu �azikantego i cho� nie da si� stwierdzi� z ca�� pewno�ci�, i� uczyni� to w grudniu 1927 roku, jeszcze jedna wskaz�wka sugeruje t� w�a�nie dat�, przynajmniej jako terminus a quo najwcze�niejszego (nie datowanego) istniej�cego tekstu.
W najwcze�niejszym tek�cie po cytowanych wcze�niej s�owach: "Najbli�sze za�mie nie okaza�o si� kl�sk�", nast�puje uwaga: "tak przy najmniej twierdzili astronomowie [fotografowie]". I rzeczywi�cie, jak donosi� "Times", taka w�a�nie opinia panowa�a powszechnie w Londynie, je�li chodzi o ca�kowite za�mienie ksi�yca, kt�re zdarzy�o si� 8 grudnia 1927 roku, lecz Anglicy nie mogli go obserwowa� z powodu chmur.
Raz jeszcze odwo�ajmy si� do "listu od �wi�tego Miko�aja" z 1927 roku. Podaje on dok�adn� dat� za�mienia, kt�re nast�pi�o podczas nieobecno�ci Cz�owieka z Ksi�yca - 8 grud ni�, co dowodzi, i� Tolkien pami�ta� o prawdziwych wydarzeniach.
Najwcze�niejszy istniej�cy tekst �azikantego to tylko jedna z czterech wersji w tolkienowskim archiwum oksfordzkiej Bodleian Library. Niestety, jedna pi�ta z niego zagin�a - stanowi to odpowiednik obecnego rozdzia�u pierwszego i pierwszej po�o wy drugiego.
Reszta wype�nia dwadzie�cia dwie strony, zapisane na r�nych kartkach (by� mo�e wydartych ze szkolnych zeszyt�w) szybko i cz�ciowo niemal nieczytelnie, z licznymi poprawkami. Po tym tek�cie nast�puj� trzy maszynopisy, podobnie po zbawione dat. Wida� z nich, jak Tolkien stopniowo rozwija� sw� opowie��, wprowadzaj�c wiele ulepsze� stylistycznych i nowych szczeg��w, lecz nie zmieniaj�c zanadto samej fabu�y.
Pierwszy maszynopis, trzydzie�ci dziewi�� stron opatrzonych g�stymi poprawkami, oparty jest na r�kopisie i bardzo pom�g� nam w odszyfrowaniu mniej czytelnych fragment�w wcze�niejszej wersji.
Jednak�e pod koniec zaczyna on r�ni� si� od pierwowzoru - fragment, w kt�rym �azik powraca do swej pocz�tkowej postaci i rozmiar�w, wcze�niej niemal rozczarowuj�cy, obecnie dramatyczny i zabawny, zosta� znacznie rozbudowany.
Nowy tekst pocz�tkowo nosi� tytu� Przygody �azika, lecz Tolkien poprawi� go odr�cznie na �azikantego - od tej pory tak w�a�nie nazywa�y si� kolejne wersje.
Drugi z trzech r�kopis�w urywa si� zaledwie po dziewi�ciu stronach, przy czym na ostatniej zapisano tylko kilka wierszy. Najwyra�niej stanowi�o to �wiadom� decyzj� autora. Wersja ta obejmuje tekst od pocz�tku historii do miejsca, w kt�rym ksi�yc zacz�� "kre�li� na wodach sw� �wietlist� �cie�k�" Dodatkowo kr�tki fragment zosta� zapisany na maszynie na odwrocie jednej z kartek. Tolkien porzuci� go niemal natychmiast, podejmuj�c ci�g dalszy po kolejnej przer�bce na w�a�ciwej stronie.
W drugim maszynopisie zosta�y wprowadzone poprawki zapisane na pierwszym oraz dodatkowe ulepszenia. Znacznie istotniejszy jest jednak wygl�d tej wersji, du�o staranniejszej ni� pierwszy maszynopis.
Pisz�c j�, Tolkien wyra�nie przejmowa� si� stron� estetyczn� - numerowa� strony na maszynie, miast jak wcze�niej pi�rem, i rozbija� dialogi na akapity, wskazuj�c kolejnych m�wc�w, podczas gdy przedtem (w wersji niew�tpliwie roboczej) nie zadawa� sobie tyle trudu. Na nowym maszynopisie widnieje te� niewiele odr�cznych dopisk�w, bardzo starannych i stanowi�cych niemal wy��cznie poprawki liter�wek.
Ta dba�o�� o form� ka�e nam przypuszcza�, i� Tolkien zamierza� pod koniec 1936 roku z�o�y� drugi manuskrypt u swego wydawcy, Georgea Allena Unwina.
W owym czasie wydawnictwo z entuzjazmem przyj�o Hobbita i cho� na razie by� on jeszcze w druku i nie okaza� si� sukcesem, na jego podstawie zach�cono Tolkiena do przedstawienia kolejnych utwor�w dla dzieci, kt�re mo�na by opublikowa�.
Spe�ni� te pro�by, wysy�aj�c Allenowi Unwinowi ilustrowan� ksi��k� Mr Bliss, parodi� �redniowiecznej opowie�ci Rudy Diii i jego pies oraz �azikantego.
Je�li, jak przypuszczamy, nie doko�czony drugi maszynopis �azikantego powsta� na skutek nalega� wydawcy, Tolkien przerwa� prac� nad nim, poniewa� tekst wci�� jeszcze wymaga� doszlifowania - czy te� mo�e dlatego, �e jak poprzednie brudnopisy zosta� on zapisany na kartkach najwyra�niej wydartych z zeszyt�w; d�u�sza kraw�d� ka�dej z nich by�a lekko poszarpana i autor uzna�, i� jego dzie�o wymaga bar dziej profesjonalnej prezentacji.
Rzeczywi�cie, trzeci i ostatni maszynopis �azikantego zosta� porz�dnie, cho� nie bez poprawek, zapisany na sze��dziesi�ciu (nie zawsze jednakowych) kartkach fabrycznego papieru maszynowego.
Tu w�a�nie autor wprowadzi� podzia� na rozdzia�y, do daj�c te� kolejne, niewielkie, lecz liczne zmiany dialog�w i opis�w, a tak�e znak�w przestankowych i podzia��w na akapity. Niemal na pewno ten w�a�nie tekst Tolkien z�o�y� w wydawnictwie Allen Unwin i w�a�nie �w tekst dyrektor firmy, Stanley Unwin, przedstawi� do oceny swemu synowi Raynerowi.
W pochodz�cej z 7 stycznia 1937 roku recenzji Rayner Unwin uzna� histori� za "dobrze napisan� i zabawn�"; mimo jednak pozytywnej oceny zosta�a ona odrzucona. �azikanty by� niew�tpliwie jedn� z "kr�tkich bajek w r�nych stylach", kt�re Tolkien przygotowa� do wydania we wrze�niu 1937 roku, jak zanotowa� Stanley Unwin.
Do tego czasu jednak Hobbit sta� si� tak wielkim przebojem, �e Allen Unwin pragn�li przede wszystkim dalszego ci�gu historii o hobbitach. Wygl�da na to, i� autor i wy dawca nigdy ju� nie wracali do �azikantego.
Tolkien ca�� swoj� uwag� po�wi�ci� "nowemu Hobbitowi", ksi��ce, kt�ra mia�a si� sta� jego arcydzie�em: W�adcy Pier�cieni. Nie by�oby chyba zbytni� przesad� twierdzi�, i� W�adca Pier�cieni m�g�by nie sta� si� tym, czym jest, gdyby nie historyjki takie jak �azikanty, gdy� popularno��, jak� cieszy�y si� w�r�d dzieci Tolkiena, i zapa� samego Tolkiena doprowadzi�y go w ko�cu do stworzenia bardziej ambitnej historii - Hobbita - i jej ci�gu dalszego.
Wi�kszo�� owych historyjek nie zachowa�a si�.Zaledwie kilka zosta�o zapisanych, a z nich niewiele doko�czonych. Tolkien, poczynaj�c co najmniej od 1920 roku, kiedy to napisa� pierwszy z List�w od �wi�tego Miko�aja, z prawdziw� przyjemno�ci� opowiada� bajki dzieciom.
Warto te� wspomnie� o historyjkach o z�owieszczym Billu Stickersie i jego przeciwniku, majorze Droga Przed Nami, male�kim cz�owieczku Timothym Titusie i energicznym Tomie Bombadilu, kt�rego pierwowzorem by�a holenderska lalka nale��ca do Michaela Tolkiena. �adne z tych historyjek nie mia�y wi�kszego znaczenia; cho� Tom Bombadil znalaz� sobie p�niej miejsce w wierszach i W�adcy Pier�cieni.
W 1924 roku Tolkien stworzy� niezwykle osobliw�, d�u�sz� histori�, The Orgog. Maszynopis jej nadal istnieje, jest jednak nie doko�czony i nie dopracowany. W odr�nieniu od nich wszystkich �azikanty zosta� uko�czony i doszlifowany; wyr�nia si� te� spo�r�d innych pochodz�cych z tego okresu historyjek dla dzieci pi�ra Tolkiena nie skrywan� przyjemno�ci�, z jak� autor pozwala sobie na gry s�owne.
Pojawiaj� si� w nim liczne niemal homonimy (Persja i Pershore), onomatopeje i aliteracje ("piski i wrzaski, j�ki i mlaski, skowyty i skomlenie, burczenie i warczenie", spisy, zabawne ze wzgl�du na sw� d�ugo�� (takie jak: "akcesoria, insygnia, memoranda, chemikalia, regalia, antidota, ksi�gi czar�w, arkana, aparaty oraz worki i flaszeczki pe�ne najr�niejszych zakl��" w pracowni Artakserksesa - i zaskakuj�ce przeno�nie (Cz�owiek z Ksi�yca "rozp�yn�� si� w powietrzu, a ka�dy, nawet je�li nigdy nie by� na ksi�ycu, powie wam, jak rzadkie jest tamtejsze powietrze i jak trudno si� w nim rozp�yn��",
W tek�cie wyst�puj� te� liczne dziecinne zwroty, takie jak szur, plusk, brzuszek, interesuj�ce cho�by dlatego, �e rzadko wyst�puj� w opublikowanych pracach Tolkiena, kt�ry od pocz�tku usuwa� je w r�kopisach albo wykre�la� przy wprowadzaniu poprawek (w Hobbicie na przyk�ad brzuszek staje si� brzuchem). Oto niew�tpliwe pozosta�o�ci historii opowiedzianej kiedy� przez Tolkiena jego dzieciom.
Fakt, i� Tolkien umie�ci� tak�e w �azikantym s�owa takie jak dywagacje, akcesoria, fosforyzuj�ce czy antidota, jest godny dostrze�enia w dzisiejszych czasach, gdy podobny j�zyk uwa�a si� za zbyt trudny dla ma�ych dzieci - opinia, z kt�r� Tolkien z pewno�ci� by si� nie zgodzi�. "Rozwini�tego s�ownictwa - napisa� w kwietniu 1959 roku - nie nabywa si�, czytaj�c ksi��ki przeznaczone dla naszej grupy wiekowej. Pochodzi ono z ksi��ek przeznaczonych dla starszych" (Letters ofJ.R.R. Tolkien [1981]).
�azikanty jest te� wyj�tkowy ze wzgl�du na bogactwo materia��w biograficznych i literackich w nim zawartych. Przede wszystkim mamy tu rodzin� Tolkiena i samego autora: w �azikantym widzimy rodzic�w i dzieci (ma�y Christopher zostaje tylko wspomniany), w trzech rozdzia�ach pojawiaj� si� domek i pla�a w Filey, sam Tolkien kilka razy daje upust swoim uczuciom dotycz�cym za�miecania kraju, a wydarzenia z wakacji 1925 roku (ksi�yc nad morzem, wielka burza i przede wszystkim utrata pieska Michaela) stanowi� kluczowe elementy opowie�ci.
Do nich Tolkien doda� liczne odniesienia do mit�w i ba�ni, sag skandynawskich oraz dawnej i wsp�czesnej literatury dzieci�cej: Czerwonego i Bia�ego Smoka z legend rycerskich, Artura i Merlina, mitycznych mieszka�c�w morza (mi�dzy innymi syreny, Njorda i Starca Morskiego), a tak�e w�a Midgardu, do��czaj�c do nich zapo�yczenia, czy przynajmniej echa, z ksi��ek z cyklu "Psammetycha" Edith Nesbit, O tym, co Alicja odkry�a po drugiej stronie lustra i Sylvie and Brano Lewisa Carrolla, a nawet Gilberta i Sullivana. Rozrzut tematyczny jest imponuj�cy, lecz Tolkienowi uda�o si� po��czy� owe tak odmienne materia�y w spos�b zr�czny i zabawny - dla tych, kt�rzy potrafi� dostrzec aluzje.
W kr�tkich przypisach po tek�cie identyfikujemy i omawiamy wiele �r�de� Tolkiena (pewnych b�d� prawdopodobnych), jak r�wnie� ma�o znane s�owa, kilka fakt�w dotycz�cych Wielkiej Brytanii i nie znanych czytelnikom z innych kraj�w - tu jednak, w og�lnym wst�pie, warto om�wi� szerzej par� kwestii.
W pochodz�cym z 1939 roku eseju O ba�niach Tolkien krytykuje "kwiatowo-motyle" rozmiary wr�ek przedstawianych w opowie�ciach dla dzieci, cytuj�c szczeg�lnie Nymphidi� Michaela Draytona, w kt�rej rycerz Pigwiggen dosiada "�wawej szczypawki" i "w kielichu pierwiosnka umawia si� na schadzk�".
Jednak�e w czasie tworzenia �azikantego nie zarzuci� on jeszcze pomys��w takich jak ksi�ycowe gnomy, je�d��ce na kr�likach i przyrz�dzaj�ce nale�niki z p�atk�w �niegu, a tak�e morskie wr�ki podr�uj�ce w karocach z muszli, zaprz�onych w ma�e rybki.
Zaledwie dziesi�� lat wcze�niej opublikowa� (obecnie s�ynny) m�odzie�czy poemat Gobliri Feet (1915), w kt�rym autor s�yszy "cichutkie rogi zakl�tych skrzat�w" i rozwodzi si� nad "drobnymi szatkami" i "weso�ymi n�kami"; Tolkien wyzna� kiedy�, �e w latach dwudziestych i trzydziestych "wci�� jeszcze podziela� powszechne przekonanie, �e ba�nie przeznaczone s� ze swej natury dla dzieci" (Letters, kwiecie� 1959).
Czasami sam korzysta� z popularnych ba�niowych konwencji i wyra�e�: przyk�adem cho�by weso�e �piewaj�ce elfy z Rivendell w Hobbicie, a tak�e pojawiaj�cy si� zar�wno w tym dziele, jak i (jeszcze wyra�niej) w �azikantym odautorski (rodzicielski) g�os autora.
P�niej Tolkien �a�owa�, �e kiedykolwiek zni�a� si� do poziomu historyjek dla dzieci; zdecydowanie wola�by, by Goblin Feet znikn�y bez �ladu i zosta�y zupe�nie zapomniane. Tymczasem wr�ki (p�niejsze elfy) w stworzonej przeze� mitologii Silmarillionu sta�y si� wynios�e i szlachetne, pozbawione �lad�w "pigwiggenowato�ci".
Jest rzecz� naturaln�, �e w �azikantym znalaz�y si� elementy mitologii (czy te� legendarium) Tolkiena - w owym czasie autor pracowa� nad nim co najmniej od dziesi�ciu lat i jego my�li stale kr��y�y wok� niego. Przeprowad�my kilka por�wna�.
Na przyk�ad ogr�d na ciemnej stronie ksi�yca w �azikantym bardzo przypomina Chat� Utraconej Zabawy z Ksi�gi zaginionych opowie�ci, najwcze�niejszej prozatorskiej wersji legendarium. W tej drugiej dzieci mog�y "ta�czy� i bawi� si�...zbiera� kwiaty lub goni� z�ote pszczo�y i motyle o wzorzystych skrzyd�ach", podczas gdy w ksi�ycowym ogrodzie "ta�czy�y sennie, spacerowa�y jak we �nie i m�wi�y same do siebie.
Niekt�re porusza�y si� niespokojnie, jak wyrwane z g��bokiej drzemki, inne biega�y po ogrodzie, roze�miane i pe�ne zapa�u: grzeba�y w ziemi, zbiera�y kwiaty, rozbija�y namioty, budowa�y dom, ugania�y si� za motylami, kopa�y pi�ki, wdrapywa�y si� na drzewa, I wszystkie �piewa�y" .
Cz�owiek z Ksi�yca nie chcia� wyja�ni�, jak dzieci trafiaj� do jego ogrodu, w pewnym momencie jednak �azikanty spogl�da ku Ziemi i wydaje mu si�, �e dostrzega "d�ugi, mglisty szereg w�druj�cych ni� [ksi�ycow� �cie�k�] szybko male�kich ludzi" a poniewa� dzieci przybywaj� do ogrodu we �nie, wydaje si� pewne, i� Tolkien mia� tu na my�li istniej�c� ju� wizj� Olore Ma�le, czyli �cie�ki Sn�w, wiod�cej do Chaty Utraconej Zabawy: "unosz�ce si� w powietrzu w�skie mostki, po�yskuj�ce szaro, jakby zrobiono je z o�wietlonych ksi�ycem jedwabnych mgie� lub per�owych opar�w"; �cie�ki, kt�rej nie ogl�da�y oczy �adnego cz�owieka, "chyba �e maj�c m�ode serce, wkroczy�by na ni� ogarni�ty s�odkim snem"
Najbardziej intryguj�cy element ��cz�cy �azikantego i mitologi� pojawia si�, gdy najstarszy z wieloryb�w, Uin, pokazuje �azikantemu "wielk� Zatok� Krainy Czar�w (jak j� nazywamy), poza Wyspami Zaczarowanymi" i dalej, "na najdalszym zachodzie G�ry Kr�lestwa Elf�w; tamtejsze fale ja�nia�y magicznym �wiat�em" oraz "miasto elf�w na zielonym wzg�rzu za G�rami" Tak bowiem dok�adnie wygl�da geografia Zachodu w �wiecie Silmari�lionu w postaci z lat dwudziestych i trzydziestych.
G�ry Kr�lestwa Elf�w to g�ry Yalinoru w Amanie, a miasto elf�w Tun - by u�y� nazw nadanych im zar�wno w mitologii, jak i w pierwszej (i tylko pierwszej) wersji �azikantego. Uin tak�e zosta� zapo�yczony z Ksi�gi zaginionych opowie�ci i cho� nie jest dok�adnie ta ki jak jego imiennik, "najpot�niejszy i najstarszy ze wszystkich wieloryb�w", wci�� jednak potrafi zawie�� �azikantego w pobli�e ziem Zachodu, kt�re na owym etapie tworzenia legendarium pozostawa�y ukryte przed oczami �miertelnych za obszarem ciemno�ci i gro�nymi wodami.
Uin m�wi, �e "dosta�by za swoje" (zapewne od Valar�w, bog�w mieszkaj�cych w Valinorze), gdyby wy da�o si�, �e pokaza� Aman komu� (nawet psu!] z "Krain Zewn�trznych", to znaczy ze �r�dziemia, �wiata �miertelnik�w.
W �azikantym �wiat �w odpowiada naszemu w�asnemu; wspomina si� w nim z nazwy wiele rzeczywi�cie istniej�cych miejsc.
Sam �azikanty "w ko�cu by� psem angielskim" Pod innymi wzgl�dami nie jest to jednak nasza Ziemia: po pierwsze, ma kraw�dzie, z kt�rych spadaj� wodospady, przelewaj�ce si� "wprost w pustk�"
Nie jest to tak�e dok�adnie ziemia przedstawiona w legendarium, cho� i ona jest p�aska, natomiast ksi�yc w �azikantym, dok�adnie jak ten w Ksi�dze zaginionych opowie�ci, gdy nie w�druje po niebie, przesuwa si� pod �wiatem.
W miar� jak w �wier�wieczu, kt�re up�yn�o od �mierci Tolkiena, ukazywa�y si� kolejne jego dzie�a, coraz wyra�niej wida�, �e wszystkie ��cz� si� ze sob�, cho�by pewnymi drobnymi elementami, i �e ka�de rzuca nowe �wiat�o na pozosta�e.
�azikanty raz jeszcze dowodzi, jak legendarium, stanowi�ce dzie�o �ycia Tolkiena, wywiera�o wp�yw na jego opowie�ci, pozwala nam te� spojrze� inaczej na dzie�a, na kt�re m�g� wywrze� wp�yw sam �azikanty, zw�aszcza Hobbita, powstaj�cego (najprawdopodobniej od 1927 roku) r�wnolegle z zapisywaniem i redagowaniem �azikantego.
W istocie ma�o jest czytelnik�w Hobbita, kt�rzy nie dostrzeg� podobie�stw pomi�dzy niezwyk�ym lotem Mewy i �azika do gniazda na urwiskach i lotem Bilba do orlego gniazda, a tak�e mi�dzy paj�kami napotkanymi przez �azikantego na Ksi�ycu i tymi z Mrocznej Puszczy.
Nie da si� te� nie zauwa�y�, i� zar�wno Wielki Bia�y Smok, jak i Smaug, smok z Ereboru, maj� wra�liwe brzuchy, a ka�dy z trzech zrz�dliwych czarodziej�w z �azikan tego - Artakserkses, Psamatos i Cz�owiek z Ksi�yca - stanowi na sw�j spos�b pierwowz�r Gandalfa.
Zanim przejdziemy do tekstu, warto jeszcze wspomnie� o towarzysz�cych mu ilustracjach.
Omawiali�my je dok�adnie w ksi��ce J.R.R. Tolkien: Artist Illustrator (1995); teraz jednak, kiedy w ko�cu zosta�y wydrukowane wraz z pe�nym tekstem opowie�ci, lepiej mo�na oceni� ich zalety i niedoskona�o�ci.
Nie zosta�y ona zaplanowane jako ilustracje do ksi��ki drukowanej i pod wzgl�dem tematyki nie s� rozmieszczone w r�wnych odst�pach w opowie�ci (w istocie w niniejszej ksi��ce umieszczono je zgodnie z wymogami druku).
Nie s� te� jednolite, je�li chodzi o styl czy metod� wykonania. Dwie to szkice pi�rkiem i tuszem, nast�pne dwie to akwarele, a jedna - rysunek kredkami.
Cztery s� w pe�ni dopracowane, zw�aszcza akwarele, podczas gdy pi�ta, wizja �azika przybywaj�cego na Ksi�yc, .to znacznie s�absza praca. �azik, Mewa i Cz�owiek z Ksi�yca s� na niej dziwnie mali.
By� mo�e Tolkien, pracuj�c nad tym rysunkiem, skoncentrowa� si� g��wnie na wie�y i bardzo udatnie oddanym ja�owym krajobrazie, na kt�rym jednak nie dostrzegamy ani �ladu ksi�ycowych las�w, opisanych w �azikantym.
Wcze�niejszy "Krajobraz ksi�ycowy" znacznie wierniej odpowiada tekstowi. Wida� na nim drzewa o niebieskich li�ciach i "bladob��kitne i zielonkawe r�wniny, na kt�re pada�y d�ugie cienie wysokich, szpiczastych g�r" Najprawdopodobniej przedstawia moment, kiedy �azikanty i Cz�owiek z Ksi�yca, wracaj�cy z odwiedzin na czarnej stronie, ujrzeli, jak "nad G�rami Ksi�ycowymi wschodzi� w�a�nie nasz �wiat - z�ocistozielona kula, wielka i okr�g�a"
Tu jednak �wiat z ca�� pewno�ci� nie jest p�aski: widzimy jedynie obie Ameryki, a zatem Anglia i pozosta�e ziemskie krainy, wspomniane w opowie�ci, musz� kry� si� po drugiej stronie globu.
Tytu� "Krajobraz ksi�ycowy" zosta� zapisany na ilustracji we wczesnej formie Tolkienowskiego pisma elf�w, tengwaru. "Bia�y Smok �ciga �azikantego i ksi�ycowego psa" tak�e wiernie odpowiada tekstowi.
Opr�cz smoka i dw�ch skrzydlatych ps�w mo�na na nim znale�� kilka interesuj�cych szczeg��w. Tu� nad podpisem widzimy jednego z ksi�ycowych paj�k�w i, prawdopodobnie, smoko�m�; na niebie zn�w widnieje Ziemia jako kula.
Kiedy Tolkien rozpocz�� ilustrowanie Hobbita, wykorzysta� tego samego smoka na mapie Dzikich Krain i tego samego paj�ka na rysunku Mrocznej Puszczy.
Wspania�a akwarela "Ogrody pa�acu morskiego kr�la" ukazuje budowl� z "r�owo-bia�ego kamienia", jakby stanowi�a ona dekoracj� w akwarium; by� mo�e stanowi to aluzj� do Kr�lewskiego Pawilonu w Brighton.
Tolkien postanowi� ukaza� pa�ac i ogrody w pe�nej krasie, miast rysowa� przera�onego �azikantego, w�druj�cego bia�� �cie�k�. Prawdopodobnie jest to obraz widziany jego oczami.
W lewym g�rnym rogu wida� wieloryba Uina, bardzo przypominaj�cego Lewiatana na jednej z ilustracji Rudyarda Kiplinga do "O tym, jak wieloryb nabawi� si� swego prze�yku" z Takich sobie bajeczek (1902).
Akwarela "Dom, w kt�rym �azik rozpocz�� swoje przygody jako zabawka", r�wnie dopracowany pod wzgl�dem artystycznym, stanowi jednak pewn� zagadk�.
Tytu� sugeruje, �e przedstawia ona dom, w kt�rym �azik po raz pierwszy spotka� Artakserksesa, cho� w tek�cie nie znajdziemy �adnej wzmianki o tym, by by�a to farma.
Widok morza w tle i szybuj�cej na niebie mewy zaprzecza zawartemu w tek�cie stwierdzeniu, i� �azik, zanim ch�opczyk Numer Dwa zabra� go na pla��, "nigdy wcze�niej nie widzia� morza i nie czu� jego zapachu", gdy� "wioska, w kt�rej si� urodzi�, le�a�a wiele mil od brzegu i nie dochodzi� do niej �aden d�wi�k ani wo�"
Nie mo�e to by� te� dom ojca ch�opca, opisany jako bia�y budynek na ska�ach, z ogrodami opadaj�cymi ku morzu.
Trudno powstrzyma� si� od zadania pytania, czy obrazek �w z pocz�tku nie wi�za� si� z opowie�ci�, p�ki przy malowaniu nie naniesiono dodatkowych szczeg��w, takich jak mewa.
Bia�o-czarny pies na dole po lewej to by� mo�e podobizna �azika, a czarne zwierz� przed nim (podobnie jak �azik cz�ciowo zas�oni�te przez �wini�) - kocica Psotka, ale nic z tego nie jest pewne.
Tekst, kt�ry tu przedstawiamy, oparty jest na ostatniej wersji �azikantego.
Tolkien nigdy nie przygotowa� jej w pe�ni do wydania i nie w�tpimy, �e gdyby Allen Unwin przyj�li j� jako nast�pc� Hobbita, z pewno�ci� wprowadzi�by wiele poprawek i ulepsze�, tak by sta�a si� w pe�ni zrozumia�a nie tylko dla najbli�szej rodziny, ale tak�e dla szerokiej rzeszy czytelnik�w.
W rezultacie pozosta�o w niej kilka b��d�w i niekonsekwencji. Pisz�c co� szybko, Tolkien niezbyt konsekwentnie stosowa� zasady interpunkcji i pisania wielk� liter�; w �azikantym, kiedy tylko da�o si� odgadn�� intencje autora, starali�my si� post�powa� zgodnie z nimi; ujednolicili�my tak�e interpunkcj� i wielkie litery w miejscach, gdzie wydawa�o nam si� to konieczne.
Poprawili�my r�wnie� kilka niew�tpliwych liter�wek. Za zgod� Christophera Tolkiena skorygowali�my tak�e nieliczne niezr�czne zwroty (zachowuj�c przy tym inne), w przewa�aj�cej jednak mierze tekst wygl�da tak, jak stworzy� go autor.
Chcieliby�my podzi�kowa� serdecznie za pomoc i rady Christopherowi Tolkienowi, kt�remu jeste�my tak�e niezmiernie wdzi�czni za dostarczenie nam zapisku cytowanego z pami�tnika ojca, i Johnowi Tolkienowi, kt�ry podzieli� si� z nami wspomnieniami z wakacji w Filey z 1925 roku.
Musimy te� wspomnie� o pomocy i zach�tach, kt�rych nie sk�pili nam Priscilla i Joanna Tolkien, Douglas Andersen, David Doughan, Charles Elston, Michael Everson, Yerlyn Flieger, Charles Fuqua, Christopher Gilson, Carl Hostetter, Aleksiej Kondratiew, Patrick Wynne David Brawn , i Ali Ballley z wydawnictwa HarperCollins w Oksfordzie oraz pracownicy Wi8llams College Library w Williamstown stan Massachusetts.
Christina Scull
Wayne Hammond .
Rozdzia� 1.
Dawno, dawno temu �y� sobie piesek, kt�rego nazwano �azik. �azik by� bardzo ma�y i m�ody, tote� brak�o mu rozwagi.
Bawi� si� weso�o w s�onecznym ogrodzie, podrzucaj�c ��t� pi�k�, i gdyby zabawa nie zajmowa�a go tak bardzo, nigdy nie zrobi�by tego, co zrobi�.
Nie ka�dy stary cz�owiek w postrz�pionych spodniach musi by� z�y.
Niekt�rzy z nich zbieraj� ko�ci i butelki i maj� w�asne pieski; inni to ogrodnicy, a czasem, bardzo rzadko, zdarzaj� si� te� znudzeni czarodzieje na wakacjach, wa��saj�cy si� bez celu po �wiecie w poszukiwaniu jakiego� zaj�cia.
Cz�owiek, kt�ry pojawi si� zaraz w naszej opowie�ci, by� w�a�nie czarodziejem.
Przyby� �cie�k�, odziany w stary, znoszony p�aszcz, z wys�u�on� fajk� w z�bach, w starym zielonym kapeluszu na g�owie.
Gdyby �azik nie by� tak zaj�ty obszczekiwaniem pi�ki, mo�e zauwa�y�by niebieskie pi�rko, zatkni�te z ty�u za wst��k� kapelusza, a w�wczas, jak ka�dy rozs�dny piesek, za pewne by si� zorientowa�, �e przybysz to czarodziej; niestety jednak, nie dostrzeg� go.
Kiedy starzec schyli� si� i podni�s� pi�k� - zamierza� zamieni� j� w pomara�cz�, albo mo�e nawet ko�� czy kawa�ek mi�sa dla psa - �azik warkn�� i rzek�:
- Od�� j�! - nie m�wi�c nawet "prosz�".
Rzecz jasna, nieznajomy, b�d�c czarodziejem, doskonale go zrozumia� i odpar�:
- Cicho, g�uptasie! - tak�e nie dodaj�c "prosz�".
Potem schowa� pi�k� do kieszeni, jakby dra�ni�c si� z psem, i zawr�ci�.
Przykro mi to m�wi�, ale �azik natychmiast z�apa� go z�bami za spodnie i odgryz� spory kawa�ek tkaniny. Mo�liwe, �e jednocze�nie odgryz� te� kawa�ek czarodzieja.
W ka�dym razie starzec odwr�ci� si� nagle w�ciek�y i krzykn��:
- Durniu! Id�, zosta� zabawk�!
I w�wczas zacz�y si� dzia� niezwyk�e rzeczy. �azik od pocz�tku nie by� zbyt du�ym psem, teraz jednak poczu� si� znacznie mniejszy.
Trawa zdawa�a si� wyrasta� do i�cie olbrzymich rozmiar�w, ko�ysz�c si� wysoko nad jego g�ow�, a daleko, mi�dzy wielkimi �d�b�ami, niczym s�o�ce wschodz�ce po�r�d drzew, dostrzeg� ogromn� ��t� pi�k�, pozostawion� tam przez czarodzieja.
Us�ysza� szcz�k furtki zatrzaskuj�cej si� za starcem, lecz go nie widzia�.
Pr�bowa� zaszczeka�, jednak zdo�a� wydoby� z siebie tylko s�abiutki d�wi�k, zbyt cichy, by dos�ysza� go zwyk�y cz�owiek; w�tpi� zreszt�, by nawet pies m�g� go us�ysze�.
Sta� si� tak ma�y, �e gdyby w tym momencie pojawi� si� tam kot, z pewno�ci� pomy�la�by, �e �azik to mysz, i po�ar�by go.
Psotka by to zrobi�a.
Psotka by�a wielk� czarn� kotk�, kt�ra mieszka�a w tym samym domu. Na my�l o Psotce �azika ogarn�� prawdziwy strach, i wkr�tce jednak zupe�nie zapomnia� o kotach. Otaczaj�cy go ogr�d nagle znikn�� i �azik poczu�, �e dok�d� leci, cho� nie wiedzia� dok�d. Kiedy wszystko si� zatrzyma�o, odkry�, i� znalaz� si� w mroku, otoczony wieloma twardymi przedmiotami, i le�a� tak, bardzo d�ugo, w do�� niewygodnej, ciasnej skrzynce. Nie mia� nic do jedzenia ani picia, co gorsza jednak, odkry�, �e nie mo�e si� ruszy�. Z pocz�tku s�dzi�, �e to z powodu ciasnoty, lecz potem przekona� si�, i� za dnia jest w stanie si� poruszy� zaledwie odrobin�, z ogromnym wysi�kiem, i tylko wtedy, gdy nikt nie patrzy.
Dopiero po p�nocy m�g� chodzi� i macha� ogonem, ale i w�wczas do�� sztywno.
Sta� si� zabawk�. A poniewa� nie powiedzia� "prosz�" do czarodziej�, teraz ca�y dzie� musia� siedzie� i s�u�y�. Taka spotka�a go kara.
Po d�ugim, mrocznym czasie raz jeszcze spr�bowa� zaszczeka� do�� g�o�no, by us�yszeli go ludzie. Potem usi�owa� gry�� inne przedmioty le��ce wraz z nim w skrzynce: ma�e, niem�dre zwierz�ta-zabawki, zrobione z drewna i o�owiu, nie zaczarowane pieski, jak �azik. Na pr�no jednak; nie by� w stanie szczeka� ani gry��. Nagle kto� uni�s� wieko skrzynki, wpuszczaj�c do �rodka promie� �wiat�a.
- Mo�e wybierzemy kilka z tych zwierz�t i ustawimy je na wystawie, Harry?
- rzek� czyj� g�os i w skrzynce pojawi�a si� r�ka.
- A ten sk�d si� wzi��? - spyta� ten sam g�os i palce chwyci�y �azika.
- Nie pami�tam, �ebym widzia� go tu wcze�niej. Nie powinien le�e� w trzypensowej skrzynce. Wygl�da lak prawdziwy! Sp�jrz tylko na jego sier�� i oczy!
- Napisz na metce sze�� pens�w - odpar� Harry - i postaw go na �rodku wystawy.
I tam w�a�nie, tu� za szyb�, w gor�cym s�o�cu, biedny ma�y �azik sp�dzi� ranek i popo�udnie, a� do podwieczorku, i ca�y ten czas musia� siedzie� i s�u�y�, cho� w g��bi duszy by� naprawd� z�y.
- Uciekn� od pierwszych ludzi, kt�rzy mnie kupi� - oznajmi� innym zwierz�tom na wystawie. - Jestem prawdziwy. Nie jestem zabawk� i nie b�d� ni�. Chcia�bym jednak, �eby kto� przyszed� tu i kupi� mnie jak najszybciej. Nienawidz� tego sklepu.
Nie mog� si� ruszy� w tej ciasnocie.
- Po co mia�by� si� rusza�? - pyta�y inne zabawki. - My tego nie robimy.
Wygodniej jest star bez ruchu i o niczym nie my�le�. Im wi�cej odpoczywasz, tym d�u�ej �yjesz. Zamknij si� wi�c! Przez twoje gadanie nie mo�emy zasn��, a niekt�rych z nas czekaj� ci�kie czasy w pokojach dziecinnych!
Nic wi�cej nie chcia�y powiedzie�, tote� biedny �azik nie mia� nikogo, z kim m�g�by porozmawia�. By� bardzo nieszcz�liwy i okropnie �a�owa�, �e rozdar� spodnie czarodzieja.
Nie potrafi� rzec, czy to czarodziej wys�a� matk�, by zabra�a pieska ze sklepu.
W ka�dym razie w�a�nie w chwili, gdy czu� si� najnieszcz�liwszy, wesz�a do �rodka z koszykiem na zakupy w r�ku. Zobaczy�a �azika na wystawie i pomy�la�a, �e taki piesek b�dzie �wietnym prezentem dla jej synka. Mia�a trzech syn�w, a jeden z nich uwielbia� pieski zw�aszcza te czarno-bia�e.
Kupi�a wi�c �azika i starannie owini�tego w papier wsadzi�a do koszyka pomi�dzy wiktua�y przeznaczone na podwieczorek.
�azik wkr�tce zdo�a� uwolni� g�ow� z papieru. Poczu� zapach ciasta, odkry� jednak, �e nie mo�e si� do niego dosta�, tote� warkn�� cichutko, wci�ni�ty mi�dzy papierowe torebki. Us�ysza�y go tylko i krewetki i spyta�y, co si� sta�o. Opowiedzia� im o wszystkim, spodziewaj�c si�, �e go po�a�uj�, ale one rzek�y tylko:
- Jak by ci si� podoba�o, gdyby ci� ugotowano?
Czy kiedykolwiek kto� ci� ugotowa�?
- Nie!
Z tego, co pami�tam, nigdy - odpar� �azik - cho� par� razy mnie k�pano, a to te� �adna przyjemno��.
Przypuszczam jednak, i� gotowanie to drobnostka w por�wnaniu z zaczarowaniem.
- A zatem z pewno�ci� nigdy ci� nie ugotowano - o�wiadczy�y krewetki.
- Nie masz o tym poj�cia.
To najgorsza rzecz, jaka mo�e kogokolwiek spotka� - na sam� my�l czerwieniejemy ze z�o�ci.
�azikowi nie spodoba�y si� krewetki, wi�c odrzek�:
- Niewa�ne.
I tak wkr�tce was zjedz�, a ja b�d� tam siedzia� i patrzy�!
Ura�one krewetki umilk�y i pozbawiony rozm�wc�w �azik zacz�� zastanawia� si�, jacy w�a�ciwie ludzie go kupili.
Wkr�tce si� przekona�.
Zaniesiono go do domu, postawiono koszyk na stole i wyj�to wszystkie sprawunki.
Krewetki pow�drowa�y do spi�arni.
�azik natomiast trafi� wprost do ch�opca, dla kt�rego zosta� kupiony; nowy w�a�ciciel zabra� go do pokoju dziecinnego i przemawia� do niego bezustannie.
Gdyby �azik nie by� tak rozgniewany i pos�ucha� ch�opca, na pewno by go polubi�.
Ch�opiec szczeka� do niego w psiej mowie (radzi� z ni� sobie ca�kiem nie�le), ale �azik nie pr�bowa� odpowiedzie�.
Ca�y czas rozmy�la� nad sw� zapowiedzi�, �e ucieknie od pierwszych ludzi, kt�rzy go kupi�, i zastanawia� si�, jak to zrobi, siedz�c i s�u��c, podczas gdy ch�opiec g�aska� go i przesuwa� po stole i pod�odze.
W ko�cu zapad�a noc i ch�opiec poszed� spa�, posadziwszy przedtem �azika na krze�le obok ��ka, gdzie piesek tkwi� bez ruchu, wci�� s�u��c, p�ki nie zrobi�o si� zupe�nie ciemno.
Spuszczono rolety, lecz na zewn�trz ksi�yc wzeszed� nad morzem, kre�l�c na falach srebrn� �cie�k�, kt�ra prowadzi do miejsc na kra�cu �wiata i poza nim - je�li, rzecz jasna, kto� potrafi ni� p�j��.
Ojciec, matka i trzej synowie mieszkali tu� nad morzem w bia�ym domku, kt�rego okna spogl�da�y nad wodami w pustk�.
* * *
Kiedy ch�opcy zasn�li. �azik wyprostowa� zm�czone, zesztywnia�e nogi i szczekn�� tak cicho, �e nie us�ysza� go nikt opr�cz starego, z�o�liwego paj�ka w k�cie.
Potem zeskoczy� z krzes�a na ��ko, a stamt�d sturla� si� na dywan, nast�pnie za� wybieg� z sypialni i pop�dzi� schodami w d�. Zwiedzi� ca�y dom.
Cho� bardzo ucieszy�o go, �e zn�w mo�e si� rusza� - a poniewa� kiedy� by� prawdziwym, �ywym psem, noc� umia� biega� i skaka� znacznie lepiej ni� inne zabawki - odkry� wkr�tce, �e w�dr�wka po domu jest bardzo trudna i niebezpieczna.
Sta� si� taki malutki, �e zej�cie po schodach przypomina�o niemal skakanie z wysokich mur�w, a ponowne wdrapanie si� na g�r� by�o okropnie ci�kie i m�cz�ce.
Na dodatek niczego nie osi�gn��.
Wszystkie drzwi zasta� starannie pozamykane; nie znalaz� najmniejszej dziurki ani szpary, przez kt�r� m�g�by si� wydosta�.
Tote� tej nocy biedny �azik nie zdo�a� uciec i ranek zasta� go bardzo zm�czonego na krze�le. Siedzia� tam i s�u�y�, dok�adnie tak jak wieczorem.
* * *
Kiedy tylko dopisywa�a pogoda, dwaj starsi ch�opcy wstawali wcze�nie i przed �niadaniem biegali po pla�y. Tego ranka, gdy si� ockn�li i podnie�li rolety, ujrzeli s�o�ce wynurzaj�ce si� z morza, czerwone jak ogie�, z g�ow� spowit� w chmury, jakby w�a�nie za�y�o zimnej k�pieli i wyciera�o si� r�cznikami.
Szybciutko wstali, ubrali si� i zbiegli w d� zbocza na spacer brzegiem morza - a �azik poszed� wraz z nimi.
Ch�opczyk Numer Dwa (do kt�rego nale�a� �azik) wychodzi� ju� z sypialni, kiedy ujrza� pieska siedz�cego na komodzie - posadzi� go tam, gdy si� ubiera�.
- Prosi, �eby wzi�� go na spacer!
- oznajmi� i wsadzi� zabawk� do kieszeni spodni.
Lecz �azik nie prosi� wcale, by go zabra�, a ju� z pewno�ci� nie w kieszeni spodni. Chcia� odpocz��, szykuj�c si� do kolejnej nocnej eskapady, mia� bo wiem nadziej�, i� tym razem znajdzie drog� ucieczki i odejdzie. Pow�druje daleko, a� wreszcie powr�ci do swego domu, ogrodu i ��tej pi�ki na trawniku.
Liczy� na to, �e je�li znajdzie si� z powrotem w ogrodzie, wszystko zn�w b�dzie takie jak przedtem: czar zostanie prze�amany albo mo�e on sam obudzi si� i stwierdzi, �e by� to tylko sen.
Tote� gdy ch�opcy zbiegali �cie�k� w d� i galopowali po pla�y, pr�bowa� szczeka�, kr�ci� si� i wierci� w kieszeni. Lecz mimo wszelkich stara�, zdo�a� si� poruszy� jedynie odrobin�, cho� tkwi� w ukryciu i nikt go nie widzia�. Wci�� jednak pr�bowa� i w ko�cu dopisa�o mu szcz�cie.
W kieszeni by�a te� chusteczka, zgnieciona i pozwijana, wi�c �azik nie wpad� zbyt g��boko. Dzi�ki swym wysi�kom - i szale�czemu biegowi pana - uda�o mu si� wkr�tce wysun�� z kieszeni nos i pow�szy� woko�o.
To, co poczu� i ujrza�, zdziwi�o go niepomiernie.
Nigdy wcze�niej nie widzia� morza i nie czu� jego zapachu; wioska, w kt�rej si� urodzi�, le�a�a wiele mil od brzegu i nie dochodzi� do niej �aden d�wi�k ani wo�.
Nagle, w�a�nie gdy si� wychyla�, wielki bia�o-szary ptak �mign�� tu� nad g�owami ch�opc�w, wrzeszcz�c niczym ogromny skrzydlaty kocur. �azik zdumia� si� tak bardzo, �e wypad� z kieszeni na mi�kki piasek.
Nikt go nie zauwa�y�.
Ptak odlecia� w dal, nie s�ysz�c cichego szczekania pieska, a ch�opcy odeszli wzd�u� pla�y, w og�le o nim nie my�l�c.
* * *
Z pocz�tku �azik by� bardzo zadowolony z siebie.
- Uciek�em! Uciek�em! - szczeka� cichym g�osikiem zabawki, kt�ry tylko inne zabawki mog�y us�ysze�, ale w okolicy nie by�o �adnej.
Potem przeturla� si� na grzbiet i spocz�� na czystym, suchym piasku, wci�� zimnym po k�pieli w ch�odnym blasku gwiazd.
Kiedy jednak ch�opcy min�li go w drodze do domu, nie zwracaj�c na niego uwagi, i zosta� zupe�nie sam na pustej pla�y, zrobi�o mu si� mniej przyjemnie.
Nad morzem nie by�o nikogo opr�cz kilku mew.
Obok �lad�w ich pazur�w na piasku widnia�y tylko odciski st�p ch�opc�w.
Tego ranka wybrali si� na spacer po odludnej cz�ci pla�y, kt�r� rzadko odwiedzali.
W istocie nikt nie bywa� tam zbyt cz�sto, bo cho� piasek by� w tym miejscu czysty i ��ty, kamyki bia�e, a niebieskie morze pieni�o si� srebrzy�cie w ma�ej zatoczce pod szarymi ska�ami, w okolicy panowa�a niesamowita atmosfera - opr�cz wczesnych rank�w, gdy s�o�ce dopiero co wynurzy�o si� z fal.
Ludzie m�wili, �e ju� popo�udniami przybywaj� tam dziwne istoty, a wieczorami wok� roi si� od syrenich ch�opc�w i dziewcz�t, nie m�wi�c nawet o ma�ych morskich goblinach, kt�re podje�d�a�y tu� pod ska�y na swych konikach morskich o uzdach z wodorost�w i zostawia�y je le��ce w pianie przy brzegu.
Pow�d tych niezwyk�o�ci by� bardzo prosty: w zatoczce mieszka� najstarszy z piaskowych czarodziej�w, Psamatyk�w, jak zwa� ich w swym chlupi�cym j�zyku morski lud.
Nazywa� si� Psamatos Psamatydes, albo tak przynajmniej twierdzi�, i bardzo si� przejmowa� w�a�ciw� wymow� swego imienia.
By� jednak stary i bardzo m�dry i odwiedza�o go wiele dziwnych istot, gdy� �w znakomity czarodziej traktowa� interesant�w niezwykle uprzejmie (je�li, rzecz jasna, mu si� spodobali), cho� z pozoru wydawa� si� szorstki.
Morski lud tygodniami za�miewa� si� z jego dowcip�w po kolejnym z przyj�� o p�nocy, lecz za dnia nie�atwo go by�o znale��.
Gdy �wieci�o s�o�ce, lubi� le�e� zagrzebany w ciep�ym piasku, z kt�rego wystawa�y jedynie czubki jego d�ugich uszu; nawet gdyby wysun�� je z piachu, wi�kszo�� ludzi, takich jak wy i ja, wzi�aby je za kawa�ki suchych patyk�w.
* * *
Ca�kiem mo�liwe, �e stary Psamatos wiedzia�, co spotka�o �azika.
Niew�tpliwie zna� starego czarodzieja, kt�ry rzuci� na niego zakl�cie, mag�w i czarodziej�w nie ma bowiem na �wiecie zbyt wielu, to te� wszyscy znaj� si� doskonale i maj� na siebie oko, gdy� w �yciu prywatnym nie zawsze darz� si� przyja�ni�.
W ka�dym razie �azik le�a� sobie na mi�kkim piasku, czuj�c si� coraz bardziej zal�kniony i samotny, a cho� nie mia� o tym poj�cia, stary Psamatos zerka� na niego z kopca piasku, kt�ry po przedniej nocy usypa�y mu syreny.
Czarodziej milcza�.
�azik te� nic nie m�wi�.
Min�a pora �niadania i s�o�ce podnios�o si� wysoko, jasne i gor�ce.
�azik spojrza� na morze, zwabiony ch�odnym szumem fal, i nagle ogarn�� go okropny strach.
Z pocz�tku s�dzi�, i� piasek wpad� mu do oczu, wkr�tce jednak przekona� si�, �e to nie z�udzenie: morze zbli�a�o si� coraz bardziej, poch�aniaj�c kolejne po�acie pla�y, a fale z ka�d� chwil� sta wa�y si� coraz wy�sze, bryzgaj�c wok� pian�.
Nadci�ga� przyp�yw.
�azik za� le�a� tu� poni�ej g�rnej granicy w�d, nie mia� jednak o tym poj�cia.
Patrzy� przed siebie z rosn�cym przera�eniem, wyobra�aj�c sobie, jak fale podchodz� a� do ska� i porywaj� go w g��b spienionego morza (to z pewno�ci� znacznie gorsze ni� k�piel w mydlinach!
Ani na moment nie przestawa� s�u�y�.
* * *
Istotnie, m�g� go spotka� podobny los, tak si� jednak nie sta�o.
�miem twierdzi�, �e Psamatos mia� z tym co� wsp�lnego; niew�tpliwie zakl�cie pierwszego czarodzieja musia�o os�abn�� w tej niesamowitej zatoczce, tak blisko innego maga.
W ka�dym razie, kiedy morze zbli�y�o si� niebezpiecznie i �azik, niemal umieraj�c ze strachu, ze wszystkich si� pr�bowa� przeturla� si� nieco dalej, odkry� nagle, �e mo�e si� poruszy�.
Jego wielko�� nie uleg�a zmianie, ale przesta� ju� by� zabawk�.
M�g� szybko biega� na wszystkich czterech �apach, jak prawdziwy pies, mimo i� dzie� jeszcze si� nie sko�czy�.
Nie musia� ju� s�u�y�, m�g� hasa� po pla�y w miejscach, gdzie piasek stwardnia�, i szczeka� - nie jak zabawka, lecz naprawd� szczeka� ostrym, przenikliwym g�osikiem zakl�tego psa, odpowiednim do jego postury.
Tak bardzo si� ucieszy� i zacz�� tak zajadle szczeka�, �e gdyby�cie znale�li si� w�wczas na pla�y, to by�cie go us�yszeli - wyra�ny, dziwnie daleki d�wi�k, niczym echo ujadania owczarka, niesione z wiatrem ze wzg�rz.
A potem piaskowy czarodziej wystawi� nagle g�ow� z ziemi.
Nie da si� ukry�, �e by� raczej brzydki i prawie tak wielki jak du�y pies, jednak�e male�kiemu, zakl�temu �azikowi wyda� si� potworny i gigantyczny.
�azik natychmiast usiad� w miejscu i przesta� szczeka�.
- Czemu tak strasznie ha�asujesz, psiaku? - spyta� Psamatos Psamatydes.
-To moja pora snu!
W istocie ka�da pora by�a dla niego por� snu, chyba �e w pobli�u dzia�o si� co�, co go bawi�o, na przyk�ad ta�ce syren w zatoczce (sam je zreszt� zaprasza�).
Przy takich okazjach wygrzebywa� si� z piasku i siada� na kamieniu, za�miewaj�c si� do rozpuku.
Syreny w wodzie poruszaj� si� nader wdzi�cznie, kiedy jednak usi�owa�y ta�czy� na brzegu na swych ogonach, Psamatos uwa�a�, �e s� komiczne.
- To moja pora snu! - oznajmi� ponownie, gdy nie us�ysza� odpowiedzi.
�azik jednak nadal milcza� i przepraszaj�co merda� ogonem.
- Wiesz, kim jestem? - zagadn�� czarodziej.
- Psamatos Psamatydes, przyw�dca wszystkich psamatyk�w! - Powt�rzy� to z dum� kilka razy, wymawiaj�c wyra�nie poszczeg�lne litery.
Z ka�dym P z jego nosa wylatywa�a chmura piasku.
�azik, niemal ca�kiem zasypany, tkwi� bez ruchu. Wygl�da� przy tym tak �a�o�nie i nieszcz�liwie, �e piaskowy czarodziej zlitowa� si� nad nim. Nagle przesta� marszczy� si� gro�nie i wybuchn�� �miechem.
- Zabawny z ciebie psiak, Psiaku!
W istocie nie pami�tam, bym kiedykolwiek widzia� tak ma�ego psiaka, Psiaku!
To rzek�szy, za�mia� si� ponownie, po czym spowa�nia�.
- Czy ostatnio narazi�e� si� mo�e jakiemu� czarodziejowi? - spyta� prawie szeptem.
Przymkn�� jedno oko, a drugie patrzy�o tak przyja�nie i wyrozumiale, �e �azik opowiedzia� mu ca�� histori�.
Prawdopodobnie nie by�o to wcale konieczne, bo Psamatos, jak ju� m�wi�em, najpewniej wiedzia� o wszystkim, jednak�e �azik poczu� si� lepiej, mog�c porozmawia� z kim�, kto zdawa� si� go rozumie� i mia� niew�tpliwie wi�cej rozs�dku ni� niem�dre zabawki.
- O tak, to bez w�tpienia czarodziej - oznajmi� Psamatos, gdy �azik sko�czy� sw� opowie��. - S�dz�c z opisu, stary Artakserkses.
Pochodzi z Persji, lecz pewnego dnia zab��dzi� - zdarza si� to czasami nawet najlepszym czarodziejom (chyba �e, jak ja, nie ruszaj� si� z domu) - i pierwsza osoba, kt�r� napotka�, skierowa�a go przez pomy�k� do Pershore. Odt�d stale mieszka w tej okolicy, z wyj�tkiem wakacji. Podobno jak na takiego starca �wietnie sobie radzi ze zbieraniem �liwek - je�li ma dobry dzie�, potrafi dobi� do dw�ch tysi�cy - i uwielbia cydr. Ale mniejsza o to.
- Psamatos chcia� powiedzie�, �e od biega od tematu.
- S�k w tym, co m�g�bym dla ciebie zrobi�.
- Nie wiem - odrzek� �azik.
- Przenie�� ci� do domu?
O