10008

Szczegóły
Tytuł 10008
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10008 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10008 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10008 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marcin Przyby�ek Gamedec - granica rzeczywisto�ci Wydanie: 2004 Bardzo dzi�kuj�: Ani (mojej �onie) za mi�o�� i po�wi�cenie, Tateuszowi Kobierzyckiemu (nauczycielowi) za wiedz� i przyja��, Maciejowi Parowskiemu (redaktorowi �Nowej Fantastyki�) za serdeczno�� i pierwsz� szans�, Ojcu za inteligencj� techniczn�, Matce za zwr�cenie uwagi na subtelno�ci literatury oraz Jarkowi Bralskiemu, Arkowi Michalskiemu i �ukaszowi Ome�wwiczowi za to, �e s�. 1. Ma�pia pu�apka W �yciu ka�dego m�czyzny pojawia si� moment refleksji. Nie chodzi o chwile nad kuflem w jednym z high-bar�w na Jagiello�ska Street, lecz o ten szczeg�lny moment, gdy cz�owiek zaczyna widzie� w pe�nej krasie pierwsz� po�ow� �ycia. Taki nastr�j mnie ogarn��, kiedy tkwi�em w swoim biurze na trzysta czterdziestym drugim pi�trze linowca Stockomville wdrapuj�cego si� na orbit� z Cotomou - dzielnicy Warsaw City po�o�onej w rozwidleniu rzek Vistula i Narau. To by� wyj�tkowo upalny marzec. Radiator reguluj�cy temperatur� apartamentu pracowa� jak szalony. Siedzia�em rozparty w fotelu, patrzy�em poprzez �aluzje na konaj�ce s�o�ce i czeka�em na zlecenie. Moja agencja znalaz�a si� na skraju bankructwa. Jedna dziesi�ta populacji Warsaw City pogr��ona by�a w �wiatach Sensorycznych, wi�c rynek by� olbrzymi. Og�oszenia zamie�ci�em we wszystkich portalach, lecz nie tylko ja wpad�em na taki pomys�: wyroi�o si� mn�stwo partaczy i lamer�w podaj�cych si� za gamedec�w, a b�d�cych zwyk�ymi naci�gaczami. Reputacja profesji zacz�a podupada�. I tak z powodu zgrai pata�ach�w powoli godzi�em si� z my�l� o zmianie zawodu. Zadzwoni� telesens. W nozdrza uderzy� osza�amiaj�cy zapach perfum. Zanim odwr�ci�em si� w kierunku ekranu, wiedzia�em, �e mam prac�. I to nie byle jak�. Chanelu nr 101 u�ywaj� wyj�tkowe kobiety. Powoli spojrza�em spod ronda biokapelusza i za chwil� dzi�kowa�em stw�rcy, �e cie� zas�ania� mi oczy, kt�re postanowi�y pospiesznie opu�ci� moje zepsute cia�o. Z ekranu patrzy�a najpi�kniejsza kobieta, jak� do tej pory widzia�em. Okay, by�a podretuszowana przez gierczany make-up, ale stary wyga bez trudu rozpozna klejnot. Za ni� rozpo�ciera� si� Deep Past World - jeden z najbardziej ekskluzywnych �wiat�w - za� ona sama prezentowa�a stosowny image: po�yskuj�ca �uskami obcis�a sukienka rozci�ta by�a od bioder w d�, by nie kr�powa� ruch�w; znad ramienia wystawa�a kolba lejzergana, dobrze wyrobiona i - spostrzeg�em to od razu - cz�sto u�ywana; ca�o�ci dope�nia� napier�nik z kompozyt�w wyrze�biony w motywy wzburzonych fal. Info wy�wietli�o jej nazwisko. Jane Seymour. Z tych Seymour�w?, zastanawia�em si�, gdy us�ysza�em jej aksamitny alt: - Pan Torkil Aymore? - Do us�ug. Poruszy�a si� niepewnie. - Jest pan licencjonowanym solverem, prawda? - W dzisiejszych czasach, droga pani, zaw�d ten nazywaj� gamedecem lub, d�u�ej, gam� detectivem. - W ka�dym razie pomaga pan graczom? Wzi��em g��bszy oddech. - Z ca�ym szacunkiem, pani... - Panno. - Panno Seymour, nie bezinteresownie. - Jaka jest pana stawka? - Najpierw musz� pozna� spraw�. Kobieta rozejrza�a si�. - Czy to jest bezpieczny kana�? Harry Norman, m�j doradca i przyjaciel, twierdzi�, �e zabezpieczenia s� solidne, lecz ostatnio gdzie� znikn�� i nie mog�em go z�apa�. Nit mia�em pewno�ci. - Absolutnie, droga pani. - Dobrze. Sprawa wygl�da tak. Niedaleko st�d jest ekranowana �wi�tynia, w kt�rej utkwi� m�j... narzeczony. Siedzi tam ju� dwa dni i nie mo�e wyj��. Pr�bowa�am dosta� si� do �rodka, ale nie uda�o si�. Nie wiem, co robi�. - Mam nadziej�, �e nie usi�owa�a pani zdejmowa� jego he�mu? - Nic. Wiem, �e to niebezpieczne. He�my sensoryczne stymuluj� m�zg impulsami grawitacyjnymi w setkach miliard�w miejsc jednocze�nie, daj�c wra�enie pe�nego uczestnictwa w grze. Po w�o�eniu kasku pobudzenia te od��czaj� od cia�a o�rodki ruchowe i czuciowe, co w slangu graczy nazywane jest dewitalizacj�. Dzi�ki temu centra motoryczne mog� wydawa� polecenie ruchu r�k�, a ta le�y bezw�adnie. Za to rusza si� inna - w �wiecie cyfrowych przep�yw�w. Przed zdj�ciem he�mu nale�y przeprowadzi� zabieg odwrotny - rewitalizacj�. M�wi�c o ekranowanej �wi�tyni, panna Seymour mia�a na my�li nielicencjonowany tw�r, swego rodzaju wirus zaimplementowany do Deep Past World przez jakiego� dowcipnisia. Narzeczony Jane nie m�g� wewn�trz budowli wyj�� z gry, gdy� haker wprowadzi� program uniemo�liwiaj�cy rewitalizacj�. W sumie nie powinienem go pot�pia�. To mi�dzy innymi dzi�ki takim jak on wci�� mia�em prac�. Hakerzy to nie zab�jcy. Zawsze pozostawiaj� z�apanym w pu�apk� drog� wyj�cia. Kt�ra jednak otwiera si� dopiero po rozwi�zaniu jakiej� piekielnej zagadki. Zna�em tego typu sprawy. Robota niewdzi�czna i wymagaj�ca cholernego skupienia. Mo�e nie najdro�sza, ale z pewno�ci� nie najta�sza. Potar�em czo�o. - Panno Seymour... wezm� to zlecenie za... dziesi�� tysi�cy. W razie niepowodzenia pi��dziesi�t procent - ryzykowa�em. Wiedzia�em jednak, �e DPW jest jedn� z najdro�szych rzeczywisto�ci, za� makija� i perfumy zleceniodawczyni podpowiada�y, �e mam do czynienia z nieprzyzwoitym bogactwem. Poza tym by�em zad�u�ony. Kobieta okaza�a si� prawdziw� arystokratk�. Nie drgn�a jej brew. - Dopuszcza pan niepowodzenie? - Nie jestem geniuszem, droga pani. - Czy zdarzy�o si� panu zawie��? Wkroczy�a na niebezpieczny teren. Postanowi�em omin�� pytanie: - Pami�tam przypadek, gdy rozwi�za�em pewien problem... za p�no. W przypadku pani narzeczonego czas jest istotnym czynnikiem, a ja bardzo nie lubi� pracowa� w po�piechu. - Zgoda. Kiedy pan wejdzie? - Za godzin�. Gdzie jest najbli�sza brama? - Przeka�� panu koordynaty. B�d� czeka�a. Po roz��czeniu si� dokona�em rutynowego ogl�du �o�a. Z��czki i kontrolki wydawa�y si� funkcjonowa� prawid�owo. Przeprowadzi�em szybki test automasa�u przeciwdzia�aj�cego odle�ynom oraz regulatora ciep�oty cia�a pod��czanego do kombinezonu. Poszed�em do lod�wki i wyj��em z kontenera zasobnik z p�ynem infuzyjnym. Pod��czy�em go do zaczepu. Wykona�em kilka prostych �wicze� fizycznych i wzi��em tusz. Od�wie�ony za�y�em gamepill - kapsu�k� przestawiaj�c� biochemiczne tory mojego ustroju na minimalizacj� produkcji metabolit�w. Dzi�ki niej przez cztery doby nie musia�em si� martwi� o przepe�nienie p�cherza moczowego i jelita grubego. Kosztowa�y maj�tek, lecz w mojej pracy by�y nieodzowne. Sprawdzi�em czas. By�em w cuglach. Naci�gn��em kombinezon, pod��czy�em nanowtyczk� p�ynu do gniazdka na przedramieniu i wygodnie si� u�o�y�em. Zanim za�o�y�em kask, zd��y�em jeszcze pomy�le�, �e nie jestem pewien, czy zaryglowa�em drzwi. Sprawdzi�em poczt�. Jane przekaza�a adres bramy i numer swojego konta bankowego. Wszed�em na stron� DPW i za�ogowa�em si�. Poproszony o uiszczenie op�aty, poda�em numer panny Seymour. Za chwil� sta�em przed menu z ubraniami. Przywdzia�em kolczug� ozdobion� fantazyjnymi naramiennikami wraz ze stosownymi dodatkami. Z talerza ozd�b wybra�em skromny tatua� na policzkach. Na bro� obra�em obosieczny top�r noszony na plecach. By�em gotowy. Wyda�em instrukcj� transportu do wskazanego przez Jane miejsca i za chwil� podziwia�em rzadki las, wysokie paprocie, kolorowe ptaki krzycz�ce w�r�d listowia, g��boko b��kitny kolor nieba i cudown� muzyk� otaczaj�c� mnie ze wszystkich stron. By�em w Deep Past World! Niedaleko kamiennego portalu, z kt�rego si� wy�oni�em, sta�a panna Seymour. - Standard? - spojrza�a rozczarowana. - S�dzi�am, �e taki obie�y�wiat jak pan dorobi� si� jakich� artefakt�w. U�miechn��em si� p�g�bkiem. Postanowi�em nie odpowiada� na zaczepk�. - Gdzie jest ta �wi�tynia? - Poprowadz� pana. Szed�em za ni� i powoli zaczyna�em �a�owa�, �e nie jestem pi�kny i bogaty. Zaprosi�bym w�wczas pann� Seymour na drinka. A tak mog�em co najwy�ej popatrze�. - Nie widz� innych Graczy - zagai�em. - Ma�o ich - przyzna�a. - Przenie�li si� na wsch�d i poluj� na smoki. Tutaj nie ma ju� dzikich zwierz�t. Weszli�my z Henrym, by troch� odetchn�� od realium. Potem zamierzali�my wyruszy� na �owy. I gdyby nie ta diabelska �wi�tynia, ju� od dw�ch dni bawiliby�my si� wraz z innymi - w jej g�osie s�ycha� by�o wyra�ne roz�alenie. Henry by� g�upcem, w�a��c do jakiego� budynku, kiedy obok mia� tak� �wi�tyni� rozkoszy, pomy�la�em. Za niewielkim wzg�rzem, poro�ni�tym przez skrzypy i wid�aki, rozpo�ciera�a si� kolorowa dolina okryta kobiercem wysokich, s�odko pachn�cych kwiat�w. W jej centrum przycupn�a okr�g�a kaplica. Zatrzyma�em si� i odetchn��em. Od tej chwili ka�dy szczeg� m�g� mie� znaczenie. Otworzy�em menu screenshot�w i uwieczni�em obraz ca�ej niecki. Potem ruszy�em w �lad za przewodniczk�. Wraz ze zbli�aniem si� do budowli monumentalne tony ust�pi�y miejsca melodii dziwnie nostalgicznej, granej na zwielokrotnionych smykach, punktowanej g��bokimi uderzeniami b�bna i mi�kkimi odciskami bas�w. Uk�ad ��ki zdawa� si� by� pozbawiony wzoru. Kamienne bloki �wi�tyni r�wnie�. - Pozwoli pani - odezwa�em si� - �e najpierw sam obejrz� obiekt, a potem, je�li uznam to za stosowne, zadam kilka pyta�. - Zgoda. Dziewczyna usiad�a na pobliskim kamieniu. Otworzy�a okno podgl�du innych zak�tk�w �wiata i pogr��y�a si� w zadumie. Uruchomi�em notatnik i w��czy�em nagrywanie. Dla wygody zwi�kszy�em jaskrawo�� kraw�dzi obiektywu i kontrast obrazu. - Deep Past World, dzie� zero, godzina... - w��czy�em chronometr - czternasta czasu lokalnego. Sektor... - zerkn��em na map�. - F 45 �amane na D 334. Narzeczony klientki, Henry... Jak pani narzeczony ma na nazwisko? - Wallace! - odkrzykn�a Jane. - A wi�c Henry Wallace uwi�ziony zosta� w tym obiekcie dwie doby temu... Okr��y�em struktur�, poszukuj�c wystaj�cych element�w, kamieni innego koloru czy zwyczajnych przycisk�w, kt�re mog�yby pe�ni� rol� d�wigni, lecz, jak si� tego spodziewa�em, nic nie znalaz�em. �ciana, wykonana z blok�w piaskowca, by�a stosunkowo g�adka, wsparta na niskiej podmur�wce z otoczak�w. Wr�ci�em do wej�cia. Wygl�da�o zwyczajnie. Pomi�dzy dwiema bia�ymi kolumnami mie�ci�y si� d�bowe g�adkie drzwi z pojedynczym kasetonem. Mosi�na klamka nie dawa�a si� poruszy� nawet pod najsilniejszym naciskiem. Nie by�o dziurki na klucz. Cofn��em si� i przyjrza�em portykowi. Zdawa�o mi si�, �e dostrzeg�em wyryty niewielki napis. Przybli�y�em obraz. Rzeczywi�cie by�y tam greckie litery uk�adaj�ce si� w ci�g: kappa, alfa, lambda, omega, sigma. Zrobi�em zdj�cie. Odszed�em dalej i przyjrza�em si� budowli na tle drzew i wzg�rz. Nie odnalaz�em prawid�owo�ci. Obszed�em ca�� dolin�, od czasu do czasu robi�c fotki i rzucaj�c zdawkowe zdania do nagrywarki. Potem przysz�a pora na wspinaczk�. Na szcz�cie pobliskie d�by i jesiony by�y stare, rosochate i ch�tnie przyjmowa�y go�ci. Obserwacje poczynione z wysoka r�wnie� nie przybli�y�y mnie do tajemnicy. Szpiczasty dach kaplicy pokryty by� drewnianym gontem. Szczyt zdobi�a niewielka z�ota iglica zako�czona kulk�. Odwiedzi�em jeszcze kilka drzew, patrz�c z r�nych k�t�w i szukaj�c powi�za�. Badania zaj�y mi kilka godzin. W ko�cu ponownie zbli�y�em si� do gmachu i postanowi�em przej�� do drugiej fazy. - Okay - mrukn��em do siebie - sko�czyli�my ogl�danie, przechodzimy do os�uchiwania... Nie zauwa�y�em, �e od d�u�szej chwili obserwuje mnie zleceniodawczyni. Wydawa�a si� zdegustowana. - Przez tyle czasu nic pan nie znalaz�? - zapyta�a, nie kryj�c rozdra�nienia. Wy��czy�em nagrywark�. - Szanowna panno Seymour - uk�oni�em si� dwornie. - Raczy pani wybaczy�, lecz s�dz�, �e mamy do czynienia z robot� profesjonalisty. Pozwoli pani zatem, �e b�d� post�powa� zgodnie ze wszystkimi zasadami, bo je�li je z�ami� i co� przeocz�, b�dzie pani musia�a zaaplikowa� Henry�emu elektrowstrz�sy. To nie by�a przeno�nia. Wyj�cie z gry bez procedury oznacza�o dla m�zgu szok por�wnywalny do serii pot�nych elektrycznych wy�adowa� w obr�bie ca�ej kory m�zgowej. W najlepszym wypadku ko�czy�o si� to b�lem g�owy. Cz�ciej wyst�powa�a amnezja i halucynacje - pozosta�o�ci ze �wiata. Zdarza�y si�, cho� rzadziej, d�ugo trwaj�ce stany paranoidalne, majaczeniowe, a w ko�cu - sporadycznie - przypadki utraty osobowo�ci, a nawet �mierci. Dziewczyna umilk�a. Poprawi�a si� na prowizorycznym siedzisku i zaci�a usta. Przybli�y�em ucho do drzwi. Cisza. Os�uchiwanie mur�w r�wnie� nie przynios�o rezultat�w. Potem przysz�a kolej na obmacywanie i opukiwanie. Gdy zapada� zmierzch, mia�em za sob� pe�ny zestaw bada�, kt�ry absolutnie niczego nie ujawni�. Nieopodal dostrzeg�em kamienny kr�g przeznaczony na ognisko. - Jest pani kleryczk�? - rzuci�em. Skin�a g�ow�. - Niech pani rozpali ogie�. Robi si� zimno. Otworzy�a menu czar�w: w powietrzu przed ni� zawis�a ksi�ga. Wybra�a zakl�cie zapalaj�ce i wycelowa�a w palenisko. W powietrze strzeli� weso�y p�omie�. Usiedli�my na trawie. Przestrze� dooko�a wype�niona by�a graniem cykad, pohukiwaniami puchaczy i szumem drzew. Gwiazdy b�yszcza�y jak brylanty. Gdzie� daleko na wschodzie �arzy�a si� �una. By� mo�e to �owcy �wi�towali ubicie kolejnego smoka. Albo odwrotnie. Po raz nie wiem kt�ry zdumia�em si� nad fenomenem gier: cz�owiek nie odczuwa� senno�ci ani znu�enia, bo ca�y czas jakby spa�. Moje cia�o spoczywa�o gdzie� tam, w Cotomou, i odbywa�o przymusowe le�akowanie. Wspomnienie realnej rzeczywisto�ci, zwanej w gierczanym slangu �realium�, by�o tak odleg�e, �e zdawa�o si� u�ud�. - Teraz nadszed� czas... - powiedzia�em i przestraszy�em si� w�asnego g�osu; kilka godzin milczenia zrobi�o swoje - ...�ebym zada� kilka pyta�. - My�la�am, �e si� nie doczekam - patrzy�a nieruchomo w ogie�. - Nawet pan nie wie, jak nudne jest obserwowanie pa�skiej pracy. - Nie denerwuje si� pani losem narzeczonego? �achn�a si�. - Henry to d�entelmen. Dop�ki dzia�a jego �o�e i gamepill, nie b�dzie panikowa�. Znam go. Poza tym wie, �e w razie czego zmieni� mu zasobnik i podam nast�pn� dawk� prochu. Zmarszczy�em czo�o w niemym podziwie. - Przejd�my do interesuj�cych mnie kwestii - ponowi�em. - Niech pani opowie ze wszystkimi szczeg�ami, jak si� tutaj znale�li�cie i jak Henry wszed� do �wi�tyni. Skrzywi�a si�. - Niewiele mam do powiedzenia. Weszli�my dwie i p� doby temu. T� sam� bram�, kt�r� wszed� pan. Troch� pobiegali�my i cieszyli�my si� otoczeniem. Potem Henry dostrzeg� t� kaplic� i zaproponowa�, by�my si� razem pomodlili. Za dwa miesi�ce mamy �lub. To mia�a by� medytacja za nasze szcz�cie. Zgodzi�am si�. On wszed� pierwszy, a ja jeszcze przez chwil� patrzy�am na �wiat. Wie pan - u�miechn�a si� niewinnie - euforia po wej�ciu. Skin��em g�ow� na znak, �e rozumiem. Nawet mnie odurza� DPW. Fotorealistyczna jako�� obrazu i krystaliczny d�wi�k dawa�y pe�ni� z�udzenia. Na dodatek doskonale imitowane zapachy, poruszenia powietrza, strefy ch�odniejsze i cieplejsze, i jeszcze ta s�odka muzyka - mo�na si� by�o zach�ysn��. - Potem podesz�am do drzwi - podj�a - lecz by�y jak lita ska�a. Nie mog�am ich otworzy�. Na pocz�tku my�la�am, �e to �art. Pr�bowa�am si� z Henrym skontaktowa�, ale milcza�. Po kilku minutach zrozumia�am, �e nie milczy, tylko po prostu si� nie s�yszymy. Domy�li�am si�, �e to jaka� pu�apka, i czeka�am, maj�c nadziej�, �e poradzi sobie z zagadk�. Henry jest piekielnie inteligentny... Chcia�bym, dziecino, pomy�la�em, �eby� po rozwi�zaniu tej sprawy powiedzia�a tak o mnie. - ...lecz po up�ywie czterdziestu o�miu godzin da�am za wygran�. Wysz�am z gry i sprawdzi�am og�oszenia w portalu. Pana oferta wydawa�a si� najsensowniejsza. - Mi�o mi - pochyli�em g�ow�, wspominaj�c, jak konstruowa�em og�oszenie, poc�c si�, by wypad�o wiarygodnie. - Czy nie pami�ta pani niczego osobliwego, gdy wchodzi� do �rodka? Jaka� barwa? D�wi�k? Mo�e co� powiedzia�? Zmarszczy�a brwi. - Nic takiego. Zaraz... - potar�a czo�o. - Mam wra�enie, �e westchn��. My�la�am, �e to tak sobie, z zadowolenia. Ale teraz... wydaje mi si�, �e by�o w tym westchnieniu co� wi�cej... - Co? - Nie wiem... by�o jakby g��bsze. Zagryz�em wargi. �amig��wka nie zapowiada�a si� ciekawie. Po z g�r� siedmiu godzinach docieka� mia�em jedno westchnienie i tajemniczy napis. Wizja dziesi�ciu tysi�cy kredyt�w powoli odp�ywa�a w nico��. Zna�em siebie i wiedzia�em, �e z�o�ono�� problemu mnie przerasta. Z regu�y w uk�adankach tego typu by�y jakie� wskaz�wki, czasem wi�cej mylnych trop�w. Tutaj nie by�o prawie nic. - Sk�d si� bior� takie rzeczy? - spyta�a. - �wiaty sensoryczne nie zawsze s� w�asno�ci� firm. Wsp�tworz� je gracze z ca�ej Ziemi. Jeden na dziesi�� tysi�cy ma pstro w g�owie i zamiast miejsc do zabawy programuje takie �wi�stwo. Podnios�em si�. Otworzy�em menu ekwipunku i wyci�gn��em z niego pochodni�. Przytkn��em drzewce do ognia i poczeka�em, a� si� zajmie. - Pozwoli pani, �e j� opuszcz�. Chcia�bym jeszcze co� sprawdzi�. - Oczywi�cie - odpar�a ch�odno - za to panu p�ac�. Obserwacja uk�adu gwiazd i chmur nic nie da�a. Przypomnia�em sobie o napisie. Wszed�em w s�ownik i wczyta�em zdj�cie. Efekt t�umaczenia by� zaskakuj�cy. Czyta�o si� �kalos� i znaczy�o po grecku pi�kno. Co� we mnie drgn�o. Krew w �y�ach zacz�a �ywiej kr��y�. Poczu�em dawne podniecenie, kt�re towarzyszy�o mi w chwilach, gdy zbli�a�em si� do rozwi�zania zagadki. Stary rupie� si� rozgrzewa, pomy�la�em. Otworzy�em encyklopedi� i odnalaz�em has�o: �Z�oty podzia� odcinka�. Wyczyta�em tam o greckiej estetyce i proporcjach. Na�o�y�em siatk� wsp�rz�dnych na zdj�cie kaplicy i przekona�em si�, �e stworzona zosta�a zgodnie ze staro�ytnymi kanonami pi�kna! Mam, mam, mam, my�la�em gor�czkowo, sam kszta�t budowli jest kluczem. Tylko co on oznacza, jak go zinterpretowa�... Co trzeba zrobi�, �eby otworzy� drzwi? Zrobi� co� pi�knego? Przybra� pi�kn� poz�? �adnie za�piewa�? Powiedzie� wiersz? My�li gor�czkowo t�oczy�y mi si� w g�owie, czu�em jednak, �e mijam si� z rozwi�zaniem. Mimo to spr�bowa�em. Najpierw �adnie si� zaprezentowa�em. Potem z r�nymi intonacjami wypowiada�em s�owo �kalos�, nast�pnie prosi�em, k�ania�em si� i pl�sa�em. O �wicie stwierdzi�em, �e jestem za ma�o powabny. Wtedy spojrza�em na pann� Seymour, kt�rej dostarczy�em zdrowej rozrywki i kt�ra bez �adnych zahamowa� �mia�a si� ze mnie do rozpuku. Stwierdzi�em, �e rozwi�zaniem zagadki mo�e by� ona. Po wielu dyskusjach nak�oni�em j� do przybierania kusz�cych p�z naprzeciwko wej�cia, a nawet do cz�ciowego i w sumie nieudanego striptizu. Po up�ywie doby od mojego wej�cia zw�tpi�em. Zastosowa�em wszystkie sztuczki: dawa�em my�lom odp�yn��, wraca�em do nich, zmienia�em perspektyw�, czepia�em si� skojarze�, ��czy�em ze sob� wszystkie elementy. M�j notatnik zape�niony by� dziesi�tkami bezu�ytecznych drzewek i schemat�w zale�no�ci. Siedzia�em oparty o kostropaty pie� d�bu i rozmy�la�em, gdzie pope�ni�em b��d. Co mnie zawiod�o? Pami��? Inteligencja? Spostrzegawczo��? Oboj�tnie obserwowa�em pann� Jane, kt�ra gotowa�a si� do wyj�cia. Postanowi�a osobi�cie sprawdzi� stan zdrowia narzeczonego, a �e mieszka� po drugiej stronie Warsaw City, liczy�a, �e podr� mo�e jej zaj�� sporo czasu. Poza tym chcia�a mie� w zapasie kilka godzin na konsultacj� z lekarzem i przyjaci�mi. Wtedy zza wzg�rza wy�oni�a si� posta�. By� to siwow�osy g�ral ze sk�rzan� tarcz� przewieszon� przez plecy. U pasa zwisa� mu pot�ny szeroki miecz. - Co? Znowu kto� znikn��? - spyta� basem. - Wie pan co� o tym miejscu?! - zerwa�em si�. - Niech nam pan pomo�e! - Pal diabli wynagrodzenie, pomy�la�em. - Nie, przyjacielu - odpar�, nie zwalniaj�c kroku i przechodz�c obok nas. - Ja tu nic nie poradz�. - Ale tam mo�e zgin�� cz�owiek! - Je�li nie chce, to nie zginie - za�mia� si� olbrzym. - Ale tak nie mo�na! - wrzasn��em oburzony. - Mo�na, mo�na. Sam pan zobaczy - m�czyzna oddali� si�. Patrzyli�my z Jane na siebie i zastanawiali�my si� nad s�owami nieznajomego. Kobieta by�a nimi tak wstrz��ni�ta, �e usiad�a obok bramy i czeka�a do zmierzchu. Kiedy s�o�ce zacz�o znika� za szczytami drzew, postanowi�em zerwa� kontrakt. Tylko tyle mog�em dla niej zrobi�: nie wzi�� pieni�dzy, na kt�re i tak nie zas�u�y�em. Ju� otwiera�em usta, gdy nagle us�yszeli�my skrzypienie. Spojrzeli�my w kierunku �wi�tyni. W otwartych drzwiach sta� Henry, Wallace. - Henry! - krzykn�a Jane. Oboje podbiegli�my do ocale�ca. Wygl�da� marnie. Po raz kolejny musia�em doceni� programist�w. Tak subtelnie wyra�onych uczu� dawno nie widzia�em: twarz lekko zapadni�ta i blada, oczy dziwnie b�yszcz�ce. Sta� oparty o kolumn�. - Przepraszam, kochanie - wychrypia� i usiad� na schodkach. - �yjesz! - krzykn�a uradowana Jane i czule go obj�a. Nie odwzajemni� u�cisku. Jego r�ka lekko pog�adzi�a j� po plecach. By� oszo�omiony. - Ciesz� si�, �e nic panu nie jest - odezwa�em si�. Wtedy panna Seymour przypomnia�a sobie o mojej obecno�ci. Rozlu�ni�a oplot ramion wok� szyi m�czyzny i dokona�a prezentacji. - Henry, to jest pan Torkil Aymore, gamedec, kt�rego wynaj�am, by ci� ratowa�. - Mi�o mi - Wallace pr�bowa� wsta�, lecz uni�s� si� tylko i z powrotem klapn�� na stopie�. Wyci�gn�� r�k� z przepraszaj�cym wyrazem twarzy. U�cisn��em j�. By�a szczup�a i delikatna. - Ale� pana wytrzyma�o - rzek�em, ciekaw czaj�cej si� w �rodku zagadki. - C� to za diabelska pu�apka? Pokr�ci� g�ow� na wspomnienie. - To dzie�o hakera, wie pan - nie ust�powa�em. - Takich przest�pc�w powinno si� wsadza� do wi�zienia! - zawt�rowa�a dziewczyna. - Pr�bowa�em pana wydoby�, ale zdaje si�, �e kaplic� mo�na otworzy� tylko od �rodka, prawda? - Mia�em nadziej�, �e potwierdzi moje s�owa. Inaczej reputacja, kt�r� dot�d si� szczyci�em, mocno by podupad�a. Kiwn�� g�ow�. Kamie� spad� mi z serca. - To nie przest�pca - odezwa� si� cichym g�osem. - To geniusz. Zatka�o mnie. Panna Seymour zamar�a. - O czym ty m�wisz? - wyszepta�a. Wallace patrzy� w ziemi� i przez chwil� milcza�. Po chwili podni�s� wzrok, w kt�rym wci�� �arzy� si� blask. - Nie by�o �adnej zagadki - powiedzia� w ko�cu. - Mog�em wyj��, kiedy tylko chcia�em. - Jak to!? - dziewczyna nie kry�a oburzenia. - Pozwoli�e� mi czeka� ponad trzy i p� doby? Czy� ty zwariowa�?! Ju� si� szykowa�am, �eby do ciebie jecha�! M�czyzna skrzywi� si� od ha�asu. - Tego nie spos�b opisa� - odezwa� si� przepraszaj�cym tonem. - Wejd� sama, to zobaczysz. Ja na ciebie poczekam - westchn��. - Dok�adnie wiedzia�em, ile mam czasu i jak d�ugo mog� naci�ga� strun�. - Ale� niech pan wreszcie powie, co tam jest! - nie wytrzyma�em. - Co�, co mo�na zobaczy� tylko raz. G�os w �rodku informuje, �e kaplica nigdy nie wpu�ci po raz drugi tej samej osoby. - Niech pan si� nie zn�ca - b�aga�em. - Tam jest... - Henry wyci�gn�� dr��cy palec w kierunku drzwi - ...pi�kno... Wyba�uszy�em oczy. Dziewczyna zastyg�a. - Jak to pi�kno? - spyta�a. - Nie do opisania. Kwintesencja. Czu�em si�, jakby kto� zanurzy� mnie w samej ostatecznej esencji... - urwa� na chwil�. - Dotyka�em idea�u. - By�a tam inna kobieta? - Panna Seymour wci�� nie rozumia�a. Gdy Henry stara� si� jej wyt�umaczy� istot� zagadki i zapewnia� o swojej wierno�ci, obraz tajemnicy powoli klarowa� si� w mojej g�owie. Pu�apk� by�o samo zjawisko, od kt�rego nie m�g� si� oderwa�. Maj�c �wiadomo��, �e nie b�dzie drugiej okazji, stara� si� przebywa� w �wi�tyni tak d�ugo, jak tylko m�g�. Prawdopodobnie gdyby by� sam, siedzia�by jeszcze d�u�ej. - Ale jak to mo�liwe? - spyta�a mnie Jane, wys�uchawszy do ko�ca wyja�nie� narzeczonego. - Jak mo�na stworzy� w grze taki fenomen? Usiad�em obok i popatrzy�em na zmierzchaj�cy �wiat. - To rzeczywi�cie geniusz - przyzna�em. - A odpowiadaj�c na pani pytanie, s�dz�, �e tylko w grze jest to mo�liwe. - W jaki spos�b? - nie ust�powa�a. Wtedy pomy�la�em, �e posiadanie �ony nie musi by� miodem, jaki sobie kiedy� wyobra�a�em. Wys�uchiwanie tych wszystkich pyta� i przymus odpowiadania... - Czym jest odczuwane przez nas pi�kno? - spyta�em. - Zbiorem subtelnych wra�e� wynik�ych z obserwacji kolor�w, kszta�t�w, proporcji i... czego� jeszcze. Czego� nieuchwytnego. W tej chwili mamy na sobie he�my steruj�ce naszymi doznaniami, operuj�ce setkami miliard�w zmiennych na mikrosekund�. Tw�rca kaplicy z�ama� formu�� pi�kna lub bardzo si� do niej przybli�y�, komponuj�c tak� mieszank� dozna�, �e odwiedzaj�cy kaplic� ma wra�enie kontaktu z sam� ide�. Henry kiwa� g�ow�. Patrzy�em na niego i zastanawia�em si�, jakimi oczami spogl�da teraz na przysz�� �on�. Czy kontakt z idea�em spowodowa�, �e zacz�� w niej przez kontrast dostrzega� brzydot�, czy wr�cz przeciwnie, uczulony na przejawy pi�kna, widzia� w niej wi�cej �wiat�a? Nie umia�em odpowiedzie� na to pytanie. Jego twarz zdradza�a jedynie wielkie zm�czenie. Panna Seymour pokaza�a klas�. Zanim zgas�y ognie zachodu, otworzy�a menu swojego banku i przela�a na moje konto ca�� sum�. Uzna�a, �e skoro nie mia�em �adnych szans, nie jest w stanie oceni� moich umiej�tno�ci i wyp�acenie po�owy honorarium by�oby nieuzasadnione. Trudno by�o nie zgodzi� si� z jej logik�, zw�aszcza �e ci�ar moich d�ug�w znacznie si� w tym momencie zmniejsza�. Zanim si� po�egna�em i wszed�em w bram�, zastanawia�em si�, czy kobieta zdecyduje si� odwiedzi� �wi�tyni�. I znowu nie zna�em odpowiedzi. Pozostawi�em bro�, tatua� i ubranie w odpowiednich miejscach i wylogowa�em si�. Za chwil� by�em w portalu i wyda�em dyspozycj� rewitalizacyjn�. Gdy zielony pasek wype�ni� si� do ko�ca, poczu�em, jak wraca mi czucie w prawdziwym ciele. Zacisn��em i rozlu�ni�em pi�ci. Wzi��em g��boki oddech i powoli wyci�gn��em r�ce do he�mu. Delikatnie go poruszy�em i ostro�nie zsun��em. Le�a�em jeszcze chwil�, trawi�c prze�yte wydarzenia. Wreszcie od��czy�em zasobnik i usiad�em. Przypomnia�em sobie, w jaki spos�b kiedy� w Afryce polowano na ma�py: my�liwy dr��y� w skorupie kokosa otw�r na tyle du�y, by ofiara mog�a przecisn�� przez niego d�o�, lecz na tyle ma�y, by r�ka zwini�ta w pi�� nie mog�a si� wydosta�. Nast�pnie wk�ada� do �rodka b�yszcz�cy przedmiot. Tak skonstruowan� pu�apk� przymocowywa� lin� do drzewa i odchodzi�. Ma�pa, widz�c kusz�cy obiekt, wk�ada�a �ap� i chwyta�a go. Lecz ku jej przera�eniu okazywa�o si�, �e mo�e wyj�� r�k� tylko wtedy, je�li go wypu�ci. Nie chc�c si� z nim rozsta�, szarpa�a si� d�ugie godziny, a� do nadej�cia �owcy. Henry zosta� schwytany w tak� w�a�nie pu�apk�. W ka�dej chwili m�g� zostawi� b�yszcz�cy przedmiot, lecz sam, z w�asnej nieprzymuszonej woli, nie chcia� tego zrobi�. Wiecie, co jest najlepsze w pracy gamedeca? Rytua� po wykonaniu zadania: gor�cy antygrawitacyjny tusz, lampka koniaku i kuba�skie cygaro. Okutany w mi�kki szlafrok rozpiera�em si� w fotelu, powoli zapadaj�c w drzemk�. Przed oczami majaczy�y obrazy z DPW: pi�kna twarz panny Seymour, tajemnicza kaplica, ��ka pe�na kwiat�w, siwow�osy g�ral i Henry Wallace. Zanim odp�yn��em w sen, rozmy�la�em, czy sam zdecyduj� si� na wizyt� w sanktuarium. Mo�e kiedy�. 2. B��dne ko�o I tak sp�aci�em wszystkie d�ugi, a moja agencja po kilku chudych latach wysz�a na prost�. Nala�em trzeci� szklaneczk� Jacka Danielsa. Alkohol rozchodzi� si� po ciele, wywo�uj�c fale ciep�a. Rozkoszowa�em si� uczuciem, �e zrzuci�em z bark�w niezno�ny ci�ar. Powoli zapada�em si� w senn� otch�a�. Wspominaj�c wydarzenia z ostatnich kilku dni. Wszystko zacz�o si� nieca�y tydzie� temu, gdy w gabinecie rozdzwoni� si� telesens. Poczu�em zapach biura: perfumowanych pod��g i wymuskanych komputer�w. Gdy podnios�em wzrok, z holoekranu zerka� zatroskanym wzrokiem �ysawy urz�dnik w �nie�nobia�ym ko�nierzyku i stylowym krawacie w fosforyzuj�ce kwadraty. Na �cianie za nim pyszni� si� emblemat Creation Dome Industries - jednej z wiod�cych firm w elektronicznej rozrywce. - Pan Aymore, nieprawda�? - spyta� papierowym g�osem. - Torkil Aymore do us�ug - odpar�em tonem profesjonalisty. - Czym mog� s�u�y�? - Nazywam si� Philip Fyodorowicz. Jestem dyrektorem pionu technicznego wydzia�u R&D Creation Dome Industries. My�l� - nerwowo podrapa� si� w podbr�dek - �e mia�bym do pana pro�b�... - zawiesi� g�os - ale prosi�bym o osobiste stawienie si� w naszej firmie. Rozumie pan - zatoczy� wzrokiem kr�g - chodzi o tajemnic� handlow�... Nie ma teraz pewnych zabezpiecze� - u�miechn�� si� przepraszaj�co. - Oczywi�cie - sprawdzi�em w informatorze adres. - B�d� u pa�stwa... za dwie godziny. Fyodorowicz roz��czy� si�. Zatar�em r�ce. Zlecenie od takiej firmy oznacza�o nie byle jaki profit! Od czasu nierozwi�zania sprawy panny Seymour los jakby zacz�� si� do mnie u�miecha�. Po przej�ciu przez niezliczon� liczb� bramek kontrolnych, przy kt�rych czuwali podejrzliwie patrz�cy stra�nicy, po pokonaniu kilku kilometr�w korytarzy i wind, dotar�em przed oblicze przynale�ne do krawatu w �wietliste kwadraty. - Jest pan, to dobrze... - wskaza� r�k� kierunek marszu. - Prosz� do mojego pokoju. Pomieszczenie mog�oby s�u�y� za apartament hotelowy. Przez kr�tk� chwil� zazdro�ci�em Philipowi przepychu i w�adzy. Szybko jednak si� opami�ta�em, przypomniawszy sobie, jak bardzo ceni� wolno��. Fyodorowicz z ca�� pewno�ci� by� nieprzyzwoicie bogaty, lecz przyp�aci� to uwik�aniem w zale�no�ci, przy kt�rych zapl�tanie w sie� nanowodu wydawa�o si� problemem dziecinnie prostym. - Spocznie pan? - wskaza� biofotel. Dot�d widywa�em je tylko na reklam�wkach. Ostro�nie zanurzy�em si� w lekko wibruj�ce wn�trze. Wra�enie mo�na por�wna� jedynie do najbardziej wyuzdanych prze�y�, pomin� wi�c opisy. Gospodarz zaj�� miejsce za gigantycznym biurkiem, kt�re - o ile mog�em zauwa�y� - pe�ni�o r�wnie� funkcj� sto�u masa�owego, aparatu do manicure oraz osobistej, ca�kiem inteligentnej sekretarki. - Mamy - zagai�, robi�c z palc�w wie�yczk� - pewien problem. To, co teraz powiem, nie mo�e opu�ci� tego pomieszczenia - spojrza� surowo. - Dyskrecja jest wpisana w specyfik� mojej pracy - odpar�em, usi�uj�c wygl�da� na osob� godn� zaufania. - Mimo to czuj� si� w obowi�zku poinformowa�, �e w razie najmniejszego podejrzenia o przeciek nasi prawnicy nie zostawi� na panu nawet nask�rka. Pomy�la�em, �e nie chcia�bym na sta�e pracowa� dla Fyodorowicza. Szybko nabawi�bym si� jakiego� tiku albo innego wrzodu. - Przejd�my do rzeczy - podj�� po kr�tkiej pauzie. Zacisn�� oczy, jakby szykowa� si� do walki z silniejszym od siebie przeciwnikiem. - Jeste�my w fazie alfa test�w kask�w najnowszej generacji w zwi�zku ze zbli�aj�c� si� premier� gry o nazwie Telepadrom. Fraza brzmia�a jak pocz�tek handlowej prezentacji. - Dziwne s�owo - skonstatowa�em. W jego oczach mign�� dyrektorski b�ysk. - Pan jest szczery - ca�kiem �adnie si� u�miecha� - to dobrze. Teraz niech pan s�ucha... Zdecydowanie nie chcia�bym dla niego pracowa�. - Nazwa wzi�a si� st�d, �e kaski umo�liwiaj� telepati�. Unios�em brwi. - Prawdziw�? - Najprawdziwsz�. Niech si� pan nie dziwi. Takie rozwi�zanie by�o kwesti� czasu. My po prostu jeste�my pierwsi. S�k w tym, �e podejrzewamy sabota�... - Konkurencja? - By� mo�e. Nie ma pewno�ci. W ka�dym razie, po pierwszym etapie pr�b, alfatesterzy zacz�li si� dziwnie zachowywa�. - To znaczy? - Oni si� na siebie... poobra�ali. Mo�e nie wszyscy, ale, no... rozumie pan, spodziewali�my si� raczej euforii i zachwyt�w. Cz�owiek nie po to wchodzi w �wiat sensoryczny, �eby si� �le czu�. Zacisn��em usta. Zna�em sprawy wirtualnego sabota�u. Diabelskie sztuczki. Dos�ownie. Kiedy jaka� firma przygotowywa�a now� gr�, inna, je�li tylko mia�a okazj�, wprowadza�a w ni� niewidzialne wzory, symbole rozpadu i z�a, wkomponowane w krajobraz. Dzia�a�y podprogowo i powodowa�y, �e ludzie zaczynali wariowa�. - Rozumie pan teraz, dlaczego pana wezwa�em - odezwa� si� Philip. - Telepadrom jest prze�omem w bran�y. Ludzie nie tylko b�d� si� w nim �wietnie bawili, nie tylko b�d� czuli zapachy, temperatur� i wiatr, b�d� te� mogli czyta� i przekazywa� swoje my�li! Nie ukrywam, �e firma Creation Dome zainwestowa�a w� ten projekt ogromne sumy. Data premiery si� zbli�a, a tu taki problem... - Stukn�� paznokciami w �liski blat. - Niedopuszczalny - wydusi� matowym g�osem. - Niedopuszczalny. Panie dyrektorze, pomy�la�em, ostro�nie. Jeszcze troch� stresu i zawa� gotowy. - Czy jest pan gotowy zbada� spraw�? - Jestem got�w. - Jaka jest pana stawka? Czeka�em na to pytanie i szczerze m�wi�c, nie bardzo wiedzia�em, co odpowiedzie�. Skala problemu by�a �rednia, za to zleceniodawca - gigantyczny. - Pi��dziesi�t tysi�cy. W razie niepowodzenia po�owa. Us�ysza�em, jak wypowiadam te s�owa, i od razu po�a�owa�em, �e nie za��da�em dwa razy wi�cej. Domy�li�em si�, �e Fyodorowicz zarabia� tyle w tydzie�. Dyrektor zamruga�. - Oczywi�cie - szczekn�� niczym archaiczny zszywacz. - Rozumiem, �e �w razie niepowodzenia� jest standardow� formu��? Nie zdarzy�o si� panu zawie��? Milcza�em. - Zanim wejd� w �wiat - odezwa�em si� po chwili - chcia�bym porozmawia� z tymi testerami. Gruby brzydal w granatowym garniturze kr�ci� g�ow� osadzon� na t�ustym karku. - Do niczego taka gra. Daje nadziej�, a potem j� zabiera - sapa�. - Inne s� uczciwe. �adny �wiat i tyle. Telepadrom jest inny. Tam si�... prze�ywa co�, czego tu ju� nie ma. Podobnych wypowiedzi zebra�em jeszcze kilka. Mia�em wra�enie, �e czego� w nich brakuje. Nikt jednak nie by� sk�onny wyjawi�, czego. Niekt�re osoby patrzy�y na mnie spode �ba, inne jakby celowo unika�y mojego wzroku. Podszed�em do �adnej blondynki, siedz�cej pod �ciank� dzia�ow�. - A pani co mo�e na ten temat powiedzie�? - spyta�em mi�kkim barytonem. Zawsze dzia�a� na kobiety. - Ta gra jest obrzydliwa. Robi ludziom krzywd�. Nie chc� si� do tego przyczynia�. - Co pani ma na my�li? - Ja nic nie wiem. Je�li panu nie powiedzieli, to mnie nie wypada. Kobieto, nie u�atwiasz mi zadania, pomy�la�em ze z�o�ci�. Naciskanie nic by nie da�o. Wydawa�a si� by� uparta i ura�ona. Podsumowa�em dane. Alfatesterzy rzeczywi�cie czuli si� �le. Co wi�cej, �wiat sensoryczny poszczu� ich przeciw sobie. Niekt�re osoby sprawia�y wra�enie ofiar, inne za� - oprawc�w. �wiadczy�o to o nie lada dywersji. Nie by�o rady, nale�a�o tam wej�� i nadstawi� karku. Nie mia�em zaufania do swojej samokontroli. Ale, jak mawiaj� gdzie� na wschodzie, lepiej wiedzie�, �e si� czego� nie ma, ni� p�awi� si� w z�udzeniu, �e jest odwrotnie. Do pokoju wszed� Philip. Obok niego dziarsko maszerowa�a korpulentna szatynka o bystrych br�zowych oczach. - Zebra� pan wywiad? - Omi�t� spojrzeniem pracownik�w. - To dobrze. B�dzie pan wchodzi�? Kiwn��em g�ow�. - Doskonale. B�dzie panu towarzyszy�a nasza specjalistka do spraw jako�ci. Nino - zerkn�� na kobiet�, jakby by�a podr�cznym pilotem do holowizji - pozw�l, �e ci przedstawi� gamedeka, pana Torkila Aymore�a. Panie Aymore, Nina Rostovsky. - Mi�o mi - podszed�em i przycisn��em usta do pulchnej d�oni. Staromodny gest przydawa� profesji odpowiedniej aury. Testerzy dziwnie popatrzyli. Trudno by�o dociec: z odraz� czy kpin�. Greckie przys�owie m�wi: �Nie chciej wiedzie�. - �o�a s� tam - Philip wskaza� kierunek. Hala test�w by�a imponuj�ca. Modele le�anek i oprzyrz�dowanie wywo�ywa�y zawr�t g�owy. Ga�a, jakiej za��da�em, po prostu mnie skompromitowa�a. Stara�em si� ukry� rumieniec za�enowania. Pi��dziesi�t tysi�cy? Jedno takie �o�e kosztuje dwa razy tyle! By�em przekonany, �e aparatura mog�a utrzyma� gracza przy �yciu nawet przez miesi�c. - Nino, przekazuj� pana Aymore�a w twoje r�ce. - Fyodorowicz uk�oni� si� i wyszed�. Oczywi�cie. Dyrektor nie b�dzie zawraca� sobie g�owy jakim� gamedekiem, pomy�la�em ze z�o�ci�. Wa�ny jest efekt i efektywno��. A �e, idioto, chcesz za robot� grosze, to i szacunek ci si� nie nale�y. - Oto nasze kaski - wyj�a z szafki lustrzane he�my. - Bardzo �adne. Roze�mia�a si�. Mia�a mocne bia�e z�by. - Mnie te� si� podobaj�. Musieli�my je jako� wyr�ni�, wie pan: nowa generacja. Telepatia. - Czy pani ju� by�a w Telepadromie? - Oczywi�cie. Testowa�am jego sp�jno��. - Nie dopad�a pani �adna depresja czy z�e my�li? Zmru�y�a filuternie oczy. - Jak na razie nie. W�a�nie dlatego szef mnie wyznaczy� na pa�sk� towarzyszk�. - Rozumiem. - Rozejrza�em si� i wzi��em g��bszy oddech. - No to do roboty. Gdzie jest prysznic? Po ablucjach za�y�em gamepill i obserwowa�em, jak Nina pod��cza zasobniki z p�ynami. W mi�dzyczasie sprawdzi�em na przedramieniu nanowtyczk�, wykona�em kilka przysiad�w i na�o�y�em kombinezon. Pani Rostovsky zerka�a na mnie z nieukrywan� przyjemno�ci�. Chyba dawno nie widzia�a porz�dnie zbudowanego ch�opa. Pozwoli�em jej na odrobin� rado�ci. Za chwil� oboje byli�my gotowi. Owerole tester�w by�y najwy�szej klasy. Zakl��em w duchu. M�g�bym kupi� takie �o�e i ubranko... Nie mog�em sobie darowa� nieszcz�snej kwoty. Dziwna jest natura cz�owieka. Ledwo przyzwyczai�em si� do my�li, �e wykaraskam si� z d�ug�w, a ju� znalaz�em nowy pow�d do zmartwienia. Po�o�y�em si�, pod��czy�em z��czk�, przyj��em z ciep�ych d�oni b�yszcz�cy kask i ostro�nie nasun��em go na g�ow�. Nie wchodzi�em. Czeka�em na asystentk�, kt�ra, jak si� spodziewa�em, mia�a pe�ni� rol� przewodniczki. Nie chcieli ryzykowa�, �e wlez� w miejsce, gdzie wyszczerz� z�by �tajemnice handlowe�. Procedura dewitalizacyjna wygl�da�a typowo. Samo menu wej�cia w �wiat nie przedstawia�o �adnych fajerwerk�w. C�, wersja alfa. Za chwil� wok� eksplodowa� raj. Telepadrom by� gigantycznym miastem sk�adaj�cym si� z dziesi�tek zawieszonych w powietrzu platform. Na niebie kr�lowa�y odcienie oran�u i czerwieni, jakby zachodzi�o s�o�ce, chocia� by�o bardzo jasno. Daleko w dole szumia� tropikalny las. Na granicy widnokr�gu majaczy� ocean. Wszystko by�o nieprawdopodobnie plastyczne i tr�jwymiarowe. - Poszerzyli�cie rozstaw wirtualnych oczu! - wykrzykn��em. Nina ubrana by�a, podobnie jak ja, w lustrzany kombinezon. - Tak! - odkrzykn�a z zapa�em. - Dzi�ki temu �wiat jest postrzegany bardziej stereoskopowo! - Fantastyczne! - Prawda? - To, to... eldorado! Roze�mia�a si�. - Szkoda, �e nikt pana nie nagrywa. Mieliby�my �wietn� reklam�. Nad nami przelatywa�y przeszklone furgonetki, wy�ej kr�lowa� gigantyczny spacerowy statek po�yskuj�cy chromem i szk�em. - Nie ma ludzi - stwierdzi�em. - Zaraz to naprawimy. Wprowadz� enpec�w. Otworzy�a bursztynowy katalog i wystuka�a kilka komend. Za chwil� zaroi�o si� od powietrznych surfer�w, przechodni�w i roller�w. Przemieszczali si� ruchomymi chodnikami, skakali z ramp, kursowali przeziernymi windami, odwiedzali luksusowe hotele i restauracje. W takim miejscu mo�na si� zadurzy� na �mier�. Nawet Nina wygl�da�a poci�gaj�co. - Wejdziemy na statek pasa�erski. B�dzie lepszy widok - zaproponowa�a. Potrzebowa�em obrazu z lotu ptaka. Za chwil� podlecia� bezza�ogowy szklany prom. Weszli�my po rampie i usiedli�my w puchatych fotelach. Statek bezszelestnie pomkn�� w stron� giganta. Liniowiec m�g�by sam w sobie stanowi� interesuj�ce t�o gry. By� wielki jak Cotomou. Przez chwil� podziwia�em niebia�sk� architektur� jego zamczystych nadbud�wek, po czym zbli�y�em si� do burty. Miasto w dole wygl�da�o jak spe�nienie dzieci�cych marze�. Uruchomi�em aparatur�. Wyostrzy�em obraz i wzmocni�em kontrast. Rozkaza�em analizatorowi rozpatrywa� nagrywany widok ze wszystkich k�t�w. Uruchomi�em bibliotek� negatywnych symboli. Procesory Creation Dome by�y piekielnie szybkie. Obrazy miga�y jak szalone i wyklucza�y zbiory jeden po drugim. Nie min�a minuta i by�o po te�cie. - Jak badania? - Rostovsky przesta�a podziwia� warstwy chmur i podesz�a do eterycznego laboratorium. - Symboli nie ma. Odetchn�a z ulg�. Podczas wdechu jej piersi bardzo �adnie si� wype�ni�y. Torkil, Torkil, jeste� w pracy. Uruchomi�em aplikacj� sprawdzaj�c� integralno�� �wiata. To by�a druga i ostatnia mo�liwo�� sabotowania wirtualnych rzeczywisto�ci. Otoczenie mog�o si� wydawa� sp�jne, ale naprawd� by�o nielogiczne, jak obrazki Eschera, w kt�rych woda p�ynie pod g�r� lub mnisi w niesko�czono�� wchodz� po schodach tworz�cych zamkni�ty kr�g. W komputerowych �wiatach wprowadzenie anomalii by�o mo�liwe. Nie postrzegano ich jako nietypowych zgodnie z zasad�, �e cz�owiek zamkni�ty w systemie nie dostrzega jego wzoru. Programy rozbijaj�ce integralno�� powodowa�y, �e ludzie nie�wiadomie wysilali szare kom�rki, by nada� sp�jno�� czemu�, co jej nie posiada�o. Efektem by�o rozdra�nienie i przem�czenie. Program przeczesywa� Telepadrom oboj�tnym mechanicznym wzrokiem, podczas gdy spacerowiec majestatycznie przecina� mleczne ob�oczki. Gra�a uspokajaj�ca muzyka, pachnia�o wanili� i rumiankiem. Chcia�o si� �piewa�, ta�czy�, opala� i kocha�. - Macie tu pla��? - Spojrza�em w stron� po�yskuj�cego oceanu. - Jak najbardziej. Mo�emy tam polecie�. Zdaje si�, �e Nina by�a w podobnym nastroju. - Za chwil�. Niech to si� sko�czy - wskaza�em na zawieszone w powietrzu oko analizatora. Program nie wykry� odchyle�. By�em w kropce. Pozostawa�a improwizacja. W�a�ciwie wychodzi�a mi nie najgorzjej, chocia� w g��bi duszy bardzo liczy�em na te aplikacje. Jeste� profesjonalist�, Torkil, nadesz�a pora to udowodni�. - Czy mo�emy uruchomi� funkcj� telepatii? - spyta�em. - Oczywi�cie. - Kobieta otworzy�a zgrzebnie wygl�daj�ce okno, widocznie tylko dla technik�w, i wyda�a odpowiednie dyspozycje. - Mo�emy zaczyna�. Trema. W ko�cu za chwil� mia� nast�pi� pierwszy w moim �yciu kontakt my�lowy! - Witaj, Nino - pomy�la�em. - Witaj, Torkilu - jej g�os otoczony by� lekk� aur� pog�osu. - Echo to zamierzony efekt czy jakie� widmo? - zaciekawi�em si�. - �ladowa p�tla - odpar�a. - Testerzy m�wili, �e na pocz�tku mo�na by�o og�uchn��. - Nie rozumiem. - Ja co� my�l�, ty to odczytujesz, a robisz to, my�l�c, co z kolei odbieram ja, r�wnie� my�l�c, wi�c odbierasz to ty i tak dalej, a� do wielkiego huku. Technicy za�o�yli jak�� bramk� ucinaj�c� sygna� powrotny. Teraz jest okay. - S�uchaj, to dzia�a! - No! - u�miechn�a si� promiennie. W s�o�cu Telepadromu wygl�da�a niemal pi�knie. Nie mog�em zrozumie�, jakim cudem w biurze Creation Dome nie zauwa�y�em jej uroku. - Nie wy��czaj na razie. Chc� troch� potestowa� t� telepati�. - Lecimy na pla��!? - wskaza�a zabudowania na granicy puszczy. - Zgoda! Statek niespiesznie zmieni� kurs i pop�yn�� w kierunku oceanu. - Gdzie byli testerzy? - opar�em si� o barierk� i podziwia�em dywan lasu. - W�a�nie tu i nad wod�. Za kilkana�cie minut znale�li�my si� nad turkusowymi falami. Obiekt, kt�ry Nina nazywa�a pla��, by� w istocie fantastyczn� platform� unosz�c� si� nad tafl� krystalicznie czystej wody. By�y tam przeszklone baseny, zej�cia k�pielowe, stanowiska do nurkowania, batyskafy i inne cuda. Bezza�ogowy statek przewi�z� nas w miejsce po�o�one blisko chodnika wchodz�cego pod wod� w przezroczystym tunelu. Dooko�a pl�sali rozochoceni komputerowi pla�owicze: muskularni m�odzie�cy i perfekcyjnie zbudowane dziewice. Chocia� ich cia�a wygl�da�y jak sko�czone dzie�a sztuki, o wiele wi�ksze zainteresowanie budzi�a we mnie gor�cokrwista asystentka. - Wejdziemy w tunel�? - wskaza�a kciukiem przeziern� tub�. - Za chwil�. Uruchomi� swoje zabawki. Symbole rozpadu lub miejsca dezintegracji nie musia�y pokrywa� ca�ego �wiata. Skrupulatno�� to podstawa w zawodzie gamedeka. Po kilkukrotnym przejrzeniu bibliotek by�em ju� prawie pewien, �e problem le�a� gdzie indziej. Musia�em uspokoi� my�li i skierowa� je na inne tory. Podwodny spacer wydawa� si� dobrym pomys�em. W tunelu muzyka zmieni�a nastr�j na romantyczny. - Tu jest - prze�kn��em �lin� - fantastycznie. Stali�my w szklanej rurze zanurzonej w b��kitnym oceanie. Dooko�a p�ywa�y delfiny, wieloryby, o�miornice i inne nieprawdopodobnie barwne stwory, kt�rych jedyn� funkcj� by�o wywo�ywanie pozytywnych wra�e� wizualnych. Promienie s�o�ca przecina�y faluj�cy �wiat mieni�cymi si� klingami. Czu�em si� tak b�ogo, �e z trudem pami�ta�em o celu misji. Telepadrom by� skazany na sukces. W�r�d tej scenerii Nina wygl�da�a jak mityczna syrena. Zajrza�em jej w oczy i ujrza�em... mi�o��. - Pan, panie Aymore, te� jest fantastyczny - us�ysza�em w g�owie, gdy przywar�em wargami do jej ust. Up�yn�o jeszcze par� chwil, zanim wynurzyli�my si� z tunelu. Z przykro�ci� przypomnia�em sobie o obowi�zkach. Nie mia�em ochoty na powr�t. M�g�bym zosta� jeszcze kilka dni. A najch�tniej - tygodni. My�l, �e sprawa stoi w miejscu, dobija�a si� do psychiki niczym namolny trzmiel. - Musimy wraca�, Nino - wydusi�em z siebie. W jej oczach pojawi� si� b�l. Wok� pluska�y mityczne stwory, rozbrzmiewa� radosny �miech. Przez chwil� mia�em ochot� zosta� en-pecem. - M�j konsultant, Harry Norman, ma dost�p do innych program�w skanuj�cych. Musz� je skopiowa�. Potem wr�c�. �ga�em. By� mo�e mia� co� w zanadrzu, lecz by�em prawie pewien, �e jego aplikacje si� nie przydadz�. - Pan k�amie, panie Aymore? - us�ysza�em. U�wiadomi�em sobie, �e w Telepadromie blaga nie ma racji bytu. - Nie do ko�ca. Po prostu boj� si�, �e jego cude�ka nie pomog�. Popatrzy�a uwa�nie. B�ysn�a z�bami. - A, to co innego. - Nino, wracajmy. Nic tu nie wymy�l�. Musz� si� z tym przespa�. Otworzy�a okno wyj�cia i wyprowadzi�a nas do menu firmy. Zamruga�em. Oczy musia�y si� przestawi� na mniej tr�jwymiarowe �rodowisko. Uruchomi�em procedur� rewitalizacyjn�. Fizyczne cia�o wype�ni�o si� znajomym mrowieniem. Lekko si� poruszy�em. Napi��em i rozlu�ni�em po�ladki. Upewniwszy si�, �e mam pe�n� w�adz� nad mi�niami, wyci�gn��em r�ce i delikatnie zsun��em kask. Patrzy�em przez chwil� w bia�y sufit i przestawia�em percepcj� na szar� rzeczywisto��. By�em krok od depresji. Po Telepadromie zwyk�y �wiat wydawa� si� p�aski i g�upi. Nina nie by�a ju� taka pi�kna. Siedzia�a na skraju �o�a. Na brzuchu fa�dowa�y jej si� wielkie, nieapetyczne zwa�y t�uszczu. Ale� ona ma nadwag�, pomy�la�em, chyba ze dwadzie�cia kilo. U�miechn�a si� do mnie. Wcale mi si� nie podoba�a. Nie wiedzia�em, co powiedzie�. - No i jak, odpowiada ci nasz �wiat? - spyta�a z nadziej� w g�osie. - Bardzo - chrz�kn��em - interesuj�cy. - Nie masz... ochoty powt�rzy� dozna�? - na�ladowa�a g�osem holoreklamy. W pytaniu wyczu�em przemycon� zach�t�. Nie chcia�em si� z ni� spotyka�. Co� by�o bardzo nie w porz�dku. Jeszcze przed chwil� tuli�em j� w ramionach i ca�owa�em, a teraz nie mog�em na ni� patrze�! - Ee, tak, oczywi�cie, b�d� musia� kontynuowa� badania... - pl�ta�em si� w zeznaniach i coraz bardziej czerwieni�em. Chcia�bym wytrze� z pami�ci wyraz zawodu na jej twarzy, kiedy przebiera�a si� lekko przygarbiona i ze wzrokiem utkwionym w l�ni�cej pod�odze wzywa�a szefa. - Widz�, �e pani� te� w ko�cu dopad�o? - Fyodorowicz nie na darmo by� dyrektorem. - Z panem r�wnie� nie najlepiej? - zdziwi� si�. - No c�, jest pan tylko cz�owiekiem - skonstatowa�. - Ma pan co�? - Na razie nic - odpar�em. - Potrzebuj� kilku dni. I oprogramowania. Spojrza� gdzie� ponad moj� g�ow�. - Ale nfech pan pami�ta, �e czas jest bardzo wa�ny. No i - przeszy� mnie katowskim wzrokiem - je�li stwierdzi pan, �e sprawa pana przerasta, niech pan nie omieszka o tym poinformowa�. Nie mamy czasu na amatorszczyzn�. Dotkn�� mnie do �ywego. Wraca�em do domu i pr�bowa�em przeanalizowa� dziwn� przypad�o��. Zm�czenie powodowa�o, �e tylko wpatrywa�em si� w szyb�. Pada� deszcz. Warsaw City gin�o za parawanem mg�y i chmur. Powietrzna taks�wka wlok�a si� w korku. Wia� silny wiatr i lekko ko�ysa�o. Kiedy w ko�cu pneumobil zad ok�w a� na w�a�ciwym pi�trze, wiedzia�em, �e jedyne, co mog� zrobi�, to porz�dnie si� wyspa�. Nie dane mi jednak by�o wst�pi� do s�odkiego kr�lestwa Morfeusza. Mimo sporej dawki whisky, podw�jnego tuszu i uspokajaj�cej melodii s�cz�cej si� z g�o�nik�w, poczucie winy i wstydu gryz�o dusz� zatrutymi z�bami. Rzuca�em si� w ��ku, nie mog�c znale�� wygodnej pozycji. W ko�cu wy��czy�em masa� i usiad�em. Przebra�em si� w szlafrok, nala�em jeszcze jedn� szklank� przekl�tego p�ynu i stan��em w oknie. Trzysta czterdzieste drugie pi�tro to cholernie wysoko. Deszcz usta�, pozostawiaj�c po sobie umyte powietrze. Patrzy�em na roz�wietlone miasto przez miodowy pryzmat alkoholu. Stockomville ledwie zauwa�alnie dr�a� zawieszony na swoich gargantuicznych linach. My�li goni�y si� niczym �wietliste w�e: jedne za drugimi, jedne za drugimi w sinusoidalnym ta�cu, ja�owym i podobnym do transu, kt�ry - mia�em nadziej� - w ko�cu pozwoli mi zasn��. Oko�o czwartej nad r