W poszukiwaniu miejsca. Chrześcijanie LGBT w Polsce okładka

Średnia Ocena:


W poszukiwaniu miejsca. Chrześcijanie LGBT w Polsce

"Książka Doroty Hall jest – na pierwszy rzut oka – wąskosprofilowaną monografią dotyczącą jednej z niszowych grup społecznych, jaką tworzą chrześcijanie LGBT w Polsce. […] [Jednak] zagłębiając się w lekturę książki odkrywamy, iż zaprezentowane w niej rozważania dotyczą znacznie szerszego zjawiska, jakim są możliwości artykulacyjne grup już to marginalizowanych w dyskursie publicznym, już to przedstawianych w nim w skrzywionej perspektywie dyskursów dominujących w danym obszarze. W wielogłosowej rzeczywistości współczesnego społeczeństwa, w której obecność poszczególnych aktorów w przestrzeni publicznej zależna jest nie tyle od ich instytucjonalnej siły i liczebności, ile od ich zdolności przedstawienia i narzucenia swoich ram dyskursywnych, jest to zagadnienie o pierwszorzędnym znaczeniu. Wychodząc z założeń teorii radykalnej polityki demokratycznej Laclaua i Mouffe, autorka poddaje szczegółowej analizie uwarunkowania i dynamikę procesów kształtujących podmiotowość polityczną badanej grupy i stara się określić szanse jej zaistnienia jako publicznie rozpoznawalnego elementu rzeczywistości społecznej. Rekonstruuje stanowisko Kościoła katolickiego a także innych denominacji chrześcijańskich i śledzi ewolucję dyskursu prasowego w Polsce, pokazując, w jaki sposób tworzona była dyskursywna opozycja pomiędzy religią a nienormatywnością seksualną i płciową. Bogaty materiał zebrany w trakcie wywiadów biograficznych pozwala jej na uwzględnienie w analizie różnego typu bardziej specyficznych uwarunkowań dyskursywnych, które przenikają wyobraźnię samych chrześcijan LGBT, a tym samym podnoszą szanse albo ograniczają pojawienie się konkretnych artykulacji. Zdyscyplinowanie teoretyczne a także głęboka samoświadomość metodologiczna autorki sprawiają, iż książka ebook dostarcza modelowego wręcz przykładu analizy możliwości artykulacyjnych nie tylko tej konkretnej grupy, ale każdej innej, która zainteresowałaby konkretnego badacza. "z recenzji prof. dr hab. Mirosławy Marody

Szczegóły
Tytuł W poszukiwaniu miejsca. Chrześcijanie LGBT w Polsce
Autor: Hall Dorota
Rozszerzenie: brak
Język wydania: polski
Ilość stron:
Wydawnictwo: IFiS PAN
Rok wydania: 2016
Tytuł Data Dodania Rozmiar
Porównaj ceny książki W poszukiwaniu miejsca. Chrześcijanie LGBT w Polsce w internetowych sklepach i wybierz dla siebie najtańszą ofertę. Zobacz u nas podgląd ebooka lub w przypadku gdy jesteś jego autorem, wgraj skróconą wersję książki, aby zachęcić użytkowników do zakupu. Zanim zdecydujesz się na zakup, sprawdź szczegółowe informacje, opis i recenzje.

W poszukiwaniu miejsca. Chrześcijanie LGBT w Polsce PDF - podgląd:

Jesteś autorem/wydawcą tej książki i zauważyłeś że ktoś wgrał jej wstęp bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zgłoszony dokument w ciągu 24 godzin.

 


Pobierz PDF

Nazwa pliku: hurt comfort.pdf - Rozmiar: 3.29 MB
Głosy: 0
Pobierz

 

promuj książkę

To twoja książka?

Wgraj kilka pierwszych stron swojego dzieła!
Zachęcisz w ten sposób czytelników do zakupu.

W poszukiwaniu miejsca. Chrześcijanie LGBT w Polsce PDF transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Strona 1 Strona 2 Strona 3 Redaktor prowadząca: Marta Budnik Wydawca: Monika Rossiter Redakcja: Aleksandra Żdan Korekta: Bożena Sęk Projekt i ilustracje na okładce: © Justyna Tarkowska (www.milewidziane.pl) Wyklejka została zaprojektowana przy użyciu zasobów z portalu Freepik.com DTP: Maciej Grycz Copyright © 2020 by Weronika Łodyga Copyright © 2020 for the Polish edition by Young an imprint of Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Po- wielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek tech- niki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione. Wydanie I Białystok 2020 ISBN 978-83-66611-37-5 Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku: www.facebook.com/kobiece www.wydawnictwokobiece.pl Wydawnictwo Kobiece E-mail: [email protected] Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie www.wydawnictwokobiece.pl Strona 4 ROZDZIAŁ 1 A rtur nienawidził autobusów. Biorąc pod uwagę ulewę na zewnątrz, powinien być wdzięczny, że nie musi pieszo przedzierać się przez lodo- wate strugi deszczu, jednak panujący w pojeździe ścisk bardzo skutecznie zabijał w nim wszelkie pozytywne uczu- cia. Ostatnie dwa tygodnie wakacji spędził zamknięty we własnym pokoju, żywiąc się pizzą, mrożonkami i daniami na wynos, pochłonięty rysowaniem do tego stopnia, że niewiele brakowało, by w ogóle przegapił początek wrześ- nia. Powrót na łono społeczeństwa był dla niego jak opusz- czenie schronu po apokalipsie: dużo zniszczeń, cierpie- nia i bezustannych krzyków. Choć możliwe, że to ostatnie działo się tylko w jego głowie. W dodatku jak ostatni kre- tyn wbił się w stare spodnie od garnituru i czuł, że jeszcze trochę, a będzie potrzebował amputacji odmrożonych nóg. A co już absolutnie najgorsze z tego wszystkiego, Napole- on uznał jego słuchawki za świetny materiał do rzucenia • 7 • Strona 5 wyzwania grawitacji. Owoc współczesnej technologii oka- zał się bezsilny wobec kociego kaprysu i wysokości szafy, oficjalnie kończąc swój żywot. Pierwszego września o go- dzinie ósmej trzydzieści pięć Artur był więc mokry, zmarz- nięty, praktycznie wgnieciony w drzwi i pozbawiony moż- liwości odcięcia od świata choćby jednego zmysłu. Wszechświat doprawdy musiał go nienawidzić. Usłyszał jakieś niewielkie zamieszanie z tyłu, kilka razy oberwał łokciem lub kolanem i po chwili tłum niemal do- słownie wypluł kogoś na sąsiednią szybkę automatycznych drzwi. „Ktoś” przylgnął nosem do szkła, starając się chyba ocenić, gdzie konkretnie się znajduje. Zmarszczył brwi, przez chwilę kontemplował rozmazujące widok litry wody, po czym rozejrzał się na boki, ewidentnie szukając jakiejś ofiary. Artur błyskawicznie wbił wzrok w swoje buty, ża- łując, że nie ma dość miejsca, by wyjąć z kieszeni telefon. Oczywiście niczego tym nie zyskał – „ktoś” natychmiast wyczuł jego słabość. – Hej, wiesz może, za ile przystanków będzie Klonowa? Artur nie odpowiedział. Nie poruszył się. Starał się nawet nie oddychać, w nadziei że zostanie uznany za martwego. „Ktoś” ani myślał się poddać i po kolejnej próbie zwró- cenia na siebie uwagi trącił go lekko w ramię. Artur się skrzywił, przez moment wpatrywał się w palce, które mia- ły czelność przekroczyć granice jego przestrzeni osobistej, po czym powędrował wzrokiem w górę, przez rękaw błę- kitnej kurtki aż po okrytą kapturem głowę, w której zro- dziła się koncepcja, że dotykanie innych bez ich zgody jest dobrym pomysłem. Na tyle, na ile pozwalały mu dostrzec zaparowane oku- lary, „ktoś” był wysokim nastolatkiem, najpewniej w jego • 8 • Strona 6 wieku, może nieco starszym. Mokre włosy lepiły mu się do policzków, a usta rozciągał szeroki uśmiech. Przez kilka sekund wpatrywali się w siebie w milczeniu, aż w końcu, gdy stało się jasne, że „ktoś” nie zamierza odpuścić, Artur wyciągnął ręce z kieszeni i z obojętną miną zamigał pierw- sze, co przyszło mu do głowy. – Mówiłeś coś? „Ktoś” zamrugał stropiony. – Och – wyrwało mu się, gdy w końcu zrozumiał. – Je- steś... Sorki, nie wiedziałem. Artur uniósł brwi, przekrzywiając nieco głowę, jakby próbował zgadnąć, co właśnie się dzieje. Był beznadziej- nym aktorem, ale tę jedną scenkę odgrywał w życiu tyle razy, że zdążył opanować ją do perfekcji. – A, no tak...! – „Ktoś” zmieszał się jeszcze bardziej, gdy zrozumiał, co robi nie tak. Gdyby Artur miał nieco lepszy humor, zaczęłoby go to nawet bawić. – Poczekaj. Sięgnął do kieszeni po telefon i szybko wystukał coś na ekranie, raz po raz podnosząc wzrok na drugiego chłopaka, jakby się bał, że ten zaraz mu zniknie. Wreszcie skończył i z pełnym skruchy uśmiechem podetknął mu aparat nie- mal pod sam nos: „Przepraszam! Nie chciałem być niemiły. Wiesz, za ile przystanków jest Klonowa?”. Artur westchnął ciężko w duchu, ale uniósł dłoń, poka- zując dwa palce. Chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej, do tego stopnia, że z pewnością musiało to boleć. – Dzięki. Znaczy, em... – Uniósł w górę oba kciuki. Artur tylko wzruszył ramionami, opierając czoło o szy- bę, by dać do zrozumienia, że rozmowę uważa za zakoń- czoną. Świetnie. Nie dość, że rzeczywistość atakowała go od samego rana, teraz w dodatku nie będzie mógł nawet • 9 • Strona 7 spokojnie wysiąść na odpowiednim przystanku. Nie było mowy, by narażał się na to, że obcy koleś zechce zapytać go o coś jeszcze, lub gorzej – zorientuje się, że idą w tę samą stronę. Bo nie ukrywajmy – jeśli pierwszego wrześ- nia, podczas cholernej ulewy, wysiadasz na Klonowej, je- steś albo uczniem pobliskiego liceum, albo jego pracowni- kiem, albo słabo znającym miasto bezdomnym. Kiedy autobus w końcu wtoczył się na właściwy przysta- nek, Artur rozważał przez moment, czy może nie uda mu się wmieszać w tłum innych uczniów i wymknąć, stale czuł jednak na sobie wzrok „ktosia”, nawet gdy ten wysiadł już z pojazdu. Chcąc nie chcąc (bardzo, bardzo nie chcąc) na- ciągnął więc kaptur na głowę i przygotował się mentalnie na dodatkowe piętnaście minut spaceru. Czy też walki z osza- lałym żywiołem, dającym w kość do tego stopnia, że chyba pierwszy raz w życiu się ucieszył, przekraczając próg szkoły. Szatnia była dziś nieczynna, więc starannie rozwiesił kurt- kę na kaloryferze w jednym z pustych korytarzy. Kaloryfer, rzecz jasna, ledwo osiągał temperaturę w ogóle kwalifikują- cą go do tejże nazwy, ale to akurat nikogo nie dziwiło, a już na pewno nie jego. Na chlupoczącą w butach wodę niewie- le mógł poradzić, włosy potraktował suszarką do rąk w ła- zience na piętrze, co pozwoliło mu uzyskać na głowie ideal- ny efekt bezkształtnej czarnej masy. Idealne oddanie stanu mentalnego, gdyby ktoś pytał go o zdanie. Centrum szkoły – duża, zastawiona krzesłami aula oraz jej okolice – tętniło życiem. Tętniło bardzo głośno, bardzo tłumnie i Arturowi na sam widok zbieraniny uczniów zro- biło się słabo. Mimo wszystko odetchnął głęboko i usiłując na nikogo nie wpaść, zaczął lawirować między grupkami rówieśników, wypatrując znajomej twarzy. • 10 • Strona 8 Znalazł ją zadziwiająco szybko, biorąc pod uwagę to, jak bardzo nic mu dziś nie wychodziło. Magda siedziała w jed- nym z ostatnich rzędów, tuż przy drzwiach auli, w miejscu najbardziej pożądanym przez tych, którzy umieli myśleć w przód i oczami wyobraźni już widzieli, jaki chaos zapanu- je po zakończeniu apelu. W zasadzie „siedziała” było spo- rym nadużyciem – leżała wyciągnięta na dwóch sąsiednich krzesłach, oglądając coś na trzymanym nad twarzą telefonie. Matka musiała długo ją męczyć o włożenie na siebie czegoś normalnego, bo wbiła się w regulaminową czarną spódnicę i białą koszulę. Założenie, że zmusi ją to do wyzbycia się wy- sokich glanów lub powstrzyma przed nabazgraniem na ręka- wach markerem punk’s not dead, było jednak bardzo naiwne. Kiedy Artur szturchnął ją w ramię, wydała z siebie głu- chy pomruk i leniwie podniosła się do siadu, zwalniając mu miejsce. – No wreszcie! – mruknęła, nie odrywając nawet wzro- ku od ekranu. – Już myślałam, że jednak olałeś. Skrzywił się. Nie żeby nie brał pod uwagę takiej możli- wości, w jego przypadku mogłoby się to jednak źle skoń- czyć. Gdyby odpuścił rozpoczęcie roku, z pewnością zdo- łałby przekonać samego siebie, że pierwszy dzień lekcji jest równie nieistotny i nie ma sensu zawracać sobie nim głowy. Kolejny dzień to też nic ciekawego, a w ogóle to nie ma przecież planu, nawet nie wie, co spakować. Przyjść w czwartek będzie trochę głupio, a skoro już tyle sobie da- rował, to można iść za ciosem i zostać w domu do końca tygodnia. A potem powtarzałby ten proces myślowy tak długo, aż ktoś siłą wykopałby go z domu. Tym kimś z pewnością byłaby Magda, ostatecznie więc – na jedno by wyszło. • 11 • Strona 9