Upload dokumentów - promocja książek - darmowy hosting pdf - czytaj fragmenty
Tank Girl z szalonym błyskiem w oku sieje zniszczenie tak, jak tylko ona potrafi. Dołącz do naszej ulubionej wariatki na drodze poznaczonej demolką, absurdalnymi przygodami i zleceniami, jakich nie podjąłby się nikt inny. W bogatym CV bohaterki obok zawodu „łowczyni nagród” znajdzie się pomiędzy innymi doręczenie pewnej zagadkowej przesyłki prezydentowi Australii czy… bokserskie potyczki kangurów. A to dopiero początek.
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Tank Girl. Tom 1 |
Autor: | Hewlett Jamie, Martin Alan C. |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | Non Stop Comics |
Rok wydania: | 2017 |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
PDF Upload - Zapytania o Książki - Dokumenty © 2018 - Wszystkie prawa zastrzeżone.
Recenzje
Komiksem zainteresowałam się, bo jestem wielbicielką twórczości Hewletta, który i w tym przypadku mnie nie zawiódł! Kilka pierwszych stron poświęconych jest informacjom o autorach, jak doszło do powstania Tank Girl i co zainspirowało ich do stworzenia jej wizerunku- wg mnie to bardzo fajny dodatek, lubię dowiadywać się trochę o koncepcie bohatera, zanim przejdę do samej treści komiksu. A co do treści właśnie to jest strasznie wciągająca- warto jednak wspomnieć, że raczej nie odpowiednia dla osób wrażliwych na wulgarność... Z kolei wielbiciele twardych bohaterek, które wiedzą jak i nie boją się postawić na swoim z pewnością to dzieło zachwyci! Jednakże o samej fabule nie będę za wiele pisać, ponieważ nie chcę psuć innym radości z jej odkrywania, a to, co należy wiedzieć jest zawarte w opisie ;) Jak wcześniej wspominałam bardzo lubię prace Hewletta więc styl rysunków przypadł mi do gustu, dużo szczegółów i ukrytych smaczków, z pewnością każdej stronie należy poświęcić trochę uwagi. Wydanie komiksu jest bardzo przyjemne dla oka i estetyczne. Serdecznie zalecam każdemu, kto chce się trochę pośmiać i obudzić w sobie ukrytego buntownika- punka!
ubaw po pachy! kiedy wydanie drugiej czesci Soniu?
Subtelność na poziomie czołgu Dzieła popkultury mają to do siebie, że nierzadko dynamicznie się starzeją. Mamy rzecz jasna ponadczasowe klasyki jak „Ojciec chrzestny” czy „Obcy”, lecz czasami film/serial/książka/komiks już po kilku latach wydaje się niezwykle nieświeży i udajemy, że nigdy go nie degustowaliśmy. Dlaczego o tym piszę? Wydany przez Non Stop Comics tytuł – pierwszy tom Tank Girl zbiera komiksy, które zaczęły ukazywać się w 1988 roku. Także mamy na horyzoncie trzydziestolecie. Czy było sens niejako wskrzeszać taką bohaterkę? Zdecydowanie tak (i cały suspens poszedł...). Popkultura stale rozpacza na brak wyrazistych bohaterek. Mieliśmy w tym roku „Atomic Blonde” (piękny niewypał) i „Wonder Women”, lecz sukces tego drugiego filmu uznawać za zwiastun dużych zmian. To raczej właśnie niezaspokojone pragnienie obserwowania poczynań protagonistek. Poza tym w porównaniu do innych dzieł DC, takich jak „Suicide Squad”, film z Amazonką rzeczywiście jest arcydziełem. Lecz sama Wonder Man stale jest damą w opałach, która jednak sama z tych opałów potrafi się uratować. Ładnie ubrana, nieźle wychowana i pełna idealistycznych celów. Czy takiej bohaterki potrzebujemy? Prawdopodobnie nie. Na szczęście Tank Girl jest zupełnie inna. Tank Girl jest totalnie niepoprawną krejzolką, która przemierza australijskie pustkowia w czołgu, za nim mając wszelkie konwenanse. Dodajmy do tego charakterystyczną fryzurę, niewybredny mowa i wysoką tolerancję – zdarza jej się prowadzać z kangurem. Istne keine grenzen. Nie myślcie, że Tank Girl będzie ratować świat – ma trochę inne priorytety. W jednym z odcinków zdobywa magiczny szlafroczek, na który robił zakusy sam Lucyfer i musi sobie jakoś poradzić z jego propozycjami. Innym razem wypadają właśnie narodziny Tank Girl, a jedynym dostępnym piwem są jakieś szczyny – na reszcie zapasów własną łapę położyła mafia. Tank Girl nie może tak tego zostawić – w towarzystwie kolegów zamierza odbić ładunek, ponieważ czy jest coś ważniejszego od browaru? Tematyka i tempo opowieści są doprawdy szalone. Mogą kojarzyć się (także ze względu na scenerię) z ostatnim „Mad Maxem”. W sumie nic dziwnego, ponieważ twórcy inspirowali się tym bohaterem (rzecz jasna w czasach, gdy grał go jeszcze Mel Gibson). Postapokaliptyczna energia wprost wylewa się z komiksowych paneli. Stworzyć komiks mogła tylko banda młokosów, która żadnego pomysłu nie uznawała za zbyt szalony. Młody wiek autorów był również odpowiedzialny za szczeniacki humor (ale z wysoką skutecznością żartów) i istną eksplozję detali w poszczególnych kadrach. Malunki są czarno-białe, więc nie było szans na zamaskowanie braków kolorami. Pewna kreska i chirurgiczna celność pozwoliły stworzyć małe arcydziełka, generatory oczopląsu – niebezpiecznego, uzależniającego, a zarazem bardzo pożądanego. „Tank Girl” to sztubacki komiks, który pokazuje, że brak doświadczenia nierzadko jest atutem. W momencie rozpoczynania prac ponad serią Jamie Hewlett (rysunek) i Alan Martin (scenariusz) musieli być niewyżyci. Bardziej podniecające dla nich było to, że w ogóle mogli stworzyć taką postać jak Tank Girl, niż sam fakt, że była bezpruderyjna i wyzwolona seksualnie, a absurdalne sytuacje, w którą ją wrzucali, stawały się idealnym pretekstem do rysowania wyzywających kresek.
ZMIAŻDŻY CI KRĘGOSŁUP I JAJA Na okładce tego albumu znajduje się ostrzeżenie, by trzymać go z dala od dzieci i Greenpeace’u i nie ma w tym zbyt dużo przesady. „Tank Girl”, kultowa seria Martina i Hewletta (komiksiarza odpowiedzialnego także za graficzne opracowanie albumów i występów zespołu Gorillaz) to twór ostry, wulgarny, pełen niewybrednego humoru… Po prostu brytyjski komiks punkowy, korzeniami mocno tkwiący w undergroundowych zinach. Poznajcie Tank Girl, niepokorną heroinę żyjącą w świecie przyszłości. A dokładniej w Australii przyszłości, gdzie Krainą Kangurów rządzi 92-letni, wiecznie popuszczający prezydent Hogan (ktoś pamięta „Krokodyla Dundee”? Nie? To koniecznie odświeżcie sobie film przed lekturą!) – z tym, że kangurami tutaj władać akurat się nie da. Zwierzątka te, obdarzone mową, inteligencją (szczątkową, lecz jednak) i brutalnością, przerzuciły się z niszczenia plonów na molestowanie farmerów i podpalanie ich dzieci. Przy okazji oczywiście wyjadają ich dania z grilla, wypijają alkohol etc. Z nimi to, pomiędzy innymi oczywiście, walczy Tank Girl – kobieta w glanach, przyciasnym staniku i stricte punkowej fryzurze (czyli praktycznym braku włosów), która ma do własnej dyspozycji solidny czołg i konkretny arsenał broni. Pracuje w końcu dla wojska, chociaż nawet jej dowódca nie jest w stanie znieść własnej swojej podwładnej. I to do tego stopnia, że w końcu sam będzie chciał jej śmierci, lecz nie uprzedzajmy faktów. A może uprzedzajmy? Kto może nam zabronić? W tym szalonym świecie wszystko jest bowiem możliwe. Tank Girl sypia z chutliwymi kangurami, choć nie omieszka po wszystkim strzelić takiemu partnerowi w łeb, wali z broni powiększającej tysiąckrotnie jądra, czołgiem wykonuje ewolucje zaprzeczające prawom fizyki i nieźle się przy tym bawi, wykonując (albo i nie) powierzone jej zadania, spotykając kolejnych osobliwych typów i pakując się w coraz to gorsze tarapaty. Lecz spokojnie, nic jej nie zniszczy – to ona zmiażdży każdemu kręgosłup i jaja! „Tank Girl” to nie jest komiks dla wszystkich. To undergroundowa jazda bez trzymanki, w której nie chodzi o logikę czy przesłanie, lecz bunt i wyżycie się. Odreagowanie, poprzez odwoływanie się do sztuki niskiej i żonglowanie wchłoniętymi popkulturowymi motywami, które, przepuszczone przez odpowiedni filtr, wypełniają kadry. Wszystko to podlane zostaje muzycznymi fragmentami, swoistymi bezdźwięcznym soundtrackiem tego, czego autorzy słuchali akurat w chwili pracy ponad danymi planszami. W konsekwencji powstało dzieło specyficzne, coś, co spodoba się wszystkim tym, pamiętającym czasy magazynu „Produkt” (szczególnie mocno „Tank Girl” inspirował się Filip Myszkowski, tworząc własną serię „Emilia, Tank i Profesor”) lub nieźle bawili się czytając „Ranxa”. Graficznie przygody kobiety z czołgu prezentują się podobnie, jak jej fabuła. Malunki są brudne, undergroundowe, uliczne wręcz. To taka cartoonowa robota dla dorosłych, nie stroniąca od erotyki, dziwnych, bardzo ekspresyjnych min, krwi, przemocy i wszelkich pojazdów i broni przedstawionych z dbałością o szczegóły. Taki komiks-zabawka dla wiecznych chłopców. Mamy tu nawet nagą Tank Girl i fragmenty stroju do wycięcia, tak, byśmy sami mogli ją ubrać. Dodatków oczywiście jest więcej, otrzymujemy bowiem wprowadzenie opowiadające historię powstawania serii, archiwalne materiały, garść grafik i przedruk kolorowych okładek od Dark Horse. Wnętrze jest jednak czarno-białe, zremasterowane do oryginalnej wersji, i ułożone chronologicznie. Całość pozostawia po sobie dobre wrażenie i choć nie jest to komiks dla wszystkich, jak to z dziełami kultowymi bywa, każdy chociaż powinien spróbować się z nim zapoznać i przekonać na swojej skórze z czym ma do czynienia. Ja ze swej strony polecam.