Tank Girl. Tom 1 okładka

Średnia Ocena:


Tank Girl. Tom 1

Tank Girl z szalonym błyskiem w oku sieje zniszczenie tak, jak tylko ona potrafi. Dołącz do naszej ulubionej wariatki na drodze poznaczonej demolką, absurdalnymi przygodami i zleceniami, jakich nie podjąłby się nikt inny. W bogatym CV bohaterki obok zawodu „łowczyni nagród” znajdzie się pomiędzy innymi doręczenie pewnej zagadkowej przesyłki prezydentowi Australii czy… bokserskie potyczki kangurów. A to dopiero początek.

Szczegóły
Tytuł Tank Girl. Tom 1
Autor: Hewlett Jamie, Martin Alan C.
Rozszerzenie: brak
Język wydania: polski
Ilość stron:
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Rok wydania: 2017
Tytuł Data Dodania Rozmiar
Porównaj ceny książki Tank Girl. Tom 1 w internetowych sklepach i wybierz dla siebie najtańszą ofertę. Zobacz u nas podgląd ebooka lub w przypadku gdy jesteś jego autorem, wgraj skróconą wersję książki, aby zachęcić użytkowników do zakupu. Zanim zdecydujesz się na zakup, sprawdź szczegółowe informacje, opis i recenzje.

Tank Girl. Tom 1 PDF - podgląd:

Jesteś autorem/wydawcą tej książki i zauważyłeś że ktoś wgrał jej wstęp bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zgłoszony dokument w ciągu 24 godzin.

 


Podgląd niedostępny.

 

promuj książkę

To twoja książka?

Wgraj kilka pierwszych stron swojego dzieła!
Zachęcisz w ten sposób czytelników do zakupu.

Recenzje

  • Anonim

    Komiksem zainteresowałam się, bo jestem wielbicielką twórczości Hewletta, który i w tym przypadku mnie nie zawiódł! Kilka pierwszych stron poświęconych jest informacjom o autorach, jak doszło do powstania Tank Girl i co zainspirowało ich do stworzenia jej wizerunku- wg mnie to bardzo fajny dodatek, lubię dowiadywać się trochę o koncepcie bohatera, zanim przejdę do samej treści komiksu. A co do treści właśnie to jest strasznie wciągająca- warto jednak wspomnieć, że raczej nie odpowiednia dla osób wrażliwych na wulgarność... Z kolei wielbiciele twardych bohaterek, które wiedzą jak i nie boją się postawić na swoim z pewnością to dzieło zachwyci! Jednakże o samej fabule nie będę za wiele pisać, ponieważ nie chcę psuć innym radości z jej odkrywania, a to, co należy wiedzieć jest zawarte w opisie ;) Jak wcześniej wspominałam bardzo lubię prace Hewletta więc styl rysunków przypadł mi do gustu, dużo szczegółów i ukrytych smaczków, z pewnością każdej stronie należy poświęcić trochę uwagi. Wydanie komiksu jest bardzo przyjemne dla oka i estetyczne. Serdecznie zalecam każdemu, kto chce się trochę pośmiać i obudzić w sobie ukrytego buntownika- punka!

  • Leon Polon

    ubaw po pachy! kiedy wydanie drugiej czesci Soniu?

  • Łukasz Wasilewski

    Subtelność na poziomie czołgu Dzieła popkultury mają to do siebie, że nierzadko dynamicznie się starzeją. Mamy rzecz jasna ponadczasowe klasyki jak „Ojciec chrzestny” czy „Obcy”, lecz czasami film/serial/książka/komiks już po kilku latach wydaje się niezwykle nieświeży i udajemy, że nigdy go nie degustowaliśmy. Dlaczego o tym piszę? Wydany przez Non Stop Comics tytuł – pierwszy tom Tank Girl zbiera komiksy, które zaczęły ukazywać się w 1988 roku. Także mamy na horyzoncie trzydziestolecie. Czy było sens niejako wskrzeszać taką bohaterkę? Zdecydowanie tak (i cały suspens poszedł...). Popkultura stale rozpacza na brak wyrazistych bohaterek. Mieliśmy w tym roku „Atomic Blonde” (piękny niewypał) i „Wonder Women”, lecz sukces tego drugiego filmu uznawać za zwiastun dużych zmian. To raczej właśnie niezaspokojone pragnienie obserwowania poczynań protagonistek. Poza tym w porównaniu do innych dzieł DC, takich jak „Suicide Squad”, film z Amazonką rzeczywiście jest arcydziełem. Lecz sama Wonder Man stale jest damą w opałach, która jednak sama z tych opałów potrafi się uratować. Ładnie ubrana, nieźle wychowana i pełna idealistycznych celów. Czy takiej bohaterki potrzebujemy? Prawdopodobnie nie. Na szczęście Tank Girl jest zupełnie inna. Tank Girl jest totalnie niepoprawną krejzolką, która przemierza australijskie pustkowia w czołgu, za nim mając wszelkie konwenanse. Dodajmy do tego charakterystyczną fryzurę, niewybredny mowa i wysoką tolerancję – zdarza jej się prowadzać z kangurem. Istne keine grenzen. Nie myślcie, że Tank Girl będzie ratować świat – ma trochę inne priorytety. W jednym z odcinków zdobywa magiczny szlafroczek, na który robił zakusy sam Lucyfer i musi sobie jakoś poradzić z jego propozycjami. Innym razem wypadają właśnie narodziny Tank Girl, a jedynym dostępnym piwem są jakieś szczyny – na reszcie zapasów własną łapę położyła mafia. Tank Girl nie może tak tego zostawić – w towarzystwie kolegów zamierza odbić ładunek, ponieważ czy jest coś ważniejszego od browaru? Tematyka i tempo opowieści są doprawdy szalone. Mogą kojarzyć się (także ze względu na scenerię) z ostatnim „Mad Maxem”. W sumie nic dziwnego, ponieważ twórcy inspirowali się tym bohaterem (rzecz jasna w czasach, gdy grał go jeszcze Mel Gibson). Postapokaliptyczna energia wprost wylewa się z komiksowych paneli. Stworzyć komiks mogła tylko banda młokosów, która żadnego pomysłu nie uznawała za zbyt szalony. Młody wiek autorów był również odpowiedzialny za szczeniacki humor (ale z wysoką skutecznością żartów) i istną eksplozję detali w poszczególnych kadrach. Malunki są czarno-białe, więc nie było szans na zamaskowanie braków kolorami. Pewna kreska i chirurgiczna celność pozwoliły stworzyć małe arcydziełka, generatory oczopląsu – niebezpiecznego, uzależniającego, a zarazem bardzo pożądanego. „Tank Girl” to sztubacki komiks, który pokazuje, że brak doświadczenia nierzadko jest atutem. W momencie rozpoczynania prac ponad serią Jamie Hewlett (rysunek) i Alan Martin (scenariusz) musieli być niewyżyci. Bardziej podniecające dla nich było to, że w ogóle mogli stworzyć taką postać jak Tank Girl, niż sam fakt, że była bezpruderyjna i wyzwolona seksualnie, a absurdalne sytuacje, w którą ją wrzucali, stawały się idealnym pretekstem do rysowania wyzywających kresek.

  • Wkp

    ZMIAŻDŻY CI KRĘGOSŁUP I JAJA Na okładce tego albumu znajduje się ostrzeżenie, by trzymać go z dala od dzieci i Greenpeace’u i nie ma w tym zbyt dużo przesady. „Tank Girl”, kultowa seria Martina i Hewletta (komiksiarza odpowiedzialnego także za graficzne opracowanie albumów i występów zespołu Gorillaz) to twór ostry, wulgarny, pełen niewybrednego humoru… Po prostu brytyjski komiks punkowy, korzeniami mocno tkwiący w undergroundowych zinach. Poznajcie Tank Girl, niepokorną heroinę żyjącą w świecie przyszłości. A dokładniej w Australii przyszłości, gdzie Krainą Kangurów rządzi 92-letni, wiecznie popuszczający prezydent Hogan (ktoś pamięta „Krokodyla Dundee”? Nie? To koniecznie odświeżcie sobie film przed lekturą!) – z tym, że kangurami tutaj władać akurat się nie da. Zwierzątka te, obdarzone mową, inteligencją (szczątkową, lecz jednak) i brutalnością, przerzuciły się z niszczenia plonów na molestowanie farmerów i podpalanie ich dzieci. Przy okazji oczywiście wyjadają ich dania z grilla, wypijają alkohol etc. Z nimi to, pomiędzy innymi oczywiście, walczy Tank Girl – kobieta w glanach, przyciasnym staniku i stricte punkowej fryzurze (czyli praktycznym braku włosów), która ma do własnej dyspozycji solidny czołg i konkretny arsenał broni. Pracuje w końcu dla wojska, chociaż nawet jej dowódca nie jest w stanie znieść własnej swojej podwładnej. I to do tego stopnia, że w końcu sam będzie chciał jej śmierci, lecz nie uprzedzajmy faktów. A może uprzedzajmy? Kto może nam zabronić? W tym szalonym świecie wszystko jest bowiem możliwe. Tank Girl sypia z chutliwymi kangurami, choć nie omieszka po wszystkim strzelić takiemu partnerowi w łeb, wali z broni powiększającej tysiąckrotnie jądra, czołgiem wykonuje ewolucje zaprzeczające prawom fizyki i nieźle się przy tym bawi, wykonując (albo i nie) powierzone jej zadania, spotykając kolejnych osobliwych typów i pakując się w coraz to gorsze tarapaty. Lecz spokojnie, nic jej nie zniszczy – to ona zmiażdży każdemu kręgosłup i jaja! „Tank Girl” to nie jest komiks dla wszystkich. To undergroundowa jazda bez trzymanki, w której nie chodzi o logikę czy przesłanie, lecz bunt i wyżycie się. Odreagowanie, poprzez odwoływanie się do sztuki niskiej i żonglowanie wchłoniętymi popkulturowymi motywami, które, przepuszczone przez odpowiedni filtr, wypełniają kadry. Wszystko to podlane zostaje muzycznymi fragmentami, swoistymi bezdźwięcznym soundtrackiem tego, czego autorzy słuchali akurat w chwili pracy ponad danymi planszami. W konsekwencji powstało dzieło specyficzne, coś, co spodoba się wszystkim tym, pamiętającym czasy magazynu „Produkt” (szczególnie mocno „Tank Girl” inspirował się Filip Myszkowski, tworząc własną serię „Emilia, Tank i Profesor”) lub nieźle bawili się czytając „Ranxa”. Graficznie przygody kobiety z czołgu prezentują się podobnie, jak jej fabuła. Malunki są brudne, undergroundowe, uliczne wręcz. To taka cartoonowa robota dla dorosłych, nie stroniąca od erotyki, dziwnych, bardzo ekspresyjnych min, krwi, przemocy i wszelkich pojazdów i broni przedstawionych z dbałością o szczegóły. Taki komiks-zabawka dla wiecznych chłopców. Mamy tu nawet nagą Tank Girl i fragmenty stroju do wycięcia, tak, byśmy sami mogli ją ubrać. Dodatków oczywiście jest więcej, otrzymujemy bowiem wprowadzenie opowiadające historię powstawania serii, archiwalne materiały, garść grafik i przedruk kolorowych okładek od Dark Horse. Wnętrze jest jednak czarno-białe, zremasterowane do oryginalnej wersji, i ułożone chronologicznie. Całość pozostawia po sobie dobre wrażenie i choć nie jest to komiks dla wszystkich, jak to z dziełami kultowymi bywa, każdy chociaż powinien spróbować się z nim zapoznać i przekonać na swojej skórze z czym ma do czynienia. Ja ze swej strony polecam.