W tamtym roku bodajże na Dzień Ojca kupiłam mojemu tacie pierwsze odcinki Sherlocka Holmesa i tak się sama w nie strasznie wkręciłam, że też chętnie sięgnęłam po opowiadania. Oczywiście współczesny Sherlock i ten zamierzchły troszkę się różnią, jednak obaj są niesamowici. Pomiędzy innymi z powodu najsłynniejszego detektywa świata sięgnęłam po najnowszą opowieść Sama Christera - Cienie śmierci. Londyn na przełomie XIX i XX wieku. Simeon Lynch, płatny zabójca, trafia do więzienia, gdzie czeka na egzekucję, lecz spokoju nie zaznaje, bowiem wśród więźniów, lecz także strażników więziennych i samego dyrektora ma własnych największych wrogów, którzy usilnie uprzykrzają mu pobyt, próbując nawet skrócić czas czekania na egzekucję i samemu wydać wyrok. Sprawę Lyncha prowadzi... Sherlock Holmes, natomiast Simeon zabiera nas w podróż do własnych wspomnień, kiedy to żył dostatnie w rodzinie Moriartych. Kto okaże się lepszy: Holmes czy Lynch? Dowiecie się czytając książkę. :) Cała historia wyjątkowo mnie urzekła, bo nie spodziewałam się, że historia właśnie tak się zakończy, jak się zakończyła. Fabuła niesamowicie wciąga, a historia napisana jest idealnym mową oddającym klimat tamtych czasów. Holmes Christera jest wierną kopią Holmesa Doyle'a, przez co czytelnik ma wrażenie, jakby czytał historię widzianą oczami oskarżonego, lecz napisaną przez szkockiego pisarza. Książkę zalecam wszystkim fanom Sherlocka Holmesa i wielbicielom powieści detektywistycznych osadzonych w XIX-wiecznym Londynie.